Epizod III - Rozdział 30: Gra (Aaron Masayoshi)


Rozdział 30, który oznacza kolejne starcie na śmierć i życie, które zobaczycie tym razem z perspektywy Aarona, czyli Naszego Informatyka. Proces specyficzny, znacznie różniący się od dwóch pozostałych. Zbrodnia chaotyczna i pełna luk, które będą musieli ogarnąć. Jesteśmy bardzo ciekawi jak się wam spodoba, gdy poznacie większość szczegółów. Zapraszam do czytania i po przeczytaniu prosimy o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym.





Rozdział 30: Gra (Aaron Masayoshi)


                Wysiedliśmy na dole. Po raz trzeci w tym samym miejscu, z tej samej, beznadziejnej przyczyny. Zagryzłem zęby. Nie wiem, co denerwowało mnie bardziej – fakt, że znowu nie zapobiegłem zbrodni, śmierć Jacoba czy to, że ostatni dni były tak chaotyczne, że nie mieliśmy najmniejszego pojęcia, kto to mógł zrobić. Elizabeth zdążyła ustalić, że Jacob został zabity około dwa dni temu, ale jakim cudem nikt przez taki czas nie odnalazł ciała? Może jednak ktoś je widział, ale dlaczego nic w takim wypadku nie mówił? Spojrzałem podejrzliwie na Samfu, który doskonale pasował do takiego schematu. Widziałem na jego twarzy smutek i złość, co nie pasowało całkowicie do jego postaci. Co się tutaj stało? Zacisnąłem pięści, które wciąż bolało po ostatnim wybuchu złości. Elizabeth mi je opatrzyła, ale wiedziałem, że w ten sposób jeszcze dwa procesy i sam się zabiję. Tak bardzo nie chciałem, żeby do nich doszło. Starałem się robić wszystko, co mogłem żeby im zapobiec, teraz byłem wręcz pewien, że nic się nie stanie – w końcu grupa poznała rozwiązanie zagadki, nie mieli powodu, żeby się zabijać. Fakt, że ktoś zginął był wskazówką. Tym razem morderstwo nie było zmotywowane czymś konkretnym, ktoś musiał zabić i dobrze to zaplanować. Gdyby sprawca zaatakował w losowych okolicznościach, to na pewno nie mielibyśmy takiego problemu z odkryciem ciała.
                Znajdowaliśmy się w pokoju z dużym, okrągłym stołem, wypchanym po brzegi dowodami. Nie układały się one jednak w spójną całość. Część zbrodni miała miejsce w biurze, widziałem zakrwawioną wykładzinę, gwóźdź oraz zdjęcia szafy. Sznur, krzesło i fotografie ciała pochodzące z czytelni były obrazem końcowym. Co działo się po drodze? Gdzie było schowane ciało, gdy nie mogliśmy go znaleźć?
- Jest tutaj masa zdjęć i rzeczy z przeciągu dwóch dni – zauważyła Cecily. Rzeczywiście było tutaj dużo więcej rzeczy, niż materiały, które zebraliśmy w ciągu dwóch ostatnich godzin.
- Przez specyficzne warunki tego procesu i śledztwa postanowiliśmy państwu trochę pomóc. Oczywiście nie ma tutaj nic, co bezpośrednio nakieruje na sprawcę, tylko rzeczy, które sami państwo widzieli podczas ostatnich dwóch dni pobytu w hotelu – głos Lokaja może i brzmiał spokojnie, ale to działało mi niesamowicie na nerwy. Wiedziałem, jak dużo ukrywał i nie wierzyłem do końca w jego dobre intencje. Nie wyobrażałem sobie żeby Porywacze nie mieli pojęcia o tym, co próbował bez przerwy rzekomo robić.
- Czy tylko ja niczego z tego nie rozumiem? – zapytała Audrey.
- Mam swoje teorie, ale pozostawię je na naszą wspólną analizę. Nie chcę wam mieszać w głowach – Maks spoglądał w stronę, niewidocznych w mroku, drzwi. Myślał nad czymś, dlatego słowa, które wydobywały się z jego ust brzmiały nienaturalnie.
- Carmen wciąż ma dostępne pytanie. To na pewno nam bardzo pomoże – uspokoiła grupę Alice. Carmen spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem. Sporo ostatnio przeszła. Miałem nadzieję, że pozbiera się w sobie. Była dobrym człowiekiem, prawdopodobnie najspokojniejszą osobą w całym hotelu. Nie zasługiwała na sytuacje, które ją spotykały.
- Wolałabym je zachować na inną okazję, ale możecie liczyć na moją pomoc. Jeżeli będzie w stanie uratować nasze życie, to jestem gotowa je poświęcić – odpowiedziała, a na jej bladej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Odwróciłem wzrok i przeniosłem go na Mycrofta, który jak zwykle musiał dodać coś od siebie:
- Póki co jesteś najbardziej podejrzana w tej sprawie – zauważył, szczerząc się bezczelnie. Działał mi na nerwy.
- Niby dlaczego? – burknąłem.
- To ona zniknęła, gdy nie mogliśmy znaleźć Jacoba. Pomyślałeś o tym, że Carmen mogła się schować w szafie po jego zabiciu, żeby wytworzyć sobie sztuczne alibi? Nie mamy pojęcia ile tam siedziała… - mówił tą z pełną powagą. To naprawdę była teoria, którą rozpatrywał. Dureń, pomyślałem. Nie wierzyłem żeby to była jej wina.
- Drodzy państwo, zostawcie takie rozważania na salę procesową. Czy jesteście gotowi?
                Potwierdziłem, dołączając do większej części grupy. Lokaj odwrócił się na pięcie nie czekając na pozostałych gości. Stanęliśmy w tej samej sali procesowej, co zawsze. Różnicą był wystrój. Biało-czarne kafelki na podłodze układały się dziwaczną szachownicę, rozciągającą się od wejścia, aż do podestu, na którym siedzieli Porywacze. Po bokach pojawiły się duże, wygodne krzesła z długim, wystającym oparciem. W centrum królowały platformy z naszymi nazwiskami, a całość była klimatycznie oświetlona niedużymi lampkami oraz świecami na wysokich, metalowych ramionach. Po lewej stronie znajdowała się gustowna fontanna, imitująca sztuczny wodospad. Woda rozbijała się o marmurową posadzkę i systemem rur wracała do góry. Mogła tak lecieć bez końca. Zeszliśmy na dół, mijając po drodze złotą barierkę z czerwoną, aksamitną wstęgą, która wyznaczała nam drogę niczym przed wejściem do ekskluzywnego klubu.
- Możecie nam powiedzieć, czy udało się nam rozwiązać zagadkę? – Mycroft był niecierpliwy jeszcze bardziej niż zwykle. Nie mógł się opanować, kiedy w grę wchodziły komplementy na jego temat.
- Dowiecie się wszystkiego po całym procesie. Niech to będzie dla was nagroda pocieszenia – powiedziała Neri.
- Dlaczego nie pojawialiście się na nasze zawołanie? – zapytała Carmen.
- Musieliście spełnić, któryś z warunków, a że najpierw zabiliście, to musieliśmy poczekać aż znajdziecie ciało. Myśleliśmy, że już nigdy się to nie stanie… - westchnął Bobru.
- Możecie zająć miejsca. Jestem bardzo ciekawa tego, jak rozwiążecie tą zagadkę – Neri brzmiała na podekscytowaną.
- Dlaczego dokument, który nam daliście nie miał prawie żadnych informacji? – zapytała Elizabeth.
- Właśnie. To miała być podpowiedź, a nie coś, co było tak oczywiste – obruszyła się Wendy.
- Myślę, że zdradziliśmy wam i tak za dużo. Zajmijcie swoje miejsca – Porywacze kolejny raz próbowali uciąć temat. Nie byłem pewien dlaczego, wyglądało to jakby naprawdę nie mogli się doczekać procesu. Śpieszyli się gdzieś? Może byli ciekawi rezultatu… Czy osoba, która zabiła mogła być aż tak zaskakująca? Moje myśli szalały, więc skarciłem się i skupiłem na sprawie. Nie mogłem teraz być rozkojarzony. Na sali brakowało Detektywa. Musieliśmy działać żeby ten proces nie był naszym ostatnim procesem.
                Grupa niechętnie ruszyła na podesty. Pięć z nich było wyłączonych. Trzy ofiary i dwóch morderców. Miałem nadzieję, że uda nam się odnaleźć kolejnego mordercę do pary i przeżyć. Dowodów było tak dużo. Niektóre zobaczyłem na oczy po raz pierwszy, co oznaczało, że znalazły je inne osoby. Jak mogliśmy się połapać w zbrodni, której nikt, nawet zabójca nie poznał w pełni? Śledztwo było strasznie chaotyczne, a miny poszczególnych osób pokazały, że nikt nie czuł się pewnie.
- Czy można przechowywać ciało w swoim pokoju? – zapytała Cecily.
- To chore – stwierdziłem automatycznie.
- Ale możliwe. Mogą Państwo przetrzymywać ciało w swoim pokoju, ale rozumiecie sami, że jest to bez sensu – powiedział Lokaj – Znalezienie ciała w czyimś pokoju sprawia, że właściciel pokoju staje się od razu głównym podejrzanym.
- Ciało gdzieś musiało przeczekać dwa dni – odpowiedziała Aktorka.
- Czy mają Państwo jeszcze jakieś pytania? Z analizą proszę poczekać na odpowiedni moment – upomniał Lokaj.
- Nie ma sensu zadawać wam pytań, skoro i tak na większość nie odpowiadacie – oburzyła się Audrey.
- Pytacie o rzeczy, które mogą zepsuć zabawę. Skupcie się na swoim, a dowiecie się przynajmniej o tym, co stało się z zagadką – odpowiedziała Neri – Zginął wasz procesowy mentor. Czy nie czujecie… rozpaczy?
Przeszły mnie dreszcze. Po co zadawała nam takie pytanie.
- Lepiej rzeczywiście zaczynajmy – poprosił Yama. Wiedziałem, że w jego języku oznaczało to, że chce uniknąć dalszego wpływu słów Neri na nas wszystkich.
- Ludzie skupmy się – przemówiła Cecily – Każda sprawa na początku wydaje się być nie do rozwiązania, ale na pewno damy sobie rade. Przejdziemy przez to wspólnymi siłami, gdy tylko zbierzemy wszystkie…
- Jacob, to dla ciebie – wykrzyknął Samfu wyciągając ręce w powietrze – Rozwiążę tą sprawę i wprowadzę twojego mordercę do grobu!
                W sali zapadła cisza. Spojrzeliśmy na Króla Dram, który z poważną miną patrzył w przestrzeń. Lokaj odchrząknął:
- Witam państwa na trzecim procesie dotyczącym sprawy zabójstwa Jacoba Robertsona. Przypominam, że waszym głównym celem jest znalezienie i wskazanie sprawcy bądź sprawców. Oddaje Państwu głos i zaznaczam, że cały czas jesteśmy do Państwa dyspozycji, więc proszę śmiało pytać.
