Epizod IV - Rozdział 37: Następca (Maksymilian Kowalski)
Rozdział 37, rozpoczynający akcję, na którą wszyscy czekaliście. Zaczyna się śledztwo w wyjątkowo tajemniczej sprawie - ofiara upadła w kałuży własnej krwi na oczach wszystkich. Jak to się mogło stać? Jak grupa poradzi sobie z badaniem ciała w tak nietypowym miejscu? Odpowiedzi na te oraz wiele innych pytań dostaniecie w poniższym rozdziale, ponownie z perspektywy znanego Kapelusznika! Zapraszamy do lektury, a po przeczytaniu prosimy o zostawienie po sobie śladu oraz rozesłanie bloga dalej!
Rozdział 37: Następca (Maksymilian Kowalski)
Winda
zatrzymała się, ale drzwi się nie otworzyły. Starałem się zachować spokój, ale
nie było to łatwe. Wszyscy odsuwali się od rosnącej plamy czerwieni. Aaron,
jako jedyny przytomny, podszedł do ciała, próbując coś zrobić. Rozbrzmiał
komunikat:
- Witajcie - rozbrzmiał głos
Lokaja - W windzie właśnie zostało
odkryte ciało jednego z gości. W tym momencie mają państwo dwie godziny na
przeprowadzenie śledztwa i zebranie dowodów. Gdy czas się skończy wszyscy żywi
goście muszą stawić się przy recepcji, skąd zabiorę Państwa na salę procesową.
Przypominam o zasadach, a także o tym, że winda będzie teraz przez parę minut
czynna, a następnie zostanie wyłączona. Powodzenia.
Równo z
końcem komunikatu winda ruszyła na górę i zatrzymała się przy recepcji. W mojej
głowie pojawiła się myśl. Lokaj stał przy nas, a głos w komunikacie należał do
niego. Przewidzieli tą śmierć? Może oznaczało to, ze „Lokajów” jest więcej?
Musiałem to zapisać i przekazać Samfu, chociaż po śmierci Jacoba nie wyglądał
na takiego, który jakkolwiek czekał na moje notatki. Nie wiedziałem czy ta
umowa, którą wcześniej zawarliśmy go jeszcze jakkolwiek interesowała.
- Mają państwo
cztery minuty, po czym muszą państwo opuścić windę – powiedział,
wychodząc ze spokojem na twarzy. W jego ślad poszła większość osób. W windzie
zostałem ja, a także Elizabeth, Aaron, Sandra, Julia, Samfu oraz Cecily.
- Sprawdźcie ciało,
póki jeszcze możecie – stwierdziła chłodno Cecily. Aaron podniósł ją, chociaż nie było to
proste. Wszędzie było pełno krwi. Zaczął przeszukiwać kieszenie. Elizabeth
uklęknęła i zaczęła przyglądać się oczom, oraz ustom Fryzjerki. Jej ruchy były
pewne, nawet odrobinę nie drżała.
- Ech – puściła głowę Lily,
która bezwładnie opadła do tyłu – To bez
sensu. Przecież widać od razu, że to…
- Klątwa Ethana! – przerwała z
przerażeniem Sandra – Powiedziałeś mi to
wtedy – wskazała na niego palcem. Iluzjonista odsunął się i schował za
Alice, nie odpowiadając na jej słowa.
- Co ci powiedział?
– zdziwiła
się Przyjaciółka.
- Wtedy w pracowni!
Powiedział, że zginę w kałuży krwi! To on to zrobił! – krzyknęła Sandra.
Wyglądała na przerażoną, a patrząc po tym co mówiła – również zszokowaną.
Patrzyła na Ethana, cała drżała i zrobiła się równie blada, jak leżąca obok
Lily.
- Ale przecież
żyjesz, więc… - zaczęła Alice, ale Elizabeth weszła jej w słowo.
- To działanie
trucizny. Dokładnie tej, o której opowiadałam w przychodni, kiedy wpadliście
tam przedwczoraj – skierowała te słowa w kierunku Wendy i Mycrofta, którzy wyglądali w
tym momencie na przygaszonych. Bali się – Ktoś
taką ostatnio wykradł zostawiając za sobą spory bałagan.
- Możemy się teraz
skupić na tej cholernej windzie? Za moment będziemy musieli z niej wyjść – przypomniał Samfu.
- Mam coś – sapnął Aaron,
wyciągając coś z kieszeni Fryzjerki – Jest
całe we krwi…
- Jak to się stało…
- nie mogła
uwierzyć Agatha.
- Proszę Państwa,
niestety, ale musicie opuścić windę. W zamian przekaże wam plik morderstwa – powiedział Lokaj.
- Minęło już pięć
minut? – zdziwiła
się Julia.
- Po prostu
wyjdźcie z tej windy – poprosił.
Dopiero, gdy wszyscy opuścili
windę i zostawili ciało w środku. Drzwi się zamknęły a Lokaj wręczył mi niedużą
teczkę.
- Życzę powodzenia.
Przyda się państwu – stwierdził tajemniczo i zniknął.
Zapadła
cisza. Mózgi pracowały na najwyższych obrotach. Potrafiłem to stwierdzić tylko
patrząc na ich twarze.
- To była
najbardziej paskudna śmierć jaką widziałam – powiedziała po cichu Alice.
- Nie widziałaś
pubu, gdy znaleźliśmy tam Bez… - odpowiedziała jej Carmen, patrząc przed siebie, w
dal.
Rozwiązałem
plik i odchrząknąłem. Po ilości tekstu wiedziałem jak mało miał zmienić.
- Ofiarą czwartego
morderstwa jest Lily Eucliffe, fryzjerka. Została zabita minutę po 21.
Przyczyną śmierci było wykrwawienie. Na ciele nie widać żadnych śladów, chociaż
wnętrze organizmu wygląda na mocno zniszczone.
- Znowu mało
informacji – westchnął
Alan.
- Od czego
zaczynamy? – zapytała
Carmen.
- Dobra, zbierzmy
fakty, żebyśmy wiedzieli za co się wziąć – przejąłem inicjatywę – Ostatnio mieliśmy problemy z trucizną, więc możemy śmiało założyć, że
coś może być na rzeczy. Część osób powinna pójść od razu do przychodni i
sprawdzić dokładnie to, czego tam brakuje. Elizabeth, nie możesz badać ciała,
więc może ty się tym zajmiesz? – zaproponowałem.
- Jasne – odpowiedziała – Jestem pewna, że to była jedna z brakujących
trucizn, ale wciąż nie wiadomo, co się stało z drugą. Być może…
- Co? – zapytał Mycroft.
- Ktoś jeszcze jest
otruty. Jak sprawca zaatakował jedną trucizną Lily, to mógł też uderzyć w kogoś
jeszcze – słowa
Elizabeth nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia, ale widziałem reakcje Agathy,
Ethana czy Mycrofta i wiedziałem, że mogło to zabrzmieć groźnie. Czy to mogło
oznaczać, że każdy z nas, mógł upaść w podobny sposób w każdej chwili?
