Epizod VI - Rozdział 57: Walka o życie (Julia Mayer)
Witamy Was serdecznie w kolejnym rozdziale Peccatorum. Dawno nie widziana perspektywa oraz następstwa ostatniego znaleziska Wendy - właśnie to czeka na Was w tym rozdziale. Jedna z większych i bardziej zabójczych intryg tuż przed Wami. Mamy nadzieję, że Wam się spodoba. Jak zwykle zapraszamy do przeczytania i prosimy o podesłanie bloga gdzieś dalej - każdy fan zabójczej gry jest dla nas ważny!
Rozdział 57: Walka o życie (Julia Mayer)
Zarówno
Wendy jak i Alan z Elizabeth nie wracali naprawdę długo. Sytuacja w czytelni
powoli się uspokajała. Nie wierzyłam, żeby to był pożar, wyglądało to raczej na
zasłonę dymną. Pasowało mi to do sztuczek Ethana, ale nie rozumiałam w jakim
celu mógł to zrobić. Spojrzałam na Oliviera, który wyglądał na wyjątkowo
zaniepokojonego. Czułam się przy nim dużo swobodniej. Mój mózg nie był w stanie
zakwalifikować naszej relacji do jednej, konkretnej rzeczy. Mieliśmy sobie
zaskakująco dużo do powiedzenia i pewnie gdyby nie ta cała sytuacja, moglibyśmy
oczyścić to już dzisiaj, ale w takim wypadku musieliśmy jeszcze trochę
poczekać. Byłam bardzo ciekawa tej rozmowy, szczególnie po przebiegu ostatniej.
Nie poznawałam samej siebie. Dawna Julia na pewno nie wpuściłaby osoby, którą
próbowała zabić, prosto do swojego pokoju. Nie rozmawiałaby z tą osobą i nie
starała się tego wszystkiego naprawić, a nawet jakby spróbowała to by jej to
nie wyszło. Ale dawna Julia nie próbowałaby nikogo zabić. Prawda?
Dźwięk
w końcu ucichł. Kłęby dymu prawie się rozpłynęły, zostawiając nas w tajemniczej
ciszy. Każdy zdawał sobie sprawę, że to nie zrobiło się samo.
- Co to do cholery było? – zapytał Mycroft – Ktoś
się nami bawi?
- Samo się nie zrobiło – zauważyła Agatha.
- Powinniśmy pójść do warsztatu. Trochę mnie martwi, że
ona dalej nie wróciła – powiedział Mycroft wychylając się w kierunku drzwi
– Albo sam tam pójdę!
- Żadnego rozdzielania – rzuciłam twardo – Jeżeli
teraz się rozdzielimy, to koniec. Zgaduje, że będziecie chcieli mieć jakieś
alibi.
- Czy ty… - zaczął Olivier, ale przerwała mu Agatha.
- Chyba nie myślisz, że ktoś zabił! – wykrzyknęła
przerażona.
- Bardzo możliwe – poprawiłam koszulkę, czując
dyskomfort w okolicach brzucha. Wciąż bolał, chociaż dzisiaj oprócz
zniszczonych mięśni czułam dodatkowo coś innego. Zupełnie jakby piekły mnie
wnętrzności. Może zjadłam coś nieświeżego? – Dlatego chodźmy do warsztatu
razem.
- Czy ktoś nie powinien pilnować tego miejsca? Jeżeli
ktoś coś kombinuje, to na pewno tu wróci – zaproponowała Alice.
- Nie – trzymałam się twardo swojego – Idziemy
razem.
Widocznie
to wystarczyło, bo nikt już ze mną nie dyskutował.
- Poczekajcie – Mycroft wbiegł w głąb czytelni, żeby
po chwili wrócić. Spojrzeliśmy na niego pytająco. Trzymał w dłoniach dwie
krótkofalówki – Zniknęły! W czytelni była tylko ta para. Ktoś zabrał
pozostałe.
- Po to była ta cała dywersja? – białowłosy podrapał
się po podbródku – To trochę dziwne.
- Myślę, że nie tylko – Alice zabrzmiała tajemniczo –
Chyba nie pozostaje nam nic innego, jak przejść się do warsztatu. Nie wiemy
gdzie poszli Elizabeth i Alan, ale wiemy gdzie może być Wendy.
- Dobra – przytaknął Mycroft. Winda przyjechała do
nas po chwili. Nie usłyszeliśmy jeszcze żadnego komunikatu, co oznaczało, że
wciąż mogło nie być za późno. Chociaż, kogo ja chciałam oszukać. Dobrze
wiedziałam, że ktoś mógł gdzieś już leżeć martwy. Nie mogłam zbytnio nic na to
poradzić. Momenty, kiedy ktoś ginął były niesamowicie charakterystyczne. Hotel
wydawał się przyspieszać wraz z nami. Rodziła się panika, która skutecznie
przeradzała się w czysty chaos. Ludzie znikali i pojawiali się, jedni
krzyczeli, drudzy uciekali. To było za dużo dla każdego z nas, dla
jakiegokolwiek człowieka.
Nim
drzwi od kabiny się do końca zamknęły, ktoś wsunął rękę zatrzymując nas.
Cecily. Przybiegła zziajana i bez zadawania pytań weszła do środka.
- Cecily! Gdzie ty byłaś? – zapytał Mycroft – Martwiliśmy
się. Coś się dzieje.
- Nie mam pojęcia, co się dzieje. Byłam w teatrze i
przygotowywałam coś na boku, ale wiedziałam, że nie wytrzymacie, jeżeli nie
poznacie mojego zakazu, dlatego przyszłam i widzę, że wszyscy są w biegu. Co
się stało? – mówiła względnie spokojnie, chociaż nie dało się uniknąć tego
drgania, które nadawało jej głosu sporo dramaturgii. Zastanawiałam się czy
robiła to z przyzwyczajenia, czy rzeczywiście się bała. Jej gama emocji była
naprawdę bogata. Wysiadając streściliśmy jej wydarzenia. Zatrzymała się.