Lokaj stanął pomiędzy Bobrem, a Neri. Ledwo ich było widać w mroku panującym na ich podwyższeniu. Westchnąłem i rozejrzałem się. Maks i Cecily wyglądali na gotowych jak nigdy. Samfu również. Musiałem dołączyć do tego grona i spróbować zrozumieć to, co się stało. Dorwać mordercę i nakierować resztę na to, żeby przestali się nawzajem zabijać.
- Możemy zacząć? – zapytał Mycroft.
- A wiesz od czego zacząć? – zapytała Lily.
- To oczywiste. Wykluczmy samobójstwo. Przecież to jasne, że nie zabił się sam!
- Widzę, że zaczynamy z grubej rury… - westchnął Yama.
- Mogę wiedzieć, po czym wnioskujecie, że Jacob się nie zabił sam? Rozumiem, że to byłoby zbyt proste, ale nie rozumiem, co na to dokładnie wskazuje – powiedziała Audrey. Głos jej delikatnie drżał, nawet ja to słyszałem.
- Podczas badania ciała wpadłam na kilka poszlak – wytłumaczyła fachowym tonem Elizabeth – Najbardziej w oczy rzuciła się głęboka rana, zadana czymś długim z tyłu głowy. To jasno daje nam znać, że ciało zostało powieszone dla zmyłki.
- Ktoś mało się postarał – zauważyła Agatha.
- A co miał zrobić? Zalepić głowę? – zapytała ironicznie Julia.
- Nie wiem, może ty nam powiesz? Świetnie znasz się na morderstwach! – odgryzła się jej Sandra.
- Zostawmy to, co działo się na ostatnim procesie i skupmy się na sprawie – poprosił Maks – Obwinianie Julii teraz nam nie pomoże. Ogólnie mało co zmieni, poza tym, że utrudni nam kontakt i sprawi, że będziemy sobie rzucać kłody pod nogi zamiast skupić się na celu. Zostało nas siedemnastu, a po tym procesie będzie nas szesnastu. To jest nasz cel. Na tym powinniśmy się w tym momencie skupić.
- Maks ma rację – wstawiłem się za nim, bo spodobało mi się to, co powiedział – Zapomnijmy o tym, co się stało i przejdźmy dalej. Przynajmniej na czas procesu.
- Inna sprawa jest taka, że Julia nie ma żadnego alibi – zauważył Mycroft.
- Dziura na głowie – przerwała Audrey – Coś jeszcze?
- Jego włosy były umyte, więc ktoś prawdopodobnie zatrzymał się po drodze żeby go obmyć, co jeszcze bardziej wskazuje na to, że rana z tyłu głowy miała być zakryta – dodała Cecily.
- Nie miał okularów – zauważyła Wendy po chwili ciszy – To może oznaczać, że sprawca coś z nimi zrobił.
- Jacob miał kiepski wzrok, więc wątpię żeby się ruszył bez nich z pokoju – powiedziała Elizabeth.
- Nie znaleźliśmy ich w jego pokoju, a sprawdziliśmy go dokładnie – dodała Alice.
- Jesteś pewna, że to nie jest jakaś stara rana? – zapytał Alan.
- Jestem pewna – odpowiedziała.
- Czyli możemy wykluczyć samobójstwo. Sznur i powieszenie się to była zwykła zmyła? Nie łatwiej było zrobić to w inny sposób? – zdziwiła się Cecily.
- Może stać za tym coś więcej. Każdy, kto był na basenie powinien pamiętać jeden fakt, który skreślił to od razu jako samobójstwo – powiedziała Wendy – Jacob bał się wisielców. Mówił to podczas gry. Nie było tam Mycrofta, Maksa, Elizabeth i Yamy.
- Tylko pytanie, kiedy ewentualne alibi w ogóle się liczy? – zastanowił się na głos Mycroft.
- Powinniśmy ustalić dokładnie, kiedy zginął. To nie było samobójstwo, a ciało ma około dwóch dni – przypomniał Alan.
- Tak, ale nie ustalimy ostatecznej godziny. Dzień to już sporo – Elizabeth twardo trzymała się faktów.
- Czy ktoś z waszej czwórki ma alibi na… wieczór dwa dni temu? – zapytała Alice, patrząc po osobach, których brakowało na basenie.
- Naprawdę zawężamy krąg podejrzanych do czterech osób? Ledwo zaczęliśmy – zdziwiła się Agatha.
- Raczej staramy się ustalić pewną możliwość – odpowiedziała Przyjaciółka.
- Możliwość przewiduje opcje, że ktoś z basenowej gry po prostu nie słuchał wszystkiego, a przynajmniej nie skojarzył tej odpowiedzi – broniła sprawy Cecily.
- Ja posiedziałem trochę w kuchni – Pokerzysta spojrzał przed siebie – Mycroft wpadł tam na chwilę, ale poza tym nie mam żadnego alibi.
- Ja po prostu nie miałem ochoty iść i siedziałem w pokoju, ale Yama rzeczywiście był w kuchni jak tam na chwilę zaszedłem.
- Ja nie mam alibi. Byłam w laboratorium, ale nikogo tam nie było – odpowiedziała Farmaceutka.
- Ja również nie mam alibi – stwierdził Maks – Z rana był ze mną Alan, ale wieczorem byłem po prostu w czytelni.
- Czyli tam gdzie znaleziono ciało – zauważył Ethan.
- Co na nic nie wskazuje – odpowiedział Kapelusznik.
- Właściwie to tworzysz wokół siebie idealną zasłonę dymną Maks, a tak naprawdę to miałeś idealną okazję. Czytelnie znasz, jak własną kieszeń – Król Dram spojrzał na niego spode łba.
- Ale ciała nie było w czytelni, w dzień morderstwa – bronił się – A kolejny dzień spędziłem w większości w biurze, nie licząc poszukiwań. Wtedy ktoś mógł je tam podrzucić.
- Hola, hola! – Sandra machnęła rękoma – Skąd takie śmiałe założenia? Ledwo ustaliliśmy fakt samobójstwa!
- Też wydaje mi się, że za bardzo biegniemy do przodu, przez co, całość jest bardzo chaotyczna – powiedział Yama.
- Dobra. Czy możemy zaznaczyć, że Jacob zginął dwa dni temu? – zapytała Cecily.
- Według mnie tak -  powiedziałem – Maks, masz jakiś pomysł, kiedy sprawca zaniósł je do czytelni?
- Na pewno nie dwa dni temu. Akurat miejsce, w którym je znaleźliście znajduje się na mojej trasie. Na pewno bym je zauważył. Kolejny dzień zaczęliśmy od srogich poszukiwań, gdzie dużo osób kręciło się od rana do południa, a nawet dłużej, po czytelni. Sprawca musiał przynieść ciało pomiędzy 18 wczoraj, a około 9 dzisiaj rano. Na to przynajmniej wygląda.
- To brzmi sensownie – dodał Samfu – Jeżeli został zabity wieczorem dwa dni temu, a ciało zostało przeniesione w przedziale podanym przez Maksa, to co działo się z nim w międzyczasie?
- Pewnie sprawca je ogarniał – powiedziała Audrey.
- Sprawca schował je wtedy gdzieś indziej, tylko nie do końca wiadomo gdzie – powiedziała Alice.
- Nie ogarniam, jak ktoś był w stanie przenieść ciało przynajmniej dwa razy – stwierdziła Julia.
- Pewnie sprawca działał po nocach – zauważyła słusznie Agatha.
- Patrząc, że ciało zostało przeniesione dwa razy, a od morderstwa do jego znalezienia minęły dwie noce, to może być jakiś trop – zwrócił uwagę Alan – Co więcej, data śmierci oczyszcza z podejrzeń każdego, kto noc spędził w pracowni malarskiej.
- To całkiem pokaźna grupa – zauważyłem – Kto dokładnie tam był? Nikt nie wychodził nawet na chwilę?
- Nie było szans żeby ktokolwiek opuścił to miejsce. Zabarykadowaliśmy się tam całą grupą i drzwi zamknięte wieczorem otworzyły się dopiero z rana – stwierdziła Alice.
- Oprócz mnie i Alice był tam jeszcze Samfu, Alan, Sandra, Lily oraz Wendy – wymieniła na palcach Cecily.
- Czyli pozostaje dziesięć osób – zauważył z uśmiechem Ethan.
- To już jakiś start. Jak określimy jakąś kolejność zdarzeń, to myślę, że ta sprawa nie okaże się taka trudna, na jaką wygląda – pocieszyła grupę Cecily – Zastanówmy się lepiej, skąd sprawca przyniósł ciało Jacoba.
- Nie lepiej pomyśleć, gdzie zginął? Zresztą mamy już trop – zauważyła Carmen.
- Myślę, że jak przejdziemy tą drogę na odwrót to wyjdziemy na tym najlepiej – stwierdziła Aktorka.
- Włosy. Gdzieś został umyty – przypomniał Yama.
- Pytanie gdzie. W tym hotelu jest z dwadzieścia miejsc, gdzie osoba może kogoś umyć – westchnęła Alice.
- Jak weźmiemy pod uwagę to, co wiemy, to krąg podejrzanych miejsc się mocno zawęża. Pomyślcie o tym – stwierdziłem, bo sam miałem już trop. Połączyłem to z innym faktem, który również zauważyliśmy podczas oględzin ciała, a także wydarzeniem, które miało miejsce wczorajszego dnia.
                Na sali procesowej, przez około minutę, było słychać jedynie lecącą z wodospadu wodę. Ludzie zastanawiali się i starali się odnaleźć odpowiednią odpowiedź.
- Chodzi ci o to, że zniknęły mu okulary? – zapytał Samfu. Na sam wydźwięk jego głosu zadającego mi pytanie przypominała mi się akcja z basenu, gdzie zapytał… o nią. Nie chciałem do tego wracać myślami. Wciąż były bolesne.
- Och – przypomniała sobie nagle Elizabeth – Nie pomyślałam o tym ,w ten sposób, a wszystko układa się w całość… Mówicie o kawałku szkła?
- Jakim kawałku szkła? – zainteresowała się Audrey.
- Tym, który wbiłem sobie w nogę, wczoraj na basenie – wytłumaczył Samfu – Miałem mały wypadek. Myśleliśmy, że ktoś rozbił butelkę, czy coś podobnego. Teraz wszystko jest jasne. Sprawca musiał stłuc okulary Jacoba.
- To ma sens – stwierdziła Julia – Szczególnie, że szkło było tam wczoraj. Oznacza to, że ciało mogło już wtedy być na basenie.
- Przebieraliśmy się przy trupie? – Przyjaciółka pobladła – To przerażające!
- Cicho – uciszyłem ją – Mamy dobry trop. Pytanie brzmi inaczej. Co działo się na basenie?
- Myślicie, że Jacob tam został zabity? – zdziwił się Alan.
- Niemożliwe. Jacob był widziany żywy gdzieś zupełnie indziej. Basen musiał być punktem, gdzie ciało zostało zabrane po śmierci, ale jeszcze przed czytelnią. Kryjówką sprawcy – Samfu wyglądał spokojnie, chociaż normalnie szalałby po wpadnięciu na taki trop.
- Ciało mogło tam być po prostu oczyszczone z krwi. Zresztą to całkiem dobra kryjówka. Mocny zapach chloru niwelował zaczątki smrodu rozkładającego się ciała, a mało kto pomyślał, żeby sprawdzać wszystkie zakątki basenu – wytłumaczyła Elizabeth.
- No i gdzie je schował? Pod wodą? – nie mogła zrozumieć Audrey.
