Epizod III - Rozdział 31: Pionki (Audrey King)


Rozdział 31, który równocześnie wyznacza koniec trzeciego epizodu Peccatorum. Dotarliśmy w końcu do tego momentu, gdzie ten długi i chaotyczny epizod się kończy i mamy jego ostateczne podsumowanie. Jak w innych produkcjach mamy "rozdziały" to śmierć Jacoba na pewno wyznacza koniec pewnego "arc" i początek czegoś nowego, co zobaczycie w kolejnym rozdziale/epizodzie. Od razu zaznaczamy, że przerwa tym razem będzie trochę dłuższa i Peccatorum wróci dopiero 24 marca (dwa rozdziały przerwy dłużej, w sumie niecałe 3 tygodnie). Życzymy miłej lektury i po przeczytaniu zapraszamy do dyskusji w komentarzach oraz prosimy o rozesłanie bloga znajomym!




Rozdział 31: Pionki (Audrey King)


                Spojrzałam na zegarek wiszący w moim pokoju. Był kształtu czapki kucharskiej, z mechanizmem sprytnie wkomponowanym w całość. Trochę się denerwowałam. Jacob umówił się ze mną w biurze, chwilę po godzinie 21:00. Ostatnie dni były szare i ponure, nawet nie miałam zbytnio ochoty wychodzić z pokoju. Depresja i niechęć do wszystkiego spotęgowała się na tyle, że po raz pierwszy w życiu nie miałam siły i ochoty gotować pozostałym gościom. Wewnętrznie mnie to dobijało, a nadchodzący termin na rozwiązanie zagadki nie pomagał. Miałam nadzieję, że Jacob znowu wymyślił coś, co pozwoli nam przetrwać. Tak bardzo liczyłam na tego człowieka… Byłam za niego gotowa oddać życie. Zrobić wszystko, co pomogłoby pozostałym uciec z tego miejsca. Żałowałam, że więcej osób nie miało takiego podejścia, jak ja. Czy Detektyw nie wystarczająco pokazał, na co go było stać?
                Wstałam z łóżka. Mój pokój przypominał trochę kuchnię, miałam tutaj nawet niedużą strefę gastronomiczną złożoną z blatu, lodówki oraz najpotrzebniejszych składników. Eksperymentowałam tutaj nad nowymi potrawami i połączeniami smaków, chociaż praca w kuchni porywała mnie na tyle, że nie miałam na to za dużo czasu. Minęłam wygodny, skórzany fotel i chwyciłam jedną z przekąsek, na którą nie miałam jeszcze wymyślonej nazwy. Składała się z kawałka ryby, zawiniętej w nieduży placuszek, wszystko okraszone sosem i złączone w całość przy pomocy wykałaczki. Smakowało nieźle, ale czegoś mi tu jeszcze brakowało. Minęłam blat i przejrzałam się w lustrze, które wisiało na szafie. Poprawiłam włosy. Miałam na sobie fartuch, ale nie chciało mi się go zdejmować. Po prostu było mi w nim wygodnie, a dodatkowo miał sporo kieszeni. Starając się skupiać na takich rzeczach rozsunęłam zasuwy i otworzyłam drzwi.
                Wyjrzałam ostrożnie na korytarz, ale nikogo tam nie spotkałam. Z tego, co wiedziałam, duża część ludzi spędzała tą noc wspólnie w pracowni malarskiej, ale nie widziałam sensu w bawienie w coś takiego. Mogłam spożytkować ten czas dużo lepiej, wykorzystując go na zrobienie czegoś dobrego dla grupy. Poszłam w kierunku windy i przywołałam ją przyciskiem. Czułam się dosyć pewnie, ufałam Jacobowi i wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy, chociaż taki moment byłby do tego idealny. Wsiadłam i ruszyłam na odpowiednie piętro. Winda dowiozła mnie na miejsce w moment. Klatka schodowa wyglądała zupełnie normalnie. Zastanowiłam się, którym korytarzem chcę się tam dostać, ale zobaczyłam Detektywa stojącego przy lewych drzwiach. Stał oparty plecami o ścianę z założonymi rękoma. Opaska na oku nadawała mu groźnego wyglądu, ale nie sądziłam żeby był naprawdę niebezpieczny, przynajmniej w tym fizycznym sensie.
- Jesteś – zauważył – Muszę z tobą pogadać.
- Wytłumaczysz mi w końcu, co się dzieje? Zawsze jesteś taki tajemniczy? – zapytałam.
- Wiesz, nie ma lekko. Sporo roboty, ale chcę cię o coś zapytać. Sytuacja jest czysto hipotetyczna, ale chodzi o to, żebyś odpowiedziała możliwie jak najbardziej szczerze. Okej?
- Nie chcę niczego obiecywać w ciemno, ale niech będzie – zgodziłam się.
- Jestem zdrajcą. Nie, poczekaj… Jestem agentem, który działa na dwa fronty – zaczął, a ja poczułam ukłucie niepokoju – Staram się być neutralny w grupie, ale nie działam do końca bezinteresownie. Na pewno nie chce stąd wychodzić, ale też nie chce pozwolić na to innym. Jak myślisz, kim jestem?
- Co? – zapytałam zdziwiona.
- Jestem na tropie i nie jestem pewien, czy tracę zmysły, czy jest to coś innego. Po prostu zaczynam się gubić…
                Poczułam narastającą złość. O czym on właściwie gadał?
- Przepraszam, ale o czym ty ględzisz? Myślałam, że zajmujesz się rozwiązaniem zagadki, której nierozwiązanie grozi naszą grupową śmiercią. Obiecałeś, że się na tym skupisz i to będzie twój cel, a ty zakładasz jakieś hipotetyczne wersje wydarzeń?
Starałam się nie podnosić głosu. Wyrobiłam sobie już ten nawyk, ale momentami czułam, że byłam blisko pęknięcia.
- Audrey potrzebuje twojej pomocy, to co się stanie jutro to zupełnie inna sprawa – powiedział otwierając blaszane drzwi prowadzące do korytarza sąsiadującego z biurem.
- To nie jest inna sprawa, mój drogi, bo w grę wchodzą nasze życia. Chyba nie postawisz ich na szali tak po prostu?
- Mam swój plan, zaufałaś mi tyle razy, teraz potrzebuje jeszcze trochę tego zaufania.
Nie miałam pojęcia dlaczego, ale te słowa na mnie dziwnie zadziałały. Brzmiały nieszczerze. Czułam, że ze mną pogrywał, a nie tego spodziewałam się po przyjściu na to spotkanie.
- Jacob, jutro wszyscy zginiemy, jeżeli zagadka nie zostanie rozwiązana! – przypomniałam mu, bo czułam jakby kompletnie o tym zapomniał.
- Możemy się umówić inaczej – postanowił – Daj mi powiedzieć, to co muszę, a ja ci powiem coś, co cię uspokoi. Być może nawet będę mógł ci to pokazać.
Chociaż byłam na niego zdenerwowana to musiałam przyznać, że mnie zaciekawił.
- Dobra, posłucham cię, ale lepiej mów konkretnie, albo przynajmniej bez durnych zagadek – poprosiłam go.
- Chodźmy – powiedział, wskazując mi korytarz. Ruszyłam przodem w stronę drzwi. Nie rozumiem po co wchodziliśmy tak głęboko ale teraz nie było już odwrotu. Pociągnęłam za klamkę, wchodząc do głównej części biura i odruchowo się rozejrzałam, jakbym bała się, że coś złego się ze mną stanie. Nikogo tu jednak nie było. Coś przez chwilę mignęło mi w okolicach szafy, ale uznałam, że wzrok płatał mi figle. Wzrok już od dawna nie był u mnie wystarczająco ostry, ale nie miałam jeszcze takiej wady, żeby utrudniało mi to życie.
                Jacob wszedł tuż za mną i zamknął drzwi. Ruszył w stronę szafy.
- Jak pewnie zauważyłaś, dodając do tego niepotrzebne zdenerwowanie, nie zajmuje się teraz rozwiązywaniem zagadki, bo jestem na tropie czegoś większego. Plan idzie póki co świetnie, dzisiaj jestem umówiony jeszcze na spotkanie z Carmen, które pozwoli mi ułożyć wszystko w całość. To wszystko, co dzieje się tutaj jest większe. Od razu powiem ci szczerze jedno – nie dążę do własnego zwycięstwa. Chcę po prostu wiedzieć.
- Co to ma znaczyć? – zdenerwowałam się. Zatrzymał się tuż przy szafie i oparł się o nią.
- To proste. To wszystko – powtórzył się obracając rękoma i wskazując na całe pomieszczenie – nie jest tak proste, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. Duchy walczą o coś większego. Wiesz, co jest najbardziej zjebane w tym wszystkim?
