Epizod X - Rozdział 84: Wybór (Julia Mayer)
Tak... Nie myślałem, że dożyjemy tego momentu, ale to oficjalny ostatni rozdział Peccatorum! ALE - na dniach pojawi się jeszcze epilog (BARDZO, BARDZO WAŻNY), a także za jakiś czas post, w którym odpowiemy na wiele nieścisłości, odpowiemy na Wasze pytania i powiemy co dalej :) Dlatego prosimy o przemyślanie jakichś pytań dotyczących fabuły lub pisania projektu - na wszystkie postaramy się odpisać! To była długa droga, z której jesteśmy niezmiernie dumni jako Twórcy. Oprócz podszkolenia się w samym pisaniu (bo różnicę po prostu widać), udało się Nam również sporo nauczyć o samym prowadzeniu takiego bloga. Peccatorum było tworzone przez ponad dwa lata i chociaż kosztowało mnóstwo czasu i wyrzeczeń to cieszę się, że zdecydowaliśmy się na ten projekt. To nie jest koniec Peccatorum. Nawet po dwóch postach, które czekają Was w najbliższym czasie, przewidujemy więcej. Czy będziemy rozwijać historie tych 22 postaci? Na pewno chcielibyśmy, ale to dodatkowy czas, którego być może nie znajdziemy. Tego na pewno nie jesteśmy w stanie obiecać (chociaż potencjał w dodatkowych historiach leży OGROMNY). Możemy za to zapewnić, że w przyszłości chcielibyśmy przeprowadzić kolejny otwarty casting (znacznie bardziej rozbudowany niż ten dotychczas) i zacząć kolejną zabójczą grę. Pozostało sporo pytań. Chociaż powieść mogłaby się skończyć w tym momencie to jest miejsce na "ale" i bardzo bym chciał je wykorzystać. Teraz jednak udajemy się na odpoczynek od "literek" i zapraszamy Was do ostatniego rozdziału, przypominając, że jeszcze w tym tygodniu pojawi się epilog, a w maju post z Q&A! Miłej lektury!
Rozdział 84: Wybór (Julia Mayer)
Stałam
niczym wryta, dalej patrząc na dryfujące ciała. Raphael oraz Dismas…
- Nasz wybór… - powtórzył
tępo Olivier.
Ciała Rewolwerowa, Audrey oraz Jacoba…
- Nie ma teraz na to
czasu – stwierdził Aaron – Mogliśmy
się spodziewać, że tak będzie.
- Aaron, tutaj jest ciało…
Unoszące się bezwładnie sylwetki Lily oraz Sandry…
- Nie… - wyszeptał
Aaron.
- Jest tutaj i dlatego
musimy być gotowi na jutro! – Olivier wezbrał w sobie pokłady siły, które
rzadko kiedy się u niego pojawiały. Spojrzałam dalej, patrząc na zbiorniki, w
których znajdowały się kolejne osoby. Samfu oraz Yamaraja…
- Aaron, wiemy, że to
przeżywasz, ale odsuń teraz swoje mroczne emocje na bok i zachowuj się jak
człowiek. Mycroft nie żyje – wtrąciła ostro Elizabeth.
Kawałek dalej stały trzy kolejne. Maks, Ethan oraz Cecily…
- Nie ma już żadnego
zagrożenia, wszystko mamy wyłożone. Jedyne czego brakuje to żebyśmy teraz dalej
się kłócili i walczyli między sobą – kontynuowała.
Wendy oraz Agatha…
- Zachowajmy się jak
ludzie. Przeżyjmy żałobę, odpocznijmy ile tylko będzie się dało i zobaczmy, co
przyniesie jutro.
Alice, Carmen oraz Mycroft…
- Nie ma tutaj ciała
Alana – powiedziałam nagle. Musiałam powtórzyć, bo pierwsza próba skończyła
się na wydaniu chrapliwego szeptu, którego nie mieli prawa usłyszeć.
- Jak to? – Elizabeth
obróciła się, szybko przeglądając pojemniki. Upewniłam się. W tym pomieszczeniu
go nie było.
- Myślicie, że… - zaczął
Olivier.
- To może być kolejna
sztuczka – wtrącił Aaron, ale wszyscy go zignorowali.
- Nie wiem, co myśleć,
ale zdążyłam już się przyzwyczaić do tego, że w tym miejscu nic nie jest pewne.
Wolę nie robić sobie nadziei.
- Tylko gdzie on
mógłby być? Może sprowadzi tutaj pomoc? – zapytał Olivier.
- Nie mamy tego
luksusu, żeby zaryzykować. Chodźmy stąd – zaproponowałam.
Wyszliśmy
z tajnego pokoju, a następnie z
laboratorium. W ciszy wsiedliśmy do windy, żeby spędzić ostatnie godziny w
hotelu. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Nie zrobiłam tego wszystkiego tylko
po to, żeby teraz zostać tu na zawsze. Oczywiście była to lepsza wizja niż
śmierć, ale nie pasowało mi spędzenie reszty życia w tym miejscu. Te dwa
miesiące, które tutaj spędziliśmy były wystarczającą udręką. Po wszystkim, co
się wydarzyło, to stawało się dla mnie jasne.
- Chcecie spędzić ten
czas razem? – zaproponował nieśmiało Olivier, kiedy wysiedliśmy przy
recepcji.
- Myślę, że każdy
powinien spędzić ten czas w sposób w jaki chce – rzuciłam.
- A ja myślę, że
powinniśmy razem się spotkać w pubie. Wypić po jednym głębszym, dla relaksu,
a potem odpocząć. Jutro musimy być w jak najlepszej formie. Przecież to
nam nie zaszkodzi, nawet ja się z wami napiję.
Chociaż mi się nie chciało, to słowa Elizabeth ostatecznie
mnie przekonały. Rozeszliśmy się i po 20 minutach usiedliśmy wspólnie przy
jednym ze stolików. Dużo się działo w tym pomieszczeniu. To w nim prawie
zostałam morderczynią. Dawno tutaj nie byłam. Olivier wydawał się kompletnie
niewzruszony. Być może myślałam o tym za dużo.
- Jak się z tym
czujecie? – o dziwo rozmowę rozpoczął Aaron – Mieliście rację. Troszkę przesadziłem. Postaram się uspokoić.
- Tak będzie dużo
łatwiej – stwierdziła Elizabeth, sięgając po głęboki kieliszek z kolorowym
płynem. Lokaj zrobił nam po delikatnym drinku, po czym zniknął – Ja też staram się nie myśleć…
- O Alanie? – zapytałam
– Myślę, że masz sporo szczęścia. Możesz
żyć w nadziei, że on przeżył. Nie widzieliśmy ani jego egzekucji, ani jego
śmierci. Zniknął. Być może jest gdzieś tam, szczęśliwy – machnęłam ręką.
- Po prostu szkoda mi
go. Szczególnie w świetle, tego, co dowiedzieliśmy się o Alice. Dalej to do
mnie nie dochodzi – Olivier mówiąc to, przejeżdżał palcem po krawędzi
szklanki.
- Jutro możemy
dowiedzieć się jeszcze więcej. Trochę się tego boję – Elizabeth wydawała
się spokojna, dziwnie się na nią patrzyło bez maski. Wydawała się być
odsłonięta.
- To są wiadomości,
które całkowicie zmieniają pogląd na świat – powiedział Aaron – Przygotujmy się na najgorsze.
- Takie gdybanie jest
najgorsze – zauważyłam przytomnie – Pogadajmy
o czymś luźnym. Chyba, że chcecie opracować jakiś konkretny plan działania.
Nikt mi
nie odpowiedział. Tak myślałam.
- Powiedzcie, co
byście chcieli zrobić, po wyjściu? Nie wiadomo czy nas wypuszczą, czy zabiorą
gdzieś indziej, ale przenieśmy się na chwilę do innego świata – zaproponowałam.
- Wróciłbym do domu – powiedział
głucho Olivier – Nie wiem… Przynajmniej
chciałbym go zobaczyć z daleka. Jestem ciekawa, co u mamy…
- Ja w sumie nie wiem,
co bym ze sobą zrobił. Po tym wszystkim, co tu przeżyłem, nie wiem co miałbym
ze sobą zrobić. Chyba moje życie straciło sens.
- Przestań Aaron – skarciłam
go – Jesteś fajnym gościem. Musisz po
prostu odpocząć, przeżyć żałobę. Dać sobie trochę czasu na odpoczynek.
Pociągnął solidnie z kieliszka. Poszłam w jego ślady. Drink
nie smakował mi jakoś specjalnie, ale nie był też zły. Nie miałam o nim żadnego
zdania.
- Ja bym chciała
popodróżować. Im dłużej jestem w jednym miejscu, tym bardziej dochodzę do tego
wniosku. Nie wiem jakim cudem, przeszło mi przez myśl, żeby zostać w tym
miejscu na stałe. Oszalałbym. Może bym się przejechała zobaczyć Rosję? Sporo
zawdzięczam Rewowi i jego dziwacznemu kodeksowi moralnemu.
- Ja chyba bym wróciła
do pracy w laboratorium i nauki. Jeszcze tyle tytułów i publikacji przede mną…
- Serio? – zaśmiałam
się – Tęsknisz za pracą? Jedyne, co
robisz w tym miejscu to siedzenie i zajmowanie się nami lub tym wirusem.
