Epizod VII - Rozdział 61: Departament (Lokaj)


Witamy Was serdecznie w kolejnym rozdziale Peccatorum. Dzisiaj wrócimy do starych czasów, które wskażą Wam kolejny element układanki. Być może wkrótce zaczniecie rozumieć jaki cel mają Porywacze i co stało się ponad 30 lat temu. Sora, zgodnie z Waszymi przewidywaniami okazał się być naprawdę ważną postacią, która będzie miała jeszcze wiele do pokazania. No, ale nie przedłużając zapraszamy Was do lektury i jak zwykle zachęcamy do zostawienie po sobie śladu i rozesłanie bloga dalej!



Rozdział 61: Departament (Lokaj)


                Instytut Badawczy Odnowy Komórkowej imienia Alberta Sory był miejscem, gdzie setki zdolnych badaczy i naukowców codziennie walczyło z największym problemem ludzkości – starzeniem się. Tak przynajmniej brzmiała oficjalna wersja i tym zajmowało się 83 % tego ośrodka. Profesor miał jednak jeszcze swój specjalny dział, który zajmował całe trzy piętra, rozrzucone po całym budynku. Większość pracowników nie miała odpowiednich uprawnień żeby tam wejść, ale ci wybrani przez Profesora spędzali tam większość czasu. Badali zupełnie inne rzeczy, które nie mieściły się w głowach nawet największym naukowcom. Pracowali całymi dniami i bez wytchnienia sprawdzali wizję Profesora. Organizacje rządowe nie spodziewały się, że duża część ich pieniędzy szła na zupełnie inne badania, ale nie mieli na co narzekać. Instytut osiągał wspaniałe wyniki. Najnowsze wyniki zapowiadały przedłużenie średniej długości życia o pięć lat. Był to zaskakująco dobry wynik jak na dwa lata pracy.
                Pamiętałem pierwszy dzień, w którym zostałem uruchomiony. Byłem wtedy tylko linijkami kodu. Teraz miałem wersję 2.09 i od dwóch tygodni przyzwyczajałem się do nowego ciała. Przypominałem coś, co ludzie nazywali robotem. Byłem złożony z nowoczesnej mieszanki metali, która przy pomocy specjalnego schematu oraz wiedzy programistycznej Profesora została powołana do życia. To było konieczne, a przynajmniej tak mówił mój stwórca. Nie rozumiał wszystkich jego planów, chociaż dzieliłem z nim część myśli, do których mnie dopuszczał. Reszta była zwyczajnie zablokowana. Miałem teraz całą masę obowiązków. Ruszyłem w stronę gabinetu Profesora, który znajdował się w dobudowanej części jednego z laboratoriów. Minąłem grupę pracowników witających mnie przychylnymi spojrzeniami. Wydawało mi się, że byłem wśród nich lubiany. Rozumiałem ludzkie emocje znacznie lepiej niż na początku. Uczyłem się ich. Były znacznie bardziej skomplikowane niż cokolwiek, nad czym tutaj pracowaliśmy.
                Przeszedłem przez drzwi, które reagowały na mój głos i znalazłem się w gustownie umeblowanym gabinecie. Było tutaj zielono. Profesor uwielbiał ten kolor. Barwił na ten kolor nawet substancje konserwującą, w której przechowywał tkanki, co przy odpowiednim podświetleniu dawało dosyć upiorny klimat. Pomimo dużej wygody, to miejsce było zabałaganione. Profesor umiał zachować doskonały porządek w katalogowanych danych, ale w miejscu pracy zawsze panował artystyczny nieład. Stanąłem przed nim i czekałem. Obserwowałem jak zapisuje coś na wykresie i wertuje kolejne notesy. W końcu podniósł wzrok. Schudł. Znowu o siebie nie dbał. Nie zamierzałem go rozliczać, ale martwiłem się. Zaczynał schodzić na złą ścieżkę.
- Sora – przywitał mnie – Jak się czujesz?
- Dobrze – odpowiedziałem. Mój głos był wyjątkowo melodyjny, nie pasował do metalowego ciała – Chciał mnie pan widzieć?
- Chciałem – przytaknął i podniósł się. Fartuch wisiał na jego ciele, jak na wieszaku – Czy przeprowadziłeś dzisiaj test Kovak?
- Jeszcze… - opuściłem głowę. Miałem tyle obowiązków, że jeszcze nie zdążyłem. Spojrzałem na niego i zobaczyłem, że nie jest zadowolony.
