Epizod VII - Rozdział 63: Pokuta (Olivier Naess)
Witamy Was w kolejnym rozdziale Peccatorum! Jest to bardzo osobisty i personalny rozdział z perspektywy Oliviera, który od dawna boryka się ze swoimi problemami. Mieliśmy krótką przerwę, ale chcemy dać Wam trochę więcej czasu na nadrobienie i ogarnięcie rozdziałów. Prace trwają i widzimy już na horyzoncie koniec. Historia jeszcze trochę potrwa, ale wiemy, że nie zostało tego dużo. No, ale to nie miejsce na takie przemyślenia - zapraszamy do lektury i jak zwykle prosimy o zostawienie po sobie śladu :)
Rozdział 63: Pokuta (Olivier Naess)
Spoglądaliśmy
na wiszący na jednej z półek plan. Wiedzieliśmy dokładnie jak wygląda cały
hotel. Nowy zarys budynku nie różnił się aż tak bardzo od starego. Jeżeli
wierzyć temu, co tu widzieliśmy zostały nam cztery piętra, żeby poznać
wszystkie zakamarki. Byłem prawie pewien, że można było do tego doliczyć
sekretne przejścia, których prawdopodobnie nigdy nie odkryjemy, ale poza
tym udało się nam osiągnąć naprawdę dużo. W czasie gdy grupa przeszukiwała
mechaniczne zoo, gdzie znaleźli sposób na wyłączenie filtru percepcji,
poszedłem z Julią po obiad. Zapakowaliśmy wszystkie porcje na wózek i zanim
zdążyliśmy wyjść z pomieszczenia gastronomicznego to zaczepił nas Bobru.
Wspomniał nam o tym, że przez nieobecność Lokaja będziemy musieli sobie sami
podgrzewać jedzenie i pokazał nam całe góry mrożonych produktów. Korzystając z
ostatniego ciepłego i porządnego dania, jakie mogliśmy zjeść w najbliższych
dniach, czekałem z niecierpliwością aż pójdziemy do jadalni.
Chęć
zjedzenia czegoś ciepłego miała jeszcze drugie podłoże. Dochodziła godzina
18:00. Wiedziałem, że dzisiejszy dzień może zakończyć się jedynie w jeden
sposób – moją śmiercią. Chociaż myśl o nadchodzącym końcu była odwiecznym
towarzyszem pobytu w tym miejscu, to odkąd wróciłem z drugiej strony, coraz
bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że nie powinno mnie tu być. Nie
czułem się sobą. Nie potrafiłem się odnaleźć, a wieczne docinki sprawiały, że
moje samopoczucie pikowało w dół. Nie byłem Olivierem, stałem się za to
marionetką, pokazem umiejętności Bobra i Neri. Ta myśl nie przychodziła mi
oczywiście z łatwością, ale podjąłem decyzję. Wolałem sam wybrać drogę, niż
krążyć po ciemnym labiryncie. Byłem pewien, że grupa zauważyła, że dzisiaj
nie miałem ochoty na rozmowę, ale byli do tego tak przyzwyczajeni, że nie
licząc Julii, nikt nie zwrócił mi uwagi. Miałem spokój i mogłem dzisiaj to wszystko
skończyć.
Gdy
dotarliśmy do jadalni, brakowało tylko Elizabeth i Alana. To co się z nim stało
było kolejnym dowodem tego, że źle się dzieję. Zastanawiałem się tylko, czy to
rzeczywiście był jego pech, czy ktoś go zaatakował. Poznaliśmy Alana jako pechowca,
chociaż jego akta nie pokazywały jego prawdziwego talentu. Równie dobrze mógł
być oszustem i kolejną osobą, która pracuję z Duchami. Nie zapomniałem, że
pośród nas mógł być jeszcze drugi zdrajca. Gdy przekazywałem informacje, nie
miałem pojęcia, że ktoś jeszcze może robić to samo, co ja, ale teraz ta opcja
pojawiała się w mojej głowie. To nie twój
problem, powtórzyłem sobie w głowie. Kolejną rzeczą, która mnie dobijała
był brak weny. Chciałem stworzyć obraz, ale mogłem jedynie patrzeć na płótno.
Kształty nie były takie same. Kolory wyglądały inaczej. Ręka nie słuchała się
tak, jak kiedyś. Odrestaurowany wrak Naess. Zacisnąłem pięści. Nie musiałem się
denerwować, to wszystko miało się niebawem skończyć.
Usiadłem
przed talerzem z daniem, którego w życiu nie jadłem. Przypominał makaron, który
był okraszony niedużymi fragmentami bliżej nieznanej rośliny. Była ona
chrupiąca i smakiem przypominała mi bardzo delikatne mięso. Wszystko było
zalane słodko-kwaśnym sosem. To był mój ostatni posiłek. Bolał mnie brzuch, ale
nie przejmowałem się tym, w końcu za parę godzin będę trupem. Zastanawiałem się
jak chcę to zrobić i wybrałem najłatwiej dostępny sposób. Chciałem się
powiesić. Wczorajszej nocy, tuż przed pójściem spać napisałem list. W planach
miał być długi i wszystko tłumaczyć, ale ostatecznie skróciłem go do dwóch
zdań, gdzie stwierdzam, że się zabijam oraz żegnam z całą grupą. Czy komuś było
potrzebne więcej? Planowałem zostawić otwarte drzwi i nie kombinować ponad
miarę. To, że miałem odejść z tego świata, nie oznaczało, że powinienem
mieszać.
