Epizod VI - Rozdział 53: Umowa (Ethan Incredible)
Rozdział 53: Umowa (Ethan Incredible)
Wsiedliśmy
do windy w grupie pięciu osób – wraz z Cecily, Agathą, Elizabeth oraz Maksem.
Liczyłem również mojego mrocznego pasażera, który coraz bardziej bezczelnie
przejmował nade mną stery. Nie zatrzymywał się przed niczym i chociaż miałem
dziury w pamięci, to byłem pewien, że dogadywał się z Yamą. Musiałem z nim
pogadać i ustalić jakieś granice, bo to co robił zaczynało robić się
niebezpieczne. Obiecałem sobie, że załatwię to jeszcze dzisiaj. Póki co
skupiłem się w pełni na poszukiwaniach. Zatrzymaliśmy się i wysiedliśmy na
piętrze, które było teatrem. Widziałem błysk w oczach u Cecily. Na pewno
występowała w niejednej sztuce i byłem pewien, że z chęcią ucieknie myślami
gdzieś dalej. Schody znajdowały się po lewej stronie, co jak zwykle dawało nam
jakiś obraz tego, gdzie znajduje się to pomieszczenie. Korytarze były identyczne,
jak na prawie każdym piętrze – jedynym wyjątkiem było biuro, które było jednym
z normalniejszych miejsc w całym hotelu. Przeszliśmy przez blaszane drzwi i
znaleźliśmy się w sporej hali o kształcie półokręgu. Na samym centrum
znajdowało się podwyższenie, za którym znajdowała się scena. Była bardzo duża,
zajmowała cały bok pomieszczenia. Byłem pewien, że na tyłach znajdowały się
kulisy, w których aktorzy i cała ekipa filmowa przygotowywała zmiany w
scenografii. Reszta składała się z rzędów wygodnie wyglądających foteli z
czerwonym obszyciem. Czerwień była dominującym kolorem na tym piętrze.
- Wygląda znacznie
ładniej niż inny teatr, w którym byłam – stwierdziła Agatha – Ten ma znacznie lepszy rozkład… wszystkiego.
- Przyznam, że nawet
na mnie robi wrażenie – powiedziała Cecily rozglądając się dookoła – Rozejrzyjmy się, może znajdziemy coś
ciekawego.
Miałem
problemy ze skupieniem, ale powoli wspiąłem się na scenę i zacząłem
przeszukiwać obszary za kurtyną. Maks został na parterze, Elizabeth wraz z
Agathą poszły na górę, a Cecily dołączyła do mnie. Tyły składały się ze
składowiska przeróżnych rekwizytów oraz strojów. Kreacje bardzo mi się podobały
i widziałem w głowie jak szaleje w nich na scenie. Po pokazie w pubie nie
miałem zbytnio ochoty organizować kolejnych wydarzeń, bo zwyczajnie się tego
obawiałem. Spotkania zawsze były miejscami, podczas których mordercy byli
wyjątkowo aktywni, dlatego wolałem nie kusić losu. Oprócz scenografii znalazłem
garderoby, w których było jeszcze więcej strojów i rekwizytów, a także ogromne
lustra, przy których aktorów charakteryzowali na przedziwne postacie i
stworzenia na potrzeby sztuki. Teatr był zupełnie innym przekaźnikiem kultury
niż film, chociaż miał sporo cech wspólnych. Oglądanie występu na żywo było
niezapomnianym wrażeniem, sam dobrze wiedziałem jak wielką moc miała scena.
Kręciliśmy
się po zapleczu, a moje myśli wracały wciąż do jednego tematu. Spojrzałem na
Cecily. Była moją przyjaciółką i ufałem jej. Po śmierci Yamy czułem się
wyjątkowo samotnie, więc była moją ostatnią ostoją. Może to był ten moment?
Podszedłem do niej i delikatnie szturchnąłem w ramię.
- Ethan? – podskoczyła
delikatnie. Wybiłem ją z myśli – Coś się
stało?
- Muszę ci coś
powiedzieć…
Wystarczająco długo walczyłem z Samem sam. Nadszedł czas na
powiedzenie tego komuś jeszcze. Wiedziałem, że Cecily była bardzo twardo
stąpającą po ziemi osobą, ale nie miałem powodu żeby jej okłamywać, więc miałem
nadzieję, że potraktuje mnie poważnie. Wskazałem jej jedną z drewnianych ozdób
i przysiedliśmy razem. Opowiedziałem jej wszystko – to kim byłem, co w sobie
nosiłem i jaki miało to na mnie wpływ. Zdradziłem jej również, że Yama
prawdopodobnie mnie kontrolował. Gdy skończyłem, patrzyła na mnie nieco
zaskoczona.
- Yama o tym wiedział?
– upewniła się, patrząc na mnie uważnie.
- Jestem prawie
pewien. Czy to znaczy, że mi wierzysz? – zapytałem pełen nadziei.
