Epizod VI - Rozdział 58: Ryzyko (Alan Dantes)
Rozdział 58, kolejny raz cała grupa staje przed wielką próbą. Tym razem będzie wyjątkowo ciężko. Czy dadzą sobie radę? Wszystko wydaje się wskazywać na rezultat, który nie ma sensu, ale czy to rzeczywistość? Zapraszamy Was do lektury i życzymy dobrej zabawy. Po przeczytaniu prosimy o zostawienie po sobie śladu!
Rozdział 58: Ryzyko (Alan
Dantes)
Dojechaliśmy
na miejsce. Kraty się rozsunęły i wypuściły prosto do dobrze nam znanego
przedsionka przed Salą Rozpraw. Podwójne morderstwo nie było czymś nowym, ale
tym razem jedno było pewne – jeden z morderców był wśród nas. Mogło być ich
nawet dwóch. Nie miałem tropu, starałem się poukładać to wszystko w głowie, ale
wiedziałem, że podczas tego procesu mogłem być co najwyżej drobną pomocą, bo
nie znałem istotnych szczegółów. Kiedy rozgrywały się kluczowe wydarzenia byłem
z Elizabeth na korytarzu przed magazynem. To było skomplikowane. Spotkaliśmy
tam Carmen, a po chwili Aarona i oboje zachowywali się podejrzanie. Osobiście
uważałem, że za morderstwa jest odpowiedzialny, któryś z nich. Wielka ulga
spłynęła na mnie, kiedy mogłem wykluczyć Elizabeth z grona podejrzanych, w
końcu cały czas była ze mną.
W
przedsionku panował znajomy półmrok, który wyróżniał się paroma
charakterystycznymi cechami. Najbardziej w oczy rzucał się strój Iluzjonisty,
który został znaleziony w szatni, niedaleko miejsca zbrodni. Oprócz tego było
kilka zdjęć przedstawiających między innymi scenę pod ringiem oraz manekina.
Pozostałe rzeczy tworzyły nieskładny chaos, który w mojej głowie nie potrafił
przybrać żadnego sensownego kształtu.
- Czy potrzebujecie
więcej czasu? – zapytała twardo Cecily. Patrzyłem na nią z trwogą. Wydawała
się być średnio poruszona, chociaż straciła dwójkę swoich bliskich przyjaciół.
Byłem pewien, że za wszelką cenę będzie chciała dowiedzieć się, co i jak. Była
zawzięta nawet w normalnych procesach i starała się unikać podłoża
emocjonalnego, ale każdy wiedział, że to nie jest takie proste.
- Tego jest za dużo,
żeby ktokolwiek to ogarnął. Musimy iść na żywioł i trzymać się kolejności – powiedział
Mycroft, który wyjątkowo nie wyglądał na zbyt zachwyconego. Nazwałbym go
wystraszonym. Temat z dzisiejszego ranka wrócił do mnie jak bumerang. Maks
wiedział, że zgubiłem rewolwer. Nie potrafiłem stwierdzić czy ktoś mi go
ukradł, czy w jaki sposób to mogło przebiec, ale istniało ryzyko, że dostał się
w niepowołane ręce. Mógł nawet zostać użyty do zastraszenia jednej z osób. Może
właśnie dlatego Maks wszedł do gabinetu luster? Nie potrafiłem zrozumieć, jak
ktoś tak czysto myślący, mógł wejść do takiego miejsca. Przecież to z daleka
wyglądało podejrzanie.
- Ważne jest żebyśmy
mówili sobie wszystko. Jestem pewna, że przez ten chaos każdy ma inne zaplecze
informacji. Im więcej dowie się grupa, tym lepiej dla nas – wytłumaczyła
sprawnie Alice, która od jakiegoś czasu była dla mnie duża zagadką. Maks spytał
mnie o powiązania z nią. Czy naprawdę wyglądałem na kogoś, kto lubił knuć
intrygi jak ona? Nie potrafiłem tego zrozumieć. Jednak tym razem się z nią
zgodziłem. Przez to jak przebiegła cała zbrodnia, każdy wiedział co innego.
Niewielkie grupy dzieliły ten sam zasób wiedzy.
- Ja dalej nie jestem
w stanie zrozumieć, dlaczego Maks miał takie obrażenia ciała jak Ethan, a Ethan
był w zupełnie innym miejscu – powiedziała skołowana Wendy – Coś mi się tutaj nie zgadza.
- Morderca z nami
poważnie pogrywa. Aż dziwne, że Samfu i Jacob nie żyją, bo takie zagrywki
pasują właśnie do nich – wytłumaczyła z powagą Cecily. Była skupiona i
gotowa do akcji. Ja również. Musiał wykrzesać z siebie wszystko, żeby ten
proces nie był naszym ostatnim.
- Są państwo gotowi?
Nie potrzebujecie więcej czasu na analizę dowodów? – zapytał grzecznym
tonem Lokaj. Odpowiedziały mu gotowe do analizy sytuacji spojrzenia. Wiele
można było powiedzieć o naszym pobycie w tym miejscu, ale jedno było pewne.
Wszyscy byli gotowi jak nigdy. Na wszystko, co przyniesie kolejny proces.
Zamieniliśmy się z ofiar w łowców. Chociaż mordercy wpadali na coraz to
bardziej skomplikowane mechaniki, to my potrafiliśmy się do nich adaptować.
Nigdy nie myślałem o zabiciu w celu ucieczki, ale byłem pewien, ze nawet jeżeli
to teraz graniczyło to z cudem.
Lokaj
otworzył drzwi, które przeniosły nas prosto do ogromnej sali, która standardowo
była tematycznie wystrojona. Teraz przypominała trochę wnętrze czytelni,
chociaż niektóre elementy nie wywoływały spokoju, a wewnętrzne uczucie
niepokoju. Maski przedstawiające powykrzywiane, nienaturalne oblicza zamieniły
prowizoryczną bibliotekę w coś na kształt miejsca kultu. Zeszliśmy po
schodkach. Mojej uwadze nie uszły widmowe sylwetki malujące się przed nami na
górze. Duchy już czekały. Wisiały nad główną częścią pomieszczenia, siedząc na
swoich wymyślnych siedzeniach i czekając na rozwój wypadków. Zrobiło mi się
trochę przykro, bo zdążyłem polubić Maksa, a Ethan również nigdy mi nie
przeszkadzał. Chociaż w świetle ostatnich faktów, które wypłynęły po tym jak
opowiedzieli nam o Samie, to zabójstwo mogło mieć więcej znaczenia niż mogło
się na pierwszy rzut oka wydawać.
- Jedenaście osób.
Jest was coraz mniej – zaczął nostalgicznie Bobru.
- A mordujecie z coraz
większa finezją. Jak przyglądaliśmy się temu przypadkowi… - Neri zagwizdała
przeciągle – Jesteśmy bardzo ciekawi
waszej dedukcji. Możecie przeżyć niejedno zaskoczenie.
Nie byłem pewien czy Porywacze starają się nam namieszać w
umysłach, ale nie zamierzałem ich słuchać. Zająłem miejsce za swoją platformą i
rozejrzałem się po przekreślonych znaczkach. Połowa osób nie żyła. Jeżeli uda
nam się odgadnąć sprawcę, bądź sprawców to będzie nas jeszcze mniej. Ta wizja
zawsze przerażała i aktywowała blokadę, którą szybko pokonywałem, gdy
przypominałem sobie, że ci ludzie chcą mojej śmierci. Moja tolerancja na takie
sytuacje była bardzo niska. Inna rzecz przerażała mnie znacznie mocniej. Powoli
odpadały kolejne osoby, które robiły najwięcej na procesach. Maks zawsze rzucał
celnymi uwagami i pomagał nam przejść przez labirynt przeszkód związany z
ustalaniem kolejności zdarzeń. Był jednym z prowadzących, którzy potrafili nas
wyciągnąć z najgorszego zamieszania.
Ustawiliśmy
się na miejscach, dając tym samym Lokajowi znak do wystartowania. Stanął na
podeście wygłaszając dobrze znaną nam formułkę:
- Witam państwa na
szóstym procesie dotyczącym sprawy śmierci Jaydena Asselmana oraz Maksymiliana
Kowalskiego. Przypominam, że waszym głównym celem jest znalezienie i wskazanie
sprawcy bądź sprawców. Oddaje państwu głos i zaznaczam, że cały czas jesteśmy
do państwa dyspozycji, więc proszę śmiało pytać.
- Sprawa nie jest taka
skomplikowana – zaczęła Julia. Brzmiała jakby była gotowa na takie
rozpoczęcie już od dawna – Możemy
sprawnie określić czterech potencjalnych podejrzanych. Cokolwiek by się nie
działo, ktoś z nich musiał to zrobić.
- Myślę, że oskarżanie
kogokolwiek, jest kiepskim wstępem, szczególnie, że mamy współpracować – Wendy
spojrzała na nią nieco wystraszona. Nie spodziewała się tak szybkiego ataku.
- To jest fakt – Agatha
płynnie dołączyła do dyskusji – Parę osób
było widocznych w grupie przez cały czas. To nie możliwe, żeby ktoś zabił, nie
odchodząc od grupy. Zbrodnia wygląda dziwnie, ale musi być jakiś punkt
zaczepienia.
- I jest, ale nie da
się do niego dojść w wasz sposób – wytłumaczył Aaron.
- Grunt się pali pod
stopami Aaroniku? – zagadał go Mycroft.
- Nic mi się nie pali.
Jestem niewinny, ale widzę, że nie odpuszczasz. To zabawne słyszeć o takich
rzeczach od takiego zbrodniarza jak ty.
- Widzę, że nie
pamiętasz przebiegu sytuacji – westchnął Haker, kiwając głową – Nie będę się z tobą przekomarzać.
- Julia ma sporo racji
w tym, w czym mówi. Jak ustaliliśmy podczas śniadania, większość z nas trzymała
się dwuosobowych grupach. Ci którzy się rozdzieli albo zginęli, albo zrobili
coś na tyle dziwnego, żeby zwrócić na siebie uwagę. Warto ich zaznaczyć – Olivier
dukał słowa powoli. Dalej nie były przyzwyczajony do tego, że mówi. Byłbym w
stanie nawet powiedzieć, że nie było mu to na rękę. Osobiście tego nie
rozumiałem, ale znałem siłę przyzwyczajenia.
