Epizod VI - Rozdział 58: Ryzyko (Alan Dantes)


Rozdział 58, kolejny raz cała grupa staje przed wielką próbą. Tym razem będzie wyjątkowo ciężko. Czy dadzą sobie radę? Wszystko wydaje się wskazywać na rezultat, który nie ma sensu, ale czy to rzeczywistość? Zapraszamy Was do lektury i życzymy dobrej zabawy. Po przeczytaniu prosimy o zostawienie po sobie śladu!




Rozdział 58: Ryzyko (Alan Dantes)


                Dojechaliśmy na miejsce. Kraty się rozsunęły i wypuściły prosto do dobrze nam znanego przedsionka przed Salą Rozpraw. Podwójne morderstwo nie było czymś nowym, ale tym razem jedno było pewne – jeden z morderców był wśród nas. Mogło być ich nawet dwóch. Nie miałem tropu, starałem się poukładać to wszystko w głowie, ale wiedziałem, że podczas tego procesu mogłem być co najwyżej drobną pomocą, bo nie znałem istotnych szczegółów. Kiedy rozgrywały się kluczowe wydarzenia byłem z Elizabeth na korytarzu przed magazynem. To było skomplikowane. Spotkaliśmy tam Carmen, a po chwili Aarona i oboje zachowywali się podejrzanie. Osobiście uważałem, że za morderstwa jest odpowiedzialny, któryś z nich. Wielka ulga spłynęła na mnie, kiedy mogłem wykluczyć Elizabeth z grona podejrzanych, w końcu cały czas była ze mną.
                W przedsionku panował znajomy półmrok, który wyróżniał się paroma charakterystycznymi cechami. Najbardziej w oczy rzucał się strój Iluzjonisty, który został znaleziony w szatni, niedaleko miejsca zbrodni. Oprócz tego było kilka zdjęć przedstawiających między innymi scenę pod ringiem oraz manekina. Pozostałe rzeczy tworzyły nieskładny chaos, który w mojej głowie nie potrafił przybrać żadnego sensownego kształtu.
- Czy potrzebujecie więcej czasu? – zapytała twardo Cecily. Patrzyłem na nią z trwogą. Wydawała się być średnio poruszona, chociaż straciła dwójkę swoich bliskich przyjaciół. Byłem pewien, że za wszelką cenę będzie chciała dowiedzieć się, co i jak. Była zawzięta nawet w normalnych procesach i starała się unikać podłoża emocjonalnego, ale każdy wiedział, że to nie jest takie proste.
- Tego jest za dużo, żeby ktokolwiek to ogarnął. Musimy iść na żywioł i trzymać się kolejności – powiedział Mycroft, który wyjątkowo nie wyglądał na zbyt zachwyconego. Nazwałbym go wystraszonym. Temat z dzisiejszego ranka wrócił do mnie jak bumerang. Maks wiedział, że zgubiłem rewolwer. Nie potrafiłem stwierdzić czy ktoś mi go ukradł, czy w jaki sposób to mogło przebiec, ale istniało ryzyko, że dostał się w niepowołane ręce. Mógł nawet zostać użyty do zastraszenia jednej z osób. Może właśnie dlatego Maks wszedł do gabinetu luster? Nie potrafiłem zrozumieć, jak ktoś tak czysto myślący, mógł wejść do takiego miejsca. Przecież to z daleka wyglądało podejrzanie.
- Ważne jest żebyśmy mówili sobie wszystko. Jestem pewna, że przez ten chaos każdy ma inne zaplecze informacji. Im więcej dowie się grupa, tym lepiej dla nas – wytłumaczyła sprawnie Alice, która od jakiegoś czasu była dla mnie duża zagadką. Maks spytał mnie o powiązania z nią. Czy naprawdę wyglądałem na kogoś, kto lubił knuć intrygi jak ona? Nie potrafiłem tego zrozumieć. Jednak tym razem się z nią zgodziłem. Przez to jak przebiegła cała zbrodnia, każdy wiedział co innego. Niewielkie grupy dzieliły ten sam zasób wiedzy.
- Ja dalej nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Maks miał takie obrażenia ciała jak Ethan, a Ethan był w zupełnie innym miejscu – powiedziała skołowana Wendy – Coś mi się tutaj nie zgadza.
- Morderca z nami poważnie pogrywa. Aż dziwne, że Samfu i Jacob nie żyją, bo takie zagrywki pasują właśnie do nich – wytłumaczyła z powagą Cecily. Była skupiona i gotowa do akcji. Ja również. Musiał wykrzesać z siebie wszystko, żeby ten proces nie był naszym ostatnim.
- Są państwo gotowi? Nie potrzebujecie więcej czasu na analizę dowodów? – zapytał grzecznym tonem Lokaj. Odpowiedziały mu gotowe do analizy sytuacji spojrzenia. Wiele można było powiedzieć o naszym pobycie w tym miejscu, ale jedno było pewne. Wszyscy byli gotowi jak nigdy. Na wszystko, co przyniesie kolejny proces. Zamieniliśmy się z ofiar w łowców. Chociaż mordercy wpadali na coraz to bardziej skomplikowane mechaniki, to my potrafiliśmy się do nich adaptować. Nigdy nie myślałem o zabiciu w celu ucieczki, ale byłem pewien, ze nawet jeżeli to teraz graniczyło to z cudem.
                Lokaj otworzył drzwi, które przeniosły nas prosto do ogromnej sali, która standardowo była tematycznie wystrojona. Teraz przypominała trochę wnętrze czytelni, chociaż niektóre elementy nie wywoływały spokoju, a wewnętrzne uczucie niepokoju. Maski przedstawiające powykrzywiane, nienaturalne oblicza zamieniły prowizoryczną bibliotekę w coś na kształt miejsca kultu. Zeszliśmy po schodkach. Mojej uwadze nie uszły widmowe sylwetki malujące się przed nami na górze. Duchy już czekały. Wisiały nad główną częścią pomieszczenia, siedząc na swoich wymyślnych siedzeniach i czekając na rozwój wypadków. Zrobiło mi się trochę przykro, bo zdążyłem polubić Maksa, a Ethan również nigdy mi nie przeszkadzał. Chociaż w świetle ostatnich faktów, które wypłynęły po tym jak opowiedzieli nam o Samie, to zabójstwo mogło mieć więcej znaczenia niż mogło się na pierwszy rzut oka wydawać.
- Jedenaście osób. Jest was coraz mniej – zaczął nostalgicznie Bobru.
- A mordujecie z coraz większa finezją. Jak przyglądaliśmy się temu przypadkowi… - Neri zagwizdała przeciągle – Jesteśmy bardzo ciekawi waszej dedukcji. Możecie przeżyć niejedno zaskoczenie.
Nie byłem pewien czy Porywacze starają się nam namieszać w umysłach, ale nie zamierzałem ich słuchać. Zająłem miejsce za swoją platformą i rozejrzałem się po przekreślonych znaczkach. Połowa osób nie żyła. Jeżeli uda nam się odgadnąć sprawcę, bądź sprawców to będzie nas jeszcze mniej. Ta wizja zawsze przerażała i aktywowała blokadę, którą szybko pokonywałem, gdy przypominałem sobie, że ci ludzie chcą mojej śmierci. Moja tolerancja na takie sytuacje była bardzo niska. Inna rzecz przerażała mnie znacznie mocniej. Powoli odpadały kolejne osoby, które robiły najwięcej na procesach. Maks zawsze rzucał celnymi uwagami i pomagał nam przejść przez labirynt przeszkód związany z ustalaniem kolejności zdarzeń. Był jednym z prowadzących, którzy potrafili nas wyciągnąć z najgorszego zamieszania.
                Ustawiliśmy się na miejscach, dając tym samym Lokajowi znak do wystartowania. Stanął na podeście wygłaszając dobrze znaną nam formułkę:
- Witam państwa na szóstym procesie dotyczącym sprawy śmierci Jaydena Asselmana oraz Maksymiliana Kowalskiego. Przypominam, że waszym głównym celem jest znalezienie i wskazanie sprawcy bądź sprawców. Oddaje państwu głos i zaznaczam, że cały czas jesteśmy do państwa dyspozycji, więc proszę śmiało pytać.
- Sprawa nie jest taka skomplikowana – zaczęła Julia. Brzmiała jakby była gotowa na takie rozpoczęcie już od dawna – Możemy sprawnie określić czterech potencjalnych podejrzanych. Cokolwiek by się nie działo, ktoś z nich musiał to zrobić.
- Myślę, że oskarżanie kogokolwiek, jest kiepskim wstępem, szczególnie, że mamy współpracować – Wendy spojrzała na nią nieco wystraszona. Nie spodziewała się tak szybkiego ataku.
- To jest fakt – Agatha płynnie dołączyła do dyskusji – Parę osób było widocznych w grupie przez cały czas. To nie możliwe, żeby ktoś zabił, nie odchodząc od grupy. Zbrodnia wygląda dziwnie, ale musi być jakiś punkt zaczepienia.
- I jest, ale nie da się do niego dojść w wasz sposób – wytłumaczył Aaron.
- Grunt się pali pod stopami Aaroniku? – zagadał go Mycroft.
- Nic mi się nie pali. Jestem niewinny, ale widzę, że nie odpuszczasz. To zabawne słyszeć o takich rzeczach od takiego zbrodniarza jak ty.
- Widzę, że nie pamiętasz przebiegu sytuacji – westchnął Haker, kiwając głową – Nie będę się z tobą przekomarzać.
- Julia ma sporo racji w tym, w czym mówi. Jak ustaliliśmy podczas śniadania, większość z nas trzymała się dwuosobowych grupach. Ci którzy się rozdzieli albo zginęli, albo zrobili coś na tyle dziwnego, żeby zwrócić na siebie uwagę. Warto ich zaznaczyć – Olivier dukał słowa powoli. Dalej nie były przyzwyczajony do tego, że mówi. Byłbym w stanie nawet powiedzieć, że nie było mu to na rękę. Osobiście tego nie rozumiałem, ale znałem siłę przyzwyczajenia.