- Wiesz, że to nie
jest do końca moja bajka – powiedziała ostrożnie – ale widzę, że cię coś męczy,
więc nie będę tego całkowicie ignorować. Tylko nie mam pojęcia jak mogę ci
pomóc…
- Właściwie to
chciałbym żebyś po prostu wiedziała i miała na mnie oko. Pamiętasz tamte stoły
w jadalni? – zapytałem i podwinąłem rękawy. Były całe posiniaczone i
pozdzierane. Nie miałem wątpliwości, że to Sam przejął nade mną kontrolę i
zaprezentował komuś swoją siłę – być może właśnie Yamie.
- To byłeś ty? – zapytała.
- On – stwierdziłem
ze smutkiem.
- To wszystko to sporo…
Ale postaram się mieć na ciebie oko Ethan. Nie sądzisz, że powinieneś to
powiedzieć całej grupie?
- Nie, nie, nie! – stwierdziłem
machając dłońmi – To fatalny pomysł, już
teraz dziwnie na mnie patrzą. Miałem problem z powiedzeniem tego tobie, a co
dopiero takim osobom jak Agatha czy Alice.
- Rozumiem. A ten…
Sam? Gdzie jest teraz?
- Nie odzywał się od
ostatniego procesu, ale jestem pewien, że czeka – powiedziałem. Poczułem
się trochę lżej. Miałem wrażenie, że trochę ciężaru zeszło z moich pleców.
Nie
chcieliśmy wzbudzać podejrzeń, więc wróciliśmy do grupy, która akurat zebrała
się przed sceną.
- Cokolwiek? – zapytał
Maks.
- Nic ciekawego – odpowiedziała
za nas Cecily. Pisarz westchnął i oparł się o krawędź sceny.
- To chyba znaczy, że
stąd się zawijamy? – upewniłem się.
- W sumie, jeżeli wam
to nie przeszkadza – zaczęła Cecily – to
chciałabym czegoś spróbować.
- Czego konkretnie? – Elizabeth
poprawiła przy okazji maskę.
- Dawno nie
występowałam – powiedziała cicho, ale z jakiegoś powodu włosy stanęły mi
dęba – Chciałabym przedstawić wam pewien
dialog z jednego ze starych dramatów. Co ciekawe, to jeden z pierwszych, które
wystawiłem na scenie.
- Jasne, z chęcią
posłuchamy – stwierdziła Agatha i usiadła na jednym z siedzeń w pierwszym
rzędzie. Dołączyłem do niej, siadając obok Maksa oraz Elizabeth. Reflektory
były skierowane na scenę, więc nie musieliśmy niczego zmieniać. Cecily stojąc
na podwyższeniu wyglądała jak bogini. Biła z niej pewność siebie i niesamowita
aura. Odchrząknęła i na chwilę zamknęła oczy. Wzięła wdech i zaczęła:
- Siedziałam przy
krosnach. W moim pokoju, gdy wtem książę Hamlet, z odkrytą głową, rozpięty, w
obwisłych, brudnych pończochach, blady jak koszula, chwiejący się na nogach, z
tak okropnym wyrazem twarzy, jakby się wydostał z piekła i jego zgrozę chciał
obwieścić, stanął przede mną.
Wtem
Maks wstał i płynnie kontynuował:
- Czyliżby z miłości
oszalał?
- Nie wiem, ale się
obawiam – odpowiedziała Aktorka, a na jej twarzy zagościł uśmiech połączony
z zaskoczeniem.
- Cóż ci powiedział?
- Ujął mnie za rękę,
nie mówiąc słowa i silnie ją trzymał. Cofnął się potem na długość ramienia i
drugą rękę przytknąwszy do czoła, w twarz moją wlepił oczy tak badawczo, jak
gdyby ją chciał narysować. Długo tak stał, nareszcie, lekko potrząsając moim
ramieniem i kiwając głową, wydał tak ciężkie, żałosne westchnienie, że się
zdawało, iż mu piersi pękną i życie z niego uleci. Odstąpił wtedy ode mnie i
powolnym krokiem szedł z odwróconą głową poza siebie, kierując się ku drzwiom.
Przeszedł w ten sposób przez cały pokój, bez pomocy oczu i wyszedł, ciągle
wpatrując się we mnie.
- Musze natychmiast
udać się do króla. Są to objawy gwałtowne miłości, która się trawi w sobie i
prowadzi do rozpaczliwych kroków, tak jak każda inna namiętność trapiąc ród
ludzki. Boleję nad tym. Możeś tymi czasy przykre mu jakie słowo powiedziała?
- Nie, panie. Tylko,
tak jak rozkazałeś, odesłałam mu listy i wzbroniłam dalszych odwiedzin.
- To go w szał
wprawiło. Boleję nad tym, żem jego skłonności dokładniej, pilniej nie zbadał.
Myślałem, że on cię durzy, przywieść chce o zgubę. Przeklinam teraz moją
podejrzliwość. Zdaje się, że nam, starym, jest właściwe przebierać miarę w
przezorności, tak jak nawzajem młodym mało jej posiadać. Biegnę do króla.
Zatajenie tego więcej niż rozgłos zrządzić może złego. Pójdź.
