Epizod II - Rozdział 20: Misja (Rewolwerow Iwaszow Piotrowicz & Julia Mayer)


Rozdział 20: Misja (Rewolwerow Iwaszow Piotrowicz & Julia Mayer)

Witajcie, w kolejnym rozdziale Peccatorum. Rozdział 20 oznacza również koniec drugiego Epizodu powieści i przerwę, która potrwa do 24.01.2019. Wtedy wrócimy i rozpoczniemy kolejny już - III Epizod, który będzie bardzo specyficzny, pełen eksperymentów z mojej strony, ale myślę, że też się Wam spodoba. Tak czy siak, pora poznać motywy sprawcy/ów i zobaczyć jak przebiegła ta zbrodnia :) Zapraszamy do lektury, po przeczytaniu zapraszamy do końcowej dyskusji oraz rozsyłania bloga znajomym.
----------------------------------------------------------------

                Opuściłem jadalnie wiedząc, że to mógł być mój ostatni posiłek. Zjadłem skromnie, napełniając się dokładnie tak mocno, jak tego potrzebowałem. Zrobiłem głęboki wdech i charknąłem, wypluwając na dywan flegmę. Jacob miał plan, w który mnie nie wtajemniczył. Wiedziałem, że polega na zebraniu osób w paru miejscach i to miało pomóc w odnalezieniu zdrajcy. Musiałem to zrobić przed nim. Musiałem prześcignąć też tych, którzy chcieli wymierzyć sprawiedliwość we własnym zakresie. Nie chciałem, żeby ktokolwiek zapłacił życiem, za życie zdrajcy. Istniała szansa, że zdrajca mógł się bronić, może nawet Towarzysze Porywacze go w jakiś sposób uzbroili. Nie bałem się o siebie, ale obawiałem się, że mogę nie zdążyć. Poczułem dziwną pustkę jak tylko przypomniałem sobie o dzisiejszej wizycie w kwaterze Towarzyszki Alice. Była przerażona wizją zdrajcy, bała się i mówiła, że wszyscy się boją. Żałowałem, że nie będę mógł przymierzyć przygotowanego przez nią prowizorycznego munduru.
Postanowiłem, że porzucę misję, którą dostałem z „góry”. Pierwszy raz w życiu sprzeciwiłem się rozkazowi i mogło to się skończyć naprawdę źle, ale w życiu każdego człowieka przychodziła taka chwila. Byłem na to gotowy. Dziarskim, pewnym krokiem ruszyłem w stronę windy. Zwiad musiał trwać dalej. W imię wyższej sprawy, zasady łamało się wyjątkowo przyjemnie…
*
                Sandra wysiadła z windy. Bałam się, że już nigdy nie opuści pubu. Czas mnie gonił. Byłam prawie pewna, że zdrajcą jest Olivier lub Alice. Oboje byli umówieni na spotkanie w pubie. Wiedziałam to dzięki Jacobowi i czułam, że to jest moja okazja. Niechętnie wystawiałam na ryzyko całą grupę, ale zabicie zdrajcy było dla mnie teraz ważniejsze. Po prostu nie lubiłam zdrajców. Brzydziłam się nimi. Zdarzało mi się łamać zasady moralne, ale zdradzanie grupy w takich warunkach było po prostu odrażające. Wiedziałam, że to, co planowałam było złe, a dodatkowo broniąc grupy przed zdrajcą narażałam ich na to, że zginą podczas procesu, ale ja widziałam w tym logikę. Liczyłam się nawet z tym, że mi się nie uda. Wyjątkowo nie patrzyłam na rezultaty, po prostu chciałam wymierzyć sprawiedliwość.
                Olivier zachowywał się podejrzanie i mało rzucał się w oczy. Widziałam go pewnego wieczoru, jak dyskutował o czymś z Bobrem, co i rusz pokazując mu notes. Nie wyglądało to na zwykłą rozmowę. Mogłam się mylić, ale jeżeli w pubie pojawi się Lokaj to byłam gotowa zabić. Jeżeli miało mi to pomóc uciec to też nie była zła opcja. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Wsiadłam do windy i drżącą dłonią wcisnęłam przycisk. Drzwi zamknęły się, a ja na chwilę poczułam się odizolowana od wszystkiego. To był ten moment, w którym poczułam się mała i sama. Kabina dojechała na piętro pubu, a z środka wysiadła zupełnie inna osoba. Strach i zwątpienie były przeciwnikami, których potrafiłam pokonać. Miałam trzymać się swojego planu i nie zamierzałam w tej chwili rezygnować. Czekały mnie jeszcze kolejne momenty zwątpienia, ale przez całe życie uczyłam się dążenia do swego. Starałam się być bezkonfliktowa, odkąd byłam w tym hotelu nie dałam się nikomu sprowokować. Dopiero informacja o zdrajcy sprawiła, że poczułam jak coś we mnie pęka. Czasami miałam wrażenie jakby kontrolował mnie ktoś inny. Impulsywne działania, na które nie zdecydowałabym się w normalnych warunkach, a jednak to robiłam.
                Podążyłam korytarzem i ostrożnie zajrzałam do wnętrza pomieszczenia. Upewniłam się trzy razy, że nikogo nie ma w środku. Wślizgnęłam się, zostawiając lekko uchylone drzwi, żeby usłyszeć nadchodzące osoby. Teoretycznie do osiemnastej nikt nie powinien się tu pojawić, ale Sandra jednak wpadła, więc musiałam się liczyć i z tą opcją. Wbiegłam na scenę, która została prawie w całości rozłożona po pokazie Ethana. Jedyną rzeczą, która się ostała, było tło. Ułożone stosy worków, wraz z przykręconą do nich tablicą, do której można było bez problemu coś przybić. Cała reszta została uprzątnięta, ale to, co zostało, wydawało się być wręcz idealne do planowanego przeze mnie morderstwa.
                Już od południa, gdy usłyszałam o zdrajcy, w mojej głowie zaczął pojawiać się plan. Wtedy nie wiedziałam jeszcze jak mogłabym to zrobić, ale wcześniejsza wizyta w pubie pomogła mi ułożyć zarys. W międzyczasie poinformowałam o tym, co planował Jacob parę osób, w tym Alice, Sandrę oraz Lily i słuchając ich, do głowy przyszedł mi ciekawy plan. Dziewczyny zwróciły uwagę na to jak wiele niebezpieczeństw jest w hotelu, ale też jak łatwo powiązać je z danymi miejscami. Postanowiłam, że będę oryginalna. Chciałam się upewnić, że gdy dojdzie do procesu to wszyscy będą się głowić, jakim cudem wszystko wydarzyło się w jednym pomieszczeniu. Pub miał swoje ograniczenia, ale pomyślałam, że wiem, jakiej broni mogę tam użyć – rury. Nie było to łatwe, ale przy chwili obróbki mogłam zamienić ją w dwa, albo nawet trzy ostrza, przypominające kolce. To z kolei nakierowało mnie na tło, którego mogłam użyć niczym tablicy korkowej, do której przypnę ciało. Morderstwo z przekazem. Z jednej strony mogło mnie to powiązać ze sprawą, ale z drugiej działało na moją korzyść. Ludzie zaznaczali, że będą polować na zdrajcę, a ja byłam w drużynie, która miała go złapać żywego. To mogło namieszać.
                Czułam w sobie dziwną, wewnętrzną satysfakcję. Zaplanowanie zbrodni nie było łatwe, ale wiedziałam, że największym przeciwnikiem byłam ja sama. Granicę i hamulce już pokonałam, teraz musiałam doprowadzić wszystko do perfekcji, przygotować się. Obyś to był ty, poprosiłam w myślach. Teraz, kiedy w głowie zaszczepiła się myśl, że mogę stąd wyjść, to ciężko było pomyśleć o innym scenariuszu. Hotel był wygodnym miejscem, ale ja nie mogłam żyć w uwięzi. Byłam osobą, która często zmieniała rzeczy w swoim życiu. Byłam wolna, a jednak nie mogłam opuścić tego miejsca. Myśl kusiła. Starałam się wytłumaczyć to sobie dobrem wspólnym, ale wiedziałam, że w głębi, tak naprawdę chcę po prostu stąd uciec. Raphael miał rację. Gdy tylko pojawiła się we mnie ta myśl, to nie mogłam wyrzucić jej z głowy. Była po prostu zbyt kusząca.