- Jak tak bardzo wam zależy, to proszę bardzo! – wykrzyknął Aaron, uderzając pięścią w podwyższenie – Chodzi o mnie, Carmen, Wendy i Cecily. Ktoś z nas zapewne jest zabójcą, może jest nas dwóch.
- Myślę, że to przesada – zauważył Alan.
- Nie, taka jest prawda. Ale skoro chcecie bawić się w takie coś, to powinniśmy zrobić to poprawnie – Informatyk się rozkręcił, ale nie nazwałbym tego czymś pozytywnym. Był zdenerwowany i to solidnie.
- Ustalmy na start kogo śmierć badamy – zaproponowała Carmen.
- To dobry trop, ale ja nie do końca rozumiem, dlaczego osoby, które były w czytelni nie są podejrzane? – zapytała Wendy.
- Wiemy, że wszystko rozegrało się, gdy w czytelni wybuchło to przedziwne zamieszanie – Elizabeth spojrzała w kierunku tabliczki Maksa – Od tego się to rozpoczęło. Alice poszła szukać Maksa i wróciła z paroma innymi osobami.
- Nie mogłam go znaleźć, a to wszystko przez to, że pewnie już nie żył – Alice chciał wyjść na zmartwioną, ale jej to nie wyszło.
- Nie znamy godziny jego śmierci – stwierdził Mycroft – Oczywiście plik morderstwa nie podał nam tej informacji.
- Na pewno zginął po Maksie – w głosie Alice dało się usłyszeć sporo pewności.
- Właściwie możemy spekulować – zaczęła Elizabeth – Maks dostał dwa razy. Wydaje mi się, że pierwszy raz mógł go tylko ogłuszyć, a dopiero drugi zabić. Nie zmienia to faktu, że prawdopodobnie umarł pierwszy.
- No i to jest punkt zaczepienia – ucieszył się Haker – Jeżeli on zginął przed Ethanem, a Ethan nie żyje od 21:13, to potwierdza wersję Agathy. Ten, kto był w czytelni jest wolny od zarzutów.
- Co pozostawia wcześniej wspomnianą grupę – przypomniał Aaron – Gratuluję. Powiesz nam coś jeszcze ciekawego?
- Mam masę ciekawych rzeczy do powiedzenia, ale większość dotyczy ciebie – odgryzł mu się. Aaron poczerwieniał na twarzy, ale już się nie odezwał.
- Możecie przestać się kłócić? Zachowujecie się jak dwie niesforne łodygi…
- Chciałabym się skupić na tym, co stało się z Maksem. Na dopasowaniu elementów i ułożeniu tego w całość – Cecily milczała przez większość czasu, tylko po to, żeby uderzyć znienacka.
- Nie wiadomo, kiedy dokładnie był widziany jako żywy, ale było to całkiem niedługo przed wybuchem tego całego zamieszania – temat podjął Olivier – P-pytanie brzmi, kto nakierował nas na jego trop do warsztatu.
- Ja to mówiłam – przyznała Agatha – Wydawało mi się, że wspominał coś o tym. Zapamiętałam, bo sama miałam w planach tam iść, ale przez to, że Carmen się zgubiła, ostatecznie wyleciało mi to z głowy.
- Oboje zostali znalezieni w sali walk. Co ma do tego warsztat? – zapytał Mycroft.
- Tam musiało się coś stać – zaczęła tłumaczyć Wendy – Gdy tylko weszłam do środka, zauważyłam rozstawione lustra. Nie wierzę, żeby znalazły się tam przypadkiem.
- Bo na pewno tak nie było – dodał sucho Aaron – Czy kogoś tam widziałaś? Jakieś ślady?
- Tylko krew i krótkofalówkę. Przecież mówiłam wam, że potem poszłam do sali walk i zobaczyłam ciało Ethana!
- Które potem magicznie przeniosło się do manekina… - głos Elizabeth ociekał ironią. Julia parsknęła.
- Nie wiem, co was tak bardzo śmieszy – zdenerwował się Mycroft, ponownie stając w obronie Wendy.
- To jest w tym wszystkim najdziwniejsze. Jak mamy ci uwierzyć Wendy, jak twoja wersja kompletnie nie trzyma się rzeczywistości? – zapytała Cecily.
- Dlatego jestem zwolenniczką teorii, że Ethan padł pierwszy – stwierdziła Alice.
- Co na to wskazuje? – zapytał bojowy Aaron.
- Jeżeli przyjrzycie się śmierci Ethana zrozumiecie, że to nie jest dzieło przypadku – wtrąciła nagle Julia, która od dobrego momentu się nad czymś zastanawiała – Ale to wcale nie pozwala nam sprecyzować, co było pierwsze. Raczej na pewno morderca chciał żebyśmy się nad tym zastanawiali. Nie robiłby tej całej szopki z znikającymi ciałami, gdyby było inaczej.
- Znikającymi ciałami? – zapytała przestraszona Agatha.
- Najpierw Wendy znajduje Ethana, potem my znajdujemy Ethana, a potem Maksa. Obrażenia nie zgadzają się, jakby opisy ze sobą nie współgrały. Coś musi być na rzeczy.
- Jedno jest pewne. Wszystko zaczęło się od Maksa – powiedziała Cecily.
                Czułem, że błądzimy w kółko. To nie do końca miało sens, ale nie potrafiliśmy znaleźć punktu zaczepienia. Słowa Cecily jednak sporo zmieniły.
- Skąd taki pomysł? – zapytał Mycroft.
- Twoja kobieta powinna to doskonale zrozumieć – spojrzenia przeniosły się na Wendy.
- J-ja? – zapytała zdziwiona – Przecież mówiłam wam, że znalazłam ciało Ethana. Maksa zobaczyłam dopiero, kiedy znaleźliście jego ciało pod ringiem.
- Ujmijmy to inaczej – Cecily westchnęła i wyszła na środek, tam gdzie zazwyczaj jechała platforma z podejrzanym – Jak przypomnicie sobie, obie grupy, przed dotarciem do sali walk, trafiły do warsztatu. Zarówno Wendy jak i my dotarliśmy w to samo miejsce, skąd udało się nam później przenieść piętro wyżej, do sali walk. W warsztacie na pewno się coś stało i oto jaka jest moja teoria. Maks przyszedł do warsztatu i został uwięziony w tym gabinecie luster, które ktoś postawił na środku pomieszczenia. Podejrzewam, że lustra nie znalazły się tam przypadkiem. Co więcej na miejscu jedno z nich było  rozbite, było trochę krwi i znaleźliśmy zniszczoną krótkofalówkę. Pytanie jakie należy zadać, to co się tam dokładnie stało i kto mógł tam zaatakować Maksa?
- Pierwsze uderzenie było zadane prawdopodobnie ręką, albo czymś innym, równie miękkim. Drugie zostało zadane czymś ciężkim i było śmiertelne. Ciężko mi określić, jak wiele czasu minęło od jednego uderzenia do drugiego, ale podejrzewam, że maksymalnie godzina – dodała Elizabeth.
- Ktoś musiał go tam zwabić i zaatakować, ale dlaczego? Dlaczego nie zabił? – zapytał Mycroft.
- Może szykował od razu atak na drugą ofiarę? Nie widzę innej opcji – stwierdziła Julia.
- Jakby to miało wyglądać? Nie wierzę, żeby sprawca kłopotał się z przenoszeniem ciała, szczególnie, że drugiej również się tam pojawiło – pokiwała głową Cecily.
- Kto powiedział, że był jeden sprawca? – zapytałem. Tego nie wiedzieliśmy. Sprawców mogło równie dobrze być dwóch.
- Pytanie czy jeden zabójca zabił drugiego zabójcę, czy dwóch zabójców stoi tutaj z nami – obie opcje Oliviera nie brzmiały kusząco. Rozejrzałam się niepsokojnie.
- Tylko, kto mógł to zrobić? Patrząc realnie, jedynmi osobami, które mogły zabić Maksa i Ethana, są te osoby, które chodziły same. Jeżeli Maks został zaatakowany pierwszy to właściwie każdy, kto nie ma na ten czas alibi jest podejrzany – stwierdziła Cecily.
- Kto w tamtym momencie był sam? – zapytała Agatha.
- Aaron i Cecily? – zaczęła Wendy.
- Nie byliśmy sami. Akurat wtedy byliśmy razem. Rozdzieliliśmy się na krótko przed tym jak rozbrzmiał komunikat. Musiałem najpierw jej pomóc – wytłumaczył Aaron z wyjątkowym spokojem.
- Chwila moment – Mycroft wyglądał jakby teraz zdał sobie z tego sprawę – To niemożliwe…
- A jednak – Julia, która też to zrozumiała, pokręciła głową – Jest tylko jedna osoba, która mogła wtedy zaatakować Maksa.
- Ethan – powiedział Olivier.
                Ethan był jedyną osobą, która mogła się tam wtedy pojawić. Tylko on był sam. Jeżeli Maks nie zrobił sobie tego przypadkiem, co było niemożliwe, to musiał być Ethan.
- Jak to jest możliwe? – zapytała Cecily drżącym głosem – Jak?
Dalej się nie uniosła. To było niesamowite. Podczas procesów kontrolowała się perfekcyjnie, zupełnie jakby była wyczyszczona z emocji.
- To jest bardzo dobre pytanie. Szczególnie, że Wendy znalazła go potem martwego na ringu – przypomniał Mycroft.
- A my znaleźliśmy go martwego w manekinie – przypomniał Aaron.
- Coś się tutaj nie zgadza – Olivier wyglądał na zamyślonego.
- Nie ma innej opcji. Być może Ethan chciał go tylko ogłuszyć, w końcu go nie zabił, ale nie ma wątpliwości, że to on musiał go zaatakować – stwierdziła Julia.
- Ale dlaczego to zrobił? Przecież on nikogo nie chciał krzywdzić. Nie był taki – Carmen wydawała się wręcz oburzona taką opcją.