- Brak filtru
percepcji da nam zupełnie nowe opcje – zauważyła Julia – Szkoda, że nie możemy wejść na pozostałe
piętra. Warto też poszukać dodatkowych przejść. Duchy muszą gdzieś mieć swoją
kwaterę. To, co widzieliśmy u Lokaja to tylko wierzchołek góry lodowej.
- A kiedy włączymy go
z powrotem? – zapytała Agatha.
- To znaczy? – Julia
spojrzała na nią zdziwiona.
- Nie włączymy go z
powrotem?
Julia
zrobiła minę jakby usłyszała wyjątkowo dziwne słowo w obcym języku.
- Filtr miał parę
innych przydatnych funkcji. Przede wszystkim stabilizację, która pozwalała
przenosić różne przedmioty nawet po schodach. Poza tym to ułatwia poruszanie
się, pomyślcie co by się stało jakby ktoś kogoś załat…
- Przestań Aaron – Mycroft
pokręcił głową – Nikt nie potrzebuję
twojego straszenia.
- Straszenia? – Aaron
spojrzał na niego z niedowierzaniem – Naprawdę
jesteś aż tak beznadziejnie beztroski?
- Mnie na przykład – Julia
przerwała wiszącą kłótnię – zastanawia co
z filtrem percepcji, który był nałożony na las na deptaku. Pamiętacie?
- Byłam tam, mówiłam
już wam, że znalazłam tam dziewczynkę… - zaczęła Carmen – Możecie mnie posłuchać?
- Carmen niby coś
widziała, ale warto to sprawdzić. Nie wiadomo jak to wtedy… - zaczęła
Wendy, ale przerwało jej donośne uderzenie w stół, które sprawiło, że cała sala
zamilkła. Spojrzeliśmy na Carmen.
- Czy możecie chociaż
raz w życiu mnie do cholery posłuchać? – w jej głosie słychać było
zdenerwowanie, którego nie słyszałem nigdy wcześniej. Blada skóra nabrała kolorów,
a jej oczy wręcz zapłonęły. Poczułem niepokój, bo zachowywała się zupełnie
inaczej. Zawsze była cicha i ciepła, a teraz przypominała kogoś innego – Byłam tam i wiem, co widziałam! Mam dość
tego, że traktujecie mnie cały czas jak powietrze. Mamy ten sam cel, a mam
wrażenie, że traktujecie mnie jak dziecko!
- Carmen? – Agatha
spojrzała na nią przerażona. Obserwowałem moją niedużą przyjaciółkę z uwagą. Co
mogła czuć po tym, jak Lokaj zniknął? Teraz jej najlepsza i jedyna przyjaciółka
zachowywała się dziwnie. Przez to wszystko zacząłem się poważnie martwić.
- Uspokój się Carmen i
usiądź – poprosiła Wendy. Carmen spojrzała na nią i podeszła w jej stronę.
- Hej! – krzyknął
Mycroft, podrywając się z ławki, ale zanim Carmen zdążyła cokolwiek zrobić
złapał ją Aaron.
- Idziemy do Elizabeth
– warknął.
- Odczep się ode mnie!
– powiedziała i próbowała mu się wyrwać, ale ten nie dawał za wygraną i
siłą wyprowadził ją z jadalni.
Westchnąłem.
Sytuacja była napięta, ale ja się tym nie przejmowałem. Było mi po prostu przykro.
- Co w nią wstąpiło? –
zapytała Wendy – Nigdy się tak nie
zachowywała.
- Może ma dość tego,
że każdy traktuje ją jak powietrze? – spytała Alice. Zaśmiałem się pod
nosem. Przezabawne.
- To do niej
niepodobne – powiedziała Agatha – Pójdę
z nimi, może będzie potrzebowała mojej obecności…
- Popatrz na zegarek,
nie masz dużo czasu – przypomniał jej Mycroft, uśmiechając się. Agatha
wypadła z jadalni niczym burza. Alice wstała.
- Przykro mi się
patrzy jak moi przyjaciele popadają w taką rozpacz! Gdzie się podziała wasza
wola walki?
- Alice. Daj sobie
spokój – Julia powiedziała to tak zwyczajnie… Mycroft parsknął śmiechem.
- Mówię poważnie. Jak
tak dalej pójdzie powtórzy się sytuacja z wtedy, jak mieliśmy dwa tygodnie
spokoju. Chcecie zacząć wyglądać jak Carmen? Dziewczynie się poprzestawiało w
główce.
- Taka z ciebie
przyjaciółka, że nie umiesz jej pomóc? Mam wrażenie, że ostatnio jesteś w
stanie tylko krytykować – stwierdził Mycroft, zakładając ramię na ramię.
- Mycroft i ty
przeciwko mnie? – widocznie posmutniała – Wszyscy jesteśmy zmęczeni, może chodźmy się przespać. Jeszcze niektórzy
będą chcieli wykorzystać tą sytuację do własnych celów – spojrzała na mnie.
