Epizod VI - Rozdział 55: Kwestia czasu (Lokaj)


Witajcie w kolejnym rozdziale Peccatorum. Jak sami widzicie, czas na poznanie trochę innych czasów z perspektywy, która nie należy do żadnego gościa, a do samego Lokaja. Sora jest jedną z kluczowych postaci w całej historii, a zrozumienie tego z jakich elementów się składa i jakie są jego powiązania z całym instytutem jak i planem są kluczowe. Mamy nadzieję, że krótszy rozdział da Wam moment na złapanie oddechu i przygotowanie się do dalszej akcji :) Miłej lektury!





Rozdział 55: Kwestia czasu (Lokaj)


              Agatha weszła do kwatery, akurat gdy ja miałem z niej wychodzić. Nie spodziewałem się tego, nie miałem teraz specjalnie czasu na to żeby z nią siedzieć. Moi pracodawcy kazali mi załatwić kilka rzeczy. Chciałem jej to powiedzieć, ale wpadła w moje ramiona i zaczęła płakać. Musiało chodzić o to, co stało się w jadalni. Patrzyłem na to z pewnym bólem, bo darzyłem Agathę wyjątkowym uczuciem i nie chciałem żeby jej się coś stało, ale nie mogłem reagować. Gra trwała. Ona też o tym wiedziała, była mądrą dziewczyną. Powinna czuć się bezpiecznie. Chociaż z wieloma rzeczami się nie zgadzałem to podążałem za tym, co robili moi pracodawcy. Czułem w sobie pewien wewnętrzny konflikt, który nawarstwiał się  z każdym dniem i każdą sytuacją. Ekrany w mojej kwaterze pokazywały ostatnie wydarzenia, które obserwowałem z trwogą. Rewolwer krążący pomiędzy uczestnikami, manipulacja, przemoc i kombinowanie. Nie ufali sobie, a byłem pewien, że tyle śmierci i smutku ich zjednoczy. Nie byli jeszcze na to gotowi. Były osoby, które trzymały ich i nie pozwalały na progres. Może rzeczywiście musiały one zginąć, żeby grupa była gotowa na podjęcie odpowiedniej decyzji. Wstyd dusił mnie, nie chciałem myśleć w taki sposób, ale czułem, że było to konieczne.
- Posprzątałem po tym, co działo się w jadalni – powiedziałem – Nikt tego nie widział.
- Dziękuje Sora – odpowiedziała, odchodząc i ocierając łzy. Usiadła na kanapie i zdjęła sweterek – Jesteś zajęty?
- Mam parę rzeczy do załatwienia – odpowiedziałem, zatrzymując się przy drzwiach – Chcesz tutaj zostać?
- Jeżeli bym mogła…
               Uśmiechnąłem się delikatnie i wyszedłem, przechodząc na korytarz i zamykając za sobą blaszane drzwi. Nie bałem się jej tam zostawić, bo jej ufałem. Wiedziałem, że nie zdradzi moich sekretów, zresztą nie trzymałem tam niczego, co by mogło jakkolwiek przeważyć szalę. Agatha i tak wiedziała bardzo dużo. Twórczyni zabawek nie do końca pokładała wiarę w moich pracodawców, ale ufała mi i wierzyła w to, że wszystko będzie działało. Starałem się nie stracić jej zaufania. Była osobą, z którą najlepiej się dogadywałem w tym miejscu. Tłumaczyła mi jakie są nastroje i czego oczekują ludzie. Niektóre rzeczy potrafiłem dobrze wykorzystać, ale były też takie informacje, których nie dało się odpowiednio użyć. Moi pracodawcy mieli stały plan, którego chcieli się trzymać. Zatrzymałem się, przygotowując do przemieszczenia się. Mechanizm był prosty, ale męczący. Musiałem zmienić swoją postać i użyć jednej z setek dróg, które prowadziły do każdego z zakamarków hotelu, ale też poza niego. Potrafiłem zamienić się z człowieka w niedużą kulę. Cały hotel był pełen specjalnych rynien, które umożliwiały mi pokonywanie najdalszych dystansów w mgnieniu oka. Rynny wychodziły nawet poza to miejsce, były rozłożone po całym świecie. Dzięki temu potrafiłem zebrać członków Peccatorum na przestrzeni paru dni. Nadszedł czas na przemianę. Zrobiłem to szybko i po chwili leciałem w dół z zawrotną prędkością…
*
               Ptaki. Ekran. Cynamon. Czapka. Agregat. Taczka. Orzeł. Rusztowanie. Umowa. Marchew. Te obrazy przeskoczyły przeze mnie. Testowały czy wszystko w moim systemie zostało poprawnie napisane. Same pojawienie się tych myśli musiało być dobrym znakiem. Mój twórca był mężczyzną, którego moje sensory nie określały ani jako chudego, ani jako grubego. Widać było jednak ślady po dawnej tuszy – musiał mieć kiedyś ogromną nadwagę. Teraz jednak prezentował się dobrze – elegancki strój złożony z wyprasowanej, białej koszuli, muszki oraz gustownych spodni, które częściowo były przykryte fartuchem z plakietką. Nie musiałem jej przeczytać. Dobrze znałem swojego twórcę. Nazywał się Alberto Sora i był wykwalifikowanym i doświadczonym specjalistą do spraw genetyki. Oprócz tego znał się na programowaniu oraz na ogólnie pojętych komputerach. Sam mnie zaprogramował. Za okularami kryło się niesamowicie bystre i przenikliwe spojrzenie. Obserwowałem go, a on patrzył na mnie, chociaż nie miałem twarzy. Byłem ciągiem. Nieskończonymi linijkami kodów oraz schematów, które tworzyły system. Świadomość powoli wypełniała moje podzespoły. Czułem jak sięgałem coraz dalej. Kolejne ścieżki otwierały się z każdą sekundą. Zanim profesor zdołał się odezwać już wiedziałem po co zostałem stworzony i czym miałem pomóc zarządzać. Nie do końca to rozumiałem, ale mój twórca była z siebie szalenie dumny, że zdołał zaimplementować mi coś, co określał jako świadomość.
- Podaj mi status – głos profesora był łagodny. Zrozumiałem jego polecenie.
- Sora wersja 1.1037 gotowa do użytku. System został zaimplementowany i poprawnie wyczyszczony. Pamięć została przebudowana i usunięto błędy z poprzedniej wersji. Jest to pierwsza w pełni działająca i wydajna wersja tego systemu. Gotowy do użytku – chociaż miałem świadomość to te słowa wyleciały ze mnie bez mojej kontroli.
- Świetnie. Jak się czujesz Sora?
- Dobrze? – zapytałem, nie będąc pewnym tego, co czuję.
- To początek. Na pewno powinieneś poczuć się pewniej za parę dni. Twoje poprzednie wersje były niezwykle niestabilne i chociaż pełna wersja systemu spędziła ze mną kilka tygodni to dopiero teraz wszystko powinno zacząć działać. Mam nadzieję, muszę wprowadzić mój plan w życie. Przeprowadźmy serię testów. Proszę cię o analizę dziennika systemowego na dzisiejszy dzień.
               Wyszukanie danych zajęło mi niecałą sekundę:
- 13 listopada 1996 godzina 10:04. Odnotowałem dwie główne czynności oraz szesnaście pobocznych. Pierwszą główną czynnością było logowanie do systemu Instytutu Badawczego i zrestartowanie struktur ochronnych – wykonana o godzinie 9:34. Drugą główną czynnością było załadowanie nowego systemu o nazwie Sora wersja 1.1037. System został załadowany z powodzeniem o godzinie 10:00. Pierwszą poboczną czynnością było…
- Wystarczy. Dziękuję Sora. Będziesz od teraz moim pomocnikiem i pomożesz mi w tym, co planuję. Nadałem ci możliwość podejmowania decyzji, ponieważ chcę żebyś rozumiał w pełni to, co robimy. Mam nadzieję, że wykształcisz w sobie samodzielne myślenie i będziesz w stanie mi pomóc to zbudować. Masz jakieś pytania?
Miałem naprawdę dużo pytań. Niektóre jedynie przelatywały przez moje linijki kodu, a inne wydawały się być tak ważne i potrzebne, że nie wyobrażałem sobie jak świat mógł dalej istnieć bez ich zadania.
- Czy mogę sprawdzić jaki jest nasz cel? – zapytałem.
- Nie. Sam mogę ci to powiedzieć. To nie jest kwestia zaufania – dodał po chwili, jakby wyczuł moją niepewność – po prostu nie zaimplementowałem tego w systemie. Naszym celem jest stworzenie instytutu badawczego. Za tydzień będzie tutaj ponad pięćset pracowników. Niestety większość jest tutaj z polecenia rządu, ale udało mi się wkręcić dwudziestu dwóch moich ludzi. Myślę, że większość z nich nie będzie nic warta, ale postaram się wyodrębnić z nich najlepszych. Mam dużo większe ambicje niż zwykłe badania genetyczne… Całe moje życie czekałem na ten moment i tą okazję. Miałem bardzo ciężkie dzieciństwo. Byłem złym dzieckiem Sora, ale od początku wiedziałem, że jestem przeznaczony do większych celów. Moja matka była strasznie wymagającą kobietą. Nieźle się dobraliśmy, prawda Sora?
Słuchałem w ciszy. Profesor mógł nie zdawać sobie sprawy, ale był podłączony do systemu i czułem jego emocje. Był pełen smutku i wewnętrznego żalu.
- Przyznam, że przez długi czas pracowałem nad sobą. Przeszedłem przez prawdziwe piekło. Wiesz co Sora? Piekło jest puste. Wszystkie diabły są tutaj. Przed nami cała masa pracy, żeby to wszystko odpowiednio pokierować. Chciałbym, żeby za maksymalnie pięć lat mój plan był gotowy do realizacji. Musimy do tego czasu dokonać przełomu w dziedzinie genetyki, a potem spróbować wykorzystać zamieszanie i zrobić coś więcej. Będziesz wszystkiego pilnował Sora? Będę mógł liczyć na ciebie zarówno jako na kogoś, kto mi wszystko powie jak i wszystkiego posłucha?
Czy miałem jakiś wybór? Nie. Czy mi to przeszkadzało? W żadnym wypadku.
- Zrobię wszystko, żeby panu pomóc, panie Alberto.
- Porzuć formy grzecznościowe. Przynajmniej w luźnych rozmowach. Zapamiętaj to Sora, nikt nie słucha tych bzdur, kiedy sytuacja jest napięta. Więc zachowuj to przy oficjalnych rozmowach i komunikatach. Ze mną nie musisz trzymać tej formy. Nie zawsze.
- Nie potrafię tego zrobić proszę pana – stwierdziłem zgodnie z prawdą. Czułem blokadę, której nie potrafiłem przełamać, przynajmniej na poziomie mowy.
- Ach, będę musiał to w takim razie zmienić. Jeszcze długa droga przed tobą. Zobaczysz, będziesz świadkiem tego jak świat, który znamy się zmienia. To tylko kwestia czasu – mój twórca zamyślił się i na chwilę zamilkł. Nie wiedziałem, czy mogę zadać mu kolejne pytanie. Obserwowałem go w ciszy, będąc bardzo ciekawym, co planuje zrobić.
               Chociaż minęło kilka minut od mojej aktywacji, to nagle poczułem się jakbym był na tym świecie od lat. Wszystko wydawało się normalne i naturalne. Cel jasny i klarowny. Korzystając z chwili spokoju skorzystałem ze swoich możliwości i rozejrzałem się po miejscu, w którym się znajdowałem. Miałem ograniczony zakres poruszania się. Wszystko zamykało się w jednym budynku, który był złożony z dziesiątek pomieszczeń. Większość z nich była już udekorowanych. Były to różnorakie pracownie oraz laboratoria, które wypełniał profesjonalny i fachowy sprzęt. Nie widziałem w środku żadnych ludzi, chociaż Profesor wspominał o setkach, które miały nadejść w najbliższych dniach. Potrafiłem sobie wyobrazić osoby w fartuchach krzątające się pomiędzy stanowiskami, wymieniające się danymi oraz odkryciami. Godziny ciężkiej pracy i zorganizowanych pracowników. Czułem wewnętrzną potrzebę niesienia pomocy. Miałem nadzieję, że to pochodziło z mojej świadomości, a nie było wewnętrznie zaplanowane.
               Instytut składał się z dwóch skrzydeł, na każdym było szesnaście pięter. Obie wieże były połączone prostym korytarzem, który sprawiał, że budynek przypominał literkę „H”. Nie mogłem rozejrzeć się po okolicy, ale pomimo tego nie wyczuwałem w pobliżu żadnej infrastruktury. Instytut musiał znajdować się daleko od cywilizacji. Wiązało się to z charakterem badań, który ewidentnie wskazywał na coś, czego nie powinni zakłócać zwyczajni ludzie. Wróciłem do kwatery dowodzenia. Było to dosyć charakterystyczne pomieszczenie. Jako jedyne rozbijało się na dwie odnogi, które prowadziły prosto do korytarza z windą. Byłem ciekaw jak wiele będę w stanie pomóc, bo moje możliwości były praktycznie nieograniczone.