- Też nie wydaje mi się, żeby Ethan mógł kogoś skrzywdzić – Alice zastukała palcami w platformę – przecież ten głupek był niegroźny.
- Niekoniecznie… - zaczęła Agatha. Wiedziałem, co chciała powiedzieć, ale nie zdążyła dokończyć, bo przerwała jej Cecily.
- Nie nazywaj go tak…
- Co? – zapytała Alice, która najwyraźniej nie usłyszała.
- Zginął. Daj mu święty spokój – warknęła Aktorka. Pierwszy raz słyszałem u niej takie emocje, ale nie dziwiłem się. Ktoś obrażał jej nieżyjącego przyjaciela tuż przed nią. Alice nie znała momentami hamulców.
- Zaprzeczasz, że był idiotą?
- Chwila – przerwał im Olivier. Jak na tak cichy i spokojny głos, potrafił zdobyć uwagę grupy. Przymrużył oczy, wyglądał zupełnie jakby coś go bolało. Złapał się za skroń – To wcale nie musiał być on. Nie dokładnie.
- Mamy tutaj drugiego osiłka? – zażartował Mycroft – Drugiego Ethana?
- Nie mylisz się tak mocno – stwierdziła Agatha.
                Spojrzenia przeniosły się na nią. Za moment grupa miała dowiedzieć się o tym, o czym my usłyszeliśmy podczas przeszukiwania hotelu wczorajszego dnia. Ethan nie był sam. Miał mrocznego towarzysza, który żył w nim i przejmował nad nim kontrolę. Z jednej strony nie do końca w to wierzyłem, ale nawet Elizabeth nie zaprzeczała. Jeżeli ona była w stanie to zaakceptować, to byłem pewien, że coś musiało w tym być. Jakieś ziarno prawdy.
- Co masz na myśli? – zapytał Mycroft.
- Cecily? – Agatha przeniosła wzrok na Aktorkę. Dziewczyna odgarnęła włosy na bok.
- Ethan był przeklęty. Nie w taki sposób, w jaki wierzyła Alice – mocno podkreśliła te słowa, aż na twarzy Alice pojawił się grymas – Miał coś w stylu rozdwojenia jaźni. Czasami był Ethanem, którego znamy, a czasami zamieniał się w coś w stylu demona. Znacznie bardziej agresywnego, przejmującego całkowitą kontrolę nad Ethanem. To była bardzo inteligentna istota, która mogła się po prostu z kimś dogadać. O ile się nie mylę, wcześniej doszło do czegoś podobnego.
- Chwila, chyba sobie z nas żartujecie – stwierdził Aaron – Demon? Myślicie, że mamy sześć cholernych lat?!
- Ona mówi prawdę – Agatha stanęła w jej obronie – Ethan się przed nami przyznał. Na jego ciele były siniaki, które sobie sprawił, gdy rozwalił te stoły w jadalni. On rzeczywiście był opętany!
- Od kiedy o tym wiecie? – zapytała Alice.
- Od wczoraj – odpowiedzieliśmy grupą.
- Mi powiedział pierwszej, a ja zaproponowałam, żeby przekazał tą informację komuś jeszcze. To zbyt wiele, żeby zatajać to przed grupą – dokończyła Cecily.
- A jednak my nie wiedzieliśmy – zaśmiał się Mycroft – Te wieczne sekrety nas wykańczają.
- Nie było sensu mówić od razu każdemu – Cecily stanęła w obronie nieżyjącego – Ethan ledwo zaufał mi. Nie chciałam, żeby informacja wypłynęła tak daleko, zresztą nie przewidywałam, że ktoś wykona ruch.
                Byłem zwolennikiem tego, że informacja nie wyszła dalej. To też na swój sposób zawężało grono podejrzanych.
- Wracając do tematu – stwierdził Olivier – To coś, co przejmowało nad nim kontrolę nazywało siebie Sam. Sam mógł to zrobić. Może chciał się w końcu stąd wydostać. Z tego, co zrozumiałem, Ethan był dla niego sporym balastem. Być może nie wytrzymał i wziął sprawy w swoje ręce.
- Ten gabinet luster nawet do niego pasował. To mogła być jego kolejna sztuczka! – Agatha podłapała temat, ekscytując się przy tym.
- To prawda – pokiwała głową Wendy – Ale jak to się mogło stać? Maks wydawał się być mądrym facetem. Wiedział, że coś się mogło stać, nawet był jakiś taki pochmurny jak spotkaliśmy go na basenie. Dlaczego tam wszedł?
- To bardzo dobre pytanie – podrapałem się po głowie – Może on tam zginął? Przecież była tam krew, jeżeli pierwsze uderzenie nie było zadane żadnym narzędziem to skąd ta krew?
- Maks miał trochę krwi w ustach. Prawdopodobnie przygryzł sobie język upadając – odpowiedziała Elizabeth.
- Czemu dopiero teraz nam o tym mówisz? – zapytała Julia.
- To nie było istotne bez kontekstu.
- My powinniśmy to ocenić. Jesteś jedyną osobą, która się na tym zna. Jak mamy ci zaufać? – Brzuchomówczyni twardo trzymała się swojego.
- Nie było czasu i sama dobrze o tym wiesz – Elizabeth była zniecierpliwiona, doskonale znałem ten ton.
- Przestańcie – poprosił Olivier – Wróćmy do tematu.
- Może ktoś tam był? – wysunęła teorię Carmen.
- Gdzie był? – zapytał Aaron.
- W tym gabinecie luster. Może Niezapominajka tam był i udawał, że potrzebował pomocy?
- Niezapominajka to…
- Ethan – wyjaśniła Agatha.
- Wątpię, żeby Maks poszedł do środka za Ethanem. To musiałby być ktoś, na kim mu jakkolwiek zależało o ile w ogóle istniała taka osoba – stwierdziła Cecily.
- Ale jakbyście pomyśleli o tym dłużej – zaczęła Julia – Ta krótkofalówka. Jeżeli Ethan przygotował sobie wszystko zawczasu to może oznaczać, że mógł jej użyć do zwabienia Maksa do środka gabinetu luster. Nie musiał nawet być na tym piętrze, mógł siedzieć spokojnie w sali walk i czekać, aż Maks wpadnie w jego pułapkę.
- To całkiem możliwe – przyznała Cecily – Chociaż zastanawiam się, jak to zrobił. Maks nie umiał wyjść z gabinetu luster? Wiem, że to mogło być podchwytliwe, ale ciężko mi w to uwierzyć.
- W sumie, jakby się tak nad tym zastanowić, to chaos w czytelni też pasuje do Ethana… - wtrąciła Agatha – On naprawdę to zrobił…
- To był dosyć łatwy proces – Mycroft przetrzepał ręce w geście zwycięstwa – Wystarczy, że ustalimy pozostałe fakty i możemy chyba śmiało podać odpowiedź.
- Chyba zapominacie o jednym – powiedziała Carmen – Przecież on też nie żyje.
- Wydaje mi się, że on zginął przez przypadek – stwierdził Aaron – Nie jestem pewien, ale wiele na to wskazuje.
- Na przykład? – zapytała Agatha.
- Poczekajcie – poprosiła Julia – Nie ustaliliśmy wszystkiego, nie przeskakujmy tak daleko.
- Dowiedzieliście się czegoś w czytelni? – zapytał Olivier.
- Tak – odpowiedział Aaron. Nagle poczułem ukłucie bólu. Brzuch znowu dawał o sobie znać. Nie miałem pojęcia, co mogłem zjeść, ale nie przyjęło się zbyt dobrze. Ból był uciążliwy i wybijał z rytmu – Znaleźliśmy sznurek, który aktywował to wszystko. Ktoś zamontował mechanizm, który po przecięciu włączył poukrywane pomiędzy półkami maszyny.
- Z tego co widziałam to te maszyny były bardzo proste, ale ktoś skonstruował je własnoręcznie… Szkoda, że nie mieliśmy czasu zajrzeć do pokojów ofiar… - Agatha westchnęła.
- Czyli zarówno czytelnia jak i warsztat zostały przygotowane. Prawdopodobnie przez Ethana. Aż ciężko w to uwierzyć – Olivier spojrzał w stronę jednej z masek – Ten delikatny człowiek, który miał złote serce zrobił to wszystko?
- Jedzenie też mógł donieść on! – powiedziała nagle Elizabeth – Na pewno również czujecie ból brzucha i pewien dyskomfort. Wydaje mi się, że to on mógł stać za podtruciem nas, żebyśmy byli bardziej wystawieni.
- No to wszystko zaczyna nam się powoli układać – Mycroft podrapał się po głowie – Ethan zaczął wszystko od śniadania, gdzie nas podtruł, potem rozpętał chaos w czytelni ,w tym samym czasie wywabił Maksa do warsztatu… o cholera! Teraz sobie przypomniałem. Jak byliśmy w siłowni to przyszedł z ogromnym plecakiem. W końcu zrozumiałem dlaczego. Siłownia znajduje się nad salą walki, zobaczył, że ktoś tam jest i pobiegł do warsztatu. Czyli od dawna sobie upatrzył to miejsce.
- Ten manekin – dołączyła się Agatha – Jego też własnoręcznie wydrążył. Na pewno nie było tam takiego miejsca do schowania się.
- To prawda. Pozostałe manekiny były normalne – potwierdził Aaron.
- Kiedy on to zdążył przygotować? – nie rozumiałem – To brzmi na naprawdę dużo pracy.
- To proste – Mycroft się rozkręcał – zauważ, że on tam spędzał masę wolnego czasu. W końcu miał prowadzić swoje zajęcia. Nie zdążył się rozkręcić, ale w wolnym czasie z pewnością to wszystko planował. On albo ten jego Sam. Jestem bardzo ciekaw jak zrobił tą sztuczkę w warsztacie. Ktoś ma jakiś pomysł?
- Może go zamknął w środku i zgasił światło? Te lustra były zamontowane naprawdę solidnie – rzucił pomysłem Olivier.
