Epizod X - Rozdział 82: Na skraju (Olivier Naess)
Epizod X: 72 godziny
Witamy Was serdecznie w dziesiątym, ostatnim już epizodzie Peccatorum. Jak widzicie, nie doświadczyliście miesięcznej przerwy, ponieważ projekt jest już naprawdę blisko końca, więc uznaliśmy, że przy pozostałej liczbie rozdziałów, którą można policzyć na palcach jednej reki, przy okazji pamiętając o tym, że to będą rozdziały dosyć krótkie, które zwiążą wszystkie liny fabuły w jeden supeł, więc zostało naprawdę niewiele do opowiedzenia. Kolejne rozdziały postaramy się wrzucać w najbliższych dniach i jest to prawie pewne, że w tym miesiącu zamkniemy pierwszą część projektu. Od razu zaznaczamy, że po ostatnim rozdziale pojawi się jeszcze EPILOG + swoiste Q&A, gdzie postaramy się Wam wypisać wiele smaczków, które mogły umknąć, a także odpowiemy na pytania, które zapewne pojawią się po publikacji tego epilogu. Co do drugiej części projektu... to historia na inny post, ale na pewno wszystko Wam rozpiszemy. Póki co, trzymajcie się mocno, bo zaczynamy pierwszy rozdział końca tej opowieści! Miłej lektury!
Rozdział 82: Na skraju (Olivier Naess)
Jeszcze
nigdy nie czułem takiego wyczerpania, jak teraz. Wyjście z dziwacznych
sarkofagów przyniosło mi ulgę, ale to, co się stało z Julią i koniec rozprawy,
wykończyły mnie psychicznie. Byłem u kresu sił, a wiedziałem, że zostały
tylko cztery dni, na dokończenie wszystkiego i na zamknięcie tego epizodu
życia. Julia mocno dostała. Na ten moment była nieprzytomna. Nie zwracałem
nawet za bardzo uwagi, na egzekucję Mycrofta i tak była bardzo przyspieszona,
wyglądała jakby normalnie trwała godzinami. Aaron stał, ciężko opierając się o
laskę. Dalej patrzył w kierunku czarnej zasłony, za która zniknął Mycroft. Na
jego twarzy nie było widać triumfu, raczej głęboką zadumę.
- Możemy już stąd
wyjść? Naprawdę kiepsko z nią, jak nie chcecie mieć kolejnego trupa, to… - Elizabeth
próbowała ją podnieść.
- Pozostaje jeszcze
kwestia kary… - zaczął Bobru.
- Sora, uwolnij ich – rozkazała
Neri. Nie byłem pewien, co to znaczyło, ale nagle usłyszałem kliknięcie, z
okolic mojego nadgarstka. Spojrzałem na bransoletkę, która znacznie się
poluzowała – Od teraz zostały nam cztery
dni na ustalenie tego, na czym stoimy. Planujemy poważną rozmowę z wami,
prawdopodobnie za trzy dni, ostatniego dnia przed podjęciem decyzji.
Wykorzystajcie ten czas na przygotowanie się i relaks. Musicie być w pełni sił,
a uwierzcie, że nic z naszej strony wam nie zagrozi.
Rzeczywiście mogliśmy je zdjąć. Zakazy już nas nie
obejmowały. Teoretycznie ktoś mógł teraz popełnić masowe morderstwo, albo
spróbować zniszczyć to miejsce, ale kto mógłby? Aaron, który właśnie stracił
Carmen oraz… Mycrofta? Nie byłem pewien, czy ta zmiana go rzeczywiście zabolała
i jak ostatecznie wyglądała ich relacja. Podejrzewałem, że nigdy się tego
nie dowiem.
- Pomogę pani – zaproponował
Lokaj, unosząc ciało Julii – Spotkamy się
w przychodni.
- To koniec procesu.
Dochodzi 20, więc proponuję, żebyście poszli coś zjeść. Elizabeth, Lokaj zajmie
się Julią najlepiej jak potrafi. Odpocznij i zaufaj nam – ogłosił Bobru.