- Jak tak bardzo wam
zależy, to proszę bardzo! – wykrzyknął Aaron, uderzając pięścią w
podwyższenie – Chodzi o mnie, Carmen,
Wendy i Cecily. Ktoś z nas zapewne jest zabójcą, może jest nas dwóch.
- Myślę, że to
przesada – zauważył Alan.
- Nie, taka jest
prawda. Ale skoro chcecie bawić się w takie coś, to powinniśmy zrobić to
poprawnie – Informatyk się rozkręcił, ale nie nazwałbym tego czymś
pozytywnym. Był zdenerwowany i to solidnie.
- Ustalmy na start
kogo śmierć badamy – zaproponowała Carmen.
- To dobry trop, ale
ja nie do końca rozumiem, dlaczego osoby, które były w czytelni nie są
podejrzane? – zapytała Wendy.
- Wiemy, że wszystko
rozegrało się, gdy w czytelni wybuchło to przedziwne zamieszanie – Elizabeth
spojrzała w kierunku tabliczki Maksa – Od
tego się to rozpoczęło. Alice poszła szukać Maksa i wróciła z paroma innymi
osobami.
- Nie mogłam go
znaleźć, a to wszystko przez to, że pewnie już nie żył – Alice chciał wyjść
na zmartwioną, ale jej to nie wyszło.
- Nie znamy godziny
jego śmierci – stwierdził Mycroft – Oczywiście
plik morderstwa nie podał nam tej informacji.
- Na pewno zginął po
Maksie – w głosie Alice dało się usłyszeć sporo pewności.
- Właściwie możemy spekulować – zaczęła Elizabeth – Maks dostał dwa razy. Wydaje mi się, że
pierwszy raz mógł go tylko ogłuszyć, a dopiero drugi zabić. Nie zmienia to
faktu, że prawdopodobnie umarł pierwszy.
- No i to jest punkt
zaczepienia – ucieszył się Haker – Jeżeli
on zginął przed Ethanem, a Ethan nie żyje od 21:13, to potwierdza wersję
Agathy. Ten, kto był w czytelni jest wolny od zarzutów.
- Co pozostawia
wcześniej wspomnianą grupę – przypomniał Aaron – Gratuluję. Powiesz nam coś jeszcze ciekawego?
- Mam masę ciekawych
rzeczy do powiedzenia, ale większość dotyczy ciebie – odgryzł mu się. Aaron
poczerwieniał na twarzy, ale już się nie odezwał.
- Możecie przestać się
kłócić? Zachowujecie się jak dwie niesforne łodygi…
- Chciałabym się
skupić na tym, co stało się z Maksem. Na dopasowaniu elementów i ułożeniu tego
w całość – Cecily milczała przez większość czasu, tylko po to, żeby uderzyć
znienacka.
- Nie wiadomo, kiedy
dokładnie był widziany jako żywy, ale było to całkiem niedługo przed wybuchem
tego całego zamieszania – temat podjął Olivier – P-pytanie brzmi, kto nakierował nas na jego trop do warsztatu.
- Ja to mówiłam – przyznała
Agatha – Wydawało mi się, że wspominał
coś o tym. Zapamiętałam, bo sama miałam w planach tam iść, ale przez to, że
Carmen się zgubiła, ostatecznie wyleciało mi to z głowy.
- Oboje zostali
znalezieni w sali walk. Co ma do tego warsztat? – zapytał Mycroft.
- Tam musiało się coś
stać – zaczęła tłumaczyć Wendy – Gdy
tylko weszłam do środka, zauważyłam rozstawione lustra. Nie wierzę, żeby
znalazły się tam przypadkiem.
- Bo na pewno tak nie
było – dodał sucho Aaron – Czy kogoś
tam widziałaś? Jakieś ślady?
- Tylko krew i
krótkofalówkę. Przecież mówiłam wam, że potem poszłam do sali walk i zobaczyłam
ciało Ethana!
- Które potem
magicznie przeniosło się do manekina… - głos Elizabeth ociekał ironią.
Julia parsknęła.
- Nie wiem, co was tak
bardzo śmieszy – zdenerwował się Mycroft, ponownie stając w obronie Wendy.
- To jest w tym
wszystkim najdziwniejsze. Jak mamy ci uwierzyć Wendy, jak twoja wersja
kompletnie nie trzyma się rzeczywistości? – zapytała Cecily.
- Dlatego jestem
zwolenniczką teorii, że Ethan padł pierwszy – stwierdziła Alice.
- Co na to wskazuje? –
zapytał bojowy Aaron.
- Jeżeli przyjrzycie
się śmierci Ethana zrozumiecie, że to nie jest dzieło przypadku – wtrąciła
nagle Julia, która od dobrego momentu się nad czymś zastanawiała – Ale to wcale nie pozwala nam sprecyzować, co
było pierwsze. Raczej na pewno morderca chciał żebyśmy się nad tym
zastanawiali. Nie robiłby tej całej szopki z znikającymi ciałami, gdyby było
inaczej.
- Znikającymi ciałami?
– zapytała przestraszona Agatha.
- Najpierw Wendy
znajduje Ethana, potem my znajdujemy Ethana, a potem Maksa. Obrażenia nie
zgadzają się, jakby opisy ze sobą nie współgrały. Coś musi być na rzeczy.
- Jedno jest pewne.
Wszystko zaczęło się od Maksa – powiedziała Cecily.
Czułem,
że błądzimy w kółko. To nie do końca miało sens, ale nie potrafiliśmy znaleźć
punktu zaczepienia. Słowa Cecily jednak sporo zmieniły.
- Skąd taki pomysł? – zapytał
Mycroft.
- Twoja kobieta
powinna to doskonale zrozumieć – spojrzenia przeniosły się na Wendy.
- J-ja? – zapytała
zdziwiona – Przecież mówiłam wam, że
znalazłam ciało Ethana. Maksa zobaczyłam dopiero, kiedy znaleźliście jego ciało
pod ringiem.
- Ujmijmy to inaczej –
Cecily westchnęła i wyszła na środek, tam gdzie zazwyczaj jechała platforma
z podejrzanym – Jak przypomnicie sobie,
obie grupy, przed dotarciem do sali walk, trafiły do warsztatu. Zarówno Wendy
jak i my dotarliśmy w to samo miejsce, skąd udało się nam później przenieść
piętro wyżej, do sali walk. W warsztacie na pewno się coś stało i oto jaka jest
moja teoria. Maks przyszedł do warsztatu i został uwięziony w tym gabinecie
luster, które ktoś postawił na środku pomieszczenia. Podejrzewam, że lustra nie
znalazły się tam przypadkiem. Co więcej na miejscu jedno z nich było rozbite, było trochę krwi i znaleźliśmy zniszczoną
krótkofalówkę. Pytanie jakie należy zadać, to co się tam dokładnie stało i kto
mógł tam zaatakować Maksa?
- Pierwsze uderzenie
było zadane prawdopodobnie ręką, albo czymś innym, równie miękkim. Drugie
zostało zadane czymś ciężkim i było śmiertelne. Ciężko mi określić, jak wiele
czasu minęło od jednego uderzenia do drugiego, ale podejrzewam, że maksymalnie
godzina – dodała Elizabeth.
- Ktoś musiał go tam
zwabić i zaatakować, ale dlaczego? Dlaczego nie zabił? – zapytał Mycroft.
- Może szykował od
razu atak na drugą ofiarę? Nie widzę innej opcji – stwierdziła Julia.
- Jakby to miało
wyglądać? Nie wierzę, żeby sprawca kłopotał się z przenoszeniem ciała,
szczególnie, że drugiej również się tam pojawiło – pokiwała głową Cecily.
- Kto powiedział, że
był jeden sprawca? – zapytałem. Tego nie wiedzieliśmy. Sprawców mogło
równie dobrze być dwóch.
- Pytanie czy jeden
zabójca zabił drugiego zabójcę, czy dwóch zabójców stoi tutaj z nami – obie
opcje Oliviera nie brzmiały kusząco. Rozejrzałam się niepsokojnie.
- Tylko, kto mógł to
zrobić? Patrząc realnie, jedynmi osobami, które mogły zabić Maksa i Ethana, są
te osoby, które chodziły same. Jeżeli Maks został zaatakowany pierwszy to
właściwie każdy, kto nie ma na ten czas alibi jest podejrzany – stwierdziła
Cecily.
- Kto w tamtym
momencie był sam? – zapytała Agatha.
- Aaron i Cecily? – zaczęła
Wendy.
- Nie byliśmy sami.
Akurat wtedy byliśmy razem. Rozdzieliliśmy się na krótko przed tym jak
rozbrzmiał komunikat. Musiałem najpierw jej pomóc – wytłumaczył Aaron z
wyjątkowym spokojem.
- Chwila moment – Mycroft
wyglądał jakby teraz zdał sobie z tego sprawę – To niemożliwe…
- A jednak – Julia,
która też to zrozumiała, pokręciła głową – Jest
tylko jedna osoba, która mogła wtedy zaatakować Maksa.
- Ethan – powiedział
Olivier.
Ethan
był jedyną osobą, która mogła się tam wtedy pojawić. Tylko on był sam. Jeżeli
Maks nie zrobił sobie tego przypadkiem, co było niemożliwe, to musiał być
Ethan.
- Jak to jest możliwe?
– zapytała Cecily drżącym głosem – Jak?
Dalej się nie uniosła. To było niesamowite. Podczas procesów
kontrolowała się perfekcyjnie, zupełnie jakby była wyczyszczona z emocji.
- To jest bardzo dobre
pytanie. Szczególnie, że Wendy znalazła go potem martwego na ringu – przypomniał
Mycroft.
- A my znaleźliśmy go
martwego w manekinie – przypomniał Aaron.
- Coś się tutaj nie
zgadza – Olivier wyglądał na zamyślonego.
- Nie ma innej opcji.
Być może Ethan chciał go tylko ogłuszyć, w końcu go nie zabił, ale nie ma
wątpliwości, że to on musiał go zaatakować – stwierdziła Julia.
- Ale dlaczego to
zrobił? Przecież on nikogo nie chciał krzywdzić. Nie był taki – Carmen
wydawała się wręcz oburzona taką opcją.
