Epizod I - Rozdział 6: Czas... start (Alan Dantes)
Rozdział 6: Czas... start! (Alan Dantes)
Moi drodzy, witamy w kolejnym rozdziale Peccatorum! Tym razem z perspektywy Pechowca, który dla wielu z was jest ulubieńcem. Jak wygląda świat z jego oczu? Dodatkowo czas na wprowadzenie bardzo ważnej mechaniki! Zapraszamy do czytania i skomentowania rozdziału po przeczytaniu ^^
-------------------------------------------------------------
Ledwo otworzyłem zapuchnięte
oczy. Poczułem ból w kilku miejscach ciała na raz. Najbardziej odzywał się
brzuch, który wydawał się być tak pusty, i ściśnięty, że zajmował dziesięć razy
mniej miejsca niż zazwyczaj. Wstałem i zauważyłem, że jestem w swoim pokoju.
Starałem się znaleźć powód tego jak się czułem, ale jedyne, co pamiętałem to
kolacja, na której coś się zaczęło dziać. Zostaliśmy
naćpani, pomyślałem w pierwszej chwili. Obwiniałem się strasznie o to, że
wszyscy się tu znaleźli, bo byłem pewien, że stał za tym mój pech. Zawsze
potrafiłem wplątać się w kłopoty, a za sobą pociągnąć każdego, kto podszedł
zbyt blisko.
Pamiętałem jak obudziłem się
pośród półek w czytelni. Byłem pewien, że stało się coś złego i nie myliłem
się. Zostaliśmy porwani i byliśmy trzymani przez naprawdę nieobliczalnych
ludzi. Wtedy, gdy skołowany starałem się dowiedzieć, gdzie jestem, zobaczyłem
pomiędzy półkami blond włosą dziewczynę, którą okazała się być Alice. Nie
podszedłem jednak do niej, przestraszony jak cholera i tak wpadłem na
Elizabeth. Musiałem przyznać, że była jedyną osobą, dzięki której czułem się
tutaj dobrze. Miała tak szczere i specyficzne podejście do życia, a przede
wszystkim była inteligentna. Jeżeli mój pech nie przeszkodzi to będziemy mogli
zdziałać wszystko i uciec z tego miejsca.
Podniosłem się i rozruszałem
obolałe mięśnie. Pomasowałem się po brzuchu i rozejrzałem po pokoju. Nie
zmienił się ani trochę. Całkowicie zwyczajne, wygodne łóżko, biurko, lampka,
krzesło ruchome, ładne panele, klasyczne oświetlenie, szafa, lustro i krzyż. To
ostatnie zastanawiało mnie od początku, w końcu nie wierzyłem w Boga, a sam
symbol miał mało wspólnego z moim talentem, chyba, że chodziło o pecha
związanego z samym ukrzyżowaniem. Nie widziałem w tym jednak większej logiki.
Dodatkowo była tu mała biblioteczka, która przypominała ogromny zbiór ulotek z
poczekalni - opisywały one jak się zachować w danej sytuacji, jak się jest
ofiarą przemocy domowej, gwałtu, napadu i wielu innych. Też nie rozumiałem
powiązania, a dopisanie każdego przestępstwa czy zbrodni do mojego talentu było
delikatną przesadą.
Zastanawiałem się czy to też
była kwestia mojego pecha. Na plus jednak była ogromna apteczka, bardzo dobrze
wyposażona, która powinna mi pomóc bez względu na to, jaki uraz mnie spotka. Miałem
nadzieję, że nic mi się nie stanie i że nie ucierpi przeze mnie ktoś inny, ale
póki, co mój talent wydawał się być w uśpieniu. Cieszyło mnie to i miałem
nadzieję, że tak pozostanie. Pech był straszną rzeczą, ale też bardzo ciekawym
zjawiskiem. Czasami niedowierzając potrafiłem obserwować całą serię
niefortunnych zdarzeń, nie mogąc pojąć, co się dzieje.
Poszedłem wziąć szybki prysznic
i się przebrać. Gotowy do wyjścia na śniadanie spojrzałem na zegarek i
przeżyłem szok. Pokazywał godzinę osiemnastą. Czy ja spałem dobę, zdziwiłem się, bo nie czułem się ani trochę
wyspany, raczej otępiały i wyczerpany. Pragnienie ugasiłem popijając z dzbanka
z sokiem, który stał na biurku. Nie rozumiałem, co się stało i całkowicie
skołowany wyszedłem z pokoju zamykając za sobą drzwi. Na korytarzu spotkałem
Ethana. Podszedłem do niego.
- Hej Ethan - zagadałem
pocierając kciuki.
- Alan... Hej - powiedział nieco
bardziej przygaszony niż zazwyczaj.
- Też się dopiero
obudziłeś?
- Tak - był naprawdę
zdezorientowany - Ile my spaliśmy?
- Na pewno dobę, bo
kładliśmy się, jeżeli można to tak nazwać, po osiemnastej. Ale kto wie, czy nie
dłużej?
- Hej chłopaki - Cecily była
uczesana i umalowana, ale nawet na jej twarzy widać było pewne oznaki zmęczenia
- Co się stało?
- Mam nadzieję, że
nie...
- Przestań Ethan - skarciła go - Nic złego na pewno się nie stało.
- Musimy iść do
jadalni - powiedziałem
- Pewnie tam będą wszyscy.
Poczułem coś nienaturalnego.
Obawę, że ktoś rzeczywiście mógł komuś coś zrobić. Przecież to było niemożliwe,
mieliśmy dwudziesty pierwszy wiek i cywilizowani ludzie nie rozwiązywali
problemów poprzez zabijanie się. Nie byliśmy przecież zwierzętami. Czarne myśli
zalały moją głowę, a ja nie chciałem się im poddać. Nie po to walczyłem tak
długo ze sobą wewnątrz, żeby teraz dać się złamać. Nie było powodu żeby się
przejmować.
- Masz rację - powiedziała
Aktorka. Przeszliśmy przez cały korytarz nie spotykając nikogo nowego,
wspięliśmy się po schodach i dotarliśmy do jadalni. Było tutaj tłoczno, ale
kogoś na pewno brakowało.
- Widzieliście
gdzieś po drodze Dismasa, Audrey, Oliviera lub Carmen? - zapytał Jacob na
wejściu.
- Nie, tylko nasza
trójka - odpowiedział
blondynka - Co się dzieje?
- Szczerze to nie
wiemy - głos
Elizabeth był smutny.
- Ile spaliśmy? - wykrzyknął zdenerwowany
Samfu.
- Czy musimy znowu
być tak głośno - zdenerwowała się Sandra.
- A Maks? - zapytała Cecily.
- Maks jest w
czytelni - odpowiedział
ktoś, kogo nie byłem w stanie zidentyfikować w hałasie.
- Ktoś się zabił? -
zapytała
wystraszona Lily.
- Zaraz ja ciebie
zabije, jak będziesz siała taki ferment - warknęła Wendy podchodząc do przerażonej
Fryzjerki.
- Tylko spróbuj
szmato - Sandra
zerwała się i stanęła pomiędzy dziewczynami.
- Jak mnie
nazwałaś? - kłótnia
nawarstwiała się. Stanąłem obok Elizabeth, która trzymała się na uboczu.
Spojrzała na mnie i kiwnęła głową.
- Chyba ostatecznie
przestaje się w to mieszać - powiedziała - Mam
szczerze dość tego zwierzyńca.
- Poddajesz się - mogłem zabrzmieć
ostro, ale zaskoczyła mnie swoimi słowami.
- Wcale nie - odpowiedziała
spokojnie - Po prostu zacznę szukać na
własną rękę. Godziny w pomieszczeniu gospodarczym były znacznie lepsze niż
jakakolwiek chwila tutaj. Ci ludzie potrafią tylko skaczeć sobie do gardeł. Nie
zdziwię się jak rzeczywiście się pozabijają...
- CISZA! - wrzask Audrey
wywołał szybko i skutecznie spokój. Spojrzeliśmy na wejście i zauważyliśmy
stojącą tam Kucharkę, Bandytę oraz Florystkę - Z wami jak z dziećmi...
W międzyczasie Wendy i Sandra
zdołały się już poszarpać i teraz były trzymane przez Rewolwerowa oraz
Mycrofta. Na jeden ze stołów wszedł Jacob.
- Dobra słuchajcie!
- krzyknął - Czas się ogarnąć i zebrać fakty. Musimy
dowiedzieć się ile spaliśmy i czemu tak nagle popadaliśmy? Ktoś ma jakieś
teorie? Elizabeth?
Nie mógł
usłyszeć jak westchnęła pod nosem.
- Prawdopodobnie
coś rozpylili, wczoraj dało się wyczuć coś w powietrzu - odpowiedziała
cicho.
- Szkoda, że nie
nakręcacie zegarka - powiedział Rewolwerow patrząc na Dismasa.
- Przecież by się
zatrzymał - zdziwił się
Bandyta.
- Ale jakby stał to
znaczyłoby, że minęły przynajmniej dwadzieścia cztery godziny - wyjaśnił Yama.
- Dobra, ale czy to
nie oczywiste? - zapytał Samfu.
- Pytanie brzmi,
czy nie spaliśmy więcej - Cecily wyglądała na zamyśloną.
- Mogę zaraz
spojrzeć do garnka. Szykowałam masę na następy dzień, kiedy zasnęłam - kobieta podeszła w
stronę kuchni, rozpychając się pomiędzy pozostałymi.
- Masę masz już
zrobioną - Samfu nie
mógł się powstrzymać.
- Nie ma takiej potrzeby - głos Lokaja
powoli przestawał już mnie zaskakiwać. Ten człowiek zawsze pojawiał się znikąd.
Tym razem jego przybycie pozwoliło zapobiec kłótni pomiędzy czerwieniejącą ze
złości Kucharką - Macie prawo wiedzieć,
co się stało.
- Mamy? - zapytał zszokowany
Samfu. To rzeczywiście była niecodzienna informacja. Byłem pewien, że nie
dowiemy się niczego.
- Tak. Przepraszam,
że tak musiało się to rozegrać, ale jak mówiłem nasze badania są najważniejsze
drodzy państwo. Nie możemy sobie pozwolić żeby ktoś nam przeszkodził, a sami
zauważyliście ilość luk w zabezpieczeniach, na jaką wpadliście. Musiałem
Państwa uśpić i podczas waszej drzemki, która trwała prawie dwie doby,
przygotowałem wszystko, żebyście nie byli już kuszeni wizjami ucieczki.
Usłyszałem uderzenie. Spojrzałem
na siedzącego niedaleko nas Hakera, który potężnie zdzielił stolik, zostawiając
na nim delikatną rysę. Wciąż się obwiniał za to, co stało się w sali zabaw.
- Przygotowałem
Państwu jedzenie oraz specjalne tabletki ziołowe. Nie mogłem wam ich dać przed
zaśnięciem, bo na pewno byście coś wymyślili żeby uniknąć gazu, dlatego daję je
teraz. To miks witamin, ziół i uspokajacza. Zażyjcie przed snem i dzięki temu
będziecie mogli uspokoić wasze zegary biologiczne i jutro zacząć kolejny,
normalny dzień. Oczywiście przed tym musicie coś zjeść, żebyście państwo nie
padli mi na oczach.