                Najbardziej bałam się tego, że moja ofiara nie da się zaskoczyć. Nie wątpiłam, że uda mi się obezwładnić Oliviera, ale jeżeli zdrajczynią okaże się jednak Alice to mogło nie być takie proste. Była wysoką dziewczyną, wysportowaną i niezwykle sprytną. Ciężko było przewidzieć, komu uwierzyłaby grupa, gdyby Alice wbiegła do jadalni i powiedziała, że próbowałam ją zabić. To byłoby takie… niezręczne. Podeszłam do jednej z rur, na której niedawno tańczyła Wendy. Przez moment się z nią siłowałam, ale, tak jak zauważyłem wcześniej, wykorzystywała ona mechanizm polegający na przedłużeniu całości przez przekręcenie podstawy. Dzięki temu rura stała stabilnie, ale w takim momencie jak ten, bez problemu ją wymontowałam. Gdy tylko się poluzowała wzięłam ją na ramię i ruszyłam w stronę zaplecza. Na pewno wygodniej by mi się pracowało tutaj, ale wiedziałam, że muszę się schować. Zaplecze miało taki plus, że dało się do niego wejść jedynie z głównej części piętra, ale mogłam się tamtędy wykraść na korytarz, jakby ktoś mnie przyłapał. Dodatkowo widziałam stamtąd większość pubu, nie licząc samej sceny. Kryjówka idealna.
                Musiałam nieco uważać, żeby nie zbić niczego przy barze. Rura miała ponad dwa metry, a nie dało się jej bardziej złożyć. Ostrożnie przeniosłam ją na zaplecze i przymknęłam drzwi. Przyniosłam tutaj wcześniej niedużą lampkę, którą włączyłam. Czas mnie gonił, a nie byłam pewna, czy dam radę zrobić, to co trzeba wystarczająco szybko. Nie chciałam i nie potrafiłam zamienić rury w idealne ostrza, ale chciałam ją połamać tak, żeby powstały dwa, długie i cienkie kawałki. Na zapleczu była nieduża skrzynka z narzędziami, w której znalazłam klucz francuski, piłę ręczną oraz młotek. Tylko takimi narzędziami mogłam się posiłkować. Spojrzałam przez szparę w drzwiach, ale nie zauważyłam nikogo. Mogłam trochę pohałasować, więc musiałam, co chwilę zerkać, czy nikt nie przyszedł.
                Zaczęłam od odmontowania podstaw, które wykręciły się bez problemu. Bez nich rura nie była już tak stabilna. Widziałam jak ugina się delikatnie pod moim ciężarem. Miałam nadzieję, że utrzyma ciało. Jeżeli nie, mogło to zepsuć nieco przesłanie morderstwa, które miało nakierować na zabicie zdrajcy. Następnie osłabiłam konstrukcję rury pod dużym kątem. Chciałam, żeby powstały dwa, długie, ale cienkie kolce. Siłowałam się z nią przez dłuższą chwilę, piłując i próbując wygiąć metal. Kropelki potu zaczęły zbierać się na moim czole. Widziałam dużą szczelinę. Wystarczyło jeszcze trochę wysiłku…
                Rura pękła na dwa kawałki, a ja poleciałam do tyłu.  Podniosłam się i zadowolona chwyciłam obie części. Szpikulce były ostre i poszarpane. Wyglądały na takie, które bez problemu przebiją ciało i tło sceny. Przejechałam po ostrzu palcem i poczułam jak skóra się przecina. Szpikulec był naprawdę ostry. Wsadziłam palec do buzi i patrząc na swoje dzieło usłyszałam hałas. Przerażona zgasiłam lampkę i wyjrzałam przez szparę. Przy ladzie stała Alice. Zauważyła mnie, pytanie pojawiło się w mojej głowie odruchowo. Alice jednak robiła sobie drinka. Zastanawiałam się czy nie podejść do drzwi wychodzących na korytarz, ale postanowiłam, że zaryzykuję. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nigdzie nie widziałam Lokaja. Zawsze ukrywał się w narożnikach czy przy ścianach, nie zwracając na siebie uwagi. Obserwował nas i włączał się do rozmowy w kluczowym momencie. Teraz go nigdzie nie widziałam. Może stał gdzieś blisko i nie mogłam go zauważyć? Czy skupianie się tylko na tym było warte świeczki? Dalej wierzyłam, że zdrajcą jest Olivier. Może po prostu spróbuje go zabić i będę liczyła na szczęście? Może jednak lepiej było się wycofać? Jacob podczas procesów działał jak maszyna. Był przerażający, a to, z jaką łatwością odgadł sprawcę sprawiało, że musiałam dwa razy pomyśleć czy w ogóle chcę zabijać. Najbardziej opłacało się zabić samego Jacoba, ale nie taki był mój cel. Miałam nadzieję, że połączę jedno z drugim. Zawsze istniała opcja żebym po prostu zabiła też Jacoba. To nie ma sensu, pomyślałam i westchnęłam.
                Alice pokręciła się chwilę przy ladzie, a potem poszła usiąść. Wyglądała kiepsko. Jeszcze w pralni trzymała się nieźle, ale widocznie choroba zaczęła ją rozkładać. Rozglądała się nerwowo i cały czas obserwowała drzwi wejściowe. To nie mogła być ona. Była zbyt nerwowa, zresztą nie pasowała mi na zdrajcę. Miałam nadzieję, że wyjdzie zanim przyjdzie Olivier. Jeżeli przyjdzie, podpowiedział mi wewnętrzny głos, starając się igrać z moimi nerwami. Kontrolowałam je idealnie. Czekałam. Rura była gotowa, sprawdzałam ją, co jakiś czas, jakbym bała się, że nagle stanie się tępa. Oczekiwanie było złe. Zaczynałam mieć wątpliwości, a każda bezczynna minuta sprawiała, że robiłam się coraz bardziej nerwowa. Moja głowa była atakowana myślami. Co jeżeli się nie uda… Może ktoś cię zaraz nakryje… Skąd wiesz, że to on…
                Zacisnęłam pięści. Szybciej… Alice podniosła się jak na zawołanie. Chwiejnym krokiem wyszła z pubu. Spojrzałam na zegarek. Była prawie godzina osiemnasta. Olivier mógł pojawić się w każdej chwili… Musiałam wziąć się w garść.
*
- Słuchaj Rew, muszę lecieć. Mam coś do załatwienia – Towarzysz Yama zełgał jak pies, ale nawet przy tym nie mrugnął. Szanowałem takie umiejętności.
- Dobrze. Ja też mam spotkanie – skłamałem równie łatwo – Trzymajcie się Towarzyszu.
                Obserwowałem jak odchodzi w stronę windy i po chwili znika za zamkniętymi drzwiami. Według zaproszenia miałem iść do pralni i tam też się udałem. Wiedziałem, że mój wewnętrzny instynkt i obserwacja pozwolą znaleźć zdrajcę, na którymś z pięter. Podszedłem do drugiej windy, z której akurat wysiadała Towarzyszka Alice. Patrzenie na nią sprawiało wewnętrzny ból, ale przebolałem to. Polubiłem tą dziewuchę i dalej żałowałem kwestii munduru.
- Rew! – ucieszyła się na mój widok, a przynajmniej tak sobie dopowiadałem.
- Wychyliliście kielicha Towarzyszko Alice? – zapytałem.
- Zgodnie z twoimi zaleceniami. Idę teraz się przespać, bo czuję, że mnie rozkłada, a jestem o dziewiętnastej umówiona z Audrey. Później podrzucę ci mundur. Oczywiście jak nic się nie stanie – spojrzałem na nią badawczo.
