Epizod I - Rozdział 6: Czas... start (Alan Dantes)

Rozdział 6: Czas... start! (Alan Dantes)

Moi drodzy, witamy w kolejnym rozdziale Peccatorum! Tym razem z perspektywy Pechowca, który dla wielu z was jest ulubieńcem. Jak wygląda świat z jego oczu? Dodatkowo czas na wprowadzenie bardzo ważnej mechaniki! Zapraszamy do czytania i skomentowania rozdziału po przeczytaniu ^^

-------------------------------------------------------------

                Ledwo otworzyłem zapuchnięte oczy. Poczułem ból w kilku miejscach ciała na raz. Najbardziej odzywał się brzuch, który wydawał się być tak pusty, i ściśnięty, że zajmował dziesięć razy mniej miejsca niż zazwyczaj. Wstałem i zauważyłem, że jestem w swoim pokoju. Starałem się znaleźć powód tego jak się czułem, ale jedyne, co pamiętałem to kolacja, na której coś się zaczęło dziać. Zostaliśmy naćpani, pomyślałem w pierwszej chwili. Obwiniałem się strasznie o to, że wszyscy się tu znaleźli, bo byłem pewien, że stał za tym mój pech. Zawsze potrafiłem wplątać się w kłopoty, a za sobą pociągnąć każdego, kto podszedł zbyt blisko.
                Pamiętałem jak obudziłem się pośród półek w czytelni. Byłem pewien, że stało się coś złego i nie myliłem się. Zostaliśmy porwani i byliśmy trzymani przez naprawdę nieobliczalnych ludzi. Wtedy, gdy skołowany starałem się dowiedzieć, gdzie jestem, zobaczyłem pomiędzy półkami blond włosą dziewczynę, którą okazała się być Alice. Nie podszedłem jednak do niej, przestraszony jak cholera i tak wpadłem na Elizabeth. Musiałem przyznać, że była jedyną osobą, dzięki której czułem się tutaj dobrze. Miała tak szczere i specyficzne podejście do życia, a przede wszystkim była inteligentna. Jeżeli mój pech nie przeszkodzi to będziemy mogli zdziałać wszystko i uciec z tego miejsca.
                Podniosłem się i rozruszałem obolałe mięśnie. Pomasowałem się po brzuchu i rozejrzałem po pokoju. Nie zmienił się ani trochę. Całkowicie zwyczajne, wygodne łóżko, biurko, lampka, krzesło ruchome, ładne panele, klasyczne oświetlenie, szafa, lustro i krzyż. To ostatnie zastanawiało mnie od początku, w końcu nie wierzyłem w Boga, a sam symbol miał mało wspólnego z moim talentem, chyba, że chodziło o pecha związanego z samym ukrzyżowaniem. Nie widziałem w tym jednak większej logiki. Dodatkowo była tu mała biblioteczka, która przypominała ogromny zbiór ulotek z poczekalni - opisywały one jak się zachować w danej sytuacji, jak się jest ofiarą przemocy domowej, gwałtu, napadu i wielu innych. Też nie rozumiałem powiązania, a dopisanie każdego przestępstwa czy zbrodni do mojego talentu było delikatną przesadą.
                Zastanawiałem się czy to też była kwestia mojego pecha. Na plus jednak była ogromna apteczka, bardzo dobrze wyposażona, która powinna mi pomóc bez względu na to, jaki uraz mnie spotka. Miałem nadzieję, że nic mi się nie stanie i że nie ucierpi przeze mnie ktoś inny, ale póki, co mój talent wydawał się być w uśpieniu. Cieszyło mnie to i miałem nadzieję, że tak pozostanie. Pech był straszną rzeczą, ale też bardzo ciekawym zjawiskiem. Czasami niedowierzając potrafiłem obserwować całą serię niefortunnych zdarzeń, nie mogąc pojąć, co się dzieje.
                Poszedłem wziąć szybki prysznic i się przebrać. Gotowy do wyjścia na śniadanie spojrzałem na zegarek i przeżyłem szok. Pokazywał godzinę osiemnastą. Czy ja spałem dobę, zdziwiłem się, bo nie czułem się ani trochę wyspany, raczej otępiały i wyczerpany. Pragnienie ugasiłem popijając z dzbanka z sokiem, który stał na biurku. Nie rozumiałem, co się stało i całkowicie skołowany wyszedłem z pokoju zamykając za sobą drzwi. Na korytarzu spotkałem Ethana. Podszedłem do niego.
- Hej Ethan - zagadałem pocierając kciuki.
- Alan... Hej - powiedział nieco bardziej przygaszony niż zazwyczaj.
- Też się dopiero obudziłeś?
- Tak - był naprawdę zdezorientowany - Ile my spaliśmy?
- Na pewno dobę, bo kładliśmy się, jeżeli można to tak nazwać, po osiemnastej. Ale kto wie, czy nie dłużej?
- Hej chłopaki - Cecily była uczesana i umalowana, ale nawet na jej twarzy widać było pewne oznaki zmęczenia - Co się stało?
- Mam nadzieję, że nie...
- Przestań Ethan - skarciła go - Nic złego na pewno się nie stało.
- Musimy iść do jadalni - powiedziałem - Pewnie tam będą wszyscy.
                Poczułem coś nienaturalnego. Obawę, że ktoś rzeczywiście mógł komuś coś zrobić. Przecież to było niemożliwe, mieliśmy dwudziesty pierwszy wiek i cywilizowani ludzie nie rozwiązywali problemów poprzez zabijanie się. Nie byliśmy przecież zwierzętami. Czarne myśli zalały moją głowę, a ja nie chciałem się im poddać. Nie po to walczyłem tak długo ze sobą wewnątrz, żeby teraz dać się złamać. Nie było powodu żeby się przejmować.
- Masz rację - powiedziała Aktorka. Przeszliśmy przez cały korytarz nie spotykając nikogo nowego, wspięliśmy się po schodach i dotarliśmy do jadalni. Było tutaj tłoczno, ale kogoś na pewno brakowało.
- Widzieliście gdzieś po drodze Dismasa, Audrey, Oliviera lub Carmen? - zapytał Jacob na wejściu.
- Nie, tylko nasza trójka - odpowiedział blondynka - Co się dzieje?
- Szczerze to nie wiemy - głos Elizabeth był smutny.
- Ile spaliśmy? - wykrzyknął zdenerwowany Samfu.
- Czy musimy znowu być tak głośno - zdenerwowała się Sandra.
- A Maks? - zapytała Cecily.
- Maks jest w czytelni - odpowiedział ktoś, kogo nie byłem w stanie zidentyfikować w hałasie.
- Ktoś się zabił? - zapytała wystraszona Lily.
- Zaraz ja ciebie zabije, jak będziesz siała taki ferment - warknęła Wendy podchodząc do przerażonej Fryzjerki.
- Tylko spróbuj szmato - Sandra zerwała się i stanęła pomiędzy dziewczynami.
- Jak mnie nazwałaś? - kłótnia nawarstwiała się. Stanąłem obok Elizabeth, która trzymała się na uboczu. Spojrzała na mnie i kiwnęła głową.
- Chyba ostatecznie przestaje się w to mieszać - powiedziała - Mam szczerze dość tego zwierzyńca.
- Poddajesz się - mogłem zabrzmieć ostro, ale zaskoczyła mnie swoimi słowami.
- Wcale nie - odpowiedziała spokojnie - Po prostu zacznę szukać na własną rękę. Godziny w pomieszczeniu gospodarczym były znacznie lepsze niż jakakolwiek chwila tutaj. Ci ludzie potrafią tylko skaczeć sobie do gardeł. Nie zdziwię się jak rzeczywiście się pozabijają...
- CISZA! - wrzask Audrey wywołał szybko i skutecznie spokój. Spojrzeliśmy na wejście i zauważyliśmy stojącą tam Kucharkę, Bandytę oraz Florystkę - Z wami jak z dziećmi...
                W międzyczasie Wendy i Sandra zdołały się już poszarpać i teraz były trzymane przez Rewolwerowa oraz Mycrofta. Na jeden ze stołów wszedł Jacob.
- Dobra słuchajcie! - krzyknął - Czas się ogarnąć i zebrać fakty. Musimy dowiedzieć się ile spaliśmy i czemu tak nagle popadaliśmy? Ktoś ma jakieś teorie? Elizabeth?
Nie mógł usłyszeć jak westchnęła pod nosem.
- Prawdopodobnie coś rozpylili, wczoraj dało się wyczuć coś w powietrzu - odpowiedziała cicho.
- Szkoda, że nie nakręcacie zegarka - powiedział Rewolwerow patrząc na Dismasa.
- Przecież by się zatrzymał - zdziwił się Bandyta.
- Ale jakby stał to znaczyłoby, że minęły przynajmniej dwadzieścia cztery godziny - wyjaśnił Yama.
- Dobra, ale czy to nie oczywiste? - zapytał Samfu.
- Pytanie brzmi, czy nie spaliśmy więcej - Cecily wyglądała na zamyśloną.
- Mogę zaraz spojrzeć do garnka. Szykowałam masę na następy dzień, kiedy zasnęłam - kobieta podeszła w stronę kuchni, rozpychając się pomiędzy pozostałymi.
- Masę masz już zrobioną - Samfu nie mógł się powstrzymać.
