Epizod VII - Rozdział 68: Moja Droga Agatho… (Agatha Liddell)

Witamy Was serdecznie w kolejnym rozdziale Peccatorum. Czas zamknąć ten epizod i tym samym ogłosić przerwę, która ponownie potrwa około miesiąca. Myślimy, że na ten moment spodziewajcie się powrotu w 1-2 tygodniu grudnia, chociaż postaramy się, żeby okres czekania na kolejny epizod nie był zbyt długi :) Póki co skupcie się na ostatnich chwilach (oraz wielu retrospekcjach), które domkną historię tej postaci! Miłej lektury!






Rozdział 68: Moja Droga Agatho… (Agatha Liddell)


                Byłam tutaj dopiero parę dni, a już nie miałam na nic siły. Czy ten koszmar się skończy? Chciałam uciec. Nie mogłam wytrzymać, czułam jak się wewnętrznie duszę. Muszę wrócić do sklepu. Za wszelką cenę. Zrobię to szybko, zrobię wszystko żeby wyjść z tego miejsca. Nie mogłam za bardzo spać, z trudem udawałam normę przed pozostałymi 21 osobami, które nagle zaczęły odgrywać ogromną rolę w moim życiu. Rozejrzałam się po korytarzu. Był środek nocy. Ostatniej nocy w tym przeklętym miejscu. Chłód stali, który czułam w dłoni sprawiał, że czułam niewyobrażalną mieszankę. Z jednej strony byłam przerażona, brzydziłam się sobą i nie chciałam dopuścić do siebie informacji, że zaraz zrobię coś złego. Popełnię ogromny grzech, ale kogo to obchodzi? Mam zostać w tym miejscu? Dać się zabić? Mój tata zawsze walczył do końca. Rodzice zostawili mi fabrykę wierząc, że stworzę zabawkowe imperium. Carmen Alvare. Była dla mnie taka miła… Nie! To niczego nie zmienia.
                Było ciemno. Delikatnie oświetlony korytarz sprawiał, że czułam się jak w śnie. To musiał być koszmar. Plan był prosty – wchodzę do środka, atakuje i uciekam. Trochę obawiałam się Jacoba i jego umiejętności detektywistycznych, ale było tutaj tyle osób. Nikogo nie było na korytarzu, wszyscy byli zmęczeni i wystraszeni. Kto by mnie podejrzewał? Sama siebie bym o to nie podejrzewała. Podeszłam pod drzwi i wzięłam wdech. Dam radę. Miałam nóż w ręce za plecami. Wejdź i zrób to! Wróć do swojego sklepu! Masz tyle do zrobienia, tłumaczyłam sobie. Nagle poczułam okropny dreszcz. Rozejrzałam się, ale nikogo nie zauważyłam. To było dziwne uczucie. Moja dłoń powędrowała w stronę drzwi i wtedy usłyszałam melodyjny głos:
- Agatho! – zagrzmiał. Tak się przestraszyłam, że na chwilę urwał mi się film. Gdy się ocknęłam zauważyłam, że nóż leży na ziemi, a parę metrów dalej stał on. Lokaj. Wyglądał tak samo jak w dzień, kiedy spotkaliśmy się w sklepie. Już wtedy mnie intrygował. Poczułam falę wstydu. Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy – Nie warto.
Nie wiedziałam, co się stało, ale mój instynkt zadziałał samoczynnie. Zebrałam nóż i uciekłam do swojego pokoju.
*
                Po wstaniu czułam się wyjątkowo nieprzytomna. Nie wiem, co się stało, ale wydawało mi się, że spałam całą wieczność. Podniosłam się z łóżka i rozejrzałam się po pokoju. Byliśmy w hotelu dopiero parę dni, ale ja miałam wrażenie, że minęła cała wieczność. Potarłam się po skroniach, w których czułam nieznośny ból głowy. Zaburczało mi w brzuchu. Zaraz mogłam pójść na śniadanie, ale dlaczego czułam tak ogromny głód? Podniosłam się z trudem i poszłam do łazienki przemyć twarz. Pomogło mi się to odświeżyć, ale efekt utrzymał się tylko przez moment. Przed wyjściem z pokoju zauważyłam, że coś leżało pod drzwiami. Koperta. Poczułam niepokój, ale mimo to rozpakowałam ją. W środku znalazłam list oraz kartę. Ta druga miała na sobie wygrawerowaną złotą literę „P” i przypominała kartę kredytową. Co to mogło być? Sięgnęłam po list. Zobaczyłem niesamowicie staranne pismo. Pierwsza myśl, jaka pojawiła się w mojej głowie, podpowiedziała, że to sprawka kobiety.
„Moja Droga Agatho…
Mam nadzieję, że nie czujesz się źle po tym, co się stało. Cieszę się, że nie zrobiłaś niczego głupiego. Na początek wytłumaczę Ci, co się stało - byłem zmuszony wpuścić gaz, który Was uśpił i naprawić swoje błędy. Niestety nie mogę Was wypuścić ani pomóc wam w wydostaniu się stąd, przynajmniej na razie. Liczę, że nie czujesz się zdezorientowana, ale wydałaś mi się wyjątkowym nabytkiem, dlatego postanowiłem, że zaryzykuję i Ci zaufam. Chciałbym żebyś ze mną współpracowała. Jest to współpraca, o której moi Pracodawcy wiedzą, ale nie poznają jej prawdziwej natury. Chcę żebyś pomogła mi poprzez dostarczanie informacji o tym, co się dzieje. Im więcej się dowiem, tym bardziej będę mógł pokierować wydarzeniami, tak żebyś była bezpieczna. Będę też walczył o to, żeby jak największa liczba z was przetrwała, ale wiem, że to może być trudne. Chciałbym, żebyś pomyślała o tym jako o zabezpieczeniu i czymś, co opłaci się dla obu stron. Naprawdę cię polubiłem i odkąd zacząłem obserwować twój sklep wiedziałem, że będziesz odpowiednią osobą. Razem będziemy mogli nad wszystkim sprawować pieczę i starać się zminimalizować straty, a przynajmniej spróbować. Podejrzewam, ze będziesz się o to pytała, więc od razu Cię uspokoję – Twój sklep ma się dobrze. Oczywiście postaram się obserwować go w wolnych chwilach, ale pamiętaj, że zawsze możesz mnie o to dopytać.
W dowód tego jak bardzo Ci ufam dołączam specjalną kartę. Po jej włożeniu do ukrytego czytnika w windzie będziesz mogła przyjechać do mnie, a także dostać dostęp do jeszcze niedostępnych pięter. Agatho, liczę na Ciebie. Nie szukaj mnie teraz, dasz mi odpowiedź przy naszym najbliższym spotkaniu.
Sora”
                Po przeczytaniu odłożyłam kartkę na bok i się uśmiechnęłam. To była świetna okazja. Chociaż całe miejsce i pozostali goście byli dla mnie czymś nowym to poczułam falę spokoju. Sora. To było jego imię? Odkąd pojawił się w moim sklepie wiedziałam, że jest kimś wyjątkowym. Serce zabiło mi szybciej i poczułam ciepło. Mogłam im wszystkim pomóc. Pełna pozytywnej energii ruszyłam na śniadanie. Pozostałe 21 osób na pewno się zastanawiało, co się stało. Ja już wiedziałam i ta wiedza bardzo mi się podobała. Czy na pewno mogłam mu zaufać? Spojrzałam na kartę, która połyskiwała nowością. Musiałam spróbować.
*
