Epizod III - Rozdział 29: Zasięg działania (Alan Dantes)

Rozdział 29, nadszedł czas na wyjątkowo chaotyczne śledztwo. Przed Wami zbrodnia niesamowicie dziwna i ciężka do zrozumienia. Poznacie ją oczami naszego ulubionego Pechowca. Zapraszamy do czytania, a po przeczytaniu do sekcji komentarzy i udostępnienia bloga znajomym :)



Rozdział 29: Zasięg działania (Alan Dantes)


                Przeszedłem przez kolejną półkę, gdy przed moimi oczami stanął potworny widok. Alice stała przed wiszącym ciałem Jacoba. Zaskoczyło mnie to, jak szybko mój mózg był w stanie zrozumieć ten obraz. Usłyszeliśmy dźwięk komunikatu.
- Witajcie - rozbrzmiał głos Lokaja - W czytelni właśnie zostało odkryte ciało jednego z gości. W tym momencie mają Państwo dwie godziny na przeprowadzenie śledztwa i zebranie dowodów. Gdy czas się skończy wszyscy, bez wyjątku muszą stawić się przy recepcji, skąd zabiorę Państwa na salę procesową. Przypominam o zasadach, a także o tym, że winda będzie teraz przez parę minut czynna, a następnie zostanie wyłączona. Powodzenia.
Nie słyszałem głosu Lokaja od tak dawna, że z początku go nie rozpoznałem. Wspomnienia szybko wróciły na swoje miejsce. Spojrzałem na Alice, która obserwowała ciało pustym wzrokiem.
- Zabił się? – pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy wyleciała przez usta zanim zdążyłem ją zatrzymać.
- Nie wydaje mi się – odpowiedziała po chwili – Pobiegniesz po resztę?
Zachowywała się dziwnie. Chciałem przytaknąć, ale w tej samej chwili usłyszeliśmy kroki. Do korytarza, w którym byliśmy, wpadła duża część grupy. Kolejne osoby dobiegały w międzyczasie.
- O cholera – westchnęła Audrey. Agatha odsunęła się na bok, wydając z siebie odgłosy, jakby miała zaraz zwymiotować. Większość osób odwracała wzrok. Maks i Cecily stali obok siebie i patrzyli na wisielca ze smutkiem. Aaron zniknął pomiędzy półkami. Widziałem jak zaciska pięści w bezsilności. Najgorzej wyglądał Samfu. Jego twarz przypominała dziecko, które właśnie straciło ulubioną zabawkę. Patrząc na niego czułem smutek.
- Czy on naprawdę się zabił? – zapytał Ethan.
- Nie czas teraz na analizę, musimy zbadać to miejsce. Czy ktoś pójdzie po Elizabeth? – zapytała Cecily fachowym tonem. Jak zwykle włączył się w niej zupełnie inny tryb. Zawsze tak działała podczas śledztw. Radziła sobie podczas nich zdecydowanie lepiej, niż podczas procesów, chociaż w obu przypadkach miała się czym pochwalić.
                Nim zdążyłem zaproponować, że ja to zrobię, na miejscu pojawił się Lokaj. Nawet nie zauważyłem, kiedy znalazł się za naszymi plecami. Ci którzy otrząsnęli się z szoku zauważyli go bardzo szybko, inni dopiero, kiedy się odezwał:
- Witam Państwa – powiedział poważnym i oficjalnym tonem – Cieszę się, że możemy się ponownie spotkać, chociaż żałuję, że w takich okolicznościach – spojrzał na wiszące ciało.
- Czemu on nie żyje? – zapytał Samfu.
- Dlaczego nie przerwaliście tego, jak odpowiedzieliśmy na pytanie? Nie tak się umawialiśmy! – krzyknął w stronę Lokaja Mycroft.
- Proszę się nie denerwować. Sytuacja wymagała od nas żebyśmy ujawnili się dopiero po odnalezieniu ciała. Teraz zaczyna się śledztwo i nie mamy czasu na rozmowę, więc proszę, przeczytajcie plik, który Państwu przygotowałem i weźcie się do roboty.
- Ty cholerny… - zaczął Aaron, ale Yama go złapał za ramię, próbując uspokoić. Lokaj wyciągnął skórzaną teczkę i wręczył ją w dłonie Maksa. Pisarz chwycił plik długimi palcami i sprawnie otworzył:
- Ofiarą trzeciego morderstwa jest Jacob Robertson, detektyw. Jego ciało zostało znalezione w czytelni, powieszone pomiędzy półkami. Czas zgonu, jak i jego bezpośrednia przyczyna nie są jednak znane. Zginął natychmiast. – przeczytał – To tyle.
- Co? – zdziwiła się Sandra – Przecież w tym pliku nie ma żadnych informacji.
- Jest tu kilka kluczowych informacji, ale na pewno mamy do czynienia z zupełnie innym śledztwem – powiedział Maks.
- Innym, bo go w nim nie będzie – powiedziała cichym głosem Audrey.
- Weźcie się w garść – krzyknęła Wendy – Jak tego nie ogarniemy to przegramy.
- Jak mamy sobie dać radę bez Jacoba? – zapytał Ethan.
- To koszmar… - Audrey kręciła głową – Ale prawda, musimy dać z siebie wszystko. Tylko, że wygląda na to, że on się… zabił. Wisi na sznurze.
- Tak myślałam – powiedziała nagle Elizabeth, która wpadła pomiędzy półki oddychając ciężko – Jak wygląda sprawa?
- Nie wiemy – powiedziałem ze smutkiem – Plik morderstwa dał nam szczątkowe informacje.
Maks przeczytał je jeszcze raz. Nikt mu nie przerywał. Nikt nie wiedział, od czego tak naprawdę zacząć.
- Zdejmijcie go. Muszę obejrzeć ciało.
