Epizod VI: Rozdział 52: Ślady (Alice Clarrise)


Epizod VI: W gabinecie luster

Witamy serdecznie w szóstym epizodzie Peccatorum! Będzie to naprawdę świeży i pełen zwrotów akcji epizod, który zaskoczy Was nie raz i nie dwa. Pojawi się też sporo informacji, które powolutku będą zawijały akcje :) Mamy nadzieję, że przerwa od Pecca Wam posłużyła dobrze i jesteście gotowi na kolejne intrygi. Jak zwykle zapraszamy Was do wspierania projektu, szczególnie poprzez rozsyłanie bloga znajomym, a także zostawienie komentarza. Życzymy miłej lektury!





Rozdział 52: Ślady (Alice Clarrise)


                Poczułam ukłucie satysfakcji. Samfu uwziął się na mnie, a skończył na dnie kufra. W egzekucjach był pewien element fikcji, ale oglądanie dzieciaka miażdżącego kogoś, kto zalazł mi za skórę, było wciąż dobrym widowiskiem. Odetchnęłam z ulgą. W końcu mogłam skupić się na robieniu swoich rzeczy. Nasza grupa uszczuplała o kolejne dwie osoby. Obserwowałam te zmiany, zastanawiając się jak będą wyglądały kolejne dni. Czułam spokój, może nadszedł czas, żeby zrobić sobie wolne? Ekran po egzekucji zgasł, pozostawiając nas w ciszy. Postanowiłam przerwać ją jako pierwsza.
- Myślicie, że to była poprzednia wersja Lokaja? – zapytałam, nawiązując do tego, że kobieta podczas egzekucji tak właśnie zwróciła się w kierunku dzieciaka.
- Raczej podejrzewałbym, że to był słynny profesor w dzieciństwie – odpowiedział ze spokojem Maks.
- Matka mówiła do niego po nazwisku? – zauważył Alan.
- To była wizja. Przecież Samfu nie był figurką, więc być może to była mała wskazówka, którą dodali do tej sceny po jej wytworzeniu. Nie wierzę, żeby którakolwiek z egzekucji wydarzyła się naprawdę – powiedziała Agatha.
- Straszny był z niego grubas – zaśmiał się Ethan.
- Jeżeli za tym wszystkim stoi człowiek z takim temperamentem, to myślę, że nigdy się nie dogadamy – zaśmiała się ze smutkiem w głosie Julia.
- Pamiętaj, że on już nie żyje – przypomniałam.
- Jeżeli już jesteśmy przy tym temacie – wtrąciła Cecily – Olivier.
Wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę Oliviera. Posłuchał mnie i nie został w pokoju. Cieszyłam się, to byłoby niesprawiedliwe, żeby zginął krótko po swoim powrocie. Zresztą teraz mogłam go lepiej poznać.
- Nie wiedziałem kto dokładnie był sprawcą… – zaczął.
- Oj przestań Olivier. Jak chcesz, żebyśmy ci kiedykolwiek zaufali, musisz traktować nas poważnie – pokiwała głową Cecily – Po prostu powiedz szczerze, jak wyglądał twój plan. Samfu zabił i to była jego wina. Nie wiemy jak Yama trafił do twojego pokoju, czy to zbieg wydarzeń czy czyjeś działanie, ale to również nie była twoja wina. Po prostu…
- Chciałem zobaczyć jak się będą zachowywały poszczególne osoby. Powiedziałbym od razu, jakby komuś miała stać się krzywda. Planowałem się odezwać w kluczowym momencie – wytłumaczył, wchodząc jej w słowo.
- Nie rób tak więcej – poprosił Alan.
- Zgadzam się. Przestańmy traktować to jak chorą grę i nie ukrywajmy faktów podczas śledztw i procesów – stwierdziła Elizabeth.
- Nie uważacie, że ciężko przestać to tak traktować? – zapytał Aaron – Sami to napędzamy…
Miał sporo racji, ale czego innego można było się spodziewać, bo grupie ludzi, która obserwowała śmierć innych? Swoich znajomych, a nawet przyjaciół? To była naturalna reakcja. Każdy człowiek robił się ostrożny i chciał mieć asa w rękawie, który wyciągnie z kłopotów w niebezpiecznym momencie.
- Jak dla mnie powinniśmy dać sobie spokój ze spotkaniami, albo ograniczyć je do minimum. Przynajmniej ja tak zrobię. Mam dość – kontynuował.
- Ja nie zamierzam przestawać. Chcę, żeby grupa trzymała się razem i dalej będę donosiła jedzenie. Inna sprawa jest taka, że czas odpuścić sobie kuchnię, chyba, że ktoś ma ochotę próbować się jeszcze w to bawić – Aktorka była bardzo zmotywowana, żeby wszystko działało. Bardzo mi się to w niej podobało.
- Rozdzielanie się jest niemądre. Powinniśmy poruszać się przynajmniej parami – powiedziałam.
- Kuchnia stała się przeklęta – zauważyła Carmen.
- Co? Nie nudzą was te bzdury? – zapytał Informatyk.
- Ona ma racje – Agatha wzięła głęboki wdech – Audrey zabiła swojego najlepszego przyjaciela, Samfu zrobił dokładnie to samo.
                Przeszedł mnie delikatny dreszcz. Nie wiedziałam czemu, ale wierzyłam w takie rzeczy. Słowa, które Ethan wypowiedział w stronę Lily oraz Sandry okazały się być prawdą. To, co działo się w kuchni również nie wyglądało na dzieło przypadku. Dla bezpieczeństwa trzymałam się z dala od takich wydarzeń.
- Nie narzucajmy nikomu niczego – poprosił Maks – Ja nie nadążę chodzić za kimkolwiek z was i nie mam na to ochoty. Bezpieczniej czuję się sam, także myślę, że nikt nie powinien na siłę się do czegoś zmuszać.