Przestali
nagle, a ja czułem się jak w transie. Chociaż, nie licząc aktorów, było nas
trzech, to brawa rozbrzmiały głośno i wyraźnie. Maks ukłonił się lekko, a
Cecily skłoniła się w pełni, jak po udanym spektaklu w prawdziwym teatrze.
- Nie wiedziałam, że
masz taką dobrą pamięć – Cecily zaskoczona zeszła ze sceny.
- Niektóre tytuły
czytałem tyle razy, że znam je praktycznie na pamięć – odpowiedział i
zobaczyłem na jego twarzy uśmiech, który pojawiał się tam naprawdę rzadko.
- To było wspaniałe! –
ucieszyła się Agatha.
- Naprawdę robiło
wrażenie – przytaknęła Elizabeth.
Wyszliśmy
z teatru w naprawdę podniosłych nastrojach. Zobaczenie tak dobrze zagranego
dialogu, gdzie Maks wcale nie odstawał od poziomu Cecily, było naprawdę
niezwykłym przeżyciem. Kolejnym przystankiem była maszynownia. Piętro również
znajdowało się po lewej stronie hotelu. Przeszliśmy przez blaszane drzwi i
znaleźliśmy się dosyć ciasnym pomieszczeniu.
- Mam klaustrofobię – powiedziała
Agatha patrząc na ściśnięte maszyny. Było tutaj bardzo głośno, tłoki wybijały
rytm, który nieustannie się zapętlał. Było ich tutaj dużo. Nie znałem się na
takich mechanizmach, więc obserwowałem je z zaciekawieniem. Widziałem duże
kołowrotki oraz zębatki, które niesamowicie płynnie przeskakiwały między sobą.
Miałem wrażenie, że lada moment coś się zatnie lub popsuje, ale wszystko
działało bezbłędnie. Pomieszczenie było długie i chociaż same mechanizmy
wyglądały na zadbane i czyste to piętro było pogrążone w nieprzyjemnym
półmroku. Kojarzył mi się z jednym.
- To dziwne piętro.
Czy możemy tutaj cokolwiek znaleźć? – zapytała Cecily.
- Jak nie sprawdzimy,
to się nie dowiemy – powiedział Maks i odszedł w jedną z uliczek. Pod tym
względem maszynownia przypominała czytelnie, tylko znacznie mniejszą. Maszyny
wyznaczały labirynt pokrętnych uliczek, a idąc pomiędzy konkretnymi
mechanizmami, czułem jakbym znajdował się w ogromny zegarze. Zacząłem
spacerować i rozglądać się, podchodząc do pustych skrzynek i rozrzuconych
części zapasowych. Miałem wrażenie, że się zgubiłem, chociaż co jakiś widziałem
innych, którzy przechodzili obok mnie.
Straciłem
trochę poczucie czasu, nie wiedząc czemu wnętrze i hałas mnie tak zmęczyły, ale
w końcu ktoś klepnął mnie w ramię. Odwróciłem się i zobaczyłem Elizabeth, która
pokazała mi dłonią, żebym szedł za nią. Zrobiłem to. Doprowadziła mnie do
reszty grupy, która stała nad jedną ze skrzynek. Zajrzałem zaciekawiony do
środka. Znajdowały się tam cztery nieduże urządzenia, które wyglądem
przypominały stare telefony komórkowe z antenką oraz pokrętłem. Spojrzałem
pytającym wzrokiem na Maksa, który pokiwał głową, wziął wszystkie z nich i
wskazał nam wyjście. Dopiero po zamknięciu blaszanych drzwi, które wydawały się
być dźwiękoszczelne, mogliśmy spokojnie porozmawiać.
- Ależ głośne miejsce…
- westchnąłem – Co znaleźliśmy?
- To wygląda na tak
zwane krótkofalówki – powiedział Maks.
- Takie jak w filmach?
– zapytała Agatha – Będziemy mogli
się ze sobą kontaktować? To świetna wiadomość, ułatwi nam komunikacje między
dwoma grup…
- Nie podniecałbym się
tak na zapas – Bobru pojawił się przy nas, stając przy ścianie – Krótkofalówki, które znaleźliście pozwolą
wam, przy odrobinie pracy, zrozumieć jak zbudowany jest ten budynek. Zasięg ich
działania pozwoli wam na porozumiewanie się na odległość jednego piętra. Macie
okazję się wykazać i stworzyć zarys hotelu.
Uśmiechnąłem się. To oznaczało, że naprawdę mogliśmy w końcu
dowiedzieć się, które piętro gdzie było.
- I daliście je nam,
ponieważ…? – zapytała Cecily.
- Żebyście mogli
zobaczyć jak wygląda hotel. Myślę, że czas najwyższy – uśmiechnął się Duch.
Nim zdążyliśmy zadać kolejne pytanie rozpłynął się, pozostawiając nas z nowym
nabytkiem. Minęła chwila ciszy, którą przerwał Maks.
- Cóż, czeka nas sporo
pracy, to bardzo dobrze – widziałem jak jego dłoń zaciskała się na głowni
laski. Wyglądał jakby chciał ją zmiażdżyć – Zakres
działania krótkofalówki z jednej strony sprawi, że będziemy musieli zwiedzać
piętra po kolei, próbować różnych połączeń i szukać odpowiednich par, ale z
drugiej bardzo ułatwi nam pracę i pozwoli stworzyć aktualną mapę.