                Nasza relacja budowała się przez te wszystkie tygodnie. Po drodze grupa dopadła drugiego zdrajcę, czyli Oliviera. Mocno się zdziwiłam, kiedy okazało się, że Bobru i Neri go wskrzesili. Chociaż im pomagałam to jedyną osobą, która nade mną czuwała był Sora. Spędzaliśmy bardzo dużo czasu razem. Zwykłe pogawędki szybko zamieniły się w czułości. Przytulaliśmy się, a nawet doszło do kilku pocałunków. Czułam się przy nim bezpieczna i ważna. Dzięki niemu wiedziałam, że mój sklep dalej prosperuje, a także trzymałam ręce na pulsie. Patrząc na kolejne śmierci coraz bardziej rozumiałam, że to są trupy, które są wymagane do osiągnięcia celu. Zrozumiałam, dlaczego Bobru i Neri tak bardzo o to walczyli i jaki był większy cel. Jak wiele zmieniło się w moim podejściu odkąd tutaj byłam i zaczęłam współpracować z Sorą. Teraz wcale nie zależało mi na ucieczce z tego miejsca. Wolałam raczej obserwować i liczyć, że przetrwam tutaj do końca. Sora był dla mnie najważniejszy. Nie dopuszczałam tego do siebie, ale w głębi czułam, że świat schodził na drugi plan. Sora był najważniejszy. Byłam gotowa oddać za niego życie i pomagać mu jak tylko chciał. Byleby tylko dalej tutaj był. Czułam się przy nim fantastycznie. Chciałam żeby zawsze był obok mnie. Byłam gotowa o niego walczyć. Do utraty tchu.
*
                Spojrzałam na gotowe worki z krwią i poczułam jak przechodzą mnie dreszcze. Któraś z nich musiała coś mu zrobić. To była Wendy. Byłam prawie pewna. Zacisnęłam dłoń na materiale, wystawiając jego wytrzymałość na próbę. Musiałam odzyskać mój sweter i wykraść leki. Jakże wielkie było moje szczęście, gdy okazało się, że obie rzeczy są w jednym miejscu. Wyszłam ze swojego pokoju, czając się i obserwując korytarz. Musiałam poczekać aż Wendy i Mycroft wyjdą ze swojego pokoju. Miałam ochotę spalić ich razem z całym pomieszczeniem, ale miałam plan, którego wolałam się trzymać. Chciałam naciskać coraz mocniej, aż w końcu będę mogła zaatakować. Udało mi się przygotować urządzenie, które umożliwiało mi kontrolowanie filtru percepcji na odległość. Pilot miałam w kieszeni, już sprawdzałam i działał doskonale. Sora wytłumaczył mi jak ominąć pewne zabezpieczenia. Było to na tyle trudne, że bez dokładnych instrukcji na pewno nie dałabym sobie rady. Teraz wiedza, którą przekazał mi Sora miała pomóc w jego uratowaniu. Poczułam ukłucie motywacji.
                W końcu znalazłam odpowiedni moment. Podbiegłam do drzwi i chwyciłam zamek w trzech różnych miejscach, po czym przesunęłam kartą dostępu. To była kolejna sztuczka Sory. Był to awaryjny sposób na uruchomienie autodestrukcji zamka, dzięki czemu, jakby jeden z gości się zabarykadował w środku, można było się do niego dostać. Odsunęłam się i obserwowałam z satysfakcją jak zamek pęka na moich oczach. Musiałam się pospieszyć. Wbiegłam do środka i od razu podbiegłam do szafki nocnej. Starałam się nie zwracać uwagi na rozrzucone wszędzie ubrania, chociaż mnie obrzydzały. Pieprzona Wendy, zazgrzytałam zębami, otwierając szufladę. Wiedziałam, że Elizabeth dała leki na sen Mycroftowi. Musiały gdzieś tutaj być. Znalazłam je po chwili. Schowałam łup do kieszeni i zaczęłam się rozglądać. W tym pokoju panował duży bałagan, więc zaczęłam przewracać leżące na ziemi ubrania w poszukiwaniu tego konkretnego. Czułam obrzydzenie do samej siebie. Miałam ochotę złapać ją za włosy i przeciągnąć po całym hotelu. Chciałam żeby cierpiała za to, co zrobiła Sorze.
Chociaż byłam w środku nie dłużej niż minutę to zaczynałam czuć niepokój. Jakbym zabrała same lekarstwa to mogło zostać szybko odkryte i połączone ze mną. Sweter i leki mogły sprawić, że zaczną się zastanawiać. Musiałam stąd uciekać. Poleciałam w kierunku drzwi i trzaskając nimi pobiegłam korytarzem w stronę swojego pokoju. Nie spotkałam nikogo. Biegnąc przypomniałam sobie tamte czasy, kiedy Sora po raz pierwszy mnie uratował przed popełnieniem błędu.
- Pomszczę cię, Sora – obiecałam – Zapłacą za to. Uratuję cię i uciekniemy we dwójkę.
*
                Przez cały następny dzień pracowałam. Moje figurki przeszły drobne modyfikacje. Ich przerabianie pozwoliło mi się delikatnie uspokoić. Przypominałam sobie te wszystkie śmierci, których tak bardzo się bałam. Osoby, które tak bardzo obwiniałam. Myliłam się. Wszyscy zasłużyli na śmierć. Cholerne, kombinujące robaki, warknęłam w myślach. Nie mogli się powstrzymać. Chcieliby wszystko zniszczyć. Sprawić, że świat się skończy. Myślą, że ich bezużyteczne życia są tak dużo warte? Zabiję, a potem pomogę Duchom i Lokajowi. Zostanę ich wybrańcem. Plan był po prostu doskonały. Dzisiaj wieczorem będzie odpowiedni moment. Musiałam tylko odpowiednio się do tego przygotować. Zwoje folii leżały w łazience. Planowałam owinąć nimi meble i podłogę, żeby niczego nie zaplamić krwią. Miałam nadzieję, że Wendy będzie na tyle głupia i da się zaprosić do mojego pokoju. Musiałam jej przedstawić coś ważnego i trafić na nią w takim momencie, żeby nikt jej nie zauważył. Problemem był Mycroft. Dzisiaj był jego dyżur. Całe szczęście miałam tabletki nasenne. Dokładnie dwie sztuki. Jedną planowałam dać jemu, a drugą zachować na później.
Spojrzałam na zegarek. Nie lubiłam korzystać z tego oficjalnego, który wyświetlał godzinę na zielonej, elektronicznej planszy, więc wzięłam jeden z magazynu i sama go naprawiłam i nakręciłam. Pozostawało poczekać i liczyć na to, że uda się uderzyć w odpowiednim momencie. Ludzie byli zmęczeni po tym wszystkim, co się stało. Byli odsłonięci. Spojrzałam na sweterek, który zabrałam z pokoju Mycrofta. Jego też będę musiała się pozbyć. Najgorszy był mój zakaz. Nie mogłam go złamać, bo to mogłoby mnie pogrzebać. Musiałam odpowiednio zadziałać przed wybiciem ciszy nocnej, a następnie dokończyć plan dopiero po szóstej nad ranem. To było spore utrudnienie, ale przy odrobinie szczęścia mogło odpowiednio namieszać.
                Gdy dochodziła godzina 21, wyszłam ze swojego pokoju. Mycroft siedział przy dyżurce. Plan był prosty. Podeszłam do niego, jak gdyby nigdy nic. Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Czegoś szukasz, Agatha? – był rozdrażniony, było to słychać w jego głosie. Spojrzałam na kubek kawy stojący obok niego. Jak odwrócić jego uwagę?
- Chciałam upewnić się, że nic się nie dzieje – odparłam spokojnie. Musiałam się powstrzymać, bo czułam jak wewnętrznie mnie ciągnęło do tego, żeby po prostu wcisnąć mu tą tabletkę do gardła.
- Nie – odpowiedział – Jest tutaj strasznie nudno, ale po tym, co stało się na sali tortur, najchętniej bym po prostu zniknął stąd i poszedł gdzieś odpocząć. No, ale jest moja warta i nie zamierzam pozwolić, żeby ktoś znowu się do kogoś włamał.
- Co tu porabiacie? – rozbrzmiał głos zza moich pleców. Zacisnęłam zęby widząc Alice. Nie ufałam jej, ona też coś kombinowała, mogła wiedzieć, co stało się z Sorą, może zamiast Wendy zaatakować ją? Nie. To nie ją widziałam wtedy nagą. To nie ona uwodziła mojego najdroższego.
- Alice, daj sobie spokój.
- Musimy pogadać – stwierdziła twardo i popatrzyła na mnie. Zatrzymała na chwilę wzrok, jakby mnie skanowała, po czym się uśmiechnęła. Oparła się o wózek, na którym stała kawa i spojrzała na Mycrofta – Spójrz mi w oczy. Pokomplikowało się między nami, a chcę, żeby wszystko było jasne. Nie jesteś chyba sprzedawczykiem, Mycroft? Ostatnio zaczęłam cię nawet podejrzewać o bycie skończonym przegrywem.