- Jestem prawie pewna, że Maks będzie w warsztacie.
Wspominał mi coś, że miał się tam z kimś spotkać. Nie mam jednak pojęcia z kim.
To mógł być tak naprawdę każdy oprócz mnie i Oliviera. Tylko
jak przebiegło spotkanie. Jeżeli wszystko byłoby dobrze, to Wendy by już
wróciła. Czyli coś musiało pójść nie tak. Weszliśmy do środka, pokonując
blaszane drzwi. W oczy rzuciła mi się konstrukcja stojąca na środku
pomieszczenia. Zbliżając się zobaczyłam swoje odbicie i byłam pewna, że to, co było
przed nami to lustra. Stały obok siebie tworząc kanciasty okrąg, wjeżdżający do
środka spiralą.
- Cholera jasna – przeklął Mycroft i podbiegł bliżej.
Poszliśmy jego śladem, zaciekawieni tym, co widzieliśmy. Byłam pewna, że jakbym
przyszła tu sama, to poczułabym dreszcz. Miejsce nie wyglądało zbyt gościnnie.
Lustra w takim zestawieniu przyprawiały mnie o ciarki.
Po
wejściu do tego niezwykłego labiryntu, pełnego naszych postaci, zauważyliśmy,
że w środku coś się musiało stać. Leżało tam dużo odłamków szkła, które sugerowały,
że coś się tutaj rozbiło. Odruchowo policzyłam lustra. Było ich dwadzieścia
jeden, ale równie dobrze, jedno dodatkowe mogło leżeć przed nimi, w nieco innej
formie. W oczy rzuciły się jeszcze dwie rzeczy – krew oraz krótkofalówka, z
której niemiłosiernie trzeszczało.
- Jest i nasza zguba – powiedział Olivier podnosząc
ją i starając się przekręcić pokrętło – Ciekawe gdzie znajduje się druga
sztuka. Słychać tylko trzaski.
- Cholera, Wendy miała tutaj być… - Mycroft wyglądał
na mocno zaniepokojonego. Rozglądał się, jakby spodziewał się Wendy
wyskakującej zza jednych z luster. Plama krwi musiała przygotować go na
najgorszy scenariusz.
- Teraz to będzie jak szukanie igły w stogu siana – stwierdziła
Alice. Nie słyszałam w jej głosie żalu. Byłam prawie pewna, że maczała w tym
palce.
- Niekoniecznie – Agatha przejęła krótkofalówkę – Jeżeli
to leży tutaj, to może znaczyć, że jej druga sztuka znajduje się nad nami lub
pod nami. Czyli w sali walk lub w siłowni.
Dziewczyna
miała racje. Zdążyłam zapoznać się ze szkicem, który nam przekazała i
zapamiętać. Zaskakujące jak szybko przydała się nam ta informacja. Pobiegliśmy
z powrotem do windy i ruszyliśmy piętro wyżej – prosto do sali walk. Trafiliśmy
idealnie, bo przed wejściem czekała na nas Wendy. Mycroft podbiegł do niej i
przytulił. Wyglądała na roztrzęsioną. Spojrzałam na jej ręce. Były mokre jakby
przed chwilą je umyła.
- Kochanie, gdzie ty byłaś? Widziałaś co się stało w
warsztacie?!
- Znalazłam go… - powiedziała wystraszona – Jest
tam.
Jej drżąca ręka wskazała blaszane drzwi. Wpadliśmy do
środka, ona wraz z Mycroftem weszli ostatni. Sala wyglądała całkowicie
zwyczajnie.
- Leży na ringu – wytłumaczyła. Zbliżając się do
obiektu znajdującego się po drugiej stronie pomieszczenia zaczęłam się
zastanawiać, kto to może być. Brakowało tutaj tylko kilku osób. Nie chciałam
śmierci żadnej z nich. Schemat powtarzał się po raz kolejny, co było
przerażające. Serce zaczęło mi być znacznie szybciej, ale dochodząc do
wskazanego miejsca przeżyłam pozytywne rozczarowanie. Na ringu nie było ciała.
Nie widać było nawet krwi. Spojrzałam pytająco na Wendy. Cała grupa wydawała
się być zaskoczona.
- Wendy… - zaczęła Agatha.
- Tutaj nikogo nie ma. Jesteś pewna, że ci się nie
wydawało? – wtrąciła Alice.
Wendy podeszła z przerażeniem do wcześniej wskazanego punktu
i rozszerzyła oczy ze zdziwienia. Obserwowałam to z dozą niepewności.
- Ale… ale to niemożliwe! Przed chwilą tutaj był!
- Kto był? – zapytał spokojnie Olivier.
- Ethan! Widziałam go w tym miejscu! Leżał… o tam – przeszła
przez gumę oddzielającą miejsce do walki od reszty sali – Tutaj była plama
krwi, tuż obok jego głowy… Nie rozumiem.
- Kiedy to było? – zapytała Cecily.
- Nie wiem. Może dwadzieścia minut temu? – zastanowiła
się.
- Dwadzieścia minut? Dlaczego dopiero teraz stąd wyszłaś?
– Alice spojrzała na nią zdziwiona.
- To bardzo dobre pytanie – poparłam.
- Jeżeli to jest jakiś żart to naprawdę niesmaczny Wendy…
- Agatha wyglądała na zgorszoną, jakby z trudem przechodziło jej to przez
gardło.
- Lepiej powiedz, gdzie byłaś po wczorajszej ciszy
nocnej! – odkrzyknęła do niej, zamieniając się z ofiary w kogoś, komu oczy
zapłonęły prawdziwym ogniem.
- Dobra, hej! Wystarczy! – krzyknął Mycroft, po czym
obrócił się w stronę Wendy – Opowiesz nam całą historię?
Wendy
widocznie się uspokoiła. Odetchnęła, wzięła kilka głębokich oddechów i
spojrzała na stojącego obok niej chłopaka. Złapała go za dłoń i przeniosła
wzrok na nas.