- Też nie wydaje mi
się, żeby Ethan mógł kogoś skrzywdzić – Alice zastukała palcami w platformę
– przecież ten głupek był niegroźny.
- Niekoniecznie… - zaczęła
Agatha. Wiedziałem, co chciała powiedzieć, ale nie zdążyła dokończyć, bo
przerwała jej Cecily.
- Nie nazywaj go tak…
- Co? – zapytała
Alice, która najwyraźniej nie usłyszała.
- Zginął. Daj mu święty
spokój – warknęła Aktorka. Pierwszy raz słyszałem u niej takie emocje, ale
nie dziwiłem się. Ktoś obrażał jej nieżyjącego przyjaciela tuż przed nią. Alice
nie znała momentami hamulców.
- Zaprzeczasz, że był
idiotą?
- Chwila – przerwał
im Olivier. Jak na tak cichy i spokojny głos, potrafił zdobyć uwagę grupy.
Przymrużył oczy, wyglądał zupełnie jakby coś go bolało. Złapał się za skroń – To wcale nie musiał być on. Nie dokładnie.
- Mamy tutaj drugiego
osiłka? – zażartował Mycroft – Drugiego
Ethana?
- Nie mylisz się tak
mocno – stwierdziła Agatha.
Spojrzenia
przeniosły się na nią. Za moment grupa miała dowiedzieć się o tym, o czym my
usłyszeliśmy podczas przeszukiwania hotelu wczorajszego dnia. Ethan nie był
sam. Miał mrocznego towarzysza, który żył w nim i przejmował nad nim kontrolę.
Z jednej strony nie do końca w to wierzyłem, ale nawet Elizabeth nie
zaprzeczała. Jeżeli ona była w stanie to zaakceptować, to byłem pewien, że coś
musiało w tym być. Jakieś ziarno prawdy.
- Co masz na myśli? – zapytał
Mycroft.
- Cecily? – Agatha
przeniosła wzrok na Aktorkę. Dziewczyna odgarnęła włosy na bok.
- Ethan był przeklęty.
Nie w taki sposób, w jaki wierzyła Alice – mocno podkreśliła te słowa, aż
na twarzy Alice pojawił się grymas – Miał
coś w stylu rozdwojenia jaźni. Czasami był Ethanem, którego znamy, a czasami
zamieniał się w coś w stylu demona. Znacznie bardziej agresywnego,
przejmującego całkowitą kontrolę nad Ethanem. To była bardzo inteligentna
istota, która mogła się po prostu z kimś dogadać. O ile się nie mylę, wcześniej
doszło do czegoś podobnego.
- Chwila, chyba sobie
z nas żartujecie – stwierdził Aaron – Demon?
Myślicie, że mamy sześć cholernych lat?!
- Ona mówi prawdę – Agatha
stanęła w jej obronie – Ethan się przed
nami przyznał. Na jego ciele były siniaki, które sobie sprawił, gdy rozwalił te
stoły w jadalni. On rzeczywiście był opętany!
- Od kiedy o tym
wiecie? – zapytała Alice.
- Od wczoraj – odpowiedzieliśmy
grupą.
- Mi powiedział
pierwszej, a ja zaproponowałam, żeby przekazał tą informację komuś jeszcze. To
zbyt wiele, żeby zatajać to przed grupą – dokończyła Cecily.
- A jednak my nie
wiedzieliśmy – zaśmiał się Mycroft – Te
wieczne sekrety nas wykańczają.
- Nie było sensu mówić
od razu każdemu – Cecily stanęła w obronie nieżyjącego – Ethan ledwo zaufał mi. Nie chciałam, żeby
informacja wypłynęła tak daleko, zresztą nie przewidywałam, że ktoś wykona
ruch.
Byłem
zwolennikiem tego, że informacja nie wyszła dalej. To też na swój sposób
zawężało grono podejrzanych.
- Wracając do tematu –
stwierdził Olivier – To coś, co
przejmowało nad nim kontrolę nazywało siebie Sam. Sam mógł to zrobić. Może
chciał się w końcu stąd wydostać. Z tego, co zrozumiałem, Ethan był dla niego
sporym balastem. Być może nie wytrzymał i wziął sprawy w swoje ręce.
- Ten gabinet luster nawet
do niego pasował. To mogła być jego kolejna sztuczka! – Agatha podłapała
temat, ekscytując się przy tym.
- To prawda – pokiwała
głową Wendy – Ale jak to się mogło stać?
Maks wydawał się być mądrym facetem. Wiedział, że coś się mogło stać, nawet był
jakiś taki pochmurny jak spotkaliśmy go na basenie. Dlaczego tam wszedł?
- To bardzo dobre
pytanie – podrapałem się po głowie – Może
on tam zginął? Przecież była tam krew, jeżeli pierwsze uderzenie nie było
zadane żadnym narzędziem to skąd ta krew?
- Maks miał trochę
krwi w ustach. Prawdopodobnie przygryzł sobie język upadając – odpowiedziała
Elizabeth.
- Czemu dopiero teraz
nam o tym mówisz? – zapytała Julia.
- To nie było istotne
bez kontekstu.
- My powinniśmy to
ocenić. Jesteś jedyną osobą, która się na tym zna. Jak mamy ci zaufać? – Brzuchomówczyni
twardo trzymała się swojego.
- Nie było czasu i
sama dobrze o tym wiesz – Elizabeth była zniecierpliwiona, doskonale znałem
ten ton.
- Przestańcie – poprosił
Olivier – Wróćmy do tematu.
- Może ktoś tam był? –
wysunęła teorię Carmen.
- Gdzie był? – zapytał
Aaron.
- W tym gabinecie
luster. Może Niezapominajka tam był i udawał, że potrzebował pomocy?
- Niezapominajka to…
- Ethan – wyjaśniła
Agatha.
- Wątpię, żeby Maks
poszedł do środka za Ethanem. To musiałby być ktoś, na kim mu jakkolwiek
zależało o ile w ogóle istniała taka osoba – stwierdziła Cecily.
- Ale jakbyście
pomyśleli o tym dłużej – zaczęła Julia – Ta krótkofalówka. Jeżeli Ethan przygotował sobie wszystko zawczasu to
może oznaczać, że mógł jej użyć do zwabienia Maksa do środka gabinetu luster.
Nie musiał nawet być na tym piętrze, mógł siedzieć spokojnie w sali walk i
czekać, aż Maks wpadnie w jego pułapkę.
- To całkiem możliwe –
przyznała Cecily – Chociaż
zastanawiam się, jak to zrobił. Maks nie umiał wyjść z gabinetu luster? Wiem,
że to mogło być podchwytliwe, ale ciężko mi w to uwierzyć.
- W sumie, jakby się
tak nad tym zastanowić, to chaos w czytelni też pasuje do Ethana… - wtrąciła
Agatha – On naprawdę to zrobił…
- To był dosyć łatwy
proces – Mycroft przetrzepał ręce w geście zwycięstwa – Wystarczy, że ustalimy pozostałe fakty i
możemy chyba śmiało podać odpowiedź.
- Chyba zapominacie o
jednym – powiedziała Carmen – Przecież
on też nie żyje.
- Wydaje mi się, że on
zginął przez przypadek – stwierdził Aaron – Nie jestem pewien, ale wiele na to wskazuje.
- Na przykład? – zapytała
Agatha.
- Poczekajcie – poprosiła
Julia – Nie ustaliliśmy wszystkiego, nie
przeskakujmy tak daleko.
- Dowiedzieliście się
czegoś w czytelni? – zapytał Olivier.
- Tak – odpowiedział
Aaron. Nagle poczułem ukłucie bólu. Brzuch znowu dawał o sobie znać. Nie miałem
pojęcia, co mogłem zjeść, ale nie przyjęło się zbyt dobrze. Ból był uciążliwy i
wybijał z rytmu – Znaleźliśmy sznurek,
który aktywował to wszystko. Ktoś zamontował mechanizm, który po przecięciu
włączył poukrywane pomiędzy półkami maszyny.
- Z tego co widziałam
to te maszyny były bardzo proste, ale ktoś skonstruował je własnoręcznie…
Szkoda, że nie mieliśmy czasu zajrzeć do pokojów ofiar… - Agatha
westchnęła.
- Czyli zarówno czytelnia
jak i warsztat zostały przygotowane. Prawdopodobnie przez Ethana. Aż ciężko w
to uwierzyć – Olivier spojrzał w stronę jednej z masek – Ten delikatny człowiek, który miał złote
serce zrobił to wszystko?
- Jedzenie też mógł
donieść on! – powiedziała nagle Elizabeth – Na pewno również czujecie ból brzucha i pewien dyskomfort. Wydaje mi
się, że to on mógł stać za podtruciem nas, żebyśmy byli bardziej wystawieni.
- No to wszystko
zaczyna nam się powoli układać – Mycroft podrapał się po głowie – Ethan zaczął wszystko od śniadania, gdzie
nas podtruł, potem rozpętał chaos w czytelni ,w tym samym czasie wywabił Maksa
do warsztatu… o cholera! Teraz sobie przypomniałem. Jak byliśmy w siłowni to
przyszedł z ogromnym plecakiem. W końcu zrozumiałem dlaczego. Siłownia znajduje
się nad salą walki, zobaczył, że ktoś tam jest i pobiegł do warsztatu. Czyli od
dawna sobie upatrzył to miejsce.
- Ten manekin – dołączyła
się Agatha – Jego też własnoręcznie
wydrążył. Na pewno nie było tam takiego miejsca do schowania się.
- To prawda. Pozostałe
manekiny były normalne – potwierdził Aaron.
- Kiedy on to zdążył
przygotować? – nie rozumiałem – To
brzmi na naprawdę dużo pracy.
- To proste – Mycroft
się rozkręcał – zauważ, że on tam spędzał
masę wolnego czasu. W końcu miał prowadzić swoje zajęcia. Nie zdążył się
rozkręcić, ale w wolnym czasie z pewnością to wszystko planował. On albo ten
jego Sam. Jestem bardzo ciekaw jak zrobił tą sztuczkę w warsztacie. Ktoś ma
jakiś pomysł?
- Może go zamknął w
środku i zgasił światło? Te lustra były zamontowane naprawdę solidnie – rzucił
pomysłem Olivier.
