Epizod V - Rozdział 44: Okazja (Alan Dantes)
Witamy Was serdecznie w 44 rozdziale Peccatorum. Perspektywa Alana Dantesa była czymś wręcz koniecznym dla aktualnego rozwoju tej postaci oraz fabuły. Jest to rozdział, który nawiązuje do wielu rzeczy i zaznacza pewne fakty, które już czekają na swoje odkrycie. Mam nadzieję, że ich badanie będzie dla Was tak samo przyjemne, jak dla Nas ich wymyślanie :D Życzymy Wam miłej lektury i prosimy o pozostawienie po sobie komentarza oraz rozesłanie bloga dalej
Rozdział 44: Okazja (Alan Dantes)
Wysiedliśmy
na nowym piętrze. Spojrzałem najpierw w jedną, a potem w drugą stronę.
Zauważyłem klatkę schodową, co oznaczało, że byliśmy w prawym skrzydle hotelu. Było
nas naprawdę niewielu. Oprócz mnie do pomieszczenia detektywistycznego szli:
Wendy, Alice oraz Samfu. Nie czułem się dobrze w tej grupie, ale nie miałem
zbyt dużego wyboru. Byłem ciekaw, czy kiedyś może dojść do sytuacji, gdzie nowe
piętra przeszukiwałyby dwie osoby. To, że mogło zginąć tyle ludzi byłem sobie
w stanie wyobrazić, ale nie wydawało mi się żeby hotel miał aż tyle pięter.
Musiał istnieć jakiś limit. Chciałem dożyć do jego sprawdzenia.
- Słyszycie to? – zapytała
Alice. Spojrzałem na nią, po czym rozejrzałem się niespokojnie. Nie słyszałem
niczego.
- Co mamy słyszeć? – zdziwił
się Samfu.
- Cisza. W końcu…
- Cisza jest związana
z tym, że większość osób nie żyje. Cieszy cię to? – zapytała Wendy.
- Ktoś kazał się im
zabijać? – żachnęła Alice.
- Twoja przyjaciółka
się zabiła… - zacząłem.
- I chciała pociągnąć
resztę za sobą. Jestem przyjaciółką, ale nie idiotką. Nie będę płakała za kimś,
kto chciał mnie zabić.
- Czasami mnie
zastanawia geneza twojego talentu… - stwierdził Samfu, krzyżując ręce – Możemy już wejść? Nie mogę się doczekać
tego, co tam zobaczymy. Kolejne pomieszczenie dopasowane do talentu trupa…
Podszedłem
do blaszanych drzwi i pociągnąłem za klamkę. Weszliśmy do mrocznego
pomieszczenia, które przypominało szeroki korytarz. Ściany były otoczone szafkami, na których znajdowały się rzędy segregatorów oraz teczek, które
nie wyróżniały się kolorystycznie, ale były ładnie poukładane. Nad
każdą półką widniały litery, które musiały oznaczać, co znajdowało się w danym
miejscu. Jedna ze ścian była zajęta przez gablotę, podświetloną od dołu rzędem
lampek. Z daleka przypominała mi gazetkę szkolną, z wycinkami oraz zdjęciami,
ale z tej odległości nie potrafiłem tego określić. Na środku pomieszczenia
stały rzędy pojedynczych foteli oraz stolików, przy których znajdowały się duże
lampy. Stanowisk było w sumie osiem i każde wyglądało równie wygodnie. Na
każdym stoliku była taca, na której znajdowało się wiele ciekawych rzeczy –
butelka alkoholu, szklanka, zestaw cygar, dzbanek z herbatą, filiżanka,
notatnik, parę długopisów oraz chusteczki i talerzyk z przekąskami.
- Już mi się podoba – powiedział
Samfu rozsiadając się na jednym z fotelów – Tutaj
mógłbym badać każdą sprawę.
- Myślicie, że to
pomieszczenie było zamknięte? – zaproponowałem.
- Raczej się tego nie
dowiemy, szczególnie, że nie wiemy nawet, co mieli na myśli – stwierdziła
Wendy – Nie chcą mi odpowiedzieć, co
stało się z Mycroftem, była ta przerwa w dostawie prądu i cały czas nad czymś
ciężko pracują. Czuję, że najbliższy motyw znowu nas poróżni.
- Póki co, każdy motyw
tak działał – Alice zauważyła smutną prawdę.
- To co? Rozglądamy
się i zobaczymy, co tutaj jest? Myślę, że nie znajdziemy tutaj żadnego wyjścia,
ani niczego konkretnego – zaproponował Samfu. Wstał z fotela i podszedł do
jednej z półek. Wyciągnął jedną z teczek i zagwizdał z uznaniem.
- To nie jest nic
przydatnego, ale za to bardzo ciekawego.
- Co tam masz? – zaciekawiłem
się i podszedłem bliżej.
- Akta sprawy, która
nazywa się… „Studium w różu”… To są akta jakiejś losowej sprawy. To cało
pomieszczenie – tu zrobił przerwę chwytając za kolejne akta – To jedna wielka kopalnia spraw kryminalnych.
- Na wystawie podobnie
– stwierdziła Alice, która w międzyczasie podeszła do najbardziej oddalonej
od wejścia ściany - „Sprawa morderstwa syndromu zmierzchu”…
„Sprawa robo-sprawiedliwości”… „Kuba Rozpruwacz”… „Zaginięcie Briana Shaffera”…
„Morderstwo w Painscreek”, sporo tu tego… - wyczytała kilka pozycji.
- Po co nam takie
pomieszczenie? Chcą dać mordercom dodatkowe pomysły? – zezłościła się
Wendy.
- Na to wygląda – zauważył
Samfu – Chociaż według mnie to ciekawa
sprawa. Hej! Może znajdziemy tutaj coś… znajomego – podbiegł do półki z
plakietką „P-S” i zaczął wertować półkę.
- Można wiedzieć czego
szukasz? – zapytała Alice, patrząc na niego, jak na szaleńca.
- Jest! – krzyknął
po chwili, całkowicie ignorując pytanie Alice – Mam!