- Ethan powiedział
mi dokładnie te słowa – powtórzyła się Sandra, tym razem nieco pewniej - Powiedział, że zginę w kałuży
własnej krwi. Nie wiem co tu się stało, ale to jest chore!
- Myślisz, że
morderca naprawdę by ostrzegał przed zabiciem? – zdziwiła się Cecily
– Raczej ktoś wykorzystał tą informację i
próbuje wrobić Ethana.
- Musimy zbadać
pokój Lily. Tam na pewno znajdziemy jakieś wskazówki – stwierdziłem – Mogę przewodzić grupie, która tam pójdzie.
Aaron, powiesz nam w końcu, co tam masz?
Informatyk od dwóch minut
siłował się z kopertą, która ociekała krwią. Sam był cały w czerwonej cieczy,
więc nie robiło mu to już żadnej różnicy. Dostał najbardziej, Sandra miała
jedynie małą plamę na spodniach, na którą nie zwracała uwagi, a Carmen na
płaszczu. Czerwień na żółci wyglądała niepokojąco.
- Nie wiem, co to
było dokładnie… Prawie cała kartka jest zalana – zatopił wzrok w
kartce. Trzymał ją za jeden z bardziej suchych kątów – „Moi drodzy… Przepraszam za to jak tchórzliwą drogę obrałam, ale nie
mogłam już wytrzymać…”, od tego zaczyna się list. Prawie cała reszta… Prawie
cała reszta jest zalana. Na końcu widzę jeszcze jedno zdanie, a raczej jego
fragment. Pff…
- Co tam jest
napisane? – zdenerwowała
się Cecily.
- „… i Mycroft, bez
was nie dałabym rady. Dziękuję.” Czemu mnie to nie dziwi? – spojrzał w stronę
Hakera, który nie ukrywał zdziwienia.
- Nie żartuj Aaron
– zdenerwował
się – To może oznaczać cokolwiek, a w tym
przypadku oznacza po prostu tyle, że gadałem z nią wczoraj wieczorem.
- O czym? – kontynuował
natarcie.
- O to zapytam już
ja, podczas przesłuchań. Możemy póki co zająć się przeszukiwaniem? Możemy
dowiedzieć się po drodze czegoś ciekawego, zanim zaczniemy pytać o te rzeczy
podejrzane osoby – wtrąciłem.
Rozdzielenie
się na dwie grupy zajęło parę cennych minut. Ludzie byli widocznie
zdezorientowani. Nie wiedzieli, co się dzieje. Byli zszokowani, a jedynie
pojedyncze jednostki starały się utrzymać zdrowy rozsądek. W końcu, udało się
nam dojść do porozumienia. Do pokoju Fryzjerki wybrałem się wspólnie z Cecily,
Yamą, Alanem, Alice, Sandrą, Ethanem, Agathą oraz Carmen. Pozostali ruszyli do
przychodni. Mieliśmy ułatwione zadanie, bo nie musieliśmy korzystać z klatki
schodowej, przynajmniej na razie. Zeszliśmy na piętro sypialniane. Na przedzie
szła Alice, która doprowadziła nas prosto do pokoju Lily.
Drzwi były już otwarte, Lokaj
nawet nie czekał na nasze pytania, wiedział dokładnie, że będziemy potrzebowali
informacji, które mogliśmy tam znaleźć. Pokój nie należał do
najnormalniejszych. Podobnie jak większość, wyróżniał się i był dopasowany do
osoby zamieszkującej. Jedna z ścian przypominała wnętrze salonu fryzjerskiego,
a wrażenie potęgował wiszący telewizor.
- Wiemy czego
właściwie szukamy? – zapytał Ethan.
- Myślę, że warto
poszukać jakichś śladów. Lily siedziała ostatnio dużo w pokoju, tak mi się
przynajmniej wydaje – stwierdziła niepewnym głosem Agatha.
- Tak. Poza pralnią
nie wychodziła zbytnio z pokoju – potwierdziła Alice – Dało się to zauważyć, ale poza tym wyglądała w porządku.
- Wyglądała w
porządku od rozmowy z tobą – zauważył Yama.
- Co to wnosi do
rozmowy? – zdziwiła
się.
- Ciszej – poprosiłem – Nie zachowujcie się jak dzieci. Sprawdźcie,
co tutaj jest, a ja w tym momencie zacznę przesłuchanie. Może tu podejść każdy,
kto był dzisiaj z rana w jej pokoju?
Cecily, Alan, Sandra i Carmen
zaczęli się rozglądać, a ja, Yama, Alice, Ethan oraz Agatha odeszliśmy na bok.
- Możecie mi
powiedzieć jak wyglądało tamto spotkanie? – zapytałem.
- Nie działo się
nic nadzwyczajnego – stwierdził Yama.
- Przekonywaliśmy
małą żeby się ogarnęła i podjęła się szczepienia. Właściwie wokół tego kręciła
się cała rozmowa. Podchodziliśmy ją na różne sposoby, i próbowaliśmy przekonać,
ale ona uparcie i ze spokojem trzymała się swojego – stwierdziła Alice,
chwytając się za podbródek.
- No i Ethan miał
wtedy jakiś problem z głową – dodała po chwili Agatha, kierując wzrok w stronę
Iluzjonisty. Zaciekawiony, spojrzałem w jego stronę, ale nie zauważyłem niczego
nowego – Ethan się bał, tak jak zawsze.
- Jakie problemy? –
zapytałem.
- Zaczął coś do
siebie gadać, po czym krzyknął. Nie wiem, czy pamięta cokolwiek z tej sytuacji
– odpowiedziała.
- Ethan?
- Pamiętam, ja po
prostu… Nieco się wyłączyłem – przyznał.
- Ostatnio często
ci się to zdarza – stwierdziła Agatha.
- Lily nie chciała
z nami wchodzić w dyskusję, wyglądała jakby unikała zagłębiania się w temat – przerwał Yama.
Często manipulował rozmową w ten sposób. Myślał, że tego nie widać?
- Lily przeszła
ostatnio przez cały wachlarz emocji, od bycia wrakiem, do bycia oazą spokoju…
To mocno zastanawia – powiedziałem – Na pewno warto
zwrócić na to uwagę przy szukaniu sprawcy. No dobrze… Mam do was nieco
trudniejsze pytanie. Czy ktoś zachowywał się podejrzanie? Nie mówię teraz o
Lily.
Zasiałem ziarno niepewności.