- To mogło wprowadzić
spory chaos. Czy Maks miał jakieś rany na rękach? – zapytała Julia.
- Nie. Żadnych
świeżych – odpowiedziała Elizabeth.
- To mam pewien pomysł
– Julia poprawiła okulary i na chwilę zamilkła, jakby się zastanawiała.
- Jesteśmy pod
wrażeniem, jak łączycie fakty – włączył się nagle Bobru.
- To znaczy? – zapytał
Aaron.
- Ta sprawa ma jeszcze
przed wami wiele tajemnic, dlatego myślę, że będziemy mogli wam delikatnie
podpowiedzieć – dopowiedziała Neri.
- Przecież mamy już
sprawcę na talerzu. W czym chcecie nam pomagać? – zdziwiła się Wendy.
- Po prostu zwrócicie
uwagę na kolejność wydarzeń. Mimo wszystko to będzie dla was istotne, a my
bardzo chcemy zobaczyć jak będzie wam szło – odpowiedział tajemniczo Bobru.
Jego słowa były niepokojące. Wydawało mi się, że byliśmy naprawdę blisko
odpowiedzi. Dlaczego zaczęli nam podpowiadać i to w taki sposób? Nigdy tego nie
robili. A może chcieli nas zbić z dobrego tropu? Czułem zamęt w głowie.
- Co do mojego pomysłu
– Brzuchomówczyni o sobie dała znać – Teraz,
kiedy Elizabeth powiedziała jaki był stan rąk Maksa, to jestem prawie pewna, co
się mogło stać. Jedno z luster było zbite prawda? Maks jednak nie miał żadnych
śladów na ciele, więc on go nie zbił. Wątpię, żeby popchnął na niego sprawcę,
miał w końcu kontuzję nogi i wpadł w pułapkę, więc raczej nie wierzę, żeby był
w stanie walczyć, szczególnie z kimś tak dużym jak Ethan. Pozostaje tylko jedna
opcja… Rzucił krótkofalówką. Nie wiem jak, nie wiem po co, może się wystraszył,
a może chciał znaleźć wyjście, ale to by tłumaczyło stan krótkofalówki i całą
resztę.
- A jego laska? – zapytała
Carmen – Od incydentu na basenie nosił ją
przy sobie.
- Została w czytelni –
odpowiedział Lokaj – Nie mieliście
czasu na przeszukanie, a to może być ważna informacja, więc postanowiłem wam ją
podać. Macie prawo wiedzieć.
Mojej
uwadze nie uszło spojrzenie Porywaczy, którzy nie wyglądali na zachwyconych.
- Czyli teoria Julii
ma sporo sensu. Ale pozostają dalej dwie duże niewiadome – rozmowę przejął
Olivier – Kwestia zeznań Wendy oraz tego
jak dokładnie potoczyła się akcja w sali walk. O co chodziło z tym strojem,
manekinem i znikającym ciałem.
- Pytanie czy cała
wielka tajemnica nie jest ostatnią przeszkodą – Cecily wróciła na swoje
miejsce, po prezentacji na środku.
- W sensie? – zapytał
Mycroft.
- W sensie Wendy mogła
sobie to uroić w głowie. Jeżeli fakty przedstawiałby się inaczej to pewnie bym
ja podejrzewała, ale sprawa wydaje się być rozwiązana, a gdybyśmy przyjęli, że
Wendy miała zwidy to mielibyśmy już wszystko. Czy to aż tak mało prawdopodobne.
- A strój? – powtórzył
Artysta.
- To była sala walk,
może miał zapasowy. W końcu chciał prowadzić tam zajęcia – wytłumaczyła
Cecily.
- Była na nim krew – przypomniała
Alice.
- Nie było jej dużo, w
sumie nie pasowała do końca ani do ran Maksa, ani tym bardziej Ethana… Nie
wiem, to wszystko zaczyna się robić dziwne. Odpowiedź niby jest tuż pod naszym
nosem, a mimo wszystko, to wydaje się być dziwne – dumała na głos Julia.
- Więc to chyba
naprawdę tyle – podsumował wesoło Mycroft – Zbierzmy historie do kupy raz jeszcze. Ethan od rana planował podtrucie
nas jedzeniem. Nie widziałaś żeby dodawał coś do naszych talerzy Cecily?
- Nic nie zauważyłam,
ale przyznam, że od rana myślałam bardziej o mojej największej sztuce. Nie
zwracałam za bardzo uwagi na to, co robił w gastronomicznej.
- Okej… Czyli miał
okazję, żeby to zrobić. Przechodząc dalej pojawił się motyw i chaos. Każdy się
rozdzielił, co jeszcze bardziej pomogło Ethanowi w realizacji planu. Wcześniej,
prawdopodobnie od paru dni przygotowywał wszystkie mechanizmy – maszyny do
czytelni, gabinet luster, wydrążył manekina i całą resztę… Nie doceniliśmy go.
Jego albo tej dziwnej istoty, która przejmowała nad nim kontrolę. Zrobił tak wiele,
a nikt nie zwracał na niego specjalnej uwagi.
- Może ta istota
właśnie na to liczyła? – podsunęła Wendy – Na to, żebyśmy nie myśleli o Ethanie jako o kimś, kto stanowi większe
zagrożenie?
- Ja tam się go bałam
od tej sytuacji z Lily i Sandrą – przyznała Alice.
- Ale to zupełnie co
innego. Nawet jak pojawił się w blasku reflektorów, to nikt nie bał się go na
tyle, żeby podjąć jakieś kroki… Przykro mi na to patrzeć, ale możecie mieć
racje – Cecily wyglądała na zrezygnowaną. Widziałem jak ciężko było jej przyznać,
że jej przyjaciel mógł to wszystko zrobić.
- No i zaczął seans – do
głosu wrócił Mycroft, coraz bardziej nakręcając się na własne słowa – Musiał w jakiś sposób aktywować mechanizm w
czytelni. Pobiegł wtedy do sali walk i w międzyczasie zaprosił tam Maksa.
Widocznie już wcześniej upatrzył go sobie jako ofiarę. Gdy ten wpadł w jego
sztuczkę – gabinet luster, zwabiony głosem przez krótkofalówkę…
- Czy my znaleźliśmy
drugą krótkofalówkę? – zapytał nagle Olivier.
- Nie – odpowiedział
mu Aaron – Nie było jej nigdzie w sali
walk, ale czasu było tak mało, że mogliśmy ją gdzieś po prostu przeoczyć.
- Potem ogłuszył go i
zabrał do sali walk. Pewnie chciał bardziej namieszać i dlatego użył dwóch
pomieszczeń. Może nie spodziewał się, że połączymy dwa piętra obok siebie? – ciągnął
Mycroft – Potem zapewne zostawił ciało na
ringu no i schował się do manekina, żeby poczekać. Hmm…
- Trzymasz się ślepo
teorii Veli – warknął Aaron – A to
jest ta rzecz, która nie pozwala nam jakkolwiek iść do przodu.
- Wendy – wtrąciłem,
gdy do głowy wpadł mi dodatkowy pomysł – powiedz
mi, co zobaczyłaś dokładnie jak weszłaś do sali walk? Jak leżało ciało?
Striptizerka
spojrzała na mnie jakbym zadał jej pytanie w innym języku. Przez moment się
wahała, ale w końcu odpowiedziała:
- Właściwie to muszę
się do czegoś przyznać… - stwierdziła – Teraz,
kiedy jestem poza kręgiem podejrzeń, bo wiadomo, że sprawcą był Ethan. Tak
naprawdę nie pamiętam jak trafiłam do sali walk.
Poczułam dreszcz, który przebiegł całe moje ciało. Czyżbym
trafił na coś ciekawego. Nikt jej nie przerywał, po prostu czekaliśmy aż
podejmie temat.
- Poszłam do warsztatu
dokładnie tak, jak wam mówiłam. Kiedy przeszukiwałam ten cały gabinet luster to
nagle coś usłyszałam. Nikogo nie zauważyłam, ale po chwili, jak chciałam wstać,
poczułam mocne uderzenie. Następne co pamiętam to obudzenie się na ringu w sali
walk. L-leżałam obok ciała. Widziałam tą różową pelerynę, spodnie. Z twarzy
widziałam tylko włosy i dwukolorowe oczy… Reszta leżała w ubraniach…
- Do czego dążysz
Alan? – zapytała Elizabeth.
- Pamiętasz ten
makijaż, który znalazłaś na jego ciele? – spojrzałem na nią, będąc ciekaw,
czy skojarzy o co mi chodzi – To i strój,
który znaleźliśmy w szatni. To nie może być przypadek… chyba wiem, co się
stało.
Ułożenie sobie tego w głowie nie należało do najprostszych,
ale miałem teorię.
- Wydaje mi się, że to
co Mycroft powiedział mogło być prawdą. Nie przewidzieliśmy tylko jednego.
Ethan chciał wrobić Wendy. Po ogłuszeniu Maksa zabrał go na górę i wrócił z
powrotem do warsztatu, poczekać na kogoś, kto przyjdzie i znajdzie ciało. Gdy
zobaczył, że przyszła tylko Wendy, wykorzystał ten moment i zaatakował ją.
Wrócił z nią na górę i przygotował to wszystko… Przebrał Maksa na swoje
podobieństwo, żeby namieszać Wendy w głowie i schował się w manekinie, którego
wcześniej przygotował. Gdy ta wstała i przerażona pobiegła się obmyć z krwi,
którą Ethan ją posmarował, nasz sprawca wydostał się ze swojej kryjówki i
szybko posprzątał. Rozebrał ciało do normalnego stroju, posprzątał krew,
schował Maksa pod ring i dobił, a następnie ukrył się w manekinie. Nie rozumiem
jednak jak tam zginął. Zaciął się w tym miejscu?
Po moim
wywodzie zapadła kolejna cisza. Zupełnie jakby cała grupa wstrzymała oddech.
Czy moja teoria była aż tak niedorzeczna? A może dała do myślenia?
- Ja chyba mam pomysł
– ciszę przerwał delikatny głos Agathy. Widziałem jak drżały jej ręce. Nie
była pewna – Przyjrzałam się trochę temu
manekinowi… Z tego, co widziałam miał wydrążoną zasuwę, która była jedynym
źródłem tlenu do wnętrza manekina. Tylko, z tego, co patrzyłam, to niemożliwe,
żeby Ethan zamknął ją od środka, albo żeby sama mu się zamknęła. Wszystko było
idealnie wyprofilowane i jestem pewna, że ktoś zrobił to od zewnątrz… Myślę, że
ktoś zabił Ethana!
