Epizod VII - Rozdział 62: W trosce (Mycroft Goldenwire)
Witamy Was serdecznie w kolejnym rozdziale Peccatorum! Po retrospekcji wracamy do perspektywy gości, a konkretnie Mycrofta, który boryka się z problemem, o którym nie może nikomu powiedzieć. Próbuje skupić się na przeszukiwaniach kolejnych pięter, ale nie jest to łatwe, a nowe piętra oznaczają oczywiście nowe pytania oraz tajemnice. Zapraszamy Was do czytania, a po przeczytaniu prosimy o podesłanie bloga znajomym i zostawienie po sobie śladu!
Rozdział 62: W trosce (Mycroft Goldenwire)
Stojąc
w tym miejscu czułem ogromny tryumf. Lokaj mógł być przyjaźnie nastawiony, ale
po zdjęciu zakazu byłem gotowy pokazać pazur. Udało mi się stworzyć w wolnej
chwili odpowiedni moduł, który skutecznie wyłączył go z gry. Byłem ciekaw jak
szybko będą w stanie go obejść. Lokaj, chociaż był przykładem wyjątkowo
rozwiniętej technologii to wciąż był podatny na atak hakerski. Wykorzystałem
swoje zdolności do stworzenia obejścia furtki zabezpieczeń i zapętlenia, które
sprawiło, że Lokaj stał się po prostu bezużyteczny. Nie był to bezpośredni
atak, więc nie obawiałem się, że zostanę za to ukarany. Miałem nadzieję, że to
da Duchom jasny przekaz, że nie jesteśmy grupą, która nie potrafi się bronić.
Nie chciałem ich bezpośrednio atakować, bo wiedziałem, że ich zabezpieczenia
przez swoją strukturę byłby bardzo ciężkie do obejścia, ale Lokaj, jako
pojedyncza sieć był w moim zasięgu. Wendy była zachwycona tym, że udało nam się
im postawić. Starałem się ją pocieszyć i zabierać ją myślami daleko od
problemów. Póki co to mi się udawało.
Rozejrzeliśmy
się po kwaterze, która przypominała wielkością nasze pokoje. Pierwszą różnicą
był brak łózka, ale to akurat nie dziwiło, Lokaj nie potrzebował odpoczynku,
nie był w końcu człowiekiem, a układem. Jego pokój miał kilka paneli, które
pokazywały ekrany z kamer. Niektóre były wyłączone, mogły był podłączone do
pięter, których jeszcze nie znaliśmy. Po prawej stronie, tuż pod ścianą,
znajdowało się ogromne biurko i skórzany fotel, za którym wisiała tablica
korkowa pełna notatek. Już na pierwszy rzut oka zauważyłem, że były zaszyfrowane.
Wszystko było oświetlone lampką stojącą na niedużym stoliku, mniej więcej na
środku pomieszczenia. Pozostałe źródła światła były w tym momencie wyłączone.
Na jednym z krzeseł wisiało coś jeszcze, co ciężko było ominąć. Różowy
sweterek, wyglądający jakby był na lalkę. Podszedłem i chwyciłem go w ręce.
- To nie wygląda jak
część garderoby Lokaja – powiedziałem – Ciekawe,
po co mu takie ciuszki?
- Kiedyś widziałam na
deptaku małe dziewczynki… Opowiadałam wam o tym, może to należy do nich? – zaproponowała
Carmen.
- Nikt oprócz ciebie
ich nie widział – stwierdziła Julia, opierając się o biurko – Nie zmienia to faktu, że to może być
prawda. Przecież nikt z nas nie miał dostępu do tego piętra wcześniej.
Taka była prawda. Ludzie mogli
mieć sekrety, ale wątpiłem, żeby ktoś miał dostęp do takiego piętra przed
resztą grupy. Nawet Olivier, za czasów, kiedy był zdrajcą, dostał dostęp
jedynie do pracowni artystycznej. W naszej grupie mogła znajdować się
druga osoba, która współpracowała z Porywaczami, ale ta informacja
pojawiła się tak dawno, że teraz mogła być nieaktualna, w końcu po drodze
ginęły kolejne osoby.
- Na wszelki wypadek
to zachowam, może się nam przydać – powiedziałem,
upychając ubranie do kieszeni w bluzie.
- Dobrze robisz – stwierdził Olivier – Obawiam się, że mogą nam zamknąć to
pomieszczenie. Wygląda na takie, które zawiera zbyt dużo informacji. Skoro nie
ma Lokaja to Porywacze mogli nie zdążyć pochować wszystkiego na czas.
- W takim razie się
tutaj rozejrzyjmy – zaproponowałem
i wzięliśmy się do pracy. Biurko było zamknięte i nie mogliśmy znaleźć sposobu
na otwarcie go. Na tablicy korkowej wisiały przeróżne zapiski, ale nie
potrafiliśmy ich odszyfrować. Przypominały trochę spisane różne procedury oraz
listy rzeczy do zrobienia, bo wiele dziwnych, zaszyfrowanych wyrazów zaczynała
się od myślnika lub kropek, a część z nich była pokreślona. Panele kamer
były oczywiście zaszyfrowane. Poprosiłem o pomoc Aarona.