- Wiesz, chciałabym
pobadać coś, co nie jest tak enigmatyczne i tajemnicze.
Wybuchliśmy
śmiechem. Nawet Aaron dał się wciągnąć. Rozluźniliśmy się, a rozmowa szła
gładko. Po drodze Lokaj przyniósł nam trochę jedzenia. Było naprawdę dobre. To
wszystko było strasznie skomplikowane. Czułam, że jutro podejmę decyzję, która
zmieni moje życie na zawsze. Nie bałam się, ale czułam… właściwie sama nie
wiedziałam, co czułam. Siedziałam z trójką osób, które przeszły ze mną więcej,
niż ktokolwiek inny. Osób, których zaledwie trzy miesiące temu nie znałam.
Teraz miałam poświęcać resztę życia na próbę uratowania świata razem z nimi.
Bywałam sceptyczna, a czasami nawet sarkastyczna wobec takich teorii, ale w to
wierzyłam. Wiedziałam, że pozostawienie tego projektu było niczym wyrok
śmierci, rak. Poddając się zostawało mi parę miesięcy życia w świecie,
który powoli umierał. To naprawdę dawało do myślenia.
- Julia? – z
rozmyślań wyrwał mnie głos Oliviera.
- Hmm? Przepraszam,
zamyśliłam się.
- Masz ochotę obejrzeć
film?
- Wszyscy się
zgodzili? – zapytałam.
- Tak. Właśnie
wychodziliśmy.
Nieszczęście
łączyło ludzi. Sprawiało, że nawet w najgorszych momentach potrafili się
zjednoczyć i uśmiechnąć. Walczyć ramię w ramię, aby zwyciężyć. To była jedna z
niewielu cech ludzkości, która potrafiła zainspirować. Pozwalała poczuć
przynależność do tej rasy, jakikolwiek powód do dumy. Moje spojrzenie mogło być
spaczone, ale zawsze trochę inaczej patrzyłam na świat. Nie byłam zgorzkniała,
zła ani się nie wywyższałam, ale zawsze trzymałam się trochę boku. Nie
przeszkadzało mi jednak pójście z trzema pozostałymi uczestnikami tego dziwnego
projektu, w którym się znaleźliśmy, do kina i spędzenie tego wieczoru
razem. Ostatnia wieczerza.
*
Nie
spałam całą noc. Próbowałem wielokrotnie, ale za każdym razem, kiedy tylko się
kładłam, do łóżka, to myśli nie pozwalały mi zasnąć. Kiedy dochodziła szósta,
zrezygnowałam i poszłam wziąć prysznic i przygotować się na śniadanie.
Zastanawiałam się czy nie zajść w nocy do Oliviera, ale od jakiegoś czasu
zwalczył bezsenność, więc wolałam mu nie przeszkadzać. W głębi zastanawiałam
się nad wszystkim, co tu przeżyłam. Znajdowałam się na dziwnej granicy, której
nie chciałam do końca przekraczać, ale wiedziałam, że muszę. Po tym wszystkim
musiałam przetrwać. To liczyło się bardziej niż cokolwiek innego. Gotowa na
wszystko opuściłam swój pokój i ruszyłam w kierunku jadalni. Gdy zamykałam
drzwi usłyszałam komunikat, ale tym razem widocznie Sorze nie chciało się go
nagrywać na żywo. Stresowałam się. Nie dało się uniknąć tego uczucia, w końcu
czekało nas coś nieznanego i potencjalnie niebezpiecznego.
Przeszłam
do jadalni, a po wejściu zdałam sobie sprawę, że byłam pierwsza. Nikt na mnie
nie czekał. Nalałam sobie kubek herbaty i usiadłam z paroma tostami, które
nałożyłam sobie raczej, żeby coś znajdowało się na talerzu niż dlatego, że
byłam głodna. Brzuch dalej mnie ściskał, chociaż sińce się już goiły. Doszły do
tego poparzenia, które wynikały z ostatniego procesu, ale nie czułam, żeby
zostawiły po sobie jakieś trwałe uszkodzenia. Jedyne co zauważyłam to problemy
z pamięcią. Jeszcze nikomu o tym nie mówiłam, a Elizabeth była zbyt zajęta żeby
mnie dokładnie zbadać po badaniach Sory. Drzwi do jadalni się otworzyły. Jak na
zawołanie pojawiła się w nich ona.
- Hej Julia – przywitała mnie, poprawiając maseczkę
na twarzy – Wyspana?
Nie odpowiedziałam, ale chyba grymas na mojej twarzy musiał
być wystarczającą odpowiedzią, bo nałożyła sobie trochę sałatki i usiadła obok
ze szklanką soku.
- Ja też jestem zmęczona. W sumie nie wiem czego się
spodziewać. Czuję się trochę jak przed cholernym egzaminem – w jej głosie
nie było słychać za dużo emocji – Nie budziłaś Oliviera? Zazwyczaj
przychodzicie razem.
- Nie budziłam – potwierdziłam – Nie czułam
dzisiaj takiej potrzeby.
- Cóż, to tyle jeżeli chodzi o plan naszego odpoczynku.
Chyba pozostaje nam tylko liczyć na to, że przeprowadzimy normalną rozmowę i
rozwiejemy resztę wątpliwości.
- Nie wiem czy mam na to siłę – wyszeptałam – Jestem
strasznie zmęczona, Elizabeth.
Dziewczyna
spojrzała na mnie i sięgnęła do kieszeni, wyciągając ze środka nieduże
opakowanie.
- Co prawda nie zdążyłam cię jeszcze przebadać po tym
porażeniu prądem, ale wszystko gra? Może odczuwasz jakieś skutki poboczne? Masz
maść na oparzenia? Tutaj mam takie pigułki… Powinny dać ci zastrzyk energii to
mieszanka ziół i witamin, wszystko w małej kapsułce. Ciężko połknąć to
cholerstwo, ale mnie potrafiło postawić na nogi.
Elizabeth coraz bardziej się rozgadywała, gdy do jadalni
wszedł Aaron, a chwilę po nim Olivier. Oboje wyglądali na raczej spokojnych,
ale nie zachwyconych. Dosiedli się i zaczęliśmy rozmawiać o mało ważnych
tematach, zupełnie jak grupa znajomych, która zaraz miała porozchodzić się do
swoich obowiązków. I rzeczywiście zaraz musieliśmy iść, ale zupełnie nie w
miejsce, do którego mógł iść przeciętny, normalny człowiek. Szliśmy bowiem do
piwnicznej, metamorficznej sali rozpraw znajdującej się pod hotelem, którego
lokacji nie znaliśmy. To brzmiało absurdalnie i niedorzecznie.
Po
śniadaniu stanęliśmy przed recepcją, czekając na Sorę. Bez śledztwa, morderstwa
i całej aury, która zazwyczaj nas tutaj zbierała. Teraz staliśmy, nieco
zmęczeni, chcąc zakończyć to wszystko. Podsumować dziewięć poprzednich procesów
i poznać tajemnice tego miejsca. Na to liczyliśmy.
- Mamy zadzwonić w recepcji? – zastanowił się
niecierpliwie Aaron.
- Nie ma takiej potrzeby – stwierdził Sora, który
pojawił się przy nas. Jak zwykle wyprostowany i elegancko ubrany, pewne
rzeczy po prostu się nie zmieniały – Zapraszam do windy. Czas żeby to
wszystko zakończyć.
Jego słowa brzmiały enigmatycznie. Weszliśmy za nim do
kabiny i po chwili drzwi się zamknęły, a my pomknęliśmy w dół. Czułam coraz to
większy stres i adrenalinę. Pompowały się przez całe moje ciało, sprawiając, że
czułam sztywność mięśni. Była na tyle odczuwalna, że mi po prostu
przeszkadzała.
Dojechaliśmy
na miejsce. Spodziewałam się, że zobaczę dobrze znane pomieszczenie na dowody,
z lampką, która ledwo zaznaczała kontury pomieszczenia. Myliłam się jednak.
Znaleźliśmy się długim korytarzu, który schodził delikatnie w dół. Obróciłam
się, żeby zapytać Sorę o to, gdzie nas zabrał, ale już go z nami nie było.
- Cholera jasna – zaklął Aaron, stukając laską w
ścianę – Co tu się dzieje? Gdzie my jesteśmy?
- Jeżeli to jest kolejna pułapka… - westchnęłam.
- Winda nie działa – stwierdził Olivier – Tędy nie
wrócimy.
Poczułam duszącą bezsilność. Spojrzałam na drugą stronę
korytarza. To była nasza jedyna droga. Musieliśmy iść naprzód. Pozostała trójka
zachowywała się niepewnie, więc to ja zrobiłam pierwszy krok. Moje kroki
odbijały się delikatnym echem od kamiennej posadzki. To miejsce nie wyglądało
na salę rozpraw, którą znaliśmy. Przypominało raczej podziemny tunel, który
mógł prowadzić do piwnicy lub jakiejś kopalni. Pozostała trójka szła powoli za
mną. Korytarz często zakręcał, więc nie dało się zobaczyć za bardzo całej
trasy, ale minuty spaceru dłużyły się i po jakimś czasie wydawało mi się, że tunel
nie ma końca i po prostu umrzemy tutaj po paru dniach z wyczerpania, głodu czy
szaleństwa.