- Nie ma takiej potrzeby - głos Lokaja powoli przestawał już mnie zaskakiwać. Ten człowiek zawsze pojawiał się znikąd. Tym razem jego przybycie pozwoliło zapobiec kłótni pomiędzy czerwieniejącą ze złości Kucharką - Macie prawo wiedzieć, co się stało.
- Mamy? - zapytał zszokowany Samfu. To rzeczywiście była niecodzienna informacja. Byłem pewien, że nie dowiemy się niczego.
- Tak. Przepraszam, że tak musiało się to rozegrać, ale jak mówiłem nasze badania są najważniejsze drodzy państwo. Nie możemy sobie pozwolić żeby ktoś nam przeszkodził, a sami zauważyliście ilość luk w zabezpieczeniach, na jaką wpadliście. Musiałem Państwa uśpić i podczas waszej drzemki, która trwała prawie dwie doby, przygotowałem wszystko, żebyście nie byli już kuszeni wizjami ucieczki.
                Usłyszałem uderzenie. Spojrzałem na siedzącego niedaleko nas Hakera, który potężnie zdzielił stolik, zostawiając na nim delikatną rysę. Wciąż się obwiniał za to, co stało się w sali zabaw.
- Przygotowałem Państwu jedzenie oraz specjalne tabletki ziołowe. Nie mogłem wam ich dać przed zaśnięciem, bo na pewno byście coś wymyślili żeby uniknąć gazu, dlatego daję je teraz. To miks witamin, ziół i uspokajacza. Zażyjcie przed snem i dzięki temu będziecie mogli uspokoić wasze zegary biologiczne i jutro zacząć kolejny, normalny dzień. Oczywiście przed tym musicie coś zjeść, żebyście państwo nie padli mi na oczach.
Nie podobało mi się to. To oznaczało, że musiało istnieć jakieś wyjście i masa informacji, które teraz były poza naszym zasięgiem. Mogła to też być podpucha żebyśmy przestali szukać. Nie sądziłem żeby jakiemukolwiek słowu Lokaja można było ufać tak po prostu.
- Dwa dni? - zapytałem w końcu.
- Bez parunastu minut. To na pewno rozregulowało państwa zegary biologiczne i naraziło na nieduże niebezpieczeństwo, ale nic na to nie poradzę. Upewniłem się, żeby nikt podczas tego nie zginął - odpowiedział.
- A jak ktoś miał zginąć jak wszyscy spali? - włączył się Aaron - Chyba, że jednak ktoś o tym wiedział i nie spał?
- Skąd taka teoria panie Masayoshi?
- Jakoś podejrzanie szybko się wszyscy ewakuowali po tym jak opuściłeś wczo... dwa dni temu jadalnię, a chwilę potem popadaliśmy. Wiesz coś o tym Elizabeth?
- Jaja sobie robisz? - zapytała oburzona moja towarzyszka - Podejrzewasz, że chciałam was zabić? Po co miałabym was wtedy ostrzegać?
- To gdzie jest Olivier? - nie przestawał atakować.
- Ja mam to wiedzieć? - chyba po raz pierwszy widziałem Elizabeth wyprowadzoną z równowagi. To było coś nowego, nawet jak na naszą krótką znajomość.
- Pan Naess jest jeszcze w swoim pokoju, cały i zdrowy, nie licząc przypadłości, z którą tutaj przybył - uspokoił białowłosy - Nie ma powodu do nerwów i niepotrzebnych oskarżeń.
- To może przestań nastawiać nas przeciwko sobie, dupku - rzuciła Sandra, która musiała dostać pazurami po szyi, bo widać było cztery, zaczerwienione smugi.
- Pójdę po niego, musi coś zjeść - zaproponowała Alice.
- Pójdę z tobą - dodał Mycroft.
                Chociaż stałem tuż obok gablot, dopiero teraz, gdy Haker podszedł z tacą, zauważyłem, że znowu były pełne jedzenia. Tym razem znajdowały się tutaj dziesiątki pierogów o różnych kształtach i nadzieniach. Oprócz tego naleśniki oraz baniaki z mlekiem i przedziwnymi płatkami. Haker nałożył niedużą porcję na jedną tacę i dwie większe dla siebie i Przyjaciółki.
- Najpierw mleko? Nie powinieneś wsypać płatków? – zdziwiła się Alice.
- Jak chcesz, żeby smakowały jak rzygi emeryta, to proszę bardzo – powiedział przygotowując je Przyjaciółce w ten sposób – Smacznego.
 Postawił je na stole, zostawiając w rękach tylko jedzenie dla Artysty. Następnie wyszedł wraz z Alice. Wszyscy niechętnie odebrali od Lokaja pigułki i zaczęli napełniać talerze zawartością gablot. Nałożyłem sobie dziesięć różnych pierogów, żeby spróbować chociaż połowy smaków.
                Usiadłem przy stole obok Elizabeth i zacząłem jeść. Pierogi nie odstawały poziomem od innego jedzenia serwowanego podczas naszego pobytu, więc powoli, z każdym kęsem, wracałem do sił. Moja towarzyszka odsunęła maskę i jadła obok mnie. Wzrokiem uciekła gdzieś daleko, nie chciałem jej wybijać z myśli, ale odezwała się sama.
- Masz mi to za złe?
- Hmm? - zaskoczyło mnie to pytanie.
- To, że nie chcę z nimi współpracować - odpowiedziała.
- Nie - zastanowiłem się chwilę - Dużo osób chce działać samych, po prostu nie chciałbym żeby coś ci się przez to stało. Jesteś moją jedyną przyjaciółką w tym miejscu - uśmiechnąłem się. Jej twarz się rozjaśniła.
- Będę na siebie uważać - obiecała - Zresztą znając twój talent to ty powinieneś się najbardziej obawiać - zaśmiała się.
- Znając mojego pecha to przeżyje na tyle, żeby to miejsce całkowicie mnie wyniszczyło - odpowiedziałem ze smutkiem w głosie.
- Chciałabym żeby wszyscy przeżyli - widziałem w jej oczach determinacje.
                Drzwi do jadalni się otworzyły i stanęli w nich Alice z Mycroftem. Przyjaciółka kończyła właśnie coś opowiadać:
- ...wtedy na ekranie pojawiła się wiewiórka i rozerwała go na pół! Ale to historia, na kiedy indziej.
To brzmiało bardzo podobnie do sytuacji, którą sam przeżyłem jakiś czas temu. Mniej więcej wtedy, kiedy otrzymałem wiadomość i wpadłem w tą pułapkę. Dziwne, pomyślałem. Dwójka usiadła przy tackach, które przygotowali wcześniej i zaczęła jeść. Dokończyłem swój posiłek i wstałem, przeciągając się.
- Chyba skorzystam z tabletki i prześpię się - oznajmiłem.
- Poczekaj - poprosiła.
- Chyba oszaleliście Towarzyszu - wrzasnął nagle przez całą salę Rewolwerow, ale słowa kierował do siedzącego obok Dismasa. Odbiegając wzrokiem moje spojrzenie na chwilę spotkało się ze spojrzeniem Alice. Rozmawiała o czymś z Raphaelem, gestykulując przy tym mocno.
- Chcę sprawdzić, co jest w tych tabletkach - powiedziała patrząc na drugą część stołu, gdzie rozgrywała się ta sytuacja.
- Jak? - zdziwiłem się, ale usiadłem obok. Farmaceutka wzięła widelec i delikatnie nacisnęła na środek kapsułki, która powoli się wydłużyła, po czym rozdzieliła na dwie części. Spojrzała na proszek znajdujący się w środku i powąchała go. Następnie nabrała na końcówkę sztućca kropelkę wody z kubka i wysypała nieznaczną ilość proszku na stół, a następnie zamoczyła. Substancja zrobiła się nieco błotnista, ale nic poza tym się nie stało.
- To rzeczywiście zioła. Same zioła i coś do ułatwienia przełknięcia. Dobra, możesz ją brać spokojnie.
- Dziękuję - odpowiedziałem, po czym ruszyłem w stronę wyjścia. Opuściłem jadalnię i po chwili byłem już w swoim pokoju. Zamknąłem drzwi, po czym rozebrałem się i położyłem na łóżku. Czułem się naprawdę zmęczony, ale jedzenie już zrobiło dużo i poprawiło samopoczucie. Miałem nadzieję, że po zażyciu tabletki będzie tylko lepiej. Przygasiłem światło, zostawiając tylko lampkę.
                Sytuacja wyglądała chwilowo na opanowaną, nikomu nic się nie stało, a byliśmy już tutaj cztery dni. Lokaj wspominał, że wytrzymamy tydzień, nim coś w końcu się stanie, ale miałem nadzieję, że się mylił. To, co zrobił, było też znakiem, że nie ma pełnej kontroli nad sytuacją, co dawało cień szansy na to, że znajdziemy kolejną lukę. Nie wierzyłem, żeby jedna osoba, jakby perfekcyjna nie była, nie popełniła błędu. Każdy człowiek to robił. Wziąłem głęboki wdech i sięgnąłem po tabletkę i szklankę wody.
- Do dzieła - powiedziałem i przełknąłem mieszankę, popijając solidnie. Ledwo położyłem głowę na poduszkę, kiedy poczułem jak otacza mnie kojąca aura. Zasnąłem.