- Co takiego? – zapytała
zaciekawiona Wendy.
- „Jacob Robertson –
Czerwona buteleczka” – przeczytał oficjalnie – To jedna ze spraw Jacoba! Co więcej… - zerknął z powrotem na półkę
– jest tu ich więcej!
- A mamy je przeczytać
bo…? – zapytała Alice.
- Nie jesteście
ciekawi, dzięki jakim sprawom otrzymał tytuł ostatecznego detektywa? Z czego
zasłynął? – Samfu brzmiał na tak podekscytowanego, że nie dało się go
zatrzymać. Nie chciałem mu przerywać, szczególnie, że brzmiał na naprawdę
podekscytowanego.
- Dobra, przeczytaj
nam jedną historię, a my w tym czasie przeszukamy to miejsce – Wendy
również się nad nim zlitowała – W sumie
lubię takie historie.
- Ja też to przeboleje
– potwierdziła Alice.
Samfu
przeglądał przez moment półkę, po czym wziął jedną z teczek, którą zabrał na
pobliski fotel. Usiadł, rozwiązał ją, chwytając za dzbanek herbaty, który po
chwili zamienił na szklankę alkoholu.
- Nie będę ryzykował z
herbatą – powiedział i robiąc teatralną minę, zaczął czytać – Sprawa Joraha Poe, który zamordował kobietę
o imieniu Dane. Według raportu podkochiwał się w tej kobiecie i nie umiał bez
niej żyć, chociaż ta go bez przerwy odrzucała.
W czasie gdy Samfu zaczął czytać, ja powoli zacząłem
przeglądać szafki z aktami, szukając czegoś godnego uwagi.
- Sprawa miała
początek w 2009, kiedy Jorah poznał Dane na przyjęciu. Zaprzyjaźnili się wtedy
i chociaż nic nie zapowiadało rozwoju znajomości to jednak coś zaiskrzyło. Po
przyjęciu Jorah napisał do niej na komunikatorze internetowym i zainicjowali
spotkanie. Ich relacja rozwijała się przez tygodnie, kiedy to Jorah, Dane, oraz
parę innych osób, które uczestniczyły w spotkaniu, zaczęły tworzyć grupę. Nic
nie wskazywało na to, że sytuacja tak bardzo wymknie się spod kontroli.
- Nienawidzę tego
stylu pisania – stwierdziła Alice – Brzmi
jak tania historia z Internetu.
- Ale to nie jest
tania historia, tylko raport detektywistyczny – zaśmiał się Samfu – Do grupy w końcu dołączył nowy członek.
Nazywał się Axel Frog.
- Jesteś pewien, że to
prawdziwa historia? – zapytała Wendy – Naprawdę
zaczyna brzmieć coraz bardziej niedorzecznie.
- Kiedy się pojawił
Dane zaczęła interesować się coraz bardziej Axelem, chociaż do tej pory podobał
jej się tylko Jorah. Wtedy rozpoczęła się przemiana. Jorah stawał się coraz
bardziej zazdrosny. Odpychał tym zachowaniem Dane, która coraz bardziej
przybliżała się do Axela. W ten sposób wszystko się zaczęło. Minęły lata. Dane
zapomniała już o Jorahu i skupiła się na związku z Axelem. Na jednym z wyjazdów
Axela oraz Dane, Jorah ich śledził. Wynajęli sobie domek w niedużej wiosce.
Jorah dokładnie wiedział, gdzie się zatrzymali i wykorzystał ten fakt.
Historia, chociaż brzmiała trochę dziwnie, to zaczynała
robić się ciekawa. Ja przeglądałem kolejne sprawy, w tej samej półce, z której
Samfu wziął tą sprawę. Było tego całe mnóstwo. Przeglądałem tylko nazwiska,
licząc, że znajdę coś interesującego. Robertson… Ruben… Sacehl… Safari…
Saihara… Sentie… nie mówiły mi jednak one niczego.
- Jorah zakradł się do
ich domu i wytworzył sytuację, w której tak zaczął gnębić mieszkających tam
Dane oraz Axela. Pokierował tak sprawą, że Axel doprowadził do śmierci swojej
ukochanej. Po fakcie, był tak łatwym celem, że Jorah go dobił. Sprawa była
skomplikowana, a dodatkowa trudność pojawiła się, gdy okazało się, że Jorah
został szefem okolicznego wydziału zabójstw. Miał alibi i nie pozostawił po
sobie żadnych śladów. Dopiero pomoc detektywa Jacoba Robertsona, sprawiła, że
udało się go połączyć ze sprawą. Okazało się, że Jorah podał szczegóły, które
mogły być znane tylko osobie, która była w wynajmowanej posiadłości. To był
jego ostateczny gwóźdź do trumny. Detektyw wyłapał połączenie, a dodatkowo
znalazł dowód w postaci wyrzuconych dodatkowych kluczy oraz zeznań właściciela
domku, który potwierdził, że Jorah dorabiał zestaw kluczy, przekupując go.
Sprawa mogła nie być aż tak skomplikowana, ale przypadek, w którym kochankowie
zabijają się przez przypadek wstrząsnął wszystkimi…
Nie
skomentowaliśmy historii, chociaż Samfu wydawał się być dumny z siebie, po
przeczytaniu całości.
- Są tutaj jeszcze
szczegóły, detale i raporty biegłych, koronerów, sekcja zwłok…
- Wystarczy Samfu – poprosiła
Wendy. Kiwnęliśmy zgodnie głowami.
- Myślicie, że warto
tutaj przysłać Maksa? – zapytała Alice – Jest tutaj dużo spraw, może coś jest kluczowego?
- Myślę, że to same
akta spraw. Nie znajdziemy tutaj niczego związanego z Peccatorum – postanowiłem
zastosować oficjalną nazwę. Rzadko jej używaliśmy, ale była jak najbardziej
adekwatna.