Zebranie spojrzeli się po sobie, jakby spodziewali się odpowiedzi na twarzy
jednego z uczestników. Niczego nie zauważyli, co ani trochę mnie nie dziwiło. Odpowiedź
nigdy nie była taka prosta. Najgorsze jednak było to, że nikomu nie ufałem w
tej grupie na tyle, żeby wziąć jego zeznania na poważnie. Yama wyglądał na
wiarogodnego, Samfu mógł powiedzieć mi prawdę, ale równie dobrze oszukać, a
pozostałe osoby miały swoje za uszami. Nie mogłem wziąć ich do końca na
poważnie.
- Ja niczego
dziwnego nie widziałam. Cała sytuacja była dziwna, ale nic poza tym – pierwsza
odpowiedziała Agatha.
- Myślisz, że ktoś
wtedy mógł dolać gdzieś truciznę? – zapytał Yama.
- Nie wykluczam
takiej opcji – stwierdziłem – Muszę jeszcze
wiedzieć jak działała trucizna, ale Lily od jakiegoś czasu pijała herbatę. To
brzmi aż nazbyt wygodnie, dla potencjalnego truciciela.
- Masz rację – Ethan spojrzał na
dzbanek z herbatą, który był właśnie badany przez Cecily.
- A Samfu? Nie ma
go tutaj, więc możecie swobodnie się o nim wypowiadać – zastanawiałem się
jak szybko zareagują na taką przynętę. Mieli okazję zwalić winę na kogoś
innego.
- Nie wydaje mi się
żeby to był on – powiedział Alice – Kiepsko
wyglądał.
- Może gra? Mógł
mieć w głowie taki plan i chciał żebyśmy wszyscy myśleli, że jest w żałobie po
Jacobie… - zaczęła
Agatha.
- Za dużo „gdyby” –
uciąłem – Dokończymy ten temat na procesie. Dziękuje,
że odpowiedzieliście na moje pytanie.
Wróciliśmy do głównej części
pokoju. Cecily podeszła do naszej grupy pierwsza, ale po chwili zebraliśmy się
wszyscy. Zacząłem od streszczenia tego, czego się dowiedziałem.
- Nie sądzisz, że
przesłuchiwanie w pojedynkę jest mało miarodajne? Jeżeli jesteś sprawcą to
możesz łatwo manipulować faktami – zauważył Alan.
- To prawda, ale to
była raczej wspólna rozmowa. Każdy z tej grupy może powtórzyć jej treść.
Kolejne osoby przesłucham z Cecily – obiecałem, zdając sobie sprawę, że podczas
śledztw i procesów, rzeczywiście mało kto był ufny.
- Coś znaleźliście?
– zapytała
Alice. Również byłem ciekaw.
- Dzbanek – zaczęła Aktorka – Mamy tutaj resztki herbaty. Myślę, że tutaj
sprawca dosypał trucizny. Jeżeli nikt nie pił z tych filiżanek to pasuje
idealnie, bo Fryzjerka korzystała z niego od wczoraj.
- W ten sposób
sprawca mógł być pewien, że ja dorwie. Ale skąd wiedział, że nikt inny się nie
napije? – zdziwiła
się Agatha.
- Może sprawca
dosypał to tuż przed śmiercią. Albo… nie… to głupie – Alan miał coś w
głowie. Jego pomysły były zaskakująco dobre.
- Śmiało Alan – zachęciłem go.
- Nie, bo… Po
prostu zastanawiałem się, czy to nie mogło być samobójstwo.
- Chyba sobie jaja
robisz – rzuciła
Sandra. Ludzie wyglądali na zaskoczonych, ale Alan myślał dobrze.
- Nie wykluczymy
niczego, póki nie zrobimy tego na procesie – stwierdziłem twardo.
Sandra prychnęła, ale nie
dodawała już nic więcej.
- Ja znalazłem coś
ciekawszego – rzucił Alan
– Spójrzcie na to. Wygląda jak… listy.
- Może to jest to
samo, co Lily miała przy sobie? Pamiętacie ten zwitek, którego Aaron nie był w
stanie rozczytać?
- Mamy tutaj dwie
koperty. Jedna jest zaadresowana do Sandry, a jedna do… nas wszystkich – przeczytał powoli
Pechowiec.
- Może tamta
trzecia koperta była skierowana do Mycrofta i kogoś? Mycrofta i Wendy? – myślała na głos
Alice.
- Tylko dlaczego
jeden z nich wzięła ze sobą, a pozostałe zostawiła pod łóżkiem w pokoju? – zastanowił się Alan.
- Coraz bardziej
śmierdzi mi to samobójstwem – stwierdził Yama.
- Albo ktoś bardzo
chciał, żeby to tak wyglądało – powiedziałem – Będziemy musieli przeczytać te listy przed wejściem na salę procesową.
- Nie chcę żebyście
czytali listu do mnie – głos Sandry był niepewny, jakby nie wiedziała, czy chciała powiedzieć
to, czy coś innego.
- To twój list, ale
zastanów się. Jeżeli chcesz dowiedzieć się, kto zabił Lily, to każdy dowód może
być istotny – zauważyła
słusznie Cecily.
- Otworzymy ten do
nas? – zapytała
nieśmiało Agatha.
- Myślę, że jak
jest do całej grupy to przeczytamy go właśnie wtedy – włączyła się Carmen
– Nie powinniśmy teraz tracić czasu.
Proces jest coraz bliżej…
- Carmen ma rację –
przytaknąłem
– Coś jeszcze?
- Widzę tutaj leki
usypiające – stwierdził
Alan – O nie pytała mnie Lily.
- To może oznaczać,
że to ona się wkradła po leki. Ale to ustalimy później, musimy dowiedzieć się,
co znaleźli w przychodni – stwierdziła Cecily.
- Nie ma nic
więcej? – zapytałem.
Zapadła cisza. Mało, pomyślałem. Byłem pewien, że
przeszukanie pokoju Fryzjerki dostarczy nam więcej odpowiedzi, a póki co
wzrosła jedynie liczba pytań. Ta sprawa wyglądała podejrzanie. Druga trucizna była w obiegu. O ile dobrze
pamiętałem wywoływała zawał serca, ale w tym momencie nie zapowiadało się żeby
ktokolwiek był otruty. Nie wiedziałem tylko o jednym – jak długi był czas
działania i przyswajalności trucizny. Byłem pewien, że Fryzjerka musiała zostać
otruta przynajmniej piętnaście minut przed tym jak upadła w windzie. Gdy
przyszła do grupy wydawała się być zdenerwowana. Czy już wtedy wiedziała, że
ktoś ją otruł? Może się z kimś kłóciła, ale jeżeli tak to z kim? Każdy pojawił
się przy recepcji w podobnym czasie, tak mi się przynajmniej wydawało.
Wyszliśmy z pokoju Fryzjerki zamykając za sobą drzwi. Skierowaliśmy nasze kroki
w kierunku przychodni. Nie mieliśmy wyboru i musieliśmy skorzystać z klatki
schodowej. Wiązało się to z tajemniczym szumem w głowie i chwilową utratą
świadomości. Byłem bardzo ciekawy, co działo się z nami, gdy byliśmy na
schodach. Pozostawało to jednak tajemnicą, tak wielką jak wiele innych.