- Jak to? – zapytałem,
nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli.
- Jeżeli krótkofalówka
miałaby dłuższy promień działania to ciężko byłoby ustalić, które piętro, gdzie
dokładnie się znajduje. Musielibyśmy nakreślać i potem wykluczać poszczególne
opcje, co byłoby znacznie bardziej czasochłonne. Także cieszę się, że jest jak
jest – wytłumaczył mi.
- A czy jak mamy
cztery krótkofalówki to nie ułatwi nam bardzo zadania? – zapytałem,
wsiadając do windy.
- Są połączone parami
– stwierdziła Agatha, biorą je do rąk – jedna
reaguje z drugą, a trzecia z czwartą. Może mogłabym je przeprogramować, ale szczerze
to wole nie ryzykować.
- Lepiej nie
kombinujmy – potwierdził Maks – Pytanie
brzmi, kto ich przypilnuje do obiadu? Mamy jeszcze dwie godziny, nie ma sensu
już iść do jadalni.
- Ja mogę – zaproponowała
Agatha – Przy okazji trochę się im
przyjrzę. Spokojnie, nie będę grzebała w bebechach, nie znam się na tym aż tak.
- Niech będzie – odpowiedział
Maks z nutką niechęci w głosie. Czyżby miał obawy?
Rozdzieliliśmy
się. Po tym jak obiecałem sobie, że zajmę się sprawą Sama, bałem się wrócić do
swojego pokoju. Wiedziałem, że tam będę musiał stawić mu czoła, a chciałem to
odwlec w czasie jak najbardziej to było możliwe. Postanowiłem, że przejdę się
na siłownię. Praca nad formą była świetnym sposobem na zabicie czasu i
oderwanie się od rzeczywistości. Ostatnio moje ciało zaczynało przybierać
formę, która nie do końca mi się podobała. Planowałem powrót do najlepszej
formy swojego boskiego ciała. Dałem sobie konkretny wycisk. Prawie się przez to
spóźniłem na obiad. Wpadłem do jadalni z trudem łapiąc oddech. Tuż przy wejściu
stał Aaron. Chociaż zniknął przed poszukiwaniami to teraz wrócił do grupy.
- To mamy komplet – potwierdził
Mycroft.
- Oprócz Carmen – zaznaczyła
dosadnie Agatha.
- To czego się
dowiedzieliśmy? My w sumie nie znaleźliśmy niczego ciekawego ani na jednym, ani
na drugim piętrze – powiedział Haker.
- Ale całkiem nieźle
się bawiliśmy – ucieszyła się Alice – Będziemy
musieli częściej chodzić w takiej miejsca. Swoją drogą, dzisiaj idziemy
wieczorem na łyżwy z Mycroftem i Wendy. Możecie do nas dołączyć jak będziecie
chcieli.
- Nam udało znaleźć
się coś ciekawego – zdałem sobie sprawę, że grupy nawet już nie wspominały,
że na danym piętrze nie było wyjścia. To stało się oczywistością, której nie
warto było poświęcać czasu. Agatha wyciągnęła na stół wcześniej znalezione
krótkofalówki. Mycroft chwycił jedną z nich i spojrzał zaskoczony najpierw na
Twórczynię Zabawek, a potem na Pisarza.
- Możemy się tym z
kimś skontaktować? – zapytał.
- Niezbyt – odpowiedziała
Agatha – Służą do komunikacji pomiędzy
piętrami, które są o siebie oddalone o jedno piętro w górę lub w dół.
- I jak mamy je
wykorzystać? – zapytała Wendy.
- Będziemy chodzić po
całym hotelu i poznamy rozkład pomieszczeń. To zawsze coś – odgadł Aaron.
- Dokładnie tak – potwierdził
Maks – Myślę, że powinniśmy się tym zająć
wszyscy.
- Ale jak mamy to
określić? Mamy chodzić parami po przeróżnych pomieszczeniach i liczyć na to, że
akurat coś usłyszymy? Przecież to zajmie nam parę dni… - Alan brzmiał na
nieprzekonanego.
- Nie mamy wyboru,
jeżeli chcemy stąd kiedyś uciec. Jak poznamy rozkład budynku dowiemy się, które
piętra mogą być potencjalną drogą wyjścia stąd – zauważył Maks – Żeby było jutro łatwiej postaramy się
posiłkować starym schematem, który kiedyś znalazłem.
Pisarz
wyciągnął coś z kieszeni i po chwili rozwinął na stole ogromny schemat. Pamiętałem,
że Maks znalazł go jakiś czas temu i chociaż wtedy mogliśmy zobaczyć jak hotel
wyglądał za czasów instytutu to nie mieliśmy tam naniesionych pomieszczeń,
które teraz się tu znajdowały. Łącząc ten schemat z pomieszczeniami mogliśmy
sporo zmienić.
- Będziemy mogli
zobaczyć jak to działa zaczynając od pokoju Oliviera i sprawdzając czy złapie
sygnał pracowni malarskiej – zaproponowała Julia.
