Epizod IV - Rozdział 34: Najpiękniejsza rzecz (Agatha Liddell)
Witamy Was serdecznie w kolejnym rozdziale Peccatorum! Dzień dzisiejszy aż kusił o zrobienie Wam żartu, ale niestety nie mieliśmy czasu niczego przygotować. Chociaż bardzo chcieliśmy zobaczyć Wasze twarze, gdyby nagle pojawił się np. rozdział z perspektywy Dismasa, to po prostu się nie wyrobiliśmy, a więc dostajecie normalny rozdział. Będzie on jednak na tyle dziwny, że mimo wszystko powinien wielu z was zaskoczyć. Nie przedłużając tego wstępu - zapraszamy do lektury, a po przeczytaniu prosimy o zostawienie po sobie śladu i podesłanie bloga dalej :)
Rozdział 34: Najpiękniejsza rzecz (Agatha Liddell)
Wsiedliśmy
do windy, zostawiając za nami drugą grupę. Mycroft wsiadł pierwszy, zajmując
się kartami dostępu. Cztery nowe piętra nie brzmiały dla mnie jak coś wyjątkowo
ciekawego. Dalej brakowało mi porządnego warsztatu, albo czegokolwiek, co mogło
mi poprawić nastrój. Po tym, jak dowiedziałam się, że Jacob mógł przyglądać się
mi i Carmen i jak Samfu otwarcie przyznał, że jego pierwszym celem było
wyciągnięcie od nas informacji, poczułam się nieswojo. Jakbym nie mogła być
pewna tego, co się stanie wkrótce. Spojrzałam na idących przy mnie ludzi i
poczułam się samotna. Nie było przy mnie ani Sory ani Carmen, która ruszyła na
przeszukiwania z drugą grupą. W sumie nie wiedziałam nawet, dlaczego się
rozdzieliłyśmy. Moment, w którym zobaczyłam ją w szafie, był momentem, w którym
stanęło mi serce. Poczułam ogromną ulgę, kiedy okazało się, że przeżyła. Mimo
to, cały proces i otoczka wokół niego bardzo mnie zmęczyły. Spojrzałam jeszcze
raz na przyciski i doszłam do wniosku, że mogłabym się zrelaksować w kinie.
Nigdy nie byłam fanką filmów, wolałam oglądać bajki, a te miałam w domu na
płytach. Nawet nie pamiętałam, kiedy ostatnio oglądałam coś poza swoim małym
królestwem.
Winda
ruszyła, a ja wróciłam do rzeczywistości. Wszyscy oprócz Mycrofta i Wendy
milczeli. Haker i Striptizerka potrafili sobą nadrobić nasz brak aktywności.
- W końcu jakieś
przydatne piętro – kontynuował Mycroft – Chociaż dobrze by było, żeby po prostu ograniczyć kontuzję, ale w tym
cholernym hotelu nigdy nic nie wiadomo.
Na jego twarzy gościł charakterystyczny dla niego uśmiech,
chociaż musiałam przyznać, że nie widać w nim było chłopaka, który tutaj
trafił.
- Ja jestem ciekawa
magazynu. Myślę, że możemy znaleźć tam parę przydatnych rzeczy – zawtórowała
mu Wendy.
- Byleby nie znaleźć
tam kolejnych opcji, żeby kogoś zabić – odpowiedział chłopak. Winda
zatrzymała się i wysiedliśmy na zewnątrz. Klatka schodowa nie różniła się
niczym, a schody znajdowały się po jej lewej stronie. Stojąca obok Julia
zaczęła cicho pogwizdywać. Znałam brzmienie tej piosenki, chociaż kompletnie
nie pamiętałam jej nazwy. Miałam słabą pamięć do nazw.
- Znowu lewe skrzydło.
Musimy zrobić podsumowanie konkretnych pięter i dopasować je do skrzydeł. O ile
Porywacze nie starają się nas w jakiś sposób oszukać. Tego nigdy nie możemy być
pewni – stwierdził Aaron.
- Spostrzegawczy jak
zawsze – zauważył Mycroft – Ale
myślę, że temu możemy zaufać. W końcu ten hotel jest normalnym budynkiem, musi
trzymać się podstawowych zasad architektury.
- Chyba, że hotel ma
sekcje, do których nawet nie będziemy mieli dostępu – włączyłam się do
rozmowy.
- To znaczy? – Haker
spojrzał na mnie ze zdziwieniem
- Myślimy, że mamy dwa
skrzydła, bo tak wyglądał plan znaleziony przez Maksa, ale co, jak Duchy
przebudowały hotel i skrzydeł jest więcej? Powiedzmy cztery?
- To brzmi
abstrakcyjnie – stwierdziła Wendy – Zresztą,
póki nie dostaniemy do nich dostępu, to mało co zmienia.
- Zmienia, bo przypasowujemy
te piętra do dwóch skrzydeł, a tak naprawdę może być ich więcej… - trzymałam
się swojej tezy, sama nie wiedząc, skąd u mnie tyle siły na słowne
przekomarzanie się.
Temat
uciął się, gdy Julia otworzyła blaszane drzwi. Znaleźliśmy się w dużej, nowoczesnej
przychodni, która przypominała mi zestawy klocków w klimatach kosmosu. Ściany,
podłoga i sufit były białe. Dół pomieszczenia był wyłożony lśniącymi i
odbijającymi obraz kafelkami. Meble były tego samego koloru i składały się na
kilka różnych rodzajów. Szafki z lekami oraz rzędami butelek znajdowały się
przy każdej możliwej ścianie, chociaż strefa poświęcona nim znikała mi z oczu
na tyłach pomieszczenia. Skojarzyło mi się to z półkami w czytelni, gdzie
zamiast książek znajdowały się leki. Ciężko mi było zliczyć ile mogło tam być
specyfików, ale na pewno starczyło na każdą możliwą dolegliwość. Pomiędzy tymi
zbiorami znajdowały się nieduże, okrągłe półki, na których lśniły czerwone
segregatory wypełnione papierami. Widząc to przyszedł mi na myśl Maks, który
zawsze był pierwszym kandydatem do badania takich rzeczy. Oprócz tego, po całym
piętrze rozrzucone były nieduże szafki, zawierające po trzy szuflady. Nie
miałam pojęcia, co było w środku, ale podejrzewałam, że mogły tam być bandaże i
inne rzeczy potrzebne do opatrywania ran. Ostatnim elementem były łózka
szpitalne, duże, ze świeżą pościelą, która aż połyskiwała bielą. Przy jednym z
nich, trzymają na kolanach segregator, siedziała Elizabeth. Była pogrążona w
lekturze.
- Elizabeth – przywitał
ją Aaron – I jak?
Farmaceutka nie spieszyła się z odpowiedzią. Spokojnie
doczytała parę linijek, pozwalając nam na zbliżenie się do niej, po czym
podniosła wzrok.
- Fantastycznie.
Klinika jest świetnie wyposażona, mam całe szafy leków i preparatów ziołowych.
W szafkach znalazłam akta medyczne, które mogą dotyczyć historii choroby, więc
będę je badała, prawdopodobnie nie sama, bo jest tego dużo. Poproszę o pomoc
Maksa i może kogoś jeszcze – w jej głosie słychać było prawdziwy entuzjazm.