Nie
podobało mi się to. To oznaczało, że musiało istnieć jakieś wyjście i masa
informacji, które teraz były poza naszym zasięgiem. Mogła to też być podpucha
żebyśmy przestali szukać. Nie sądziłem żeby jakiemukolwiek słowu Lokaja można
było ufać tak po prostu.
- Dwa dni? - zapytałem w końcu.
- Bez parunastu
minut. To na pewno rozregulowało państwa zegary biologiczne i naraziło na
nieduże niebezpieczeństwo, ale nic na to nie poradzę. Upewniłem się, żeby nikt
podczas tego nie zginął - odpowiedział.
- A jak ktoś miał
zginąć jak wszyscy spali? - włączył się Aaron - Chyba, że
jednak ktoś o tym wiedział i nie spał?
- Skąd taka teoria
panie Masayoshi?
- Jakoś podejrzanie
szybko się wszyscy ewakuowali po tym jak opuściłeś wczo... dwa dni temu
jadalnię, a chwilę potem popadaliśmy. Wiesz coś o tym Elizabeth?
- Jaja sobie
robisz? - zapytała
oburzona moja towarzyszka - Podejrzewasz,
że chciałam was zabić? Po co miałabym was wtedy ostrzegać?
- To gdzie jest
Olivier? - nie
przestawał atakować.
- Ja mam to
wiedzieć? - chyba po
raz pierwszy widziałem Elizabeth wyprowadzoną z równowagi. To było coś nowego,
nawet jak na naszą krótką znajomość.
- Pan Naess jest
jeszcze w swoim pokoju, cały i zdrowy, nie licząc przypadłości, z którą tutaj
przybył - uspokoił
białowłosy - Nie ma powodu do nerwów i
niepotrzebnych oskarżeń.
- To może przestań
nastawiać nas przeciwko sobie, dupku - rzuciła Sandra, która musiała dostać pazurami po
szyi, bo widać było cztery, zaczerwienione smugi.
- Pójdę po niego,
musi coś zjeść - zaproponowała Alice.
- Pójdę z tobą - dodał Mycroft.
Chociaż stałem tuż obok gablot,
dopiero teraz, gdy Haker podszedł z tacą, zauważyłem, że znowu były pełne
jedzenia. Tym razem znajdowały się tutaj dziesiątki pierogów o różnych
kształtach i nadzieniach. Oprócz tego naleśniki oraz baniaki z mlekiem i przedziwnymi
płatkami. Haker nałożył niedużą porcję na jedną tacę i dwie większe dla siebie
i Przyjaciółki.
- Najpierw mleko?
Nie powinieneś wsypać płatków? – zdziwiła się Alice.
- Jak chcesz, żeby
smakowały jak rzygi emeryta, to proszę bardzo – powiedział przygotowując
je Przyjaciółce w ten sposób – Smacznego.
Postawił je na stole, zostawiając w rękach
tylko jedzenie dla Artysty. Następnie wyszedł wraz z Alice. Wszyscy niechętnie
odebrali od Lokaja pigułki i zaczęli napełniać talerze zawartością gablot.
Nałożyłem sobie dziesięć różnych pierogów, żeby spróbować chociaż połowy
smaków.
Usiadłem przy stole obok
Elizabeth i zacząłem jeść. Pierogi nie odstawały poziomem od innego jedzenia
serwowanego podczas naszego pobytu, więc powoli, z każdym kęsem, wracałem do sił.
Moja towarzyszka odsunęła maskę i jadła obok mnie. Wzrokiem uciekła gdzieś
daleko, nie chciałem jej wybijać z myśli, ale odezwała się sama.
- Masz mi to za
złe?
- Hmm? - zaskoczyło mnie to
pytanie.
- To, że nie chcę z
nimi współpracować - odpowiedziała.
- Nie - zastanowiłem się
chwilę - Dużo osób chce działać samych,
po prostu nie chciałbym żeby coś ci się przez to stało. Jesteś moją jedyną
przyjaciółką w tym miejscu - uśmiechnąłem się. Jej twarz się rozjaśniła.
- Będę na siebie
uważać - obiecała - Zresztą znając twój talent to ty powinieneś
się najbardziej obawiać - zaśmiała się.
- Znając mojego
pecha to przeżyje na tyle, żeby to miejsce całkowicie mnie wyniszczyło - odpowiedziałem ze
smutkiem w głosie.
- Chciałabym żeby
wszyscy przeżyli - widziałem w jej oczach determinacje.
Drzwi do jadalni się otworzyły i
stanęli w nich Alice z Mycroftem. Przyjaciółka kończyła właśnie coś opowiadać:
- ...wtedy na
ekranie pojawiła się wiewiórka i rozerwała go na pół! Ale to historia, na kiedy
indziej.
To brzmiało
bardzo podobnie do sytuacji, którą sam przeżyłem jakiś czas temu. Mniej więcej
wtedy, kiedy otrzymałem wiadomość i wpadłem w tą pułapkę. Dziwne, pomyślałem. Dwójka usiadła przy tackach, które przygotowali
wcześniej i zaczęła jeść. Dokończyłem swój posiłek i wstałem, przeciągając się.
- Chyba skorzystam
z tabletki i prześpię się - oznajmiłem.
- Poczekaj - poprosiła.
- Chyba
oszaleliście Towarzyszu - wrzasnął nagle przez całą salę Rewolwerow, ale słowa kierował do
siedzącego obok Dismasa. Odbiegając wzrokiem moje spojrzenie na chwilę spotkało
się ze spojrzeniem Alice. Rozmawiała o czymś z Raphaelem, gestykulując przy tym
mocno.
- Chcę sprawdzić,
co jest w tych tabletkach - powiedziała patrząc na drugą część stołu, gdzie rozgrywała się ta
sytuacja.
- Jak? - zdziwiłem się, ale
usiadłem obok. Farmaceutka wzięła widelec i delikatnie nacisnęła na środek
kapsułki, która powoli się wydłużyła, po czym rozdzieliła na dwie części.
Spojrzała na proszek znajdujący się w środku i powąchała go. Następnie nabrała
na końcówkę sztućca kropelkę wody z kubka i wysypała nieznaczną ilość proszku
na stół, a następnie zamoczyła. Substancja zrobiła się nieco błotnista, ale nic
poza tym się nie stało.
- To rzeczywiście
zioła. Same zioła i coś do ułatwienia przełknięcia. Dobra, możesz ją brać
spokojnie.
- Dziękuję - odpowiedziałem, po
czym ruszyłem w stronę wyjścia. Opuściłem jadalnię i po chwili byłem już w
swoim pokoju. Zamknąłem drzwi, po czym rozebrałem się i położyłem na łóżku.
Czułem się naprawdę zmęczony, ale jedzenie już zrobiło dużo i poprawiło
samopoczucie. Miałem nadzieję, że po zażyciu tabletki będzie tylko lepiej.
Przygasiłem światło, zostawiając tylko lampkę.
Sytuacja wyglądała chwilowo na
opanowaną, nikomu nic się nie stało, a byliśmy już tutaj cztery dni. Lokaj
wspominał, że wytrzymamy tydzień, nim coś w końcu się stanie, ale miałem
nadzieję, że się mylił. To, co zrobił, było też znakiem, że nie ma pełnej
kontroli nad sytuacją, co dawało cień szansy na to, że znajdziemy kolejną lukę.
Nie wierzyłem, żeby jedna osoba, jakby perfekcyjna nie była, nie popełniła
błędu. Każdy człowiek to robił. Wziąłem głęboki wdech i sięgnąłem po tabletkę i
szklankę wody.
- Do dzieła - powiedziałem i
przełknąłem mieszankę, popijając solidnie. Ledwo położyłem głowę na poduszkę,
kiedy poczułem jak otacza mnie kojąca aura. Zasnąłem.
*
Obudziła mnie końcówka porannego
komunikatu wzywającego na śniadanie. Otworzyłem oczy z łatwością i wstałem bez
najmniejszego problemu. Czułem się lekki i wypoczęty. Tabletka zdziałała cuda.
Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się i widząc, że mam jeszcze pięć minut,
spokojnym krokiem ruszyłem do jadalni. Wychodząc z pokoju wpadłem na Dismasa.
- Dantes – warknął.
- Naprawdę nie
szukam problemów. Mam zbyt dobry humor żeby się wykłócać – powiedziałem.
- Nie, to nie tak –
zaczął,
czekając aż zamknę drzwi – Chciałem cię
przeprosić za ten tekst przy schodach. Chyba to coś zaczęło na mnie wczoraj
działać, cały ten stres też nieźle wykończył i wyszło jak wyszło. Nie masz
wpływu na to jaki jesteś.
- Wow – powiedziałem ze
szczerym zaskoczeniem – Przyznam, że tego
się nie spodziewałem. Dziękuję.
- Te pierwsze dni tak na mnie zadziałały.
Zazwyczaj trzymam język za zębami i nerwy na wodzy.
- To zrozumiałe. Ja
też czułem się strasznie skołowany. Jest tu tyle ludzi…
W miłej rozmowie dotarliśmy na
piętro wyżej, aż w końcu na śniadanie. Na sali byli już prawie wszyscy.
Wypatrzyłem w tłumie Elizabeth, która zgodnie z tym, co powiedziała, usiadła na
uboczu. Grupa wyglądała na wyjątkowo żywą, najwidoczniej wszyscy skorzystali z
tajemniczej, cudotwórczej tabletki i jej mocy. Na śniadanie, które tym razem
przygotowała Audrey, wybrałem tosty z podwójnym serem i bekon, a do popicia
wziąłem kubek herbaty. Dosiadłem się do Farmaceutki z tacą pełną jedzenia i
przywitałem.
- Hej – odpowiedziała krótko.
- Jak się czujesz?
– zapytałem.
- Dobrze. Strasznie
mocna mieszanka regeneracyjna, musiało być w niej coś jeszcze… - zamyśliła się.
- Hej – rzucił Jacob
dosiadając się do nas – Czuję się tak
świetnie, jak nigdy. Ten hotel to niesamowite miejsce.
- Nie
przesadzałabym – rzuciła pod nosem Elizabeth, co Jacob zwyczajnie zignorował.
- Jakieś plany na
dzisiaj? – zapytałem.
- Dzisiaj musimy
sobie odpocząć – powiedział.
- Serio? – pytania padły z
naszych ust w tym samym momencie.
- Cóż,
przeszukaliśmy to, co mogliśmy, Maks pracuje w czytelni, póki nie dowiemy się
więcej nie będziemy marnować czasu. Zakładam, że druga grupa sumiennie
przeszukała lodowisko i salę zabaw. To drugie sprawdzę sam, przy okazji nieco
się relaksując – mówiąc to zajadał się naleśnikami.