To był ten moment. Rozpacz, która towarzyszyła sypiącej się
na naszych oczach teorii oraz skok adrenaliny. W końcu mieliśmy jakiś przełom.
Czy ktoś jeszcze mógł brać w tym udział? Czy Ethan z kimś współpracował? A może
padł ofiarą drugiego mordercy? Kogoś, kto przypadkiem trafił do sali walk i
zobaczył, jak ten się chowa?
- Wendy – stwierdził
powoli Olivier – Ty byłaś w sali walk.
Mogłaś to zrobić.
- Przecież mówiłam
wam, że znalazłam ciało i od razu zaczęłam uciekać! – wykrzyczała
dziewczyna – Jak możecie mnie o to
podejrzewać?
- Czy to oznacza, że
Ethan zginał pierwszy? – zapytał nagle Olivier.
- Chwila, naprawdę
porzucamy tą składną teorię, tylko przez fakt tej drewnianej zasuwy? Przecież
to jeszcze żaden dowód – zdziwiła się Cecily.
- Masz rację, zasuwa
sama w sobie to nieduży dowód, ale jakby zestawić ją z resztą, to mamy zupełnie
inny obraz tego, co się stało – włączył się Aaron – Zresztą przez cały proces nurtowała mnie jeszcze jedna rzecz. Czy ktoś
z was sprawdził jaki zakaz miał Ethan? Bo ja to zrobiłem.
Zupełnie
o tym zapomniałem. Cała tajemnica i nagonka związana z zakazami zeszła na drugi
plan. Ale zakaz Ethana mógł być istotny.
- No i czego się
dowiedziałeś? – zapytał z delikatnym zniecierpliwieniem Mycroft.
- Jego zakaz polegał
na tym, że nie mógł wykonywać żadnych sztuczek bez widowni. Nawet
jednoosobowej. Co za tym idzie, jestem teraz pewien, że Ethan nie działał sam –
stwierdził z przekonaniem.
- Mówimy o drugim
sprawcy, czy o Wendy? – Olivier zadał bardzo ważne pytanie.
- Właściwie jak przy
każdym zakazie, nie wiadomo dokładnie – powiedziała Cecily.
- Może wy nam
powiecie? – zaproponowała Julia, kierując tą propozycję do Porywaczy. Na
górze panowała cisza. W końcu Bobru wstał i po chwili zastanawiania się,
odpowiedział:
- Zakaz Ethana polegał
na tym, że podczas wykonywania swoich magicznych sztuczek musiała go obserwować
przynajmniej jedna, żywa i przytomna osoba. Myślę, że dokładniej nie da się
tego opisać.
To zmieniało postać rzeczy.
- Czyli nie robił tego
sam. Morderców było dwóch, a jeden pewnie pozbył się Ethana po tym jak ten
odwalił całą brudną robotę… Teraz tylko pytanie, kto to mógł być? – zapytała
Julia.
- To by tłumaczyło jak
Ethan był w stanie aktywować tak wiele rzeczy naraz. To co się stało w
czytelni, przeniesienie ciała. Druga osoba musiała mu też pomóc z krótkofalówką
– dodał Olivier.
- W kręgu podejrzanych
zostają te same osoby, co na początku – zauważyła Agatha.
- Tego nie wiesz… - zaczął
Mycroft, ale nim dokończył mówić, w słowo weszła mu Alice.
- Właściwie to wiemy.
Ethan musiał został zabity po przeniesieniu Wendy, a przed tym, jak pojawiliśmy
się w sali walk. To na pewno było po tym jak Wendy wybiegła, żeby nas znaleźć.
No chyba, że to ona z nim współpracowała – Aaron spojrzał na Wendy ze
złością w oczach. Była podejrzana. Rzeczywiście poszła w swoją stronę, kiedy my
z Elizabeth poszliśmy szukać Carmen i Aarona.
- Nie chciałaś nawet
brać ze sobą Mycrofta. Dlaczego? – do oskarżeń dołączyła Agatha.
- Chciałam żeby
pilnował grupy w czytelni, czy to jest takie dziwne?
- Czy możemy przesunąć
podejrzane osoby, które wykluczyliśmy na początku, do środka? Ktoś tutaj
próbuje mocno namieszać, nie ma sensu, żeby to trwało dalej w tej postaci – stwierdziła
Agatha.
- Myślę, że jest
jeszcze na to za wcześniej. Jeżeli ktoś rzeczywiście brał w tym udział to sam
się w końcu potknie – zaproponowałem. Nie chciałem jeszcze nikogo wysyłać
do centrum. Wolałem obserwować osoby, kiedy mogły czuć się bezpiecznie. W
środku każdy zachowywał się zupełnie inaczej, w końcu stamtąd było naprawdę
blisko do osądu.
- A co jeszcze chcecie
ustalić? Musimy przesłuchać te osoby i zobaczyć, czyja historia nie będzie
zgadzała się z resztą. Przecież przerabialiśmy to już kilka razy. Zawsze
procesy dochodzą do tego momentu i zawsze to się tak kończy – Alice była
podczas tego procesu wyjątkowo cicha. Odzywała się raczej sporadycznie. Na moim
celowniku były tylko osoby podejrzane. Wendy, Aaron, Carmen oraz Cecily. To
musiał być ktoś z nich.
- Może powinniśmy
ustalić kolejność zdarzeń? – rzucił propozycją Olivier – Mamy dosyć dużo danych. Najpierw ustalimy
jak dokładnie to przebiegało, zaznaczymy momenty, w których ktoś mógł
ewentualnie pomóc Ethanowi, a potem porównamy to z zeznaniami.
- Myślę, że nie mamy
innego wyboru – stwierdziła Elizabeth. Poczułem kolejne ukłucie w brzuchu.
Zupełnie jakby ktoś trzymał moje wnętrzności i starał się je wydusić. Proces
trwał już długo. Rozmowa sprawiała, że upływ czasu był do pewnego momentu
niezauważalny, ale kiedy już ktoś zwrócił na niego uwagę, miał wrażenie, że
znajduje się w basenie ze szlamem. Każdy ruch był powolny, a słowa zdawały się
rozciągać ponad miarę.
- Mogę? – zaproponował
Aaron.
- Jeżeli czujesz się
na siłach – Elizabeth oddała mu głos i oparła wygodnie. Widziałem jak łapie
się za brzuch. Też to czuła.
- Wolałabym, żeby
zrobił to ktoś, kto nie jest w kręgu podejrzanych – postawiła Agatha – Nie wierzę, żeby to był Aaron lub Carmen,
ale niech zrobi to ktoś, kto ma alibi.
- Ja mam alibi – Julia
wyprostowała się i odpięła jeden z guzików w swojej koszuli – Mogę spróbować, ale niech każdy, kto ma coś
do dodania, po prostu wcina mi się w słowo. Okej?
Odpowiedziała
jej cisza. Nikt nie miał nic do dodania, niektórzy pokiwali nieśmiało głowami.
- Świetnie. Zanim
zacznę mam tylko jeszcze jedno pytanie. Do ciebie Cecily – skierowała wzrok
na Aktorkę, która nawet nie drgnęła. Patrzyła na nią, a w jej oczach widać było
zwyczajny chłód. Tak, jak na każdym innym procesie.
- Słucham?
- Mówiłaś, że Ethan
powiedział ci o tym wcześniej. Kiedy dokładnie?
- To było podczas
ostatnich przeszukiwań. Podszedł do mnie i chciał mi coś powiedzieć.
Wytłumaczył co się z nim dzieje i powiedział, że możliwe, że ktoś z hotelu
wiedział o jego przypadłości. Stawiał na Yamaraje – wytłumaczyła.
- Yama? Wiedział o tym
demonie? – chociaż to było pytanie, to Aaron nie wydawał się oczekiwać na
odpowiedź.
- Widziałaś go? W tym
drugim stanie? – zapytała Julia.
- Nie widziałam.
Niestety.
- My go widzieliśmy! –
przerwał Mycroft – Jak przyszedł do
siłowni. Nie odezwał się ani słowem i wykonywał ruchy z dużą pewnością. Był
wyprostowany, ale wydawał się być odrobinę nieobecny.
- Tak jak myślałam – ciągnęła
dalej Julia – Na dzisiejszym śniadaniu
nic nie jadł i siedział z boku. Co prawda odezwał się, ale możliwe, że coś
podejrzewał. Potem był motyw oraz wielkie rozdzielenie. Większość z nas
chodziła parami. Chociaż rozeszliśmy się po całym hotelu to wbrew pozorom to
dawało więcej swobody niż poruszanie się po grupą po poszczególnych piętrach.
Ethan zawsze mógł się pozbyć pojedynczych osób, a miał dużą szansę na to, że po
prostu będzie miał miejsce do działania. Salę walki i czytelnie musiał
przygotować wcześniej, ale gabinet luster rozstawił zapewne dzisiaj.
- Na pewno – wtrąciła
Agatha – Byłam tam wczoraj w trakcie dnia
i niczego nie widziałam.
- Po przygotowaniu
wszystkiego zaprosił Maksa do warsztatu. Pytanie, które się nasuwa jest jedno –
czy zaprosił go Ethan, czy osoba, która mu pomagała? Nie do końca widzę, żeby
Maks tak po prostu poszedł na to spotkanie – ciągnęła Julia.
- A co jeżeli Ethan
użył pretekstu, że chce pogadać o zakazie? Może to mogłoby skusić Maksa? – dodał
Olivier.
- To całkiem możliwe,
chociaż nie wyklucza też tego, żeby inna osoba spróbowała podobnego manewru – odpowiedziała
mu Julia – Zanim Maks dotarł na miejsce w
czytelni rozpoczęła się cała akcja. Tutaj podejrzewam, że mógł brać udział
drugi sprawca. Maks raczej by nie biegał od czytelni do sali walk, kiedy czekał
na nadchodzącego Maksa.
- Nie wiem czy oni nie
umówili się wcześniej – przerwała Cecily – Jak na niego wpadłam to mówił coś, że jest umówiony i prawie spóźniony
na spotkanie w warsztacie.