- Skurwysyny… - wyszeptał Aaron, a jego chrapliwy
głos odbijał się echem przez parę najbliższych sekund – W co oni z nami
pogrywają?
Chciałam
już mu zwrócić uwagę, kiedy mój słuch wyłapał dźwięk. Coś, co przypomniało
dźwięk płynącej wody.
- Może to jest jakieś wyjście? Ktoś zwrócił uwagę…
- Ćśśś – syknęłam i machnęłam ręką, żeby ucichli.
Zaczęłam mocniej nasłuchiwać. Dało się wyraźnie usłyszeć płynącą wodę oraz coś,
co przypominało… ogień? Palące się drewno? Przyspieszyłam, a cała grupa ruszyła
za mną. Schody w końcu się skończyły i znaleźliśmy się w sporej jaskini. Była
wyłożona kamiennymi płytami i oświetlona rzędami pochodni, zarówno stojących na
filarach oraz tych przyczepionych do ścian. Na środku pomieszczenie znajdował
się drewniany mostek, za którym stały trzy postacie. Tuż pod nim znajdowała się
rzeka, którą musiałam usłyszeć wcześniej. Co to było za miejsce?
- Witamy państwa – powiedział znajomy głos Sory – Przepraszamy
za aurę tajemniczości i zmuszenie do przejścia tej całej, długiej drogi, ale
woleliśmy przeprowadzić proces w tym miejscu. Ma swoje znaczenie, dla całego
projektu Peccatorum.
- Zajmijcie miejsca – poprosił Bobru, a Neri wskazała
nam cztery nieduże, kamienne ambony, które przypominały do złudzenia platformy
z sali procesowej.
- Co to za miejsce? – zapytał Olivier w drodze na
swoje miejsce. Każdy z nas ustawił się przy wyznaczonej pozycji, przecież nie
było sensu się kłócić. Mogli nas zabić setki razy w tunelu.
- Obiecaliśmy sobie szczerość, w ten wyjątkowy dzień,
więc od tego zaczniemy – stwierdził Bobru. Nie widziałam jego twarzy,
podobnie jak Neri, nosił szaty przypominające mi strój mnicha z szerokim
kapturem, zasłaniającym prawie całą głowę. Poza tym znajdowali się w mroku, po
drugiej stronie rzeki. Chociaż w korytarzu było echo to tutaj dźwięk był
znacznie przyjemniejszy – Znajdujemy się w miejscu, które kiedyś
służyło za drogę ewakuacyjną z instytutu badawczego. Oczywiście nikt jej nie
używał, bo nikt nie zdążył tędy uciec 30 lat temu, kiedy to wszystko się
wydarzyło. W tej rzece były ukryte łodzie podwodne, a za naszymi plecami
znajduje się wyjście, tylko należy być gotowym na strome zejście w dół. Rzeka
została wykopana specjalnie na życzenie Profesora, który przygotował ją jako
jedną z dróg ucieczki. Widocznie bał się, że ktoś w końcu przejrzy jego
prawdziwe intencje.
- Chodzą pogłoski, że była tutaj kaplica, ale nie mamy
potwierdzenia. Sami nigdy tutaj nie byliśmy, a nie sądzimy, żeby Profesor był
osobą religijną… chociaż wiele na to wskazuje.
Spojrzałam
na nich zdziwiona. To była naprawdę wyczerpująca odpowiedź. Czy naprawdę
czekała nas prawda? Mogliśmy dowiedzieć się czegoś więcej?
- Możecie to rozwinąć? – zapytałam.
- Motywy religijne? Są dosyć oczywiste, ale też nie do
końca. Myślę, że najlepiej to wyjaśni Sora.
- Słuszna uwaga – Sora kiwnął głową – Profesor
często wplatał motywy religijne w swoją pracę. Najbardziej popularnym był ten,
od którego pochodzi nazwa hotelu i całego projektu. Co prawda moi aktualni
pracodawcy też jej używają, ale powstała ona dużo wcześniej. Peccatorum oznacza
w wolnym przekładzie „Grzechy Główne”. Jak pamiętacie, bądź nie, było ich
siedem i mamy podejrzenia, że chodziło o konkretne osoby, które będą czymś w
rodzaju… układanki. Warto jednak zauważyć, że Profesor często pytał mnie o inne
spojrzenie na grzechy…
- Co to znaczy inne spojrzenie? Przecież było ich siedem
i są od dawna ustalone. Zresztą jakie miałyby mieć połączenia z kimkolwiek z
nas? – zapytała Elizabeth i nagle zauważyłam, że jest nas tutaj równo
siedem. Nie sądziłam, żeby taki był cel tajemniczego Profesora, 30 lat temu,
ale wciąż.
- Fontanna na deptaku przedstawiała czterech jeźdźców
apokalipsy – przypomniał sobie nagle Olivier.
- Uznaliśmy kiedyś wspólnie, podczas jednej z naszych
rozmów, że siedem grzechów głównych ustalało wiele, ale było dopasowane do
starszych czasów. Teraz wiele się zmieniło i należy się dostosować do tej
zmiany. Wymyśliliśmy wspólnie nowe grzechy. Zredefiniowaliśmy ten problem i od
tamtego momentu, linia religijna stała się czymś bardzo istotnym. Uzupełniała
wiele teorii Profesora i tworzyła wrażenie, że jest on człowiekiem
wierzącym, co też miało swoje plusy. Nie będzie to tajemnicą, jeżeli powiem, że
właściwie wiemy o wszystkich, którzy jakkolwiek składają się na stworzenie tego
założenia. Ten pomysł jest zakodowany głęboko w nas. Szczegóły przedstawimy wam
dopiero jak zgodzicie się dołączyć do naszej sprawy, ale to co musicie
wiedzieć, to fakt, że jest to coś w rodzaju informacji, którą Profesor
zapisał w niektórych osobach. Razem wyciągnięta umożliwia odtworzenie
wiadomości, którą nam zostawił. Niestety na dwa fragmenty będziemy musieli
poczekać, a jeden prawdopodobnie jest trupem, daleko stąd. Cztery znajdują się
w tej jaskini – wytłumaczył Sora. Cztery znajdowały się w tej jaskini?
Oczywistym wyborem wydawała się nasza czwórka, ale skąd mielibyśmy mieć ukryte
w sobie informacje? Ktoś nam je wstrzyknął? Dlatego tutaj dotrwaliśmy? Przecież
prawie zginęłam po drodze, nie mogłam mieć nic w sobie. Jedno z nas na pewno
coś miało… Zakręciło mi się w głowie. Czułam jakbym zapomniała o czymś ważnym.
Myśli napływały do mojej głowy niezwykle powoli.
- Dobrze, załóżmy, że
wam wierzymy – zaczęła Elizabeth – Jak
będzie wyglądał moment, w którym stąd wyjdziemy? Czy może zostaniemy w tym
miejscu? Jaki jest plan?
- Plan wygląda tak, że
po wyjściu przeniesiemy się do innej placówki. Ta dalej będzie służyła nam za
miejsce do badań, ale musimy przygotować coś większego, w innym miejscu na
Ziemi. Zaczęliśmy to przygotowywać już jakiś czas temu, ale dopiero teraz
jesteśmy ostatecznie gotowi do rozpoczęcia pracy. Wasze ręce się przydadzą, oj
przyda się ich naprawdę dużo. Właściwie już zaczęliśmy współpracę z paroma
jednostkami… - powiedziała Neri.
- Ktoś oprócz waszej
trójki? – dopytałam.
- Oczywiście. Nawet w
tym momencie, w hotelu znajdują się inne osoby. Ukrywają się w niedużej wiosce
na deptaku. Carmen jakiś czas temu przez przypadek tam trafiła. Spotkała dwie…
dziewczynki.
Pamiętałam,
jak Carmen o tym opowiadała. O tym, że przeszła przez filtr percepcji i kogoś
spotkała. Wychodziło na to, że nie kłamała.
- Carmen je spotkała?
Czyli mówiła prawdę… - Aaron podparł się ciężej – Kim one są.
- Niestety, ale są
związane z planami Profesora. Sprawdziłyśmy je dokładnie i z tego, co
zobaczyliśmy, nie będą dla nas w żaden sposób groźne. Są częścią ostatniej
wiadomości Profesora. Właściwie po to się urodziły.
- Chwila, małe
dziewczynki? Nie dość, że porwaliście nas to hodujecie tutaj ludzi, jak
zwierzęta?! – oburzył się Aaron.
- Caelum i Mika są
tutaj pod naszą opieką. Pomagało nam też kilka innych osób, między innymi
kobieta, dzięki której mogliście napatrzeć się na egzekucje. Nie były tylko
symulacjami, a zaaranżowanymi scenami. Wszystko to jej zasługa. Poznacie
ich wszystkich jeszcze aż za dobrze. Wszyscy będziemy wspólnie pracować tak
żeby zatrzymać nadchodzącą zagładę – wytłumaczyła Neri.