Nie odwróciłem wzroku, była mi teraz równie obojętna jak wszystko inne.
- Chodź Mycroft, szkoda
marnować na to czas – poprosiła Wendy, łapiąc go za rękę.
- Proszę was – w
jej głosie słychać było przerażenie – Nie
kłóćmy się. Nie chciałam tak zabrzmieć…
Nie miałem ochoty z nimi siedzieć. Wstałem i poszedłem do
wyjścia.
- Olivier… - Julia
chciała mnie zatrzymać, ale nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Ruszyłem
korytarzem, mijając opustoszałą recepcję. Czułem zamęt w głowie, myśli nie
umiały się ułożyć. Jeżeli mój umysł był naczyniem to z pewnością miał w sobie
niejedną dziurę. To był mój ostatni spacer po tym miejscu. Gdzie mogłem pójść?
Nogi same zaniosły mnie w kierunku pracowni malarskiej. Do galerii nie czułem
żadnego przywiązania, było to najmniej lubiane przeze mnie pomieszczenie.
Kojarzyło mi się z czasami, kiedy wróciłem do życia i spędziłem tam parę dni
zbierając siły i układając sobie wszystko w głowie. Pracownia z kolei kojarzyło
mi się ze zdradą, ale lubiłem to miejsce. Usiadłem przed obrazem
przedstawiającym zachód słońca. Poza mną nie było tutaj nikogo.
Rozwiązałem
plecak i wyciągnąłem z niego soczek w kartonie. Miałem na niego ogromną ochotę.
W tym miejscu wisiało też kilka moich prac. Obserwowałem je z błyskiem w
oczach. Zdawało mi się jakbym był w stanie tworzyć cudowne dzieła, najlepsze
prace w moim życiu, ale ten okres już minął. Po prostu zniknął. Czy tak czuł
się Maks? Czy jego życie polegało na ponownym dążeniu do ideału, którego
nie był w stanie osiągnąć? Wszystko wydawało się nie mieć sensu. Wypalenie
artystyczne było dla artysty gorsze od śmierci. Marzyłem, żeby wrócić do tworzenia.
Może warto było dać sobie szansę? Wtedy coś usłyszałem, prawdopodobnie rury i
to mnie tak zdenerwowało. Dismas, Raphael, Rew, Jacob, Audrey, Sandra, Lily,
Samfu, Yama, Maks, Ethan i Cecily. Czemu ja byłem w tym cholernym miejscu,
kiedy to mogli być oni? Czemu wraz z powrotem do życia straciłem do niego
chęć? Na tym miejscu mógł siedzieć Jacob, który po zrozumieniu swoich błędów
pomógłby grupie się stąd wydostać. Może byłaby to Lily, która wpadłaby na jakiś
pomysł i powstrzymywała kolejne zbrodnie? Musiałem to być ja. Przeklęty
nieudacznik, który nawet nie potrafił dobrze zginąć.
Wstałem
i zacząłem krążyć wokół kolumn. W końcu wyszedłem i z pracowni malarskiej
udałem się do pralni. Tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Podszedłem do rogu.
Pralki pracowały, Alice musiała je wcześniej wstawić. Przypomniałem sobie
czerwień i oparte ciało Dismasa. Minęło półtorej miesiąca, ale w takich
sytuacjach czas leciał inaczej. Wydawał się dłużyć, trwać prawie
nieskończoność. Dźwięk pracujących maszyn również mnie denerwował. Dlaczego je
słyszałem? Krzyknąłem. Nie powinienem był, w końcu straciłem możliwość
mówienia. Cholerna pomyłka. Kopnąłem w jedną z pralek. Nie wiedziałem po co to
zrobiłem, ale odrobinę mi ulżyło. Wtedy miałem przebłysk. Zobaczyłem
pociągnięcie, ślad i czerwień, która po chwili zamieniła się w wiele innych
kolorów. Upadłem na pośladki, rażony tą wizją. Zniknęła tak szybko, jak się
pojawiła.
Przez
jakiś czas kręciłem się jeszcze po hotelu, starając się dojrzeć jakikolwiek
znak. Wycieczkę skończyłem w magazynie, skąd wziąłem dwumetrowy zwój liny. Nie
znałem się specjalnie na kręceniu sznura, ale to nie mogło być takie ciężkie.
Wróciłem do swojego pokoju i spokojnie wziąłem kąpiel. Byłem spokojny, co mnie
wewnętrznie zaskoczyło. Byłem pewien, że ktoś taki jak ja będzie czuł stres,
panikował, a ja byłem co najwyżej zdenerwowany. Po kąpieli wysuszyłem się
i przystąpiłem do montażu mojej szubienicy. Z łóżka udało mi się dosięgnąć
do specjalnego uchwytu na światło zawieszonego pod sufitem. Przerzuciłem parokrotnie
linę i zawiązałem ją najmocniej jak potrafiłem. Dla próby, łapiąc się jej,
zawisłem trzymając się rękoma. Zarówno rampa jak i lina wytrzymały mój ciężar
bez większego problemu. Przystąpiłem do zrobienia pętli. To było trudniejsze,
bo pierwsze próby skończyły się poluzowaniem, na które nie mogłem sobie
pozwolić. W końcu udało mi się uzyskać upragniony efekt. Supeł trzymał mocno, a
sznur pasował jak ulał do mojej szyi.
Zadowolony
z efektu swojej pracy podszedłem do biurka i z szuflady wyciągnąłem list. Spojrzałem
jeszcze raz na puste płótno i z żalem w sercu położyłem kopertę na blacie. To
by było na tyle. Wspiąłem się na łóżko i dopiero teraz zacząłem czuć coś
więcej. Serce biło mi szybciej, a także poczułem kręcenie w głowie, jakby mój
organizm reagował na to, co się działo. Nie czułem strachu ani obaw. Byłem
pewien tego, co chcę zrobić. Stanąłem na metalowej framudze i z niemałym trudem
złapałem linę. Jeżeli dobrze obliczyłem, powinienem mieć około pół metra do
podłogi. Zaśmiałem się. Czy to robiło jakąś różnicę? W razie problemu spróbuję
jeszcze raz. Przeszedł mnie dreszcz. Żegnaj
świecie, pomyślałem i drżącą dłonią zacisnąłem pętlę na szyi. Otaczał mnie
bardzo ciasno. W pewnym momencie noga ześlizgnęła mi się delikatnie z poręczy,
przez co prawie poleciałem do przodu. Ilość krwi, która przepłynęła przez moje
ciało, kiedy to się stało, mnie zamroczyła. Zadrżałem i czując jeszcze większy
przypływ adrenaliny, po prostu poleciałem do przodu. Poczułem ogromny nacisk na
szyję oraz kręgosłup. Nie mogłem złapać powietrza. Zacharczałem i odruchowo
starałem się poluzować linę, ale nie dałem rady. Poczułem jak łapią mnie
skurcze. Wtedy usłyszałem pukanie. Stuk. Stuk. Stuk. Dusiłem się. Straciłem
przytomność.
*
Otworzyłem
oczy. Zobaczyłem sufit. Przychodnia. Rozejrzałem się, nie wiedząc czego się
spodziewać. Na stołku obok mnie siedziała Elizabeth. Patrzyła na mnie wzrokiem,
który wyrażał wiele emocji. Jakim cudem się tutaj znalazłem? Która była
godzina? Kto mnie uratował? Chciałem się zapytać, ale zachrypiałem. Nie byłem w
stanie nic powiedzieć. Sięgnąłem dłonią w kierunku szyi. Była owinięta bandażem
i obudowana stabilizatorem. Czułem się bardzo słaby, zmęczony.
- Czemu to zrobiłeś? –
zapytała Farmaceutka – Ledwo cię
odratowaliśmy.
Nie musieliście, pomyślałem.
- Słuchaj Olivier nie
będę ci prawić kazania, bo ani nie jestem taką osobą, ani ty nie masz zapewne
ochoty tego słuchać. Powiem ci o czymś innym. Opowiem ci o ostatnich piętnastu
godzinach, bo tyle byłeś nieprzytomny. Kiedy zdecydowałeś się samolubnie
odebrać sobie życie do twojego pokoju przyszła Julia. Ta sama, która ma poważne
obrażenia mięśni brzucha. Podbiegła do ciebie, nie patrząc na to, że nie
powinna się przeciążać i złapała cię za nogi. Ty oczywiście tego nie pamiętasz,
bo byłeś już nieprzytomny. Przez chwilę próbowała znaleźć sposób żeby cię
odczepić, ale już wtedy poczuła ogromny ból. Zdała sobie sprawę, że sama w
życiu cię nie zdejmie, więc stworzyła z siebie podporę, którą cię trzymała.
Zaczęła wołać o pomoc, bo całe szczęście nie zamknęła za sobą drzwi, inaczej
prawdopodobnie by się nie doczekała. Mimo to, stała z twoim ciałem przez parę
godzin, nie dając ci odejść i walcząc, pomimo bólu. Nikt nie przychodził. Wtedy
wpadła na inny pomysł. Zawołała o pomoc używając nie swojego głosu. Właściwie
to nie jest aż takie istotne czyjego głosu użyła, liczy się tylko fakt, że nie
był to żeński głos. Dostaliśmy komunikat, który wyrwał nas ze snu w środku
nocy. Wyszliśmy na korytarz i wtedy usłyszeliśmy wołanie o pomoc. Pierwszy
zareagował Aaron, to on pomógł cię zdjąć. Jak tam dobiegłam to nie wiedziałam
kto wyglądał gorzej – ty, czy Julia. Pobiegłam po apteczkę i zaczęłam cię
opatrywać. Reszta grupy oczywiście to widziała, szczególnie, że tuż po
przeniesieniu ciebie tutaj przenieśliśmy się do sali tortur, w końcu Mayer
złamała zakaz. Kara nie była wymyślna, była wielokrotnie rażona prądem o
średnim napięciu. W kilku miejscach ma poparzenia drugiego stopnia, które
oczywiście opatrzyłam. Jest w swoim pokoju. Co myślisz Olivier? Opłacało się?