- Pomożesz mi z tym
Aaron? – nie chciałem go
denerwować, szczególnie, że Olivier mógł mieć rację i nie wiedzieliśmy czy
jeszcze wrócimy na to piętro. Chłopak kiwnął głową i bez słowa podszedł do
terminalu. Stanąłem obok niego.
- Sprawdź jakie są
furtki zabezpieczeń, na pewno znajdziesz je szybciej ode mnie. Ja postaram się
je obejść i zobaczymy, czy zdołamy zgrać to na jakiś nośnik danych. Masz coś
przy sobie? – zapytałem.
- Mam – odburknął, wyciągając pendrive. Wziął się do
roboty, stukając na klawiaturze w zawrotnym tempie. Skupiłem wzrok na ekranach,
które pokazywały wszystko z taką precyzją, że wydawało mi się jakbym patrzył na
nie gołym okiem, a nie przez obiektyw kamery. Były niesamowite. Mogliśmy
na nich zauważyć, co się działo w każdym pomieszczeniu, nawet w naszych
pokojach. Przeszła mnie fala niepokoju, gdy pomyślałem, że Porywacze mieli
kamery nawet w naszych łazienkach.
- Spójrz – powiedział – Dasz sobie radę z tego poziomu?
- Spróbuję – odpowiedziałem podchodząc do panelu - ale muszę to zrobić, jak wszyscy będziecie
poza tym pomieszczeniem, więc sprawdzę to później.
Kiwnął głową i podał mi swojego
pendrive. Schowałem go w kieszeni. Odeszliśmy do grupy, która stała niedaleko
wejścia.
- To jest bez sensu – usłyszałem słowa Agathy.
- Co się dzieje? – zapytał Aaron.
- Agatha… - Alan już otwierał usta, ale Twórczyni Zabawek
szybko mu przerwała.
- To pomieszczenie to
jakaś pułapka! Nie wierzę, żeby wpuścili nas do takiego miejsca z tyloma
informacjami, szczególnie, że mamy w grupie osoby, które będą mogły tak wiele
tu namieszać – spojrzała w naszą
stronę, a ja się delikatnie ukłoniłem.
- Myślę, że nic nam
nie grozi, a samo przebywanie tutaj raczej nie powinno nam zagrozić – zdziwiła się Alice – To w końcu tylko pokój.
- Może próbują nam coś
podrzucić? – dziewczyna nie
ustępowała.
- I tak nie mamy tutaj
już nic więcej do znalezienia. Idziemy dalej? – zaproponowała Julia.
- Może powinniśmy
tutaj kogoś zostawić? – zaproponowała
Wendy – Wtedy nie będą mogli
zamknąć tego pomieszczenia.
- Nie ma sensu – odpowiedziała krótko Elizabeth, podchodząc
do blaszanych drzwi – Może gdyby
było nas więcej…
- Ja i tak tu zostanę.
Sam – zaznaczyłem, będąc ciekawym
jak zareagują, ale niespecjalnie zwrócili uwagę na moją zaczepkę – Nie mogę używać talentu w waszej obecności,
a z Aaronikiem otworzyliśmy zapisy nagrań. Może dokopię się do czegoś ciekawego.
- W takim razie – powiedziała Julia – My pójdziemy na kolejne piętro. Może do…
- Palmiarnia – wykrzyknęła podekscytowana Carmen.
- Dobra, dogonię was,
gdy tylko skończę – obiecałem i
obróciłem się na pięcie, podchodząc do panelu. Po chwili zostałem sam.
Mogłem zaszaleć w swoim żywiole. Spojrzałem na przygotowane przez Aarona
bramki. Skubaniec znalazł je bardzo szybko. Nie mogłem być gorszy. Zacząłem
pokonywać systemy zabezpieczeń. Nie były trudne. Bez problemu je pokonałem,
widać, że nie były odpowiednio zabezpieczone, co potwierdzało, że rzeczywiście
mieliśmy w tym miejscu większą swobodę, niż można było się spodziewać.
- Co my tu mamy – powiedziałem do siebie, patrząc na opcje.
Zakląłem pod nosem, bo od razu zauważyłem, że zapisy są przesyłane na specjalny
dysk codziennie o północy, więc miałem dostęp tylko do materiałów z ostatnich
trzynastu godzin. Pozostałe były składowane w nośniku, który został zabrany, na
pewno Lokaj trzymał go w swoim biurku, do którego nie mieliśmy dostępu. Nie
mogłem sprawdzić, gdzie parę dni temu poszła Agatha. Nie wiedziałem, co jeszcze
mogło zainteresować grupę, a nie chciałem spędzić tutaj całego dnia, nie
wiedząc nawet, gdzie i czego szukać. Ciekawiła mnie jednak inna rzecz. Nie
mogłem przegapić takiej okazji.
Poszukałem nocnych nagrań z
pokojów żyjących osób. Byłem bardzo ciekaw, co robili w nocy, szczególnie, że
byłem pewny, że coś znajdę. W końcu każdy wracał z procesu. Przejrzałem je na szybko.
Carmen spotkała się z Elizabeth. Nie mogłem sprawdzić o czym rozmawiały, ale
wyglądała na to, że załatwiały coś związanego ze zdrowiem Florystki. Elizabeth
wróciła po tym do pokoju biorąc szybki prysznic. Lokaj nie doceniał tej
funkcji, ale ja nie mogłam się opanować patrząc na jej ciało. Spojrzałem z
ciekawości, bo Wendy była zdecydowanie najładniejszą z żyjących dziewczyn.