W przychodni panował spory
chaos. Każdy coś robił, było dużo ruchu i wejście kolejnych osób ani trochę w
tym nie pomagało. Spojrzałem po reszcie. Grupa zwróciła uwagę na mikroskop,
który znaleźliśmy wraz z Julią oraz Elizabeth dzisiejszego ranka. Alan
tłumaczył, że ktoś się włamał i on zawiódł. Jeżeli morderca wykradał wtedy
truciznę do zabicia Lily to dlaczego nie uderzył w łatwiejsze cele?
Nieprzytomny Alan czy Carmen aż kusili do stania się ofiarami tej sceny. Czy
sprawca już wcześniej wybrał sobie cel? Elizabeth, Julia, Samfu oraz Aaron
zebrali się przy gablocie. Podszedłem do nich wraz z Cecily, gdy reszta zaczęła
wymieniać się faktami. Ja również przedstawiłem informacje, które skomentował w
pierwszej kolejności Aaron:
- Dwa kolejne
listy? Chyba naprawdę musimy zacząć myśleć o samobójstwie – stwierdził.
- Jeżeli to
planowała to tłumaczyłoby jej stoicki spokój odnośnie kary i szczepienia – teoretyzował Samfu.
- Zanim odczytamy
ten list, chciałbym zadać ci pytanie Elizabeth – przerwałem.
- Tak Maks?
- Powiesz mi proszę
jak dokładnie działały leki i trucizny, które zostały wykradzione, kto
wcześniej usłyszał te informacje i jaki był czas działania? – postanowiłem zadać
pytanie najdokładniej jak potrafiłem.
- To ważne, masz
rację – stwierdziła
– Może zbierzemy się w grupę. Tutaj i tak
nie ma już niczego do badania, a jak sprawdziliście jej pokój to możemy zebrać
fakty. Została nam niecała godzina, więc może ułożymy w jakiś sposób ten chaos.
Posłuchaliśmy się jej i po
chwili zebraliśmy się wszyscy w głównej części pomieszczenia, tu gdzie
spędziliśmy ostatnie dni na przeglądaniu kartotek medycznych. W końcu
złapaliśmy trop, byłem pewien, że Elizabeth zrozumiała to o wiele lepiej od nas:
- Pierwszym i
jedynym ukradzionym lekiem jest Battel. Tak jak wspominałam, kiedy przychodnię
odwiedzała Sandra, Lily, Aaron, Mycroft i Wendy – uśmiechnąłem się,
gdy tylko przypomniała, kto wtedy był w przychodni – wytłumaczyłam dokładnie na czym polega lek i trucizna. Powtarzając
jednak, Battel jest ogłupiaczem. Oddziałuje na różne obszary mózgu i sprawia,
że osoba, która go zażyje będzie niesamowicie rozluźniona. Pozwala on na
poukładanie trochę w głowie, wzmacnia procesy regeneracyjne organizmu i wspomaga
jego ogólne działanie. Zazwyczaj wiąże się ze sporą sennością. Carmen przespała
prawie całe jego działanie, być może nawet teraz jest pod jego wpływem, a
przynajmniej końcowymi efektami. Muszę przyznać, że dałam jej naprawdę końską
dawkę.
- Alan, nie wypiłeś
go przypadkiem wczoraj wieczorem? – zapytała Cecily – Może pociągnąłeś z kubka Carmen?
- Nie wydaje mi
się… Piłem tylko swoją kawę – odpowiedział.
- Jak już przy tym
jesteśmy – stwierdziłem
– Masz pojęcie, gdzie lub kiedy zgubiłeś
kluczyk? Dalej go nie znaleźliśmy.
- Wydaje mi się, że
zgubiłem go wczoraj, jak wracałem do pokoju. Mógł mi wypaść wszędzie… Mało kogo
spotykałem po drodze, jedynie Samfu przy recepcji, Alice niedaleko mojego
pokoju i Aarona w tym samym miejscu.
- Czyli podnieść
mógł go każdy… - powiedziała Julia – To ślepy
zaułek.
- Przynajmniej na
razie – wyszeptałem.
- Drugą substancją
jest Karmazino. Powoduje masywne krwawienie z każdego otworu w ciele. Nie mam
żadnych wątpliwości, że to trucizna, która przyczyniła się do zabicia Lily.
Jest dobrze rozpuszczalna w wodzie, ale ma jeden spory minus. Krótki zapalnik.
Uderza po trzech godzinach, co jak na truciznę jest krótkim czasem. Nie mówię
tutaj oczywiście o truciznach, które zabijają natychmiast, a o tak zwanych
„bombach zegarowych”. Takie zazwyczaj mają parę, nawet paręnaście godzin
zapłonu. Zresztą taką jest Łabędzi Lotos, czyli druga wykradziona trucizna.
Wywołuje rozległy atak serca. Jej czas działania to dwanaście godzin i również
jest dobrze przyswajalna w płynach. Nie zdziwiłabym się gdyby się okazało, że
sprawca zaatakował kogoś jeszcze, ale antidotum i tak nie istnieje, także
niczego to nie zmieni.
Natłok informacji sprawił, że
cała grupa na moment zamilkła, jakby nabierała oddech przed kolejnym
zanurkowaniem.
- Powinniśmy wylać te
wszystkie trucizny. Ich obecność doprowadziła do tej chorej sytuacji – powiedziała
Wendy.
- Mieliśmy rzekomo
sobie ufać – żachnął się Samfu. Jego język powoli odzyskiwał dawną ostrość,
a przynajmniej tak to wyglądało.
- Widać ktoś wykorzystał
to zaufanie. Nie mogę uwierzyć, że trzy dni temu żegnaliśmy Audrey… Pięć dni
temu zginął Jacob – głos Agathy drżał.
- Witamy w jebanym
hotelu Peccatorum – podsumował to Samfu. Byliśmy tutaj ponad miesiąc.
Przetrwaliśmy i nauczyliśmy się żyć z zakazami. Daliśmy radę z wieloma, chorymi
gierkami Porywaczy, ale hotel dalej walczył i nas pokonywał, na każdym froncie.
Nagle,
usłyszeliśmy brzdęk szkła i krzyk. Obejrzeliśmy się w stronę Sandry, która
stała przy biurku, na którym znajdowała się przewrócona filiżanka kawy.
- Kurwa mać – skwitowała.
- Wybacz, to moja
kawa. Nie tamta, świeża – sprecyzował Alan, po tym jak zobaczył jak
zareagowaliśmy na tą informację.
- Właśnie czuję – powiedziała.
Do plamy krwi Lily doszła druga, z kawy, znacznie większa.
- Chyba nie planujesz
się tutaj przebierać – odezwała się Striptizerka.
- Odwal się – fuknęła
Uwodzicielka, rozpinając pasek od spodni – Zawsze
się musisz wtrącić. Lily nie żyje! Chociaż raz… mogłabyś… mogłabyś…
Uwodzicielka upadła. Osunęła się, uderzając głową w blat, a
pod jej ciałem zaczęła rosnąć plama krwi. Usłyszałem krzyki. Zarówno męskie jak
i damskie. Nie mogłem pojąć, co się działo. Patrzyłem na rosnący, czerwony
okrąg oniemiały. Ktoś na tyłach zwymiotował. Usłyszeliśmy kolejny komunikat,
który wydawał się być tak nienaturalnym i dziwnym dźwiękiem, że nie mogłem w to
uwierzyć:
- Witam państwa
ponownie - powiedział
Lokaj - W przychodni właśnie zostało
odkryte ciało jednego z gości. W tym momencie mają państwo trzydzieści minut na
przeprowadzenie śledztwa i zebranie dowodów. Gdy czas się skończy wszyscy żywi
goście, bez wyjątku muszą stawić się przy recepcji, skąd zabiorę Państwa na
salę procesową. Przypominam o zasadach, a także o tym, że winda jest już
nieczynna. Powodzenia.
Cisza.
Wszystko ucichło. Powoli do moich uszu zaczęły docierać dźwięki – głośne,
przyspieszone oddechy i kakofonia głosów.
- Co się stało?
- To klątwa Ethana!
- Ona… nie żyje? – głos Carmen był
pierwszym, który rozpoznałem w całym chaosie. Elizabeth podbiegła do ciała.
- Pół godziny? To
kpina! – syknął
Aaron.
- Naprawdę nie
dziwi cię to jak nagle upadła? – spytał zaskoczony Mycroft.
- Nie wierzę w
takie rzeczy, ale to naprawdę wyglądało jakby zabiła ją jakaś klątwa… - stwierdziła Carmen.
- Albo trucizna – stwierdziła chłodno
Cecily – Elizabeth?
- Na pewno nie
żadna z brakujących, a sprawca nie miał kiedy odnieść innego egzemplarza do
gabloty. Leży w plamie krwi, ale nie widzę u niej żadnych… wycieków. Po prostu
ma ranę gdzieś w okolicach brzucha… Podbrzusze, tuż nad wzgórkiem łonowym.
- Ranę? – zapytał Alan.
- Tak. Jedną,
prostą – odpowiedziała.
- Mam pół godziny
na cholerne śledztwo… - Yama wyglądał na zdenerwowanego – Gdzie
jest kolejny plik?
- Przepraszam
Państwa – Lokaj
pojawił się jak na zawołanie – Tutaj jest
plik morderstwa.
Podał mi kolejne zawiniątko.
- Dlaczego mamy
tylko pół godziny? – zapytała Carmen. Agatha, która stała tuż obok niej, wyglądała jakby
wypompowało się z niej całe powietrze.
- Panie Samfu,
mógłbym pan to wytłumaczyć swoim kolegom i koleżankom? Mam naprawdę dużo do
zrobienia – powiedział.
- Zasady mówią, że
mamy dwie godziny na śledztwo licząc do pierwszego ciała jakie znajdziemy.
Jeżeli morderca zabiłby minutę przed końcem tego czasu drugą osobę, to
mielibyśmy minutę na zbadanie drugiego ciała. Sami chyba rozumiecie, że nie byłoby
to proste, bo pod koniec wszyscy trzymają się razem – wytłumaczył Król
Dram. Lokaj w tym czasie zniknął.
- Jak widać tutaj
to nie pomogło – Cecily wskazała na leżącą Sandrę. Jej twarz była wygięta w grymasie
zaskoczenia.
- Zaraz się
upewnimy – powiedziałem
otwierając plik - Drugą ofiarą czwartego
morderstwa jest Sandra Evans, uwodzicielka. Została zabita o godzinie 22:29.
Przyczyną śmierci była rana kłuta brzucha, która spowodowała uszkodzenie
organów wewnętrznych, które ostatecznie spowodowało śmierć. Dodatkowo organizm
ofiary był wycieńczony przez brak snu.
- Ktoś ją dźgnął?
Tutaj?! Przy nas wszystkich? – Mycroft był zszokowany, ale ta informacja
zdziwiła nawet mnie. Byłem pewien, że w grę wchodziła trucizna, ale plik
morderstwa to wykluczył.
- To niemożliwe – stwierdziła Julia –
Stałam przy niej. Nie patrzyłam
dokładnie, ale chyba bym zauważyła jak ktoś wysuwa ostrze i zadaje cios. Nie ma
tu skrytobójców, którzy zrobiliby to w profesjonalny sposób.
- Dwie ofiary – Agatha z
niedowierzaniem kiwała głową – Jak do
tego doszło?
- Upadły w ten sam
sposób – Ethan cały
się trząsł.
- Ale zostały
zabite w inny sposób – Elizabeth sprowadziła go twardo na ziemię – Zastanówcie się lepiej, co możemy jeszcze zbadać.
- Przy ciele nic
nie ma? – zainteresował
się Aaron.
- Zaraz sprawdzę… -
powiedziała
Farmaceutka, sprawdzając strój Uwodzicielki.
- Ciekawe czemu
plik zaznaczył to ze snem – zastanowiła się Carmen – Ja też
mało sypiam, ale czy to jest istotne?
- Jak jest w pliku
to pewnie tak – powiedziała Wendy.
- Mam coś – Elizabeth sięgnęła
do kieszeni i wyciągnęła nieduży przedmiot. Podniosła go w naszą stronę – To ciekawe…
- Czy to…? – zaczęła Alice.
- Klucz do gabloty
– Alan złapał
się za głowę – To ona go znalazła?
- Znalazła albo
ukradła – stwierdził
Aaron.
- Teraz już
kompletnie niczego nie rozumiem – Alice nie ukrywała zdziwienia.
- Wygląda na to, że
mamy naszą trucicielkę – Samfu zbliżył się do Sandry – Przyznam,
że to dosyć poetyckie.
- Nie mogła być… - zaczął Yama.
- Może powinniśmy
zbadać magazyn? Sprawca mógł wykorzystać coś z tamtego miejsca – zauważyła Alice.
- Przecież mamy
spis i Carmen z Agatha, które pilnują wszystkiego – przypomniał
Mycroft.
- Myślę, że magazyn
może nie być głupią opcją. Sprawa jest skomplikowana i morderca lub mordercy
mogli wziąć coś z magazynu – wstawiłem się za pomysłem Przyjaciółki.
- Ja bym zbadała
jej pokój – stwierdziła
Carmen – Może znajdziemy coś równie
przydatnego jak w pokoju Dzwonka.
- Mamy mało czasu,
więc przyspieszmy trochę… - przypomniała Julia.
