Epizod V - Rozdział 47: Kaleka (Olivier Naess)
Witamy Was serdecznie w 47 rozdziale Peccatorum. Przepraszamy za 4 dniową przerwę, której ostatnio musieliście doświadczyć, ale była nam ona potrzebna na wyrównanie trybu życia po sesji oraz nawale obowiązków. Przedstawiamy wam bardzo ciekawą perspektywę, której zapewne wielu z Was się nie spodziewało już nigdy zobaczyć. Olivier Naess wrócił i ma wiele do powiedzenia. Jego postać od początku miała zaplanowaną taką, a nie inną drogę rozwoju i cieszymy się, że w końcu będziemy mogli Wam to w pełni pokazać. Na ten moment zapraszamy Was do czytania i prosimy o skomentowanie bloga w razie pytań oraz przesłanie bloga dalej.
Rozdział 47: Kaleka (Olivier Naess)
Zadrżałem,
próbując łapać ciepło z grzejnika, który dla mnie przygotowali. Odkąd opuściłem
tubę z zielonym płynem, bardzo ciężko mi było złapać temperaturę. W
pomieszczeniu było dosyć znośnie, ale ja wciąż czułem się zmarznięty. Nie
rozumiałem ani trochę tego, co się ze mną stało. Wydarzenia z pubu pamiętałem jak
przez mgłę. Obudziłem się wtedy na ziemi, z przeszywającym bólem klatki
piersiowej. Brzuchomówczyni stała nade mną. Patrzyłem na nią przerażony, nie
wiedząc jak się mogłem znaleźć w takiej sytuacji, przecież dopiero co kładłem
się spać… Próbowałem się podnieść, ale czułem niemoc i szok. Moje serce biło
jak oszalałe, a z każdym kolejnym uderzeniem, czułem jak ulatuje ze mnie życie.
Ona podeszła i pociągnęła mnie za rękę. Nie miałem siły walczyć. Robiła ze mną,
co chciała. Podniosła mnie i po chwili moje ciało przeszyły kolejne fale bólu.
Straciłem przytomność, ale po momencie odzyskałem ją, gdy zobaczyłem przed sobą
Rewolwerowa. Nie wiedziałem czy to, co widziałem to prawda czy fałsz. Komunista
zauważył moje otwarte oczy, ale zamiast mi pomóc doskoczył do mnie z czymś w
ręku. Ledwo widziałem na oczy, a po chwili poczułem kolejną falę bólu i moja
świadomość zniknęła.
*
Obudziłem
się dopiero w dziwnym urządzeniu. Czułem się ogłupiały, ciężko było zebrać mi
myśli. Spędziłem tam sporo czasu, czując się coraz lepiej. Najbardziej
szokujący był fakt, że słyszałem. Porywacze uratowali moje życie. Nie
wiedziałem, czy zrobili to ze względu na naszą współpracę, czy z innego powodu,
ale po dwóch dniach wypuścili mnie w końcu i zauważyłem, że oprócz naprawionego
słuchu mogłem również mówić. Mój język zmienił barwę, a miejsca, w których
zaatakowali mnie Komunista oraz Brzuchomówczyni przyozdobiły blizny. Duchy
wzięły mnie na rozmowę. Nie odbyła się ona jednak w miejscu, gdzie były zielone
tuby. Widziałem je w oddali, za ich placami. Pomieszczenie, w którym byliśmy,
było ciemne. Jedynym źródłem światła była lampka.
- Olivierze – zaczęła
Neri – Jak się czujesz?
Odruchowo sięgnąłem po notes, ale zauważyłem jego brak. To
był nawyk, którego prawdopodobnie nigdy się nie wyzbędę:
- Dobrze… Nie
rozumiem, co się stało. Co ze mną… co mi zrobiliście?
- Zostałeś przywrócony
do życia Olivierze. Kosztowało nas to mnóstwo energii, obliczeń i zasobów, ale
wiemy, że to jest możliwe. Będziesz czuł pewne skutki uboczne, które będziesz
musiał nam zgłaszać, ale jesteś żywy. Naprawiliśmy nasz błąd – powiedział z
dumą Bobru.
- Co? – chociaż
zrozumiałem ich słowa, to nie mogłem w nie uwierzyć. Przywrócony do życia? To
nie było możliwe…
- Udało nam się
opracować technologię, która pomoże nam w walce z wirusem i która była w stanie
postawić cię na nogi – do wyjaśnień dołączyła Neri – Oprócz przywrócenia funkcji życiowych udało nam się naprawić twój zmysł
słuchu i aparat mowy. Nie zmienialiśmy niczego innego, chociaż możesz czuć się
inaczej.
- Dziękuję… - powiedziałem
cicho.
- Nie masz za co
dziękować Olivierze – przerwał ostro Bobru – To my doprowadziliśmy do twojej zguby. Testowaliśmy na tobie nasz
produkt, który miał zwiększyć twoją wydajność, ale akurat ten eksperyment
doprowadził do niekorzystnych skutków ubocznych. Miałeś zaburzenie snu, które
sprawiało, że lunatykowałeś i podczas snu szedłeś do miejsca, o którym myślałeś
przed pójściem spać. Pomyślałeś o pubie i tam dorwała cię Mayer. Musieliśmy
spróbować to naprawić i udało się nam.
- Udało się! – ucieszyła
się Neri – Teraz będziesz mógł wrócić do
pozostałych gości. Nie spodziewają się twojego powrotu, ale na pewno się
ucieszą…
- Zdradziłem ich – przypomniało
mi się to jak przekazywałem informacje w zamian za pomoc i zapasy do malowania
– Nie przyjmą mnie z otwartymi rękami…
- Mamy do ciebie
jeszcze jeden interes – przerwała mi, ignorując moje słowa – Nasza dalsza współpraca nie ma najmniejszego
sensu. Ludzie i tak będą mieli problem z zaufaniem ci, dlatego ograniczmy nasze
wymiany do dostarczania surowców do tworzenia oraz wymiany wrażeń po
przywróceniu do życia. Odbudowanie więzi z twoimi przyjaciółmi to już inna
sprawa.
- Będziesz chciał nam
przekazywać wieści o sobie? – zapytał Bobru.
Spojrzałem
na nich, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Byłem dalej skołowany, a
rzeczy, o które mnie pytali, nie należały do najprostszych. Sztuka. Nie czułem
tego, co czułem kiedyś. Czy chciałem jeszcze dalej malować? Czy dalej mnie to
interesowało? W głębi serca czułem jakiś dryg, ale w rzeczywistości nie
wiedziałem nic.
- Mogę wam mówić… Jak
się czuję. Nie chcę jednak być dalej żywą tarczą.
- Tylko o to prosimy –
uspokoiła mnie Neri, wskazując Lokaja, który sięgnął do stolika stojącego
nieopodal. Wzrok też mi się nieco wyostrzył, chociaż okulary dalej były
przydatne – A to gest naszej dobrej woli.
Gdy byłeś martwy twoi przyjaciele kontynuowali to, po co tutaj przybyli. Padły
kolejne osoby.
Serce zatrzymało mi się na moment. Spojrzałem na nich
przerażony. Poczułem chłód. Końcówki moich kończyn były lodowato zimne. Ludzie
dalej się zabijali? Myślałem, że moja śmierć coś zmieni. Cokolwiek. Przecież
znaleźli zdrajcę. Zginąłem. Lokaj podał mi nieduże opakowanie, które otworzyłem
drżącymi, skostniałymi dłońmi. W środku znajdowały się pędzle. Już po samym
włosiu byłem w stanie rozpoznać. Przełknąłem ślinę. Komunista, Detektyw,
Kucharka, Uwodzicielka oraz Fryzjerka. Spojrzałem na Porywaczy pytająco.