*

                Obudziła mnie końcówka porannego komunikatu wzywającego na śniadanie. Otworzyłem oczy z łatwością i wstałem bez najmniejszego problemu. Czułem się lekki i wypoczęty. Tabletka zdziałała cuda. Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się i widząc, że mam jeszcze pięć minut, spokojnym krokiem ruszyłem do jadalni. Wychodząc z pokoju wpadłem na Dismasa.
- Dantes – warknął.
- Naprawdę nie szukam problemów. Mam zbyt dobry humor żeby się wykłócać – powiedziałem.
- Nie, to nie tak – zaczął, czekając aż zamknę drzwi – Chciałem cię przeprosić za ten tekst przy schodach. Chyba to coś zaczęło na mnie wczoraj działać, cały ten stres też nieźle wykończył i wyszło jak wyszło. Nie masz wpływu na to jaki jesteś.
- Wow – powiedziałem ze szczerym zaskoczeniem – Przyznam, że tego się nie spodziewałem. Dziękuję.
- Te pierwsze dni tak na mnie zadziałały. Zazwyczaj trzymam język za zębami i nerwy na wodzy.
- To zrozumiałe. Ja też czułem się strasznie skołowany. Jest tu tyle ludzi…
                W miłej rozmowie dotarliśmy na piętro wyżej, aż w końcu na śniadanie. Na sali byli już prawie wszyscy. Wypatrzyłem w tłumie Elizabeth, która zgodnie z tym, co powiedziała, usiadła na uboczu. Grupa wyglądała na wyjątkowo żywą, najwidoczniej wszyscy skorzystali z tajemniczej, cudotwórczej tabletki i jej mocy. Na śniadanie, które tym razem przygotowała Audrey, wybrałem tosty z podwójnym serem i bekon, a do popicia wziąłem kubek herbaty. Dosiadłem się do Farmaceutki z tacą pełną jedzenia i przywitałem.
- Hej – odpowiedziała krótko.
- Jak się czujesz? – zapytałem.
- Dobrze. Strasznie mocna mieszanka regeneracyjna, musiało być w niej coś jeszcze… - zamyśliła się.
- Hej – rzucił Jacob dosiadając się do nas – Czuję się tak świetnie, jak nigdy. Ten hotel to niesamowite miejsce.
- Nie przesadzałabym – rzuciła pod nosem Elizabeth, co Jacob zwyczajnie zignorował.
- Jakieś plany na dzisiaj? – zapytałem.
- Dzisiaj musimy sobie odpocząć – powiedział.
- Serio? – pytania padły z naszych ust w tym samym momencie.
- Cóż, przeszukaliśmy to, co mogliśmy, Maks pracuje w czytelni, póki nie dowiemy się więcej nie będziemy marnować czasu. Zakładam, że druga grupa sumiennie przeszukała lodowisko i salę zabaw. To drugie sprawdzę sam, przy okazji nieco się relaksując – mówiąc to zajadał się naleśnikami.
- Skoro tak to przedstawiasz… Czyli dzisiaj mamy… dzień wolny? – wolałem się dopytać.
- Tak. Jutro i tak coś się stanie, chyba, że dzisiaj ktoś zaatakuje, ale patrząc na to jak dobrze wszyscy się czują jakoś tego nie widzę – Detektyw traktował wizje ataku, jako coś zwyczajnego. Momentami go nie rozumiałem. Zjadłem w spokoju do końca, po czym usiadłem i czekałem aż Elizabeth doje to, co miała na talerzu. Gdy ostatnie osoby odkładały sztućce przy wejściu pojawił się Lokaj.
- Mam dla państwa krótkie ogłoszenie - powiedział.
- Tabletka nie uśpiła nas na dzień tylko na rok? - rzucił Mycroft.
- Nie żyjemy i to piekło? - zapytał Ethan.
- Cieszę się bardzo, że humory wam dopisują. Chciałem wam przekazać, że jutro po śniadaniu zapraszam was do czytelni, gdzie ogłoszę coś ważnego. Chciałbym żeby wszyscy przyszli - poprosił, po czym uśmiechnął się i wyszedł, nie dając nam szansy na obsypanie go pytaniami.
- Jak myślicie, o co chodziło? - zapytała Wendy.
- Może grupowa orgia? - powiedziała Sandra. Spojrzałem na nią zdziwiony. Była nieco chamska, ale takimi tekstami jeszcze nie rzucała. Czuła się bardziej pewna siebie, tak jak każdy po ostatnich dniach. Poza tym, że nie mieliśmy drogi ucieczki, to zaczęliśmy się ze sobą coraz bardziej zżywać. Ci ludzie, chociaż byli bardzo specyficzni to nie byli źli. Mieliśmy tutaj dobrze, na pewno nikt nie chciał być uwięziony, ale bycie zakładnikiem w takich warunkach wcale nie było takie złe.
- Myślę, że od jutra zacznie się piekło - powiedział - Dlatego skorzystajmy jak się da z tego dnia. Nic innego nam nie pozostało.
- Zaraz - Król Dram powstał - o czym ty właściwie gadasz?
- On chce rozsiać panikę, bo prawdopodobnie sam coś planuje - rzuciła Audrey.
- Oj daj spokój Audrey, po prostu jestem z wami szczery.
- Słabo ci to wychodzi - rzuciła Sandra.
- Dobra, tak czy siak jak ktoś chce dzisiaj coś sprawdzać na własną rękę to proszę bardzo. Ja dzisiaj mam wolne - stwierdził Detektyw, rozpinając guzik marynarki - Jak ktoś chce się zrelaksować, albo ma do mnie pytanie to jestem na przeciwko czytelni. Trzymajcie się - mówiąc to ruszył w stronę drzwi. Poszli za nim Samfu, Yama, Mycroft, Olivier, Ethan, Sandra, Carmen, Agatha, Cecily oraz Dismas.
- Ja zostanę w kuchni, mam tu jeszcze masę roboty - powiedziała Audrey - Wszelka pomoc mile widziana.
                Do pomocy w kuchni zgłosił Aaron, Rewolwerow i Wendy. Komunista strasznie dobrze czuł się przy garach, ale dwójka pozostałych pomocników mnie nieco zaskoczyła, chociaż w głębi czułem, że też bym się tam dobrze odnalazł. Julia odeszła bez słowa, znikając za drzwiami.
- Ja bym zrobiła pranie - powiedziała pewnym głosem Lily.
- Pod tym pomysłem mogę się podpisać - stwierdził Raphael patrząc z naganą na swój strój. Dla mnie był biały jak śnieg, ale jemu najwidoczniej się nie spodobał.
- Pomogę wam! - zaproponowała Alice podchodząc do Łyżwiarza.
Trójka czyściochów po chwili ruszyła w stronę pralni. W jadalni pozostałem ja oraz Elizabeth.
- Co robimy? - powiedziałem wesoło.
- Ech, czyli naprawdę chcesz mi pomagać i za mną chodzić?
- Tak, szczególnie, że nie omija mnie nic ważnego.
- W sumie nie mam szczególnych planów i możemy nawet pójść po odpoczywać do reszty, ale chcę na chwilę wpaść do czytelni i coś sprawdzić - powiedziała po chwili zastanowienia.
- Więc chodźmy - powiedziałem wesoło.
                Wyszliśmy na korytarz. Za recepcją stał Lokaj, który zapisywał coś drobnym druczkiem na jednej z kartek. Próbowałem zerknąć, ale nawet przyglądając się z bliska nie mogłem tego odczytać. Pisał tak małymi literkami, że normalny człowiek potrzebowałby lupy żeby to rozszyfrować. Minęliśmy go i trafiliśmy do klatki schodowej. Wspięliśmy się po schodach. Zauważyłem, że odkąd byłem w hotelu mój pech jakby trochę ucichł, jakby zapomniał, że ma mnie męczyć. Zwaliłem to na to, że tu trafiłem, a fatum, które mnie męczyło zwyczajnie tego nie wytrzymało.
                Dotarliśmy do czytelni. Zobaczyliśmy Maksa, która był otoczony z każdej strony księgami, a sam zapisywał coś w notesie. Nie odwrócił się nawet w naszą stronę.
- Witajcie, coś się stało? - rzucił, siląc się na przyjacielski ton.
- Nie, wpadliśmy sprawdzić jedną rzecz - powiedziałem - Właściwie Elizabeth chciała...
- Jak szukacie działu medycznego to idziecie sześć półek do przodu i dwie w prawo - podpowiedział.
- Nie pytam skąd wiedziałeś - minęła go idąc we wskazanym przez niego kierunku.
- Widać to w twoich oczach. Chęć wiedzy poznam na kilometr - odpowiedział uśmiechając się delikatnie.
                W labiryncie ksiąg czułem się trochę jak w pierwszych chwilach tutaj, ale teraz wydawały się one być mniej mroczne i tajemnicze. Dalej nie mogłem uwierzyć jak ogromne jest to pomieszczenie. Podążaliśmy za instrukcjami Pisarza i wkrótce dotarliśmy do działu, który interesował Farmaceutkę. Oparłem się o półkę i patrzyłem jak przegląda palcami tomy, szukając konkretnych tytułów. Fartuch bardzo do niej pasował, wyglądała w nim niesamowicie profesjonalnie.
- Mogę wiedzieć, czego szukasz? - zapytałem, ale dopiero jak powtórzyłem pytanie to mi odpowiedziała.
- Informacji Alan. Muszę dowiedzieć się paru rzeczy, bo... jest! - krzyknęła radośnie wyciągając jeden z tomów. Usiadła na podłodze i zaczęła go kartkować. Starałem się dojrzeć tytuł i z tego, co udało mi się wyczytać, książka była o przeprowadzaniu sekcji zwłok. Zdziwiłem się, co musiała zauważyć.
- Spokojnie, sprawdzam tutaj, jakie są oznaki niewydolności organów. Podstawowe znam, ale patrzę czy na naszych ciałach znajdziemy cokolwiek związanego z tą tajemniczą chorobą. Wiem, że wielu rzeczy nie da się wykryć tak po prostu, ale wydaje mi się to być podejrzane, że nie widać żadnych objawów. To po prostu niemożliwe.
- Może pomogę ci szukać? Pójdzie szybciej.
- Możesz szukać dalej w tej tematyce. Wszystkie kompendia o niewydolności organów i możesz poszukać też o ukrywających się chorobach.
                Kiwnąłem głową i zacząłem szukać, doceniając, że powiedziała to ludzkim i zrozumiałem językiem, a nie lekarskim żargonem. Poszukiwania szły dobrze, bo znalazłem, aż trzy, odpowiadające opisowi książki. Podałem je mojej towarzyszce, która ciągle czegoś szukała w tomie, który znalazła.
- To do niczego – powiedziała po chwili.
- Dlaczego?
- Brakuje mi sprzętu i miejsca do badań. Wiem, czego szukać, ale wiedzą tego nie sprawdzę. W tym magicznym hotelu na pewno gdzieś znalazłabym to, czego szukam, ale oczywiście pomieszczenia są gdzieś ukryte.
-Myślisz, że mogliby nas oszukać z naszą chorobą? Z tym całym wirusem? Poza tym chyba wspominałaś coś o mikroskopie.
- Nie. Nie wiem… Za mało danych. Mikroskop wbrew pozorom nie wystarczy do badań. Potrzebuję specjalistycznej aparatury – powiedziała w końcu – Możemy iść odpocząć. Szczerze to potrzebuje się napić.
- Nie wyglądasz na osobę, która pija alkohole – zdziwiłem się.
- A ty na taką, której to może przeszkadzać, jednak oboje się pomyliliśmy – zabrzmiało chłodno, ale wiedziałem w głębi, że nie chce mnie skrzywdzić tylko tak pozbywa się stresu. W milczeniu jej na to pozwoliłem. Wstałem i pomogłem jej się podnieść.
- Może przestudiujesz je na spokojnie w swoim pokoju? Dowiesz się czegoś i jak nadarzy się okazja to wtedy sprawdzisz to, co cię interesuje – zaproponowałem, żeby załagodzić nieco sytuację.
- To dobry pomysł – odpowiedź zajęła jej chwilę. Poszperała w kieszeni fartucha, po czym rzuciła mi klucze – Zaniesiesz to do mojego pokoju i położysz przy łóżku?
                Przeżyłem spore zaskoczenie. Cieszyłem się, że mi tak ufała, ale czy to było mądre? Może to była jakaś podpucha. Moja towarzyszka zachowywała się coraz dziwniej i zaczynałem się powoli jej bać. Wolałem jednak nie wzbudzać podejrzeń i bez narzekania przyjąłem od niej klucze i książkę.
- Nie ma sprawy – powiedziałem z uśmiechem. Ruszyliśmy w stronę wyjścia w milczeniu, żegnając się z zaczytanym Pisarzem.