- Jak twoja noga Kowalski? Może schowasz na chwilę dumę i dasz się obejrzeć? – zaproponowała Elizabeth.
- Nie chcę być uzależniony od prochów.
- Nie obrażaj mnie. Umiem dobrać leki w taki sposób, żeby nie były uzależniające, a przynosiły ukojenie. Także wybór należy do ciebie – Pisarz trafił w czuły punkt, bo widać było, że, Farmaceutka aż się zagotowała, chociaż rzadko traciła panowanie nad sobą.
- Mnie to bardziej smuci to w jakim kierunku zmierzamy – zaczął Alan – Kiedyś inaczej przeżywaliśmy te procesy. Mam wrażenie, że im dłużej jesteśmy w tym hotelu tym bardziej tracimy nasze człowieczeństwo, a to właśnie ono…
- Wystarczy już tych rozmów – powiedziała Neri, która wraz z Bobrem wciąż przysłuchiwała się nam z podwyższenia – Jak macie jeszcze jakieś pytanie do nas, to je zadajcie, a w innym przypadku znikajcie. Mamy środek dnia, nie ma jeszcze pory obiadowej, więc porozmawiacie sobie na górze.
- Ja mam pytanie – zaczęła Cecily – Czy są jeszcze inne specjalne warunki, takie jak te, które przedstawiliście Samfu? Czy zamierzaliście je spełnić?
- Oczywiście, że zamierzaliśmy je spełnić – odpowiedział Bobru – Co do warunków, nie przewidujemy żadnych specjalnych ofert. Zostało was niewielu. Jedyne, na co liczymy to pełna współpraca, na naszych warunkach. To oznacza wasze przetrwanie.
- I dołączenie do waszego procesu niszczenia świata? – zapytała Carmen – Nie, dziękuję.
- Mam nadzieję, że kiedyś zmienicie zdanie – stwierdziła Neri – Jeszcze coś?
                Nikt się nie odzywał. Może nie mieli pytań, a może nie chcieli zadawać ich przy innych gościach. Kiedy Bobru już miał otworzyć usta, postanowiłam, że zadam jeszcze jedno pytanie na głos.
- Czy kolejne egzekucje będą też w formie podpowiedzi?
- My nie udzielamy podpowiedzi – odpowiedział tajemniczo Porywacz, uśmiechając się szeroko – Spotkamy się jeszcze dzisiaj, więc proszę pojawić się na obiedzie. Proces uważam za zakończony!
Nie było sensu się wykłócać, bo wypowiadając te słowa Duchy rozpłynęły się w powietrzu, a Lokaj wrócił zza kotary, za którą zniknął z Samfu i skierował nas do wyjścia. Przeszliśmy raz jeszcze przez pokój z dowodami i wsiedliśmy do windy. Spojrzałam na twarze moich towarzyszów i zauważyłam, że trzymali się naprawdę nieźle. Aaron wyglądał na zdenerwowanego, ale to nie było niczym nowym. W przeciwieństwie do niego Mycroft, który dopiero co wrócił do grupy, wyglądał jakby był tutaj pierwszy dzień. Z uśmiechem żartował sobie z Ethanem oraz Wendy. Maks musiał naprawdę cierpieć, bo jego twarz zdradzała ogromny ból. Alan dyskutował o czymś z Elizabeth, ale raczej nie był to temat, który jakkolwiek mnie interesował, bo widać było, że rozmawiali ze spokojem. Julia i Olivier stali w kącie windy, ale nie odzywali się do siebie. Cecily, Agatha oraz Carmen również trzymali się na uboczu, spokojni, ale uśmiechnięci.
                Dojechaliśmy do recepcji. Przycisk odsyłający do Sali Rozpraw jak zwykle się wyłączył po czasie.
- Mamy prawie 14:00 – stwierdziła Cecily patrząc na zegarek – Spotykamy się o 16:00 w jadalni na obiedzie? Przyniesiemy jedzenie z gastronomicznego, więc nie martwcie się o nic, chyba, że macie jakieś specjalne życzenia.
Grupa zgodnie pokiwała głowami. Nie wiedziałam czym mogę się zająć. Każdy ruszył w swoją stronę. Podążyłam za Mycroftem i Wendy, przez chwilę obserwując jak idą i gadają do siebie. Zmierzali w kierunku pokojów. Dogoniłam ich i zaczęłam rozmowę:
- Hejka Mycroft, Wendy, mogę wam zabrać chwilkę? – zapytałam. Wendy spojrzała na mnie badawczo, ale Mycroft uśmiechnął się szeroko.
- Co tam Alice?
- Nie chcielibyście przejść się gdzieś razem? Na przykład jutro po przeszukiwaniu nowych pięter? Brakuje mi trochę tych spotkań na lodowisku czy w pubie – powiedziałam.
- Ja… - zaczęła Wendy, ale Mycroft wszedł jej w słowo.
- No pewnie! Straciłem parę dni i chcę to wszystko nadrobić. Szczególnie, że sam nie jeździłem na łyżwach od tygodni – powiedział z entuzjazmem. Ewidentnie zachowywał się jakby był tutaj pierwszy dzień, jednak wszystko pamiętał i wydawał się być w pełni przytomny. Co oni mu zrobili? Niezadowolenie na twarzy Wendy nie uszło mojej uwadze. Patrzyła na Mycrofta ze smutkiem.
- To dogadamy się przy podziale na grupy. Postaram się być w jednej z wami. Po tym wszystkim mam ochotę się trochę pobawić – powiedziałam uśmiechając się najładniej jak umiałam.
- Alice, nie powinno cię to dziwić, że ludzie patrzą na ciebie z ostrożnością. Jesteś zawsze w centrum wszelkich problemów, więc zaufanie komuś takiemu jest bardzo trudne.