Rzadko przeklinał. Co się z nim działo? Zachowywał się niezwykle dziwnie. Mimo wszystko przytaknęłam obserwując go dokładnie.
- To my jesteśmy problemem, ale też rozwiązaniem. Peccatorum ma swój cel i wybrało naszą dwudziestkę dwójkę, ale wcale nie dlatego, że jesteśmy chorzy. Ich cel jest samolubny, ale pracują też nad czymś większym. Strasznie mnie to denerwuje, bo sporo wiedziałem o tej organizacji, a teraz nic nie układa mi się w całość. Rozumiesz? – odsunął się od szafy i stanął przy ścianie. Wskazał palcem gwóźdź wystający ze ściany – Wiesz, co to za miejsce? Lokaj mówił, że gwoździa nie da się usunąć i jest bardzo istotny, a najgorsze w tym jest to, że mówił prawdę. Nie wiem, co tu się działo, ale coś na pewno.
- Chwila – przerwałam mu w końcu – Co to znaczy, że wiedziałeś sporo o tej organizacji?
- Dokładnie to, co powiedziałem – stwierdził – Nigdy nikomu tego nie mówiłem, ale tobie ufam King. Zasługujesz na to, żeby wiedzieć. Wiedziałem o Porywaczach już od jakiegoś czasu. Doszły mnie słuchy o Instytucie i tym całym Peccatorum. Nie mam pojęcia, kto za tym stoi, ale mogę cię zapewnić, że oprócz Sory, Bobra i Neri, są jeszcze inne osoby. Tylko ta historia ma tak wiele luk… Dlaczego wybrali to miejsce? Ilu ich jest? Co się kryje za tym gwoździem? Skąd oni się wzięli? Dlaczego są duchami i dalej żyją? Pytania się piętrzą, a ja szukam odpowiedzi.
                Od natłoku informacji zakręciło mi się w głowie. To co mówił Jacob brzmiało jak bełkot szaleńca. Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo znowu mi przerwał:
- Audrey mam dla ciebie dobrą radę – najbliższe dni będą szalone. Nie wychylaj się i nie ufaj nikomu. Podchodź sceptycznie i bądź ostrożna. Przyglądam się wszystkim i widzę, co ci ludzie robią. Nie dziwię się Duchom, że pozwalają się nam zabijać. Jesteśmy zwierzętami w klatce i w pełni zasługujemy na ten tytuł. Przyglądałem się ostatnio paru osobom. Oj, uwierz mi, że nie ma tutaj jednego winnego. Wszyscy dokładają coś od siebie. Dajmy na to Alice zbiera…
- Jacob – przerwałam mu stanowczo – Nie rozumiem, co do mnie mówisz. Skąd wiesz te wszystkie rzeczy? Brzmisz jak szaleniec.
- Szaleniec? – zapytał dziwnym tonem głosu i spojrzał się na podłogę, stojąc plecami do ściany – Ja po prostu staram się wszystko pozbierać w całość. Zaczyna mnie to trochę przytłaczać – złapał się za głowę. Podeszłam bliżej niego.
- Jak mogę ci pomóc? Powiedziałeś mi tyle rzeczy, ale nie mam pojęcia na co liczysz? Nie jestem taka jak ty. Nie rozumiem większości rzeczy, które do mnie mówisz. Chcę po prostu pomóc reszcie się wydostać. Ja sama chcę się wydostać. Mam dość tego miejsca, ostatnie dwa tygodnie były taką męczarnią, że po raz pierwszy w życiu mogę powiedzieć, że nie mam kompletnie siły. Wymiękam…
- Chodziło raczej o kogoś zaufanego, z kim mogę poodbijać piłeczkę. Audrey ta zagadka nie jest ważna. Liczy się to, że całość ma już wyznaczone ramy! Zaczynam rozumieć coraz więcej, każda wskazówka przybliża mnie do pełnej układanki! Gdy zrozumiemy wszystko, to możesz być pewna, że wszyscy stąd uciekniemy!
- Jacob, czy ty rozumiesz, że za niecały dzień musimy podać odpowiedź? Jak tego nie zrobimy, to wszyscy zginiemy – wydawało mi się, że w ogóle mnie nie słuchał.
- Dzięki zrozumieniu sytuacji może nawet uda nam się podyktować jakieś warunki – zauważyłam, że w ręce trzymał niedużą kartkę papieru. Nerwowo nią ruszał – Muszę tylko dotrzeć do osoby, która za tym wszystkim stoi. Ktoś z nas na pewno ma lepszy kontakt z Porywaczami. Nie mówię tutaj o kimś takim jak Olivier. On był zaledwie eksperymentem. Wiesz, że zginął przez ich nieodpowiedzialność?
- Wszystko rozumiem – starałam się zachować spokój, ale głos drgał mi w nerwach tak mocno, że moje wysiłki spływały na panewce – Cieszę się, że jesteś bliżej rozwiązania całości, ale muszę poznać rozwiązanie zagadki. Jeżeli go jutro nie podamy, to niczego się już nie dowiesz…
- Audrey, przecież obiecałem, że ogarnę tą zagadkę, nie jest ciężka, będę gotowy, ale pomóż mi teraz ustalić fakty. Zastanawia mnie to…
                Uderzyłam w szafę pięścią. Ta, pomimo dużego rozmiaru, zakołysała się i słyszałam jak jej zawartość uderzyła z impetem o wnętrze. Dopiero teraz wzrok Jacoba się wyostrzył, a on spojrzał na mnie jakby zauważył mnie po raz pierwszy. Patrzył zdziwiony. Walczyłam, żeby nie podnieść głosu.
- Posłuchaj mnie w końcu! Ludzie panikują, zamknęli się w pracowni malarskiej i boją się nadchodzącego jutra. Jesteś na tropie, chociaż mało mogę ci pomóc, bo średnio rozumiem skąd masz te cholerne informacje, ale musimy zająć się najpierw problemem numer jeden, którym bez wątpienia jest zagadka. Nie wiem, czy masz gdzieś jej rozwiązanie, ale jeżeli zaraz się nie ogarniesz, to ci w niczym nie pomogę. Ogarnij się chłopie.
- Ale o co chodzi? – zdziwił się podnosząc rękę, w której wypatrzyłam kawałek papieru – Zapisałem sobie rozwiązanie zagadki i mam je w bezpiecznym miejscu, a gdy jutro wybije odpowiednia godzina to po prostu je podam. Nie musisz się o to martwić. Uwierz mi, że mogę mieć różne dziwne cele, ale na pewno chce, żeby każdy przeżył jak najdłużej.
- To czemu mi go po prostu nie dasz? – zapytała Kucharka – Daj mi kartkę, którą trzymasz w ręce, a jak będę pewna, że rozwiązanie jest poprawne, to ze spokojem będę mogła ci po prostu pomóc.
Podsunęłam się do niego. I złapałam za dłoń.
- Audrey uspokój się – krzyknął, próbując mi się wyrwać.
- Daj… mi… tą… kartkę… - mówiłam, starając się wyrwać mu świstek z ręki. Jego pięść była mniejsza od mojej, ale zacisnął ją bardzo mocno.
- Audrey to nie jest ta… - zaczął, ale nie zdążył dokończyć, bo puściłam go. Detektyw z impetem poleciał do tyłu uderzając głową w ścianę. Upadając wypuścił z siebie powietrze. Najdziwniejsze było to, że wyglądał jakby przeczepił się do ściany. Zaśmiałam się nerwowo podchodząc do niego:
- Jacob?
Patrzył, jedynym okiem, w moją stronę, ale nic nie mówił.
- Jacob, co się stało?
Nie odpowiedział mi. Ukucnęłam i zobaczyłam stróżkę krwi, która zaczęła wypływać z kącika jego ust. Uczucie, które poczułam było po prostu nie do opisania. Przez jego ciało przeszły drgawki.
­- Co się stało? – powtórzyłam pytanie, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Próbowałam go podnieść, ale poczułam opór. Ręce drżały mi tak mocno, że nie mogłam ustać na nogach. Zobaczyłam, że na ścianie za nim zaczęła spływać krew. Upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Jak to się stało, zadałam sobie pytanie. Dopiero teraz przypomniałam sobie… gwóźdź… Musiał na niego upaść. Zabiłam go. Nie żył przeze mnie. Co ja najlepszego zrobiłam…
                Nie mogłam się pozbierać przez dobre pięć minut. W końcu podniosłam się i spojrzałam na jego ciało. Siedział wygięty w nienaturalny sposób. Jego głowa przylegała do ściany, trzymając się na gwoździu. Nabił się prosto na niego. Impet z jakim poleciał, gdy go puściłam, był dla niego zabójczy. Sytuacja była tak absurdalna, że nie mogłam w to uwierzyć i zaśmiałam się nerwowo. Zabiłam osobę, w którą najbardziej wierzyłam. Patrzyłam na to jak wisiał na gwoździu. Obserwowałam go i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że muszę coś zrobić z ciałem. Poczułam atak paniki. Ciężko mi się oddychało, musiałam się rozejrzeć, upewnić, że nikt tutaj nie przyjdzie. Było dosyć późno, a większość osób schowała się w pracowni malarskiej. Miałam szansę. Zaczęłam nerwowo krążyć po całym biurze, jakbym liczyła na to, że ciało samo zniknie. Niestety się tak nie stało.