- To co… widzimy się w sali zabaw?
Przytaknąłem. Trzymając książki pod pachą zacząłem schodzić na dół, walcząc z ciekawością żeby nie obejrzeć się i nie spojrzeć raz jeszcze na Elizabeth. Udało mi się uniknąć pokusy. Pokonałem pierwsze schody i zacząłem schodzić po drugich, kiedy to straciłem równowagę. Ustałem na nogach, ale jedna z książek poleciała parę stopni niżej, z hukiem lądując na piętrze sypialnianym. Podbiegłem i podniosłem ją zerkając przy okazji, na stronę, na której się otworzyła. Była wyrwana. To mnie zaciekawiło. Zatrzymałem się oparty o barierkę i spojrzałem do spisu treści żeby zobaczyć, co mogło być ukryte na tej stronie. Przeleciałem wzrokiem i zauważyłem, że brakująca kartka zawierała środek rozdziału o układzie oddechowym człowieka, a konkretnie o niedotlenieniu spowodowanym brakiem dostępu do tlenu. Czemu cię to interesuje, zadałem sobie pytanie.
                Postanowiłem, że zapamiętam tą informację, ale resztę zrobiłem zgodnie z zaleceniami. Doszedłem do jej pokoju, rozejrzałem się i zostawiłem książki na szafce obok łóżka. Jej pokój przypominał mi w połowie wnętrze laboratorium albo placówki badawczej, a w drugiej sklep zielarski. Nie mogłem się napatrzeć na fiolki, ampułki, moździerze i wszędzie wiszące zioła. Zapach też był specyficzny, nie do końca przyjemny, ale bardzo intensywny. Poza fartuszkiem wiszącym na jednym z krzeseł nie widać było najmniejszego znaku żeby ktoś tutaj mieszkał. Elizabeth zachowywała porządek. Nie chcąc bardziej nabrudzić zamknąłem za sobą drzwi i przeżyłem mini atak paniki nie mogąc znaleźć kluczy, które w jakiś sposób zgubiły się w mojej kieszeni. Całe szczęście się znalazły i bez dalszych problemów wróciłem na górę, po drodze mijając wracających z pralni ludzi. Lily i Raphael zdawali się promienieć niezwykle jak na siebie. Uśmiechnąłem się do nich, ale tylko Alice odwzajemniła uśmiech. Cóż za pogodna dziewczyna, pomyślałem w głowie. Elizabeth jej nie lubiła, ale mi nie przeszkadzała. Grupa potrzebowała tak pozytywnych osób.
                Otworzyłem drzwi do sali zabawy i przed moimi oczami stanęła cała masa atrakcji. Konsola, fotele do masażu, hamaki, strefy do grania i tworzenia. Elizabeth zauważyłem przy barze. Nie rzuciła słów na wiatr i rzeczywiście piła coś wraz z Yamą, Samfu, Sandrą oraz Cecily. Atmosfera była wesoła, bo moje nadejście ubiegł wybuch śmiechu.
- Tak właśnie udało mi się pokonać gang tego zboka w prześcieradle – powiedział Król Dram, po tym jak pozostali ucichli, co chwilę potrwało – Och nasz jedyny i niepowtarzalny Pechowiec! Siadaj brachu, zaraz ci zrobię drinka.
- Może ty lepiej nikomu, niczego nie rób – zaproponował Yama – Niech Elizabeth zrobi, ona się na tym zna, a dodatkowo ma najlepszy kontakt z A-Alanem – zabawnie mu się zaplątał język.
- Przyszłam się napić, a nie usługiwać. Poza tym nie znam się na robieniu drinków – powiedziała nawet nie wstając.
- Ja mu poleje – powiedziała Cecily sięgając po brązową butelkę – Nauczyłam się robić świetne drinki, kiedy grałam barmankę w takiej jednej produkcji…
- Wow, to musiało być fajne doświadczenie – odpowiedziałem.
Usiadłem obok nich i po chwili zanurzyłem usta w drinku. Nie byłem fanatykiem picia, ale łyk od czasu do czasu jeszcze nikogo nie zabił. Napój był słodki i nieco gazowany, a po chwili atakował ciało gorzkim posmakiem. Mimo wszystko tworzył ciekawe połączenie i z chęcią go spróbowałem.
- Dobra, dobra – zaczął Samfu jak wszyscy mieli swoje drinki – Gramy w grę, że osoba może zadać drugiej osobie dowolne pytanie. W pełni dowolne, a jak ktoś nie odpowie to musi pić za karę dodatkowy kieliszek. Pasuje?
- Mi średnio, ale niech będzie – powiedziałem, godząc się na wszystko, jako ostatni z całej grupy.
- Dobra, ja zacznę – powiedziała Sandra spoglądając na Cecily – Kto według ciebie pierwszy zginie?
- To durne pyta… - zacząłem, ale przerwała mi Sandra, która uciszyła mnie palcem.
- On – stwierdziła pokazując na Yamę. Samfu ryknął na cały głos, a sam Yama zrobił się blady, ale mimo wszystko uśmiechnął się słabo.
- Dobra – Pokerzysta westchnął – Moja kolej. Hmmm… Elizabeth, czemu nosisz maskę?
Farmaceutka sięgnęła po jeden z parędziesięciu kieliszków stojących na tacy. Dopiero teraz ją zauważyłem, a to musiała być wcześniej wspominana kara za nieodpowiedzenie na pytanie.
- Uuu, sekrety! Ja i tak się dowiem w swoim czasie – powiedział Samfu patrząc na nią. Farmaceutka się nie odezwała, tylko rzuciła mu spojrzenie.
- Kto teraz zadaje pytanie? – zapytał Yama licząc na to, że zaatakuje kogoś jeszcze.
- Elizabeth. Ona wypiła, więc ma prawo - powiedział Samfu.
- Alan - powiedziała spoglądając na mnie - Czego się najbardziej boisz?
- Eee... - zacząłem. Czemu zadała mi takie dziwne pytanie? - Myślę, że tego, że mój talent znowu kogoś zabije.
- Znowu? - Yama spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Hej, hej! To drugie pytanie i to nie z twojej kolejki! Jeszcze raz się to powtórzy to dostaniesz karną kolejkę - skarcił go Samfu, mówiąc z taką powagą jakby rozgrywał się tu proces sądowy, a nie pijacka gra - Alan możesz zadać pytanie.
- Hej, co porabiacie? - usłyszałem głos Alice. Usiadła na jednym ze stołków obok nas.
- Prawda czy kolejka, chodź zagrać z nami - zaproponował Samfu.
- Znałam tą grę pod inną nazwą - powiedziała - Ale jasne, czemu nie.
- Zrobiliście pranie? - zapytał Yama.
- Niczego się nie nauczysz... Pijesz Yamaraja - Samfu podał mu kieliszek.
- Błagam, tylko nie pełnym imieniem... Nie masz litości? - Pokerzysta wypił duszkiem.
- No i wygrałeś kolejną kolejkę, jesteś dobry w tej grze - Samfu uśmiechnął się.
- Nie ma mowy. Czemu nie przyczepiłeś się Alice? - zapytał.
- Bo nie grała ciołku! A ty znowu zadałeś pytanie, ktoś tu się upodli - zaśmiał się Król Dram podając mu kolejny kieliszek.
- Dobra, może już lepiej nic nie będę mówił - powiedział Yama, ze smutkiem wypełniając karę.
- Cecily - wskazałem siedzącą obok Aktorkę - Zdarza ci się wykorzystywać swój talent żeby owinąć sobie innych wokół palca?
- Cały czas - odpowiedziała - Byłabym głupia nie wykorzystując swojej przewagi. I moje pytanie jest do Alice. Przyjaciółka to nietypowy talent, kryje się za tym jakaś historia?
- Staram się zawsze być w centrum uwagi i pomagać jak tylko mogę. Jestem bezinteresowna i każdego potrafię wysłuchać. Ludzi mi po prostu ufają - kończąc te słowa uśmiechnęła się szeroko - Moje pytanie jest do Alana.
- Masz pecha kolego - powiedział, nieco podchmielonym głosem Yama.
- Yama, dochodzi dwunasta, a ty już jesteś wstawiony, idź przespać się na hamaku - zaproponowała Sandra.
- Dobra, na momencik - powiedział i lekko chwiejnym krokiem poszedł do strefy hamaków, gdzie leżał Dismas.
- Ma słabą głowę - zauważyła Elizabeth.
- Dobra, ale wracając do pytania - Alice skupiła na mnie wzrok. Przeszedł mnie dreszcz. Jej buzia wyglądała przyjaźnie, szczególnie patrząc na niesamowitą fryzurę, która kaskadami otaczała jej głowę -  Jakbyś mógł nas uratować, ale zostać tutaj z jedną osobą, powiedzmy mną, to zrobiłbyś to?
- Pewnie - odpowiedziałem - Jakbym uratował dwadzieścia osób? Nawet bym się nie wahał.
- To szlachetne z twojej strony - powiedział Samfu - Ale zadałeś pytanie, więc chociaż odpowiedziałeś to pijesz!
- Och szlag - nie zwróciłem na to uwagi, ale zasady były jasne, więc ze spuszczoną głową sięgnąłem po kieliszek. Alice przysunęła tackę bliżej mnie i w tym samym momencie, gdy moje palce zaciskały się na szkle, coś się przechyliło i wszystko poleciało na ziemię.
- Ech no i koniec zabawy - zauważył Samfu.
- Przepraszam! Naprawdę przepraszam - pierwsze skierowałem do Alice, która miała na sobie zdecydowaną większość zawartości kieliszków, a drugie do całej grupy - Nie wiem jak to się stało. Uważajcie na odłamki - załączyła mi się panika, jak za każdym razem, gdy coś zrobiłem.
- Spoko, przecież nic się nie zbiło - zauważyła Aktorka.
- Może to i dobrze, jakby ktoś załatwił się jak Yama, to moglibyśmy mieć problem - Samfu spojrzał na głośno chrapiącego na hamaku chłopaka - Idziemy w coś pograć?
- Ja idę odpocząć - powiedziała Farmaceutka kierując się w stronę strefy z fotelami do masażu, gdzie odpoczywał już Mycroft.
- Muszę się przebrać, więc póki co lecę. Ale grało się z wami super - Alice ruszyła w stronę wyjścia.
- Ja musze zamienić parę słów z Ethanem, dołączę do was później - powiedziała Cecily.
- Sandra? Alan? No, nie dajcie się prosić. Akurat są miejsca przy konsoli - widać było, że mu na tym zależało.
- Dobra – zgodziłem się – Tylko podejdę na chwilę do Elizabeth.
- Okej, to my wszystko przygotujemy – zaproponowała Sandra, widocznie tak samo napalona na pomysł, jak Samfu. Odszedłem od nich i ruszyłem w stronę foteli. Zastanawiało mnie to jak osoby, które sobie potężnie dogryzały, mogły teraz tak po prostu iść razem pograć. To musiała być magia współzawodnictwa. Mycroft wyglądał jakby zasnął siedząc, ale Farmaceutka obserwowała mnie swoim bystrym spojrzeniem. Podałem jej bez słowa klucze.
- Dziękuję – powiedziała łagodnie.
- Wszystko okej? – zapytałem.
- Tak, po prostu nie mam ochoty grać. Wolę trochę odpocząć – powiedziała.
- Jak coś to pamiętaj, że ze mną możesz pogadać.
- Pamiętam Alan - odpowiedziała i zamknęła oczy. Nie chciałem jej więcej przeszkadzać, bo ewidentnie nie była w nastroju na rozmowy. Trochę mnie zastanawiało, co ją dręczy i dlaczego się tak zachowuje, ale zostawiłem to dla siebie i tak niczego nie mogłem z niej wyciągnąć. Nadeszła pora, żeby się trochę zrelaksować, więc korzystając z propozycji Samfu i Sandry podszedłem do konsoli i zaczęliśmy grać.
                Czas mijał szybko i od dobrej zabawy, odciągnął nas dopiero Yama, który powiedział, że Kucharka woła na obiad.
- Która to godzina? - zapytał zdziwiony Samfu.
- Siedemnasta - odpowiedział Yama.
- Co? Wow... Gry potrafią wciągnąć. Dobra to, że ja wygrałem jest jasne, Sandra zajęłaś drugie miejsce, a ty Alan trzecie - powiedział chłopak wyciągając się.
- Musimy to powtórzyć - Sandra wyglądała na zdeterminowaną - Ale teraz bym coś zjadła.
- Chodźmy.