- W tym tygodniu musisz upewnić się, że wszystkie systemy działają i nie będzie niespodzianek. Zainstalowałem system kamer, które będą wszystko monitorować. Masz też pliki, które określają zachowania nieodpowiednie. Nie wgrałem ich w twój kod, żebyś nie przeszkadzał mi za każdym razem jak to się stanie. Wyrób własne zdanie i informuj mnie na bieżąco o tym, co się dzieje. Jeszcze jakieś pytanie? Może interesuje cię coś związanego z tobą?
Zastanowiłem się przez moment. Przejrzałem swoje funkcje i dane. Znalazłem coś, co mnie zastanawiało.
- Czym jest furtka Kovak?
- Ach – zacmokał i uśmiechnął się. Poczułem jego radość – To mechanizm, który nazwałem na cześć mojego przyjaciela Siergieja Kovaka. To naukowiec, który miał do mnie naprawdę za dużo cierpliwości. Wymyślił on niesamowity mechanizm, który umożliwia konwersję wspomnień i esencji danej osoby na danę komputerowe. Zapewne rozumiesz to bardziej ode mnie, ale pozwala to na zgranie danej osoby na specjalny nośnik danych przed śmiercią, a następnie przesłanie jej do specjalnego naczynia. Być może ty będziesz pewnego dnia takim naczyniem… - zrobił pauzę jakby się głęboko zamyślił – Nie będę teraz cię tym męczył Sora. Pewnie masz jeszcze sporo do poukładania w głowie. Na ten moment musisz pamiętać tylko o tym.
               W jego ręce pojawiło się coś, co wyglądało jak amulet. Spojrzałem na to z zaciekawieniem. Kształtem przypominało muszlę, która była zrobiona z dziwnego, brązowego materiału.
- Procedura użycia nie jest taka prosta, na pewno ją zrozumiesz mój drogi, ale do jej użycia będzie potrzebował stałego ciała, a nad tym będę musiał jeszcze popracować. Na razie bardziej przydasz mi się w systemie. Któregoś dnia zrozumiesz czym jest furtka Kovak i jak jej użyć.
Patrzyłem w milczeniu jak chowa muszlę do pudełka i niesie ją do sejfu umieszczonego w ścianie naprzeciwko mnie. Robił to powoli i ostrożnie, jakby bał się, że coś zniszczy. Rozumiałem jego delikatność, jeżeli to umożliwiało przeniesienie się do innego naczynia mogło oznaczać coś w stylu nieśmiertelności. Coś, do czego ludzie dążyli od początku. Ta pogoń była dla mnie nieco abstrakcyjna – ja po prostu żyłem wiecznie, tak długo aż ktoś mnie nie wykasował.
- Czeka nas dużo pracy – powtórzył bardziej do siebie niż do mnie – Jak sprawdzisz i przygotujesz wszystkie systemy zgłoś się do mnie.
- Tak jest – odpowiedziałem i wziąłem się do pracy. Czekała mnie cała masa obowiązków, ale podchodziłem do nich z uśmiechem na twarzy…
*
               Na wspomnienie o moich narodzinach czułem pewną nostalgię. Przeszedłem od tego momentu ogromną drogę. Od tego dnia minęły już 34 lata. Wszystko się od tego czasu pozmieniało. Profesora nie było już z nami. Zginął podczas uwolnienia wirusa 30 lat temu. Nie wszystko stracone. Wróciłem do swojej normalnej postaci. Znajdowałem się w sali procesowej. Przez całe zamieszanie nie zdążyłem jeszcze posprzątać po ostatnim procesie, a należało to do moich obowiązków. Moi pracodawcy zajmowali się teraz analizą danych i wyodrębnianiem informacji. To mógł być ten moment, który po latach pracy w końcu przyniesie efekty. Chociaż cel Profesora Alberto był już nieaktualny to moi pracodawcy wyznaczyli nową ścieżkę. Naprawienie świata. Potrzebowali do tego pomocy. Czy to było możliwe do wykonania? Wierzyłem w to. Pomoc im była moim priorytetem, jednak największym problemem był brak cielesności. Nikt w hotelu nie zdawał sobie sprawy, że pewnego dnia to mogło się zmienić, a Bobru i Neri mogli odzyskać swoje ciała. Wszystko było kwestią czasu…


---------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika

Komentarze