- Zatrzymać? – nacisnęłam
na słowo.
- Niestety nie mamy na
ten moment pojęcia jak ją pokonać, jednak każdy kolejny rok, każda dodatkowa
chwila, są na wagę złota.
Zapadła cisza. Poczułam ukłucie zwątpienia. Żyłam w
przeświadczeniu, że dołączamy do nich, ponieważ oni wiedzą, jak uratować świat.
Było jednak inaczej. Oni nie mieli pojęcia jak to zrobić. Pokładali nadzieję w
tajemniczej wiadomości, która zostawił Profesor.
- Naszym aktualnym
celem będzie odszyfrowanie wiadomości, ale na to niestety musimy jeszcze
poczekać. W zależności od prędkości poszukiwań oraz wzrostu kodu genetycznego…
Myślimy, że zajmie to jakieś 10 lat – obliczył na szybko Bobru.
- 10 lat? – powtórzył
Olivier – Przecież my nie dożyjemy tego
momentu. Ludzie nie dożyją tego momentu!
Duchy spojrzały na siebie. Nie
wiedziałam czemu, ale ta scena przyprawiła mnie o ciarki. Zazwyczaj
komunikowały się między sobą w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób, a ten gest
był taki… ludzki.
- Poruszyłeś dwie
ciekawe kwestie, Olivier – zaczęła Neri – Zacznijmy od społeczeństwa. Pewnie umieracie z ciekawości, żeby
dowiedzieć się, co dzieje się na świecie, kiedy wy spędzacie czas w tym
luksusowym ośrodku. Cóż… szukają was. Najbardziej w zaparte idzie Rosyjski
wywiad oraz komisariat, któremu często pomagał Jacob Robertson. Sporo problemów
sprawiła nam również rodzina Raphaela De Caumonta, ale oczywiście nikt nie był
nawet blisko zagrożenia nam. Zresztą ludzkość zaczęła swoją walkę. Wiedzą, że
coś im zagraża, nie ma jeszcze ofiar śmiertelnych, ale opieka zdrowotna powoli
się zapycha. Ludzie z przeróżnymi objawami, trafiają do lekarzy na całym
świecie. Dostają normalne diagnozy, ale okazuje się, że leki na nich nie
działają, bo wirus działa inaczej. Nie przyjmuje jednego konkretnego zestawu
objawów, tylko uderza w różne strony. Można by było nawet powiedzieć, że jest w
jakiś sposób myślący, oczywiście na tyle, na ile myślący może być wirus.
Zaczęli działać, ale nie wiedzą, że nie ważne, ile na to poświęcą, nie zdołają
tego pokonać, a co najwyżej delikatnie spowolnić. To my będziemy walczyć, żeby
wirus został jak najmocniej osłabiony. Nie liczymy na podziękowania i wielką
sławę oraz pieśni na nasz temat. Chcemy po prostu naprawić błąd, do którego się
przyczyniliśmy, jednocześnie odzyskując formę.
- Nie ukrywamy, że
wprowadziliśmy zasadę, co do nie niszczenia ciał, bo mieliśmy w tym cel, o
którym zresztą już wam wspominaliśmy – powiedział Bobru – Chcemy odzyskać fizyczne ciała. Nawet nie
wiecie jak wielką torturą jest istnienie jako taka energia życiowa, chociaż
gdyby nie Sora, to po prostu byśmy umarli.
- Więc urządziliście
te igrzyska śmierci, żeby zdobyć trochę materiału na odzyskanie ciał? Świetnie…
Wyśmienicie! Chcecie na tym zbudować zdrową relację? – Aaron aż syczał ze
złości.
- Chwila – Elizabeth
wyglądała jakby zeszło na nią objawienie – Po
co wam nasze ciała? Przecież jesteśmy zarażeni… Mogliście kupić takie ciała,
nasłać Lokaja, a mimo wszystko wykorzystaliście nas. Dlaczego?
Pomimo
mroku, zobaczyłam uśmiech na ich twarzy. Bawiła ich ta sytuacja?
- Nie jesteście
chorzy.
Kompletnie nie dotarł do mnie sens tych słów. Spojrzałam na
Neri, jakby oczekując na więcej.
- Słucham? – zapytała
Elizabeth.
- Jak to nie jesteśmy
chorzy? – zdziwił się Aaron.
- Ech – westchnęła
Neri – To skomplikowane, ale taka jest
prawda. Szukaliśmy na świecie osób z tym konkretnym genotypem odpornym na
wirusa. Są tacy ludzie, znaleźliśmy ich nawet trochę więcej, ale wy byliście
najbardziej obiecujący. Jesteście posiadaczami rzadkiej mutacji genów, która
sprawia, że wasz układ odpornościowy jest w stanie „zniszczyć” wirusa. Jesteście na niego
odporni. Wszystkie symptomy, jakich doświadczyliście tutaj były wywoływane
przez nas. Robiliśmy to dla siebie, ale też dla dobra projektu. Dajcie mi
dokończyć – poprosiła, widząc, jak niespokojnie się ruszamy, czekając na
moment do wtrącenia – Trzymaliśmy was
tutaj, bo możemy z martwych ciał odtworzyć swoje. Wstydzimy się tego, było to
egoistyczne, ale chcemy je odzyskać. Nie kazaliśmy się wam jednak zabijać.
Musieliśmy przetestować to, jak działa ten wirus, czy jesteście na niego
odporni. Okazało się, że… nie do końca. Wypuszczaliśmy co jakiś czas nieduże,
mikroskopijne wręcz dawki i okazało się, że przy osłabionym organizmie, jesteście
w stanie go złapać. Nie jesteście nieśmiertelni. Ofiarą tego precedensu stała
się Carmen. Ona miała genom, a mimo tego jej organizm nie był w stanie się
wybronić. Dlatego tak podupadła na zdrowiu, zmieniał się jej charakter, a także
występowały wszystkie inne objawy. Przyznajemy, że wygodnie się złożyło, bo
widząc, jak ona choruje, mogliście uwierzyć, że wy też jesteście zarażeni,
tylko jeszcze bezobjawowo.
- Zbieraliśmy również
dane. Wiemy jak kontrolować systemy odpornościowe osób, które mają wirusa. Jak
się okazało, ma on też swoje plusy i sprawia, że osoba staje się bardzo
odporna, na wszystkie inne zagrożenia. Choroby Carmen się spowolniły. Nawet po
otruciu, była w stanie przeżyć 15 minut, gdzie w normalnym przypadku zginęłaby
po sekundzie – wtrącił Bobru.
- Nie ukrywamy, że
naszym planem jest przerobienie tego wirusa i wyciągnięcia z niego tego, co
jest dobre, a pozbycie się tego, co złe. Istnieje szansa, że rzeczywiście
moglibyśmy użyć go, jako narzędzia do czynienia dobra. Teraz, kiedy Profesor od
dawna nie żyje, jego wizja w końcu może zostać naprostowana i przysłużyć się do
czegoś dobrego.
Zapadła
długa pauza. Myśli w głowie mi kołowały, jak szalone. Nie czułam ogromnego
ciężaru z powodu wirusa, wiedziałam, że go mam i nie przeszkadzało mi to w życiu,
ale teraz, poczułam ulgę. To jednak siedziało gdzieś tam, cały czas trując moje
samopoczucie i zabierając radość z życia. Byłam zdrowa i przeżyłam piekło.
- Czy będę mogła
sprawdzić te badania? Zobaczyć jakie wnioski wyciągnęliście? – zapytała
Elizabeth.
- To będzie jeden z
twoich obowiązków. Biorąc pod uwagę twoją wiedzę, możesz być kluczowa
w rozwiązaniu tego, niemałego problemu – powiedział Bobru i syknął.
- Co się z wami
dzieje? Zazwyczaj świecicie się w ciemnościach i latacie jak szaleni, a teraz nagle
macie problem ze staniem w miejscu? – zapytał Olivier. Słusznie to
zauważył, Porywacze byli bardzo statyczni i ledwo było widać ich poświaty.
- Przygotowujemy się
do procesu odzyskania ciała – zapowiedziała Neri – W aktualnym stanie musimy trzymać się cienia. Energia życiowa to bardzo
ciekawa jednostka. Wiecie, że da się ją w pewien sposób ładować? Kiedy przebywa
w mroku, to jest w stanie wykorzystać potencjał swojej energii, a przebywając
na świetle, je wytraca. Dlatego siedzimy w tym miejscu i staramy się być
zasłonięci tak bardzo, jak się da.
- Na pewno macie
jeszcze pytania. Proszę, zadawajcie je – poprosił Bobru.
- Co się stało z
Alanem i Mycroftem? – zapytała Elizabeth.
- Mycroft został
częścią naszego systemu obronnego. Teoretycznie żyje, ale jest w stanie
śpiączki, w której przetrzymamy go do końca jego dni. Za to jego
świadomość została przeniesiona do wersji elektronicznej i w takiej postaci,
dalej się tam znajduje – wytłumaczył Sora – Alan… Nie znamy jego aktualnego stanu, ale opuścił to miejsce. Nie mamy
pojęcia, gdzie jest teraz.
Wyczuwałam,
że to było kłamstwo.
