Epizod VII - Rozdział 65: Ciepło blach (Carmen Alvare)

Witamy Was serdecznie w kolejnym rozdziale Peccatorum. Czas na spojrzenie z perspektywy Carmen, jak zwykle nietypowe i nieco inne od reszty. Sporo się będzie działo w tym rozdziale, więc jak zwykle mamy nadzieję, że się Wam spodoba! Życzymy miłej lektury i zapraszam do sekcji komentarzy oraz prosimy o rozesłanie bloga dalej!




Rozdział 65: Ciepło blach (Carmen Alvare)


                Po wejściu do laboratorium zobaczyłam coś bardzo zaskakującego. Chciałam po prostu znaleźć Mak, wiedziałam, że będzie tutaj siedziała razem z Mniszkiem i Pokrzywą, w końcu zapowiadali to podczas jedzenia. Nie spodziewałam się, że zobaczę ją na podłodze. Blat stojący przed nimi był zastawiony różnymi pojemnikami. Z jednego z nich unosiła się smuga mlecznego dymu. Mniszek kucnął niedaleko Farmaceutki i starał się jej pomóc, ale ta krzyczała z bólu i odtrąciła jego rękę. Nawet nie zauważyli mojego wejścia.
- Co mam zrobić?! – krzyknął przerażony Mniszek, podnosząc się z kolana. Zauważyłam, że opaska Maku się świeci. Co tu się stało? Podeszłam bliżej, dopiero wtedy zauważyła mnie Pokrzywa.
- Co się stało? – zapytałam.
- Alan coś trącił łokciem i mieszanka wybuchła jej w twarz! – odpowiedziała z przerażeniem w głosie.
- Alan, przynieś mi opaskę i ampułkę numer jeden, szybko! – ciężko było ją zrozumieć, ale widziałam jak ją bolało, więc rozumiałam. Mniszek pobiegł w stronę szafek, a w tym czasie Pokrzywa wyszła z laboratorium. Pobiegła po pomoc? Nie byłam pewna. Może należało wezwać Duchy? Zastanowiłam się jak można by to zrobić, ale krzyki nie pozwalały mi się skupić. Instynktownie podeszłam do niej i  złapałam ją za rękę. Chciałam ją uspokoić. Skupiłam pozytywną energię, zupełnie jak przy roślinach i wysłałam ja w jej stronę. Może to wystarczy, żeby ją uspokoić?
                Po chwili w pomieszczeniu rzeczywiście zrobiło się ciszej, ale nie była to moja zasługa. Tuż za moimi plecami pojawił się Bobru. Na jego twarzy widać było chłodną powagę. Wydawało mi się, że wszystko się uspokoiło przez samą jego obecność.
- Alan – powiedział ostro – Jeżeli chcesz naprawić sytuację to zostaw ten śmieszny lek i zabierz ją do przychodni. Spotkamy się na miejscu. Macie przyjść we dwójkę.
Nie zdążyliśmy zadać żadnego pytania, bo Bobru rozpłynął się w powietrzu. Spojrzałam na Mniszka, który przez chwilę wyglądał jakby się zaciął. Podbiegł do Maku i pomógł jej wstać. Chciałam pójść z nimi, ale Bobru wyraźnie zaznaczył, żeby tego nie robić. Jak on miał dostać się na odpowiednie piętro? Droga była daleka, a Farmaceutka ledwo stała na nogach. Odprowadziłam ich wzrokiem, zastanawiając się gdzie pójść. Pokrzywa wyszła przede mną, więc mogła już zdążyć poinformować resztę. Czy spotkali się w jadalni? Chociaż to pomieszczenie już nie służyło nam do jedzenia, to byliśmy przyzwyczajeni do przesiadywania tam i planowania kolejnego ruchu. Chodzenie po schodach było strasznie męczące, miałam nadzieję, że winda lub filtr percepcji w końcu wrócą. To zabijało całą mobilność w tak ogromnym budynku. Wchodzenie na górę było wykańczające. Do jadalni dotarłam po paru minutach i już wiedziałam, że dotarłam w odpowiednie miejsce. Przywitały mnie krzyki. Goździk stał naprzeciwko Narcyza i tłumaczył mu coś, uderzając palcem w jego klatkę piersiową.
- Gówno mnie to obchodzi Mycroft. Współpracujesz z Alice? Chcecie nas wszystkich udupić?
- Pogrzało cię Aaron? Z nikim nie współpracuję i nie miałem nic wspólnego z wypadkiem Elizabeth! Wypadkiem!
                Pokrzywa musiała im już opowiedzieć o tym, co się stało. Ponownie weszłam do środka praktycznie niezauważona. Oprócz Maku oraz Mniszka brakowało jeszcze Bzu. Podejrzewałam, że mógł teraz siedzieć na warcie na korytarzu, nie zdając sobie sprawy, że coś się działo.
- Czemu jesteś taki cholernie nieufny Aaron? – Pokrzywa skrzyżowała ręce, ale jej głos był spokojny. Brzmiała na zaniepokojoną.
- Bo mam dość tego, co się dzieje. Przypadek? Przypadkowo wiecznie ktoś z nas trafia do przychodni? Mam wrażenie, że cały czas komuś się coś dzieje. Lada moment i wszyscy się tutaj pozabijamy, niszcząc wizję tych psychopatów, którzy nas tutaj więżą.
- Hotel jest miejscem, którego nie znamy, pełnym niebezpiecznych narzędzi i substancji. Jest dostosowane pod nasze zabijanie się, nic dziwnego, że komuś coś się dzieje – wtrąciła Jaskier, poprawiając okulary na nosie. Milo było widzieć ją w dobrym humorze – Musimy po prostu bardziej uważać. Wątpię, żeby Alan zrobił coś celowo, a tym bardziej żeby współpracował z Alice.
- On jest opętany – Przyjaciółka spojrzała na niego ze smutkiem – To miejsce go zniszczyło.
- Ja jestem opętany… - obrócił się i spojrzał w moją stronę – Carmen… Wszystko gra?
- Mówiłam, że nic się jej nie stało…
Goździk spojrzał na mnie, aż zrobiło mi się cieplej na sercu. Nie wiedziałam, czemu darzyłam go tak mocnym uczuciem, ale po prostu to czułam. Nie umiałam mu tego powiedzieć, a on sam był ciężkim obiektem westchnień. Dalej tego nie rozumiałam. Narcyz wydawał się o nim wiedzieć więcej niż ja, ale nie miałam jak go podpytać. Nawet nie chciałam tego robić, jeżeli Goździk nie chciał mi tego powiedzieć, to musiał mieć ku temu powód.
- Wszystko gra – odpowiedziałam z uśmiechem – Gorzej z Ma… Elizabeth.
Starałam się używać imion, ale to nie było łatwe. W mojej głowie rośliny i ludzie często byli tak podobni. Dlaczego ich to denerwowało? Moja grupa nie rozumiała mojej miłości do wszystkiego, co żyło.
- Czy ktoś z was wie, co Elizabeth planowała zrobić? – przerwała Jaskier.
- Robiła jakąś bombę – Pokrzywa odpowiedziała niedbale.
- Co? – zapytała Lilia.
- Bombę? – powtórzył Goździk.
- Tak czy siak jej nie wyszło. Alan jest bohaterem! – powiedziała klaszcząc w dłonie. Wyglądała jakby wyjątkowo jej się podobało zadawanie cierpienia innym.
- Oszczędź nam tego – warknęła Lilia.
- Agatha, co jesteś taka spięta? Aż tak brakuję ci…
- Zamknij się!
- Dziewczyny, możecie przes… - Narcyz chciał stanąć pomiędzy nie, ale Żonkil go zatrzymała, szepcząc coś nienawistnie.
- Agathko, chciałam być dla ciebie miła, ale nie potrafię. Cały czas tylko na nas wrzeszczysz. Wiesz, że każdy w tej grupie ma cię powoli dość? Zmień się, mówię ci to, jako przyjaciółka.