Coś rzadkiego, Elizabeth nie należała do tych wesołych osób. Określiłabym ją
raczej jako chłodną realistkę.
- Ja z chęcią pomogę –
osobą, która się odezwała była Julia. Nie mogłam na nią patrzeć, ale w
głębi cieszyłam się, że chciała pomóc. Nie lubiłam chować urazy, wiedziałam, że
na dłuższa metę to nie miało sensu, ale liczyłam, że to ją zmotywuje do zmiany
i mój plan się spełniał.
- Dobrze. Będę musiała
jeszcze poprosić Maksa o pomoc i przejrzymy to wszystko jak najszybciej. Poza
tym mamy tu nawet worki z krwią, jakby ktoś potrzebował transfuzji. Bardzo mi
się to wszystko podoba – kontynuowała zachwyty.
- Jest coś, co
powinniśmy wiedzieć?
Nagle,
nasze bransoletki zawibrowały. Nowy zakaz wyświetlił się na ich ekranach:
- Dodano nowy zakaz:
Zakaz niszczenia piętra – magazyn oraz rzeczy z niego pochodzących.
- Druga grupa – zawyrokowała
Elizabeth, spoglądając w przestrzeń.
- Na pewno. Oni mieli
przeszukiwać magazyn. Pewnie dowiemy się, co się stało o 15:00 – stwierdził
Mycroft, starając się uspokoić nas swoim głosem.
- O 15:00? – zdziwiła
się Elizabeth.
- Tak. Zmieniliśmy
godzinę spotkania, bo Lily się kiepsko czuje – wytłumaczyła Wendy.
- Jak dla mnie to ona
długo tak nie pociągnie. Musimy jej jakoś pomóc – powiedział Haker.
- Nie ma za bardzo jak
– stwierdził Aaron.
- Właściwie to mogę jej
zaparzyć silne zioła uspokajające, ale nie jestem pewna, czy się na to zgodzi –
zaproponowała Elizabeth – Chyba, że
Sandra by jej to podała.
- Nie wiem czy
ktokolwiek ma teraz do niej większy dostęp – powiedziałam.
- Martwię się o nią.
Jak tak dalej pójdzie, kolejny morderca weźmie ją sobie za cel – nie
podobało mi się takie myślenie, ale Wendy miała sporo racji. Wysuwanie się w
ten sposób zwiastowało tragedię, której wolałam uniknąć. Sama czułam się
odsłonięta, a tak naprawdę, znajdowałam się w całkiem dobrych warunkach. To
właśnie takie osoby jak Lily miały teraz problem. Rozbicie psychiczne ciężko
było naprawić.
- Pracujmy tak, żeby
nie było kolejnego mordercy – zaproponował po cichu Samfu, który odezwał
się po raz pierwszy odkąd się rozdzieliliśmy. Chociaż się uśmiechał to
widziałam, że za tym wyrazem twarzy ukrywał się głęboki smutek albo inna
negatywna emocja. Ciężko było go przeczytać, ale po zachowaniu dało się
dostrzec, że coś jest nie tak.
- Amen – podsumował
Aaron.
- Co do rzeczy, które
powinniście wiedzieć – kontynuowała wcześniej przerwany wątek – Znalazłam szafkę, w której jest pełno…
trucizn. Przeróżnych, od tych powodujących zwykłe zatrucie i wymioty, po takie,
których kropla jest w stanie was zabić. Szafka jest na klucz i jedyny
egzemplarz mam ja, więc powinno być bezpiecznie – gdy zobaczyła nasze
niepewne wyrazy twarzy, to po chwili dodała – Przecież was nie otruję, podejrzenia od razu spadłyby na mnie. Jak
chcecie, to możecie dać ten klucz komuś innemu, nie będzie mi to przeszkadzało.
- Ja jestem w stanie
ci zaufać – powiedział Mycroft – Zrobiłaś
dużo dla tej grupy.
- Wyjątkowo się z nim
zgodzę – dodał Aaron – Elizabeth jest
idealną osobą do trzymania klucza, chociaż możemy to jeszcze obgadać później z
resztą grupy.
Twarz
Farmaceutki niczego nie zdradzała, ale ja bym się bardzo cieszyła, gdyby grupa
obdarzyła mnie takim zaufaniem. Co prawda jej część zaufała mi, gdy
konstruowałam im specjalną barykadę, która umożliwiła im zamknięcie się od
wewnątrz pracowni malarskiej, ale to nie był poziom zaufania, jaki chciałam
osiągnąć. Zastanawiałam się jakbym mogła zdobyć go więcej, bo chociaż mi na nim
nie zależało, to teraz, gdy miał zapanować spokój po śmierci Jacoba, chciałam
żeby wszyscy żyli w jak najlepszych stosunkach.
- Jak chcecie – rzuciła
w swoim stylu – Pamiętajcie też, że jak
komuś coś się stanie, to ma przyjść tutaj. Mam tutaj dużo lepsze warunki, a mój
pokój będzie mógł odzyskać trochę prywatności.
- A możemy ci w czymś
jeszcze pomóc? – zapytał Aaron.
- Właściwie to nie.
Chyba, że wy macie do mnie jakieś pytania.
- Te akta medyczne. Co
w nich jest? – zapytała Julia.
- Przekonasz się sama,
ale w skrócie historia medyczna nieznajomych pacjentów. Nie wiem, czy osób,
które kiedyś tu pracowały, czy może eksperymentów, które przeprowadzali Porywacze.
Dowiemy się tego dzisiaj wieczorem. Jestem pewna, że to są kluczowe informacje,
mam takie przeczucie – powiedziała Elizabeth.
- Przeczucie to
niedużo – stwierdziła Julia – Ale jak
mówiłam – pomogę ci.
- Pamiętajcie też, że
wszyscy musicie przyjść tu wieczorem. Szczepienie.
- Wiesz już, co chcą
nam wstrzyknąć? – zapytała Wendy.
- Jeszcze nie, ale nie
pozwolę żeby wstrzykiwali wam cokolwiek, jeżeli wcześniej tego nie zbadam – zapewniła
nas i chociaż to były tylko słowa, to poczułam się nieco pewniej.
- Dobra, to my idziemy
sprawdzić pomieszczenie gastronomiczne i widzimy się za parę godzin w czytelni
– powiedział Mycroft i zaczął iść w stronę wyjścia. Elizabeth tylko kiwnęła
głową, nie odzywając się i wracając do lektury.
Wizyta
w przychodni była pokrzepiająca. Grupa wyszła z niej w zdecydowanie lepszych
nastrojach. Wróciliśmy na zupełnie zwyczajny korytarz, po czym wsiedliśmy do
windy, żeby sprawdzić drugie piętro. Klinikę zbadaliśmy w pół godziny, więc
wciąż mieliśmy dużo czasu, a kolejne piętro też nie wyglądało na takie, w
którym mieliśmy wiele do zrobienia, więc moje myśli zeszły na planowanie
najbliższych godzin. Nie miałam nic konkretnego do roboty, ale miałam ochotę
spędzić trochę czasu z Sorą. Nasza relacja była czymś, co utrzymywało mnie przy
zmysłach, bez niego byłabym w podobnej kondycji, co Lily. Miałam nadzieję, że
ludzie nie zauważą jak blisko niego jestem, zaczęliby mnie podejrzewać, a ja
się z nim tylko przyjaźniłam. Zauważyłam prawie na samym początku, że on, jako
jedyny, chce nam pomóc. Zaciekawił mnie już w sklepie z zabawkami, jak pojawił
się tam przed tym wszystkim, ale teraz mogłam go naprawdę poznać, a był bardzo
ciekawy. Dopuścił mnie najbliżej, znacznie bliżej niż Porywacze dopuścili
Oliviera. Zdradził mi nawet swój sekret, który tłumaczył wiele rzeczy. Nie
chciałam go przekazywać grupie, nie uważałam żeby to była ważna informacja, a
czułam się dzięki temu wyjątkowa.