Julia poszła spać od razu po wejściu do pokoju, Olivier przez godzinę siedział
i patrzył na płótno, machając przy tym rękami, jakby coś na nim kreślił. Nie
wyglądał na zadowolonego. Po tym zaczął coś pisać, ale nie byłem w stanie tego
rozczytać, więc przełączyłem dalej. Alan zasnął, na krótko po wejściu do
pokoju. Aaron siedział przez parę minut z twarzą ukrytą w dłoniach, ale po tym
od razu położył się spać. Agatha poszła do łazienki. Nie miałem ochoty na nią
patrzeć. Została Alice.
Od początku kręciła mnie fizycznie, była przepiękną dziewczyną. Po
wejściu do pokoju niestety się nie rozebrała. Najpierw zapisywała coś w swoim
dzienniku, a potem podeszła do kufra stojącego pod ścianą i otwierając go
kluczykiem, który nosiła niczym naszyjnik. Kadry kamer nie pozwoliły mi tam
zajrzeć, ale widziałem, co tam wrzuciła. Ciężko było nie zauważyć dużego
obrazu, który tam upchnęła. Przedstawiał dziwną, potworną twarz, wykrzywioną w
grymasie złości. Skądś go kojarzyłem, mógł mi się rzucić w oczy w innej części
hotelu. Następnie włożyła tam kartkę papieru, której nie mogłem rozczytać, ale
była zapisana obustronnie, starannym i drobnym drukiem. Ostatnią rzeczą była
różowa peruka. Po co chowała tam takie rzeczy? Zbierała coś? Ta ostatnia
kojarzyła mi się z Ethanem, co zdziwiło mnie podwójnie, w końcu bała się go i
związanej z nim klątwy. Oparłem się wygodnie o krzesło i obróciłem robiąc
głęboki wydech. Przypomniała mi się rozmowa, którą odbyłem z Lokajem w szatni
na basenie. Jego słowa wciąż krążyły mi po głowie. Poczułem uścisk bezsilności.
Postawił mnie przed niemożliwym wyborem, gdzie obie opcje nie miały
najmniejszego sensu. Nie zamierzałem się poddać. Miałem teraz tylko jeden cel –
pomóc stąd uciec Wendy.
Wyszedłem z kwatery Lokaja,
zgrywając na pendrive tylko materiał z pokoju Alice. Zanim dołączyłem do grupy
wróciłem do swojego pokoju i zgrałem materiał na swój komputer, a następnie
stworzyłem kopie, którą szybko zabezpieczyłem. Zadowolony ruszyłem do
palmiarni. Po otwarciu blaszanych drzwi przywitał mnie przyjemny zapach
zieleni. Pomieszczenie było spore, a w oczy uderzała wszechobecna roślinność.
Palmy, krzewy, kaktusy, wszystko idealnie przycięte i podzielone piaszczystą ścieżką
wyznaczająca wyraźną granicę pomiędzy poszczególnymi sekcjami. Tutaj,
w przeciwieństwie do deptaka, za linią roślin było widać wyraźną ścianę
stylizowaną na szklarnię. Ruszyłem do przodu rozglądając się wokół siebie i
szukając grupy. Teraz zdałem sobie sprawę, że mogłem sprawdzić to
kamerach, ale nie żałowałem czasu spędzonego na sprawdzaniu nagrań. Pewne
obrazy zostaną mi w głowie na dłużej. Przebiłem się przez kolejne trzy zakręty.
Pomieszczenie było labiryntem, jedyną rzeczą wskazującą drogę do wyjścia były
wszechobecne tabliczki wskazujące kierunek do wyjścia.
Grupę zauważyłem w jednej z
alejek z wyjątkowo bujną roślinnością. Podszedłem do Aarona i oddałem mu
jego pendrive.
- Masz coś? – zapytał Alan.
- Jak tutaj jest
pięknie! To jeden z piękniejszych ogrodów w jakich kiedykolwiek byłam! Czuć
tutaj tak wiele energii? Czujecie ją? – Carmen wydawała się aż tryskać energią. To miejsce dobrze na nią
działało.
- Nie mam. Nagrania są
czyszczone i przenoszone na dysk każdego dnia równo o północy – skłamałem
patrząc w stronę Alice – Przejrzałem je
na szybko, ale nie było tam na tyle ciekawego, żeby to nagrywać.
- Mogłeś to zgrać na
wszelki wypadek, żebyśmy obejrzeli to na spokojnie – Aaron spojrzał na mnie
z mieszanką zawodu i zdenerwowania.
- Nie warte ryzyka – odpowiedziałem
– Znaleźliście coś tutaj?
Udało
mi się zmienić temat, widocznie były osoby, które również nie chciały drążyć
tego, co działo się w noc po procesie.
- Nigdy nie byłem w
takim miejscu – powiedział Alan podchodząc do jednej z palm – To jest coś, co można znaleźć w normalnym
świecie?
- Nigdy nie słyszałeś
o takich miejscach? – zapytała Julia – To
takie zoo dla roślin. Widziałam takie w każdym większym mieście, w którym
byłam.
