Epizod VIII - Rozdział 70 - Dzień przed katastrofą (Lokaj)
Witamy Was serdecznie w 70 już rozdziale Peccatorum... Aż ciężko w to uwierzyć, ale jesteśmy już aż tak daleko. Przed Wami kolejna retrospekcja - dzień przed katastrofą, która to wszystko zaczęła. Kolejne elementy układanki. Mamy nadzieję, że rozdział się Wam spodoba! Miłej lektury :D
Rozdział 70: Dzień przed katastrofą (Lokaj)
- Uśmiech – powiedział
fotograf, który jako jeden z niewielu miał szansę wejść do środka instytutu.
Zawiązaliśmy mu oczy i wieźliśmy w różnych kierunkach. Profesor dostał ogromne
fundusze, ale musiał co jakiś czas przekazywać informacje światu. Robiliśmy
zdjęcie do specjalnego artykułu. Oprócz mnie mieli się znaleźć Bobru, Neri,
Profesor oraz Carlos. Przywołaliśmy do zdjęcia uśmiechy, chociaż wszyscy
byliśmy piekielnie zmęczeni. Nie odczuwałem tego tak, jak oni, ale zdawałem
sobie sprawę z ogromu pracy, jaki wykonaliśmy.
Błysnął
flesz. Starszy mężczyzna z długim nosem, mający na głowie gustowny kapelusz,
podziękował nam i dał się odprowadzić do wyjścia. Profesor wydawał się być
zadowolony ze spotkania. Chciał, żeby ludzie dowiedzieli się o jego pracy.
Nie zamierzał im jednak przedstawiać wszystkiego. Nawet ja nie wiedziałem wielu
rzeczy. Bobru, Neri oraz Carlos zniknęli bardzo szybko. Byliśmy umówieni na
spotkanie za godzinę. Profesor wrócił do swojego gabinetu, a na mnie spadła
niewdzięczna rola dopilnowania żeby dziennikarz trafił do wyjścia, a następnie
został odwieziony w taki sposób, żeby przypadkiem nie mógł tutaj trafić.
Tym, całe szczęście, nie musiałem się już zajmować. Widziałem jak mężczyzna
pożera mnie wzrokiem, widocznie zafascynowany tym, że ma do czynienia z
robotem. Ludzkie odruchy potrafiły mnie zaskakiwać nawet po tylu latach.
Zafrasowany tą myślą, ruszyłem do pracy.
Powtórzyłem
procedurę Kovak po raz tysięczny. Miałem wrażenie, że stała się tak integralną
częścią mojego życia, że mógłbym ją wyrecytować w każdym stanie. Co
najciekawsze Profesor zdecydował się, że w kolejnych aktualizacjach doda mi to
prosto do kodu, więc nawet jakbym chciał zapomnieć o całej procedurze, to nie
mogłem. To nie był jednak mój największy problem. Znacznie gorzej zapowiadało się
to, co miało nadejść jutro. Stanąłem przed czymś, co poprawnie zidentyfikowałem
jako dylemat moralny. Z jednej strony stał Profesor – człowiek, który mnie
stworzył. Pracowaliśmy razem od wielu lat. Pomagałem tworzyć jego wizję i
starałem się, żeby wszystkie jego marzenia stały się rzeczywistością. Miałem
wolną wolę, ale czułem się z nią niepewnie, zupełnie jakbym trzymał przed sobą
urządzenie, którego nie potrafię użyć. Po drugiej stronie byli oni. Bobru, Neri
oraz Carlos. Trójka ambitnych pracowników, którzy pokonywali kolejne granice,
które dla zwykłego człowieka wydawały się być fikcją. Byli osobami, których
określałem jako przyjaciół. Przyjaźń, która nas dzieliła była podobna do wolnej
woli – nie wiedziałem, czy jest rzeczywiście tym, czym wydawała się być.