                Lilia rozejrzała się po nas, jakby naprawdę ją to dotknęło. Widziałam jak drgnęła jej dolna warga. Chciałam podejść, ale z drugiej strony poczułam wewnętrzne ukłucie złości. Oparłam się o stolik i zacisnęłam pięści na krawędzi. Wzięłam głęboki oddech. Wyobraziłam sobie ogród. Było w nim pełno zwierząt i pięknych, zielonych roślin. Żył. Poczułam jego ciepło i energię. Rozchodziła się po moim ciele. Musiałam wziąć swoje leki. Jak najszybciej. Nie chciałam zrobić sobie krzywdy. Na zegarze było już po 21, więc spotkanie i tak zbliżało się do końca. Wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia, ale zanim dotarłam do celu, do środka wszedł Alan. Wyglądał na zmartwionego.
- Alan, co z Elizabeth?
- Wszystko gra?
- Co się stało?
Pytania zostały zadane jedno po drugim, prawie zasypały Mniszka. Chłopak pozbierał się i odpowiedział po chwili:
- To wszystko moja wina… Popchnąłem jedną rzecz łokciem i wszystko się posypało. To wyglądało strasznie, opary uderzyły ją w twarz, myślałem, że ją zabiłem, ale podobno się z tego poskłada.
- Cholera Alan, nie możesz być trochę bardziej ostrożny? – zapytała Jaskier.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałem…
- Duchy się nią zajęły? – zapytał Goździk.
- Tak. Chociaż i tak się martwię…
- Alan, powiedz nam o co chodziło z tą bombą? – zapytała Lilia.
- Jaką bombą? – zapytał wystraszony, po czym spojrzał na Pokrzywę i zaczął się tłumaczyć – Nie, nie, to nie tak! Elizabeth chciała zrobić jakiś żrący środek, chociaż nawet nie wiem po co… Co ja narobiłem…
- Dobra, daj sobie spokój Alan – poprosił Narcyz – Przecież to nie twoja wina.
- Właśnie jego, jak zwykle był ofermą – zaśmiała się Pokrzywa.
- Skończmy już te bezsensowne spory – poprosiła Jaskier – Alan, opowiedz nam spokojnie, co się stało, a wy się ogarnijcie. Jeżeli będziemy sobie tak skakać do gardeł, to donikąd dojdziemy.
                Wykorzystałam ten moment i wyszłam z jadalni. Zeszłam na dół, mijając po drodze Bez. Podeszłam do niego. Czytał zapiski, co chwilę coś zaznaczając.
- Co tam Carmen? – zapytał cicho. Na korytarzu nie było słychać niczego innego.
- Czuję się kiepsko – przyznałam z uśmiechem, nie było sensu tego ukrywać, to było oczywiste. Wyglądałam jak wrak – Jak się pozbierałeś? Po tym wszystkim? Byłeś w najgorszym możliwym miejscu, ale wróciłeś i tu jesteś. Jak to zrobiłeś? Chociaż nawożą cię złymi minerałami, jesteś w mroku i nie jesteś podlewany, a pniesz się w górę i rośniesz. Patrzę na ciebie i wydaje mi się, że nic nie jest niemożliwe.
Patrzył na mnie przez chwilę z otwartymi ustami. Czy to było aż takie dziwne?
- Znalazłem osobę, dla której obiecałem, że będę żyć – odpowiedział – I postanowiłem spróbować jeszcze raz.
Uśmiechnęłam się. To były piękne słowa. Podeszłam i pogładziłam go po policzku.
- Cieszę się, że tak postanowiłeś.
                Odwróciłam się i poszłam do swojego pokoju. Od razu po wejściu sięgnęłam po tabletki. Popiłam je sokiem z pomarańczy i usiadłam na chwilę na fotelu. Bardzo szybko poczułam jak moje ciało łączy się z ziołami, które Mak zręcznie zmieszała w postaci tabletki. Dałam sobie odetchnąć, chociaż jej mieszanki były bezpieczne dla organizmu. Mimo wszystko nie chciałam ryzykować. Gdy byłam pewna, że lek się przyjął, podeszłam do roślin i zaczęłam się nimi zajmować. W międzyczasie usłyszałam kolejny komunikat. Byłam do nich przyzwyczajona. Rutyna w takim miejscu dawała poczucie normalnego świata, a dzięki temu było nieco normalniej.
- Śpijcie dobrze roślinki – powiedziałam – Dzisiaj nie mam siły z wami rozmawiać, bo źle się czuję. Chciałabym wam opowiedzieć o wszystkim, ale mam nadzieję, że wystarczy wam wiadomość, że jesteście piękne i cudowne.
Odłożyłam ubrania na bok, załatwiłam wieczorną kąpiel i położyłam się do łózka. Przez długi czas leżałam w ciemności. W tym pokoju czułam się taka sama. Miałam swój kwiatek, Aari, a także całą resztę roślin, ale to było za mało. Pomieszczenie było dźwiękoszczelne, a w nocy panowała tu absolutna cisza. Słonecznik musiał leżeć w podobnym mroku, całkowitej ciemności, nieprzytomny. Chwast zaatakował go nagle, nie dał szansę na ucieczkę. Skąd brały się u mnie takie myśli? Przewracałam się jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu zasnęłam.
*
                Obudziłam się przed porannym komunikatem i wzięłam się od razu do roboty. Nie szło mi. Początkowo zajmowałam się wszystkim tak jak codziennie, nie czułam zmęczenia i nawet miałam ochotę działać, ale szybko mi przeszło. Zaczęło się od drżenia ręki. Denerwowały mnie rzeczy, które zazwyczaj sprawiały mi radość. Traciłam cierpliwość bardzo szybko, ale poczułam to dopiero wtedy, gdy chwyciłem łodygę i ścisnęłam ja w ręce. Poczułam jak kolce przebijają mi skórę. Czerwień spłynęła po moim nadgarstku, zostawiając plamę na fartuchu. Syknęłam z bólu i zdenerwowana kopnęłam doniczkę. Pobiegłam do łazienki, wpadając po drodze na ścianę. Mogłam tylko głośno krzyknąć z bezsilności.
                Na korytarzu spotkałam Żonkil. Siedziała i pilnowała korytarza, na wózku, który sama przygotowała stało śniadanie. Nasze spojrzenia się spotkały, chociaż szybko odwróciła wzrok. Ona i Narcyz tak mieli – wydawali się być najbardziej zuchwali i luźno spoglądający na świat, a mimo to powodowali największe spięcia. Minęłam ją bez emocji i kontynuowałam drogę do sali gastronomicznej. Ciężko było się przyzwyczaić, ale rozumiałam, że Bez i Jaskier nie chcieli nosić jedzenia po całym hotelu, ale to też trochę utrudniało życie. Musieliśmy z rana nieźle się gimnastykować. Dotarłam na miejsce i oparłam się o ścianę przy blaszanych drzwiach, żeby złapać oddech. Po chwili weszłam do środka. Byli tam wszyscy, oprócz wcześniej widzianej Żonkil. Mak siedziała otoczona resztą. Na oczach miała płócienną opaskę.
- Elizabeth, nawet nie wiesz jak cię przepraszam… - Mniszek czuł się winny, patrzył na nią z ogromnym żalem, jakby bał się tego, że nagle się rozpadnie.
- Alan, jeszcze raz mnie przeprosisz to zrobię ci krzywdę – warknęła – Stało się, to się stało. Znałam ryzyko.
- Jaki jest twój zakaz? – zapytała Jaskier.
- Teraz możesz nam go zdradzić, przecież i tak go złamałaś – zachęcił ją Narcyz, widząc jej zawahanie.
- Zakaz korzystania z własnych wyrobów – nacisnęła przycisk i głos przeczytał to za nią.