- Reszta opowie ci jak
to wszystko się stało. Możesz też im powiedzieć, że Mycroft odegrał swoją rolę
we wskrzeszeniu cię i musi dojść do siebie. Niestety, ale kosztowałeś nas
naprawdę dużo zasobów Olivierze. Raz nawet przeciążyłeś wszystkie generatory,
które mamy w tym hotelu powodując awarię prądu. Było warto…
Schowałem pędzle do plecaka, który miałem ze sobą i wstałem.
- Mam wrócić do
swojego pokoju? – zapytałem.
- Twój pokój musi zostać
przygotowany, więc póki co pomieszkasz chwilę w galerii. To jedno z nowych
pomieszczeń. Prosilibyśmy żebyś się ukrywał aż do czasu spotkania, które
zaplanowaliśmy za trzy dni właśnie w galerii. W międzyczasie postaramy się
wszystko poukładać – odpowiedział.
- Umieściliśmy tam
twoje obrazy. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza, jak będziesz czuł taką
potrzebę, to zwrócimy je do pokoju – dodała po chwili Neri.
- Nie musicie – odpowiedziałem
i wstałem – Mogę już iść?
- Jeszcze jedno – Lokaj
podszedł i wręcz mi opakowanie – Tabletki,
które powinieneś zażywać, żeby dobrze funkcjonować. Spokojnie, nie ma w nich
nic, co cię jakkolwiek zmieni.
Niepewnie wsunąłem opakowanie do kieszeni spodni.
*
Patrzyłem
na grupę z równie wielkim szokiem, jak oni na mnie. Starałem się dostrzec coś
na twarzach, przeczytać je, ale nie potrafiłem. Denerwowałem się. Pomimo tego,
że było mi zimno, moje dłonie były spocone.
- Chwila… - zaczął
Aaron. Spojrzałem na Wendy, która jako jedyna stała i znalazła się tuż obok
mnie. Patrzyła na mnie z takim zawodem w oczach, że chciałem zapaść się pod
ziemię.
- Mycroft zawsze tak
wyglądał? – zapytał Samfu.
- Olivier? – pierwszą
osobą, która nazwała mnie po imieniu była Cecily. Uśmiechnąłem się lekko,
przecierając palce o spód dłoni. Spuściłem wzrok.
- Moment, co tu się
dzieje? – Aaron wstał, jakby chciał mi się lepiej przyjrzeć – To jest Olivier?
- Zgodnie z obietnicą,
moi pracodawcy zapłacili za swój błąd. Oto pan Naess, cały i zdrowy – ogłosił
mnie Lokaj. W galerii zapadła martwa cisza. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.
Wiedziałem, że nikt nie przywita mnie okrzykami radości, ale to wyglądało źle.
Czy aż tak przeszkadzało im to, że przekazywałem informacje dalej? Czy po takim
czasie wciąż czuli do mnie nienawiść?
- Ale teraz tak na
serio – Samfu przerwał ciszę, patrząc na Lokaja – Jeżeli podnieśliście zdrajcę, znowu pokazując jak niesprawiedliwi
jesteście, to prosimy teraz o wskrzeszenie Jacoba i Audrey.
- To nie tak działa
panie… - zaczął Lokaj.
- Jak to nie tak?
Wskrzeszacie tego cherlawego zdrajcę? On nikogo nie obchodzi, znowu wy wszystko
wybraliście, co to do cholery znaczy? – Król Dram oburzył się i spojrzał na
mnie ze złością.
- Uspokój się – Yama
podszedł do niego i złapał go za ramię.
- Powinniśmy się
cieszyć, że jeden kwiatek wrócił do naszego ogródka – powiedziała Carmen – Cieszę się, że cię widzę Bez.
Poczułem
się odrobinę pewniej. Spojrzałem na nią i zrobiło mi się cieplej. To ona oraz
Agatha pomagały mi komunikować się z grupą na początku pobytu tutaj.
- Ten hotel nie
przestaje mnie zadziwiać – wykrzyczał zadowolony Ethan.
- Jak się czujesz? – zapytała
Agatha, podchodząc bliżej.
- Dobrze. Czuję się
dobrze – odpowiedziałem słabym głosem – Cieszę
się, że mogę wrócić.
- Gdzie jest Mycroft?
– Wendy spojrzała najpierw na mnie, potem na Lokaja. Chciałem się odezwać,
ale białowłosy spojrzał na mnie i odpowiedział:
- Mycroft wróci do was
niebawem. Wykonał już swoją pracę i spłacił dług, teraz odpoczywa. Poza tym to
koniec tego spotkania, mam nadzieję, że rozumiecie już z czym mamy do czynienia
i w zwiększonym gronie będziecie współpracowali i w końcu dojdziemy do
porozumienia. Życzę powodzenia.
Lokaj
wstał z krzesła i ruszył w stronę wyjścia. Drzwi za nim trzasnęły, a mnie
przeszedł dreszcz. Zostałem z nimi.
- Ja mam dosyć na
dzisiaj. To, że żyjesz to jakieś nieporozumienie – stwierdził Samfu.
- Samfu, ja… - zacząłem.
- Daruj sobie – powiedział
i wyszedł.
- Też nie rozumiem, co
to ma znaczyć… Nic do ciebie nie mam Naess, ale jeżeli ty zasłużyłeś na życie,
to każdy powinien wstać – powiedziała Alice i pokręciła głową – Ja też na dzisiaj już pasuję. Wrócę do
siebie. Późno już.
Poszła w kierunku wyjścia.
- Jakim cudem ty
mówisz? – Elizabeth spojrzała na mnie spojrzeniem, który łączył zdziwienie
i zniesmaczenie. Grupa przybliżyła się, jakby oglądali eksponat w zoo.
- Słyszysz nas
normalnie? – zapytał Alan – To
dobrze, że odzyskaliśmy przynajmniej jedną osobę.
- Nie chcę sprawiać
problemu…
- Czy ty masz
niebieski język? – zapytała Carmen.
- Tak, to efekt
uboczny – odpowiedziałem.
- Musimy ustalić sporo
faktów. To zaskakujący zwrot wydarzeń – powiedział Maks – Nasi porywacze mają moc, która nie mieści
się nam w głowach. Pamiętasz coś z ostatnich dni?
- Tak – odpowiedziałem
– Mogę wam opowiedzieć, po prostu jestem
trochę zmęczony.
- Wszyscy jesteśmy – stwierdziła
Elizabeth – Jeżeli się nie obrazisz, to z
chęcią cię przebadam w wolnej chwili. Może będziesz potrzebował czegoś, żeby
poczuć się lepiej.
- Jeżeli chcesz – spojrzałem
na nią, szukając w oczach czegoś, jakiejś instrukcji zachowania. Nie znalazłem
jednak niczego. Ludzie unikali kontaktu wzrokowego, albo patrzyli na mnie z
pogardą lub zdziwieniem. Zawiesiłem wzrok na Julii. Była cała blada.
Skrzyżowała ręce na piersi i stała do mnie bokiem, nie patrząc w moim kierunku.
Moja niedoszła morderczyni. Chciała mnie zabić, to nie ulegało wątpliwości.
Faktem również było to, że Rewolwerow też na mnie polował i prawdopodobnie
zadałby mi jeszcze gorszą śmierć. Mogłem być tym obrażonym i nie dać jej żadnej
szansy, ale to była jedna rzecz, której nie chciałem zepsuć. Postąpiłem krok
naprzód, omijając Yamę oraz Cecily i stanąłem przy niej. Przełknąłem ślinę,
wiedząc, że teraz, jak już wyszedłem na przód, to muszę się odezwać:
- Nie mam ci za złe.