- Skoro tak to
przedstawiasz… Czyli dzisiaj mamy… dzień wolny? – wolałem się
dopytać.
- Tak. Jutro i tak
coś się stanie, chyba, że dzisiaj ktoś zaatakuje, ale patrząc na to jak dobrze
wszyscy się czują jakoś tego nie widzę – Detektyw traktował wizje ataku, jako coś
zwyczajnego. Momentami go nie rozumiałem. Zjadłem w spokoju do końca, po czym
usiadłem i czekałem aż Elizabeth doje to, co miała na talerzu. Gdy ostatnie
osoby odkładały sztućce przy wejściu pojawił się Lokaj.
- Mam dla państwa
krótkie ogłoszenie - powiedział.
- Tabletka nie
uśpiła nas na dzień tylko na rok? - rzucił Mycroft.
- Nie żyjemy i to
piekło? - zapytał
Ethan.
- Cieszę się
bardzo, że humory wam dopisują. Chciałem wam przekazać, że jutro po śniadaniu
zapraszam was do czytelni, gdzie ogłoszę coś ważnego. Chciałbym żeby wszyscy
przyszli - poprosił,
po czym uśmiechnął się i wyszedł, nie dając nam szansy na obsypanie go
pytaniami.
- Jak myślicie, o
co chodziło? - zapytała Wendy.
- Może grupowa
orgia? - powiedziała
Sandra. Spojrzałem na nią zdziwiony. Była nieco chamska, ale takimi tekstami
jeszcze nie rzucała. Czuła się bardziej pewna siebie, tak jak każdy po
ostatnich dniach. Poza tym, że nie mieliśmy drogi ucieczki, to zaczęliśmy się
ze sobą coraz bardziej zżywać. Ci ludzie, chociaż byli bardzo specyficzni to
nie byli źli. Mieliśmy tutaj dobrze, na pewno nikt nie chciał być uwięziony,
ale bycie zakładnikiem w takich warunkach wcale nie było takie złe.
- Myślę, że od
jutra zacznie się piekło - powiedział - Dlatego
skorzystajmy jak się da z tego dnia. Nic innego nam nie pozostało.
- Zaraz - Król Dram powstał -
o czym ty właściwie gadasz?
- On chce rozsiać
panikę, bo prawdopodobnie sam coś planuje - rzuciła Audrey.
- Oj daj spokój
Audrey, po prostu jestem z wami szczery.
- Słabo ci to
wychodzi - rzuciła
Sandra.
- Dobra, tak czy
siak jak ktoś chce dzisiaj coś sprawdzać na własną rękę to proszę bardzo. Ja
dzisiaj mam wolne - stwierdził Detektyw, rozpinając guzik marynarki - Jak ktoś chce się zrelaksować, albo ma do mnie pytanie to jestem na
przeciwko czytelni. Trzymajcie się - mówiąc to ruszył w stronę drzwi.
Poszli za nim Samfu, Yama, Mycroft, Olivier, Ethan, Sandra, Carmen, Agatha,
Cecily oraz Dismas.
- Ja zostanę w
kuchni, mam tu jeszcze masę roboty - powiedziała Audrey - Wszelka pomoc mile widziana.
Do pomocy w kuchni zgłosił
Aaron, Rewolwerow i Wendy. Komunista strasznie dobrze czuł się przy garach, ale
dwójka pozostałych pomocników mnie nieco zaskoczyła, chociaż w głębi czułem, że
też bym się tam dobrze odnalazł. Julia odeszła bez słowa, znikając za drzwiami.
- Ja bym zrobiła
pranie - powiedziała
pewnym głosem Lily.
- Pod tym pomysłem
mogę się podpisać - stwierdził Raphael patrząc z naganą na swój strój. Dla mnie był biały
jak śnieg, ale jemu najwidoczniej się nie spodobał.
- Pomogę wam! - zaproponowała Alice
podchodząc do Łyżwiarza.
Trójka
czyściochów po chwili ruszyła w stronę pralni. W jadalni pozostałem ja oraz
Elizabeth.
- Co robimy? - powiedziałem
wesoło.
- Ech, czyli
naprawdę chcesz mi pomagać i za mną chodzić?
- Tak, szczególnie,
że nie omija mnie nic ważnego.
- W sumie nie mam
szczególnych planów i możemy nawet pójść po odpoczywać do reszty, ale chcę na
chwilę wpaść do czytelni i coś sprawdzić - powiedziała po chwili zastanowienia.
- Więc chodźmy - powiedziałem
wesoło.
Wyszliśmy na korytarz. Za
recepcją stał Lokaj, który zapisywał coś drobnym druczkiem na jednej z kartek.
Próbowałem zerknąć, ale nawet przyglądając się z bliska nie mogłem tego
odczytać. Pisał tak małymi literkami, że normalny człowiek potrzebowałby lupy
żeby to rozszyfrować. Minęliśmy go i trafiliśmy do klatki schodowej. Wspięliśmy
się po schodach. Zauważyłem, że odkąd byłem w hotelu mój pech jakby trochę
ucichł, jakby zapomniał, że ma mnie męczyć. Zwaliłem to na to, że tu trafiłem,
a fatum, które mnie męczyło zwyczajnie tego nie wytrzymało.
Dotarliśmy do czytelni.
Zobaczyliśmy Maksa, która był otoczony z każdej strony księgami, a sam
zapisywał coś w notesie. Nie odwrócił się nawet w naszą stronę.
- Witajcie, coś się
stało? - rzucił,
siląc się na przyjacielski ton.
- Nie, wpadliśmy
sprawdzić jedną rzecz - powiedziałem - Właściwie
Elizabeth chciała...
- Jak szukacie
działu medycznego to idziecie sześć półek do przodu i dwie w prawo - podpowiedział.
- Nie pytam skąd
wiedziałeś - minęła go
idąc we wskazanym przez niego kierunku.
- Widać to w twoich
oczach. Chęć wiedzy poznam na kilometr - odpowiedział uśmiechając się delikatnie.
W labiryncie ksiąg czułem się
trochę jak w pierwszych chwilach tutaj, ale teraz wydawały się one być mniej
mroczne i tajemnicze. Dalej nie mogłem uwierzyć jak ogromne jest to
pomieszczenie. Podążaliśmy za instrukcjami Pisarza i wkrótce dotarliśmy do
działu, który interesował Farmaceutkę. Oparłem się o półkę i patrzyłem jak
przegląda palcami tomy, szukając konkretnych tytułów. Fartuch bardzo do niej
pasował, wyglądała w nim niesamowicie profesjonalnie.
- Mogę wiedzieć,
czego szukasz? - zapytałem, ale dopiero jak powtórzyłem pytanie to mi odpowiedziała.
- Informacji Alan.
Muszę dowiedzieć się paru rzeczy, bo... jest! - krzyknęła radośnie
wyciągając jeden z tomów. Usiadła na podłodze i zaczęła go kartkować. Starałem
się dojrzeć tytuł i z tego, co udało mi się wyczytać, książka była o
przeprowadzaniu sekcji zwłok. Zdziwiłem się, co musiała zauważyć.
- Spokojnie,
sprawdzam tutaj, jakie są oznaki niewydolności organów. Podstawowe znam, ale
patrzę czy na naszych ciałach znajdziemy cokolwiek związanego z tą tajemniczą
chorobą. Wiem, że wielu rzeczy nie da się wykryć tak po prostu, ale wydaje mi
się to być podejrzane, że nie widać żadnych objawów. To po prostu niemożliwe.
- Może pomogę ci
szukać? Pójdzie szybciej.
- Możesz szukać
dalej w tej tematyce. Wszystkie kompendia o niewydolności organów i możesz
poszukać też o ukrywających się chorobach.
Kiwnąłem głową i zacząłem
szukać, doceniając, że powiedziała to ludzkim i zrozumiałem językiem, a nie
lekarskim żargonem. Poszukiwania szły dobrze, bo znalazłem, aż trzy,
odpowiadające opisowi książki. Podałem je mojej towarzyszce, która ciągle
czegoś szukała w tomie, który znalazła.
- To do niczego – powiedziała po chwili.
- Dlaczego?
- Brakuje mi
sprzętu i miejsca do badań. Wiem, czego szukać, ale wiedzą tego nie sprawdzę. W
tym magicznym hotelu na pewno gdzieś znalazłabym to, czego szukam, ale
oczywiście pomieszczenia są gdzieś ukryte.
-Myślisz, że
mogliby nas oszukać z naszą chorobą? Z tym całym wirusem? Poza tym chyba
wspominałaś coś o mikroskopie.
- Nie. Nie wiem… Za
mało danych. Mikroskop wbrew pozorom nie wystarczy do badań. Potrzebuję
specjalistycznej aparatury – powiedziała w końcu – Możemy iść odpocząć. Szczerze to potrzebuje się napić.
- Nie wyglądasz na
osobę, która pija alkohole – zdziwiłem się.
- A ty na taką,
której to może przeszkadzać, jednak oboje się pomyliliśmy – zabrzmiało chłodno,
ale wiedziałem w głębi, że nie chce mnie skrzywdzić tylko tak pozbywa się
stresu. W milczeniu jej na to pozwoliłem. Wstałem i pomogłem jej się podnieść.
- Może
przestudiujesz je na spokojnie w swoim pokoju? Dowiesz się czegoś i jak nadarzy
się okazja to wtedy sprawdzisz to, co cię interesuje – zaproponowałem, żeby
załagodzić nieco sytuację.
- To dobry pomysł –
odpowiedź
zajęła jej chwilę. Poszperała w kieszeni fartucha, po czym rzuciła mi klucze – Zaniesiesz to do mojego pokoju i położysz
przy łóżku?
Przeżyłem spore zaskoczenie.
Cieszyłem się, że mi tak ufała, ale czy to było mądre? Może to była jakaś
podpucha. Moja towarzyszka zachowywała się coraz dziwniej i zaczynałem się
powoli jej bać. Wolałem jednak nie wzbudzać podejrzeń i bez narzekania
przyjąłem od niej klucze i książkę.
- Nie ma sprawy – powiedziałem z uśmiechem.
Ruszyliśmy w stronę wyjścia w milczeniu, żegnając się z zaczytanym Pisarzem.
- To co… widzimy
się w sali zabaw?
Przytaknąłem.
Trzymając książki pod pachą zacząłem schodzić na dół, walcząc z ciekawością
żeby nie obejrzeć się i nie spojrzeć raz jeszcze na Elizabeth. Udało mi się
uniknąć pokusy. Pokonałem pierwsze schody i zacząłem schodzić po drugich, kiedy
to straciłem równowagę. Ustałem na nogach, ale jedna z książek poleciała parę
stopni niżej, z hukiem lądując na piętrze sypialnianym. Podbiegłem i podniosłem
ją zerkając przy okazji, na stronę, na której się otworzyła. Była wyrwana. To
mnie zaciekawiło. Zatrzymałem się oparty o barierkę i spojrzałem do spisu
treści żeby zobaczyć, co mogło być ukryte na tej stronie. Przeleciałem wzrokiem
i zauważyłem, że brakująca kartka zawierała środek rozdziału o układzie
oddechowym człowieka, a konkretnie o niedotlenieniu spowodowanym brakiem
dostępu do tlenu. Czemu cię to
interesuje, zadałem sobie pytanie.