- Jak widzicie nie mogłam tego zdradzić, bo postawiłoby to mnie w kiepskiej sytuacji. Powinnam była powiedzieć, albo nie brać do pracy Alana, bo on ma ciągnący się za sobą pech, ale wydarzyło się, trudno – powiedziała, ostrożnie umieszczając widelec z jajkiem w ustach – Teraz mam za swoje. Będę musiała zapłacić za błędy.
- To jest chore! Nie powinnaś być karana za coś takiego. Jakim cudem, to co zrobiłaś złamało taki zakaz? – zapytała Lilia. Farmaceutka westchnęła.
- Robiłam kwas. Składał się z dwóch składników – leku oraz trucizny, które po połączeniu mogły przetopić największe zabezpieczenia. To, co prysło mi w twarz to był lek, więc zakaz potraktował to jako próbę „uleczenia się” tym środkiem. No i niestety, nie dość, że straciłam wzrok przez żrącą mgiełkę, to na dodatek zostanę za to ukarana. Niestety, jak wspominałam to tylko i wyłącznie moja wina i nie, nie zrobiłeś nic źle Alan!
Spojrzał na nią, ale ona nie mogła zobaczyć jego smutku. Machnęła ręką, jakby wyczuła, że znowu chce coś powiedzieć.
- Czy to permanentna utrata wzroku? – zapytał Goździk.
- Nie. Zapewne odzyskam wzrok, ale to będzie długi proces… Chyba, że mój stan pogorszy się podczas egzekucji.
- Skoro jesteśmy przy tym temacie…
                Neri pojawiła się znikąd, a jej głos przyprawił o delikatne ciarki na plecach. Odwróciłam się i ją zobaczyłam. Stała po boku, a jej widmowy strój łopotał, jakby w pomieszczeniu wiało. Na tym piętrze nie było tak wygodnych krzeseł, a stoły były zastawione jedzeniem, przez co nie było za dużo miejsca na dodatkowe talerze. Mimo to usiadłam i spożywając tabletkę od Farmaceutki, zaczęłam jeść śniadanie. Byłam ciekawa co Neri ma do przekazania.
- Dzisiaj wieczorem zarezerwujcie czas, bo przeprowadzimy egzekucję. Bez Lokaja to nie będzie takie proste, dlatego będziemy prosili o możliwą współpracę – spojrzała na Mak – Jeżeli z nami nie będziesz współpracowała Elizabeth i będziesz unikała kary to od razu cię zabijemy, bo taką opcję mamy pod ręką.
- Przystąpię do kary – odpowiedziała – Więc nie musisz się zbytnio przejmować.
- Dobra dziewczynka. Jak dobrze pójdzie, to może jeszcze kiedyś spojrzysz na swoich ukochanych przyjaciół. Czy to nie jest ekscytujące?
Nikt jej nie odpowiedział. Uśmiechnęła się, po czym zniknęła. Atmosfera zgęstniała i po chwili przeszliśmy do dokończenia śniadania rozmawiając na mniej ważne tematy. Nikt nie chciał wracać myślami do sali tortur i kilometrów korytarzy i cel, prowadzących prosto do miejsca, w którym okaleczono już tak wiele osób. Kojarzyłam to miejsce z najgorszymi wspomnieniami, nawet gorszymi niż te z sali procesowej. Tam mogliśmy przynajmniej się wspólnie zżyć i chociaż traciliśmy kolejne osoby i dyskutowaliśmy o śmierci innych, to byliśmy razem. Wśród ciemnych chmur można było zauważyć jasne przebłyski. Z drugiej strony sala tortur kojarzyła się z bólem, niepewnością i przerażeniem. To nie było dobre miejsce. Przyprawiało o drgawki.
                Przed tym jak ludzie zaczęli się rozchodzić w swoje strony, wywiązała się kolejna dyskusja.
- Jakie macie plany? – zapytał Narcyz.
- A co cię to obchodzi? – zdziwiła się Jaskier.
- Dobrze by było zajmować się czymś pożytecznym, póki nie ma Lokaja mamy znacznie więcej luzu. W końcu bez tego metalowego szpiega. Żebyście zobaczyli jak Wendy się ucieszyła, jak dowiedziała się o tym, że na jakiś czas zniknął.
Lilia wstała i wyszła z sali gastronomicznej. Przeżywała sytuację. Wiedziałam, że bardzo polubiła Lokaja, zdążyła mi to powiedzieć wcześniej. Obiecałam, że nikomu tego nie powiem, a ja dotrzymywałam słowa.
- No tak, ona pójdzie opłakiwać swojego przyjaciela – zaśmiał się szyderczo. Poczułam taki sam gniew jak z rana.
- Ja planuję pójść z Carmen do sali informatycznej, więc dzisiaj daj sobie spokój – warknął Goździk. Spojrzałam na niego i cała złość wyparowała w sekundę. Chciał pójść gdzieś ze mną? To była wspaniała wiadomość.
- My z Olivierem wracamy od archiwum. Nie jesteśmy nawet na tropie niczego ciekawego, ale kto wie, co możemy tam znaleźć…
- Właściwie, to znalazłem coś – przerwał jej Bez. Jaskier spojrzała na niego zaskoczona – Pilnowałem korytarza i czytałem o tym instytucie i wtedy znalazłem to. Zerkniesz?
Podał coś Goździkowi. To była płyta.
- Skąd ją macie?
- Z segregatora dotyczącego instytutu – Bez nie chciał marnować głosu, dlatego odpowiadał bardzo krótko. Na jego szyi pojawiła się chusta, która zasłoniła szramę po sznurze.
- Sprawdzimy to, tylko trochę później. Póki co musimy parę rzeczy załatwić. Chodź Carmen – powiedział, nawet na mnie nie patrząc.
                Wyszliśmy z sali gastronomicznej i zaczęliśmy schodzić w dół. Zastanawiałam się, gdzie mnie zabiera i skąd ten spontaniczny pomysł. Zatrzymaliśmy się parę pięter niżej.
- Mechaniczne zoo? – zapytałam zdziwiona – ­Co tutaj robimy?
- Chodź – powiedział krótko. Posłuchałam. Weszłyśmy pomiędzy klatki i mechanizmy. Czułam się tutaj nieswojo. Chociaż byłam otoczona czymś, co wyglądało jak rośliny i zwierzęta oraz przeróżne istoty, to ich wygląd sprawiał, że czułam się przerażona. Po co on mnie tu zabrał. Weszliśmy na tyle głęboko, że przez moment zaczęłam się zastanawiać, czy nie chce zrobić mi krzywdy, ale postanowiłam mu zaufać. Mój towarzysz zatrzymał się przy ogromnym, blaszanym kocie, który patrzył na nas czerwonymi ślepiami. Goździk oparł się o barierkę.
- Carmen… - zaczął i zacisnął mocniej pięści. Widziałam biel jego kości na dłoni. Nie było mu łatwo o tym mówić, co jeszcze bardziej zwiększyło moją ciekawość – Nie będę męczył Elizabeth, a bardzo chcę się dowiedzieć w jakim jesteś stanie. Tylko proszę, bądź szczera. Myślałem, że po tym, co się stało przed śmiercią Maksa, zadbasz o siebie i przyjmiesz pomoc – zaskoczył mnie tym wyznaniem, ale zanim zdołałam odpowiedzieć dodał coś, co sprawiło, że wewnętrznie pękłam – M-martwiłem się o ciebie.
Spojrzałam na niego i poczułam mieszankę różnych emocji. Chociaż nie do końca wiedziałam jak to działało, to czułam, że odezwała się we mnie ta kobieca strona. Policzki spłynęły rumieńcem, a do oczu napłynęły mi łzy. Zadrżałam, czując jak zakręciło mi się w głowie. Złapał mnie w ramiona i przytulił. Byłam tak oszołomiona, że straciłam kontakt z rzeczywistością. Poczułam ciepło, którego nie czułam w żadnym ogrodzie i przy żadnych roślinach. Nie byłam w stanie odpowiedzieć, po prostu stałam. Gdyby mnie puścił, to bym upadła. Staliśmy tak przez parę godzin, a może parę minut – nie potrafiłam tego określić.