- Zdrowiejcie – odpowiedziałem i minąłem ją. Uśmiechnęła się do mnie. Jej uśmiech to była ostatnia rzecz jaką zobaczyłem przed zamknięciem się drzwi. Miałem w planach zwiedzenie pralni, lodowiska, siłowni, pracowni informatycznej, deptaku i pubu. Nie wiedziałem, w jakiej kolejności, ale musiałem szukać. Nie dowiedziałem się niczego od Towarzysza Yamy, a nie chciałem drążyć, bo nie byłem pewien jak bardzo jest w to zamieszany. O pomyśle mówiła mi Towarzyszka Audrey, która siedziała od jakiegoś czasu w kuchni. Winda ruszyła…
*
                Olivier wszedł do pubu, niosąc ze sobą sztalugę, obraz i nieduży przybornik. Szedł bardzo dziwnym, nierównym krokiem, ale pomyślałam, że to kwestia tego, jaki był obładowany. Zegarek wskazywał siedem minut po osiemnastej. Czyżby… Chłopak podszedł do sceny i rozstawił się, tak że był plecami do mnie. Czy gwiazdy mogły być bardziej przychylne? Czułam lekkie zdenerwowanie, które usilnie starałam się kontrolować. Co teraz, pomyślałam. Mam wybiec i zaatakować? Spróbować się podkraść? Co jeżeli mnie usłyszy, przy moją głowę przekradła się taka myśl, ale po chwili parsknęłam pod nosem. Przecież był głuchy. Czy było coś łatwiejszego niż podejście głuchego od tyłu? Musiałam jedynie uważać na cienie i…
                Lokaj. Zauważyłam go w kącie pomieszczenia. Stał wyprostowany i rozglądał się, jakby czegoś szukał. Poczułam impuls, który wydawał się wychodzić z mojego serca i rozchodzić się falą uderzeniową po całym ciele. Lokaj tutaj był! Olivier musiał być zdrajcą. Plan Jacoba zadziałał. W milczeniu uznałam jego tryumf. Kolejna myśl uderzyła we mnie i napełniła swego rodzaju zwątpieniem. Co jeżeli Lokaj będzie chronił Oliviera? Przecież, jeżeli był zdrajcą to był częścią tego całego eksperymentu? Porywacze obiecywali, że nie będą ingerować, ale jak bardzo mogłam im uwierzyć? Nie wiedziałam. Musiałam zaryzykować. Mogłam jeszcze trochę poczekać. Nigdzie mi się nie śpieszyło, Sandra i Alice były jedynymi, które miały tutaj być oprócz Oliviera, a one były tu już wcześniej. Najprawdopodobniej zrezygnowały z planu i po prostu się wystraszyły. Co innego zdrajca, który myślał, że zapunktuje u swoich pracodawców. Nie mogłam się doczekać aż go dorwę. Chciałam wykorzystać adrenalinę, bo wiedziałam, że jak znowu się uspokoję, tak samo jak podczas wizyty Alice, to mogę się wystraszyć i zrezygnować z planu. Co prawda nie zrobiłam jeszcze niczego, co mogło mnie w jakiś sposób obciążyć, ale byłam naprawdę zdecydowana.
                Mijały kolejne minuty. Obserwowałam salę. Olivier rozłożył się i zaczął jak gdyby nigdy nic malować. Nie rozglądał się tylko tworzył. Miał stalowe nerwy, żeby aż tak ufać, że nikt go nie podejdzie od tyłu. Wyglądał jakby nie interesowało go nawet ewentualne spotkanie. Coś tu było nie tak… Spojrzałam po pomieszczeniu i zauważyłam, że Lokaj zniknął. Widocznie przeniósł się gdzieś indziej, jak zwykle za szybko i zbyt cicho, żebym go zauważyła. To był moment, w którym musiałam zrobić swoje. Spojrzałem na dwie rury, które błyszczały w świetle wpadającym na zaplecze. Wydawały się być podświetlone, jakby świat pokazywał mi jak wiele może się zmienić jak użyje ich w sposób, w jaki zamierzałam ich użyć. Sięgnęłam po nie i raz jeszcze wyjrzałam przez szparę. Stał tam… Dalej malował, nie spodziewając się mojego ataku. Musiałam się jeszcze raz upewnić…
                Wybiegłam z zaplecza i zerknęłam w stronę drzwi. Były zamknięte, Lokaj bądź Olivier musieli je zamknąć. Bałam się, że nie usłyszę nadchodzącej osoby i ktoś mnie przyłapie na gorącym uczynku. Miałam jeszcze jedną opcję. Zostawiłam rury przy ladzie i wróciłam na zaplecze. Przeszłam na tyły i przez dodatkowe wyjście znalazłam się w odnodze korytarza. Sprawdziłam go po całej długości, ale nikogo nie zauważyłam. Biegiem ruszyłam w stronę głównych drzwi. Otworzyłam je najciszej jak potrafiłam. Zerknęłam w stronę Oliviera, który dalej malował. Ponownie skarciłam się w myślach. Przecież cię nie usłyszy… Przeszłam przez drzwi. Nie domknęłam ich, chciałam słyszeć, co się działo na korytarzu. Szłam przykucnięta, bo nie chciałam, żeby mnie zauważył. Olivier bardzo dziwnie się zachowywał. Jego ruchy były nienaturalne… O co w tym wszystkim chodziło?
                Sięgnęłam po rury przy ladzie i zaczęłam iść. Krok za krokiem. Zdawało mi się, że jest tak daleko, a był tak blisko… Nie spodziewał się. Nawet się nie ruszał. Położyłam jedną z rur na stole obok. Nie mogłam się teraz zatrzymać. Doszłam za daleko i przygotowałam zbyt dużo. On był zdrajcą. Zobaczyłam przez jego ramię obraz, który malował. Był czerwony, przedstawiał cztery postacie. Na czym ja się skupiałam? Zamachnęłam się. Rura przebiła ciało z taką łatwością, że gdyby nie to, że na to patrzyłam to bym w życiu nie uwierzyła. Trafiłam. Ciało Oliviera podskoczyło, wygięło się jakby rażone prądem. Chwilę po tym upadło. Krew. Dużo krwi, wszędzie… Czułam jakbym zadając cios, uderzyła też w swoją duszę. Rusz się, pomyślałam. Nie stój jak słup soli, działaj! Spojrzałam na Oliviera, który leżał, trzymając się za miejsce, które przebiłam na wylot. Trafiłam kawałek nad pępkiem. Rurę miałam w rękach. Z jego dłoni wypadł pędzel, a obok, w rosnącej kałuży czerwieni leżał notes. Tam na pewno była odpowiedź. Czy chciałam ją znać? I tak ją miałam poznać, a mimo to bałam się. To był strach. Strach przed dowiedzeniem się, czy to, co zrobiłam miało jakikolwiek sens. Spojrzałam na notes. Nie mogłam.
                Olivier próbował się podnieść. Na podłodze było dużo krwi, miałam ją też na spodniach oraz na rękach. Pomogłam mu się podnieść, ciągnąc go za rękę. Zostawiliśmy jego miejsce pracy. Wspięłam się po schodkach i po chwili byłam na scenie. Olivier był leciutki, nie miałam problemu w ciągnięciu go jedną ręką, a w drugiej trzymaniu dwóch kawałków rury. Podeszłam do ściany i podniosłam go. Z przodu wyglądał strasznie. Jego ubranie było przesiąknięte krwią. Nie patrzyłam na to i skupiałam się na tym żeby go dobrze przytrzymać. To było niezręczne, ale oparłam go o tło sceny i oburącz przybiłam rurą na wysokości barku. Tak jak się spodziewałam, nie miałam z tym problemu. Krew zaczęła sączyć się z rany, a ja chwyciłam po drugą rurę i przybiłam nią przeciwległe udo Oliviera. Czerwień wypływa równie obficie jak przy pierwszej ranie. Wisiał. Zadrżałam z emocji. Byłam cała czerwona, przetarłam rękawem krew na twarzy, a raczej jeszcze bardziej ją rozsmarowałam. Musiała się umyć. Wystarczyło jeszcze tylko zetrzeć plamę. Zdrajca wisiał. Po takich ranach już na pewno nie żył. Żałowałam, że zadałam mu tak szybką śmierć. Najtrudniejsze jeszcze było przede mną. Spojrzałam na całość. Istna rzeźnia. Nie wierzyłam, żeby ktoś powiązał sprawę z kimś takim jak ja. Odetchnęłam. Czy przez cały czas wstrzymywałam oddech? Możliwe.
                Podeszłam do szmaty, którą przygotowałam wcześniej. To była jedyna rzecz, której nie mogłam dobrze sprawdzić. Reszta szmat była ukryta na zapleczu, wszystkie również pochodziły z pubu. Sięgnęłam po nią i kładąc ją na śladzie z krwi zaczęłam chaotycznie jechać zygzakiem w stronę sztalugi. Krew zbierała się całkiem dobrze. Szmata była cała mokra. Już chciałam zakręcać z powrotem w stronę ciała, ale nagle usłyszałam coś, co sprawiło, że serce mi się zatrzymało. Kroki. Kroki z korytarza. Kurwa mać, zdążyłam pomyśleć, po czym wytarłam buty o szmatę i upewniając się, że nie zostawiam śladów pobiegłam w stronę zaplecza. Jedynym, co mnie uratowało, było to, że osoba idąca korytarzem miała ciężki chód. To nie tak miało wyglądać. Wpadłam na zaplecze nie wiedząc, co teraz. Widział mnie? Nie starłam krwi. Byłam cała brudna. Musiałam uciekać. Zanim zamknęłam drzwi od pubu usłyszałam jeszcze chrząknięcie. Męskie, ale mogłam się mylić. Czułam, że mięśnie nie do końca słuchają się impulsów wysyłanych przez mój mózg. Zawinęłam szmatę w bluzę. Wyglądałam jakbym uciekła z krwawej łaźni. Jeżeli kogokolwiek spotkam to po mnie. Myślałam, że będę miała więcej czasu, że zdążę się umyć tutaj, w pubie. Myliłam się.