- Pewnie gdzieś w szatni. Szafki są duże, myślę, że bez problemu zmieściłyby ciało takiego chuderlaka jak Jacob – odpowiedziała Alice.
- Dużo zakładacie – przerwała Wendy – Ale czy to możliwe, żeby ktokolwiek zdołał to wszystko tam ogarnąć? Taka eskapada na basen musiała zająć dobrą godzinę, jak nie więcej.
- Nie wiem czy umycie głowy to aż taki wysiłek – zauważyła Sandra.
- Nie zapominajcie o zakazie – przypomniał Samfu – Sprawca, jeżeli korzystał z basenu to musiał przebrać i siebie i Jacoba. Przecież nie można wejść do środka w ubraniu codziennym, myślę, że to też tyczy się trupa.
- Nie wiem czy kawałek szkła może być dowodem, który mnie przekona – stwierdziła nieśmiało Lily – W końcu mógł się tam znaleźć skądś indziej. Dużo lepszym miejscem na takie wyczyszczenie ciała byłby pokój, albo jakieś mało używane piętro, a nie basen, na którym ostatnimi czasy ciągle ktoś jest.
- Jakieś propozycje? – zapytała Cecily.
- Naprawdę to rozpatrujesz? – zdenerwowałem się. Traciliśmy czas na takie odchyły od głównego kursu – Przecież to jasne, że sprawca był na basenie.
- Nie pozwolę sobie na to, żebyśmy pominęli jakąś ścieżkę przez pośpiech – odpowiedziała ciepłym głosem, chociaż widziałem w jej twarzy, że robiła to na złość. Słusznie, ale tylko po to, żeby udowodnić swoją rację.
- Róbcie co chcecie – odburknąłem. Postanowiłem, że i tak skupię się na analizie tego, co ważne, póki grupa miała zamiar tracić czas na dalsze krążenie w kółko.
                Oparłem się ciężko rękoma o pulpit i zacisnąłem palce na barierce.
- Myślę, że powinniśmy odrzucić wszystkie ośrodki, w których spotyka się więcej osób. Łazienki w pokojach, kuchnia, sala zabaw... Tam ciągle ktoś jest, więc wątpię żeby sprawca próbował swoich sił w takich miejscach.
- Pozostaje wiele innych pięter, ale tylko na basenie znaleźliśmy, coś co mogło należeć do ofiary, a właściwie jakikolwiek ślad, że coś się tam działo – Samfu dalej stawiał na swoim. Widać było, komu zależało na odkryciu prawdy za wszelką cenę. Nagle przypomniało mi się o czymś. Informacja trafiła we mnie jak grom z jasnego nieba, ale jej powiązanie wydawało się teraz oczywiste.
- Chwila – przerwałem zaczynającej swój wywód Sandrze – Przypomniało mi się coś. Jeden z basenów był zapchany. Możliwe, że podczas obmywania ciała coś wpadło do odpływu. Może resztki okularów?
- To już inna sprawa – stwierdziła Lily – Nie wiedziałam o tym. Który to był basen?
- Ten na prawo od wejścia. Pasuje. Sprawca nie musiał daleko ciągnąć ciała, wystarczyło, że je przeniósł odrobinę. Ciekawe, co zapchało basen – zastanowiłem się na głos.
- Być może jakiś skrzep włosów i krwi – strzeliła Elizabeth – To bardzo pasowałoby do faktu, że sprawca umył Jacobowi włosy. Jeżeli krew zdążyła zaschnąć to trzeba było ją odrywać wraz z włosami. Taki kołtun bez problemu mógł zapchać odpływ.
- To jest ohydne i fascynujące naraz – powiedziała Sandra.
- Czyli wszystko wskazuje, że rzeczywiście sprawca przed czytelnią odwiedzał basen. Szkoda, że nikt nie przeszukał szafek. Sprawca na pewno zostawił jakiś krwisty ślad – westchnęła Alice.
- Teraz już tego nie sprawdzimy – sprowadziłem grupę na ziemię – Ważne, że ustaliliśmy, gdzie był przystanek. Teraz możemy przejść do następnego punktu. Gdzie Jacob był dwa dni temu jak zginął?
- A co jeżeli – wtrącił Mycroft – Jacob został zabity w czytelni, przeniesiony na basen, a potem, dla zmyły, znowu do czytelni?
- To nie ma sensu – stwierdziła Cecily.
- Poza tym mamy oczywiste miejsce, gdzie coś mogło się dziać – dodała Sandra.
- Mówicie o biurze? – zapytał Maks.
- Oczywiście, że tak – odpowiedziała Sandra – Przecież to jasne, że coś się tam stało. Pamiętacie plamę krwi? Pewnie tam dostał w łeb, stąd konieczność szorowanka na basenie. Był też gwóźdź, omdlała ślicznotka… Wszystko można jakoś poukładać, na pewno.
- Chciałbym na moment przerwać – wtrącił Maks – Mam sporo do powiedzenia, a wiem jak ludzie patrzą na te persony bez alibi, więc chciałbym oczyścić się z podejrzeń. Jak wspominałem jakiś czas temu, zacząłem robić sobie dni dyżurów. Jednego dnia jestem w czytelni, a drugiego w biurze. Wiem jak obłędnie to brzmi, ale dwa dni temu i dzisiaj były dniami czytelni, a wczoraj byłem w biurze. Mogę potwierdzić, że jeszcze dwa dni temu z rana nie było żadnej plamy. Byliśmy tam z Alanem, więc jesteśmy tego pewni, bo nawet pracowaliśmy w podobnym miejscu. Gdy byłem w czytelni to jestem też absolutnie pewien, że nie spotkałem tam nikogo podejrzanego. Prosiłbym jednak o zaufanie. Jest to dla mnie bardzo ważne.
- Nikt cię nie podejrzewa – uspokoiłem go – Przynajmniej tak mi się wydaje.
- Jak dla mnie to trochę podejrzane, że byłeś akurat tam, gdzie nie działa się akcja, ale powiedzmy, że ci ufam – stwierdziła Julia.
- Myślę, że za wcześniej na wyłączanie osób. Ustalmy, co się stało w tym cholernym biurze – poprosiła Agatha.
- Ja… myślę, że pamiętam trochę więcej, ale dalej coś mi umyka. Teraz, kiedy powiedzieliście mi to wszystko, to całość myśli zaczęła rosnąć wspólnie, jakby podlewana tą samą konewką i ogrzewana tym samym słoń…
- Carmen, opowiedz nam co się tam działo – poprosiłem.
- Myślę, że powinniśmy ją przesłuchać. Tak na wszelki wypadek – powiedział Samfu.
- Głosuję na Carmen Alvare – widocznie Cecily zgodziła się z pomysłem Króla Dram.
- Głosuję na Carmen Alvare – dołączyłem.
                Kolejne głosy sprawiły, że światła nieco przygasły, a w tle dało się słyszeć bardzo delikatne, bicie serca. Carmen wyglądała bezbronnie, w świetle reflektorów. Dalej była blada i osłabiona. Nie wierzyłem żeby mogła coś zrobić. Podczas wspólnych posiedzeń w pracowni informatycznej zdołałem ją siłą rzeczy poznać. Bardzo dużo gadała, ale opowiadała ciekawe historie. Momentami gubiła wątek, albo zbaczała całkowicie z kursu, nie wracając już na pierwotne tory, ale nie przeszkadzało mi to. Czułem się trochę raźniej. Ciężko było to przyznać, bo nie sądziłem, że przy kimkolwiek będę czuł się chociaż w miarę dobrze, ale Carmen była dobrą dziewczyną. Miałem nadzieję, ze ludzie będą jej w stanie zaufać.
- Byłam umówiona z Jacobem w czytelni, w godzinach wieczornych. Nie podał konkretnej godziny, powiedział, że jest bardzo zajęty rozwiązywaniem zagadki, więc przyjdzie jak nadejdzie odpowiednia pora, ale że to ważne i żebym poczekała… - Carmen umiała zachować powagę i zrezygnować z patrzenia na każdego jak na kwiaty, przynajmniej na ten moment.
- Jak to się stało, że trafiłaś do biura? – zdziwił się Maks.
- Tak po prostu wyszło. Szłam tam żeby coś sprawdzić i wpadłam na niego przypadkiem. Mówił do siebie, albo z kimś rozmawiał. Uciekłam do biura, bo się wystraszyłam. Krzyczał, więc wolałam się schować. Zobaczyłam tą szafę, więc weszłam do środka i się zamknęłam. Dobrze zrobiłam, bo kłótnia trwała dalej tuż przy mojej kryjówce!
- Jacob się z kimś kłócił przy szafie? To by pasowało… - stwierdził Yama.
- To połączyłoby się też z tym gwoździem. Jacob mógł tam zginąć – dodała Elizabeth, przypominając o gwoździu z tyłu głowy.
- Mógł się kłócić, albo po prostu krzyczeć, nie jestem pewna, czy ktoś z nim tam był…
- Jak możesz nie wiedzieć Carmen? Słyszałaś go, ale nikogo innego? Coś mi tu nie pasuje – zdziwił się Król Dram.
- Odwal się – warknąłem – Zapominacie, że szafa była bardzo szczelna, w końcu dlatego Carmen się prawie tam udusiła.
- Takie szafy mają zazwyczaj tylko jeden otwór – wywietrznik na kurz. Ale jak Carmen zamknęła się w szafie to mogła naprawdę nic nie słyszeć – wytłumaczył Pokerzysta.
                Zapadła chwilowa cisza, zupełnie jakby cała grupa zaczęła sobie wyobrażać, jak tak to mogło wyglądać.
- No dobra, ale nie słyszałaś nic, zanim zemdlałaś? – przerwała milczenie Wendy.
- Na pewno coś pamiętasz. Przypomniałaś sobie tak dużo… - Mycroft brzmiał na zdesperowanego.
- Niestety, ale pamiętam tylko ciemność i uderzenie…
- Ktoś cię uderzył? – zdziwiła się Sandra.
- Raczej ja się uderzyłam w głowę. Może zabrakło mi powietrza? Gdybym pamiętała to z chęcią bym wam to powiedziała, ale ja naprawdę mam dziurę w pamięci… Zupełnie jakby ktoś mi wymazał wspomnienia.
Mimowolnie spojrzałem w kierunku Naszych Porywaczy. Odkryłem ostatnio, że naprawdę muszą być hologramami albo… duchami. Nie mogłem w to uwierzyć, ale akta, które znalazłem  i spis pracowników, jasno pokazywał, że jeżeli to rzeczywiście oni, to mieliby teraz po 50 lat. Nie wyglądali nawet na 30.
- Ciekawe z kim był w tym biurze – zastanowiła się Agatha.
- Zapewne ze sprawcą – odpowiedziała Wendy – Pytanie tylko, kto to mógł być.
- Na pewno nikt z pracowni malarskiej. To musiało się dziać wieczorem, a wszyscy byliśmy wtedy już tam zamknięci – stwierdziła Alice.
- Ja byłem z Aaronem. Spędziłem z nim wtedy większość dnia – wtrącił Pokerzysta wskazując w moim kierunku.
- Dobra, nie czas teraz na alibi. Możemy ustalić, coś zupełnie innego – zatrzymała nas Cecily – Czy nikt nie widział Jacoba później? Samfu?
- Mówiłem wam już, że wyjątkowo zależy mi na odnalezieniu sprawcy – fuknął Samfu – Dorwę go i wyślę z uśmiechem na twarzy za kotarę.
- My widziałyśmy go wieczorem na basenie, ale wydaje mi się, że było to zanim poszedł do biura – powiedziała Lily.