Postanowiłem, że zapamiętam tą
informację, ale resztę zrobiłem zgodnie z zaleceniami. Doszedłem do jej pokoju,
rozejrzałem się i zostawiłem książki na szafce obok łóżka. Jej pokój
przypominał mi w połowie wnętrze laboratorium albo placówki badawczej, a w
drugiej sklep zielarski. Nie mogłem się napatrzeć na fiolki, ampułki,
moździerze i wszędzie wiszące zioła. Zapach też był specyficzny, nie do końca
przyjemny, ale bardzo intensywny. Poza fartuszkiem wiszącym na jednym z krzeseł
nie widać było najmniejszego znaku żeby ktoś tutaj mieszkał. Elizabeth
zachowywała porządek. Nie chcąc bardziej nabrudzić zamknąłem za sobą drzwi i
przeżyłem mini atak paniki nie mogąc znaleźć kluczy, które w jakiś sposób
zgubiły się w mojej kieszeni. Całe szczęście się znalazły i bez dalszych
problemów wróciłem na górę, po drodze mijając wracających z pralni ludzi. Lily
i Raphael zdawali się promienieć niezwykle jak na siebie. Uśmiechnąłem się do
nich, ale tylko Alice odwzajemniła uśmiech. Cóż
za pogodna dziewczyna, pomyślałem w głowie. Elizabeth jej nie lubiła, ale
mi nie przeszkadzała. Grupa potrzebowała tak pozytywnych osób.
Otworzyłem drzwi do sali zabawy
i przed moimi oczami stanęła cała masa atrakcji. Konsola, fotele do masażu,
hamaki, strefy do grania i tworzenia. Elizabeth zauważyłem przy barze. Nie
rzuciła słów na wiatr i rzeczywiście piła coś wraz z Yamą, Samfu, Sandrą oraz
Cecily. Atmosfera była wesoła, bo moje nadejście ubiegł wybuch śmiechu.
- Tak właśnie udało
mi się pokonać gang tego zboka w prześcieradle – powiedział Król
Dram, po tym jak pozostali ucichli, co chwilę potrwało – Och nasz jedyny i niepowtarzalny Pechowiec! Siadaj brachu, zaraz ci
zrobię drinka.
- Może ty lepiej
nikomu, niczego nie rób – zaproponował Yama – Niech
Elizabeth zrobi, ona się na tym zna, a dodatkowo ma najlepszy kontakt z
A-Alanem – zabawnie mu się zaplątał język.
- Przyszłam się
napić, a nie usługiwać. Poza tym nie znam się na robieniu drinków – powiedziała nawet
nie wstając.
- Ja mu poleje – powiedziała Cecily
sięgając po brązową butelkę – Nauczyłam
się robić świetne drinki, kiedy grałam barmankę w takiej jednej produkcji…
- Wow, to musiało
być fajne doświadczenie – odpowiedziałem.
Usiadłem
obok nich i po chwili zanurzyłem usta w drinku. Nie byłem fanatykiem picia, ale
łyk od czasu do czasu jeszcze nikogo nie zabił. Napój był słodki i nieco
gazowany, a po chwili atakował ciało gorzkim posmakiem. Mimo wszystko tworzył
ciekawe połączenie i z chęcią go spróbowałem.
- Dobra, dobra – zaczął Samfu jak
wszyscy mieli swoje drinki – Gramy w grę,
że osoba może zadać drugiej osobie dowolne pytanie. W pełni dowolne, a jak ktoś
nie odpowie to musi pić za karę dodatkowy kieliszek. Pasuje?
- Mi średnio, ale
niech będzie – powiedziałem, godząc się na wszystko, jako ostatni z całej grupy.
- Dobra, ja zacznę
– powiedziała
Sandra spoglądając na Cecily – Kto według
ciebie pierwszy zginie?
- To durne pyta… - zacząłem, ale
przerwała mi Sandra, która uciszyła mnie palcem.
- On – stwierdziła
pokazując na Yamę. Samfu ryknął na cały głos, a sam Yama zrobił się blady, ale
mimo wszystko uśmiechnął się słabo.
- Dobra – Pokerzysta
westchnął – Moja kolej. Hmmm… Elizabeth,
czemu nosisz maskę?
Farmaceutka
sięgnęła po jeden z parędziesięciu kieliszków stojących na tacy. Dopiero teraz
ją zauważyłem, a to musiała być wcześniej wspominana kara za nieodpowiedzenie
na pytanie.
- Uuu, sekrety! Ja
i tak się dowiem w swoim czasie – powiedział Samfu patrząc na nią. Farmaceutka się
nie odezwała, tylko rzuciła mu spojrzenie.
- Kto teraz zadaje
pytanie? – zapytał
Yama licząc na to, że zaatakuje kogoś jeszcze.
- Elizabeth. Ona
wypiła, więc ma prawo - powiedział Samfu.
- Alan - powiedziała
spoglądając na mnie - Czego się
najbardziej boisz?
- Eee... - zacząłem. Czemu
zadała mi takie dziwne pytanie? - Myślę,
że tego, że mój talent znowu kogoś zabije.
- Znowu? - Yama spojrzał na
mnie z przerażeniem.
- Hej, hej! To
drugie pytanie i to nie z twojej kolejki! Jeszcze raz się to powtórzy to
dostaniesz karną kolejkę - skarcił go Samfu, mówiąc z taką powagą jakby rozgrywał się tu proces
sądowy, a nie pijacka gra - Alan możesz
zadać pytanie.
- Hej, co porabiacie?
- usłyszałem
głos Alice. Usiadła na jednym ze stołków obok nas.
- Prawda czy
kolejka, chodź zagrać z nami - zaproponował Samfu.
- Znałam tą grę pod
inną nazwą - powiedziała
- Ale jasne, czemu nie.
- Zrobiliście
pranie? - zapytał
Yama.
- Niczego się nie
nauczysz... Pijesz Yamaraja - Samfu podał mu kieliszek.
- Błagam, tylko nie
pełnym imieniem... Nie masz litości? - Pokerzysta wypił duszkiem.
- No i wygrałeś
kolejną kolejkę, jesteś dobry w tej grze - Samfu uśmiechnął się.
- Nie ma mowy.
Czemu nie przyczepiłeś się Alice? - zapytał.
- Bo nie grała
ciołku! A ty znowu zadałeś pytanie, ktoś tu się upodli - zaśmiał się Król
Dram podając mu kolejny kieliszek.
- Dobra, może już
lepiej nic nie będę mówił - powiedział Yama, ze smutkiem wypełniając karę.
- Cecily - wskazałem siedzącą
obok Aktorkę - Zdarza ci się
wykorzystywać swój talent żeby owinąć sobie innych wokół palca?
- Cały czas - odpowiedziała - Byłabym głupia nie wykorzystując swojej
przewagi. I moje pytanie jest do Alice. Przyjaciółka to nietypowy talent, kryje
się za tym jakaś historia?
- Staram się zawsze
być w centrum uwagi i pomagać jak tylko mogę. Jestem bezinteresowna i każdego
potrafię wysłuchać. Ludzi mi po prostu ufają - kończąc te słowa
uśmiechnęła się szeroko - Moje pytanie
jest do Alana.
- Masz pecha kolego
- powiedział,
nieco podchmielonym głosem Yama.
- Yama, dochodzi
dwunasta, a ty już jesteś wstawiony, idź przespać się na hamaku - zaproponowała
Sandra.
- Dobra, na
momencik - powiedział
i lekko chwiejnym krokiem poszedł do strefy hamaków, gdzie leżał Dismas.
- Ma słabą głowę - zauważyła
Elizabeth.
- Dobra, ale
wracając do pytania - Alice skupiła na mnie wzrok. Przeszedł mnie dreszcz. Jej buzia
wyglądała przyjaźnie, szczególnie patrząc na niesamowitą fryzurę, która
kaskadami otaczała jej głowę - Jakbyś mógł nas uratować, ale zostać tutaj z
jedną osobą, powiedzmy mną, to zrobiłbyś to?
- Pewnie - odpowiedziałem - Jakbym uratował dwadzieścia osób? Nawet bym
się nie wahał.
- To szlachetne z
twojej strony - powiedział Samfu - Ale zadałeś
pytanie, więc chociaż odpowiedziałeś to pijesz!
- Och szlag - nie zwróciłem na to
uwagi, ale zasady były jasne, więc ze spuszczoną głową sięgnąłem po kieliszek.
Alice przysunęła tackę bliżej mnie i w tym samym momencie, gdy moje palce
zaciskały się na szkle, coś się przechyliło i wszystko poleciało na ziemię.
- Ech no i koniec
zabawy - zauważył
Samfu.
- Przepraszam!
Naprawdę przepraszam - pierwsze skierowałem do Alice, która miała na sobie zdecydowaną
większość zawartości kieliszków, a drugie do całej grupy - Nie wiem jak to się stało. Uważajcie na odłamki - załączyła mi się
panika, jak za każdym razem, gdy coś zrobiłem.
- Spoko, przecież
nic się nie zbiło - zauważyła Aktorka.
- Może to i dobrze,
jakby ktoś załatwił się jak Yama, to moglibyśmy mieć problem - Samfu spojrzał na
głośno chrapiącego na hamaku chłopaka - Idziemy
w coś pograć?
- Ja idę odpocząć -
powiedziała
Farmaceutka kierując się w stronę strefy z fotelami do masażu, gdzie odpoczywał
już Mycroft.
- Muszę się
przebrać, więc póki co lecę. Ale grało się z wami super - Alice ruszyła w
stronę wyjścia.
- Ja musze zamienić
parę słów z Ethanem, dołączę do was później - powiedziała Cecily.
- Sandra? Alan? No,
nie dajcie się prosić. Akurat są miejsca przy konsoli - widać było, że mu
na tym zależało.
- Dobra – zgodziłem się – Tylko podejdę na chwilę do Elizabeth.
- Okej, to my
wszystko przygotujemy – zaproponowała Sandra, widocznie tak samo napalona na pomysł, jak
Samfu. Odszedłem od nich i ruszyłem w stronę foteli. Zastanawiało mnie to jak
osoby, które sobie potężnie dogryzały, mogły teraz tak po prostu iść razem
pograć. To musiała być magia współzawodnictwa. Mycroft wyglądał jakby zasnął
siedząc, ale Farmaceutka obserwowała mnie swoim bystrym spojrzeniem. Podałem
jej bez słowa klucze.
- Dziękuję – powiedziała
łagodnie.
- Wszystko okej? – zapytałem.
- Tak, po prostu
nie mam ochoty grać. Wolę trochę odpocząć – powiedziała.
- Jak coś to
pamiętaj, że ze mną możesz pogadać.