- Powinno złapać – pokiwał
głową Artysta. Wyglądał na smutnego. Byłem ciekawy tego, co działo się w jego
głowie. Przeżył najwięcej z nas wszystkich. Wrócił z drugiej strony.
- To co, każdy będzie
brał jutro udział w tych całych przeszukiwaniach? Aaron? – zapytał Mycroft.
Aaron odwarknął coś, co wywołało szeroki uśmiech na twarzy Hakera – Wróciłem wczoraj, a już mnie męczysz… Jesteś
naprawdę niesamowity.
- Odwal się Goldenwire
– warknął. Zastanawiałem się czemu tak nagle spochmurniał. Jeszcze przed
zniknięciem Mycrofta ich konflikt się mocno uciszył, a teraz Aaron znowu był
taki jak na początku. Zupełnie jakby wszystko zaczęło się od nowa. Mógł też
przejmować się Carmen. Wiedziałem, że się o nią martwił, zawsze jej pilnował i
pomagał, kiedy tylko mógł.
- Nie zaczynajcie
znowu, błagam – poprosiła Cecily – Wszyscy
przyjdą. Oprócz Carmen – dodała po chwili, widząc reakcję Agathy.
Drzwi się otworzyły. Do środka weszła Carmen. Wyglądała tak
jak zawsze, ani trochę nie różniąc się od stanu, w którym wyszła wczoraj. Neri
wparowała tuż za nią. Agatha i Aaron podbiegli, chociaż Informatyk szybko się
zatrzymał i stanął o parę kroków od Florystki. Dziewczyny przytuliły się, a
Neri podeszła do Elizabeth.
- Pozostawiłam ci w
pokoju pełną dokumentację medyczną oraz instrukcje. Myślę, że powinnaś być w
stanie je zrozumieć. Jej stan jest naprawdę nieciekawy i jak nie chcecie, żeby
zniknęła na dłuższy czas to po prostu stosujcie się do tych instrukcji – wytłumaczyła.
- Co jej jest? – zapytał
Aaron.
- Niestety nie mogę
wam powiedzieć. To zepsułoby całą zabawę.
- Zabawę? Mało wam
śmierci Oliviera? – wyskoczyła Julia.
- Będziemy kontrolować
jej stan. Chcemy, żeby po prostu została z wami – wytłumaczyła Porywaczka, zachowując
całkowity spokój. Cieszyłem się, że nie dała się sprowokować, chociaż jej słowa
wywołały spore zamieszanie.
- Dam sobie radę – obiecała
Elizabeth.
Neri
zniknęła z sali, pozostawiając nas w pełnym składzie.
- Carmen! Co się z
tobą działo? Gdzie oni cię zabrali? – zapytała Agatha.
- Widziałaś zielone
światła? – zapytał Mycroft.
- Niewiele widziałam…
Przyczepili mnie do dziwnej kroplówki z płynem o szarym kolorze… Nie wiem, co
to było, ale wyglądało dziwnie i czułam jak przepływa mi przez żyły.
- Możliwe, że
oczyścili twój krwiobieg. Być może choroba zaczęła w twoim przypadku
przechodzić do fazy ataku szybciej niż u nas – stwierdziła Elizabeth.
- Czuję się teraz
naprawdę lepiej – odpowiedziała, chociaż widać było, że patrzy na nas nieco
nieobecnym wzrokiem.
- Nam udało znaleźć
się krótkofalówki. Jutro postaramy się sprawdzić jak mniej więcej wygląda hotel
– wytłumaczył jej Mycroft.
- Super! – powiedziała
podekscytowana – Z chęcią wam pomogę.
- Szczerze, to nie
wiem czy to taki dobry pomysł – zmartwiła się Elizabeth – Zerknę na instrukcje, które dostaliśmy do
Duchów i zobaczę, co tam jest napisane. Musisz się teraz naprawdę mocno
oszczędzać.
- Jak trzeba będzie,
to zrobię, co będziesz chciała Elizabeth – słuchanie jak Carmen mówi do
kogoś po imieniu było dziwne. Nie mogłem się do tego przyzwyczaić.
- To do jutra – powiedział
Maks wychodząc z jadalni. Poszedłem jego śladem i ruszyłem w stronę pokoju.
Czułem strach. Wydawało mi się,
że za moment wejdę prosto do paszczy lwa. Sam był niesamowicie aktywny w
ostatnich dniach, a ucichł dopiero po procesie. Teraz wiedziała o nim Cecily,
czy to mogło coś zmienić? Nie wydawało mi się, ale czułem się z tym odrobinę
lepiej. Wszedłem do pokoju, czując narastający strach. Była już taka godzina,
że nie zamierzałem stąd wychodzić. Odwiesiłem pelerynę i kamizelkę na bok,
zostając w charakterystycznych i niezwykle wygodnych spodniach. Mięśnie paliły
mnie po wcześniejszym treningu. Usiadłem, będąc gotowym na wszystko, ale po
chwili poczułem tak duży strach, że nie mogłem się opanować. Potrzebowałem
chwili i dobrego wejścia w temat. Nie chciałem żeby Sam znowu przejął nade mną
kontrolę, bo wtedy traciłem pamięć i świadomość. Wolałem przywołać go
częściowo, żeby móc z nim porozmawiać. Zupełnie tak samo, jak jakiś czas temu w
windzie.