Tego co mi zrobiłaś – powiedziałem. Drgnęła zauważalnie i spojrzała w moją
stronę. Nie skomentowała. Zaciskała usta.
- Jutro będziemy o tym
myśleć – stwierdził Maks – O tej
godzinie i po tylu informacjach każdy potrzebuje zebrać to wszystko w całość i
przetrawić. Widzimy się na śniadaniu.
- Zgadzam się z Maksem
– stwierdziła Elizabeth – Muszę
przemyśleć o tym, czego się dowiedzieliśmy.
- Ta choroba brzmi
strasznie – Pechowiec kiwnął głową. Nie miałem pojęcia o czym dokładnie
mówili, ale miałem nadzieję, że nadrobię wszystko.
- Nie wiem, co powinienem
zrobić… - podrapałem się po głowie, a wszystkie spojrzenia ponownie
skierowały się na mnie.
- Dzisiejsza noc może
być ciężka, ale wiedz, że sporo się zmieniło odkąd… Od jakiegoś czasu – poprawiła
się Agatha – Staramy się pracować razem.
- Porywacze cały czas
próbują nas zmusić do zabijania się – stwierdził Yama – Ale rzeczywiście staramy się z tym walczyć.
- Twój powrót nie
ułatwia sprawy – Aaron spojrzał na mnie – Ale… nie martw się tym. Damy sobie radę.
Informatyk
musiał zauważyć, jak kiepsko wyglądam, bo jego twarz zmieniła wyraz, a głos
złagodniał. Czułem jednak jego niechęć. Nie wiedziałem, czy ktokolwiek oprócz
Agathy i Carmen przyjął mnie jakkolwiek przychylnie. Westchnąłem po cichu.
- Powinniśmy wracać – powiedziała
Julia, zupełnie bez emocji.
- Zgadzam się. Jutro
pogadamy na śniadaniu – Maks pokiwał głową, powtarzając wcześniejsze słowa.
Ruszyliśmy grupą w stronę windy. Zdążyłem się trochę rozejrzeć po hotelu.
Chociaż Duchy kazały mi siedzieć w galerii to poruszałem się po korytarzach
nocą, gdzie miałem małe szanse na spotkanie kogokolwiek. Mimo tego, wpadłem na
Samfu. Nie poznał mnie, bo nie podszedł bliżej, tylko przyglądał mi się z
daleka. Mógł się mnie wystraszyć, zdarzyło się to dosyć późną porą, gdy
podszedłem pod drzwi swojego pokoju i chciałem do niego wejść. Byłem wtedy
skołowany. Moje myśli nie układały się w całość. Już wcześniej miałem problemy
z ogarnięciem się ze sobą, a teraz czułem się zagubiony. Wrzucony w wir akcji,
której się bałem. Nie wiedziałem, jak się sobą zająć. Nie czułem pociągu do
malowania. Drżały mi ręce. Próbowałem nad tym pracować podczas pobytu w
galerii, ale miałem jeszcze wiele do zrozumienia. Odzyskałem swoje pędzle,
płótna oraz cały dobytek, ale nie miałem co z nim zrobić. Byłem uszkodzonym artystą.
Kaleką, znacznie innym niż wcześniej. Upośledzonym na zupełnie różnym podłożu.
Wsiedliśmy
do windy i po chwili wysiedliśmy na korytarzu, który łączył się z recepcją.
Grupa wymieniła kilka słów i pożegnała się, a ja zadrżałem z zimna. Wciąż
odczuwałem ogromny chłód, jakbym był zanurzony w zimnym strumieniu wody.
- Pamiętajcie, żeby
przyjść jutro na śniadanie – rzucił na odchodne Maks. Ruszyłem w kierunku
schodów, prosto do swojego dawnego pokoju. Lubiłem to miejsce. Podszedłem pod
same drzwi i zauważyłem, że Lokaj zdążył już wymienić system, który kiedyś był
potrzebny, na zwyczajny dzwonek do drzwi. Słyszenie dalej było czymś nowym, ale
zaskakująco szybko się do tego przyzwyczaiłem. Mowa również przyszła
naturalnie, ale nie wiedziałem czy Duchy nie zmieniły tego we mnie automatycznie,
gdy byłem w zielonej tubie. Włożyłem klucz do dziurki i ku swojemu zdziwieniu,
zauważyłem, że się nie przekręca. Nacisnąłem na klamkę, a drzwi stanęły
otworem. Zaskoczony przyjrzałem się im z konsternacją. Zamek nie działał. Czy
to było przeoczenie, a może celowy sabotaż? Przeszły mnie ciarki. Wszedłem do
środka i sięgnąłem po jedno z krzeseł. Przystawiłem je i zablokowałem nimi
klamkę. To zadziałało, bo całość otwierała się do środka, ale nie zmniejszyło
mojego szoku. Kiedyś czułem się w pokoju bezpiecznie, a teraz okazało się, że
każdy mógł do niego wejść? Może to była zmiana, o której zwyczajnie nie
słyszałem?
Odwróciłem
się w stronę głównej części pomieszczenia i rozejrzałem. Było tutaj znacznie
czyściej niż ostatnim razem, gdy odwiedzałem to miejsce. Wtedy po podłodze
walały się przyrządy artystyczne i wszędzie coś stało. Musiałem przeskakiwać i
poruszać się z prawdziwą gracją, żeby odnaleźć się w labiryncie moich rzeczy.
Teraz wszystko wróciło do ustawienia domyślnego, które zastałem, gdy spędzałem
pierwszą noc w hotelu. Nie musiałem się obawiać, że szybko się to zmieni.
Widząc rozstawione płótno, nie czułem pokusy. Nie ciągnęło mnie do tego. Miałem
nadzieję, że to był chwilowy brak weny. Przejechałem dłonią po stole. Jego blat
był delikatnie chropowaty, ale powierzchnia została perfekcyjnie wyczyszczona.
Łóżko świeciło bielą i pachniało przyjemnie czymś, co kojarzyło mi się z
górskimi kwiatami. Wracałem wspomnieniami do domu. Usiadłem ciężko na pościeli
i schowałem twarz w dłoniach. Czułem zmęczenie, zarazem go nie czując. Byłem
ludzką karuzelą skrajnych emocji i odczuć. Chociaż zastanawiałem się właściwie
byłem jeszcze człowiekiem. Spojrzałem na blizny. Nikt normalny nie mógłby
przeżyć takich ran. Co oni ze mną zrobili?
Z
zamysłu wyrwało mnie pukanie do drzwi. Podskoczyłem. Kto to? Wstałem i
ostrożnie przysunąłem się bliżej, starając się nasłuchiwać. Pokój był
dźwiękoszczelny, o czym po chwili sobie przypomniałem. Zrezygnowany, stoczyłem
pojedynek z krzesłem i odstawiłem je w końcu na bok. Przynajmniej solidnie trzyma klamkę, pomyślałem otwierając drzwi.
Zauważyłem Cecily. Uśmiechnęła się na mój widok. Przetarłem ręce, czując jak
zimne są. Starałem się odwzajemnić uśmiech, ale to co pojawiło się na mojej
twarzy było raczej niezręcznym grymasem.
- Olivier, chciałam ci
coś powiedzieć. Dziękuję, jest już późno, postoję – powiedziała, gdy
wskazałem jej gestem dłoni wnętrze pokoju – Jak
się czujesz?
- Dziwnie – przyznałem
po chwili, a słowa z trudem przeszły mi przez gardło. Przyglądało się mojej bliźnie
i niebieskiemu językowi. Była ciekawa i nawet nie próbowała tego ukrywać – Staram się dostosować, ale sporo się
zmieniło odkąd…
- Opowiemy ci o tym na
śniadaniu – uspokoiła – W sumie
poniekąd po to przyszłam. Uważaj na siebie.
Przeszedł mnie dreszcz. Serce zabiło szybciej i poczułem jak
spokój, który starannie zbierałem przez ostatnie godziny prysł, niczym bańka
mydlana. Co miała na myśli? Ktoś znowu na mnie polował? Dlaczego Duchy kazały
mi wrócić do tego miejsca? Co jeżeli wolałem być martwy? To było łatwiejsze,
zdecydowanie. Powrót do hotelu nie był nagrodą, a karą. Naprawiając mnie
zrobili ze mnie jeszcze większego kalekę.
- Dz-dzięki…
- Nie mówię tego, żeby
cię wystraszyć. Po prostu nasi przyjaciele przyjęli założenie, że po śmierci
Jacoba, który odszedł z hukiem, wszystko się ułoży. To bzdura. Cieszę się, że w
to wierzą, sama ich do tego nakłaniam, ale wiem, że to nie jest do końca
prawda. Po prostu spowalnia to działanie ewentualnego sprawcy, który widzi, że
tempo spadło i może działać bez pośpiechu – zrobiła pauzę. Na jej twarzy
widziałem przeróżne emocje. Wyglądała jakby naprawdę to przeżywała – Twój powrót przelał czarę goryczy w wielu
sercach. Musisz być bardzo ostrożny. Ludzie powiedzą ci, że nikt nie jest
zdolny do zabicia ciebie, ale prawda jest taka, że każdy może być ofiarą i
mordercą. Bez wyjątków. Uważaj na siebie Olivier.
Chciała
odejść, ale zatrzymałem ją. Spojrzała na mnie:
- Dziękuję Cecily – powiedziałem
– Mam pytanie. Czy klamka w twoim pokoju
też nie działa?
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, po czym przeniosła wzrok
na moje drzwi.
- Nie sprawdzałam,
jeszcze nie byłam w pokoju, ale jak wychodziłam na spotkanie to wszystko
działało. To dziwne, może zgłoś to do Lokaja?
- Nie dzisiaj – odpowiedziałem
po cichu – Zastawię się drzwiami, a jutro
zobaczę…
- Uważaj na siebie.
Widzimy się na śniadaniu, dobranoc – stwierdziła i odeszła, uśmiechając się
do mnie. Obserwowałem ją przez chwilę, zahipnotyzowany gracją i dostojnością
jej ruchów. Otrząsnąłem się i ponownie zastawiłem drzwi. Słowa Cecily
rozbrzmiewały w głowie. Zimno dokuczało i sprawiało, że pomimo zmęczenia
postanowiłem jeszcze wziąć kąpiel. Wszedłem do łazienki, nastawiając gorącą
wodę. Miałem ochotę się pomoczyć. Rozebrałem się, czując, że za moment zamarznę
i poczułem błogość, gdy powoli, ostrożnie zanurzałem się w cieple. Oparłem się
wygodnie i zdjąłem okulary, które momentalnie obtoczyła gruba warstwa pary.
Odetchnąłem. Moje myśli ponownie zaczęły szaleć. Znajdowałem się w dziwnym
miejscu, bo z jednej strony czułem, że chcę opuścić ten hotel, ale coś w głębi,
jakieś nieopisane przeczucie, mówiło mi żebym podążał za Porywaczami. Pokazywali,
że mają władzę i plan. Wiedzę znacznie większą od naszej. Grupa poznała
szczegóły choroby, które mnie również interesowały, miałam nadzieję, że dowiem
się o nich już jutro. Wewnętrzny konflikt trwał. Nie potrafiłem stwierdzić, jak
bardzo rozbity jestem, ale momentami to mnie przytłaczało. Musiałem jeszcze
sporo zmienić, żeby działać jako człowiek. Wypełnionymi podobnymi
przemyśleniami, posiedziałem jeszcze trochę w cieple, po czym wyszedłem i drżąc
niczym osika, przebrałem się i położyłem spać. Wtedy przypomniałem sobie, że
Duchy przekazały mi tabletki, które miały mi pomóc ustabilizować się. Były to
zwykłe witaminy, trochę wzmocnione w ich stylu. Postawiłem je na półce obok
łóżka. Zerknąłem raz jeszcze w kierunku drzwi, które dzielnie podtrzymywane
przez krzesło, nadal były zamknięte. Poczułem nagły głód. Nie chciałem teraz
już wychodzić z pokoju, ale nie mogłem doczekać się śniadania w jadalni. Z tą
myślą w głowie, zasnąłem.
*
Obudziłem
się słysząc głos Lokaja:
- Witam państwa.
Wybiła właśnie godzina ósma, co oznacza, że za piętnaście minut odbędzie się
śniadanie. Prosiłbym o obecność wszystkich gości, za wyjątkiem Mycrofta
Goldenwire’a, ponieważ pojawiła się dosyć istotna informacja. Dziękuję za uwagę
i życzę miłego dnia.
Podniosłem się i sięgnąłem odruchowo po okulary, ale nie
znalazłem ich pod ręką. Musiały zostać w łazience. Podniosłem się i stosunkowo
szybko przygotowałem do kolejnego dnia. Czułem się nieco lepiej. Gdy wyszedłem
z łazienki w oczy rzuciło mi się coś, co sprawiło, że zamarłem. Spojrzałem na
drzwi. Krzesło było dalej na swoim miejscu. Mimo to miałem wrażenie, że coś się
zmieniło. Rozejrzałem się po pokoju. Ewidentnie parę rzeczy było przesuniętych
w inny sposób. Skupiłem wzrok na jednym z miejsc, po czym doszedłem do wniosku,
że opcji jest kilka, ale jedną z najbardziej prawdopodobnych było to, że dalej
lunatykowałem. Czy to możliwe, że w nocy znowu gdzieś byłem? Duchy mówiły, że
już tego nie mam, a wcześniej kierowałem się tam, gdzie pomyślałem. Przed snem
czułem głód i chciałem iść do jadalni. Poczułem narastające obawy i ból na
rękach. Wydawało mi się, czy były delikatnie posiniaczone?
Zacząłem
siłować się z krzesłem i po chwili opuściłem pokój. Zamek wciąż nie działał,
więc nawet nie próbowałem go za sobą zamknąć. Ruszyłem po schodach, zerkając
nieśmiało na idących obok mnie ludzi. Nie zwracałem na nich uwagi i poszedłem
prosto do jadalni. Otworzyłem drzwi i przeżyłem szok. Stoły były połamane i
porozrzucane na boki. Poczułem dreszcz, a po chwili ktoś mnie przepchnął. To
była Alice, która weszła do środka, nie patrząc zbytnio na to, że stałem w
przejściu. Dla spokoju odsunąłem się na bok, również przybliżając się do
miejsca zdarzenia. Przez moment myślałem, że ktoś zginął, ale po chwili
obserwacji, nie zauważyłem ciała.
- Co tu się stało? – zapytała
Przyjaciółka.
- Dobre pytanie.
Samfu? – Aaron spojrzał w kierunku Króla Dram, który z jakiegoś powodu stał
za kuchnią. Czy teraz on zajmował się gotowaniem?
- Nie patrzcie na
mnie. Jak przyszedłem z rana to takie już było.
- I nie zgłosiłeś tego
nigdzie? Nie zawołałeś nas? – zapytała Cecily.
- W jakim celu?
Chcecie to naprawiać? To zadanie dla Lokaja, a nie dla nas. Może jeszcze mamy
zacząć sprzątać w tym hotelu, co?! – Samfu nakręcił się i zrobił się aż
czerwony ze złości. Yama wystąpił przed szereg.
- Lokaj nie sprząta
jak miejsce jest istotne, więc pewnie ten burdel ma jakiś głębszy sens – powiedział
Pokerzysta – Czy wszyscy są?
- Brakuje Carmen… - zawołała
przerażona Agatha.
- Pójdę zobaczyć, co
się z nią stało – zaproponował Informatyk i ruszył w stronę drzwi.
Śledziłem go przez chwilę wzrokiem, po czym wróciłem do obserwacji rozłamanych
ławek. Wtedy poczułem falę przerażenia po raz drugi. Spojrzałem na swoje ręce i
zalała mnie fala zrozumienia. To była moja wina. Znowu lunatykowałem. To ja
zniszczyłem te ławy. Nie wyglądały na delikatne, ale wszystko się zgadzało.
Czemu to zrobiłem? Czy powinienem to zgłosić Duchom, żeby mi pomogły? Nie chciałem
znowu stać się ofiarą, przez to, że miałem w sobie coś, co ostatnim razem przyczyniło
się do mojej śmierci.
Aaron
chciał sięgnąć po klamkę, ale nie zdążył, bo drzwi otworzyła ostatnia brakująca
– Carmen. Przywitała nas i przyjrzała się sytuacji, wyrażając swoje zdziwienie:
- Ojej, co tu się
stało?
- Próbujemy się
dowiedzieć – stwierdziła Julia.
- Kto wczoraj ostatni
wychodził z kuchni? Albo robił coś w późniejszych godzinach? – zapytała
Alice.
- Ja byłam w nocy i
wszystko działało. Nie wiem, która to była dokładnie, pewnie coś koło 2:00 – odpowiedziała
Brzuchomówczyni.
- Można tak po prostu
rozwalać hotel? – zdziwił się Ethan.
- Zasady tego
bezpośrednio nie zakazują, chyba, że rzecz pochodzi z magazynu lub zaliczana
jest jako niszczenie środowiska – wyrecytował perfekcyjnie Samfu.
- Dobrze wiedzieć – westchnęła
Agatha.
- Czy nie możemy po
prostu założyć, że ktoś miał gorszy dzień i zjeść normalnie śniadanie? – zaproponował
Maks.
- Naprawdę nie jesteś
ani trochę ciekaw? – zdziwiła się Aktorka.
- Jestem. Ale raczej
nikt się do tego nie przyzna. Możemy oczywiście założyć, że Mycroft zamienił
się w mutanta, wpadł tutaj w międzyczasie i wypróbował swoje nowe moce na
trzech okolicznych stołach, ale nie wybiegałbym aż tak daleko wyobraźnią – Pisarz
uśmiechnął się delikatnie. Wydawał się być nieco zdenerwowany, albo tak mi się
wydawało – Poza tym interesuję mnie to,
co stało się z Olivierem i chcę ustalić co dalej. Naess, przygotowałem ci przez
noc skrypt, który opisze ci obiektywnie wszystko, co się tutaj działo pod twoją
nieobecność. Będziesz mógł niebawem być na bieżąco. Opowiedz o sobie.
Pisarz
poszedł po swoją tacę, po czym usiadł na podłodze. Ludzie powoli podążyli jego
śladem. Przez następne paręnaście minut siedziałem wraz z nimi i opowiadałem o
tym, co krążyło mi po głowie. Słuchali mnie z uwagą, nikt mi nie przerywał,
chociaż czułem się bardzo nieswojo będąc w centrum uwagi. Jeszcze niedawno,
mało kto mnie zauważał, teraz wszyscy mnie słuchali. Patrzyli na mnie i
oceniali. Czułem ciężar ich spojrzeń. Kiedy skończyłem, głos zabrała Elizabeth:
- Ponawiam moją
propozycję – powiedziała, wstając i odkładając tackę na bok – Powinnam kontrolować twój stan, żeby nic ci
się nie stało. Jestem bardzo ciekawa tego zielonego płynu, w którym byłeś. Nie
brzmi jak nic, co znam. Co jak co, ale Porywacze wykonali kawał roboty, z
naprawieniem zepsutych zmysłów, ale wskrzesili cię, więc o czym tak naprawdę
mówimy…
Nie powiedziałem im jedynie o tym, że Duchy prosiły mnie o
dalszą współpracę w niedużym stopniu. Wolałem przemilczeć ten fakt. Miałem masę
zaufania do odbudowania.
- Przyjdę do ciebie,
obiecuję – powiedziałem.
- Pytanie, co teraz? –
zapytała Alice – Odkryliśmy wszystko,
co mogliśmy. Nowe pomieszczenia nie mają niczego, co mogłoby pomóc nam stąd
wyjść. Nie mamy żadnych nowych informacji, nie mamy na czym pracować…
- Czy ty nie masz
bransoletki? – zapytał nagle Alan. Spojrzałem na swoją rękę. Bransoletka.
Zupełnie zapomniałem o tym, że kiedyś jakąś miałem. Mój zakaz nie pozwalał mi
na rozpoczęcie rozmowy, ale to była za czasów, kiedy nie byłem w stanie mówić.
Teraz wszystko wyglądało inaczej. Czy mogłem tutaj być bez zakazu, czy oni już
coś dla mnie szykowali?
- Och… rzeczywiście.
Nie wiem jak to się stało. To nie jest tak… - zacząłem się tłumaczyć. Samfu
westchnął ciężko, a Alice spojrzała na mnie groźnie.
- Myślę, że powinniśmy
spróbować spędzić trochę czasu razem. Bez alkoholu, po prostu potrzymać się
razem, jak grupa. Osoby z magazynu mogłyby w końcu trochę odpocząć,
pochodzilibyśmy razem. Moglibyśmy wspólnie popracować nad ucieczką. Olivier
wrócił, jak byście na to nie patrzyli to jest powód do świętowania. Jest nas 15
– słowa Cecily mogłyby być motywujące, ale nie po tym, co usłyszałem
wczoraj. Wiedziałem, że mimo wszystko te słowa nie były szczere. Sama mi to powiedziała.
- Kolejne spotkanie? –
Alan pokiwał głową.
- To naprawdę nie
wróży nic dobrego – stwierdziła Carmen.
- Nie musimy się
spotykać nawet w barze. Możemy znowu wyskoczyć gdzieś na basen, wziąć beczkę z
sokiem i się zrelaksować. Co powiecie na dzisiaj wieczorem? – zaproponowała
– Miejsce do ustalenia. Jestem otwarta na
propozycję.
- Zróbmy w takim
miejscu, żeby potem było łatwo znaleźć tam ciało, jak tak bardzo chcemy się
posunąć do tego samobójstwa – żachnął się Samfu.
- Ja myślę, że możemy
spędzać więcej czasu razem. Jestem za – stwierdził Yama.
- Samfu, z czym masz
taki problem? Z niesprawiedliwością? Życie jest niesprawiedliwe, trzeba się do
tego przyzwyczaić – Julia spojrzała na niego badawczo.
- Wierzyłem w to
miejsce, chyba mam prawo żyć w co chcę, czy to też jest już zabronione? – zapytał
Samfu śmiejąc się – Naprawdę, rozwala
mnie to.
- Wierz w co chcesz,
ale przestań się zachowywać jak burak – stwierdziła Carmen. Parę osób
parsknęło śmiechem.
- Jak dla mnie basen nadaje
się na miejsce spotkania – zaproponował Maks – Myślę, że aura pomieszczenia może nam zrobić na dobre.
- Wszystkim to pasuje?
Krótkie spotkanie nie zobowiązujące do niczego. Idealne, żeby zakopać topór
wojenny… - Cecily rozejrzała się po grupie. Ja też patrzyłem i obserwowałem
zmiany ekspresji twarzy. Nikt nie zaprzeczał.
- Dałam szansę twojej
niedoszłej morderczyni, więc dam i tobie – powiedziała Agatha.
- Jeżeli mamy żyć
razem to prędzej czy później trzeba będzie to załatwić. Im szybciej, tym lepiej
– zgodziła się Wendy – Żeby tylko
wrócił do nas Mycroft.
- Nie wymagajcie ode
mnie uśmiechu, bo wkurwia mnie to wszystko – Samfu wstał – Ale przyjdę na wasze spotkanie. Tylko nie
bądźcie idiotami, którzy zabiorą na miejsce spotkania alkohol. W ogólnie
powinniśmy niczego tam pić ani jeść. Spędźmy ze sobą czas i tyle.
- Samfu ma rację. To
zawsze źle się kończy. To co? Basen wam pasuje?
- Może być.
- Tak.
W głębi
nie podobał mi się ten pomysł. Pocieszałem się faktem, że mogłem po tym dać
sobie spokój i znowu odsunąć w tłum. To było jedno wyrzeczenie, po którym
mogłem naprawdę wrócić do grupy. Musiałem zaryzykować.
- Zanim się
rozejdziemy, mam jeszcze jedno pytanie – Alan zatrzymał ludzi, którzy
kierowali się do wyjścia – Czy tylko u
mnie zamek w drzwiach przestał działać?
- Nie tylko – powiedziałem
– Miałem to samo.
- Ktoś nieźle się bawi
– stwierdziła Wendy patrząc na Agathę. Ta aż wyprostowała się z oburzenia.
- Patrzysz na mnie? Co
ja mam do tego? Nie ruszałam drzwi.
- Tylko ty się na tym
znasz…
- Tym razem to nie Agatha
– Bobru pojawił się przy drzwiach znikąd. W jadalni zrobiło się cicho – Zanim zasypiecie mnie pytaniami, od razu
wspomnę, że stoły w jadalni zostaną posprzątane i naprawione. Nie powiem wam
jednak, kto je zniszczył, chociaż był to ktoś z was.
Chociaż
to było oczywiste, przez pomieszczeń przeszła fala zdziwienia. Moja postura
sprawiała, że nie byłem w kręgu podejrzanych, a ludzie prędzej mogli
podejrzewać kogoś impulsywnego, takiego jak Aaron lub Samfu.
- Dodatkowo, co do
zamków… Postanowiliśmy, że w myśl tego jaką zgraną paczką jesteście, zabierzemy
wam możliwość zamykania się w pokojach! Przecież sobie ufacie. Nikomu nic się
nie stanie, kto ma zabić jak tak bardzo ze sobą współpracujecie? – Duch
wybuchł śmiechem i zniknął. Nikt nie zdążył nawet zacząć narzekać. Mimo to,
wszyscy zaczęli się przekrzykiwać.
- HEJ! – wrzasnął
Aaron – Nie musicie się przejmować! Drzwi
da się zastawić od wewnątrz. Jeżeli ktoś tego nie zauważył wczoraj, to może
wykorzystać to dzisiaj.
- Prawda, też to
zrobiłam – potwierdziła Wendy.
- Mimo to, upierdliwa
zmiana – Yama pokręcił głową – Jakby
chcieli nas skusić do zabijania się nawzajem.
- Jak przez cały pobyt
tutaj – stwierdził Maks i podszedł do mnie, podając mi zwitek kartek – Przeczytaj to sobie w wolnej chwili. Będę już szedł. Do zobaczenia później…
Wyszedłem wraz z całą grupą, sam nie wiedząc czym się zająć
do czasu spotkania. Mogłem pozwiedzać nowe piętra. Otworzyło się ich już
całkiem sporo. Co prawda oba artystyczne już dobrze znałem, ale było wiele
innych, których nie zdołałem jeszcze zbadać. Podczas pobytu w galerii
wykradałem się tylko na korytarze, nie sprawdzałem żadnego konkretnego piętra.
Podszedłem do wind i wziąłem jedną z kabin, żeby zabrała mnie do jednego z
nowych miejsc. Wybrałem biuro. To mogło być dobre miejsce na przeczytanie
notatek, które dostałem od Maksa. To było niesamowicie miłe z jego strony.
Zobaczyłem, że pomieszczenie rozwidla się na dwie pary blaszanych drzwi. Na
żadnym dotychczasowym piętrze tego nie widziałem. Wybrałem lewe przejście i
znalazłem się w długim korytarzu. Poszedłem ostrożnie do przodu. Czułem się
nieswojo. Na tych piętrach było tak pusto. W całym hotelu mogłoby się zmieścić
setki osób, a mimo to było nas tak mało.
Nagle
ktoś mnie pociągnął i zdecydowanym ruchem przyciągnął do ściany. Zamknąłem oczy
i odruchowo próbowałem się zasłonić. Poczułem zapach perfum i usłyszałem
śmiech. Otworzyłem powieki. Przede mną stała Alice. Co prawda wydawała się być
jedną z tych, które przyjęły mnie słabo, ale nie wyglądała jakby chciała mi
zrobić krzywdę, chociaż zachowywała się dziwnie. Dopiero jak byłem tak blisko,
zauważyłem, że na jej twarzy widać było wyblakły, czerwony ślad dłoni. Mało
umiejętnie przykryty makijażem, od razu rzucił mi się w oczy. Czego ode mnie
chciała? Próbowałem się jej wyrwać, ale ona trzymała mnie mocno.
- Spokojnie Naess, nie
stresuj się – powiedziała – Chciałam
się upewnić, że wszystko z tobą gra.
- Nic mi nie jest… - drżałem
cały. Nie dość, że było mi zimno, to jeszcze czułem się bardzo niepewnie w jej
obecności.
- Powiem ci coś w
zaufaniu – uśmiechnęła się i przybliżyła – Uwierz mi, potrzebujesz mojej pomocy. Słuchaj…
Sparaliżowany ze strachu słuchałem jak Alice Clarisse
szeptała mi do uszu rzeczy, które przerażały mnie coraz bardziej z każdym
kolejnym słowem.
----------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
Szczerze mówiąc, Olivier zachowuje się 1:1 tak jak przewidywałem. To chyba dobry znak, że znam stworzoną przeze mnie postać c: Może od razu do rzeczy - bardzo ciekawi mnie motyw i ta faworyzacja Oliviera w oczach porywaczy. Myślę, że to ma związek z tym że Artysta (już średni ;) ) jest podobny do lokaja, albo to może być coś zupełnie innego, who knows? Jestem ciekawy również relacji z Julią, nadal, bo coś czuję że może pójść w dwie różne strony, obydwie interesujące na swój sposób. Podoba mi się to, że Cecily jest wobec niego szczera. Obydwoje są artystami, z innych dziedzin ale jednak, powinni trzymać się razem, dodatkowo to zwrócenie uwagi na to, że Olivier docenił jej grację i dostojność ruchów, oh boi, mam nadzieję że z tej relacji wyjdzie coś ciekawego #Briess Trochę szkoda, że dalej lunatykuje, bo obawiam się że coś złego nadal może się przez to stać. Smuci mnie również brak weny, mam nadzieję że będzie tylko chwilowy, bo bez swojej weny Artysta traci praktycznie cały swój urok jako ta ,,szalona'' postać wśród gości. Dodatkowo, to co knuje Alice. Powoli zbliżamy się do morderstwa, a ona ma taki wskaźnik asyst, który obawiam się że będzie rósł i rósł. Mimo całego swojego zagubienia się w obecnej sytuacji, mam nadzieję że Naess nie zgłupiał do reszty i się jej nie posłuchał w końcu, nawet przed ,,śmiercią'' wiedział, że ufanie jej jest złym pomysłem. Szkoda, że rozdział urwał się w takim a nie innym momencie, bo chętnie zobaczyłbym to spotkanie basenowe z jego perspektywy, ale może inna osoba niż on będzie lepsza? Dajmy chłopakowi chwilę wytchnienia po tym jak Pan Światła go nam zwrócił xD Tak na serio, cieszę się że wrócił, ale mimo wszystko szkoda że ze swojej ,,uprzedniej formy'' nie pokazał za dużo. Nie wiem co planujesz z nim zrobić, jednak jego charakter, jego wena, czyniła go postacią nierozumianą i ciekawą, zwłaszcza teraz kiedy jego ,,unikalność'' związana z kalectwem została usunięta. Mam nadzieję, że nieważne co się z nim teraz stanie, będzie mógł wrócić do korzeni, do tworzenia. Bo przecież po to tylko został stworzony, prawda? Żeby pokazywać światu swoją sztukę. Jak sam Artysta stwierdził: ,,Co jeżeli wolałem być martwy?''.
OdpowiedzUsuńWłaśnie tego nie mogliśmy przez ten cały czas powiedzieć - Olivier odpalił prawdziwego siebie, już bez prochów od Duchów, dopiero teraz :D Już teraz widzę, że będzie mi się go ciekawie pisało - takiego trochę dziwnego, trochę szalonego, ale też będącego poniekąd filarem. Należy sobie zadać pytanie - on jest podobny do Lokaja... czy Lokaj jest podobny do niego? ;) Myślę, że relacja z Julią będzie ciekawa i chociaż nie chce spoilerować to chciałbym przypomnieć, że Julia od jakiegoś czasu miała problem ze swoim talentem. Może jakby dwie osoby, które trochę "wypadły z odpowiednich torów" odpowiednio się nakierowały, to wyszłoby z tego coś ciekawego ^^ Także w żadnym wypadku talentu Oliviera bym nie przekreślał, raczej bym czekał na zapalnik. Olivier w tym momencie jest trochę niczym dziecko, któremu wepchnięto do głowy doświadczenie i przeżycia z 21 lat życia. Doświadczenia takie jak śmierć czy pobyt w hotelu - jeszcze sporo przed nim :D Alice ma coś swojego i to jest pewne, ale dla Oliviera decydujące będą najbliższe dni - albo postawi się i nie da się zepchnąć, albo znowu stanie się tym "niewidzialnym". Tak czy siak myślę, że Naessa czeka jeszcze ciekawa droga, a na ten moment zdradzić więcej nie mogę :)
UsuńDzięki za komentarz!
Może i mój nos na rozsyp krwi zaliczył lekki falstart, ale kto wie? ;) Coś się już mogło zadziać między scenami, o czym mogą świadczyć tamte zniszczone stoły. O to kto to zrobił podejrzewam Maksa, bo Elizabeth mogła go źle zdiagnozować z depresją zamiast tej całej nieznanej choroby, a Alice, choć też zaczyna się zachowywać coraz dziwniej, raczej szykuje coś innego. Zgaduję, że próbuje wcisnąć coś Oliverowi, żeby zabił Samfu za to, że ten strzelił jej ostatnio xD
OdpowiedzUsuńWspominając już Oliviera, muszę przyznać, że ciekawe posunięcie z przywróceniem go do żywych. Od początku był jedną z lepszych postaci, ale jego upośledzenia powodowały, że trochę nie pasował do zabójczej gry. Teraz z kolei jego potencjał urósł i to bardzo, wskakując obok Lokaja i Samfu do grona żyjących postaci, z którymi można zrobić najwięcej fajnych rzeczy :D. Tak właściwie, Olivier ma teraz moim zdaniem nawet szansę by wskoczyć na stanowisko głównego protagonisty. Historia w stylu, oni wskrzesili go, a on przyczynił się do ostatecznego upadku Peccatorum, stając się z Artysty jakimś innym talentem :) W każdym razie, jak nie padnie w najbliższym czasie, będzie w stanie wiele namieszać. W to wierzę i niecierpliwie czekam by zobaczyć co z tego wyniknie :D
Tak swoją drogą, ten Mycroft jakoś długo się już nie pojawia. Hmm… Porywacze mogą mówić jedno, ale skoro puścili Oliviera wcześniej, to samo mogli zrobić i z nim. A to posuwa do jednego wniosku. Jeśli jestem na dobrej drodze do zrozumienia tego co się dzieje, niedługo dojdzie do powrotu Mycrofta, lecz nie żywego, a w formie trupa. W przypadku gdy okaże się, że miałem rację, trochę szkoda, bo zdecydowanie widziałem go jako mordercę, co pomogłoby Wendy ogarnąć się, ale zobaczymy. Ten epizod jest już trochę długi, więc lada moment zło może zacząć się dziać, a mówiąc szczerze, ten moment niepewności, że za każdym rokiem może czaić się trup jest najlepszym co ten gatunek może zaoferować. Oczywiście, bez urazy dla reszty fabuły głównej, która we wcześniejszych epizodach zdawała się być trochę nieobecna, ale teraz to wszystko nabiera dobrego tempa i sama historia zapowiada się na obiecującą, więc trzymam kciuki, żeby udało się utrzymać poziom do ostatniej kropki :D
W sumie to już wszystko. Zabrakło polskich znaków w ‘dziękuje’ i ‘ziemie’, ale oprócz tego nic więcej się nie wkradło :) Tego typu literówki niestety łatwo przeoczyć, bo Word ich nie podkreśla, więc da się takie rzeczy zrozumieć, zwłaszcza w tego typu okresie. Serio, współczuję, że nie macie tam u siebie wiatraka :(. Kurczę, aż pożegnam się dzisiaj chłodno, licząc, że wesprę tym w czasie upałów xD. To do następnego xD
Epizod zdecydowanie jest długi (ilością rozdziałów dogania te pierwsze epizody, które były naprawdę długie). Stoły są związane z jedną z postaci i to prawda, że coś tam w tle już mogło ruszyć :) Tylko pytanie kto siedzi na czele tego morderczego "pociągu"? Alice jest mściwa i jeżeli rzeczywiście policzek poszedł od Samfu to pewnie jakoś się zemści, ale czy mogłaby nasłać na niego Oliviera? Czy mógłby się jej posłuchać? To są takie pytania, które niby mają oczywiste odpowiedzi, a jednak jest zawsze to "ale" :D
UsuńMam nadzieję, że historia będzie biegła w odpowiednim torze, trochę tego jeszcze zostało, ale myślę, że od kolejnego epizodu wszystko przyspieszy. Postaci coraz mniej, pięter też aż tak dużo nie zostało (w końcu Hotel nie jest nieskończenie duży ^^), a coraz to kolejne fakty wychodzą na światło dzienne.
Mycroft na pewno nie wróci w 100 % w tym samym stanie w jakim został zabrany. Na pewno jeszcze o nim usłyszycie ^^ Fabuła zdecydowanie wraca teraz na główne tory. Goście mają więcej pomieszczeń do analizy, poznają kolejne sekrety. Każdy trup się do tego przyczynił, ale teraz zaczyna się to wszystko powoli "zawijać" w całość.
Oba błędy już poprawiam i rzeczywiście szkoda, że Word nie ma jeszcze na tyle inteligencji żeby wyłapywać, kiedy pierwsza osoba, a kiedy trzecia, bo to by niezmiernie pomogło wyszukiwać takie buble w tych ścianach tekstu ^^ Chłód zdecydowanie się przyda, w ten koszmarny upał!
Dzięki za komentarz!
"Jego upośledzenia powodowały, że trochę nie pasował do zabójczej gry"
UsuńTylko, że właśnie taki był oryginalny zamysł tej postaci. Nie miał pasować, miał być kaleką, nieco odalienowany i bardziej wymagający do wczucia się, od zwyczajnego Alana, który co dwa kroki wywala się na głupi ryj.
Jak dla mnie przywrócenie Oliviera do życia i danie mu zmysłów jest strasznym pójściem na łatwiznę i brakiem szacunku (choć być może to za mocne określenie) dla oryginalnego konceptu postaci i jego tworcy
Taki też był przez pierwsze siedemnaście rozdziałów Zabójczej Gry. W te siedemnaście rozdziałów zdążył być olany przez wszystkich poza Carmen oraz Agathą, oraz zostać ofiarą jednego z eksperymentów Porywaczy. To naturalna kolej rzeczy, że osoba, która ma najtrudniej - ma najtrudniej. Olivier prze swoje kalectwo stał się ofiarą, a przez to został zamordowany i to właściwie nie przez jedną, a przez dwie osoby.
UsuńPrzez danie zmysłów i wskrzeszenie Oliviera - Porywacze dostosowali go jedynie do swojej gry. Dalej jest wyalienowanym "dziwakiem" (co powinien pokazać powyższy rozdział). Wciąż jest kaleką, tylko psychicznym, a nie fizycznym. Ma dużo do udowodnienia, żyje z ciężarem tego, że "żyje", jest wybrakowany, a także próbuje odnaleźć swój talent, którego nie zapomniał.
Stąd też nie widzę, żadnego pójścia na łatwiznę, czy braku szacunku. Był Olivier - zginął - został wskrzeszony na innych zasadach, bo pierwsza "wersja" zdołała przeżyć jeden proces.
Dzięki za komentarz
Skoro pierwsza wersja czyt. oryginalny koncept postaci zdołała przeżyć jeden proces to mogła zostać martwa. Naprawdę, głucha postać nie oznacza od razu, że ma być odalienowana od reszty. Tak naprawdę gdyby nie zakaz, który jeszcze bardziej ograniczył jego potencjał, mógłby jako ,,pierwsza wersja'' zrobić o wiele więcej niż przedstawił. Stworzyłem głuchą postać wiedząc, że będzie wyzywaniem. Oddałem ją wam w wasze ręce licząc, że przyjmiecie to wyzwanie. Uwierzcie, że w momencie wysyłania zgłoszenie byłem pewny że zginie i nawet nie jestem zły, ale przykro mi że nie wycisnęliście z ,,wersji pierwszej'' wszystkiego, do ostatniej kropli. Olivier nie stał się ofiarą przez swoje kalectwo, a przez to że jadł te kuleczki ziołowe. To że był głuchy nie miało wtedy znaczenia. Jasne, był wtedy kaleką na podłożu psychicznym, ale to mogło być rozwiązane przez jakąś relację z inną postacią, a nie konkretnie kuleczki ziołowe. No cóż, stało się to się stało, ale przynajmniej wyciągnij z ,,drugiej wersji'' wszystko co najlepsze.
UsuńPowtórzę raz jeszcze - koncepty postaci (odpowiednio dostosowane) trafiły do świata i każdy miał swoją rolę. Jedni umarli szybciej, drudzy wolniej - ale z pewnością nikt pełnego potencjału nie pokazał (przynajmniej do teraz), bo zwyczajnie nie jest to możliwe. Zamysł opiera się na zabójczej grze, gdzie ludzie giną w losowych lub mniej losowych momentach. Czy Dismas lub Raphael zostali "wyciśnięci do ostatniej kropli"? Albo Audrey? Rewolwerow? Jacob? Każdy mógł równie dobrze sobie poradzić w późniejszych fazach pobytu w Hotelu. Równie dobrze w pierwszym procesie mogła zginąć Elizabeth oraz Aaron, a historia w jakiś sposób potoczyłaby się dalej, skupiając na innych wątkach i innych postaciach. Fabuła jednak została przemyślana tak, żeby dane postacie ginęły w danej kolejności. Dużo postaci jest ograniczanych, bo pasowała do historii właśnie w tym ograniczonym aspekcie - Mycroft bez swojego talentu jest zwykłym zarozumiałym lowelasem. Detektyw, który nie może obejrzeć miejsca zbrodni? Uwodzicielka, która może uwodzić jedynie dziewczyny? Peccatorum to festiwal ograniczeń i niesprawiedliwości. Uczestnicy muszą żyć w tym klimacie i walczyć o przetrwanie w takich warunkach.
UsuńOlivier nie stał się ofiarą przez swoje kalectwo. Olivier został oszukany przez Porywaczy, bo chciał tworzyć przy pomocy świeżej krwi oraz narzędzi. Za to kalectwo doprowadziłoby do jego śmierci prędzej czy później. Duchy wybrały go właśnie przez jego wybrakowanie. Od początku był łatwą ofiarą i dlatego zginął. Zapewne gdyby nie motyw zdrajcy, pociągnąłby maksymalnie o dwa procesy dłużej, gdzie po prostu pierwsza osoba, która chciałaby uciec, zabiłaby go, jako osobę, której najciężej byłoby się bronić. A przez ten czas, miałby równie ciężko i nie miałby kompletnie siły przebicia, przy takich "głośnych i będących w centrum uwagi" jak Jacob, Samfu, Mycroft i pewnie paru innych gości.
Także wszystko jest kwestią perspektywy, a mało która postać tak naprawdę będzie mogła w pełni rozwinąć skrzydła. Myślę, że może ci, którzy przeżyją jeszcze z dwa procesy będą mieli wystarczająco dużo czasu, żeby jako tako pokazać, co mają do zaprezentowania. Wszyscy, którzy zginęli dotychczas i zginą w nadchodzących paru rozdziałach (w tym epizodzie) na pewno pokazali za mało i zapewne nic tego nie zmieni.
Dzięki za komentarz
Jezu, ale ta sytuacja jest niezręczna xD Brakuje jeszcze Dismasa, który by wrócił i powiedział " To co ludziska robimy imprezę w pubie? " xD Relacja Julii i Oliviera może być jedną z najlepszych rzeczy w przyszłości, jestem zaintrygowany.
OdpowiedzUsuńW sumie to trochę szalona teoria, ale co jeśli talenty Alana i Alice zostały zmienione ze sobą? Alice jest jak żniwiarz nieszczęścia - po jej imprezie zginął bandyta, krótko po tym jak zaprzyjaźniła się z Rewem ten rip i po tym jak pocieszyła Lily, ta zdecydowała się zesłać wszystkich na zaświaty. A jakby spojrzeć na Alana to jest on chyba najbardziej uprzejmą i bezkonfliktową osobą w grupie. Tytuł przyjaciela bardziej by do niego pasował niż do Alice, która dawała od siebie creepy vibes od początku historii.