- Więc przeżył,
wypuściliście go i nie kontrolujecie, czy nie sprowadzi do tego miejsca pomocy?
Ludzi, którzy będą chcieli was zniszczyć? – zdziwił się Olivier.
- Sami mówiliście, że
polują na was znajomi Jacoba oraz Rosyjski wywiad – przypomniałam.
- Żebyście zrozumieli
całą sytuację musimy opowiedzieć wam całą historię. Prawdę, o tym, co wydarzyło
się 30 lat temu. Dzień, w którym Profesor nas zdradził i wykorzystał, przy
okazji zabijając wszystkich w tym instytucie.
No i słuchaliśmy. O drugim oddziale, który zajmował się
czymś innym niż odnową komórkową. O 22 pracownikach, Carlosie, Neri i Bobrze,
którzy przyszli do laboratorium, postrzelili Profesora, a następnie
zniszczyli promień. Słyszeliśmy o tym, co stało się z instytutem, jak
pracownicy zamienili się w źródło nieskończonej energii oraz jak zaczęli
odbudowywać to miejsce, przygotowując je do zamiany w hotel, w którym mieli
przeprowadzać testy. Słuchanie tego było niczym słuchanie majaczącego pijaka,
który opowiada o jednej z alkoholowych wizji, ale tez z drugiej strony miało
jakiś sens.
- Wtedy znaleźliśmy
Jacoba. Właściwie to on szukał nas i zauważyliśmy u niego tą specyficzną
mutację. Od razu go zbadaliśmy i okazało się, że to jest to. Wiedzieliśmy czego
szukać i z łowcy zamienił się w ofiarę.
- Rewolwerow był po
prostu jednym z agentów. Sporo wiedział o tym miejscu, ale był jedynie
pionkiem. Póki co zbiliśmy jego organizację z tropu, ale myślimy, że nie
powiedzieli jeszcze ostatniego słowa – dodał Bobru – Wbrew pozorom niektórzy dalej podejrzewają, że gdzieś działamy.
Ingerujemy w wydarzenia na świecie, więc nie możemy być w pełni anonimowi.
- Nie myśleliście,
żeby przekazać ten problem głowom państw i rozwiązać go wspólnymi siłami? – zapytał
Olivier – Jakby co to tylko pytam…
- Mamy nasz plan,
który będzie obejmował przekazanie informacji reszcie świata, ale to dopiero za
jakiś czas… Teraz skupiamy się na czymś innym. Przedstawimy wam pełen plan,
kiedy go z wami przedyskutujemy – wytłumaczyła Neri.
- Interesuje mnie
jedna rzecz związana bezpośrednio ze mną – stwierdził Olivier – Dlaczego Lokaj przypomina mnie tak bardzo?
Spojrzałam na Sorę i zobaczyłam coś, czego się nie
spodziewałam. Rozbawienie.
- To zabawna historia
panie Naess – zaczął opowieść – Mój
twórca, Profesor, zaimplementował we mnie jedną ciekawą funkcję. Dzięki jej
działaniu mogłem dopasować swój wygląd do dowolnej wybranej osoby. Jako, że
pana sprawą zajmowałem się osobiście, to gdy tylko zacząłem pana obserwować,
uznałem, że pana wygląd mi odpowiada, więc go ukradłem. Oczywiście, jeżeli
można na to spojrzeć w ten sposób – powiedział, a na twarzy Oliviera
pojawiło się zdziwienie. Wiedziałam, że spodziewał się szerszego wyjaśnienia.
Nie miał pojęcia, jak losowe to było.
- Wiem, że
wykorzystaliśmy was i wasze zaufanie, mogliśmy to zrobić na wiele sposobów, ale
właśnie ten przyniósł najlepsze rezultaty. Wiemy, jak to zatrzymać i spowolnić
na tyle, że nawet jak nam nie wyjdzie, to ludzkość będzie miała kolejne 50, a
może nawet i więcej lat na walkę – odpowiedział Bobru.
- Prosimy was o
rozgrzeszenie – na twarzy Neri znowu pojawił się uśmiech.
- No i oczywiście
zachęcamy do zadawania dalszych pytań. Mam nadzieję, że wierzycie w naszą
szczerość, w końcu możemy być za moment partnerami – dodał Bobru.
- Co się z nami stanie
jak ustalimy, że tu zostajemy? – zapytałam – Tak naprawdę.
- Tak naprawdę, to
będzie dokładnie tak, jak mówiliśmy. To miejsce jest już zasilone energią.
Będziemy dalej je wykorzystywać do badań, do przechowywania różnych rzeczy.
Mamy do tego miejsca ogromny sentyment. Poza tym jest idealną kryjówką,
szczególnie teraz, kiedy zostało zasilone przez Mycrofta. Dostarczalibyśmy wam
dalej wszystkie zapasy, właściwie nic by się nie zmieniło, poza tym, że
przestalibyśmy ingerować w wasze życie tutaj. Tylko zostalibyście tutaj na
zawsze. Bez możliwości wyjścia. Bez szans na ochronę innych. Nigdy nie poznacie
prawdy, a bez waszej pomocy być może nigdy nie wpadniemy na rozwiązanie i w
końcu tu umrzecie.
Te
słowa ponownie zostawiły nas w głębokiej ciszy na dłuższą chwilę. To było wiele
informacji. Chciałabym mieć możliwość przeczytać protokół z tego procesu,
przyswoić te informacje jeszcze raz, na spokojnie. Nie byłam do końca pewna, co
usłyszałam. Chociaż całość trwała może lekko ponad godzinę, informacje zaczęły
uciekać z mojej głowy. Bałam się o swoją pamięć.
- A co jeżeli ktoś ma
jakiś problem ze sobą? Pomożecie takiej osobie? – zapytałam.
- Oczywiście.
Będziecie mieli nasze pełne wsparcie medyczne, psychologiczne i fizyczne.
Oczywiście godząc się na współpracę z nami, będziecie musieli w pełni wyrzec
się pełnej swobody. Czeka nas praca, praca i jeszcze więcej pracy, musicie
pamiętać, że to jest najważniejsze założenie tej oferty. Będziecie mogli
załatwiać swoje sprawy i prowadzić swoje życia, ale liczymy na pełną dostępność.
Dla dobra ludzkości – zapewniła Neri.
- Czeka was naprawdę
sporo, ale zobaczycie, że to będzie najlepsze, co was spotkało – pokiwał
głową Bobru.
- A co jeżeli w pewnym
momencie przestaniemy się z wami zgadzać? – zapytał Aaron.
- Historia zatoczy
koło i wbijecie nam nóż w plecy, tak jak my zrobiliśmy to Profesorowi.
Zapewniamy jednak, że nie damy wam do tego powodu. Mamy cały plan. Jesteśmy
gotowi i naszym głównym celem jest zneutralizowanie wirusa i jego ostateczne
użycie w taki sposób, żeby przekazywał jedynie pozytywne rzeczy, a także
kontynuowanie planu z używaniem energii życiowej jako paliwa. Nie trzeba
zabijać, żeby dało się to wykorzystać w przemyśle i dać ludzkości szansę na
postęp technologiczny i zachowanie planety w aktualnym kształcie – odpowiedział
Bobru.
- Mówiliście o 10
latach, jesteście pewni, że tyle wystarczy? – zapytała Elizabeth.
- Myślę, że wirus może
zacząć zbierać swoje żniwa, ale powinniśmy zdążyć w idealnym momencie. To tylko
gdybanie, równie dobrze, możemy być gotowi do dalszych prac za 5 lat. Wszystko
może się zmienić, ale jeżeli nie spróbujemy to na pewno przegramy – stwierdziła
Neri.
Jeżeli
była nadzieja na przetrwanie, to chciałam po nią sięgnąć. Istniała szansa, że
traciłam pamięć, a widok odległego światełka za ich plecami, oraz płynącej
rzeki, wzywał moje wewnętrzne demony, które musiał uciec w końcu z tej klatki.
Zmienić położenie i odżyć. Mogłam do tego zostać bohaterką. Czy nie tego zawsze
wewnętrznie pragnęłam? Nie umiałam odwrócić się od tych, którzy potrzebowali
pomocy, chociaż mój charakter i zachowanie, mogły wskazywać na coś skrajnie
innego.
- A więc? Interesuje
was coś jeszcze? – zapytał Bobru – Trochę
już gadamy, a czeka nas naprawdę dużo pracy. Mamy już nawet gotowe stroje, wasz
rozmiar, powinny się wam spodobać. No i laska dla ciebie, Aaron, o ile nie
będziesz chciał mieć niedużego implantu w nodze. Wtedy nie będziesz jej potrzebował.
- Nie mam specjalnego
wyboru, chociaż nie ukrywam, że jestem ciekawy, co z tego wyniknie. W końcu
będziemy traktowani na równi – powiedział Olivier, zgadzając się jako
pierwszy – Nigdy nie przeszkadzaliście mi
jako osoby. Wierzyłem, że stoi za tym coś więcej. Dlatego współpracowaliśmy.
Przywróciliście mnie do życia i chociaż na początku nie odzyskałem chęci, żeby
dalej je ciągnąć, to teraz jestem zdeterminowany. Zresztą myślę, że tylko z
wami będziemy mogli coś zmienić. Nie wiem… Po prostu tak czuję.