                Gdy się od siebie odkleiliśmy to nie potrafiliśmy kontynuować tematu. To co się stało i tak było ogromnym krokiem. Pospacerowaliśmy wśród klatek i dopiero wtedy uznałam, że jestem w stanie z nim porozmawiać.
- Goździku, jest ze mną coraz gorzej – powiedziałam – Nie wiem, co mogę z tym zrobić. Staram się po prostu jakoś przeżyć. Rośliny przeżywają w gorszych warunkach.
- Nie jesteś rośliną Carmen – stwierdził twardo – Musisz sięgnąć po pomoc. Każdą, jaka przyjdzie ci do głowy. Ten cholerny Goldenwire tylko czeka żeby kogoś zaatakować. Jeżeli zrobi komuś krzywdę to go zabiję, ale jak skrzywdzi ciebie…
- Nic mi się…
- Nie Carmen! Musisz mi obiecać, że zaczniesz o siebie dbać!
- Obiecuję – pokiwałam głową. Dalej czułam się skołowana. Resztę spaceru spędziliśmy na luźnej rozmowie. Nie wiedziałam jak to nazwać, ale na pewno się do siebie zbliżyliśmy. Było mi bardzo miło – w końcu komuś na mnie zależało. Dotarliśmy do miejsca, w którym była dźwignia do przestawiania filtru percepcji. Goździk mimo wszystko spróbował, ale tej nie dało się ruszyć. Zauważyliśmy, że z boku pojawiło się coś, co musiało być blokadą. Dotknęłam sterczącej antenki, ale po chwili wróciliśmy do dalszego spacerowania.
Po jakimś czasie postanowiliśmy się przenieść w stronę sali informatycznej, żeby zobaczyć płytę, którą dał nam Bez. Po drodze zobaczyliśmy, że coś się dzieję na korytarzu. Niedaleko miejsca, w którym widziałam z rana Żonkil coś się stało. Ktoś rozsypał coś błyszczącego na podłodze. Był to brokat. Sama Striptizerka klęczała i starała się zgarnąć to szczotką na bok, pod ścianę.
- Co się patrzycie? – zapytała – No wysypało mi się. Posprzątam to.
- Nic nie mówimy – odpowiedział spokojnie Goździk, mijając ją.
- Pomóc ci? – zaproponowałam.
- Dam sobie radę i tak tu siedzę i pilnuję korytarza – odpowiedziała.
Przeszliśmy obok niej, kierując się w stronę przejścia do drugiej części hotelu, kiedy pojawiła się przed nami Neri.
- Gdzie się wybieracie gołąbeczki? – zapytała – Ciocia Neri chce wszystko wiedzieć.
- Nie twoja sprawa – warknął Goździk i chciał przez nią przejść, ale ta go zatrzymała gestem ręki.
- O nie, nie, nie! Nigdzie nie idziecie! Mam wam coś bardzo ważnego i szybkiego do powiedzenia.
- Mów…
- Hmm, co to ja miałam – Duch zawisł w powietrzu i zrobił minę wyrażającą kompletne zagubienie. Goździk już miał coś powiedzieć, ale Neri jakby na to czekała, bo w tej samej chwili odpowiedziała – Ach, no tak! Nie ma czasu na spacery, bo musicie iść do sali tortur. Właściwie teraz. Trzeba ukarać Elizabeth za jej niecne zbrodnie!
- Oszalałaś? To nie jej wina!
- Złamała zakaz – Neri pogroziła mu palcem – Więc musi zostać ukarana. Czy naprawdę muszę tłumaczyć działanie zakazów po tak wielu tygodniach spełnionych w tym miejscu? I to tobie?! Zawiodłam się Aaron!
- Czy Mak odzyska wzrok?
- Oczywiście, że tak kwiatuszku – uśmiechnęła się do mnie szeroko – Przypominam, że to co się dla nas najbardziej liczy to wasze dobro! Kiedyś to zrozumiecie… Dobra, lecę. Do zobaczenia na miejscu!
Zniknęła. Goździk przez moment stał w miejscu, po czym z impetem kopnął w drzwi. Te poleciały do przodu, ale wiernie wróciły po chwili na swoje miejsce.
- Cholera jasna, kurwa mać!
Chciałam go złapać, ale nie wydawał się być gotowy na kolejny kontakt. Patrzyłam na niego w milczeniu. Nie mieliśmy wyboru.
                Kiedy z trudem dotarliśmy na miejsce, czekała na nas cała grupa. Na rękach i stroju Żonkil widać było brokat. Nie udało jej się do końca zmyć.
- To jest kpina – warknął Goździk, dołączając do trwającej rozmowy dotyczącej niesprawiedliwości kary.
- Nie macie wrażenia, że przeżywacie to bardziej ode mnie? – zapytała Mak – Po prostu to przeżyje i ruszymy dalej, a ja na razie odpuszczę sobie niebezpieczne eksperymenty.
Mniszek, który stał obok niej, miał w rękach apteczkę. Przejął jej rolę. Jaskier patrzyła na korytarz z obrzydzeniem. Otrzymała najwięcej kar z nas wszystkich i z pewnością miała z tym miejscem najgorsze możliwe wspomnienia. Nie ona jedna, chociaż była jedyną żyjącą osobą, która była tutaj karana. Do głównej części piętra szliśmy długo, ale nie spieszyliśmy się specjalnie. Chociaż grupa była skłócona, to wszyscy zapomnieli o konfliktach. Mniszek pomagał znaleźć drogę przyszłej ofierze, która wciąż nie odzyskała wzroku i chodziła z opaską. Na miejscu rozeszliśmy się po ławkach, a Pechowiec pomógł Farmaceutce dojść na miejsce. Duchy czekały po boku, ciężko było ich zauważyć po wejściu do sali.
- Widzę, że zebraliście się w komplecie. Wyśmienicie – przywitał nas głos Bobra.
- Nie mamy dla was zbyt wiele czasu, a wiemy za jak wielką niesprawiedliwość uznajecie całą tą sytuację, także postaramy się wykonać egzekucję szybko. Przygotowaliśmy wszystko, ale ostateczny proces będziesz musiał zacząć ty – Neri wskazała palcem na Mniszka, który widocznie zadrżał.
- Co mam zrobić? – zapytał.
- Najpierw niech publika wygodnie usiądzie, bo pomimo pośpiechu widowisko może chwilę zająć – zaśmiał się duch.
- Zdecydujecie się? – pokręciła głową Żonkil. Oparłam dłonie o stojąca przede mną ławkę i w oczy rzucił się sygnet, który wcześniej znalazłam. Wewnętrznie czułam, że chcę go mieć i dodawał mi otuchy. Nawet teraz wydawało mi się, że emanował ciepłem, które rozchodziło się po całym ciele. Był moim amuletem szczęścia.
- Wybornie. Alan, przypnij swoją szefową – rzucił Bobru.
                Pechowiec na chwilę się zawahał, ale zauważyłam jak Mak ściska go za rękę. Chciała mieć to za sobą, więc chłopak ochoczo wziął się do pracy. Nie chciał jej sprawiać dodatkowych problemów. Zacisnął skórzane pasy na początku wokół nadgarstków, a następnie wokół piszczeli. Nie miała zbyt dużej swobody ruchów. Gdy tylko skończył spojrzał na Porywaczy.
- Teraz wyciągnij pudełko z szafki za tobą – kolejną instrukcję dostarczyła Neri. Mniszek rozejrzał się i podbiegł do wspomnianego mebla. Przez chwilę się grzebał, po czym podniósł do góry niedużą, szklaną kapsułę. Odkręcił ją.
- Weź jej zawartość i umieść pod jej językiem. Elizabeth zapewniam cię, że nie chcesz tego połknąć. Ominęłaby cię wtedy najlepsza zabawa.