- To mogło wprowadzić spory chaos. Czy Maks miał jakieś rany na rękach? – zapytała Julia.
- Nie. Żadnych świeżych – odpowiedziała Elizabeth.
- To mam pewien pomysł – Julia poprawiła okulary i na chwilę zamilkła, jakby się zastanawiała.
- Jesteśmy pod wrażeniem, jak łączycie fakty – włączył się nagle Bobru.
- To znaczy? – zapytał Aaron.
- Ta sprawa ma jeszcze przed wami wiele tajemnic, dlatego myślę, że będziemy mogli wam delikatnie podpowiedzieć – dopowiedziała Neri.
- Przecież mamy już sprawcę na talerzu. W czym chcecie nam pomagać? – zdziwiła się Wendy.
- Po prostu zwrócicie uwagę na kolejność wydarzeń. Mimo wszystko to będzie dla was istotne, a my bardzo chcemy zobaczyć jak będzie wam szło – odpowiedział tajemniczo Bobru. Jego słowa były niepokojące. Wydawało mi się, że byliśmy naprawdę blisko odpowiedzi. Dlaczego zaczęli nam podpowiadać i to w taki sposób? Nigdy tego nie robili. A może chcieli nas zbić z dobrego tropu? Czułem zamęt w głowie.
- Co do mojego pomysłu – Brzuchomówczyni o sobie dała znać – Teraz, kiedy Elizabeth powiedziała jaki był stan rąk Maksa, to jestem prawie pewna, co się mogło stać. Jedno z luster było zbite prawda? Maks jednak nie miał żadnych śladów na ciele, więc on go nie zbił. Wątpię, żeby popchnął na niego sprawcę, miał w końcu kontuzję nogi i wpadł w pułapkę, więc raczej nie wierzę, żeby był w stanie walczyć, szczególnie z kimś tak dużym jak Ethan. Pozostaje tylko jedna opcja… Rzucił krótkofalówką. Nie wiem jak, nie wiem po co, może się wystraszył, a może chciał znaleźć wyjście, ale to by tłumaczyło stan krótkofalówki i całą resztę.
- A jego laska? – zapytała Carmen – Od incydentu na basenie nosił ją przy sobie.
- Została w czytelni – odpowiedział Lokaj – Nie mieliście czasu na przeszukanie, a to może być ważna informacja, więc postanowiłem wam ją podać. Macie prawo wiedzieć.
                Mojej uwadze nie uszło spojrzenie Porywaczy, którzy nie wyglądali na zachwyconych.
- Czyli teoria Julii ma sporo sensu. Ale pozostają dalej dwie duże niewiadome – rozmowę przejął Olivier – Kwestia zeznań Wendy oraz tego jak dokładnie potoczyła się akcja w sali walk. O co chodziło z tym strojem, manekinem i znikającym ciałem.
- Pytanie czy cała wielka tajemnica nie jest ostatnią przeszkodą – Cecily wróciła na swoje miejsce, po prezentacji na środku.
- W sensie? – zapytał Mycroft.
- W sensie Wendy mogła sobie to uroić w głowie. Jeżeli fakty przedstawiałby się inaczej to pewnie bym ja podejrzewała, ale sprawa wydaje się być rozwiązana, a gdybyśmy przyjęli, że Wendy miała zwidy to mielibyśmy już wszystko. Czy to aż tak mało prawdopodobne.
- A strój? – powtórzył Artysta.
- To była sala walk, może miał zapasowy. W końcu chciał prowadzić tam zajęcia – wytłumaczyła Cecily.
- Była na nim krew – przypomniała Alice.
- Nie było jej dużo, w sumie nie pasowała do końca ani do ran Maksa, ani tym bardziej Ethana… Nie wiem, to wszystko zaczyna się robić dziwne. Odpowiedź niby jest tuż pod naszym nosem, a mimo wszystko, to wydaje się być dziwne – dumała na głos Julia.
- Więc to chyba naprawdę tyle – podsumował wesoło Mycroft – Zbierzmy historie do kupy raz jeszcze. Ethan od rana planował podtrucie nas jedzeniem. Nie widziałaś żeby dodawał coś do naszych talerzy Cecily?
- Nic nie zauważyłam, ale przyznam, że od rana myślałam bardziej o mojej największej sztuce. Nie zwracałam za bardzo uwagi na to, co robił w gastronomicznej.
- Okej… Czyli miał okazję, żeby to zrobić. Przechodząc dalej pojawił się motyw i chaos. Każdy się rozdzielił, co jeszcze bardziej pomogło Ethanowi w realizacji planu. Wcześniej, prawdopodobnie od paru dni przygotowywał wszystkie mechanizmy – maszyny do czytelni, gabinet luster, wydrążył manekina i całą resztę… Nie doceniliśmy go. Jego albo tej dziwnej istoty, która przejmowała nad nim kontrolę. Zrobił tak wiele, a nikt nie zwracał na niego specjalnej uwagi.
- Może ta istota właśnie na to liczyła? – podsunęła Wendy – Na to, żebyśmy nie myśleli o Ethanie jako o kimś, kto stanowi większe zagrożenie?
- Ja tam się go bałam od tej sytuacji z Lily i Sandrą – przyznała Alice.
- Ale to zupełnie co innego. Nawet jak pojawił się w blasku reflektorów, to nikt nie bał się go na tyle, żeby podjąć jakieś kroki… Przykro mi na to patrzeć, ale możecie mieć racje – Cecily wyglądała na zrezygnowaną. Widziałem jak ciężko było jej przyznać, że jej przyjaciel mógł to wszystko zrobić.
- No i zaczął seans – do głosu wrócił Mycroft, coraz bardziej nakręcając się na własne słowa – Musiał w jakiś sposób aktywować mechanizm w czytelni. Pobiegł wtedy do sali walk i w międzyczasie zaprosił tam Maksa. Widocznie już wcześniej upatrzył go sobie jako ofiarę. Gdy ten wpadł w jego sztuczkę – gabinet luster, zwabiony głosem przez krótkofalówkę…
- Czy my znaleźliśmy drugą krótkofalówkę? – zapytał nagle Olivier.
- Nie – odpowiedział mu Aaron – Nie było jej nigdzie w sali walk, ale czasu było tak mało, że mogliśmy ją gdzieś po prostu przeoczyć.
- Potem ogłuszył go i zabrał do sali walk. Pewnie chciał bardziej namieszać i dlatego użył dwóch pomieszczeń. Może nie spodziewał się, że połączymy dwa piętra obok siebie? – ciągnął Mycroft – Potem zapewne zostawił ciało na ringu no i schował się do manekina, żeby poczekać. Hmm…
- Trzymasz się ślepo teorii Veli – warknął Aaron – A to jest ta rzecz, która nie pozwala nam jakkolwiek iść do przodu.
- Wendy – wtrąciłem, gdy do głowy wpadł mi dodatkowy pomysł – powiedz mi, co zobaczyłaś dokładnie jak weszłaś do sali walk? Jak leżało ciało?
                Striptizerka spojrzała na mnie jakbym zadał jej pytanie w innym języku. Przez moment się wahała, ale w końcu odpowiedziała:
- Właściwie to muszę się do czegoś przyznać… - stwierdziła – Teraz, kiedy jestem poza kręgiem podejrzeń, bo wiadomo, że sprawcą był Ethan. Tak naprawdę nie pamiętam jak trafiłam do sali walk.
Poczułam dreszcz, który przebiegł całe moje ciało. Czyżbym trafił na coś ciekawego. Nikt jej nie przerywał, po prostu czekaliśmy aż podejmie temat.
- Poszłam do warsztatu dokładnie tak, jak wam mówiłam. Kiedy przeszukiwałam ten cały gabinet luster to nagle coś usłyszałam. Nikogo nie zauważyłam, ale po chwili, jak chciałam wstać, poczułam mocne uderzenie. Następne co pamiętam to obudzenie się na ringu w sali walk. L-leżałam obok ciała. Widziałam tą różową pelerynę, spodnie. Z twarzy widziałam tylko włosy i dwukolorowe oczy… Reszta leżała w ubraniach…
- Do czego dążysz Alan? – zapytała Elizabeth.
- Pamiętasz ten makijaż, który znalazłaś na jego ciele? – spojrzałem na nią, będąc ciekaw, czy skojarzy o co mi chodzi – To i strój, który znaleźliśmy w szatni. To nie może być przypadek… chyba wiem, co się stało.
Ułożenie sobie tego w głowie nie należało do najprostszych, ale miałem teorię.
- Wydaje mi się, że to co Mycroft powiedział mogło być prawdą. Nie przewidzieliśmy tylko jednego. Ethan chciał wrobić Wendy. Po ogłuszeniu Maksa zabrał go na górę i wrócił z powrotem do warsztatu, poczekać na kogoś, kto przyjdzie i znajdzie ciało. Gdy zobaczył, że przyszła tylko Wendy, wykorzystał ten moment i zaatakował ją. Wrócił z nią na górę i przygotował to wszystko… Przebrał Maksa na swoje podobieństwo, żeby namieszać Wendy w głowie i schował się w manekinie, którego wcześniej przygotował. Gdy ta wstała i przerażona pobiegła się obmyć z krwi, którą Ethan ją posmarował, nasz sprawca wydostał się ze swojej kryjówki i szybko posprzątał. Rozebrał ciało do normalnego stroju, posprzątał krew, schował Maksa pod ring i dobił, a następnie ukrył się w manekinie. Nie rozumiem jednak jak tam zginął. Zaciął się w tym miejscu?
                Po moim wywodzie zapadła kolejna cisza. Zupełnie jakby cała grupa wstrzymała oddech. Czy moja teoria była aż tak niedorzeczna? A może dała do myślenia?
- Ja chyba mam pomysł – ciszę przerwał delikatny głos Agathy. Widziałem jak drżały jej ręce. Nie była pewna – Przyjrzałam się trochę temu manekinowi… Z tego, co widziałam miał wydrążoną zasuwę, która była jedynym źródłem tlenu do wnętrza manekina. Tylko, z tego, co patrzyłam, to niemożliwe, żeby Ethan zamknął ją od środka, albo żeby sama mu się zamknęła. Wszystko było idealnie wyprofilowane i jestem pewna, że ktoś zrobił to od zewnątrz… Myślę, że ktoś zabił Ethana!