- Sam? Jesteś tutaj? –
zapytałem. Nic mi nie odpowiedziało. Czułem się głupio gadając z samym
sobą. Zacisnąłem pięści. Nie mogłem nawet pocieszyć się sztuczką, bo byłem sam,
a jaki był sens uprawiania magii bez widowni?
- Chcę porozmawiać – powiedziałem,
czując się jeszcze gorzej, jakby moje słowa nie miały żadnego znaczenia.
Czekałem na to uczucie, która zwiastowało jego nadejście, ale nie czułem
niczego.
- Chcę żebyśmy razem
współpracowali. Mam dość tego, że robisz tyle rzeczy bez mojej wiedzy. Możemy
oboje przez to zginąć.
Wtedy
to poczułem. Wślizgnął się do moich myśli tak szybko i gwałtownie, że aż oczy
zaszły mi łzami. Zacisnąłem dłonie o poręcze fotela. Drewno wydawało się
ustąpić pod moim naciskiem.
- Głupcze, myślisz, że
ja mogę zginąć? – zaśmiał się Sam. Żołądek zwinął się w kłębek. Cieszyłem
się, że nie zjadłem dzisiaj zbyt dużo, bo byłem pewien, że wszystko by ze mnie
wyleciało – Jestem nieśmiertelny. Mój
pech, że trafiłem na kogoś takiego jak ty.
Przełknąłem ślinę. Musiałem walczyć.
- Z chęcią ci pomogę,
ale nie możesz dawać kontroli nad nami osobom takim jak Yama. Co prawda on mnie
nie wykorzystał, ale mogliśmy trafić w gorsze ręce – pomyślałem podprogowo
o Alice. Przeszły mnie ciarki na samą myśl.
- Co proponujesz? – zapytał
zaciekawiony.
- Będę trzymał się na
uboczu. Nie będę się wychylał, będę unikał wszelakiego zagrożenia i postaram
się przetrwać całą zabójczą grę. Postaram się ich przekonać do współpracy z
Porywaczami i uratuje nas oboje. Potrzebuję tylko trochę czasu…
Przez chwilę Sam nic mi nie odpowiedział i wystraszyłem się,
że sobie poszedł. W końcu mruknął i przemówił:
- Zanudzę się z tobą
na śmierć człowieku. Ale przeżyliśmy razem sporo, więc jestem gotów się na to
zgodzić. Tylko…
- Mam pewien warunek –
przerwałem mu, nie mogąc uwierzyć w swoją odwagę. Poczułem ścisk. Był zły,
ale słuchał – Nie chcę żebyś z nikim się
dogadywał za moimi plecami. Być może kolejne osoby będą się o tobie
dowiadywały, a nie chcę żeby nam się coś stało. Boję się o to.
- Zgadzam się – powiedział
mało przekonująco, ale nie miałem wyboru. Musiałem mu zaufać – Ja też mam jeden warunek. Nałóż pierścionek.
Nie miałem pojęcia na czym dokładnie polegał fenomen
pierścionka, który miałem w kieszeni odkąd trafiłem na Sama. Czasami kazał mi
go nakładać, ale nie czułem żeby ten przedmiot cokolwiek zmienił w moim życiu.
Po prostu był, a ja go czasami zakładałem, szczególnie jak Sam mi to narzucał.
Nie czułem się gorzej go nosząc, a Sam wydawał się uspokajać, gdy miałem go na
palcu, więc mi to odpowiadało.
Sięgnąłem
do kieszeni i namacałem sygnet z wygrawerowaną runą. Szukałem jej znaczenia w
wielu miejscach, ale nigdzie nie mogłem znaleźć. Pierścionek był srebrny, ale
idealnie pasował na mój palec. Włożyłem go i uśmiechnąłem się.
- Mamy umowę?
- Mamy umowę – odpowiedział
mi, po czym poczułem jak znika. Udało mi się. Odetchnąłem z ulgą. Pot spłynął
mi po czole. To było strasznie stresujące doświadczenie. Postanowiłem o tym jak
najszybciej zapomnieć i ruszyłem pod prysznic. Resztę wieczoru spędziłem spokojnie.
Sam się nie odzywał, a ja mogłem chociaż na chwilę odetchnąć z ulgą.
*
Obudził
mnie dźwięk pukania do drzwi. Podniosłem się i podbiegłem do szafy, którą
zastawiłem się na noc. Odstawiłem ją i w pośpiechu odblokowałem zamek.
Zobaczyłem Mycrofta i Cecily. Poczułem ukłucie niepokoju. Czy ona mu
powiedziała?
- Ethan! – przywitał
mnie Mycroft – Musimy z tobą pogadać.
- Coś się stało? – zapytałem
zaspanym głosem, zerkając za siebie na zegarek. Dochodziła godzina 7:45.
- Mycroft ma plan. Nie
chciałam z nim iść, ale tak bardzo mnie męczył, że się poddałam – przyznała.