- Pamiętam Alan - odpowiedziała i
zamknęła oczy. Nie chciałem jej więcej przeszkadzać, bo ewidentnie nie była w
nastroju na rozmowy. Trochę mnie zastanawiało, co ją dręczy i dlaczego się tak
zachowuje, ale zostawiłem to dla siebie i tak niczego nie mogłem z niej
wyciągnąć. Nadeszła pora, żeby się trochę zrelaksować, więc korzystając z
propozycji Samfu i Sandry podszedłem do konsoli i zaczęliśmy grać.
Czas mijał szybko i od dobrej
zabawy, odciągnął nas dopiero Yama, który powiedział, że Kucharka woła na
obiad.
- Która to godzina?
- zapytał
zdziwiony Samfu.
- Siedemnasta - odpowiedział Yama.
- Co? Wow... Gry
potrafią wciągnąć. Dobra to, że ja wygrałem jest jasne, Sandra zajęłaś drugie
miejsce, a ty Alan trzecie - powiedział chłopak wyciągając się.
- Musimy to
powtórzyć - Sandra
wyglądała na zdeterminowaną - Ale teraz
bym coś zjadła.
- Chodźmy.
Ruszyliśmy
we czwórkę, z Yamą, który opowiadał nam po drodze, jaką taktykę przyjął na
automaty stojące w sali zabaw. Musiał się na tym naprawdę znać, bo mało
rozumiałem z jego tłumaczeń. Zeszliśmy schodami i przeszliśmy obok recepcji.
Kawałek przed nami szła Carmen oraz Agatha, a tuż przy drzwiach stał
Rewolwerow, który opowiadał coś z przejęciem Dismasowi.
Minęliśmy ich i weszliśmy do
środka. Wewnątrz jadalni grała delikatna muzyka klasyczna. Nie byłem fanem, ale
doceniałem ile wniosła do całego przemysłu. Przy dwóch stolikach zebrali się
wkrótce wszyscy Goście. Kucharka otworzyła gabloty i uderzyły w nas przecudowne
zapachy. Na obiedzie królowały zupy oraz wymyślne dodatki do nich. Tace
pieczywa - zwykłego oraz czosnkowego, słone wafle, kluseczki i wiele innych,
które szybko znikały.
- Smacznego - krzyknął wesoło Samfu.
- Ależ to był udany
dzień - powiedział
po chwili Jacob, do siedzących obok niego ludzi.
- Aż tak ci się
podobał? - Aaron też
wyglądał na szczęśliwego.
- Mówię wam, trzeba
korzystać póki można. Jestem pozytywnej myśli, szczególnie, że nie zauważyłem,
żeby ktokolwiek zachowywał się specjalnie podejrzanie - po jego słowach w
głowie stanął mi obraz wyrwanej stronnicy. Przez myśl przeszło mi to, żeby
porozmawiać z Detektywem o tym, co odkryłem, ale nie wiedziałem czy jest powód
do robienia niepotrzebnego zamieszania. Nie miałem prawdziwego powodu, żeby nie
ufać Elizabeth.
- Myślicie, że
jutro dużo się zmieni? Może ten komunikat to taka podpucha, żeby sprawdzić
naszą wytrzymałość - odezwała się Sandra.
- Znam takie
zagranie drodzy Towarzysze - włączył się do rozmowy Rewolwerow, który akurat
dopijał trzeci talerz zupy - Chcą nas złamać. Chcą żebyśmy pomyśleli, że to
straszne, ale po chwili doszli do wniosku, że to nie jest nic złego...
- Muszę przyznać,
że mnie uspokoiłeś - odetchnęła Uwodzicielka.
- ... tylko po to
żeby zaskoczyć nas tym czymś i sprowadzić na nas jedną, wielką rozpacz - dokończył.
- Ja myślę - wtrącił na głos
Jacob - że nie ma powodu do paniki. Niech
sytuacja sama się rozwinie, nie zakładajmy najgorszego.
- Dlaczego
ktokolwiek zakłada cokolwiek takiego - do rozmowy włączyła się Alice - Przecież jesteśmy ludźmi, a nie potworami - byłem
pewien, że zerknęła na chwilę w stronę Dismasa, który nic sobie z tego nie
robiąc, grzebał w zębach.
- Widzisz, nie
rozumiesz jak działa psychika ludzka i instynkt przetrwania - wytłumaczył
rzeczowo Jacob.
- A niby jak
działa?
- Teraz jesteś
spokojna, czujesz się bezpiecznie, bez większej presji. Twój umysł pogodził się
z tym, że jest w tym miejscu i póki, co nie ma ucieczki. Wystarczy jednak
delikatny impuls, coś, co cię podłamie na duchu i będziesz chciała walczyć o
swoje. Przeżyć. Przetrwać. To tylko kwestia czasu, a wtedy nie będziesz
patrzyła na nas jak na ludzi, tylko jak na potencjalne ofiary i klucze, które
wypuszczą cię z tego piekła. Ja nie ukrywam, że jakbym znalazł się w
odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie to zabiłbym - po plecach
przeszedł mnie dreszcz. Słowa Detektywa często miały tak mroczny wydźwięk.
- Dobrze wiedzieć -
westchnęła
Julia.
- Gadasz głupoty - wtrącił się Hardin,
który skończył grzebać w zębach - Nie
wiesz jak to jest. Nie łatwo kogoś zabić, nawet jak ta osoba na ciebie nie
patrzy. Jak musiałem spojrzeć osobie, którą zabijałem w oczy to tylko
wewnętrzna siła pozwalała mi zadać cios. Robiłem to wtedy dla kogoś bardzo
ważnego, a nie było to dla mnie łatwe.
- Czy możemy
skończyć gadać o zabijaniu? - Aktorka wyglądała na wystraszoną.
- Jestem za - włączyła się
Carmen.
- Róbcie, co
chcecie - powiedział
Jacob wstając - Moje zdanie znacie.
Zamierzam jeszcze trochę odpocząć, więc jakby ktoś mnie szukał to będę w sali
zabaw.
Odstawił tacę na bok, po czym wyszedł.
Zostawił za sobą ciszę. Miałem wrażenie, że niektórzy naprawdę dziwnie się
zachowywali.
- Ja idę do siebie
- powiedział
Raphael - Nie przepadam za siedzeniem
zbyt długo, wolę wstać wcześniej. Dobranoc.
Łyżwiarz
brzmiał prawie pogodnie. Jak na niego to była spora zmiana. Jadalnię opuszczali
kolejni ludzie, aż w końcu zostałem w środku z Elizabeth, Dismasem oraz Yamą.
- Mogę wiedzieć, o
czym mówiłeś? - zapytał Yama.
- W sensie? - Dismas zdziwił się,
że słowa były skierowane do niego.
- Mówiłeś o kimś ważnym,
dla kogo byłeś w stanie zabijać.
- Ach... To dłuższa
historia... - jego głos
ucichł.
- Przepraszam,
jeżeli poruszyłem jakiś delikatny temat - Pokerzysta nieco się speszył - Po prostu strasznie interesuje mnie twoja
historia i twój talent. To samo tyczy się ciebie - popatrzył na mnie.
- U mnie naprawdę
nie ma nic ciekawego - powiedziałem - Po prostu mam
pecha. Pech zabrał mi wszystko oprócz radości z życia. Rodzinę, dom i wszystko
inne, a ostatecznie zabrał mnie tutaj.
- W moim przypadku
to nie był pech tylko przeszłość - zdobył się na odwagę - Należałem kiedyś do pewnej
organizacji. Nie miałem wtedy zbytnio... tych, no... aspiracji - uderzył
się parę razy w głowę żeby sobie przypomnieć słowo - Ale w moim życiu pojawił się ktoś ważny. Chciałem zmienić siebie i
wszystko, i mi się udało. Tylko nie tak jak, kurwa mać, chciałem.
Zadrżał i spuścił głowę. Nie
wiedziałem jak się zachować, podobnie jak Elizabeth i Yama.
- Idę spać. Poszedłbym
się napić, ale po alkoholu robię się nieprzyjemny - warknął i wyleciał
z jadalni.
- Trochę mi go
szkoda - powiedział
Yama.
- Sam sobie wybrał
taką ścieżkę - zauważyła Elizabeth.
- Prawda. Mój
ojciec też sam na siebie sprowadził zagładę. Hazard - zauważył nasze
zdziwione spojrzenia - Tak, tak. Mój
talent ma podłoże w długach mojego ojca. Pewnie gdyby nie one, on dalej by mógł
chodzić, a ja bym nie był skazany na to miejsce, bo nie byłbym tak dobry w
grze.
- Nie sądziłem, że
gry można się tak nauczyć - Elizabeth spoglądała w stronę czarnowłosego.
- Kluczem jest
liczenie kart. Jak się ma do tego głowę, to wygrywanie staje się dużo prostsze.
No i oczywiście odpowiednie umiejętności czytania ruchów ciała i kłamania - pochwalił się.
Wypiliśmy
do końca ciepłą czekoladę, którą zrobiliśmy sobie do rozmowy i gdy zegarek
pokazał godzinę dwudziestą Yama powiedział, że idzie odespać. Drzemka na hamaku
mu pomogła, ale alkohol nie był jego mocną stroną.
- Idę spać Alan - powiedziała - A przynajmniej posiedzieć w pokoju. Widzimy
się jutro?
- Jasne - uśmiechnąłem się
szeroko - Dobranoc.
- Dobranoc - powiedziała,
zostawiając mnie samego. Spojrzałem w stronę gablot z nożami. Wydawały się
kusić swoimi smukłymi rękojeściami. Wszystkie wydawały się jednak być na
miejscu.
Nagle usłyszałem gwizdanie.
Charakterystyczną piosenkę, którą słyszałem już parokrotnie na przestrzeni
ostatni dni. Drzwi do jadalni się otworzyły i stanęła w nich Julia.
- Alan - powiedziała nieco
zaskoczona, chociaż jej twarz tego nie przedstawiała.
- Julia, przyszłaś
po coś do picia? - zagadałem.
- Tak. Lubię wypić
szklankę ciepłego mleka z miodem przed snem, relaksuje mnie to - powiedziała - A ty, co tu jeszcze robisz?
- Siedzieliśmy
tutaj z Yamą i Elizabeth, ale wszyscy się rozeszli, a ja tu posiedzę jeszcze...
- spojrzałem
na kubek z gorącą czekoladą i wskazałem palcem ile mi jej zostało - tyle.
- Ach spotkałem ją
jak szła w kierunku pomieszczenia gospodarczego - powiedziała.
- Tak? - zdziwiłem się, co
nie umknęło uwadze Julii - Ach, no tak
mówiła, że musi wziąć stamtąd żarówkę czy coś.
Nie
wyglądała jakby mi uwierzyła, ale poszła na zaplecze do kuchni i zaczęła się
tam krzątać. Co ona kombinuje, zastanowiłem
się, myśląc o Farmaceutce. To wszystko robiło się coraz dziwniejsze. Musiałem
na nią uważać, ale zastanawiałem się czy nie przekazać informacji Detektywowi.