To był ten moment. Rozpacz, która towarzyszyła sypiącej się na naszych oczach teorii oraz skok adrenaliny. W końcu mieliśmy jakiś przełom. Czy ktoś jeszcze mógł brać w tym udział? Czy Ethan z kimś współpracował? A może padł ofiarą drugiego mordercy? Kogoś, kto przypadkiem trafił do sali walk i zobaczył, jak ten się chowa?
- Wendy – stwierdził powoli Olivier – Ty byłaś w sali walk. Mogłaś to zrobić.
- Przecież mówiłam wam, że znalazłam ciało i od razu zaczęłam uciekać! – wykrzyczała dziewczyna – Jak możecie mnie o to podejrzewać?
- Czy to oznacza, że Ethan zginał pierwszy? – zapytał nagle Olivier.
- Chwila, naprawdę porzucamy tą składną teorię, tylko przez fakt tej drewnianej zasuwy? Przecież to jeszcze żaden dowód – zdziwiła się Cecily.
- Masz rację, zasuwa sama w sobie to nieduży dowód, ale jakby zestawić ją z resztą, to mamy zupełnie inny obraz tego, co się stało – włączył się Aaron – Zresztą przez cały proces nurtowała mnie jeszcze jedna rzecz. Czy ktoś z was sprawdził jaki zakaz miał Ethan? Bo ja to zrobiłem.
                Zupełnie o tym zapomniałem. Cała tajemnica i nagonka związana z zakazami zeszła na drugi plan. Ale zakaz Ethana mógł być istotny.
- No i czego się dowiedziałeś? – zapytał z delikatnym zniecierpliwieniem Mycroft.
- Jego zakaz polegał na tym, że nie mógł wykonywać żadnych sztuczek bez widowni. Nawet jednoosobowej. Co za tym idzie, jestem teraz pewien, że Ethan nie działał sam – stwierdził z przekonaniem.
- Mówimy o drugim sprawcy, czy o Wendy? – Olivier zadał bardzo ważne pytanie.
- Właściwie jak przy każdym zakazie, nie wiadomo dokładnie – powiedziała Cecily.
- Może wy nam powiecie? – zaproponowała Julia, kierując tą propozycję do Porywaczy. Na górze panowała cisza. W końcu Bobru wstał i po chwili zastanawiania się, odpowiedział:
- Zakaz Ethana polegał na tym, że podczas wykonywania swoich magicznych sztuczek musiała go obserwować przynajmniej jedna, żywa i przytomna osoba. Myślę, że dokładniej nie da się tego opisać.
To zmieniało postać rzeczy.
- Czyli nie robił tego sam. Morderców było dwóch, a jeden pewnie pozbył się Ethana po tym jak ten odwalił całą brudną robotę… Teraz tylko pytanie, kto to mógł być? – zapytała Julia.
- To by tłumaczyło jak Ethan był w stanie aktywować tak wiele rzeczy naraz. To co się stało w czytelni, przeniesienie ciała. Druga osoba musiała mu też pomóc z krótkofalówką – dodał Olivier.
- W kręgu podejrzanych zostają te same osoby, co na początku – zauważyła Agatha.
- Tego nie wiesz… - zaczął Mycroft, ale nim dokończył mówić, w słowo weszła mu Alice.
- Właściwie to wiemy. Ethan musiał został zabity po przeniesieniu Wendy, a przed tym, jak pojawiliśmy się w sali walk. To na pewno było po tym jak Wendy wybiegła, żeby nas znaleźć. No chyba, że to ona z nim współpracowała – Aaron spojrzał na Wendy ze złością w oczach. Była podejrzana. Rzeczywiście poszła w swoją stronę, kiedy my z Elizabeth poszliśmy szukać Carmen i Aarona.
- Nie chciałaś nawet brać ze sobą Mycrofta. Dlaczego? – do oskarżeń dołączyła Agatha.
- Chciałam żeby pilnował grupy w czytelni, czy to jest takie dziwne?
- Czy możemy przesunąć podejrzane osoby, które wykluczyliśmy na początku, do środka? Ktoś tutaj próbuje mocno namieszać, nie ma sensu, żeby to trwało dalej w tej postaci – stwierdziła Agatha.
- Myślę, że jest jeszcze na to za wcześniej. Jeżeli ktoś rzeczywiście brał w tym udział to sam się w końcu potknie – zaproponowałem. Nie chciałem jeszcze nikogo wysyłać do centrum. Wolałem obserwować osoby, kiedy mogły czuć się bezpiecznie. W środku każdy zachowywał się zupełnie inaczej, w końcu stamtąd było naprawdę blisko do osądu.
- A co jeszcze chcecie ustalić? Musimy przesłuchać te osoby i zobaczyć, czyja historia nie będzie zgadzała się z resztą. Przecież przerabialiśmy to już kilka razy. Zawsze procesy dochodzą do tego momentu i zawsze to się tak kończy – Alice była podczas tego procesu wyjątkowo cicha. Odzywała się raczej sporadycznie. Na moim celowniku były tylko osoby podejrzane. Wendy, Aaron, Carmen oraz Cecily. To musiał być ktoś z nich.
- Może powinniśmy ustalić kolejność zdarzeń? – rzucił propozycją Olivier – Mamy dosyć dużo danych. Najpierw ustalimy jak dokładnie to przebiegało, zaznaczymy momenty, w których ktoś mógł ewentualnie pomóc Ethanowi, a potem porównamy to z zeznaniami.
- Myślę, że nie mamy innego wyboru – stwierdziła Elizabeth. Poczułem kolejne ukłucie w brzuchu. Zupełnie jakby ktoś trzymał moje wnętrzności i starał się je wydusić. Proces trwał już długo. Rozmowa sprawiała, że upływ czasu był do pewnego momentu niezauważalny, ale kiedy już ktoś zwrócił na niego uwagę, miał wrażenie, że znajduje się w basenie ze szlamem. Każdy ruch był powolny, a słowa zdawały się rozciągać ponad miarę.
- Mogę? – zaproponował Aaron.
- Jeżeli czujesz się na siłach – Elizabeth oddała mu głos i oparła wygodnie. Widziałem jak łapie się za brzuch. Też to czuła.
- Wolałabym, żeby zrobił to ktoś, kto nie jest w kręgu podejrzanych – postawiła Agatha – Nie wierzę, żeby to był Aaron lub Carmen, ale niech zrobi to ktoś, kto ma alibi.
- Ja mam alibi – Julia wyprostowała się i odpięła jeden z guzików w swojej koszuli – Mogę spróbować, ale niech każdy, kto ma coś do dodania, po prostu wcina mi się w słowo. Okej?
                Odpowiedziała jej cisza. Nikt nie miał nic do dodania, niektórzy pokiwali nieśmiało głowami.
- Świetnie. Zanim zacznę mam tylko jeszcze jedno pytanie. Do ciebie Cecily – skierowała wzrok na Aktorkę, która nawet nie drgnęła. Patrzyła na nią, a w jej oczach widać było zwyczajny chłód. Tak, jak na każdym innym procesie.
- Słucham?
- Mówiłaś, że Ethan powiedział ci o tym wcześniej. Kiedy dokładnie?
- To było podczas ostatnich przeszukiwań. Podszedł do mnie i chciał mi coś powiedzieć. Wytłumaczył co się z nim dzieje i powiedział, że możliwe, że ktoś z hotelu wiedział o jego przypadłości. Stawiał na Yamaraje – wytłumaczyła.
- Yama? Wiedział o tym demonie? – chociaż to było pytanie, to Aaron nie wydawał się oczekiwać na odpowiedź.
- Widziałaś go? W tym drugim stanie? – zapytała Julia.
- Nie widziałam. Niestety.
- My go widzieliśmy! – przerwał Mycroft – Jak przyszedł do siłowni. Nie odezwał się ani słowem i wykonywał ruchy z dużą pewnością. Był wyprostowany, ale wydawał się być odrobinę nieobecny.
- Tak jak myślałam – ciągnęła dalej Julia – Na dzisiejszym śniadaniu nic nie jadł i siedział z boku. Co prawda odezwał się, ale możliwe, że coś podejrzewał. Potem był motyw oraz wielkie rozdzielenie. Większość z nas chodziła parami. Chociaż rozeszliśmy się po całym hotelu to wbrew pozorom to dawało więcej swobody niż poruszanie się po grupą po poszczególnych piętrach. Ethan zawsze mógł się pozbyć pojedynczych osób, a miał dużą szansę na to, że po prostu będzie miał miejsce do działania. Salę walki i czytelnie musiał przygotować wcześniej, ale gabinet luster rozstawił zapewne dzisiaj.
- Na pewno – wtrąciła Agatha – Byłam tam wczoraj w trakcie dnia i niczego nie widziałam.
- Po przygotowaniu wszystkiego zaprosił Maksa do warsztatu. Pytanie, które się nasuwa jest jedno – czy zaprosił go Ethan, czy osoba, która mu pomagała? Nie do końca widzę, żeby Maks tak po prostu poszedł na to spotkanie – ciągnęła Julia.
- A co jeżeli Ethan użył pretekstu, że chce pogadać o zakazie? Może to mogłoby skusić Maksa? – dodał Olivier.
- To całkiem możliwe, chociaż nie wyklucza też tego, żeby inna osoba spróbowała podobnego manewru – odpowiedziała mu Julia – Zanim Maks dotarł na miejsce w czytelni rozpoczęła się cała akcja. Tutaj podejrzewam, że mógł brać udział drugi sprawca. Maks raczej by nie biegał od czytelni do sali walk, kiedy czekał na nadchodzącego Maksa.
- Nie wiem czy oni nie umówili się wcześniej – przerwała Cecily – Jak na niego wpadłam to mówił coś, że jest umówiony i prawie spóźniony na spotkanie w warsztacie.