                Przeszła gładko na bok, odwracając jego uwagę. Był zdenerwowany, łatwo to było poznać. Skupił się w całości na niej, więc nie czekając na lepszą okazję wrzuciłam przygotowaną tabletkę do jego kubka. Wcześniej odpowiednio ją sproszkowałam, tak żeby nie było jej widać. Pożegnałam się idąc w kierunku schodów, ale Mycroft nawet mi nie odpowiedział. Miałam nadzieję, że Alice nie zauważyła. Nie patrzyła na mnie w tamtym momencie, ale wydawało mi się, że wiedziała. Była przerażającą, okropną i wstrętną paskudą. Żałowałam, że nie rozplanowałam tego lepiej. Mogłam zabić je obie. Najchętniej zabiłabym je wszystkie. Za każde słowo, które wypowiedziały do Sory. Każde pożądliwe spojrzenie i zalotne kręcenie rzęsami. Czemu nie mogły zrozumieć, że on jest mój. Tylko mój.
                Wspinając się po schodach byłam pewna, że on nade mną czuwa. Jak w innym wypadku można było wytłumaczyć, że odwrócenie uwagi nadeszło samo, a teraz spotkałam przy windach Wendy? Była tutaj całkowicie sama. Odsłonięta. W porę opanowałam grymas na twarzy.
- Wendy – mój głos nie brzmiał przyjaźnie – Mam do ciebie prośbę.
Pod koniec się poprawiłam, ale miałam nadzieję, że nie usłyszała tej delikatnej nuty nienawiści w moich słowach. Całe szczęście nie uważała.
- Jaką? – zapytała.
- Masz może wolny wieczór? – zapytałam.
- To zależy…
- Chcę zrobić niespodziankę Carmen w swoim pokoju – skłamałam – Umówiłam się z nią na 23:00 i muszę przygotować parę rzeczy. Jesteś trochę wyższa ode mnie i będziesz mogła zawiesić ozdoby bez stołka, a we dwójkę pójdzie szybciej.
- I prosisz o pomoc mnie? – zdziwiła się, chociaż brzmiała na zaciekawioną.
- Nie mam kogo poprosić. Będę ci winna przysługę – obiecałam.
- Dobra… Długo to zajmie? Jestem zmęczona, muszę się dzisiaj szybciej położyć. Jutro mam fajny plan dla mnie i Mycrofta. Muszę mu pomóc się zrelaksować, ostatnio jest taki spięty. Zaraz ci wszystko opowiem.
- Niedługo, może 30 minut, ale jest jeden haczyk. Przyjdziesz do mnie po 22? – wiedziałam, że już ją zainteresowałam. Ona po prostu chciała się komuś pochwalić – Jak przyjdziesz teraz to Carmen może jeszcze do mnie wpaść, a po 22 na pewno już pójdzie. Proszę Wendy.
- Zgodziłam się – powiedziała twardo – Będę po 22.
Zadowolona pożegnałam się z nią, widząc w głowie setki scenariuszy, w których ją morduję.
*
                Pukanie do drzwi wybiło mnie z rytmu. Wstałam i podeszłam, drżąc delikatnie z emocji. Nie potrafiłam się uspokoić. Zwój folii stał na środku pokoju. Komunikat ogłaszający ciszę nocną nie był taki sam bez głosu Sory. Skup się, powiedziałam do siebie w myślach. Otworzyłam zamek i zobaczyłam, że przed pokojem stoi Alice. Odruchowo chciałam zamknąć drzwi, ale powstrzymałam się. Czego ode mnie chciała?
- Nie zajmę ci długo – powiedziała bez przywitania, wchodząc do środka – Chciałam tylko upewnić się, że nie zrobisz niczego głupiego.
- Co masz na myśli? – zapytałam, zamykając za sobą drzwi. Alice stanęła przy szkatułce. Była ona teraz zamknięta, a w środku znajdowały się wszystkie zrobione przeze mnie figurki.
- Wiem, że jesteś zła. W końcu Wendy i Sora dali czadu. Widziałam nagranie, ale czy warto marnować swój pobyt tutaj tylko dlatego, że twój przyjaciel przeleciał inną laskę?
Słowa odbijały się echem po mojej głowie. Widziałam jak Alice chodzi po pokoju i coś do mnie mówiła, ale nie słyszałam niczego. Czułam jak wewnętrznie pękam. Miałam ochotę ją dorwać. Nie wytrzymam do momentu, aż zamkną się drzwi. Nie chciałam jej spotkać, bo byłam pewna, że ją zniszczę. Chciałam żeby cierpiała.
                Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Rozejrzałam się i zauważyłam, że Alice zniknęła. Stałam dalej w tym samym miejscu, ale tak mocno zacisnęłam pięści, że paznokcie przebiły mi skórę na dłoniach. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Nie były zamknięte na zasuwę, czy Przyjaciółka w ogóle tutaj była? Przede mną stała ona. Chciałam zmyć tą pewność siebie z twarzy. Zamknęłam drzwi i uśmiechnęłam się serdecznie. Wiedziałam, że potrzebowałam jej pomocy, żeby to wszystko działało. Nie spodziewała się. Opowiadała z zapałem o tym, co zaplanowała z Mycroftem. Kolacja, świece, muzyka…
- Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że mam tutaj kogoś takiego. To w sumie trochę tak jak z tobą i Carmen. Może pomożesz mi jutro z przygotowaniami? – cała podłoga i część mebli była w folii. Ona nawet nie pytała. Po prostu przygotowywała miejsce swojej śmierci. Dalej nie byłam pewna czym ją uderzę. Przez większość czasu była odwrócona do mnie plecami. Nie spodziewała się – A wiesz, co będzie najlepsze? Seks. Mam ochotę go zajechać – zaśmiała się.
                Chwyciłam szkatułkę, nawet tego nie kontrolując. Uderzyłam z całej siły w tył głowy. Krople krwi ozdobiły moje dłonie. Wendy upadła i zadrżała, po czym znieruchomiała. Upuściłam pojemnik, który otworzył się, wypuszczając figurki. Na folii zaczęła zbierać się krew. Przyłożyłam palce do jej szyi, żeby sprawdzić puls. Brak. Usiadłam obok niej, patrząc na czerwoną plamę z tyłu jej głowy. Zabiłam ją jednym uderzeniem. Nie mam pojęcia dlaczego, ale wydawało mi się to zabawne. Zaczęłam się śmiać. Ona zabrała mojego mężczyznę? Ona to zrobiła? Ta żałosna istota, która teraz leżała po boku obok mnie. Chciałam przetrzeć ręce i zobaczyłam jak bardzo drżą. Pokój był wyciszony, ja też się uspokoiłam. Przez moment spanikowałam, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że postąpiłam słusznie.
- Możesz już iść, Wendy – wyszeptałam – Musisz przygotować się na jutro. Co? Chcesz zostać na noc? Dziewczęcy wieczór? PIERDOL SIĘ!
                Uderzyłam ją w twarz otwartą dłonią.
- Co mówisz? Przepraszasz za to, że dotykałaś mojego Sorę? Widzisz, nie jestem z tych, co rozpamiętują. Może ci wybaczę. Możesz zostać w moim pokoju, tak na dobry start.
Nie wiem ile tak siedziałam. Czułam błogość. Teraz musiałam jeszcze odzyskać Sorę. Uratować go. W końcu podniosłam się. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 2:00. Nie wiedziałam, kiedy to minęło. Pozbierałam figurki i poszłam wraz z nimi oraz szkatułką do łazienki, żeby się umyć. Nie czułam takiej potrzeby, ale musiałam to zrobić. To były małe przeszkody na drodze do szczęścia. Wyszorowałam wszystko i cała się umyłam. Zaczęłam zdzierać folie, zostawiając tylko zabrudzony kawałek pod ciałem. Przygotowałam też worek z krwią, który zdobyłam wcześniej i usiadłam na krawędzi łóżka. Wskazówka poruszała się miarowo do przodu. Pozostawało mi tylko czekać…