Z drugiej strony wiedziałem, że trzymali się blisko i nie wierzyłem, żeby ktoś
taki jak on został zaskoczony. To mnie trochę uspokoiło.
Julia postawiła kubek na stół,
co wyrwało mnie z rozmyślań. Myślałem, że nie będzie chciała tutaj zostać, ale
wyglądała na chętną na rozmowę.
- Nie masz pojęcia
jak bardzo lubię taką ciszę - zaczęła.
- Nie sądziłem, że
będziesz chciała z kimkolwiek gadać. Trzymasz się na uboczu - odpowiedziałem,
nieco ignorując jej słowa.
- Tak, po prostu
nie lubię tłumów. Ty wydajesz się być spokojny, dlatego nie widzę problemu w
delikatnym towarzystwie. Nie róbmy ze mnie wariatki, jestem tylko nieco
aspołeczna - uśmiechnęła
się lekko.
- Też nie lubię
tłumów, chociaż chciałbym żeby nikomu się nic nie stało.
- Wiesz Alan, na
pewne rzeczy nie mamy wpływu. Przecież to nie jest tak, że wiesz, że coś się
stanie, prawda? - jej pytanie trafiło w punkt, ale starałem się nie dać po sobie poznać.
- Nie, to po prostu
zwykła obawa.
- Myślę, że jest się,
o co obawiać - powiedziała - Ludzie już
kombinują. Przyznam, że sama chciałam podwinąć jeden z noży dla samoobrony, ale
chyba to kiepski pomysł.
- Dlatego przyszłaś
tutaj sama?
- Chciałam przyjść
po nóż, a głupio komukolwiek to pokazywać - powiedziała. Była niezła.
- To, dlaczego mi
to mówisz? - zapytałem.
- Może chcę cię
zabić?
- To nie jest
zabawne - serce
zabiło mi szybciej i odruchowo zacisnąłem pięść na kubku.
- Masz rację nie
jest. Przepraszam - wydawała się być szczera.
Przez chwilę
pogrążyliśmy się w ciszy. Nie chciałem wyjść na buraka, więc zmieniłem temat:
- Jak to jest z
twoim talentem? Możesz udawać każdego?
- Tak. Podaj imię -
powiedziała
- Tylko ktoś w miarę znany.
- Może Rewolwerow?
- Towarzyszu Alanie
Dantesonowiczu! - ryknęła z płynnym, rosyjskim akcentem - Gdyby u nas w Rosji pili jak Wy to byśmy utonęli w wódce! Weźcie łyka
jak facet, a nie siorbiecie jak baba!
Parsknąłem
śmiechem. Brzmiała dokładnie tak jak on.
- To niesamowite - stwierdziłem - Wolisz udawać mężczyzn, czy kobiety?
- Mężczyzn, to
większa zabawa - odpowiedziała poważnym głosem Raphaela. Brzmiało to niesamowicie
realistycznie. Julia pokazała mi jak naśladuje jeszcze parę osób, a ja w tym
czasie dopiłem resztki czekolady. Podziękowałem jej za pokaz i ruszyłem do
swojego pokoju. Po drodze nie spotkałem nikogo, chociaż pora nie była jeszcze
taka późna. Wszyscy siedzieli już u siebie, albo spędzali czas w pokoju zabaw.
W pokoju rozebrałem się i
wziąłem krótką, ciepłą kąpiel. W połączeniu z wcześniej wypitą czekoladą
poczułem falę błogości. Moja głowa ledwo dotknęła poduszki i już spałem.
*
Obudziłem
się po usłyszeniu porannego komunikatu. Zaspany, ale też wypoczęty
przeciągnąłem się i poszedłem w stronę łazienki. Umyłem zęby, załatwiłem
poranne potrzeby i wziąłem prysznic. Jak zwykle po wszystkim zostało mi jeszcze
parę minut do śniadania, więc bez pośpiechu ruszyłem do jadalni. Po drodze
widziałem idące grupy, ale do nikogo się zbytnio nie dołączałem. Elizabeth nie
rzuciła mi się nigdzie w oczy.
Na miejscu zobaczyłem, że byli
już prawie wszyscy. Ludzie nakładali sobie porcje jedzenia, a Fryzjerka wraz z
Przyjaciółką podchodziły do pojedynczych osób i o czymś rozmawiały. W końcu,
gdy nakładałem sobie jedzenie podeszły do mnie.
- Hej Alan - zaczęła Lily - Chciałyśmy powiedzieć, że wyprałyśmy twoje
ciuchy.
- Och, dzięki - odpowiedziałem
nieco zbity z tropu, stawiając na tacy ciepły napój - Miałem coś do prania?
- To chyba były
ciuchy, w których tu przyjechałeś. Każdy jakieś miał - powiedziała Alice.
Dziewczyny otoczyły mnie z obu stron, najwyraźniej chcąc pokazać jak ważne jest
ich zajęcie.
- Okej - powiedziałem
patrząc to na jedną, to na drugą. W pewnym momencie taca mi się zachwiała i
zawartość kubka wylądowała na moich rękawach i połowie zawartości gabloty. Krzyknąłem
i odskoczyłem, łapiąc się za ręce. Nie zalałem żadnego jedzenia, ale za to
poparzyłem przedramiona. Uwaga wszystkich w jadalni skupiła się na mnie.
- Alan wszystko
gra? - zapytał
ktoś w tłumie.
- Jest spoko, po
prostu mój pech. Przepraszam - rzuciłem nagle do Alice i Lily - Przeze mnie mogło się wam coś stać.
- No coś ty - rzuciła Alice - Nie przepraszaj, nic się nie stało.
- Powinieneś
nałożyć okłady na oparzone miejsca - zaproponowała Lily.
- Ja się nim zajmę,
jedźcie - Elizabeth
podeszła do mnie i chwyciła za łokieć, prowadząc do kuchni. Minęliśmy gabloty i
patrzącą zmartwionym wzrokiem Audrey i usiedliśmy przy jednym z blatów.
Posadziła mnie na stołku i zaczęła krzątać się po pomieszczeniu, zbierając
różne rzeczy. W pierwszej kolejności przyniosła mi dwa worki z lodem. Odwinęła
mi rękawy, dokopując się do dwóch, czerwonych plam pokrywających część moich
przedramion.
- Trzymaj aż nie
znajdę reszty rzeczy – powiedziała stanowczo podbiegając do Audrey. Zapytała ją o coś, a ta
wskazała jej jedną z szafek. Po chwili Elizabeth przybiegła do mnie z
moździerzem i paroma grubymi listkami jakiejś rośliny.
- To aloes - wytłumaczyła - zrobimy ci z tego opatrunek to może nawet
unikniesz poważniejszych powikłań. Na wieczór dorzucę ci maść z trochę wyższej
półki, w pokoju mam sporo przydatnych ziół.
Nagle fakty
w mojej głowie się połączyły. Elizabeth szukała informacji o uduszeniu, a w
pokoju miała całą masę ziół. Czy ty
planujesz kogoś otruć, zapytałem się w myślach, patrząc w jej oczy.
- Dziękuję - odpowiedziałem.
- Uważaj na siebie,
tak jak to jest możliwe. Kiedyś twój pech cię zabije jak tak dalej pójdzie, a
wtedy nasi serdeczni gospodarze dostaną szału - zabrzmiała dosyć
ponuro.
- Wszystko dobrze
cukiereczki? - Audrey oparła się o pobliski blat patrząc na nas - Do wesela się zagoi.
- Wszystko powinno
być w porządku, poparzenia nie są rozległe ani poważne. Po tym, co mu
przygotowałam, nie zostanie nawet ślad - odpowiedziała Farmaceutka.
- Dobrze jest mieć
kogoś takiego jak ty w grupie - pochwaliła ją Audrey.
- Hej, wszystko
gra? - zapytał
Jacob, opierając się o jedną z gablot.
- Tak - odkrzyknęła
Elizabeth.
- Musimy iść zaraz
do czytelni. Pamiętajcie o tym, bo za jakieś piętnaście minut się zbieramy całą
grupą.
- Okej!
Po założeniu opatrunków z zimnego
aloesu i obandażowaniu zjadłem szybko jajecznicę z trzema kanapkami i wraz z
grupą ruszyliśmy na górę do czytelni, gdzie mieliśmy spotkać się z Lokajem.
Trochę się obawiałem i widziałem, że nikt nie czuł się zbyt pewnie. Wczorajsze
morale zdawały się być jedynie wspomnieniem. Wszyscy byli skupieni i gotowi na
to, co miało przynieść ogłoszenie. Tak jak prosił nas o to Lokaj szliśmy w
komplecie. Ciekawość walczyła w mojej głowie ze strachem. To był szósty dzień
naszego pobytu. Nikt nie zginął i wszystko było względnie spokojne.
Otworzyliśmy drzwi do czytelni.
Przywitał nas dosyć znajomy stos ksiąg, pomiędzy którymi zazwyczaj siedział
Maks. Teraz stał jednak obok Carmen i Agathy i kuśtykając szedł w stronę
Lokaja. Białowłosy stanął w tym miejscu, co ostatnio, będąc plecami do głównej
części czytelni i obserwując jak powoli podchodzimy. Stanęliśmy przy stołach i
czekaliśmy. Obserwował nas i kiedy wszyscy byli już na swoich miejscach
przemówił spokojnym głosem:
- Witam Państwa,
cieszę się, że pojawiliście się w komplecie - przywitał nas
pogodnym uśmiechem, który prawie przez cały czas zdobił jego twarz - To, co ogłoszę nie umili wam niestety pobytu
tutaj, ale rozkaz to rozkaz, a pewne rzeczy muszą zostać zrobione.
Zrobił
pauzę, ale nikt mu nie przerywał. Słusznie uznali, że nie ma to najmniejszego
sensu.
- Wasze bransoletki
właśnie zostały zaktualizowane o zakazy. Każda osoba dostała po jednej
dodatkowej zasadzie, której musi przestrzegać. Niektóre będą bardziej
przeszkadzające, drugie mniej, ale uwierzcie, że wybór został dobrze
przemyślany. Osoba, która złamie zakaz, podobnie jak w przypadku złamania
regulaminu zostanie surowo ukarana. Niektóre zakazy wymagają jednak
natychmiastowej akcji, dlatego macie teraz godzinę czasu na przygotowanie się.
Sprawdźcie czy zakazy wyświetlają się prawidłowo, a ja dam wam jeszcze moment
na pytania.
Moja bransoletka zawibrowała.
Pojawił się komunikat - "Dodano
zakaz.". Odetchnąłem i wcisnąłem przycisk, który wyświetlił mi rząd
liter. Przeczytałem:
- Zakaz siadania w
obecności innych osób - zdziwiłem się, ale po przeczytaniu jeszcze raz, zakaz wciąż brzmiał
tak samo. Co to miał być za zakaz, w
środku poczułem ulgę, ale też zdziwienie. Spodziewałem się czegoś, co poważnie
utrudni mi życie, a nie zakazu siadania. Oczywiście mogło to być nieco męczące,
ale wewnętrznie odetchnąłem. Musiałem tylko uważać, żeby odruchowo nie złamać
zasad. Ludzie wokół mnie musieli trafić gorzej, bo niektórzy mieli naprawdę
nietęgie miny.