- Pewnie masz rację…
Ale mam nowe ulubione piętro, na którym będę spędzał wolny czas – powiedział,
chwytając za szklankę i pociągając łyk. Alkohol musiał mu nie posmakować, bo
wypluł zawartość z powrotem do naczynia i odstawił je na tackę. Wzdrygnąłem
się, na myśl jak niehigieniczne to było. Odkąd trzymałem się Elizabeth, to
zwracałem na to znacznie większą uwagę. Samfu powstał.
- To co, sprawdzamy
drugie piętro?
- Tutaj długo nie
zabawiliśmy… - zauważyła Alice.
- Jak chcecie, to mogę
wam przeczytać jeszcze jedną historię – zaczął uradowany, idąc w stronę
półki.
- Dobra, chodźmy – poprosiła
Alice idąc w kierunku wyjścia. Samfu uśmiechnął się pod nosem. Opuściliśmy
piętro i podeszliśmy do windy.
- Swoją drogą, jak się
trzymasz Samfu? – zapytała Alice – Wiem,
że nie było u ciebie zbyt kolorowo ostatnimi czasy.
- Radzę sobie dobrze –
kiwnął głową – Muszę przyznać, że
Yamaraja mi trochę pomógł. Nawet nie wiecie jaki to troskliwy chłopak.
Alice spojrzała na niego spode łba. Wendy kiwnęła głową, a
ja uśmiechnąłem się. Wolałem jak wszyscy byli w formie. Samfu nadawał sporo kolorytu
do codziennych dialogów. Pozwalał zapomnieć o wszystkim, co złe. Wciąż miałem w
głowie wizje klucza i kawy. Gdyby nie te dwa fakty to Lily i Sandra mogłyby
dalej żyć, a przynajmniej sprawa mogła potoczyć się inaczej. W końcu nie mogłem
zmienić samych morderczych zapędów, ale utrudniony dostęp do alei z truciznami,
mógł być tutaj istotnym elementem.
Winda
zabrała nas na ostatnie piętro, które mieliśmy dzisiaj przeszukać.
- Galeria – stwierdziła
pod nosem Wendy – To drugie artystyczne
pomieszczenie jakie się pojawiło. Nie sądzicie, że to trochę dziwne?
- Neri określa się
jako artystka, dużo czasu poświęcała Olivierowi, może to dlatego? Myślę, że te
piętra, mają spory związek z naszymi porywaczami – zgadł Samfu.
- Trochę to samolubne.
- Ani trochę mnie to
nie dziwi.
Przerwałem ich rozmowę otwierając kolejne blaszane drzwi.
Otworzyłem usta ze zdziwienia. Weszliśmy do długiej, marmurowej sali
wypełnionej obrazami oraz rzeźbami. Było tutaj bardzo jasno, a światło
dodatkowo odbijało się od złotych ram i posągów przedstawiających przeróżne
istoty i ludzi. Nigdy nie byłem w prawdziwej galerii, ale ta robiła wrażenie i
byłem pewien, że była wyjątkowa. Po obu stronach pomieszczenia dało się
zauważyć dwie pary schodów, prowadzących na kolejne piętro, oraz kolejne dwie
prowadzące w dół.
- Będziemy mogli się
rasowo odchamić – zauważył Samfu – Ale
to wygląda na kolejne nudne piętro, na którym nie dowiemy się niczego
ciekawego. Nie uważacie, że to nie jest sprawiedliwe?
- Nic tutaj nie jest
sprawiedliwe – stwierdziła Alice – Ale
nie zaszkodzi się trochę rozejrzeć.
- To co? Spotykamy się
tutaj za chwilę? – zaproponowałem.
- Może tutaj jest ten
obraz! – Samfu się wyraźnie ożywił – Podobno
jakiś obraz zniknął z pracowni artystycznej. Może Duchy same go przeniosły?
- Obraz? Czy to ma
jakiekolwiek znaczenie? – zdziwiła się Alice.
- Przekonamy się – odpowiedział
i ruszył w kierunku zejścia. Postanowiłem, że zejdę piętro niżej, nie
patrząc na dziewczyny. Odkąd przebywałem w hotelu to nie czułem się swojo
patrząc na schody. Bałem się, że za moment poczuję się dziwne, ale filtr
percepcji musiał być rozłożony tylko na klatce schodowej oraz na deptaku.
Pozostałe obszary nie miały tej funkcji. To również zastanawiało. Zszedłem na
dół, trafiając do identycznego holu, gdzie jedyną różnicą były obrazy. W oczy
rzuciły mi się prace Oliviera. Krwiste kolory dominowały, chociaż dojrzałem też
normalne prace. Przedstawiały krajobrazy, portrety oraz przedmioty codziennego
użytku. Jego dzieła zajmowały dużą część piętra, ale nie były jedynymi.
Znajdowały się tu również wystawy nieznanych artystów, które przedstawiały
różne style. Obserwowałam je z zaciekawieniem, doceniając talent. Wiedziałem,
że dla mnie taki poziom był nieosiągalny.
Nie
zauważyłem, kiedy straciłem równowagę. Potknąłem się i wpadłem prosto na ławkę,
wykonaną z białego materiału przypominającego kamień. Mój pech dawno o sobie
nie dawał znać, zupełnie jakby był czymś zajęty, ale wrócił. Poleciałem na
ramię, cudem go sobie nie łamiąc. Zacząłem powoli przechodzić z pozycji leżącej
do siedzącej, kiedy wewnętrznie podskoczyłem. Podbiegła do mnie Alice.
- Alan pewnego dnia
się zabijesz jak nie będziesz patrzył pod nogi – skarciła mnie, siadając na
ławce. Podniosłem się tak, żeby nie złamać przez przypadek zakazu.
- Nie zauważyłem… Zapatrzyłem
się na obraz.
- „Spotkanie po
latach” – przeczytała tytuł – Podoba
mi się.
- Obraz? – zapytałem
zdezorientowany.
- A co innego? – spojrzała
na mnie, chociaż na jej twarzy nie widziałem zdziwienia.
- Jest tutaj kilka
prac Oliviera. Duchy musiały je przenieść z pracowni artystycznej. W sumie
tutaj bardziej pasują – zauważyłem.