Profesor
oszalał. Jego plan był bardzo niebezpieczny i bardzo szybko przerodził się z
czegoś, co miało zbawić ludzkość do czegoś, co może ją zniszczyć. Nie rozmawiał
o tym ze mną. Uspokajał, że nic złego się nie dzieje, a ja nie wnikałem.
Wewnętrznie czułem, że musiałem zareagować. Pierwszy odruch kazał mi zwrócić
się do swojego stwórcy, ale natychmiast przeszedłem do kolejnego rozwiązania. Zdrada
- to, co niszczyło największych ludzi i potrafiło zagrozić nawet
najliczniejszym grupom. Jakie jednak miałem wybór? Nie mogłem biernie
obserwować całej sytuacji. Po powtórzeniu po raz kolejny schematu zabezpieczeń
przed jutrzejszą premierą, poszedłem do biura Profesora. Wyglądał marnie,
chociaż jego funkcje życiowe były stabilne. Nawet się uśmiechnął na mój widok.
- Jak się czujesz
Sora? – zapytał.
- Mógłbym zapytać pana
o to samo – odpowiedziałem, uśmiechając się – Ale wszystko w porządku. Powtórzyłem znowu procedurę.
Spodziewałem się w odpowiedzi uśmiechu, albo aprobaty, ale
Profesor widocznie posmutniał. Podszedłem bliżej, tak że oddzielało nas tylko
stojące między nami biurko. Siwe włosy dawały się zobaczyć dopiero z tej
odległości, szczególnie w tak słabym świetle, jakie było w tym pomieszczeniu. Z
bliska wyglądał bardzo krucho. Nie mogłem czasami uwierzyć jak bardzo praca nad
tym projektem go zniszczyła.
- Sora, co sądzisz o
siedmiu grzechach głównych? – zapytał nagle. Pytanie nieco mnie zaskoczyło,
chociaż, co do zasady, miałem wiedzę na każdy temat.
- To fundament wiary
chrze…
- Nie, nie – zatrzymał
mnie – Co ty o tym myślisz.
- Nie sądzę, żeby to
był odpowiedni zbiór – stwierdziłem – To
jedynie kierunek, który kiedyś może i był słuszny, ale dzisiaj nie ma już
pokrycia. Czasy się zmieniły. Chociaż początek jest ważny. Bez rozpoczęcia
drogi, nie ma mowy o jej rozwinięciu.
- Zmieniłbyś
wszystkie? – zapytał z zaciekawieniem.
- To zależy – odpowiedziałem
– Jeżeli chciałbym żeby to zadziałało to
musiałbym zmienić… wszystko. Przebudować gruntownie pomysł, tak aby to
zadziałało. Dostosowane do dzisiejszych czasów.
Profesor
wstał i podszedł bliżej. Przytulił mnie.
- Jesteś moim
najlepszym przyjacielem Sora. Prawdopodobnie jedynym. Wiedz, że współpraca z
tobą to czysta przyjemność.
Poczułem dumę. Wiedziałem, że daje z siebie wszystko, a
Profesor to doceniał. Wierzył w mój osąd, więc postanowiłem się nie
zatrzymywać. Odsunęliśmy się od siebie.
- Dziękuje Profesorze.
To naprawdę dużo dla mnie znaczy.
- Idź już Sora. Jestem
bardzo zajęty, ty zapewne też. Pamiętaj, bądź jutro gotowy. Musimy rozegrać to
perfekcyjnie.
Wyszedłem z biura. Ominąłem pracowników, nie dając po sobie
poznać, że coś się dzieje. Byłem umówiony na spotkanie, które miało się zacząć
za pięć minut. Przyspieszyłem kroku. Nie chciałem się spóźnić. Nie wiedziałem
jakie mogły być tego konsekwencje. Mieliśmy się spotkać w mojej kwaterze. Sporo
ryzykowałem, bo jeżeli ktokolwiek by nas tam przyłapał, to mógłby sprawić sporo
problemów, a może nawet pogrzebać nasz plan. Wolałem jednak spotkać się w
jednym miejscu, w którym nie było kamer – w końcu, kto instaluje je w miejscu,
z którego obserwuje się resztę budynku?