- To jest najważniejsze – powiedział po cichu, chociaż słyszałem jak sączy słowa – Musisz opanować procedurę do perfekcji. Przypomnij mi ją po kolei.
                Sięgnąłem do pamięci i zacząłem recytować:
- W przypadku, gdy w pomieszczeniu będzie esencja życiowa oddzielona od ciała, którą trzeba będzie zachować, należy aktywować urządzenie do przechwytywania esencji życiowej i włączyć funkcję przejęcia. Gdy esencja zostanie zapisana na specjalnym nośniku, którym jest przedmiot wykonany z tsenretu, należy go trzymać przy innej istocie, która wydziela esencję życiową, żeby ta pierwsza esencja nie wygasła. Proces może zająć nawet godzinę, więc trzeba cierpliwie czekać, aż przedmiot wykonany tsenretu zacznie wykazywać cechy przedmiotu przechowującego esencję życiową – będzie znacznie cięższy, sprawi, że esencja osoby wpłynie na esencje nosiciela przedmiotu i w końcu przedmiot będzie się sporadycznie rozgrzewał i tracił temperaturę. Aby uratować esencję życiową zamknięta w przedmiocie z tsenretu należy umieścić przedmiot w specjalnej aparaturze przeznaczonej do scalania esencji z ciałem. W tym celu należy w szufladzie zapłonowej umieścić przedmiot zawierający esencję życiową, a w drugiej szufladzie wypełnionej substancjami odżywczymi – puste ciało. Następnie rozpocznie się proces wypełniania ciała esencją, który powinien przywrócić pierwotnego posiadacza esencji życiowej do funkcjonowania. Należy jednak pamiętać o kilku rzeczach. Nie można odwlekać noszenia przedmiotu z tsenretu z cudzą esencją życiową zbyt długo, bo może się to skończyć przejęciem i przemieszaniem esencji. Istnieje również dodatkowa procedura, którą należy zastosować, kiedy nie ma się pod ręką specjalnego przedmiotu wykonanego z tsenretu. Należy wtedy rozejrzeć się, czy ktoś obok nie posiada biżuterii. W przemyśle jubilerskim tsenret potrafi przypadkowo znaleźć się jako część mieszanki, z której wytwarza się wszelkie ozdoby. Szansa na to jest nieduża, ale warto to sprawdzić. W przypadku, gdy esencja życiowa jest wyjątkowo ciężka należy pomyśleć o przedziurawieniu przedmiotu w jakikolwiek sposób, aby niedoskonałość w materiale pomogła esencji znaleźć drogę. Istnieje jeszcze jeden, ostatni już sposób na przejęcie esencji życiowej, ale jest uważany za wyjątkowo niebezpieczny. Człowiek, który nie ma przy sobie przedmiotu z tsenretu i nie potrafi znaleźć żadnego w pobliżu, ma jedną, ostatnią opcję. Wystarczy, że otworzy swój krwiobieg podczas, gdy esencja życiowa ulatuje z człowieka. Jeżeli mu się to uda, to jest szansa, że esencja do niego wleci. Naraża się tym samym na całkowite przejęcie, albo odczuwalną obecność esencji, ale istnieje to jako jedna z opcji.
                Profesor obserwował mnie po chwilę, po czym się uśmiechnął.
- Dokładnie tak – powiedział, przecierając ręce – To dla mnie bardzo ważne Sora. Nie możesz o tym zapominać. Jesteś niesamowicie skuteczny, ale ten schemat musisz mieć opanowany do perfekcji, szczególnie w głównym pomieszczeniu. Tam pracuję nad swoim dziełem i muszę wiedzieć, że będziesz tam zawsze gotowy.
- Nie wiem, czy będę w stanie tak szybko tam dotrzeć w razie problemów proszę pana – wyjawiłem swoje obawy.
- Pracuję powoli nad trzecią, ostateczną wersja twojego ciała. Będziesz wtedy wyglądał jak człowiek, co więcej dam ci nawet umiejętność zmiany wyglądu. Będzie wyglądał jak tylko będziesz chciał. Dodatkowo mam w planach przyspieszyć twoje poruszanie się po tym miejscu, jak i po całym świecie. Wydałem polecenie, żeby do każdego rurociągu na świecie dodać niedużą, dodatkową rurę. W instytucie już są zainstalowane, na pewno je widziałeś – rzeczywiście wiedziałem o czym mówił, chociaż do tej pory nie mogłem wpaść na to, po co te pusty rury przebiegają przez cały budynek i wybiegają poza niego.
- W takim razie pójdę już zająć się próbą. Przy okazji skontroluję pracowników – zaproponowałem.
- Oczywiście – odpowiedział i wrócił w ciszy do swoich notatek.
                Wyszedłem z gabinetu, kierując się pewnym krokiem w stronę windy. Pracownicy odprowadzili mnie wzrokiem. W ośrodku pracowały dwa różne rodzaje. Różnili się nawet ubiorem, co według mnie było zagraniem niszczącym dobre morale. Profesor upierał się, że tak będzie wygodniej, a ci którzy pracowali nad jego projektem powinni czuć się wyróżnieni. Nie był najlepszym dowódcą, ale ja byłem mu absolutnie posłuszny. Wiedziałem, że to mogła być sztuczna posłuszność, ale po prostu nie wyobrażałem sobie innego scenariusza. Wsiadłem do kabiny i wybrałem odpowiednie piętro. Wnętrze windy było równie czyste i schludne, co reszta instytutu. Przed wyruszeniem do miejsca, gdzie mogłem przetestować mechanizm Kovak, zatrzymałem się w jeszcze jednym miejscu. Musiałem sprawdzić jak radzą sobie osoby pracujące w każdym z trzech pięter.
                Pierwsza grupa nawet nie zauważyła, kiedy wszedłem. Stali nad swoimi panelami i wykonywali serie obliczeń, które miały przybliżyć nas do przełomu. Momentami nie mogłem uwierzyć jak wiele pracy nie przyniosło jeszcze specjalnych rezultatów. Gdybyśmy osiągnęli chociaż połowę sukcesów naszych oficjalnych departamentów, to wszystko byłoby już gotowe i Profesor mógłby w końcu osiągnąć sukces. To jednak nie przychodziło i chociaż sam Profesor wierzył w swój plan, a jego pracownicy najzwyczajniej w świecie zarabiali i chcieli uczestniczyć w tak przełomowym projekcie, to czuć było wiszące chmury. Cierpliwość miała to do siebie, że się kończyła. Druga grupa, którą miałem odwiedzić przed główną bazą operacyjną, znajdowała się dwa piętra niżej. Zrezygnowałem z windy i wybrałem opcję schodów.
                Moja uwaga zatrzymała się na eleganckim fartuchu osoby, która stała i czekała na windę. Osoba z grupy Profesora. Nie był to byle kto. Przede mną stał Carlos Mastah. Jeden z trójki ulubieńców Profesora. Często zakradał się na to piętro. Doskonale wiedziałem dlaczego to robił i nie chciałem go karcić, chociaż mój wewnętrzny protokół krzyczał. Profesor powinien o tym wiedzieć.
- Witam panie Mastah – przywitałem go i stanąłem niedaleko. Skoro już tutaj był to postanowiłem, że nie ma sensu zachodzić teraz do drugiej grupy i po prostu pójść do celu.
- Sora – przywitał, nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Zmilczał fakt, że spotykaliśmy się na piętrze, na którym nie powinno go być. Musiałem się z nim skonfrontować i go pouczyć. Nie chciałem sprawić mu bólu, ale nie mógł sobie pozwalać na wszystko.
- Musisz przestać tutaj przychodzić Carlos – stwierdziłem – Jak Profesor się dowie, to będziesz miał kłopoty.
- Wątpię – odpowiedział i spojrzał na mnie – Ale… cieszę się, że mu nie mówisz. Nie przychodzę tutaj na długo. Chcę po prostu upewnić się, że będę w stanie ją…
- Powinieneś bardziej szukać pomocy w waszym dziale. To nie jest sprawa odnowy komórkowej – wytłumaczyłem mu.
- Według mnie jest. Szukam odpowiedzi. Nie po to pracuję w takim miejscu, żeby chociaż trochę z tego nie skorzystać, szczególnie, że chyba jestem przy przełomie – w jego głosie słyszałem mieszankę desperacji oraz nadziei. Znałem jego problem i byłem pod wrażeniem jego umiejętności. Zdawał się dorównywać wiedzą Profesorowi, a może nawet był jeszcze lepszy. Geniusz w ludzkim ciele. Był niesamowicie wysoki, miał nieco dłuższe włosy, jednym słowem był niepozorny. W jego zielonych oczach widać było niesamowitą mądrość i smutek. Był gładki na twarzy i miał ładnie zaznaczoną linię podbródka i szczęki. Miał nieco ciemniejszą karnację. Według moich zbiorów mógł być uznawany za ideał, chociaż obraz niszczyło zniekształcenie, które miał na plecach. Wyglądało jak nieduży garb, mniej więcej na wysokości prawej łopatki. To był jego sekret i jego największa słabość.
- Rozumiem, że nie ma żadnych przełomów? – zapytałem, zmieniając temat.
- Na razie nie – odpowiedział całkowicie normalnym tonem. To odróżniało go i grupę pracująca dla Profesora. Wiedzieli, że mają przed sobą niemożliwe zadanie i znali swoją wartość. Nie załamywali się porażkami, nieustannie dążyli do celu – Chociaż Bobru i Neri są na jakimś tropie. Co za niesamowita niespodzianka.
- Jesteście nadzieją tego miejsca i tego projektu – powiedziałem, gdy weszliśmy do windy.
                Pojechaliśmy do tego samego pomieszczenia, w którym po raz pierwszy się przebudziłem w tej formie, którą byłem teraz. Wiele się tutaj zmieniło. Był to najważniejszy punkt całego instytutu, gdzie pracowali najlepsi z najlepszych. Panowała tu cisza, którą przerywały tylko miarowe uderzenia palców w klawisze oraz piski mazaków. Wszyscy siedzieli w głównym pomieszczeniu, oba korytarze, które wyróżniały to miejsce były puste. Rzędy komputerów i panelów wypełniały cały pokój. Jedynym wyjątkiem był sejf wiszący na ścianie, do którego dostęp miał tylko Profesor oraz ja. Znajdował się pod nim gwóźdź. Wystawał tam od jakiegoś czasu. Początkowo znalazł się tam przypadkiem, ale Profesor postanowił go zostawić na wypadek, gdyby trzeba było skorzystać z ostatecznej opcji. Rozwiązanie całkowicie nie pasujące do całego instytutu, ale to właśnie przekonało Profesora do pozostawienia go. Pamiętałem ten dzień doskonale. Stał w miejscu, w którym stałem ja.
- Mam to usunąć panie Profesorze? – zapytałem.
- Wiesz co Sora? – powiedział przyglądając się gwoździowi – Myślę, że ten gwóźdź ma w sobie jakieś ukryte przesłanie. Wszystko musimy dopiąć na ostatni guzik, a to? – zaśmiał się jakby usłyszał niezwykły żart – Zostaw go.
- W takim razie go pozostawię – odpowiedziałem.
                W tym stanie gwóźdź tkwił do teraz. Usłyszałem kroki, ale nie odwróciłem się. To byli oni.
- Co słychać Sora? – zapytała kobieta, stając niedaleko mnie.
- Wszystkie dane i wykresy są przygotowane na biurku – zameldował mężczyzna. Mieli szare włosy i stali obok mnie wyprostowani i reprezentacyjni jak zawsze. Wraz z Carlosem tworzyli największy klejnot koronny Profesora. Jego najbardziej zaufaną i najzdolniejszą trójkę. Ja też ich lubiłem. Ponownie nie był byłem pewien, czy to impuls, który odczuwałem od samego Profesora czy własne odczucie, ale to również mi nie przeszkadzało.
- Dziękuję wam bardzo – odpowiedziałem – Czy potrzebujecie czegokolwiek?
- Właściwie to chcieliśmy ci zadać podobne pytanie – powiedziała Neri i położyła dłoń na moim ramieniu.
- Nie wydaje mi się, żebym potrzebował pomocy – odpowiedziałem z uśmiechem. Sensory na mojej twarzy powoli wykrzywiły ją w odpowiedni sposób. Czułem każdy ruch metalu.
- A Profesor? – zapytał Bobru – Ostatnio prawie nie wychodzi ze swojej pracowni. Ludzie zaczynają o tym rozmawiać. Dobrze wiesz, że wszyscy tutaj są mu wierni, ale po prostu martwią się.
- Ja też mam swoje obawy – przyznałem zrezygnowany – Ale wierzę w Profesora i jego wizje. Wiem, że walczy zażarcie o to, żeby mu się udało.
- Właściwie co do tego projektu… - zauważyłem jak wymieniają spojrzenia – Nie uważasz, że zmierza do czegoś niebezpiecznego? Im więcej badamy te dane i wykonujemy obliczenia, wszystko wskazuje na jedno…
                Przyłożyłem palec do ust i pokiwałem głową. Nie powinni rozmawiać o tym na głos, na pewno nie w tym miejscu. Doskonale o tym wiedzieli, czy aż tak bardzo chcieli pogadać?