- Ciekawe, co z tym
obrazem, o którym mówił Samfu – przypomniała.
- Nie wiem, nikt już
za bardzo nie chodzi na to piętro, więc myślę, że ciężko będzie to określić.
Pytanie, co może być niebezpiecznego w obrazie? – spojrzała na mnie.
Wyglądała podejrzanie.
- Obrazy mają sporo
ukrytej symboliki. Przynajmniej te dobre – zaznaczyła.
- Nie są
niebezpieczne. To miałem na myśli – powiedziałem nieco wybity z rytmu.
Czułem
się trochę nieswojo w obecności Alice. Wydawała się być otoczona niepokojącą
aurą, która od jakiegoś czasu narastała. Zostaliśmy na trochę w galerii, ale
nie znaleźliśmy tam nic ciekawego. Mogłem nacieszyć swoje oczy obrazami i
rzeźbami, ale w międzyczasie obserwowałem. Poza Wendy, zarówno Samfu jak i
Alice zachowywali się podejrzanie, więc nie mogłem dać sobie spokoju. Cały czas
miałem ich przed oczami. Ktoś musiał mnie zaatakować w przychodni. Nie
wiedziałem, kto to był, ale nawet nie zauważyłem, kiedy ta osoba mnie otruła.
Jedynym realnym typem, był ktoś, kto siedział tam cały czas. Mogłem podejrzewać
Elizabeth - osobę, którą darzyłem ogromnym szacunkiem, Maksa, który cały czas
poświęcał na pracę lub Julię, która pokutowała za swoje winy i robiła wszystko,
żeby grupa jej ponownie zaufała. Nikt z nich nie wyglądał na kogoś, kto chciał
namieszać. Poczułem się jak zwierzę, na które ktoś poluje. Zarówno Sandra jak i
Lily stały nade mną, kiedy byłem bezbronny i tylko to, co siedziało im w
głowach uratowało mnie przed śmiercią. Nie chciałem się tak czuć już nigdy
więcej. W głowie zaczynały pojawiać mi się nieciekawe wizje i chociaż starałem
się je odrzucać, to wiedziałem jedno. Musiałem mieć coś, co pozwoli mi się
bronić.
- To chyba na tyle.
Wciąż mamy trochę czasu do obiadu, więc myślę, że powinniśmy rozejść się w
swoje strony – zaproponował Samfu.
- Coś kombinujesz? – zapytała
wprost Wendy.
- Idę pilnować, żeby
nie złamać swojego zakazu – zapowiedział oficjalnie. Byłem pewien, że za
chwilę będziemy mogli usłyszeć kolejny bezsensowny zakaz – Wiecie, mam oficjalny zakaz spóźniania się, a z wami tak świetnie się
bawię, że pewnie bez problemu bym go złamał. Nie chcę jednak zostać ukarany,
więc…
- Przestań Samfu. Po
prostu przestań i idź już sobie. Albo inaczej – ja już pójdę – powiedziała
Wendy.
- To widzimy się na
obiedzie. Nie zapomnij Alan – mrugnęła do mnie i podeszła do drugiej windy.
Striptizerka i Król Dram wybrali drogę schodami. Ja postanowiłem chwilę
poczekać, udając, że wiążę buta. Dopiero, gdy wszyscy zniknęli, spokojnie
wezwałem drugą kabinę. Czasu nie było sporo, ale postanowiłem, że zrelaksuję się gdzieś, na którymś z pięter, które już znaliśmy. Wybór padł na lodowisko.
Czas do obiadu chciałem zabić jeżdżąc, albo po prostu próbując. Nie jeździłem
od dawna, a samo piętro, chociaż dawno nie odwiedzane, wydawało się być
dokładnie takie, jak w pierwszych dniach tutaj. Cieszyłem się, ze mogłem się
odprężyć w swoim tempie.
Po
16:00 ruszyłem w stronę jadalni, nieco spóźniony i spocony, po całej jeździe.
Wszyscy, oprócz Mycrofta, już na mnie czekali. Z przychodni przyszła tylko
Julia, która minęła się ze mną przy wejściu. Pomogłem jej otworzyć drzwi, a ona
bez podziękowania, niosąc torbę z jedzenie, skierowała się w stronę windy.
- Już myślałam, że
zapomniałeś – powiedziała na przywitanie Alice.
- Powiedziała coś
ciekawego? – zapytałem zaciekawiony, wskazując drzwi, przez które przed
chwilą wyszła Julia. Nie byłem na bieżąco, z tym, co działo się w przychodni,
ale planowałem się tam udać wieczorem. Miałem po drodze jeszcze parę innych
spraw do załatwienia. Ważniejszych na ten moment.
- Wytłumaczyła, że
Elizabeth póki co zamknęła sekcję z lekami i truciznami. Wyjęła
najpotrzebniejsze środki przeciwbólowe i resztę zamknęła do czasu, aż Lokaj
naprawi gablotę oraz furtkę. Podobno ma się tym zająć – streściła Agatha – Potem sekcja ma działać tak jak kiedyś.
- To dobrze. Nikt
nikogo nie otruje w najbliższych dniach – ucieszyła się Carmen.
- Wątpię, żeby naprawa
tyle potrwała – powiedziała Twórczyni.
- Zaczynaliśmy też
gadać o tym, co znaleźliśmy – stwierdził Aaron.
- A my przywieźliśmy
jedzenie – dodała po chwili Cecily. Ethan podał mi talerz z moimi
ulubionymi pierożkami. Podziękowałem mu i oparłem się wygodnie o jeden z
filarów. Usiąść nie mogłem. Oczywiście mój zakaz dało się w dosyć prosty sposób
oszukać, ale nie miałem ochoty jeść leżąc lub kucając, więc po prostu stałem.
- I co? Znaleźliście
coś ciekawego? – zapytałem zaciekawiony.
- Prawie nic – odpowiedziała
Cecily.
- Prawie? – zapytałem.
- W warsztacie
wpadliśmy na coś niesamowitego… Schemat. Przedstawiał Lokaja – wytłumaczył
Aaron.