- Podróżowałaś? – zapytałem.
- Ciężko mi było
zatrzymać się w jednym miejscu – potwierdziła.
Wizyta w palmiarni ograniczyła się do średniej długości
spaceru. Nawet Aaron nie pospieszał grupy, bo sam zauważył, jak dobrze czuła
się w tym miejscu Carmen. Czy to mogła być moc zieleni? Aż tak dobrze na nią
działała? Musiałem przyznać, że nawet ja czułam się tu lepiej. Jakby napełniła
mnie nowa energia, chociaż byłem pewien, że była to po prostu motywacja. Nie
lubiłem przegrywać, a znajdowałem się w jednej z trudniejszych sytuacji w całym
moim życiu.
- Wszystko gra? – Wendy
nie dawała za wygraną. Miałem wrażenie jakby w pełni mnie przeczytała i
spodziewała się, że nie mówię jej prawdy. Jak kobiety to robiły?
- Kochanie, przecież
ci mówiłem – uśmiechnąłem się i złapałem ją za rękę – Po prostu się zastanawiam, co nas jeszcze czeka. Myślisz, że Porywacze
się wkurzą i coś mi zrobią? Za to, co zrobiłem z Lokajem?
- Nie powinni – powiedziała
poważnym głosem – W końcu sami ci to
umożliwi.
Miała rację.
Kolejnym
piętrem, które mieliśmy do przeszukania było wysypisko śmieci. Strasznie
śmierdziało. Ciężko było określić jak wielkie pomieszczenie znajdowało się
przed nami, bo wszystko zasłaniała góra odpadków. Jakim cudem było ich tutaj
tak dużo? Byłem pewien, że Lokaj zajmował się sprzątaniem całego budynku, ale
nie mieliśmy pojęcia, że mogło się to wiązać z taką górą odpadków. Organizacja,
która badała tak zaawansowane technologie nie radziła sobie ze śmieciami? Poza
nimi zauważyliśmy tylko jedną rzecz, która rzucała się w oczy – zgniatarka.
Ogromna maszyna pracująca w ślimaczym tempie na środku pomieszczenia. Śmieci
trafiały do niej z dwóch stron i były zgniatane na płytki, które wpadały do
dziury znajdującej się w trzewiach urządzenia.
- Jeju, ile tu jest
śmieci! – Agatha spojrzała na górę odpadów.
- Kto by pomyślał, że
nienaganna czystość na innych piętrach może zostać zaburzona przez obraz
takiego piętra… - Elizabeth była pedantką i patrzenie na taką scenerię
musiało działać jej na nerwy.
- To kolejne
bezużyteczne piętro – zauważył Aaron.
- Zawsze możemy
przeszukać te śmieci – powiedziała Alice. Z ciekawości podszedłem do
znajdujących się niedaleko rzeczy. Opakowania po jedzeniu mieszały się z
przeróżnymi papierami, jakimiś ubraniami oraz puszkami. Zauważyłem nawet zużytą
podpaskę. Było tutaj dosłownie wszystko, każdy śmieć z całego hotelu.
Usłyszeliśmy głośny dźwięk dochodzący z sufitu nad nami. Obejrzałem się i
zobaczyłem jak kolejna porcja śmieci spada i z hukiem rozbija się o powstałe
wcześniej góry.
- Chcesz się w tym
grzebać? – zapytał z obrzydzeniem Informatyk.
- Porywacze na pewno
się tego nie spodziewają – Alice się uśmiechnęła – Ale ja się w tym grzebać nie będę.
- Szkoda, że nie ma z
nami Samfu. Świetnie by się w tym odnalazł – powiedziała Wendy.
Nie
znaleźliśmy tam nic ciekawego, więc przeszliśmy do kolejnego punktu naszej
wycieczki. Zaskakiwało mnie to jak cała grupa trzymała się razem, ale każdy w
wolnej chwili bacznie obserwował sytuację. Ciągnęliśmy nasza współpracę na
naprawdę ograniczonym zaufaniu. Po tym wszystkim, co się stało, ciężko było o
inny scenariusz. Pomimo tego, co było w naszych głowach, dojechaliśmy wspólnie
na kolejne piętro. Po wyjściu z windy i przejściu blaszanych drzwi znaleźliśmy
się w sporym, kwadratowym pokoju. Ściany były zasłonięte przez długie półki
pełne szuflad. Gdzieniegdzie znajdowały się duże, białe tabliczki z literami
alfabetu. Archiwum było naprawdę pokaźne. Od razu pomyślałem o nieżyjącym już
Maksie, który mógłby się tutaj doskonale odnaleźć. W oczy rzucały się biurka z
mosiężnymi lampami oraz wygodnymi, skórzanymi fotelami, a także czytniki, które
służył do przeglądania starszych dokumentów, które musiały zostać zeskanowane
odpowiednim urządzeniem i zapisane w pamięci.
- To wygląda na
miejsce, w którym możemy się dowiedzieć czegoś ciekawego – stwierdziła
Alice.
- Tylko zastanawia
mnie jedno – Aaron podszedł do jednej z szuflad kryjącej się pod literą S i
wyciągnął pierwszy lepszy segregator. Przeleciał kilka linijek tekstu wzrokiem
– Tak jak myślałem. To nie jest archiwum
poświęcone samemu ośrodkowi tylko całemu światu. Pewnie porywacze zbierali
tutaj informacje na temat tego, co się działo.