- Audrey uspokój się – uspokoiłam sama siebie. Głos ugrzązł mi w gardle – Musisz zachować spokój. Dasz sobie radę. Wychodziłaś z gorszych tarapatów.
Tylko żadne nie wiązały się z martwym człowiekiem. Martwym przyjacielem,  podpowiedział mi mój wewnętrzny głos. To nie był przyjaciel, on bawił się Tobą i wszystkimi wokół, dodał po chwili. Kopnęłam jeden ze stosów akt. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Musiałam gdzieś przenieść ciało. Nie mogłam go tutaj zostawić, bo wiedziałam, że zostawianie go na miejscu zbrodni było po prostu głupie. Tylko gdzie mam je zanieść, w mojej głowie trwało w tym momencie piekło. Rozglądałam się. Starałam się pamiętać o oddechu. Miejsce, gdzie nikt go nie znajdzie, przynajmniej aż nie wymyślę czegoś dalej, pomyślałam. Szafa. Spojrzałam na solidną, metalową konstrukcję. To było dobre miejsce. Zastanawiałam się nad kuchnią, umieszczenie go w jednej z dużych zamrażarek mogło zadziałać. Bałam się jednak, że ktoś będzie czegoś znowu szukał i się na niego natknie. Nie mogłam pociąć ciała, bo złamałabym tym samym zakaz. Nie chciałam dostać kary. Może się przyznaj, pojawiła się myśl, którą natychmiast wyrzuciłam z głowy. Teraz walczysz o siebie dziewczyno. Nie poddawaj się. Nie mogłam oddać zwycięstwa. Zabiłam. Naprawdę zabiłam? Spojrzałam na ciało. OGARNIJ SIĘ, wrzasnęłam w myślach. Nie mogłam tego zrobić na głos. Ciało dalej tam było. Podeszłam do niego. Zamknęłam oko Detektywa. Muszę go zdjąć, pomyślałam. Wystarczyło pociągnąć pod odpowiednim kątem. Gdy Jacob był już w moich ramionach przechyliłam się do tyłu i upadłam razem z nim na pośladki. Na ścianie przy której był, widziałam potworny ślad krwi. Wykładzina pod tym miejscem również była mokra.
                Spojrzałam na tył jego głowy i zobaczyłam spory zakrzep. Krew już prawie nie leciała. To chociaż trochę ułatwiało mi sprawę. Przerzuciłam ciało na bok i podniosłam się ciężko. Podeszłam do drzwi od szafy, pociągnęłam za klamkę i poczułam kolejną falę paniki. Zamknięte. Jak to możliwe? Nikogo nie było w pomieszczeniu jak tutaj wchodziliśmy, więc zastanawiałam się czy Maks po prostu sam jej nie zamknął. To komplikowało sprawę. Usłyszałam, coś i nerwowo obróciłam się w stronę drzwi, ale zdałam sobie sprawę, że to bicie mojego serca, które zagłuszało wszystko inne. Musiałam się ogarnąć, bo czułam jakbym zaraz miała pobiec po resztę grupy i im się przyznać. Teraz nie było odwrotu. Musiałam przenieść ciało do innej części hotelu. Mogłam schować je w czytelni, ale dzisiaj był tam na pewno Maks, więc nie miało to sensu. Panika nie pozwalała mi pomyśleć o miejscu do ukrycia. Oprócz schowania, musiałam też jakoś umyć ciało. Nagle mnie olśniło. Basen wydawał się być wręcz idealnym miejscem. Mogłam wcisnąć ciało do jednej z przepastnych szafek, a przed tym obmyć je w jednym z basenów. Tam mogłam przetrzymać je przez chwilę i na spokojnie zastanowić się, co z tym dalej zrobić, bez strachu, że ktoś mnie nakryje.
                Spojrzałam na leżącego Detektywa i zastanowiłam się jak mogłam go przenieść do innej części hotelu. Jedyna trudność polegała na dotarganiu go do windy i potem z windy do konkretnego miejsca. Przez to nie zdecydowałam się na kwadrat mieszkalny, bo gdyby nie problemy z noszeniem to mogłabym go schować nawet w swoim pokoju. Ryzyko wykrycia wzrosłoby niebotycznie, a tego wolałam uniknąć. Nie mogłam pójść do pomieszczenia gospodarczego po wózek, więc jedyną opcją było użycie własnej siły. Najłatwiej było go po prostu przeciągnąć, ale nie chciałam ryzykować, że rana znowu się otworzy. Wpadłam na pomysł, który skojarzył mi się z gotowaniem. Zdjęłam fartuch i owinęłam głowę Jacoba. Zawiązałam sznurki tak, żeby na pewno się nie wysunęła. Następnie sięgnęłam do swoich butów. Miały długie sznurówki, które obwiązałam wokół szyi żeby jeszcze bardziej sobie ułatwić niesienie ciała. Dzięki temu mogłam lepiej ukryć Jacoba, w razie, gdybym spotkała kogoś na korytarzu. Nie miałam pojęcia, która była godzina, ale wydawało mi się, że byłam w tym miejscu już od paru godzin. Chwyciłam za drugą końcówkę sznurówek i przeciągnęłam kawałek. Ciało nie zostawiło najmniejszego śladu i nie było nawet tak bardzo ciężkie. Odetchnęłam z ulgą. Podczas tego szalonego wieczoru wyszła mi chociaż jedna rzecz. Przesunęłam Detektywa pod jedno z biurek i wzięłam się za czyszczenie. Miałam w kieszeni chusteczki i użyłam ich do starcia krwi. Była już lekko zakrzepnięta, więc większość po prostu zdrapałam i zamiotłam pod wykładzinę. Ona też była mokra, ale z tym nie miałam co zrobić. Zresztą nie miałam zamiaru wpaść tak samo jak Raphael, dlatego wolałam zaryzykować. Wzięłam kawałek wykładziny, który leżały przy biurku kawałek dalej i zakryłam nim całe miejsce. Wyglądało to tak naturalnie, że nikt nie będzie w stanie dostrzec w tym miejscu czegokolwiek dziwnego.
                Zadowolona z posprzątania miejsca zbrodni podeszłam do drzwi prowadzących na korytarz. Ostrożnie wyszłam, rozglądając się przy tym uważnie. Nikogo tu nie było. Nie mogłam czekać dłużej. Chwyciłam za sznurówki i zaczęłam ciągnąć. Doszłam do windy bez najmniejszego problemu, ale przed naciśnięciem guzika poczułam obawy. Co jeżeli ktoś wyjdzie i zobaczy, że ciągnę ciało? To byłby mój koniec, musiałabym znowu zabić, a jak pojawiłby się dwie osoby to po prostu bym przegrała… Nie wiedziałam skąd w mojej głowie takie myśli. Skarciłam się za nie. Nie chciałam zabijać. Jego też nie chciałam zabić. Jak do tego doszło? Mogłam jeszcze wybrać schody i po prostu znaleźć się na odpowiednim miejscu, ale nie wiedziałam jak zachowa się ciało, gdy będę je przenosiła przez dziwny filtr percepcji. Była szansa, że zgubię ciało gdzieś po drodze. Nie miałam pojęcia, co by się wtedy mogło stać. Wolałam nie ryzykować. Wcisnęłam przycisk windy i odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że jest pusta. Wtoczyłam się do środka, ciesząc się, że w biurze nie zostało właściwie nic, co powiązałoby mnie ze sprawą. Teraz wystarczyło zamieszać i podłożyć ciało gdzieś indziej. W całym zamęcie spowodowanym zagadką, liczyłam na to, że ciało zostanie odnalezione jak najpóźniej. Weszłam na teren basenu i przebrałam się. Wtedy aż złapałam się za głowę. Czy musiałam rozbierać Jacoba? Czy ciało samo w sobie mogło dostać karę? Nawet jeżeli, to czy to coś zmieniało? Nie zamierzałam przebierać trupa.
                Podczas przebierania schowałam ciało za linią basenu, żeby przypadkowo wchodząca osoba go nie zauważyła. Adrenalina działała i nie czułam już nerwów, teraz działałam jak dobrze naoliwiona maszyna. W głównym pomieszczeniu też nikogo nie było, chyba, że ktoś ukrywał się w saunach lub innej zamkniętej części. Wskoczyłam byle jak w strój kąpielowy i pociągnęłam trupa za sobą. Opaska na jego ręce się nie aktywowała, co oznaczało, że gdy ktoś był martwy to nie liczyły się już zakazy, przynajmniej te złamane po śmierci. To była cenna informacja. Zaciągnęłam Jacoba do prawego basenu i zaczęłam go czyścić. Na jego włosach powstał tak mocny skrzep, że musiałam go wyrwać. Zrobiłam to nieostrożnie i kawałek zakrzepu wleciał do odpływu. Nie mogłam już nic z tym zrobić, ale basen wyglądał tak samo. Odetchnęłam z ulgą. Podniosłam go i postawiłam, żeby dobrze obejrzeć jego głowę. Fartuch odrzuciłam na bok, postanowiłam, że zajmę się nim później. Nagle Jacob wymsknął mi się z dłoni. Chwyciłam go za dłoń, ale poleciałam na ziemię, a tuż obok mnie stłukły się jego okulary. Poczułam ból w prawym łokciu. Zaklęłam pod nosem i się podniosłam. Jedno szkło pobiło się na parę dużych kawałków. Wszystko się sypało. Musiałam w pierwszej kolejności schować ciało, potem mogłam zająć się resztą.
                Otworzyłam swoją szafkę i ułożyłam tam Jacoba.  Zmieścił się bez problemu, nawet gdy go skuliłam w kącie. Zamknęłam ją i poczułam ulgę oraz falę paniki. Zabiłam go i musiałam się teraz tym zająć. Bałam się. Musiałam teraz wszystko po sobie posprzątać. Zaczęłam od rozbitych kawałków szkła. Pozbierałam wszystkie, które znalazłam. Następnie zabrałam fartuch i ruszyłam do kuchni. Nie chciałam powtórzyć błędu poprzedników, a musiałam coś zrobić z fartuchem, na którym była krew. Nie raz radziłam sobie z ciężkimi plamami i sposób na to był dosyć prosty. Poszłam w stronę kuchni, gdzie również nikogo nie było. Ludzie naprawdę musieli się bać. Włączyłam gaz i postawiłam ogromny gar z wodą. Wiedziałam, że wygotowanie ubrania pozwoli pozbyć się plam krwi oraz sprawi, że mój fartuch będzie nadawał się tylko do wycierania podłóg, ale przynajmniej mogłam pozbyć się kluczowego dowodu. Dosypałam do garnka sodę oczyszczoną. Najgorszy był zapach, który rozszedł się na całą kuchnię. Czuć było jakby coś się paliło. Zostawiając gar na palenisku, zaczęłam się zastanawiać, co zrobię z ciałem później. Pomysł nadszedł dopiero po chwili.
*
                Następnego dnia sprawa zaczęła się komplikować. Starałam się nie panikować, ale było ciężko, szczególnie, że Florystka była wtedy w biurze. Przez nią nie mogłam otworzyć szafy, ale z tego, co słyszałam, przez cały czas była nieprzytomna i nic nie pamiętała. Miałam nadzieję, że mnie nie zdradzi. Samfu wypytywał o zapach spalenizny, a ja wróciłam do kuchni, mając dokładny plan i starając się nie pęknąć, a nie było to łatwe. Gdy wybiła cisza nocna, a wszyscy wrócili do swoich pokojów, poczekałam do północy. Dowiedziałam się, że Maks będzie dzisiaj w Biurze, więc cieszyłam się, że nie zostawiłam tam ciała. Dawało mi to szansę na przeniesienie Jacoba do czytelni. Chociaż wiedziałam, że mało kto mógł w to uwierzyć, to planowałam upozorować samobójstwo. To mogło sporo namieszać, a przez to, że zbrodnia stała się zupełnie gdzie indziej, to liczyłam na to, że wystarczy na wygraną. Grupa nie miała do pomocy Jacoba. Mogłam to wykorzystać. Przeniosłam ciało z basenu do czytelni. Najbardziej bałam się wysiadając przy recepcji, ale udało mi się szybko przenieść zwłoki. Zauważyłam, że na szyi Jacoba pojawiły się otarcia i siniaki od sznurówek, więc powieszenie go wydawało się być coraz lepszym pomysłem. Linę i krzesło zaniosłam do odpowiedniej uliczki z książkami. Gdy weszłam do czytelni od razu pociągnęłam tam Jacoba. Nie musiałam teraz używać fartucha, więc złapałam go normalnie pod pachami. Plecy mi pękały, ale wiedziałam, że brakowało mi bardzo niedużo do wygranej.
                Linę wcześniej przerzuciłam przez półki. Było to cholernie trudne, ale teraz wystarczyło przywiązać ciało i podnieść je, a potem zawiązać supeł, który to wszystko utrzyma. Dopiero wtedy przypomniałam sobie od czego to wszystko się zaczęło. Kartka w dłoni. Nie wiedziałam jak to było możliwe, ale ona ciągle tam była. Ciało jednak było tak sztywne, że nie miałam jak jej wyciągnąć. Wystawał tylko nieduży fragment. Gdy wzięłam go do rąk zrobiło mi się niedobrze. To nie było rozwiązanie zagadki. Chociaż myślałam, że miał je przy sobie, musiał je trzymać w pokoju. Zabiłam człowieka, którego uwielbiałam, własnego przyjaciela, dla jakiejś losowej kartki. Nie mogłam nawet dowiedzieć się jak brzmiała cała wiadomość. Z tego fragmentu, który udało mi się odczytać zauważyłam tylko jedno słowo – „Zdrajca…”. Nie miałam pojęcia, co jest dalej. Nie wydawało się to teraz ważne. Przywiązałam szyję Jacoba do sznura, po czym zaparłam się i zaczęłam go podnosić. Z każdym moim jękiem jego ciało było coraz wyżej. Czułam jak ból łokcia oraz plecy przeszywa ostry ból. Nie poddawałam się. Przygotowałam całą scenerię i gdy tylko ciało Jacoba zawisło nad krzesłem poczułam, że coś we mnie pęka. Byłam morderczynią i to taką, która nie miała kompletnie szacunku do ciała ofiary. Opuściłam pospiesznie uliczkę, zastanawiając się, kiedy stałam się takim złym człowiekiem…
*
                Było mi głupio. W życiu nie czułam się tak źle. Przez pewien moment, tuż po ogarnięciu ciała, byłam w stanie wybaczyć sobie tą głupotę i usprawiedliwić się we własnych oczach. Proces jednak pokazał mi jaka byłam naprawdę. Chciałam zapaść się pod ziemię. Zawiodłam siebie, zawiodłam Jacoba i zawiodłam każdego członka grupy. Spojrzałam ukradkiem na Samfu. Patrzył na mnie, a w jego oczach widziałam zawód. Skrzywdziłam go najbardziej. Prawdopodobnie bardziej niż samą ofiarę.
- Możesz nam wytłumaczyć jakim cudem go zabiłaś? – zapytała spokojnym głosem Cecily.
- To był wypadek… Chciał mi coś powiedzieć, a ja chciałam od niego usłyszeć rozwiązanie zagadki, żeby nas uratować. Puściłam go podczas szarpaniny i poleciał głową na gwóźdź…
- On ci ufał – Elizabeth pokręciła głową – Po prostu nie wiem, co mogę powiedzieć…
- Jest mi wstyd – powiedziałam przerywając ciszę – Naprawdę wstyd tego, co zrobiłam. Mam nadzieję, że wybaczycie mi to kiedyś, chociaż nie ukrywam, że gdy to się już stało, to chciałam stąd uciec. To miejsce jest straszne, a Jacob… Przed śmiercią powiedział mi, że my jesteśmy z tego wszystkiego najgorsi.
- Co masz na myśli? – zapytał Maks.
- Nieważne co zrobił. Nieważne jakim był człowiekiem i do czego dążył. Pomógł nam i bez niego wszyscy byśmy już nie żyli, a Raphael byłby na wolności – wstawiła się w jego obronie Agatha.
- Pierdolicie – skwitował Samfu – Jacob był złym człowiekiem, którego spotkało dokładnie to, na co zasłużył. Pomagaliśmy mu w jego grze, a on mimo to chciał więcej. Był nieostrożny i skończył jak skończył. Zapowiadał swoją śmierć od dawna, ale… Audrey. Mam nadzieję, że będziesz żałowała tego, co zrobiłaś do końca swojego życia.
- Samfu… - poczułam jak znowu zbiera mi się na płacz, ale się powstrzymałam. Król Dram nie przestawał.