- Maks dotarł na
miejsce, został zamknięty i wtedy przy Ethanie musiała być druga osoba. Jeżeli
nie aktywował zakazu to jest wręcz pewne. Ta osoba najpierw zwabiła Maksa
krótkofalówką, a następnie zeszła na dół, żeby przypilnować Ethana i jego
zakaz, a następnie pomóc przenieść nieprzytomnego Maksa. Jestem ciekawa, czy
chcieli go zabić, czy drugi zabójca już wiedział, jakie ma plany wobec Ethana i
tylko czekał na odpowiedni moment. Możliwe, że Ethan, a raczej Sam, nie
spodziewał się, że zostanie w taki sposób oszukany, stąd to całe zamieszanie.
Następnie ucharakteryzowali ciało tak, żeby to przypominało Ethana. Myślę, że
zrobili to po to, żeby wprowadzić zamęt, albo być może wrobić kogoś, kto
odnajdzie ciało. W końcu jakbyśmy najpierw odkryli ciało Maksa, a dopiero potem
Ethana, to stałoby się jasne, że Wendy jest winna. Kolejność się trochę
pomieszała, ale efekt wyszedł podobny. Nikt jej nie ufał. Gdy tylko wyszła z
warsztatu druga osoba, która była dotychczas raczej pomocą w całej zbrodni,
wzięła sprawy w swoje ręce. Nie wiem jak dokładnie działał manekin…
- Osoba, która weszła
do manekina, nie mogła nic zmienić z środka. Nie wiem czemu Ethan tak to
zaplanował, może nie wiedział jak zrobić inaczej, a może to było coś innego,
ale ktoś musiał mu pomóc zamknąć się w środku. Tak samo zasuwa na tlen. Nie
wiem jak bardzo musiałby się w środku ruszać, żeby ją przesunąć – wytłumaczyła
fachowo Agatha.
- Czyli po prostu
mieli umowę i po wyjściu Wendy, Ethan już nie opuścił manekina. Sprawca
podszedł i zamknął zasuwę, czym go zabił. Po zabiciu Ethana musiał jeszcze
rozebrać Maksa i dostosować go do normalnego wyglądu, po czym zaciągnąć pod
ring i tam dobić. Pucharem, który znaleźliśmy w tym samym miejscu. Po tym
pochować rzeczy, bez wychodzenia z piętra i nie ryzykując tym, że spotka Wendy
czy kogokolwiek innego. I to byłoby na tyle.
- Mnie ciekawi jeszcze
ostatnia kwestia – po chwili powiedziała Alice – Jeżeli Maks rzeczywiście zginął drugi, to dlaczego jego komunikat o
odkryciu ciała aktywował sam Aaron? To by oznaczało, że ciało zobaczył ktoś
wcześniej, na przykład Wendy.
- Może Maks zginął po
pierwszym uderzeniu? Drugie mogło być na dobicie, ale tak naprawdę Maks mógł
nie żyć już od ataku w warsztacie – podsunąłem pomysł.
- Czy jak dwie osoby
kogoś zabijają, to nie powinien aktywować się komunikat odkrycia ciała? Wiem,
że to może być dziwne pytanie, ale zastanawiałam się nad tym – Carmen
zadała tak dziwne pytanie, że nikt go nawet nie skomentował. Pomimo poważnej
sytuacji, uśmiechnąłem się pod nosem.
- To niczego nie
zmienia. O ile się pomyliliśmy, to ta pomyłka pozwoliła nam zbliżyć się do
prawdy – stwierdził z uśmiechem Mycroft.
- Głosuję na Aarona
Masayoshiego – zaczęła bez czekania Julia.
- Głosuję na Wendy
Vele – po tym jak Informatyk wyruszył na środek, po chwili zaczęły się
kolejne głosowania.
- Głosuję na Carmen
Alvare – dodał Mycroft.
- Głosuję na Cecily
Britt – powiedziała Alice.
Cała
czwórka zebrała się w środku. Światła przygasły, a w tle było słychać
charakterystyczne dźwięki. Poczułem jak zimny dreszcz przeszedł mnie po ciele.
Musieliśmy znaleźć sprawcę. Siedmiu niewinnych, którzy mieli zadecydować o
losie jednej osoby, ale też całego zespołu zarazem. Odpowiedzialność była duża
i wolałem o niej nie myśleć, żeby to wszystko mnie nie przytłoczyło.
- Dobra – zaczęła
Julia – Myślę, że najlepiej będzie, jak
opowiecie jak spędziliście ten wieczór. Im więcej szczegółów podacie, tym
lepiej dla was. Zaznaczę tylko, że wydaje mi się, że wiem, kto to zrobił.
- To powiedz nam do
cholery – zdenerwował się Agatha – Po
co zachowujecie te sekrety dla siebie? Podzielcie się z resztą, to nie będziemy
mieli żadnego problemu.
- Problem w tym, że
nie jestem ich pewna. Nie będę zmieniała waszych poglądów, jak nie jestem pewna
danej informacji – syknęła Brzuchomówczyni, najwyraźniej zmęczona tym, że
Agatha cały czas się jej czepiała.
- Ja zacznę – powiedział
Aaron, nie wiadomo czy w celu zatrzymania kłótni czy z niecierpliwości – Przez większość dnia szukałem po całym
hotelu Carmen. Nie wiedziałem, co się z nią działo, a wyglądało kiepsko i
chciałem po prostu sprawdzić.
Mówiąc to, na jego policzki wypłynęły delikatne rumieńce.
Widać jak stresował się mówiąc o kobietach przy innych kobietach.
- Znalazłem ją dopiero
wieczorem, na krótko przed komunikatem. Siedziała przed wejściem do magazynu.
Przez parę minut, nie miałem z nią większego kontaktu, wszędzie było pełno
szkła. Gdy w końcu do niej dotarłem, powiedziała mi, że chciała przenieść
akwarium, ale sama nie wiedziała gdzie. Zauważyłem, że ma całe poranione ręce,
więc pobiegłem do przychodni, żeby przynieść jej bandaże i coś do ogarnięcia
jej ran. Gdy wróciłem, to na miejscu była już Elizabeth i Alan. Nie było mnie
może 10 minut. Nie mam alibi na ten czas, ale jeżeli Elizabeth i Alan prowadzą
spis rzeczy w przychodni to potwierdzi, że wziąłem dwa zwitki bandaży, butelkę
wody utlenionej i cztery spinki na bandaże.
- Teraz nie mamy jak
tego sprawdzić – powiedziała ostro Elizabeth.
- Ale mamy spis – dodałem
– Jeżeli moglibyśmy to sprawdzić, to
dałoby się to teraz potwierdzić.
- Za chwilę mogę to
sprawdzić – zaproponował Lokaj i zniknął z podwyższenia.
- To może teraz ty
Carmen? – zaproponował Mycroft.
- Nie wiele pamiętam.
Dziwnie się dzisiaj czułam. Zupełnie jakby ktoś przejął nade mną kontrolę, nie
potrafię sobie przypomnieć, co się działo w konkretnym momencie. Miałam
wrażenie, że chodzę po ogromnym ogrodzie, ale okazało się, że chodziłam po
całym hotelu i ukrywałam się tak, że nikt mnie nie mógł znaleźć…
- Maks też ciebie
szukał – przypomniała Agatha – Stąd
to wszystko wydaje się być podejrzane. Gdy ktoś ostatnio szedł na spotkanie z
tobą, został znaleziony martwy w czytelni.
Przykład
nie był zbyt elegancki, co jeszcze bardziej zdziwiło, bo padł z ust Agathy. Był
jednak trafny. Sam to wcześniej zauważyłem.
- Nie spotkałam go, a
przynajmniej tego nie pamiętam – odpowiedziała – Myślę, że to bym skojarzyła, bo jak pojawił się przede mną Goździk to
pamiętam to. Chociaż nie pamiętam, żeby siedział przede mną parę minut, ale
możliwe, że tak było…
- Czyli nie wiadomo,
co się z tobą działo, a dodatkowo masz poranione ręce. Szczerze? To bardzo
dziwny zbieg okoliczności – Julia osądziła surowo, ale było to bardzo
możliwe – Pamiętasz chociaż po co ci było
to akwarium.
- Nie mam pojęcia – westchnęła
Carmen i schowała twarz w chudych dłoniach.
- Te zeznania dużo nam
nie dały. Równie dobrze to Carmen mogła pomagać Ethanowi. W sumie nie wiem
jakie były ich relacje z Maksem, ale to znacznie bardziej pasuje niż to, że
Maks wszedł do gabinetu luster słysząc Ethana.
- Kto teraz? Cecily
czy Wendy? – zapytała Agatha.
- Moja kolej – stwierdziła
po cichu Aktorka, podpierając się ciężko. Na pewno nie podobało jej się to, że
była podejrzana w sprawie o zabójstwo własnego przyjaciela. Musiała teraz czuć
się jak Samfu – Byłam w czytelni jak to
wszystko się zaczęło razem z resztą dziewczyn. Kiedy to wszystko się zaczęło pobiegłam
na chwilę do teatru. Chciałam odnieść podręcznik i zapisać potrzebne rzeczy.
Musiałam to załatwić, mój proces twórczy zawsze tak wygląda. Załatwiłam to
najszybciej jak mogłam i wróciłam do was. Wysiadłam z windy i od razu
wepchnęłam rękę do drugiej.
- Wyszłaś z windy
akurat jak do drugiej wsiadali pozostali? Czyli nie było cię od początku
wybuchu zamieszania w czytelni aż do momentu, gdy wszyscy poszli w kierunku
warsztatu? – chociaż nie miałem niczego złego na myśli, to powiedzenie tego
na głos nie brzmiało dobrze. Cecily przeszyła mnie wzrokiem.
- Mówiłam, że może to
wyglądać jak wygląda, ale byłam w teatrze. Zostawiłam tam wszystko, możecie
sprawdzić – mówiła to z przekonaniem.