- Nie znajdziemy tutaj
nic ciekawego? – zdziwiła się Agatha.
- Pewnie znajdziemy,
ale pytanie ile informacji tutaj jest całkowicie bezużytecznych? Nie wiem czy
mamy jakiekolwiek szanse na przeszukanie tego bez Maksa.
- Przecież możemy
tutaj przychodzić i wspólnie czytać i szukać – zdziwiła się Carmen.
- Na pewno będziemy
mogli dowiedzieć się jakie tematy interesowały duchy – dodałem – Warto się tu rozejrzeć.
- Że teraz? – zapytała
Agatha.
- Macie coś lepszego
do roboty?
Rozeszliśmy
się po szufladach i zaczęliśmy je wybiórczo sprawdzać. Podniosłem jeden z
katalogów ukrytych pod literką P. Trafiłem idealnie, bo w ręce wpadł mi zbiór
informacji dotyczący programowania, zabezpieczeń i rzeczy bliskich mojej
dziedzinie wiedzy. Wycinki gazet, notatki, fragmenty artykułów i książek
tworzyły pokaźne kompendium wiedzy. Dotyczyły one okresu ostatnich 50 lat, więc
były dosyć aktualne. Wciągnąłem się w lekturę i momentalnie zauważyłem, że
ilość i złożoność informacji sprawiała, że mieliśmy praktycznie do czynienia z
ogromną encyklopedią. Olivier i Julia usiedli niedaleko mnie i Wendy. Zerkałem
na nich zaciekawiony. Artysta zachowywał się zupełnie tak jak kiedyś – trzymał
się na uboczu i mało uczestniczył w poszukiwaniach. Czy on w ogóle się dzisiaj
odezwał? Czy coś znowu się z nim działo? Przejrzałem z Wendy jeszcze kilka
kolejnych katalogów. Znaleźliśmy taki poświęcony gospodarce, rolnictwu,
emocjom, wykopaliskom, oraz wiele innych. Nazwa archiwum była nieco myląca, bo
to piętro było po prostu chodzącą kopalnią wiedzy o całym świecie.
- Nie uważacie, że to
dziwne? – zapytała Julia, przerywając panującą ciszę – Dają nam dostęp do papierowego Internetu, ale dlaczego?
- Pewnie w tych zapiskach
coś jest – odpowiedział Alan – tylko
schowane głęboko pod stertą nieistotnych informacji. Powinniśmy przejrzeć
katalogi i zrobić listę tych, które mogą nas interesować.
- To swoją drogą – odpowiedziała
dziewczyna i ostrożnie się podniosła z fotela – ale nie zastanawia was po co to wszystko? Ten cały zbiór? Przecież
równie dobrze mogli przygotować nam sale z dostępem do dużej bazy danych albo
wydrukować to w przystępny sposób. To tutaj wygląda na zbierane przez wiele lat
dane.
Miała rację. Spojrzałem na katalog trzymany w ręce. Na
stronie, na której byłem widniał brązowy okrąg po kubku od kawy. Wycinki
również miały różne daty i pochodziły z gazet w różnych językach.
- Myślicie, że to dane
zbierane przez porywaczy? – zapytała Wendy.
- Wszystko na to
wskazuje – odpowiedziała Julia.
- Ale po co im te
wszystkie informacje? – Agatha omiotła wzorkiem dziesiątki szuflad – Przecież tu można prawie o wszystkim.
- Widocznie w
instytucie kiedyś działał wywiad, który zajmował się zbieraniem informacji dla
profesora.
- Skąd taki pomysł
Julia? – zapytał Alan.
- Tylko zgaduję, ale
to miałoby sens. Dalej nie znamy dokładnej motywacji Profesora, wiemy tylko
tyle, że wytworzył wirusa, który ma zniszczyć świat. Może stąd potrzeba tych
wszystkich informacji. Szukał sposobu na przeniesienie wirusa i przy okazji
obserwował co się dzieje. Wszystko po to, żeby w odpowiedniej chwili wykonać
ruch.
- Może znajdziemy
tutaj więcej informacji o tym instytucie – Elizabeth zmieniła temat – Wydaje mi się, że to będzie klucz do
zrozumienia, co się tutaj dzieje. Nie wiemy ile tutaj działali przed tym
wypadkiem, w którym wirus został rozesłany na świat, ale to nie mogło być
więcej niż 10 może 15 lat.
- Będziemy musieli
zrobić listę – pokiwała głową Julia, jakby potwierdzała wcześniejszy
pomysł.
- Teraz nic tu po nas.
To zaczyna trwać coraz dłużej, a niedługo powinniśmy coś zjeść. Sprawdźmy dwa
ostatnie piętra – zaproponowałem.
Zachęceni
szansą na dowiedzenie się czegoś więcej wyszliśmy z archiwum i przejechaliśmy
na kolejne piętro na liście. Sala tortur. To znaliśmy aż za dobrze. Długie
korytarze, pełne niedużych cel, surowy klimat i spora sala z niedużą trybuną, a
także scena, na której znajdowały się przyrządy do zadawania bólu. Nawet
teraz wisiały na ścianie jako ozdoba, ale wiedziałem, że duchy większość
akcesoriów przynosiły dopiero na poszczególne kary.