- Nie macie powodów, żeby mi nie ufać. Dbam o wasze dobro – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Oni skwitowali to chwilą ciszy, którą przerwał dopiero Mycroft:
- To my idziemy ogarnąć się przed obiadem. Jestem padnięty, chcę w końcu wziąć prysznic w naszym pokoju.
- Miłego relaksu. Papa – odpowiedziałam i odprowadziłam ich wzrokiem.
Po chwili byłam z powrotem w swoim pokoju. Spojrzałam na rzeczy, które ułożyłam niedaleko kuferka. Musiałam dzisiaj uzupełnić pamiętnik po całym procesie i potem ułożyć wszystkie potrzebne mi rzeczy w kuferku. Odruchowo sprawdziłam czy kluczyk nadal wisiał na mojej szyi. Poczułam jego chłód przez materiał. Przez to, że zamki nie działały każdy mógł mi go wykraść, więc ostatnie dni były dla mnie dosyć stresujące. Miałam nadzieję, że Duchy to cofną i będę mogła ponownie czuć się bezpieczna w swoim pokoju. Ja i moje skarby. Z tą myślą przebrałam się po procesie i nieco odświeżyłam, żeby przygotować się na obiad. Pomimo tego wszystkiego było mi przykro, że nie zobaczymy nikogo za ladą w kuchni. Jadalnia straci dużo życia, bez osoby gotującej, ale zostało nas 13. Naprawdę niedużo, prawie połowa osób zginęła.
Wyszłam z pokoju, przymykając drzwi za sobą i ruszyłam w stronę jadalni. Po chwili na miejscu zebrali się wszyscy. Stoły zostały już wymienione, a na nich stały przeróżne, ciepłe jeszcze dania. Usiadłam do swojej sałatki greckiej i spokojnie zjadłam. Kiedy wszyscy się najedli, Maks rozpoczął dyskusję.
-  Mycroft. Widzę, że już zjadłeś, możesz powiesz nam wszystkim, co się z tobą działo, kiedy Duchy cię zabrały?
Osoby, które kończyły jeść zamilkły i wszystkie spojrzenia poszły w kierunku Mycrofta. Lubił być w blasku reflektorów.
- Nie pamiętam prawie niczego. Przez większość czasu byłem nieprzytomny… Pamiętam tylko dużo zielonego światła.
- Ja też widziałem światło. Pewnie byłeś w tej samej sali co ja – włączył się Olivier. Wciąż nie mogłam przyzwyczaić się do jego głosu. Denerwował mnie, chociaż nie brzmiał w żaden sposób źle.
- Wygląda na to, że Mycroft był im potrzebny do postawienia Oliviera na nogi. Ciężko mi sobie wyobrazić jak to działa, bo technologia używana w tym hotelu nie mieści mi się w głowie. Znalazłeś coś na swoim ciele? – Elizabeth skierowała ostatnie pytanie w kierunku Mycrofta, na którego twarzy pojawiło się ogromne zdziwienie.
- Na moim ciele? – zapytał zdezorientowany.
- Nie widziałeś żadnych wkłuć albo blizn? Nie zauważyłeś zmian? – zadała pytanie, ale zanim ktokolwiek jej odpowiedział kontynuowała – Albo zrobimy to inaczej. Olivier, miałeś odwiedzić mnie ostatnio. Zrób to dzisiaj i przyjdź razem z Mycroftem. Przebadam was przed jutrzejszymi poszukiwaniami.
- Mi pasuje – powiedział Mycroft. Olivier również kiwnął głową.
                Aaron podniósł się.
- To tyle na dzisiaj? Boli mnie łeb od tego wszystkiego. Chcę już odpocząć – powiedział.
- Aaroniku zapomniałeś? Czekamy na Lokaja, więc i tak musisz z nami posiedzieć – stwierdził Haker, szczerząc się w jego stronę.
- Zresztą takie momenty są idealne na ustalenie dalszego planu działania i podsumowania tego, co wiemy – stwierdziła Wendy.
- Plan jest prosty. Czekamy do jutra, aż pojawią się nowe pomieszczenia i zaczynamy działać. Do tego czasu każdy zajmuje się sobą i nikt nikogo nie zabija – w jego głosie słychać było odrobinę irytacji.
- W sumie to on ma rację – wstawiła się za nim Carmen – Ważne jest to, żebyśmy nie zaczęli się zabijać. Możemy robić wszystko oprócz tego…
- Może zaczniemy być w końcu wobec siebie szczerzy? – zaproponował Olivier.
- Szczerzy? – zaciekawiło mnie to, jak to wytłumaczy.
- Mamy przed sobą wiele tajemnic. Może czas je wyjawić?
- Każdy ma swoje zabezpieczenia – Alan poczochrał się po włosach – Przecież wiecie jak to jest… Każdy musiałby zdradzić swoje, a wiadomo, że nie wszyscy to zrobią. To tak samo jak z zgodzeniem się na współpracę z Duchami. To by nas uratowało, a i tak tego nie robimy.
- Nigdy o tym nie dyskutowaliśmy – zauważył Maks.
- I nie będziemy – przerwał Aaron – Nie będziemy dyskutować o takich rzeczach.
- To może wrócimy do egzekucji? – zaproponował Mycroft – Co sądzicie o egzekucji Samfu?
- Wiemy, że pojawił się tam profesorek, a przynajmniej tak przedstawiono go w tej wizji – włączyłam się do dyskusji. Ciekawił mnie ten temat i mogłam o nim gadać i gadać, ale informacji było mało. Tak bardzo chciałam się więcej dowiedzieć...
- Ciekawi mnie dlaczego Samfu został przedstawiony jako figurka – podjęła temat Agatha – Myślicie, że to miało jakieś drugie dno. Zajmuje się produkowaniem zagadek i nie wiem jak mam to odbierać.
- Nie powiedziałabym, żeby to było związane z tobą Lilio – Carmen była dzisiaj bardzo aktywna jak na siebie – Wydaje mi się, że to miało pokazać jaki Cierń był dziecinny.