W tym
samym momencie powrócił Lokaj. Przyniósł spis rzeczy z przychodni i porównał z
tym, co przedstawił Aaron. Miał rację, chociaż to wciąż nie oczyszczało go z
winy. Nie wiedzieliśmy, kiedy wziął te rzeczy i czy nie przygotował ich
wcześniej. Została nam ostatnia osoba do przesłuchania. Wendy przez cały ten
czas była bardzo podejrzana i ciężko mi było na nią spojrzeć w inny sposób. To
mogła być ona albo Aaron. Najbardziej pasowali do modelu zabójcy.
- Mówiłam wam już jak
to było. Byłam w czytelni, ale już po wybuchu tego całego zamieszania. Poszłam
do warsztatu sama, bo ktoś powiedział, że tam mógł pójść Maks. Na miejscu
zobaczyłam roztrzaskane lustro, krew i krótkofalówkę. Potem ktoś mnie ogłuszył
i obudziłam się na ringu, obok Eth… znaczy się Maksa. Wtedy nie miałam pojęcia,
że to on, bo był ucharakteryzowany inaczej. Nie wiem, co więcej mogę wam
powiedzieć. Potem pobiegłam na zaplecze się umyć i po paru minutach wybiegłam z
sali walk. Tam złapał mnie atak paniki i nie dałam rady się ruszyć. Wtedy mnie
znaleźliście… Naprawdę, to tyle!
Kiedy skończyła mówić starałem się poukładać w głowie to
wszystko, co się stało. Nie mieliśmy ostatecznego dowodu. Jedyna osoba, którą
byliśmy w stanie wyłączyć z kręgu podejrzeń była tak naprawdę Carmen.
Przynajmniej według mnie. Ostatnie dni były ciężkie. Straciłem rewolwer, który
prawdopodobnie wypadł mi gdzieś na torze gokartowym, straciliśmy Samfu oraz
Yamę, nie mieliśmy nawet chwili wytchnienia. A teraz to.
- Czy te przesłuchania
nam cokolwiek dały? – zapytał Mycroft.
- Oczywiście, że tak.
Wystarczy teraz stworzyć profil osoby, której szukamy. Mordercy, kogoś, kto nie
miał skrupułów żeby wykorzystać sytuację i zabić, a także manipulować Ethanem.
Osoby, która miała na tyle siły żeby przenieść ciało Maksa w pojedynkę i je
dobić. Wydaje mi się, że drugi sprawca nie dość, że znał cały plan to od razu
planował pozbyć się Ethana. To musiał być ktoś sprytny, bez skrupułów. Nie
mający nic do stracenia, chcący za wszelką cenę odzyskać wolność – wyrecytowała
Julia.
- Myślę, że powinniśmy
wyłączyć z kręgu podejrzanych Carmen – stwierdziłem.
- Czemu? – zapytał
Mycroft – Bo jeżeli to twoje przeczucie,
to ja przeczuwam, że nie zrobiła tego Wendy!
- Mycroft uspokój się
– pouczyła go Agatha – Nie o to
chodzi.
- Morderca musiał
przenieść ciało, prawda? Nie wierzę, żeby ledwo stojąca na nogach Carmen była w
stanie to zrobić. Tak samo zaatakować… Ona jest po prostu zbyt słaba,
szczególnie dzisiaj. Maks to był duży facet – przypomniałem, mając
nadzieję, że takie wyjaśnienie wystarczy.
- Alan ma rację – wtrąciła
się Elizabeth – Maks miał około dwóch
metrów i ważył dobre 70 kilogramów. Nie wiem czy ja byłabym w stanie go
przenieść, na pewno miałabym problemy.
- Może użyła wózka? – zaproponowała
Alice.
- A widziałaś tam
jakiś wózek? – zapytał Olivier. Nie odpowiedziała.
- Myślę, że Carmen
powinna do nas wrócić – pokiwała głową Julia – Alan ma racje. Widziałam w jak kiepskim stanie była. Wiem, jak ja się
czuję po karze, która odbyła się parę tygodni temu. Jestem w stanie w to
uwierzyć.
Zaczęliśmy wciskać przyciski.
Jeden po drugim, aż w końcu Carmen wróciła do nas. Została trójka. Każdy z nich
mógł to zrobić. Po nikim nie było
widać niczego konkretnego poza typowymi emocjami. Przeżywali to. Walczyli o
życie.
- Możemy tak kluczyć
wieczność – zaczęła Julia – Jeżeli
nie ustalimy jakiegoś punktu zaczepienia to nie wyłączymy z kręgu podejrzanych
nikogo.
- W tej sytuacji
najbezpieczniejszym wyborem będzie Wendy – powiedziała Alice.
- Co? – zapytał
Mycroft – Chyba sobie żartujesz.
- Spójrz prawdzie w oczy
Mycroft. Zniknęła w tym samym momencie. Mogła zrobić to wszystko...
- Aaron najbardziej
pasuje do modelu sprawcy. Myślę, że on bez problemu przeniósłby ciało – stwierdziła
Agatha.
- Ethan i Aaron? Nie
bądź śmieszna – parsknęła Julia.
- Ethan i Sam – przypomniał
Olivier – Nie wiemy, z kim wszedł we
współpracę. Nie zapominajcie o tym.
- Niby Maks wbiegł do
gabinetu luster słysząc jego głos? – zapytała Agatha.
- Jego albo Ethana – odpowiedział
jej.
- Ethan był wtedy
Samem. Nie pomyśleliśmy o tym wcześniej, ale w takim wypadku jeżeli
rzeczywiście krótkofalówka została użyta w tym celu, to staje się dosyć jasne,
że druga osoba musiała jej użyć. Maks w życiu by nie wszedł do gabinetu luster
słysząc głos tej istoty – powiedziała Alice.
- A ty skąd wiesz, jak
on brzmi? Sam? – zapytała ją Julia.
- Zgaduję, że nie
zachęcająco…
- Możecie przestać się
kłócić? – Elizabeth przetarła nerwowo czoło. Była blisko wybuchu, a to
zdarzało się niezwykle rzadko.
- To jest bez sensu.
Może powinniśmy jeszcze raz powtórzyć to wszystko? Może znajdziemy jakiś punkt,
czy coś… - w głosie Agathy nie było słychać ani trochę motywacji. Była
zrezygnowana. Wszyscy byliśmy zmęczeni. Wydawało mi się, że to trwało już za
długo. Sprawca musiał czuć powoli swój tryumf. Nikt nie miał niczego do dodania.
- Naprawdę? To
wszystko, co macie do zaoferowania? Głosujecie na kogoś, czy może się po prostu
poddajecie? – zapytał.
- Macie podać obu
sprawców. Byliście na dobrym tropie, są dwie osoby. Wystarczy, że podacie obie
– dodała Neri.
- To Cecily.
Głos
pojawił się tak nagle, że przez chwilę go nie zarejestrowałem. Rozejrzałem się,
jakby wybudzając ze snu.
- Cecily to zrobiła – powtórzyła
Julia.
- Co? – zapytał
Aaron, podnosząc się.
- Skąd taki pomysł? – zapytał
Mycroft. Chociaż nie wyglądał na zadowolonego, to wiedziałem, że w głębi
cieszył się, że podejrzenia zeszły z jego dziewczyny.
- Zastanawiałam się
nad tym prawie od początku. Wtedy wszystko się połączyło. Ethan zawsze trzymał
się blisko Cecily. Ona miała na niego największy wpływ. Przecież siedzieli
razem cały czas. Jestem prawie pewna, że Cecily dowiedziała się o tym dużo
wcześniej. Może nawet przed Yamą. Wykorzystała tą informacje dopiero teraz. Z
łatwością manipulowała Ethanem, a jestem pewna, że dogadała się również z
Samem. Razem zajmowali się podawaniem jedzenia. Oskarżaliśmy Ethana, ale
zapomnieliśmy o Cecily. No i najważniejsze – czytelnia. Przecież jeżeli
mechanizm był włączony z czytelni ręcznie to musiał to zrobić wspólnik Ethana.
Jego tam nie było. Wendy, Carmen i Aarona tam nie było. Była tylko i wyłącznie
Cecily. Teraz jestem tego pewna!
Słowa
Julii były niczym kurtyna, która odsłoniła scenę. Nagle wszystko zdało się
jasne. Szokujące odkrycie.
- Cholera jasna… - Aaron
spojrzał na Cecily ze zdziwieniem – Cecily,
ty to zrobiłaś?
- Nie macie dowodów – Cecily
odpowiedziała po chwili, ze spokojem – Nie
wiemy czy Ethan nie włączył tego mechanizmu wcześniej. Chcecie aż tak bardzo
zaryzykować?
Sposób w jaki mówiła się zmienił. Mówiła kompletnie bez
emocji, jakby czytała tekst z kartki.
- To naprawdę nie jest
duży dowód – stwierdziła nagle Agatha – Wszystko
na nią wskazuje, ale nie mamy pewności…
- To nasza jedyna
szansa – powiedział Olivier – Ale
możemy się jeszcze zastanowić. Może jest coś jeszcze?
- Maks był blisko z
Cecily – stwierdziłem. Słowa Julii naprawdę otworzyły mi oczy. Jakim cudem
tego nie zauważyliśmy? Byłem prawie pewien jej winy – Jeżeli to ona używała krótkofalówki to mogła zwabić Maksa do gabinetu
luster. Mogła udawać, że potrzebuje pomocy, albo że coś się stało.
- Róża zna się na
charakteryzacji – dodała Carmen – To
ona mogła przygotować ciało!
- Wygląda też na tyle
silną, żeby przeciągnąć Maksa – Wendy spojrzała na nią pustym wzrokiem.
Znaleźliśmy
ofiarę, którą wygodnie było oskarżyć? Czy to rzeczywiście była ona? Jej twarz
była jak z kamienia. Nie ruszała się nawet o milimetr, była poważna i napięta.
- Cecily, masz coś na
swoją obronę? – zapytał Olivier.
- Jeżeli zagłosujecie
na mnie, a nie na Wendy to wszyscy zginiemy – stwierdziła – Tak samo było na początku z Ethanem. Zastanówcie
się dobrze nad tym, co robicie. Nie uważacie, że to dziwne, że Wendy pojawiła
się w sali walk w takim, a nie innym momencie? Myślicie, że pozwoliłabym
Ethanowi na to, żeby zaryzykował złapanie, jeżeli i tak chciałabym go zabić?
Zastanówcie się dwa razy, zanim będzie za późno.
- Cecily ma racje – powiedziała
Alice – To rzeczywiście nie miałoby
sensu.