- Maks dotarł na miejsce, został zamknięty i wtedy przy Ethanie musiała być druga osoba. Jeżeli nie aktywował zakazu to jest wręcz pewne. Ta osoba najpierw zwabiła Maksa krótkofalówką, a następnie zeszła na dół, żeby przypilnować Ethana i jego zakaz, a następnie pomóc przenieść nieprzytomnego Maksa. Jestem ciekawa, czy chcieli go zabić, czy drugi zabójca już wiedział, jakie ma plany wobec Ethana i tylko czekał na odpowiedni moment. Możliwe, że Ethan, a raczej Sam, nie spodziewał się, że zostanie w taki sposób oszukany, stąd to całe zamieszanie. Następnie ucharakteryzowali ciało tak, żeby to przypominało Ethana. Myślę, że zrobili to po to, żeby wprowadzić zamęt, albo być może wrobić kogoś, kto odnajdzie ciało. W końcu jakbyśmy najpierw odkryli ciało Maksa, a dopiero potem Ethana, to stałoby się jasne, że Wendy jest winna. Kolejność się trochę pomieszała, ale efekt wyszedł podobny. Nikt jej nie ufał. Gdy tylko wyszła z warsztatu druga osoba, która była dotychczas raczej pomocą w całej zbrodni, wzięła sprawy w swoje ręce. Nie wiem jak dokładnie działał manekin…
- Osoba, która weszła do manekina, nie mogła nic zmienić z środka. Nie wiem czemu Ethan tak to zaplanował, może nie wiedział jak zrobić inaczej, a może to było coś innego, ale ktoś musiał mu pomóc zamknąć się w środku. Tak samo zasuwa na tlen. Nie wiem jak bardzo musiałby się w środku ruszać, żeby ją przesunąć – wytłumaczyła fachowo Agatha.
- Czyli po prostu mieli umowę i po wyjściu Wendy, Ethan już nie opuścił manekina. Sprawca podszedł i zamknął zasuwę, czym go zabił. Po zabiciu Ethana musiał jeszcze rozebrać Maksa i dostosować go do normalnego wyglądu, po czym zaciągnąć pod ring i tam dobić. Pucharem, który znaleźliśmy w tym samym miejscu. Po tym pochować rzeczy, bez wychodzenia z piętra i nie ryzykując tym, że spotka Wendy czy kogokolwiek innego. I to byłoby na tyle.
- Mnie ciekawi jeszcze ostatnia kwestia – po chwili powiedziała Alice – Jeżeli Maks rzeczywiście zginął drugi, to dlaczego jego komunikat o odkryciu ciała aktywował sam Aaron? To by oznaczało, że ciało zobaczył ktoś wcześniej, na przykład Wendy.
- Może Maks zginął po pierwszym uderzeniu? Drugie mogło być na dobicie, ale tak naprawdę Maks mógł nie żyć już od ataku w warsztacie – podsunąłem pomysł.
- Czy jak dwie osoby kogoś zabijają, to nie powinien aktywować się komunikat odkrycia ciała? Wiem, że to może być dziwne pytanie, ale zastanawiałam się nad tym – Carmen zadała tak dziwne pytanie, że nikt go nawet nie skomentował. Pomimo poważnej sytuacji, uśmiechnąłem się pod nosem.
- To niczego nie zmienia. O ile się pomyliliśmy, to ta pomyłka pozwoliła nam zbliżyć się do prawdy – stwierdził z uśmiechem Mycroft.
- Głosuję na Aarona Masayoshiego – zaczęła bez czekania Julia.
- Głosuję na Wendy Vele – po tym jak Informatyk wyruszył na środek, po chwili zaczęły się kolejne głosowania.
- Głosuję na Carmen Alvare – dodał Mycroft.
- Głosuję na Cecily Britt – powiedziała Alice.
                Cała czwórka zebrała się w środku. Światła przygasły, a w tle było słychać charakterystyczne dźwięki. Poczułem jak zimny dreszcz przeszedł mnie po ciele. Musieliśmy znaleźć sprawcę. Siedmiu niewinnych, którzy mieli zadecydować o losie jednej osoby, ale też całego zespołu zarazem. Odpowiedzialność była duża i wolałem o niej nie myśleć, żeby to wszystko mnie nie przytłoczyło.
- Dobra – zaczęła Julia – Myślę, że najlepiej będzie, jak opowiecie jak spędziliście ten wieczór. Im więcej szczegółów podacie, tym lepiej dla was. Zaznaczę tylko, że wydaje mi się, że wiem, kto to zrobił.
- To powiedz nam do cholery – zdenerwował się Agatha – Po co zachowujecie te sekrety dla siebie? Podzielcie się z resztą, to nie będziemy mieli żadnego problemu.
- Problem w tym, że nie jestem ich pewna. Nie będę zmieniała waszych poglądów, jak nie jestem pewna danej informacji – syknęła Brzuchomówczyni, najwyraźniej zmęczona tym, że Agatha cały czas się jej czepiała.
- Ja zacznę – powiedział Aaron, nie wiadomo czy w celu zatrzymania kłótni czy z niecierpliwości – Przez większość dnia szukałem po całym hotelu Carmen. Nie wiedziałem, co się z nią działo, a wyglądało kiepsko i chciałem po prostu sprawdzić.
Mówiąc to, na jego policzki wypłynęły delikatne rumieńce. Widać jak stresował się mówiąc o kobietach przy innych kobietach.
- Znalazłem ją dopiero wieczorem, na krótko przed komunikatem. Siedziała przed wejściem do magazynu. Przez parę minut, nie miałem z nią większego kontaktu, wszędzie było pełno szkła. Gdy w końcu do niej dotarłem, powiedziała mi, że chciała przenieść akwarium, ale sama nie wiedziała gdzie. Zauważyłem, że ma całe poranione ręce, więc pobiegłem do przychodni, żeby przynieść jej bandaże i coś do ogarnięcia jej ran. Gdy wróciłem, to na miejscu była już Elizabeth i Alan. Nie było mnie może 10 minut. Nie mam alibi na ten czas, ale jeżeli Elizabeth i Alan prowadzą spis rzeczy w przychodni to potwierdzi, że wziąłem dwa zwitki bandaży, butelkę wody utlenionej i cztery spinki na bandaże.
- Teraz nie mamy jak tego sprawdzić – powiedziała ostro Elizabeth.
- Ale mamy spis – dodałem – Jeżeli moglibyśmy to sprawdzić, to dałoby się to teraz potwierdzić.
- Za chwilę mogę to sprawdzić – zaproponował Lokaj i zniknął z podwyższenia.
- To może teraz ty Carmen? – zaproponował Mycroft.
- Nie wiele pamiętam. Dziwnie się dzisiaj czułam. Zupełnie jakby ktoś przejął nade mną kontrolę, nie potrafię sobie przypomnieć, co się działo w konkretnym momencie. Miałam wrażenie, że chodzę po ogromnym ogrodzie, ale okazało się, że chodziłam po całym hotelu i ukrywałam się tak, że nikt mnie nie mógł znaleźć…
- Maks też ciebie szukał – przypomniała Agatha – Stąd to wszystko wydaje się być podejrzane. Gdy ktoś ostatnio szedł na spotkanie z tobą, został znaleziony martwy w czytelni.
                Przykład nie był zbyt elegancki, co jeszcze bardziej zdziwiło, bo padł z ust Agathy. Był jednak trafny. Sam to wcześniej zauważyłem.
- Nie spotkałam go, a przynajmniej tego nie pamiętam – odpowiedziała – Myślę, że to bym skojarzyła, bo jak pojawił się przede mną Goździk to pamiętam to. Chociaż nie pamiętam, żeby siedział przede mną parę minut, ale możliwe, że tak było…
- Czyli nie wiadomo, co się z tobą działo, a dodatkowo masz poranione ręce. Szczerze? To bardzo dziwny zbieg okoliczności – Julia osądziła surowo, ale było to bardzo możliwe – Pamiętasz chociaż po co ci było to akwarium.
- Nie mam pojęcia – westchnęła Carmen i schowała twarz w chudych dłoniach.
- Te zeznania dużo nam nie dały. Równie dobrze to Carmen mogła pomagać Ethanowi. W sumie nie wiem jakie były ich relacje z Maksem, ale to znacznie bardziej pasuje niż to, że Maks wszedł do gabinetu luster słysząc Ethana.
- Kto teraz? Cecily czy Wendy? – zapytała Agatha.
- Moja kolej – stwierdziła po cichu Aktorka, podpierając się ciężko. Na pewno nie podobało jej się to, że była podejrzana w sprawie o zabójstwo własnego przyjaciela. Musiała teraz czuć się jak Samfu – Byłam w czytelni jak to wszystko się zaczęło razem z resztą dziewczyn. Kiedy to wszystko się zaczęło pobiegłam na chwilę do teatru. Chciałam odnieść podręcznik i zapisać potrzebne rzeczy. Musiałam to załatwić, mój proces twórczy zawsze tak wygląda. Załatwiłam to najszybciej jak mogłam i wróciłam do was. Wysiadłam z windy i od razu wepchnęłam rękę do drugiej.
- Wyszłaś z windy akurat jak do drugiej wsiadali pozostali? Czyli nie było cię od początku wybuchu zamieszania w czytelni aż do momentu, gdy wszyscy poszli w kierunku warsztatu? – chociaż nie miałem niczego złego na myśli, to powiedzenie tego na głos nie brzmiało dobrze. Cecily przeszyła mnie wzrokiem.
- Mówiłam, że może to wyglądać jak wygląda, ale byłam w teatrze. Zostawiłam tam wszystko, możecie sprawdzić – mówiła to z przekonaniem.
                W tym samym momencie powrócił Lokaj. Przyniósł spis rzeczy z przychodni i porównał z tym, co przedstawił Aaron. Miał rację, chociaż to wciąż nie oczyszczało go z winy. Nie wiedzieliśmy, kiedy wziął te rzeczy i czy nie przygotował ich wcześniej. Została nam ostatnia osoba do przesłuchania. Wendy przez cały ten czas była bardzo podejrzana i ciężko mi było na nią spojrzeć w inny sposób. To mogła być ona albo Aaron. Najbardziej pasowali do modelu zabójcy.