- Chociaż tu byliśmy,
może warto się trochę rozejrzeć po tych salach po drodze? Może znajdziemy coś
ciekawego? – zaproponował Alan. Posłuchaliśmy go i rozdzieliliśmy się
krążąc od celi do celi. Zadanie było dosyć monotonne, bo cele zazwyczaj nie
wyróżniały się niczym specjalnym. Niektóre poza starymi łóżkami czy resztkami
drewnianych stołów i krzeseł miały na ścianach plamy krwi, albo białe
zarysowania. Zastanawiałem się czy były robione przy pomocy kamieni czy
paznokci. Przeszedłem do kolejnego pomieszczenia i zauważyłem kucającą
przy czymś Julie. Odchrząknąłem, a ona poderwała się, czego natychmiast
pożałowała, łapiąc się za brzuch.
- Mycroft, mógłbyś się
tak nie zakradać? – syknęła.
- Coś znalazłaś? – zapytałem.
- Nic. To straszna
dziura i strata czasu, ale nie wiemy, czy porywacze czegoś gdzieś nie
przeoczyli. To jest najgorsze.
Nastała cisza. Julia wyglądała na przybitą i nieco
przestraszoną, chociaż ciężko było wyczytać emocje z jej twarzy.
- Mayer – zaczepiłem
ją – boisz się tego miejsca?
- Boję się?
- Wyglądasz kiepsko.
Ja mam ciarki na widok tego miejsca, a tylko patrzyłem jak karzą was.
Spojrzała na mnie. Pociągnęła nosem i przetarła twarz
rękoma.
- Co mam ci powiedzieć?
Co cię to w ogóle interesuje?
- Jesteśmy
przyjaciółmi… poza tym zostało nas naprawdę mało, nie chcę mi się bawić w
kłótnie, szczególnie, że Aaron żyje i na pewno pewnych konfliktów nie uniknę.
Wolę je ograniczyć do minimum, stąd moje pytanie – w moim głosie było
trochę złości. Miałem dość tej nieufności.
- Nie lubię tego
miejsca. Nie kojarzy mi się ani trochę dobrze. Zadowolony?
- Teraz znacznie
lepiej – uśmiechnąłem się do niej – Mam
jeszcze jedno pytanie. Wszystko gra z Olivierem?
- Z Olivierem? To
znaczy…
Nie
zdążyła dokończyć słów, bo przerwał nam huk z innej części korytarza.
Wypadliśmy z celi jak oparzeni rozglądając się za źródłem hałasu. Zobaczyliśmy
też innych, którzy byli zaalarmowani podobnie do nas. Zaczęliśmy biec w
kierunku zamieszania. Krzyk Alice pomógł nam znaleźć odpowiednią celę. Już na
korytarzu widać było chmurę pyłu, która powoli wypływała na zewnątrz.
- Pomóżcie mu! – krzyczała
Alice.
Wbiegłem do środka i zobaczyłem, że cela jest o wiele
dłuższa niż te, w których dotychczas byłem. Na ziemi leżało całe mnóstwo
gruzu. Pośród niego dojrzałem leżącą postać. Alice stała przy wejściu i wskazywała
gruzowisko drżącą ręką.
- On tam stał i nagle
ściana się zawaliła! – wykrzyczała tak, że ciężko było ją zrozumieć.
Podbiegłem i zacząłem odgarniać kawałki ściany. Dojrzałem wystająca rękę,
która ruszała się powoli, jakby próbowała zrzucić z siebie ciężar. Do celi po
chwili wpadła cała reszta. Aaron i Wendy zaczęli mi pomagać. Elizabeth rzuciła
tylko mordercze spojrzenie po czym wybiegła, zapewne po apteczkę. Udało się nam
odgrzebać Alana. Był cały w tynku i kaszlał. Ja też musiałem co chwilę wyrzucić
z siebie pył, który dostał mi się do gardła. Pomogliśmy mu wstać i
przytrzymaliśmy.
- Jak to się stało? – nie
mogła zrozumieć Carmen – Ściana się po
prostu zawaliła?
- Na tym piętrze to
nic dziwnego – Agatha popatrzyła z niepokojem na nierówne cegły – Widać, że wszystko się tutaj trzyma na
słowo honoru.
Po
chwili do środka wbiegła Elizabeth, która opatrzyła Alana. Spojrzałem na Alice.
- Wytłumaczysz nam, co
tu się stało? – zapytałem.
- Sama nie wiem – powiedziała
– Byłam dwie cele dalej, kiedy usłyszałam
hałas. Od razu, gdy tu wbiegłam, zobaczyłam chmurę białego pyłu i wystającą
rękę no i was zawołałam.
Spojrzałem na jej spódniczkę i nogi oraz sweterek, które
były całe w tynku. Po chwili zerknąłem na ścianę i zobaczyłam jasny
prześwit, gdzie ściana odbijała sylwetkę postaci. Ciężko było określić do kogo
należała, ale wyglądało to jakby ktoś stał na prawo od Alana w momencie
wypadku. Usłyszeliśmy krzyk. Odwróciłem się akurat w momencie, w którym Agatha cofając
się potknęła się o gruz i upadła na plecy. Zerwała się natychmiast,
cofając jeszcze bardziej do tyłu.