- Lokaja? – zaciekawił
się Samfu – Fajnie, że to
potwierdziliście, ale to chyba było widać od pierwszego dnia tutaj. On jest
robotem… cyborgiem, nie wiem jak to nazwać.
- To akurat nic nowego
– potwierdził Yama – Ciekawszy był
opis.
- Według schematu, to
co chodzi teraz po hotelu to trzecia wersja Lokaja… - zaczął tłumaczyć
Aaron, ale w słowo weszła mu Agatha.
- Warto zauważyć jedną
rzecz. Na takich schematach kolejne wersje zazwyczaj skrajnie różnią się od
poprzednich. Oznacza to, że on musiał przejść przynajmniej dwie gruntowne
zmiany. Nie znaleźliśmy dokładnych dat tych zmian, ale to może być ważne.
- Podobnie to działa w
kolejnych wersjach programów. Zmieniając gruntownie kod programu lub jego
działanie zawsze dodaje się nową cyferkę z przodu. Oprócz tego dowiedzieliśmy
się, że zostało wyprodukowanych takich siedem.
Prawie
wypuściłem widelec z dłoni, kiedy to usłyszałem. Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Siedem? Jest ich
siedmiu?!
- Na to wychodzi. To
by wiele tłumaczyło, chociaż nie wiemy, co to dokładnie oznacza. Pewnie się nie
dowiemy – żachnął się Aaron.
- Nie musicie być od
razu tak negatywni – odezwał się głos za moimi plecami. Odwróciłem się i
zobaczyłem Lokaja. Stał wyprostowany i uśmiechnięty. Elegancki jak zawsze – Widzę, że znacie już o mnie prawdę.
- Naprawdę jesteś
cyborgiem? – zapytał Ethan, nie mogąc w to widocznie uwierzyć. Ja wierzyłem
w duchy, więc nie miałem problemu w zaakceptowaniu faktu, że Lokaj nie był
człowiekiem. To było po nim widać.
- Nie cyborgiem, a
robotem zaprogramowanym do pomocy. Różnię się jednak tym, że mam własną świadomość.
Wszystko za sprawą profesora Sory. On mnie stworzył, a moi aktualni pracodawcy
mnie udoskonalali. Przeszedłem sporą drogę.
- W ten sposób udało
ci się do nas wszystkich dotrzeć? Zebrałeś nas pewnie w przeciągu paru dni, a
pochodzimy z różnych części Europy – zauważył Yama.
- Nie mogę państwu
zbyt wiele powiedzieć. Powiedzmy, że posiadam umiejętność bardzo szybkiej
podróży, dzięki czemu mogłem wam przekazać zaproszenie.
- Przyszedłeś dalej
mówić zagadkami? – zapytała Carmen.
- Przyszedłem żeby przekazać
wam ofertę moich pracodawców – zapadła cisza, więc Lokaj kontynuował – W zamian za to, że zgodzą się państwo
przyjść w komplecie do galerii moi pracodawcy oprócz przekazania wam szczegółów
choroby, zrobią coś jeszcze, co znacznie przyspieszy całość waszego pobytu. Nie
ukrywam, że decyzja jest kontrowersyjna, ale wszystkie testy przebiegły
pomyślnie i…
- Czy zrobiliście coś
Mycroftowi? – wtrąciła Wendy – Mam
dość tego, że nie mówicie mi niczego! Mamy prawo wiedzieć, co się dzieje z
jednym z nas!
- Jednym z was – Lokaj
uśmiechnął się szeroko – Nawet nie wiedzą
państwo jak bardzo chciałem to usłyszeć. Pan Goldenwire odegrał sporą rolę w
nadchodzącym wydarzeniu i niebawem do was wróci. Ma się dobrze, chociaż na
pewno zauważycie pewną różnicę w jego zachowaniu.
- Co to znaczy? – dopytywała
Striptizerka.
- Zobaczą państwo. Tak
czy siak, jaka jest wstępna decyzja?
- Nie możemy podjąć
jej bez Maksa, Elizabeth i Julii – zauważyłem.
- Proszę się w
takim razie zastanowić – powiedział
z uśmiechem – Postaram się państwa
odwiedzić jutro, żeby uzyskać odpowiedź i wszystko przygotować.
Po tych
słowach Lokaj ukłonił się i wyszedł, przy użyciu drzwi. Wszystko wydawało się
być dziwne, nawet sam Lokaj sprawiał wrażenie bardziej chytrego. Czy zaczynałem
mieć paranoję?
- Przekażę to
Elizabeth i reszcie. Będę szedł wieczorem do przychodni – obiecałem.
- Byłoby miło – stwierdziła
Wendy. Wyglądała na zamyśloną. Słowa Lokaja nie wróżyły niczego dobrego.
- Po raz pierwszy mam
wrażenie, że Lokaj wcale nie chce nam pomóc – stwierdziła Carmen.
- Ja tam w ogóle nie
wierzę w jego dobre chęci – Striptizerka odstawiła talerz na bok i wstała –
Zobaczymy się jutro na śniadaniu.
- Wendy. Nie chcesz
iść na basen? Mamy w planach przejść się z Ethanem. Może ktoś jeszcze ma
ochotę? – zapytała Cecily.
- Tak nagle?
Obgadaliśmy wszystko? – zdziwił się Samfu.
- Nic więcej się nie
stało. Wiemy kim jest Lokaj, a teraz pozostaje nam czekać.
Nie zgodziłem się z tym. Wciąż nie wiedzieliśmy jaka była
jego geneza. To, że nie był człowiekiem było wiadome prawie od samego początku.
Poprzednie wersje i dlaczego tak wyglądał wciąż były tajemnicą.
- Może dołączę w
trakcie. Muszę się przebrać i ochłonąć. Czuję się zmęczona – widocznie
przygasła, wychodząc z jadalni.
- Ten hotel jest coraz
większy, a nas coraz mniej. Zaczynam się tu czuć nieswojo – przyznała
Carmen.
- Atmosfera się
zagęszcza – przyznał Yama – Zaczynamy
czuć się jak dzieci we mgle. Źródło: Yamaraja Ellis.