- Jaki to jest plan?
- Opowiem ci po
drodze. Musimy ogarnąć to przed śniadaniem, bo dzisiaj mamy sporo do zrobienia.
No chodź Ethan, ubieraj się.
Posłuchałem się tylko dlatego, że była z nami Cecily. Nie
dałbym się przekonać samemu Hakerowi. Ubrałem się, upewniając, że pierścień
dalej jest na moim palcu. Zapominanie o takich rzeczach mogło się dla mnie źle
skończyć. Wyszliśmy i ruszyliśmy w stronę windy. Mycroft prowadził nasz nieduży
pochód.
- Wpadłem na pomysł,
żebyśmy zorganizowali…
- Mycroft, to naprawdę
kiepski pomysł… - powiedziałem. Niektóre spotkania kończyły się dobrze,
dalej pamiętałem filmy oglądane w kinie czy inne zabawy, ale były też takie,
które kończyły się źle.
- Nie, nie, posłuchajcie!
– uspokoił, wciskając przycisk – Nie
będą to jakieś pokazy, tylko rozruszanie towarzystwa. Ethan poprowadzi zajęcia
z walki, a ty coś w stylu kółka teatralnego.
- Co? – zapytałem,
a Cecily spojrzała na niego zaskoczona – Mycroft,
ja jestem duży, ale nie znam się na sztukach walki. Potrafię zaczarować – powiedziałem
wyciągając z rękawa ogromny bukiet kwiatów – Ale nic poza tym.
- Przecież tu chodzi o
zabawę, a nie o coś więcej. Trochę ruchu, może jakiś sparing – uspokoił
mnie. Weszliśmy do windy – A Cecily
mogłaby podszkolić inne osoby, może pokazać im coś więcej. Słyszałem, że twój
pokaz z Maksem zrobił sporą furorę.
Dojechaliśmy
na piętro, które było przeszukiwane przez drugą grupę. Znajdowało się ono w
lewym skrzydle. Mycroft wszedł jak do siebie, ale ja z Cecily obserwowaliśmy
miejsce z uwagą. Prostokątny plan pomieszczenia dzielił się na dwie sekcje.
Pierwsza składała się z drewnianej podłogi oraz mat i materacy do ćwiczeń.
Miejsc było tyle, że zmieścilibyśmy się tutaj bez problemu. Dodatkowo znajdowały
się tutaj kozły, worki bokserskie oraz skrzynie do przeskakiwania. W drugiej
części pomieszczenia rzucił mi się w oczy spory ring bokserski z niebieską
taśmą, dziwny manekin, z przeczepionymi tarczami, ogromny gong oraz dwie
strefy, gdzie na ścianach wisiały kije oraz rękawice bokserskie. To była
bardziej wyspecjalizowana część tego pomieszczenia. Mycroft podbiegł po
schodkach i przeskoczył na środek kręgu walki.
- Tutaj moglibyśmy
robić sparingi. Nie chciałbym żeby cała grupa tutaj przychodziła, a raczej
żebyśmy wciągali pojedyncze osoby. Wiadomo, że Maks średnio nadaje się do
bijatyki, ale z drugiej strony Aaron byłby mistrzem tego miejsca jak nic – wyszczerzył
zęby, wykonując parę szybkich ruchów na naszych oczach. Spojrzałem na Cecily,
chcąc wiedzieć, jakie ona ma zdanie.
- Możemy spróbować tak
zrobić – powiedziała po chwili namysłu – Myślę, że mogłabym zarazić kilka osób miłością do występowania na
scenie. To naprawdę piękne i wciągające zajęcie.
- No i super – ucieszył
się Mycroft – A ty Ethan?
- Skoro Cecily dała
się przekonać, to mi też to odpowiada – powiedziałem i dokładnie w tym
momencie usłyszeliśmy dźwięk komunikatu:
- Witam państwa bardzo
serdecznie. Wybiła godzina ósma, co oznacza, że za piętnaście minut w jadalni
odbędzie się śniadanie. Zachęcamy do uczestnictwa, co pomoże państwu odbudować
więzi i naprawić relacje. Przypominamy, że jesteśmy dla państwa cały czas
dostępni za pośrednictwem recepcji w głównym holu. Miłego dnia – powiedział
Lokaj, a jego słowa jeszcze przez chwilę brzmiały mi w głowie.
Sama wiadomość nieco się zmieniła. Ciekawiły mnie
szczególnie słowa dotyczące uczestnictwa w śniadaniu i odbudowania więzi. Czy
Duchy znowu coś planowały?
- Czas goni. Ethan
rozejrzyj się jeszcze chwilę i pomyśl jak byś mógł to wszystko tutaj
zorganizować. Jak coś to możesz liczyć na moją pomoc – Mycroft aż ociekał
pozytywną energią. Podziwiałem go, bo od dawna nie czułem się tak dobrze jak
on, a kiedyś było to dla mnie codziennością.