- To ma sens – pokiwała głową Julia. Nie zauważali symboliki, która była ukryta w każdej egzekucji. Zawsze obserwowałam uważnie, a w tym, co zobaczyłam, zwróciłam uwagę na dwie rzeczy. Pierwszą było to, że Samfu był figurką, co wskazywało na powiązania z Agathą. Drugą z kolei była roślina, która go sparaliżowała. To kojarzyło mi się z Carmen. Mogłam za dużo o tym myśleć, ale byłam prawie pewna, że to nie było przypadkowe.
- Każda egzekucja jest dostosowana do kilku zmiennych związanych z daną osobą – wtrąciła się Neri, która pojawiła się nagle – Nie główkujcie, bo i tak nie zrozumiecie.
- Czego chcesz? – zapytała Wendy, a grupa natychmiast ucichła, obserwując smukłego Ducha, który pojawił się w jadalni. Neri prezentowała się elegancko. Byłam ciekawa jakby wyglądała w normalnym ludzkim ciele.
- Przynieśliśmy wam coś, żebyście się nie pozabijali – powiedziała z uśmiechem. Do sali wszedł Lokaj, niosąc tacę ze srebrną przykrywką. Przypomniało mi się jak lubiłam jadać w barze ze stekami, który w ten sposób serwował dania. Coś mnie ukłuło w brzuchu.
- Nigdy nie działacie tak żebyśmy się nie pozabijali – stwierdziła z przekąsem Cecily.
- Tym razem chcemy wyrównać rachunki – zaczęła tłumaczyć Neri, kiedy Lokaj zatrzymał się i stanął przed Olivierem podnosząc pokrywkę – Dlatego Olivier dostanie nową opaskę z nowym zakazem. Nie możemy pozwolić, żeby ktokolwiek z was nie posiadał opaski. Przypominamy raz jeszcze, że próba ich zdjęcia będzie wiązała się z przykrymi konsekwencjami.
                Nowy zakaz. Bez wątpienia to było uczciwe, ale ciekawość mnie zjadała, co mógł dostać Olivier. Jego wcześniejszy zakaz skutecznie odizolował go od grupy. Teraz jednak nie był głuchy, a także odzyskał umiejętność rozmowy, więc czy to mogło być coś działającego na podobnej zasadzie?
- Dodatkowo chcieliśmy ogłosić, że zamki w pokojach znowu działają – dopowiedziała – Co oznacza, że możecie ponownie chować swoje sekrety i czuć się bezpiecznie.
Wydawało mi się, że Neri zerknęła w moją stronę, ale jej wzrok szybko wrócił do rozglądania się po całym pomieszczeniu. Porywacze poczekali, aż Olivier weźmie i założy bransoletkę, po czym zniknęli.
- Jaki masz zakaz Olivier? – zapytał Mycroft.
- Czemu miałby ci go mówić? – obruszył się Aaron – To jego sprawa.
- Ty też nie wyjawiłeś swojego, co? – zaśmiał się na głos Mycroft – To pewnie jeszcze bardziej zdenerwuje cię inna kwestia. Odzyskałem możliwość korzystania ze swoich możliwości.
                Spojrzeliśmy na niego, nie wiedząc czy żartuję, czy mówi prawdę. Chociaż jego uśmiech wskazywał na to pierwsze, to po wciśnięciu przycisku nie było mowy o pomyłce.
- Zakaz korzystania ze swojego talentu w obecności innych osób – zabrzmiał metaliczny głos.
- Z jakiej racji cofnęli ci zakaz? – oburzył się Aaron.
- Może dlatego, że byłem grzecznym chłopcem? – wyszczerzył zęby Mycroft – Teraz będę mógł wam pomóc. Jestem pewien, że Lokaj zablokował już wszystkie możliwe dziury w ich systemie zabezpieczeń, ale to nie zmienia faktu, że mogę poszukać w pracowni informatycznej czegoś więcej!
- Mycroft, to cudowna wiadomość! – ucieszyła się Wendy.
- Powinieneś przyjrzeć się wszystkim dostępnym systemom – pokiwał głową Maks.
- Tak też zrobię. Tylko już jutro, dzisiaj padam na twarz – przyznał. Była jeszcze stosunkowo wczesna godzina, bo nie wybiła nawet 18:00, ale mimo to również nie czułam się zbytnio na siłach.
- Ja też zdradzę wam swój zakaz – Olivier wtrącił się wciskając przycisk:
- Zakaz zabijania – przeszły mnie ciarki, a wewnętrznie poczułam ogromne rozbawienie.
- No nie wiem – skomentował Mycroft, patrząc na Oliviera ze zdziwieniem – To wydaje się być sprawiedliwe.
- To jest ogromne alibi – powiedział Maks – Znacznie wydajniejsze niż to Agathy.
- To jest przesada – oburzyła się Wendy.
- Właściwie, jakby każdy z nas miał coś takiego, to byśmy nie mieli problemów z procesami i śledztwami – włączyła się Cecily.
- I tak nie zamierzałem nikogo zaatakować – stwierdził Olivier wzruszając ramionami.
- To szlachetne z twojej strony – odgryzłam się.
- Dajcie spokój… - poprosiła Cecily – Nie zaczynajmy kolejnej, bezsensownej kłótni.
- To co? Jutro widzimy się na śniadaniu, a potem na przeszukiwaniach? – zapytał Alan. Nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć Aaron wyszedł z jadalni, trzaskając przy tym mosiężnymi drzwiami.
- A temu co? – zdziwiłam się.
- Nie wiem. Zazwyczaj brał udział w poszukiwaniach. Trochę się o niego martwię – Carmen spojrzała w kierunku drzwi, jakby miała nadzieję go tym przywołać z powrotem.
- Nie przejmujcie się nim – stwierdził Mycroft – Odkąd go znam to taki był. No może nie na początku, ale odkąd laska go zostawiła.