- Yama to nie jest
twoje powiedzonko… - zaśmiała się Alice.
- Tego nie wiesz – powiedział
spoglądając na nią.
- Ja też już pójdę.
Widzimy się jutro na śniadaniu – nikt niczego nie zaproponował Aaronowi.
- Ja wracam do
magazynu. Przeniosłam sobie parę narzędzi, więc mogę pracować na miejscu – pochwaliła
się.
- Jak chcesz to ktoś
może cię zmienić. Podejrzewam, że nowe piętro będzie twoją nową pracownią, a
nie będziesz miała za bardzo czasu na korzystanie z niego, jak w dzień
pilnujesz magazynu, a wieczorem siedzisz w pokoju – stwierdziła Alice.
- Spokojnie, dam sobie
radę – obiecała – Zresztą Aaron mi
zaczął bardzo pomagać, więc jak mam chwilę to korzystam.
- Ja z chęcią pójdę na
basen – stwierdziła na głos Alice, do której widocznie dopiero teraz
dotarła propozycja.
Nie
słuchając dalszych propozycji wyszedłem z jadalni. Miałem w planach odwiedzić
Elizabeth i pomóc trochę w przychodni, ale musiałem pozbierać myśli. Nie byłem
pewien, jakie miejsce będzie do tego najlepsze. Stanąłem przed windą,
zastanawiając się, gdzie powinienem pójść. W końcu uznałem, że dobrym pomysłem
będzie odpoczynek w sali zabaw. Było to jedne z pierwszych pomieszczeń, jakie
zostało otwarte w hotelu, co dawało dużą szansę, że nikt mi nie przeszkodzi.
Wspiąłem się po schodach i otworzyłem drzwi. Dopiero, gdy przekroczyłem próg,
zadałem sobie sprawę, jak dawno mnie tutaj nie było. W pamięci wciąż miałem
imprezę przy niedużym barze, na której bawiliśmy się sporą grupą, na samym
początku pobytu. Miałem dobrą pamięć, ale wydawało się to być tak odległym
wydarzeniem, jakbym przeżył je w innym życiu. Krążyłem wokół atrakcji, gdy
usłyszałem chrapnięcie. Słysząc to, wystraszyłem się i rozejrzałem, szukając
źródła hałasu. Yama drzemał na jednym z foteli do masażu. Strużka śliny
ściekała mu z kącika ust. Wyszedł z jadalni chwilę przede mną, dlatego
zaskoczyło mnie to, jak szybko zasnął. Spojrzałem na niego z uśmiechem.
Wyglądał zabawnie. Już chciałem go pozostawić w takim stanie, kiedy w oczy
rzuciło mi się coś, co położył na poręczy fotela. Przyjrzałem się temu, nie
mogąc skojarzyć, co to było.
Podszedłem
bliżej, starając się nie obudzić śpiącego. Sięgnąłem po przedmiot i obejrzałem
go z zaciekawieniem. Dopiero po chwili doszło do mnie to, że mam w rękach
aparat. Nawet nie wiedziałem, że taki sprzęt znajduje się w hotelu. Musiał
pochodzić z magazynu. Byłem bardzo ciekaw tego, co fotografował Yama, więc po
chwili dostałem się do pamięci aparatu, gdzie znalazłem sześć różnych zdjęć.
Dwa zostały zrobione na deptaku, jeden przedstawiał dziwny obraz, a trzy
ostatnie wykonano w losowych miejscach. Narożnik w pracowni artystycznej,
szafka w przychodni oraz uliczka z czytelni, której kompletnie nie kojarzyłem.
Spojrzałem na Pokerzystę, zastanawiając się, co to mogło oznaczać. Zdjęcia nie
były w żaden sposób podpisane. Czy Yama po prostu testował funkcje aparatu?
Delikatnie odłożyłem urządzenie na fotel, starając się przy tym niczego nie
zepsuć, ale tym razem mój pech dał mi spokój. Odchodząc w kierunku drzwi, w
mojej głowie pojawiła się myśl. Każdy wydawał się mieć swoje asy w rękawie.
Może ja też potrzebowałem czegoś takiego? Nie chciałem zostawać kolejną ofiarą.
Nie chciałem być tak wysunięty, kiedy w grę wchodziło moje życie. Czułem się
niekomfortowo i mi to nie odpowiadało. Pojawienie się nowych pięter dało mi
świetną okazję żeby to zmienić.
*
Po
załatwieniu wszystkiego, co chciałem, wróciłem do pokoju, gdzie spędziłem
kolejne parę minut. Musiałem upewnić się, że wszystko jest w jak najlepszym
porządku. W końcu zadowolony zamknąłem za sobą drzwi i udałem się do
przychodni. Julia, Maks oraz Elizabeth pracowali tam twardo. Widać było po
nich, że są w swoim żywiole. Zauważyli mnie dopiero, gdy trzasnąłem drzwiami.
- Och, to tylko ty
Alan – Elizabeth przywitała mnie, jak zwykle w swoim stylu.
- Dobry wieczór – przywitałem
ich, podchodząc bliżej. Zerknąłem w stronę łóżek, które były puste – Wpadłem wam przekazać to, czego
dowiedzieliśmy się od Lokaja. Może będę mógł też jakoś pomóc? – zastanowił
się na głos.
- Jeżeli masz na myśli
jego propozycje, to wiemy już, o co chodzi. Alice tutaj była. Według mnie
pójście tam jest mądre, szczególnie jak możemy coś przyspieszyć - stwierdził Maks, podnosząc się niedbale.
- Była tutaj? – zdziwiłem
się. Nie tak się umawialiśmy.
- Tak. Wpadła na
moment, czysto rekreacyjnie potruła nam cztery litery, powiedziała o propozycji
Lokaja i poszła – Elizabeth brzmiała na średnio zadowoloną – A jak chcesz pomóc, to są tam dwie szafki do
poukładania.
Spojrzałem na miejsce, które wskazywała palcem i kiwnąłem
głową. Byłem gotowy zrobić wszystko, czegokolwiek by mi nie wymyśliła.