Ruszyliśmy we czwórkę, z Yamą, który opowiadał nam po drodze, jaką taktykę przyjął na automaty stojące w sali zabaw. Musiał się na tym naprawdę znać, bo mało rozumiałem z jego tłumaczeń. Zeszliśmy schodami i przeszliśmy obok recepcji. Kawałek przed nami szła Carmen oraz Agatha, a tuż przy drzwiach stał Rewolwerow, który opowiadał coś z przejęciem Dismasowi.
                Minęliśmy ich i weszliśmy do środka. Wewnątrz jadalni grała delikatna muzyka klasyczna. Nie byłem fanem, ale doceniałem ile wniosła do całego przemysłu. Przy dwóch stolikach zebrali się wkrótce wszyscy Goście. Kucharka otworzyła gabloty i uderzyły w nas przecudowne zapachy. Na obiedzie królowały zupy oraz wymyślne dodatki do nich. Tace pieczywa - zwykłego oraz czosnkowego, słone wafle, kluseczki i wiele innych, które szybko znikały.
- Smacznego - krzyknął wesoło Samfu.
- Ależ to był udany dzień - powiedział po chwili Jacob, do siedzących obok niego ludzi.
- Aż tak ci się podobał? - Aaron też wyglądał na szczęśliwego.
- Mówię wam, trzeba korzystać póki można. Jestem pozytywnej myśli, szczególnie, że nie zauważyłem, żeby ktokolwiek zachowywał się specjalnie podejrzanie - po jego słowach w głowie stanął mi obraz wyrwanej stronnicy. Przez myśl przeszło mi to, żeby porozmawiać z Detektywem o tym, co odkryłem, ale nie wiedziałem czy jest powód do robienia niepotrzebnego zamieszania. Nie miałem prawdziwego powodu, żeby nie ufać Elizabeth.
- Myślicie, że jutro dużo się zmieni? Może ten komunikat to taka podpucha, żeby sprawdzić naszą wytrzymałość - odezwała się Sandra.
- Znam takie zagranie drodzy Towarzysze - włączył się do rozmowy Rewolwerow, który akurat dopijał trzeci talerz zupy -  Chcą nas złamać. Chcą żebyśmy pomyśleli, że to straszne, ale po chwili doszli do wniosku, że to nie jest nic złego...
- Muszę przyznać, że mnie uspokoiłeś - odetchnęła Uwodzicielka.
- ... tylko po to żeby zaskoczyć nas tym czymś i sprowadzić na nas jedną, wielką rozpacz - dokończył.
- Ja myślę - wtrącił na głos Jacob - że nie ma powodu do paniki. Niech sytuacja sama się rozwinie, nie zakładajmy najgorszego.
- Dlaczego ktokolwiek zakłada cokolwiek takiego - do rozmowy włączyła się Alice - Przecież jesteśmy ludźmi, a nie potworami - byłem pewien, że zerknęła na chwilę w stronę Dismasa, który nic sobie z tego nie robiąc, grzebał w zębach.
- Widzisz, nie rozumiesz jak działa psychika ludzka i instynkt przetrwania - wytłumaczył rzeczowo Jacob.
- A niby jak działa?
- Teraz jesteś spokojna, czujesz się bezpiecznie, bez większej presji. Twój umysł pogodził się z tym, że jest w tym miejscu i póki, co nie ma ucieczki. Wystarczy jednak delikatny impuls, coś, co cię podłamie na duchu i będziesz chciała walczyć o swoje. Przeżyć. Przetrwać. To tylko kwestia czasu, a wtedy nie będziesz patrzyła na nas jak na ludzi, tylko jak na potencjalne ofiary i klucze, które wypuszczą cię z tego piekła. Ja nie ukrywam, że jakbym znalazł się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie to zabiłbym - po plecach przeszedł mnie dreszcz. Słowa Detektywa często miały tak mroczny wydźwięk.
- Dobrze wiedzieć - westchnęła Julia.
- Gadasz głupoty - wtrącił się Hardin, który skończył grzebać w zębach - Nie wiesz jak to jest. Nie łatwo kogoś zabić, nawet jak ta osoba na ciebie nie patrzy. Jak musiałem spojrzeć osobie, którą zabijałem w oczy to tylko wewnętrzna siła pozwalała mi zadać cios. Robiłem to wtedy dla kogoś bardzo ważnego, a nie było to dla mnie łatwe.
- Czy możemy skończyć gadać o zabijaniu? - Aktorka wyglądała na wystraszoną.
- Jestem za - włączyła się Carmen.
- Róbcie, co chcecie - powiedział Jacob wstając - Moje zdanie znacie. Zamierzam jeszcze trochę odpocząć, więc jakby ktoś mnie szukał to będę w sali zabaw.
                Odstawił tacę na bok, po czym wyszedł. Zostawił za sobą ciszę. Miałem wrażenie, że niektórzy naprawdę dziwnie się zachowywali.
- Ja idę do siebie - powiedział Raphael - Nie przepadam za siedzeniem zbyt długo, wolę wstać wcześniej. Dobranoc.
Łyżwiarz brzmiał prawie pogodnie. Jak na niego to była spora zmiana. Jadalnię opuszczali kolejni ludzie, aż w końcu zostałem w środku z Elizabeth, Dismasem oraz Yamą.
- Mogę wiedzieć, o czym mówiłeś? - zapytał Yama.
- W sensie? - Dismas zdziwił się, że słowa były skierowane do niego.
- Mówiłeś o kimś ważnym, dla kogo byłeś w stanie zabijać.
- Ach... To dłuższa historia... - jego głos ucichł.
- Przepraszam, jeżeli poruszyłem jakiś delikatny temat - Pokerzysta nieco się speszył - Po prostu strasznie interesuje mnie twoja historia i twój talent. To samo tyczy się ciebie - popatrzył na mnie.
- U mnie naprawdę nie ma nic ciekawego - powiedziałem - Po prostu mam pecha. Pech zabrał mi wszystko oprócz radości z życia. Rodzinę, dom i wszystko inne, a ostatecznie zabrał mnie tutaj.
- W moim przypadku to nie był pech tylko przeszłość - zdobył się na odwagę -  Należałem kiedyś do pewnej organizacji. Nie miałem wtedy zbytnio... tych, no... aspiracji - uderzył się parę razy w głowę żeby sobie przypomnieć słowo - Ale w moim życiu pojawił się ktoś ważny. Chciałem zmienić siebie i wszystko, i mi się udało. Tylko nie tak jak, kurwa mać, chciałem.
                Zadrżał i spuścił głowę. Nie wiedziałem jak się zachować, podobnie jak Elizabeth i Yama.
- Idę spać. Poszedłbym się napić, ale po alkoholu robię się nieprzyjemny - warknął i wyleciał z jadalni.
- Trochę mi go szkoda - powiedział Yama.
- Sam sobie wybrał taką ścieżkę - zauważyła Elizabeth.
- Prawda. Mój ojciec też sam na siebie sprowadził zagładę. Hazard - zauważył nasze zdziwione spojrzenia - Tak, tak. Mój talent ma podłoże w długach mojego ojca. Pewnie gdyby nie one, on dalej by mógł chodzić, a ja bym nie był skazany na to miejsce, bo nie byłbym tak dobry w grze.
- Nie sądziłem, że gry można się tak nauczyć - Elizabeth spoglądała w stronę czarnowłosego.
- Kluczem jest liczenie kart. Jak się ma do tego głowę, to wygrywanie staje się dużo prostsze. No i oczywiście odpowiednie umiejętności czytania ruchów ciała i kłamania - pochwalił się.
Wypiliśmy do końca ciepłą czekoladę, którą zrobiliśmy sobie do rozmowy i gdy zegarek pokazał godzinę dwudziestą Yama powiedział, że idzie odespać. Drzemka na hamaku mu pomogła, ale alkohol nie był jego mocną stroną.
- Idę spać Alan - powiedziała - A przynajmniej posiedzieć w pokoju. Widzimy się jutro?
- Jasne - uśmiechnąłem się szeroko - Dobranoc.
- Dobranoc - powiedziała, zostawiając mnie samego. Spojrzałem w stronę gablot z nożami. Wydawały się kusić swoimi smukłymi rękojeściami. Wszystkie wydawały się jednak być na miejscu.
                Nagle usłyszałem gwizdanie. Charakterystyczną piosenkę, którą słyszałem już parokrotnie na przestrzeni ostatni dni. Drzwi do jadalni się otworzyły i stanęła w nich Julia.
- Alan - powiedziała nieco zaskoczona, chociaż jej twarz tego nie przedstawiała.
- Julia, przyszłaś po coś do picia? - zagadałem.
- Tak. Lubię wypić szklankę ciepłego mleka z miodem przed snem, relaksuje mnie to - powiedziała - A ty, co tu jeszcze robisz?
- Siedzieliśmy tutaj z Yamą i Elizabeth, ale wszyscy się rozeszli, a ja tu posiedzę jeszcze... - spojrzałem na kubek z gorącą czekoladą i wskazałem palcem ile mi jej zostało - tyle.
- Ach spotkałem ją jak szła w kierunku pomieszczenia gospodarczego - powiedziała.
- Tak? - zdziwiłem się, co nie umknęło uwadze Julii - Ach, no tak mówiła, że musi wziąć stamtąd żarówkę czy coś.
Nie wyglądała jakby mi uwierzyła, ale poszła na zaplecze do kuchni i zaczęła się tam krzątać. Co ona kombinuje, zastanowiłem się, myśląc o Farmaceutce. To wszystko robiło się coraz dziwniejsze. Musiałem na nią uważać, ale zastanawiałem się czy nie przekazać informacji Detektywowi. Z drugiej strony wiedziałem, że trzymali się blisko i nie wierzyłem, żeby ktoś taki jak on został zaskoczony. To mnie trochę uspokoiło.
                Julia postawiła kubek na stół, co wyrwało mnie z rozmyślań. Myślałem, że nie będzie chciała tutaj zostać, ale wyglądała na chętną na rozmowę.
- Nie masz pojęcia jak bardzo lubię taką ciszę - zaczęła.
- Nie sądziłem, że będziesz chciała z kimkolwiek gadać. Trzymasz się na uboczu - odpowiedziałem, nieco ignorując jej słowa.
- Tak, po prostu nie lubię tłumów. Ty wydajesz się być spokojny, dlatego nie widzę problemu w delikatnym towarzystwie. Nie róbmy ze mnie wariatki, jestem tylko nieco aspołeczna - uśmiechnęła się lekko.
- Też nie lubię tłumów, chociaż chciałbym żeby nikomu się nic nie stało.
- Wiesz Alan, na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Przecież to nie jest tak, że wiesz, że coś się stanie, prawda? - jej pytanie trafiło w punkt, ale starałem się nie dać po sobie poznać.
- Nie, to po prostu zwykła obawa.
- Myślę, że jest się, o co obawiać - powiedziała - Ludzie już kombinują. Przyznam, że sama chciałam podwinąć jeden z noży dla samoobrony, ale chyba to kiepski pomysł.
- Dlatego przyszłaś tutaj sama?
- Chciałam przyjść po nóż, a głupio komukolwiek to pokazywać - powiedziała. Była niezła.
- To, dlaczego mi to mówisz? - zapytałem.
- Może chcę cię zabić?
- To nie jest zabawne - serce zabiło mi szybciej i odruchowo zacisnąłem pięść na kubku.
- Masz rację nie jest. Przepraszam - wydawała się być szczera.
Przez chwilę pogrążyliśmy się w ciszy. Nie chciałem wyjść na buraka, więc zmieniłem temat:
- Jak to jest z twoim talentem? Możesz udawać każdego?
- Tak. Podaj imię - powiedziała - Tylko ktoś w miarę znany.
- Może Rewolwerow?
- Towarzyszu Alanie Dantesonowiczu! - ryknęła z płynnym, rosyjskim akcentem - Gdyby u nas w Rosji pili jak Wy to byśmy utonęli w wódce! Weźcie łyka jak facet, a nie siorbiecie jak baba!
Parsknąłem śmiechem. Brzmiała dokładnie tak jak on.
- To niesamowite - stwierdziłem - Wolisz udawać mężczyzn, czy kobiety?
- Mężczyzn, to większa zabawa - odpowiedziała poważnym głosem Raphaela. Brzmiało to niesamowicie realistycznie. Julia pokazała mi jak naśladuje jeszcze parę osób, a ja w tym czasie dopiłem resztki czekolady. Podziękowałem jej za pokaz i ruszyłem do swojego pokoju. Po drodze nie spotkałem nikogo, chociaż pora nie była jeszcze taka późna. Wszyscy siedzieli już u siebie, albo spędzali czas w pokoju zabaw.
                W pokoju rozebrałem się i wziąłem krótką, ciepłą kąpiel. W połączeniu z wcześniej wypitą czekoladą poczułem falę błogości. Moja głowa ledwo dotknęła poduszki i już spałem.