- Mówiliście, gdzie może być Maks, więc poszłam do
warsztatu. Jak tam weszłam to znalazłam jakiś dziwny gabinet luster. W środku
było sporo szkła, krótkofalówka i trochę krwi. Zaczęłam się zastanawiać, co się
tam stało. Poczułam się nieswojo, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje…
- I jak znalazłaś się tutaj? – zapytała Cecily.
- Właściwie… - moment zawahania był chwilowy, ale
wystarczająco wyczuwalny, żeby stać się podejrzanym. Liczyłam się z opcją, że
Wendy jest w szoku, ale nie mogłam przeoczyć takiej opcji – Krótkofalówka.
Trzeszczała, ale w końcu usłyszałam dźwięk gongu, który skojarzyłam z tym
miejscem.
Nasze spojrzenia
mimowolnie powędrowały w kierunku wspomnianego urządzenia. Stało pomiędzy
ringiem, a jednym z dużych i różnokształtnych manekinów. Odsunęłam się dwa
kroki w tamtym kierunku, zaczynając gwizdać pod nosem jedną z piosenek, które
wpadły mi w ucho na długo przed przybyciem do hotelu.
- Nie wiem, jakaś naciągana ta historia – Alice nie
dawała wiary – W sensie, to nie jest tak, że ci nie wierzę, ale gdzie w
takim razie jest ciało?
- Czy ktoś widział gdzieś Ethana? – zapytałam. Nikt
mi nie odpowiedział – Jest szansa, że Wendy trafiła w moment, gdzie sprawca
przenosił ciało, chociaż sami widzicie jak nieprawdopodobnie to brzmi.
- Czy zaszkodzi nam jak się trochę tutaj rozejrzymy? – zapytał
Mycroft, ewidentnie starając się załagodzić sytuację.
Olivier podszedł do mnie i spojrzał pytająco, jakby czekał
na instrukcje. Momentami czuł się zagubiony, dlatego pewnym krokiem ruszyłam do
przodu w stronę ringu. Niebieska mata była ciasno przytroczona sznurami do
ziemi. Cała powierzchnia była nieskazitelna i nie nosiła nawet do najmniejszego śladu działania. Czy to
możliwe, że była tutaj krew, którą ktoś na szybko starł? Zbliżyłam się, chociaż
nie mogłam się odpowiednio nachylić, bo zniszczone mięśnie brzucha dawały o
sobie znać.
- Olivier wejdziesz tutaj na górę? Zerkniesz z bliska? – poprosiłam
go. Posłuchał mnie i niezdarnie pokonał gumę. Przykucnął i przejechał dłonią po
macie.
- Sam nie wiem… - powąchał palce – Nie czuję tutaj
krwi.
- Cała sala wygląda normalnie – rozejrzałam się,
jakbym sama chciała potwierdzić swoje słowa – Wendy mówiła coś o gongu. Może
to jest jakaś droga?
- Możemy spróbować.
Podeszliśmy
do masywnego, blaszanego gongu. Kojarzył mi się z starożytnymi Chinami,
przypominał te, które widziałam w filmach. Nie miał w sobie niczego
nadzwyczajnego. Uderzyłam go delikatnie, co wywołało głośny, głuchy dźwięk. Coś
nie do podrobienia.
- Jaki zabawny dźwięk – stwierdził Olivier – Nie
umiem się przyzwyczaić do niektórych rzeczy odkąd słyszę. Czasami to wszystko
jest dla mnie zbyt głośne.
Bolało mnie słuchanie o tym jak bardzo zagubiony był. Miałam
w swoim życiu podobny epizod, ale ten był na tyle wyjątkowy, że opierał się o
utratę, a potem odzyskanie słuchu i zmartwychwstanie. Tego nie dało się pobić.
- Jeżeli Wendy słyszała ten dźwięk, to coś mogło stać się
w okolicy tego miejsca – kalkulowałam powoli. Obok znajdował się jedynie
ring oraz manekin. Podeszłam do tego drugiego. Wyglądał naprawdę dziwnie. Był
strasznie duży. Górował nade mną z zawieszonymi tarczami treningowymi. Miał
przerażającą twarz, z drewnianym, płaskim zamknięciem. Przypomniało mi się to,
co powiedział Olivier. Podczas podziału grupy i przeszukiwaniu hotelu w celu
ułożenia planu Ethan przyznał się do tego, że jest opętany. Ja traktowałam to
jako zwyczajne rozdwojenie jaźni, chociaż Olivier opowiadał mi o tym z
przejęciem. Nie do końca w to uwierzyłam, ale w mojej głowie pojawiło się parę
pytań. Czy jeżeli rzeczywiście coś w nim było to czy dałoby mu tak po prostu
zginąć? I gdzie było cholerne ciało?
Obeszłam
drewnianą konstrukcję od tyłu i wtedy zauważyłam coś dziwnego. Na tyłach
manekina znajdowała się szczelina. Włożyłam tam palce i poczułam coś
namacalnego, przypominającego dźwignię. Pociągnęłam za nią i odskoczyłam
zaskoczona. Mechanizm się zwolnił, drewniane drzwiczki otworzyły, a z przyrządu
treningowego wypadła ogromna, różowa kula. Komunikat rozbrzmiał automatycznie:
- Witajcie - rozbrzmiał głos
Lokaja - W sali walk właśnie zostało
odkryte ciało jednego z gości. W tym momencie mają państwo dwie godziny na
przeprowadzenie śledztwa i zebranie dowodów. Gdy czas się skończy wszyscy
goście muszą stawić się przy recepcji, skąd zabiorę państwa na salę procesową.
Przypominam o zasadach, a także o tym, że winda będzie teraz przez parę minut
czynna, a następnie zostanie wyłączona. Powodzenia.
Wszyscy obecni w pomieszczeniu podbiegli do nas, a my
mogliśmy w końcu przyjrzeć się ciału. Wendy odwróciła wzrok. To wyglądało
strasznie. Przypomniał mi się pierwszy proces. Ethan był cały siny. Jego skóra
była napięta i wyglądem przypominała część jego stroju. Jego ręce były zesztywniałe.