- Tam jest trup! – powiedziała
przerażona. Podbiegłem do wskazanego miejsca i zobaczyłem, że w kącie,
niedaleko jeszcze bardziej przegniłego łóżka leżał szkielet. Znajdowały się na
nim szczątki ubrań, chociaż ciężko było określić czym były fragmenty
przegniłego materiału za czasów swojej świetności.
- Co to za miejsce? – zdenerwował
się Aaron, patrząc na kości – Czyje to
może być ciało?
- Lepsze pytanie to
dlaczego zostało tutaj zamurowane? – zapytała Julia.
- Alan słyszysz mnie? –
zapytała Elizabeth patrząc na niego – Alan?
- Co się dzieje? – zapytał
– Gdzie ja jestem?
- Jesteśmy w sali
tortur. Przeszukiwaliśmy cele, pamiętasz?
- W sali tortur? – zapytał
i odsunął się o krok do tyłu widząc trupa. Złapał się odruchowo za kieszeń, ale
po parokrotnym sprawdzeniu nic tam nie znalazł – Co my tu robimy? Ktoś ma karę?
- Co? – zdziwiła
się Wendy.
- Nie pamiętasz? – zapytała
Elizabeth – To nowe piętra, które
odblokowały się po ostatnim procesie.
- Samfu i Yamy? – odpowiedział
pytaniem.
- Cholera jasna – Farmaceutka
zaklęła pod nosem – Zabieram go do
przychodni. Wygląda na to, że dostał mocno w głowę… Chodź Alan. Wszystko
ci zaraz opowiem.
Wyszli
z celi, po chwili znikając za zakrętem korytarza i zostawiając nas w ósemkę.
- To cholerne piętro
jest niebezpieczne, powinniśmy stąd uciekać – stwierdziła Wendy.
- A co z trupem? – Julia
wskazała szczątki.
- Może je weźmiemy?
Elizabeth powinna być w stanie się czegoś dowiedzieć – zaproponowała
Agatha.
- Musimy je jakoś
zawinąć…
Ostrożnie wyzbieraliśmy kości w jedno z prześcieradeł.
Dotykając ich i czując, że kiedyś to był człowiek, poczułem jak przechodzą mnie
ciarki. To zostaje z człowieka po tym jak ginie? Westchnąłem pod nosem. Aaron
ostrożnie chwycił pakunek.
- Zaniosę to do
laboratorium i spotkamy się w tym mechanicznym zoo – powiedział, po czym
ruszył przodem. Reszta powoli zmobilizowała się do wyjścia. Przed wejściem do
windy Wendy odciągnęła mnie na chwilę na bok.
- Co się dzieje? – zapytała.
- Wydaje mi się, że
ktoś próbował unieszkodliwić Alana… Nie wiem czy to nie Alice.
- Alice? – zapytała,
patrząc na blondynkę stojąca przy windzie i czekająca aż Carmen i Agatha
skończą gadać – Dlaczego?
- Nie mam pojęcia. Po
prostu zaczyna mnie to przerażać. Mam wrażenie, że w każdym momencie ktoś może
zginąć. Chciałbym żebyś była już poza tym hotelem.
- Poza hotelem? – spojrzała
na mnie zdziwiona – Wiesz, że nie wyjdę
stąd bez ciebie.
- Chodźcie do cholery
– warknął Aaron, przytrzymując drzwi windy. Idealny moment na ucięcie
tematu.
Wsiadłem,
ciesząc się, że nie muszę dłużej ciągnąć tego tematu. Wendy nie dawała mi spokoju.
Musiałem ją odpowiednio odsunąć od ciągłego wypytywania, bo nie miałem jak
zrealizować swojego planu, kiedy cały czas stała mi nad głową. Wiedziałem, że
sama z siebie się na niego nie zgodzi. Winda zatrzymała się na ostatnim
piętrze, jednym z ciekawszych jeżeli chodziło o nazwę. Mechaniczne zoo.
Podszedłem do blaszanych drzwi i otworzyłem je przed grupą. To było już szóste
piętro, które przeszukiwaliśmy dzisiejszego dnia. Dało się odczuć narastające
zmęczenie.
- My się tutaj
odłączymy – powiedziała Julia – Musimy
przygotować wszystko i zapakować jedzenie. Weźmiemy coś lekkiego, bo po tym, co
wcisnął Ethan na pewno nikt nie ma ochoty przeciążać żołądka.
Nie czekając na zgodę ani nic z tych rzeczy, wrócili do
windy i zostawili nas w jeszcze bardziej uszczuplonym gronie. Przepuszczając
przodem całą czwórkę pań, ruszyłem za nimi. Enigmatyczna nazwa okazała się
idealnie oddawać klimat piętra. Podobnie jak w palmiarni stanęliśmy na ubitej
dróżce, chociaż tutaj było mrocznie. Jedynym źródłem światła były uliczne
latarnie, które oświetlały drogę i porozrzucane, co jakiś czas klatki. Za nimi
kryły się niesamowite konstrukcje. Zbudowane z blach i fragmentów metali
bestie wyglądały jak żywe. Miały czerwone ślepia i łypały na nas, kiedy
przechodziliśmy. Zastanawiałem się czy te kraty mogły je zatrzymać w razie
agresji, ale zwierzęta zdawały się być spokojne. Minęliśmy masywnego nosorożca,
pokraczne hipopotamy oraz ogromnego lwa. Niektóre kreatury były jeszcze
dziwniejsze. Małpy z ogromnymi ogonami, które wiły się za nimi jak węże, czy
biało-czarne niedźwiedzie z pojedynczym czerwonym okiem. Przechodząc obok nich
dało się słyszeć cichy dźwięk, który przypominał trochę śmiech. Na piętrze było
dosyć cicho, słychać było ocierające się o siebie blachy.