Wysiadłam
z windy. Tym razem schody znajdowały się po prawej stronie, co mogło
podpowiedzieć, że byliśmy w drugim skrzydle. Nikt nie zwrócił na to uwagi na
głos. Przeszliśmy do blaszanych drzwi, które skrywały kolejne piętro. Pomieszczenie gastronomiczne przywitało nas
gamą zapachów. Czułam ich tak wiele, że nie umiałam odróżnić konkretnych, ale
pachniało cudownie. Ślinka momentalnie naciekła mi do gardła. Komuś z tyłu
zaburczało w brzuchu. Pomieszczenie było zaskakująco nieduże, prawdopodobnie
najmniejsze z wszystkich, które dotychczas zwiedzaliśmy. Było w nim tłoczno,
ale na taki efekt wpływał przede wszystkim fakt, że wszędzie stały stoły
zastawione jedzeniem. Ryby, fast food, sałatki, lekkie dania, dania obiadowe,
zupy, desery, przystawki, a to wszystko w setkach różnych wariantów. Co lepsze,
wszystko wyglądało na świeże i ciepłe. Jakim cudem?
- Ale się zrobiłem głodny
– westchnął Mycroft – Może zatrzymamy
się na chwilę i coś sobie zjemy?
- To wygląda na
pomieszczenie, które ma nam zastąpić Audrey – stwierdził Aaron i spojrzał
na Samfu, który nawet nie zakrywał się już uśmiechem, tylko przywołał obojętny
wyraz twarzy.
- Możemy zrobić tutaj
małą przerwę, szczególnie, że nie spotykamy się w jadalni – zaproponowała
Wendy. Usiedliśmy przy jedynym pustym stole, który musiał pełnić funkcję
miejsca, przy którym się je. Nie był on na tyle duży, żeby pomieścić całą
grupę, nawet bez sześciu osób, które odpadły. Nie umknęło to uwadze Julii:
- Wydaje mi się, że na
tym piętrze raczej nie będziemy jedli, tylko zabierali jedzenie do jadalni.
Kuchnia bez Audrey nie ma sensu, a nikt z nas nie zaczął gotować. Lokaj pewnie
poszedł na łatwiznę.
- Nie dziwię się. Mi
nie chciałoby się tak codziennie gotować, kiedy na pewno ma tysiąc innych
rzeczy do roboty – stanęłam w jego obronie.
- Tak, na przykład
wymyślanie kolejnych motywów jak nas zabić – zaśmiał się Mycroft. Miałam
szczęście, że potrafiłam ugryźć się w porę w język – Ale to rozwiązuje problem jedzenia. Chociaż patrząc na te wszystkie
opcje… Wydaje mi się, że Porywacze chcą żebyśmy stali się grubi i powolni.
- Zastanawia mnie jak
działa to pomieszczenie – przerwała mu Julia – Wygląda jakby ciągle utrzymywała się tutaj temperatura, która pozwala
jedzeniu być ciepłym i świeżym, ale na tamtym stole widać lody. Ciekawe jak to
możliwe…
- Stoły – rzucił
krótko Aaron – Są zaprogramowane żeby
wytwarzać i utrzymywać daną temperaturę. Widzisz, że zupy stoją obok zup, ale
taki chłodnik stoi już z lodami? Wymaga niższej temperatury, dlatego tak to
zostało ułożone.
- Sprytny system – przyznała
Wendy.
Zjedliśmy
i opuściliśmy nowe piętro. Nie było czego tam szukać. Miałam jeszcze bardzo
dużo czasu i gdy tylko wsiedliśmy do windy postanowiłam, że pójdę trochę
odpocząć. Byłam najedzona, a jakość jedzenie była naprawdę wysoka, chociaż
wewnętrznie czułam, że nie ugotowała go Audrey. Winda ruszyła i nagle się
zatrzymała. Światła zgasły.
- Co jest? – powiedział
Mycroft albo Samfu, nie mogłam rozpoznać w tym zamieszaniu.
- Przestańcie się
ruszać – krzyknęła Julia.
- Spokojnie – uspokoił
nas Aaron. Czułam jak serce zaczęło mi szybciej bić.
- Co się stało? – zapytałam.
- Wygląda na to, że…
padł prąd – wytłumaczył Mycroft.
- Chyba sobie żartują
– tym razem rozpoznałam głos Króla Dram.
- Myślicie, że ktoś to
zaplanował? – zapytał Mycroft.
- Wątpię. Kino i
magazyn nie brzmią na piętra, które mają dostęp do zarządzania elektrycznością.
Być może hotel nie wyrabia z zużyciem prądu. Takie stoliki w gastro na pewno
ciągną sporo… – stwierdził Aaron. Przez chwilę zapadła cisza. Byłam oparta
o ścianę, na lewo ode mnie znajdowały się drzwi, a na prawo Samfu. Naglę
usłyszałam sapnięcie i głuche uderzenie, po którym dało się usłyszeć przeciągły
jęk.
- Oszalałaś? – zapytał
Mycroft.
- Gdzie z tymi łapami?
– Julia brzmiała na zdenerwowaną.
- Chciałem chwycić za
barierkę…
- Nie trafiłeś.
Dokładnie
po tych słowach wróciło światło, a winda ruszyła do przodu. Gdy tylko otworzyły
się drzwi wyskoczyliśmy na korytarz jak oparzeni. Mycroft trzymał się za głowę,
a usta Julii zamieniły się w cienką kreskę. Była zdenerwowana. Wendy,
wyjątkowo, nie przejęła się małym incydentem, prawdopodobnie wciąż przeżywając
awarię prądu.
- Pytanie, co tak naprawdę
się stało? – zapytała Wendy.
- Może pójdźmy już
teraz do czytelni? Myślę, że pozostali mogą się tam zebrać przez to trochę
wcześniej – zaproponowała Julia. Zgodziliśmy się z nią i ruszyliśmy piętro
wyżej. Po otwarciu drzwi od czytelni zauważyliśmy, że w środku była tylko Alice
oraz Lily, które siedziały przy jednej z książek i o czymś po cichu rozmawiały.
Alice uśmiechnęła się na przywitanie, co nie było niczym nadzwyczajnym.
Zaskoczył mnie uśmiech na twarzy Lily. Wyglądała jakby do jej oczu wrócił dawny
ogień. Czyżby Alice rzeczywiście jej pomogła?
- Czy tutaj też zgasł
prąd? – zapytał na wejściu Mycroft.
- Tak, dosłownie parę
minut temu. Co się stało? I o co chodzi z tym zakazem? – zapytała Alice.