                Czując największy chaos w głowie podeszłam do drzwi na tyłach i wyszłam na korytarz. Musiałam zaryzykować. Drzwi się za mną zamknęły, a ja ostrożnie wychyliłam głowę na główną część holu. Była pusta. Pobiegłam w stronę windy, a mokra od krwi Oliviera szmata ciążyła mi pod bluzą…
*
                Widziałem jak postać znika na zapleczu. Kto się tak śpieszył, jakby gonił go sam car? Już miałem tam pójść, ale zauważyłem, że na scenie coś się działo. Ciało. Towarzysz Olivier Naess. Spojrzałem na niego i podszedłem szybkim krokiem. Zdrajca, czy jego ofiara? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Na zapleczu musiał być teraz morderca. No ładnie, pomyślałem. Podszedłem bliżej. Wszędzie było pełno krwi. Przed sceną stała sztaluga, na której był obraz, cały w czerwieni. Ślad krwi, nieudolnie startej, ciągnął się od malunku aż do tyłów sceny, gdzie do tła, dwoma rurami, przybite było ciało Towarzysza Oliviera. Wyjątkowa brutalność nie robiła na mnie wrażenia, ale zastanawiałem się, kto to mógł zrobić. Nie mogłem już dogonić sprawcy. Musiałem to zgłosić.
                Sięgnąłem najpierw po notes. Przekartkowałem na ostatnie strony. Zalała mnie fala zrozumienia. To był zdrajca. Spojrzałem na ciało z pogardą, ale też czułem osobistą porażkę. Ktoś zabił i będzie musiał teraz za to zginąć. Gdybym to ja zadał ostateczny cios to wystarczyłoby żebym się przyznał na procesie. Nie byłem zdolny do poświęceń, ale to było czymś większym. Teraz jednak nie mogłem pomóc sprawcy, bo wiedziałem, że jak pomogę jednej osobie to uśmiercę pozostałe. Zakląłem wyjątkowo paskudnie. Wtedy, jak gdyby nigdy nic, zauważyłem ruch. Delikatny ruch dłoni. Skurwiel żył. Nie czekałem. Sięgnąłem po pędzel leżący obok notesu, odkładając notatnik na bok. Przeskoczyłem parę schodków na raz i ruszyłem do ciała, które jeszcze przed chwilą drgnęło. Żyło. Nie pozbawisz nikogo życia Towarzyszu, powiedziałem pod nosem doskakując i zastanawiając się szybko jak to zrobić. To musi mieć przekaz i jasno pokazać, że został zabity zdrajca. Pomysł przyszedł do głowy prawie natychmiast.
                Podbiegłem do zawieszonego zdrajcy i wymierzyłem pędzlem celując w najbardziej miękką tkankę na gardle. Pędzel wszedł w środek z dźwiękiem przypominającym prucie prześcieradła. Z dziury zaczęła powoli wyciekać krew. Spojrzałem na swoje dzieło i odrzuciłem narzędzie na bok. Wepchnąłem dwa palce do środka i rozszerzyłem otwór parokrotnie. Po chwili mogłem już wcisnąć tam całą dłoń. Tak też zrobiłem, sięgając do góry. Poczułem śliski mięsień pomiędzy palcami. Chwyciłem go i pociągnąłem w dół. Przytrzymałem ciało, żeby nie odczepić go od ścianki. Mój poprzednik też musiał wiedzieć o tożsamości ofiary, bo sponiewierał go wyjątkowo mocno. Język naderwałem i przełożyłem przez dziurę w gardle. Odszedłem krok do tyłu spoglądając na swoje dzieło. Udało mi się. Teraz wystarczyło iść się przemyć, zobaczyć dobre widowisko na procesie, po czym odejść. Śmierć nie była taka zła, jak wszyscy opowiadali...
*
                Widowisko było naprawdę świetne. Ostatni raz się tak bawiłem, gdy pewna prostytutka rozbiła dwie butelki wódki naraz. Piersiami. Uderzając w drugi kraniec stołu. Wiedziałem, że nie było teraz sensu uciekać, zresztą nie śpieszyłem się. Pogodziłem się ze swoim losem, przecież po to się poddałem. Wewnętrznie mnie to trochę gryzło, a fakt, że niedługo będę tylko wspomnieniem nie był przyjemny, ale zaakceptowałem to. Ostatni moment zawahania miałem, gdy podejrzenia zaczęły spadać na Towarzyszkę Julię. Pokusa żeby po prostu ją pogrążyć była duża, ale chciałem nie mieszać w procesie i zobaczyć jak będę dochodzić do prawdy. Towarzyszka Julia dodatkowo złamała swój zakaz, ale przecież musiała jakoś zapłacić, za to co zrobiła. Wiedziałem, że dzięki temu łatwiej pokona swoje sumienie, które pewniej już teraz dawało o sobie znać.
                Najbardziej bolały teraz twarze, które na mnie patrzyły. Widziałem trochę obrzydzenia i zniesmaczenia, co nie było niczym nowym, ale też smutek. Za kim płaczecie Towarzyszu, chciałem zapytać. Za mordercą? Za pasożytem społecznym?
- Macie teraz moment na pogaduszki, zanim Rewolwerow pójdzie na spotkanie z Raphaelem i Dismasem - powiedział Towarzysz Bobru. Zaśmiałbym się nawet, ale nie chciałem psuć klimatu.
- Dlaczego ją uratowałeś? - zapytała Towarzyszka Audrey - Przecież nie musiałeś!
- Nie unoście się Towarzyszko Audrey, nie ma sensu łamać kolejnego zakazu - poprosiłem - Zdrajca był mój. Nie mogłem pozwolić żeby ktokolwiek z was wziął na siebie to brzemię.
- Uratowałeś morderczynię. Nikt jej teraz nie zaufa - stwierdził Towarzysz Samfu.
- Wy opłakujecie teraz mordercę - powiedziałem spoglądając na zapłakaną twarz Towarzyszki Alice. Podobnie wyglądała Towarzyszka Audrey.
- Rew, jednak jesteś głupi. Te przebłyski to była iluzja - stwierdziła Towarzyszka Elizabeth.
- Jak mogłaś go tak bestialsko zabić? Jesteście potworami - pisnęła Towarzyszka Agatha, patrząc raz na mnie raz na Towarzyszkę Julię.
- To był zdrajca. Nie zasłużył na delikatną śmierć. Chcesz stąd wyjść? - warknęła Towarzyszka Julia.
- Odczep się od niej - powiedziała Towarzyszka Carmen pochodząc do Towarzyszki Agathy.
- Wszyscy chcemy stąd wyjść, ale to nie znaczy, że musimy się zabijać. Mogliśmy go zamknąć w pokoju i trzymać z dala... - powiedział Towarzysz Jacob. Spojrzałem na niego. Podczas tego procesu stracił cierpliwość parokrotnie. Widać było, że jak gra nie szła po jego myśli to potrafił się zdenerwować.
- Czy dowiemy się tego, czego nam obiecaliście? - zapytała Towarzyszka Cecily. Pytanie było skierowane do Towarzyszy Porywaczy. Spojrzałem na nich. Sam byłem ciekaw.
- Olivier dostarczał nam wasze plany. Nasza współpraca trwała na tyle krótko, że mało czego się dowiedzieliśmy. W nagrodę za informacje przekazywaliśmy mu worki z krwią do tworzenia obrazów, pędzle z włosów osób nieżyjących oraz... kulki.
- Kulki? - zapytała zaciekawiona Towarzyszka Elizabeth.
- Kulki - potwierdziła Towarzyszka Neri smutnym głosem - To akurat nasz błąd, za który was bardzo przepraszamy. Chcieliśmy sprawić, by Olivier nie popadł w rozpacz i nie rozchorował się bardziej więc zaczęliśmy go karmić specjalnymi mieszankami ziołowymi. Początkowo efekty były obiecujące, miał lepszą reakcję, był wesoły, szczęśliwy i jego odporność rosła. Zaczął mieć jednak problemy ze snem. Odstawiliśmy je i obserwowaliśmy jak reaguje na odstawienie. Zioła nie powinny uzależniać i rzeczywiście nie czuł głodu, ale nasilił się efekt uboczny. Lunatykowanie. Co gorsza działało ono tak, że szedł przez sen do pomieszczenia, o którym pomyślał tuż przed snem. Widocznie poszedł spać po obiedzie i do pubu ruszył odruchowo… Oczywiście nastrój też mu się pogorszył...
- To przez was poszedł do pubu - powiedział zszokowanym głosem Towarzysz Alan.
- Niestety, to była nasza wina, chociaż wciąż, to nie my go zabiliśmy - powtórzyła zdenerwowana. Spojrzała na tabliczkę z imieniem i nazwiskiem Towarzysza Oliviera - Naprawimy ten błąd, nawet wiemy już jak, ale na to potrzeba czasu. Póki co, mamy u was dług i przyznajemy się do tego, że postąpiliśmy źle. W zamian damy wam więcej luzu przez najbliższe dni i nie będziemy pospieszać. Chociaż to może się źle skończyć, dlatego dodamy do waszej diety kolejną mieszankę. Musicie ją jeść, żeby wasz system odpornościowy wytrzymał ten ciężki okres spokoju.
- Mamy się truć kolejnymi waszymi mieszankami? Jesteście śmieszni - parsknęła Towarzyszka Elizabeth.
- Tym razem będą one konieczne do tego, żeby choroba się nie rozwinęła. Damy ci je do przebadania jeżeli będziesz chciała. Zapewnicie tym sobie przynajmniej dwa tygodnie spokoju. To prawie dwa razy dłużej niż tu jesteście.
- Pomyślimy.
- To wszystko? Naprawdę naraziliście Oliviera na gniew Rewolwerowa nie dowiadując się od niego niczego konkretnego? – Towarzysz Samfu brzmiał na bardziej zdenerwowanego niż kpiącego.
- Dowiedzieliśmy się wszystkiego, co wiedział Olivier, ale jak widzicie mało nam to dało. Naprawimy nasz błąd za jakiś czas, mamy już nawet pomysł jak – powtórzyła Towarzyszka Neri – Może wykorzystajcie ostatnie momenty z Rewolwerowem, póki jeszcze możecie?
                Wzrok wszystkich przeniósł się ponownie na mnie. W takich momentach powinno dodać się coś, przez co grupa mogła mnie zapamiętać. Co mogłem im powiedzieć?
- Nie płaczcie Towarzyszko Audrey oraz Towarzyszko Alice. Nie macie po kim – to nie było to, co chciałem powiedzieć, myśli zaczynały być niejasne, jakby otaczała je powoli mgła.
- Przestaniesz w końcu robić z siebie ofiarę Rew? Jesteś wrednym i chamskim człowiekiem, ale lubiliśmy cię – powiedziała Towarzyszka Alice, patrząc na mnie przez łzy.
- Dalej nie rozumiem czemu to zrobiłeś… - Towarzyszka Audrey brzmiała pusto.
- Może i dużo nie wniosłem, a wręcz zabrałem ze sobą, ale chciałem wam powiedzieć, że przez całe swoje, niezbyt długie życie nauczyłem się jednego – trzymajcie się zasad, aż znajdziecie coś, za co warto je złamać. Gdy to znajdziecie – złamcie je.
- Nie powinieneś był się za mnie poświęcać…
Spojrzałem w jej stronę. Ciężko było jej utrzymać wzrok na mnie. Zdawała się uciekać.
- Kiedyś w organizacji, w której działam zdarzyła się pewna historia. Trafił się nam człowiek, z którego musieliśmy wyciągnąć informację. Nazywaliśmy go Czeszko, bo… W sumie nie wiem, czemu go tak nazywaliśmy. Łamaliśmy go przez cztery tygodnie, a cztery tygodnie w naszych rękach musiały ciągnąć się, jak cztery lata. Chłopczyna wyglądał chuderlawie, wydawało mi się, że zabiłem go po drodze z dziesięć razy, ale każdego kolejnego dnia on wstawał i był gotowy na więcej. Ostatecznie informacji i tak nam nie zdradził, ale dołączył do nas i pomógł rozgryźć problem. Dostałem rozkaz z góry, żeby zabić go po trzech dniach tortur, ale wstawiałem się i wyszedłem na dobre. Znam się na ludziach. Wiem za kogo warto się wstawić. Towarzyszko Julio, jestem pewien, że dacie sobie rade. Będzie łamani jak Czeszko, aż w końcu dołączycie do… Dobra nie wiem jak to dopasować do tej historii, ale rozumiecie przekaz.
- Rewolwerow jesteś skończonym durniem – westchnęła Audrey. Do głowy przyszła mi jeszcze jedna rzecz. Nie mogłem jej powiedzieć w normalny sposób. Spojrzałem po otaczających mnie osobach. Zawiesiłem wzrok na Towarzyszu Maksie. Następnie, używając języka rosyjskiego powiedziałem:
- Towarzyszu w kapeluszu, zostawiam wszystkie dane, które zebrałem pod prawą nóżką mojego łóżka w moim pokoju. Znajdziesz tam dwie kopie, tą zapisaną cyrylicą zostaw, a tą drugą możesz wziąć i przestudiować. Może znajdziesz tam ciekawe informacje. Jeżeli zrozumiałeś kiwnij głową.
                Kiwnął głową. Doskonale.
- Dałoby się po angielsku? – zapytał Towarzysz Aaron.
- To tylko przysłowie.
- Mam jeszcze jedno pytanie – wtrącił nagle Towarzysz Mycroft – Dlaczego zabiłeś w taki dziwny sposób? Wyciągnięcie języka?
- W ten sposób widowiskowo karało się zdrajców przekazujących informacje przeciwnemu wywiadowi – odpowiedziałem.
- Dlaczego go nie uratowałeś? – zapytała Towarzyszka Agatha, a w jej głosiku słychać było gniew – Dlaczego musiałeś go zabić? Ona też powinna zostać ukarana! – wskazała nagle na Towarzyszkę Julię. Gdy się denerwowała brzmiała jak piszczałka.
- Nie ona zabiła – przypomniała Towarzyszka Cecily – Więc to logiczne, że nie zostanie ukarana.
- Co za żenada. Skupiacie się tylko na swoich problemach, a pomijacie to, że mordujemy się jak zwierzęta, bo ktoś jest zdrajcą, bo ktoś nie może spać… Mam tego serdecznie dosyć – Towarzyszka Lily wyraziła swoją dezaprobatę cicho, ale każdy na sali ją usłyszał.
- Przepraszam… Przepraszam was wszystkich Towarzysze. Mam nadzieję, że wyciągnięcie z tego coś więcej i nie powtórzycie naszych błędów. Bądźcie zdrowi, chociaż trochę…
- Koniec tego dobrego. Pożegnania nadszedł czas. Winny drugiego procesu, Rewolwerow Iwaszow Piotrowicz zostaje skazany na śmierć w wymyślony przez nas sposób. Lokaj zaprowadzi cię do sali za kotarą, gdzie zostaniesz poddany egzekucji. Niniejszym proces uznaję za zakończony! – wykrzyknęła Towarzyszka Neri.
                Nie zamierzałem walczyć. Z podniesioną głową i wewnętrznym spokojem podszedłem do Lokaja, który wskazał mi kotarę. Gdy zniknął za nią Raphael, po chwili pojawił się na ekranie i przeniósł do zupełnie innego miejsca. Miałem doświadczyć tego na własnej skórze. Byłem bardzo, bardzo ciekawy. Ciekawość zgubiła mnie już nie raz, ale teraz mogłem zaspokoić ciekawość po raz ostatni. Podeszliśmy do zasłony. Przeszedłem i zauważyłem, że jesteśmy w ciemnym korytarzu. Na jego końcu znajdowały się drzwi. Lokaj przeszedł za mną i gdy tylko kotara została zasłonięta to poczułem delikatne ukłucie. Środki usypiające? Sprytne…

                Obudziłem się w ciemnym pomieszczeniu. Gdy tylko wstałem, na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Miałem na sobie mundur. Gdziekolwiek trafiłem, to nie mogłem narzekać. Mogłem zginąć w swojej prawdziwej skórze. Podniosłem się i zobaczyłem lustro. Byłem ogolony, a na głowie miałem moją ulubioną czapkę. Poprawiłem ją, tak żeby leżała równo. Przybliżyłem się do lustra i zauważyłem, że na jego tafli nie widzę już swojego odbicia, a Towarzyszy, których zostawiłem w sali procesowej. Przyglądali się mi jakbym był niezwykle ciekawym okazem w zoo. Uśmiechnąłem się szeroko, po słowiańsku. Poprawiłem jeszcze raz mundur i zanim się obejrzałem, na tafli znowu było tylko moje odbicie. Odwróciłem się i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jestem w sporym pokoju. Podszedłem do okna i odsłoniłem długie, aksamitne zasłony. Karnisze zajazgotały gdy je przesuwałem. Poczułem jak serce zabiło mi szybciej. Byłem z powrotem w Rosji. Za oknem widziałem Plac Czerwony i rozciągający się za nim Kreml. Wróciłem do domu.