- Czy w zakazie
może być błąd? - zapytał Mycroft.
- Nie Panie Goldenwire.
Wszystkie zakazy wyświetlają się automatycznie i poprawnie - odpowiedział
spokojnie Lokaj.
- A co jeżeli ktoś
nas przez przypadek wkopie i w ten sposób złamiemy zakaz? - zapytała Audrey.
- W takim wypadku
może to być traktowane ulgowo, ale nic nie obiecuję. No i zapomniałbym o
najważniejszym - jeżeli spróbujecie teraz ruszyć swoje bransoletki, złamać
zakazy, zabezpieczenia, czy cokolwiek innego to bransoletka wypuści w wasze
żyły paraliżującą masę. Nie zabije was, ale zapewniam, że to nieprzyjemne
uczucie.
Ech, westchnąłem.
Wiedziałem, że te zakazy sporo zmieniały. Mogły nawet popchnąć kogoś do
zrobienia czegoś głupiego. Wyprostowałem się i odetchnąłem. Pobyt tutaj
nabierał tempa.
----------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
Alan. W końcu jakaś postać, którą polubiłem bardziej! Zacznijmy więc od początku. Wszystko do momentu dojścia do jadali było w porządku, tylko potem kiedy Alice i Mycroft poszli po Olivier'a to nie było wspominane o tym, że wrócił z nimi, czyli na logikę został w pokoju. Ale dlaczego? Dobra, dalej. Potem czytelnia i relacja Alan - Elizabeth, której osobiście nie kupuję. Z jakiego powodu? Wszystko za bardzo śmierdzi mi relacją Kaede - Shuichi z Ronpy V3. Poznali się jako pierwsi, polubili się najbardziej, ufają sobie najbardziej. Mam nadzieję, że ta wyrwana strona oraz kłamstwo Farmaceutki będą czymś, co zamieni tę relację w coś o wiele bardziej ciekawszego. Gra z piciem - mistrzostwo! Uwielbiam takie sceny w których postacie nawiązują więzi między sobą, opowiadają o sobie i pokazują bardziej swoje charakterki. To gnojenie Yamy - jakby miłosierny Bóg wysłuchał modłów fandomu :Kappa: Podobała mi się również mała sprzeczka Striptizerki oraz Uwodzicielki, najbardziej obronne podejście Sandry odnośnie Lily jak taka dobra mama chroniąca swe dziecię. Kucharka nadal jest jedną z moich ulubionych postaci, bo również jest taką Mountain Mama wszystkich <3 Swoją drogą, to gwizdanie wydaje mi się niepasujące do Julii. Sama o sobie mówi jako aspołeczna i trzymająca się na uboczy, gwizdanie jednak zwraca uwagę ludzi. Totalnie ship JuliaxAlan, prove me wrong. I zakaz Alana, mimo swej prostoty, naprawdę może okazać się trudny na początku, ale przez jego pecha, kiedy np. wywali się i upadnie na tyłek, chociaż nie wiem czy Lokaj i porywacze będą to zaliczać z litości xD Tak czy siak, czekam na następny rozdział z hype'm i mam nadzieję, że szybko poznamy zakazy innych gości! ^^
OdpowiedzUsuńOlivier został w pokoju i ponownie zasłonię się tym samym - wszystko z tą postacią się jeszcze wyjaśni ^^ Naprawdę, wydaje mi się, że wszystko ułoży się w całość. Alan i Elizabeth to na pewno nie będzie to samo, ich relacja będzie zupełnie inna, na pewno bardziej uderzająca w przyjaźń czy współpracę niż takie dziwne zauroczenie xD Motyw Farmaceutki zaplanowany i przez nią i przeze mnie, więc spoko, trust me C: Cieszę się, że drinking game się podoba! Pewnie sam twórca Yamy będzie narzekał, że trochę out of character, ale musiałem dać taką scenę C: Kucharka to chyba najcieplejsza postać z wszystkich gości. Gwizdanie będzie bardzo ważne, ale to po prostu nawyk, który będzie całkiem przydatny. JuliaxAlan, hmm... :) Zakaz Alana chyba jest najbardziej upierdliwy, ale poznacie kolejne w następnym rozdziale ^^ Zobaczycie sami.
UsuńDzięki za komentarz!
Ow, to nawiązanie do sposobu jedzenia płatków przez Neri jest urocze ♥
OdpowiedzUsuńRozdział czytało się jak zwykle świetnie, szczególnie z perspektywy mojego przeklętego ulubieńca ♥ Podoba mi się, że postacie coraz bardziej się otwierają i pokazują więcej swojego charakteru, a nawet zdradzają trochę historii. Farmaceutka rzeczywiście zachowuje się podejrzanie i mam nadzieję, że Alan, jako najbliższa jej osoba, nie ucierpi na tym zbyt szybko. Bardziej jednak martwiłabym się o Detektywa. To, co powiedział o zabiciu kogoś przy odpowiedniej okazji było całkiem ryzykowne i mogło wywołać w kimś myślenie w stylu "zabiję go, zanim on zabije mnie".
Zakazy są naprawdę dobrym motywem, i chociaż zakaz Alana jest całkiem prosty, to łatwo o nim zapomnieć.
Cieszę się, że wyłapałaś <3
UsuńTak myślałem, że perspektywa Alana będzie taką przyjemną odskocznią. Postacie będą coraz więcej o sobie zdradzały, nawet jak ktoś jest cichy i mało o sobie mówi to nadchodzi w końcu jego perspektywa i karty się obracają. Farmaceutka zachowuje się w sumie równie perfidnie co Detektyw, tylko że w innych aspektach. Jacob to postać, która aż zaskakuje mnie jak dobrze wpasowuje się w historię i jak bardzo potrzebny jest, szczególnie na początku fabuły ^^ Nawet te słowa jego będą miały sens.
Wiesz każdy zakaz, nawet tak prosty, daje szanse na alibi czy na rozwinięcie motywu. Można to super wykorzystać ^^
Dzięki za komentarz!
Z dniem opóźnienia, ale w końcu trafiłem tu. :)
OdpowiedzUsuńTym razem nie mam za wiele do uczepienia się w tym rozdziale. Jedynie może czas akcji, ale to raczej była moja wina przy czytaniu. Na myśli mam, że początkowo czułem się jakby było o jeden dzień za dużo. Musiałem przejść przez tekst drugi raz co przeważnie nie bywa dla mnie konieczne i jeśli dobrze zrozumiałem, bohaterowie wstali po dwóch dniach od rozdziału 4, potem wzięli tabletki i wstali następnego dnia (wizyta w bibliotece i picie) i dopiero dzień później Lokaj przedstawił im te zakazy. Jak wspomniałem, to najprawdopodobniej tylko moja nieuwaga, ale wolę zostawić to w komentarzu tak na przyszłość, bo nigdy nie wiadomo. Z doświadczenia wiem, że rozdziały, w których opisanych jest kilka dni mogą bywać trochę mylące, więc może warto w jakiś sposób podkreślić nastanie nowego dnia w sytuacjach takich jak ten rozdział? Np. taką linijką przerwy z gwiazdką (*). Nie ukrywajmy, na blogu rozdziały przyjmują formę ściany tekstu bardziej niż na pliku w Wordzie, więc taki zabieg może czasami pomóc w czytelności.
Następnie, muszę ponownie pochwalić za sposób wprowadzania nieufności wobec intencji postaci. Tym razem było to jeszcze bardziej widoczne niż w rozdziale, przy którym poprzednio o tym pisałem. Wiele osób zaczęło wykonywać proste akcje, które można interpretować na wiele sposobów, w tym taki, że planują coś podejrzanego. Kilka linijek zwróciło moją uwagę, ale z racji, że na discordzie rozpoczęła się gra w zgadywanie morderców/ofiar nie będę wchodził w detale, bo nie chcę dawać innym wskazówek jeśli mój tok rozumowania jest poprawny. Zdecydowanie fajniej jest dochodzić do takich spostrzeżeń samemu :P
Swoją drogą, domyślam się, że ten zakaz, który otrzymał pechowiec był najłagodniejszym. A w każdym razie – na pewno jednym z najzabawniejszych. Może doprowadzić do wielu śmiesznych sytuacji, zwłaszcza pod względem relacji z farmaceutką. W każdym razie, skoro nie może siadać w obecności innych osób, to co z klęczeniem? Czyżbym znalazł lifehacka dla niego? :D
Myślę, że to wszystko co mam do dodania. Dzięki za rozdział i czekam na następny. :)
PS
Czy mi się tylko tak wydaje, czy pod koniec coś złego zadziało się z czcionką? Ostatnie linijki wydają się niesformatowane w porównaniu co do reszty. O.o
Plus zauważyłem, lub bynajmniej mi się tak teraz wydaje, kilka literówek, których w poprzednich rozdziałach nie rzucały mi się w oczy. Blog odmawia mi kopiowania, a jestem zbyt leniwy, żeby przepisać. Zrobić screeny i podesłać gdzieś?
Bohaterowie zostali uśpieni dnia trzeciego pobytu. Obudzili się dnia piątego, zjedli, wzięli tabletki i poszli spać. Dzień szósty to była czytelnia oraz sala zabaw. Dzień siódmy z rana to śniadanie i zakazy. Prawda, muszę to w takich rozdziałach trochę dokładniej zaznaczać :P Bardzo się ciesze, że duch rywalizacji został zasiany :D Ale tak, tutaj powoli klarują się intencje postaci. Każdy ma jakiś plan, każdy chce mieć jakieś zabezpieczenie. Zakaz Pechowca w sumie jest jednym z lżejszych, ale takich zwyczajnie upierdliwych ^^ Klęczenie to pewien lifehack, w sumie Alan może luźno usiąść jak "L" z Death Note i na kucaku zdobywać krzesła i podłogi :D
UsuńO jejku rzeczywiście coś dziwacznie się przekopiowało ;o Literówki śmiało możesz podsyłać, a kopiowanie po prostu jest wyłączone, żeby ludzie nie "podkradali" z taką łatwością tekstu ^^ Chociaż osobiście po prostu teraz usiądę i tu coś poprawię, bo wygląda jakby coś źle się skopiowało. Zaraz to poprawię!
Dzięki za komentarz!
Kolejny mój spóźniony komentarz [*].
OdpowiedzUsuńPostaram się przejść szybko do moich przemyśleń, tak więc...
Bardzo podobał mi się motyw ciągłych kłótni (które co jakiś czas potrafią zaistnieć z głupiego powodu, bo przecież postacie się stresują, co jest w pełni naturalne) i braku pełnego zaufania między postaciami, głównie między Elizabeth, a Alanem - podoba mi się to podwójnie, ponieważ byłem pewien, że sojusz między tą dwójką będzie albo nieskazitelny, albo przerodzi się w romans dość szybko, czego szczerze mówiąc wolałbym uniknąć. Odnośnie pomysłów na to kto jest mordercą lub ofiarą to... powstrzymam się z racji wspomnianego powodu w powyższych komentarzach.