Rozdzieliliśmy się na dwie
grupy. Większość skierowała się do pokoju Sandry, ale ja wraz z Alice, Yamą,
Cecily, Agathą oraz Alanem poszliśmy do magazynu. Nie wiedziałem, co dokładnie
mogło nas nakierować na trop sprawcy. Spis przedmiotów mógł pokazać, co
ostatnio zniknęło. To była spora przewaga. Przemierzyliśmy ponownie klatkę
schodową i trafiliśmy do magazynu. Zdążyłem przyjrzeć się całości wcześniej,
ale piętro było zwyczajnie za duże, żeby przeszukać je dokładnie, szczególnie,
że zostało nam tak mało czasu. Podeszliśmy całą grupą do spisu przedmiotów i
zerknęliśmy na ostatnie pozycje:
- Co właściwie
chcemy sprawdzić? Dużo osób wynosi stąd rzeczy – stwierdziła Agatha
– Od otwarcia piętra byli tutaj prawie
wszyscy.
- Sprawca mógł
tutaj być. Od wczoraj wieczorem do dzisiejszego ranka miał wolną rękę – powiedziałem.
- Jak to? – zdziwiła się
Agatha.
- Nikt nie pilnował
magazynu. O ile się nie mylę to wieczorną wartę miałaś ty, ale poszłaś spać,
przez swój zakaz. Na twoje miejsce powinna przyjść Carmen, ale spędziła całą
noc w przychodni. Kto w takim razie pilnował magazynu? – zapytałem ostro.
- To… Masz rację – przyznała – Rzeczywiście magazyn stał pusty, każdy mógł
tu przyjść.
- Dlatego spis
przedmiotów może nam teraz bardzo pomóc – stwierdziła Cecily.
- Da się tutaj
ustawić datę? – zapytał Yama.
- Ostatnie 24
godziny powinny wystarczyć – powiedziałem.
Dostosowaliśmy urządzenie i
rozwinęła się lista przedmiotów, które zniknęły w ciągu ostatniej doby.
Większość nie rzucała się w oczy, poza jedną pozycją:
- Ktoś zabrał coś z
rzeczy Rewolwerowa – zauważyła Alice – Czemu nie jest
napisane co to było?
- Rzeczy
pozostałych uczestników są traktowane jako zbiory, stąd brak konkretnej
informacji – odpowiedziałem.
- No to możliwe, że
ktoś znalazł coś, co mu w jakiś sposób pomogło. Reszta rzeczy nie wygląda jakby
miała jakikolwiek związek ze sprawa.
Widać tam
było suszarkę, baterie, akwarium, paczkę gwoździ oraz termiczny kubek. Tylko
zniknięcie czegoś z rzeczy Komunisty mogło jakkolwiek oznaczać powiązanie ze
sprawą, chociaż wciąż niekoniecznie.
- Mamy dziesięć
minut – stwierdził
Alan – Musimy powoli zbierać się przy
recepcji.
- Alan ma rację – kiwnęła głową
Aktorka – Resztę musimy ustalić na
procesie. Faktów jest za dużo żeby budować teraz teorie.
Ruszyliśmy w kierunku wyjścia.
Miałem w głowie tyle teorii i tropów, których nie miałem czasu sprawdzić.
Miałem nadzieję, że przy samej recepcji zdążę jeszcze zadać kilka pytań Samfu,
którego nie przesłuchałem jako jedynego z delegacji, która była u Lily w dzień
jej śmierci.
- Jesteś taki jak
on powinien być – głos Cecily sprowadził mnie na ziemię. Skierowałem spojrzenie w jej
kierunku.
- Przepraszam?
- Zachowujesz się
jak Jacob. Tylko nie masz niecnych planów, po prostu robisz swoje i dążysz do
prawdy. To się naprawdę ceni – pochwaliła mnie. Taka pochwała w jej ustach
naprawdę dużo znaczyła.
- Nie powiedziałbym
żebym go przypominał. Wręcz jestem jego kompletnym przeciwieństwem, bo zamiast
mącić w każdej możliwej chwili, wolę nie zmieniać biegu wydarzeń. Jestem
biernym obserwatorem, który daje sytuacji naturalnie się rozwijać.
- A moim zdaniem
jesteś dobrym następcą. Nie zmieniaj tego, ta grupa potrzebuje teraz przywódcy,
przynajmniej w takich chwilach jak ta.
Jej słowa
dały mi do myślenia. Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo Aktorka poszła na przód i
stanęła obok Yamy. Było mi jej szkoda, bo wiedziałem, że nawet nie dążę do
zajęcia roli Jacoba, jako dowódcy. Mogłem tylko pomagać, stanie w pierwszym
rzędzie nie było dla mnie.
Przy recepcji czekała na nas
reszta grupy. Niektórzy niepokojąco patrzyli w stronę windy, inni nerwowo
rozglądali się na boki, jakby toczyli w głowach batalie. Nie dziwiłem się, że
się nad tym tak zastanawiali, sam nie miałem większych tropów. To mógł zrobić
każdy. Sprawa wyglądała nawet jakby miała element samobójstwa, ale nie
potrafiłem go jeszcze odpowiednio dopasować do całości układanki. Podszedłem do
Samfu, który trzymał się na boku. Spojrzał na mnie, ale po chwili odwrócił
wzrok.
- Czego chcesz
Maks? – zapytał.
- Pytałem już
każdego, kto był w pokoju Lily, ale zostałeś ty – jak przebiegła ta wizyta? Czy
ktoś zachowywał się dziwnie, albo w jakiś sposób nienormalnie?
- Ethanowi znowu
odwaliło. Coś dziwnego się z nim dzieje. Poza tym wszystko wyglądało w miarę
stabilnie. Lily była spokojna, ale może przeczuwała nadchodzący koniec. Była
słaba i wysunięta, nic dziwnego, że ktoś w końcu wybrał ją na ofiarę. Ja w
życiu bym tego nie zrobił, bo wiem na jak dużej granicy szaleństwa się
poruszała.
- Czyli nie
widziałeś nic podejrzanego? Związanego z nią lub z Sandrą?
- Dzisiaj nie, ale
wczoraj… - zastanowił
się – Widziałem ją wieczorem przy
magazynie. Lily. Wychodziła z niego, ale wyglądała całkiem normalnie. Nie
niosła nic w rękach.
- Podejrzewasz, że
ona mogła próbować kogoś zabić?
- To by mogło
wytłumaczyć, dlaczego była taka spokojna – stwierdził.
- Hmm – zamyśliłem się,
zastanawiając się nad jego słowami – Dzięki
za rozmowę Samfu.
- Ta… Nie ma sprawy
Maks.