- Laska? – zapytałam, bo ta historia przeplatała się już któryś raz, a wciąż nie znaliśmy szczegółów.
- Tak. Nazywała się Carrie i… - zaczął, ale przerwało mu głośne uderzenie w stół Ethana.
- Czarodziej nie zdradza swoich sztuczek, tak jak nie mówi się o takich rzeczach!
- Ethan ma rację. Jak jesteście dupkami to rozmawiajcie o tym w swoim gronie. My nie będziemy tego słuchali – Agatha pokiwała głową z niedowierzaniem – Jak dzieci…
                Wkrótce po tym grupa rozeszła się. Narastające po procesie zmęczenie, w końcu dało o sobie znać. Przed tym jak na dobre wróciłam do swojego pokoju, skoczyłam jeszcze do magazynu. Tym razem nikogo tam nie było. Widocznie grupa uznała, że pilnowanie tego miejsca mija się z celem, a może po prostu dzisiaj nikt nie miał na to siły. Całe szczęście nie byłam osobą, która knuła coś niedobrego, po prostu brałam rzeczy, które miały mi pomóc się zrelaksować. Zgarnęłam stos kadzidełek, parę płyt z muzyką i odtwarzacz, a także kilka mniej przydatnych przedmiotów. Przyniosłam to wszystko do siebie i z zadowoleniem zamknęłam drzwi. W końcu bezpieczna. Chociaż byłam dosyć pewna swoich działań, to gdzieś z tyłu głowy miałam wizję tego, że coś mi się może stać. W końcu grupa nie była aż tak nieuważna, na jaką wyglądała. Dlatego musiałam sprawiać pozory. Przebrałam się i usiadłam do biurka. Wyciągnęłam pamiętnik i zapisałam w nim przebieg dnia. Byłam ciekawa, co stało się z zapiskami Samfu, bo wiedziałam, że takie prowadził. Musiałam dotrzeć do nich przed resztą grupy, ale byłam pewna, że nikt o tym nie pomyśli, więc się nie stresowałam. Jakby Samfu chciał zdradzić moje wszystkie sekrety, to by to zrobił. Mogłam zająć się tym jutro.
                Dokończyłam pisać, zajęłam się relaksem, a już w okolicach godziny 21:00 byłam gotowa do spania. Przed położeniem się do łóżka chwyciłam za kluczyk zawieszony na mojej szyi. Otwierał kuferek, w którym trzymałam skarby, których nie mogłam pokazać nikomu. Podniosłam wieko i spojrzałam na wciąż rosnąco kolekcję. Czas było dołożyć kolejne eksponaty. Najpierw umieściłam tam puszkę, w której zostały resztki pewnej substancji, która okazała się ostatnio niezwykle przydatna, a następnie worek z mąką. Następnie zamknęłam kuferek i położyłam się spać.

*

                Obudził mnie poranny komunikat. Lokaj, oprócz standardowej formułki, przypomniał nam żebyśmy po śniadaniu, o godzinie 12:00, udali się do czytelni, w celu odkrycia nowych pięter. Hotel wydawał się nie mieć końca, ale nowe pomieszczenia musiały się w końcu skończyć. Zsunęłam się z łóżka, ciesząc się kolejnym nadchodzącym dniem. Lubiłam przeszukiwać nowe piętra. Działało to na mnie w jakiś sposób kojąco. Nie miałam czasu na lepsze przygotowanie się więc nałożyłam podstawowy makijaż, umyłam zęby i uczesałam się, wychodząc z pokoju chwilę po 8:15. Śniadanie na pewno się już zaczęło, nawet korytarz wydawał się być całkowicie pusty. Wspięłam się po schodach i udałam się prosto do jadalni. Po drodze minęłam recepcje, za którą stał Sora. Przywitałam go wesoło, na co on zareagował krótkim skinieniem głowy. Miałam wrażenie, że za mną nie przepadał. Nie miałam pojęcia, dlaczego z wszystkich gości był uprzedzony akurat do mnie, ale nie przejmowałam się takimi rzeczami.
                Weszłam do jadalni, od razu zauważając, że coś się działo. Neri stała przy Florystce, która wyglądała tak samo blado jak zawsze. Trwała dyskusja.
- Wcześniej wzięliście Mycrofta, a teraz ją? – zapytała z niedowierzaniem Agatha – Samfu miał rację. Jesteście coraz bardziej niesprawiedliwi.
- Powtórzę raz jeszcze – stwierdziła Neri z grymasem – Nie chcemy nikogo zabrać wbrew czyjejś woli. Jeżeli Carmen nie będzie chciała ze mną pójść, to tego nie zrobi, ale bardzo bym chciała żebyś się zgodziła, bo zauważyliśmy, że twój stan robi się niebezpieczny dla zdrowia i mamy nawet podejrzenie, co to może być, dlatego możemy jej pomóc.
- Nie idź z nimi Carmen! – krzyknął Aaron – Oni chcą zrobić ci krzywdę.
- Nie dramatyzowałbym tak bardzo – wtrącił się Mycroft – Mi nic złego się nie stało. Oni niczego mi nie zrobili.
- Pójdę – odpowiedziała po chwili zastanowienia – Przepraszam was… ale naprawdę kiepsko się czuję.
- Możemy chociaż zrobić, co się z nią stanie i kiedy dokładnie wróci? – zapytała Elizabeth. Poczuła się, bo to ona się nią ostatnio zajmowała. Neri uśmiechnęła się, po czym odpowiedziała:
- Jestem pewna, że do jutra odzyskacie waszą przyjaciółkę, a nasze sekrety medyczne są znane tylko osobom, które z nami współpracują, także musicie uwierzyć nam na słowo.
- Jak coś jej się stanie… - zaczęła Agatha, ale nie zdążyła skończyć, bo przerwał jej Alan.
- Nie ma sensu rzucać takich gróźb na wiatr. Cieszmy się, że chcą jej pomóc, ona naprawdę kiepsko się czuje.
- Nie rozumiesz…
- Świetnie rozumiem Agatha. Ja nie patrzę na podziały i przejmuję się wami wszystkimi w ten sam sposób, ale wierzę, że jej się nic nie stanie.
- Tego nie możesz wiedzieć Alan. Nikt z nas nie może i to mnie wewnętrznie rozrywa!
- Uspokójcie się – dołączyłam do grupy, siadając przy ostatnim z wolnych talerzy, na którym było jeszcze jedzenie – Naprawdę nie mamy na co narzekać.
                Florystka oraz Neri opuściły jadalnie, zostawiając resztę w jednym miejscu. Zerknęłam w kierunku Aarona, który wyglądał jakby miał wyjątkowo kiepski humor.
- Swoją droga jak poszły badania Mycrofta i Oliviera? – zapytał z ciekawością Maks. Nie widziałam przy nim wieszaka, a zamiast tego laskę z okrągłą, imitującą kamień szlachetny, laską. Wyglądał normalnie, więc wydawało mi się, że mógł dostać od Elizabeth dawkę obiecanych leków przeciwbólowych.
- Oliviera zbadałem całkowicie, wyniki wyglądają dobrze, chociaż rzeczywiście ma problem z utrzymaniem temperatury ciała. Ma ją niższa od nas o prawie pełen stopień Celsjusza – wytłumaczyła – Co do Mycrofta obejrzałam go pobieżnie, nie zdążyłam zbyt dokładnie go zbadać, ale również nie zauważyłam niczego niepokojącego. Oboje są w raczej dobrym stanie.
- Całe szczęście – stwierdziła Wendy.
Ludzie zajęli się dokończaniem posiłków.
- Wpadłam na pewien pomysł – powiedziała Julia, przerywając ciszę i zatrzymując ludzi, którzy już zbierali się do wyjścia – Samfu podejmował wiele kiepskich decyzji, ale jedno robił bardzo dobrze. Zbieranie informacji. Najwięcej uzyskiwał z przeszukiwania pokoju osób zmarłych. Co o tym sądzicie? Może też zaczniemy tak robić?
- Samfu wyciągał w ten sposób naprawdę sporo informacji – pokiwał głową Maks – Wiem, bo mi trochę o tym opowiadał.
- Ale mielibyśmy zbadać wszystkie pokoje? – zapytała Cecily.
- Mi się średnio to widzi – pokiwał głową Ethan – Nie powinno się naruszać tych świętych miejsc.
- Jesteś wierzący Ethan? – zdziwiła się Wendy.
- Wierzę w moc – odpowiedział z powagą.
- Nie wszystkie. Zaczęlibyśmy dzisiaj od pokoju Jacoba i Yamaraji – stwierdziła Julia – Nie musimy tam iść całą grupą, wystarczy, że parę chętnych osób pójdzie ze mną.
- Ja z chęcią pójdę – zgłosił się Olivier.
- Jestem wyjątkowo ciekawa tego, jak wygląda pokój Samfu, więc z chęcią się tam przejdę – dopowiedziała Cecily.
                Ostatecznie postanowiłam, że dołączę do nich. Byłam ciekawa wielu rzeczy, a przede wszystkim notesów, o których myślałam wczoraj. Samfu mógł w nich napisać wiele niebezpiecznych i ciekawych informacji. Grupa się rozeszła, wiedząc, że mają jeszcze trzy godziny do spotkania w czytelni, a my ruszyliśmy na piętro sypialniane. Zaczęliśmy od pokoju Pokerzysty, w którym nie znaleźliśmy niczego ciekawego, oprócz aparatu.
- Jak myślicie, o co z tym chodzi? – zapytała Julia – Ma tutaj zdjęcie ściany w pomieszczeniu artystycznym. Wygląda na to, że zginął z tą wiedzą. Nie pomyśleliśmy, żeby wziąć ten aparat jako jeden z dowodów?
- Teraz to nie ma znaczenia… - odpowiedział zachrypniętym głosem Olivier. Miał na sobie sweterek, w którym pewnie bym się teraz ugotowała. Robiło mi się ciepło na sam widok.
- Jest tutaj też ten brakujący obraz. O co tutaj chodzi?
- Może Yama ukrył jakiś szyfr w tych zdjęciach? – zaproponowała Cecily, biorąc sprzęt do ręki – Później się temu przyjrzymy na spokojnie, będziemy nawet mogli zbadać te miejsca.
- Tylko jaki szyfr? Są tutaj naprawdę losowe miejsca. Ciekawe… Może ta osoba, którą spotkał w kuchni była przez niego szantażowana? To może być ważne – stwierdziła Julia. Yama grał w niebezpieczną grę. Przejrzałam zdjęcia i się utwierdziłam w tym twierdzeniu.
- Oddamy go Aaronowi lub Maksowi, oni powinni być w stanie to zbadać.
                Kolejny był pokój Samfu. Od razu po wejściu zauważyliśmy, ze coś było nie tak. Na jego biurku leżał cały stos pociętych równo papierów.
- Cholera jasna! – krzyknęła Cecily, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Czyli ktoś bał się ich zawartości.
- Wyglądają na równo pocięte – zauważyłam – Jakby ktoś użył do nich jakiejś maszyny.
- Nic z tego nie odzyskamy – westchnęła Julia – Ktoś przepuścił ją przez coś w stylu niszczarki i to z dwa razy.
- Ciekawe, co w tym było – zastanowił się na głos Olivier, biorąc w ręce stos kartek i rozrzucając go po stole.