Łzy
same napłynęły mi do oczu. Zrobiło mi się strasznie głupio. Nie dałem rady
spojrzeć na Elizabeth. Pociągnąłem kilka razy nosem. Żałowałem.
- Co do twoich
obrażeń, o ironio, uszkodziłeś sobie struny głosowe. Nie straciłeś głosu
całkowicie, ale zanim moje maści zaczną działać powinieneś odzywać się
zdecydowanie mniej. Mam też dla ciebie propozycje nie do odrzucenia.
Spojrzałem na nią, ocierając rękawem twarz. Elizabeth
wyciągnęła z kieszeni nieduże opakowanie. Schowała mi je do kieszeni.
- To są tabletki
zrobione z trującego zioła. Nie wchodzę w szczegóły, bo to nie twoja sprawa,
ale jak będziesz chciał to powtórzyć to zrób to w ten sposób. Wierzę, że nie
oddasz im komuś innemu. Ty masz zakaz zabijania innych uczestników, więc mam
nadzieję, że mogę ci zaufać. Weź obie i odejdziesz szybko i bezboleśnie. Nie
odwalaj takiej fuszerki i nie narażaj innych na niebezpieczeństwo…
Pokiwałem głową i uspokoiłem oddech. Było mi tak bardzo
głupio. Szczególnie przez to, że naraziłem ją na niebezpieczeństwo.
- Idź teraz spać.
Potrzebujesz tego. Wieczorem cię wybudzę i będziesz czuł się znacznie lepiej.
Odpoczywaj Olivier.
Przed zamknięciem oczu zauważyłem tylko, że sąsiednie łóżka
były puste. Nie było tu ani Alana ani Carmen. Poczuli się lepiej. Zasnąłem.
*
Po
obudzeniu się Elizabeth dała mi ciepły napój. Alan, który jej pomagał wyglądał
zdrowo, chociaż miał na głowie bandaż.
- Jak się czujesz
Olivier? – zapytał mnie.
- Lepiej – wychrypiałem.
- Alan, daj mu 46-tkę
wersję B. Na gardło – dodała po tym jak zauważyła moje spojrzenie.
- Już, już – powiedział,
podchodząc do szuflady i wyciągając niedużą butelkę – Dolej sobie do wody, herbaty czy czegokolwiek i przepłucz gardło.
- Dzięki… - odpowiedziałem
zbierając buteleczkę i chowając ją do kieszeni. Upewniłem się przy okazji, że
tabletki, które mi dała dalej tam były. Nie chciałem ich użyć, ale wolałem je
mieć. Elizabeth sporo mi uświadomiła. Wyszedłem z przychodni i idąc w kierunku
windy zacząłem się zastanawiać. Czy to był znak? Musiałem jeszcze raz
spróbować. Nie mogłem ze sobą tak po prostu skończyć, po tym jak tyle osób
ucierpiało. Szczególnie Julia. Nadszedł czas żeby rozpocząć moją pokutę.
Ruszyłem prosto do jej pokoju. Zapukałem. Otworzyła po chwili i wpuściła mnie
bez słowa. Widziałem z jakim trudem się poruszała i poczułem jak policzki mi płoną
ze wstydu.
- Przepraszam – powiedziałem.
Usiadła powoli i podniosła głowę. Wyglądała na zmęczoną.
- Nic się nie stało
Olivier. W sumie to trochę cię rozumiem – stwierdziła – Ale mimo to chciałbym żebyś mi odpowiedział
na jedno pytanie. Dlaczego? Wiem, że nie możesz nadużywać gardła, ale możesz
napisać. Przynajmniej na tyle zasłużyłam, niczego więcej nie chcę. No może
oprócz tego, że nie chcę żebyś znowu sobie coś zrobił.
- Napiszę – powiedziałem,
wiedząc, że nie będę w stanie jej wszystkiego powiedzieć. Nie dość, że było mi
potwornie głupio, to jeszcze bolało mnie gardło. Pisałem przez parę minut,
kreśląc i zmieniając słowa parokrotnie. Nie wiedziałem jak jej to przekazać.
Gdy w końcu skończyłem, podałem jej go i czekałem. Chciałem zobaczyć
cokolwiek na jej twarzy, ale czytała moją wiadomość bez emocji. Napisałem jej
co czułem, jak bardzo zagubiony byłem i jak bardzo przepraszam za to, co
musiała przeze mnie wycierpieć. Moja morderczyni i moja przyjaciółka.
Potrzebowałem jej aprobaty. Od tego zależało jak wiele mi się powiedzie.
Podniosła
głowę i spojrzała na mnie. W jej oczach widać było coś smutnego, jakby właśnie
wewnętrznie zgasła.
- Nie powiedziałeś mi
o tym nic. Nie wiedziałam, że przechodzisz przez… coś takiego.
- Nie chciałem cię tym
męczyć…
- Przestań. Nie o to
chodzi Olivier. Nie rozumiem, dlaczego czujesz się odsunięty. Przejmujesz się
tym, co oni mówią? Zasługujesz na życie. Przeżyłeś, bo tak miało być i na twoim
miejscu nie mógł się znaleźć nikt inny. Czemu dajesz sobie wmówić, że jest inaczej?