- Mówiłam wam już jak to było. Byłam w czytelni, ale już po wybuchu tego całego zamieszania. Poszłam do warsztatu sama, bo ktoś powiedział, że tam mógł pójść Maks. Na miejscu zobaczyłam roztrzaskane lustro, krew i krótkofalówkę. Potem ktoś mnie ogłuszył i obudziłam się na ringu, obok Eth… znaczy się Maksa. Wtedy nie miałam pojęcia, że to on, bo był ucharakteryzowany inaczej. Nie wiem, co więcej mogę wam powiedzieć. Potem pobiegłam na zaplecze się umyć i po paru minutach wybiegłam z sali walk. Tam złapał mnie atak paniki i nie dałam rady się ruszyć. Wtedy mnie znaleźliście… Naprawdę, to tyle!
Kiedy skończyła mówić starałem się poukładać w głowie to wszystko, co się stało. Nie mieliśmy ostatecznego dowodu. Jedyna osoba, którą byliśmy w stanie wyłączyć z kręgu podejrzeń była tak naprawdę Carmen. Przynajmniej według mnie. Ostatnie dni były ciężkie. Straciłem rewolwer, który prawdopodobnie wypadł mi gdzieś na torze gokartowym, straciliśmy Samfu oraz Yamę, nie mieliśmy nawet chwili wytchnienia. A teraz to.
- Czy te przesłuchania nam cokolwiek dały? – zapytał Mycroft.
- Oczywiście, że tak. Wystarczy teraz stworzyć profil osoby, której szukamy. Mordercy, kogoś, kto nie miał skrupułów żeby wykorzystać sytuację i zabić, a także manipulować Ethanem. Osoby, która miała na tyle siły żeby przenieść ciało Maksa w pojedynkę i je dobić. Wydaje mi się, że drugi sprawca nie dość, że znał cały plan to od razu planował pozbyć się Ethana. To musiał być ktoś sprytny, bez skrupułów. Nie mający nic do stracenia, chcący za wszelką cenę odzyskać wolność – wyrecytowała Julia.
- Myślę, że powinniśmy wyłączyć z kręgu podejrzanych Carmen – stwierdziłem.
- Czemu? – zapytał Mycroft – Bo jeżeli to twoje przeczucie, to ja przeczuwam, że nie zrobiła tego Wendy!
- Mycroft uspokój się – pouczyła go Agatha – Nie o to chodzi.
- Morderca musiał przenieść ciało, prawda? Nie wierzę, żeby ledwo stojąca na nogach Carmen była w stanie to zrobić. Tak samo zaatakować… Ona jest po prostu zbyt słaba, szczególnie dzisiaj. Maks to był duży facet – przypomniałem, mając nadzieję, że takie wyjaśnienie wystarczy.
- Alan ma rację – wtrąciła się Elizabeth – Maks miał około dwóch metrów i ważył dobre 70 kilogramów. Nie wiem czy ja byłabym w stanie go przenieść, na pewno miałabym problemy.
- Może użyła wózka? – zaproponowała Alice.
- A widziałaś tam jakiś wózek? – zapytał Olivier. Nie odpowiedziała.
- Myślę, że Carmen powinna do nas wrócić – pokiwała głową Julia – Alan ma racje. Widziałam w jak kiepskim stanie była. Wiem, jak ja się czuję po karze, która odbyła się parę tygodni temu. Jestem w stanie w to uwierzyć.
Zaczęliśmy wciskać przyciski. Jeden po drugim, aż w końcu Carmen wróciła do nas. Została trójka. Każdy z nich mógł to zrobić. Po nikim nie było widać niczego konkretnego poza typowymi emocjami. Przeżywali to. Walczyli o życie.
- Możemy tak kluczyć wieczność – zaczęła Julia – Jeżeli nie ustalimy jakiegoś punktu zaczepienia to nie wyłączymy z kręgu podejrzanych nikogo.
- W tej sytuacji najbezpieczniejszym wyborem będzie Wendy – powiedziała Alice.
- Co? – zapytał Mycroft – Chyba sobie żartujesz.
- Spójrz prawdzie w oczy Mycroft. Zniknęła w tym samym momencie. Mogła zrobić to wszystko...
- Aaron najbardziej pasuje do modelu sprawcy. Myślę, że on bez problemu przeniósłby ciało – stwierdziła Agatha.
- Ethan i Aaron? Nie bądź śmieszna – parsknęła Julia.
- Ethan i Sam – przypomniał Olivier – Nie wiemy, z kim wszedł we współpracę. Nie zapominajcie o tym.
- Niby Maks wbiegł do gabinetu luster słysząc jego głos? – zapytała Agatha.
- Jego albo Ethana – odpowiedział jej.
- Ethan był wtedy Samem. Nie pomyśleliśmy o tym wcześniej, ale w takim wypadku jeżeli rzeczywiście krótkofalówka została użyta w tym celu, to staje się dosyć jasne, że druga osoba musiała jej użyć. Maks w życiu by nie wszedł do gabinetu luster słysząc głos tej istoty – powiedziała Alice.
- A ty skąd wiesz, jak on brzmi? Sam? – zapytała ją Julia.
- Zgaduję, że nie zachęcająco…
- Możecie przestać się kłócić? – Elizabeth przetarła nerwowo czoło. Była blisko wybuchu, a to zdarzało się niezwykle rzadko.
- To jest bez sensu. Może powinniśmy jeszcze raz powtórzyć to wszystko? Może znajdziemy jakiś punkt, czy coś… - w głosie Agathy nie było słychać ani trochę motywacji. Była zrezygnowana. Wszyscy byliśmy zmęczeni. Wydawało mi się, że to trwało już za długo. Sprawca musiał czuć powoli swój tryumf. Nikt nie miał niczego do dodania.
- Naprawdę? To wszystko, co macie do zaoferowania? Głosujecie na kogoś, czy może się po prostu poddajecie? – zapytał.
- Macie podać obu sprawców. Byliście na dobrym tropie, są dwie osoby. Wystarczy, że podacie obie – dodała Neri.
- To Cecily.
                Głos pojawił się tak nagle, że przez chwilę go nie zarejestrowałem. Rozejrzałem się, jakby wybudzając ze snu.
- Cecily to zrobiła – powtórzyła Julia.
- Co? – zapytał Aaron, podnosząc się.
- Skąd taki pomysł? – zapytał Mycroft. Chociaż nie wyglądał na zadowolonego, to wiedziałem, że w głębi cieszył się, że podejrzenia zeszły z jego dziewczyny.
- Zastanawiałam się nad tym prawie od początku. Wtedy wszystko się połączyło. Ethan zawsze trzymał się blisko Cecily. Ona miała na niego największy wpływ. Przecież siedzieli razem cały czas. Jestem prawie pewna, że Cecily dowiedziała się o tym dużo wcześniej. Może nawet przed Yamą. Wykorzystała tą informacje dopiero teraz. Z łatwością manipulowała Ethanem, a jestem pewna, że dogadała się również z Samem. Razem zajmowali się podawaniem jedzenia. Oskarżaliśmy Ethana, ale zapomnieliśmy o Cecily. No i najważniejsze – czytelnia. Przecież jeżeli mechanizm był włączony z czytelni ręcznie to musiał to zrobić wspólnik Ethana. Jego tam nie było. Wendy, Carmen i Aarona tam nie było. Była tylko i wyłącznie Cecily. Teraz jestem tego pewna!
                Słowa Julii były niczym kurtyna, która odsłoniła scenę. Nagle wszystko zdało się jasne. Szokujące odkrycie.
- Cholera jasna… - Aaron spojrzał na Cecily ze zdziwieniem – Cecily, ty to zrobiłaś?
- Nie macie dowodów – Cecily odpowiedziała po chwili, ze spokojem – Nie wiemy czy Ethan nie włączył tego mechanizmu wcześniej. Chcecie aż tak bardzo zaryzykować?
Sposób w jaki mówiła się zmienił. Mówiła kompletnie bez emocji, jakby czytała tekst z kartki.
- To naprawdę nie jest duży dowód – stwierdziła nagle Agatha – Wszystko na nią wskazuje, ale nie mamy pewności…
- To nasza jedyna szansa – powiedział Olivier – Ale możemy się jeszcze zastanowić. Może jest coś jeszcze?
- Maks był blisko z Cecily – stwierdziłem. Słowa Julii naprawdę otworzyły mi oczy. Jakim cudem tego nie zauważyliśmy? Byłem prawie pewien jej winy – Jeżeli to ona używała krótkofalówki to mogła zwabić Maksa do gabinetu luster. Mogła udawać, że potrzebuje pomocy, albo że coś się stało.
- Róża zna się na charakteryzacji – dodała Carmen – To ona mogła przygotować ciało!
- Wygląda też na tyle silną, żeby przeciągnąć Maksa – Wendy spojrzała na nią pustym wzrokiem.
                Znaleźliśmy ofiarę, którą wygodnie było oskarżyć? Czy to rzeczywiście była ona? Jej twarz była jak z kamienia. Nie ruszała się nawet o milimetr, była poważna i napięta.
- Cecily, masz coś na swoją obronę? – zapytał Olivier.
- Jeżeli zagłosujecie na mnie, a nie na Wendy to wszyscy zginiemy – stwierdziła – Tak samo było na początku z Ethanem. Zastanówcie się dobrze nad tym, co robicie. Nie uważacie, że to dziwne, że Wendy pojawiła się w sali walk w takim, a nie innym momencie? Myślicie, że pozwoliłabym Ethanowi na to, żeby zaryzykował złapanie, jeżeli i tak chciałabym go zabić? Zastanówcie się dwa razy, zanim będzie za późno.
- Cecily ma racje – powiedziała Alice – To rzeczywiście nie miałoby sensu.