- Tak, akurat wychodził, gdy my wchodziliśmy. W sumie nie wiemy, co tam robił, za dużo nam nie mówił – dodała po chwili Sandra, kiwając głową.
- Czyli Carmen widziała go jako ostatnia – podsumowała Cecily – Możemy chyba ją wrócić. Myślę, że ona też nie jest podejrzana. Oczywiście ta cała akcja mogła być tylko fałszywym alibi, ale nie mamy jak teraz tego sprawdzić.
                Przycisnęliśmy przyciski, które cofnęły Carmen do naszego grona. Cecily miała rację – Carmen nie wyglądała na zabójczynię, ale akcja z szafą nie była jeszcze wystarczającym alibi. Wciąż nie wiedzieliśmy tak wielu faktów, ale przynajmniej mogliśmy ustalić to, co było najważniejsze.
- Przepraszam, ale coś mi się tu nie zgadza! – krzyk Mycrofta przebił się przez tłum – Jakim cholernym cudem, sprawca nabił Jacoba w ten sposób na gwóźdź? Rozumiem, że właśnie tą opcję założyliście…
- Zapewne go po prostu popchnął – odpowiedziała spokojnym głosem Cecily – Wątpię żeby wymierzył atak.
- Ale jak? Przecież to jest takie… losowe. Może powinniśmy zastanowić się nad motywem – Haker kontynuował.
- Za wcześniej na motyw. Nie ustaliliśmy jeszcze wszystkich faktów – przypomniał Alan.
- Na co chcecie czekać? W kręgu osób podejrzanych zostało osiem osób – powiedziała Sandra.
- Co było narzędziem zbrodni? – zapytała nagle Agatha.
- Gwóźdź. Przecież to oczywiste. Przynajmniej teraz – stwierdził Samfu.
- Elizabeth, nie znalazłaś niczego innego? – zapytałem z nadzieją.
- Ślad na szyi i dziura w głowie. Tylko tyle – potwierdziła.
- Dobra, weźcie mnie za szaleńca – zaczął Maks – Ale co powiecie na to, że sznur był podwójnym blefem?
- Co przez to rozumiesz? – zapytała Wendy.
- Jednak się powiesił? – zdziwiła się Carmen.
- Nie, nie… Co jeżeli został uduszony, potem sprawca nabił go głową na gwóźdź, a dopiero potem powiesił? Czy dałoby się odnaleźć ślad duszenia na tak sinej szyi?
- Hmm… Teoretycznie dałoby się to ukryć, ale sprawca musiałby użyć do uduszenia czegoś dużego i płaskiego. Może jakiegoś pasa? Nie wiem, trochę to nie pasuje do całości – wyraziła opinię Elizabeth – Na pewno nie widziałam żadnych przetarć, więc ktokolwiek kto zaatakował Jacoba musiał być dużo silniejszy od niego.
- Ethan nie ma alibi – przypomniała Agatha.
- Nie zrobiłem nikomu krzywdy! – oburzył się Ethan, chociaż widać było, że jest wystraszony.
- Jayden nikomu by nie zrobił krzywdy – powiedziała po chwili Lily – Ale Ethan zaatakował już Sandrę. Też chciał ją udusić, więc jeżeli Jacob zginął w ten sposób to chyba mamy głównego podejrzanego.
- To był tylko atak – zdziwiła się Elizabeth, zanim ktokolwiek inny zdołał się odezwać.
- Sandra powiedz im – nalegała Lily.
- Nie… nieważne. Nie mam ochoty o tym gadać – westchnęła Sandra.
- Siedziałem wtedy zamknięty w pokoju, nie chciałem się wychylać – obronił się Iluzjonista – Nikogo nie zabiłem!
- Czym był tamten atak? – zdenerwowała się Lily. Chyba po raz pierwszy widziałem ją w takim stanie – Zaatakowałeś kogoś i myślisz, że teraz ujdzie ci to na sucho? Głosuję na Jaydena Asselmana!
- Głosuję na Jaydena Asselmana – powtórzył Yama.
                Kolejne głosy wysłały na środek sali procesowej przerażonego Iluzjonistę. Cały drżał i obserwował pozostałych gości wystraszonym spojrzeniem. Nie byłem pewien, czy byłby w stanie coś takiego zrobić.
- Czy masz alibi na czas zabicia Jacoba? – Lily wyglądała jakby coś ją opętało. Jej głos nigdy nie brzmiał tak pewnie.
- N-nie mam… Ale mówiłem, że byłem w pokoju!
- Lily, nie przesadzasz trochę? – zapytała Alice.
- Ten psychol zaatakował Sandrę, gdyby nie nasza interwencja, to pewnie by ja udusił!
- Przesadzasz Gwiazdko… Ja… On… - Sandra chciała coś powiedzieć, ale słowa nie przechodziły jej przez gardło.
- Ethan może i nie ma alibi na dzień zbrodni, ale wczoraj spędziliśmy go razem do samego końca. Nie mógł przenieść ciała, przynajmniej na ten moment, ale nie wiemy jeszcze wszystkiego, dlatego przesłuchiwanie kogoś pod kątem bycia sprawcą jest teraz bez sensu. Rozumiesz dziewczyno? – Cecily skarciła ją, wyglądała jakby straciła cierpliwość, chociaż mówiła z całkowitym spokojem. Zdziwiło mnie to równie mocno, jak fakt, że Sandra nie odezwała się nawet słowem. Lily spłonęła rumieńcem i zamilkła. Aktorka teatralnie wcisnęła przycisk cofający Ethana do kręgu. Pozostali poszli w jej ślady i wkrótce cała siedemnastka ponownie stała obok siebie. Cecily była diabelnie obiektywna. Czułem, że zrobiłaby wszystko żeby tylko dotrzeć do prawdy. Była gotowa nawet wystawić swojego przyjaciela – Cieszę się, że się w tym zgadzamy. Ustaliliśmy kolejność wydarzeń od drugiej strony, czas zrobić to chronologicznie. Carmen powiedziała, że widziała Jacoba żywego dwa dni temu wieczorem. Następnie słuch o nim zaginął. Sprawca prawdopodobnie go tam złapał i zabił. Następnie przeniósł ciało na basen.
- A co jeżeli po drodze był jeszcze jakiś przystanek? – zapytała Wendy.
- Ciało mogło przejść znacznie większą drogę, niż przewidujesz – dołączył Mycroft.
- Macie na to jakiś dowód? Logika mi podpowiada, że sprawca nie biegałby po całym hotelu z ciałem, gdy chciał je tylko umyć – odpowiedziała Aktorka.
- Tylko, czemu basen? To straszne komplikowanie sprawy – pomyślałem na głos.
- Pewnie dla skomplikowania i wykorzystania faktu, że nikt o zdrowych zmysłach nie pójdzie się kąpać w takie dni, jakie były – wytłumaczył Samfu – Poza Sandrą, Lily i samym Jacobem nikogo tam nie było przez długi czas. Zresztą są tam szafki, które są idealne do schowania ciała i chlor, który mógł zamaskować zapach, przynajmniej na początku.
- Sprawca musiał to dobrze zaplanować – zauważyła Julia.
- A to dziwne, bo wydawałoby się, że zabił przez przypadek… - Alan podrapał się po głowie.
- Albo upozorował to na wypadek, żeby uśpić naszą czujność – stwierdził Mycroft, który widocznie podejrzewał, że sprawca naprawdę dobrze zaplanował przestępstwo – Nie wierzę, żeby znowu morderstwo było całkowicie przypadkowe.
- A jednak wszystko na to wskazuje – westchnął Yama.
                To było dosyć dołujące. Morderstwa były złe, bez względu na ich motywacje, ale dowiedzenie się, że znowu ktoś zabił przez przypadek było smutne. Nie wiem dlaczego, ale czułbym się z tym lepiej gdyby ktoś doskonale zaplanował zabójstwo, trochę jak Julia. Wiedza, że może Jacob by żył, gdyby sytuacja przebiegła inaczej była najgorsza. Wziąłem głęboki oddech. Głowa zaczynała mnie boleć.
- Czy przypadek, czy nie, mamy jeszcze sporo do ustalenia – przypomniała Cecily.
- Musimy się zastanowić, jak sprawca przeniósł ciało – powiedział Maks.
- Czy to jest istotne? – zastanowiła się Wendy.
- Chodzi o to, że nie wszyscy daliby radę przenieść samotnie ciało – zgadła Sandra.
- Nie do końca – Maks uspokoił jej zapęd – Wyobraźcie sobie, że Jacob nabił się na ten gwóźdź. Upada przed wami martwy, a waszym zadaniem jest przeniesienie go na basen. Co robicie?
- Nie musisz działać tak obrazowo – powiedziała Lily, blednąc przy tym znacząco.
- Pewnie wziąłbym go na barki i przeniósł – zgłosił się Ethan.
- Ja bym skombinowała jakiś wózek – zaproponowała Audrey.
- Wózki są w pomieszczeniu gospodarczym, nie widziałam przy nich nic dziwnego – powiedziała Alice – Sprawdzałam to podczas śledztwa.
- Chodzi o owinięcie ciała? – zapytał niepewnym głosem Alan.
- Co? – zdziwiła się Carmen – Och, to ma sens.
- Ja dalej nie rozumiem – Agatha spojrzała na swoją przyjaciółkę – Co to oznacza? Po co zawijać ciało?
- A jak idziesz z kubkiem, w którym jest dziura to próbujesz ją zatkać? – zapytał Samfu, ale widząc niezrozumienie na twarzach innych osób dodał – Jacob miał dziurę w głowie. Nawet jak sprawca trochę odczekał, to musiał w coś zawinąć ciało, albo chociaż głowę, żeby nie zostawić plam podczas przenoszenia. Szczególnie jak wózek wypadł z obiegu, a Ethan rzekomo ma alibi na czas przenoszenia ciała.
- Mam pewien pomysł – odezwała się po chwili Elizabeth – Teoria może wydawać się szalona, ale co jeżeli ślady na szyi nie są przypadkowe?
- No powiesił się, więc na pewno nie są – zaśmiała się Sandra.
- Nie o to chodzi – odpowiedziała Elizabeth – Co jeżeli sprawca ciągnął ciało owijając coś wokół szyi? Tak żeby z łatwością ciągnąć je po ziemi?
- Co za bezsensowna teoria – stwierdziła Cecily.
- Niby dlaczego?
- Po cholerę obwiązać wokół szyi, kiedy można obwiązać rękę, nogę czy tors? Nie trzyma się to kupy – dodała Cecily.
- Chyba, że… - zacząłem – Ktoś nie miał pod ręką zbyt długiego sznurka i użył czegoś krótkiego, na przykład sznurówek.
- A obwiązał szyję, żeby materiał dobrze trzymał się głowy! Aaron jesteś geniuszem! – wykrzyczał Samfu podekscytowanym głosem. Nie interesowały mnie jego komplementy.
- To jest tak bez sensu, że właściwie może być prawdą – skwitowała Julia.
- Tylko taka osoba musiała mieć przy sobie jakiś materiał i te sznurówki, albo inny sznurek – powiedział Mycroft, który płynnie włączył się do analizy. Jak zwykle przychodził na gotowe.
- Sznurówki ma raczej każdy, pytanie, kto miał jakąś bluzę czy cokolwiek innego, co pozwoliło zawinąć głowę – zastanowiła się Cecily.
- Tego raczej nie ustalimy. W biurze, na basenie ani w czytelni nie było widać ani jednego, ani drugiego, chyba że sprawca ciągnął ciało Jacoba na sznurze, na którym go powiesił, ale wątpię – powiedziałem, nie widząc takiej opcji.