                To sprawiło, że zacząłem się zastanawiać. Nie było żadnej zapadni. Czy to możliwe, że rzeczywiście ktoś mnie wyciągnął z hotelu? Co prawda nadzieja była mała, ale wiedziałem, na co było stać FSB. Poczułem przez moment radość. Służby potrafiły zadbać o swoich ludzi. Może cała melancholia i teatr rozegrany przed „śmiercią” nie był tak naprawdę potrzebny? Patrzyłem na widok za oknem. Nawet jeżeli to był dzień mojej śmierci to mogłem sobie pozwolić na obejrzenie tego raz jeszcze. Oparłem się o parapet i wymacałem na nim butelkę. Odsłoniłem zasłonę i zauważyłem, że to nie byle jaki sikacz tylko samogon. Odkorkowałem i pociągnąłem łyk. Ponad osiemdziesiąt procent. Przyjemnie wykręciło kiszki. Kawałek dalej stała musztardówka. Nalałem pół szklanki żeby wybić zarazki i wypiłem całość jednym haustem. Dopiero teraz, wiedząc, że nie złapie żadnej zarazy, nalałem całą szklankę. Kawałek dalej, na stole, jakby znikąd pojawił się słoik z ogórkami. Ucieszony, że oprawcy zapewnili mi nawet zagrychę wyłowiłem jednego z bardziej tłustych, zielonych skurczybyków i chrupnąłem go. W tle usłyszałem dźwięk harmonijki. Katiusha, rozpoznałem po pierwszym dźwięku:
„Rascwietali jabłoni i gruszy,
Popłyli tumany nad riekoj;
Wychodiła na bierieg Katiusza,
Na wysokij, bierieg na krutoj.”
                Czułem się coraz lepiej. Brakowało tylko towarzystwa. Nagle poczułem charakterystyczny ból, który zwiastował jedno. Spojrzałem na zegarek, ale zdałem sobie sprawę, że w tym miejscu nie ma zegarka. Za oknem zrobiło się nagle ciemno. Dopiłem łyk i zaciekawiony poszedłem w stronę drzwi. Wewnątrz czułem ogień, alkohol przyjemnie rozgrzewał. Pociągnąłem za klamkę i zobaczyłem, że za progiem nie ma miasta, a jedynie droga i las. Na niebie świecił księżyc. Ostrożnie wyszedłem i poczułem śnieg pod butami. Było rześko. Mocno rześko. Ruszyłem zostawiając Katiushę i ciepły pokój za sobą. Szedłem wyprostowany, chociaż alkohol przyjemnie wchłaniał się przez organizm. Uwielbiałem nocne spacery. Raz jeszcze pomyślałem, że jeżeli tak wygląda umieranie to mogę umierać cały czas.
                Nagle poczułem jak ktoś łapie mnie i zakłada opaskę na oczy. Uderzenia w zgięcie kolana i nerki zwaliły mnie na ziemię. Sięgnąłem odruchowo po rewolwer, który zazwyczaj miałem za paskiem, ale oczywiście w hotelu mi go zabrali. Poczułem ciężki bucior, który musiał połamać mi połowę palców. Sapnąłem, ale tutaj pojawił się kolejny plus alkoholu – słabiej odczuwałem ból. Zawsze miałem dużą tolerancję, a teraz czułem się prawie jak ze stali. Podnieśli mnie. Musiało ich być co najmniej dwóch. Ciągnęli mnie dokądś. Słyszałem ich oddechy i moje buty sunące po ziemi. Dotarliśmy dokądś. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, a następnie wiatr zniknął. Byliśmy w pomieszczeniu. Nie zdjęto mi jednak jeszcze opaski. Oprawcy ciągnęli mnie dalej. Słyszałem ciche, rozmowy po rosyjsku. Przez szum w głowie nie do końca rozpoznawałem konkretne słowa. Rozkazy były przekazywane po cichu, bardzo szybko. Jeden z trzymających mnie mężczyzn przytakiwał raz za razem.
                Ktoś zdjął mi opaskę. Byłem w obłożonym blachą pomieszczeniu. Przypięli mnie do krzesła, a na stole przede mną było zawiniątko, popielniczka oraz lampa naftowa. Widziałem też szybę, która zdawała się być nieprzezroczysta, ale tak naprawdę tylko po drugiej stronie dało się zobaczyć wnętrze tego pomieszczenia. Westchnąłem. To jak nic wyglądało jak sala przesłuchań. To jednak nie mogło być normalne przesłuchanie. Moi dwaj oprawcy wyglądali jak przeciętni Towarzysze, których można było spotkać na ulicy. Nie wyróżniali się absolutnie niczym. Jeden z nich odpalił papierosa. Śmierdział paskudnie, nie lubiłem tego tytoniu, ale chęcią bym go spróbował. Drugi poprawił pasy, które trzymały mnie na tym krześle. Mogłem ruszać tylko głową, reszta była przypięta wyjątkowo mocno.
                Pierwsze uderzenie tylko trochę mnie zaskoczyło. Poczułem ból, a wraz z jego falą z moich ust wyleciał ząb. Chłop miał uderzenie. Splunąłem mu pod nogi. Nie zadawali nawet pytań. Czekała mnie długa przeprawa. Kolejne uderzenie wymierzone zostało w łokieć. Uderzył mnie pałką, którą miał przy pasie. Staw przeskoczył i zaskrzeczał. Kolejny atak wymierzył ten palący, który cios pałką skierował w połamane palce. Ból był odczuwalny. Dosyć mocno odczuwalny. Zacisnąłem zęby. Będę jak Czeszko. Nie dam się. Kolejne ciosy pozbawiły mnie kolejnych dwóch zębów oraz dodały trzy siniaki na każdym z moich ud. Najgorszym w tym wszystko było to, że prawdziwa zabawa rozpocznie się dopiero jak rozwiną tajemniczy pakunek. Ten niepalący chwycił mnie za środkowy palec i za ten wskazujący. Odsunął gwałtownie obie dłonie, rozrywając mi skórę i wyłamując oba palce. Syknąłem. Dostałem pałą w łeb, aż mi zadzwoniło w uszach. Kopniak w żebra. Cios pałą w nerki. Kolejne dwa wybite zęby. Złamanie piszczela. Po następnym ciosie pałą w podbródek spadła mi czapka. Obraz zaczął mi się rozmazywać. Papieros przygaszony o kolano skutecznie mnie rozbudził.
                Ten, który go zgasił podszedł do stołu. Lampa oświetliła jego postać, sprawiając, że wyglądał naprawdę potwornie. Rozwinął zawiniątko. W środku były tylko cztery narzędzia. Byłem niesamowicie zawiedziony. Tylko cztery? Zaśmiałem się, a zebrana flegma i krew wyleciały mi z ust i spłynęły strużką po brodzie. Pierwsze w kolejce były szczypce. Znałem je. Odruchowo wyciągnąłem dłoń. Oprawca złapał mnie za nadgarstek i chwycił narzędziem za paznokieć w prawym kciuku. Wiecie jaki to ból Towarzyszu, próbowałem się przygotować ale rwał tak szybko i mocno, że ból przez moment pozbawił mnie przytomności. Ten pazur zawsze tak bolał. Wyrwano mi kolejne trzy, które z delikatnym dźwiękiem uderzały o podłogę. Prawa ręka pulsowała, ale ledwo, co w niej czułem. Nerwy były uszkodzone i receptory bólu nie przekazywały sygnałów do mózgu. Słodko.
                Drugi z oprawców sięgnął po następne narzędzie. Pilnik. Zakląłem pod nosem, chociaż w moim stanie było to raczej wysapanie ledwo zrozumiałych słów. Zacisnąłem usta, ale nie było sensu walczyć. Potężny cios sprawił, że wyleciał mi kolejny ząb, a ja mimowolnie otworzyłem otwór gębowy. Oprych podniósł lampę i zaświecił sobie, gdy ten z pilnikiem przykucnął i włożył mi pilnik do ust opierając go o kieł. Skurwysyny, pomyślałem zanim parę pociągnięć narzędziem skruszyło mi spory kawałek zęba. Wierzgnąłem, ale pasy trzymały mnie stabilnie, a drugi oprych przytrzymywał mi głowę. Nie chciałem błagać, bo wiedziałem, że oni i tak mają mnie zabić. Postanowiłem, że sam to skończę. Przechyliłem się całym ciężarem do tyłu, tak że poleciałem na plecy. Złamany piszczel, naruszone żebra oraz zmiażdżone ręce nie podziękowały mi za to, ale naruszona plomba się otworzyła. Mały pojemnik z cyjankiem mógł mi pozwolić na odejście z klasą. Przegryzłem go zanim oprychy zdążyły mnie podnieść. Uśmiechnąłem się, a po chwili dostałem pałą w łeb i straciłem przytomność.