- Nie wyciągajmy
pochopnych wniosków – Agatha sama nie wiedziała, co myśleć. Widać to było
po zdezorientowaniu, które widziała na własnej twarzy.
- Cofnijmy Goździka – poprosiła
Carmen, wciskając przycisk. Poszliśmy jej śladem, zostawiając na środku jedynie
Wendy oraz Cecily. Dwie podejrzane. Obie nie miały alibi, obie zniknęły w
podobnym momencie i pojawiły się po wszystkim. Cecily wydawała mi się być tak oczywistym
wyborem, ale Wendy też mogła to zrobić… Brzuch zaburczał mi potężnie, ściskając
się mocniej niż wcześniej. Przygarbiłem się z bólu.
- Nie zrobiłam tego – powtórzyła
po raz kolejny Wendy – Nic nie wiedziałam
o żadnym mechanizmie, przyszłam do czytelni jak to już się działo. Alice to
potwierdzi.
Przyjaciółka kiwnęła głową, jakby od niechcenia.
- Ja byłam w teatrze.
W sali walk pojawiłam się dopiero na śledztwo, a wcześniej nawet nie pamiętam,
kiedy tam byłam – stwierdziła z przekonaniem.
- Nie ma nic innego – westchnął
Aaron – Powinniśmy zacząć głosowanie i
zobaczyć jak rozłożą się głosy.
- To za duże ryzyko! –
prawie wykrzyknęła Agatha.
- A masz jakiś inny
pomysł? – Aaron wykrzywił twarz w grymasie – Musimy podjąć cholerne ryzyko! Ja wierzę w winę Cecily i na nią będę
głosował.
Zerknąłem
ukradkiem na Wendy oraz Mycrofta, którzy wyglądali na tak samo zaskoczonych.
Aaron stanął po ich stronie.
- Głosuję na Cecily
Britt – stwierdził chłodno. Sala procesowa jeszcze trochę przygasła.
Usłyszeliśmy charakterystyczne bicie serca. To było ostatnie głosowanie.
Pozostało osiem głosów. Nie chciałem odzywać się kolejny, ale też nie chciałem
być ostatni.
- Głosuję na Wendy
Vele – powiedziała Alice z uśmiechem.
- Głosuję na Cecily
Britt – Julia przeważyła szalę na korzyść Striptizerki. Bicie serca było
głośniejsze. Wydawało mi się, że cała sala pulsuje.
- Wszyscy zginiemy.
Widocznie na to byliśmy skazani. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawiła na
zewnątrz. Przynajmniej te cholerne dusze nie dostaną tego, co chcą – pokiwała
głową, wciąż nie wykazując żadnych emocji.
- Głosuję na Wendy
Vele – powiedziała Agatha.
- Głosuję na Wendy
Vele – zagłosowała Elizabeth. Ona też? Może ja też powinienem? Chciałem
oddać głos na Cecily, ale skoro nawet Elizabeth myślała inaczej, to co ja
mogłam zrobić?
- Czy liczy się głos
większości, czy… - zapytała Agatha.
- Głos większości.
Jest was 9, więc rezultat wskaże jedną osobę – uspokoił ją Bobru.
- Głosuję na Wendy
Vele – Carmen rzadko używała prawdziwych imion, ale teraz musiała.
- Głosuję na Cecily
Britt – Olivier powiedział to delikatnie.
- Głosuję na Cecily
Britt – nie chciałem mieć na sobie ciężaru ostatniego głosu. Nie byłem go
jednak pewien. Raczej byłem przekonany o winie Aktorki niż Striptizerki. Ale
wszystko leżało w rękach ostatniego głosu. Rozejrzałem się, zastanawiając się,
kto jeszcze nie głosował.
Mycroft
złapał się za głowę i oparł łokciami o pulpit. W co wierzył? Czy był w stanie
skazać swoją kobietę? Czy ślepo zagłosuje na Cecily?
- Mycroft, zastanów
się dwa razy – poprosiła Agatha – Wendy
jest twoją kobietą, ale zabiła. Czy ty tego nie widzisz?
- Naprawdę myślicie,
że mogłam zabić? Słyszeliście te wszystkie dowody. Nie chce nikogo oskarżać,
ale jeżeli zostałam jako główna podejrzana z Cecily, a ja jestem pewna swojej
niewinności, to musiała być ona! – Wendy chciała się bronić, ale brzmiała
na coraz bardziej zrozpaczoną. Mogłem jeszcze zmienić swój głos? Czy chciałem
to zrobić? Dawno nie byłem tak bardzo niezdecydowany.
- Kochanie… – zaczął
Haker, patrząc w kierunku Wendy.
- Głosuj jak uważasz.
Nie patrz na sentymenty - poprosiła.
- Pomyśl o tym dobrze
Mycroft. Jeżeli bezmyślnie zagłosujesz to stracisz to wszystko, o co walczyłeś.
Od początku byłeś ambitny i chciałeś pomóc całej grupie. Zrób to teraz i
spróbujmy po procesie znaleźć jakieś wyjście. Jakiekolwiek. Ethan zabił Maksa,
a ktoś inny doprowadził do śmierci Ethana. Żałuję obu, bo byli moimi
przyjaciółmi, ale bez Maksa będzie nam ciężko. Nie możemy teraz działać w ten
sposób…
- Jesteś tak
zakłamana… Czy ty byłaś kiedykolwiek szczera? – Wendy pokiwała głową z
niedowierzaniem.
- Przestańcie! Obie! –
krzyknął Mycroft. Jego ręką poleciała automatycznie. Nie wiem czy celował,
w któryś z przycisków, czy oddał to w ręce przeznaczenia. Spojrzałem na tablicę
na górze, jakby miała tam być najważniejsza informacja w moim życiu. Może była?
Znajdowało
się tam 9 głosów. Pięć oddanych na jedną osobę, a cztery na drugą.
- Niesamowite – stwierdziła
Neri – To był strzał Mycroft? Oddałeś
taki wybór losowi?
- Nie wierzę… - Aaron
pociągnął się za czuprynę, jakby chciał je sobie wyrwać. Bicie serca
przyspieszyło. Czułem się jakby moje miało wyskoczyć po chwili z klatki
piersiowej.
- Proces był ciężki i
byliśmy pewni, że się poddacie, co byłoby dla nas wielkim zawodem… - zaczął
Bobru.
- Ale mimo to nie
poddaliście i kombinowaliście dalej. Do samego końca. Przyznam, że oglądało się
to wybitnie! Oddaliście też głosy. Jeden głos zadecydował o tym czy macie
rację, czy nie. No i nie ukrywam, że sposób w jaki Mycroft podjął wybór był
poetycki, ale trafił. Cztery głosy na Wendy Vele oraz pięć głosów na
zabójczynię, Cecily Britt, ostateczną aktorkę. Gratulujemy kolejnego udanego
procesu!
Poczułem
ogromną ulgę. Dźwięk bicia serca ucichł. Spojrzałem na Cecily, która dalej
miała całkowicie kamienną, zimną twarz,
nie wyrażająca nawet najmniejszej emocji. To ona stała za tą całą intrygą. O
ile Samfu wybuchnął, nie chciał zabić Yamy, który był jego przyjacielem, to
Cecily się nawet nie zawahała. Zamordowała Iluzjonistę, a potem dobiła ciało
Maksa. Zmęczenie i ból mieszały się z szokiem, po tym wszystkim, ale nie mogłem
ukryć ciekawości. Byłem szalenie ciekawy. Miałem nadzieję, że dowiem się
wszystkiego przed egzekucją. Chciałem żeby to wszystko się wyjaśniło.
Najważniejsze, że udało się nam wygrać ten proces. Przetrwać kolejny koszmar.
Podjęliśmy ryzyko i ono się opłaciło.
-----------------------------------------------
Hej, tu twórca Cecily. Właśnie doczytałem kilka ostatnich rozdziałów z ostatnich miesięcy - i widzę, że w porę! Przeczuwałem, że mogła to zrobić Cecily i rzeczywiście tak było. Uwielbiam motyw, źe to na Mycrofcie spoczywała ostateczna decyzja. W sumie sam nie wiedziałbym jak się zachować. Głosować na partnera który wydaje się nieco bardziej podejrzany i zachować obiektywizm? Czy zaufać partnerowi i zagłosować na obcą osobę? Strasznie mi się to podobało.
OdpowiedzUsuńSzerzej wypowiem się o tym w następnym rozdziale, ale wstępnie mogę powiedzieć, że bardzo podobał mi się sposób, w jaki ją sportretowaliście. To co Cecily wniosła do historii było świetne :) Jestem ciekaw jak pokażecie jej prawdziwy charakter w "konfesjonale" ale po tych wszystkich wskazówkach jakie zauważałem w poprzednich rozdziałach, raczej będę zadowolony. Ale szerzej wypowiem się o tym w następnym rozdziale.
Póki co RIP dla osoby której biasowo najbardziej kibicowałem haha. Chociaż od początku podejrzewałem (i może nawet trochę liczyłem) że zostanie zabójczynią.
Wybór był ciężki i na pewno pozostawienie go losowi (czyt. przywalenie dłonią w panel z głosowaniem na oślep) nie było najmądrzejszym posunięciem, ale ważne, że wyszło ^^ Cieszymy się, że sposób prowadzenia chociaż trochę sprostał oczekiwaniom. Myślę, że ostatni rozdział też będzie ciekawy i ostatecznie pokaże Cecily z każdej strony, żeby w pełni zrozumieć tą postać :) No i Cecily zdecydowanie bardziej pasowała na zabójczynię niż na ofiarę. Taki umysł musiał wykonać ruch i z pewnością nie był pionkiem w tej grze!
UsuńDzięki za komentarz!
Widzę, że Alan nadrobił za mnie detektywistyczną przemowę tego epizodu xD. Wyprzedzę go w następnym jeśli nie jest już za późno. Tylko tyle chciałem dodać, co będzie historycznym komentarzem z mojej strony, który nie jest ścianą tekstu. Ale spokojnie, pod następnym rozdziałem pewnie to się wyrówna :P
OdpowiedzUsuńTak coś czułem, że skomentujesz tą przemowę w ten sposób! :D Oczywiście dziękuję, jak za każdy komentarz ^^
Usuń