Pod
koniec mojej pracy do przychodni przyszedł Yama, który prowadził za rękę
Carmen. Nie mogłem wyrzucić z głowy aparatu, więc jego brak od razu rzucił mi
się w oczy.
- Co się stało? – zapytała
Julia.
- Carmen gorzej się
poczuła, a ja akurat byłem w pobliżu – wytłumaczył Pokerzysta. Podszedłem
do nich, pomagając Carmen usiąść przy łóżku.
- Tabletki nie pomogły
ani trochę? Byłam pewna, że będą idealne… - Elizabeth pokręciła głową.
- Mam przygotować
mieszankę? – zapytałem.
- Ja się nią zajmę.
Muszę sprawdzić parę rzeczy – powiedziała twardo, głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Znałem ją na tyle długo, że wiedziałem, co się dzieje. Była zaskoczona tym, że
jej terapia nie pomagała.
- Ostatnio
przyprowadzasz tutaj coraz więcej osób – stwierdził Maks. Miał rację. Yama
miał dziwne szczęście do znajdowania osób, które później trafiały do
przychodni.
- Chciałbym wiedzieć
dlaczego – odpowiedział krótko Yama, wzruszając rękami – No, ale przyszedłem tylko dlatego. Nie będę
już przeszkadzał.
Obrócił
się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia. Nie miałem nic do roboty, więc
pobiegłem za nim.
- Też już wychodzisz?
– zdziwił się.
- Tak – odpowiedziałem.
Stanęliśmy przed windą. Interesował mnie temat aparatu, ale nie chciałem go
pytać o to bezpośrednio. Yama nie patrzył na mnie, skupiał wzrok na przycisku
do wezwania kabiny – Yama, mam do ciebie
pytanie.
Pokerzysta spojrzał na mnie.
- Nie masz czasem
wrażenia, że coś się dzieje? – zapytałem wprost.
- Hmm? – pytanie
go widocznie zdziwiło, ale widząc, że chcę usłyszeć więcej, po chwili Yama
kontynuował – Nie powiedziałbym, żeby
działo się coś nadzwyczajnego, ale na pewno jest odczuwalna taka specyficzna
aura… To wszystko przez to, że hotel jest coraz większy, a nas jest mniej.
Pomyśl, że na tym piętrze jest teraz prawie połowa wszystkich uczestników…
Przerwał na moment, żeby wsiąść do windy.
- Poza tym, od
jakiegoś czasu każdy stara się znaleźć coś dla siebie. Samfu zaczął gotować,
Alice wróciła do pralni, Ethan i Cecily zbierają posiłki. Każdy coś ma.
- A ty?
- Ja? – drzwi się
otworzyły i wysiedliśmy przy recepcji. Yama był mistrzem w ukrywaniu swojego
oblicza, ale czułem, że w tym przypadku te cenne sekundy bardzo mu pomogły w
przygotowaniu odpowiedzi – Staram się
zajmować Samfu i ogarniać… to wszystko. To samo w sobie zajmuje mi dużo czasu.
Poza tym nie wchodzę nikomu w drogę. Tobie radziłbym to samo Alan. Uważaj na
siebie.
Tymi
słowami skończył naszą rozmowę, schodząc schodami w dół, w kierunku sypialni.
Zastanowiłem się nad jego słowami i po chwili ruszyłem jego śladem. Byłem
zmęczony, ale chciałem sprawdzić ostatnią rzecz przed snem. Zamknąłem za sobą
drzwi, upewniając się dwukrotnie, czy pokój jest dobrze zamknięty. Było to
wyjątkowo istotne. Usiadłem na łóżku i rozebrałem się do samej koszulki i
bielizny. Opadłem zmęczony. Po raz pierwszy od dawna czułem się źle i
przytłaczało mnie to coraz bardziej. Starałem się nie zastanawiać nad niczym i
uczciwie pomagać reszcie, ale stos pytania był tak duży, że nie potrafiłem się
skupić. Lokaj stwierdził, że kłamałem odnośnie swojej rodziny, Maks znalazł
moją kartę, gdzie nie było nawet śladu informacji o moim niefortunnym talencie,
a do tego wszystkiego dochodziło uśpienie mnie w przychodni i setki małych
faktów, które nie umykały mojemu spojrzeniu. Widziałem bardzo dużo, chociaż nie
dawałem tego po sobie poznać. Sam nie chciałem tego analizować, bo wiedziałem,
że mogę dojść do złych wniosków. Po prostu zaczynałem podejrzewać, że ktoś
mieszał w moich wspomnieniach. Robił to dodatkowo w taki sposób, że nie
pamiętałem nawet czego mogłem nie pamiętać. Z początku uznawałem to za
niemożliwe, ale ten hotel notorycznie wyprowadzał mnie z błędu. Kim w takim
razie mogłem być? Czy w rzeczywistości nie byłem takim człowiekiem?
Zachowywałem się inaczej?
Poczułem
zdenerwowanie, którego od dawna nie odczuwałem. Wstałem i podbiegłem do
szuflady, do której przyszedłem po przejrzeniu aparatu Yamy. Spojrzałem na
butelkę, która ustawiłem na stoliku przy wejściu. Pokój był dźwiękoszczelny,
więc mogłem próbować do woli. Sięgnąłem pomiędzy poukładane skarpetki i
bieliznę wyciągając srebrny rewolwer. Był ciężki. Zabrałem go ze strzelnicy. Nie
miałem pojęcia, dlaczego nikt nawet tego nie skomentował. W hotelu było piętro
pełne broni palnej! Przyjemnie ciążył mi w dłoni. Nie znałem się tak dobrze, na
jego obsłudze, ale wiedziałem z filmów, że należało go odbezpieczyć, sprawdzić czy
jest załadowany i pociągnąć za spust. Zrobiłem to i wycelowałem w kierunku
butelki. Przymknąłem jedno oko, i przytrzymałem rękę, drugą ręką, nie mogąc
ułożyć się wygodnie do strzału i wziąłem głęboki wdech. Strzeliłem.