Co to mogło być? Jaskier i Bez wymienili się spojrzeniami, nawet Narcyz spoważniał. Pechowiec odkręcił opakowanie wydobywając coś tak niedużego, że nawet tego nie zauważyłam. Chwycił to ostrożnie palcami i podszedł do Maku. Widziałam z jakim oporem próbuję włożyć to do jej ust, ale ona nie walczyła, otworzyła je szeroko.
- Przepraszam – wyszeptał na tyle głośno, że to usłyszałam. Farmaceutka położyła się spokojnie i zamknęła usta.
- Co to takiego? – nie wytrzymałam.
- Wasza przyjaciółka straciła wzrok, ale za chwilę zobaczy i to naprawdę dużo. Podaliśmy jej silny opiat, który został rozrobiony na kawałku papieru. Wchłania się w przeciągu dziesięciu minut i trzyma jedynie godzinę, dlatego nie jest aż tak popularny na świecie – odpowiedział Bobru – Chociaż widzę, że niektórzy z was go kojarzą. Cóż… nasza wersja jest nieco zmodyfikowana. Kara przecież nie może wam pokazywać czegoś dobrego i przenosić do miejsca, w którym będziecie się czuć dobrze, dlatego Elizabeth dostała wersję, która przeniesie ją za piętnaście minut do krainy najgorszych koszmarów. Będzie się tak męczyła przez najbliższą godzinę. Jeżeli połknie dawkę bez wchłaniania jej przez język, to środek uderzy z potrójną siłą.
- Spokojnie, znam się na tym. Będę wierzgała i krzyczała. Musicie to wytrzymać – poprosiła nas nieco niewyraźnie, przez trzymany pod językiem specyfik.
                Nikt tego nie skomentował. Mniszek wycofał się parę kroków, stając przed pierwszym rzędem widowni. Na jego twarzy widać było troskę. Mak przez parę minut leżała. Można było pomyśleć, że zasnęła gdyby nie delikatne drgania, które co jakiś czas przechodziły przez jej ciało. Dopiero po zapowiedzianym kwadransie usłyszeliśmy pierwszy krzyk. Mak była twardą kobietą, więc słyszenie jej w takim stanie było wyjątkowo ciężkie. Dźwięki się natężały, a krzyk powoli przerodził się w ryk. Czuć w nim było ból, ogromną rozpacz i całkowity rozłam psychiczny. Farmaceutka zaczęła się wierzgać, a z jej gardła wydobywały się takie dźwięki, że bałam się, że zaraz straci głos. Duchy obserwowały to w milczeniu, a widownia dzieliła się na dwie grupy – jedni patrzyli z niesmakiem na drgającą dziewczynę, a drudzy odwracali wzrok z bólem w oczach. Należałam do pierwszej grupy, miałam wrażenie, że jej tym delikatnie pomagam, chociaż podejrzewałam, że nie chciała żebyśmy się nią przejmowali.
                Całość trwała przez kolejne minuty, aż w końcu Mak zaczęła się uspokajać. Miałam wrażenie, że ta kara dotknęła całej grupy, a nie tylko jej, bo godzina oglądania tych tortur była wykańczająca zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Farmaceutka delikatnie drgała. Mniszek spojrzał na Duchy, a gdy zauważył kiwnięcie głową podbiegł do niej i natychmiast przystawił specyfik do twarzy. Dziewczyna pociągnęła parę razy i znieruchomiała. Miałam nadzieję, że to było coś, co jej pomogło.
- Kara zakończona – zagrzmiał Bobru – Alan, pomóż jej dojść do przychodni, przygotujemy tam jej odpowiednie rzeczy, zaczynając od przywrócenia wzroku. Reszta – wynoście się stąd. Koniec przedstawienia.
Znowu poczułam spływający na mnie gniew. Jak on mógł na nas wrzeszczeć, skoro to była ich decyzja, żeby ukarać Mak i to w tak paskudny sposób. Po wyjściu z sali tortur i zostawieniu grupy z tyłu wpadliśmy na moment do sali gastronomicznej skąd wzięliśmy parę kanapek, które zapakowaliśmy do torebki i ruszyliśmy dalej. Miałam wrażenie, że jedzenia było mniej i nie było tak różnorodne jak przy obecności Lokaja. Coraz bardziej mnie zastanawiało, co się z nim właściwie stało. Następnym przystankiem była pracownia informatyczna. W środku usiedliśmy od razu do jednego z komputerów. Aaron poklikał coś parę razy i na ekranie pojawił się program do odtwarzania filmików. Znałam go, bo często przeglądałam kamery zainstalowane w kwiaciarni w domu.
- Filmik – zauważył Goździk – Ciekawe…
                Na materiale zauważyliśmy troszkę grubszego mężczyznę w fartuchu. Kogoś mi przypominał.
- To jest Alberto Sora… - Goździk przeczesał włosy, które opadały mu na oczy – Cholera, czemu ten filmik nie ma głosu?
Mężczyzna siedział przed kamerą i patrząc prosto na nas coś tłumaczył. Trwało to dobre dziesięć minut, po czym ekran przeskoczył płynnie na salę wypełnioną ludźmi. Wszyscy byli ubrani w podobne, eleganckie fartuchy. Naliczyłam ich dwudziestu dwóch. Widać było, że w coś się wsłuchiwali. Następnie kamera zaczęła pokazywać każdego z nich po kolei. Twarze ludzi, których nie znałam przewijały mi się przez ekran. Byli to zarówno mężczyźni jak i kobiety. Po chwili jednak poznałam jedną osobę, drugą i trzecią. Goździk patrzył na ekran z otwartymi ustami. Wśród tajemniczych kandydatów Profesora dojrzeliśmy Bobra i Neri. Mieli zdecydowanie ludzką twarz. Trzecią osobę znałam z jednego z dokumentów, chociaż nie miałam pojęcia jak się nazywa. Długie włosy, zielone oczy oraz mocniej zarysowana linia szczęki. Był kimś ważnym, skoro go już widziałam. Nagle film się urwał i zobaczyliśmy tylko napis „Peccatorum”.
- To mógł być przełom, ale ktoś majstrował przy głosie – chłopak spochmurniał.
- Nie możesz go jakoś przywołać z powrotem? Przywrócić? – zaproponowałam.
- Nie. Nie mam jak tego zrobić…
- A co jeżeli poprosimy o pomoc Jaskra?
- Co ona ma wspólnego z komputerami? – zdziwił się, ale po chwili w jego oczach dojrzałam zrozumienie. Uśmiechnęłam się – No tak! Carmen jesteś genialna! Julia może być w stanie odczytać chociaż trochę tego, co mówili z ruchu warg!
                Na płycie było jeszcze trochę materiałów, ale przejrzeliśmy je pobieżnie. Zjedliśmy kanapki i zajęliśmy się szukaniem informacji, chociaż gdy zaczęła dochodzić pora ciszy nocnej, postanowiliśmy wrócić do pokojów. Wszyscy byli zmęczeni karą Farmaceutki i nawet nam udzieliła się fala zmęczenia. Nawet gdy mijaliśmy Narcyza, który akurat siedział przy wózku na korytarzu i pełnił dyżur, to widać było, że ciężko mu się siedzi i nieco przysypia. Mimo tego rzucił w naszym kierunku swój charakterystyczny, szeroki uśmiech. Goździk prychnął i poszedł w swoją stronę rzucając mi tylko suche „dobranoc”. Nie wymagałam od niego więcej, dzisiaj i tak bardzo dużo zrobił. Przypomniałam sobie to, co się stało w mechanicznym zoo i od razu mi się zrobiło lepiej. Zakręciłam w lewo i poszłam do swojego pokoju. Przed snem zdążyłam tylko się rozebrać i zająć roślinkami. Aari wyglądał wyjątkowo zdrowo, jakby ożywał na nowo każdego dnia. Z uśmiechem na twarzy wzięłam jedną z tabletek i położyłam się do łóżka. Zasnęłam wyjątkowo szybko.