Winda
się otworzyła, a ja wypadłem z niej jak oparzony. Czekali na mnie w środku.
Bobru i Neri siedzieli na fotelach, a Carlos był oparty o ścianę. Nie
wyglądał na zadowolonego w przeciwieństwie do pary, która patrzyła na mnie
z zaciekawieniem. Wyminąłem ich i usiadłem na swoim fotelu. Profesor uznał to
za zabawny zabieg. Jako robot nie musiałem odpoczywać, chociaż czasami
pokazywałem coś, co przypomniało zmęczenie. Robiłem to raczej dlatego, że
chciałem zachowywać się bardziej ludzko.
- Cieszę się, że
przyszliście. Szczególnie ty, Carlos – powiedziałem – Zebrałem was tutaj, ponieważ musimy zareagować.
- Na co zareagować? – zdenerwował
się Carlos – Dlaczego zbierasz nam
przeciwko swojemu stwórcy? Nie słyszałeś o czymś takim jak wdzięczność?
- Tak mi podpowiada
zdrowy rozsądek. Zresztą wybór pozostawiam państwu. Jeżeli nie podejmiecie
żadnego kroku to nikt go nie podejmie, bo ja na pewno nic nie zrobię. Chcę po
prostu dać wam szansę.
- Szansę na co? – zapytała
Neri – Doceniamy, że chcesz się z nami
tym podzielić, ale nie wiemy, na czym stoimy. Jak dokładnie wygląda sytuacja?
Odchrząknąłem.
To również robiłem z przyzwyczajenia.
- Jak wiecie za trzy
dni ma być oficjalne zamknięcie projektu Profesora. Wszyscy przygotowują się na
ogromne przyjęcie i oficjalny pokaz. Jak wiecie oficjalna wersja mówi o nowym,
potężnym źródle energii opartym o energię życiową. Pamiętacie wszystkie
kontrole z góry oraz specjalne wytyczne? Profesor nie mówił o tym, że na boku
przygotował, coś, co już wystartowało. Pięć ogromny satelitów zostały
wystrzelonych na orbitę. Są gotowe do zbierania energii. Niby nie ma w tym nic
dziwnego, ale oficjalna informacja mówi tylko o jednym, testowym, który
oficjalnie ma zostać wystrzelony dopiero za trzy dni. Zaskakujące, prawda?
- Profesor chce zrobić
coś na większa skale, co z tego? Pracowaliśmy tam Sora. Wiemy, że tworzymy coś,
co może skrzywdzić, ale przerodzić się w coś, czego nie da się opisać słowami.
Źródło energii, które pozwoli nam zapomnieć o elektrowniach atomowych, węglu,
ropie i wszystkim. Jeden człowiek będzie mógł zasilić nieduże miasto na cały
tydzień. Mówimy o w pełni zdrowym człowieku i zabiciu go. Pobieranie energii da
nowe miejsca pracy i będzie działało jak oddawanie krwi, tylko na nieco innym
podłożu. To rewolucja.
- Carlos jesteś
sprytny, a my nie jesteśmy głupi. Wiemy, że też coś zauważyłeś, ale masz to po
prostu w dupie, bo masz swój cel – włączył się Bobru.
- Profesor ma swój
cel, wy macie swój cel, dlaczego ja nie mogę go mieć? – uśmiechnął się, ale
widać było, że jest zdenerwowany.
- To nie chodzi o to,
co mamy, a czego nie. Chodzi o to, że Profesor może zrobić coś złego, a my
jesteśmy tymi, którzy mogą zostać zapamiętani jako ci, którzy go zatrzymali – Neri
zacisnęła dłoń na podłokietniku. Miała długie paznokcie, które teraz
widowiskowo zaciskało się przed moimi oczami.
- Nie zgodzę się – wróciłem
do tematu – Przynajmniej nie do końca. To
wszystko brzmi dobrze na papierze, ale to, że Profesor będzie chciał zrobić z
tego coś większego, na skalę światową, to trzeba zareagować. Pracowaliście nad
tą wiązką, której Profesor chce użyć, więc wiecie jak ona działa. Wiecie też,
że ona może zostać użyta bez aparatury. To, co stworzyliście to zdecydowanie
błogosławieństwo, ale może ono zostać użyte jako broń i to paskudna broń, która
zabija natychmiastowo.
- To naturalny proces
– Carlos chciał negować wszystko. Wiedziałem, że tak samo jak nasza trójka
zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, ale nie chciał do siebie dopuścić tej
wiedzy. Wolał żyć w przekonaniu, że postępuje słusznie – Czy nie tak samo było z wieloma innymi
wynalazkami? Czy nie możemy się po prostu cieszyć z naszego osiągnięcia?
Jesteśmy na szczycie tego zespołu. Będziemy w podręcznikach i książkach!
- Rozumiesz, że
Profesor może przerodzić twoje marzenie w rzeź? – zapytałem.
- Dlaczego go o to
podejrzewacie? Nie wierzysz w swojego pana Sora? Przecież to dobry człowiek.
- Nie będę się
zajmował sprawą moralności. Wykrywam zagrożenie i wam o nim mówię. Czy i jak
zareagujecie zależy od was.
W
pomieszczeniu zapadła cisza. Wszyscy pogrążyli się w zadumie. Kto by się
spodziewał, że zamiast czuć radości z podsumowania lat wspólnej pracy i
zobaczenia efektu końcowego, będziemy się martwić o nadejście jutra. Nie wahałem
się specjalnie. Zasłużyli na prawdę. Oczywiście to wszystko mogło być
nieporozumieniem, ale miałem większą wiedzę o projekcie niż ktokolwiek w tym
budynku, zapewne nawet Profesor i potrafiłem dodać dwa do dwóch. Wynik ani
trochę mi się nie podobał.
- Co proponujesz na
jutro? – zapytał nagle Bobru – Rozumiem,
że będziesz w tym miejscu z nim? Gdzie to będzie?
- W głównej sali – zobaczyłem
przed oczami wystający gwóźdź i podwójny korytarz. Miałem bardzo fotograficzną
pamięć – Będę tam z nim. Nie musicie się
obawiać, będę tam w roli zabezpieczenia, gdyby coś miało pójść nie tak.
- Chwila – Neri
spojrzała na mnie – Coś mi się tu nie
zgadza. Po co Profesorowi twoje zabezpieczenie, jeżeli teoretycznie nie robi
niczego niebezpiecznego?
- Rdzeń całej wiązki
jest bardzo delikatny. Średniej siły uderzenie może sprawić, że stanie się
niestabilny. Jeżeli Profesor nie prześle wiązki do satelity na górze to wszyscy
wyjdą z tego żywi. Wasza praca jest jednak na tyle stabilna, że o przerwaniu
przesyłania raczej nie ma mowy, chyba że uderzycie z dużą siłą.
- Czyli jeżeli będzie
próbował wysłać jutro tą wiązkę, to wystarczy w nią uderzyć i sytuacja zostanie
opanowana? – upewnił się Bobru.
- W teorii. W praktyce
oznacza to jednak jeden skutek uboczny. Aura po uderzeniu prawdopodobnie zabije
każdego w pomieszczeniu. Także nawet jeżeli przerwiecie przesyłanie to możecie
to przypłacić życiem – wiedziałem, że nie jest to dobra informacja, ale nie
potrafiłem jej przedstawić w bardziej przystępny sposób. To był poważny temat.
- A po czym poznamy,
że Profesor planuje zrobić coś złego? – zapytał Carlos, który na chwilę
porzucił maskę tego, który nie wie, co się dzieje.
- Wszystko zależy od
rozmiaru wiązki. Jeżeli będzie przypominała słup czy kolumnę to Profesor będzie
wysyłał ją na orbitę. Jeżeli będzie chciał tylko przetestować jak działa, to
prawdopodobnie nawet jej nie zobaczycie.
- Czyli to tylko test?
– prychnął Carlos – Naprawdę
przesadzacie.
- Test, który trzeba
kontrolować. Jeżeli nie byłoby się o co martwić, to dlaczego Profesor nie
zaprosił na test wszystkich? – zapytałem.
- Nie chciał ryzykować
naszych cennych żyć? Cholera, nie wiem, ale wydaje mi się, że po tylu latach
wspólnej pracy byśmy coś zauważyli!
- Właśnie to robimy – Bobru
wstał. Często nie mógł usiedzieć na miejscu – Czy jeżeli tam wejdziemy i spełni się najgorszy scenariusz to mamy
jakiekolwiek szanse na przetrwanie?
To nie
było proste pytanie. Chociaż odpowiedź mogłem podać od razu, to należało ją
przedstawić w sposób szczery.
- Tak, ale nie do
końca. Jedyny ratunek w razie wybuchu to furtka Kovak.
Ta odpowiedź im się nie spodobała.
- Jak wygląda
procedura od naszej strony? – zapytała bez wahania Neri. Odważnie.
- W pomieszczeniu
znajdują się dwa specjalne symbole z tsenretu. Mają dopasowany kształt w taki
sposób, że esencja powinna bez problemu się na nich osiąść. Niestety Profesor
przygotował specjalne czujniki, więc nie będę w stanie wnieść trzeciego
symbolu. Oznacza to, że w najgorszym wypadku przeżyje jedno z was, w najlepszym
uratuję całą trójkę. Wszystko zależy od przepływu energii, na którą nie mam
wpływu.
- Ludzie… - Carlos
pokiwał głową – Bez żartów. Nie chcecie
tego.
- I co wtedy? Jak
zgrasz nas do tych symboli i szczęśliwym trafem uda ci się uratować naszą
trójkę, to jak odzyskamy ciała? – zapytałem.
- Odbudowanie waszych
ciał na pewno trochę mi zajmie, ale jestem pewien, że uda mi się je
zrekonstruować. Już od pierwszego dnia pracy mam wasze pełne skany.
- Czy w instytucie
jest jakaś broń? – zapytała Neri. Carlos złapał się za głowę.
- Właściwie to przygotowałem
coś specjalnie na tą okazję – sięgnąłem do szuflady i wyciągnąłem rewolwer.
Była to jedyna broń palna jaka tutaj była. Sam Profesor o niej nie wiedział.
- Jesteście
niepoważni. Nie chcę już tutaj być – to mnie nieco zaskoczyło, ale Carlos
tylko rzucił okiem na broń i wyszedł z kwatery, trzaskając drzwiami.
- Musimy poradzić
sobie we troje – westchnął Bobru – Spodziewałem
się tego.
- Dwoje – poprawiłem
go – Przypominam, że nie mogę w żaden
sposób ingerować. Nie mam tego zapisanego w programie, ale boję się, że
Profesor mógł we mnie ukryć funkcje, o których nie wiem. Zareaguje w
ostateczności.
Mężczyzna
spojrzał na swoją dziewczynę. W jego oczach widać było determinacje. Ona też
wyglądała na gotową do działania. Byłem z nich dumny.
- Czy to zwykły
rewolwer? – zapytałam – Mamy
jakąkolwiek szansę na powodzenie?
- To broń, która ma
powstrzymać zamęt – odpowiedziałem tajemniczo.
- Broń, która ma
powstrzymać zamęt? – dopytał Bobru.
- Został zrobiony ze
stopu, który zawsze będzie wyglądał jak nowy. Jest bardzo lekka, ale ma dużą
moc. Przy dobrych wiatrach wystarczy jedno, celne trafienie w słup energii i
będzie po wszystkim.
- To szaleństwo – westchnął
białowłosy – Nie wierzę, że cała ta
ciężka praca pójdzie na marne.
- Niekoniecznie – uspokoiłem
go – Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale
ostatnio zbierałem informacje. Wszystkie dokumenty mam zebrane w tej szufladzie
– pokazałem stos kartek – Jeżeli
jutro rzeczywiście dojdzie od katastrofy i uda wam się przetrwać, a ja w jakiś
sposób zostanę zniszczony to musicie tutaj przyjść i to odebrać. Macie tutaj
dalsze instrukcje. Przewidziałem nawet najgorszy scenariusz?
- To znaczy? – zapytała.
- W najgorszym
przypadku broń uderzy w cały świat.
Bobru mechanicznie pokiwał
głową, a Neri zadrżała lekko. Chciałem ich pocieszyć i uspokoić, ale tak
naprawdę to nie wiedziałem niczego. Nie potrafiłem się skupić, chociaż moje
myśli dało się poszufladkować w dowolny sposób. W głębi marzyłem, żebym się
mylił. Żeby Profesor okazał się przeprowadzać zwykłe testy, próbę generalną
przed głównym spektaklem. Moi goście wstali. Spojrzałem na nich ostrożnie.
- Weźmiecie ją?
- Teraz nie ma odwrotu
– potwierdził twardo Bobru, chwytając za broń i celując w ścianę. Przymknął
przy tym jedno oko. Rzeczywiście, pomyślałem,
patrząc na niego. Teraz wszystko leżało w ich rękach. To jak potoczą się losy
świata mogło się zmienić w każdej chwili. Bałem się przeprowadzać symulacje
tego, jak to się skończy. Trzeba było podjąć ciężki wybór i zgodzić się z tym,
że jutro może skończyć się życie mojego stwórcy lub nastąpić początek końca
wszystkiego, co jest nam znane. Początek końca świata.
W końcu czytam na bieżąco!
OdpowiedzUsuńPeccatorum czytam od niedawna ale naprawdę mi się podoba i nie mogę się doczekać zakończenia.
To był mój pierwszy komentarz więc trochę namieszałem ale chyba powinno być dobrze
UsuńRozdział był kurtki ale fajnie się go czytało i już można bardziej poukładać wszystko w całość. Mam nawet teorię że Sam to tak naprawdę profesor, albo Carlos który przeżył, ale czas pokaże czy mam rację.
OdpowiedzUsuńŚmiałe założenia ^^ Na pewno dobrze główkujesz, że zarówno Sam jak i Profesor to "byty", ale niczego nie wykluczam. Od razu odpowiadając na drugi komentarz (ten wyżej), bardzo się cieszymy, że projekt się podoba i dziękujemy za komentarz!
UsuńProfesor jest bytem?
UsuńCzyli żyje!
No chyba że martwe ciało to też byt
Właściwie to wszystko rozbija się o to, że ten wirus w rozdziale gdzie grupa na poważnie rozmawiała z Lokajem (scena z powrotem Oliviera). Wirus został określony jako nie do końca choroba sama w sobie, a raczej coś w stylu "idei". Patrząc na to z tej strony można na 100 % potwierdzić, że Profesor i jego wizja żyją. Dodatkowo ta Furtka Kovak. Profesor przygotowywał ją tak sumiennie więc jeżeli Bobru i Neri przeżyli katastrofę istnieje szansa, że i on gdzieś znalazł swoje miejsce. Może nawet jest przetrzymywany? Wszystko stanie się jasne już niedługo ^^
UsuńOk już rozumiem.
UsuńDziękuję za wytłumaczenie.