Pokuśtykałem na bok. Oparłem się
o ścianę i zastanowiłem. Nie porównałem czasu działania trucizn z alibi
poszczególnych osób. Właściwie niczego nie porównałem. Przy Sandrze nie miałem
nawet zbytnio czasu. Wszystko stało się tak szybko, ze nie mieliśmy nawet
podstawowych fundamentów. Pierwszy proces bez Jacoba wydawał się być trudny,
ale ten? Stawiał nas przed zupełnie innym wyzwaniem. Morale wydawały się być
niskie. Bardzo niskie. Obraz wypisany na twarzach nie stawiał pozytywnej
prognozy. Nie miałem podejrzeń, tylko całą masę pytań. Rozbrzmiał komunikat.
Podskoczyłem. Byłem mocno zamyślony:
- Czas na śledztwo
minął. Proszę wszystkich żyjących gości o zebranie się przy recepcji, skąd
wyruszymy na salę procesową.
Pojawił się
w korytarzu po chwili, jak zwykle wyprostowany i gotowy na poprowadzenie nas
prosto do miejsca, gdzie mieliśmy spędzić najbliższe godziny. Procesy były tak
niesamowitym przeżyciem, żałowałem, że wiązały się z nimi takie
nieprzyjemności. To jak pracował umysł, jak każdy uruchamiał wewnętrzny
instynkt przetrwania – to była niesamowita historia.
- Wiem, że to
wszystko wydaje się być skomplikowane, ale pozbieracie fakty i zwyciężycie – pocieszył nas Lokaj
– Zapraszam.
- Nie mieliśmy na
nic czasu – narzekał
Mycroft – Ale i tak wygramy!
- Nie wiem skąd
takie pozytywne nastawienie – westchnęła Julia.
Przed otwarciem windy poczułem
delikatną obawę. Widziałem, że większość osób odwróciła wzrok, a Lokaj
zachowywał się jakby to wyczuł:
- Spokojnie drodzy
Państwo. Ciało zostało już uprzątnięte razem z całą windą – uspokoił nas.
- Pierwszego ciała
nie mogliśmy zbadać, a na drugie mieliśmy mniej czasu – podsumował Alan – Twoi Pracodawcy chyba naprawdę nas nie
lubią.
- Niestety, ale
takie są zasady – wytłumaczył. Weszliśmy do środka. Lokaj przesunął specjalną kartę
aktywującą salę procesową. Winda ruszyła.
-------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Projektu naszym Patronom:
- Raika
- Pozostali Patroni z niższych progów
[1/2]
OdpowiedzUsuńYay! Drugi trup. A więc pytanie kogo dotyczyła tamta przepowiednia było o wiele prostsze niż można było pomyśleć. Why not both? xD W związku z tym, jestem pewien, że w następnym rozdziale dowiemy się o co chodzi z Ethanem. Jak dla mnie wydaje się to być faktycznie takim ‘opętaniem’, bo jeśli jest tak jak myślę, ta ‘druga osobowość’ może być po prostu jego zmarłym ojcem – Ultimate Medium lub coś mniej więcej w tym stylu. No, ale mniejsza z tym. Czas spróbować przeanalizować śledztwo :D
Choć sporo elementów nadal może wpasowywać się w przedstawioną ostatnio przeze mnie teorię, fakt pojawienia się drugiej ofiary znacznie to wszystko komplikuje. Jak długo chodzi tylko o pierwszą, Lily jest nadal zdecydowanie osobą, która mogła włamać się by ukraść truciznę. Zdecydowanie skłaniam się do Fryzjerki, bo tłumaczyłoby to wiele faktów, zaczynając od tej herbatki, którą bardzo możliwe, że chciała kogoś otruć. Lily chciała przeciwstawić się Porywaczom, tylko jak? Jedna z głównych opcji podpowiada, że poprzez zabicie więcej niż 2 gości, a druga - samobójstwo w czasie kary (tak sugerują listy), jednak nie sądzę, żeby to było to. Raczej chciała sobie ulżyć przed salą tortur i wypiła coś co brała za podany Carmen w przychodni ‘ogłupiacz’, ale okazało się to być śmiercionośną trucizną, bo nie sądzę, żeby ktoś kto bał się krwi wybrał taką metodę. Prędzej byłaby to ta druga, jeśli dobrze zrozumiałem – zawałowa, jednak jak wtedy wyglądałoby przemieszanie butelek? Zabójca musiałby liczyć na dużo szczęścia, żeby liczyć, że Lily weźmie akurat taką kombinacje, ale nawet jeśli, zakładam, że było to tak: krewna trutka w ogłupiaczu, zawałowa w krewnej i ogłupiacz w zawałowej, a cała operacja wydarzyła się nad tamtą śmierdzącą poduszką. Krewna i ogłupiacz miały podobne butelki, więc skoro morderstwo było z premedytacją, sprawca mógł chcieć się upewnić, że coś morderczego faktycznie zostanie wzięte. No, ale nic więcej z tego punktu nie wymyślę, więc czas na drugiego trupa.
[2/2]
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, Sandra padła trochę tak randomowo. Stało się to bardzo nagle i mówiąc szczerze, zbyt nagle moim zdaniem. Zabrakło jakieś wstawki o tym, że działo się z nią coś dziwnego, choć ja mogłem takową przeoczyć przez nieuwagę, więc jakby co, zwracam honor ;) A co do samej rany, uważam, że została ona najprawdopodobniej zadana podczas chaosu wynikłego ze śmierci Lily i to przedmiotem, który sama fryzjerka zabrała uprzednio z rzeczy Rewolwerowa. Znając komunistę, mogło to być coś jak ze szpiegowskich filmów xD Jakiś długopis z ukrytym ostrzem albo coś :D W każdym razie, ten przedmiot był stosunkowo mały i z całą pewnością został skradziony w czasie wizyty w pokoju fryzjerki. Sugerowałoby to, że sprawca jest raczej spostrzegawczy, ale mógł to też być przypadek. Coś w stylu, że przypadkowo strącony do kieszeni przedmiot okazał się takim cudeńkiem, więc warto byłoby to wykorzystać by całkowicie wrobić Ethana. Dalej – klucz. Uważam, że został podrzucony Sandrze w tym samym momencie co rana. Oczywiście, Elizabeth też mogła to zrobić ‘znajdując’ go w kieszeni uwodzicielki. Dlatego też skracając już ten strumień myśli, po przeczytaniu tego rozdziału jestem za opcją 75% zabił Alan; 25% Elizabeth. Farmaceutka ma umiejętności i wiedzę, a pechowiec jej zaufanie i pecha, który skutecznie oddala od niego podejrzenia. Pech wcale nie wyklucza go jako całkiem bystrą postać i nie musi znaczyć, że spieprzy coś w trakcie. Równie dobrze może objawić się tym, że przegra w czasie procesu poprzez jakąś głupotę jak tamta poduszka :D