- Jacob był socjopatą, a ty byłaś osobą, w której widział wsparcie. Miałaś na niego większy wpływ niż mogłaś sobie wyobrazić. Mimo to pomagałaś w jego socjopatycznych planach i knułaś z nim intrygi.
- Chwila! – przerwał Aaron – Przecież to ty mu cały czas pomagałeś! To ty nakręciłeś cały ten burdel, który sprawił, że wszystko potoczyło się jak się potoczyło.
- Każdy zawinił – stwierdziła Alice – Daliśmy się wplątać w to przedstawienie i według mnie każdy jest winny. Równie dobrze w te przepychanki mógł wdać się każdy. Jacob nas oszukał.
- Jacob był takim człowiekiem! – krzyknął Samfu – Zrozumcie w końcu, że nie wszyscy mają takie podejście do życia jak wy.
- Lily, wszystko gra? – zapytała Sandra.
- Laur zrobił z nas pionki w swojej grze. Nie powinniśmy się obwiniać. Wina leżała po jego stronie – odezwała się w międzyczasie Carmen.
Spojrzałam na Lily, która patrzyła na mnie pustym spojrzeniem. Zawiodłam dzisiaj wiele osób, ale ta dziewczyna widziała we mnie ostoję. Miałam nadzieję, że Sandra będzie w stanie jej pomóc.
- Mnie interesuje coś innego – przerwał Maks – Kartka. Co było na kartce Audrey?
                Przez chwilę nie rozumiałam pytania, ale wtedy sobie przypomniałam. Nie było sensu tego przed nimi ukrywać. Próba ucieczki mi nie wyszła, ale wciąż miałam szansę na pomoc innym. Ten ostatni raz.
- Zdrajca. To było słowo na fragmencie kartki, który wyrwałam.
- Zdrajca jest wśród nas… Myślicie, że mówił o Olivierze? – zapytała Wendy.
- Myślałem, że to zamknięty rozdział – zauważył Yama.
- Nie rozumiem dlaczego miałby do tego znowu nawiązywać – zdziwiła się Agatha.
- Chyba, że… - zaczął Maks – Mamy jeszcze kogoś w grupie, kto gra na dwa fronty.
Przeszły mnie ciarki. Grupa zamilkła analizując słowa Pisarza. Kolejny zdrajca? Jacob był na czyimś tropie, ale nie mogłam uwierzyć, że aż dwie osoby współpracowały z Porywaczami.
- Myślę, że to nie rozmowa na teraz. Oczywiście jeżeli Audrey nie kłamie – powiedział Alan.
- Uwierzcie mi, że nakłamałam się za całe życie – odpowiedziałam – Tak brzmiała treść tej kartki. Nie wiem, co to oznacza, ale liczę, że to rozgryziecie, gdy mnie już…
- Audrey… - Wendy wyglądała na smutną, ale dzielnie się trzymała – Żałuje, że wypadło akurat na ciebie.
- Chcecie wiedzieć coś jeszcze? – zapytałam – Zrobiłam to, co zrobiłam, ale chcę żebyście wyciągnęli z tego jak najwięcej.
- Ciało zaniosłaś na basen i stamtąd kolejnego dnia do czytelni? – zapytała Julia.
- Tak. Musiałam je gdzieś schować, ale podczas wizyty na basenie wywróciłam się i przez to zniszczyłam jego okulary. Trzymałam go w szafce, liczyłam, że zapach nie będzie za bardzo wyczuwalny. Ach, no i dowiedziałam się, że martwi nie mogą złamać zakazu. Wciągnęłam ciało Jacoba na główną część basenu i bransoletka się nie zaświeciła.
- To ciekawa informacja – stwierdził Maks.
- Dalej nie mogę uwierzyć w to, co się stało – westchnął Alan.
- Ja też nie – dodał Mycroft.
- Jacob bawił się nami wszystkimi i pociągnął na dno jedno osobę. Nic z tym teraz nie zrobimy. Przejdźmy już do tej cholernej egzekucji – powiedział pod nosem Samfu.
                Nie chciałam się z nimi rozstawać. Byłam bardzo zmęczona psychicznie i fizycznie, ale myśl, że zaraz będę musiała przejść przez kotarę i zniknę, sprawiała, że cała drżałam. Nie wszyscy byli na mnie źli. Czułam tak niesamowitą ulgę. Dodałam im szczegóły rozmowy z Jacobem, po czym westchnęłam i podsumowałam:
- Przepraszam, że was zawiodłam. Mam nadzieję, że uda wam się uciec z tego miejsca…
- Będę cholernie tęsknić za twoim żarciem – westchnął Samfu. Był na mnie zły, ale ta złość znikała. Wygaszał się. Emocje opadały.
- Teraz kiedy zabraknie Jacoba to wszystko nabierze innej dynamiki – powiedziała Cecily.
- Tak, teraz jesteśmy w dupie – stwierdziła z przekąsem Sandra.
- W dupie? W końcu jesteśmy wolni od manipulacji. Jacob nie chciał stąd wyjść. Wiemy czego szukać i umiemy to zrobić. To nie Jacob, a Aaron, Maks i Elizabeth siedzą i szukają informacji. To nie Jacob, a my daliśmy sobie radę i wygraliśmy ten proces. To nie my, a Jacob manipulował nami i sprawiał, że krążyliśmy w kółko i szkoliliśmy się na jego pionki w grze. Zrozumcie to! Kochałem go jak brata, ale bez niego zacznie się prawdziwa gra. Teraz każdy będzie mógł zacząć od początku! Każdy z nas ma coś do zaoferowania. Przecież znamy się już miesiąc. Nie zauważyliście tego? Pomoc nie przyjdzie, ba, nie wiemy czy na zewnątrz nie ma podobnej sytuacji, a nawet gorszej. Możemy liczyć na siebie i dlatego musimy walczyć -  Samfu wypowiedział te słowa takim tonem, że aż przeszły mnie ciarki. Król Dram miał racje. Bez Jacoba na pewno miało być inaczej, ale ludzie byli teraz wolni. Łamiąc swój kodeks moralny, mogłam uwolnić resztę. Odetchnęłam z ulgą. Przed odejściem musiałam zrobić jeszcze jedną, ostatnią rzecz. Skierowałam głowę w górę.
- Lok… Sora. Chciałabym cię prosić żebyś ich karmił do końca pobytu w hotelu. Gotuj im do samego końca.
- Możesz na mnie liczyć – odpowiedział Lokaj, kłaniając się delikatnie. Zawsze zwracał się do nas formalnie, ale w tej sytuacji poczułam, że jego słowa płyną prosto z serca.
- Czy macie jeszcze jakieś pytanie? – zapytała Neri – Kończy się wam czas.
- Jaka była odpowiedź na zagadkę? – Mycroft musiał się dowiedzieć.
- Podałeś dobrą odpowiedź. Siedem Grzechów Głównych. To nie była ciężka zagadka, ale chcieliśmy wam pokazać jak wyglądają dwa tygodnie spokoju. Podobało się wam?
- Wiedziałam, że coś zrobiliście! Przez to było tak dziwnie – powiedziała Alice.
- Świat rządzi się swoimi zasadami. Musicie to w końcu zrozumieć – odpowiedziała tajemniczo – Jeżeli nie macie dalszych pytań przejdźmy do najciekawszej części.
- Żegnaj Audrey – powiedział Samfu.
- Nie poddawajcie się. Wiem, że dacie sobie radę. Wierzę w was i przepraszam, że was zawiodłam.
- Winna trzeciego procesu, Audrey King zostaje skazana na śmierć. Lokaj zaprowadzi cię do sali za kotarą, gdzie zostaniesz poddana egzekucji. Proces uważam za zakończony – powiedziała Neri na tyle głośno, żeby każdy to słyszał.
                Lokaj podszedł do mnie i chwycił mnie delikatnie za rękę. Wskazał eleganckim gestem czarną kotarę, za którą zniknął wcześniej Raphael oraz Rewolwerow. Chciałam wierzyć, że do nich dołączę, a to wszystko okaże się być tylko żartem, ale byłam gotowa na śmierć. Wewnętrznie pogodziłam się z tym już wczoraj. Wiedziałam, że istniała duża szansa na to, że dadzą sobie radę. Gdybym planowała zabójstwo to zrobiłabym to inaczej, a zostałam rzucona na głęboką wodę. Kotara była coraz bliżej. Odwróciłam się jeszcze raz, patrząc na grupę ludzi, których zostawiałam za sobą. Westchnęłam. Nie chciałam odchodzić. Lokaj odsunął zasłonę przede mną i puścił mnie przodem. Weszliśmy do ciemnego korytarza, na końcu którego dostrzegłam zarys drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Lokaj stoi tuż za mną.