Aaron
dobiegł do nas po chwili, cały zziajany. Nie powiedział nic, ale nie miał już
przy sobie prowizorycznego worka. Elizabeth jeszcze nie wróciła, więc dalej musiała
zajmować się Alanem. Czy Alice mogło chodzić o dziennik Maksa? Teraz
zdałem sobie sprawę, co mogło nią kierować. Byłem ciekaw, gdzie go schował. Pewnie
był w jego pokoju, a odkąd wymienili zamki nie dało się do nikogo tak po prostu
wejść.
- To wygląda bajecznie
– powiedziała w końcu Agatha – Patrzę
na to jak te istoty zostały skonstruowane i nie mogę się napatrzeć. Widzicie
jak naturalnie wykonują ruchy kończynami? To niesamowite.
- Myślisz, że to
zwyczajne roboty? – zapytała Carmen.
- O nie, nie! To mi
wygląda na robotę kogoś, kto naprawdę zna się na rzeczy. Nie mówiąc już o zaprogramowaniu.
Zachowują się bardzo naturalnie – wytłumaczyła.
- Powinniśmy się tego
bać? – Wendy spojrzała w kierunku Agathy. Twórczyni niechętnie przeniosła
wzrok.
- Nie. Widać, że nie
są w żadnym bojowym trybie, bo inaczej byśmy tu nie weszli.
- Jeżeli są napisane
przez tą samą osobę, która wymyśliła Lokaja to prawdopodobnie mają wiele
programów, które potrafią przestawiać w zależności od potrzeb – wytłumaczyłem.
Sercem piętra okazał się być panel. Znajdowało się na nim
mnóstwo diod oraz kabli, a także długa dźwignia. Tuż za nim piętrzyły się
ogromne zębatki, które w tym momencie ruszały się miarowo.
- Przesuniemy ją? – zapytała
Wendy.
- To wygląda trochę
jak oczywista pułapka – powiedział Aaron.
- Przecież nie
zostawialiby tutaj czegoś, co by nas bezpośrednio skrzywdziło – zaśmiałem
się – To zapewne jakaś nowa funkcja,
która ma nam pomóc.
- Tak, bo nasi
porywacze to bohaterowie… Puknij się w głowę Goldenwire.
- Jak nie spróbujemy,
to się nie dowiemy – zauważyła Carmen.
- Może powinniśmy
poczekać z tą dźwignią na resztę? – zaproponowała Agatha.
- Oj, dajcie spokój – wykrzyknęła
Alice i pewnym ruchem, bez najmniejszego oporu, przesunęła dźwignię.
Usłyszeliśmy
serię dźwięków, jednak na piętrze nie zauważyliśmy żadnej zmiany, nie licząc
tego, że zębatki za panelem przestały się ruszać.
- Tak liczysz się ze
zdaniem grupy? – zdenerwowała się Wendy.
- Stało się coś? – zapytała
z przekąsem – Nie? No to chodźmy stąd.
Prawdopodobnie nic się nie zmieniło i tyle.
Jej decyzja nie przyjęła się z większą aprobatą, ale mimo
tego opuściliśmy piętro, zostawiając mechaniczne bestie za nami. Gdy tylko
pokonaliśmy drzwi, zauważyliśmy pierwsze następstwo przeciągnięcia dźwigni.
Winda nie działała.
- No to ładnie – rzuciła
Wendy – Jak ją przeciągnęłaś to idź teraz
i to napraw!
- Skąd pomysł, że to
ja zepsułam windę? – parsknęła.
- Bo działała jeszcze
przed chwilą?
- Przecież możemy
zejść schodami – rzucił Aaron – Widocznie
porywacze coś robią. Przez filtr i tak tego specjalnie nie poczujecie.
Wendy pokiwała głową, ale nie skomentowała już działań
Alice. Ruszyliśmy na schody.
Przygotowałem
się wewnętrznie na znajome i mało przyjemne zakręty głowy, ale nie poczułem
nic. Zszedłem po schodach i po pokonaniu niedużej klatki schodowej, znaleźliśmy
się na kolejnym korytarzu. Obserwowałem resztę, która wydawała się być tak samo
zaskoczona jak ja.
- Czy my właśnie… - zaczęła
Agatha.
- Filtr nie działa? – zdziwiła
się Wendy. Aaron podszedł do blaszanych drzwi i otworzył je.
- Palmiarnia – stwierdził.
- Mówiłam, że ta
dźwignia nie zrobi nic złego? – zapytała Alice, krzyżując ręce na piersi.
Filtr percepcji został zdjęty.
Komentarze
Prześlij komentarz