- Nigdy nie wierzyłem,
że świat jest biały lub czarny. W tym miejscu zobaczyłem wszystkie odcienie
szarości, odzyskałem wiele, a straciłem jeszcze więcej… Ale chcę pomóc. Wiem,
że świat jest w niebezpieczeństwie i nie pozwolę, żeby się skończył. Nie
zgadzam się z waszymi metodami i mam nadzieję, że nie będziecie musieli nikogo
więcej poświęcić, żeby dopiąć swego. Wierzę, że oboje wyciągniemy coś z tej
relacji.
- Tak jak mówiłam,
umysł naukowca nie pozwala mi zrezygnować z tej okazji. Liczę, że wspólnie osiągniemy
cel. Mam nadzieję, że nie wykorzystacie nas do czegoś innego – Elizabeth
również potwierdziła chęć współpracy. Zostałam ja. Byłam pewna, że też tego
chcę, ale czułam głęboki niepokój. Coś złego się ze mną działo. Nie potrafiłam
uspokoić myśli. Czułam się jakbym oglądała film, z którego wycięto co trzecią
klatkę.
- Mam jeszcze jedno
pytanie – powiedziałam, perfekcyjnie opanowując głos – Oczywiście byłabym głupia, jeżeli bym teraz się wycofała, poza tym
wiem, że zostanie z wami to najlepsza szansa na to, że przeżyję i ludzkość nie
wyginie… Zastanawia mnie jednak ten kod. Ten zapisany w paru osobach.
Powiedzieliście, że w tym pomieszczeniu są cztery osoby, które go mają. Trójka
to wy. Kto jest czwartą?
Porywacze
spojrzeli na siebie, ponownie wysyłając dreszcze na moje ciało. To było
upiorne. Uśmiechnęli się i spojrzeli przed siebie, wskazując jednego z nas. Tak myślałam, pojawiło się w mojej
głowie. Kiwnęłam głową na potwierdzenie. Zgodziliśmy się na ich warunki…
*
W ten
oto sposób rozpoczął się początek naszego nowego życia. Zaczęliśmy ciężką
pracę, której ani trochę nie żałowaliśmy. Wróciliśmy do ludzi, żeby nadrobić
to, co straciliśmy. Poczułam wolność, wraz z narastającą niepewnością. Nie
martwiła mnie jedynie moja pamięć, chociaż ta zaczęła przypominać ciasto, które
coraz bardziej się rwało, zostawiając ogromne dziury, powiększające się z każdą
chwilą. Martwiło mnie to, jak wyglądał świat. Przypominał karty powieści
z gatunku post apokaliptycznej. Ludzie coraz bardziej panikowali, nie
potrafili sobie poradzić z nadchodzącą zarazą. Choroby stały się częścią
naszego życia. Po zbadaniu danych zrozumieliśmy dlaczego właśnie my zostaliśmy
wybrani. Specjalny genotyp znajdował się w naszym kodzie genetycznym. Jak
słusznie zauważyli nasi przełożeni – nie byliśmy nieśmiertelni i wciąż
musieliśmy uważać. Trzymanie 22 uczestników dziwacznej gry miało drugie dno.
Jak się okazało, pobudzanie konkretnych części mózgu potrafiło odpowiednio
przygotować ciało do walki z wirusem. Ilość danych zebranych przez Bobra i Neri
była ogromna.
Udało
się nam również poznać pozostałe osoby, które były zaplątane w cały projekt.
Wkrótce dwa miesiące spędzone w hotelu stały się jedynie wspomnieniem. Ciężka
praca zajęła nasze życie, a my stanęliśmy przed kolejnymi celami.
Musieliśmy przygotować coś jeszcze większego niż hotel. Wszystko rozgrywało się
na istnym końcu świata… Aaron nie zrezygnował z laski, Olivier wrócił do
malowania, a Elizabeth odnalazła miejsce, o którym wspomniał jej Alan. Ale to
wszystko było już zupełnie inną historią. Nasze życia się całkowicie zmieniły.
Nie żałowaliśmy naszego wyboru, a 17 osób, które oddało życie po drodze, stało
się czymś w rodzaju monumentu. Nie mogliśmy o nich zapominać, dzięki ich
decyzjom i wyborom, my staliśmy na czele organizacji, której celem było
uratowanie świata. Byliśmy gotowi na tą walkę.
Kiedy
wyszukiwałam kolejne nadające się osoby, spojrzałam na stojącego obok mnie
Oliviera. Widziałam w jego oczach determinacje. Elizabeth pracowała akurat w
polowym laboratorium. Osiągnęła kolejny sukces, kupując nam cenne pół roku
czasu. Coraz bardziej byłam przekonana, że damy radę pokonać tego wirusa.
Walczyliśmy z nim skutecznie już od pięciu lat. W międzyczasie
przygotowywaliśmy się do odszyfrowania tajemniczej wiadomości Profesora.
Musiała być przełomowa, bo skupialiśmy na niej bardzo dużo surowców.
Największym problemem było poszukiwanie jednego z ludzi, którzy ten kod w sobie
mieli. Zniknął dawno temu i nie wiedzieliśmy, czy szukamy żywej czy martwej
osoby.
Aaron
podszedł do mnie, wskazując jeden z ekranów. Kiwnęłam zgodnie głową. To był
naprawdę obiecujący kandydat. Musieliśmy zrobić dobrą selekcje, w końcu nie
chcieliśmy powtórki z sytuacji. Projekt, który przeżyliśmy był
niesamowitym doświadczeniem, ale wielu z nas nie była na niego w pełni gotowa.
Oprócz 17 martwych osób należało doliczyć ponad 300, którzy zginęli podczas
katastrofy. Odwiedziliśmy ich masową mogiłę tydzień po opuszczeniu hotelu. Czuć
było smutek wiszący w powietrzu. Stojąc tak wtedy i patrząc na ogromny grób,
gdzie symbolicznie pochowano tyle osób, bo ich istnienia zostały rozszczepione
na energię życiową, zrozumiałam, że pobyt w hotelu Peccatorum ograniczał się do
jednego bardzo ważnego wyboru.
Mieliśmy
wybór, wybraliśmy przetrwanie.
--------------------------------------------------
Dziękujemy Wam Wszystkim za wsparcie i podsyłanie bloga dalej. Tak naprawdę nadchodzi okres, w którym blog będzie po prostu szukał dalszych czytelników, bo poza nadchodzącymi dwoma postami nie szykujemy na ten moment nic innego. Także pamiętajcie - jak tylko będziecie mogli to polecajcie bloga znajomym, być może właśnie ich zainteresuje nasza zabójcza gra!
Dziękujemy również Naszym Patronom:
- Mikołaj G.
Nie mogę uwierzyć że dożyłem tej chwili. Zazwyczaj nie lubię zakończeń typu szybkiego omówienia co się stało, ale tutaj było to dość dobre. Zakończenie otwiera fabułę na wiele dodatków. Gdybym miał wskazać co było najlepsze w Peccatorum to bym powiedział że są to:
OdpowiedzUsuń1.postacie i ich relacje pomiędzy nimi, oraz ich rozwój
2.fabuła, dająca dużo pytań i odpowiadająca na nie stopniowo, wyciągając czytelnika
Żałuje że nie poznałem tego projektu wtedy gdy się zaczynał. Chociaż dzięki temu mogłem wciągnąć się w serię, bez chwili wystygnięcia z emocji, co było fajne.
Jest kilka pytań które chciałbym zadać. Czyli na przykład wciąż powtarzaja się w moich teoriach akcja ścigania florystki przez detektywa.
Bo prawdopodobnie był namówiony przez przyjaciółkę/zament ale co ona mu powiedziała i czy to napewno jej wina, w końcu detektyw już wcześniej miał na oku florystkę oraz przyjaciółkę. Co dokładnie było w notatniku pisarza. Chociaż raczej chodziło o tożsamość przyjaciółki, bo dał go pechowcowi. Oraz (mniej ważne) jaką emocje poczuła aktorka podczas rozmowy z pisarzem w deptaku, bo to coś co podał jej porywacze sprawia że może poczuć emocje, ale ich nie wyłowuje. Czy to było sumienie, strach, a może coś innego? Oraz ostatnie, jakie numery pokoi miałem konkretne postacie? Taka ilość pytań pokazuje jak bardzo rozbudowane jest to uniwersum.
Była tylko jedna wada, która dla niektórych może być zaletą. Chodzi mi o to że niekture dowody były pokazywane tylko wtedy gdy były potrzebne (np. farba podczas procesu pokerzysty). Dawało to często niezłe zwroty akcji, ale były trochę brane z nikąd. Ale to mała wada w poruwnaniu z zaletami.
Jeśli na jakieś pytanie była już odpowiedź to przepraszam. Nie tylko brzuchomówczyni szwankuje pamięć.