*

Obudziłem się po usłyszeniu porannego komunikatu. Zaspany, ale też wypoczęty przeciągnąłem się i poszedłem w stronę łazienki. Umyłem zęby, załatwiłem poranne potrzeby i wziąłem prysznic. Jak zwykle po wszystkim zostało mi jeszcze parę minut do śniadania, więc bez pośpiechu ruszyłem do jadalni. Po drodze widziałem idące grupy, ale do nikogo się zbytnio nie dołączałem. Elizabeth nie rzuciła mi się nigdzie w oczy.
                Na miejscu zobaczyłem, że byli już prawie wszyscy. Ludzie nakładali sobie porcje jedzenia, a Fryzjerka wraz z Przyjaciółką podchodziły do pojedynczych osób i o czymś rozmawiały. W końcu, gdy nakładałem sobie jedzenie podeszły do mnie.
- Hej Alan - zaczęła Lily - Chciałyśmy powiedzieć, że wyprałyśmy twoje ciuchy.
- Och, dzięki - odpowiedziałem nieco zbity z tropu, stawiając na tacy ciepły napój - Miałem coś do prania?
- To chyba były ciuchy, w których tu przyjechałeś. Każdy jakieś miał - powiedziała Alice. Dziewczyny otoczyły mnie z obu stron, najwyraźniej chcąc pokazać jak ważne jest ich zajęcie.
- Okej - powiedziałem patrząc to na jedną, to na drugą. W pewnym momencie taca mi się zachwiała i zawartość kubka wylądowała na moich rękawach i połowie zawartości gabloty. Krzyknąłem i odskoczyłem, łapiąc się za ręce. Nie zalałem żadnego jedzenia, ale za to poparzyłem przedramiona. Uwaga wszystkich w jadalni skupiła się na mnie.
- Alan wszystko gra? - zapytał ktoś w tłumie.
- Jest spoko, po prostu mój pech. Przepraszam - rzuciłem nagle do Alice i Lily - Przeze mnie mogło się wam coś stać.
- No coś ty - rzuciła Alice - Nie przepraszaj, nic się nie stało.
- Powinieneś nałożyć okłady na oparzone miejsca - zaproponowała Lily.
- Ja się nim zajmę, jedźcie - Elizabeth podeszła do mnie i chwyciła za łokieć, prowadząc do kuchni. Minęliśmy gabloty i patrzącą zmartwionym wzrokiem Audrey i usiedliśmy przy jednym z blatów. Posadziła mnie na stołku i zaczęła krzątać się po pomieszczeniu, zbierając różne rzeczy. W pierwszej kolejności przyniosła mi dwa worki z lodem. Odwinęła mi rękawy, dokopując się do dwóch, czerwonych plam pokrywających część moich przedramion.
- Trzymaj aż nie znajdę reszty rzeczy – powiedziała stanowczo podbiegając do Audrey. Zapytała ją o coś, a ta wskazała jej jedną z szafek. Po chwili Elizabeth przybiegła do mnie z moździerzem i paroma grubymi listkami jakiejś rośliny.
- To aloes - wytłumaczyła - zrobimy ci z tego opatrunek to może nawet unikniesz poważniejszych powikłań. Na wieczór dorzucę ci maść z trochę wyższej półki, w pokoju mam sporo przydatnych ziół.
Nagle fakty w mojej głowie się połączyły. Elizabeth szukała informacji o uduszeniu, a w pokoju miała całą masę ziół. Czy ty planujesz kogoś otruć, zapytałem się w myślach, patrząc w jej oczy.
- Dziękuję - odpowiedziałem.
- Uważaj na siebie, tak jak to jest możliwe. Kiedyś twój pech cię zabije jak tak dalej pójdzie, a wtedy nasi serdeczni gospodarze dostaną szału - zabrzmiała dosyć ponuro.
- Wszystko dobrze cukiereczki? - Audrey oparła się o pobliski blat patrząc na nas - Do wesela się zagoi.
- Wszystko powinno być w porządku, poparzenia nie są rozległe ani poważne. Po tym, co mu przygotowałam, nie zostanie nawet ślad - odpowiedziała Farmaceutka.
- Dobrze jest mieć kogoś takiego jak ty w grupie - pochwaliła ją Audrey.
- Hej, wszystko gra? - zapytał Jacob, opierając się o jedną z gablot.
- Tak - odkrzyknęła Elizabeth.
- Musimy iść zaraz do czytelni. Pamiętajcie o tym, bo za jakieś piętnaście minut się zbieramy całą grupą.
- Okej!
                Po założeniu opatrunków z zimnego aloesu i obandażowaniu zjadłem szybko jajecznicę z trzema kanapkami i wraz z grupą ruszyliśmy na górę do czytelni, gdzie mieliśmy spotkać się z Lokajem. Trochę się obawiałem i widziałem, że nikt nie czuł się zbyt pewnie. Wczorajsze morale zdawały się być jedynie wspomnieniem. Wszyscy byli skupieni i gotowi na to, co miało przynieść ogłoszenie. Tak jak prosił nas o to Lokaj szliśmy w komplecie. Ciekawość walczyła w mojej głowie ze strachem. To był szósty dzień naszego pobytu. Nikt nie zginął i wszystko było względnie spokojne.
                Otworzyliśmy drzwi do czytelni. Przywitał nas dosyć znajomy stos ksiąg, pomiędzy którymi zazwyczaj siedział Maks. Teraz stał jednak obok Carmen i Agathy i kuśtykając szedł w stronę Lokaja. Białowłosy stanął w tym miejscu, co ostatnio, będąc plecami do głównej części czytelni i obserwując jak powoli podchodzimy. Stanęliśmy przy stołach i czekaliśmy. Obserwował nas i kiedy wszyscy byli już na swoich miejscach przemówił spokojnym głosem:
- Witam Państwa, cieszę się, że pojawiliście się w komplecie - przywitał nas pogodnym uśmiechem, który prawie przez cały czas zdobił jego twarz - To, co ogłoszę nie umili wam niestety pobytu tutaj, ale rozkaz to rozkaz, a pewne rzeczy muszą zostać zrobione.
Zrobił pauzę, ale nikt mu nie przerywał. Słusznie uznali, że nie ma to najmniejszego sensu.
- Wasze bransoletki właśnie zostały zaktualizowane o zakazy. Każda osoba dostała po jednej dodatkowej zasadzie, której musi przestrzegać. Niektóre będą bardziej przeszkadzające, drugie mniej, ale uwierzcie, że wybór został dobrze przemyślany. Osoba, która złamie zakaz, podobnie jak w przypadku złamania regulaminu zostanie surowo ukarana. Niektóre zakazy wymagają jednak natychmiastowej akcji, dlatego macie teraz godzinę czasu na przygotowanie się. Sprawdźcie czy zakazy wyświetlają się prawidłowo, a ja dam wam jeszcze moment na pytania.
                Moja bransoletka zawibrowała. Pojawił się komunikat - "Dodano zakaz.". Odetchnąłem i wcisnąłem przycisk, który wyświetlił mi rząd liter. Przeczytałem:
- Zakaz siadania w obecności innych osób - zdziwiłem się, ale po przeczytaniu jeszcze raz, zakaz wciąż brzmiał tak samo. Co to miał być za zakaz, w środku poczułem ulgę, ale też zdziwienie. Spodziewałem się czegoś, co poważnie utrudni mi życie, a nie zakazu siadania. Oczywiście mogło to być nieco męczące, ale wewnętrznie odetchnąłem. Musiałem tylko uważać, żeby odruchowo nie złamać zasad. Ludzie wokół mnie musieli trafić gorzej, bo niektórzy mieli naprawdę nietęgie miny.
- Czy w zakazie może być błąd? - zapytał Mycroft.
- Nie Panie Goldenwire. Wszystkie zakazy wyświetlają się automatycznie i poprawnie - odpowiedział spokojnie Lokaj.
- A co jeżeli ktoś nas przez przypadek wkopie i w ten sposób złamiemy zakaz? - zapytała Audrey.
- W takim wypadku może to być traktowane ulgowo, ale nic nie obiecuję. No i zapomniałbym o najważniejszym - jeżeli spróbujecie teraz ruszyć swoje bransoletki, złamać zakazy, zabezpieczenia, czy cokolwiek innego to bransoletka wypuści w wasze żyły paraliżującą masę. Nie zabije was, ale zapewniam, że to nieprzyjemne uczucie.