- Na sznurze nie widać było krwi, więc prawie na pewno nie ciągnięto na nim ciała – przypomniał Yama, który przyglądał się miejscu zbrodni.
- Czy możemy zacząć wykluczać poszczególne osoby? Tych faktów robi się za dużo, a skupiamy się póki co na ośmiu podejrzanych – poprosił Alan.
- Jeszcze jedna sprawa – przerwał Samfu – Ustalmy raz i dobrze ramy czasowe. Wczoraj był 30 dzień naszego pobytu w tym miejscu. Podsumujmy, co się kiedy działo.
- Dnia 29 ktoś zabił Jacoba. Musiało to być późnym wieczorem, bo Sandra i Lily widziały go na basenie, a Carmen w biurze – zaczęła Audrey.
- Tego samego dnia ciało zostało schowane na basenie. Maks mówił, że był w biurze 30 dnia, czyli wczoraj i nie widział tam ciała. Zresztą dużo osób tam było, w końcu tam znaleźliśmy Carmen – dodała Cecily.
- Ciało pewnie przeleżało tam cały dzień – powiedziała Agatha.
- I pomiędzy dniem 30, a dniem 31 ktoś przeniósł ciało do czytelni – stwierdziła Carmen.
- Patrząc na to jak sprawca działał z przeniesieniem ciała to możemy śmiało założyć, że działał w nocy – założył Maks.
- Ja bym jeszcze skupił się na osobie sprawcy – powiedział Yama – To chyba powinno pomóc w odkreślaniu kolejnych podejrzanych.
- Zbrodnia wygląda na przypadkową. Sprawca był zapewne mężczyzną, patrząc na to, że Jacob czuł się przy nim komfortowo. Przy kobietach zawsze siedział ciszej, nie licząc pojedynczych przypadków. Dodatkowo musiał być silny, żeby zaskoczyć ofiarę, a potem ją dociągnąć o własnych siłach. Chyba dobrze ukrywa emocje, skoro zabił dwa dni temu, a nie rzucił się nikomu w oczy. Nie wiem, co jeszcze można o nim powiedzieć – Cecily stworzyła profil sprawcy.
- Właściwie pasujesz do tego opisu – zauważył Alan.
- Przypominam, że spędziłam noc w pracowni malarskiej wraz z paroma osobami, które są w stanie potwierdzić te słowa. Zresztą sam tam byłeś Alan.
- Prawda. Po prostu zauważam fakt – odpowiedział ze spokojem w głosie.
- Chyba, że sprawca jest geniuszem, który specjalnie upozorował wszystko na wypadek, użył własnego gwoździa i uderzył w najcenniejszą osobę w grupie. Nie uważacie, że to dziwne, że ofiarą przypadkowej zbrodni był akurat Jacob? On najwięcej wnosił do procesów – stwierdził Samfu.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – zastanowiła się Carmen.
- Chcę powiedzieć, że zbrodnia mogła nie być taka przypadkowa i nie powinniśmy zamykać się w jednym polu, kiedy tak naprawdę może nie chodzić o osobę silną i mężczyznę, a o kogoś zupełnie innego.
- Wymieniliśmy te cechy jako niestałe ramy. Nie będziemy się tego ściśle trzymać, to raczej podpowiedź, na którą warto zwrócić uwagę. W pierwszych procesach pomogła – odgryzła się Aktorka.
                Zebranie cech sprawcy rzeczywiście bywało pomocne, ale nie wiedziałem, jak wiele mogło zmienić w tej sprawie. Chociaż sporo ustaliliśmy to dalej wydawało mi się, że nie mamy punktu zaczepienia. Musieliśmy koniecznie wyłączyć kolejne osoby. Cieszyłem się, że tamten wieczór spędziłem z Yamą. Poprosił mnie o pomoc w wytłumaczeniu obsługi kilku rzeczy w pracowni informatycznej. Prośba wydawała się być dziwna, ale poprosił więc pomogłem.
- Mamy w kręgu podejrzanych jeszcze osiem osób. Wszyscy, którzy byli ze mną w pracowni malarskiej oraz Maks i Carmen mają już zatwierdzone alibi – zaczął Samfu.
- Aż dziwnie się ciebie słucha, kiedy mówisz z taką powagą – powiedziała Agatha.
- Ten proces jest dla mnie ważny – stwierdził Król Dram – Dalej nie wiemy co z alibi Agathy, Elizabeth, Julii, Audrey, Ethana, Mycrofta, Aarona i Yamy.
- Musimy naprawdę bawić się w wzywanie każdego do środka? Ja mam alibi i jest to… - zaczęła Agatha, ale Samfu jej przerwał:
- Cśś… Głosuję na Agathę Liddell!
- Głosuję na Agathę Liddell – westchnął Alan.
                Platforma z Twórczynią Zabawek poleciała na środek. Przygasły światła. Musieliśmy załatwić te formalności. Każda zbrodnia, która miała miejsce w godzinach późno wieczornych wyłączała automatycznie Agathę.
- Agatho, masz jakieś alibi na wieczór dwa dni temu? – zapytał Samfu.
- Tak. Jak zawsze – mój zakaz. O 22:00 byłam już w pokoju, właściwie wróciłam nawet wcześniej, od razu po wyjściu z pracowni malarskiej – odpowiedziała.
- Co tam robiłaś? – zaciekawił się Mycroft.
- Pomagałam im zbudować barykadę, bo chcieli w ten sposób bronić się przed Neri i Bobrem. To był wieczór przed końcem zagadki – przypomniała.
- Dobra, myślę, że nie ma sensu tego ciągnąć – urwał Samfu i wcisnął guzik, który wycofał ją na miejsce. Siedem. Kolejny na środek wyjechał Yama. Wiedziałem, że jego zeznania oczyszczą i jego i mnie:
- Yama, powiedz mi gdzie byłeś dwa dni temu w godzinach wieczornych? – zapytał Król Dram.
- Bardzo długo siedziałem z Aaronem w pracowni informatycznej. Musiał mi w czymś pomóc, więc wykorzystaliśmy, że większość grupy była w jednym miejscu i zajęliśmy się sobą, nie przeszkadzając nikomu – wytłumaczył z, jak zwykle, pokerową twarzą.
- Nie mieliście ciekawszych zajęć na dzień przed końcem terminu? – zdziwiła się Sandra.
- Yama mnie poprosił więc mu pomogłem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Jak dla mnie brzmi to jak ukrywanie czegoś ważnego, albo jakaś podpucha – powiedziała Wendy.
- Po co mielibyśmy się kryć? – zdziwił się Pokerzysta.
- Może nie kryć, ale to mogła być zasłona dymna – stwierdziła – Zniknęliście w najwygodniejszym dla was momencie.
- Wyszło jak wyszło, byliśmy razem, więc jesteśmy czyści – uciąłem temat – Mamy alibi, co jeszcze mamy wam pokazać?
                Argument podziałał, bo po chwili Yama wrócił do kręgu, a mnie nawet do niego nie przywoływali. Spojrzałem po osobach. Zostało pięciu podejrzanych… Julia, Ethan, Mycroft, Audrey oraz…
- Głosuję na Elizabeth Goodwynn – stwierdził Samfu. Kolejne głosy zostały oddane, przywołując do środka Farmaceutkę. Wyglądała na zdenerwowaną, ale jak zwykle emocje na jej twarzy były stłumione przez to, że nosiła maskę. Ręce miała schowane w kieszeniach fartucha. Patrzyła gdzieś przed siebie.
- Gdzie byłaś, gdy zabijano Jacoba dwa dni temu? – zaczął Alan.
- W laboratorium. Pracowałam prawie całą noc. Jestem przyzwyczajona do tego trybu pracy jeszcze ze studiów, ale alibi na ten dzień nie mam – powiedziała.
- Jako jedyna znasz się na oględzinach ciała, mogłaś wygodnie dostosować fakty do swojej potrzeby – zauważyła Lily.
- Tak, super wygodnie, szczególnie, że zostałam w ostatniej, podejrzanej piątce – parsknęła – Mam za to alibi na kolejny dzień. Odkąd znaleźliśmy Carmen to siedziałam z nią w pokoju. Nie miałam kiedy przenieść ciała – dodała.
- Carmen obudziła się dzisiaj rano, więc to kiepskie alibi, bo ciało zostało przeniesione w nocy, albo wczoraj wieczorem – powiedział Samfu.
- Alan był ze mną w pokoju, prawie cały czas, a sama Carmen przebudziła się już wczoraj wieczorem, ale dopiero nad ranem czuła się na tyle stabilnie żeby z wami pogadać – przyznała Elizabeth.
- Słyszeliśmy coś innego – zauważyłem.
- Skłamałam, dla dobra pacjenta – odpowiedziała – Nie mogłam pozwolić żebyście zasypali ja pytaniami, kiedy była ledwo przytomna. Zresztą może sama to pamięta.
- Pamiętam, że się przebudzałam, chociaż bardzo bolała mnie głowa, ale za każdym razem widziałam cię przy moim łóżku – zeznała Carmen.
- Myślę, że to wystarczy – przyznał Mycroft.
- Nie byłem wczoraj z Elizabeth cały dzień, ale też widziałem, że siedziała cały czas w swoim pokoju i zajmowała się Carmen – potwierdził Alan.
- Zadowoleni? – zapytała z przekąsem. Byliśmy. W kręgu podejrzanych zostały cztery osoby. Farmaceutka wróciła do nas.
- Ja naprawdę jestem niewinny – krzyknął nagle Ethan – Przysięgam, że byłem wczoraj z Cecily do późnego wieczoru, a dwa dni temu, cały czas siedziałem w pokoju!
- Każdy może tak powiedzieć. Ja gotowałam i w sumie na nic mi to, bo i tak mi nie uwierzycie.
- Zostały cztery cholerne osoby – stwierdziłem – Myślę, że bez większego problemu wskażemy w tej grupie mordercę.
                Spojrzałem w oczy Mycrofta, które jak zwykle błyszczały. Uśmiechnął się do mnie, a ja poczułem ścisk w brzuchu. Jak ja go nie cierpiałem. To, że był w tak małym gronie podejrzanych i że miał jakiś motyw, sprawiło, że chciałem na niego już zagłosować.
- Heh – przerwała Julia uśmiechając się delikatnie – Ułatwię wam zadanie, bo ja tego nie zrobiłam.
- Ustalimy to jak będziesz w środku – odpowiedziała Agatha bojowym tonem – Głosuję na Julię Mayer!
Brzuchomówczyni wyprostowana i dumna ruszyła na środek sali procesowej. To nie była ona, byłem tego pewien.
- Masz jakieś alibi? – zapytała Cecily.
- Nie. Byłam w swoim pokoju i odpoczywałam, więc nikt nie może tego potwierdzić. Odkąd odseparowaliście mnie swoją zawiścią to i tak trzymałam się na uboczu, ale mogę bez problemu dowieść, że nie jestem sprawczynią.
- Słuchamy – powiedział Samfu.
- Ustaliliśmy, że sprawca nie używał wózka tylko przeniósł ciało, przy pomocy siły mięśni, zgadza się?
- Dokładnie tak – potwierdziła Striptizerka.
- Jeżeli mamy być dokładniejsi to zostało obwiązane sznurówką lub niedużym sznurkiem i jakimś nieznanym nam materiałem i przeciągnięte – sprecyzował Samfu.
- No to jeżeli to ustaliliście to widząc to – podniosła delikatnie koszulkę. Zrobiło mi się chłodno. Cały jej brzuch był siny, i lekko napuchnięty. Wyglądało to w jakiś sposób przerażająco, aż przeszły mnie dreszcze – Powinniście dojść do odpowiednich wniosków.
- Mój boże Julia… - westchnęła Audrey.
- To po karze? – zapytał Yama.
- Niestety, rana się goi, ale wdał się nieduży stan zapalny, który wywołał opuchliznę i ten siny kolor. Rzeczywiście potwierdzam, że Julia nie mogła sama przenieść ciała, a że wyłączamy działanie dwóch sprawców, to według mnie jest niewinna – wtrąciła się Elizabeth – Dziewczyna ma problemy z gwałtowniejszymi ruchami, więc nie widzę jej niosącej reklamówkę z zakupami, a co dopiero ciała Jacoba.
Ta dziwna prezentacja wywarła ogromne wrażenie, bo goście widocznie ucichli. Sam nie wiedziałem, co powiedzieć. Jacob stracił oko więc kara Julii wydawała się przy tym błaha, ale jak zobaczyłem powikłania to zrobiło mi się słabo. Wcisnąłem przycisk cofający Brzuchomówczynię do naszego kręgu.
- Pozostała trójka – zauważył Maks.
- Jak w każdym, cholernym procesie – odpowiedziała Sandra.
- Jest pewna różnica. Teraz nikt z pozostałej trójki nie ma alibi, nic nie wiemy, a obgadaliśmy chyba wszystko – dodała Wendy.
- Póki, co powinniśmy ich wysłać do środka – zaproponowałem – Głosuję na Mycrofta Goldenwire!
- Głosuję na Audrey King – dodał Samfu.
- Głosuję na Jaydena Asselmana – stwierdziła Cecily.
                Oddaliśmy głosy na kolejne osoby i na środek ruszyło trzech pozostałych podejrzanych. Mycroft miał pot na czole, ale dalej się uśmiechał i patrzył przed siebie z wyczuwalną pewnością. Ethan wyglądał na przerażonego, patrzył w mrok, w którym staliśmy, jakby liczył, że ktoś go stamtąd wyciągnie. Audrey była czerwona na twarzy. Była podejrzana o zabicie swojego przyjaciela, rozumiałem jej gniew. Chociaż mogła to być też inna emocja. Nie potrafiłem tego odszyfrować. Nie widziałem opcji, żeby zabójcą nie był Mycroft. Ethan mi zwyczajnie nie pasował, zresztą miał częściowo alibi, Audrey musiałaby być przez kogoś kontrolowana żeby skrzywdzić Jacoba… odpowiedź pozostawała jedna. Musiałem trzymać się faktów, chociaż niewiele zostało do ustalenia.
- Co nam zostało? Czego jeszcze nie wiemy? – zapytałem.
- Kto jest sprawcą – zauważyła słusznie Agatha.
- Nie wiemy w co zawinięto Jacoba – dodała Julia.
- Ciekawe czemu sprawca zabił… - westchnął Yama.
- Przecież to ustalaliśmy, zbrodnia wygląda na przypadkową – stwierdziła Wendy.
- Chwila, moment – Maks aż pacnął się w głowę – Nie obgadaliśmy właściwie motywu.
- Rozwiniesz myśl? – poprosiła Cecily.
- Jacob mógł zginąć przypadkiem, ale niekoniecznie. Może coś sprawiło, że stał się ofiarą – zaczął analizę – Przez ostatnie dwa tygodnie działo się sporo dziwnych rzeczy, z zagadką na czele. Ludzie na pewno oczekiwali, że poda rozwiązanie. Może ktoś go zabił, bo chciał zostać bohaterem i sam podać rozwiązanie?
Wszystkie spojrzenia powędrowały w stronę Mycrofta.
- Mycroft… Ty szczyciłeś się cały czas tym, że rozwiązałeś zagadkę – stwierdziła Alice.
- Przechwalałeś się jak dzieciak, który pierwszy raz zrobił do nocnika – zgodziła się Sandra.
- Dodatkowo miałeś motyw. Od jakiegoś czasu wiecznie krytykowałeś metody Jacoba – przypomniała Lily.
- Po prostu się nie zgadzaliśmy, przecież nie zabiłbym go dla chwały wokół rozwiązania jakiegoś błahego problemu – oburzył się – Za kogo wy mnie uważacie?
- Zauważ jak bardzo pasujesz do modelu mordercy – wskazał Alan.
- Naprawdę myślicie, że to ja? Gdyby nie ja nie stalibyście dzisiaj tutaj. Rozwiązałem zagadkę – przypomniał po raz kolejny.
- Twoja reakcja nie pomaga – stwierdziła Elizabeth.
- Co było na tej kartce Mycroft. Jesteś w potrzasku, więc możesz po prostu powiedzieć – powiedziała Sandra.
- Jaka kurwa kartka? O czym wy do mnie mówicie? – złapał się dłońmi za głowę – Przejrzyjcie na oczy, nie jestem sprawcą. Nie po to siedziałem w pokoju i główkowałem nad zagadką, żebyście brali mnie za sprawcę… Niewdzięcznicy.
- Kartka, którą znaleźliśmy przy ciele. Detektyw trzymał ją w dłoni – przypomniała grupie Elizabeth.
- Zupełnie o niej zapomniałem – zdziwił się Alan.
- Nic dziwnego, nie sądzę, żeby to było coś ważnego – stwierdziła Audrey – Jacob uwielbiał zapisywać myśli na kartkach.
- „… jest wśród was”. Laur mógł trafić na czyiś trop – rzuciła pomysłem Carmen.
- W sumie od jakiegoś czasu zachowywał się bardzo dziwnie – potwierdziła Cecily – Myślę, że to się zaczęło jak wrócił do sił po wymierzeniu kary.
                Wszyscy pogrążyli się w myślach, analizując, kiedy to wszystko mogło się zacząć. Nie obserwowałem sytuacji zbyt dokładnie, ale po odrobinie zastanowienia, ostatnie dwa tygodnie to była istna kolejka górska. Świat stał się szary, wszyscy pozamykali się w pokojach, było parę dziwnych sytuacji. Kto mógł za tym stać?
- Jeżeli tego nie odkryjemy, to staniemy w martwym punkcie – westchnął Maks.
- Może ta kartka dotyczyła Oliviera? – zaproponowała Agatha – Pierwsze słowo mogło brzmieć „Zdrajca”. Tylko nie mam pojęcia dlaczego miałby tą kartkę w rękach.
- Chyba, że sprawca mu ją specjalnie podłożył – włączyła się Wendy – Żeby nam namieszać w głowach.
- Razem z Mycroftem lubicie się trzymać dziwnych, spiskowych teorii. Uważacie, że osoby będące tutaj są zdolne, do niesamowitych sztuczek psychologicznych, ale tak naprawdę tu są sami amatorzy i to zabójstwo to robota kolejnego amatora – zdenerwował się Samfu.
- Samfu, chcesz rozwiązać tą sprawę, ale nie mówisz o swojej wersji wydarzeń… Dlaczego? – zapytał nagle Yama. Spojrzałem zaciekawiony.
- Według mnie to jest istotny fragment, który ułoży wszystko i pozwoli na złożenie tego, co się stało w całość – dodała po chwili Elizabeth.
- Co macie na myśli? – zapytała Wendy.
- Zapewne Jacob zostawił coś po sobie. Świetnie manipulował ludźmi, więc nawet bym się nie zdziwiła – powiedziała Cecily.
- Heh… - Samfu zaśmiał się cicho i spojrzał na wszystkich zgromadzonych – Pierdolony Jacob nie żyje, więc co mi z tego. Możemy pogadać jak dorośli.
Jego ton się zmienił, a na twarzy pojawił się wyjątkowo szyderczy uśmiech. Przeszedł mnie dreszcz niepokoju.
- To znaczy? – zapytała Cecily.
- W co ty grasz Samfu? – dołączyłem do rozmowy.
- Jacob się wami bawił. To wpędziło go do grobu, bo prawdopodobnie, ktoś miał tego zwyczajnie dość. Nie zrozumcie mnie źle, ja całkowicie to rozumiem – zaśmiał się – Sam uważam, że spinacie się tak, że sami wpędzacie się do grobu, a odrobina luzu uratowałaby to smutne miejsce. Jacob zaplanował wszystko od momentu jego kary. Każdy mały aspekt, ale oczywiście się przeliczył. Teraz już nigdy go nie pokonam…
- O czym ty do cholery gadasz Samfu? – Mycroft uderzył pięścią w pulpit.
- Daj mi dokończyć, to może zrozumiesz – odpowiedział – Wszystko zaczęło się w wieczór przed karą. Przyszedł do mnie i poprosił o dwie rzeczy. O jednej wam nie powiem, ale druga dotyczyła zawiniątka, które od niego dostałem. Zawierało dwie butelki oraz krótki list. Nie mam go przy sobie, ale mówił mi tam, że po karze będzie zapewne ledwo przytomny, a musi działać. Przewidział, że zagadka zostanie podana tuż po wymierzeniu kary i przewidział, że kara wyłączy go na jakiś czas z gry. Chytry skurwiel… W pierwszej butelce znajdował się mocny środek ocucający. Zakradłem się pewnego ranka pod pretekstem odwiedzin i wtedy go wybudziłem. Podyktowałem mu treść zagadki. Oczywiście bez problemu ją rozwiązał, dlatego gdy ustaliliśmy plan, podałem mu drugi środek. Wprowadził go w stan podobny do śpiączki, przez co mógł idealnie zregenerować się i przeczekać, tak żeby nikt go o nic nie podejrzewał. Chciał żebyście widzieli w nim ofiarę, nie wiem czy nie złamał zakazu specjalnie, żeby tylko dostać karę i ułożyć całość w dokładnie taki sposób.
Cholera, pomyślałem, Jacob był geniuszem.
- No, ale kwestie mikstur lepiej wytłumaczy wam Nasza ulubiona Elizabeth, która brała w tym udział – dodał po chwili. Zdziwiony spojrzałem na zamaskowaną twarz. Elizabeth o tym wiedziała.
- Jacob poprosił mnie o przysługę, więc kryłam go i Samfu. Nie pytałam, po prostu pomogłam dobierając odpowiednie leki i okłamując Alana, który ich nakrył. Przepraszam Alan – powiedziała – Mieszanka numer jeden to były po prostu wzmocnione sole trzeźwiące. Postawiłby na nogi zmarłego, a Jacob nie był w aż tak złym stanie po utracie oka. Druga butelka zawierała ziołową mieszankę usypiającą. Nie chciałam, żeby stała mu się krzywda.
- Nie szkodzi Elizabeth. Rozumiem – odpowiedział po cichu Alan. Brzmiał na nieco zawiedzionego.
- Wracając, Jacob wiedział, że musi dać sobie jakieś zaplecze i jak najszybciej rozwiązać zagadkę. Nie zajęło mu to długo, a przy okazji przedstawił mi dokładne instrukcje. Wiem, że zamieszał w to jeszcze kogoś oprócz Elizabeth, ale jego celem była… Agatha oraz Carmen.
- Co? – zapytały obie w tym samym czasie.
- Nie rozumiem… Czego od nas chciał? – zająknęła się Twórczyni Zabawek.
- Nie wiem, jeżeli rzeczywiście chodziło o zdrajcę, to może myślał, że wiecie, coś czym nie chcecie się podzielić z byle kim – zgadł Król Dram.
- To dlatego byłeś dla nas taki miły? – zapytała Carmen.
- I tak i nie. Polubiłem was, ale rzeczywiście chciałem wystawić was Jacobowi na tacy.
 Fala zdziwienia rozeszła się po całej sali.
- Ale co to ma wspólnego z jego śmiercią? Agatha ma alibi, a Carmen była zamknięta w szafie. Nie miała jak przenieść ciała – zastanowiła się na głos Lily.
- Raczej chodzi tutaj o motyw działania Jacoba, który sprawił, że ktoś się zdenerwował i nie wytrzymał – stwierdziłem.
- Zacząłem się do nich zbliżać i się z nimi zaprzyjaźniać, przy okazji przekazując rozwiązanie, a właściwie jego wskazówki do dwóch osób - Yamy oraz Maksa. Z Maksem już miałem wszystko ustalone, ale Yama był do tego momentu tylko moim przyjacielem, a stał się również wspólnikiem. Za informacje dotyczące rozwiązania Yama był mi winny przysługę. Carmen trzymała się niesamowicie blisko Aarona, więc żebym mógł spokojnie pogadać z naszą pokręconą Florystką to poprosiłem Yamę, żeby zajął czymś naszego, jeszcze bardziej kochanego, Informatyka.
                Żyła na szyi zaczęła pulsować, a ja zdenerwowałem się. Naraził czyjeś życie dla tego chorego planu. Zacząłem coraz bardziej rozumieć, dlaczego ktoś miał dość i pozbył się Jacoba. Przesadził.
- Przepraszam Aaron – wydusił Pokerzysta – Nie chciałem żeby komukolwiek coś się stało. Chciałem po prostu uratować drużynę.
- Stało się – odpowiedziałem sucho.
- Ach, żebyście zrozumieli, Jacobowi zależało bardziej na pogadaniu z Agathą, dlatego uderzałem w Carmen, żeby uśpić ich czujność. No, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło, a szkoda. Jestem bardzo ciekawy jaki był jego plan.
- Nie znałeś tego planu? Samfu masz taką słabą wolę, że ślepo wykonywałeś jego polecenia? – nie mogła uwierzyć Audrey.
- Uratowałaś go na ostatnim procesie! Dlaczego patrzysz krzywo na mnie, kiedy dobrze wiesz, że zrobiłabyś dla niego to samo. Może dlatego go zabiłaś? Byłaś zazdrosna, a może zła? – zakpił Samfu.
- Jak możesz… - zasyczała, robiąc się czerwona ze złości.
- Ja też miałam swoje zadanie – dodała po chwili Alice – Jacob poprosił mnie o pomoc w zorganizowaniu tej gry w pytania. Chciał dowiedzieć się więcej o tej dwójce dziewczyn, więc postanowiłam mu pomóc, jak na dobrą przyjaciółkę przystało.
- Super, że zrobiliście sobie z naszych żyć grę… Jesteście chorzy! – oburzyła się Twórczyni Zabawek.
- To co mnie najbardziej zastanawia to fakt, jakim cudem Jacob zdołał oszukać Lokaja podczas gry na basenie – zastanowił się Samfu.
- Oszukać? – zapytała Cecily.
- Jeżeli obserwował Carmen i Agathę, a jako odpowiedź podał Alice, to znaczy, że oszukał. Przynajmniej ja to tak rozumiem – Król Dram skrzyżował ramiona.
- Masz rację – zdziwił się Alan – Jak on to zrobił?
- Może obserwował w tym momencie trzy osoby? Może więcej – zaproponowała Julia.
- Nie dowiemy się, chyba, że ci na górze nam powiedzą – Elizabeth spojrzała w górę.
- Nie możemy – odpowiedział krótko Bobru.
- Warto było spróbować…
                Cała sytuacja wydawała się być niepoważna. Osoba Jacoba traciła w moich oczach z każdą chwilą. Zaskakiwało mnie to, jak bardzo omotał sobie wszystkich wokół palca. Byłem gotów się za niego poświecić, kiedy on nie chciał nam pomóc, tylko zrobił z nas marionetki w swojej grze.
- Może ktoś dowiedział się o tym wszystkim i postanowił pozbyć się Jacoba? – rzuciła propozycją Wendy.
- Na pewno o to mogła być ta kłótnia – stwierdził Alan.
- Tylko, co to nam właściwie dało? – zapytała Sandra – Mam na myśli to wszystko. Wiemy, że Jacob był skurwielem, ale co to zmieniło?
- Zmieniło to, że ktoś mógł inaczej spojrzeć na niego po tym, co się stało – stwierdził Maks.
- Wydaje mi się, że możemy wyłączyć Ethana z kręgu podejrzanych – powiedziała po chwili Cecily – Teraz kompletnie nic nie łączy go ze sprawą, poza tym, ze nie ma alibi.
- A co mnie łączy ze sprawą? – zdziwił się Mycroft.
- Nienawiść do Jacoba? Być może miałeś z nim nieduży problem, ale jakbyś dowiedział się, że wielki idol grupy, okazał się być socjopatą, któremu zależy tylko na dobrej zabawie, to co byś zrobił? – zapytała Julia.
- Przecież nie jestem mordercą. Zajmowałem się sobą. Jacoba nie polubiłem, bo wyczułem, że coś z nim jest nie tak i jak widać się nie pomyliłem, więc zejdźcie ze mnie i zastanówcie się, czy nie popełniacie błędu.
- Ktoś zobaczył prawdziwe oblicze Jacoba i wtedy to się stało. W sumie rzeczywiście Mycroft miał motyw dużo wcześniej. Ktoś działał w dużych emocjach i teraz zwodzi nas wszystkich. Tylko w tak niedużym gronie podejrzanych grunt pali się sprawcy pod nogami…
- Ja pierdole… - Samfu wypowiedział te słowa po czym puknął się w głowę – Nie wierzę. Julia… Nie wierzę! Przecież to jest tak oczywiste! W kuchni śmierdziało spalenizną, a w garnku pływało coś czerwonego.
- O czym ty bredzisz człowieku? – zapytała Elizabeth. Samfu wybuchnął śmiechem.
- O ironio i zgrozo! Jak wczoraj z rana poszedłem do kuchni, żeby zobaczyć, co będzie do jedzenia poczułem smród, a na palenisku stała „zupa”. Czerwona i śmierdząca jak cholera. Mówiłem wam o tym, pamiętacie? Tuż przed wejściem do windy. Na pewno pamiętacie! Audrey, co tam gotowałaś?
- Czy to naprawdę jest teraz istotne? – zdziwił się Alan.
- Też nie rozumiem, do czego dążymy? Co ma do tego zupa? – Carmen brzmiała na zaskoczoną.
- Powtórzę. Wczoraj z rana. Gdzie jest ta zupa? Ktoś ją jadł? Ktokolwiek ją widział? – Samfu był zdenerwowany, robił się czerwony.
- No ja nie jadłem żadnej zupy, ale może Audrey po prostu coś nie wyszło. To był nerwowy okres – odpowiedział spokojnie Ethan.
- Audrey, skomentujesz to jakkolwiek? – zapytała Cecily.
- Ja… - zaczęła Kucharka.
- Chwila, kurwa! – Samfu obudził w sobie demona, bo tak agresywny słownie jeszcze nie był – Przecież nie było jej w kuchni dwa dni temu. Lokaj gotował, a na pewno nie zostawił nam żadnej zupy! Cokolwiek gotowała, zabarwiło wodę na czerwono, a dodatkowo robiła to w nocy, czy to nie jest wystarczający dowód?! Audrey, jak mogłaś to zrobić?
                Nie wiedziałem, co się dzieje, ale spoglądając na twarz Audrey przeraziłem się. Pewność siebie zniknęła. Wyglądała na małą, skurczoną i drobną, nie mając odpowiedzi na zarzuty Samfu.
- Audrey? – zapytał Yama.
- Nie wierzę! – wykrzyczała Lily – Nie wierzę, że ze wszystkich osób, zabiła go osoba, która w niego najbardziej wierzyła i go tak podziwiała. Najlepsza osoba, z tego całego cholernego grona!
- Co miałam zrobić? – zapytała zrozpaczona – To był wypadek… Ja nie chciałam zrobić mu krzywdy, ale zdenerwował mnie i…
Kucharka wybuchnęła płaczem. Łkała tak intensywnie, że nie dało się zrozumieć ani słowa wychodzącego z jej ust. Łzy ściekały jej z grubych policzków, a ona sama po chwili ukucnęła na swojej platformie i płakała, a jej szlochanie odbijało się echem od ścian. Przyłożyłem dłoń do ust, nie wierząc w to, co się działo.
- Wycofajmy Ethana i Mycrofta – zaproponowała Cecily, wciskając oba przyciski. Zajęło to chwilę. Mycroft jak zwykle zamilkł. Za każdym razem, kiedy coś mu się w końcu udawało i reszta to była w stanie zaakceptować, to milczał, szczycąc się swoim zwycięstwem. Ciężko było cokolwiek dodać. Kucharka się nieco uspokajała, ale dalej trzęsła się i z trudem łapała oddech, przecierając fartuchem łzy. Fartuchem…
- Użyłaś fartucha do owinięcia jego głowy, prawda? – zapytałem, gdy na sali zrobiło się na tyle cicho, żeby dało się zadać pytanie.
- Tak – smarknęła przeciągle w chusteczkę – Użyłam fartucha i właśnie on był w garnku…
- Ty naprawdę to zrobiłaś… - Carmen nie mogła uwierzyć.
- Dlaczego go zabiłaś? – zapytała Cecily, a na jej twarzy widać było jedynie obojętność. Nie była zaskoczona? Czy tylko ja nie mogłem uwierzyć, że znowu ktoś zabił? Dodatkowo, tym razem okazało się, ze osobą stojącą za tym wszystkim była Audrey.
- Myślę, że powinniśmy najpierw zagłosować – zaproponował Alan.
- Nie wierzę, że go zabiłaś. Ufał ci. Pewnie o tym gadaliście wtedy, w tym biurze – Samfu nie przestawał obwiniać – Nigdy ci tego nie wybaczę. Nie miałem szans na rewanż, ograbiłaś mnie z niej.
- Naprawdę przejmujesz się swoja głupią grą? – zdziwiła się Alice. Wiedziałem, ze Samfu udawał. Jego ręce drżały, a głos był podłamany. On przeżywał tą śmierć bardziej niż ktokolwiek inny, a ja to doskonale widziałem. Znałem ten stan.
- To był przypadek… Nawet jakbym wiedziała o tym wszystkim, to bym go nie zabiła… Nie chciałam tego, zrobić, ale stało się i teraz przyjmę na siebie karę…
- Głosuję na Audrey King – wykrzyczał Samfu.
- Głosuję na Audrey King – zawtórowała mu Elizabeth.
- Głosuję na Audrey King – powiedziała spokojnie Cecily.
Głosy zostały oddane. Pojawiały się na tablicy tuż nad nami. Wszyscy oddali głos na jedną i tą samą osobę. Serce, które było słychać w tle biło wyjątkowo szybko. Porywacze powstali i spojrzeli na nas z góry. Przemówiła Neri:
- Szesnaście głosów na Audrey King, zagłosowaliście jednomyślnie. Nie będzie to dla was zaskoczeniem, bo sprawczyni sama się przyznała, ale dla waszego spokoju przyznajemy wam rację. Trafiliście. Osobą, która zabiła Jacoba Robertsona jest Audrey King!
Dźwięk bicia serca się zatrzymał. Na sali zapadła idealna cisza. Najdziwniejszy z dotychczasowych procesów się zakończył. Nie mogłem jeszcze odetchnąć z ulgą, bo wiedziałem, że najgorsze czekało nas dopiero teraz.

---------------------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
- Pozostali Patroni z niższych progów

Komentarze

  1. Zasadniczo to jeżeli gotowała zupę to powinna się ona zabarwić na kolor żółty ponieważ hemoglobina czyli białko pod wpływem wysokiej temperatury powinna ulec denaturacji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę brzmieć jakbym Ci nie wierzył, ale z czystej ciekawości można prosić o link lub na ukierunkowanie na coś, żeby poczytać więcej na ten temat? Jestem chemicznie upośledzony i choć próbowałem, nie znalazłem nic pasującego do sytuacji i zgadzającego się z tym stwierdzeniem lub po prostu nie zrozumiałem przez fachowe słownictwo :(

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Dobrze że mi zwróciłeś uwagę bo pomyliłem efekt z próbą ksantoproteinową.Podczas denaturacji zmienia się struktura białek więc odwołuje to co powiedziałem o żółtym kolorze, ale powinny pojawić się białe grudki na zupie. Nie jestem pewien jak to wygląda dla krwi ale erytrocyty i hemoglobina to białka więc powinniśmy dostać białe grudki,

      Usuń
    4. Przyznaję, że nie robiłem aż takiego researchu, ale należy pamiętać, że fartuch był jedynie odrobinę zakrwawiony, bo większa część krwi wypłynęła przy ścianie w biurze. Fartuch chronił głowę i złapał ostatki. Mimo wszystko ciekawostka bardzo przydatna, na pewno to wykorzystam w przyszłości, bo nie miałem o takiej reakcji pojęcia

      Usuń
  2. Muszę przyznać, myśl, że Audrey zabije przeszła mi przez głowę w którymś rozdziale przez dosłownie sekundę, ale nie sądziłem, że to faktycznie będzie ona, ale mniejsza z tym. Jestem zawiedziony, że to kolejne przypadkowe zabójstwo. Naprawdę nie ma tam szczerze złych lub chociaż trochę postaci? To już 3 z 8 epizodów, gdzie 8 pewnie będzie tylko typowym zakończeniem, zgaduję, że z powrotem wracającym do pierwszej sprawy (wydaje mi się, że coś nie do końca tam zostało wyjaśnione, ale to może być nawyk z Danganronpy), więc szczerze mówiąc, to już dobry czas, żeby ci kombinatorzy zaczęli powoli się mobilizować :D. (Tak, wiem, że w 2 ep było poniekąd trochę planowania, ale nie do końca to wyszło zabójcy, bo ktoś inny się zjawił) Tym razem trudno. Będę traktował pierwszy epizod jako bardziej prologowy, żeby jakoś to przełknąć, bo przyznam, dla takich jak zdecydowanie ciekawiej czyta się o zaplanowanych morderstwach xD No chyba, że… Te zaginione wspomnienia Carmen mają jakąś zewnętrzną przyczynę, a Audrey została użyta jako kozioł ofiarny podobną metodą, plus z dodatkiem zupy, bo faktycznie ją pamiętam. ;)
    Dobra, to jeszcze coś o sali procesowej. Ten wodospad bardzo skojarzył mi się z historią Sherlocka Holmesa, a konkretnie jej końcem, ale czy symbolika była na miejscu, tego jeszcze nie jestem w stanie ocenić z perspektywy tego rozdziału. Chociaż, nawet jeśli nie zostanie to uzasadnione następnym rozdziałem, ta moja teoryjka mogłaby to jakoś tłumaczyć :D Jednak wracając do faktów, szachownica na pewno dobrze dobrana :P Mimo, że detektyw już sobie na niej nie pogra, nadal jest jedną z postaci, która skrywa najwięcej potencjału, więc czekam co się zadzieje dalej. ;) Tu jeszcze dodam, bo raczej nie wypowiadałem się jeszcze o postaciach. Jak na razie obok wspomnianego wyżej dyndającego koleżki, na stan z 30 za najciekawsze postacie z którymi może zadziać się wiele zachęcających rzeczy uważam Lokaja, Iluzjonistę i trochę mniej – Samfu. To czy ktoś jeszcze dołączy do tej grup lub ją opuści, zobaczymy ;)
    Już kończąc przyznam, że coraz bardziej mam ochotę zgłosić kogoś kompletnie złego do Pecca 2 jak odbędzie się rekrutacja xD. Może trochę za wcześnie jeszcze to oceniać, bo to nawet nie połowa, ale czuję jakby tego właśnie teraz brakowało. Oprócz detektywa, który może stać na krawędzi antybohatera i może niekoniecznie antagonisty, ale kogoś negatywnego, można spokojnie założyć, że w hotelu jest jeszcze co najmniej 1 osoba tego pokroju lub nawet gorsza. To trochę mało, więc mam nadzieję, że w tej chwili jęczę bez powodu i niedługo zostanie mi miło powiedziane „mylisz się, panie GREKy” xD Więc wykorzystam to, że przeszła mi taka myśl przez głowę, żeby ‘zateasować’ to co będę przygotowywać, bo jestem z tego jak na razie bardzo zadowolony. Albo robię właśnie zasłonę dymną i zaatakuję z kompletnie przeciwnego końca. Kto wie? ;)
    To tyle. O całym epizodzie rozwinę się innym razem, więc teraz już tylko powiem dobranoc. To jest, jeżeli jeszcze dzisiaj to przeczytasz, bo zakładam, że po takim intensywnym streamie pewnie już odpoczywasz xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy coś więcej stało się w tym procesie zobaczycie w kolejnym rozdziale, ale (mini-mini spoiler) mogę zapewnić, że chyba żadne pozostałe morderstwo nie będzie już przypadkowe :) Wodospad mógł mi wpaść podprogowo do głowy rzeczywiście, po poznaniu historii Sherlocka :O Teraz zdałem sobie z tego sprawę. Szachownica z kolei była całkowicie zaplanowana ^^ Myślę, że parę postaci jeszcze zaskoczy swoimi motywami.
      Do drugiej części będę szukał więcej postaci złych/dziwnych/ziemniakowatych. Jak teraz patrzę, to popełniliśmy błąd biorąc tyle "podobnych" postaci i patrząc tylko na ciekawe historie/talenty. Cała postać musi być złożona i te złe są równie ciekawe i potrzebne w historii. Mimo to postaram się pracować na tym, co mam i jak pisałem wyżej - myślę, że jeszcze zaskoczę.
      I czytam to dnia następnego, wczoraj byłem wyczerpany xD

      Dzięki za komentarz

      Usuń
  3. "-Neri, kto zabił Jacoba?
    -Nie powiem Ci.
    -Audrey?"

    Zgadłam. Rzuciłam to bardziej w żartach, bo to przecież kochana Audrey, ale.. Omg. To smutne. Bardzo.
    Ten proces do tej pory podobał mi się najbardziej. Był jednocześnie chaotyczny i bardzo ułożony przez Gości. Zachowanie Cecily było świetne, coraz bardziej zyskuje w moich oczach, chociaż ciągle czekam na jej wielki moment, bo wierzę, że taki nastąpi. Samfu to moje drugie kochane słoneczko ♥ To, jak przeżył śmierć Jacoba, albo przynajmniej jak grał, było boskie. Uwielbiam go ♥
    Ze wszystkich rzeczy nie zdziwiło mnie, że Audrey zabiła przypadkiem, w przypływie emocji. Nawet nie zaskoczyło mnie, że była tak spokojna przy jej wybuchowym charakterze. To, co absolutnie zwaliło mnie z nóg to fakt, że wygotowała swój fartuch w kuchni. Gotująca się krew - obrzydlistwo. Jednak rozumiem, bo wyrzucanie dowodów zbrodni do pralni to kiepski pomysł. Mimo to.. Obrzydlistwo.
    Będzie brakowało mi i Jacoba, i Audrey. Rozpacz się szerzy ♥

    Ps. Zauważyłam, że mój komentarz pod ostatnim rozdziałem się nie dodał </3 Wybaczcie! Wiedzcie tylko, że bardzo mi się podobało ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że Neri nie powiedziała :D Ale tak, to smutne, chociaż czas Audrey już się zbliżał. Bardzo dziwnie mi się pisało ten proces, ale cieszę się, że całość się podobała. Po tym procesie sporo się zmieni, ludzie będą działali zupełnie inaczej. W końcu nie będzie już balastu trzymającego ich niczym kotwica. Samfu jest świetny, uwielbiam go pisać i wplatać w wątki. Żałuje, że nie ma więcej postaci, które tak dobrze mi się wyczuwa.
      Jakby się zastanowić, to gdyby nie to, że nie było jej tyle w kuchni to nie dałoby się jej realnie połączyć z tą sprawą. Garnek z wygotowanym fartuchem przeważył o wszystkim.
      Rozpacz się szerzy ^^

      Spokojnie, ważne, że się podobało, dzięki za komentarz :D

      Usuń

Prześlij komentarz