Aaron i Samfu podeszli do grubej liny, która była zawinięta o jedną z półek. Wspólnymi siłami zaczęli ją odwiązywać i opuszczać ciało na ziemię. Miejsce zbrodni było… wyjątkowo ubogie. Oprócz przewróconego krzesła, która wyglądało jakby pochodziło z głównej części czytelni, znajdowała się tutaj tylko lina. Nic więcej. Zero krwi, brak narzędzia zbrodni. To naprawdę wyglądało na samobójstwo.
                Ciało powoli opadło na ziemię, gdzie natychmiast podeszła do niego Elizabeth.
- Pójdźcie po jakąś lampkę, strasznie tu ciemno – warknęła w stronę dziewczyn. Chciałem jej pomóc, ale zatrzymała mnie Cecily:
- Alan, musisz nam pomóc – powiedziała.
- W jaki sposób?
- Musimy jakoś rozdzielić obowiązki. Jacob normalnie by się zajął przesłuchiwaniem, ale przez to, że go nie ma, to my to zrobimy.
- Dlaczego potrzebujesz mojej pomocy? – zdziwiłem się.
- Jak nie chcesz, to poproszę kogoś innego…
- Spokojnie – odpowiedziałem – Z chęcią ci pomogę.
Ciężko było ją przeczytać. Na pewno nie widziałem na jej twarzy strachu, była skupiona. Zastanawiałem się czemu wybrała do przesłuchań akurat mnie, a nie Yamę lub Maksa. Pokerzysta krzątał się po miejscu zbrodni razem z Samfu, szukając jakiegoś tropu. Lily i Sandra przyniosły lampę, a Wendy oraz Mycroft dyskutowali o czymś przy ciele. Ethan usunął się na bok i obserwował całą sytuację, szepcząc coś pod nosem. Audrey patrzyła na ciało z przygnębionym wyrazem twarzy. Byłem pewien, że mocno to przeżyła. Agatha i Alice stały gdzieś na boku, nie uczestnicząc bezpośrednio w śledztwie.
- Masz pomysł, kto może coś wiedzieć? – zapytała mnie.
- Maks często przebywał w czytelni, myślę, że on może mieć jakąś wiedzę – stwierdziłem po chwili zastanowienia.
- To brzmi dobrze – zastanowiła się chwilę – Elizabeth na pewno powie coś ciekawego o samym ciele.
- Carmen może powie o jakimś dodatkowym fakcie – dodałem po chwili.
- Samfu zachowywał się podejrzanie i też może coś wiedzieć – powiedziała patrząc w jego stronę.
- Wydaje mi się, że to dobry pomysł.
                Gdy ogłosiliśmy, że będziemy przesłuchiwać we dwójkę, dało się odczuć, że ludzie nie są zachwyceni tym pomysłem. Dotychczas przesłuchania prowadziła ofiara i mimo wszystko ludzie patrzyli na to zupełnie inaczej, wciąż nie będąc do końca chętnymi. Teraz sytuacja wyglądała jeszcze gorzej, bo ludzie widzieli w nas wrogów. Nie do końca się dziwiłem, w końcu równie dobrze mogliśmy być zabójcami. Mimo tego wszystkiego, zaczęliśmy od rozmowy z Maksem, który nie sprawiał żadnych problemów. Odeszliśmy na bok, żeby nie rozpraszać się rozmowami przy ciele Jacoba. Nie miałem zresztą ochoty na nie patrzeć. Sina, napuchnięta twarz wyglądała po prostu okropnie. Opaska zasłaniająca pusty oczodół sprawiała, że całość przedstawiała się jeszcze bardziej upiornie.
- Nie możemy cię nawet zapytać, gdzie byłeś w konkretnym momencie, bo nie wiemy kiedy zginął – pożaliła się na start Cecily – Ale może powiesz nam jak spędziłeś ostatnie dwa dni.
- Odkąd otworzyło się biuro i pojawiła się zagadka przyjąłem zmienny tryb pracy – jednego dnia w czytelni, drugiego w biurze, oczywiście z przerwami. Dzisiaj wypadał dzień czytelni. Tak samo dwa dni temu. W biurze byłem cały dzień wczoraj i kawałek ranka dwa dni temu. Zresztą siedziałem tam wtedy z Alanem, on sam będzie mógł to potwierdzić.
Mówił prawdę dwa dni temu z rana poprosił mnie o pomoc w biurze. Staraliśmy się wtedy trochę poprzestawiać dla jego wygody, ale skończyło się na tym, że niedużo zrobiliśmy, a ja zraniłem się wystającym gwoździem. Potwierdziłem skinieniem głowy.
- Całe dni tam spędzałeś?
- To zależy. Wczoraj po poszukiwaniach wróciłem od razu do biura, a dzisiaj jestem cały dzień w czytelni, chociaż ten dopiero się zaczął.
- Kiedy ostatni raz widziałeś Jacoba żywego? – zapytałem.
- Nie pamiętam. Przez ten cały motyw z zagadką straciłem poczucie czasu, ale na pewno było to parę dni temu. Wtedy, kiedy grupa chciała jeszcze rozwiązać ten problem wspólnie, a nie chowała się po pokojach.
- Nie widziałeś żeby ktoś podejrzany się tutaj kręcił? – zapytała Cecily.
- Nie… No dobra, był tutaj Samfu, ale w sumie nie robił nic specjalnie podejrzanego. Nie możemy go obwiniać za to, że po prostu jest w danym miejscu.
- Masz rację – odpowiedziała – Ale to dla nas ważny trop. Myślisz, że jest jeszcze coś, co powinniśmy wiedzieć?
- Na pewno jest, ale ja nie mam takiej wiedzy. Ostatnie dni spędziłem szukając informacji. Staram się trzymać z daleka od niebezpieczeństw, więc po prostu nie jestem na bieżąco.
- Dobra, dziękujemy za informacje – Cecily uśmiechnęła się na moment i wróciła do swoich myśli. Pisarz skłonił się delikatnie i odszedł na bok, zbliżając się do miejsca zbrodni.
- Mówił szczerze, zresztą nie widzę jakby mógł zawiesić tą linę ze swoją nogą – powiedziałem.