- Nie wyciągajmy pochopnych wniosków – Agatha sama nie wiedziała, co myśleć. Widać to było po zdezorientowaniu, które widziała na własnej twarzy.
- Cofnijmy Goździka – poprosiła Carmen, wciskając przycisk. Poszliśmy jej śladem, zostawiając na środku jedynie Wendy oraz Cecily. Dwie podejrzane. Obie nie miały alibi, obie zniknęły w podobnym momencie i pojawiły się po wszystkim. Cecily wydawała mi się być tak oczywistym wyborem, ale Wendy też mogła to zrobić… Brzuch zaburczał mi potężnie, ściskając się mocniej niż wcześniej. Przygarbiłem się z bólu.
- Nie zrobiłam tego – powtórzyła po raz kolejny Wendy – Nic nie wiedziałam o żadnym mechanizmie, przyszłam do czytelni jak to już się działo. Alice to potwierdzi.
Przyjaciółka kiwnęła głową, jakby od niechcenia.
- Ja byłam w teatrze. W sali walk pojawiłam się dopiero na śledztwo, a wcześniej nawet nie pamiętam, kiedy tam byłam – stwierdziła z przekonaniem.
- Nie ma nic innego – westchnął Aaron – Powinniśmy zacząć głosowanie i zobaczyć jak rozłożą się głosy.
- To za duże ryzyko! – prawie wykrzyknęła Agatha.
- A masz jakiś inny pomysł? – Aaron wykrzywił twarz w grymasie – Musimy podjąć cholerne ryzyko! Ja wierzę w winę Cecily i na nią będę głosował.
                Zerknąłem ukradkiem na Wendy oraz Mycrofta, którzy wyglądali na tak samo zaskoczonych. Aaron stanął po ich stronie.
- Głosuję na Cecily Britt – stwierdził chłodno. Sala procesowa jeszcze trochę przygasła. Usłyszeliśmy charakterystyczne bicie serca. To było ostatnie głosowanie. Pozostało osiem głosów. Nie chciałem odzywać się kolejny, ale też nie chciałem być ostatni.
- Głosuję na Wendy Vele – powiedziała Alice z uśmiechem.
- Głosuję na Cecily Britt – Julia przeważyła szalę na korzyść Striptizerki. Bicie serca było głośniejsze. Wydawało mi się, że cała sala pulsuje.
- Wszyscy zginiemy. Widocznie na to byliśmy skazani. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawiła na zewnątrz. Przynajmniej te cholerne dusze nie dostaną tego, co chcą – pokiwała głową, wciąż nie wykazując żadnych emocji.
- Głosuję na Wendy Vele – powiedziała Agatha.
- Głosuję na Wendy Vele – zagłosowała Elizabeth. Ona też? Może ja też powinienem? Chciałem oddać głos na Cecily, ale skoro nawet Elizabeth myślała inaczej, to co ja mogłam zrobić?
- Czy liczy się głos większości, czy… - zapytała Agatha.
- Głos większości. Jest was 9, więc rezultat wskaże jedną osobę – uspokoił ją Bobru.
- Głosuję na Wendy Vele – Carmen rzadko używała prawdziwych imion, ale teraz musiała.
- Głosuję na Cecily Britt – Olivier powiedział to delikatnie.
- Głosuję na Cecily Britt – nie chciałem mieć na sobie ciężaru ostatniego głosu. Nie byłem go jednak pewien. Raczej byłem przekonany o winie Aktorki niż Striptizerki. Ale wszystko leżało w rękach ostatniego głosu. Rozejrzałem się, zastanawiając się, kto jeszcze nie głosował.
                Mycroft złapał się za głowę i oparł łokciami o pulpit. W co wierzył? Czy był w stanie skazać swoją kobietę? Czy ślepo zagłosuje na Cecily?
- Mycroft, zastanów się dwa razy – poprosiła Agatha – Wendy jest twoją kobietą, ale zabiła. Czy ty tego nie widzisz?
- Naprawdę myślicie, że mogłam zabić? Słyszeliście te wszystkie dowody. Nie chce nikogo oskarżać, ale jeżeli zostałam jako główna podejrzana z Cecily, a ja jestem pewna swojej niewinności, to musiała być ona! – Wendy chciała się bronić, ale brzmiała na coraz bardziej zrozpaczoną. Mogłem jeszcze zmienić swój głos? Czy chciałem to zrobić? Dawno nie byłem tak bardzo niezdecydowany.
- Kochanie… – zaczął Haker, patrząc w kierunku Wendy.
- Głosuj jak uważasz. Nie patrz na sentymenty - poprosiła.
- Pomyśl o tym dobrze Mycroft. Jeżeli bezmyślnie zagłosujesz to stracisz to wszystko, o co walczyłeś. Od początku byłeś ambitny i chciałeś pomóc całej grupie. Zrób to teraz i spróbujmy po procesie znaleźć jakieś wyjście. Jakiekolwiek. Ethan zabił Maksa, a ktoś inny doprowadził do śmierci Ethana. Żałuję obu, bo byli moimi przyjaciółmi, ale bez Maksa będzie nam ciężko. Nie możemy teraz działać w ten sposób…
- Jesteś tak zakłamana… Czy ty byłaś kiedykolwiek szczera? – Wendy pokiwała głową z niedowierzaniem.
- Przestańcie! Obie! – krzyknął Mycroft. Jego ręką poleciała automatycznie. Nie wiem czy celował, w któryś z przycisków, czy oddał to w ręce przeznaczenia. Spojrzałem na tablicę na górze, jakby miała tam być najważniejsza informacja w moim życiu. Może była?
                Znajdowało się tam 9 głosów. Pięć oddanych na jedną osobę, a cztery na drugą.
- Niesamowite – stwierdziła Neri – To był strzał Mycroft? Oddałeś taki wybór losowi?
- Nie wierzę… - Aaron pociągnął się za czuprynę, jakby chciał je sobie wyrwać. Bicie serca przyspieszyło. Czułem się jakby moje miało wyskoczyć po chwili z klatki piersiowej.
- Proces był ciężki i byliśmy pewni, że się poddacie, co byłoby dla nas wielkim zawodem… - zaczął Bobru.
- Ale mimo to nie poddaliście i kombinowaliście dalej. Do samego końca. Przyznam, że oglądało się to wybitnie! Oddaliście też głosy. Jeden głos zadecydował o tym czy macie rację, czy nie. No i nie ukrywam, że sposób w jaki Mycroft podjął wybór był poetycki, ale trafił. Cztery głosy na Wendy Vele oraz pięć głosów na zabójczynię, Cecily Britt, ostateczną aktorkę. Gratulujemy kolejnego udanego procesu!
                Poczułem ogromną ulgę. Dźwięk bicia serca ucichł. Spojrzałem na Cecily, która dalej miała całkowicie kamienną, zimną  twarz, nie wyrażająca nawet najmniejszej emocji. To ona stała za tą całą intrygą. O ile Samfu wybuchnął, nie chciał zabić Yamy, który był jego przyjacielem, to Cecily się nawet nie zawahała. Zamordowała Iluzjonistę, a potem dobiła ciało Maksa. Zmęczenie i ból mieszały się z szokiem, po tym wszystkim, ale nie mogłem ukryć ciekawości. Byłem szalenie ciekawy. Miałem nadzieję, że dowiem się wszystkiego przed egzekucją. Chciałem żeby to wszystko się wyjaśniło. Najważniejsze, że udało się nam wygrać ten proces. Przetrwać kolejny koszmar. Podjęliśmy ryzyko i ono się opłaciło.

-----------------------------------------------

Komentarze

  1. Hej, tu twórca Cecily. Właśnie doczytałem kilka ostatnich rozdziałów z ostatnich miesięcy - i widzę, że w porę! Przeczuwałem, że mogła to zrobić Cecily i rzeczywiście tak było. Uwielbiam motyw, źe to na Mycrofcie spoczywała ostateczna decyzja. W sumie sam nie wiedziałbym jak się zachować. Głosować na partnera który wydaje się nieco bardziej podejrzany i zachować obiektywizm? Czy zaufać partnerowi i zagłosować na obcą osobę? Strasznie mi się to podobało.

    Szerzej wypowiem się o tym w następnym rozdziale, ale wstępnie mogę powiedzieć, że bardzo podobał mi się sposób, w jaki ją sportretowaliście. To co Cecily wniosła do historii było świetne :) Jestem ciekaw jak pokażecie jej prawdziwy charakter w "konfesjonale" ale po tych wszystkich wskazówkach jakie zauważałem w poprzednich rozdziałach, raczej będę zadowolony. Ale szerzej wypowiem się o tym w następnym rozdziale.

    Póki co RIP dla osoby której biasowo najbardziej kibicowałem haha. Chociaż od początku podejrzewałem (i może nawet trochę liczyłem) że zostanie zabójczynią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybór był ciężki i na pewno pozostawienie go losowi (czyt. przywalenie dłonią w panel z głosowaniem na oślep) nie było najmądrzejszym posunięciem, ale ważne, że wyszło ^^ Cieszymy się, że sposób prowadzenia chociaż trochę sprostał oczekiwaniom. Myślę, że ostatni rozdział też będzie ciekawy i ostatecznie pokaże Cecily z każdej strony, żeby w pełni zrozumieć tą postać :) No i Cecily zdecydowanie bardziej pasowała na zabójczynię niż na ofiarę. Taki umysł musiał wykonać ruch i z pewnością nie był pionkiem w tej grze!

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Widzę, że Alan nadrobił za mnie detektywistyczną przemowę tego epizodu xD. Wyprzedzę go w następnym jeśli nie jest już za późno. Tylko tyle chciałem dodać, co będzie historycznym komentarzem z mojej strony, który nie jest ścianą tekstu. Ale spokojnie, pod następnym rozdziałem pewnie to się wyrówna :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak coś czułem, że skomentujesz tą przemowę w ten sposób! :D Oczywiście dziękuję, jak za każdy komentarz ^^

      Usuń

Prześlij komentarz