Nie
mieliśmy zbytnio siły, żeby zadawać kolejne pytania, albo się wykłócać. Nawet
Elizabeth wydawała się być zmęczona. Wyszliśmy w trójkę, zostawiając Julię w
rękach Porywaczy. Musieliśmy w końcu coś zjeść. Przeszliśmy przez pomieszczenie
z dowodami i podążyliśmy do windy. Wcisnąłem przycisk, który miał nas wysłać z
powrotem do kwadratu mieszkalnego. Elizabeth stanęła po drugiej stronie, a po
środku nas Aaron. Poczułem ogromne wyrzuty sumienia. Widziałem jego smutek,
czułem jak wylewa się z niego, jak wizje, które widziałem podczas malowania.
Czasami emocje po prostu potrafiły wylać się z obiektu i zalać okoliczny świat,
tymczasowo zmieniając go.
- Aaron, może dam ci
coś na uspokojenie?
- Niczego nie chcę – powiedział
nieobecnym wzorkiem – Po prostu muszę coś
zjeść i porządnie się wyspać.
Przeszliśmy przez hol i dotarliśmy do jadalni, gdzie czekały
na nas różne pyszności. Nałożyłem sobie po trochę wszystkiego, nie wiedziałem
nawet skąd mam taki apetyt, ale moje ciało tego potrzebowało. Usiedliśmy i
przez dobry moment towarzyszyły nam jedynie dźwięki jedzenia i sztućców.
- Myślę, że powinniśmy
mocno odpocząć. Nie wiem jak wiele informacji jeszcze kryje się w tym miejscu,
ale jedyne, czego możemy spróbować to dostanie się do tajnego pomieszczenia – zaproponowała
Elizabeth, zerkając co jakiś czas na Aarona, który patrzył nieobecnym wzrokiem
na swój kubek – Teraz kiedy nie mamy
zakazów, Julia może spróbować użyć czyjego głosu. Przy odrobinie szczęścia tam
po prostu wejdziemy. Oczywiście jak stanie na nogi.
- Nie mów tak – poprosiłem
– Jest twarda. Wytrzyma.
- Wybaczcie, ale mam
dość na dziś. Jutro się w jakiś sposób spotykamy? Zresztą, jak coś to się
znajdziemy…
Aaron
wstał ciężko bez laski, po czym widząc, że nie przychodzi mu to z łatwością,
podparł się i poczłapał w stronę wyjścia. Po chwili zostaliśmy sami.
- Nie wiem czy
zrobiliśmy dobrze… - zacząłem.
- Teraz to i ja nie
wiem. To była najmniej etyczna rzecz jaką zrobiłam w życiu. Czuję się źle ze
sobą, Olivier.
- Carmen była mocno
chora, prawda?
- To nie zmienia tego,
że była człowiekiem, a my ją poświęciliśmy – stwierdziła, zakładając maskę
po posiłku – Jeżeli Aaron się dowie… Nie
wiem jak to przyjmie. Dlatego trzeba się upewnić, że przez najbliższe trzy dni
nikt nie puści pary z ust. Jestem kiepska w kłamaniu, więc po prostu będę go
unikać, ale ty i Julia… Uważajcie.
- Nie chcę, żeby
wszystko popsuło się tuż przed końcem – westchnąłem. Ktoś musiał zginąć,
ale teraz byliśmy bezpieczni. Czułem, że mogłem zasnąć nawet na środku jadalni,
a i tak nic by mi się nie stało. Mimo tego, wstałem, pożegnałem się z Elizabeth
i poszedłem do swojego pokoju.