*
                Obudziłam się przed komunikatem. Wcześniej zdarzało mi się wstawać o szóstej, równo z końcem ciszy nocnej, ale od jakiegoś czasu spałam dłużej. Tłumaczyłam to sobie w ten sposób, że moje ciało wymagało więcej energii, a co za tym idzie, więcej odpoczynku. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po wstaniu to fakt, że byłam ubrana. Poczułam falę niepokoju. Nie pamiętałam, żebym się w nocy przebudzała, zresztą po co miałabym wyjść z pokoju? Po chwili zauważyłam, że na moim ubraniu było sporo brokatu. Od razu przypomniała mi się kupka wyrzucona przez Żonkil. Jakim cudem błyszcząca substancja znalazła się na mnie? Negatywne myśli odpłynęły dosyć szybko, bo po chwili zajęłam się swoim ogródkiem, przemyłam się i wyszłam na zewnątrz. Korytarz przy sypialniach był prawie pusty, jedynym gościem był Narcyz, który drzemał na siedząco, chrapiąc przy tym jak traktor. Zniknął wózek, który Żonkil przystawiła specjalnie do ułatwienia pracy aktualnego dyżurnego i nie zauważyłam go nigdzie w okolicy. W mojej głowie nagle pojawiła się wizja. Zobaczyłam Pokrzywę, która leżała na wózku. To był sen? Skąd miałam takie wspomnienie w głowie?
                Znów pełna obaw, podeszłam do Hakera i trąciłam go ręką:
- Hej wstawaj!
Chłopak zerwał się, spadając przy okazji z krzesła. Spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem i rozejrzał się dookoła.
- Co jest? – zapytał.
- Zasnąłeś. Byłeś tutaj całą noc? – odpowiedziałam, po czym zadałam pytanie.
- Nie wiem… na to wygląda…
- Gdzie jest wózek?
- Słucham?
- Wózek – wskazałam na puste miejsce obok niego – Miałeś go tutaj.
- Nie mam pojęcia. Cholera, byłem wczoraj tak zmęczony tą cholerną karą, że zasnąłem…
- Zamienię cię. Idź się ogarnąć i pójdź na śniadanie. Teraz ja przejmę dyżur – zaproponowałam.
- Naprawdę? Dzięki – odpowiedział i uśmiechnął się. Westchnęłam, siadając na miejsce, które jeszcze do niedawna okupował. Chłopak podniósł się i ruszył do swojego pokoju, znikając za drzwiami. Tak bardzo chciał patrolować korytarz i pilnować porządku, ale na nic były jego chęci, kiedy zasypiał na całą noc. Nie wiedziałam, co mogło się stać przez ten czas, ale skoro miałam jakieś przebłyski w pamięci i wizje, to nie wykluczałam, że mogłam gdzieś być w nocy.
                Mycroft długo nie wychodził z pokoju, myślałam przez chwilę, że znowu zasnął, ale w końcu minął mnie i ruszył po schodach na górę. Czekałam cierpliwie. Byłam przyzwyczajona do siedzenia w miejscu, nawet się specjalnie nie nudziłam. Gdy dochodziła dziewiąta, zobaczyłam, że ktoś schodzi po schodach. To był Goździk. Uśmiechnęłam się na jego widok. Niósł dwie kanapki na talerzu. Podał mi je i stanął obok, opierając się plecami o ścianę.
- Jedz – powiedział ostro.
- Wszystko gra? – zapytałam.
- Na śniadaniu było mało osób. Mycroft się spóźnił, ale mówił, że ty go widziałaś, więc wierzę, że nic nie kombinował…
- Kogo jeszcze brakowało?
- Agathy. No i Wendy. Elizabeth odzyskała wzrok, ale podobno jeszcze kiepsko widzi… Alan wpadł tylko na chwilę, po czym gdzieś zniknął, podobnie Alice. Nie podoba mi się to.
- Widziałeś gdzieś wózek? – zapytałam nagle.
- Co? – widać było, że to pytanie wytrąciło go z równowagi.
- Wózek, który tu stał.
- Ach, tak. Był na górze, przy windzie. W sumie rzeczywiście, nie wiem co tam robił. Czy to brokat?
Cieszyło mnie bardzo to, jak swobodnie się przy nim zaczął czuć. To, że rozmawiał ze mną tak otwarcie było ogromnym krokiem naprzód. Byłam taka szczęśliwa.
                Szczęście szybko zamieniło się w przerażenie, kiedy usłyszeliśmy znajomy dźwięk.
- Witajcie - rozbrzmiał głos Bobra - W sali tortur właśnie zostało odkryte ciało jednego z was. W tym momencie macie dwie godziny na przeprowadzenie śledztwa i zebranie dowodów. Gdy czas się skończy wszyscy musicie stawić się przy recepcji, skąd pojedziecie na salę procesową. Przypominam o zasadach, a także przypominamy, że winda dalej jest nieczynna. Powodzenia.
- Co?! – krzyknął Goździk zrywając się. Nie patrząc na pyszne kanapki, ruszyłam za nim biegiem w stronę sali tortur. Pomimo tego, że nie czułam się rozbudzona to biegłam jak opętana. Ktoś zginął. Znowu. Zastanawiałam się kto to mógł być i nagle poczułam ulgę, że ofiarą nie został mój Goździk. Poczułam jednak obawy dotyczące Lilii. Nasze kontakty mogły się nieco pogorszyć, nie pochwalałam jej do końca, ale była moją przyjaciółką. Pierwszą, która miała do mnie cierpliwość w tym miejscu. Nie chciałam żeby zginęła. Z trudem łapałam oddech, chociaż zbiegaliśmy w dół. Pokonaliśmy blaszane drzwi i ruszyliśmy labiryntem korytarzy, prosto do głównej części pomieszczenia. Zostałam kawałek z tyłu, bo biegło mi się naprawdę ciężko.
                Na miejscu oprócz Goździka było parę osób. Bez i Jaskier stali po boku patrząc na miejsce, gdzie jeszcze wczoraj w bólu wierzgała się Farmaceutka. Mniszek stał najbliżej zasłaniając mi swoim ciałem widok. Pokrzywa zakrywała twarz dłonią. Podeszłam bliżej. Wzdrygnęłam się, gdy zauważyłam przerażenie w oczach Goździka. Nawet on się odwrócił, z obrzydzeniem na twarzy. Coraz bardziej niepewna, przeszłam do przodu i wtedy ją zobaczyłam. Rozchylone nogi i wyeksponowane okolice intymne, chociaż ciężko było je poznać, były tak bardzo zmasakrowane. Na górnej części wciąż znajdowały się ubrania, charakterystyczny stanik oraz przewiewna bluzeczka. Fotel, do którego była przypięta stał prawie pionowo, przez co głowa zwisała bezwładnie. Pod całym ciałem, dostrzegliśmy napis, który wyglądał na jeszcze świeży.
„Wendy Vela Talent Dziwka”.

Komentarze

  1. No nareszcie. Sandra w końcu może gnić w spokoju

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieeeee Wendy!!! A ja tak cię lubiłem :< I tym samym kolejna osoba z mojej 8 która przeżyje odpada... Ale dobra, pora na przemyślenia co do zbrodni:
    Agatha - Morderstwo prawdopodobnie stało się w nocy, więc przez jej zakaz ona odpada (tylko gdzie ona jest, bo jeszcze nikt jej nie widział)
    Carmen - To jej rozdział iiiiiii raczej też nie... albo?
    Alice - Proszę niech to będzie ona i niech jej egzekucja będzie najlepszą i najbardziej okrutną jak dotąd :>
    Elizabeth -Ona nie widzi więc... nie
    Julia - Pewnie ma Alibi od Oliwiera wiec nie
    Oliwier - Pewnie ma alibi od Juli wiec nie
    Mycroft - Teoretycznie spał na korytarzu, a ofiara to jego dziewczyna, ale to Peccatorum i to może być kolejne "love story" jak w przypadku Lilly i Sandry
    Aaron - Jak dla mnie podejrzany....
    Alan - yyyy to by było niespodziewane, ale możliwe!
    Więc ja czekam na rozdział ze śledztwa i proces :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało kto przepadał za panną Velą, ale cieszę się, że ktoś jakoś na nią stawiał :D Analiza wstępna dobra, ale pewnie najwięcej będziecie mieli do powiedzenia po śledztwie ^^

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. Chyba nieco zapomniałem co czytam, bo przyznam, że nie spodziewałem się, że ktoś zginie xD. Co więcej, instynkt podpowiada mi, że może być nieco trupów, takie z trzy na raz, a co? ;) Marne szanse, ale teoretycznie, dałoby radę, gdyby jedna osoba zrobiła podwójne, a potem ktoś ją dorwał i samemu popełnił samobójstwo.
    W każdym bądź razie, jestem pewien, że jeszcze ktoś zginie. Szczerze, gubię się w tych kwiecistych imionach jakie nadaje Carmen, ale jeśli dobrze zrozumiałem, przy odkryciu ciała brakowało Alice i Mycrofta, co całkiem wpasowywałoby się w moją teorię. Po tym jak Mycroft wypaplał, że wie o jej kolekcji, przyjaciółka włamała się do ich pokoju by sprawdzić czy ma kopię nagrania i dla niepoznaki wzięła sweter, by zrzucić podejrzenie na Agathę. Mycroft i Wendy wiedzieli, że wywołali z nią wojnę, więc postanowili ją zabić, jednak ich plan nie wyszedł i Wendy zginęła. Potem Mycroft będzie chciał się zemścić, ale dostanie kulkę z broni jaką przyjaciółka ukradła Alanowi (nie zdziwiłbym się, gdyby potem narzędzie zbrodni wróciło w posiadanie starego właściciela) i tyle tego dobrego. Oczywiście, póki co jest to wizja czysto intuicyjna i odpowiednio zmodyfikuję ją po zaznajomieniu się z dowodami i potencjalnymi dodatkowymi trupami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno sporo się zarysuje po przeczytaniu śledztwa :D W sumie jak tak przeanalizowałem na spokojnie te zasady, to są dziurawe jak stare kalosze. Oczywiście wszystko jest dopasowane, ale w następnej części musimy to jakoś lepiej dopiąć, bo racja - mogłoby być tak, że jak jeden morderca zabija dwójkę, to kolejna osoba może zabić go i mogłoby się to jeszcze bardziej nawarstwiać :D Nie mówiąc już o takim mini-obłędzie - nie można zabić więcej niż dwóch osób, żeby nie zabiło całej grupy, ale jak ktoś to jednak zrobi, to co? Zostanie ukarany? Takie małe absurdy xD No, ale wiadomo trochę się to dopasowuje ^^
      No i te cholerne kwieciste imiona... przyznam, że dalej mało kogo pamiętam xD Ale w sumie taki prosty zabieg, a postać nabiera takiego prostego, aczkolwiek solidnego kształtu :D

      Tak czy siak, dzięki za komentarz!

      Usuń
  4. Akurat nie spodziewałem się, że w tym rozdzielę zginie właśnie Wendy. Bardziej liczyłem na Carmen, ale ona jakoś długo się trzyma...
    Stawiam, że to podminowana Agatha która dowiedziała się o swetrze no i tak jakoś ją zabiła, ale pewnie i tak sweterek wciągnie Alice koniec końców do skrzynki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie cieszy mnie to, że mimo wszystko, chociaż pewne rzeczy są przewidywalne bardziej czy mniej to jednak te ofiary (prawie) zawsze są zaskoczeniem :D Mam nadzieję, że późniejsze ofiary też będą zaskoczeniem, bo sam plan na ostatnie rozdziały/epizody jest intensywny :)

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  5. TAAAAK! Jeszcze tylko padnie Mycroft i mogę wyciągać fajerwerki. Mam trzy główne typy co do mordercy:
    Agatha - uwielbia oskarżać i oceniać innych, co najczęściej robią osoby, które same mają swoje za uszami. Lokaj był jedynym powodem, dla którego wytrzymywała pobyt w hotelu, więc gdy Mycroft go usunął, postanowiła się zemścić. Pewnie uznała, że jej zakaz będzie doskonałym alibi, ale wcześniejszy rozdział Mycrofta zasugerował, że jest w tym zakazie jakaś luka, dzięki której mogła popełnić zbrodnię.
    Carmen - widać, że wirus powoduje u niej napady agresji, może jeszcze utratę pamięci? Mogła też zostać opętana przez Sama. Jeżeli jednak to sprawa wirusa, stworzyłoby to bardzo ciekawy motyw, w którym grupa uświadamia sobie, jak przerażający jest ten wirus i do czego potrafi zmusić nawet takie niewinne osoby jak Carmen.
    Mycroft - kto powiedział, że osoba, która ustawiła ciało Wendy w taki sposób i podpisała miejsce zbrodni jest tą samą, która ją zabiła? Rozważałam tutaj Alice jako morderczynię, ale do niej nie pasuje morderstwo, ona by raczej kogoś w nie wrobiła - a Mycroft się do tego idealnie nadaje. Alice wściekła się na tę parę (z powodów jakie ktoś tu już wspomniał), a dodatkowo najprawdopodobniej zrobiła wcześniej dokładnie to samo z Samfu. Może się okazać, że Wendy tak naprawdę zginęła np. przez truciznę. Byłoby raczej łatwo wrobić Mycrofta w podanie jej Wendy (może coś w stylu 2-5 w Ronpie, tylko znacznie mniej skomplikowane), a dopiero po jej śmierci Alice potraktowałaby jej ciało w taki sposób w akcie zemsty.
    Swoją drogą:
    "czułEm, że odezwała się we mnie ta kobieca strona" :D Eee... Carmen? Próbujesz nam coś powiedzieć?
    Tak na serio to wiem, że łatwo się pomylić gdy co drugi rozdział pisze się z perspektywy osoby o innej płci, szczególnie gdy to jest akurat płeć przeciwna do płci autora, ale już niejeden raz widziałam na tym blogu, żeby narrator zmieniał płeć ze zdania na zdanie. Także zwracajcie na to większą uwagę, bo potem takie kwiatki wychodzą. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo bardzo przyjemny i rozbudowany komentarz :D W sumie racjonalne typy i bardzo mi się podoba to jak patrzysz na Alice na tą, która mogła wrobić kogoś i co najwyżej "podpisać" dzieło! Cieszę się, że ktoś zauważa, że Carmen rzeczywiście pęka i coś się z nią dzieje :) Mycroft byłby zaskoczeniem, prawda? Oczywiście dziękuję za wyłapanie literówki, zaraz ją poprawię i rzeczywiście jak siadamy z Neri do korekty to czasami już jest totalne zamieszanie, gdzie kobieta + mężczyzna sprawdzają rozdział z perspektywy kobiety lub mężczyzny, gdzie perspektywy też się zmieniają cały czas :D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  6. Byłem pewien że Elizabeth padnie w tym rozdziale a tu takie zaskoczenie na końcu. Ten proces to będzie istna wojna pomiędzy Mycroftem a Aaronem i właśnie dlatego uważam że nie zabił nikt z tej dwójki. Uważam że morderca celowo zabił Wendy między innymi z tego powodu żeby proces zagłuszała kłótnia pomiędzy tą dwójką i będzie jeszcze podsycał tę kłótnie by nastał istny chaos na procesie. Ogólnie nie wiem czemu przy czytaniu końcówki pomyślałem że Wendy została zgwałcona przed śmiercią, może nad interpretowałem to moją chorą fantazją albo rzeczywiście tak było (to by było w sumie ciekawe morderstwo z gwałtem). Co do mordercy to wykluczyłbym już z góry Elizkę, Alana, Aarona i Mycrofta ale jakieś teorie konkretne będę układał po śledztwie. Ogólnie to morderstwo zapowiada się całkiem ciekawe i nie mogę doczekać się śledztwa i procesu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony męski morderca + gwałt to mocny temat, ale jakby się zastanowić nad tym, to w sumie mało kto pasuje. Olivier/Alan raczej nie pasują, Mycroft podobno ją kochał, a Aaron to już kompletnie nie ten klimat :D Ale ten proces i śledztwo będą chaotyczne, chociaż najciekawiej powinno być w ostatnim rozdziale tego epizodu. Najbardziej emocjonująco.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  7. Szczerze powiedziawszy, to że Wendy przeżyła tak długo było jakąś pomyłką, jednak nie oszukujmy się że im dłużej żyła, tym bardziej cierpiała jako survivor mentalnie, więc to może być jakieś pocieszenie :p Cholernie podoba mi się to, że nie bałeś się agresywnego podejścia co do zwłok i faktycznie zaserwowałeś jej pasującą śmierć, masz ode mnie okejkę! Ten napis może albo dużo sugerować, albo być totalną zmyłką. Kiedy jednak patrzę na niego i myślę o potencjalnym sprawcy, na myśl przychodzi Aaron albo Mycroft. Dlaczego informatyk? Scenariusz z mojej głowy jest wysoce nieprawdopodobny, jednak może Wendy faktycznie nie była taka wierna Mycroftowi? Masayoshi mógłby się o tym dowiedzieć i o ile samego Goldenwire'a nie trawi, to poprzednie wydarzenia z życia jak utrata Kelly(bo tak miała bodajże na imię) mogła narodzić w nim większą nienawiść do niewiernych kobiet niż do swojego rywala. Tak jak mówiłem, nieprawdopodobne a jednak. Z tego samego powodu równie dobrze jej oprawcą mógłby być Mycrot. Kiedy patrzymy na ten napis jako zmyłkę jednak, tutaj otwierają się możliwości. Nie wątpię w to, że Alice mogła coś kombinować przy tej sprawie jak przy wcześniejszych i równie dobrze wrobić Mycrofta. Dlaczego jednak Carmen miała na sobie brokat? Pozostaje jeszcze kwestia zamka, bo na pewno nie był on zniszczony tylko dla pokazu. No cóż, w mojej głowie zrodziło się mnóstwo teorii, które potwierdzą się lub odpadną na śledztwie. Jestem ciekawy co tym razem przyniesie nam proces! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, jak na taką postać przetrwała naprawdę długo, ale nadszedł jej czas :D Z racji iż ekranizacji raczej nie będzie (:D), to można poszaleć z rodzajem obrażeń. Powiem tylko, że jeszcze w tym epizodzie czeka nas trochę taki scen :D Szczególnie w ostatnim rozdziale. Napis może być takim podwójnym blefem - zasłoną dymną lub też przejawem emocji i takim "opluciem" ofiary. Pytanie jak Mycroft przyjmie tą informację i co się z nim właściwie dzieje od powrotu z "pomocy" Porywaczom, gdzie zniknął na jakiś czas. Kobieta Aarona nazywała się Carrie (spokojnie, też musiałem poszukać w notatkach xD) i rzeczywiście patrząc na motyw niewierności to bardzo ciekawy trop. No, ale jak zwykle - sporo dowiecie się w śledztwie, więcej w procesie, a wszystko się rozjaśni na koniec, w ostatnim rozdziale, który powinien być świetnym i emocjonalnym zamknięciem epizodu i historii pewnej postaci ^^

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  8. O matulu. Fakt że Wendy przeżyła tak długo, jest dla mnie równym szokiem co to, że jesteśmy już tak niedaleko końcówki 1 sezonu Pecca. Czas leci, nie ma co.
    Prawdę mówiąc, myślałem, że Wendy już zostanie do końca żywa, bo jej taki "death flag" minął moim zdaniem i jej śmierć jest zaskakująca (aczkolwiek przyjemnie się widzi że to jednak nie Carmen bądź Ellie zginęły, bo myślałem, że to ich czas) i że będzie niczym pewien bezużyteczny dredziarz z pewnej gry (ekhm ekhm xD). Cóż, potrafisz zaskoczyć! XD
    Co do sprawcy, sytuacja serio wygląda intrygująco, bo jest naprawdę mały krąg podejrzanych.
    Elizabeth - odpada bo nie pozwala jej na to stan fizyczny. A że Lee Sinem raczej nie jest, to można ją spokojnie wykluczyć
    Olivier - tak troszkę, ociupinke, przekszadza mu zakaz, więc on też nie dostanie egzekucji w najbliższym czasie
    Julia - prawdę mówiąc, nie widzę jej jako zabójczyni w tym wszystkim. Nie ma za bardzo motywu. Poza tym, raczej dostała nauczkę po 2 epizodzie. Chociaż mogła ją zabić bo ta chciała się pozbyć Oliviera. Ale to już tylko spekulacje.
    Carmen - tu prędzej myślę, że ktoś próbował wrobić Carmen w zabójstwo aniżeli ona sama tego dokonała. Dlaczego? Ze względu na ten brokat na ubraniach. Może to zmyłka, ale ten brokat musi coś znaczyć bo już dwa razy został wymieniony w jednym rozdziale XD
    Alan - Moim zdaniem to jeszcze nie jego kolej. Fakt, mógł to zrobić, ale sądzę, że w tamtej chwili był za bardzo przejęty swoją niedoszłą i poszkodowaną dziewoją, żeby planować morderstwo Striptizerki. Choć kto wie, wszystko jest możliwe.
    Alice - to by było ciekawe, gdyby w końcu Przyjaciółka zabiła, a nie że ona pomogła zabójcy. Choć pewnie i tym razem coś Alice przeskrobała. Jedyne co mi przychodzi do głowy to fakt, że Wendy mogła się dorwać do skrzynki Alice. Lecz powątpiewam mocno.
    Agatha - Nie wierzę w to, żeby to to chucherko coś zrobiło Wendy, ale kto wie. Dużo osób ją wyklucza bo zabójstwo Wendy ewidentnie stało się w nocy, a nie zapominajmy że Agatha raz poruszała się w nocy! (nie pamiętam kiedy to się stało i kto to widział, ale wciąż mam to w głowie! XD). I w sumie miałaby motyw. Przecież to Mycroft unieszkodliwił Lokaja. Oko za oko, partner za partnera XDD
    I nareszcie, moi najwięksi podejrzani - Mycroft i Aaron. Dlaczego? W sumie powyżej od Fenna poszła teoria, która mi chodziła po głowie. Poza tym, wystarczy spojrzeć na zachowanie obydwu panów. Jest wyraźnie inne niż dotychczas i sądzę, że któryś z nich popełnił tą zbrodnie. Pewnie się mylę i Agatha tak naprawdę okaże się yandere, ale nie będę krakać :")
    Czekam na kolejny rozdział, bo może dzięki śledztwu będzie więcej wiadomo!(zapewne będzie odwrotnie) PS:I w sumie na następny sezon też czekam, który pewnie będzie daleko w przyszłości, ale fajnie by było, gdyby udało się dostać jakimś cudem :"D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jako twórca też się cieszę, że to Wendy dokonała żywota, a nie te ciekawsze postacie, ale ona tutaj po prostu pasowała. Tak samo jak osoba/osoby odpowiedzialne za to wszystko :)
      Ogólnie te wszystkie typy bardzo fajnie rozpisane i tylko zaznaczę, że osoba, która widziała Agathę podczas ciszy nocnej widziała właśnie Wendy :) W sumie nie ma to akurat większego związku, ale akurat tak wyszło ^^ No i nie ukrywam, że w końcu musi dojść do tego starcia Mycroft i Aaron. Byłbym potworem, gdybym tak budował ich relacje i nigdy tego nie skończył w odpowiedni sposób ^^
      Cieszę się, że trzyma w napięciu i oczywiście jak będzie Pecca II to życzę powodzenia :) Szanse na pewno będą!

      Dzięki za komentarz!

      Usuń

Prześlij komentarz