Poza tym nie było widać niczego, szczególnie uszkodzenia głowy, o którym
wspominała Wendy.
- Nie wygląda jakby dostał w łeb – Alice patrzyła na
niego i widziałam na jej twarzy pewną ulgę. Byłam pewna, że to było związane z
klątwą, w którą wierzyła. Teraz niebezpieczeństwo minęło.
- Przyrzekam wam na wszystko. Było tam dużo krwi,
przecież wiem, co widziałam! – upierała się przy swoim.
Drzwi
do sali walk się otworzyły i do środka wpadła czwórka osób – Alan, Elizabeth,
Aaron oraz Carmen, chociaż o tej ostatniej ciężko było powiedzieć, że „wpadła”.
Wyglądało to raczej jakby została przyciągnięta przez Aarona. Jak z rana
wyglądała dobrze, to teraz ledwo stała na nogach. Parę osób jej szukało, ale
widać dopiero teraz udało się ją znaleźć. Podeszli do nas. Wciąż brakowało
tylko jednej osoby.
- Nie widzieliście gdzieś Maksa? – zapytała Cecily.
- Nie – odpowiedział krótko Aaron – Kto nie żyje?
Nie odpowiedzieliśmy. Sami zobaczyli ciało. Nim zdołali to
jakkolwiek skomentować na sali pojawił się Lokaj. Widziałam moment zawahania w
ruchu, który wykonał. W jego ręce zaświeciła teczka. Plik morderstwa opisujący
ofiarę i dający podstawowe informacje. Zazwyczaj wręczał go Maksowi, ale teraz
ten się jeszcze nie pojawił, więc papiery trafiły w ręce Alana. Chłopak
odchrząknął i zaczął czytać:
- Ofiarą szóstego
morderstwa jest Jayden Asselman, iluzjonista. Jego ciało zostało znalezione w
sali walk, upchnięte do jednego z manekinów. Ofiara zginęła na skutek niedoboru
tlenu. Czas śmierci to 21:13
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 21:50. Zginął niecałe pół godziny
temu. Byliśmy w tym miejscu od jakichś 10 minut, więc wszystko ułożyło mi się w
głowie.
- Wypadł z tego
manekina? – zdziwiła się Elizabeth.
- Nie słyszeliście
najważniejszej części… - zaczął Mycroft, krótko streszczając
historie Wendy.
- Nie wierzę, że
ktoś go zabił – po twarzy Cecily spłynęła łza. Oparła się o
manekina. Wyglądała na zdruzgotaną. Chociaż widzieliśmy już sporo śmierci, to
ta była trochę inna. Zabicie kogoś takiego jak Ethan? Niegroźnego głupka?
Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem.
- Hej, musimy się
skupić. Może ktoś powinien pobiec po Maksa? – zaproponował Mycroft.
- Nie mamy na to
czasu – zaznaczyła ostro Cecily – Musimy zacząć
sprawdzać to miejsce. Tak samo warsztat, ale wszystko po kolei. Chciałabym
osobiście przypilnować śledztwa. Czy ktoś zajmie się przesłuchaniami?
- Maks sam tutaj
przyjdzie. Pewnie ciągnie się z tą nogą z czytelni albo z innego, podobnego
miejsca – rzuciła pomysłem Agatha.
- Nie powinnaś się
przemęczać – Alan chciał ją uspokoić, ale ta zrobiła gest ręką, który uciął rozmowę.
- Ja się tym zajmę
z Olivierem – zaproponowałam – Sami mamy alibi, bo
przez cały czas byliśmy razem.
- To dobry pomysł –
Aaron kiwnął głową i spojrzał na Carmen – Elizabeth,
po zbadaniu ciała podejdziesz do Carmen?
- Dam sobie radę – zaparła się Carmen, chociaż na taką nie wyglądała.
- Jasne – odpowiedziała klękając przy Ethanie.
- Jak ktoś ma coś
do dodania to niech podejdzie na bok. Spróbujemy ustalić tyle ile się da – powiedziałam zachęcająco.
Odeszliśmy na bok
i podzieliliśmy na dwa odłamy. Aaron, Alice, Cecily i Elizabeth zaczęli badać
miejsce zbrodni, a pozostała grupa ruszyła w kierunku wyjścia. Stanęliśmy
niedaleko drzwi. Z zaskoczeniem obserwowałam jak wiele osób miało coś do
powiedzenia. Sama chciał dodatkowo przepytać Cecily i Elizabeth, które mogły
dodać kolejnych szczegółów do sprawy. Stanęliśmy z Olivierem obok siebie.
Pierwszym, który do nas podszedł był Mycroft.
- Mycroft – przywitałam go – Powiedz mi na
początek, czy masz jakieś alibi na moment śmierci Ethana. Przypominam, że to
stało się około 21:15.
- Byłem cały czas z
Wendy. No i potem z grupą, jak ona się oddzieliła żeby szukać Maksa – powiedział z pewnością. Spotkaliśmy ich w jadalni, więc wierzyłam w
jego wersje wydarzeń. Zresztą potem byliśmy cały czas w jednej, dużej grupie.
Nawet go nie podejrzewałam, ale liczyłam, że powie coś ciekawego.
- Zauważyliście coś
dziwnego? Może spotkaliście gdzieś Maksa czy Ethana? Mówię o tym jak już
wyszliśmy z jadalni z rana – do przesłuchania
włączył się Olivier.
- Właściwie to
spotkaliśmy Maksa na basenie. Nie pamiętam, która to była godzina, ale
zachowywał się dziwnie. Ostatnio cały czas był jakiś taki pochmurny… No i potem
Ethana. To spotkanie było jeszcze dziwniejsze. Wpadł do siłowni z ogromnym,
wypchanym po brzegi plecakiem i jak nas zauważył to uciekł, nie odzywając się
nawet słowem. Zachowywał się bardzo dziwnie.
- I mówicie, że to
było w siłowni? – zastanowiłam się, zauważając ciekawy
schemat.