- Nie dowiemy się. Sprawdźmy resztę pokoju – powiedziała Cecily, biorąc się za przeszukiwanie kolejnych rzeczy. Podobnie jak w przypadku poprzedniego pokoju, zajęło nam to piętnaście minut, ale nie znaleźliśmy niczego ciekawego. Rozeszliśmy się w swoje strony i spotkaliśmy dopiero o godzinie 12:00 w czytelni. Na spotkaniu nie pojawili się Carmen oraz Aaron.
- Czy ktoś widział Aarona? – zapytała Agatha. Wyglądała na zaniepokojoną.
- Chyba wziął sobie do serca te słowa, że nie chcę z nami się spotykać. Ma kiepski humor, ale to w sumie nic nowego – odpowiedział Mycroft, który dalej tryskał energią.
- Nie będziemy go zmuszać – odpowiedział krótko Maks – Skupmy się na tym, co mamy do zrobienia.
Lokaj pojawił się po chwili. Nie skomentował nieobecności Aarona. Po prostu wręczył nam karty i zniknął krótko po tym.
- A temu co? Też smutny? – zdziwiła się Wendy.
- Raczej wyglądał na zapracowanego – stanęła w jego obronie Agatha.
- Zobaczymy, czym my będziemy mogli się zająć – powiedział Maks odchrząkując i otwierając długimi palcami zapięcie teczki. Wyciągnął z niej cztery karty dostępu – Sala walk, tor wyścigowy, teatr oraz maszynownia.
- Maszynownia brzmi ciekawie – powiedziała Twórczyni Zabawek – Chyba pójdę tam przo…
- Żadnego rozdzielania się – stwierdziła twardo Aktorka – Mamy tutaj 11 osób. Nie powinniśmy się rozdzielać. Sprawdźmy to dzieląc się na dwie grupy i spotkajmy się o godzinie 18:00.
- To strasznie późno, mieliśmy plany na wieczór – pożaliłam się, przypominając sobie o spotkaniu z Mycroftem i Wendy. Julia przyłożyła dłoń do czoła. Wielka pani się znalazła, pomyślałam, parskając pod nosem.
- Zdążycie – rzuciła stanowczo Cecily – Najwyżej nie przyjdziecie do jadalni, a ktoś z waszej grupy wam to przekaże.
- To jak się dzielimy? – zapytał Alan.
                Trafiłam do grupy, która miała przeszukać salę walki oraz tor wyścigowy wraz z Wendy, Mycroftem, Olivierem, Julią oraz standardowo – Alanem.
- Czyli badamy rzeczy i obgadujemy to dopiero na obiedzie? Nawet jak ktoś skończy wcześniej? – zapytała Agatha.
- Zgadza się – potwierdził Maks. Ruszyliśmy całą jedenastką w stronę wind. Tam zatrzymaliśmy się i załadowaliśmy karty dostępu, otwierając kolejne piętra. Nasza grupa poczekała aż pozostali znikną w drugiej windzie. Mycroft przejął inicjatywę:
- Słuchajcie! Musimy dać z siebie wszystko i znaleźć jak najwięcej informacji. Zwracajmy uwagę na wszystko, co się wyróżnia i nie przegapmy żadnej informacji. Na pewno znajdziemy coś ciekawego.
Nie miałam pojęcia skąd miał tyle energii, ale jego przemowa spotkała się z spojrzeniami pełnymi nieufności.
- W sali walki i na torze wyścigowym? Wątpię – stwierdziła Julia – Wolałam iść z drugą grupą, ale może dowiemy się czegokolwiek.
- Jeszcze się zdziwisz Julia. Zobaczysz!
Brzuchomówczyni nie podzielała jego entuzjazmu. Minęła go i weszła do windy. Podążyłam za nią, a za nami cała grupa. Drzwi zamknęły się i pomknęliśmy w kierunku nowego piętra. Chciałam zobaczyć jak wyglądał tor i czy można było się na nim dobrze bawić. Porywacze wydawali się dać nam kolejne opcje na dobre pomieszczenia do zabijania czasu. Dawno nie odwiedzałam również kina, a miałam obejrzeć jakiś film. Wysiedliśmy i zauważyliśmy, że schody znajdowały się po prawej stronie, co oznaczało, że byliśmy w prawym skrzydle hotelu. Czy ten rozkład pomieszczeń mógł nam kiedykolwiek w czymkolwiek pomóc?
- To co drużyno? Wchodzimy? Chyba nie ma sensu skupiać się na schodach, co? – zagadał Mycroft.
                Miał rację. Przeszliśmy przez blaszane drzwi, żeby stanąć w naprawdę długim i dosyć szerokim pomieszczeniu, które w zdecydowanej większości składało się z czarnej nawierzchni, która była ogrodzona specjalnymi słupkami zabezpieczającymi. To musiał być tor wyścigowy. Oprócz tego, na środkowej wyspie znajdowała się zajezdnia. Nawet z daleka dało się dostrzec rząd stojących tam samochodów.
- To wygląda fajnie! – krzyknął Mycroft, przyspieszając kroku. Przebiegliśmy przez tor. Pomieszczenie było zamknięte, ale ściany zamalowane różnymi grafikami oraz podobnymi rzeczami tworzącymi niesamowitą kompozycję. Już mi się tu podobało. Zajezdnia okazała się być dużym garażem, obstawionym na około pojazdami. W środku były typowo warsztatowe rzeczy oraz długi rząd kombinezonów do jazdy połączony z kaskami. Na miejscu pojawił się Bobru.
- Nie ważcie się wsiadać za kierownicę bez tych kombinezonów! – wykrzyczał żartobliwie – Powinny one was uratować, gdyby doszło do jakiegoś wypadku. Kask jest obowiązkowy.
- A jest w zasadach? – zapytała Wendy.
- Nie ma i nie będzie. Tym razem pozwolimy działać selekcji naturalnej i jak nie zastosujecie się do zasad to sami się wyeliminujecie – stwierdził po czym zniknął.