                Obudziłem się po chwili, wymiotując mocno. Jeden z oprychów mnie trzymał za mordę, a drugi wsadzał palec do ust. Zakląłem. Zobaczyłem obok miskę z wodą oraz trzeci przedmiot. Szmatę. Gdy upewnili się, że zwymiotowałem zawartość kapsułki to położyli mnie na twardej, kamiennej posadzce i do twarzy przyłożyli szmatę. Po chwili zaczęli wylewać zawartość miski. Zacząłem się dławić i tracić oddech. Po chwili przestali, żeby dać mi się wykasłać i znowu przyłożyli mokrą szmatę, którą zalali wodą. Nie wiedziałem czy traciłem przytomność czy po prostu umierałem, ale kolejność wydarzeń zaczęła mi się mieszać. W końcu podnieśli mnie, ledwo łapiącego powietrze i ciężko oddychającego i ponownie przypięli do krzesła. Czwartym przedmiotem była strzykawka. Mój koniec. Odetchnąłem z ulga. Moi oprawcy przygotowali zastrzyk i spojrzeli w moją stronę. Zaśmiali się.
                Wtedy drzwi do sali przesłuchań się otworzyły i ktoś wpadł do środka. Zanim się obejrzałem, napastnik wystrzelił dwa razy z rewolweru, perfekcyjnie trafiając obu moich oprawców. Oprychy upadły ciężko na podłogę oraz stół. Nie wiedziałem czy się cieszyć, czy rozpaczać. Mogłem trafić gorzej? Mogłem trafić gorzej. Lampa upadła, ale jakimś cudem się nie rozbiła. Zobaczyłem twarz osoby, która weszła do pomieszczenia i po raz pierwszy zamarłem. To byłem ja. Kim byłem? Jeżeli przede mną stałem ja, to kto siedział na krześle? Postać podeszła do mnie i spojrzała mi w oczy. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Mój wybawiciel wyglądał jak ja. Czy się właśnie uratowałem? Może cyjanek zadziałał? Postać stanęła za moimi plecami. Byłem pewien, że mnie odwiążę. Cokolwiek, byleby już nie być torturowanym. Właściwie wiele opcji mogło mnie teraz wyzwolić.
                To jaką opcję wybrał mój wybawiciel zrozumiałem dopiero jak upadła przede mną maska, która wyglądała zupełnie, jak moja twarz. Usłyszałem odbezpieczenie kurka i metaliczne pociągnięcie za spust…


-----------------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
- Pozostałe osoby z niższych progów

Komentarze

  1. To tak. Rozdział mi się podobał. Perspektywa Julii jakoś bardziej mi siadła, ale bardzo dobrze że zrobiliście dwie i w sumie logiczne, patrząc na to jak to się potoczyło. Motyw Julii żeby zabić Oliviera zrozumiały, ale byłaby hipokrytką gdyby faktycznie wygrała proces, bo w końcu nienawidziła osób które wystawiały grupę w takiej sytuacji, a w momencie wygranej zrobiłaby to samo. Podoba mi się to w jaki sposób reaguje Agatha, bo widać że mimo wcześniej sceny w pokoju Naessa nadal go lubiła i teraz cierpi po stracie ,,przyjaciela''. To że Artystę ,,zabili'' sami porywacze jest smutne, bardzo smutne. Neri powiedziała, że to naprawi, ale tak naprawdę dla mnie jako twórcy jest to rzecz nie do naprawienia. W sensie, był po prostu samotny i nie miał nikogo oprócz Agathy i ogólnie był nieobecny w rozdziałach. Ludzie mają teorię, że on wróci jako wgrana świadomość w ciało Lokaja albo jako AI, ale czy to w ogóle można nazwać powrotem? Jego przygoda powinna się zakończyć jako zdrajcy, który umarł przez mylące zaufanie jakim zaszczycił porywaczy. To oczywiście moje zdanie jako twórcy postaci, który liczył że jego postać umrze w momencie w którym faktycznie zacznie być aktywnym uczestnikiem gry. Ci którzy nie są twórcą postaci mogą uznawać Oliviera za postać ciekawą z samego faktu, że w przyszłości najpewniej wróci i nic w tym złego. Nie będę powtarzać tego co napisałem pod rozdziałem szesnastym, po prostu liczyłem na coś innego i nie obwiniam was za plan jaki macie. Co do reszty, egzekucja była naprawdę spoko, ale po pierwszej liczyłem że będziecie dalej strzelać w nawiązania historyczne, co mogłoby być naprawdę unikatowym elementem egzekucji Peccatorum. Jestem ciekaw jak rozwiąże się motyw z karą Julii i Jacoba, bo nie ukrywam że jedna jak i drugi wskoczyli mi w rankingu c: Ciekawe jakie info da im Rewolwerow i czy Lily w końcu podda się rozpaczy i zabije kogoś lub samą siebie? To wszystko w następnym odcinku Totalnego Peccatorum w Hotelu! (pozdro dla kumatych) ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julia sama zauważyła swoją hipokryzję w trakcie popełnienia zbrodni i wiedziała, że robi to przede wszystkim dla siebie, a zabicie Zdrajcy miało być zaledwie uspokojeniem sumienia. Zresztą dlatego Rew pozwolił jej na złamanie zakazu, po którym od razu się przyznał - chciał dać jej trochę ukojenia w tym, co zrobiła. Agatha mimo wszystko związała się z Olivierem, co do zabicia to Porywacze sprawili, że się wystawił. W rozdziale szesnastym pomyślał o Deptaku i tam poszedł, w siedemnastym musiał pomyśleć o pubie i tam właśnie podążył przez zioła, które dostawał. Porywacze zdecydowanie go wystawili na złotej tacy, ale działanie nie było celowe.
      Plan jest cały czas bez zmian i bez względu na to ilu osobom się to spodoba, a ile uzna to za bez sens - trzymanie się swojego to ważna cecha, a istnieje też szansa, że całość się komuś spodoba. Fabuła jest skomplikowana i nie jest to prosta powieść, dlatego też musi stosować rozbudowane motywy i działania.
      Egzekucje będą bardzo specyficzne - jedne dłuższe, drugie krótsze. Staram się żeby niosły za sobą coś więcej, ale pewnie nie zawsze mi to wyjdzie. Kary będą już w nadchodzącym epizodzie. Motyw tego, co pozostawi Rew również będzie rozpracowany i to dosyć szybko, a co do Lily to jest kolejne złamanie dalej w kierunku rozpaczy.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Kolejny dzień mózg lekko otrzeźwiał, więc czas napisać swoje przemyślenia.
    Zaczynając od samego początku podobało mi się opis zachowania, a raczej jej myśli Julii podczas zbrodni ciekawsze to napewno niż Raphael, który pomyślał a Dismasa jest pijany i wkurwiający hmm... Zabiją go ten impuls był bardzo specyficzny. Jeśli chodź o motyw Julii to według mnie jest nakreślony naprawde grubą kreską. Ciekawe były wszystkie te przemyślenia i rozwój akcji z jej perspektywy. Perspektywa Rewa była całkiem dobra ale dopiero po zabójstwie, do zabicia Oliviera była ciekawa ale taka mało emocjonalna na mój gust. Jeśli chodzi o dalszą część czyli tą rozmowę z przełożonymi oraz z innymi uczestnikami to było to coś bardzo ciekawego, dało się większość z tych motywów wykombinować, a jednak wolałem poczekać jak nasz prawnik nam to rozpisze xD.
    Czas na coś na co czekałem strassnie zabicie Rewa egzekucja była w deche zdecydowanie lepsza niż w Raphaela, która mnie trochę zaskoczyła. Uderzenie w motyw tortur/ostrego przesłuchania zawsze lubiłem ten motyw. Osoba na końcu to pewnie lokaj ale zastanawiam się czy będzie to wyjaśnione kto to. Tyle z tematu egzekucji. Strasznie mnie zdziwiła reakcja Elizki w sensie rozumiem jakby to Alan zginął ale Olivier czy Rew, bez obrazy ale sądzę że z żadną z tych postaci nie miała zbyt dobrego kontaktu. Lily jest strasznie załamana, mam nadzieję, a nawet jestem tego pewny, że masz niecny plan na to jak zachowa się Lily w kolejnych epizodach(Mam nadzieję że to będzie związane z Sandrą).
    I to tyle teraz czekanko.
    Naszczęście na moje Ferie wróci Pecc ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julia przeszła bardzo długą, ale też prostą drogę z "zabiję dla nich" do "chcę po prostu zabić i stąd wyjść" i nawet się pod koniec nie oszukiwała. Też ostatecznie jestem zadowolony z egzekucji Rewa, jak ją pisałem wydawała mi się dziwna, ale jak powstała całość to mega mi podeszła. W sumie faktów dużo nie zostało przedstawionych, ale tak naprawdę współpraca Duchów i Oliviera trwała niecałe dwa tygodnie i dużo tego czasu zostało poświęconego na eksperymenty i badanie jak zachowa się po tych ziołach.
      Osoba na pewno zostanie wyjaśniona. Eliza w sumie po prostu stwierdziła fakty, a Agatha i Lily jednak przeżywają, bo jednej zginał ktoś na kształt przyjaciela, a druga jest słaba psychicznie, szczególnie, że pierwsze ciało znalazła ona. Ale na Lily czekają jeszcze fajne motywy ^^

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. I tym sposobem zakończył się drugi epizod. Podejrzewałem, że w którejś ze spraw pojawi się motyw zabójstwa-poświęcenia się za kogoś innego, ale zapewne będę nudny mówiąc, że raczej widziałem w tej roli detektywa. Oczyma wyobraźni widziałem scenę, w której na koniec procesu wygłasza płomienną przemową w stylu „nie traćcie nadziei”. :D Teoretycznie, podany przeze mnie przykład nadal nie jest wykluczony, więc pewnie do samego końca Pecca będę go regularnie co epizod uśmiercał xD
    W każdym razie, jakiś czas temu zastanawiałem się jak wyszłaby taka łamana perspektywa pisząc w pierwszej osobie. U mnie akurat średnio by to wyszło, bo zazwyczaj stosuję model 1 perspektywa na tom z ewentualnymi małymi fragmentami w trzeciej osobie, ale tutaj całkiem dobrze z tym poszło. Na pewno w odbiorze przeskoków pomogły gwiazdki, bo wyraźnie zaznaczyły momenty przejść. Wydaje mi się, że kiedyś o tym pisałem, ale tym razem trochę rozwinę tą myśl. Jeśli nie są nadużywane, jak to niestety zdarza się we współczesnej literaturze, gwiazdki są niesamowicie użytecznym narzędziem, jednak nie ukrywajmy, akurat ta forma jest najprostsza. Nie musi to być dokładnie ten znak ‘*’, więc chciałbym coś zaproponować, choć bardziej w dalekosiężnej perspektywie. Mianowicie – może już w Pecca2 zastąpić * na swego rodzaju wzorek pasujący do wystroju strony? Przepraszam, że wypowiadam się będąc w gruncie rzeczy ignorantem w tej dziedzinie, nie wiedząc w ogóle czy coś takiego jest możliwe na blogu, nie mówiąc już o tym jak coś takiego zrobić/znaleźć, ale sądzę, że może to być fajnym pomysłem, dlatego, podrzucam. ;)
    Przechodząc już bardziej do zawartości rozdziału, egzekucja wyszła fajnie, choć moim zdaniem, troszkę za długa. Osobiście skróciłbym ją o kawałek na początku i ‘dointensywnił’, zamieniając próbę wzięcia cyjanku na coś pokroju sceny wyjęcia gałki ocznej jakimś prostym narzędziem jak łyżka. :) No, ale tak też działa. Każdy ma ten swój styl, a brutalność nie wszystkim podchodzi do pisania, zwłaszcza kiedy pisze się z perspektywy osoby, która jest w tym wypadku ofiarą, a nie katem.
    Przy okazji, kolejna porcja teorii. Zwróciłem uwagę na moment przejścia Rewolwerowa na stronę egzekucji. Otrzymał zastrzyk, po którym został przemieszczony na właściwe miejsce. Nie pamiętam jak to było w pierwszym epizodzie, ale nie wydaje mi się, żeby było to tam zaznaczone. To jest, ufając mojej pamięci. Z tego powodu, dodając do siebie informację skierowaną do twórców postaci, żeby nie obrażali się jak ich zgłoszenie umrze, wpadła mi pewna myśl. Co, jeśli egzekucje dzieją się w jakieś zaawansowanej wirtualnej rzeczywistości? Z drugiej strony, ten pomysł nie trzymałby się kupy z myślą o ofiarach, bo wtedy całość musiałaby dziać się w takim środowisku. Więc wydaje mi się, że jak na razie bezpieczniej będzie założyć, że hotel znajduje się w supernowoczesnej placówce na dnie jakiegoś morza/oceanu. :D
    Myślę, że to wszystko co mogę dodać. Oczywiście oprócz tego, że *ekhem* cierpliwie czekam na podwójne lub większe zabójstwo. :P Pomysł już poniekąd został wspomniany w tym rozdziale, dlatego zacząłem sobie powoli robić nadzieje na epizod 3. No, w każdym razie chętnie przeczytam nawet jak nie będzie tam takiego i na pewno nadal będę regularnie wspomagał dobrym (lub krytycznym, jeśli będzie taka potrzeba) słowem, własnymi pomysłami lub radami, jeżeli będę w stanie wnieść coś pomocnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dosyć specyficzną ścieżką obraną dla postaci Jacoba, myślę, że może jeszcze zaskoczyć :D Same gwiazdki wziąłem z Twojej wcześniejszej sugestii dotyczącej oznaczania w ten sposób mijających dni, ale szczerze powiedziawszy to też brzmi dobrze i pomyślę o takowym oznaczeniu w odpowiednim czasie. Jak pisałem egzekucję to poczułem, że było to trochę przedłużone również, ale jak piszę sobie kolejne rozdziały zdałem sobie sprawę, że jak zacznę zmieniać po napisaniu to się zaplącze jak szalony, więc tak długo jak to trzyma się kupy i nie jest źle, to staram się potem już nie skracać i nie zmieniać, efekt różny, ale da się przeżyć.
      Bardzo ciekawe spojrzenie na tym, co dzieje się za kotarą ;) Dobre główkowanie i motyw na pewno będzie rozwinięty w przyszłości i wytłumaczony, ale teorie warto zapisać.
      Epizod 3 będzie dla mnie sporym wyzwaniem i eksperymentem, bo zdecydowałem się na parę zabiegów, które bardzo chciałem przetestować i za te niecałe dwa tygodnie jak ruszy, zobaczę jak to wyjdzie.
      Rady, krytyczne słowo i pochwały, zawsze mile widziane! Dzięki za komentarz!

      Usuń
  4. Świetne zakończenie epizodu drugiego, naprawdę ♥
    Przebieg zabójstwa i obie narracje bardzo mi się podobały. Julia w końcu stała się dla mnie bardziej istotną postacią i jestem piekielnie ciekawa, jak potoczą się kolejne rozdziały po tym, co zrobiła. Trochę boli mnie fakt, że ofiarą był Olivier, ale wierzę, że Wasz plan odnośnie fabuły jeszcze mnie zaskoczy i zadowoli ♥
    Egzekucja Rewa była okropna, ale pozytywnie okropna. Tortury i przesłuchania to nie do końca moje klimaty, ale podobało mi się i niemal czułam ten ból wyrywanych paznokci. Paskudne! Ale dobra robota, Bobru ♥ Szczególnie ta końcówka ♥
    Ranking moich postaci nie zmienił się aż tak bardzo, na pierwszy miejscu wciąż jest Alan ♥, na drugim Elizabeth, a na trzecim na równi Yama i Jacob c:
    Czuję się, jakby Pecca ruszyło dopiero kilka dni temu, a to już dwudziesty rozdział, koniec drugiego epizodu. Bardzo Wam dziękuję, że zdecydowaliście się tworzyć tą opowieść ♥ Jesteście cudowni ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julia w sumie przeżyła teraz pewien moment przełamania, myślę, że bardzo ważny w historii jej postaci. Olivier był pierwszą postacią, którą wybraliśmy i mieliśmy na niego świetny plan, który dalej będziemy realizować. Śmierć zdrajcy na pewno nie kończy się na samym procesie i niesie za sobą dodatkowe motywy. Egzekucja Rewa była trochę sadystyczna, przyznaję ^^ Cieszę się niezmiernie, że się podobała!
      Podoba mi się ten ranking, sam bardzo lubię wymienione postacie, szczególnie Alana i Jacoba. "Niestety", ale Pecca leci jak szalone, mam nadzieję, że nie będę musiał Wam robić dłuższej przerwy, bo rozdziałów coraz więcej, a ja nie piszę aż tak szybko jakbym chciał, chociaż nie jest jeszcze źle ;)

      Dziękuję za miłe słowa i komentarz!

      Usuń
  5. Czy gdyby Peccatorum było grą karcianą, to Olivier wygrałby to starcie z racji tego, że Julia jest ultimate brzuchomówczynią, a Oliver jest głuchy to jest jej counter pickiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To byłaby kontra, ale Brzuchomówczyni miała bonusy za atak zza pleców oraz to, że Artysta spał. Karty nie ułożyły się po jego myśli...

      Usuń

Prześlij komentarz