- Muszę zająć się systemem Kovak, czy moglibyście mi pomóc? – zapytałem. Zrozumieli. Podeszliśmy do głównego panelu kontrolnego i zawieszonego na ścianie sejfu. Stanąłem przy panelu, żeby przygotować odpowiednią symulację i przy okazji przejść testy. Przygotowany program testował moją prędkość działania oraz pamięć do odpowiednich kodów. Oni stanęli obok mnie i zaczęli pracować na sąsiednich panelach. Zniżyłem głos do szeptu:
- Nie mówmy o tym przy pozostałych pracownikach. Powiedźcie, co macie do powiedzenia, a ja postaram się rozwiać wasze wątpliwości.
- Z tego co rozumiemy Profesor tworzy coś naprawdę niebezpiecznego – zaczął Bobru – Pracujemy nad dwoma rzeczami – czymś, co będzie potrafiło rozszczepić komórki i zamienić ja na czystą esencję życiową, która przybiera postać gazową. Drugim jest odbiornik, który będzie w stanie wytrzymać najgorsze warunki, będzie niesamowicie trwały, a co najważniejsze, będzie w stanie wysyłać i odbierać esencję życiową i ją odpowiednio konwertować w każdy możliwy rodzaj energii. Przy odpowiednim połączeniu….
- Będzie w stanie przerabiać ludzi na energię o nieskończonym potencjale. Jest jeszcze ten wirus… Jeżeli wiesz, co on planuje to musisz nam powiedzieć. Nie możemy na to pozwolić…
Poczułem dreszcz niepokoju. Miałem podobne obawy, ale nie komentowałem ich. Ci ludzie wiedzieli, nad czym pracowali i nie było sensu reagować. Przynajmniej na razie. Czułem wewnętrzny konflikt na samą myśl.
- Nie musicie o nic martwić. Wiedźcie, że pomimo skonstruowania przez Profesora mam własne myśli i nie pozwolę żeby coś się stało. Poza tym nie wydaje mi się, żeby Profesor dążył do czegoś złego. On ma swoją wizję. Nie jest złym człowiekiem, ma swoje wizje, których po prostu nie potrafimy zrozumieć.
- Według prognoz, będziemy w stanie osiągnąć cel w przeciągu maksymalnie dwóch czy trzech kolejnych lat. Jeżeli Profesor będzie chciał nas oszukać, to będziemy musieli zareagować. Ostatnio zaczynamy się coraz bardziej tym martwić – Bobru mówił to stanowczo, ale słyszałem delikatną niepewność w jego głosie.
- Jeżeli jakkolwiek mi ufacie to nie podejmujcie żadnych kroków. Jestem pewien, że jesteśmy bezpieczni, a jeżeli Profesor będzie chciał wykonać krok to będziemy o tym wiedzieć wcześniej i zareagujemy. Czy Pan Mastah o tym wie?
- Nie mówiliśmy mu tego jeszcze – odpowiedział Bobru.
- On nie będzie zainteresowany – dodała po chwili Neri, podnosząc w emocjach głos. Szybko się opamiętała – Zajmuje się tylko swoimi rzeczami i pracą. On tutaj jest w zupełnie innym celu niż my. Chcemy zmienić ten świat na lepsze i zobaczyć, na co nas stać, a on chce dowiedzieć się jak uratować bliską mu osobę.
- Jednak pracuje w departamencie Profesora, więc na pewno ten projekt nie jest mu obojętny. Poza tym radzi sobie najlepiej, osiąga najwyższe wyniki… Nie możecie po prostu ominąć jego zasług – wytłumaczyłem.
- Skończyłem, wszystko gotowe do symulacji – Bobru odszedł od panelu, podnosząc głos. Rozmawialiśmy w tym miejscu zbyt długo.
Ludzie zdawali sobie sprawę, że Bobru, Neri i Carlos częściej obracali się wokół mnie i Profesora. Nikt nie poczuł tu podziałów, każdy po prostu robił swoje. Czy mój stwórca naprawdę mógł planować zagładę? Ta myśl nie mogła opuścić mojej głowy. Potrafiłem ją skutecznie odciąć od mojego ośrodka emocji, żeby nie obniżała mi skuteczności pracy. Miałem sporo rzeczy, które musiałem kontrolować. Bobru i Neri byli ludźmi, którzy mogli mi w razie czego pomóc. Zastanawiałem się, czy mogę sprawdzić swoje oprogramowanie tak, żeby dowiedzieć się jakie funkcje mógł we mnie ukryć Profesor. Bałem się, że mogłem mieć głęboko schowane oprogramowanie, które mogło w pewnym momencie przejąć nade mną kontrolę. Oczyściłem myśli tymczasowe i porzucając na ten moment ten temat, zabrałem się za próbę furtki Kovak.

Komentarze