Kiwnąłem
głową i ruszyłem w głąb pomieszczenia, w okolice ringu i manekina. W sumie
byłem silnym mężczyzną, więc sport walki stał przede mną otworem. Mogłem spróbować
paru sztuczek, których zazwyczaj używałem na przedmiotach i mogło to mi dać
jakąś przewagę. Bardziej obawiałem się tego, że coś mi się stanie. Nie chciałem
być posiniaczony i zapuchnięty. Musiałem wymyślić coś innego. W zamyśleniu
stanąłem przed drewnianym obiektem treningowym i spojrzałem na niego.
Przypominał kształtem człowieka i to takiego dużych rozmiarów, zupełnie jak ja.
Trzy tarcze z ciężarkami musiały być idealnym treningiem na szlifowanie
umiejętności kopania. Miał bardzo dziwną twarz. Przejechałem palcem po ustach i
zauważyłem, że luźno chodziły pod moim dotykiem.
- Ethan – z
rozmyślań wybiła mnie Cecily. Obróciłem się i zobaczyłem, że ma naprawdę
poważną minę. Wewnętrznie zapadłem się w sobie – Myślałam o tym, o czym mi wczoraj powiedziałeś.
- T-tak? – zapytałem,
a głos mi się załamał.
- Myślę, że powinieneś
powiedzieć paru osobom. O Samie – powiedziała to z pewnością w głosie.
Spojrzałem na nią jeszcze bardziej przestraszony – Nie będę naciskała. To twoja tajemnica, ale im więcej racjonalnych osób
o tym wie, tym bardziej możemy to skontrolować.
Moje
palce podeszły delikatnie do góry i usłyszałem dziwny dźwięk. Przestraszony
zabrałem dłoń i odwróciłem się w stronę Aktorki.
- Kogo proponujesz?
--------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
Przybierając zawrotne tempo, w końcu dotarłem do drugiego rozdziału. Brawo ja. Od razu się przyznam, że z myślą o tym komentarzu usilnie próbowałem przypomnieć sobie pewną nazwę, do której za chwilę wrócę, jednak przez to, że zajęło mi to z dobre pół godziny, zdążyłem już prawie zapomnieć szczegółów tego rozdziału xD. Na całe szczęście i tak nie będzie za wiele do opowiadania.
OdpowiedzUsuńW pełni świadomy tego, że epizod jest skończony i lada moment zacznie się następny, nie mogę sobie i tak odpuścić posnucia teorii. Póki co wszystkie znaki na niebie i ziemi zdają się sugerować, że w tym epizodzie dojdzie do nieuniknionej konfrontacji między informatykiem i hakerem. Który z nich zginie/zabije/będzie zamieszany, ciężko w tej chwili zgadywać, ale jestem niemal pewien, że maszynownia oraz/lub krótkofalówki będą zamieszane w całą sprawę. Biorąc pod uwagę, że do tej pory różnego rodzaju słabości były poruszane przy śmierciach (zakazy, efekty uboczne uzależnień, lęk przed wisielcami, słabość do alkoholi), można byłoby pomyśleć, że Agatha staje się potencjalnie wystawiona po tym jak wspomniała klaustrofobię. W sumie, osobiście spisałem ją na straty gdy zaczynała zadawać się z Lokajem, bo ten wręcz w pewnym momencie musi się uaktywnić, a zgon twórczyni zabawek byłby z całą pewnością tym motywatorem :D I to sprowadza się do tego pojęcia, którym aż tak bardzo chciałem dzisiaj zabłysnąć. Jak ta słynna strzelba Chekova, od której pochodzi nazwa tego konceptu, wspomniany w fabule element powinien w końcu wystrzelić albo nie powinien się w ogóle w niej znaleźć. Dlatego też jestem przekonany, że zabójstwo w tym epizodzie będzie związane z krótkofalówkami. Sprawca nagra jedną z ofiar i będzie próbował dzięki nim ją wrobić w morderstwo pierwszej oraz rzekome samobójstwo. Tak będzie albo i nie. Z moją prędkością dowiem się za jakieś pół roku xD.
I tak na szybko: “Korytarz był identyczne” – nie do końca wiem o co chodziło, ale czuję, że coś tu nie gra; oraz “Musze” – brak polskiego znaku. To tyle. Do zobaczenia w swoim czasie :D
Przyznam, że solidnie się wystraszyłem, no czytając ten komentarz miałem wrażenie, że przez pomyłkę wstawiłem coś z przyszłego epizodu (oczywiście nie skupiając się na postaciach, a raczej na motywach), ale jak doczytałem do końca to wróciłem na ziemię :D Oczywiście teorie jak zwykle czytam z dużą uwagą i podziwem, jak fabuła mogłaby właściwie rozwinąć się w tysiąc stron i dalej mieć sens, ale to co ważne to zauważone krótkofalówki. Rzeczywiście dają ogromne możliwości, a patrząc, że mamy takie osoby jak Julia (zmiana głosu), Agatha (majsterkowanie) czy Mycroft (hakowanie), można je wykorzystać na różne sposoby. Aż się proszą, żeby ich użyć chociaż do wprowadzenia zamętu ^^ Błędy lada moment poprawię, jak tylko podejdę do komputera, a za komentarz standardowo dziękuję ^^
Usuń