UsuńSkończenie Peccatorum było czymś zarówno epickim, jak i całkowicie... zwyczajnym :D Bardzo się cieszę, że tyle rzeczy się podobało. W Ronpie w sumie też był ten motyw losowości czasami w procesach, ale przyznaję, że sporo musiałem się nauczyć, zanim zrozumiałem jak dobrze prowadzić tą akcję, jak to opisać, jak opowiedzieć. Myślę, że będzie jeszcze okazja poznawać projekt od początku - przy drugiej części. Na wszystkie pytania większe odpowiem w tym ostatnim poście, który pojawi się w przyszłym miesiącu (maju), żeby było tak oficjalnie! Tak czy siak bardzo dziękuję za obecność i aktywność!
UsuńDzięki za komentarz!
No i dotarliśmy do tego słodko-gorzkiego momentu, w którym przygoda się kończy. Trochę nie rozumiem całego zakończenia, a dokładniej motywu zabójczej gry. Morderstwa się działy, ponieważ Bobru i Neri potrzebowali ciał, rozumiem, lecz dlaczego w takim wypadku mieliśmy do czynienia z tyloma
OdpowiedzUsuńśmierciami? Z drugiej strony „Porywacze” twierdzili, że nikt nie kazał im się zabijać. Trochę nie łapie tego jako całości. Sam finał faktycznie jak komentarz
wyżej zaznaczył, był dość zwyczajny, ale nie uważam to za coś złego. Wszystkie plot twisty z instytutem miały miejsce już wcześniej, więc nie było sensu wpychać jeszcze czegoś do finału.
Ostatni chapter faktycznie odpowiada na kilka pytań, ale wymijająco.
-„Dlaczego nie przekażecie wiedzy głową państw?”
-„Mamy plan.”
-„Ok, I’m in.”
Ale to zabiegi konieczne by podtrzymać nutę tajemniczości przed kontynuacją, więc nie ma co narzekać ^^
Z osobistych przemyśleń odnoście Peccatorum jako całości, to pod koniec brakowało moim zdaniem postaci takich jak Rew czy Samfu. Byli oni stworzeni jako postacie, które można kochać lub nienawidzić (zakładam, że większość czytelników zaliczała się do pierwszej części) i byli swoistymi antagonistami pośród grupy. Pod koniec ich role podejmował Mycroft, jednakże moim zdaniem średnio się w tej roli sprawdził. Nie był wcześniej kreowany na tego typu postać, więc praktycznie do końca rozdziału wydawał się być po prostu dupkiem. Brakowało mi czegoś, co pozwoliłoby go w tym momencie lubić. Nie wiem czy to dobrze tłumacze, w razie czego rozwinę myśl. Późnej dopisze także pytania do Q&A. Do przeczytania I guess?
To bardzo ważne pytanie i chociaż poświęcę na nie jakiś fragment Q&A to tylko zaznaczę, że ma to związek z ilością energii potrzebnej do przeprowadzenia takiego odzyskania ciała. Dobrym przykładem będzie sytuacja z Olivierem. On zginął. Został zabity i to dosyć brutalnie, jednak Duchy były w stanie go wskrzesić (tutaj też cel był, nie było to przypadkowe wskrzeszenie). Samo takie wskrzeszenie (chociaż Olivier się bardzo zmienił) zabrało sporo zebranej przez nich energii. Każda ofiara i morderca dostarczyły Porywaczom trochę esencji życiowej + sam materiał, jakim jest ciało. Bobru i Neri nie zostali zabici - oni zostali "wymazani". Ich dusze zostały tylko dlatego, że Lokaj zamknął je w dwóch amuletach z tsenretu. Takie odbudowanie wymaga po pierwsze zdrowych ciał (czyli 16 dostępnych, bo odliczamy 4 ocalałych, Carmen, która była chora oraz Wendy, która została zbytnio zdewastowana, żeby z niej wyciągnąć potrzebne "składniki"). Tutaj po prostu pozwoliliśmy sobie na małe sf ^^ Myślę, że taką dozę epickości dostarczy epilog, który pozostawi sporo pytań, ale też trochę odpowiedzi. Peccatorum mimo wszystko jest powieścią dwustronną - z jednej strony gotową na samodzielne istnienie (takie zakończenie mogłoby być, w sumie powieść wydaje się być względnie kompletna), a z drugiej strony z zamysłu stworzoną z myślą o przynajmniej drugiej części :D Ale cieszymy się bardzo, że wywołuje różne emocje!
UsuńW przypadku przekazaniu informacji dalej, powiedzmy, że na ten moment Czwórka (to już oficjalna nazwa czterech ocalałych) po prostu im... zaufała. Banalne, to prawda, ale na pewno temat pojawi się jeszcze w Q&A.
Co do antagonisty - całkowicie się zgadzamy. Dlatego też mamy trochę inny plan na drugą część, gdzie oprócz postaci wybranych przez ludzi, przygotujemy też gammę NPCów. Ciężko żeby ludzie wymyślili dobrego antagonistę, jeżeli nie wiedzą, jak wygląda fabuła. Pozostawianie do uzupełnienia całej kadry to jest po prostu głupota, na którą wpadliśmy, ale trudno, na pewno Pecca "1" nas sporo nauczyło i druga część, jak dojdzie do skutku, to będzie poprawiona, o te elementy. Sami jesteśmy ciekawi jakby wyglądał ten projekt, jakby taki Jacob, Samfu czy Rew przeżyli do końca :D Chociaż Alice też nie była według nas złą antagonistką, to jednak jej rola była nieco inna. Ona była postacią, która przede wszystkim pomagała w kreacji Alana, bo on jednak był tutaj ważniejszy.
Śmiało kumuluj pytania na Epilog, a my będzie pracować, żebyście dostali Q&A jeszcze w maju!
Dzięki za komentarz, wsparcie i obecność podczas prac nad projektem!
Nie wiem, czy po tak długim czasie dalej czytacie komentarze, ale mam tak dużo do napisania, że wstyd byłoby mi to tak zostawić. Zaczęłam czytać Peccatorum z polecenia Bobru (oglądam go normalnie na co dzień:D) i tak się wkręciłam, że skończyłam po zaledwie tygodniu. Mimo mojego entuzjazmu oceniłabym ten projekt na 6/10. Po 1 świetnym rozdziale zaczęły dziać się rzeczy tak mi nie pasujące, że seria niestety trochę mi zbrzydła. Wiem, że Bobru obecnie napisałby coś trzy razy lepszego, bo będąc jego widzem, wiem, że ma on wiele naprawdę dobrych i ciekawych pomysłów, dlatego chcę wymienić tu kilka(naście) kwestii, które mi nie pasowały i dać nowe, świeże spojrzenie na tę fanganronpę. Wymienię to w punktach, bo myślę, że jest to najlepszy pomysł aby się nie pogubić, a więc:
OdpowiedzUsuń1. Pierwszy rozdział był świetny. Ciekawe postacie, interesujące motywy, zaczynające się relacje. Choć zdziwiła mnie agresja Sandry, to po jej kłótniach ze striptizerką Wendy poleciała u mnie na topke. Sytuacja, w której to Raphael ćpał z nią w pralni był tak świetny, że przez długi czas miałam go w pamięci (moja ulubiona scena jak dotąd). Choć śmierć Dismasa i zabójstwo Raphaela było szybkie, to wciąż ta sprawa była naprawdę fajna i obaj panowie idealnie pasowali na pierwsze ofiary,
Usuń2. Tak, jak wspomniałam od 2 rozdziału trochę zaczęło się psuć. Ofiary i mordercy byli niestety jakby wybierani byleby pasować do miejsca zbrodni i dość często postacie padały mając trochę niedokończone wątki i trochę mnie to zasmuciło (o czym napiszę za chwilę, pisząc o konkretnych osobach/parach). Wszystko szło w bardzo nieregularnym tempie i albo historia leciała i szalała albo nagle tylko przez długi czas sprawdzało się pomieszczenia, co też czasami przytłaczało,
3. Myślę, że przydałoby się trochę więcej ekstremalnych motywów. Np. zdradzenie sekretów w przypadku braku morderstwa itp., czyli rzeczy bardziej wjeżdżające postaciom na psychę. Choć to motywy dość często oklepane, to wciąż myślę, że jak się je odpowiednio użyje, to mogą dodać trochę pikanterii. Z drugiej strony zakazy uczestników też były ciekawą sprawą, ale do teraz nie rozumiem po co one były, skoro porywacze jasno mówili, że nie chcą nikogo do niczego zmuszać, więc trochę mi się to wszystko gryzie (chyba, że czegoś nie doczytałam),
4. Podobał mi się, i chciałam to pochwalić, motyw z samookaleczaniem i obwinianiem się za wszystko Aarona, samobójstwem Lily, próbą Oliviera oraz ćpaniem wybielacza Raphaela. Myślę, że wątki związane ze zdrowiem psychicznym, pewne pojawiające się słabości oraz różne używki i uzależnienia dużo dają do charakteru postaci i można je przez to lepiej poznać. Fajnie też, że daliście tu alkohol, bo sceny z nim były naprawdę zabawne i fajnie się to czytało,
5. Dziękuję też za te wszystkie gry np. w pytania, opowiadanie historii i butelkę w chyba pubie i na basenie. Fajnie wiedzieć, że postacie mimo skrajnej sytuacji wciąż są młode i chcą się bawić. Chętnie zobaczyłabym tego więcej,