Ech, westchnąłem. Wiedziałem, że te zakazy sporo zmieniały. Mogły nawet popchnąć kogoś do zrobienia czegoś głupiego. Wyprostowałem się i odetchnąłem. Pobyt tutaj nabierał tempa.
----------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika

Komentarze

  1. Alan. W końcu jakaś postać, którą polubiłem bardziej! Zacznijmy więc od początku. Wszystko do momentu dojścia do jadali było w porządku, tylko potem kiedy Alice i Mycroft poszli po Olivier'a to nie było wspominane o tym, że wrócił z nimi, czyli na logikę został w pokoju. Ale dlaczego? Dobra, dalej. Potem czytelnia i relacja Alan - Elizabeth, której osobiście nie kupuję. Z jakiego powodu? Wszystko za bardzo śmierdzi mi relacją Kaede - Shuichi z Ronpy V3. Poznali się jako pierwsi, polubili się najbardziej, ufają sobie najbardziej. Mam nadzieję, że ta wyrwana strona oraz kłamstwo Farmaceutki będą czymś, co zamieni tę relację w coś o wiele bardziej ciekawszego. Gra z piciem - mistrzostwo! Uwielbiam takie sceny w których postacie nawiązują więzi między sobą, opowiadają o sobie i pokazują bardziej swoje charakterki. To gnojenie Yamy - jakby miłosierny Bóg wysłuchał modłów fandomu :Kappa: Podobała mi się również mała sprzeczka Striptizerki oraz Uwodzicielki, najbardziej obronne podejście Sandry odnośnie Lily jak taka dobra mama chroniąca swe dziecię. Kucharka nadal jest jedną z moich ulubionych postaci, bo również jest taką Mountain Mama wszystkich <3 Swoją drogą, to gwizdanie wydaje mi się niepasujące do Julii. Sama o sobie mówi jako aspołeczna i trzymająca się na uboczy, gwizdanie jednak zwraca uwagę ludzi. Totalnie ship JuliaxAlan, prove me wrong. I zakaz Alana, mimo swej prostoty, naprawdę może okazać się trudny na początku, ale przez jego pecha, kiedy np. wywali się i upadnie na tyłek, chociaż nie wiem czy Lokaj i porywacze będą to zaliczać z litości xD Tak czy siak, czekam na następny rozdział z hype'm i mam nadzieję, że szybko poznamy zakazy innych gości! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olivier został w pokoju i ponownie zasłonię się tym samym - wszystko z tą postacią się jeszcze wyjaśni ^^ Naprawdę, wydaje mi się, że wszystko ułoży się w całość. Alan i Elizabeth to na pewno nie będzie to samo, ich relacja będzie zupełnie inna, na pewno bardziej uderzająca w przyjaźń czy współpracę niż takie dziwne zauroczenie xD Motyw Farmaceutki zaplanowany i przez nią i przeze mnie, więc spoko, trust me C: Cieszę się, że drinking game się podoba! Pewnie sam twórca Yamy będzie narzekał, że trochę out of character, ale musiałem dać taką scenę C: Kucharka to chyba najcieplejsza postać z wszystkich gości. Gwizdanie będzie bardzo ważne, ale to po prostu nawyk, który będzie całkiem przydatny. JuliaxAlan, hmm... :) Zakaz Alana chyba jest najbardziej upierdliwy, ale poznacie kolejne w następnym rozdziale ^^ Zobaczycie sami.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Ow, to nawiązanie do sposobu jedzenia płatków przez Neri jest urocze ♥
    Rozdział czytało się jak zwykle świetnie, szczególnie z perspektywy mojego przeklętego ulubieńca ♥ Podoba mi się, że postacie coraz bardziej się otwierają i pokazują więcej swojego charakteru, a nawet zdradzają trochę historii. Farmaceutka rzeczywiście zachowuje się podejrzanie i mam nadzieję, że Alan, jako najbliższa jej osoba, nie ucierpi na tym zbyt szybko. Bardziej jednak martwiłabym się o Detektywa. To, co powiedział o zabiciu kogoś przy odpowiedniej okazji było całkiem ryzykowne i mogło wywołać w kimś myślenie w stylu "zabiję go, zanim on zabije mnie".
    Zakazy są naprawdę dobrym motywem, i chociaż zakaz Alana jest całkiem prosty, to łatwo o nim zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wyłapałaś <3
      Tak myślałem, że perspektywa Alana będzie taką przyjemną odskocznią. Postacie będą coraz więcej o sobie zdradzały, nawet jak ktoś jest cichy i mało o sobie mówi to nadchodzi w końcu jego perspektywa i karty się obracają. Farmaceutka zachowuje się w sumie równie perfidnie co Detektyw, tylko że w innych aspektach. Jacob to postać, która aż zaskakuje mnie jak dobrze wpasowuje się w historię i jak bardzo potrzebny jest, szczególnie na początku fabuły ^^ Nawet te słowa jego będą miały sens.
      Wiesz każdy zakaz, nawet tak prosty, daje szanse na alibi czy na rozwinięcie motywu. Można to super wykorzystać ^^

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. Z dniem opóźnienia, ale w końcu trafiłem tu. :)
    Tym razem nie mam za wiele do uczepienia się w tym rozdziale. Jedynie może czas akcji, ale to raczej była moja wina przy czytaniu. Na myśli mam, że początkowo czułem się jakby było o jeden dzień za dużo. Musiałem przejść przez tekst drugi raz co przeważnie nie bywa dla mnie konieczne i jeśli dobrze zrozumiałem, bohaterowie wstali po dwóch dniach od rozdziału 4, potem wzięli tabletki i wstali następnego dnia (wizyta w bibliotece i picie) i dopiero dzień później Lokaj przedstawił im te zakazy. Jak wspomniałem, to najprawdopodobniej tylko moja nieuwaga, ale wolę zostawić to w komentarzu tak na przyszłość, bo nigdy nie wiadomo. Z doświadczenia wiem, że rozdziały, w których opisanych jest kilka dni mogą bywać trochę mylące, więc może warto w jakiś sposób podkreślić nastanie nowego dnia w sytuacjach takich jak ten rozdział? Np. taką linijką przerwy z gwiazdką (*). Nie ukrywajmy, na blogu rozdziały przyjmują formę ściany tekstu bardziej niż na pliku w Wordzie, więc taki zabieg może czasami pomóc w czytelności.
    Następnie, muszę ponownie pochwalić za sposób wprowadzania nieufności wobec intencji postaci. Tym razem było to jeszcze bardziej widoczne niż w rozdziale, przy którym poprzednio o tym pisałem. Wiele osób zaczęło wykonywać proste akcje, które można interpretować na wiele sposobów, w tym taki, że planują coś podejrzanego. Kilka linijek zwróciło moją uwagę, ale z racji, że na discordzie rozpoczęła się gra w zgadywanie morderców/ofiar nie będę wchodził w detale, bo nie chcę dawać innym wskazówek jeśli mój tok rozumowania jest poprawny. Zdecydowanie fajniej jest dochodzić do takich spostrzeżeń samemu :P
    Swoją drogą, domyślam się, że ten zakaz, który otrzymał pechowiec był najłagodniejszym. A w każdym razie – na pewno jednym z najzabawniejszych. Może doprowadzić do wielu śmiesznych sytuacji, zwłaszcza pod względem relacji z farmaceutką. W każdym razie, skoro nie może siadać w obecności innych osób, to co z klęczeniem? Czyżbym znalazł lifehacka dla niego? :D
    Myślę, że to wszystko co mam do dodania. Dzięki za rozdział i czekam na następny. :)
    PS
    Czy mi się tylko tak wydaje, czy pod koniec coś złego zadziało się z czcionką? Ostatnie linijki wydają się niesformatowane w porównaniu co do reszty. O.o
    Plus zauważyłem, lub bynajmniej mi się tak teraz wydaje, kilka literówek, których w poprzednich rozdziałach nie rzucały mi się w oczy. Blog odmawia mi kopiowania, a jestem zbyt leniwy, żeby przepisać. Zrobić screeny i podesłać gdzieś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bohaterowie zostali uśpieni dnia trzeciego pobytu. Obudzili się dnia piątego, zjedli, wzięli tabletki i poszli spać. Dzień szósty to była czytelnia oraz sala zabaw. Dzień siódmy z rana to śniadanie i zakazy. Prawda, muszę to w takich rozdziałach trochę dokładniej zaznaczać :P Bardzo się ciesze, że duch rywalizacji został zasiany :D Ale tak, tutaj powoli klarują się intencje postaci. Każdy ma jakiś plan, każdy chce mieć jakieś zabezpieczenie. Zakaz Pechowca w sumie jest jednym z lżejszych, ale takich zwyczajnie upierdliwych ^^ Klęczenie to pewien lifehack, w sumie Alan może luźno usiąść jak "L" z Death Note i na kucaku zdobywać krzesła i podłogi :D
      O jejku rzeczywiście coś dziwacznie się przekopiowało ;o Literówki śmiało możesz podsyłać, a kopiowanie po prostu jest wyłączone, żeby ludzie nie "podkradali" z taką łatwością tekstu ^^ Chociaż osobiście po prostu teraz usiądę i tu coś poprawię, bo wygląda jakby coś źle się skopiowało. Zaraz to poprawię!

