Epizod IX - Rozdział 76 - Ostatnia Przeszkoda (Mycroft Goldenwire)


Epizod IX: Ty i ja

Witamy serdecznie po nieco dłuższej przerwie! Dziękujemy za cierpliwość, prace nad IX epizodem były wyjątkowo ciężkie - sporo wątków do połączenia, masa obowiązków w życiu prawdziwym, nawet teraz nie jesteśmy do końca pewni czy nie potrzebujemy paru dodatkowych dni na dokończenie pisania kolejnego rozdziału... Mimo to dzisiaj zaczynamy ten epizod i mamy nadzieję, że uda się nam go odpowiednio poprowadzić i dokończyć. Oczywiście jesteśmy zbyt daleko w historii żeby było spokojnie, także czeka Was naprawdę sporo. Zapraszamy do lektury ostatnich rozdziałów Peccatorum!

Rozdział 76: Ostatnia przeszkoda (Mycroft Goldenwire)


                Patrzyłem na ekran z niecierpliwością. Czemu na ekranie nic się nie pojawiało? Alan zniknął za zapadnią, byliśmy pewni, że po chwili zobaczymy jego egzekucję, ale nic się nie stało. Co się stało?
- To by było na tyle – stwierdził Bobru – Jeżeli macie jakieś pytania, to teraz jest odpowiedni moment, żeby je zadać.
- Jakieś pytania? –powtórzyła Elizabeth ochrypłym głosem. Musiał zaczynać się ranek. Wszyscy byliśmy wykończeni tym procesem – Nie wiemy niczego. Czemu nie widzieliśmy jego egzekucji?
- Czasami lepiej jest nie wiedzieć. Zapamiętajcie Alana, takim jakim był. Tak będzie lepiej – odpowiedziała Neri.
- To nie jest odpowiedź – zdenerwował się Aaron – Co z nim zrobiliście? Przecież wygraliśmy!
- Alan otrzymał to, na co zasłużył – odpowiedziała twardo Neri. Jej ton wskazywał na to, że ten temat był już zakończony.
- Jak chcecie się z nami dogadać, jak nie potraficie nam odpowiedzieć na to pytanie? – zdziwiła się Julia – Mówiliście, że mamy sobie zaufać. To jest ten moment. Możemy o tym pomyśleć, ale musicie nam coś dać.
- Damy wam wszystko, jeżeli się zdecydujecie. Została tylko wasza szóstka. Nikt więcej – Bobru spojrzał na nas, jakby chciał się upewnić, ile osób rzeczywiście przeżyło.
                Westchnąłem. Mój temat nie przewinął się przez cały proces. Czy oni naprawdę nie zauważyli tego, że zastawiłem tam pułapkę? Nie wiedziałem, jak mogli na to zareagować. Zapadła cisza. Wszyscy wyglądali na zmęczonych tym, co się działo. Ta gra ciągnęła się zbyt długo. Pomimo tego, co zobaczyłem i tego, co się dowiedziałem, dalej chciałem stąd uciec. Teraz to uczucie się spotęgowało.
- Kim był tak naprawdę Alan? – zapytał Olivier – Każdy z nas jest wyjątkowy na swój sposób. Jeżeli Alan nie był pechowcem, to kim?
- Alice była zamętem – odpowiedziała powoli Neri – A jej brat był ofiarą.
Niesamowita ofiara. Te słowa brzmiały śmiesznie, ale patrząc na to, czego się dowiedzieliśmy, poczułem jakbyśmy wszyscy byli ofiarami. Alice mieszała i kombinowała. Kto wie, jak wiele osób by żyło, gdyby nie ona i jej manipulacje. Przypomniało mi się, jak jeździłem z nią na łyżwach w pierwszych dniach pobytu w hotelu. Wydawała się być tak radosną i cudowną dziewczyną. Zastanawiałem się nawet, czy nie zakręciła mi w głowie bardziej niż Wendy.
                W swoim życiu spotykałem dużo ciekawych kobiet. Czułem do nich pewną słabość, która potrafiłem przekłuć w coś zupełnie odwrotnego. To ona traciły przy mnie czujność i potrafiły się całkowicie odsłonić. Było tylko kilka takich, które wydawały się być całkowicie odporne na mój urok. Stara blizna na brzuchu zaswędziała, jak na zawołanie. Przypominała mi o Carrie. Ona mnie zmieniła. Nigdy nie patrzyła na mnie jak na mężczyznę, którego mogła pokochać. Zresztą był jeszcze Aaron i to wszystko straszliwie się skomplikowało. Jakbym mógł teraz cofnąć czas to nie chciałbym wrócić do tamtych dni, chociaż prawdopodobnie to one ukształtowały moją drugą stronę. Tą, która przez większość czasu trzymała się w cieniu, wystraszona i niegotowa na jakikolwiek krok. Od tamtego czasu nosiłem maskę, w której czułem się dobrze. Czułem się sobą.
- A kto przygotował to wszystko? – to pytanie wyrwało mnie z rozmyślań i zapaliło czerwoną diodę w mojej głowie – Przecież nie zrobił tego Alan. Alice?
- Tego dowiecie się już niedługo – Bobru spojrzał na Neri – Nie możemy wam zdradzić wszystkiego. Pewne wydarzenia mają jeszcze swój ciąg dalszy.