Teraz chyba przejdę do indywidualnych postaci lub jakiś poszczególnych relacji
6. Zapomniałam jeszcze dodać, że pisanie samych scen ukazujących załamania postaci, jakieś rozstrojenia psychiczne itp. bardzo się przydają, bo dodaje to dużo dramaturgii i powagi sytuacji, i przy okazji dalej przypomina, że postacie to też normalne i czujące osoby, nie będące jak jakiś Makoto z danganronpy, który to po 83920 procesach dalej pierdoli o nadziei,
Usuń7. Teraz przechodzę już do postaci... Zacznę od Rewa. Był on postacią strasznie ciekawą. Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się o nim więcej i dlatego właśnie jestem smutna, że tuż po nim padła Audrey. Byli oni oboje jak matka i ojciec tej grupy, dlatego szkoda, że odpadli tak szybko, jedno z nich mogło przeżyć trochę dłużej:(,
8. Postać Robertsona była idealna w punkt, a plot twist z nim związany był chyba najciekawszy. Bardzo podobała mi się jego relacja z Samfu, jak dla mnie ich ,,rywalizacja'' to jeden wielki masterpiece,
9. Fajny był też motyw Sandry i Lily, bo dość mocno odchodził od schematu. Na temat ich relacji wypowiem się później, jednak myślę, że tragizm sytuacji choć opisany w mało zaskakujący sposób, to wciąż był naprawdę w porządku,
10. Postaciom takim jak Julia, mimo jej spokojnej natury, przydałoby się więcej tzw. pazura. Fajnie odpalała się na początku, a jej przedrzeźnianie Alice było śmieszne. Fajnie, że po zabiciu Oliviera, gdy on wrócił, wyjaśniła ona sobie z nim sprawę i zaczęli się przyjaźnić, fajny motyw, chociaż myślę, że pod koniec ona dość mocno przygasła i trochę mi jej normalnej wersji brakowało,
11. Jeżeli chodzi o Alana i Agathę, to nawet gdy trzymali się z kimś konkretnym, to wciąż myślę, że ich postacie były trochę nijakie. Motywy miały fajne i podobało mi się odpalenie Agathy i jej zazdrość, ale to jedyne co mogę o niej powiedzieć. Co do Alana, to myślę, że więcej zrobiła za niego Elizabeth niż on sam (np. sytuacja z dźgnięcia skalpelem Agathy), tylko ten proces z zabójstwem Alice wydawał się jakkolwiek z nim ciekawy, był on dla mnie postacią trochę neutralną,
Usuń12. Postaci Cecily i Maksa przydałoby się odejście z większym hukiem. Szkoda, że Maks umarł jakby gdyby nic, czułam po jego śmierci trochę niedosyt. Ogólnie wydaje mi się tez, że mordercom przydałoby się trochę więcej odpalenia pod koniec. Co prawda Raphaelowi i Agathcie odjebało, ale Rew, Audrey, Samfu i Cecily odeszli jakby gdyby nic. Albo z płaczem, albo w ciszy. Przydałoby się trochę więcej wyrzucenia z siebie emocji i dramaturgii,
13. Teraz przejdę do mojej ulubionej części (mam o niej najwięcej do powiedzenia) czyli do związków, zauroczeń i samych relacji itp. Mycroft i Wendy to była jedna wielka masakra. Po tym jak po 1 rozdziale byli u mnie w top 5 postaciach, nagle spadli na ostatnie miejsca. Do samego końca nic nie pokazali, a w ich relacji tylko się ograniczali. Wendy skończyła mówiąc ,,Mycroft to, Mycroft tamto'', a Mycroft był po prostu wkurwiający. Podobnie z Aaronem i Carmen, których aż do samego końca odbierałam tylko jako parę przyjaciół, ich wątek był nudny. Myślę, że juz nawet Mycroft x Aaron miałoby więcej sensu... Nie rozumiem tez relacji Samfu i Yamy. Yama umarł tak nagle i morderstwo Samfu nie miało trochę sensu, bo ich relacja ograniczała się tylko do tego, że Yama raz pomógł drugiemu się uspokoić i potem nie było ich niestety prawie wcale widać razem. Sandra i Lily też trochę po czasie nudziły. Chętnie zobaczyłabym jakiś związek lub przyjaźn tak fajną jak np. Elizabeth i Alan, którzy fajnie współpracowali, bo choć takich dwójek tworzyło się dużo, to wciąż nie na stałe. Przydałoby się zobaczyć jakiś dynamiczny związek i myślę, że takie pary jak Yama i Samfu, Maks i np. Cecily albo Cecily i Elizabeth (które moim zdaniem zajebiście wyglądałyby razem), albo Julia i Alice by pasowały o wiele bardziej od tych, co były. Polecam nie ograniczać się na Wendy i Mycroftcie, Aaronie i Carmen (która trochę nie miała osobowości) i jakimś Samfu, który coś pierdolił o tym, że nie żałuje, że pocałował jakiegoś typa w zamęcie (rzeczywiście coś takiego było...) i iść o krok dalej i trochę to porozwijać,
14. Zupełnie nie rozumiem czemu proces śmierci Carmen skończył się tak mało znacząco. Jej postać jest mi zupełnie obojętna, była urocza aż do czasu gdy zaczęła trochę irytować... Ale zakończenie wątku Aarona i Mycrofta był strasznie przytłaczający. Od początku miałam nadzieję, że ich relacja przerodzi się w coś ciekawego, że się dogadają itd. i choć rozumiem, że ten brak jakichkolwiek wytłumaczeń i natychmiastowa egzekucja miała dodać rozpaczy, to wciąż cały ten epizod był dla mnie bez sensu i w życiu bym się nie spodziewała takiego obrotu spraw:/.
Usuń15. Sam wybór ocalałych całkiem okej, ale ta śmierć Alana na końcu i fakt, że Elizabeth i Julia tak wygasły był trochę przykry. Nie jestem pewna czy wszystko zrozumiałam, bo sci-fi i tego typu tematy to nie moja bajka, ale wciąż myslę, że parę rzeczy dało się wymyślić trochę lepiej.
16. Zwrócę jeszcze uwagę na design postaci, który jest dla mnie trochę nietypowy. Widzę, że zamiast pójść w styl trochę ronpowy, to poszliście bardziej w przedstawienie postaci realistycznie. Nie wiem czy był to dobry pomysł, choć myślę, że tragedii też nie było i koniec końców można było się przyzwyczaić, więc chyba też nie mam wam co tu zarzucić. Nie podobał mi się chyba tylko wygląd Raphaela. bo średnio pasował mi on do tego schludnego chłopaka, wygląd Sandry, który był troszkę odpychający i włosy Alana... Yame z powodu bycia pokerzystą wyobrażałam sobie z jakimś piercingiem i farbowanymi włosami, ale w sumie to też nie tak, że kogokolwiek wygląd mi jakoś bardzo przeszkadzał,
I kończąc. Chyba nie mam już nic do dodania. Sory za takie długie wypociny, ale musiałam to gdzieś napisać. Nie wiem, czy będziecie Peccatorum kiedyś kontynuować. Nie wiem, czy na waszym miejscu mi by się chciało, ale jeżeli będziecie mieli to w planach to życzę powodzenia i na pewno będę serię dalej śledzić i wam kibicować. Dzięki za taką przygodę i mam dużą nadzieję, że jeszcze coś od was zobaczę, bo Bobru miał naprawdę parę świetnych pomysłów, które mi się bardzo podobały. Pamiętajcie błagam tylko o tych relacjach bliższych, bo serce mi się przez Mycrofta i Wendy kraja.... z żalu. To by było chyba na tyle, dzięki<3
Na pewno po latach, jak projekt zostanie wznowiony w postaci kolejnej części to będzie inaczej. Kolejna część, będzie poboczną i będzie się różniła przede wszystkim tak, że wszystkie postacie napiszę sam. Tutaj czerpałem z 90 postaci wysłanych nam przez widzów ze zgłoszeń, oczywiście postacie sam dostosowywałem, ale niektórych rzeczy nie potrafiłem na tamten moment poprowadzić lepiej.
UsuńZaznaczam też, ze jest jeszcze epilog, który zapowiada jako tako drugą część. Mocno skupiliśmy się też na relacji Aaron x Mycroft jako prawie takich protagonistów serii (chociaż seria miała tak naprawdę jako "protagonistów" wszystkich bohaterów), przez co te ostatnie rozdziały tak bardzo się na nich skupiały.
Tak czy siak, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, jestem pewien, że przyszłe odsłony, jak (i jeżeli) powstaną będą dużo lepsze i ciekawsze. Doświadczenie (zarówno pisarskie jak i Ronpowe) jest bez porównania większe, no i też na pewno chciałbym grubą kreską oddzielić Peccatorum od Danganronpy, bo chociaż oczywiście zamysł jest podobny, to jednak pomysł poszedł w swoją stronę, dlatego trochę inne podejście do designu czy dramaturgii procesowej. Ale tutaj też po latach myślę, że będzie dużo ciekawiej nawet w moim, a nie do końca Ronpowym stylu, co mam nadzieję, za jakiś czas udowodnię!
Bardzo dziękuję za komentarz i do zobaczenia pod przyszłymi projektami!
Do zobaczenia!:)
Usuń