- Tak. Nie
chcieliśmy go zatrzymywać, bo trenowaliśmy, ale to było po prostu dziwne.
- A co do czytelni?
Macie jakiś pomysł, co się tam stało?
- Nie mam pojęcia.
Wszystko wskazywałoby na pożar, ale poza dymem nie było widać niczego, a jedyną
osobą, która mogła coś podpalić jest Maks.
Miał rację. Osoba,
która wznieciła pożar musiała złamać zakaz. Drugą opcją był nieżyjący już
Ethan, ale to wydawało się równie nieprawdopodobne jak kuśtykający pisarz.
- Pytanie czy to na
pewno był… był ogień – Olivier zachrypiał lekko. Zadał dobre
pytanie. Nie możemy być tego pewni, bo nie widzieliśmy ognia.
- Coś jeszcze?
Cokolwiek, co może być istotne? – zapytałam.
- Hmm… Może jest
jeszcze coś takiego, ale o tym opowie wam Wendy, jeżeli uzna to za stosowne.
Mogę już iść? Ona naprawdę kiepsko się czuje. Nie wiem, co jej się stało, ale
nie będę stał obojętnie.
- Mycroft – zatrzymałam go – Czy jeżeli to by
była ona, współpracowałbyś z nami?
Nie odpowiedział. Spojrzał mi w oczy i poszedł w jej stronę. Kolejna
podeszła Agatha. Wyglądała na roztrzęsioną, jak za każdym razem, ale widok
śmierci nie wywoływał u niej takiego spustoszenia jak kiedyś.
- Agatha, masz
jakieś alibi na czas zbrodni? – zapytałam.
- Oczywiście. Byłam
razem z wami w czytelni. Wcześniej kręciłam się po hotelu sama, ale to chyba
mnie nie obciąża, prawda?
- Nie – odpowiedziałam – Powiedz nam, kto
był z tobą w czytelni. Nie licząc mnie, Oliviera i reszty, która doszła po
wybuchu zamieszania.
- Akurat byliśmy w
czytelni w niedużej grupie – zaczęła – Oprócz mnie byli tam Alice, Cecily, Alan oraz Elizabeth.
- A co z Carmen?
Jak to się stało, że ona zniknęła na cały dzień. Nie spotkałaś się gdzieś z
nią?
- Widziałam ją
ostatni raz chwilę po śniadaniu. Miałyśmy wpaść po coś do magazynu, bo chciała
spędzić dzień ze mną w warsztacie. Ostatecznie poszła do swojego pokoju, a ja
poczekałam w magazynie. Przez to nie poszłam do warsztatu i cały dzień
spędziłam na kręceniu się bez celu. Może jakbym poszła pracować to Ethan dalej
by żył…
- Nie ma sensu się
obwiniać – uspokoił ją Olivier – Nie możemy pilnować
całego hotelu, kiedy jest tutaj tyle pomieszczeń.
- A Maks i Ethan?
Kiedy ostatni raz ich widziałaś? – zapytałam.
- Na śniadaniu.
Potem nie widziałam ani jednego, ani drugiego.
Nie mogliśmy
zapytać ją o nic innego. Wszystkie informacje zostały wyczerpane. Agatha
zdawała się również mieć dosyć solidne alibi. Motyw wyznaczał solidne grono
podejrzanych. Aaron, Ethan, Elizabeth, Carmen oraz Cecily nie przedstawili
swoich zakazów. Trzeba było zwracać na nich uwagę, ale podejrzewanie wszystkich
również mijało się z celem. Po Agathcie przyszła pora na Alana. Tutaj sprawa
miała się ciekawiej, bo nie było go w czytelni z resztą grupy. Nie miał tak
czystego alibi jak reszta.
- Alan, powiedz nam
dokładnie, co się stało jak poszliście szukać Carmen.
- Cały czas byłem z
Elizabeth – zaznaczył na start, oczyszczając się z podejrzeń – Chodziliśmy korytarzami i sprawdzaliśmy różne piętra. Wiedzieliśmy, że
czas się nam kończy, Elizabeth była przekonana, że prędzej czy później
usłyszymy komunikat o znalezieniu ciała. Nie myliła się. Jednak jeszcze przed
tym znaleźliśmy Carmen i Aarona… To było trochę dziwne – obrócił się i spojrzał na stojąco nieopodal dziewczynę. Była blada, a
jej kolorowe włosy zdawały się tracić kolor razem z nią. Dopiero teraz
zauważyłam, że ma bandaże na dłoniach – Spotkaliśmy
ją na korytarzu przed magazynem. Miała pokrwawione ramiona i wokół niej była
cała masa szkła oraz wody. Oczywiście Elizabeth się nią zajęła. Po chwili
dobiegł Aaron, który miał ze sobą bandaże i środek do oczyszczania ran. Mówił,
że znalazł ją chwilę przed nami i od razu pobiegł po coś, żeby opatrzeć rany.
Wydaje mi się, że można mu wierzyć, chociaż sam nie wiem. Po tym wszystkim
ciężko w cokolwiek uwierzyć.
- Myślicie, że
mogli oni zabić Ethana? Około 21:15?
- Znaleźliśmy ich
chwilę przed komunikatem, więc bardzo możliwe – odpowiedział Alan.
- A Maks?
Widzieliście go gdzieś? Albo Ethana przed śmiercią?
- Nie. Ja nie
widziałem ich cały dzień, a prawie cały czas chodziłem z Elizabeth, więc myślę,
że w jej przypadku będzie to wyglądało tak samo.
- Masz nam coś
jeszcze do powiedzenia? Cokolwiek, co mogło być istotne w tej sprawie? – zapytał na koniec przesłuchania Olivier. Alan przez moment się
zastanawiał, ale ostatecznie pokręcił przecząco głową. Podziękowaliśmy mu i w
ciszy obserwowaliśmy, jak na jego miejscu pojawiła się Carmen. Oparła się o
ścianę, widać było, że nie jest to dla niej najłatwiejsze przeżycie.
- Carmen, wszystko
gra? – zapytał po przyjacielsku białowłosy.
- Bywało lepiej… - westchnęła – Czuję się trochę
skołowana. Nie jestem pewna, co się działo.
- Może powiesz nam
to, co pamiętasz? – zaproponowałam.
- Dzisiaj był
dziwny dzień… Po śniadaniu zaczęłam się bardzo dziwnie czuć i potem średnio
pamiętam przebieg dnia. Chodziłam bez celu i nie mogłam nikogo znaleźć. Potem
nagle znalazłam się w magazynie i nie wiem czemu, ale chciałam zabrać stamtąd
akwarium. Nie mam pojęcia czemu tak się stało, ale zaczęłam je nieść, po czym
wypadło mi z rąk i konkretnie mnie poharatało… Nie mogłam się pozbierać i wtedy
znalazł mnie Goździk. Obiecał, że mi pomoże i po chwili gdzieś zniknął. Wtedy
pojawiła się Mak oraz Mniszek i mnie opatrzyli. Goździk wrócił po chwili, a w
trakcie usłyszeliśmy komunikat. To było naprawdę dziwne popołudnie.
- Jak się nad tym
zastanowić, to ja też dzisiaj kiepsko się czuję od momentu śniadania… - stwierdził Olivier – Może trafiliśmy na
jakąś gorszą partię jedzenia?
- Możliwe – odpowiedziałem zamyślona – Wracając do ciebie
Carmen… Mówisz, że byłaś sama, kiedy znaleziono Ethana. Nie masz alibi? Na
pewno nie było cię tutaj.
- Wydaje mi się, że
nie – jej odpowiedź nie zabrzmiała przekonująco – Na pewno
sporo czasu spędziłam przed magazynem. Tego jestem pewna. Ale nie do końca
potrafię powiedzieć, gdzie byłam większość dnia. Sporo chodziłam, nawet teraz
bolą mnie nogi.
- A Ethan lub Maks?
Widziałaś, któregoś z nich? – zapytałam.
- Niezapominajkę na
śniadaniu i przed chwilą – spojrzała w kierunku ciała, nad którym
klęczała Elizabeth – Ale Chryzantemę
widziałam całkiem niedawno. Mijał mnie jak szedł przy recepcji w kierunku
windy. Chyba nawet mnie nie zauważył. Wyglądał jakby się mocno spieszył.
To interesujące.
To mogło oznaczać, że Maks szedł tam się z kimś spotkać. Ktoś mógł go tam
zwabić, tylko czy ta osoba się do tego przyzna? Może powtórzy się motyw jak w
przypadku Carmen oraz Jacoba. Dziewczyna miała się z nim spotkać, dzięki czemu
udało nam się zlokalizować, gdzie się znajduje. Wróciłam do rzeczywistości i
spojrzałam na nią. Takie zeznania niedużo mi dały. Wytworzyły więcej pytań niż
odpowiedzi. Podziękowaliśmy jej i poczekaliśmy na kolejną osobę.
- Ja pierdole – twardy głos Aarona wyrwał nas wszystkich z śledczego nastroju.
Spojrzałam w jego stronę.
- Witajcie – głos Lokaja
ponownie rozbrzmiał po całym pomieszczeniu - W sali walk właśnie zostało odkryte kolejne ciało. W tym momencie mają
państwo godzinę na przeprowadzenie śledztwa i zebranie dowodów. Gdy czas się
skończy wszyscy goście muszą stawić się przy recepcji, skąd zabiorę państwa na
salę procesową. Przypominam o zasadach. Powodzenia.
Poczułam mrożący dreszcz, przepływający po całym ciele. Pobiegłam ze
wszystkimi w kierunku ringu. Wyglądało to przerażająco. Ludzie stali przy
podniesionej macie, gdzie kucał Aaron. Nawet on wyglądał na wystraszonego.
Podeszłam bliżej i schyliłam się. Pod ringiem było stosunkowo ciemno, ale
szeroka plama zaschniętej krwi i stojący obok niej puchar, były nie do
pomylenia. W oczy rzuciło się też samo ciało. Długie, patyczkowate ciało,
leżąca obok laska. Nie było mowy o pomyłce – patrzyliśmy na zwłoki Maksymiliana
Kowalskiego.
Większość osób nie
miała odwagi patrzeć w to miejsce, ale Elizabeth prawie od razu tam wpełzła.
- Alan. Przynieś mi
latarkę i poświeć – powiedziała z chłodnym profesjonalizmem.
Dantes wycofał się i wybiegł z sali.
- Znowu dwa trupy –
Wendy stwierdziła oczywistość, ale było to na swój sposób przerażające.
- I teraz to na
pewno nie jest podwójne samobóstwo-zabójstwo – Aaron wstał i otrzepał ręce – Nie wierzę,
żeby zabili się nawzajem.
- Patrzcie na jego
głowę! Wgniecenie! To na pewno jego wtedy widziałaś kochanie – Mycroft wystrzelił ze swoją teorią. Nie mylił się, to ciało pasowało
opisowi Wendy, ale miało jedną różnicę – należało do Maksa, a nie do Ethana. O
co w tym chodziło?
- To na pewno był
Ethan! – wykrzyczała, jakby od tego zależało jej życie.
- Cóż, to nie
zmienia mocno naszej sytuacji – zauważyłam – Dalej musimy zbadać to miejsce. Potem rozdzielimy się i połowa grupy
pójdzie do czytelni, a połowa do warsztatu. Te dwa miejsca wydają się być mocno
powiązane z tą sprawą.
- Dwie osoby zabiły
dwie osoby – mówiła z przekonaniem Agatha – To
niemożliwe, ale jednak!
Alan wrócił do nas
i wszedł pod ring, żeby pomóc Elizabeth. W tym czasie wróciliśmy do
przesłuchań, chociaż atmosfera zrobiła się mocno napięta. Cecily musiała odejść
na bok. Mogło się wydawać, że stała się ofiarą klątwy kuchni. Osoby, które tam
pracowały traciły swoich najbliższych przyjaciół. Audrey straciła Jacoba, Samfu
stracił Jacoba, Audrey oraz Yamę. Cecily trzymała się blisko zarówno z Yamą,
Maksem jak i Ethanem. Byłam pewna, że to przypadek, ale los okrutnie kpił z
naszej grupy. Wendy, która była następna w kolejce, zdawała się nieco odżyć.
Jakby poczuła klimat śledztwa. Chociaż cała otoczka kojarzyła się negatywnie,
to nie można było zaprzeczyć, adrenalina pompowała się do ciała z każdą chwilą.
Ciężko było to zatrzymać. Uczucie walki o siebie i o przetrwanie w tym miejscu.
Szansa na spróbowanie ucieczki kolejnego dnia. Vela powtórzyła właściwie
wszystko, to co wcześniej. Musiała mieć wyjątkowo kiepskie poczucie czasu.
Czułam, że przy odrobinie szczęścia mogła nakryć sprawcę na gorącym uczynku. Z
drugiej strony jej historia miała parę luk, zupełnie jakby czegoś nie mówiła.
Mogło to oznaczać, że kogoś kryła. Z drugiej strony Mycroft był cały czas z
grupą, więc komu mogła pomagać? Sobie samej? Ta myśl przeleciała mi przez
głowę.
- A jak się
czujesz? Nie boli cię przypadkiem brzuch? – zapytał Olivier. Przez
zamieszanie związane z kolejnym ciałem zupełnie o tym zapomniałam. Cieszyłam
się, że chociaż on pamiętał.
- Co? W sumie
trochę pobolewa, ale chyba pomieszałam złe smaki na śniadanie – stwierdziła beztrosko. Nie uważała tej informacji za istotną. Ja
jeszcze nie wiedziałam, jak wiele mogła znaczyć. Podziękowaliśmy jej, żeby nie
marnować więcej czasu. Musieliśmy się jeszcze rozejrzeć na innych piętrach, a
proces był coraz bliżej. Przez to, że nie mieliśmy już kogo przesłuchiwać,
musiałam zobaczyć, czy Elizabeth skończyła swoją pracę. Wciąż nachylała się nad
ciałem, obserwując je uważnie. Postanowiłam, że zajmę się w tym momencie
Cecily.
Dziewczyna była średnio
komunikatywna. Nie widziałam w niej strachu, ale wyglądała na wyczerpaną i
zrezygnowaną. Nie dziwiłam się. Do śledztwa i przesłuchania podeszła jednak
całkowicie poważnie.
- Co chcecie
wiedzieć? – zapytała.
- Powiedz nam, co
wiesz o tej sprawie. Byłaś w czytelni, potem zniknęłaś, no i pojawiłaś się już
po wszystkim, jak szliśmy do ciała. Wiem, że to dla ciebie duża strata, ale
wygląda to podejrzanie.
Spodziewałam się gniewu, czy udawanej rozpaczy, ale Cecily zachowała
klasę.
- Wiem jak to
wygląda… Prawda jest taka, że poszłam na chwilę do teatru. Wspominałam, że
przygotowuje sztukę i znalazłam w czytelni jeden podręcznik, który zainspirował
mnie do dodania paru rzeczy. Wpadłam na zaplecze, dopisałam parę rzeczy do
swoich notatek i wyciągnęłam kilka kreacji, po czym zaczęłam wracać do was.
Wiem, że to trochę nieodpowiedzialne, szczególnie, że nie przedstawiłam swojego
zakazu, ale nie sądziłam, że to może cokolwiek zmienić.
Jej historia brzmiała naturalnie. Nie miałam więcej pytań odnośnie jej
alibi. Interesowało mnie jeszcze, czy widziała wcześniej Ethana lub Maksa.
- Nie widziałam. W
sumie dlatego siedziałam w czytelni, chciałam z nim pogadać, ale nie zdążyłam…
Nie zauważyłam również nic podejrzanego. Przepraszam, że nie mogę bardziej
pomóc, ale chciałabym odejść na chwilę na bok. To… to po prostu trochę dużo jak
na jeden raz.
Nie trzymaliśmy
jej na siłę. O wyniki śledztwa mogliśmy zawsze zapytać Aarona. Pozostała tylko
Elizabeth. Musieliśmy poczekać jeszcze chwilę. W tym czasie do sali walk wpadł
spóźniony Lokaj, wręczając nam kolejny plik morderstwa.
- Drugą ofiarą szóstego morderstwa jest Maksymilian
Kowalski, pisarz. Jego ciało zostało znalezione w sali walk, schowane pod
ringiem bokserskim. Ofiara zginęła na skutek uderzenia tępym obiektem w tył głowy.
Czas śmierci jest nieznany – przeczytał na szybko
Mycroft.
Nie było to zbyt wiele informacji, ale lepsze to niż nic. W końcu
Elizabeth wyszła spod maty i poprawiając fartuch była gotowa na przesłuchanie.
- Powiesz nam czego
się dowiedziałaś? – zapytałam.
- Zanim zaczniecie,
ja mam do was jedno pytanie – powiedziała i nie
czekając na przytaknięcie ciągnęła – Czy wy również
macie dzisiaj problemy żołądkowe? Ścisk, cofanie się pokarmu, ogólny ból?
Zaczynam podejrzewać, że dostaliśmy zepsute jedzenie. Pytanie czy przypadkiem,
czy ktoś nas próbował podtruć. Gablota jest już zabezpieczona i na pewno nic z
niej nie zniknęło, ale podtruć można na wiele sposobów.
- Zauważyłem to
samo – potwierdził Olivier – Wygląda na to, że
ktoś chciał dodatkowo namieszać.
- Interesujące.
Wracając do waszego pytania zbadałam oba ciała. Plik morderstwa poprawnie
wskazał obie przyczyny zgonów. Nie jestem w stanie określić, kto zginął
pierwszy, a kto drugi. Ethan się po prostu udusił. Nie miał żadnych innych
śladów, poza siniakami na rękach, ale to było związane z czymś innym, o czym
nie mamy teraz czasu rozmawiać. Co do Maksa, to znalazłam coś ciekawego. Ma
dwie rany na głowie. Jedna powierzchowna, ktoś raczej uderzał żeby pozbawić
przytomności niż zabić. Druga zadana nieco mniej umiejętnie, ale wystarczająco
mocno żeby dobić – zreferowała, po czym zrobił krótką pauzę – No i ciało Kowalskiego miało na sobie resztki makijażu.
- Co takiego? – zapytałam.
- Dokładnie. Ktoś
go zmywał na szybko, ale zostawił trochę kredki w kącikach oczu i podkładu na
policzkach.
- Patrząc na to i
informacje z drugim uderzeniem można dojść do różnych wniosków – stwierdziłam.
- Ciekawe. Może
ktoś nie chciał go zabijać, tylko zaatakował go w innym celu, a ktoś inny
wykorzystał moment i dobił? – teoria Oliviera była
jedną z możliwych.
- Tego dowiemy się
podczas procesu. Czasu coraz mniej – stwierdził Aaron – Powinniśmy sprawdzić jeszcze szybko warsztat i czytelnie.
- Powiesz nam,
czego ciekawego się dowiedzieliście? – przerwałam mu.
- Powinniśmy to
zrobić na procesie. Teraz szkoda czasu – żachnął się, ale
widząc moją minę kontynuował – Znaleźliśmy puchar,
którym go zabito. Był pod ringiem. Dodatkowo w szatni znaleźliśmy dwie interesujące rzeczy. Zestaw, którym zapewne sprawca starł krew z ringu. Dzięki
temu jestem w stanie uwierzyć, że Vela rzeczywiście coś mogła zobaczyć.
Wendy prychnęła pogardliwie i pokręciła głową. Aaron zignorował to
ciągnąc dalej:
- Poza tym
znaleźliśmy strój Ethana. Dokładnie taki sam, jaki ma na swoim ciele. Nie ma
wątpliwości, że to jedna z zapasówek z jego szafy. Co ciekawe, miał na sobie
krew. Przy kołnierzu i na górnych częściach kamizelki.
To się nie
zgadzało z tym, co znaleźliśmy w manekinie. Ethan umarł przez brak tlenu.
Elizabeth nie wykryła na jego ciele żadnej rany, która mogłaby krwawić. Skąd
krew na jego kostiumie? Skąd wzięła się druga para jego ubrań? Mógł zostawić ją
tam wcześniej, ale krew wyglądał na stosunkowo świeżą.
- Przeanalizujemy
to na sali – stwierdziła Cecily – Jeżeli chcecie
zobaczyć jeszcze te dwa miejsca, to musimy przyspieszyć.
Miała racje. Pytań było zbyt dużo, żeby je teraz zacząć analizować.
Szykował się naprawdę skomplikowany i zawiły proces. Opcji było coraz więcej.
Znowu się podzieliliśmy i wyszliśmy z sali walk. Wydawało mi się, że byliśmy tu
całą wieczność. Wyjście przyniosło mi zaskakującą ulgę. Do warsztatu
ostatecznie poszliśmy we czwórkę. Mi oraz Olivierowi towarzyszyli Mycroft oraz
Wendy. Zeszliśmy ponownie do nieco mrocznego pomieszczenia i rozejrzeliśmy się
po tajemniczym gabinecie luster. Po dowiedzeniu się wszystkiego to miejsce
wyglądało zupełnie inaczej, chociaż teoretycznie nic się na nim nie zmieniło.
Zastanawiałam się, jaką rolę odegrała tu krótkofalówka. Nie znaleźliśmy niczego
nowego. Rozejrzeliśmy się, po czym ruszyliśmy w stronę recepcji.
Atmosfera była
poważna i ponura. Nikt nawet nie próbował jej odbudować. Wszyscy w milczeniu
czekali na rozpoczęcie procesu. Zostały ostatnie minuty, a ja w milczeniu
patrzyłam w przestrzeń. Zostało nas jedenastu. Po procesie ta liczba mogła
zmniejszyć się jeszcze bardziej. Na pewno się zmniejszy. Próbowałam wewnętrznie
się wyciszyć, ale było to prawie niemożliwe. Myśli atakowały w swoim tempie.
Próbowałam je ułożyć w głowie. To jedyne, co pozostawało mi do zrobienia. Gdy
przyjechała winda i Lokaj zaprosił nas do środka, weszliśmy. Drzwi się
zamknęły, a my ruszyliśmy w nieznane, gotowi na kolejne koszmarnie wykańczające
godziny dyskusji i walki. Walki o życie.
--------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
Jezu same chłopy giną. Patrząc na to, że w poprzednich trzech sprawach morderca i ofiara były blisko siebie, to prawdopodobnie Cecile zabiła. Sam mógł nie wytrzymać i chcieć kogoś zabić, a aktorka po prostu się broniła i była to samoobrona tylko nwm co z Maksem. Wygląda to trochę jakby współpracował z iluzjonistą przed ich śmierciami, tylko po co?
OdpowiedzUsuńW ogóle poza Alice, Agatha i Cecile to wiele par ( choć tylko haker i striptizerka są zakochani w sobie ) zostało - elizka/alan , wendy/mycrosoft , julia i olivier oraz carmen i aaron. Ale to będzie rzeź w tym i przyszłych procesach. Ludzie będą się oskarżać, a druga osoby z pary będzie broniła tą osobę.
Zapomniałem wspomnieć, ale o matko w końcu perspektywa Juli. Ostatnio czytaliśmy jej myśli podczas procesu artysty więc to już ponad 30 epizodów. Nie lubiłem jej podczas tego okresu, bo była straszną hipokrytką, ale widać, że naprawdę wyciągnęła z tego wszystkiego wnioski i cieszę się. Gdybym miał wskazać kto może być żywy po tej historii to brzuchomówczyni, olivier, alan i wendy.
OdpowiedzUsuń