                Starałem się nie zachowywać podejrzanie, ale wszyscy byli tak zmęczeni, że i tak nikt tego by nie zauważył. Oparłem się drugą ręką o platformę.
- Dzisiaj to już nie ma sensu – stwierdziła Julia – Oni nam nie chcą nic powiedzieć, a my jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby cokolwiek wymyślić. Musimy się wyspać, a po tym wszystkim pójdziemy do jadalni i ustalimy nowe fakty…
- Stójcie – poprosiła Neri. Ponownie spojrzała w kierunku Bobra, jakby chciała z nim coś ustalić przed odezwaniem się – Musimy wspólnie coś ustalić.
- Od kiedy są jacyś „my” – zaśmiałem się.
- Ta gra trwa za długo – stwierdziła Neri, całkowicie mnie ignorując. Zabrzmiała śmiertelnie poważnie – Dlatego czas to zakończyć. Pomogliście nam samą obecnością i uczestnictwem w naszym niedużym projekcie, ale nic nie może trwać wiecznie. Musimy przejść do dalszych badań, walczyć z tym, co czeka świat. Dalej możecie zostać tego częścią, ale to już ostatni dzwonek. Macie tydzień. Licząc od jutra.
- Co? – wyrwało się mi.
- Tydzień na dołączenie do was… - Julia powtórzyła bez przekonania – A co się stanie po tygodniu?
- Wypuścicie nas? – zapytała z nadzieją Carmen.
- Nie. Przestaniemy ingerować w grę. Zostaniecie tutaj na zawsze, nie ważne czy się pozabijacie, czy nie. Oczywiście zapewnimy wam wszystko, ale jeżeli zaczniecie sprawiać nam problemy, to po prostu pozbędziemy się tego miejsca i przeniesiemy do innej placówki. Oczywiście jest szansa, że w międzyczasie zginiecie od wirusa.
Było ich więcej. Bobru to teraz potwierdził. Miałem cichą nadzieję, że to miejsce było dla nich ważne, ale wyglądało na to, że jednak nie było niezastąpione. Wszelakie próby zagrożenia tej infrastrukturze były bezcelowe. Wewnętrznie nie chciałem dać za wygraną.
                Tydzień. Czy to wszystko mogło się rozwikłać w tak krótkim czasie? Po tylu tygodniach? Nie mogłem czekać. Skoro postawili mi ultimatum czasowe, musiałem odpocząć i spróbować znowu. Oprócz mnie zostało pięć osób. Carmen czuła się źle, więc w sumie cztery. Wystarczyło znaleźć ofiarę i odpowiednio wszystkim zmanipulować. Zasiać ziarno niepewności pomiędzy Aaronem, Elizabeth, a resztą. Jeżeli przestaną ze sobą współpracować, to mogłem mieć szansę. Na pewno nie planowałem dołączyć do Porywaczy, ani zostać tutaj na zawsze. Przez nich straciłem Wendy i zostałem uwięziony w tym miejscu. Wykorzystali mnie po użyciu prawa czystości, zmieniali i manipulowali. Czułem się tutaj jak przegrany, a nienawidziłem tego uczucia, bardziej niż czegokolwiek innego.
- Widzimy, że nie macie nic do dodania. My również. Tydzień licząc od dnia jutrzejszego, więc macie prawie osiem dni na podjęcie ostatecznej decyzji. Potem nasza oferta i pomoc wygasają.
                Światła przygasły. Sala rozpraw wydawała się sama dawać nam znać, że to już czas. Ruszyliśmy bez słowa do wyjścia, wspinając po aksamitnym dywanie w kierunku windy. Kabina ruszyła i po chwili szedłem już do swojego pokoju. Dopiero po zamknięciu drzwi poczułem się trochę lepiej. Zmęczenie sprawiało, że miałem ochotę upaść na podłodze, zamknąć oczy i zasnąć. Z drugiej strony było tyle do przemyślenia. Alice miała wpływ na całą grę. Patrząc na to wszystko, co zrobiła, zastanawiałem się coraz bardziej nad czynami Porywaczy. Czy oni byli tacy źli?
- Cholera jasna… - zakląłem. Nie mogłem uwierzyć, że taka myśl w ogóle pojawiła się w mojej głowie. Oni byli złem. Jak reszta mogła się dać na to złapać? Miałem wrażenie jakby naprawdę byli w stanie w to uwierzyć.
Przeszedłem do łazienki, rozebrałem się i stanąłem przed umywalką. Zimna woda koiła zmęczone ciało. W tym pokoju nigdy nie czułem z tym problemów, ale wewnętrznie wzdrygnąłem się patrząc na swoje ciało. Nie cierpiałem go. Moje ręce drżały. Oparłem się o umywalkę. Mogłem dzisiaj zginąć. Cokolwiek stało się z Alanem, mogło czekać mnie. Byłem po drugiej stronie. Tam, gdzie nie mógł się dostać żaden inny uczestnik. Czasami wracałem wspomnieniami do tego momentu. Widziałem dużo zieleni. To miejsce nie kojarzyło mi się z żadnym innym miejscem w hotelu. Gdybym tylko był w stanie je znaleźć…
Przed położeniem się spać wziąłem sweter Wendy. Wciąż nią pachniał. Poduszka zrobiła się mokra od łez, ale pomimo tego zasnąłem szybko. Równie szybko znalazłem się w dziwnym miejscu. Wszędzie było zielono. Poczułem spokój, chociaż miejsce kojarzyło mi się źle. Przebłyski zalały moją świadomość. Słyszałem delikatnie, miarowe pikanie. Otaczały mnie ciemne postacie. Ich głosy brzmiały jak szept, którego nie potrafiłem w żaden sposób zrozumieć. Wstałem, a oni zdawali się dalej mnie otaczać, nieważne, w którą stronę poszedłem. Czułem się wyjątkowo pobudzony, jak na sen. To musiał być sen. Nagle zauważyłem drzwi. Ruszyłem w ich stronę biegiem. Przeniknąłem przez nie, jakby ich nie było i wtedy zobaczyłem, co było po drugiej stronie, a następnie się obudziłem.
                Przez moment byłem tak skołowany, że nie wiedziałem, co się dzieje. Zegarek pokazywał 12:12. Zerwałem się, jak rażony prądem. Po drodze zaplątałem się w sweter. Spadłem z łóżka, psiocząc pod nosem. Potrzebowałem 10 minut, żeby zebrać się i wyjść z pokoju. Po wyjściu kogoś zobaczyłem. Serce mi stanęło. Patrzyłem na kobietę, która obserwowała mnie, uśmiechając się.
- To niemożliwe – wyszeptałem, słabym głosem, z trudem łapiąc powietrze. Podszedłem do niej. Stała na schodach. Wendy. Gdy tylko się zbliżyłem, przyspieszyła kroku i wbiegła po schodach. Ruszyłem za nią. Nie mogła mi uciec. Nie wiedziałem czy to iluzja, czy dalej sen, ale nie obchodziło mnie to. Chciałem ją zobaczyć, jeszcze chociaż na chwilę. Biegłem jak opętany, przeskakując po parę schodków i gdy mijałem recepcję, poczułem tępy ból. Odbiłem się od kogoś i upadłem na ziemię, lądując ciężko na tyłku.
- Cholera by cię wzięła Goldenwire – warknął Aaron, wstając powoli – Oszalałeś?!
- Spokojnie Aaronik – powiedziałem wstając i udając jakby nic się nie stało – Jak ci leci dzień.
- Nagle masz dobry humor? Ty cholerny psycholu… Wiem, że maczałeś paluchy w tej sprawie.
- Jakiej sprawie? – zdziwiłem się, mijając go. Odruchowo spojrzałem na dalszą część korytarza. Była pusta. Chociaż się tego spodziewałem, poczułem wewnętrzny zawód.
- Sprawie Alice i Alana. Byłeś pierwszy na piętrze. Reszta może to zbagatelizowała, ale ja będę się tobie przyglądał. Wiem, że coś kombinujesz – mówiąc to dotknął mnie palcem w klatkę piersiową.
- Mylisz się mój kochany – odpowiedziałem, czując nutkę irytacji – Nie miałem z tym nic wspólnego. Trafiłem tam czystym przypadkiem.
- Jeszcze się wygadasz – odpowiedział, mijając barierkę i znikając na niższym piętrze. Chciałem go zapytać, gdzie reszta, ale uznałem, że nie miało to sensu. Po prostu ruszyłem w stronę jadalni, po drodze rozglądając się jeszcze raz po korytarzu.
                W środku czekały na mnie trzy osoby – Olivier, Julia oraz Elizabeth.
- Och, Mycroft. Właśnie wychodziłam – powiedziała ta ostatnia – W skrócie, Carmen jest dzisiaj w przychodni. Podłączyłam ją pod kroplówkę, nie jest źle, ale czuję, że ona tego potrzebuje.
- Mam nadzieję, że nic jej nie będzie – odpowiedziałem, gdy mnie mijała. Podszedłem do lady, nałożyłem sobie trochę tostów i usiadłem niedaleko Oliviera. Rozmawiał z Julią zniżonym tonem. Nie słyszałem nawet, o czym gadali. Dopiero gdy podszedłem, dołączyli mnie do rozmowy:
- Mycroft, jak się czujesz po wczoraj? – zapytał Olivier.
- Jestem trochę zmęczony. Poza tym miałem…
- Właściwie chcemy cię o coś zapytać – przerwała Julia. Poczułem niepokój. Oni nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego. Interesowało ich tylko jedno – wyjście. Tylko czas uciekał, a ja nie miałem ochoty grać w ich grę, dlatego musiałem dać z siebie wszystko i rozegrać najbliższe dni idealnie – Zaczęliśmy analizować notes Maksa i znaleźliśmy jeden z niewielu momentów, w których Maks dał nam jakąś wskazówkę. Spójrz tutaj.
                Mieszanka uczuć uderzała mnie na okrągło raz z lewej, a raz z prawej strony. Może mnie jednak o nic nie podejrzewali? A może chcieli żebym tak pomyślał? Zacząłem we wszystko wątpić.
- Mycroft?
- Sorka, jestem strasznie niewyspany – odpowiedziałem z uśmiechem i zerknąłem na linijki zapisanego tekstu:
„Yamaraja jest niesamowicie dobrym obserwatorem. Byłem w stanie zerknąć na jego zdjęcia i zauważyłem, że zwrócił uwagę na najważniejsze elementy. Nie wiem, kiedy zdołał się tego dowiedzieć, ale zdecydowanie kluczowy był trzy zdjęcia, które wykonał. Ujął w nich nawet moje królestwo. To było niesamowite…”
- Macie te zdjęcia? – zapytałem.
- Właściwie to tak – odpowiedziała Julia – Nie jesteśmy w stanie rozpoznać jednego miejsca i wydaje się ono być kluczowe…
- I skąd ja mam to kojarzyć? Wydaje mi się, że wy częściej spacerujecie po hotelu niż ja.
- Ale ty masz swoje umiejętności. Wykorzystaj je – powiedziała Julia.
                Zanim zdążyłem odpowiedzieć, drzwi do jadalni ponownie się otworzyły. Przeszedł przez nie Aaron. Usiadł na jednym z wolnych miejsc po drugiej stronie stołu.
- Jak mam wykorzystać swoje umiejętności? – zapytałem – Wiecie, jestem świetny, ale nie jestem cudotwórcą.
- Możesz włamać się do systemu kamer i spróbować wyszukać to konkretne miejsce – podpowiedział mi Aaron, nawet na mnie nie patrząc.
- I co mam znaleźć?
Julia rozłożyła przede mną trzy zdjęcia. Jedno przedstawiało korytarz w czytelni, drugie narożnik pracowni artystycznej, który od razu poznałem, a trzecie półkę. Zdjęcia były czarno białe, przez co ciężko było je rozczytać.
- Mamy tylko kopie. Nie wiemy, co stało się z oryginałami – wytłumaczył Olivier, widząc moje zdziwienie.
- Przecież to jakieś słoiki. To pewnie magazyn, przychodnia lub…
- Nie o to chodzi, żeby zgadywać. Nie wiemy jeszcze, o co chodzi z tym zdjęciem, a czuję, że czas się nam kończy – Julia wstała – Sprawdzisz to dla nas?
- Sprawdzę – odpowiedziałem. Nie towarzyszyły temu wiwaty, ani okrzyki radości. Nie do takich reakcji byłem przyzwyczajony – Ale najpierw ja mam do was pytanie.
- Mów.
- Uznacie mnie za dziwaka, ale… czy w tym hotelu jest ktoś oprócz nas?
- Ktoś oprócz nas? – Olivier spojrzał na mnie badawczo – C-co masz na myśli? Widziałeś kogoś?
- Dzisiaj z rana. Jakaś kobieta. Wyglądała trochę jak…
- Też kogoś widziałem – odpowiedział Artysta – Przynajmniej tak to wyglądało. To też była kobieta.
- Miała blond włosy? – dopytałem.
- Nie, nie… Raczej szarawe. Trochę jak ja.
- Ja nic nie widziałam – dodała Julia – Jesteście zmęczeni. Powinniśmy zebrać jak najwięcej informacji i odpocząć. Mamy tydzień.
- Chwila, tydzień na co? – zdziwiłem się, czując, że znowu mnie coś ominęło.
- Na przygotowanie się do ostatecznej rozmowy. Teraz jak wiemy, że nikt się nie zabije, możemy skupić się na stworzeniu linii obrony. Przegadamy ich i wyjdziemy stąd wszyscy.
                Jej słowa sprawiły, że zakuło mnie w brzuchu. Ta wizja brzmiała kusząco, ale ja miałem zupełnie inne plany. Wierzyłem, w to, że mi się uda, a także byłem prawie pewien, że oni zawiodą. Tego wolałem się trzymać.
- A ty Aaron? – zapytałem – Widziałeś kogoś?
Wystarczyło, żebym zobaczył jego oczy. Spojrzał na mnie lodowato, jakby chciał mnie zabić samym wzrokiem. Po chwili odsunął krzesło, wstał i wyszedł.
- A ty dokąd? – zdziwiła się Julia. Nie odpowiedział. Zniknął za drzwiami prowadzącymi na korytarz.
- Cały Aaron. Pewnie znowu coś sobie ubzdurał – zaśmiałem się – Dobra. Czas na mnie.
Chwyciłem zdjęcie i schowałem je do kieszeni.
- Daj nam znać, jak się czegoś dowiesz. Musimy znaleźć to miejsce.
- Obiecuję. Wasz los, nie po raz pierwszy, jest w moich dłoniach.
Julia westchnęła, a ja ruszyłem śladami Aarona.
- Proszę zaczekać – powiedział znajomy głos – Mam coś dla państwa.
Lokaj pojawił się nagle, zupełnie znikąd. Teraz wiedzieliśmy, na co go było stać. Jego sztuczki nie robiły już aż tak ogromnego wrażenia.
- Myślałem, że już znamy cały hotel – zażartowałem na rozluźnienie atmosfery – A jednak, ty dalej masz dla nas prezenty.
- Właściwie to przyszedłem tylko przekazać ostatnią wolę Alana Dantesa. Notes Maksa jest już w waszym posiadaniu, ale to nie wszystko. Macie coś jeszcze.
Tym mnie zaciekawił. Alan coś dla nas zostawił? Co to mogło być? Kiedy to zrobił? Spodziewał się swojej śmierci, a może wcale nie umarł? Dobijało mnie to, że nie mogłem się dowiedzieć.
- Co takiego? – zapytała Julia, nie wyglądając na specjalnie zaciekawioną.
- To – wręczył jej list – Zapewne chciał żeby państwo przeczytali to razem, ale przekazuje ją do rąk własnych, a co z tym państwo zrobią, to nie moja sprawa. Moi pracodawcy mają dużo do zrobienia, więc wrócę do swoich obowiązków. W razie potrzeb, proszę wołać!
Mówiąc to, po chwili zniknął. Wymieniliśmy się spojrzeniami.
- Otwieramy? – zapytałem – Tam na pewno jest coś ważnego.
- Powinniśmy to otworzyć razem, najlepiej przy Elizabeth. Ona najbardziej zasługiwała na dostanie tego listu. Zbierzemy się po tym, jak zobaczysz, czy znajdziesz to miejsce.
Wyszedłem z pomieszczenia, idąc śladem Aarona. Oczywiście nie spotkałem go na korytarzu, już dawno zniknął za recepcją. Nie wiedziałem, po co wychodził z jadalni, a po chwili do niej wracał, ale z nim zawsze tak było. Odkąd go poznałem on zawsze potrafił mnie zaskoczyć. To była jedna z jego ciekawszych cech. Podszedłem do windy, zastanawiając się, gdzie właściwie chcę pojechać. Pokój Lokaja byłby najlepszy, ale wiedziałem, że mnie tam nie wpuści. Musiałem zadowolić się czymś innym, tak żeby nikt nie przeszkodził mi w pracy, bo wtedy mogłem narazić się na karę. W końcu nowy zakaz nie ograniczał mojego talentu, ale sprawiał, że musiałem zostać sam, zupełnie jakby Porywacze wiedzieli, że stracę Wendy.
                Wybrałem pracownię informatyczną. Chciałem po prostu zacząć już pracować i przestać myśleć o Alice, tygodniu pozostałego czasu, tajemniczym testamencie, Wendy, Carrie – wszystkim, co siedziało mi na głowie. Mycroft, musisz o tym myśleć. Nie możesz dać się znowu zaskoczyć. Przygotuj się na najgorsze, wyszeptał mój wewnętrzny głos. Wtedy zdałem sobie sprawę, że muszę jeszcze przygotować kolejne zabójstwo. Czy warto było w ogóle próbować ustawiać to wszystko do nowa? Czy z Aaronem, który siedział mi na karku, nie narażałem się na ogromne niebezpieczeństwo? Kto miał być ofiarą? Dojechałem na miejsce i postarałem się z całych sił, zostawić myśli w windzie. Aaron wyraźnie zaznaczył, które z tych stanowisk ma uprawnienia administratorskie. Usiadłem i skupiając się w stu procentach na pracy, oddałem się zajęciu.
*
                Gdy skończyłem, odchyliłem się zadowolony na krześle. Przekrzywiłem klawiaturę pod kątem, poprawiając idealne ułożenie Aarona. Byłem zadowolony ze swojej pracy. Znalazłem miejsce ze zdjęcia. Znajdowało się ono w laboratorium. Nie wiedziałem, co ta półka ze słoikami mogła zmienić, ale jeżeli Yamaraja oraz Maks uważali ją za ważną, to byłem w stanie im uwierzyć. Podniosłem się i rozprostowałem, spoglądając na zegarek. Dochodziła godzina 16:00. Nie mogłem uwierzyć, że tyle czasu zajęło mi zajęcie się tym problemem, ale Lokaj naprawdę poprawił zabezpieczenia. Sam dostęp do kamer był bardzo ograniczony i miejsce znalazłem raczej dzięki funkcji, którą miały zainstalowane kamery.
                Wracałem w kierunku jadalni, licząc, że właśnie tam kogokolwiek spotkam. Przez pracą byłem w stanie zapomnieć o innych problemach i rzeczywiście poczułem się lepiej. Gdy dotarłem na miejsce, nikogo tam nie zastałem. Kolejnym przystankiem była przychodnia. Tam musiał ktoś być, chociaż Carmen. Nie myliłem się. Po przekroczeniu blaszanych drzwi zobaczyłem wszystkich oprócz Aarona. Nie zdążyłem podzielić się wynikiem pracy, bo uwaga wszystkich była skupiona na Julii. Brzuchomówczyni chodziła niespokojnie po pokoju, a reszta próbowała ją uspokoić.
- Co się dzieje? – zapytałem, podchodząc.
- Widziałam kogoś – odpowiedziała krótko – U mnie to był mężczyzna. Jestem cholernie pewna, że jest w tym pomieszczeniu.
- To niemożliwe – głos Elizabeth był znużony – Nikogo tutaj nie ma. Zmarnowaliśmy nawet czas żeby to sprawdzić. Sama to widziałaś. To były zwidy. Znowu coś z nami robią, przez to zaczynamy widzieć rzeczy i osoby, których tutaj tak naprawdę nie ma.
- Ja już dawno widziałam inne osoby – dodała Carmen spokojnym głosem – Te dziewczynki na deptaku…
- Nie podoba mi się to wszystko – warknęła Elizabeth, ignorując Carmen – Znowu się coś dzieje. Powinniśmy szybciej podjąć decyzję. Nie wiadomo, co nas jeszcze czeka.
- Nie – odpowiedziała stanowczo Julia – Najpierw zbierzemy informacje, a potem zagramy w ich grę. Dzięki temu cała nasza szóstka przeżyje.
- Czym jest szóstka w obliczu tych, którzy zginęli? – zapytał Olivier.
- To nie przywróci życia tym, którzy umarli – dodałem, przełykając ślinę. Nie mogłem być tym smutnym. Nie taka była moja rola – Ale ja nie o tym. Wiem, gdzie jest to miejsce, którego szukaliście. Możemy tam pójść w każdym momencie.
- Ktoś musi znaleźć Aarona – zauważył Olivier – To ważny moment. Powinniśmy być wszyscy obok siebie.
- To pójdźmy go szukać. Rozdzielmy się i spotkajmy tutaj za… równo 15 minut – zaproponowała Julia.
                Spojrzałem na zegarek. Dochodziła 16:20. Ustawiłem sobie małe przypomnienie w zegarku. Dzisiejszy dzień mogłem poświęcić na budowanie relacji, które były niezbędne do wykonania planu, ale wiedziałem, że góra pojutrze, muszę zacząć planować, jak kogoś zabić. Czy zmieniać niewiele? A może wszystko? Teraz musiałem skupić się na tym, co ważne. Grupa rozeszła się w swoje strony. Już miałem wychodzić, kiedy zatrzymała mnie Carmen, która z oczywistych przyczyn nie mogła wyjść.
- Narcyzie mam do ciebie pytanie.
- Carmen, to ty nie śpisz? – zagadałem żartobliwie. Miałem do niej mieszane odczucia, ale zazwyczaj byłem w stanie być wobec niej przyjazny. Spojrzałem na nią. Wyglądała strasznie krucho, jakby miała za chwilę zamknąć oczy i umrzeć. Byłaby dobra ofiarą. Ta myśl pojawiła się w mojej głowie nagle, niewinnie, jakby była tam od zawsze, ale zarazem gdzieś na boku. Nie, skarciłem się. Nie mogłem jej tego zrobić. Jeżeli chciałem stąd uciec, to musiałem zabić kogoś, kogo śmierć wprowadzi jak najwięcej zamętu. Zupełnie jakbym był Alice.
- Przecież cały czas z wami rozmawiałam – zdziwiła się, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech – Mam do ciebie pytanie. Spokojnie nie chodzi o TO pytanie. Po prostu chcę cię o coś zapytać. Mogę?
- Możesz. To już?
- Hmm?
- Nieważne, po prostu zadaj to pytanie Carmen – odpowiedziałem, czując, że sam na siebie sprowadzam to wydłużanie tematu.
- Znalazłam pewne zdjęcie… Chciałabym zapytać… Właściwie chciałabym dowiedzieć się o nim wszystkiego.
                Jej ton głosu brzmiał zupełnie inaczej, jakby zabłysła na samą myśl. Wyciągnęła z kieszeni fartucha zwiniętą fotografię, rozprostowała ja i podała mi. Rozwinąłem ją i poczułem jak serce mi staje. Spojrzałem na nią i poczułem jakby uderzyła mnie ciężarówka. Przenosiłem wzrok z trzech postaci na zdjęciu, na Carmen. Ręce mi zadrżały, a serce zabiło mocniej. Zupełnie jakbym przeniósł się w czasie.
- S-skąd to masz? Skąd masz to zdjęcie Carmen?!
- Znalazłam. Czy to źle Narcyzie? Kim ona jest? Wyglądacie na takich spokojnych…
- Czy ktoś jeszcze je widział? Aaron je widział?
- Goździk go nie widział, podejrzewałam, że nic by mi nie powiedział…
- Nie pokazuj mu go Carmen. Cokolwiek się stanie, on nie może go zobaczyć. Właściwie wolałbym zatrzymać je dla siebie.
- Ale dlaczego? Kto to jest? Nic nie rozumiem…
                Nie miałem ochoty jej tego tłumaczyć. Nie miałem pojęcia, że to zdjęcie gdzieś się znajdzie. Nie robił go nikt z nas, a osoba, na ulicy. Porywacze musieli je w jakiś sposób zdobyć.
- To jest przeszłość. Jeżeli Aaron je zobaczy, to będzie się źle działo.
- Jeżeli tak, to weź je. Nie chcę mieć niczego, co go skrzywdzi. Myślałam, że to będzie coś, co go ucieszy, ale ty znasz go lepiej, więc uwierzę ci Narcyzie.
- Dziękuję, Carmen. Nie pożałujesz tej decyzji. Idę pomóc szukać Aarona. Mam nadzieję, że on sam kiedyś ci opowie o tej sytuacji ze zdjęcia.
                Nie czekałem na to, aż mi coś odpowie, po prostu wypadłem przez blaszane drzwi. Chociaż zdjęcie nic nie ważyło, to czułem jego ciężar. Wiedziałem, że pod żadnym pozorem nie mogę go pokazać Aaronowi. To by mogło być dla niego niebezpieczne. Chyba, że… moje myśli pracowały często szybciej niż reszta. Natychmiast je odciąłem, ale pewnych rzeczy nie dało się cofnąć. Złapałem się za głowę i ukucnąłem przy ścianie. Oddałbym wszystko, żeby dane z głowy dało się oczyścić równie łatwo, jak te komputerowe. Ale rzeczywistość nie była taka kolorowa. Po policzku spłynęła mi łza. Ostatnio ciągle się rozklejałem, ale czułem, jakbym wiecznie balansował pomiędzy dwoma światami – z jednej strony była stabilność i chęć naprawy wszystkiego, a także zwyciężenie zabójczej gry z innymi, a z drugiej mrok. Ogromna, przerażająca otchłań.
                Większość czasu przesiedziałem na korytarzu. Gdy udało mi się nieco ochłonąć, to akurat winda się otworzyła i wyszedł przez nią Olivier wraz z Aaronem. Przywołałem swój wizytówkowy uśmiech na twarzy i przywitałem ich.
- Akurat wróciłem. Gdzie znalazłeś pana gbura?
- Byłem w czytelni. Musiałem coś sprawdzić – powiedział mijając mnie. Serce dopiero uspokajało się po zobaczeniu zdjęcia, ale zobaczenie go tylko spotęgowało uczucie. Modliłem się wewnętrznie, żeby nikt nie zaczął mi się przyglądać. Po chwili wrócili wszyscy.
- Więc idziemy do laboratorium? – upewniła się Julia.
- Tak – odpowiedziałem – Zobaczycie, że miałem rację.
- Szczerze? – zapytała Elizabeth patrząc na zdjęcie – To wygląda jak półka w przychodni. O tamta – wskazała miejsce, które rzeczywiście wyglądało bardzo podobnie. Dopiero przyglądając się dokładniej można było zauważyć pewne różnice – głównie w zawartości słoików i ilości półek.
- Możesz mi zaufać, Elizabeth – uspokoiłem ją – A właściwie temu hotelowi. Sama mówiłaś, że byłabyś w stanie współpracować z naszymi porywaczami. Jak ci tak na tym zależy to masz okazję zaprzyjaźnić się i zaufać temu hotelowi i jego systemom.
- Niepotrzebne ironia – odpowiedziała – Poza tym, skoro mówisz, że wiesz, gdzie to jest, to po prostu prowadź. Nie ruszaj się stąd Carmen. Niedługo do ciebie wrócę.
- Oczywiście – odpowiedziała.
                Wyszliśmy z przychodni i po błyskawicznej jeździe windą, przeszliśmy przez blaszane drzwi prowadzące do laboratorium. Półka, którą znalazłem stała wśród innych, rzadko używanych. Stało na niej kilkanaście różnych słoików.
- Nigdy nie zwracałam na nią większej uwagi… - wyszeptała Elizabeth – Może na niej też był filtr percepcji?
- Pytanie, co dalej? – zapytał Aaron, podchodząc do niej - Na zdjęciu jest ona, ale co to oznacza?
- Yama nie zwrócił na nią uwagi bez powodu. Zauważcie, że pokazał na pozostałych zdjęciach tajne przejście do mojego pokoju oraz ścieżkę, gdzie Maks miał swoją kryjówkę w czytelni. Tutaj też musiało coś być.
- Na tym zdjęciu nie ma nic więcej? – zapytałem.
- Jest – odpowiedziała Julia – Ale nie do końca to rozumiemy. Widać, że dopisał to po zrobieniu zdjęcia, może przed swoją śmiercią? A może Maks zrobił to po jego śmierci? Tego nie wiem.
- Co konkretnie napisał? – zapytała zaciekawiona Elizabeth.
- ”Mój głos się nie liczy” – przeczytał Artysta – Trochę mroczne.
- Tylko, co to może oznaczać?
- Nieważne – Julia podeszła do półki – Zdejmijmy wszystkie słoiki. Jeżeli to na pewno to miejsce, to uda nam się bez względu na wszystko. Szukajcie kluczy, przycisków, dźwigni czy czegokolwiek innego. Tutaj po prostu musi coś być!
                Rzadko można było usłyszeć ją tak podekscytowaną. Zanim zaczęliśmy przeszukiwania, wypłynął jeszcze jeden temat:
- Właśnie… Elizabeth. Lokaj złapał nas w jadalni i kazał przekazać tobie coś od Alana – przypomniała Julia – Ten list.
Wyciągnęła nieco pogiętą kopertę i wręczyła ją Farmaceutce. Ta spojrzała na nią, widać było błysk w oku. Zastanawiałem się czy otworzy ją przy nas, ale widocznie nie miała nic do ukrycia, bo sprawnie rozerwała papier i wyciągnęła kartkę. Starałem się podejrzeć, co na niej jest i nie było to nawet specjalnie trudne, bo zauważyłem pięć cyfr.
- To jakieś cyfry… Zastanawiam się, co oznaczają – powiedziała na głos. Nie wyglądała jakby kłamała, a po niej bardzo łatwo było to zobaczyć – Chociaż może… Cholera jasna.
- Wiesz, co mogą oznaczać? – byłem bardzo ciekawy odpowiedzi.
- Muszę się upewnić… Niesamowite – odpowiedziała – Skupmy się na razie na jednym.
                Odpowiedź wydawała się jednak być niewystarczająca. Byłem straszliwie ciekawy, ale nie mogłem zdobyć odpowiedzi siłą, zresztą może to i lepiej – przynajmniej Porywacze nie dowiedzą się o co chodziło. Zaczęliśmy zdejmować słoiki, przy okazji dokładnie je oglądając. Nie widziałem żadnych ukrytych przycisków, ani przełączników, a mimo tego czułem, że jestem blisko celu. Może w końcu znajdziemy coś ważnego. Tylko dlaczego Yama nie wykorzystał tej wiedzy? Co tutaj mogło być? Kolejne sekretne przejście?
                Przekładaliśmy słoiki przez dobre 15 minut, aż półka opustoszała.
- No i co? – zapytałem – Chyba Yama się mylił.
- Albo rzecz, która tu była, została już przeniesiona lub zabrana.
- Już się poddajecie? – Julia zaczęła oglądać szafkę z bliska, przejeżdżając dłonią po powierzchni – Tutaj musi coś być.
- Obejrzę jeszcze raz słoiki – zaproponowała Elizabeth. Wtedy usłyszeliśmy delikatne kliknięcie.
- Tutaj jest jakiś przycisk – powiedziała Brzuchomówczyni, pokazując nam niedużą płytkę, która była ledwie widoczna, wcześniej schowana pod jednym ze słoików.
- Tylko czy coś się zmieniło? – zapytałem.
- Coś kliknęło – stwierdziła Elizabeth – Jakby z tej ściany.
- Ale nic się nie zmieniło… Może otworzyliśmy coś w innej części hotelu? Może w sekretnym przejściu lub czytelni? Te zdjęcia miałyby wtedy większe sens – zgadła Julia, rozglądając się po laboratorium.
- Na wszelki wypadek możemy rozejrzeć się po tym pokoju – zaproponowała Elizabeth.
- Cholerne błędne koło! – wykrzyknął Aaron.
                Następnie zdarzyła się bardzo nieprawdopodobna sytuacja. Gdybym nie był tego świadkiem, to w życiu bym nie uwierzył. Informatyk zamachnął się i z impetem uderzył w ścianę. Właściwie to nie uderzył, a przeleciał przez nią, jakby była zrobiona z powietrza. Hologram zachwiał się delikatnie, gdy Aaron przez niego „przechodził”, a następnie usłyszeliśmy metalowy dźwięk, oznaczający, że wylądował po drugiej stronie.
- Jesteś cały? – zapytała Elizabeth.
- Taa… - warknął z drugiej strony.
- Ta ściana to… - przełożyłem dłoń i zobaczyłem, że przenika przez nią bez problemu – hologram!
- Czyli od tego był ten przycisk – podsumowała Julia – Chodźcie.
Przeszliśmy ostrożnie. Chociaż wiedziałem, że ściany tu nie ma, to przechodząc poczułem niepokój. Znaleźliśmy się w korytarzu, który przypominał bardzo ten prowadzący z pokoju Oliviera do Pracowni Malarskiej. Kolejne tajne przejście. Nie było tutaj dużo miejsca, a parę metrów przed nami znajdowały się kolejne drzwi.
- Co to jest? – zapytałem.
- Zaraz się dowiemy – odpowiedziała Julia podchodząc do panelu, który był po prawej stronie. Poczułem jak serce bije mi szybciej. Ten korytarz wydawał się być dziwnie znajomy.
                Brzuchomówczyni bez strachu przyłożyła dłoń do panelu. Nie wiedziałem, czy znała to miejsce, czy działała instynktownie, ale zrobiła to bez cienia strachu. Wtedy usłyszeliśmy komunikat głosowy. Nie brzmiał jak głos żadnego z Porywaczy:
- System identyfikacji głosowej: Próbka głosu – identyfikacja.
Stanęliśmy obserwując panel, nie wiedząc, co powiedzieć. To była ostatnia przeszkoda na naszej drodze do prawdy.

---------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom!
- Mikołaj G.

Komentarze

  1. Dobrze że ten rozdział skupiał się na uczuciach hakera bo dzięki temu wydaje się być trochę lepszą postacią. Wiem że były już takie rozdziały ale ten bardziej przybliżył go do postaci które dałbym radę polubić. Haker przeszedł sporo zmian na początku był naprawdę fajny zwałaszcza wtedy gdy dopłyną do krawędzi deptaku i kiedy prubował na siłowni dowiedzieć się czegoś o hotelu za pomocą swoich umiejętności jednak czym bardziej oddzielał się od innych z striptizeką tym bardziej był nieznośny, zwłaszcza na rozprawach jednak dobrze się spisał przy zagadce o siedmiu grzechach głównych. Właśnie przez te zmiany choć można go nie lupić to i tak odwarze się powiedzieć że jest on najlepiej napisaną postacią w całej serii.
    Jeśli chodzi o zakończenie to już mam teorie ale muszę ją dopracować, a po za tym poczekam na moment gdy będę czuć że koniec jest blisko i większość dowodów będzie odkrytych a po za tym może ta teoria być zmieniana przez nowe dowody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobre podejście, tak naprawdę najbliższe rozdziały będą rzucały i podsumowały bardzo dużo.
      Haker jest postacią, która rzeczywiście przeżyła dużo zmian i chyba na zawsze zostanie tym, który jest i bardzo lubiany przez wiele sytuacji i bardzo nielubiany :D W sumie cieszę się z tego, jak wygląda :)

      Dzięki za komentarz!

      Usuń

Prześlij komentarz