Butelka
z trzaskiem rozprysła się na tysiąc kawałków, po tym jak pocisk przez nią
przeleciał. Ręce mi zadrżały, odłożyłem broń i usiadłem na jednym z krzeseł.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Czułem się dużo bezpieczniej.
----------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
Skorzystam z okazji, że i tak siedzę bezczynnie na uczelni i się nudzę by nadrobić czytanie, bo jak widzę, znowu jestem 2 rozdziały do tyłu. :/ W każdym razie, z racji, że piszę ten komentarz z telefonu, tekst będzie zbity, ale mam nadzieję, że nie będzie jakiś większych problemów z czytelnością ;). A więc... "Morderstwo w Painscreek", "Zaginięcie Briana Schaffera" "Saihara"... Hmmm... Ciekawe nazwy... Chciałbym wiedzieć co znaczą... Hmm xD. Pokój detektywistyczny okazuje się być raczej pokojem nawiązań i nie zdziwiłbym się gdyby pozostałe z wymienionych nazw także odnosiły się do czegoś, choć w tej chwili nie przychodzi mi to na myśl (oczywiście nie mówię o takiej sławie jak Jack the Ripper, który swoją drogą brzmi moim zdaniem mało groźnie w polskiej wersji językowej). Oprócz tego, liczyłem na jakieś wskazówki co do potencjalnego innego talentu Alana, ale czy takowe były, trudno powiedzieć jak na razie. Pewnie okaże się być Ultimate Najemnikiem hłe hłe. Dobra, pomijając te śmieszki, wygląda na to, że Yama coś odkrywa, bo jakoś nie chcę wierzyć, że robił zdjęcia w losowych miejscach. Jeśli dobrze widziałem następny rozdział jest z jego perspektywy, więc może jeszcze przed następnymi zajęciami dowiem się czegoś więcej na ten temat :P No, ale jak na razie wydaje mi się, że to wszystko. W paru miejscach mignęły mi jakieś mniejsze literówki, jednak w takich warunkach średnio mogę je wskazać. Jak wrócę do domu to dodam je jako odpowiedź do tego komentarza. Dlatego też nie przedłużając, do zobaczenia niedługo :D
OdpowiedzUsuńTak :D Tego pomieszczenia zdecydowanie użyłem, żeby trochę pobawić się nawiązaniami ^^ W sumie przez to, że hotel ma tyle różnych pięter, a osób jest coraz mniej, to niektóre miejsca będą miały role czysto epizodyczną :D Ale słusznie zauważone, że Yama jest na tropie czegoś więcej. Każdy w hotelu wstrzymuje oddech przed nadchodzącymi wydarzeniami i wiadome jest jedno - sporo się zmieni na dniach. A literówki oczywiście z chęcią poprawię jak wstawisz ^^ Zawsze Nam coś umknie podczas korekty :/
UsuńJeszcze co do nawiązań to "Studium w różu" to nawiązanie do Sherlocka, a dwie sprawy (robo-sprawiedliwość i morderstwo syndromu zmierzchu) to ukłon kolejno w stronę Danganronpy procesu 1x03 oraz 2x02 :D (Robo-Justice Hagakure i Twilight Syndrom Murder Case z automatu)
Dzięki za komentarz!
Wybacz, że z dniem opóźnienia w porównaniu do tego co obiecałem, ale jakoś opadłem wczoraj z sił i nie udało mi się tego ogarnąć, więc nadrobię dzisiaj będąc bardziej szczegółowym :/
Usuń„tyle ludzi, byłem sobie w stanie” – zbędny przecinek
„Kolejne pomieszczenie, dopasowane do” – tak samo, jeśli dobrze rozumiem kontekst
„ze ścian, była otoczona” – tak samo, choć z myślą o tym co następne, z całym zdaniem może być coś nie tak albo mi się tak wydaje
„widocznie ładne poukładane” – brakuje ‘i’ w ‘ładnie’
„czymś ciężką pracują” – ‘ą’ zamiast ‘o’ w ‘ciężką’
„Kiwnęliśmy zgodnie z głową” – chodziło o ‘głowami’?
„Pewnie masz racje” – ‘e’ zamiast ‘ę’ w ‘racje’
„Ja postanowiłem, że zejdą” – ‘ą’ zamiast ‘ę’ w ‘zejdą’
„za moment poczuje te dziwne” – ‘e’ zamiast ‘ę’ w ‘poczuje’ + wydaje mi się, że chodziło o ‘się dziwnie’ w miejscu ‘te dziwne’
„Obserwowałem je za zaciekawieniem” – ‘za’ zamiast ‘z’
„zrelaksuje się” – ‘e’ zamiast ‘ę’ w ‘zrelaksuje’
„Różnie się jednak” – ‘e’ zamiast ‘ę’ w ‘różnie’
„dam sobie rade’ – ‘e’ zamiast ‘ę’ w ‘rade’
„skończył nasza rozmowa” – ‘a’ zamiast ‘ą’ w ‘nasza’
„wyciągają srebrny rewolwer” – brakuje ‘c’ w ‘wyciągają’
To chyba wszystko i tak sobie myślę, muszę wynaleźć i podesłać Ci kiedyś coś o interpunkcji, bo sam tego nie jestem w stanie dobrze wytłumaczyć. A co do tych nawiązań, te 2 ostatnie tak jakoś brzmiały mi Danganronpowo, ale nie byłem w stanie ich osadzić tam w mojej pamięci, więc dzięki za rozjaśnienie. Interseksualność to zawsze ciekawy temat moim zdaniem :D
Jak patrzę na niektóre literówki to nie mogę uwierzyć, że: po pierwsze je "popełniłem", a po drugie, że nie zauważyłem ich z Neri podczas przeglądania tekstu xD Zabierzcie te upały już ode mnie :/ Ale wszystko poprawione w tym jedno ze zdań zostało przeredagowane, a co do interpunkcji to jak masz jakieś przydatne materiały to z chęcią je przyjmę :)
UsuńJeszcze raz wielkie dzięki!