Opuściłem głowę. Ciężko było znieść jej słowa. Uderzały w
czułe punkty i zdawały się odsłaniać moją duszę. Była niezwykle inteligentną
dziewczyną. Nie odpowiedziałem. Julia podniosła się i natychmiast złapała w
okolicach brzucha. Odruchowo chciałem ja chwycić i jej pomóc.
- Dziękuję – zaznaczyła
ostro – Olivier. Naprawdę mi na tobie
zależy. Nazwij to hipokryzją, ale tak bardzo jak chciałam twojej śmierci, teraz
marzę o tym, żebyś przeżył. Wyznaczyłam sobie taki cel, nieważne… Nie chcesz o
tym mówić?
Pokiwałem głową.
- Dobra. Nie będę
naciskała. Siadaj Olivier, nie jestem gadułą, ale chociaż raz ja pogadam.
Przedstawię ci trochę inny punkt widzenia.
Posłusznie usiadłem. Zacisnęła pięść i delikatnie wgniotła
posłanie. Stresowała się?
- Opowiedziałeś mi o
tym zagubieniu i powiem ci, że rozumiem twój problem Olivier. Może ci się to
wydać nieprawdopodobne, wydaje mi się, że patrzysz na mnie jak na kogoś
twardego, ale ja taka nie jestem. Chyba nigdy nie byłam… Całe życie nie umiałam
usiedzieć w jednym miejscu, a to wszystko przez to, że bałam się większego
zaangażowania emocjonalnego. Bałam się tego, wiesz Olivier? Potrafiłam zamknąć
się w jednym z wielu mieszkań, które miałem w życiu i mieć różne myśli. Mroczne
myśli. Starałam się kurczowo trzymać życia. To może wydawać się błahe. Mój
talent. Brzuchomówstwo. Wiesz jak wiele osób mogło się poczuć lepiej dzięki
temu, że poruszałam swoimi mięśniami i zmieniłam głos? Najgorsza super-moc na
świecie – uśmiechnęła się delikatnie, jakby sama myśl sprawiła jej przyjemność.
Słuchałem jej z uwagą. To akurat polubiłem w nowej umiejętności. Czytanie
wiadomości zapisanych przez innych było tym, za czym tęskniłem, ale w takich
rozmowach lubiłem poczuć te emocje towarzyszące głosowi. Przekazywały naprawdę
dużo, szczególnie w ustach kogoś tak utalentowanego jak Julia.
- W tym miejscu miałam
wolę walki. Chociaż nie odnalazłam się w grupie, to chciałam pomóc. Wtedy
zginął Dismas i zaczęłam w siebie wątpić. Coraz bardziej oddzielałam się od
grupy, aż w końcu znowu wpadłam w to samo mentalne bagno, co wcześniej.
Wystraszona marzyłam o tym, żeby stąd wyjść. Mój wewnętrzny kodeks pozwolił mi
na uwolnienie się od poczucia winy, gdy na celowniku pojawił się zdrajca. Byłeś
nim ty. Prawie cię zabiłam, wierząc, że wyjdę stąd, bo tutaj zaczynałam się
czuć jeszcze gorzej niż na wolności. Nie zrozum mnie źle, ludzie tam mnie
lubili. Nie wiem jak to się działo, byłam dosyć odpychająca, a jednak
przyciągałam ich do siebie. Rewolwerow się poświęcił, a ja zamknęłam się w
sobie. Musiał trochę minąć, żebym to zrozumiała i wtedy zaczęła się moja
pokuta. Teraz wiem, że albo stąd wyjdę w normalny sposób, albo zginę, bo na
pewno nikogo nie zabiję. Popełniłam ten błąd o jeden raz za dużo.
Zrobiła pauzę i przez moment w pokoju zawisła cisza. Nie
przerywałem jej, nie wydawało mi się to mądre. Nie miałem za bardzo odwagi
podnieść na nią wzroku, ale przełamałem się. Ona też na mnie nie patrzyła.
Wydawała się być myślami gdzieś daleko.
- Olivier nie
pożałujesz tej walki. Z czasem przestaniesz się czuć źle. Najgorsze jest to, że
takie sytuacje pozostawiają głębokie ślady w mózgu. Nie mówiłam tego nikomu,
ale mam problem. Przez to, co stało się z moim brzuchem mam problemy z
manipulowaniem głosem. Nie licząc najprostszych zmian, czuję blokadę. Wiesz
jakie to uczucie?
- Nie mogę przełamać
blokady malarskiej – wycharczałem z trudem. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Nie malujesz? Od
kiedy? – zdziwiła się. Nie musiałem odpowiedzieć, wystarczyło spojrzenie – Naprawdę nie mogłeś do tego wrócić? Brak
weny?
Pokiwałem głową.
Julia
wstała i złapała mnie za ręce.
- Olivier mam dla nas
zadanie. Wrócimy do formy. Ja będę znowu zmieniała głosy, a ty wrócisz do malowania
i odnajdziesz siebie. Co ty na to?
Pokiwałem głową. Bardzo tego chciałem, ale w głębi nie
miałem zbyt wielkich nadziei. Na pewno chciałem pomóc jej. Potrzebowała wrócić
do formy, a ja chciałem jej w tym pomóc. Miałem do tego ogromną motywację, a
kiedy usiadłem i zacząłem słuchać jak manipuluje dźwiękiem. Mogła używać tylko
kobiecych głosów. Nie wiedziałem jak jej to wychodziło wcześniej, ale nawet
teraz to robiło wrażenie. Ona jednak nie była zadowolona. Chciała więcej.
Spędziliśmy tak cały wieczór. Dopiero po komunikacie zapowiadającym ciszę
nocną, w którym usłyszeliśmy Bobra zamiast Lokaja, zacząłem się żegnać.
Powiedziałem, że to zmęczenie, ale potrzebowałem samotności.
- Odprowadzę cię – obiecała
Julia, nakładając bluzę – Nie próbuj się
wykręcać.
Posłusznie wyszedłem z nią z jej pokoju. Nie chciałem jej
powiedzieć, że dalej czułem się kiepsko. Nie na tyle, żeby coś sobie zrobić,
ale wyczuwalnie. Pocieszało mnie to, że zacząłem łatać czyjąś lukę. To było
świetne uczucie.
- Zastanawiam się jak
możemy pomóc tobie…
- Daj spokój… - zacząłem.
- Nie Olivier. Wymyślę
coś, obiecuję.
Nie
było sensu się z nią kłócić. Dałem się odprowadzić, po drodze minęliśmy Alice,
która obserwowała nas w milczeniu z drugiego końca korytarza. Pożegnaliśmy się
nie przejmując jej obecnością. Zamknąłem za sobą drzwi i zostałem sam.
Spojrzałem na miejsce, w którym prawie odebrałem sobie życie. Ktoś tutaj
posprzątał, nie wiedziałem, kto to mógł być, ale w głębi mi ulżyło. Trochę się
bałem zobaczyć ten wiszący sznur, który prawie odebrał mi życie. Wziąłem parę
głębokich wdechów i wydechów, po czym ruszyłem do łazienki, żeby się wykąpać.
Starałem się zrelaksować jak normalni ludzie, ale nie uspakajały mnie za
bardzo takie czynności. Mimo wszystko wyciszyłem się i wycierając się
podszedłem do jednego z krzeseł. Usiadłem naprzeciwko pustego płótna i zacząłem
je obserwować. Chciałem dojrzeć drogę, którą widziałem wcześniej.
Machnąłem parę razy rękoma, symulując ruchy pędzlem. Spędziłem tak parę minut,
ale nic mi to nie dało. Zrezygnowany położyłem się spać, biorąc przed tym lek,
który dała mi Farmaceutka i upewniając się, że koło zapasowe, które mi
zostawiła, jest na swoim miejscu. Dużym plusem tego, co zrobiłem było to, że
bardzo szybko po tym zasnąłem.
*
Po
obudzeniu z rana czekałem na to, aż przyjdzie po mnie Julia. Mieliśmy przynieść
jedzenie do jadalni. Nie musiałem długo na nią czekać.
- Mogę na chwilę
wejść? – zapytała. Gardło dalej mnie bolało, więc tylko kiwnąłem głową. Nie
miałem nic do stracenia – Znalazłam
rozwiązanie twojego problemu. Nie jestem pewien, czy ci pomoże, ale to tak
dziwny pomysł, że może nawet zadziałać.
Przez chwilę grzebała w kieszeni, po czym wyciągnęła nieduże
opakowanie. Podała mi je, a ja bez wahania je otworzyłem. Było nieduże,
mieściło mi się w dłoni. W środku były stopery do uszu. Spojrzałem na nią, nie
do końca rozumiejąc.
- Mówisz, że nie
możesz odnaleźć dawnego siebie, więc pomyślałam, że jak wrócisz do czasów,
gdzie nic nie słyszałeś, to… Wiem, że to głupie, ale czasami takie rozwiązania
są najlepsze. Spróbuj Olivier, proszę.
Pomysł wcale nie był taki głupi, to naprawdę mogło
zadziałać. Podziękowałem jej i razem wyszliśmy z pokoju. Zamierzałem potem
je przetestować. Wyszliśmy i ruszyliśmy w kierunku sali gastronomicznej.
Zajęliśmy się przygotowaniem śniadania. Zapakowanie tego wszystkiego na wózek
zajęło nam piętnaście minut. Zawieźliśmy wszystko do jadalni i postawiliśmy za
ladą, a następnie wróciliśmy jeszcze na chwilę na dół, na piętro sypialniane.
- Nie wierzę! – usłyszeliśmy
zza pleców. Obróciłem się i zauważyłem, że drzwi do jednego z pokojów są
otwarte, a ze środka było słychać podniesione głosy. Podbiegliśmy wraz z Julią,
żeby zobaczyć, co się stało. Stanęliśmy w progu i zauważyliśmy stojących w
środku Mycrofta oraz Wendy. Wyglądali na wystraszonych, rozglądali się dookoła.
- Co się stało? – zapytała
Julia.
Zanim usłyszeliśmy odpowiedź spojrzałem na drzwi. Zamek,
który miał chronić przed jakimkolwiek włamaniem wyglądał na roztrzaskany. Ktoś
był w stanie go pokonać.
Proszę nie kraść Alice skrzynki gnoje! xD
OdpowiedzUsuńDopiero teraz ogarnąłem jak wypominałeś na fb że Peccatorum się powoli kończy, że już prawie 2 lata czytam te opowiadanie. W skrócie żeby się nie rozdrabniać bardzo miło mi się to czytało na początku prologu i w trakcie też nic się nie zmieniło. Mam nadzieje, ze końcówka będzie satysfakcjonująca.
Również mam nadzieje, ze nie zrażasz się małą ilością aktywności pod rozdziałami i to nie odbije się na motywacji do zrobienia części drugiej.
Ja osobiście zazwyczaj czytam dopiero jak się trochę nazbiera ich z 3-4 i potem całość czytam.
Życzę powodzenia w dalszym pisaniu i czekam na kolejne ciekawe zwroty akcji i Alice odwalającą coś. :)
Zostało już na pewno dużo mniej niż więcej :) Końcówka powinna być satysfakcjonująca, chociaż wiadomo jak to jest z zakończeniami - jednym się podobają, drugim już niekoniecznie. Druga część myślę, że powstanie, bo jest masa fajnych pomysłów i pomimo niedużej aktywności blog będzie trwał - będzie kompletną i dużą historią, do której ludzie w każdej chwili będą mogli wrócić albo zacząć ją czytać. Na pewno będziemy jeszcze starali się powalczyć o dodatkowych czytelników, którzy za jakiś czas będą mogli popróbować sił w walce o miejsca w Peccatorum II ^^ Tylko tą drugą część będę już pisał w swoim tempie, bo tutaj jednak trochę za mało czasu sobie dałem, chociaż z projektu jesteśmy dumni :D
UsuńDzięki za komentarz!
Chciałem tylko powiedzieć, że już oficjalnie jestem na bieżąco! xD Nie na długo, bo jeśli dobrze kalkuluję, dzisiaj kolejny rozdział, którego raczej nie będę miał przez jakiś czas ogarnąć, ale póki co, nacieszę się tą chwilą :D
OdpowiedzUsuńMoże nie jest to myśl ściśle związana z rozdziałem, jednak poruszę to tutaj. Zaczynając od początku, ostatnie opóźnienie w czytaniu spowodowało, że zauważyłem coś, co powinno mi się rzucić już od samego początku – strona główna bloga. Przyznaję, mam średnie pojęcie o możliwościach jakie oferuje blogspot, bo z ciekawości pogrzebałem kiedyś w tym może z pięć minut, ale wydaje mi się, że powiedzmy, te „aktualności” nie są dobrym początkiem na powitanie na blogu. Tytuły, perspektywy i czasami nawet opisy zawierają spojlery, dlatego, jeżeli są takie możliwości, polecałbym zainteresowanie się nimi i raczej już pod względem drugiej części, przygotowanie czegoś na stronę startową. Może przypięcie ogólnego spisu treści albo jakieś rozwijające się zakładki ze spisami treści epizodów, a do tego mniejsze okienka z np. reklamami waszych fanpage’ów, youtubów i tych innych piekielnych mediów, których nazw nie znam, a niestety stopniowo wysysają dusze osób starających się utrzymywać działalnością internetową? W ten sposób byłoby to na pewno bardziej widoczne niż w rozciąganym pasku na boku, zwłaszcza, jeśli udałoby się zrobić to w formie kafelków. W sumie, jak teraz sobie myślę, widziałem kiedyś na jakimś blogu taki pasek na temat autora, który na każdej podstronie zawsze znajdował się po prawej stronie… No, jak mówiłem, niespecjalnie znam się na tym co uda się osiągnąć, ale podrzucam pomysły, ponieważ nie ukrywajmy, jak kompletnie losowa osoba wpadnie na blog i zobaczy spojler 60 rozdziału, może się zdarzyć, że zniechęci to ją do zapoznania się z pierwszym, bo co to za zabawa zapoznawać się z historią, której zna się już rezultat?
Kończąc, po raz kolejny pomyliłeś Cecily i Carmen, bo domyślam się, że to właśnie aktorka, a nie florystka miała się znaleźć w tamtej liście przy pozostałych trupach. Dobrze, że jedna już nie żyje i powoli zbliża się koniec, więc raczej będzie mniej szans na pomyłki niż wcześniej. Nie pamiętam ile konkretnie razy to się zdarzyło, ale to chyba jedyne błędy jakie pojawiły się przez ponad 60 rozdziałów, dlatego wskazówka dla osób, które będą starały się o rekrutację do Pecca 2 – nie twórzcie za dużo kobiecych postaci o imieninach na literę C xD
Gratuluję nadrobienia :D Co do wskazówek masz rację, też niestety nie znam się zbyt dobrze na tym rozkładzie bloga, ale postaram się coś pokombinować - widziałbym to tak, że na pierwszej stronie jest spis treści + jakiś post instruktażowy jak czytać. Dzięki temu uniknęłoby się niepotrzebnych spoilerów, a wszystko byłoby ładne i proste na pierwszej stronie :D Coś pokombinuję z tym jeszcze, a wszystkie Aktorki zaraz wrócą do bycia Florystkami ^^
UsuńDzięki za komentarz!