- Myślisz, że to było zabójstwo? – zapytała zdziwiona.
- Czy przesłuchiwalibyśmy ludzi, gdybyśmy nie przewidywali tej opcji?
                Kolejna w kolejce była Elizabeth, ale poprosiła o jeszcze trochę czasu przy badaniu ciała. Carmen dalej przebywała w jej pokoju, więc jej zeznania musieliśmy odłożyć na później. Przyszła pora na Samfu. Już wcześniej rzuciło mi się w oczy, że zachowywał się zupełnie inaczej, niż zazwyczaj. Nawet teraz, kiedy na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech, to wiedziałem, że coś nie gra. Nerwowo przebierał nogą i przecierał palcami. Czego się bał? Czy aż tak przeżył śmierć Jacoba? Ciekawiła mnie ich relacja. To było coś, co łączyło elementy rywalizacji i przyjaźni.
- Jak wyglądały twoje ostatnie dwa dni? – zapytałem.
- Byłem z większością grupy na zapleczu pracowni malarskiej, potem szukałem Carmen i Jacoba i w końcu trafiłem tutaj. Nie wrobicie mnie w jego śmierć, bo sam jestem nią wyjątkowo zaskoczony.
- Czyli spodziewałeś się śmierci Dismasa i Oliviera? – Cecily spojrzała na niego badawczo.
- Oliviera na pewno, a co do Dismasa, to był wysoko na mojej liście.
- Masz tymczasowe alibi, ale może powiesz nam coś ciekawego o samej ofierze. Kiedy ostatni raz widziałeś Jacoba? – Cecily musiała być na niego cięta, bo zadawała pytania wyjątkowo dokładnie.
- Widziałem go ostatnio w dzień przed rozwiązaniem zagadki. Gadaliśmy o jakichś pierdołach, już sam nie pamiętam.
Przypomniała mi się nagle pewna scena, na którą zwróciłem uwagę już wcześniej.
- Rozmawiałeś z nim wtedy?
Samfu spojrzał na mnie.
- Kiedy?
Widać było, że udawał.
- Jak spał. Słyszałem to, jestem pewien!
- Człowieku uspokój się – odpowiedział – Przecież ci mówiłem, że ci się wydawało. Z nikim nie gadałem.
- Samfu – podszedłem o krok bliżej – Jak nie dowiemy się, co planował Jacob to nie odkryjemy kto mógł go zabić.
- Przecież dobrze wiecie, co on próbował zrobić – zdziwił się chłopak – Rozwiązać zagadkę. Większość z was popadała w grubą panikę, a on dalej szukał rozwiązania!
- Nikt… - zacząłem nieco wystraszony jego reakcją.
- A Mycroft? Czemu on nie czeka na przesłuchanie? Cały czas czepiał się Jacoba i negował jego metody. Pewnie go zabił udając, że szuka rozwiązania zagadki.
- Myślisz, że Mycroft mu coś zrobił?
- Przecież się kurwa nie powiesił. Nie pamiętacie, co mówił podczas gry w pytania? Bał się wisielców. Ktoś, kto go zabił oczywiście tego nie zapamiętał, więc jest durniem. Opis chyba aż za dobrze pasuje do naszego dzielnego i bezużytecznego hakera?
- Samfu…
- Dajcie mi spokój – Król Dram odszedł na bok bez słowa, delikatnie kuśtykając. Jeżeli on to zrobił, to udawał żal i żałobę niezwykle dobrze. Opuścił miejsce zbrodni i zniknął pomiędzy półkami. Wyglądał kiepsko.
- Strasznie to przeżywa – zauważyła Cecily – Mocno się wczuł w tą relację.
- To aż dziwne, ale myślę, że całość ma jakieś drugie dno i nie do końca wierzę w ten jego teatrzyk – powiedziałem – Chociaż muszę się zgodzić, że warto przepytać Mycrofta. Rzeczywiście nie było go ostatnio widać.
- Przesłuchajmy go na wszelki wypadek – zaproponowała.
                Zawołaliśmy Mycrofta, który ostatnio się bardzo zmienił. Z wesołego i radosnego chłopaka, zaczął zamieniać się w coś podobnego do Aarona, tylko skierowanego jeszcze bardziej na zawiść i upartość. Ciężko go było znieść. Teraz nie wyglądał najgorzej, chociaż zauważyłem na jego twarzy zmęczenie. Przykrył je umiejętnie szerokim uśmiechem.
- Co chcecie wiedzieć?
- Na początek chcielibyśmy wiedzieć jak spędziłeś ostatnie dwa dni – zaczęła Cecily.
- Rozwiązywałem zagadkę. Bez przerwy. Zebrałem więcej żarcia i dzięki temu nie musiałem nawet wychodzić z pokoju.
- Czy ktoś to potwierdzi? – skierowałem pytanie w jego stronę.
- No… nie. Wendy nie spała w pokoju, bo poszła na noc do pracowni malarskiej, więc byłem tam sam. Ale udało mi się rozwiązać zagadkę, a cały wczorajszy wieczór spędziłem już z Wendy. Tak samo noc i dzisiejszy ranek.
- Czyli masz alibi od wczoraj od południa? – upewniła się Cecily.
- Tak. O coś mnie podejrzewacie? Ludziska, przecież to ja was uratowałem, dlaczego miałbym kogoś zabijać?
- Otwarcie go krytykowałeś, czy to dziwne, że cię podejrzewamy?
- Krytykowałem go? – powtórzył pytanie Cecily z niedowierzaniem. Wyglądał jakby usłyszał coś nieprawdopodobnego – Chyba sobie ze mnie żartujecie. Przecież tylko wyrażałem swoją opinię. Jak dla mnie Jacob mało co zmieniał, a wszyscy go wywyższali. To tyle.
- Według mnie byłeś zazdrosny jego sukcesu i odebrałeś mu rozwiązanie, a potem go zabiłeś – wypaliła Aktorka. Otworzyłem usta w grymasie zdziwienia. To była tak szalona teoria… Mycroft zrobił się czerwony na twarzy.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz! Cecily o co ty mnie oskarżasz? Nie jestem mordercą do cholery jasnej!