Na
miejscu, zamknąłem dobrze drzwi i zacząłem od kąpieli. Miałem wyjątkową ochotę
pogrzać się w wannie. Następnie usiadłem przed obrazem, który zacząłem jakiś
czas temu. Sam nie wiedziałem, co z niego wyjdzie, ale wszystko wskazywało na
to, że nie zdążę go dokończyć przed opuszczeniem tego miejsca. Położyłem się na
łóżku. Materac prawie mnie pochłonął. Spięte po całym dniu mięśnie, rozluźniły
się, wysyłając falę specyficznego bólu przez całe moje ciało. Po chwili poczułem
ulgę. Przygasiłem światła, pozostawiając przyjemny półmrok. Mój umysł zaczął
się powoli wyłączać, czułem jak otacza mnie gęsta mgła. W mojej głowie pojawiła
się Julia. Miałem nadzieję, że nic jej się nie stanie przez to, co zrobiła na
sali rozpraw. Bez wątpienia przyczyniła się do znalezienia Mycrofta, ale
zapłaciła za to dużą cenę. Wyładowania, które przechodziły przez ciało z taką
mocą, mogły coś uszkodzić, ona już przedtem była w złym stanie. Aaron miał
poważny uraz nogi, co jeżeli Julii też się coś stanie? A może się nie obudzi?
Nie, nie mogłem poddać się takim myślom. Jutro
wszystkiego się dowiem, obiecałem sobie. Moja głowa wydawała się być
znacznie czystsza odkąd nie był truta gazem. Wizje również zniknęły. Nadszedł czas na odpoczynek, pomyślałem
po czym zamknąłem oczy i bardzo szybko zasnąłem.
*
Kolejny
dzień minął bardzo szybko i grupowo zadecydowaliśmy, że powinniśmy go spędzić
na odpoczynku. Julia się obudziła, ale była mocno osłabiona. Wyładowania nie
spowodowały u niej żadnego trwałego urazu, jedynie powierzchowne oparzenia.
Mówiła, że czuje się stabilnie, więc to mnie trochę uspokoiło. Elizabeth miała
paskudny humor. Czułem, że wewnętrznie zjadają ją wyrzuty sumienia, ale nie
mogłem nic na to poradzić, bo sam nie czułem się dobrze. Aaron nie wykazywał
jakichkolwiek oznak tego, że coś podejrzewa. Z samego procesu ciężko było
wywnioskować, kto mógł pomagać Mycroftowi, a czas na śledztwo również miał
ograniczony, szczególnie sam. Brakowało mi Carmen, jednak wiedziałem, że
poświęcenie jej było najbardziej słusznym wyborem. Właściwie każdy z nas,
oprócz Julii, miał z nią jakąś większą historię. Kiedy byłem jeszcze sobą i nie
potrafiłem mówić, to ona i Agatha, pomagały mi zostawić jakikolwiek ślad po
sobie. Czułem, że bez nich, byłbym całkowicie niewidzialny dla większości
gości.
Na
obiedzie byłem sam. Zdecydowałem, że w wolnym czasie przejdę się na basen.
Miałem ochotę spędzić trochę czasu w wodzie. Oczywiście po drodze nikogo nie
widziałem. Chodzenie po tak pustym budynku sprawiało, że czułem mieszankę
spokoju oraz przerażenia. Kiedy to wszystko się zaczęło, ciężko było znaleźć
miejsce dla siebie. Mieliśmy dostęp do kilku pięter i 22 osoby, które trzymały
się razem. Jak wiele osób zginęło, pozostawiając coraz większy krater, w coraz
bardziej rozbudowanym hotelu? Chciałem się dowiedzieć więcej o tym miejscu,
miałem nadzieję, że za trzy dni dowiem się o wszystkim. Tylko czy spodoba mi
się ta wiedza? Wtedy nie będzie już odwrotu, nie wierzyłem, żeby Porywacze nas
wypuścili. Nie było przed nimi ucieczki, wiedział to każdy, kto spotkał ich na
swojej drodze.
Wieczór
spędziłem w przychodni z Julią. W końcu mogłem z nią porozmawiać.
- Jak się czujesz?
- Średnio – odpowiedziała
– Ale jutro muszę być na nogach. Poproszę
Elizabeth o jakieś środki przeciwbólowe i zadziałamy.
- To znaczy? – nie
byłem pewien o czym ona mówi.
- Tajny pokój,
Olivier. Musimy tam wejść. Dzisiaj jeszcze odpocznę, ale zostało nam jutro i
pojutrze czeka nas ostateczne starcie. Jestem bardzo ciekawa, co z tego
wyniknie.
- W sumie wydaję mi się,
że to dziwne. Przecież oni wiedzą, że tam wejdziemy. Może to pułapka?
- Teraz nie mamy nic
do stracenia. Musimy działać, mieć jak najszerszy obraz sytuacji. Jeżeli w tym
pomieszczeniu jest coś, co nam pomoże, to musimy z tego skorzystać.
W jej słowach słychać było, coś, co określiłbym jako
szaleństwo, ale ciężko nie przyznać jej racji. Zostały trzy dni. Nie mogliśmy
przeoczyć takiego miejsca, skoro Porywacze ewidentnie coś tam ukrywali. Co to
mogło być? Po prostu ich biuro? Może coś bardziej złożonego? Nie wierzyłem,
żeby to było pierwsze lepsze pomieszczenie, które kompletnie nic nie wnosiło.
Tam musiało się coś dziać. Musieliśmy się tego dowiedzieć.
- Co z Aaronem? – zapytała
nagle, przerywając panującą ciszę.
- Niczego nie
podejrzewa. Myślę, że przetrwamy ten okres, ale wszystko zależy od tego, co
stanie się za trzy dni. Jak będzie wtedy wyglądało nasze życie. On jest teraz w
mrocznym miejscu, chociaż nie chce się do tego przyznać. Widać to po jego
zachowaniu.
- Uważaj na siebie.
Teraz nie ma tutaj zasad. Wątpię, żeby wykonał ruch, ale musisz mieć się na
baczności, Olivier.
- Myślisz, że mógłby
mi zrobić krzywdę?
- Nie mam pojęcia, a
to powinno być wystarczającym ostrzeżeniem.
Miała
rację. Aaron Masayoshi znajdował się teraz w naprawdę ciężkiej sytuacji. Mógł
nie myśleć jasno, szczególnie jakby dowiedział się, że go zdradziliśmy. Nie
dało się tego inaczej nazwać. Nawet Elizabeth brała w tym udział. Dlatego,
jakkolwiek złe to nie było, musieliśmy milczeć. Dla dobra ogółu. Być może
byliśmy wybrańcami ludzkości, którzy uratują świat za cenę tej zdrady. Nie
byłem pewien, czy to tylko moje sumienie próbowało usprawiedliwić zły uczynek,
czy rzeczywiście tak czułem.
- Będę uważał – obiecałem
– Potrzebujesz czegoś?
- Nie. Elizabeth
dobrze się mną opiekuje. Wracaj do pokoju Olivier. Jutro spotkamy się na
śniadaniu i pójdziemy tam we czwórkę.
- Jak przekażesz to
Aaronowi?
- Poproszę Elizabeth.
Aaron ją lubi.
To brzmiało strasznie. Knuliśmy, jak ci najgorsi, ale jaki
mieliśmy wybór?
Pożegnałem
się z Julią i ruszyłem prosto do swojego pokoju. Nie spotkałem nikogo po
drodze. Zastanawiałem się, co robił teraz Informatyk. W środku zastawiłem
szafką tajemne przejście, w obawie, że ktoś spróbuje w ten sposób mnie
zajść. Wieczór spędziłem na przeglądaniu swoich notatek, chociaż czytanie
kolejny raz o tym samym było niesamowicie monotonne. Nigdy nie lubiłem się
uczyć, a to aż zanadto przypominało tą czynność. Wciąż pozostawały niewiadome i
nie wierzyłem, że wszystko się rozwiążę. Ile informacji można było wyciągnąć z jednego
pomieszczenia? Dzień spędzony na odpoczynku zaskakująco mnie pokrzepił.
Zregenerowałem się i czułem stabilnie, przynajmniej fizycznie. Położyłem się na
łóżku i myśląc o przyszłości ułożyłem się do snu. Oby nie stało się nic złego, pomyślałem, zamykając oczy.
*
Obudziło
mnie pukanie do drzwi. Właściwie bardziej brzmiało to jakby ktoś w nie uderzał.
Zerwałem się, a serce zabiło mi szybciej. Była 8:30. Przespałem poranny
komunikat Lokaja, a może takie komunikaty już się nie zdarzały? Ostatnio mój
sen był nieporównywalnie lepszy. Rzeczywiście dawał mi ulgę. Podniosłem się i
podbiegłem do drzwi, stając przed realnym dylematem – otwierać czy nie? Kto to
mógł być o takiej godzinie? Porywacze mogli tu wejść bez pukania, Julia z
pewnością jeszcze była w przychodni. Elizabeth lub… Aaron.
- Witaj Olivier –
przywitał mnie, opierając laskę o ścianę – Musisz
gdzieś ze mną pójść.
- Co się stało? – zapytałem
zaspany – C-coś z Julią?
- Nic jej się nie
stało. Spotkamy się z nią na śniadaniu. Była u mnie Elizabeth i mówiła, że we
czwórkę spróbujemy dostać się do tajnego pomieszczenia.
- Więc…
- Chcę ci coś pokazać
– powiedział twardo.
- P-poczekaj chwilkę –
poprosiłem i zacząłem się ubierać. Dwie minuty później byłem gotowy.
Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyliśmy razem w stronę windy.
- Czemu jesteś taki
spięty? – zapytał mnie po wciśnięciu przycisku.
- Ostatnia
atmosf-sfera mi nie służy – przyznałem zgodnie z prawdą, a przynajmniej jej
częścią.
- Nikomu nie służy,
Olivier. Ale za dwa dni będzie wolni. Koniec z tą chorą grą i walką o życie.
Staniemy się czymś więcej.
Nie
potrafiłem na to odpowiedzieć, więc po prostu wsiadłem do windy. Jeżeli Aaron
chciał mi zrobić krzywdę, to nie mogłem zrobić niczego, żeby temu zapobiec. Czy
był w stanie? Informatyk wybrał deptak. Co chciał mi tam pokazać? Musiałem
przyznać, że byłem cholernie ciekawy. Dojechaliśmy na miejsce i zauważyłem, że
zdejmuje buty. Poszedłem w jego ślady, po czym razem ruszyliśmy trawą, w stronę
parku. Ziemia zdawała się emanować energią, a słońce było niczym gigantyczna
ładowarka, dając siłę do życia. Odetchnąłem głęboko. Szliśmy tak przez dobre
parę minut w milczeniu, gdy nagle, pośród drzew, zauważyłem coś. Początkowo
przypominało to kopiec, ale po tym jak bliżej podszedłem, zauważyłem, że to był
raczej…
- Grób. Porywacze tak
chcieli uczcić pamięć Carmen – powiedział, stając i opierając się wygodnie
o laskę.
Wokół
kryształowej trumny kwitły kwiaty, tworząc przecudowne kombinacje
kolorystyczne. To miejsce mogłoby być centrum tego deptaka, wyglądało jak jego serce.
Za pokrywą nie było widać niczego, podejrzewałem, że to miejsce ma raczej
znaczenie symboliczne, ale poczułem się tutaj dziwnie. Zupełnie jakbym
odwiedzał grób kogoś, kto był dla mnie bardzo ważny.
- Dlaczego mnie tu
przyprowadziłeś Aaron?
- Wiesz jaki miałem
zakaz Olivier? Nie mogłem wyznać nikomu swoich uczuć. Nie było to takie złe, bo
nie wiedziałem, co czułem, a może nawet nie chciałem zaakceptować tego, że coś
czuję. Przeszedłem w życiu dużo zawodów, kiedy Carmen zginęła – wskazał na
grobowiec – zrozumiałem, że może jestem
stworzony do czegoś innego. Od początku w tym hotelu każdy próbował przeżyć na
własną rękę. Musiało zginąć tyle osób, żebyśmy zrozumieli, że nigdy nie
chodziło o żadnego z nas, a o grupę… Ja starałem się trochę wcześniej, ale nie
będę się usprawiedliwiał, nie o to chodzi. Teraz jednak zrobię wszystko, żeby
wyciągnąć stąd każdą żywą osobę. Bez względu na wszystko. Przez długi czas
popełniałem błąd obwiniania się i zbytniego myślenia o wszystkim. Teraz już nie
próbuję wszystkiego połączyć, po prostu wysuwam proste wnioski i łącze fakty.
Do czego zmierzał? Znowu zapadła cisza. Bałem się ją
przerwać.
- Pytasz dlaczego cię
tu zaprowadziłem… Carmen pozwoliła mi się uspokoić. Nawet teraz, kiedy jej tu
nie ma, czuję, że ona obserwuje. Nie chciałaby zobaczyć znowu tej mrocznej
strony, którą poznała aż za dobrze – często gubił wątek. Chociaż wydawał
się być spokojny, widziałem jak zacisnął pięść na lasce. Był wściekły – Dlatego jesteśmy tutaj. Bo w tym miejscu
będę w stanie ci wybaczyć zdradę i nie zabiję na miejscu. Nie chcę znać
szczegółów i twoich motywacji. Nie chcę wiedzieć czy Elizabeth i Julia o tym
wiedziały. Nie chcę już nigdy o tym słyszeć. Pomogę wam i wyjdziemy stąd we
czwórkę, ale możecie być pewni jednego – nigdy wam tego nie zapomnę.
Przeszły
mnie dreszcze. Aaron nie patrzył na mnie, po prostu obserwował grób ukochanej.
Nie miałem wyboru, stałem tam wraz z nim. Bałem się, czując tez spokój.
Staliśmy tak przed naprawdę długi czas. W końcu Aaron ruszył w stronę wyjścia
zostawiając mnie samego. Upadłem na kolana. Nie zabiłem, a czułem się z tym
gorzej niż morderca. Czy tak miało wyglądać teraz moje życie. Spojrzałem na
grób. Carmen zapłaciła cenę za nas wszystkich. To my ją zabiliśmy. To była
nasza wina. Pozbierałem się i poszedłem w stronę wyjścia. Aaron skojarzył
fakty. Może Mycroft mu coś powiedział przed śmiercią? A może on sam po prostu
połączył sznurki? Tego nie wiedziałem. Nałożyłem buty i ruszyłem w kierunku
jadalni. Gdy wszedłem, była tam już pozostała trójka. Jedli w milczeniu.
Podszedłem do lady i nałożyłem sobie trochę czegoś, co wyglądało jak sałatka
owocowa, ale nie byłem głodny. Żołądek dalej zaciskał się nerwowo.
Zjedliśmy,
dalej nic do siebie nie mówiąc. Dopiero po odłożeniu talerzy mogliśmy coś
ustalić.
- Jutro wszystko się
rozwiążę – zaczęła Julia – Zostało
nam tylko jedne pomieszczenie do sprawdzenia, a potem będziemy musieli podjąć
decyzję.
- Czy ona już nie jest
podjęta? Co musiałoby być w tym pokoju, żebyś zmieniła obóz, Julia? – w spokojnym
głosie Aarona dało się usłyszeć agresję. Była zakamuflowana, ale widoczna.
- Nie zmieniamy planu,
chodzi raczej o to, jak to zrobimy.
- Masz problem z
podejmowaniem decyzji? Czy prąd wypalił z ciebie zdolność logicznego myślenia?
Wszystko zostało już ustalone. Cokolwiek znajdziemy, nie zmieni obrazu całości.
Przestańcie w końcu wszystko analizować i elitaryzować się, jakbyście należeli
do cholernego sekretnego klubu. Skorzystajcie z dobrobytu tego miejsca,
odpocznijcie, na pewno było wam ciężko w waszych sarkofagach podczas procesu,
ale przestańcie kombinować. Tutaj nie ma już żadnej pułapki czy haczyka.
Wystarczy, że przetrwamy do jutra, chyba nikt z was nie ma morderczych planów,
co?
Nikt
nie był w stanie mu odpowiedzieć. Widziałem jak jej usta delikatnie się
poruszają, jakby składała się do powiedzenia czegoś, ale na tym się skończyło.
- Nie musisz wylewać
na nas swojej frustracji, Aaron – zaczęła Elizabeth – Każdy z nas ma już dość. Przeżyliśmy wystarczająco. Być może ty
przeżyłeś najwięcej z nas, a może to był Olivier albo Julia, ale nie zmienia to
faktu, że jutro się to skończy. Więc przestań być dupkiem. Chociaż na te
pozostałe, niecałe 48 godzin.
Aaron sapnął i zastukał dwa razy laską o podłogę.
- Możemy już iść?
Jestem naprawdę zmęczony.
Podnieśliśmy się, zostawiając naczynia na stole. Dojście na
miejsce zajęło nam pięć minut. Przejście było już odkryte, nie pasowało do
czystego i białego laboratorium. Przeszliśmy przez korytarz i stanęliśmy
przed ciężkimi, metalowymi drzwiami i panelem.
- Co teraz? – zapytałem
– Co robimy?
- Myślę, że będę
musiała użyć głosu Lokaja lub kogoś któregoś z Duchów. Kiedy my rozmawiamy to
panel się nawet nie świeci. Myślę, że aktywuje go jakiś inny głos albo coś
zupełnie innego – wytłumaczyła Julia. W tym samym czasie Aaron podszedł i
spróbował pchnąć drzwi, ale te nawet nie drgnęły.
- Naprawdę sprawdziłeś
czy się po prostu nie otwierają? – zapytała Elizabeth.
- Nie rozumiem po co
te podchody, jak mają odpowiedzieć na nasze pytania – powiedział.
- Dobra, uciszcie się
teraz – poprosiła Julia. Przerażało to jak bardzo nie istniały pomiędzy
nami morale.
Julia
nachyliła się przy panelu i przytrzymała swój brzuch. Przeszła ostatnio tak
wiele… byłem zaskoczony, że wciąż umiała używać swojego daru. Jej ciało musiało
być w fatalnym stanie. Julia jednak się nie poddawała. Odcharknęła i pociągnęła
nosem parę razy, po czym przemówiła. Zawsze czułem niepokój, kiedy słyszałem
cudzy głos z jej ust.
- Otwórz drzwi – idealnie imitowała ten delikatny, melodyjny głos.
- System
identyfikacji głosowej: Próbka głosu - identyfikacja - powiedział
automatycznie wygenerowany głos.
Julia przez
moment się zastanawiała.
- Zidentyfikuj głos
i otwórz drzwi – powtórzyła głosem Lokaja.
Panel
zaświecił się na zielono i pojawił się na nim symbol ładowania.
- Analiza próbki głosu
w toku... – panel
zaświecił się dodatkowo - Głos
zidentyfikowany: Sora.
Drzwi ruszyły się i zaczęły
powoli otwierać. Zobaczyłem całe mnóstwo zielonego, wręcz oślepiającego
światła. Weszliśmy ostrożnie do środka – Aaron przodem, a my za nim. Znaleźliśmy
się w niedużym, gustownie umeblowanym pomieszczeniu. Fotele, stoliki i krzesła
były ciasno upchane obok siebie po prawej stronie od wejścia, ale aktualnie nie
były przez nikogo zajęte. W oczy bardziej rzucała się lewa część tego miejsca. Stały
tam ogromne tuby, podświetlone na zielono. To one dawały światło dla całego
pomieszczenia i tworzyły tą tajemniczą zieloną poświatę. Świeciły tak mocno, że
nie dało się im dłużej przyglądać. Całość wyglądała dosyć upiornie.
- I to wszystko? – zdenerwowała się
Julia – Kryjówka i parę zbiorników?
Nagle
usłyszeliśmy jak coś uderza o podłogę. Laska wypadła Aaronowi z rąk. On stał i
patrzył nieruchomo na zbiorniki. Wtedy też to zauważyłem. Wziąłem głęboki
oddech. Po chwili dołączyły do nas Elizabeth oraz Julia.
Zbiorników musiało być około
trzydziestu, niektóre były puste, ale nie to przykuło naszą uwagę. Interesowały
nas kolejne rzędy, które były przysłonięte przez te puste i bardziej świecące.
Rzędy nieco bardziej wygaszonych zbiorników, które znajdowały się około pół metra
za tymi pierwszymi. Wszystko było upchane, przypominało mi to moją niedużą
spiżarnię w piwnicy, gdzie trzymałem przetwory. Nie wiem skąd tak losowa myśl
pojawiła się w mojej głowie, ale może to natychmiastowa reakcja obronna
organizmu, na to, co zobaczyłem. Byli tam. Zatopieni w dziwnej mazi i
podłączeni do okablowania. Mordercy i ich ofiary. 17 osób, które jeszcze
niedawno stały obok nas. Aaron podszedł do tego, w którym dryfowało spokojnie
ciało Carmen. Przytulił czoło do szyby, a my dalej staliśmy w miejscu,
sparaliżowani tym, co zobaczyliśmy.
-----------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Mikołaj G.
A więc Dantes umarł wtedy QQ.
OdpowiedzUsuńCiekawe czy będzie sprzeciw ze względu na brak ciała Mycrofta. W sumie to nie wiemy, czy porywacze powiedzą prawdę na jego temat. Nie mam wiele do dodania, czekam na dalszy rozwój sytuacji. Pozdrawiam z e-wykładu i miłego dnia życzę.
W sumie dalej nie zostało powiedziane którego ciała brakuje, no i oczywiście to może mieć związek również z ciałem Wendy, które zostało trochę uszkodzone. Ale to zobaczycie za dwa rozdziały.
UsuńO Mycrofcie jeszcze parę słów na pewno będzie. Był motyw, który nie został rozwiązany- Mycroft był z Wendy na basenie i rozmawiał z Lokajem w szatniach (nie powiedział Wendy o tym, tylko skłamał). Czytając jego ostatni rozdział można było tego nie poczuć, bo wskazówki były bardzo subtelne, ale to też jeszcze będzie miało znaczenie.
Dzięki za komentarz i powodzenia na e-wykładach!
Tak blisko a jednak tak daleko. W perspektywie informatyka było widać że wszyscy coś knują, przez co myślałem że wszyscy brali w tym udział trochę bardziej niż tak jak jest naprawdę. Jednak jeśli te wizje były spowodowane przez hakera to kim była ta osoba na deptaku (chyba to była dziewczyna w białym kombinezonie, nie pamiętam), którą zobaczyła florystka? Biały kombinezon może wskazywać na jakiegoś naukowca, lub astronautę. Jeśli chodzi o hakera to zajmuje 2 miejsce w rankingu, jako najlepiej napisany z wszystkich głónych bohaterów, oraz jako 5 najlepszy antagonista.
OdpowiedzUsuńProwadzisz własny ranking? Mógłbyś go wkleić? Chętnie bym go obejrzał.
UsuńWątek dziewczyny na pewno się jeszcze pojawi. Ba, powiem, że jest dosyć kluczowy i jego zaczątek pojawi się pod koniec tej części, bo chociaż Carmen wtedy była w filtrze percepcji to jednak ona postrzegała wszystko trochę inaczej i potrafiła przejść przez to pole i znaleźć się w miejscu, w którym nie powinna (pamiętacie nerwy Lokaja jak zobaczył kwiat zerwany w tamtym miejscu?). Haker w sumie przeszedł bardzo ciekawą drogę jako postać nawet w planach. Więcej o tym w specjalnym rozdziale z małymi odpowiedziami na wiele pytań, które mogą pozostać po przeczytaniu i zebraniu najważniejszych faktów.
UsuńDzięki za komentarz!
Mikołaj co do rankingu trochę jeszcze za szybko. Jeszcze wszystko może się wydarzyć np. jeśli pechowcowi/ofierze coś się stało to farmaceutka może zachować się w różny sposób, mogła by oszaleć jak twórczyni zabawek.
Usuń