Możemy podejrzewać jakie mniej więcej typy zakazów mają Mycroft i Audrey, patrząc na ich pytania - ta druga prawdopodobnie ma coś podobnego do Alana, ale bardziej powiązanego z ludźmi, a Mycroft jakiś, hm, dość ciekawy na pewno zakaz, patrząc na to, że przez samego Hakera był dość specyficznie odebrany.
Bardzo fajnie, że dodano te gwiazdki oddzielające poszczególne dni, o wiele wygodniej się to teraz czyta i łapie się w tym, który jest faktycznie dzień.
Akcja z piciem, moje zdanie - spoczko moment. Delikatnie nie podobało mi się to, że Yama jakoś tak dziwnie szybko na raz wypruł z siebie całą informację o swojej przeszłości, ale tak na prawdę to chyba jedyny moment, który nie pasuje zbytnio z moim poglądem na postać Yamy. Jeżeli patrzy się aktualnie na jego zachowanie pod kątem, że Pokerzysta chce ich wszystkich dobrze poznać i przy tym delikatnie ignoruje swoją naturę to wszystko jest spoko, więc nie jest to jakoś out of character. Samo to, że raczej się nie kłócił, tylko pił, było raczej do niego pasujące, szczególnie, że prawdopodobnie stara się teraz utrzymać konkretny obraz siebie, o którym mówił w 2 roździale, więc tylko ta pierwsza rzecz, którą powiedziałem jakkolwiek mi przeszkadzała. A i mam wrażenie, że moment kiedy Samfu powiedział, że Yama umrze pierwszy był faktycznie w luj śmieszny, pamiętając o memach z fandomu, aczkolwiek mam też takie wrażenie, że Samfu nie miał raczej zbytnio powodu, aby zrobić coś takiego - chyba, że starał się wywołać kłótnie między nim, a Yamą, bo być może zaczęło mu na tym mocno zależeć (np.: uznałby, że Yama dziwnie się zachowuje lub coś w tym stylu). Jeżeli taki motyw by się pojawił to uznałbym, że to totalnie świetny motyw, bo wprowadziłby dynamikę do relacji między Yamą, a Samfu. A i jeszcze fakt, że Yama ma słabą głowę ma spory sens, więc przyklaskuję mocno. Cieszy mnie to, że Dismas wydaje się coraz bardziej skomplikowaną postacią, podobnie jak Jacob, którego początkowo nie trawiłem, ale teraz dostrzegam, że ma w sumie sporo wad jako człowiek, co tylko powoduje, że jego postać nabiera kolorytu. Trochę nie rozumiem tak na prawdę czemu Jacob stara się spowodować panikę (nie widzę innego wytłumaczenia na to, że mówi o zabijaniu w ten sposób jak mówi), ale pewnie dowiemy się o tym trochę później.
Aj, Olivier wciąż poza kadrem, trochę szkoda postaci, ale wciąż czekam na jego wielki powrót w blasku chwały, itp. itd. :v
UsuńElizabeth - tak jak wcześniej Bobru wspominał w komentarzach, zachowuje się dość perfidnie w stosunku do reszty grupy, co raczej łatwo nie ulega uwadze. Ale szczerze mówiąc to bardziej pasuje mi to zachowanie do Farmaceutki niż to stosunkowo przyjacielskie w pierwszym roździale. Brakowało mi tylko scenki, kiedy Alan chciałby przyjrzeć się twarzy Elizabeth podczas momentu zdejmowania przez nią maski (gdy sobie tam spokojnie jedli w stołówce) [*].
,, Ruszyliśmy we czwórkę, z Yamą, który opowiadał nam po drodze, jaką taktykę przyjął na automaty stojące w sali zabaw. Musiał się na tym naprawdę znać, bo mało rozumiałem z jego tłumaczeń." - przy tym momencie ostro prychłem XD.
Jeżeli chodzi o roździał, to wydaje się nawet lepszy niż czwarty, który przypadł mi mocno do gustu. Zaczęto poruszać backstory postaci, a dodatkowo pojawiły się zakazy wraz z ciekawym motywem braku zaufania między Elizabeth, a Alanem.
Gdy myślę o shipach, to aktualnie tak na prawdę jedynym interesującym shipem, który jakoś zaistniał, wydaje się JuliaxAlan, głównie z racji, że nie wydaje się jakoś naciągany, a dodatkowo sama scena wydawała się na prawdę klimatyczna.
A właśnie, chciałem jeszcze wspomnieć o samym początku roździału, czyli informacji o tym, że Elizabeth nie była pierwszą postacią, którą spotkał Alan - sam szczegół (który być może będzie ważny, who knows) bardzo mi się spodobał i liczę na coraz więcej takich różnic między perspektywami postaci.
Pojawił mi się tam błąd, mówiąc o 4 roździale, chodziło mi oczywiście o trzeci*
UsuńRelacja Alana i Elizabeth nie będzie właśnie taką typową - jak Shuichi i Kaede. To raczej trochę bardziej skomplikowana sprawa, gdzie obie postacie będą uważnie podchodziło do siebie, być może wspólnie współpracowały, ale zaufanie zawsze będzie stało pod znakiem zapytania.
UsuńBardzo fajnie przemyślana analiza zakazów! Muszę przyznać, że naprawdę jesteś na dobrym tropie :D
Tak myślałem, że nie do końca Ci się spodoba ten konkretny moment picia, ale co do momentu z Samfu to powiedzmy, że to jest character development i rozwój relacji tej dwójki ^^ A Yama pomimo swojego ciężkiego charakteru naprawdę stara się dużo dowiedzieć, a gdzie lepiej szukać informacji niż podczas pijackiej gierki?
Dismas jest porywczy i jest dupkiem, ale nie jest złym człowiekiem. Jacob z kolei wydaje się być wyrwany z kosmosu, ale on ma dokładny plan. Jego podsycanie, jego podejście i to co robi ma konkretny cel, o którym jeszcze będzie wspominał.
Oliviera się doczekacie, sami zobaczycie!
Dużo wyglądało inaczej na początku, bo ludzie w panice się zachowują inaczej. Teraz już są oswojeni z sytuacją, ale po prostu momentami zestresowani. Bardziej wychodzi ich prawdziwa natura, bo w końcu ile można udawać kogoś innego? :D
Cholerka, nie sądziłem, że aż tak Wam się spodoba ta scena w jadalni z Alanem i Julią ^^ Cieszę się, że jej nie pominąłem, tak jak to wcześniej planowałem.
A to kogo widział Alan to akurat ważna informacja, którą zrozumiecie dopiero za jakiś czas ;)
Dzięki za komentarz!
Ale przyjemny rozdział :D Z jednej strony nie mogę się już doczekać morderstwa i muszę przyznać, że poprzednie rozdziały lekko mi się dłużyły, ale ten był inny. Ta pijacka gra to złoto, aż nieco bardziej polubiłam Samfu. No i Julia... Lubiłam ją już wcześniej, ale teraz to już ją kocham. Coś czuję, że albo to jej gwizdanie, albo zmienianie głosów odegra ważną rolę w jakiejś sprawie. Perspektywa Alana jest mega przyjemna, jak dotąd najbardziej mi się spodobała z wszystkich. Urzekł mnie od pierwszej chwili przez swój Nagito vibe xD Mają takie podobne włosy, tylko jeden ciemnie, drugi jasne i do tego jeden pechowiec, drugi szczęściarz. Ale coś czuję, że Alan tak pięknie nie wybuchnie. Chociaż kto go tam wie xD A co do Elizabeth, zastanawiam się, jaką rolę odegra przy pierwszej sprawie. Wątpię, żeby morderca był tak prosto podany, ale podejrzewam, że (może przez zeznania Alana albo jakiś udział) zostanie oskarżona. Zakazy są mega ciekawym motywem. Wyobrażam sobie sytuację, w której wszyscy są przekonani, że już znają sprawcę, wszystko układa się w logiczną całość, a tu nagle oskarżony mówi o swoim zakazie, który niszczy ich wersję wydarzeń
OdpowiedzUsuńZ takim talentem aż prosi się o to, żeby w którymś procesie to wykorzystać :D Alan w sumie jest postacią, która bardzo przyjemnie mi się pisało. Lekko z wczuciem, mój styl bycia. Co do procesów mam nadzieję, że będę w stanie zaskoczyć w wielu momentach ^^
UsuńDzięki za komentarz!
Perspektywa Alana jest cudowna! Pomijając jednak moją miłość do niego, ten rozdział wywołał trochę pytań.
OdpowiedzUsuńCzy ten krzyż i broszury w jego pokoju to naprawdę wina pecha? Może za tym kryje się coś więcej. Przecież Lokaj stworzył pokoje pasujące do ich właścicieli. Pewnie to nie jest ważne, a ja tylko szukam dziury w całym.
Drugą rzeczą jest zachowanie Elizabeth. Jestem na sto procent przekonana, że nie będzie mordercą, a przynajmniej nie w tym rozdziale. Dlaczego? A dlatego, że zabójcze gry nigdy nie są aż tak oczywiste. Pewnie będzie podejrzana przez jakiś czas, ale wątpię, żeby okazała się być sprawcą.
I trzecia sprawa, które w zasadzie troszkę mnie bawi. Czy Alice jest wyzwalaczem jego pecha? XD Tylko się pojawiła, a taca z kieliszkami poszła... Podczas śniadania też mleko się wylało. Wychodzi na to, że coś w niej budzi do życia uśpiony w tych hotelu pech Alana. I teraz to jest zabawne.
Zakaz Alana jest... Też zabawny. Choć wystarczy chwila zapomnienia i po chłopaku.
Nie wiem jednak, czy tym razem nie miał szczęścia. Idę o zakład, że niektórzy będą mieli koszmar.
Jeszcze nie ma ofiary ani śledztwa, ale na ślepo dam moje typy na mordercę lub ofiarę.
Morderca - Julia (nie wiem dlaczego, ale ma w sobie coś niesamowicie chłodnego i być może pod naciskiem zabije),
Ethan - chyba dlatego, że to półgłówek, który na pewno będzie chciał ratować się za wszelką cenę.
Ofiary
Lili - jest młoda i naiwna. Wydaje się być bardzo łatwym celem.
Łyżwiarz - wydaje mi się, że może szybko się złamać i po prostu stracić czujność
Bardzo dużo ciekawych spostrzeżeń :D Nie skomentuje ich, dla dobra zabawy, ale myślę, że warto je sobie zapamiętać (zarówno typy, jak i to co zostało napisane względem Elizabeth czy Alana/Alice) i po czasie zrównać z wydarzeniami ^^ Zawsze uwielbiałem tak śledzić zabójcze gry na swoim kanale i potem patrzeć jakimi teoriami rzucałem i jak prawidłowe się one okazały.
UsuńDzięki za komentarz!