- Nie denerwuj się – upomniała go chłodno – Szukam prawdy, a ty jesteś jednym z podejrzanych.
- Rozwiązywałem zagadkę żeby was uratować… Jak możesz tak myśleć? – złość przeszła w rozczarowanie.
- Sprawdzamy opcje, czemu bierzesz wszystko tak personalnie? – zdziwiłem się.
- Bo nic mu nie zrobiłem! Jest masa osób, które nie mają alibi, nie pamiętacie już jak wyglądały ostatnie dni? Każdy siedział w swoim pokoju…
- Ostatnie pytanie – urwała Cecily – Kiedy go ostatni raz widziałeś żywego?
- Czy ja wiem? Parę dni temu, nie pamiętam kiedy. Nie zwracałem na niego uwagi, skupiłem się na zagadce i ją rozwiązałem. Czy to nie jest wystarczający dowód?
- Nie wiemy, czy Twoje rozwiązanie jest prawidłowe – przypomniała Aktorka – Póki co niczego nie wiemy. Nawet jaka była przyczyna śmierci i kiedy to się stało.
- Powinniście przyjrzeć się Samfu. Wydaje mi się, że może coś wiedzieć – poradził.
- Gadaliśmy już z nim, ale nie dowiedzieliśmy się niczego szokującego – odpowiedziała.
                Zaczynałem czuć delikatną panikę. Nie wiedziałem jakie pytanie mogliśmy jeszcze zadać. Wydawało mi się, że jest tyle niewiadomych, że znalezienie sprawcy będzie graniczyło z cudem. Żebyśmy mieli jakikolwiek punkt zaczepienia… Pożegnaliśmy się z Mycroftem, który dalej czerwonawy na twarzy wrócił do stojącej nieopodal Wendy, która obserwowała sytuację ze spokojem. Całe szczęście do przesłuchania pozostawały jeszcze dwie osoby. Miałem nadzieję, że od nich dowiemy się czegoś więcej. Podeszliśmy bliżej miejsca zbrodni. Stało tutaj kilkoro gości, ale nas najbardziej interesowała klęcząca przy ciele Elizabeth.
- Dowiedziałaś się czegoś ciekawego? – zapytałem.
- Jeszcze niczego Alan – odpowiedziała – Potrzebuję chwili, bo zauważyłam coś dziwnego. Wiem, że czas ucieka, ale dajcie mi jeszcze trochę czasu. Możecie pójść po Carmen, prosiłam ją żeby poczekała na kogoś i sama nie przychodziła, więc będziecie mogli ją po drodze przesłuchać. Ja potrzebuję jeszcze dziesięciu minut.
- Dobra. Bądź gotowa jak wrócimy.
Cecily ruszyła za mną i po chwili udało nam się znaleźć drogę do głównej części czytelni. Stamtąd minęliśmy drzwi i zeszliśmy na dół, do sypialni. Drogę do pokoju Elizabeth znałem lepiej niż drogę do siebie. Weszliśmy do środka i zobaczyliśmy, że Carmen szła do przodu, opierając się ciężko o kanapę. Podbiegłem do niej i pozwoliłem oprzeć się o moje ramię. Była na tyle lekka, że nawet gdy ciężko się o nie oparła to ledwo to poczułem.
- Dziękuję Mniszku – powiedziała – Myślałam, że o mnie zapomnieliście.
- Miałaś sama nie wstawać – skarciła ją Cecily, podchodząc z drugiej strony – Oprzyj się dobrze i pójdziemy do czytelni. Jak się czujesz?
- Lepiej, chociaż troszkę kręci mi się w głowie – jakby na potwierdzenie, potknęła się. Gdybyśmy jej nie trzymali to na pewno leżałaby na ziemi – Oj.
- Uważaj – minęliśmy drzwi – Carmen przypomniałaś sobie coś istotnego? Jacob nie żyje, a ty miałaś się z nim spotkać jako ostatnia.
Na jej twarzy pojawił się smutek. Spojrzałem na nią i też poczułem ukłucie w sercu. Jej emocje zdawały się z niej wylewać, jak z nieszczelnego naczynia.
- Miałam jakieś dziwne, złe przeczucie, ale miałam nadzieję, że się myliłam. Gdybym tylko dotarła na spotkanie, to może nic by się nie stało…
- Nie obwiniaj się, to nie ma sensu – upomniałem ją – Nie wiemy jeszcze co się stało. Nie znamy przyczyny śmierci i nie wiemy kiedy zginął. To całe wydarzenie to jedna, wielka tajemnica.
- Nie widziałaś go tamtego dnia? – zapytała Cecily.
- Wydaje mi się, że go widziałam, ale mam potworną lukę w pamięci. Wydaje mi się, że… uciekałam przed nim.
- Co? – zdziwiłem się, a Cecily spojrzała na nią zaciekawiona. Jacob ją gonił? Starał się jej coś zrobić?
- Chciał ci zrobić krzywdę?
- Nie… nie wiem. Pamiętam, że się chciałam przed nim gdzieś schować. Chyba nie był sam…
- Pamiętasz, gdzie się przed nim schowałaś? – zapytałem jej.
- Może w tej szafie? Spotkałaś go gdzieś przy biurze i schowałaś się wewnątrz szafy, w której cię znaleźliśmy.
- To możliwe… Przepraszam nie pamiętam zbyt dobrze, po prostu mam strzępki wspomnień w głowie. Ale pamiętam szafę. To, co powiedziałaś może być prawdą.
- To już jakiś trop. Warto będzie zajrzeć do biura, w końcu tam znaleźliśmy tą plamę krwi i gwóźdź – przypomniała Aktorka.
- Ciekawe z kim był wtedy Jacob. Nie chcę nic mówić, ale jeżeli to, co mówisz jest prawdą, to mógł tam być z mordercą.
- Prawda – stwierdziła – Musimy to sprawdzić.