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  4. Kolejny mój spóźniony komentarz [*].
    Postaram się przejść szybko do moich przemyśleń, tak więc...
    Bardzo podobał mi się motyw ciągłych kłótni (które co jakiś czas potrafią zaistnieć z głupiego powodu, bo przecież postacie się stresują, co jest w pełni naturalne) i braku pełnego zaufania między postaciami, głównie między Elizabeth, a Alanem - podoba mi się to podwójnie, ponieważ byłem pewien, że sojusz między tą dwójką będzie albo nieskazitelny, albo przerodzi się w romans dość szybko, czego szczerze mówiąc wolałbym uniknąć. Odnośnie pomysłów na to kto jest mordercą lub ofiarą to... powstrzymam się z racji wspomnianego powodu w powyższych komentarzach.
    Możemy podejrzewać jakie mniej więcej typy zakazów mają Mycroft i Audrey, patrząc na ich pytania - ta druga prawdopodobnie ma coś podobnego do Alana, ale bardziej powiązanego z ludźmi, a Mycroft jakiś, hm, dość ciekawy na pewno zakaz, patrząc na to, że przez samego Hakera był dość specyficznie odebrany.
    Bardzo fajnie, że dodano te gwiazdki oddzielające poszczególne dni, o wiele wygodniej się to teraz czyta i łapie się w tym, który jest faktycznie dzień.
    Akcja z piciem, moje zdanie - spoczko moment. Delikatnie nie podobało mi się to, że Yama jakoś tak dziwnie szybko na raz wypruł z siebie całą informację o swojej przeszłości, ale tak na prawdę to chyba jedyny moment, który nie pasuje zbytnio z moim poglądem na postać Yamy. Jeżeli patrzy się aktualnie na jego zachowanie pod kątem, że Pokerzysta chce ich wszystkich dobrze poznać i przy tym delikatnie ignoruje swoją naturę to wszystko jest spoko, więc nie jest to jakoś out of character. Samo to, że raczej się nie kłócił, tylko pił, było raczej do niego pasujące, szczególnie, że prawdopodobnie stara się teraz utrzymać konkretny obraz siebie, o którym mówił w 2 roździale, więc tylko ta pierwsza rzecz, którą powiedziałem jakkolwiek mi przeszkadzała. A i mam wrażenie, że moment kiedy Samfu powiedział, że Yama umrze pierwszy był faktycznie w luj śmieszny, pamiętając o memach z fandomu, aczkolwiek mam też takie wrażenie, że Samfu nie miał raczej zbytnio powodu, aby zrobić coś takiego - chyba, że starał się wywołać kłótnie między nim, a Yamą, bo być może zaczęło mu na tym mocno zależeć (np.: uznałby, że Yama dziwnie się zachowuje lub coś w tym stylu). Jeżeli taki motyw by się pojawił to uznałbym, że to totalnie świetny motyw, bo wprowadziłby dynamikę do relacji między Yamą, a Samfu. A i jeszcze fakt, że Yama ma słabą głowę ma spory sens, więc przyklaskuję mocno. Cieszy mnie to, że Dismas wydaje się coraz bardziej skomplikowaną postacią, podobnie jak Jacob, którego początkowo nie trawiłem, ale teraz dostrzegam, że ma w sumie sporo wad jako człowiek, co tylko powoduje, że jego postać nabiera kolorytu. Trochę nie rozumiem tak na prawdę czemu Jacob stara się spowodować panikę (nie widzę innego wytłumaczenia na to, że mówi o zabijaniu w ten sposób jak mówi), ale pewnie dowiemy się o tym trochę później.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj, Olivier wciąż poza kadrem, trochę szkoda postaci, ale wciąż czekam na jego wielki powrót w blasku chwały, itp. itd. :v
      Elizabeth - tak jak wcześniej Bobru wspominał w komentarzach, zachowuje się dość perfidnie w stosunku do reszty grupy, co raczej łatwo nie ulega uwadze. Ale szczerze mówiąc to bardziej pasuje mi to zachowanie do Farmaceutki niż to stosunkowo przyjacielskie w pierwszym roździale. Brakowało mi tylko scenki, kiedy Alan chciałby przyjrzeć się twarzy Elizabeth podczas momentu zdejmowania przez nią maski (gdy sobie tam spokojnie jedli w stołówce) [*].
      ,, Ruszyliśmy we czwórkę, z Yamą, który opowiadał nam po drodze, jaką taktykę przyjął na automaty stojące w sali zabaw. Musiał się na tym naprawdę znać, bo mało rozumiałem z jego tłumaczeń." - przy tym momencie ostro prychłem XD.
      Jeżeli chodzi o roździał, to wydaje się nawet lepszy niż czwarty, który przypadł mi mocno do gustu. Zaczęto poruszać backstory postaci, a dodatkowo pojawiły się zakazy wraz z ciekawym motywem braku zaufania między Elizabeth, a Alanem.
      Gdy myślę o shipach, to aktualnie tak na prawdę jedynym interesującym shipem, który jakoś zaistniał, wydaje się JuliaxAlan, głównie z racji, że nie wydaje się jakoś naciągany, a dodatkowo sama scena wydawała się na prawdę klimatyczna.
      A właśnie, chciałem jeszcze wspomnieć o samym początku roździału, czyli informacji o tym, że Elizabeth nie była pierwszą postacią, którą spotkał Alan - sam szczegół (który być może będzie ważny, who knows) bardzo mi się spodobał i liczę na coraz więcej takich różnic między perspektywami postaci.

      Usuń
    2. Pojawił mi się tam błąd, mówiąc o 4 roździale, chodziło mi oczywiście o trzeci*

      Usuń
    3. Relacja Alana i Elizabeth nie będzie właśnie taką typową - jak Shuichi i Kaede. To raczej trochę bardziej skomplikowana sprawa, gdzie obie postacie będą uważnie podchodziło do siebie, być może wspólnie współpracowały, ale zaufanie zawsze będzie stało pod znakiem zapytania.
      Bardzo fajnie przemyślana analiza zakazów! Muszę przyznać, że naprawdę jesteś na dobrym tropie :D
      Tak myślałem, że nie do końca Ci się spodoba ten konkretny moment picia, ale co do momentu z Samfu to powiedzmy, że to jest character development i rozwój relacji tej dwójki ^^ A Yama pomimo swojego ciężkiego charakteru naprawdę stara się dużo dowiedzieć, a gdzie lepiej szukać informacji niż podczas pijackiej gierki?
      Dismas jest porywczy i jest dupkiem, ale nie jest złym człowiekiem. Jacob z kolei wydaje się być wyrwany z kosmosu, ale on ma dokładny plan. Jego podsycanie, jego podejście i to co robi ma konkretny cel, o którym jeszcze będzie wspominał.
      Oliviera się doczekacie, sami zobaczycie!
      Dużo wyglądało inaczej na początku, bo ludzie w panice się zachowują inaczej. Teraz już są oswojeni z sytuacją, ale po prostu momentami zestresowani. Bardziej wychodzi ich prawdziwa natura, bo w końcu ile można udawać kogoś innego? :D
      Cholerka, nie sądziłem, że aż tak Wam się spodoba ta scena w jadalni z Alanem i Julią ^^ Cieszę się, że jej nie pominąłem, tak jak to wcześniej planowałem.
      A to kogo widział Alan to akurat ważna informacja, którą zrozumiecie dopiero za jakiś czas ;)

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  5. Ale przyjemny rozdział :D Z jednej strony nie mogę się już doczekać morderstwa i muszę przyznać, że poprzednie rozdziały lekko mi się dłużyły, ale ten był inny. Ta pijacka gra to złoto, aż nieco bardziej polubiłam Samfu. No i Julia... Lubiłam ją już wcześniej, ale teraz to już ją kocham. Coś czuję, że albo to jej gwizdanie, albo zmienianie głosów odegra ważną rolę w jakiejś sprawie. Perspektywa Alana jest mega przyjemna, jak dotąd najbardziej mi się spodobała z wszystkich. Urzekł mnie od pierwszej chwili przez swój Nagito vibe xD Mają takie podobne włosy, tylko jeden ciemnie, drugi jasne i do tego jeden pechowiec, drugi szczęściarz. Ale coś czuję, że Alan tak pięknie nie wybuchnie. Chociaż kto go tam wie xD A co do Elizabeth, zastanawiam się, jaką rolę odegra przy pierwszej sprawie. Wątpię, żeby morderca był tak prosto podany, ale podejrzewam, że (może przez zeznania Alana albo jakiś udział) zostanie oskarżona. Zakazy są mega ciekawym motywem. Wyobrażam sobie sytuację, w której wszyscy są przekonani, że już znają sprawcę, wszystko układa się w logiczną całość, a tu nagle oskarżony mówi o swoim zakazie, który niszczy ich wersję wydarzeń

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z takim talentem aż prosi się o to, żeby w którymś procesie to wykorzystać :D Alan w sumie jest postacią, która bardzo przyjemnie mi się pisało. Lekko z wczuciem, mój styl bycia. Co do procesów mam nadzieję, że będę w stanie zaskoczyć w wielu momentach ^^
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  6. Perspektywa Alana jest cudowna! Pomijając jednak moją miłość do niego, ten rozdział wywołał trochę pytań.
    Czy ten krzyż i broszury w jego pokoju to naprawdę wina pecha? Może za tym kryje się coś więcej. Przecież Lokaj stworzył pokoje pasujące do ich właścicieli. Pewnie to nie jest ważne, a ja tylko szukam dziury w całym.
    Drugą rzeczą jest zachowanie Elizabeth. Jestem na sto procent przekonana, że nie będzie mordercą, a przynajmniej nie w tym rozdziale. Dlaczego? A dlatego, że zabójcze gry nigdy nie są aż tak oczywiste. Pewnie będzie podejrzana przez jakiś czas, ale wątpię, żeby okazała się być sprawcą.
    I trzecia sprawa, które w zasadzie troszkę mnie bawi. Czy Alice jest wyzwalaczem jego pecha? XD Tylko się pojawiła, a taca z kieliszkami poszła... Podczas śniadania też mleko się wylało. Wychodzi na to, że coś w niej budzi do życia uśpiony w tych hotelu pech Alana. I teraz to jest zabawne.

    Zakaz Alana jest... Też zabawny. Choć wystarczy chwila zapomnienia i po chłopaku.
    Nie wiem jednak, czy tym razem nie miał szczęścia. Idę o zakład, że niektórzy będą mieli koszmar.

    Jeszcze nie ma ofiary ani śledztwa, ale na ślepo dam moje typy na mordercę lub ofiarę.

    Morderca - Julia (nie wiem dlaczego, ale ma w sobie coś niesamowicie chłodnego i być może pod naciskiem zabije),
    Ethan - chyba dlatego, że to półgłówek, który na pewno będzie chciał ratować się za wszelką cenę.

    Ofiary
    Lili - jest młoda i naiwna. Wydaje się być bardzo łatwym celem.
    Łyżwiarz - wydaje mi się, że może szybko się złamać i po prostu stracić czujność

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dużo ciekawych spostrzeżeń :D Nie skomentuje ich, dla dobra zabawy, ale myślę, że warto je sobie zapamiętać (zarówno typy, jak i to co zostało napisane względem Elizabeth czy Alana/Alice) i po czasie zrównać z wydarzeniami ^^ Zawsze uwielbiałem tak śledzić zabójcze gry na swoim kanale i potem patrzeć jakimi teoriami rzucałem i jak prawidłowe się one okazały.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń

Prześlij komentarz