I nastał czas na co rozdziałowy kącik korekty GREKy’ego. Jakoś na początku jest znowu Ty z dużej litery w wypowiedzi Maksa. Nie licząc może Lokaja i jego ‘Państwo’ nie wydaje mi się, żeby coś takiego miało potrzebę pojawić się w zwykłym dialogu. Prawdopodobnie ostatnio też to mówiłem, ale trudno xD. Dalej, [wiedział dokładnie, ze]; [racje – stwierdziła] = brak polskich. Kiedy Samfu (?) mówił o zachowaniu Lily użył formy ‘jest taka spokojna’. Mogłem źle zrozumieć kontekst, ale jakby co, możliwe, że mówiąc o zmarłej został użyty zły czas. Dodatkowo, gdzieniegdzie zauważyłem problemy ze spacjami. Pamiętam, wspominałeś coś o tym, że masz problemy z tym klawiszem, więc jeśli znajdziesz chwilkę, polecam użyć w Wordzie CTRL+SHIFT+8 lub „pokaż wszystko” (prawo góra przy pasku akapit). Ta opcja powinna pokazać takie przeskoki nawet jeśli autokorekta nie wyłapuje tego niebieskim zaznaczeniem ;)
A, i jeszcze coś. Tak sobie myślałem, jeśli Pecca miałoby mieć perspektywę jednej postaci, kto byłbym tym szczęśliwym protagonistą? Maks, Yama, Samfu? Albo może ktoś inny? ;) Ciekawi mnie co o tym sądzisz :D W każdym razie, do następnego! :)
W sumie przepowiednia była takim trochę zaplanowanym motywem (bo już wtedy zapowiadałem jej śmierć), ale ludzie zaczęli spekulować o tym, że to może dotyczyć Lily i w głowie rzeczywiście pojawiło się "Why no both". Co do osobowości Ethana to rzeczywiście wątek jest istotny. Co do całości związanej z Lily to powiem tak - myślisz bardzo dobrze, ale wiele faktów można jeszcze trochę inaczej dopasować. Zobaczysz po ostatnim rozdziale w tym epizodzie jak drobne zmiany (ale istotne) by dopasowały historie ^^ Przechodząc teraz do Sandry powiem, że na pewno jak odsłonią się fakty to cała scena jej śmierci również nabierze sensu :D Ale bardzo ciekawe spostrzeżenia co do tajemniczego przedmiotu i podrzucenia klucza. No i Alan z Elizą jako podejrzani, w sumie całkiem pasują, chociaż chaotyczny natłok faktów bardzo utrudnia odczytanie całości. Literówki jak zwykle poprawię (bardzo dziękuję za czujność), ale co do tych spacji to naprawdę mam wrażenie, że to opcja wtjustuj. Odkąd częściej ją stosuję to problem się pojawił, a w samym Wordzie wszystko wygląda dobrze. Blogspot ma dziwne narzędzia formatowania, ale to też postaram się naprawić.
UsuńCo do głównego bohatera... Niby odpowiedzią powinien być ktoś, kto przeżyje do końca (jaki ten koniec by nie był), to byłoby teoretycznie spoiler, ale pomijając takie rzeczy i gdybanie... Chyba Samfu byłby niezły. Ewentualnie Alan, ale fabuła trzyma go często w jednym miejscu, a Samfu jest najbardziej mobilny. To z kolei mogłoby zabić jego tajemniczość... tak źle i tak niedobrze. Pecca jest tak ułożone żeby być rozbite, ale już tak calkowicie pod fakt, kto by się nadawał to chyba rzeczywiście Pechowiec. Byłby takim kolejnym Makoto ^^
Komentarz pisany na telefonie, nie jest to wygodne, ale mam nadzieję, że czytelnie wszystko ^^
Dzięki za komentarz!
Cieszę się z obrotu spraw w jaki poszedł ten epizod a rozdział jeden z lepszych jak nie najlepszy do tej pory, Ma dużo nie wiadomych co mi się strasznie podoba, samo zachowanie Maksa też jak najbardziej na plus podoba mi się jego zachowanie, że nie przytłaczają go emocje tylko wie co ma robić, oraz to że zauważył że Yama często manipuluję gadką. Trochę mnie zdziwiło zachowanie Sandry zaraz po śmierci Lily brak płaczu bądź też większego smutku no chyba że to ona faktycznie otruła Lily to miałoby większy lub mniejszy sens. Najbardziej mnie chyba ucieszył fakt że podczas 2 zabójstwa widać że nie była otruta tylko zginęła poprzez coś innego, uważam że gdyby były 2 śmierci poprzez otrucie byłoby to kiepskie rozwiązanie, a tak jak najbardziej na plus, teraz czekać na rozwiązanie rozprawy bo jest mega ciekaw kto jest tym kozakiem i to zaplanował Oraz jak to się potoczyło.
OdpowiedzUsuńNa pewno rozwiązanie będzie mega zaplątane, ale logiczne i składne. Nie no, myślę, że bym był niepoważny dając dwa otrucia ^^ Sandra z jednej strony może zachowała się podejrzanie bo zabiła, ale też jest inna opcja - jest w szoku. Głębokim szoku, który sprawia, że zachowuje się inaczej i nie myśli kompletnie (stąd powrót do teorii o "klątwie" Ethana). Cieszę się, że Maks i rozłożenie emocji i całości po rozdziale się podoba :D
UsuńDzięki za komentarz!
Ja tylko współczuję Lokajowi tego syfu, który dziewczyny narobiły swoją śmiercią xD
OdpowiedzUsuńZwykle przysiadam do rozdziałów na spokojnie, z wyszukaną muzyką, ale teraz byłam tak ciekawa rozwoju wydarzeń, że czytałam ukradkiem, przerywając wszystko inne ♥
Lubię perspektywę Maksa. Jest spokojny, obiektywny, dwie laski się przed nim rozlały i nie przejął się jakoś szczególnie.. xD Myśl Cecily, że Pisarz mógłby być zastępcą Jacoba jest ciekawy, ale Maks bardzo się od niego różni i trochę wątpię, żeby w przyszłości przejmował inicjatywę, tak jak robił to Detektyw D:
Co do samej sytuacji: bardzo mnie zastanawia, jak na śmierć Sandry zareaguje Wendy. Ciągle się kłóciły i będzie mi tego brakowało, tak szczerze D: I oczywiście, jak bycie świadkiem dwóch śmierci odbije się na innych. Grupa myśląca raczej już się przyzwyczaiła, ale zaczynam się martwić Aghatą D:
Rozdział był świetny, jak zawsze ♥ I rety, tak bardzo nie mogę się doczekać kolejnych ♥
Baby zawsze syf zostają xD Cieszę się, że tak mocno zaciekawiłem xD Maks na pewno byłby zupełnie innym bohaterem niż Jacob, ale patrząc na to jak się rozkręcił, to można by go było zobaczyć jako osobę, mogącą prowadzić grupę i nakierowywać na odpowiednie wnioski ^^Agatha wbrew pozorom nie jest tak słaba jak Lily. Chociaż na pewno każdy będzie miał traumę po tym wszystkim :/
UsuńDzięki za komentarz!