- Boję się… Czy to będzie bolało? – zapytałam go po cichu. Mój głos brzmiał dziwnie w tym pomieszczeniu. Głucho.
- To będzie szybkie. Proszę iść do przodu – powiedział spokojnym, ciepłym głosem. Uspokoił mnie. Gdy tylko się odwróciłam poczułam ukłucie w okolicach szyi. Upadłam w ciemność…
*
                Obudziłam się siedząc w autobusie. Był pełen ludzi i przez chwilę wydawało mi się, że wróciłam do domu i to wszystko to był koszmar. Szybko oprzytomniałam, bo byłam przekonana, że to taka sama sytuacja jak w przypadku poprzednich egzekucji. Nadzieja, która zamieniała się w rozczarowanie. Ludzie wyglądali całkowicie normalnie, ale nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi. Wyjrzałam za okno i zauważyłam normalne miasto pełne ludzi. Nie rozpoznałam go, ale wyglądało całkowicie zwyczajnie. Jedyną różnicą był odcień szarości. Wydawało mi się, że widziałam wszystko nieco szarzej, ale dzień był pochmurny, a byłam przyzwyczajona do światła w hotelu, więc nie zdziwiłam się tym specjalnie. Siedziała przy mnie starsza kobieta. Postanowiłam spróbować:
- Przepraszam, co to za miasto?
Kobieta odwróciła się w moją stronę ze zdziwieniem:
- Co pani? Nie wie pani gdzie jest? To miasto to… - zamiast nazwy usłyszałam szum. Co jest?
- Jeszcze raz? – poprosiłam.
- …! Młoda, a głucha – fuknęła staruszka.
Nie mogłam usłyszeć nazwy miasta. Wstałam przepychając się do wyjścia. Autobus akurat się zatrzymał. Nie widziałam jednak jego nazwy. Zerknęłam na nazwę ulicy, ale ona również rozmazywała mi się w oczach. Chciałam wiedzieć. To samo doprowadziło mnie do zabicia Jacoba, ale teraz walczyłam o swoje odkupienie. Może wystarczyło komuś to powiedzieć? Spojrzałam na otaczających mnie ludzi. Podbiegłam do młodej kobiety w ładnej bluzce. Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem.
- Proszę mi pomóc uciekłam z takiego hotelu, w którym… - kobieta jednak nie zwróciła na mnie uwagi. Z podobnymi słowami podeszłam do młodego chłopaka, ale on popukał się w głowę i poszedł dalej. Ignorowali mnie, chociaż bez wątpienie mnie widzieli. Musiałam znaleźć kogoś, kto mnie wysłucha. Starałam się zgadnąć gdzie byłam, ale ciężko było to określić. To trochę wyglądało jak Londyn, ale nie byłam pewna. Co miałam zrobić? Czemu Duchy wrzuciły mnie do takiego miejsca. Jeżeli to była egzekucja to była zupełnie inna. Ludzie wyglądali normalnie. O co w tym wszystkim chodziło? Czy to była…
- Przepraszam, może pani przestać straszyć innych? – podszedł do mnie policjant z dużym wąsem – Ludzie się skarżą.
- Proszę pana, uciekłam z piekła. Zostałam porwana przez dziwną organizację i udało mi się uciec. Pozostało jeszcze szesnaście osób, które tam są i potrzebują pomocy. Należy powiadomić rząd! – krzyczałam. Nie obchodziły mnie już zasady hotelu. Chciałam po prostu otrzymać pomoc.
- Porwana? Hotel? O czym pani mówi? Proszę się uspokoić, bo niczego nie rozumiem – powiedział zdezorientowany – Proszę chwilę poczekać – poprosił i sięgnął po krótkofalówkę odchodząc kawałek na bok. Urządzenie zaszumiało, a on zaczął coś do niego mówić, spoglądając co jakiś czas w moją stronę. Byłam pewna, że nie będzie miał jak mi pomóc. Odeszłam na bok i ruszyłam wzdłuż ulicy. Musiałam dać sobie radę sama. Nie miałam pojęcia, gdzie byłam. Nie wiedziałam dlaczego, nie mogłam się tego dowiedzieć.
                Przeszłam przez dwie ulice. Czułam się wyjątkowo samotnie, chociaż wiedziałam, że w mieście otaczają mnie ludzie. Chciałam strasznie znaleźć jakąkolwiek wskazówkę, ale po prostu nie mogłam się dowiedzieć, gdzie jestem. Nie mogłam czegoś dostać, a wiedziałam, że ta mała informacja mogła mi bardzo pomóc. Skręciłam w boczną uliczkę, żeby przejść na drugą stronę miasta. Zobaczyłam spory budynek, wystarczyło tylko przejść przez zaułek, w którym byłam. Nagle poczułam ukłucie, takie samo jak za czarną kotarą. Odwróciłam się i zauważyłam mężczyznę w płaszczu z kapeluszem. Jego twarz wydawała się być znajoma. Upadłam na ziemię. Moje mięśnie sztywniały tak szybko, że po chwili nie mogłam się ruszyć. Miałam otwarte oczy i wszystko widziałam, ale wydawało mi się, że zatrzymał się nawet mój oddech. Jednak dalej żyłam. Co się ze mną działo? Co wstrzyknął mi tajemniczy napastnik? Ukucnął przy mnie i wylał dziwny, czerwony płyn niedaleko moich ust. Pogłaskał mnie po czole, po czym wstał i ruszył w stronę wyjścia uliczki. Chciałam krzyknąć i go zawołać, albo wstać i zacząć go gonić, ale nie mogłam nic zrobić. Leżałam nieruchomo i czekałam. Mięśnie były tak ściśnięte, że nie mogłam się ruszyć.
                Przez wyjście uliczki przetaczały się dziesiątki osób, które nawet nie spojrzały w moją stronę. Czy na tym polegała moja kara? Miałam zginąć z głodu i pragnienia, umierając dziesięć metrów od cywilizacji i informacji? Byłam tego przekonana, aż jedna z kobiet spojrzała w moją stronę. Usłyszałam krzyk. Przerażona wskazała na moje ciało idącemu obok mężczyźnie. Zobaczyłam strach na ich twarzach. Podbiegli do mnie i zaczęli przewracać i sprawdzać puls. Odetchnęłam wewnętrznie. Za chwilę zobaczą, że żyje, zabiorą mnie do szpitala i tam w końcu ktoś będzie mógł mnie wysłuchać.
- Ona nie żyje – powiedział poważnym głosem mężczyzna. Jak to, zdziwiłam się. Ruszałam oczami. Czy oni naprawdę tego nie widzieli?
- Może pani wezwać pogotowie i policję? A co jak jakieś dziecko to zobaczy? Jesteśmy w samym sercu … - ponownie nazwa miasta dotarła do moich uszu jako szum. Co się działo. Poczułam jak wnętrzności mi się ściskają ze strachu. Nie mogłam nic zrobić. Patrzyłam i obserwowałam.
- Co jej się stało? – zapytała inna kobieta, kiedy jeden z gapiów z telefonem poszedł zadzwonić po odpowiednie służby. Przecież specjalista będzie w stanie poznać, że żyje. Byłam tego pewna.
Po dziesięciu minutach wokół mnie zebrało się paręnaście ludzi. Do uliczki przepchnęli się policjanci. Rozpoznałam jednego z nich, dokładnie tego samego, którego spotkałam na ulicy wcześniej. Wąsacz spojrzał na mnie ze smutkiem i zdjął czapkę.
- Widziałem tą kobietę wcześniej. Zachowywała się jak szalona, opowiadała o jakichś porwaniach i innych pierdołach.
- Może była pijana albo pod wpływem? – zapytał jego kolega klękając obok mnie. Ciśnienie mi skoczyło. Chciałam mu powiedzieć, co o nim sądzę, ale nie mogłam.
- Chwila – Wąsacz przyłożył palce do mojej szyi – Czy ona żyje?
W końcu, pomyślałam z ulgą.
- Sprawdzasz kciukiem, pewnie wyczuwasz swój własny puls. Sprawdź tymi dwoma palcami – zaproponował.
- Ach, rzeczywiście.
Nie, nie, błagam, poprosiłam w myślach.
- Dobra, masz racje. Ona nie żyje.