- Co za maruda – westchnął Mycroft podbiegając do jednego z aut. Wyglądało śmiesznie, były nieco mniejsze i miało odsłonięte wnętrze. Przypominało zabawkowe samochodziki. Nie znałam się na tym kompletnie i miałam pewne obawy przed wsiadaniem za kółko.
- Nie musisz się martwić – uspokoił mnie Alan – To są gokarty. Wyglądają na dobrze dostosowane. Prowadzą się prawie automatycznie, musisz tylko skręcać.
- Ale to będzie zajebista zabawa – powiedział Mycroft siadając do jednego z nich, pełen ekscytacji na twarzy.
- Może przebierzemy się i przejdziemy? – zaproponowałam – W sumie nigdy nie jeździłam, a z chęcią spróbuję.
- Ja raczej odpadam – stwierdziła Julia, krzyżując ramiona – Jak ktoś mnie przypadkiem uderzy to mogę tego nie przeżyć.
- A ty Olivier? – zapytał Mycroft.
- Ja mogę spróbować – odpowiedział po cichu.
- Świetnie! Chodźmy się przebrać! – Haker wyskoczył z kabiny i ruszył do garażu. Poszliśmy za nim. Julia odłączyła się i przeszła w kierunku niedużych trybun, które były po drugiej stornie ogrodzenia. Przypominały trochę te, które znajdowały się na lodowisku.
                Na wieszakach udało mi się znaleźć pasujący do mnie strój. Na piętrze nie było typowej przebieralni, więc każdy nakładał kombinezon tam gdzie mógł. Nie wstydziłam się swojego ciała, więc robiłam to bez zawahania. Olivier jako jedyny schował się za jedną z szafek i po chwili wyskoczył przebrany i gotowy do jazdy. Stroje bardzo dobrze na nas wyglądały. Miałam problem z zapięciem swojego, więc zaczęłam się z nim chwilę siłować. Wyszło to jednak na dobre, bo po chwili zauważyłam coś bardzo ciekawego. Podeszłam do ubrań, które zostawił po sobie Alan, bo zauważyłam, że z kieszeni jego bluzy coś wystawało. Otworzyłam oczy ze zdziwienia, gdy zdałam sobie sprawę, że to rewolwer. Rozejrzałam się, ale reszta pobiegła już do zajezdni, zostawiając mnie samą. Chwyciłam go i otworzyłam, żeby zobaczyć czy ma w sobie amunicję. Miał pięć pocisków. Nie wyglądały na te, których było pełno na strzelnicy. Czy mogły być prawdziwe? Musiałam to sprawdzić. Zresztą, nie mogłam pozwolić żeby Alan miał coś takiego. Jeszcze zrobiłby sobie krzywdę. Schowałam rewolwer do swojej kieszeni i dobrze go tam ukryłam, po czym biegiem ruszyłam w stronę grupy.

--------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika

Komentarze

  1. That's my girl!
    Alice mogłaby wszystkich tam wybić od początku, ale kuferek nie jest aż tak duży xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alice po prostu lubi kolekcjonować różne rzeczy, nic poza tym ;) No, ale kolekcja powoli rośnie :)

      Usuń
  2. Powróciłem :D. Z trochę ponad miesięcznym opóźnieniem, ale jestem. Będę starał się komentować na bieżąco, tak jak czytam, ale niestety nie będzie to już taką zabawą jak zawsze, zwłaszcza gdy przyjdzie czas na moją coepizodową psuedodetektywistyczną przemowę po zabójstwie/zabójstwach :(
    Póki co, wygląda na to, że w tym epizodzie Mycroft/Aaron lub Alan/Alice będą głównymi elementami pchającym fabułę dalej, ale czy to prawda, dowiem się za jakiś czas :P. W każdym razie, za bardzo nie wiem co jeszcze powiedzieć, może oprócz tego, że nowy zakaz Oliviera jest strasznie mało precyzyjny (komar mu będzie brzęczał w pokoju nocą, a biedak nic nie będzie mógł mu zrobić ;-;), więc przypomnę o zaktualizowaniu spisu treści, bo wątpię, że ten epizod miał tylko 4 rozdziały. Na koniec, parę literówek, które zauważyłem: ‘on już nie żyję’ – niepotrzebny polski znak; ‘Lili’ – z kontekstu wnioskuję, że miało być Lily, ale przyznam, że zapomniałem jak dokładnie jej imię było zapisane xD; ‘powiedziałem’ przy wypowiedzi Alice oraz ‘zdenerwuję’ – o znak polski za daleko ;)
    To do zobaczenia, jak nie najpierw pod następnym rozdziałem, to na dzisiejszym streamie ;) Postaram się nadrobić ze wszystkim jak najszybciej, bo śledzenie w czasie premier jest zawsze bardziej ekscytujące :D
    Ach, widzę, że logowanie na bloga w końcu się u mnie naprawiło na Mozilli i nie będę musiał specjalnie odpalać Chrome'a by wkleić komentarz xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witamy z powrotem :D Prawda, czytanie na bieżąco jest na pewno lepszą zabawą przez te parodniowe przerwy dające szanse na szalone teorie. W sumie racja z tym zakazem, ale tak precyzując nieco (i przypominając, że Lokaj dba o dobro gości i brak much/komarów xD) to chodzi o gości. Ktoś ma drugie życie to ma zakaz zabierania innego życia (innego gościa). Spis cholerka uzupełniałem i zadowolony prawdopodobnie nie zapisałem efektów, co za chwilę poprawię, tak samo literówki ^^

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. Czyli w kuferku są wszystkie dowody z akcji w których maczała swoje palce przez cały pobyt w hotelu co w sumie jest przerażające. Biedny Yama. Nie był złym człowiekiem i nic jej nie zrobił, a wiedźma i tak wysłała go na śmierć, tylko po to by odgryźć się Samfu. Jak grupa myślała, że Jacob był mistrzem manipulacji, to czeka ich jeszcze jedna niespodzianka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz