Epizod IV - Rozdział 38: Wieczna miłość (Elizabeth Goodwynn)
Rozdział 38 przyniesie wam rozwiązanie dosyć skomplikowanego procesu, bynajmniej nie przypadkowego jak właściwie każdy wcześniejszy. Po przeczytaniu zrozumiecie, jak szybko zaczęła dziać się akcja (chociaż to poczujecie dopiero w rozdziale kolejnym) i dowiecie się kolejnych ciekawych faktów. Zdecydowaliśmy się na rozdział z perspektywy Elizabeth, która jako osoba znająca się na truciznach i lekach powinna mieć naprawdę dużo do powiedzenia :)
Zapraszamy Was do lektury, a po przeczytaniu prosimy o poświęcenie chwili na napisanie komentarza z opinią i podesłanie bloga dalej, żeby projekt Peccatorum mógł dosięgnąć większego grona odbiorców!
Rozdział 38: Wieczna miłość
(Elizabeth Goodwynn)
Dojechaliśmy
na miejsce. Winda dowiozła nas prosto do pomieszczenia, w którym
przygotowywaliśmy dowody. Stół był zasłany przeróżnymi rzeczami. W oko wpadły
mi buteleczki z truciznami oraz ta z lekarstwem na uspokojenie. Dodatkowo były
tutaj zdjęcia, mikroskop z laboratorium, listy, pasek Sandry, dzbanek z
herbatą, spis z magazynu oraz parę innych przedmiotów. Cała masa dowodów w tak
skomplikowanej sprawie. Nie miałam pojęcia, kto mógł być sprawcą. Może sprawców
było dwóch? Pierwszego ciała nie zdążyłam dokładnie zbadać, ale nie sądziłam
żebym zauważyła coś poza tym, że Lily bez wątpienia została otruta Karmazino.
Działanie trucizny było na tyle charakterystyczne, że nie było mowy o pomyłce.
Plamy z narządów rozrodczych i odbytu były nie do podrobienia, górne drogi
oddechowe i uszy podobnie. Śmierć Sandry była jednak znacznie bardziej
zaskakująca. Miała dziurę w brzuchu. Płaską ranę od ostrza. Czy ktoś zaatakował
ją w przychodni? Jeżeli tak, to dlaczego upadła dopiero po chwili? Nie wydawało
mi się żeby ktoś znał takie techniki.
- Zapomnieliśmy o
jednej rzeczy – stwierdził Maks, podchodząc do stołu i sięgając po listy.
Ten zakrwawiony, który Aaron znalazł przy samym ciele, rzeczywiście był w
większości nieczytelny. Dało się tylko zobaczyć pojedyncze słowa na początku i
na końcu. Grupa znalazła jednak dodatkowe wiadomości, które Fryzjerka zostawiła
w swoim pokoju. Wyglądały na pożegnalne, ale jeżeli to wszystko było
samobójstwem, to co się stało z Sandrą?
- Listy z jej pokoju –
Yama spojrzał zaciekawiony – Przez
to, co stało się z Sandrą całkowicie wyleciały mi z głowy.
- Nie mieliśmy na to
czasu – stwierdził Aaron – Teraz
mamy.
Pisarz
odchrząknął, po czym zaczął czytać:
- „Moi drodzy
przyjaciele. Jeżeli znaleźliście ten list oznacza to, że nie żyję. Nie chcę
rozwlekać się nad tym dlaczego to zrobiłam, ani co zmusiło mnie do tej decyzji.
Zasługujecie jednak na wytłumaczenie, które zapewne pomoże wam w procesie.
Zabiłam się. Zażyłam truciznę, którą wykradałam z przychodni i niedługo po
napisaniu tego listu umrę. Nie wytrzymuję tego, co się dzieje. Mam dość tej
fali zabójstw i mam nadzieję, że moja śmierć otworzy wam oczy tak, jak
poprzednie nie były w stanie. Przepraszam was za to, co się stało, mam
nadzieję, że moje zabójstwo będzie ostatnim w tym hotelu i zatrzyma całą tą
chorą grę. Poza tą falą nienawiści, chciałam żebyście wiedzieli, że byliście
naprawdę niesamowitymi ludźmi i cieszę się, że mogłam was poznać. Żegnajcie…”
Zdziwiło
mnie to, ale nie poczułam żadnych emocji po usłyszeniu tych słów. Wyglądało na
to, że uodporniłam się na takie sceny i nie wywierały one na mnie już takiego
piętna. W przeciwieństwie do mnie wiele osób miało łzy w oczach. Agatha była
cała czerwona. Alice patrzyła na Maksa ze smutkiem, a Ethan cały się trząsł,
nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Nie sądzicie, że to
dziwne? – zapytał nagle Samfu. Byłam tak przyzwyczajona do tego, że był
cicho przez ostatnie dwa dni, że przez moment nie poznałam jego głosu.
- Co jest dziwne? – zdenerwowała
się Wendy – Dziewczyna się zabiła…
- Ten cały list jest
dziwny – potwierdziła Julia – Na
pewno nie zagłosuję na nikogo, mając tylko taki dowód.
Maks przyglądał się listom z uwagą. Byłam pewna, że już coś
zauważył, ale przyzwyczaiłam się do tego, że nie podzieli się swoim odkryciem,
aż do odpowiedniej chwili. Sama wstrzymywałam teraz informacje dotyczące tego,
co się dowiedzieliśmy. Informacje z kart zdrowia w przychodni otworzyły mnie na
zupełnie nowy horyzont. Zbierałam kolejne fakty i odkrywał się przed moimi
oczami obraz choroby, która działała inaczej niż jakakolwiek znana mi zaraza.
Jej działanie było wręcz socjalne
- Wszystko jednak na
to wskazuje. Jej zachowanie, ten list, unikanie szczepienia… Teraz wszystko ma
sens, jak wiemy, że chciała się zabić – ocenił Mycroft, starając się
brzmieć poważnie.
- To ustalimy dopiero
na sali procesowej – powiedziała twardo Cecily.
- Wciąż nie wiemy, co
stało się z Sandrą – przypomniała Wendy.
- Swoją drogą, zabójca
wziął za cel parę. Tak się składa, że za jest pewna osoba, która bardzo nie
przepadała za Sandrą – Alice skierowała spojrzenie w stronę Wendy i
Mycrofta.
- Nie powinniśmy
nikogo pochopnie oceniać – Carmen chciała uspokoić sytuację.
- Równie dobrze
możecie podejrzewać mnie, jak zginie Aaron. To bez sensu – stwierdził
Mycroft.
- Pewnie tak będzie – Informatyk
przytaknął po cichu. Ich konflikt nie był już aż tak odczuwalny jak w
pierwszych tygodniach pobytu tutaj.
- Pozostaje jeszcze
jedna sprawa – powiedział Samfu – List
do Sandry. Lily zostawiła go, ale nasza kontrowersyjna uwodzicielka nie dożyła
żeby go przeczytać. Powiedziałbym, że to dla dobra grupy, ale po prostu jestem
bardzo ciekaw, co w nim jest.
- W sumie, w tym
momencie się nie obrazi… - stwierdziła Carmen.
- Przeczytajmy go – przytaknęła
Cecily – Może mieć jakieś ważne
informacje.
Maks chwycił za kopertę i rozerwał ją, wyjmując kolejny
list. Obejrzał go dokładnie, przełożył w dłoni i odłożył na bok:
- No cóż… List jest
pusty.
- Pusty? – zdziwiła
się Carmen – Nie napisała do niej nic?
- To naprawdę dziwne –
powiedziała Alice.
- Może pomyliła się i
wsadziła złą kartkę albo to atrament sympatyczny? – ciągnęła Florystka.
Maks powąchał papier:
- Wątpię. Nie wyczuwam
niczego, a taki atrament w większości przypadków ma konkretny zapach. Co do
pokoju to przeszukaliśmy cały i nie znaleźliśmy tego nigdzie.
Ta informacja nie trzymała się kupy. Lily i Sandra miały
między sobą specyficzną więź, nie mogłam uwierzyć, że żegnając się, nie
upewniłaby się dziesięć razy, że wiadomość do Sandry dotrze.
- Może przekazała jej
tą wiadomość słownie, a koperta była symboliczna? – zaproponowała Agatha.
- I co? Powiedziała
jej, że się zabije i żeby się nie przejmowała? – zaśmiał się Samfu.
- Poza tym Sandra nie
chciała jej otwierać – dodał Alan. To było zastanawiające.
Lokaj
odchrząknął:
- Czy są państwo
gotowi na kolejny proces?
- Nigdy nie jest się
gotowym na proces – odpowiedział po cichu Samfu.
- Musimy to zrobić – stwierdziła
Wendy – Od tego zależy nasze życie.
Jestem pewna, że znajdziemy sprawcę.
- W takim wypadku,
zapraszam państwa na salę procesową – powiedział oficjalnie i otworzył
drewniane wrota, wpuszczając nas do pochyłego pomieszczenia. Wystrój różnił
się, jak za każdym razem. Próbowałam doszukiwać się podpowiedzi, ale ciężko
było je jakkolwiek skojarzyć z osobą sprawcy. Tym razem sala wyglądała bardzo
gustownie i nowocześnie. Półokrągłe lampy wisiały oddalone od siebie od metr,
dając bardzo dużo światła w każdym miejscu, poza centrum z podestami. Po bokach
stały wygodne, skórzane fotele, stoły z kwiatami oraz wieże, z których
rozchodziła się delikatna muzyka. Miejsce kojarzyło mi się z ekstrawaganckim
barem lub salonem piękności, ale nic nie wskazywało na to konkretnie. Poczułam
zapach kadzidełka, który był na tyle intensywny, że przebił się przez maskę.
Zamiast dywanu, w dół prowadziły wypolerowane na błysk marmurowe schodki. Na
samym dole, po każdej stronie centrum sali, stały posągi przedstawiające bożków
lub inne stwory, których nie kojarzyłam. Na górze, w mroku, zauważyłam naszych
oprawców, którzy obserwowali proces z podwyższenia. Jak zwykle chcieli mieć nad
wszystkim kontrolę.
- Gustownie – mruknęła
Cecily na tyle cicho, że nikt poza mną nie mógł tego usłyszeć.
- Witamy was
serdecznie. Przyznam, że jesteśmy bardzo ciekawi tego, czy dacie sobie rady z
tym, przed czym postawi was ta sprawa – rzucił na przywitanie Bobru.
- Macie przed sobą
naprawdę ciężką sprawę – podjudzała Neri.
- Każda sprawa jest
skomplikowana – stwierdził bez emocji Samfu.
- Mimo to, dla waszego
dobra i żeby pokazać wam jak nam zależy będziemy mieli dla was propozycje – to
zdanie zabrzmiało tak podejrzanie, nawet jak na Bobra, że mimowolnie się
wzdrygnęłam.
- To znaczy? – zapytała
Carmen, gdy tylko podeszliśmy do podestów. Jeszcze nie zajęliśmy miejsc, po prostu
stanęliśmy w grupie.
- W tym procesie macie
prawo do uzyskania specjalnego dowodu. Nie pomoże wam on jednak póki sami nie
dojdziecie do pewnego punktu procesu, dlatego prośby o otrzymanie go teraz
byłaby bezcelowa. Nazwiemy to „prawem czystości”. Osoba, która o to poprosi
będzie musiała jednak liczyć się z zapłatą – wytłumaczyła Neri.
- Jaką zapłatą? – dopytała
Wendy.
- Tego niestety nie
możemy zdradzić, ale nie będzie to bolesne. Po prostu będziemy potrzebować
waszej pomocy.
To nie
była propozycja, którą nawet chciałam rozpatrywać, ale Duchy po mistrzowsku
kontrolowały sytuacje i czułam w głębi, że ktoś skorzysta z ich propozycji.
Wciąż mieliśmy pytanie, które przysługiwało Carmen za wygranie gry na basenie,
ale póki co nie miałam pojęcia, komu można by było je zadać.
- Możemy zaczynać? – zapytał
Lokaj. Kiwnęłam głową, jakby pytanie było zadane tylko do mnie i podeszłam do
swojej platformy. Weszłam na nią pewnym krokiem i rozejrzałam się po okręgu.
Było tutaj wiele tabliczek, które świeciły na czerwono. Coraz więcej. Byliśmy
coraz bliżej momentu, kiedy mogły one przeważyć te zielone.
- Zaczynajmy – potwierdził
w imię grupy Aaron. Wyglądał na zdeterminowanego i gotowego do działania.
Przestał obwiniać się o każde potknięcie, co niesamowicie mnie cieszyło.
- Witam państwa na
czwartym procesie dotyczącym sprawy
podwójnego zabójstwa Lily Eucliffe oraz Sandry Evans. Przypominam, że waszym
głównym celem jest znalezienie i wskazanie sprawcy bądź sprawców. Oddaje
Państwu głos i zaznaczam, że cały czas jesteśmy do Państwa dyspozycji, więc
proszę śmiało pytać.
Po wygłoszeniu formułki, którą znałam już na pamięć Lokaj
zniknął żeby po chwili pojawić się na szczycie, tuż obok swoich pracodawców.
Początek
procesu zazwyczaj wyglądał podobnie – chwila ciszy, którą przerywał ktoś, kto
rozpoczynał. Tym razem było inaczej i gdy tylko Lokaj pozwolił nam zaczynać,
głos zabrał Maks:
- Zacznijmy od
ustalenia tego, co stało się z Lily. Myślę, że jak zbadamy najpierw jej
przypadek, a potem to, co stało się z Sandrą to znajdziemy na tyle duże
podobieństwa, że będziemy mogli ułożyć to wszystko w jedną całość.
- To dobry plan – przyznała
Cecily – Ja bym zaczęła od zaznaczenia, w
jak krótkim czasie się to rozegrało.
- Trzy dni temu
staliśmy tutaj z Audrey, Lily i Sandrą… - Agatha brzmiała na rozgoryczoną i
zasmuconą zarazem.
- Jak będziemy tak dumać
i marzyć to szybko do nich dołączymy – stwierdził chłodno Samfu – Możemy ustalić na początek od kiedy to
wszystko mogło się zacząć.
- Nie wcześniej niż od
momentu, gdy dostaliśmy dostęp do nowych pięter – zauważyła Julia.
- Właściwie to nie
zdziwiłbym się gdyby okazało się, że sprawca planował to wcześniej – Mycroft
oparł się o swoje stanowisko.
- W grę wchodzi
trucizna, o której istnieniu dowiedzieliśmy się dopiero jak dostaliśmy dostęp
do przychodni, więc nie ma mowy, żeby sprawca mógł to wiedzieć, chyba że zabił
Lokaj – powiedziałam patrząc w górę.
- To zadziwiające, że
nikt nie kłóci się o to, czy to była trucizna, czy nie – powiedziała Carmen
– Ale to jest logiczne.
- Myślicie, że Lily
zginęła od trucizny? – zapytał Ethan.
- Jest jeszcze sprawa
tej klątwy… Sandra mówiła, że Ethan groził jej właśnie taką śmiercią – przypomniała
Wendy.
- Bzdury – prychnął
Yama – Sandra wyglądała jakby o czymś z
nim wtedy gadała, ale chyba nie wierzycie, że jakaś magiczna moc je zabiła.
- Moglibyśmy to
chociaż obgadać – powiedział Samfu.
- Chyba śnisz – Aaron
spojrzał na niego jak na idiotę. Stwierdziłam to po tym, że obdarzyłam go
podobnym spojrzeniem.
- Póki im tego nie
wytłumaczysz, to będą jak durni trzymać się tej teorii – stwierdził Król
Dram – Powinniśmy to wyjaśnić raz na
zawsze.
- Jest tu ktokolwiek,
kto wierzy w tą… „teorię”? – zapytała powoli Cecily. Jej ton wręcz wpychał
do gardła odpowiedź przeczącą.
- Lily została otruta.
Nie zbadałam ciała dokładnie, ale sam plik morderstwa na to wskazał. Poza tym,
jak pamiętacie mój opis działania trucizny to wiecie, że Lily wyglądała
dokładnie jak jej ofiara – wtrąciłam.
- Myślę, że możemy
zaufać słowom Elizabeth. Skoro fachowiec mówi wam, że Lily zginęła od trucizny
to warto jej uwierzyć – Maks wstawił się w moją obronę.
- Maks, Julia oraz
Elizabeth to najbardziej wiarygodne osoby podczas tego procesu – powiedziała
Wendy.
- Niby dlaczego? – zapytała
Alice.
- Cały czas byli
razem. Odkąd tylko otworzyła się przychodnia to żadne z nich nie było same,
nawet na śniadanie przychodzili dwójkami, a osoba zostająca w przychodni miała
zawsze Alana lub któregoś z pacjentów na głowie – Striptizerka zapewniła
nam alibi i miała rację. Rzeczywiście nie mógł to być ani Maks, ani Julia.
Przez ostatnie dwa dni pracowaliśmy bez wytchnienia.
- Ale mógł to być
Alan, który miał rzekomo pilnować gabloty – Alice wtopiła wzrok w Pechowca,
który zrobił niepewną minę.
- Zgubiłem klucz,
dlatego pilnowałem gabloty w nocy – wytłumaczył się.
- I zasnąłeś – dodał
Samfu.
- To nie moja wina…
Ktoś musiał mi czegoś dosypać do kawy, przecież nie mógłbym po niej tak po
prostu zasnąć…
- A jednak to zrobiłeś
– upierał się przy swoim Samfu.
- Odwal się od niego
Samfu – poprosiła Wendy – To donikąd
nie prowadzi.
Pierwsze
oskarżenia posypały się wyjątkowo szybko. Ludzie byli podejrzliwi, ale to był
pierwszy proces, w którym nie było realnego punktu zaczepienia. Jedynie
strzępki informacji, które nie wskazywały na nikogo. Poza mną, Maksem i Julią nikt
nie miał na ten moment alibi. Otrucie kogoś zajmowało tak mało czasu, że mógł
to być każdy. Inaczej sprawa miała się w przypadku Sandry, ale tego nawet nie
zaczynałam analizować. Wolałam działać systematycznie.
- Czyli Lily zginęła
od tej trucizny? – zapytała Alice – Karmanium?
- Karmazino – poprawiłam
ją – Nie ma co do tego wątpliwości.
- Może to był jednak
zawał serca? – zapytała Carmen.
- Nie tak wygląda
ofiara zawału serca. Nikt nie kończy w ten sposób tak po prostu. Tutaj musiała
brać udział jakaś substancja, a wiem dokładnie, co zniknęło z gabloty.
Ostrzegałam was nawet na śniadaniu – przypomniałam.
- Czyli osoba, która
wykradła rzeczy z gabloty jest prawdopodobnym zabójcą – stwierdził Alan.
- Na to wygląda – odpowiedziałam.
- Czyli nie możemy
wykluczyć samobójstwa – przerwał Mycroft, jak zwykle zbyt głośno wyrażając
swoje zdanie – W jej pokoju były
wykradzione z gabloty leki. List również wskazywał na samobójstwo. Zachowywała
się dziwnie, nie bała się kary za nie podejście do szczepienia – nie widzicie,
że to układa się w jedną, spójną całość?
- To niestety tak
wygląda – przyznał Aaron – Ale wydaje
mi się, że jest tutaj zbyt dużo niewiadomych, żeby nazwać to już teraz
samobójstwem.
- Nie wydaje mi się,
żeby to było samobójstwo – powiedziałam.
- Ja jestem tego
prawie pewien – dopowiedział Maks.
- Po czym
wnioskujecie, że się nie zabiła sama? Dowody są zagmatwane, ale wskazują jasno
– planowała się zabić – Carmen wyglądała na zamyśloną, ale mówiła jasno i
zrozumiale.
- Ty byś się świetnie
nadawała do zabicia kogoś przy pomocy trucizny. W końcu też się na tym znasz – powiedział
Mycroft.
- Możesz przestać
każdego oskarżać? Nie wnosisz nic do procesu. Carmen dużo czasu spędziła w
łóżku, a pozostały z Aaronem. To ich praktycznie wyklucza – odpowiedziała
Agatha.
- Aaron pilnował
jedzenia. Wtedy mógł kogoś otruć – przypomniała Wendy – Podobnie Cecily oraz Ethan.
- Nie wiem jakby mogli
otruć kogoś, jeżeli przynosili jedzenie dla wszystkich – zauważył Yama.
- Ale przynosili
porcje dla konkretnych osób – przypomniała Agatha.
- To wciąż byłoby
głupie, żeby ktoś, kto był odpowiedzialny za jedzenie w tak otwarty sposób
otruł. Podejrzenia od razu spadłby na tą grupę osób – pokręciła głową
Julia.
- Myślę, że cała
piątka powinna zostać wyłączona z grona podejrzanych – stwierdził Samfu.
- Tak na początek?
Jeszcze niczego nie wiemy – zdziwiła się Agatha.
- Wszyscy mają stalowe
alibi, więc będziemy mogli przynajmniej założyć, kto mógł być podejrzany, a kto
nie i wierzyć w ich słowa, bez obawy, że to sprawca, który próbuje nas oszukać –
wstawił się za nich Alan.
- Dobra, przyjmijmy
tak na początek… - westchnęła Przyjaciółka.
- Ja prosiłabym
żebyście przestali się oskarżać. Co proces popełniamy ten sam błąd, a potem
krążymy w kółko dodatkowo godziny, żeby tylko wyzbyć się podejrzeń wyssanych z
palca – przemówił Maks – Skupmy się
lepiej na kolejnym fakcie dotyczącym Lily. Trucizna, która ją zabiła.
Elizabeth, przypomnisz nam, co było w gablocie i jak była chroniona?
Odchrząknęłam:
- W przychodni, jak
większość z was widziała są dwie strefy…
- Chwila – przerwał
mi Mycroft - a czy jak kogoś nie było w
przychodni ani razu, to nie jest automatycznie oczyszczony z podejrzeń?
- A jest taka osoba? –
zapytał Aaron zniecierpliwionym głosem. Nikt się nie zgłosił, więc po
chwili kontynuowałam.
- Jedna z nich to
strefa, gdzie za bramką były trzymane lekarstwa i trucizny. Oprócz bramki, do
której klucze miał Alan, znajdowały się też tam gabloty, które również były
zamknięte przez większość czasu. Oczywiście jak przebywaliśmy w przychodni to
nie zamykaliśmy żadnego z zamków, bo sami pilnowaliśmy tego, co się tam działo
– uspokoiłam ich, widząc jak niektórzy podrywali się żeby mi przerwać z
oburzeniem.
- No to pewnie ktoś
przyszedł i podkradł truciznę, kiedy byliście w swoich papierach. Widziałam
jacy zajęci jesteście, ktokolwiek, kto nie rzuca się za mocno w oczy okradłby
was bez problemu – stwierdziła Carmen.
- Pilnowałam trucizn
jak oka w głowie – syknęłam ze złością. Carmen była osobą, która spędzała
ze mną mnóstwo czasu, oskarżenia tego typu bolały podwójnie z jej ust – Poza tym, tak jak mówiłam na śniadaniu…
Trucizny i lek zniknęły wieczorem. Nie wiem dokładnie kiedy, ale jak
wychodziliśmy z przychodni i zostawialiśmy tam Alana, to jeszcze tam były.
Sprawdzałam to osobiście – powiedziałam twardo.
- Potem zacząłem
pilnować gablot, bo klucz zgubiłem w trakcie dnia, ale zasnąłem – dodał
Alan.
- Nie mogliście
sprawdzić, czy kawa nie była naszprycowana? – zapytała Cecily.
- Nie. Ktokolwiek
czegoś dosypał zabrał po tym wszystkim filiżankę – odpowiedział Pechowiec.
- Cała sprawa z
gablotą jest dziwna – stwierdziła po chwili Julia. Jej głos zaskakująco
dobrze wbił się w rytm lecącej w tle muzyki. Zdziwiło mnie, że zwróciłam na to
uwagę, ale głos Brzuchomówczyni od jakiegoś czasu stracił swój zmienny charakter.
Stał się szary – Klucz do tego zaplecza
znaleźliśmy w kieszeniach Sandry, ale ktoś zbił gablotę. Jeżeli to ona wykradła
lek i trucizny to na cholerę zbijała szybę?
- To słuszna uwaga – zauważyła
Cecily – To się trochę mija z celem.
- Lily zapytała mnie
czy nie dam jej leków na sen, a butelkę znaleźliśmy w jej pokoju – przypomniał
Alan - To mogłoby oznaczać, że to ona się tam
włamała.
- Ale Sandra miała
klucz – przypomniała Julia.
- Tylko gablota była
zbita – powiedział Samfu – Nie
widzicie pewnej zależności?
- To oznaczałoby, że…
- Yama zamyślił się na głos.
- Że mogły być tam
obie i możemy bez większego problemu to ustalić – powiedział Maks kiwając
głową – Jeżeli obie tam były, to raczej
nie razem. Jedna weszła przy użyciu klucza, a druga siłą.
- Sandra musiała tam
być pierwsza – powiedziała Carmen – Jeżeli
ona otworzyła zamek, to Lily nie musiała go rozbijać, dopiero gablotkę.
- Co? – zapytał
Mycroft – Nie rozumiem.
- Carmen ma rację – uciął
Aaron – Jeżeli Sandra weszła przy użyciu
klucza to mogła otworzyć zamek od furtki i zapomnieć go zamknąć. Być może
nadchodząca Lily ją spłoszyła?
- Zastanawia mnie ten
lek na uspokojenie… - powiedziałam na głos.
- Pasuje do tego, co
uśpiło Alana, co? – zapytał Samfu.
- Jak to? – Yama
nie zrozumiał, patrząc najpierw na mnie, a potem na Króla Dram.
- Jeżeli ktoś dosypał
tego leku do kawy Alana, to mógł go tym uśpić. Tylko jak wtedy wziąłby lek,
jeżeli Alan spał w momencie, kiedy ktoś ten lek wykradał? – Cecily
przeanalizowała sytuację.
- Może ktoś jeszcze
brał w tym udział? – zaproponowała Carmen – Tylko jak odniósłby opakowanie do pokoju Dzwonka?
- Coś namieszaliście,
powinniśmy wrócić do sprawy, a konkretnie do Lily – Alice przerwała nasze
gdybanie, nakierowując nas z powrotem na odpowiednie tory - Przyszła po Sandrze, okej, ale co wtedy? Czym rozbiła tą gablotę?
- To akurat nie jest
trudne – powiedział Maks – Mikroskop.
Pochodził z przychodni, mieliśmy go przy sobie cały czas, a po nocy włamania
znaleźliśmy go zawiniętego w szmatę obok zbitej gabloty.
- Sprawca się nie
postarał żeby schować narzędzie zbrodni – zauważył Samfu – To znowu przemawia za teorią, że Lily
rzeczywiście była w przychodni i to ona zbiła gablotę.
- Opieramy się na
teorii, że Sandra, lub inna osoba z kluczem, nie zamknęła drzwi. To trochę
sporo gdybania – stwierdził Yama.
- Ale to ma sens – odpowiedział
Samfu – Jeden zamek jest zniszczony,
drugi nie. Sandra pewnie spanikowała, albo przestraszyła się czegoś i nie
zdążyła zamknąć drzwi. Założę się, że zamek nie jest taki prosty do
sforsowania.
Samfu spojrzał
na mnie, oczekując wyraźnie na odpowiedź. Udzieliłam jej:
- Zamek długo się
zamykało i otwierało, to racja, ale sam w sobie był banalnie prosty. Myślę, że
sprawniejsza osoba bez klucza dałabym sobie z nim rade.
- To też jakaś opcja –
Samfu przekierował głowę w prawo – To
zupełnie pasuje do Ethana i jego sprawnych dłoni.
- Nikomu nic nie
zrobiłem – odpowiedział zrozpaczonym głosem – Nie pamiętam nawet za bardzo ostatniego wieczora.
- Może podczas tego
niepamiętania byłeś w przychodni i otworzyłeś komuś drzwi? Może nawet samemu
sobie? – pytanie Samfu sugerowało odpowiedź, ale Ethan widocznie nie radził
sobie jakkolwiek z obroną.
- Ethan spędził
wieczór ze mną. Yama to potwierdzi, tak samo jak Mycroft oraz Wendy – wtrąciła
się Cecily.
- Tak, jak byliśmy na
korytarzu, w godzinach wieczornych to byli tam razem – przyznała Wendy.
- Przecież tylko
żartuję – obruszył się Samfu – Wróćmy
do gabloty.
Ethan nie wyglądał jakby ten żart go rozbawił.
- Nie ma co dodawać,
przynajmniej na ten moment – odpowiedziała Julia – Możemy za to wykluczyć kolejną osobę.
- Niby kogo? – zdziwiła
się Agatha. Za każdym razem, kiedy ktoś chciał kogoś uniewinnić to reagowała
oburzeniem. Zastanawiało mnie, dlaczego była aż tak uprzedzona. Kreowała się na
osobę współczującą, a mi wydawało się, że wcale tak nie przeżywała, zachowywała
się raczej dziwnie.
- To pierwszy proces,
w którym Agatha nie ma alibi – stwierdził Mycroft – Pewnie dlatego jest taka nerwowa.
- Jak ktoś wykradał
truciznę, to byłam w pokoju, bo było już po ciszy nocnej – odgryzła się.
- Ale na czas otrucia,
prawie nikt nie ma alibi – stwierdziła ze smutkiem Carmen – Każdy jest w kręgu podejrzanych.
- Ja bym z tego kręgu
wyłączyła Alana – powiedziała Julia – Jak
chcecie możemy go przesłuchać, sami zauważycie, że on po prostu nie może być
sprawcą.
- Skoro tak uważasz…
Głosuję na Alana Dantesa! – stwierdził Samfu.
- Głosuję na Alana
Dantesa – powiedziałam, patrząc w twarz mojego przyjaciela. Wyglądał na
lekko zdenerwowanego, ale nic nie wskazywało, żeby to on mógł otruć. Wierzyłam
w jego niewinność, był dobrą osobą, która kompletnie nie pasowała do tego
miejsca, ale jego talent w końcu zobowiązywał.
Muzyka
została zagłuszona przez delikatne bicie serca. Światła przygasły, zostawiając
nas w półmroku i skupiając trzy reflektory, które włączyły się z trzaskiem, na
stanowisku, które wyjechało na środek sali procesowej. Alan starał się w mroku
mnie dostrzec, ale nie szło mu to z łatwością. Po chwili zrezygnował.
- Nie jestem przekonana,
co do dodania do tej grupy Aarona, a wy wyrzucacie z grona podejrzanych kolejną
osobę i to taką, która może być sprawcą? Nie rozumiem tego – stwierdziła
Agatha i zmarszczyła nos.
- Nic nie wskazuje na
to, że Alan jest sprawcą. Nie był przytomny, kiedy wykradano truciznę, a potem
cały dzień spędził w przychodni – Julia stała w jego obronie, co mnie
odrobinę zaskoczyło.
- Opowiedz nam
dokładnie, jak to było wczoraj wieczorem – poprosił Aaron.
- Julia, Maks i
Elizabeth chcieli wyjść i popracować w laboratorium żeby sprawdzić jakąś
teorię, więc gdy tylko wyszli to zostałem przypilnować Carmen. Usiadłem
wygodnie…
- Usiadłeś? Czy twój
zakaz przypadkiem nie zabraniał siadania w obecności innych? – zapytała
Wendy.
- Nikogo tam nie było.
Carmen leżała uśpiona lekami, więc byłem w przychodni sam. Jak jestem sam to
mogę siadać – wytłumaczył – Usiadłem
wygodnie i wziąłem łyka kawy, żeby jeszcze bardziej oddalić zmęczenie, bo odkąd
zacząłem ją pić to potrzebowałem jeszcze mniej snu.
- I co się stało
wtedy? – dopytał Maks.
- Zacząłem czuć się
senny. Nawet nie zdążyłem zareagować… Obudziłem się nad ranem, jak przyszliście
do przychodni, a właściwie wy mnie obudziliście. Leżałem na podłodze.
- Nie przebudzałeś się
ani razu w nocy? – upewniła się Cecily.
- Nie. Przynajmniej
tego nie pamiętam – odpowiedział.
- A ty Carmen? Nie
budziłaś się w nocy? – zapytała się Julia.
- Też obudziłam się z
rana i nie pamiętam niczego innego – stwierdziła – Ale czuję, że Mniszek mówi prawdę.
- Czujesz, że mówi
prawdę? Trzeba było mówić tak od razu – wykrzyknął Samfu, teatralnie
przyciskając przycisk.
- A co robiłeś
dzisiaj? – zapytała Alice.
- Po wstaniu poszedłem
na śniadanie razem z Elizabeth. Wtedy powiedzieliśmy wam o tym, co się stało, a
potem spędziłem cały czas w przychodni. Opiekowałem się Ethanem i pomagałem
Elizabeth.
- Jak się
przebudzałem, to rzeczywiście widziałem zawsze Alana niedaleko mojego łózka – przyznał
Iluzjonista – Potwierdzam jego słowa,
przysięgam na wszystkie moce!
- Rzeczywiście to mało
prawdopodobne, żeby to była sprawka Alana. To raczej ktoś, kto obracał się w
tamtym gronie – powiedział Samfu – A
teraz serio, możecie go cofnąć.
Nacisnęłam
przycisk i po chwili sala procesowa wróciła do swojego domyślnego ustawienia, a
Alan dołączył z powrotem do nas. Sześć osób było wyłączonych z grona
podejrzanych, pozostało ich jedynie osiem. Kiedyś oznaczało to końcowe fazy
procesu, gdzie mieliśmy ustalone już prawie wszystko, ale teraz analiza dopiero
się zaczynała. Ustalaliśmy dopiero początkowe fakty, ale to, że całość dało się
ułożyć napawało optymizmem.
- Ten proces jest bez
sensu – stwierdził po chwili ciszy Yama – Nic nie układa się w całość.
- Jest po prostu
bardzo skomplikowany – odpowiedział Maks – Myślę, że odpowiedź będzie mogła nas bardzo zaskoczyć. Wróćmy do tematu
trucizny.
- Co jeszcze chcemy
wiedzieć? Myślę, że każdy już wie, że Lily została nią otruta, tylko wciąż nie
wiemy czy wsypała ją sobie sama, czy ktoś jej pomógł.
- Nie powiedziano tego
wcześniej – powiedziała Cecily – Ale
jest jeden prosty dowód, który pokonuje wszystkie pozostałe dowody. Właściwości
trucizny.
- To znaczy? – zaciekawił
się Alan.
- Trucizna wywoływała
krwawienie, tak? – upewniła się Cecily.
- Tak. Rozumiem do
czego dążysz i to prawda. W tym całym „samobójstwie” nie pasuje jedna opcja.
Lily wybrała truciznę, która wywoływała potężne krwawienie.
- Po śmierci jej fobia
nie ma znaczenia – odpowiedziała Wendy – Co to dla niej za różnica.
- Samobójstwo jest
ciężkie i wątpię żeby Lily wybrała coś, co zabije ją w takim stylu – powiedziała
Carmen.
- Racja… - Maks
się zamyślił.
- Może ktoś upozorował
samobójstwo? – rzuciła pomysłem Carmen – Wiecie, tak jak Audrey chciała to zrobić z Jacobem.
- Nie sądzę, żeby to
działało na podobnej zasadzie… Może po prostu wzięła truciznę, której działanie
znała. Przecież Elizabeth mówiła przy paru osobach o tym, jak działała trucizna.
Jak to było? – zapytał Samfu.
- W tamtym momencie w
przychodni była Sandra, Lily, Alan, nasza trójka, Mycroft i Wendy – wymienił
Maks – Ach, no i Aaron.
- Czyli Lily słyszała
jak działa jedna z trucizn, może wolała nie ryzykować z innymi, które mogły być
dużo gorsze – słowa Samfu miały sporo sensu, ale nie przekonywały mnie.
Lily bardzo bała się krwi. Nie wierzyłam, żeby była w stanie, nawet w celu
zamieszania, zabić się w taki sposób.
- Wciąż nie wiemy, co
stało się z drugą trucizną. Ona znacznie lepiej pasowałaby do popełnienia
samobójstwa. Myślę, że Lily mogłaby ją wybrać – stwierdziła Julia.
- Ale ta trucizna nie
zabiła ani Lily ani Sandry. Być może została zabrana dla zmyłki – stwierdził
Mycroft.
- Albo tego po prostu
nie wiemy. Jest szansa, że ta trucizna… po prostu nie zdążyła zadziałać – słowa
Maksa sprawiły, że coś zadzwoniło mi w głowie.
- Patrząc na to, że
jedna trucizna miała trochę większy zapłon, a druga mniejszy to mogło dojść do
sceny, gdzie Lily została otruta dwa razy… - stwierdziłam. Moje słowa
wstrząsnęły grupą. Spoglądali na mnie nieufnie, na pewno zastanawiali się czy
nie próbuje ich oszukać.
- Dwa razy… - powtórzyła
Carmen – Jakby to mogło się zdarzyć?
- Czy możemy się
dowiedzieć, czy ta druga trucizna odegrała jakąś rolę w procesie? – zapytała
Alice, kierując pytanie do Porywaczy.
- Muszą państwo sami
do tego dojść – odpowiedział Lokaj.
- Istnieje opcja, że
było dwóch zabójców, jeden chciał otruć Lily Karmazino, a drugi przy pomocy
Łabędziego Lotosu – Maks perfekcyjnie zapamiętał nazwy.
- Może jedną sama się
otruła, a drugą otruł ją ktoś? – zaproponowała Wendy.
- Albo użyła sama obu
tylko po to, żeby nie zginąć od wykrwawienia, a od zawału serca, tylko szybciej
– teoria Aarona brzmiała najbardziej zagmatwanie ze wszystkich.
- Przypominam, że
średni czas zapłonu Karmazino to około trzech godzin, a Łabędziego Lotosu około
dwunastu godzin – przypomniałam.
- A jakby… wymieszać
te dwie trucizny? – zapytał Alan.
- Nie mam pojęcia, ale
podejrzewam, że zadziałaby jeszcze szybciej. Minęłaby maksymalnie godzina – stwierdziłam,
nie będąc w stu procentach pewna. Mieszanie trucizn miało przeróżne skutki.
- A samo działanie? – dopytała
Wendy – Co by się stało?
- Chodzi o to jak taka
osoba by zginęła? Na pewno dalej by krwawiła i to potężnie, zawał serca wtedy
nie miałby żadnego znaczenia – stwierdziłam.
- Czyli niewykluczone,
że Lily przyjęła dwie trucizny. To by miało sens – podsumował Maks.
- Ale jak ona w ogóle
została otruta? – zapytała Agatha.
- Sama sobie tego
dosypała. Jestem teraz przekonany, że ona sama się zabiła – Mycroft
przytrzymał się już jednej teorii, więc byłam pewna, że będzie się jej trzymał
do samego końca.
- Trucizna działa
przez płyny. Potrzebuje dużej ilości wody żeby zacząć działać – wytłumaczyłem.
- Czyli jakby ktoś
wypił całą, tak po prostu, to nic mu by się nie stało? – zdziwiła się
Carmen.
- Wciąż by zginęli,
ale trucizna byłaby znacznie słabsza. Na pewno Lily nie zginęłaby tak nagle – odpowiedziałam.
- Ale gdzie sprawca
dosypał tej trucizny? Jak u niej byliście to niczego nie widzieliście? – zapytała
Julia.
- Jedyne, co tam było
to dzbanek z herbatą - przypomniał
Yama.
- To była pewnie
herbata, którą dawałam jej na lepsze samopoczucie – dodałam.
- Tak, właśnie to nam
proponowała – przypomniał Samfu – Ethanowi
wtedy by się przydało.
- Miałem po prostu
gorszy moment – westchnął Iluzjonista.
- Czyli sprawca… - zaczął
Maks.
- Albo Lily – dodał
Mycroft.
- Możemy na razie nie
skupiać się na tym, kto to zrobił tylko po prostu ustalać fakty? Oszaleję jak
będę cały czas słuchała tych docinek – warknęła Julia.
- Julia ma rację – stwierdził
Alan – Jak będziemy cały czas zakładać,
czy to było samobójstwo czy zabójstwo to nigdy niczego nie ustalimy.
- Sprawca musiał
dosypać tą truciznę i być w pokoju Lily jeszcze dzisiaj. Jeżeli kogoś dzisiaj u
niej nie było to odpada z kręgu podejrzanych – podsumował Maks. Znowu miał
rację.
- Czy Dzwonek
przypadkiem nie wynosiła tego dzbanka z jej pokoju? Ktoś mógł dosypać jej
trucizny w kuchni albo przychodni… - powiedziała Florystka.
- Dałam jej ten
dzbanek dwa dni temu, ale nie ja go uzupełniałam. Sama parzyła sobie zioła – obroniłam
się.
- Tutaj akurat muszę
przyznać, że ja zajmowałem się dzbankiem panny Eucliffe i jego uzupełnianiem – wtrącił
Lokaj.
- Czyli to musiał być
ktoś, kto był w jej pokoju – wykrzyczał Mycroft.
- Samfu, Yama, Alice,
Ethan, Agatha – odliczyła na palcach Cecily.
- Mycroft też tam był
– powiedziała Wendy. Zdziwiło mnie, że to właśnie ona wskazała na Hakera,
ale podejrzewałam, że zrobiła to, żeby nie był podejrzany.
- Tak, poszedłem do
niej na moment po tej scenie na korytarzu. Chciałem jej doradzić, żeby na
siebie uważała – Mycroft powiedział to ze spokojem.
- Doradzić żeby na
siebie uważała… Serio? – parsknął Samfu – Nie zdołaliście wymyślić gorszej wymówki?
- Mycroft był w
liście, który Lily miała przy sobie – przypomniała Julia.
- Lily wymieniła kogoś
jeszcze – dodała Wendy.
- Ja z nią tylko
pogadałem. Wczoraj wieczorem, właściwie dzisiaj w nocy – sprostował Haker –
Ale gdy z nią gadałem to było jeszcze
przed tym jak ktoś zabrał lek i trucizny, więc to niemożliwe!
- Tego nie możemy
wiedzieć. Pytanie, czy ktoś z grupy podejrzanych nie był dzisiaj u Lily? – zapytała
Julia.
- Ja nigdy nie byłam w
pokoju Lily – stwierdziła Wendy – Głównie
ze względu na to jak zachowywała się Sandra, ale tym razem to dało mi silne
alibi.
- To racja, chyba nie
ma sensu się w tym przypadku wykłócać. Sprawca, kimkolwiek był, musiał mieć
dostęp do dzbanka – stwierdził Aaron.
- Dodatkowo musiał
mieć ten dostęp na maksymalnie dwanaście godzin przed jej śmiercią – stwierdziłam
– To by pasowało do czasu, kiedy
delegacja poszła do jej pokoju ze śniadaniem. Musimy przyjąć, że czas działania
był jednak dłuższy. Być może myliłam się, co do pomieszania trucizn.
- Wciąż nie wiemy czy
Mycroft i Cecily byli dzisiaj w jej pokoju – przypomniał Alan.
- Ja byłem, ale w nocy
– żachnął się Mycroft – Ludzie, ile
razy mam wam to jeszcze powtórzyć?
- Ja nie byłam, ale
nie mam na to potwierdzenia, bo kiedyś zdarzyło mi się odwiedzić jej pokój,
więc nie mam jeszcze alibi. Chociaż to stanie się oczywiste, z czasem to
zrozumiecie – powiedziała z pewnością w głosie Cecily.
Przetarłam
pot, który pojawił się na moim czole. Byłam zmęczona. Wyjątkowo poczułam
senność, którą zazwyczaj potrafiłam kontrolować. Proces był męczący. Szedł
powoli i mieliśmy jeszcze wiele do ustalenia. Wciąż byliśmy przy morderstwie
Lily, a wciąż musieliśmy ustalić jak zginęła Sandra. Trzeba było ustalić
jeszcze tak wiele…
- Myślę, że to czas
żebyśmy przeszli do morderstwa Sandry – stwierdził Maks, jakby czytał w
moich myślach.
- Nie sądzę żebyśmy
ustalili wszystko co do śmierci Dzwonka – zdziwiła się Carmen.
- Potrzebujemy więcej
informacji o tym, co stało się z Sandrą, bo wydaje mi się, że to rzuci więcej
światła na to, co stało się z Lily – Pisarz poprawił fedorę. Byłam pewna,
że ma już w głowie jakąś wizję, która nie chciał się jeszcze dzielić.
- Sandra miała klucz
do gablotki, więc mogła odegrać jakaś rolę w śmierci Lily – przypomniała
Wendy.
- Ostrzegałam ją przed
tym – przypomniał Mycroft – Ale
wolicie mnie podejrzewać…
- Nie weźmiesz nas na
litość Goldenwire – stwierdził twardo Aaron – Więc przestań pajacować.
- Wal się Aaron – rzucił
Mycroft.
- Nie znaleźliście
niczego w pokoju Sandry? – zapytał Maks.
- Niczego, co mogłoby
nam pomóc. Na pewno nie miała butelek po truciźnie – stwierdziłam.
- Trochę nie rozumiem
jak ona zginęła. Mówiła coś o klątwie i o zginięciu w kałuży krwi, a po chwili
tak zginęła – powiedziała po cichu Agatha.
- Miała ranę na
brzuchu bez wątpienia została dźgnięta czymś długim i płaskim. Ostrze nie
przyszło na wylot, wiec podejrzewam, że był to jakiś scyzoryk, albo nieduży nóż
– powiedziałam fachowo.
- Nóż można było
znaleźć w paru miejscach w hotelu. To jest nie do ustalenia – powiedział
Yama.
- Ja chyba wiem, co
dokładnie ją zabiło – odezwała się Alice – Nie byłam tego do końca pewna, ale teraz to wydaje mi się być oczywiste.
- A konkretnie? – zapytała
Julia.
Spojrzałam
na Alice zaciekawiona. Wyglądała na osobę, która orientowała się w tym, co się
działo w hotelu, ale na procesach była raczej cicho. W pierwszym i drugim była
podejrzana, ale udawało jej się oczyścić z podejrzeń. Teraz wciąż była w kręgu
podejrzanych.
- Zauważyłam, że w
momencie śmierci Sandra miała na sobie pas. Ogólnie była ubrana w zupełnie inny
sposób… - zaczęła opowieść.
- Była tak ubrana już
od rana – zauważył Ethan.
- Tak Ethan, dziękuje
– przytaknęła z grzeczności – Wśród
elementów jej stroju zauważyłam pas z gwiazdą, który widziałam wcześniej.
Należał on do Rewolwerowa.
- I co w związku z
tym? – zapytał Samfu.
- Też nie rozumiem,
jaki to ma związek ze sprawą – stwierdziła Julia.
- Był to specjalny
pasek. Wszystko, co należało do Rewa miało swoje specjalne właściwości. To – wskazała
na pas – było ubraniem pułapką. Rew mi o
tym opowiadał. Nie mam pojęcia po co trzymał to w szafie, ale był dziwny, więc
nie jestem nawet zszokowana.
- Jak działał? – zapytała
zniecierpliwiona Wendy.
- Miał ukryte ostrze.
Jeżeli Sandra nałożyła pasek to już w tamtym momencie umarła… - przeszły
mnie ciarki. Pierwszy raz słyszałam o takim urządzeniu.
- Słyszałem coś o tym,
ale myślałem, że to wymysły – dodał Yama.
- To okropne – stwierdziła
Wendy – Pasuje całkowicie do Rewa.
- Czytałem o tym
urządzeniu. Nie pamiętam jego nazwy, ale rzeczywiście coś takiego istnieje.
Ostrze wysuwało w momencie zapięcia klamry pasa i przebijało organy ofiary,
która nawet nie wiedziała, że jest już martwa. Póki ofiara nosi na sobie pasek
to ostrze działa niczym korek, dlatego, gdy Sandra zalała sobie spodnie i
zdjęła pasek wyciągnęła ostrze i umarła.
- To… pasuje – powiedział
Alan.
- Została zabita przy
pomocy… paska? – Mycroft patrzył na nas jakby czekał na moment, aż ktoś
przyzna, że to wszystko to jedynie żart – Serio?
- Rew miał dużo takich
sztuczek w zanadrzu – powiedziała Alice – Myślę, że jakby chciał nas rzeczywiście pozabijać to zrobiłby to bez
najmniejszego problemu.
- Pozwoliliście mu mieć
takie rzeczy? – Aaron oburzył się, spoglądając w stronę Duchów.
- Tak długo jak nie
wyrządzał nimi nikomu krzywdy – odpowiedział Bobru.
- Dobra, ale skąd
sprawca wziął ten pasek? – zapytała Wendy – Tego najbardziej nie rozumiem. Przecież Rew nie żyje, ktoś wyciągnął go
z jego pokoju?
- Niektórzy mają tak w
zwyczaju – Maks rzucił spojrzeniem w stronę Samfu – Ale tym razem sprawca musiał wziąć to z magazynu. Według spisu
inwentarza pasek zniknął około północy, dwa dni temu.
- Ktoś go zabrał po
kłótni na korytarzu? – zapytała Cecily.
- Tak mówi spis. Nie
możemy jednak potwierdzić, kto to był, bo niestety, ale nikt wtedy nie pilnował
Magazynu.
- Nie mieliśmy
wyznaczonych osób? – zapytał Ethan – Osoby,
które miały pilnować rzeczy.
- Tak, tylko spójrzcie
na to z innej strony – lubiłam w Maksie to, że nie bawił się w zagadki jak
Jacob, tylko mówił to, co rzeczywiście było ważne – Do pilnowania magazynu zostały wyznaczone dwie osoby.
- To była ja i Carmen
– dodała Agatha.
- Jeżeli pasek zniknął
około północy, to nikt wtedy nie pilnował magazynu – powtórzył się Pisarz.
- Ale jak to? Ach no
tak… Carmen nie pełniła wtedy warty… – przypomniała sobie po chwili
Twórczyni Zabawek.
- Carmen wtedy leżała
w Przychodni. Przecież już wcześniej o tym mówiliśmy, to był ten sam wieczór,
którego sprawca wykradł truciznę.
- Nie ma w tym spisie
jakichś informacji, kto to wziął? – zapytał Mycroft.
- Niestety. To byłoby
zbyt proste – Maks poprawił kapelusz.
- Nikt nie widział
nikogo w magazynie tamtego wieczora? Dużo przedmiotów znikało w niedużych
odstępach czasowych, może ktoś kogoś tam spotkał? – zapytał Alan.
- Ja tam byłem – powiedział
po chwili ciszy Samfu – Jak teraz o tym
pomyślę, to chyba nawet wiem, kto zabrał pasek.
- Kto? – zapytało
parę osób naraz. W przeciwieństwie do Maksa, Jacob zachowywał się jak Jacob.
Mówił pokrętnie i chciał budować napięcie, zamiast wyrzucić z siebie, to co
było ważne.
- Lily. Jak byłem tam
późnym wieczorem, to widziałem ją jak wychodziła. Nie miała niczego w rękach,
ale skoro to był tylko pasek, to mogła schować go nawet do kieszeni – zauważył
Samfu.
- Chwila, chwila – wtrąciła
się Julia – Jeżeli ona zabrała pasek, a
Sandra miała klucz do gablotki, to wychodzi, że najbardziej podejrzane są
osoby, które już nie żyją.
- Wciąż mamy wielu
podejrzanych – przypomniała Wendy – Sam
Samfu równie dobrze może kłamać. Przecież on też nie ma alibi!
- Nawet nie chciał
powiedzieć, po co był w magazynie – stwierdził Alan – Ale to jeszcze nie jest dowód obciążający.
- Za to jeżeli pasek
zabrała Lily i zniknął po północy, to chyba oczyszcza mnie z podejrzeń – wtrąciła
Agatha spoglądając na Samfu.
- Spokojnie, wyrosłem
już z wysyłania każdego do środka – uspokoił ją – Jak grupie to wystarczy, to ja wierzę w to alibi.
- Nic innego nie
łączyło Agathy ze sprawą, a skoro pasek zniknął pod jej nieobecność, a możemy
wyłączyć pomoc sprawcy to jej alibi jest solidne. Potwierdzone przez zasady
hotelu – przyznała Cecily.
- Sandra nie
przyjęłaby takiego prezentu od byle kogo – stwierdził Maks – Bez obrazy Agatha, ale myślę, że nasza Uwodzicielka
mogła przyjąć to tylko od Lily. Tylko w jakim celu?
- Celu? – zdziwiła
się Alice – Kapeluszniku, nie zawsze
trzeba mieć cel ukryty za podarowanym prezentem lub pomocą.
- Zmieniła cały swój
strój dla tego paska – zauważył Maks – Widzieliście
żeby Sandra kiedykolwiek nosiła coś innego? Wydaje mi się, że za nałożeniem
paska ukrywał się jakiś cel.
- Teraz należy zadać
ważniejsze pytanie – zapytał Alan – Czy
ona wiedziała jak ten pasek działa.
- W tym hotelu jest
dużo pasków, ale chyba w bajki wierzysz jak myślisz, że zadała sobie tyle trudu
nie wiedząc, co robił ten konkretny pasek – zaśmiała się Cecily – Otrząśnijcie się. Nasza delikatna ofiara tak
naprawdę jest zabójczynią. To ona musiała zabić Sandrę.
Chociaż fakty na to
wskazywały dosyć oczywiście to usłyszenie tego na głos było nietypowe. Lily
kogoś zabiła? Tym kimś była Sandra? Kto w takim razie zabił ją?
- Teraz wszystko
zaczyna układać się w całość – stwierdziła Julia.
- Więc możemy
głosować. Lily zabiła Sandrę, a potem siebie. Wszystko jest jasne. Była
tykającą bombą, która udawała, że jest w rozsypce, żeby pociągnąć siebie i
kogoś jeszcze na dno – Mycroft wyraził swoją opinię.
- Zostało jeszcze
sporo do ustalenia – zgasiła go Cecily – Czas ustalić, kto realnie miał szansę na dosypanie czegoś do herbaty.
Myślę, że to jest też ten moment, w którym można wyłączyć mnie z grona
podejrzanych. Mam alibi zarówno na czas wykradnięcia trucizn, wykradnięcia
paska z magazynu jak i na dzień otrucia, bo nie byłam w pokoju Lily. Ktoś ma
coś przeciw?
- Ethan może to
potwierdzić? Rzekomo był wtedy z tobą – głos Samfu ociekał ironią.
- Ja… Tak. Byłem z nią
do późnego wieczora i na pewno nie było jej w magazynie ani przychodni. Mogę to
potwierdzić – Ethan nie brzmiał zbyt przekonująco, ale to nie było akurat
nic nowego. Zawsze brzmiał na przestrasznego, chociaż tym razem nie umknęło mi
spojrzenie Yamy, który na chwilę zdawał się zdjąć swoją pokerową maskę.
- Myślę, że realnie
podejrzani muszą być ci, którzy byli w pokoju Lily dzisiaj z rana, tuż po
śniadaniu – powiedział Maks – Chociaż
nie możemy wykluczyć, że Lily wpuściła kogoś jeszcze. W dwanaście godzin sporo
osób mogło odwiedzić jej pokój, próbując ją przekonywać żeby poddała się
szczepieniu.
- Kto pozostaje w
gronie podejrzanych? Możemy to wypunktować? – zaproponowała Carmen.
- Samfu – wskazałam
palcem – Yama, Mycroft, Ethan oraz Alice.
- Myślę, że trzymanie
Ethana w gronie podejrzanych to smutny żart – wtrąciła Cecily – Rozumiem, że był w pokoju, ale sami
widzieliście w jakim był stanie. Spędził cały dzień pod kroplówką w przychodni!
- Prawda, jak tylko
wyszliśmy od Lily to go tam zaprowadziłem. Wyglądał kiepsko – przyznał
Pokerzysta.
- Jego stan nie był
najlepszy – potwierdził Alan – Pilnowałem
go i przez większość dnia był wyłączony.
- Najgorsze jest to,
że nie potrafię stwierdzić jak zachowywały się trucizny, jeżeli rzeczywiście
zostały wymieszane. Jeżeli zażyła tylko Karmazino to została otruta maksymalnie
trzy godziny przed śmiercią. Wtedy oznacza to, że ktoś odwiedził ją sam, a tego
nie możemy ustalić. Mógł to być każdy, kto został w gronie podejrzanych – niechętnie
przyznawałam się do luki w wiedzy. Niestety ani uczelnia, ani książki nie
przewidywały wymieszania dwóch takich substancji.
- Ale przygłup może
czuć się bezpieczny. Też nie wierzę, żeby to był on – stwierdził Samfu.
- Naprawdę Samfu?
Przezwiska? – Aaron pokręcił głową.
- Jesteście pewni, że
nikt nie dosypał niczego Lily z rana? Nikt nie miał dostępu do dzbanka? – zapytała
ponownie Julia. Temat zaczynał się powtarzać, ale znajdowaliśmy się w martwej
uliczce, jeżeli chodziło o tropy.
- Tak – potwierdzili
po kolei.
- Nikt nie miał tam aż
takie swobody, tylko Lily siedziała przy samym dzbanku – powiedział Yama.
- Może zastanowimy się
nad motywem? – zapytała Carmen – Zazwyczaj
to pomaga.
- Zabójstwa Lily? – zapytał
Aaron.
- Samobójstwa – poprawił
go Mycroft.
- Mycroft, ona nie
zabiłaby się w ten sposób. Otwórz oczy, ona bała się krwi – Aaron brzmiał
na zniecierpliwionego.
- To ty otwórz oczy
Aaron. Wszystko wskazuje na to, że Lily się zabiła, a wybór trucizny jest tego
dodatkowym potwierdzeniem. Ona zrobiła to specjalnie, żeby tylko nas zmylić.
Zabiła Sandrę, a potem chciała pociągnąć na dno nas wszystkich! – krzyknął
w jego stronę.
- Aaron ma rację. Nie
wierzę, żeby Lily zdecydowała się na taką śmierć – powiedział Maks.
- Po tym wszystkim, co
usłyszałam jestem jednak za samobójstwem – stwierdziła Agatha – Wiem jak ciężko jest mi, nie wyobrażam sobie
jak ciężko musiało być jej.
Głosy
były podzielone. Ustalenie tego, kto ma rację było jednak kluczowe. Bobru
przemówił, przerywając naszą kłótnię:
- Proponuję
rozwiązanie podobne do sytuacji na procesie Oliviera. Twarzą w twarz.
Usłyszeliśmy klaśnięcie, a platformy rozjechały się na trzy
strony. Te należące do martwych pojechały na bok, osoby, które były za samobójstwem,
czyli Mycroft, Agatha, Wendy, Cecily, Yama, Alice oraz Carmen pojechali w
stronę podwyższenia, a pozostali zostali wysłani w drugą stronę. Wierzyłam w
słowa Aarona i Maksa. Tak samo zresztą pomyśleli Alan, Samfu, Julia oraz Ethan.
- Przecież to jest
jasne, że to było zabójstwo. Lily w życiu nie zażyłaby trucizny, która zabiłaby
ją w ten sposób! – zaczęłam.
- Lily zabiła Sandrę.
Jeżeli chciała pociągnąć nas wszystkich na dno, to mogłaby to bez problemu
zrobić właśnie w ten sposób! – odpowiedziała Agatha.
- Lily nie była jedyną
osoba, która miała dostęp do półki z truciznami – przypomniał Alan.
- Ale znaleziono w jej
pokoju leki, więc mogła wybrać taką truciznę jaką chciała – odgryzła się
Carmen.
- Zabiła Sandrę. Dała
jej pasek, po co miałaby odbierać sobie życie, skoro mogła stąd uciec? – zapytał
Samfu.
- Nie pomyślałeś, że
mogła mieć to wszystko gdzieś i chciała pociągnąć jak najwięcej za sobą? – odpowiedziała
pytaniem Alice.
- W jej pokoju było
dużo osób. Każdy widział w jakim była stanie, była bardzo łatwym celem – stwierdziła
Julia.
- Zachowywała się
głupio i się odsłaniała. Zgodziła się nawet na karę, bo i tak wiedziała, że
umrze – skontrowała ze spokojem Cecily.
- Jak ją widziałem po
raz ostatni, dzisiaj z rana, to miała w sobie masę życia. Nie wierzę, żeby się
mogła tak po prostu zabić – powiedział Ethan pewnym głosem.
- A jednak to zrobiła.
Była spokojna, bo wiedziała, że nie ma już nic do stracenia, dlatego nie
walczyła – odpowiedziała Wendy.
- Nie ma żadnego
realnego dowodu na to, że się zabiła, a jeden konkretny, który temu przeczy – warknął
Aaron.
- To żaden dowód tylko
zmyła! Jak widać niesamowicie skuteczna, bo całe jej zachowanie wskazywało na
to, że coś się szykuje! – obronił się Mycroft.
- Jest jeszcze jeden
dowód, o którym nie mówiliśmy, a również wskazuje na to, że ktoś brał w tym
udział – stwierdził z uśmiechem Maks.
- Jeżeli mówisz o
listach, to wyglądały na typowe listy samobójcy. Nie widzę w nich żadnej
ukrytej wiadomości – odpowiedział Yama.
Obie
strony nie dawały za wygraną. Co gorsza, argumenty jednej i drugiej grupy miały
sens. Czy można było popełnić zabójstwo i samobójstwo jednocześnie?
- Co masz na myśli
Maks? – zapytał Aaron.
- Nie mówiłem wam
tego, ale teraz jest odpowiedni moment, żeby odkryć kolejny fakt, który pozwoli
nam ruszyć dalej – stwierdził.
- A trzymałeś to w
tajemnicy, bo? – zdziwiła się Wendy.
- Trzymałem to w
tajemnicy, bo nie sądziłem, że ta informacja będzie potrzeba. Na początku nie
wiedziałem, co oznacza. Spójrzcie na to – platformy wróciły na swoje miejsce,
a Pisarz ciężkim krokiem zgramolił się ze swojej i podszedł do stołu z
dowodami. Wybrał dwa listy i pokazał je nam.
- Ten list – wskazał
zakrwawiony kawałek papieru – znaleźliśmy
w kieszeni Lily. Bez cienia wątpliwości napisała go ona. Nie wierzę, żeby ktoś
był na tyle sprawny, żeby jej go włożyć do wewnętrznej kieszeni. Czy ktoś się z
tym nie zgadza.
Cisza.
- Z kolei te listy – wskazał
dwie koperty – znaleźliśmy w jej pokoju.
Jeden, zaadresowany do Sandry jest pusty, ale drugi, ten do nas już nie. Jeżeli
przyjrzycie się tym listom, to zauważycie pewien zabawny fakt. Nie pisała ich
jedna osoba.
Poczułam spore zaskoczenie. Gdy Maks mi je pokazał,
zauważyłam, że ma rację. Charakter pisma się różnił. Dało się to zauważyć.
- Co to oznacza? – zapytał
skołowanym głosem Ethan.
- Że pisały je dwie
osoby, a to z kolei dowód, że ktoś pomógł Lily. Moja teoria jest taka, że… obie
strony debaty twarzą w twarz miały racje – odpowiedział z tryumfem Maks.
- Jak to? – zdziwił
się Mycroft.
- Popełniła
samobójstwo, ale ktoś ją zabił? To nie ma sensu – powiedziała Julia.
- Ależ ma. Listy są
tego świetnym dowodem. Dodatkowo to tłumaczyłoby dwie trucizny. Lily
rzeczywiście otruła się Łabędzim Lotosem. Zażyła go pewnie dzisiaj, być może
całkiem niedawno. Myślę, że chciała przeżyć karę, być może zobaczyć jak Sandra
ginie i uśpić czujność grupy. Nie spodziewała się jednak, że ktoś dosypie jej
do dzbanka drugiej trucizny. Ta sama osoba podłożyła jej te listy w pokoju,
przez co chciała nas oszukać. Sprawca chciał żebyśmy myśleli, że Lily się
zabiła. To jest nieprawdopodobne, ale całkowicie logiczne. Zostało pytanie, kto
był drugim sprawcą? Kto próbował otruć Lily i sprawić żeby to wszystko
wyglądało na jej samobójstwo?
Teoria
Maksa była trafna. Każdy to zrozumiał, bo nikt się z nim nie kłócił. Nawet
Mycroft siedział w ciszy, najwidoczniej świętując swój sukces. W końcu odgadł
odpowiedź. Przynajmniej częściowo, ale widocznie to mu wystarczyło. Aaron
mówił, że jego rywal zachowywał się właśnie w taki sposób. Zawsze, gdy wygrywał
siedział cicho.
- Jestem zszokowana – powiedziała
ze smutkiem Agatha – Ale w gronie
podejrzanych zostają podobne osoby.
- Ja z niego wypadam.
Przepraszam, ale proszę o przyniesienie zeszytów z mojego pokoju – stwierdził
Samfu.
- Ja proszę o mój
pamiętnik – dodała po chwili Alice. Prośbę kierowali do naszych Porywaczy.
Lokaj zniknął z podestu, żeby po chwili wyłonić się z pół mroku niosąc dwie
rzeczy. Był szybki. Nie minęła nawet minuta.
- Proszę bardzo – wręczył
obie rzeczy Maksowi.
- Tylko tego nie
czytaj. Zapisuje tam ważne rzeczy – zdenerwował się Król Dram. Maks jednak
zignorował jego słowa i otworzył zeszyt na losowej kartce. Porównywał tekst
przez parę chwil, po czym zrobił to samo z pamiętnikiem Przyjaciółki.
- Piszesz pamiętnik? –
zaciekawiła się Julia.
- To pomaga mi z
traumą w tym miejscu – odpowiedziała Alice ze skwaszoną miną.
- Ja po prostu zbieram
informacje – odpowiedział Samfu – Tak
na przypadek jakbym chciał kiedyś kogoś zabić.
- To nie jest zabawne
Samfu – skarciła go Cecily.
- Wiem. Tylko prawdziwe
– odpowiedział z uśmiechem na ustach.
- Nie ma wątpliwości –
Maks podniósł głowę – Tego listu nie
napisała ani Alice, ani Samfu.
- Naprawdę? To ich
alibi? Pisali sobie jakieś gówno na boku i są czyści? – Mycroft zagotował
się ze złości.
- Nie martw się, ty
też się kiedyś nauczysz – pocieszył go Samfu. Po raz pierwszy, odkąd
byliśmy w hotelu zobaczyłem jak Aaron parska śmiechem. To był tak niecodzienny
widok, że na moment zapomniałam o całym procesie.
- Nie wierzę, że znowu
podejrzewacie mnie o coś, czego nie zrobiłem – Mycroft złapał się za głowę
– Ogarnijcie się!
- Zostałeś w kręgu
podejrzanych razem ze Słonecznikiem – przypomniała Carmen.
- Yama był ze mną
większość dnia. Byłabym bardzo zaskoczona, jakby okazało się, że to on – Cecily
spojrzała na Pokerzystę – Ale niczego nie
wykluczam.
Maks
wrócił na swoje miejsce, oddając Lokajowi rzeczy Samfu oraz Alice. Po chwili
zniknął i równie szybko pojawił się na szczycie, tuż obok Bobra i Neri. Patrząc
na podejrzanych bardziej byłam za Samfu, ale nie wydawało mi się, żeby on to
zrobił. Yama tym bardziej nie pasował mi na truciciela. Nie mieli alibi i
musieliśmy strzelać.
- Myślę, że powinniśmy
przesłuchać Mycrofta – stwierdziła Cecily.
- Naprawdę? – oburzył
się – Nie da się z wami gadać…
- Głosuję na Mycrofta
Goldenwire’a – wykrzyknął Aaron. Po chwili dołączyliśmy do niego. Światła
przygasły, dźwięk serca dołączył do gamy dźwięków. Mycroft wyglądał na
zdenerwowanego. Krople potu błyszczały w świetle reflektorów.
- Mycroft, a może
powiesz nam, co robiłeś w pokoju Lily wtedy w nocy? – zaczęła przesłuchanie
Julia.
- Byłem z nią pogadać!
Sama mnie wpuściła. Wendy potwierdzi, chcieliśmy ją ostrzec, żeby na siebie
uważała. Widać ona miała w głowie scenariusz jak to wszystko się rozegra – odpowiedział,
jego głos drżał, był zdenerwowany. Może
jednak…
- Tak było. Poprosiłam
Mycrofta żeby z nią pogadał, bo wiedziałam, że Lily w życiu mnie nie posłucha.
Sandra zamąciła jej w głowie, a ja nie miałam z nią dobrych relacji – Wendy
stanęła w obronie swojego chłopaka.
- No i ile tam byłeś?
– dopytał Samfu.
- Nie wiem… 15 minut?
Może 20? Pogadałem z nią, ale w sumie nie powiedziała niczego konkretnego.
Mówiła, że uważa na siebie, wie, że sprawia problemy, ale uważa na siebie.
Nawet odseparowała się od Sandry. Szkoda, że po rozmowie ze mną pobiegła do
magazynu i przychodni… - stwierdził.
- Jak wpuściła cię
raz, to nie widzę przyczyny, dlaczego nie zrobiła tego później. Wykorzystałeś
to, że ci zaufała. Nawet w liście to napisała. Ostatnie zdanie tego
zakrwawionego. Przecież ona go napisała – Carmen rzadko kiedy tak
bezpośrednio kogoś atakowała. Jej zazwyczaj spokojna twarzy, wyglądała teraz na
zdenerwowaną.
- Żartujesz sobie? To
był list samobójczyni! Podziękowała mi za to, że ją wsparłem – bronił się
Haker.
- To naprawdę wygląda
podejrzanie – przyznał Alan – Sam
rozumiesz Mycroft.
- Czemu nie
przepytacie Yamy? – zdziwił się.
- W sumie Yama może do
ciebie dołączyć. Głosuję na Yamaraję Elissa – stwierdziła Alice.
- Głosuję na Yamaraję
Elissa – dołączyłam. Pokerzysta wyglądał na skupionego. Nie widać było po
nim takiego stresu jak po Mycrofcie, ale nie dziwiłam się. W końcu był
pokerzystą.
- A ty Yama? Byłeś w
jej pokoju poza poranną wizytą? – zapytała Julia.
- Nie. Po wyjściu
odprowadziłem Ethana do przychodni i kręciłem się po hotelu. Trochę czasu spędziłem
z Cecily.
- Jak opiszesz swoją
relację z Lily? – zapytał Maks.
- Raczej nie ma mowy o
większej relacji. Szkoda mi jej było. To była dobra dziewczyna, ale pogubiła
się. Nie miałem z nią złych relacji, ale wątpię żeby sama mnie wpuściła – stwierdził.
- Może ktoś się do
niej włamał? – zaproponował Aaron – Ach
nie, zamki są takie, że nikt ich nie złamie. Zapomniałem.
- Carmen – powiedziała
poważnym głosem Cecily – Myślę, że to
moment, żebyś użyła swojej super mocy. Zadaj jednemu z nich pytanie, czy otruł
Lily. Jeżeli jeden zaprzeczy to drugi musi być sprawcą.
- Wydaje mi się, że
pominęliśmy… - Maks chciał coś powiedzieć, ale Mycroft wyprostował się jak
struna i mu przerwał:
- Nie! Nie rób tego!
Nie będę już waszym ciężarem. Zachowaj pytanie, sam dojdę do prawdy! – powiedział.
- Mycroft… - wyszeptała
Wendy.
- Durniu, nie zgrywaj
znowu bohatera – warknął Aaron – Ostatnio
kiepsko się to skończyło.
- Chcę skorzystać z
waszej propozycji Duchy! Chcę skorzystać z prawa czystości! – wykrzyknął
tak teatralnie, że nawet Cecily by się tego nie powstydziła.
Zapadła
cisza przerwana jedynie muzyką lecąca w tle oraz westchnięciem Wendy. Duchy
podniosły się wraz z Lokajem.
- Zdajesz sobie
sprawę, że nie ma z tego odwrotu i jak skorzystasz z tego prawa to będziesz
musiał nam pomóc? – zapytał Bobru.
- Tak – odpowiedział.
Miał głos jakby był z siebie bardzo dumny.
- Wiesz, że
przedstawiony dowód nie wskaże jednoznacznie sprawcy, jedynie ułatwi wam
połączenie pewnych faktów? – zapytała Neri.
- Jak może pomóc to
biorę. Dla grupy – teraz duma była jasno słyszalna.
- W takim razie
dodajemy do puli państwa dowodów spis. Zawiera spis osób, które w przeciągu
ostatnich dwunastu godzin były w pokoju Lily Eucliffe – powiedział Lokaj i
w naszych bransoletkach pojawiła się lista. Mycroft widząc ją odetchnął z ulgą.
Yama tylko pokiwał głową. Spojrzałam na nich. Nie mogłam uwierzyć.
- Odpowiedź była przed
naszymi nosami cały czas – powiedział ze smutkiem Maks – Że też o tym nie pomyślałem.
- Cofnijmy ich – zaproponowała
Julia.
- Ale Yama… - próbował
zacząć Aaron.
- To nie on. To ona – Maks
wskazał kościstym palcem. Nasz wzrok przeniósł się na bok. Przytaknęłam w
myślach. Nie było mowy o pomyłce.
- Yama jest na liście,
ale był w pokoju z delegacją. Mycrofta na niej nie ma, ale jest ona – podsumowała
Cecily – Samfu, Yama, Alice, Agatha,
Ethan oraz Sandra. Tylko te osoby odwiedzały pokój Lily. Tylko one mogły to
zrobić.
- Nie… - Aaron
ponownie próbował dojść do głosu, ale ponownie mu przerwano. Tym razem stała za
tym Julia:
- Nie Aaron. Oni mają
rację. Sandra musiała to zrobić. Jak się nad tym zastanowisz, to Yama nawet nie
przejdzie Ci przez myśl.
Wcisnęliśmy
przyciski cofając Yamę oraz Mycrofta do kręgu. Haker miał dumę i zwycięstwo
wypisane na twarzy. Chociaż był pełen pychy, to musiałam mu przyznać, że jego
poświecenie było opłacalne. Sandra była oczywistą morderczynią. Przez to, że
nie żyła wypadła z kręgu podejrzanych, chociaż każdy możliwy dowód wskazywał na
nią.
- Sandra Evans chciała
otruć Lily, a Lily zabiła Sandrę. To poetyckie, wydaje się być nierealne, ale
jednak będące rzeczywistością. Ona miała klucz do gablotki. Zabrała trucizny i
wzięła pasek od Lily bo chciał uśpić jej czujność. Wiedziała, że Lily przestaje
jej ufać, więc zrobiła wszystko żeby odzyskać to zaufanie. Pewnie dlatego w jej
pliku morderstwa była wzmianka o śnie. Nie zmieniała ubrania, bo dostała pasek
wieczorem, a potem całą noc przygotowywała list i obmyślała zbrodnię. Lily
chciała zginąć po niej, ale nie sądziła, że Sandra będzie zajęta całą noc
planowaniem jej zabójstwa i podrabianiem listów. Miała jej zaufanie, więc Lily
ją wpuściła. Wtedy ją otruła i podrzuciła fałszywe listy. Dodatkowo była na
tyle leniwa, że nawet nie napisała nic w swoim liście. Wierzyła, że przeżyje i
nikt nie będzie mógł przeczytać listu do niej, a dostanie listu uwiarygodniało
to, że Lily się zabiła. Cholera jasna – Maks w międzyczasie wziął fałszywy
list pożegnalny Lily do ręki i przeczytał na głos fragment – „…mam nadzieję, że moje zabójstwo będzie
ostatnim w tym hotelu i zatrzyma całą…”. Sandra nawet pomyliła się w tekście.
„Moje zabójstwo”. Jak mogłem to przeoczyć?
- Tak się kochały, że
się nawzajem zabiły – Samfu pokręcił głową – Jestem zaskoczony.
- Raczej wykorzystały
swoją własną naiwność i to jak blisko siebie były – Julia nazwała rzeczy po
imieniu.
- Nie warto ufać
niczemu. Szczególnie miłości – warknął Aaron.
- To tyle? – zapytała
Wendy – Koniec? Na kogo mamy zagłosować
jak zabiły się nawzajem?
- Technicznie rzecz
biorąc to Lily zabiła siebie i Sandrę. To, że trucizna Sandry przyspieszyła
proces, nie zmienia faktu, że Lily pierwsza wsypała truciznę – zauważył
Król Dram.
- Ja zagłosowałbym na
obie – stwierdziłam – Obie odegrały
role w tym procesie.
- Chwila moment – przerwała
Carmen – Kto w takim razie uśpił Mniszka?
Sandra czy Lily?
- Sandra była
pierwsza, więc pewnie ona to jakoś zrobiła. Nie wiem tylko jak. Lekarstwo na
sen było w jej pokoju – przypomniał Maks.
- Wciąż pozostaje
kilka niewiadomych – przyznał Yama.
- Momentami mam
wrażenie, że ktoś pomaga sprawcom. Ta sama historia powtarza się po raz kolejny
– stwierdziła Wendy – Raz okazało
się, że to był Rew, ale w innych przypadkach? To dziwne.
- To jest straszne – powiedziała
po cichu Agatha.
- Wiesz co jest
straszne? To, że Lily specjalnie tak ułożyła zbrodnię, żeby pociągnąć nas wszystkich
na dno. Zapewne to napisała w tym swoim liście. Chciała zabić siebie, Sandrę, a
przy okazji nas wszystkich. Jakbyśmy zagłosowali tylko na nią to byśmy
przegrali – stwierdził Samfu ostrym tonem.
- Tego nie wiemy – zauważył
Alan.
- Wiemy za to, że Lily
była tykającą bombą, która od jakiegoś czasu planowała zemstę na nas wszystkich
– Cecily pokiwała głową z niedowierzaniem.
- Była dla nas takim
zaskoczeniem jak Audrey dla niej – powiedziała Wendy.
- To prawda, ale
myślałam, że idziemy w dobrym kierunku, a okazało się, że to cisza przed burzą
– na twarzy Cecily dostrzegłam smutek.
- Nie przejmuj się
Cecily. Sam niedawno zrozumiałem, że nie mogę brać na swoje plecy winy
wszystkich, którzy zabijają. To ich decyzja i ich wina – pocieszył ją
Aaron.
- Czy dowiemy się, jak
brzmiał list do nas? Ten zakrwawiony? – zapytał Ethan.
- Dowiecie się, jeżeli
odgadniecie kto zabił – powiedział Bobru.
- Zagłosujmy. Będziemy
mieli to z głowy i przynajmniej tym razem nie będzie egzekucji – ucieszyła
się Agatha.
- Głosuję na Lily
Eucliffe oraz Sandrę Evans – powiedział Maks.
- Głosuję na Lily
Eucliffe i Sandrę Evans – powtórzył za nim Mycroft.
Cała
grupa zagłosowała jednomyślnie. Było słychać bicie serca, chociaż w centrum nie
było nikogo. Wszyscy stali w kręgu. Na górze, z sufitu, wysunęła się tablica
wyników, która pokazała 14 głosów na Lily oraz tyle samo na Sandrę. Porywacze
powstali. Przemówiła Neri:
- Po czternaście
głosów na Sandrę Evans i Lily Eucliffe, zagłosowaliście jednomyślnie. Chociaż
proces był skomplikowany i nie ukrywamy, że wątpiliśmy w wasz sukces to
odgadliście prawidłowo. Osobami odpowiedzialnymi za śmierć Lily Eucliffe oraz
Sandry Evans są Lily Eucliffe oraz Sandra Evans!
Bicie serca ucichło, a ja poczułam ulgę. Ogromny ciężar
spadł z mojego serca. Wiedziałam, że nie miałam żadnego wpływu na przebieg
sprawy, bo co by się nie stało, to Lily i tak by nie podjęła się szczepienia.
Ona miała swój plan i nie zamierzała go przerywać. Szczepienia nie były
problemem. Mimo tego czułam się winna, bo Lily jak i cała grupa nie wiedziała
jednego. Poznałam skład szczepionki i jako jedyna wiedziałam, jakie było jej
działanie. Była to zwykła zawiesina wody i soli fizjologicznej z domieszką białka
i witamin. Nie miała nic wspólnego z wirusem, który nas tu sprowadził.
-----------------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Projektu Naszym Patronom:
- Raika
Ten proces był niesamowity. Ironia zawarta w tym, że najbardziej kochająca się wcześniej para zamordowała siebie nawzajem, jest niczym coś wyjętego z Ronpy. Jest to na pewno świeży i unikatowy finał rozprawy i mega mi zaimponował. Mogę śmiało powiedzieć, że póki co był to mój ulubiony epizod w Pecca.
OdpowiedzUsuńPodobało mi się też to, jak skomplikowany był - do końca nie byłem pewien jak to wszystko się odbyło. Nie spodziewałem się, że Lily i Sandra zabiły siebie nawzajem; wiem, że niektórzy to wcześniej podejrzewali, ale ja czułem, że ktoś mógł obie panie zamordować. Miło się więc zaskoczyłem. I podobało mi się, że Rew stał się znów na chwilę ważny - nawet po śmierci w pewnym sensie przyczynił się do czyjejś śmierci xD
MEGA podobał mi się moment, kiedy Yama zdjął na chwilę swoją pokerową maskę. Czuję, że zaczął on podejrzewać coś u Cecily. Rywalizacja pomiędzy tą dwójką w następnych epizodach byłaby naprawdę ciekawym motywem i ogromnie podoba mi się sposób, w jaki prowadzicie moją aktorkę - wiem, że mówiłem już o tym wcześniej, ale muszę to podkreślić xD
Cieszę się, że postać idzie według wspólnego zamysłu i podoba się obu stronom. Nie ukrywam, że zarówno Yama jak i Cecily mają sporą rolę przed sobą, a wszystko (jak zwykle w Pecca) ruszyło już jakiś czas temu (jak ktoś uważnie obserwuję, to widzi te fakty). Proces był nietypowy, baliśmy się, że będzie za prosty, ale sprostał oczekiwaniom. Nawet z zapożyczonym motywem paska-pułapki z Sherlocka ^^ Myślę, że oficjalnie, co drugi proces będzie tym ciekawszym, bo kolejny będzie kolejnym z rodzaju zagmatwanych i fabularnych :) Dodatkowo, najbliższy rozdział może rzucić jeszcze dużo światła na to, co siedziało w głowach dziewczyn, a zapewniam, że to nie koniec plot twistów w tym epizodzie!
UsuńDzięki za komentarz!
Na początku myślałam, że to było tak- Sandra chciała uśpić Lily lekiem i zmusić ją do zaszczepienia się, żeby nie dostała kary. Jednak ktoś (wg mnie Alice) wziął lek i Karmazino i zamienił zawartości butelek. W ten sposób Sandra byłaby zabójcą, ale nieświadomym. Natomiast Lily dała Sandrze ten pasek, bo rzeczywiście chciała się zabić i żeby Sandra nie cierpiała i nie musiała dalej uczestniczyć w grze, to chciała zabić też ją. To drugie może być jeszcze prawdziwe, ale może się to wyjaśni w następnym rozdziale. Zastanawiam się, czy to była zdrada, czy miłość. Na ten moment wygląda, jakby Sandra była dwulicowa, a Lily naprawdę ją kochała.
OdpowiedzUsuńKilka innych postaci wydaje się być podejrzane, jakby mieli jakiś wkład w to, co się dzieje, zwłaszcza Alice, apropo faktu, że rozmawiała z Lily i nie popierała homoseksualizmu :v
Wszystko jest znacznie głębsze :D Kolejny rozdział to perspektywa Lily oraz Sandry - wszystko się wyjaśni!
UsuńDzięki za komentarz
Pozabijały się nawzajem? Naprawdę? Skłamałbym mówiąc, że jest to satysfakcjonujący wynik procesu. Ogólnie, czuję się zawiedziony tym rozdziałem i nie jest to spowodowane tym, że moja teoria się nie sprawdziła, lecz ilością pozostawionych przy życiu postaci. W tej chwili jest ich 14, a zostały epizody 5, 6, 7 i 8, gdzie przypuszczam, zginąć może co najwyżej zdrajca, jeśli nie wyjdzie to wcześniej, więc takim tempem liczba przetrwałych może być spora. Każde z następnych zabójstw musiałoby być podwójnym z żyjącym sprawcą (w co szczerze wątpię) żeby na koniec zostało ich koło 5, co moim zdaniem jest maksymalną akceptowalną liczbą. Co za dużo, to niezdrowo, więc mam nadzieję, że zostanę pozytywnie zaskoczony uśmierceniem większej ilości postaci w jednym epizodzie, bo jak na razie, niestety idzie to tak jakby przeżyć miała z jakaś 7. :/
OdpowiedzUsuńProszę jednak mnie źle nie zrozumieć. Podobał mi się ten epizod i cała sprawa, ale oprócz wspomnianego wyżej, na mój odbiór wpłynęło także parę innych czynników, takich jak choćby metoda śmierci Lily. W poprzednim epizodzie śmierć była też upozorowana na samobójstwo i to w dodatku, sposobem jakiego ofiara się bała. Jacob lękał się wisielców, a Lily krwi, no i oboje skończyli praktycznie w takim samym stylu i to w tak krótkim odstępie czasu. Będę szczery, starając się przyjąć perspektywę osoby postronnej, to może wyglądać jakby autor nie był zbyt kreatywny i recyklował ten sam pomysł w kółko. Ja z kolei zdążyłem już trochę Cię poznać jak długo chodzi o internetową działalność i wiem, że ten pan Bóbr potrafi, ale brakuje mu pewności siebie. Niby lubisz eksperymentować, jednak nie robisz tego aż tak często. Odwagi :D. Wiem, że jesteś w stanie wymyśleć wiele oryginalnych i mocnych rzeczy i czekam na nie. Wyrzucaj z siebie wszystko niezależnie jak zwyrolsko może to wyglądać. Uważam, że Pecca powinno prezentować coś kompletnie odmiennego niż mogłoby stać się w Danganronpie ze względu na rating. No niby takie wykrwawienie można za takie coś uznać, ale mam nadzieję, że jakimś cudem będzie wiadomo do czego zmierzam, bo zasugerowanie tego otwarcie nie do końca jest czymś co powinienem robić :P
Może i wylałem dzisiaj wyjątkowo dużo negatywności, ale jestem pewien, że następnym razem będzie to inaczej. Choć nie będzie egzekucji w takiej formie jaką znamy, zdarzy się na pewno coś ciekawego i fakt tego, że nie wiadomo czego się spodziewać działa na olbrzymi plus. Swoją drogą, wygląda na to, że Mycroft wplątał się w coś czego może potem żałować wykorzystując tą nową mechanikę procesu xD. Po cichu liczę, że dowiemy się tego jeszcze w tym epizodzie, bo skoro obie ofiary nie żyją, jestem pewien, że nie urwie się to tak po zdradzeniu ich perspektyw. :D
W pewnym momencie jest „prośby o otrzymanie go teraz byłaby bezcelowa”. Wydaje mi się, że miała być to ‘prośba’, ale autor będzie lepiej wiedzieć o co chodziło, bo równie dobrze pasuje też ‘byłyby bezcelowe’ ;). No i kończąc, chciałbym przypomnieć jeszcze o jednym. Niezależnie od tego jak bardzo pojechałem pod tym rozdziałem, moje zdanie o całości utworu nadal się oczywiście nie zmienia. Spora część tego co napisałem to mój czysto emocjonalny odbiór, a nie analiza, a ja jestem jaki jestem :P. Jakbyś zobaczył jakąś większą recenzję któregoś z tzw. bestsellerów napisaną przeze mnie xD. W każdym razie, wymagać trzeba wiele, a najwięcej od siebie samego, a tym, którzy próbują i nie są profesjonalistami należy zarówno poklepać po plecach jak i pokrzyczeć, jak sobie zasłużą, nie mówiąc jeszcze o wyciągnięciu pomocnej ręki by wesprzeć w tej ciężkiej wspinaczce ku temu wiecznie uciekającemu szczytowi zwanemu perfekcją. I tym pseudo motywacyjnym frazesem chciałbym zakończyć. Do następnego! :D
Ilości epizodów, rzecz jasna, podać nie mogę, ale gwarantuję, że ostateczna liczba przetrwałych/ocalałych (o ile ktoś przeżyje ;) ) będzie satysfakcjonująca. W sumie nigdy nie określiłem nigdzie ile epizodów będzie miało Pecca... hmm. To byłby spoiler (chyba?), ale zapewniam, że od jakiegoś momentu procesy i ich cel oraz przebieg zmienią się trochę. Tutaj akurat nawet pokuszę się o stwierdzenie, że przeżyje NA PEWNO inna liczba niż siedem :D
UsuńCo do zarzutu - na pewno zgodzę się z tym, że motyw "strachu" przed daną metodą śmierci się powtarza (Jacob - boi się wisielców, Lily - boi się krwi), ale myślę, że mimo wszystko tutaj podobieństwa się kończą. Jacob został zabity przypadkowo i jego śmierć została dla marnej zmyły (o ile pamiętam Audrey sama wiedziała, że to pozwoli jej tylko kupić czas, nie wierzyła że ktokolwiek kupi historię samobójstwa) ustawiona jako samobójstwo, a u Lily samobójstwo (jak i zabójstwo) były w pełni przemyślane :D Ale z drugiej strony nie będę się wykłócał w żadnym wypadku, bo zgadzam się, że Peccatorum nie ma jasnych granic i morderstwa będą (a przynajmniej postaram się), jak najbardziej zmyślne i wymyślne, dlatego będę starał się zaskakiwać i zaskakiwać. Nie ukrywam jednak, że Peccatorum mimo wszystkich ciekawych zwrotów akcji jest w fazie "testowania gatunku", gdzie zanurzam stopę, nogę, a czasami wskakuję na głęboką wodę cały i badam "co mogę, a czego nie". Myślę, że kolejne procesy nie będą miały żadnych powtarzających się motywów, ani nawet momentów, a nadchodzące morderstwa będą brutalne ^^ Także jak zwykle postaram się wyciągnąć jak najwięcej z komentarza i zobaczyć, na co się to przełoży, szczególnie przy kolejnym procesie.
Ten epizod ma wyjątkowy rozkład rozdziałów procesowych, bo "niestety", ale czekają Was jeszcze DWA rozdziały (rozdział morderco-ofiar Lily i Sandry oraz rozdział z końcówki procesu). Zabieg ten z jednej strony da dwa krótsze rozdziały (chociaż też nie do końca, bo rozdział morderco-ofiar będzie bardzo rozbudowany), ale z drugiej jest potrzebny. Trochę mi szkoda Mycrofta, bo jego chęć bycia na szczycie właśnie pogrąża go po raz drugi xD
Poprawię to przy korekcie kolejnej, bo rzeczywiście chciałem połączyć dwie opcje w jedną. Naprawdę nie przejmuj się Greky, bo akurat tak konstruktywnej krytyki nigdy nie odbieram osobiście (mam nadzieję, że dobrze używam tego stwierdzenia, bo mam na myśli, że nie czuję żalu czy złości, a co najwyżej motywacje do tego, żeby dać czadu bardziej), a dużo z niej wyciągam. Rozdziały trochę cierpią przez mój brak czasu, ale dam z siebie wszystko żeby Pecca w mojej wizji (jak najmniej "obolałej") dotrwało do końca zgodnie z moim zobowiązaniem, a gdy zacznie się Dwójka rozłożę sobie lepiej pracę, nie dam się pospieszać i nawet podobające się teraz Pecca klęknie i przekaże koronę dalej swojemu młodszemu bratu - Pecca II, a ja przy okazji będę dopełniał drogę ku nieosiągalnej perfekcji :D
Dzięki wielkie za komentarz i do zobaczenia pod kolejnymi rozdziałami!
Alice i Samfu jakie synchro z tym pamiętnikiem i zeszytami.
OdpowiedzUsuńPoza tym ten rozdział zaskoczył mnie jak bardzo Alice znała Rewa i możliwe że jego z całej grupy najbardziej lubiła i również może ma niektóre jego zabawki teraz przy sobie.
Racja, Alice była zdecydowanie najbliżej Rewa z całej grupy. Nie oznacza to, że go bardzo dobrze znała (bo go nie dało się po prostu bardzo dobrze znać), ale wie o nim i jego "sztuczkach" najwięcej ^^
UsuńDzięki za komentarz