                Wspięliśmy się po schodach, chociaż chwilę nam to zajęło. Carmen poruszała się powoli, z trudem pokonywała kolejne stopnie. Było to spowodowane tym, jak wiele czasu spędziła ściśnięta. Uraz głowy nie ułatwiał sprawy. Elizabeth mówiła mi, że mało brakowało, a coś, co sprawiło ten uraz doprowadziłoby do pęknięcia czaszki. Nie znalazła jednak na głowie żadnego konkretnego śladu, więc podejrzewała, że nikt jej bezpośrednio nie uderzył, raczej ona w coś uderzyła. Elizabeth tłumaczyła mi jak wygląda różnica, ale było to na tyle skomplikowane, że mało z tego zapamiętałem. Wróciliśmy do grupy. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy było ciało. Zasłonili je zasłoną. Elizabeth skończyła analizę. Posadziliśmy Carmen na krześle znalezionym na miejscu zbrodni i przeszliśmy do przesłuchania ostatniej osoby, którą mieliśmy w planach.
- Jak spędziłaś ostatnie dwa dni? – zapytała Cecily. Zazwyczaj spędzałem całe dni w pokoju Farmaceutki, ale przez noc w pracowni malarskiej nie mogłem potwierdzić jej alibi. Pamiętałem uczucie, które czułem kiedy Elizabeth sprawdzała mnie podczas procesu Raphaela. Teraz ta niepewność wracała, chociaż chciałem wierzyć w to, że Elizabeth ponownie była niewinna. Najgorsze było to, że jakby mimo wszystko zdecydowała się na zabicie to mogłaby z łatwością sfabrykować analizę ciała, szczególnie teraz kiedy nie żył Jacob. Detektyw znał się na tym całkiem nieźle, ale gdy nie żył, jedyną osobą potrafiącą badać zwłoki była Elizabeth. To stawiało ją w naprawdę niebezpiecznej pozycji jako ofiarę i potencjalnego mordercę.
- Dwa dni temu siedziałam w laboratorium dalej badając próbki. Nie spotkałam nikogo po drodze, więc alibi nie mam, ale wczorajszy dzień kręcił się przy mnie Alan i pilnowałam Carmen. Chociaż nie była przytomna przez większość czasu to na pewno to potwierdzi podczas momentów, w których się przebudzała.
- Inna sprawa, jeżeli kontrolowałaś jej przebudzenia i specjalnie pokazywałaś, że przy niej jesteś, tylko po to, żeby mieć alibi – Cecily rzuciła kolejnymi oskarżeniami, które mi wydawały się być absurdalne, ale ona widziała w nich jakiś sens. Wolałem nie wnikać. Elizabeth również się nie uniosła, spojrzała na nią znużonym wzrokiem:
- Nie kontrolowałam przebudzenia. Możesz założyć, że nie mam alibi. Na pewno nie jestem jedyna, a w razie problemów jakoś się obronię, chociaż mam nadzieję, że skupicie się na tych naprawdę podejrzanych.
- Mianowicie?
- Powinniście przyjrzeć się Samfu. Jak Jacob leżał w moim pokoju po odbytej karze to zaglądał tam przynajmniej raz dziennie. Nie wiem czego chciał, ale myślę, że mógł coś planować – wyjaśniła.
- Dobra, możemy przejść do analizy ciała? – poprosiłem. Nie lubiłem patrzeć, jak Elizabeth się z kimś kłóciła, a z jej charakterem to niestety było dosyć częste.
- Pierwsze co rzuciło się w oczy to sina pętla na szyi. Oczywiście od sznura, tego chyba nie muszę tłumaczyć, prawda? – zapytała i po chwili ciągnęła dalej – Ciekawsze są fakty, które poznałam gdy go dokładniej zbadałam. Z tego, co zauważyłam musiał zginąć przynajmniej dzień temu, osobiście bym stawiała wieczór dwa dni temu, dzień przed rozwiązaniem zagadki.
- Co? – zdziwiłem się.
- To zmienia postać rzeczy. Tak czy siak nie miałaś wtedy alibi – powiedziała Cecily.
- Nie miałam – westchnęła – Dodatkowo wiem co mogło być przyczyną śmierci. Z tyłu jego głowy znalazłam niedużą dziurę. Wygląda jakby ktoś przebił mu z dużą siłą kość potyliczną czymś cienkim, być może śrubokrętem albo jakimś kolcem. Rana nie przychodzi na wylot, ale możemy być prawie pewni, ze nie popełnił samobójstwa. Dziura jest dosyć świeża, więc patrząc na to, że zginął natychmiast myślę, że mamy przyczynę śmierci.
- Sprawca mógł go zajść od tyłu – zaczęła teoretyzować Cecily.
- Musiał na pewno mieć dużo siły, przebicie kości z taką precyzją wręcz podpowiada, że ktoś w niego… strzelił.
- Strzelił? – zdziwiłem się.
- To by jednak sprawiło, że pocisk przeszedłby na wylot, więc coś tu nie pasuje.
- Musimy się dobrze zastanowić. Czeka nas jeszcze przeszukanie biura, Carmen sobie przypomniała, że tam uciekała przed Jacobem – opowiedziałem Elizabeth o tym, czego się dowiedzieliśmy.
- To wszystko jest coraz dziwniejsze – westchnęła Elizabeth – No, ale mam jeszcze dwa fakty, które może wy lepiej rozgryziecie.
- Zostało pół godziny – powiedział Maks, na tyle głośno, że usłyszała go cała grupa, a przynajmniej ci, którzy byli na miejscu zbrodni. Zerknąłem na zasłonięte ciało i zauważyłem, że Audrey stała przy nim roztrzęsiona. Ostatnio straciła Rewa, z którym miała naprawdę bliskie relacje, śmierć kolejnego przyjaciela musiała ją bardzo boleć.
- Jakie fakty? – zaciekawiła się Cecily.