- O zakaz trzeba
będzie zapytać drugą grupę. Awaria prądu zaskoczyła nas w windzie, więc nie mam
pojęcia co się mogło stać. Pewnie nigdy się nie dowiemy – powiedziała
Julia.
- Widzę, że Lily
wygląda lepiej. Cieszę się – stwierdziłam na głos, widząc jak Lily się
uśmiecha.
- Po prostu
uświadomiłam sobie parę rzeczy – odpowiedziała – Spojrzałam na całość wydarzeń zupełnie innym wzrokiem.
Brzmiało to tajemniczo, ale i tak się cieszyłam.
- Przyszliście bardzo
szybko, czy to oznacza, że spotkanie zostało przesunięte na jeszcze
wcześniejszą godzinę? – zapytała Alice.
- Właściwie to
przyszliśmy tutaj tylko dlatego, że chcieliśmy dowiedzieć się czegoś o prądzie.
Myśleliśmy, że druga grupa tu przyjdzie – stwierdził Mycroft.
- Właściwie to się nie
myliliście – Cecily otworzyła drzwi do czytelni, a tuż za nią weszli: Ethan,
Yama, Alan, Sandra i moja jedyna przyjaciółka – Carmen. Ku naszemu zdziwieniu,
dosłownie po momencie do czytelni przybył Maks oraz Elizabeth, dopełniając
komplet.
- Widzę, że wszyscy
wpadliśmy na podobny pomysł – zauważył Maks.
Stanęliśmy
w kręgu i wymieniliśmy się informacjami. Mycroft opowiedział o naszej wizycie w
przychodni oraz pomieszczeniu gastronomicznym, a potem wysłuchaliśmy opowieści
Cecily o tym, co udało im się znaleźć w magazynie oraz kinie. Dowiedzieliśmy
się skąd wziął się zakaz, ale gdy temat zszedł na awarię prądu to każdy był
jednakowo zaskoczony.
- To może oznaczać, że
zaczynają się gubić w organizacji tego miejsca – powiedział ze uśmiechem
Mycroft.
- Patrząc na ich
działania, to nie zdziwiłabym się gdyby już zaczynali coś, co sprawi, że
będziemy się wzajemnie zabijać – westchnęła Sandra. Siedziała obok Lily,
wykorzystując fakt, że Fryzjerka odzyskała nieco ducha walki.
- Ledwo, co skończył
się proces Audrey… Nie wiem, czy to nie za wcześnie. Zresztą nie sądzę, że
warto zwalać całą winę za morderstwa na Porywaczy – powiedział Alan – Nie bronię ich, ale to my musimy zmienić
nastawienie, wtedy będziemy mogli przetrwać nawet najcięższe momenty. Ważne, że
razem.
- To prawda, ale
myślę, że każdy pomyśli dwa razy, zanim się na coś zdecyduje. Mamy tyle opcji,
w końcu dokądś idziemy… - zaczęła Julia.
- Dzisiaj wieczorem
będą szczepienia, ale oprócz tego przypominam, że przydałaby mi się pomoc w
przychodni – wtrąciła Elizabeth.
- Może po prostu
wszyscy tam pójdziemy? – zapytał Yama, który trzymał się blisko Samfu.
Widać było, że bacznie go obserwował, jakby bał się, że ten zrobi coś głupiego.
- Wykluczone. Ostatnie
o czym marzę to tłum ludzi, którzy będą się przepychali i kłócili. Julia się
już zgłosiła, a oprócz tego liczę na to, że ty nam pomożesz Maks – słowa
skierowała w kierunku Pisarza.
- Mam sporo pracy,
szczególnie przez to, że doszły mi rzeczy z magazynu, ale nie sposób mi odmówić
pomocy, także możecie mnie zapisać. Pojawię się wieczorem i z chęcią wam pomogę
– zaoferował.
- Możemy od razu
ustalić pozostałe fakty? – zaproponowała Cecily.
- Och – Carmen
przejęła inicjatywę – Okazało się, że
musimy wyznaczyć osoby, które będą pilnowały magazynu i spisu przedmiotów, więc
pomyślałam, że ja i Lilia, o ile się zgodzi, się tym zajmiemy.
Uśmiechnęłam
się. Carmen brzmiała tak uroczo, gdy przemawiała na głos. Zgodziłam się bez
wahania, bo chociaż piętra nie widziałam, to z opisu drugiej grupy wydawało się
być bardzo ciekawym miejscem. Zarządzanie nim mogło dać mi pewną pozycję i
stałą kontrolę nad rzeczami, które przepływają przez hotel, szczególnie jak
ktoś chciał wziąć coś niebezpiecznego.
- Czy mamy coś jeszcze
do ustalenia? – zapytała Cecily.
- Lepsze pytanie, to
czy mamy coś więcej do przeszukania? – drugie pytanie zadał Aaron.
- My sprawdziliśmy
wszystko – potwierdziła Cecily – Wybiegliśmy
z kina przed obejrzeniem filmu, ale sprawdziliśmy wszystko.
- Ja to bym odwiedził
jeszcze raz to pomieszczenie gastronomiczne… Zaczynam się robić głodny – stwierdził
Ethan.
- Myślę, że tutaj też
możemy pokusić się o to, żeby ktoś chodził przed każdym śniadaniem i obiadem do
tego pomieszczenia i zabierał wózkiem odpowiednią ilość jedzenia dla
wszystkich? Przynajmniej, póki nikt nie zacznie na nowo gotować – zaproponowała
Wendy.
- Ktoś jest chętny? – zapytała
Sandra.
- Ja i Ethan możemy
się tym zająć – zaproponowała Cecily – On
jest silny, a ja całkiem nieźle pamiętam, co kto lubi. Jak zrobicie mi listę,
to będziemy przynosić jedzenie trzy razy dziennie.
- My moglibyśmy wrócić
do pracy w pralni – odezwała się Alice patrząc na Lily – Dzięki temu każdy miałby swoje zajęcie i
nikt, nie będzie miał czasu na durne pomysły.
- Może być. Kochanie,
dołączysz do nas? – Lily zapytała Sandrę.
- Jak ty tam będziesz,
to zniosę nawet Wendy – odpowiedziała opierając się o jej ramiona.
- Wybornie – ucieszyła
się Przyjaciółka.
- Wracając do tematu –
przerwał Mycroft – Co chciałyście
obejrzeć?
- Och, to najlepsze – Sandra
ucieszyła się na samą myśl – Chcieliśmy
obejrzeć…
- Film, w którym grała
Cecily – dokończył spokojnie Yama. Uwodzicielka posłała mu zabójcze
spojrzenie.
- To brzmi nieźle – przyznała
Alice.
- Może umówmy się na
seans na 15:00? Tak jak wstępnie mieliśmy spotkać się w czytelni – propozycja
Cecily brzmiała dobrze i grupa się na nią zgodziła, chociaż wiedziałam, że nie
wszyscy przyjdą na film. Samfu dalej się nie odzywał i to martwiło mnie
najbardziej.
- To co, ci którzy są
głodni niech idą do jadalni. Za chwilę doniesiemy wam jedzenie z Ethanem – Aktorka
uśmiechnęła się i po chwili grupa ruszyła w swoją stronę. Ja nie zamierzałam
iść znowu jeść. Carmen niestety była głodna, więc ponownie się rozdzieliłyśmy,
a ja wróciłam do swojego pokoju.
Przeczekałam
tam czas aż do seansu. Gdy wybiła godzina 15:00 ruszyłam na sale kinową, gdzie
zebrało się parę osób. Cecily i Ethan przynieśli przekąski. Przy wejściu
odebrałam zimną, zieloną herbatę oraz paczkę popcornu, po czym usiadłam na
jednym, z wielu, wygodnych foteli. Obok mnie usiadła Carmen, a oprócz nas
przyszedł też Yama, Ethan oraz Aaron, a z dziewczyn Alice oraz Cecily. Siedem
osób z całej grupy, nie było dużą ilością, ale cieszyłam się, że sprawy wracały
na właściwie tory. Najbardziej podobał mi się pomysł, w którym każdy miał swoją
rolę i zaczynał zajmować się swoimi rzeczami. Nic tak nie uczyło dyscypliny i
nie wprowadzało spokoju jak zajęcie czymś głowy i myśli. W krótce światła
przygasły, a na ekranie wyświetlił się film. Zobaczenie Cecily na ekranie było
ciekawym doświadczeniem, szczególnie w krótkich włosach, w jakich zagrała w tej
produkcji. Dźwięk roznosił się po pomieszczeniu doskonale, a fotele były na
tyle wygodne, że wkrótce odpłynęliśmy do świata, w którym Cecily grała główną
rolę…
*
Tuż
przed końcem filmu Yama wyszedł z sali kinowej. Byłam tak wciągnięta, że pewnie
bym nawet tego nie zauważyła, gdyby nie to, że przechodził i zasłonił mi ekran.
Film był cudowny i opowiadał niesamowitą historie, która trzymała w napięciu od
początku, do samego końca. Na ekranie wyświetliły się napisy końcowe, a my
zaczęliśmy bić brawo. Cecily powstała i teatralnie się ukłoniła:
- Cieszę się, ze się
wam podobało – powiedziała z uśmiechem.
- Yama chyba nie
wytrzymał napięcia – zaśmiała się Alice – Ale film był fantastyczny.
- To prawda, filmy to
idealny pokaz magii – zachwycił się Ethan.
- Yama nie przepada
chyba za takimi klimatami, więc nie dziwię się, że nie dotrwał do końca. No,
ale dochodzi osiemnasta, myślę, że zaraz trzeba pójść na to szczepienie – słowa
Cecily sprawiły, że szybko wróciliśmy do rzeczywistości.
- W sumie nie
ustaliliśmy konkretnej godziny, ale Julia, Maks i Elizabeth pewnie już tam
będą. Może dowiemy się, co jest w tych szczepionkach – powiedziała Alice.
- Nie cierpię
szczepień – stwierdził Yama – Ale
zaufam Elizabeth.
- To zabawne – zauważyła
Cecily – Ale gdyby nie ta zasada
dotycząca maksymalnie dwóch ofiar od jednego zabójcy, to Elizabeth mogłaby nas
zabić jednego wieczora, dodając coś do szczepionki.
- Nawet tak nie mów – poprosiłam.
Pomysł ze szczepieniem też mi się nie podobał, ale to przez to, że bałam się
igieł. Dla dobra grupy byłam gotowa zwalczyć tą fobie.
Posprzątaliśmy
po sobie i każdy ruszył w umówione miejsce. Żeby czuć się raźniej poszłam z
Carmen, ale ta poprosiła mnie żebyśmy na chwilę zboczyli z drogi, bo musi wziąć
jedną książkę dla Aarona. Nie chcąc wchodzić do czytelni postanowiłam, że
poczekam na nią na korytarzu pomiędzy labiryntem książek, a salą zabaw. Carmen
zniknęła za masywnymi drzwiami, obiecując, że za chwilę wróci. Prawie w tym
samym czasie otworzyły się drugie drzwi, a z sali zabaw wypadł Yama. Krzyknęłam
przestraszona. Chłopak spojrzał na mnie. Z nosa ciekła mu krew. Odsunęłam się
do tyłu, gdy krzyknął w moją stronę:
- Spokojnie Agatha!
Nic się nie dzieje… - uspokoił mnie. Zatrzymałam się, nie wiedząc czy dać
się ponieść ciekawości, czy zaufać rozsądkowi i uciekać. Z pomieszczenie po
chwili wyszedł Samfu. Spojrzał najpierw na Yamę, a potem na mnie.
- C… co wy robicie? – zapytałam.
- Yama nie chce dać mi
spokoju, więc używam brutalnej siły, żeby dać mu znak, że nie mam ochoty na
niego patrzeć – odpowiedział ze stoickim spokojem Król Dram. Pokerzysta
podniósł się i przyłożył chusteczkę do nosa. Parę kropli krwi zabarwiło jego
spodnie i koszulkę.
- Widzę, że coś jest
nie tak. Wiem, że jakbym był w podobnej sytuacji, to zrobiłbyś dla mnie to samo
– powiedział po cichu.
- W jakiej sytuacji? –
zdenerwował się Samfu – Wszystko gra,
po prostu nudzi mnie już to wszystko. Jak nie dasz mi spokoju to znowu
dostaniesz – rzucił groźbą, gdy zobaczył, że Yama się do niego przybliża.
- Jacob…
- Gówno mnie obchodzi
to, że zginął! Był przeklętym głupcem, który zrobił z tej gry swoją zabawę i
dostał to na co zasłużył! Chciałem żebyśmy razem motywowali się do tego, żeby
ta grupa przetrwała pobyt tutaj, ale on miał swoje, cholerne cele, na które nie
miałem wpływu. Myślałem, że razem odkryjemy drugiego zdrajcę i oczyścimy
atmosferę, ale to on był jednym, wielkim zanieczyszczeniem! Skurwiel jeszcze
pociągnął za sobą Audrey… Ja… - i w tym momencie stała się rzecz, której
się nie spodziewałam. Samfu upadł na kolana i wybuchnął płaczem. Łkał tak
intensywnie, jakby wyrzucał z siebie balast, który ciążył mu na sercu od dawna.
Prawdopodobnie tak właśnie było. Yama podbiegł do niego i przytulił. Chociaż
jego wyraz twarzy był poważny, to widziałam delikatny uśmiech w kąciku ust. Nie
wiedziałam, co mogę zrobić, więc wstałam i obserwowałam tą scenę w milczeniu. W
głębi, poczułam przyjemne ciepło. Dobrze było spojrzeć na takie momenty, kiedy
w głowie pojawiało się tyle wątpliwości.
Yama i
Samfu podnieśli się w końcu. Yama podał mu chusteczkę i sam sięgnął po jedną,
żeby oczyścić resztki zaschniętej w nosie krwi.
- Idziesz na
szczepienie? – zapytał mnie Yama. Dopiero po chwili zdałam sobie z tego
sprawę, pospiesznie odpowiadając:
- T-tak… Czekam
jeszcze na Carmen. Weszła po coś do biblioteki.
- Dobra. Spotkamy się
na miejscu – powiedział i razem z Samfu ruszyli po schodach na dół.
Wypuściłam z płuc powietrze, zdając sobie sprawę, że prawie cały czas
wstrzymywałam oddech. Florystka pojawiła się po kilku minutach, trzymając pod
pacha sporą książkę pod tytułem „Bramka
kodowa”. Spojrzałam pytającym wzrokiem, ale Carmen tylko wzruszyła
ramionami.
- Co tu się stało? – zapytała
zauważając leżącą na podłodze chusteczkę, na której widać było ciemne plamy
krwi.
- Nic poważnego.
Chłopaki mieli małą sprzeczkę – wytłumaczyłam, nie wiedząc jak lepiej ubrać
to w słowa. Carmen nie pytała. Rzadko kiedy drążyła temat. Ruszyłyśmy po
schodach na dół i wezwałyśmy windę. Było już po osiemnastej, więc miałyśmy
nadzieję, że się nie spóźnimy. Dojechałyśmy na nowe piętro, gdzie czekała na
nas pozostała część grupy. Elizabeth przywitała nas znużonym wyrazem twarzy.
Trafiłyśmy akurat na rozmowę.
- Dobrze, że jesteście
dziewczyny – powiedziała Cecily. Spojrzałam na Yamę i Samfu. Pokerzysta
miał na twarzy plaster, widać, że ktoś zajął się jego ranami.
- Dostałam już
szczepionki i wiem, z czego są zrobione i jakie jest ich działanie – powiedziała
Elizabeth spoglądając w kierunku Sory. Dopiero teraz go zauważyłam, stał za
Ethanem, który go całkowicie zasłonił. Poczułam się znacznie pewniej – Obiecałam jednak, że nie podam wam jego
składu. Możecie jednak być pewni, że nic złego się nie stanie. Mam nadzieję, że
moje słowo wam wystarczy.
Ludzie
spojrzeli po sobie, ale na ich twarzach nie widać było optymizmu.
- Ja się zgadzam – stwierdził
Alan – Ufam, że Elizabeth by nas nie
oszukała.
- Myślę, że dla tego,
co budujemy – Cecily wyszła przed szereg – Mogę się zgodzić. Wspólne zaufanie i dążenie do celu to podstawa.
Słowa Aktorki zainspirowały większość grupy. Elizabeth
siedziała przy jednym z stolików, a tuż obok niej błyszczały ampułki, zestaw
igieł i strzykawek oraz waciki. Sora wyglądał trochę jak ochroniarz, ale jego
uśmiech wręcz zachęcał do poddania się szczepieniu. Dołączyłam do grupy
chętnych, ale wśród nieprzekonanych wciąż byli Yama oraz Lily.
- Nie cierpię takich
sytuacji – jęknął Pokerzysta. Zachowywał się jak dziecko.
- Nie rób scen Yama – poprosił
go Aaron – Miejmy to za sobą, myślisz, że
ktokolwiek z nas lubi być kłuty?
- Właściwie… – zaczęła
Sandra.
- Dobra – przyznał
w końcu – Ale nie chcę na to patrzeć.
- Dobra decyzja panie
Ellis – przyznał Sora – Możemy powoli
przejść do zabiegu, w tym czasie pani Eucliffe powinna się dać przekonać.
- Nie podejdę do
szczepienia – upierała się przy swoim Lily. Po rozmowie z Alice wyglądała
jakby znowu stanęła na nogi, więc taka upartość była zaskakująca. W tym czasie
Samfu usiadł, a Elizabeth wykonała serię szybkich i pewnych ruchów, wbijając
się w ramię Króla Dram. Ten syknął delikatnie i zacisnął zęby. Czy to mogło być
aż takie bolesne?
- Mogę wiedzieć
dlaczego nie chcesz poddać się szczepieniu? Zrobię to tak, żebyś nie zobaczyła
nawet kropelki krwi – obiecała Elizabeth.
- Nie chodzi o moją
fobię. Mam swój plan na przeżycie w tym miejscu i mam dość poddawania się
motywom Porywaczy. Chce przeżyć tutaj w swój sposób. Nie mogą mnie do niczego
zmusić – Lily przemawiała z pewnością w głosie. To było coś niespotykanego.
- W sumie masz trochę
racji – zaczął Maks, który akurat siadał na krzesło.
- Nawet nie zaczynaj –
zagroziła Elizabeth.
- Spokojnie – Maks
uśmiechnął się odwijając sobie rękaw – Przyjmę
szczepienie, chodzi raczej o to, że cała nasza szesnastka ma teraz swój cel. To
się ceni. Lily, mam nadzieję, że przemyślisz to jeszcze, bo mamy szanse przejść
teraz dalej. Szczególnie, że jeżeli jesteśmy chorzy ta szczepionka może nas
utrzymać przy życiu.
- Być może, ale nie
zamierzam już uczestniczyć. W tym wszystkim. Bardzo się cieszę, że w końcu
wszyscy działają tak, jak obiecywali to od samego początku, ale to już nie dla
mnie. Nie chcę znowu się zawieść, więc od teraz będę trzymała się na uboczu.
Nie będę wam wadziła, pewnie nie zauważycie mojego braku w codziennym życiu.
Postaram się wspierać was resztką sił, które zostały głęboko we mnie, ale
reszta jest już przesądzona. Nie jestem człowiekiem, który będzie liczył na
resztę, a potem patrzył jak kolejne osoby się zabijają.
Jej
przemowa sprawiła, że nawet Elizabeth zawisła nieruchomo ze strzykawką przy
ręce Julii. Sandra patrzyła na nią wystraszona, a Alice kiwała głową z
uznaniem. Nie wiedziałam, co o tym sądzić, ale zanim ktoś zdążył się odezwać, w
przychodni pojawiły się Duchy. Bobru i Neri wyglądali na wykończonych i
zdenerwowanych.
- Przedstawię Pani
sprawę prosto – zaczęła Neri, a w jej głosie słychać było złość – Albo poddasz się szczepieniu w przeciągu 48
godzin, albo zostaniesz ukarana. Wielokrotnie.
- Chyba żartujecie – wtrącił
Samfu – Nie ma takiej zasady.
- Już jest – powiedziała,
a nasze bransoletki zawibrowałby. Po chwili pojawiła się tam nowa zasada: Lily Eucliffe ma 48 godzin na poddanie się szczepieniu.
- To jest cios poniżej
pasa – zdenerwowała się Cecily.
- Co to was obchodzi,
czy ktoś da się poddać szczepieniu, czy nie? – zdziwił się Alan.
- To jest bez sensu – zawtórowała
Elizabeth.
- Taka jest nasza
decyzja – stwierdził twardo Bobru.
- W takim razie
szykujcie salę tortur, bo nie zamierzam się temu poddać – zaznaczyła Lily z
uśmiechem na twarzy.
- 48 godzin – powtórzyła
Neri, po czym zniknęła razem z Bobrem. Atmosfera się zagęściła. Syknęłam jak
poczułam igłę wbijającą się w moją rękę. Drgnęłam, ale Elizabeth przytrzymała
mnie. Poczułam jak substancja rozchodzi się po moich żyłach, chociaż
prawdopodobnie był to efekt placebo, bo nie mogłam tego poczuć. Wstałam nieco
chwiejnie. Byłam ostatnią szczepioną osobą.
- Dziękuję Państwu za
uczestnictwo w szczepieniu. Mam nadzieję, że pójdzie Pani po rozum do głowy i
dołączy do swoich przyjaciół – Sora mówiąc to spojrzał na Lily. Ta nie
odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się smutno.
- To wszystko – inicjatywę
przejęła Elizabeth – Zostaniemy teraz
tutaj z Julią oraz Maksem. Nie przejmujcie się jakby nikt z nas nie pojawił się
na śniadaniu. Chcemy jak najszybciej rozpracować te zapiski.
- Dobra, to my
będziemy już szli – powiedział Mycroft w imieniu swoim oraz Wendy.
Pozostali członkowie grupy rozeszli się równie szybko. Opuściłam przychodnię
razem z Carmen, ale gdy tylko znaleźliśmy się na korytarzu zauważyłam coś kątem
oka.
- Carmen, zapomniałam,
że chciałam poprosić Elizabeth o coś do spania. Spotkamy się jutro na
śniadaniu? – zapytałam.
- Oczywiście. Dobranoc
Lilio – pożegnała mnie i przytuliła. Pachniała kwiatami.
Odeszła
w swoim kierunku, dołączając do większości grupy. Ja poczekałam, udając, że
wiąże buta. Winda odjechała, a ja powstałam i obróciłam się patrząc na Sorę.
Serce zabiło mi szybciej. Spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Agatho – przywitał
mnie.
- Sora – wyszeptałam
i podeszłam bliżej.
- Cieszę się, że grupa
razem z tobą staje na nogi – powiedział – Masz…?
- Tak – odpowiedziałam
szybko, po czym przytuliłam się do niego.
- Idziecie w dobrą
stronę. Wiesz, dlaczego Lily jest taka uparta? – zapytał.
- Nie mam pojęcia, ale
pewnie grupa postara się ją przekonać.
- Nie wychylaj się i
uważaj. Wydaje mi się, że ona może coś kombinować. Daj działać reszcie. Właśnie
po to zmieniłem godziny ciszy nocnej, żeby dać ci trochę więcej swobody z rana.
- Obiecuję i dziękuję – powiedziałam. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Chwyciłam jego
rękę. Miał ciepłą skórę. Na środku dłoni zauważyłam starą bliznę. Wyglądała
jakby ktoś przebił mu ją na wylot. Cieszyłam się, że mogę poznać takie
szczegóły. Nikt w grupie nie wiedział jak blisko byliśmy. Poznałam go bardzo
dobrze. Lepiej niż Carmen czy kogokolwiek innego. W końcu to on był powodem,
dla którego nie mogłam powalczyć w grze w pytania na basenie. Nie mogłam
przecież powiedzieć, że najpiękniejszą rzeczą jaką widziałam był Sora.
--------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
- Pozostali Patroni z niższych progów
Ho ho ho, a cóż to zaczęło się tu wyprawiać ;) Muszę przyznać, że w tym rozdziale posypało się obficie z informacjami. Po prostu kumulacja. Szczerze mówiąc, idąc takim tempem już w następnym może zostać znaleziony trup. Teoretycznie, tak, jednak moim zdaniem będzie jeszcze jeden bez sypiącej się krwi. I to dodatkowo pokuszę się o typowanie go, jako rozdział z perspektywy Lokaja.
OdpowiedzUsuńAle z wszystkim po kolei. Muszę zacząć od tego, że ostatnio nie ogarnąłem, że to prąd padł xD. Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu byłem pewien, że światła zostały zgaszone ręcznie z powodu pokazu filmowego. No, tak to ja czytam ze zrozumieniem xD Chociaż, po dodaniu wszystkiego do siebie i przeczytaniu odpowiedzi na mój komentarz z pod poprzedniego rozdziału, nie muszę być Sherlockiem by zgadnąć, że ktoś maczał w tym swoje palce. ;) Tylko pytanie kto, bo trochę mam wątpliwości czy aby na pewno Bobru i Neri pokusili się o coś takiego od tak. Czyżby odpowiedzialna za to była Przyjaciółka? Fryzjerka nie odzyskałaby ochoty do życia od tak, więc musiało się coś stać i to najprawdopodobniej w czasie ciemności. No, ale cokolwiek Przyjaciółka kolekcjonuje raczej nie ma możliwości wyłączenia prądu na zawołanie. Chyba, że… Dalsze spekulacje są nieuzasadnione. Czas to na pewno pokaże, a przyznam się, to może mieć moim zdaniem niezły potencjał, jeśli postać Alice i te wydarzenia idą w stronę, o której myślę. ;)
W każdym razie, dzisiaj przyszedł moment na czysto hipotetyczny scenariusz. Załóżmy, że jest osoba, która kogoś zabiła, a następnie popełniła samobójstwo. Choć w gruncie rzeczy coś podobnego, ale bez pierwszego członu stało się już w Danganronpie, ja dodam jeszcze do tego trzeci– ktoś bardzo pomógł zabójcy lub wręcz jakimś sposobem nakłonił do zabicia/samobójstwa. Jak w takiej sytuacji wyglądałby proces w Pecca? Czy byłby podzielony na dwa segmenty: sprawę śmierci X, gdzie sprawcą jest Y; oraz sprawę samobójstwa Y? Tak właściwie, zabójca w obu przypadkach już nie żyłby, więc kto zostałby pociągnięty do odpowiedzialności, bo jestem pewien, że porywacze nie odpuściliby egzekucji (a kto by nie? :D). Czy byłby to gość Z, który brał aktywny udział w morderstwie, choć nie odebrał żadnego życia, czy może nawet Lokaj, tak dla zasady? Lub może działoby się coś kompletnie innego? Ufufufu (<- Jakby co, to było naśladowanie śmiechu Monokumy)
I myślę, że to wszystko na ten rozdział. Zaczyna się robić bardzo ciekawie i powolutku wydaje mi się, że dostrzegam potencjalne ścieżki i motywy zabójstwa/zabójstw, ale tymi pochwalę się przy innej okazji, najprawdopodobniej, kiedy już faktycznie dojdzie do tego. :) Dlatego, przejdę teraz to literówek i takich, których niestety się trochę wkradło tym razem :( Idąc chronologicznie, sprawdziłbym ilość spacji w przy myślnikach dialogowych, zwłaszcza mniej więcej w pierwszej ćwiartce rozdziału. Może to być wina bloga, który postanowił coś spierdolić dla zabawy, ale to jak dla mnie wygląda na 2xSpacje w niektórych miejscach. Dalej, spacja po złej stronie przecinka [konkretnych ,ale pachniało]. ‘Dziwie’ kiedy Agatha stanęła w obronie Lokaja w związku z gotowaniem; ‘wiec’ kiedy Julia mówi o zamiarze zapytania drugiej grupy o nowy zakaz; ‘wcześniej’ w linijce, gdzie jest mowa o tym, że proces Audrey dopiero co się skończył; i w końcówce – ostatnia linia dialogowa ‘dziękuje’ i ‘obiecuje’. Nie licząc ‘wcześniej’ gdzie jest po prostu o literkę za dużo, brakuje polskich znaków. Kończenie po takiej wyliczance może trochę pozostawić zły posmak, więc dodam jeszcze, że trochę szkoda, że Rewolwerow już nie żyje. W aktualnie panującym klimacie hotelu brakuje tylko początków komunistycznego reżimu. No chyba, że ktoś inny niedługo się skusi zabarwić Peccatorum czerwienią, jakkolwiek to by nie brzmiało xD. A więc, teraz mogę się już spokojnie pożegnać. Do następnego! :D
Cieszę się, że moje przyspieszenie akcji jest na tyle mało subtelne, że tak łatwo je wyczuć :D Epizod będzie krótki, to na pewno. Jeden z najkrótszych, może poza ostatnim. Zgaszenie świateł jest związane z tym, co dzieje się w hotelu. Nie jest to aż tak "wooow", ale z drugiej strony będzie to duże "woooow". Zauważyłem, że często tłumaczę sobie to w ten sposób xD Ale taka prawda. Akcjom Alice warto się przyglądać, ale żeby ją zrozumieć, trzeba jeszcze poczekać.
UsuńCiekawy jestem bardzo skąd taki scenariusz, ale odpowiem - w przypadku gdzie są dwie ofiary i żadnego innego mordercy tylko "pomagier" to sytuacja ma się tak, że Osoba X (samobójca/zabójca) musi zostać wskazana razem z Osobą Y (ofiara), a osoba, która ewentualnie pomogła, ale nie miała żadnego wpływu na samo zabójstwo nie może zostać ukarana. Samą karą byłoby dla takiej osoby odkrycie, bo grupa by jej nie zaufała już na pewno. Co do egzekucji, to tego akurat nie powiem, ale na sto procent ktoś by w takim przypadku trafił "za kotarę".
Błędy już poprawiam, bardzo przepraszam, ale coś dziwnego ostatniego się dzieję u mnie w wordzie z tymi spacjami.
Trzeba pamiętać, że Rew sporo rozmawiał z Yamą i widział w nim nadzieję ustroju xDD Więc kto wie xD
Dzięki za komentarz!
Jak zwykle spóźniony ale to chyba już nie dziwne, poprostu mam teraz coś dziwnego urojonego w makówce że zaraz zdechnie któraś z moich bejb i dlatego odkładam to jak tylko mogę chodź oczywiście strasznie się jaram i wyczekuje co stanie się dalej, kto przeżyje, kto zabije czy kto odjebie coś niespodziewanego i to właśnie to jest ciekawostką. Stworzę teraz lekką iluzję, co mogło by się stać w kolejnych rozdziałach(poza tym że wszystko), bo tak naprawdę w mojej opinii nie ma nudnawych postaci co znaczy o świetnym rozpisie postaci Bomber(są wkurzające czyt. Wendy). Przejdźmy do teorii widzimy, a przynajmniej zakładam że Alice rozegra w tym epizodzie niezłą akcje i pokusiłbym się o myśl, że to kochana Lily będzie zabójczynią, bo bardzo bardzo czekam na bycie "potworem" przez fryzjerkę. Oczywiście to tylko teoria i tak naprawdę może nikt nie zginąć albo Lily może się poprostu zabić, może też wrócić Jayden(wiadomości o co chodzi) ale bardziej ciekawą sytuacją było by gdyby kolejny "śmieszek"(Sandra) zginął i strasznie na to czekam... Sorry ale wtedy zabić nie może Lily ale mg zginąć tak jak w V3 w Ronpie przy Bobrokiyo... ta wiem słabe to było :PPP. Ugułem... Hem hehem(znaczy nieważne) opisać rozdział w sumie to lekki przełom, mamy miejsca które w założeniu mają pomóc uczestnikom poradzić sobie z przeszłością i znów móc się wydostać, rozwiązać zagadkę choroby czy dostać przedmioty, których nie można nigdzie indziej dostać, ale ten stół to już mogłeś odpuścić xDDD teraz to im zazdroszczę. Kończąc ten wywód pisany na okienku w szkółce, naprawdę się cieszę, że stworzyłeś Pecca co naprawdę zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. No cieszę się w ciul chodź nie tworzyłem postaci i najpewniej gdybym stworzył to i tak nie byłaby to moja ulubiona postać. Więc żegnam się do następnego <3
OdpowiedzUsuńBędzie więcej miejsc w dwójce, a pewnie ludzi nie zgłosi się aż tak dużo, bo jednak to jest ten moment, gdzie Pecca zacząłem ogłaszać jak na moim kanale były osoby, oglądające Ronpę, która była wtedy serią na kanale. Teraz, jak będziemy ogłaszać dwójkę to może być inaczej, ciężko w sumie to przewidzieć. Cieszę się, że historia umie trzymać w napięciu i chociaż nie jest tworzona przez zespół z Japonii pełen kreatywnych i ambitnych ludzi, a przez dwie osoby to potrafi zaskoczyć.
UsuńCo do samej rozkminy - oczywiście skomentować bezpośrednio nie mogę, ale z tego procesu jestem chyba najbardziej dumny dotychczas. Koniec z przypadkiem. Każdy szczegół będzie miał znaczenie (a przynajmniej 90%). To będzie akcja pierwsza klasa i myślę, że bardzo Wam się spodoba :)
Dzięki za komentarz!
Śmiechy śmiechem ale ja wierze,że się doczekam jeszcze rozdziału z perspektywy Dismasa mimo że nie żyje.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńDzięki za komentarz!
Omg, scena z Yamą i Samfu, tak! ♥ Znaczy, ograniczę swoje zapędy do nocek z Vitali, nie będę niszczyć Pecca tak jak Haikyuu.. xD Ale wciąż, moi dwaj kochani chłopcy, nie spodziewałam się tego absolutnie ♥
OdpowiedzUsuńByłam trochę zaniepokojona, kiedy grupa zostawiła Lily z Alice. Przyjaciółka zdecydowanie nie jest odpowiednim towarzystwem dla kogokolwiek i nawet jeśli ona tylko ośmieliła Fryzjerkę do buntu, nie powinna była tego robić. To się dla kogoś źle skończy i chociaż za Sandrą też nie do końca przepadam to mam nadzieję, że pomoże Lily dojść do siebie D:
Relacja samej Aghaty i Sory nie wydaje mi się najbezpieczniejszym pomysłem dla Twórczyni. Podoba mi się jak najbardziej, ale jeśli reszta Gości się kiedyś o tym dowie Aghata pewnie straci ich zaufanie D:
Co do samego zwiedzania pozostałych pomieszczeń - przychodnia była taka, jak się spodziewałam i cieszę się, że Elizabeth odzyskała swoją prywatność i też trochę bezpieczeństwo ♥ A przez pomieszczenie gastronomiczne zrobiłam się głodna xD
Ps. Trochę liczę na to, że Lily dalej będzie uparta i dostanie karę, ale to tak tylko troszeczkę, przecież nie jestem sadystką </3
Yama to dobry chłopak jest. Samfu w sumie też, jakby się nad tym zastanowić. Przyjaciółka jest wredna, ale mimo wszystko od czegoś ma swój talent. Może pod peleryną obłudy kryję się ktoś, kto w problemach umie poskładać. Mimo wszystko Sandra troszczy się o Lily, więc jest najlepszą osobą, która mogłaby w tym momencie coś zrobić.
UsuńTo prawda, na pewno jak relacja Agathy wyszłaby na wierzch to byłoby kiepsko. Taaaak, Elizabeth w końcu ma swój kąt dla siebie :D Sam poczułem ulgę jak się w końcu to stało xD Przestrzeń prywatna w takim miejscu jak Peccatorum to podstawa. TAKI BYŁ CEL tego pomieszczenia xD
Kara się zbliża, przecież nic złego po drodze się nie stanie :) Jakbym mógł sobie odpuścić opisanie kolejnych tortur ;)
Dzięki za komentarz!