                To było koszmarne. Czułam jak ciężko łapałam oddech. Bezsilność, która mnie opanowała była straszna. Mogłam tak wiele, ale ograniczało mnie ciało. Nie rozumiałam, co się ze mną działo. Jeżeli to nawet była trucizna, to dlaczego mogłam ruszać oczami i oddychać? Inni tego nie widzieli. Policja wkrótce ogrodziła cały teren. Obrysowali moje ciało kredą. Słuchałam z przerażeniem słów specjalistów, którzy zaczęli zastanawiać się jak zginęłam. Najbardziej przeraziłam się, gdy poszedł do mnie lekarz, który szybko i pewnie stwierdził zgon. Specjalista za dychę, pomyślałam, gdy pakowali mnie do karetki. Po chwili świat zniknął za czarnym workiem. Miałam ochotę krzyknąć, zacząć się ruszać, dać im jakikolwiek znak, ale co mogłam zrobić? Zapakowali mnie do karetki. Widziałam mrok, ale wiedziałam, że znajdowałam się w worku na ciało. Jedynym zbawieniem było to, że niczego nie czułam. Auto się zatrzymało i ktoś podniósł mnie i zaczął nieść. Słyszałem jak mężczyźni narzekali na moją wagę, ale nie mogłam im odpowiedzieć. Byłam bezbronna i wystawiona. Położyli mnie gdzieś. Myślałam, że to tyle i zostanę tutaj do końca swojego życia.
                Nie mogłam się bardziej pomylić. Białe światło oślepiło mnie, gdy ktoś gwałtownie otworzył worek. Zobaczyłam tylko przebłysk prawie idealnej twarzy. Lokaj. Leżałam na stole. Mój oprawca wziął w ręce nóż i sprawnym ruchem zaczął rozcinać moje ubrania. Wstyd mieszał się ze strachem i złością. Co on planował? Co chciał mi zrobić? Dlaczego mi to robił? Myśli kołatały równie szybko, co serce. Nie wiedziałem, co mogę zrobić. Lokaj sięgnął po marker. Zaczął rysować mazakiem po mojej klatce piersiowej i brzuchu. Patrzył na mnie, a ja byłam naga, nie mogłam się zasłonić. Czułam jak stawia kreskę, za kreską… Czułam! Każdy ruch jaki wykonywał. Co się działo? Dlaczego znowu mogłam czuć? Patrzyłam na niego przerażona, starałam się przekazać mu jakąś wiadomość oczami, ale on był zbyt zajęty swoją pracą. Gdy zaznaczył wszystkie linie odwrócił się i sięgnął po narzędzie leżące na stole. Stół, lampa i kawałek białej ściany, były jedynymi rzeczami, jakie widziałam w tym pomieszczeniu. Serce biło coraz szybciej. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę i zejdę na zawał. Zobaczyłam w jego ręce ogromny skalpel. Przyłożył zimny metal, do pierwszej kreski. Nacisnął delikatnie. Poczułam przeszywający ból, gdy metal przeciął moją skórę. Krzyknęłam, chociaż krzyk nie mógł wydostać się z mojego ciała…

------------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
- Pozostali Patroni z niższych progów

Komentarze

  1. Długo nie komentowałem, bo byłem bardziej aktywny na Discordzie, ale muszę powiedzieć, że ten epizod był moim ulubionym póki co. Głównie dlatego, że kluczowe role odegrały w nich bardzo ciekawe postacie, Jacob i Audrey. Podoba mi się to, że plany Jacoba pokrzyżowała osoba która najbardziej w niego wierzyła - uwielbiam takie motywy.

    Koniec arcu brzmi obiecująco i rzeczywiście śmierć Jacoba i poświęcenie Audrey to wydarzenia pasujące do zamknięcia pewnego etapu w historii. Muszę też przyznać, że ogólna fabuła Pecca - czyli backstory i wszystko co dzieje się poza morderstwami, jest bardzo dobra. Zwykle w Ronpie bardziej interesowały mnie same morderstwa niż mastermindzi i zdrajcy, ale tutaj naprawdę chce się dowiedzieć więcej o tym co się dzieje za kulisami. A więc winszuję :D

    Swoją drogą, Samfu best boy na chwilę obecną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie jestem zaskoczony, bo chociaż epizod mi się podobał, to myślałem, że mimo wszystko II będzie na pierwszym miejscu, ale to bardzo dobrze. Tym bardziej cieszę się, że poświęciliśmy tyle czasu na planowanie i póki co historia jest spójna, logiczna i wciągająca.

      To był zdecydowanie przełomowy epizod Samfu, ale jeszcze sporo przed nim tak naprawdę.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Wiedziałem! xD Ten gwóźdź, że tak powiem będzie gwoździem programu, czemu w tym rozdziale dał przykład. W każdym razie, idąc prosto do sedna muszę przyznać, że mam mieszane odczucia co do tego rozdziału, głównie za sprawą jego ‘teraźniejszej’ części i egzekucji, jednak wszystko po kolei. :) Nie pamiętam, jak to było w poprzednich epizodach, ale nie wydaje mi się, żeby ‘perspektywa zabójstwa’ i ‘teraźniejszość’ aż tak bardzo się powtarzały. Mam na myśli informacje takie jak przebieg morderstwa. Najpierw widzimy to oczyma Audrey, tylko po to, żeby w gruncie rzeczy usłyszeć to znowu chwilę później, kiedy przekazuje to, że zakazy nie dotyczą trupów lub kartka ze zdrajcą. Wspomnienie tego słowa w pierwszej części było trochę niepotrzebne, bo przy okazji można byłoby trochę podbudować napięcia, kiedy fakt obecności prawdziwego zdrajcy zostałby podany dopiero na końcu :D.
    Dalej – egzekucja. Szczerze mówiąc, zwłaszcza jej początek był dziwny. Wnioskuję, że opierała się na cechach kucharki, które albo nie zostały do tej pory przedstawione, albo było to tak dawno, że nie pamiętam. Czyli, wygląda mi to na coś, że była chora na coś związanego z oczami. Nie specjalnie znam się na takich rzeczach więc nawet nie będę próbował zgadnąć jej przypadłości, ale wydaje mi się, że powoli traciła wzrok lub się tego bała, tak samo jak własnej bezsilności/bycia niedowierzanym/ignorowanym przez społeczeństwo lub prawdopodobnie też, niewiedzenia gdzie się znajduje. Jeśli faktycznie to gdzieś przeoczyłem, moja wina i zwracam honor, ale czuję się, że nie dostaliśmy podstaw usprawiedliwiających niektóre z fragmentów egzekucji. Dodatkowo, nie wiem czemu, ale końcówka sprawia wrażenie trochę urwanej. Brakuje mi tego potwierdzenia, że faktycznie umarła. Tylko jedno cięcie zostało wykonane, więc teoretycznie, zabawa się dopiero zaczyna. Nawet bez potrzeby pisania takiej sceny, sądzę, że lepiej byłoby zrobić mały skok na to co jest po jej końcu i dodać, że wykrwawia się i umiera. Półżartem, osobiście zakończyłbym tym, że Lokaj podaje do stołu danie wykonane z jej mięsa xD
    Chciałbym jeszcze odnieść się do tego, że Samfu nazwał Jacoba socjopatą. Moim zdaniem, było to nieuzasadnione użycie tego słowa. Tak, wiem, że postacie nie mają obowiązku posiadanie specjalistycznej wiedzy, jednak moja logika i obserwacje podpowiadają mi, że zwłaszcza w emocjach ludzie raczej używają (i często nadużywają) słowa psychopata. Kojarzy się ono zdecydowanie bardziej ze wszystkimi zaburzeniami osobowości i w brew pozorom, socjopatia i psychopatia to 2 odmienne, choć dosyć podobne rzeczy. Powiedziałbym w skrócie, że socjopaci są ‘mniej złą’ odmianą. Przykładowo, są do jakiegoś stopnia w stanie emocjonalnie przywiązywać się do innych ludzi i mogą posiadać trochę empatii, co w przypadku psychopatów jest niemożliwe. Dodatkowo, z tego co kiedyś czytałem, psychopatą się rodzi, bo jest to spowodowane defektem w rozwoju pewnych części mózgu, natomiast socjopatą się zostaje na skutek różnych czynników, w tym też obrażeń głowy. Socjopatię można podobno zdiagnozować dopiero po 18 roku życia. Załączam link do strony, która może wyjaśnić te podstawy trochę lepiej, jeśli ktoś ciekawy https://www.healthyplace.com/personality-disorders/psychopath/psychopath-vs-sociopath-what-s-the-difference
    Ok, to chyba wszystko co miałem napisać. Epizod 3 jak na razie najlepszy moim zdaniem. Nie licząc jednego potknięcia w dynamice przy rozdziałach w czasie rozwiązywania zagadki, informacje podawane były w dobrym tempie i nawet jak chciałbym się na siłę do czegoś doczepić, ciężko byłoby coś znaleźć, jednak o tym raczej wiadomo po moich wcześniejszych komentarzach, bo raczej w tym epizodzie sypałem teoriami i opiniami :D No dobra, to już wszystko. Możesz być pewien, że na pewno zjawię tu ponowie pod koniec marca i polecałbym blog znajomym (oczywiście, gdybym ich miał, ale ciii…. ;P) Bez dalszego śmieszkowania, do zobaczenia pod następnym epizodem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, myślę, że podanie informacji z kartki dopiero w "teraźniejszości" byłoby lepszą opcją. Mogłem to lepiej rozegrać.
      Co do egzekucji muszę przyznać, że mam do nich trochę luźne podejście. Przyznaje - egzekucja Rewa oraz Raphaela były dopasowane trochę do nich (Raphael - miejsce i cecha "szlachcica", Rew - miejsce i otoczka związana z przesłuchaniami), ale w przypadku Audrey uderzyłem w nieco inny motyw. Chciałem pokazać tą chciwość, która pośrednio wpędziła ją do grobu. Może i rzeczywiście trochę źle przemyślałem to, ale z drugiej strony jestem całkiem zadowolony, bo to też będzie miało jakieś znaczenie w przyszłości (co kierowało danymi mordercami), a akurat tutaj było to widać znacznie lepiej niż w przypadku Rewa czy Raphaela. Audrey chciała wiedzieć. Pragnęła tej wiedzy. Nie jest to normalne przedstawienie chciwości, bo jak patrzymy na "chciwość" wiedzy, to raczej można by było nazwać to ciekawością, ale mimo wszystko u Audrey było to tak nakreślone, że postanowiłam jej to w ten sposób przypisać. Nad sceną kanibalizmu się mocno zastanawiałem, ale myślałem, że krojenie nagiej kobiety to już będzie dużo i wyjątkowo postanowiłem "ocenzurować" resztę pozostawiając kolejnej perspektywie potwierdzenie jej śmierci ^^
      Ja właśnie bym powiedział, że Jacobowi (Detektywowi) bliżej do socjopaty niż do psychopaty. On nie był postacią, która była po prostu zła. Nie był taki od urodzenia. Wydarzenia i praca ukształtowały go na kogoś, kto zaczął gubić się w granicach wyznaczanych przez ludzi. Patrzę na ten artykuł i myślę, że mimo wszystko Jacob wykazywał nieco empatii. Był na tyle złożony, że mimo oczywistego działania manipulacyjnego (bo grał ludźmi) wykazywał chęć pomocy i gdyby nie wypadek to prawdopodobnie przeżyłby ten epizod, dalej starając się prowadzić grę, ale potrafiąc przy tym się z kimś związać. Mimo wszystko Audrey i Jacob to byli jego "przyjaciele", których chciał szczerze wprowadzić w ten świat. Nie wykorzystywał ich do końca, dzielił się swoimi planami. Kurczę dałeś mi sporą zagwozdkę, ale myślę, że to jest o tyle ciężkie, że Jacob nie jest ani typowym socjopatą, ani typowym psychopatą, tylko kimś na pograniczu... No nieźle :D Oczywiście jest też opcja, że staram się za bardzo "dogłębić" martwego już Detektywa, a rzeczywiście był zwykłym psycholem.
      Cieszę się, że Epizod się spodobał, był dla mnie sporym wyzwaniem i spróbowaniem nieco innej konwencji. Postaram się lepiej dostosować dynamikę rozdziałów, bo tutaj rzeczywiście mogłem to trochę lepiej przemyśleć. W kolejnym epizodzie na pewno będzie też takie wrażenie, ale akurat każdy rozdział będzie potrzebny. Nie spoileruję - do zobaczenia pod koniec marca!

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. Pamiętam że istnieje gatunek węża którego jad działa podobnie, ale nie mogę go sobie przypomnień. Aczkolwiek bardzo straszna i paskudna śmierć. Porównywalna do strachu przed obudzeniem się w trumnie. Nie pasuje jednak według mnie do kucharki. W egzekucjach pozostałych był zawsze motyw związany z ich telentem ,pochodzeniem, charakterem itp. W tym przypadku to nie miała żadnego konkretnego związku z Audrey. Pasowała by ona tak naprawdę do każdego, (może jest to powiązane z jej historią ale tego się już nie dowiem :/)no może ewentualnie do elizabeth gdyby zabiła kogoś za pomocą trucizny która paraliżuje i stopniowo zabija lub coś w tym guście. Dodatkowo było to kolejne nie przemyślane i przypadkowo morderstwo, więc mam nadzieje że dostaniemy w końcu piękną i zaplanowaną oraz profesjonalną śmierć jednego z naszych kochanych Gości. Co do postaci Jacoba to jestem niezmiernie ucieszony kierunkiem w jaki poszedł. jego mroczna strona i podobne zachowanie co u Oliviera który także nie chciał wyjść z hotelu sprawiło że stał się naprawdę wartą zapamiętania postacią. Niestety sprawia to że ostało się mniej ciekawych postaci....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako osoba z klaustrofobią to chyba bym zginął na miejscu budząc się w takiej trumnie...
      Każda egzekucja to w sumie spontaniczny pomysł, ale akurat tutaj jest pewien system:
      - Raphael nawiązywał do miejsca pochodzenia przede wszystkim (Francja)
      - Rew nawiązywał przede wszystkim do swojego talentu (Komunista - przesłuchania)
      - Audrey nawiązywała do grzechu. Ten epizod trzymał się konwencji grzechów głównych, co za tym idzie, jej morderstwo dopisałem do pokrętnej chciwości - ciągle chciała i nie mogła się opanować. To sprawiło, że zabiła i doprowadziła do swojej śmierci.
      Kolejny epizod na pewno nie będzie przypadkowy. Szczerze to jestem bardzo zadowolony z tego, bo wydaje mi się, że to będzie najbardziej Ronpowy proces/śledztwo z tych dotychczas ;)
      Coraz mniej ciekawych postaci ALBO coraz więcej czasu na rozwój tych, którzy zostali. Obiecuję, że jeszcze ktoś pozytywnie zaskoczy. Może nawet kilka ktosiów ^^

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  4. Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale nie potrafiłam się zebrać do przeczytania egzekucji tak kochanej postaci jak Audrey. Zdecydowałam się jednak przeczytać tuż przed rozpoczęciem kolejnego epizodu, żeby nie myśleć o rozpaczy zbyt długo i oto jestem ♥
    Jest mi okropnie żal Audrey. To, jak zabiła Jacoba było po prostu smutne i akurat ona nie zasługiwała na taki koniec. Stawiałam, że jeśli ktoś zabije przypadkiem, to będzie to Alan i zabije Elizabeth xD
    To, że Audrey zdecydowała się spróbować wygrać uważam na bardzo naturalne i absolutnie jej za to nie oceniam. Miała okazję i chciała ją wykorzystać. W końcu co miała do stracenia, skoro innym rozwiązaniem i tak była egzekucja? Nie udało jej się, a na koniec się przyznała i powiedziała grupie wszystko, co mogła, żeby im pomóc, więc w moich oczach wciąż jest kochaną Kucharką, która zasługiwała na więcej.
    Egzekucja była bardzo bolesna psychicznie. Już myślałam, że ją wrzucicie do wielkiego garnka jak Korekiyo w Ronpie v3, ale ten obrót wydarzeń podoba mi się o wiele bardziej.
    Rety, jest mi tak przykro z powodu Audrey </3 Ale jestem zadowolona i bardzo z Ciebie dumna, Bobru, że poprowadziłeś ten epizod w tak świetny sposób ♥ Z następnymi na pewno też sobie poradzisz i nie przejmuj się czasem. Jeśli na rozdziały będzie trzeba poczekać trochę dłużej to nic się nie stanie. Ważne, żebyś czuł się dobrze z tym, co napisałeś i niczego nie pośpieszał ♥
    Przepraszam jeszcze raz, że tak długo czekaliście na mój odzew ♥ Kocham bardzo ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć Audrey i to, że zabiła to był przypadek, niestety, ale Detektyw zginął w najmniej spodziewany sposób, chociaż jego śmierć była prosta do przewidzenia. Jeju, to chyba złamałoby mi serce gdyby Alan przez przypadek zabił Elizabeth xD
      Zachowanie Audrey było bardzo ludzkie, ale pod koniec mimo wszystko chciała pomóc. Do końca była tą dobrą duszą. Egzekucje zawsze są trochę "losowe". Z jednej strony staram się trzymać nawiązań do pochodzenia (Raphael), czy do klimatu (Rew), ale tutaj bardziej nawiązałem do jej przewinienia i w sumie egzekucje zawsze wymyślamy spontanicznie. Niby zarys wszystkich już mamy, ale wciąż jest ten element losowości.
      Postaram się dostarczyć jak najlepsze rozdziały bez większych obsuw, a jak wyjdzie - zobaczymy. Dzięki za miłe słowa, my też bardzo kochamy i do zobaczenia pod najnowszym rozdziałem :D

      Usuń

Prześlij komentarz