- Po pierwsze nie znalazłam nigdzie okularów Jacoba. Wiem, że je nosił pomimo opaski na oku. Nie było ich przy ciele i nie widziałam żeby ktokolwiek je znalazł, chyba, że zrobiła to osoba, która pierwsza zauważyła ciało. Tylko nie wiem, kto je znalazł.
- Ja i Alice – odpowiedziałem zgodnie z prawdą – Alice była tu pierwsza, ale nie wyglądało to jakby znalazła je na długo przede mną. Obserwowała je z daleka.
- Nie przesłuchaliśmy jej – przypomniała sobie Cecily – Może to nadrobimy?
- Myślę, że to zbyt wiele nie zmieni, a mamy jeszcze biuro do przeszukania – przypomniałem.
- Okej, a ta druga rzecz?
- W jego ręce coś znaleźliśmy. Dłoń była już na tyle ściśnięta, że musieliśmy ją wyłamać łomem, ale w środku pięści znaleźliśmy karteczkę, a właściwie jej fragment – to również brzmiało ciekawie.
- Co na niej było? – Cecily nie mogła się doczekać odpowiedzi.
- „… jest wśród was.” – odpowiedziała.
- Kto jest wśród nas?
- Nie wiem Carmen. Brakowało pozostałej części kartki, więc nie zdziwiłabym się gdyby morderca ją zabrał. Ciekawe czy dowiemy się, co na niej było… - zamyśliła się Elizabeth – Ciekawe czy była tam ważna informacja. Może przez to zginał Jacob? Odkrył coś, czego nie powinien odkryć?
- Nie dowiemy się tego teraz. Dzięki za wszystkie informacje Elizabeth, bez ciebie ta sprawa byłaby nie do rozwiązania. Teraz musimy iść z Alanem do biura.
- Mogę pójść z wami? – zapytał Yama – Nie mam już co robić na miejscu, a reszta planuje pójść do pokoju Jacoba. Myślę, że znajdziecie więcej niż oni.
- Jasne, jak chcesz Yama – zezwoliła Cecily.
- Ja też się dołączę – westchnęła Elizabeth – Chyba, że macie jeszcze jakieś pytania?
- Kiedy ostatnio widziałaś Jacoba żywego?
- Nie pamiętam dokładnie, ale pewnie w dzień śmierci, jakoś z rana. W drodze do laboratorium.
- Nie mówił o żadnych planach?
- Nie byłam nikim specjalnym, żeby dzielił się ze mną swoimi planami – odpowiedziała i spojrzała na nią rozbawionym wzrokiem.
- Dobra, to chyba tyle. Alan nie masz żadnych pytań?
- Nie mam – potwierdziłem – Możemy iść.
                Poszliśmy we czwórkę w stronę klatki schodowej. Winda nie działała, więc minęliśmy wyłączone kabiny i wkroczyliśmy na schody. Dawno z nich nie korzystałem, nie lubiłem zawrotów głowy związanych z ich używaniem. Plus był taki, że bez problemu zaprowadziły nas na odpowiednie piętro.
- Myślicie, że warto obliczyć czas jaki zajmuję nam przejście z danego piętra na inne piętro, żeby dowiedzieć się jak bardzo są oddalone? – zaproponował nagle Yama.
- Nie wiemy jak ten filtr działa, bo równie dobrze to może być z góry ustalony czas, który nie równa się temu jak dużo czasu potrzeba na przejście z punktu A do punktu B. Dlatego myślę, że to bez sensu. Zresztą teraz mamy coś innego do zrobienia – skarciła go Cecily. Podczas śledztw zachowywała się zupełnie inaczej.
Przeszliśmy przez lewą odnogę korytarza i dotarliśmy po chwili do głównej części piętra. Podeszliśmy do szafy, która była teraz otwarta i zebraliśmy się wokół plamy przykrytej kawałkiem wykładziny i tajemniczego gwoździa. Dwa dni temu się o niego rozciąłem podczas pomocy w biurze. Coś tutaj się musiało stać, tylko co?
- Możliwe, że ten gwóźdź był narzędziem zbrodni – stwierdziła po chwili Elizabeth – Głębokość rany by temu odpowiadała, ale pewna nie jestem. Ciężko dopisać cokolwiek innego do tej sceny.
- Ktoś go na niego nabił? – zdziwił się Yama.
- Może się po prostu potknął? Nie wiem jakby trzeba było kogoś złapać żeby pod takim kątem włożyć komuś gwóźdź – zauważyłem.
- Ale ktoś musiał wtedy przenieść ciało. Nie chce mi się wierzyć, że Jacob upadł, pomyślał, że gwóźdź mógł przenieść tężec czy inny syf i się przez to powiesił. Słyszysz jak absurdalnie to brzmi? – zapytała mnie Cecily. Przytaknąłem, miała rację. Dlaczego ciało zostało przeniesione? Jak sprawca to zrobił?
- Mnie zastanawia coś innego. Elizabeth mówiła, że zginął dwa dni temu. Maks mówił, że ciała nie mogło tam być wczoraj, co oznacza, że ktoś je musiał gdzieś przetrzymywać – wydedukował Yama – Nie sądzicie, że to trochę chore?
- Sprawca musiał je gdzieś schować, pewnie w którymś z pomieszczeń, które są rzadziej odwiedzane, bo jednak nikt go nie znalazł podczas poszukiwań – stwierdziła Aktorka.
- Śmierć Jacoba wydawała się być nieunikniona, ale jednak gdy się stała, to wydaje się być taka… przypadkowa? – niedowierzała Elizabeth.
- Mamy mało czasu. Chodźmy poczekać przy recepcji – zaproponowała Cecily.
                Ruszyliśmy w stronę windy, wychodząc drugim korytarzem, na którym również nie było nic ciekawego. Coraz bardziej zastanawiało mnie to, jak przebiegła ta sprawa. Było tutaj tak wiele niewiadomych, tak naprawdę zbrodnia mogła mieć miejsce na terenie całego hotelu, a my wiedzieliśmy tylko o dwóch punktach – biurze oraz czytelni. Ciało musiało być po drodze gdzieś ukryte, a dodatkowo sprawca następnie upozorował jego samobójstwo. To brzmiało nieprawdopodobnie i nie chciało mi się w to wierzyć. Byłem bardzo ciekaw, czego dowiedziała się grupa, która badała pokój Jacoba. Na pewno było tam coś, co mogło nakierować nas na to, nad czym pracował. Podeszliśmy do recepcji. Zauważyłem, że wszyscy już tam na nas czekali. Podeszliśmy i zaczęliśmy opowiadać o tym, co widzieliśmy w biurze. Gdy zdaliśmy relację z tego, czego się dowiedzieliśmy, po chwili usłyszeliśmy ich wersje:
- W pokoju Jacoba panował straszny burdel – stwierdziła Sandra.
- Ale udało nam się znaleźć ogromną tablicę korkową. On rzeczywiście był na tropie czegoś jeszcze. Miał tam nasze zdjęcia, niektóre były przekreślone, inne zaznaczone ptaszkami, a jeszcze inne przerwane. Wszystko połączone sznurkami jak w filmach – podsumowała Wendy.
- Albo po prostu nas obserwował i szukał haków oraz słabych punktów. Pewnie kogoś chciał zaatakować, ale sam dał się zaskoczyć – narzekał Mycroft. Jego gadanie zaczynało być męczące.
- Wskazywał na kogoś konkretnego? – zapytała Cecily.
- Może i tak, ciężko stwierdzić, patrząc na tą tablicę przez moment. Może jakbyśmy mieli więcej czasu to czegoś byśmy się dowiedzieli – powiedział Aaron.
- Mam wrażenie, że pominęliśmy coś ważnego. Zbrodnia mogła być popełniona na terenie całego hotelu. Czy ktoś zauważył jeszcze coś dziwnego w ostatnich dwóch dniach? Cokolwiek, co było chociaż trochę dziwne? – zapytał Maks, przejmując inicjatywę.
- Carmen była zamknięta w szafie – przypomniała Sandra.
- Coś się spaliło w kuchni – dodał Samfu.
- To była tylko zupa… Część osób spędziło noc w pracowni malarskiej – wyjaśniła Audrey.
- Ktoś zapchał basen, przez co woda w jednym z basenów wypływa i wylewa się do innych odpływów – powiedział Aaron.
- Co? Nie widziałam tego jak tam byłam – zdziwiła się Alice.
- To był basen na prawo od wejścia, a nie zauważyłaś, bo woda nie rozlewała się po całym piętrze, tylko wpadała do innego basenu – odpowiedział.
- No i Samfu wdepnął tam na kawałek szkła. Ktoś coś tam rozbił – przypomniała sobie Elizabeth.
- Czy działo się coś jeszcze? – zapytał Mycroft.
- Gwóźdź w biurze. Alan się o niego skaleczył, a ktoś dodatkowo musiał na niego wpaść, bo zostawił sporą plamę krwi, którą ktoś ewidentnie chciał zakryć – powiedziała Lily.
- Czas na śledztwo minął. Proszę wszystkich żyjących gości o zebranie się przy recepcji, skąd wyruszymy na salę procesową – nasze wymienianie przerwał komunikat Lokaja, któremu towarzyszył charakterystyczny dźwięk. Białowłosy po chwili pojawił się przy nas i uśmiechnął ciepło – Cieszę się, że państwo się już tutaj zebrali. Przejdźmy do sali procesowej, moi pracodawcy się bardzo stęsknili.
- Możemy zadać jakieś pytania? – zapytała Cecily.
- Prosiłbym o pytania na dole. Moi pracodawcy sami będą chcieli pewnie coś dodać od siebie, a to wiele ułatwi.
Tak jakby nie słyszeli każdego słowa, które mówimy, pomyślałem. Mimo to cała grupa, powoli ruszyła w stronę windy. Pochód zamykał Maks oraz Samfu, którzy oboje teraz kuśtykali. Wyraz twarzy Króla Dram zapowiadał, że ten proces będzie jeszcze gorszy, niż dwa poprzednie razem wzięte. Nie mieliśmy już Jacoba. Nie mieliśmy pojęcia kto go zabił, a wszystko wyglądało tak przypadkowo… Ludzie byli zdenerwowani i zmęczeni. Jeszcze niedawno cały hotel przypominał cmentarz, a teraz wszystkie trupy opuściły swoje krypty i szły na ostatni marsz. Westchnąłem, gdy Lokaj aktywował przycisk. Winda ruszyła w dół.

----------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
- Pozostali Patroni z niższych progów

Komentarze

  1. I po raz trzeci pod rząd nie udało mi się przepowiedzieć podwójnego+ zabójstwa. xD Jednak nie poddaję się, bo detektyw, którego tak usilnie uśmiercałem zginął, więc z wystarczającą cierpliwością, na pewno doczekam się w końcu i tego :D
    Dobra, moja teoria już trochę się nie zgadza, choć niekoniecznie przekreśla to jej efekt końcowy. Jeśli Jacob zginął dzień przed, to kto zaatakował Carmen? Trochę zgubiłem się w czasoprzestrzeni, więc zakładając, że detektyw już nie żył, kiedy florystka została zagoniona do szafy, czyżby ktoś przebrał się za niego? Mogło to być ciekawe rozwiązanie, przy okazji dające Carmen tamtą chorobę z Zero Escape, jeśli faktycznie bez kłamstwa nie poznała kto to był :D. W każdym razie, ta tajemnica może istnieć jedynie w mojej głowie przez nieuwagę, więc pozostaje mi poczekać na odpowiedź w następnym rozdziale, zwłaszcza, że doszło coś o zatkanym basenie. Miejsce ukrycia ciała? Tylko czy wtedy nie byłoby tego widać po ciele? Może średnio już dzisiaj kojarzę fakty ze zmęczenia, ale nie zauważyłem żadnych wzmianek o tym, że zadziałała woda na trupa, więc zakładam, że znalazły się tam okulary, a nie ich właściciel :P
    Dzisiaj niespecjalnie jest za wiele do powiedzenia o samym rozdziale, więc wykorzystam okazję, by zadać pytanie. Ostatnio zastanawiałem się sporo na temat tak zwanego ‘researchu’, dlatego ciekawi mnie jak do tego podchodzisz? Od razu zaznaczam, że nie mam nic złego na myśli. Nie krzyczę i nie biję za coś, tylko przedstawiam czysto teoretyczną rozkminę. Czy podchodzisz do tego luźniej, to jest bez zgłębiania się w fachową wiedzę i tworzenie nowych zasad funkcjonujących na terenie świata przedstawionego oraz wymijanie bardziej szczegółowych zagadnień? Czy raczej starasz się wyczytać jak najwięcej na temat, o którym piszesz zanim zajmiesz się faktyczną robotą? Teoretycznie, odpowiedź mógłbym poniekąd wywnioskować po dotychczasowej lekturze, ale po prostu ciekawią mnie Twoje przemyślenia na ten temat. :D Dodam, że osobiście jestem trochę pośrodku. Samemu tworzę sporo własnych, często nadprzyrodzonych mechanik, więc ich uzasadnienia i metody działania muszę własnogłownie opracować, natomiast jeśli chodzi o już istniejące rzeczy, to zgłębiam się ile mogę, dzięki czemu mogę się teraz pochwalić, że za niedługo będę prawie ekspertem na temat transplantacji serc xD
    Oprócz tego, ta kartka w rękach detektywa bardzo skojarzyła mi się z Harrym Potterem i Komnatą Tajemnic. Nie wiem czy celowe, czy przypadkowe podobieństwo, ale odruchowo zacząłem myśleć o rurach xD. I jeszcze na koniec, wygląda na to, że Cecily została przemianowana na Carmen gdzieś w czasie przesłuchań, plus linijka z numerem i tytułem rozdziału wkradła się w pogląd. To tyle. Amen. Bóbr zapłać za kolejne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłem absolutnie pewien, że czas będzie trudny do wyłapania, ale delikatnie naprostuję (bo mimo wszystko da się to ułożyć w tekście) - Carmen była w szafie mniej więcej od momentu, kiedy Jacob był w biurze. Okulary znalazły się na basenie, ale nie wyklucza to tego, że Jacob się jakoś tam Nie "znalazł". Trzeba pamiętać, że na całym piętrze jest kilka suchych miejsc, gdzie ciało mogło przeleżeć. Co do researchu to zazwyczaj sporo wymyślam, chociaż są motywy, które badam sam. Staram się korzystać z motywów, które nie są dla mnie całkowita niewiadomą, ale jak pojawi się element, o którym nie mam pojęcia to szukam chociaż podstawowych informacji ^^ Ale na swoje usprawiedliwienie powiem, że nie jest to spowodowane tylko lenistwem, a raczej fikcją na jaką się zdecydowaliśmy przy wyborze "kręgosłupa fabularnego". Wiadomo, że sam hotel ma sporo fikcyjnych motywów (chociażby duże piętra i dziwne schody), ale też główny wątek ma w sobie sporo fikcji. Mimo to starałem się trochę smaczków i detali dla "specjalistów" zostawić, żeby nie wyjść na totalnego hohsztaplera xD
      Carmen i Cecily ciągle mi się mieszają, za moment poprawię. Początek tak samo.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Jeju dedek Jacoba ehh... gdy w poprzednic epizodach go typowałem to chciałem by zginął, a teraz to jak dla mnie najsmutniejszy zgon na równi z Raphaela. To może zacznijmy od wniosków, które mi się nasunęły podczas 2 okienek w szkółce. Pierwsze i z jednej strony najsmutniejsze jest to że powoli zostają postacie, które w znacznej większości poprostu lubię i jak po Dismasie, Olivierem czy Rewie no nie zamierzałem płakać to zostają takie postaci jak Elizka, Maks, Audrey, Aaron czy Carmen co przy nich są całkiem spore death flagi(może nie przy Audrey, ale w sumie całkiem możliwe(zabiła go z miłości)). Jak dla mnie Zabójcą lub zabójcami jest Ethan, Mycroft lub Alice brzmią jak zabójcy, niby trochę śmierdzi mi Cecily, ale prawdopodobieństwo że zginie z tak nie rozwiniętą wydaje mi się postacią, jeszcze nie zginie. Motyw kartki w ręce Jacoba, Jezu uwielbiam takie nawiązania, pewnie się powtórzę ale tak ja w przypadku oddania krwi Olivierowi(Moja ulubiona scena z całego Pecca). Co do kartki wracając, to napewno ten prezent od Samfu, ale raczej przyjacielski niż śmiertelny, w takim razie Samfu już coś przeczuwał i mógł to być lekki spoiler coś w stylu Ronpy, jak z Angie jak dostała duże rozwinięcie i ciekawy motyw to od razu po tym zginęła, tak działała ronpa(w sumie w Peccu aż tak tego niema, choć jak Olivier dostał roździał to chwilę później umarneło mu się). I jedno pytanko bo chyba niezbyt rozumiem, lub poprostu nie mogę połapać się w czasie kiedy Alan wdepnął w gwóźdź ile to było przed czasem gdy nabito na niego Jacoba?

    Rozdział naprawdę ciekawy i jak dla mnie to najciekawszy proces w całym Peccu >-<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak należy się cieszyć, że te ulubione postacie jeszcze żyją w takiej ilości ^^ Zabójca jest ciężki do przewidzenia, ale jak jesteś po kolejnym rozdziale, to już pewnie wiesz. Prezent od Samfu lub coś nad czym pracował Jacob. Cieszę się, że postać i motywy z nim związane wywarły tak duże emocje. To bardzo dobry znak.
      Alan i Maks byli w biurze 29 dnia z rana, a Jacob był tam tego samego dnia wieczorem.

      Dzięki za komentarz

      Usuń

Prześlij komentarz