*
                Wybiła równo godzina 6:00. Kiedyś cisza nocna kończyła się o 8:00, wraz z porannym komunikatem, ale teraz miałam więcej czasu. Nie wiedziałam, czy Sora specjalnie nie zaproponował tego rozwiązania, żebym mogła bardziej korzystać z uroków poranka. Dbał o mnie i pamiętał w takich sytuacjach. Wyszłam z pokoju. Musiałam najpierw wziąć wózek. Tak jak się spodziewałam, Mycroft spał jak zabity. Sprawdziłam to parokrotnie, bo w razie oznak odzyskiwania przytomności byłam gotowa dać mu drugą porcję, która czekała na mnie. Przesunęłam go i podjechałam wózkiem po swoje drzwi. Zapakowanie na niego ciała było bardzo ciężkie, ale udało się. Zwinęłam resztki folii, szkatułkę, sweterek z pokoju Sory oraz worek z krwią i ułożyłam je na dolnym poziomie. Dopiero gdy dojechałam do schodów, zdałam sobie sprawę z kolejnej przeszkody. Schody. Pilot do kontroli filtru percepcji mógł mi pomóc później, ale jak miałam pokonać tą przeszkodę? Czas gonił. Zrzuciłam ciało i położyłam je obok śpiącego Mycrofta, po czym wniosłam wózek na górę. Po chwili wróciłam po ciało. Nie zostawiało po sobie śladów, więc nie miałam z tym najmniejszego problemu, chociaż musiałam ją przeciągnąć przez ziemię.
                Gdy byłam na górze ruszyłam w stronę prawego skrzydła. Miałam dokładny plan, gdzie ją zabiorę. Podeszłam do schodów i wyciągnęłam z kieszeni pilot. Wystarczyło nacisnąć. To było łatwiejsze niż uderzenie szkatułką. Chwyciłam oburącz za wózek i ruszyłam prosto na schody. Wiedziałam, gdzie chcę dojść. Po chwili byłam na miejscu, chociaż tak naprawdę minęło więcej czasu. Wyłączyłam filtr. Musiałam się pospieszyć. Przeszłam blaszane drzwi i długi korytarz, który prowadził do centrum sali tortur. Krzesło było gotowe. Podciągnęłam ciało Wendy, po czym włożyłam część folii na fotel, a resztę odrzuciłam na bok.
- On też mnie tak kładł na łóżku – odezwała się tak nagle, że aż podskoczyłam. To była ona.
- Pieprzona suko! – wrzasnęłam, uderzając ją pięścią w brzuch. Poprawiłam wiązania na rękach i podciągnęłam ją – Myślisz, że jesteś taka niesamowita? Jesteś warta tylko tyle, ile masz między nogami. Tutaj!
Rozerwałam jej sukienkę przy użyciu leżącego na stole noża. Było ich wiele, na ścianie znajdowała się cała wystawa. Po tym zerwałam jej majtki i zrobiłam zamach:
- Ty – dźgnęłam – dwulicowa – dźgnęłam – wredna – dźgnęłam – szmato – dźgnęłam – Gnij – dźgnęłam – w – dźgnęłam – piekle!
Nie mogłam się zatrzymać. Atakowałam raz za razem. Krew prawie nie wyciekała, Wendy od dawna nie żyła. Mimo tego, nie potrafiłam tego przerwać. Każdy cios zrzucał z moich pleców ogromny ciężar, chociaż nie miałam dość.
- DOŚĆ – krzyknęłam i odskoczyłam od ciała. Upadłam na plecy. Spojrzałam na sufit, nie próbując nawet wstać. Po ostatnich, ciężkich dniach czułam się w końcu spokojnie. Błogo. Mogłam leżeć na tej podłodze, tuż przy jej ciele przez cały dzień.
                Podniosłam się. Spojrzałam na swoje dzieło. To czym kusiła nie istniało. Ona zgasła. Nikogo już nie skusi. Uśmiechnęłam się. Zdjęłam resztę folii i odrzuciłam ją na bok. W tym obrazie brakowało tylko podpisu. Czułam się jak Olivier, kiedy rozcięłam worek z krwią i napisałam zręcznie „Wendy Vela Talent Dziwka”. Resztę krwi wylałam wyżej, tuż pod jej wiszącym ciałem. Worek odrzuciłam tam, gdzie folie. Musiałam odstawić wózek na miejsce. Nie wiedziałam, która jest godzina. Miałam nadzieję, że nikt jeszcze nie zauważył jego braku. Pozbierałam się i zostawiając ją samą, ruszyłam z powrotem na górę. Po drodze musiałam jeszcze przygotować jedną rzecz. Byłam pewna, że teraz nie wpadnie nikomu w oko, ale potem może im namieszać w głowach. Wyciągnęłam ze szkatułki figurkę Dismasa i położyłam ją po boku korytarza. Leżała w mroku. Kolejną – Raphaela – ułożyłam kawałek dalej. Wykładając drogę nieżyjącymi przeniosłam się do schodów. Resztę figurek musiałam rozłożyć później ręcznie, bo filtr nie pozwalał mi zatrzymać się w połowie drogi, a teraz priorytetem był wózek. Wypakowałam resztę figurek i schowałam je do kieszeni, a następnie ponownie włączyłam filtr.
                Przed oddaniem wózka postanowiłam jeszcze szybko skorzystać z filtru i wyrzucić sweterek, który zabrałam z pokoju Mycrofta. Przeniosłam się na wysypisko śmieci i wrzuciłam go w jedną ze stert. Na pewno nie będą mieli czasu żeby go szukać, a ja nie mogłam ryzykować, że ktoś mnie nakryje. Wróciłam do wózka, który stał przed blaszanymi drzwiami i tym razem wyruszyłam z nim na górę. Do recepcji i kwadratu mieszkalnego.
                Po chwili byłam na górze. Szybkim krokiem ruszyłam do wind, skąd zakręciłam na schody. Wtedy ją zobaczyłam. Siedziała oparta o ścianę tuż przy kupce brokatu. Skąd on się tu wziął? Ślad prowadził kawałek dalej, w kierunku klatki schodowej, z której przyszłam.
- Gdzie idziesz Pokrzywo? – zapytała wrogo. Carmen mnie nie poznała? Szczęście naprawdę się do mnie uśmiechało. Jej jednej mogłam pożałować w tej całej sytuacji, ale nie zamierzałam się zatrzymywać. Zresztą już nie było odwrotu.
- Wracam z wózkiem, dzisiaj ja zajmuję się śniadaniem. Czemu tu tak leżysz Carmen? – musiałam zachowywać się naturalnie. Adrenalina pompowała się przez całe moje ciało. Wyciągnęłam do niej rękę, ale Carmen zaczęła podnosić się sama. Wtedy mnie zaskoczyła.
- Zapłacisz za całe zło, które wyrządziłaś!
Poczułam ogromny ból przy lewym boku brzucha. Oparłam się ciężko o wózek i poleciałam do tyłu, uderzając plecami w ścianę tak, że aż powietrze uciekło mi z płuc. Carmen podniosła się i po chwili pobiegła w dół, zbiegając do sypialni. Co się właśnie stało? Przez moment mnie zamroczyło, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że mam naprawdę mało czasu. Zostawiłam wózek przy windzie, jeżeli Carmen i tak mnie widziała, to nie miało znaczenia. Musiałam działać i wprowadzić cały plan w życie. Tylko dlaczego było mi tak ciężko?
                Wróciłam do klatki schodowej i włączyłam filtr percepcji. Po zejściu czułam się naprawdę źle. Przeszłam raz jeszcze cały korytarz, upewniając się, że figurki dalej tam są. Gdy dotarłam do ciała to poczułam jak napełniają mnie nowe siły. Ona wyglądała na pokonaną. Była okaleczona i paskudna. Włożyłam jej pilot od kontrolowania filtru percepcji do kieszeni, po czym zaczęłam się wracać. Przez moment spanikowałam, bo nie mogłam znaleźć figurek, ale wszystkie były na swoim miejscu. Wspinając się z powrotem, już bez filtru, czułam się coraz słabiej. Rozłożyłam kolejne figurki i z trudem dotarłam do kwadratu. Robiło mi się ciemno przed oczami. Emocje opadały, a ja coraz bardziej słabłam. Po drodze zabrałam z wózka szkatułkę, która musiałam odstawić do swojego pokoju. Zeszłam na dół. Mycroft dalej spał na dole, oparty w dziwaczny sposób o ścianę. Korytarz powoli wstawał do życia, a ja czułam jakbym coraz bardziej je traciła.
                Gdy dotarłam do pokoju, zawiesiłam na klamce ostatnią figurkę, przedstawiającą moją ofiarę. Na niej nic nie zmieniałam. Chciałam pokazać, że ktoś mnie w to wrabia. Byłam pewna, że podejrzenia spadną na Alice. Zaśmiałam się po cichu. Nie zamknęłam drzwi. Teraz musiałam się położyć. Odłożyłam szkatułkę na szafkę przy moim łóżku. Wzięłam tabletkę. Wystarczyło się położyć, a wszystko się ułoży. Lewy bok bolał mnie coraz bardziej. Podeszłam do lustra w łazience i przeżyłam szok. Tuż pod żebrami miałam wbity ogromny kawałek szkła. Zrobiło mi się słabo, poczułam jak film mi się urywa. Musiałam coś z tym zrobić. Nie miałam czasu. Środek usypiający zaczynał działać. Podeszłam do szafy i z trudem wyciągnęłam gruby sweter. Niepotrzebne ubrania wrzuciłam do szafy i zagrzebałam, żeby nikomu nie chciało się szukać. Jeżeli tu dotrą będą mieli naprawdę mało czasu. Nie zdążą.
                Zanim nałożyłam najgrubszy sweter jaki znalazłam, przeżyłam kolejny szok. Moja bransoletka świeciła. Złamałam zakaz. Nie zdążyłam się nawet zastanowić. Przeszłam do łóżka i upewniając się, że nic nie wystaje, upadłam na pościel, po czym zasnęłam.
*
                Głosowanie się skończyło. Mój plan zawiódł. Jedynym plusem całej sytuacji było to, że Wendy zdechła. Byłam z siebie dumna, ale jednocześnie czułam, że jest mi coraz słabiej. Odłamek szkła dalej we mnie tkwił. Wiedziałam, że jak jeszcze trochę to pociągnę to Carmen pójdzie na dno ze mną. W końcu będzie wtedy moją morderczynią.
- Nie macie żadnych pytań do Agathy? – zapytał Bobru.
- Ona jest niepoczytalna, zabierzcie ją z tej sali i to jak najszybciej – Aaron brzmiał na przerażonego. Bał się mnie?
- Zabijcie ją – powiedział Mycroft bez przekonania.
- Najpierw kara – przypomniała Julia – Nie braliśmy tego pod uwagę, bo wszyscy mamy odsłonięte rękawy, a ona nie była brana pod uwagę jako sprawczyni, ale jestem pewna, że jej bransoletka świeci.
- Jestem pewna, że jej bransoletka świeci – przedrzeźniłam ją – Nie mylisz się! Popatrz sobie!
                Podwinęłam rękaw i ujawniłam ukrytą do tej pory bransoletkę. Świeciła na czerwono, gdyby nie materiał swetra to z pewnością zdradziłaby mnie wcześniej.
- Jeżeli nie zobaczę się z Sorą nigdzie nie pójdę! Macie mi go pokazać, albo pociągnę za sobą na dno więcej osób! – krzyknęłam.
- Niby w jaki sposób? – zaciekawiła się Alice.
- Przestań ją prowokować – poprosił Olivier – Kusisz los, Alice.
- Carmen zginie razem ze mną, a przed tym wszystkim pociągnę za sobą jeszcze jedną z was. Pierdoloną socjopatkę Elizabeth, a może dwulicową Alice? Mayer już swoje wycierpiała, w pełni ją rozumiem.
- Jesteś obłąkana, Agatha – odpowiedziała ze smutkiem Julia – Obłąkana przez utratę Lokaja.
- Nie straciłam go! – wrzasnęłam, a kropelki śliny wyleciały z moich ust. Widziałam wśród nich krew. Byłam blisko.
- Straciłaś. Gdybyś nie zabiła, to mogłabyś się z nim spotkać, a teraz zostaniesz stracona, a on tutaj wróci.
- Czemu wybrałaś Wendy? – zapytał Mycroft – Czemu się na nią uwzięłaś, ty mała psychopatko?
- Czemu rżnęła się z Sorą?! Zadaj sobie takie pytanie! – czemu oni tego nie rozumieli.
- Kiedy to się niby stało? – zapytał Olivier – Kiedy ich widziałaś?
- Po procesie Cecily – odpowiedziałam – Widziałam ich. Byli tam, nadzy… Widziałam!
- Czy możecie nam to wyjaśnić? – Julia zapytała Duchy.
- Na pewno nie teraz. Ostatnio byliśmy zajęci, a dzięki uprzejmości Mycrofta musieliśmy zajmować się jeszcze innymi, dodatkowymi rzeczami, dlatego na ten moment sami nie wiemy – odpowiedziała Neri.
- Ale ja wiem! – odkrzyknęłam.
- Agatha widocznie nie odpowie na wasze pytania i dalej będzie powtarzała to samo, dlatego dla wspólnego dobra zakończymy w tym momencie ten proces. Oczywiście jak zauważyliście najpierw udamy się do sali tortur, a dopiero stamtąd przejdziemy do egzekucji. Hej! – nim skończył mówić, podniosłam swój sweter i z rykiem wyciągnęłam fragment szkła. Był naprawdę spory. Poczułam zastrzyk energii, prawdopodobnie ostatni w moim życiu. Zeskoczyłam z platformy i pobiegłam w stronę Alice. Byłam coraz bliżej, ścisnęłam zabójczy fragment w dłoni i zamachnęłam się, gotowa pociągnąć ją ze sobą.
                Silna, męska dłoń wybiła mi fragment, boleśnie wykręcając rękę. Krzyknęłam z bólu i osunęłam się na ziemię. Przynajmniej mogłam przed śmiercią raz w życiu zobaczyć prawdziwe przerażenie na twarzy Alice Clarisse. Przeniosłam wzrok dalej i tym razem to ja zamarłam. Osobą, która rozbroiła mnie z tak dużą brutalnością był on. Sora. Stał nade mną, ale nawet nie patrzył w moją stronę. Podniósł mnie, a ja mimo wszystko czułam się bezpiecznie. Mój obrońca i anioł. Musiał teraz zgrywać twardego, żeby nie dawać nikomu wskazówki, że chce mnie uratować. Wniósł mnie na schodach bez problemu. Liczył się tylko jego dotyk i ciepło.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam – powiedziałam po cichu – Cieszę się, że wróciłeś.
Nie odpowiedział. Położył mnie na stół, gdzie wcześniej znajdowały się dowody i sprawnie zatamował krwawienie. Czułam się słabo, ale jego dotyk działał na mnie jak lekarstwo. Podniósł mnie ponownie. Czemu nie patrzył mi w oczy? Wsiedliśmy do windy razem z resztą osób. Alice unikała mojego wzroku. Czułam coraz większe zmęczenie. Robiło się coraz ciszej. Nagle zamknęłam oczy i już nie miałam siły ich otworzyć…
*
                Poczułam ukłucie, które postawiło mnie na nogi. Czy to była egzekucja? Nie. Poczułam więzy na nadgarstkach i łydkach. To była sala tortur. Dokładnie ten sam fotel, do którego przypięłam ją. Nie został nawet ślad.
- Świetnie, że się obudziłaś – zagrzmiał Bobru.
- Podaliśmy ci środek, który pozwoli ci przetrwać obie kary – dodała po chwili Neri – Nie chcemy dopuścić do sytuacji, żeby ktoś zginął przed końcem własnej egzekucji. Nie lubimy partaczy.
- Wymierzymy ci teraz obie kary, za złamanie dwóch zasad tego miejsca – Bobru uśmiechnął się widząc moje zdziwienie. Jakich dwóch?
- Jak to? – zapytałam słabym głosem. Czułam się jakbym miała nie przetrwać ani jednej. Sora wciąż na mnie nie patrzył.
- Złamałaś jedną z zasad hotelu, która zakazuje masakrowania zwłok. Nie daliśmy tego punktu dla zabawy. Najzabawniejsze jest to, że jest to druga zasada, którą złamałaś. Zaczęło się od tego, że wyszłaś z pokoju podczas ciszy nocnej! Nie chodzi o momenty, gdzie nasz kochany Lokaj znosił twój zakaz, żebyście mogli się spotkać, a o dzisiejszy poranek. Wyszłaś z pokoju o godzinie 6:00, ale starego czasu. Dzisiaj mamy 29 października, dzień zmiany czasu, który oczywiście tutaj przestrzegamy. Co za tym idzie, wyszłaś z pokoju po godzinie 5, a nie 6. A teraz, nie przedłużając, przejdźmy do wykonania kar.
                Nie mogłam uwierzyć, że ze wszystkich dni musiałam wybrać akurat ten. Mój zegarek nie przestawił się automatycznie, przez co nawet tego nie zauważyłam. Westchnęłam, śmiejąc się pod nosem. Co więcej mi pozostało.
- Zrobiłam to wszystko dla ciebie – powiedziałam do Sory, który dalej na mnie nie patrzył. Zerknęłam kątem oka na pozostałych gości, którzy obserwowali mnie z widowni. Jedynie Carmen nie mogła się przemóc. Prawie mnie zabiła. Sora przeszedł do wymierzania kary. Nie czułam strachu, byłam zbyt zmęczona. Nawet dziwny specyfik nie postawił mnie na nogi na tyle, żebym miała energię na coś więcej. Lokaj wyciągnął nitki oraz igłę i po chwili przybliżył się do moich ust. Chciał mi je zaszyć? Tak jak Julii? Igła przeszła przez moją górną wargę. Wzdrygnęłam się, ale nie czułam bólu. To było ledwo odczuwalne. Po zszyciu ust, poczułam większą falę niepewności, bo Sora rozciął moją spódnicę, zupełnie tak, jak ja to zrobiłam ze strojem Wendy. Po chwili zdarł moją bieliznę. Nie miałam jak się zasłonić i o ile nie przeszkadzało mi, że on to widzi, to jednak cała grupa przyprawiała mnie o niekomfortowe uczucie.
                Tym razem ból był znacznie bardziej odczuwalny. To miejsce było mocniej unerwione, każde wbicie igły sprawiało, że całe ciało przeszywały mnie nieprzyjemne dreszcze.
- Czemu mi to robisz? Ja cię kocham Sora…
Nie odpowiedział. Dalej robił swoje. Po zaszyciu mnie z przodu zrobił to samo z tyłem. Najbardziej bolesne było zaciąganie nici. Oddychałam ciężko przez nos. Sora zaszył moje usta z dwóch stron, zostawiając nieduży otwór na środku. Co on planował? Cała czynność mi coś przypominała, ale nie byłam pewna co.
- Zrobiłam to wszystko dla ciebie – powtórzyłam – Chciałam cię uratować.
To, że mnie ignorował, bolało znacznie bardziej niż nagość, czy igły. Czemu nawet na mnie nie spojrzał?
- Pierwsza część kary jest za nami – stwierdziła Neri – Czas na drugą.
                Sora sięgnął po niedużą butelkę z mętną zawartością. Po chwili wyciągnął z szuflady lejek. Co to była za substancja? Chciał mi ją wlać?
- Zupełnie jak przy czyszczeniu zwierząt podczas ich wypychania, oczyścimy z wszystkich nieczystości też ciebie. Osoby o słabym żołądku lepiej żeby na to nie patrzyły.
Teraz zdałam sobie sprawę, że pode mną znajdowało się naczynie. Wyglądało jak blacha o dużej średnicy i znajdowało się tuż pod fotelem. Sora włożył mi lejek do ust, po czym odkorkował butelkę. Środek przeczyszczający? Był potwornie gorzki. Próbowałam się wyrwać, ale nie miałam na to siły. Wierzgałam, czując jak gorzki płyn spływa mi do żołądka. Sora wyjął lejek i sprawni zaszył mi usta do końca, po czym się odsunął. Zrobił to w ostatniej chwili. Poczułam jak kumulująca się fala uderza mnie z każdej strony. Nieczystości z żołądka uderzyły w tym samym momencie w nos i odbyt. Z tego pierwszego po prostu wyleciały, zupełnie jak z kranu, nie miały żadnej przeszkody. Mieszanka krwi, wymiocin i paru innych rzeczy wyleciała ze mnie niczym torpeda. Drugi atak zatrzymał się początkowo na blokadzie z nici. Poczułam, że przeciekam.
                Ogromna fala nieczystości zbierała mi się w brzuchu. Zaczęłam się dusić, próbując rozerwać usta. Poczułam ogromny ból, gdy nici zaczęły rozrywać mi skórę. W końcu wydałam z siebie bulgoczący wrzask, który pozwolił mi oczyścić górne drogi oddechowe. Zdążyłam złapać krótki oddech, zanim nadeszła kolejna fala. Krew z rozerwanych ust wpadała do środka. Czułam ten paskudny metalowy posmak. Fale uderzały jedna po drugą. Wszystkie szwy zostały rozerwane. Byłam pusta. Ledwo miałam siłę na otwarcie oczu. Widziałam tylko, jak Lokaj do mnie podchodzi i odpina. Położył mnie na podłodze. Po chwili poczułam jak opłukuję mnie wodą. Następnie straciłam przytomność…
*
                Obudziłam się w innej sali. Nie znałam jej. Czułam się całkiem dobrze, co mogło oznaczać jedno. To była moja egzekucja. Byłam całkowicie goła. Leżałam na stole. Sora stał nade mną. Całość przywodziła na myśl wielki warsztat, tylko miejsce, w którym leżałam i wisząca lampa przypominały salę zabiegową. Sora wciąż nie patrzył mi w oczy. Nie byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku, przepłukanie organizmu musiało uszkodzić mi struny głosowe. Czy to miało jakiekolwiek znaczenie? I tak nie żyłam. Egzekucja to była w jedną stronę. Serce pękło mi na pół. Kochałam Sorę bardziej niż swoje życie. Ból, który mi zadawał nie był odczuwalny w taki sposób, jak to, co robił ignorując mnie. Czemu? Co ja mu zrobiłam? Sam był we mnie zakochany, dlaczego teraz zachowywał się tak dziwnie?
                Ustawił się przy mojej lewej ręce. Chwycił za dłoń, a następnie za palec. Nie zapowiadał, nie ostrzegał – po prostu gwałtownie go wyłamał. Ból uderzył we mnie niczym fala rozbijająca się o brzeg. Sora nie czekał na chwilę oddechu. Niczym maszyna łamał kolejne palce. Gdy skończył z pierwszą dłonią, przeszedł od razu do drugiej, gdzie zrobił to samo. Następnie zabrał się za kolejne stawy, wyłamując je po kolei. Ból przeszywał moje ciało, a ja leżałam bez emocji, przypięta, nie mogąca się wyrwać. Nie mogłam nawet się do niego odezwać. Gdy przeszedł do nóg, ból był coraz mocniejszy. Sora wyłamywał każdy staw w moim ciele z ogromną precyzją. Gdy większość mojego ciała była bezwładna, a ja leżałam w agonii, zaczęłam rozumieć, co się działo. Sora przerabiał mnie na lalkę. Zaczął od oczyszczenia wnętrza, a teraz wyłamywał stawy, które chciał zamienić na mechaniczne. Tylko mój umysł zachowywał spokój, ale to wszystko przez to, że ja już nie żyłam. To była egzekucja. To musiała być egzekucja. Byłam w piekle, na samym jego dnie i czekałam na koniec. Czułam się jak kupa mięsa, która nie ma w sobie nic. Wraz z tym jak Sora zaczął mnie ignorować, umarłam.
                Sora stanął nade mną. Wziął strzykawkę i wbił mi ją w szyję. Nie miałam pojęcia, co to może być, nie poczułam żadnej różnicy. Dopiero, gdy wyciągnął nóż domyśliłam się, że wprowadził we mnie substancję zagęszczającą krew. Planował mnie rozkroić. Chciał mnie zabić. To ja zabiłam dla niego. Mój oddech uspokoił się. Byłam gotowa na śmierć. Nic nie miało znaczenia. Ja nie miałam znaczenia. Spojrzałam na Sorę i wtedy poczułam jak wszystko uderza mnie z potrójną siłą. Z jego pięknej, czystej twarzy spływała łza. Spojrzał mi w oczy i wyszeptał dwa słowa. Następnie dźgnął mnie prosto w serce.

Komentarze

  1. O cię kurwiszonie. No powiem, że to wszystko: wydarzenia sprzed i podczas morderstwa, kary, egzekucja... POJECHAŁEŚ. Naprawdę, to ciężko choćby sobie wyobrazić.
    Jestem naprawdę zdziwiony, jak taka postać jak Agatha, która zazwyczaj była na drugim planie i zawsze była tą szarą myszką... Jest tak naprawdę kobietą bez skrupółów by zabić. I to tak agresywnie. Powiem szczerze, że pierwsze co mi przyszło do głowy po tym rozdziale, to że całe zabójstwo wygląda niczym wytwór Kuby Rozpruwacza. Pewnie to nie był zamierzony plan, ale i tak podoba mi się ten koncept. Boziu, i fakt, że Alice znów coś namieszała. Ale tym razem bardziej słownie aniżeli działaniem, choć u niej to nigdy niewiadomo. Prawdę mówiąc? Żal trochę Lokaja. Niby jest robotem... Ale i tak mi jest go żal. On to zaczął i on to zakończył. I jakby na serio był ten związek, a szczerze lubiłem ich razem.
    Co do egzekucji, lubię to sobie interpretować tak, że Agatha stała się taką kukiełką w rękach Porywaczy, przez co stała się nią naprawdę >< choć to "oczyszczenie z grzechów" też się przydało, bo oprócz tego do naprawienia Agathy nadawałby się egzorcyzm xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że rozwój i zakończenie wątku Agathy się Wam podobało. To jest ten moment, gdzie jakby ktoś był na tyle szalony, żeby czytać od razu to zauważy sporo rzeczy. Te wszystkie spotkania, jej pojawianie się w różnych miejscach, cała reszta... Tak czy siak rzeczywiście Agatha okazała się być kimś bliższym do seryjnego zabójcy, niż ktokolwiek inny. Lokaj jest dużo bardziej tragiczną postacią niż może się wydawać, ale tak naprawdę dopiero zaczynacie go poznawać. Jego złożoność.
      Agatha zdecydowanie stała się kukiełką/marionetką i to dosłownie. Zresztą zobaczycie jeszcze taką "końcówkę" egzekucji w kolejnym rozdziale, otwierającym kolejny epizod.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. "Czy ten koszmar się skończy? Chciałem uciec." - zmiana płci
    "z trudem udawała normę przed pozostałymi 21 osobami" - udawałaM

    "Korytarz pokryty delikatnym światłem, sprawiał, że czułam się jak w śnie." - 1) zbędny przecinek przed "sprawiał" 2) "pokryty światłem" niezbyt dobrze brzmi. Może "delikatnie oświetlony korytarz"?

    "Potarłam się po skroniach, które były objawami nieznośnego bólu głowy." - to tak jakby powiedzieć, że gardło jest objawem kaszlu albo brzuch jest objawem niestrawności. Może: "Potarłam się po skroniach, w których czułam nieznośny ból głowy."

    "jedyną osoba, która nade czuwała był Sora" - 1) osobĄ 2) zjadło wam "mną" przed "czuwała"

    "Musiałem się pospieszyć" - następna zmiana płci
    "Schowałam łup do kieszeni zaczęłam się rozglądać" - brakuje "i" przed "zaczęłam"
    "Chciałam, żeby cierpiała, za to co zrobiła Sorze" - drugi przecinek powinien być przesunięty przed "co"
    "Moje figurki przeszły drobną modyfikacje" - liczba pojedyncza mieszana z mnogą. Albo "drobną modyfikację", albo "drobne modyfikacje"
    "Jedną planowałam dać mu, a drugą zachować na później" - zaimek jest akcentowany, więc "jemu", a nie "mu"
    "było to słuchać w jego głosie" - słychać
    "Pokomplikowała się między nami" - pokomplikowało
    "Była przerażająca, okropną i wstrętną paskudą" - przerażającą
    "odwrócenie uwagi nadeszło samo, a teraz, spotkałam przy windach Wendy" - zbędny przecinek przed "spotkałam"
    "Nie chciałem jej spotkać" - zmiana płci
    "Nie czułam takiej potrzeby, ale musiałam zrobić" - musiałam TO zrobić
    "Dopiero, gdy dojechałam do schodów" - zbędny przecinek
    "Poprawiłem wiązania na rękach" - kolejna zmiana płci
    "Jesteś obłąkana Alice" - pomyliła się wam z Agathą
    "Czemu się na nią uwzięłaś ty mała psychopatko?" - przecinek przed "ty"

    Chcę zwrócić szczególną uwagę na błąd, który tu widzę bardzo często, a nie jest kwestią literówki. Spójrzcie na te zdania:

    "Kusisz los Alice"
    "Pomszczę cię Sora"
    "Czegoś szukasz Agatha?"
    "Jesteś obłąkana Alice"
    "Możesz już iść Wendy"
    "Nie jesteś chyba sprzedawczykiem Mycroft?"

    We wszystkich trzeba dać przecinek przed imieniem. W pierwszym przykładzie najlepiej widać, jak to może zupełnie zmienić znaczenie zdania - jest różnica między "Kusisz los Alice" a "Kusisz los, Alice".

    I to tyle, jeśli chodzi o korektę. Co do treści...
    Niesamowite, ile ten jeden rozdział dał najnudniejszej w Peccatorum postaci charakteru. Ale powiem szczerze, że sceną z Pecca, która wywołała u mnie największe obrzydzenie wciąż jest kara Jacoba, pewnie dlatego, że została opisana w bardziej klimatyczny sposób: dłuższy wstęp i reakcje pozostałych wprowadzały pewne napięcie, a to co się działo w tym epizodzie to już takie przerysowane gore.
    Jestem praktycznie pewna, że później ktoś powróci do życia, wskrzeszony przez Porywaczy lub jakoś inaczej (może nawet tak się stanie z wszystkimi). Głównym celem, dla którego goście zostali sprowadzeni do hotelu nie jest przecież zabójcza gra - ta wydaje się być raczej czymś w rodzaju eksperymentu. Przecież nie sprowadziliby grupy osób wybranych specjalnie przez swoją odporność tylko po to, by ich zabić na zawsze. Jeżeli tak się stanie, to ogromnie mnie ciekawi, jak to się ułoży między zmarłymi: co będą sobie miały do powiedzenia Sandra i Lily, albo Samfu i Yama/Jacob/Audrey? Jeszcze ten cały system "przechowywania" ludzi na nośnikach wspomniany w rozdziale Lokaja. Nie ma mowy, żebyście zmarnowali ten cały foreshadowing.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawione! Dziękuję bardzo za wyłapanie, nie ukrywam, że przez ostatnią jazdę na streamach, po prostu było mniej czasu chociażby na korektę, ale bardzo Ci dziękujemy za pomoc! No i największe podziękowanie za ten segment z przecinkami przed imionami. Przyznam, że nie miałem o tym pojęcia, a rzeczywiście błąd jest taki... rzucający się w oczy. Na przyszłość będę pamiętał i zastanowię się, czy przed premierą nie przekleić rozdziału gdzieś indziej + nie wyszukać chociaż tych słów z "em" "am" i oderwać przynajmniej kilka niepotrzebnie pomieszanych płci.
      No, ale przechodząc do samego meritum - ten rozdział zdecydowanie był gore. Nawet nie do końca uderzałem w to, żeby było przez to "wow", ale po prostu chciałem pokazać, że nie wszystko może być takie delikatne i Porywacze naprawdę potrafią być okrutni. No, ale też chyba uważam, że największe zestawienie było podczas kary Jacoba. Nie dość, że było to świeże, to rzeczywiście dobrze rozpisane. Co do całego motywu - ta 22 została wybrana z pewnego, konkretnego powodu. Znaczy powodów było znacznie więcej, ale jeden jest taki typowy... ludzki. Oczywiście nie zdradzę więcej, ale myślimy, że to będzie rozwinięcie/zakończenie wielu wątków ^^

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. No, koniec końców, Agatha naprawdę przeżyła dość ciekawą ewolucje jako postać. Poza tym akurat musiała Alice próbować zabić, nie wiem czemu ale mnie to śmieszy. xD No i ciekawi mnie czy gdyby lokaja nie było, to naprawdę udałoby się ją zabić, bo silną stroną Alice na pewno nie są sztuki walki i siła.

    Z takich jeszcze to po słowach "Nie jesteś chyba sprzedawczykiem, Mycroft?" Miałem w głowie taką Alice w stroju komunisty, podchodzącą do Mycroft. To by było zabawne.

    No i Carmen wiedziałem, ze pierścień w jakiś sposób oddziałuje na nią. Chociaż nie koniecznie to musi zrobić z niej przyszłego morderce, kto wie...

    Ciekawi mnie też czy może dostaniemy jakieś mini historyjki po zakończeniu pierwszego peccatorum. Takie sidestory nie do końca poważne z takich free timeów jak się miało odpowiedni przedmioty w danganronpie, albo nawet alternatywne scenki w stylu "co by było gdyby" np. Jacob nie umarł, happy end Agathy z lokajem, czy Samfu nie uderzył Alice tylko zawarł z nią sojusz itd. Wydaje mi się, że byłoby to fajnym bonusem przed dwójką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie cieszę się, że udało nam się nadać pełen kształt Agathcie, bo tak naprawdę ten rozdział do końca opisał ją, jako postać. Alice na pewno miałaby tarapaty, bo myślę, że nikt inny by nie zatrzymał pędzącej Agathy - no może Carmen, ale jej już nie było na sali.
      Carmen ma tutaj tak naprawdę najciężej jeżeli chodzi o różne przypadki po niej chodzące, ale jakimś cudem jeszcze żyje :D
      Co do historyjek... na pewno w głowie mam masę pomysłów, ale wiem, że Peccatorum jest dla mnie ogromnym "zabieraczem czasu" więc boję się cokolwiek obiecywać. Osobiście myślę, że przed dwójką (której tworzenie też na pewno nie zacznie się z dnia na dzień po skończeniu jedynki) pojawi się coś jeszcze z Jedynki. W sumie zżyłem się z wieloma postaciami, na pewno dałoby się sporo dopowiedzieć o nich, albo i nawet uderzyć w fikcje :D Był nawet pomysł na taki zabawany spin-off, gdzie Audrey, Samfu i Jacob uderzają jako trio w świat detektywistycznych przygód :D Na pewno wrota będą stały otworem i jak znajdę czas to będę coś jeszcze skrobał ^^

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  4. Ten hotel naprawdę zamienia ludzi na gorszych. Teraz jestem ciekaw o co chodziło z striptizerką. Czy Wendy była aż taka zła na Microsofta przez ostatnie głosowanie, że zaczęła flirtować z Lokajem ze wszystkich osób a Sora to odwzajemniał? Nie pasuje mi to. Mam nadzieję, że ta sytuacja się wyjaśni.
    Swoją drogą to widzę już nazwę epizodu VIII i przyznam, że jestem zadowolony bo moja teoria o tym, że Alice i Alan są rodzeństwem jest coraz bliska. Jestem ciekaw czy Alice nienawidzi Alana, bo ten przez swój pech zabił ich rodzinę. Tylko naprawdę by trzymała taką urazę po tylu latach? I dlaczego po incydencie zostali oddani do innych rodzin? To mi w tej mojej teorii nie pasuje, ale nie jest to niemożliwe.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz