Epizod III - Rozdział 25: Grzesznicy (Samfu)
Hej! Witamy Was w dwudziestym piątym (niesamowite ile rozdziałów już za nami) rozdziale Peccatorum, który jest wyjątkowy - zawiera ostatnią perspektywę postaci, która się jeszcze nie pojawiła, a żyje. Rozdział z perspektywy Króla Dram, to coś, na co z pewnością czekaliście. Wybraliśmy dla niego taki moment, żeby nie zdradzić za dużo z tego, co się dzieje w jego głowie, ale rozdział da Wam idealny wgląd na jego jako człowieka :) Zapraszam do lektury oraz prosimy o rozesłanie bloga znajomym, którzy mogą interesować się tematem!
Rozdział 25: Grzesznicy (Samfu)
Ukaranie
było dla nich problematyczne, ale mnie nie dotyczyło, więc nie przeżywałem tego
ani trochę. Zasady tego hotelu były dla mnie jasne, więc dziwiłem się jak można
było złamać regulamin. Widziałem już w głowie kary. Miałem nadzieję, że były
brutalne, dzięki temu mogłem patrzeć jak osoby rozwijają się i uczą się
systemu. Nauka systemu była czasochłonna, ale wiedziałem, że zrozumienie zasad
było kluczowe. Jeżeli ktoś to miał opanowane, to droga do zwycięstwa stała
otworem. Nic wtedy nie mogło zaskoczyć
takiego człowieka. Tak samo czułem się w tym hotelu. Nic mnie nie zaskakiwało.
Cały dzień na basenie nieco mnie zdziwił, bo szansa na zadanie pytanie była
doskonała. Niestety, ale Jacob wygrał po raz drugi. Byłem pewien, że jak
staniemy w szranki po raz trzeci to uda mi się zwyciężyć. Szanowałem Jacoba, bo
był doskonałym przeciwnikiem i graczem.
- W środku nocy? Nie
możemy tego zrobić o jakiejś ludzkiej porze? – zapytałem.
- Samfu to nie twoja
kara, po co się wtrącasz? – zapytała Cecily udając troskę.
- Wiesz, nie wiem jak
tam w twoim mauzoleum, ale w moim pokoju w nocy się śpi. Poza tym jestem bardzo
zajętym człowiekiem.
- Gadasz głupoty, że
aż włos dęba staje – powiedziała.
- Nie podasz nam
dokładnej godziny? – zapytał Alan.
- Musimy zobaczyć jak
szybko zdążymy wszystko przygotować. Mamy dla was naprawdę niespotykane
atrakcje, dlatego radzę wam ruszyć na odpoczynek, bo inaczej możecie mieć
naprawdę wykańczającą noc – Neri wytłumaczyła nam to spokojnie, jakby
tłumaczyła dziecku, dlaczego nie wolno jeść deseru przed obiadem.
- Chwila, ale idą tam
wszyscy? Nawet ci, którzy nie mają kary? – zapytała Alice.
- Przecież to było już
ustalane, więc, co cię tak dziwi? – zdziwił się Alan.
- Przygotujemy się.
Kara to kara. Musimy ją odbyć i będziemy mieli spokój – Jacob starał się
brzmieć pozytywnie.
- Do zobaczenia za
parę godzin – powiedziała Neri i powoli rozpłynęła się w powietrzu. Po jej
odejściu zapadła cisza. Duchy potrafiły zepsuć zabawę znacznie lepiej ode mnie.
Bez zbędnego gadania ruszyłem w stronę szatni. Grupa zaczęła rozmawiać, ale
byłem pewien, że to moment, w którym marudzili na to jak im źle i ciężko. Przed
snem i nocną salą tortur czekało mnie jeszcze zajście do Maksa. Musiałem
odebrać listę, którą dostarczał mi za to, że nie powiedziałem grupie o jego kryjówce.
Nie zamierzałem. Maks miał niesamowity talent do tego, żeby zdobywać
informacje. Nie wadził grupie, nie sądziłem żeby zbyt szybko opłacało się go
zabijać. Zresztą zabójstwa póki co były dyrygowane przypadkiem lub zasadami
Duchów. Nikt jeszcze nie zabił żeby po prostu uciec. To mnie mocno zastanawiało,
ale nie chciałem w to wchodzić.
Przeszedłem
przez granicę i zgarniając ciuchy z szatni poszedłem do przebieralni. Wciąż
cieszyłem się, jak dużo udało mi się wyciągnąć z prostej informacji. Maks
myślał, że rozumiałem język rosyjski, ale tak naprawdę nie miałem pojęcia, co
powiedział Rew na koniec procesu. Po każdej egzekucji szukałem czegoś
ciekawego. Komunista miał dosyć prostą skrytkę, gdzie znalazłem jego notatki.
Mało mi mówiły, ale wiedziałem, że Maks uzna je za niesamowicie cenne.
Wystarczyło było tylko go czymś zaszantażować. Nie wiedział, że pewnego
wieczoru poszedłem za nim w głąb czytelni i oznaczając odpowiednio półki
odnalazłem jego niedużą kryjówkę. Nie ukrywałem, że bez tego małego zagrania
nie miałem szansy go znaleźć. Schował
się naprawdę dobrze.
Gdy
wychodziłem z szatni grupa dopiero wracała z głównej części basenu. Nie
zaszczyciłem ich nawet spojrzeniem i poszedłem od razu do windy. Pojechałem do
kwadratu mieszkalnego i wysiadając ruszyłem w górę. Z dwóch pomieszczeń
wybrałem to większe i pokonując duże drzwi wszedłem do środka. Czytelnia to
było pomieszczenie, w którym na pewno bym zabił. Było duże, zanim ciało
zostałoby znalezione to mogłyby minąć dni, a może nawet tygodnie, szczególnie
jakby zabitą osobą był Maks. W końcu, oprócz mnie, Julii i niego, nikt nie znał
za grosz rozkładu tego miejsca. Nie wiedzieli, że do niektórych kątów dało się
dojść jedynie pojedynczymi ścieżkami. Nie wybierałem się zbyt głęboko, bo
wszedłem w drugą uliczkę od prawej i przeszedłem paręnaście kroków. Dotarłem do
półki z książkami filozoficznymi i otworzyłem traktat Nietzschego. Lista od
Maksa już czekała.
Rozpoznałem
charakterystyczne, drobne pismo Pisarza, ale zauważyłem też, że nie zapisał mi
zbyt dużo tekstu. Praca w biurze pochłaniała go i wypisywał mi tylko skrót
tego, co odkrył, a wiedziałem, że prawdziwa petarda jeszcze na mnie czekała.
Złożyłem kartkę w pół i z uśmiechem ruszyłem do wyjścia. Gdy miałem rękę na
klamce usłyszałem głos za sobą:
- Samfu, widzę, że
odebrałeś swoją zapłatę – przywitał mnie Maks – Opowiesz mi, co oznacza ten nowy zakaz?
- Graliśmy w grę – powiedziałem
z uśmiechem – Carmen może zadać komuś
pytanie, bo wygrała.
- Przegrałeś z Carmen
jakąkolwiek grę? Niesamowite – odpowiedział, chociaż nie czułem w jego
głosie ironii. Być może doskonale ją maskował.
- Zdarza się
najlepszym. Może pominę dzisiaj czytanie twoich wypocin i opowiesz mi po
prostu, czego się dowiedziałeś?
- Dzisiaj przeglądałem
te mniej ważne dokumenty. Nic tam właściwie nie znalazłem, bo dotyczyły badań, które
odkryli, zanim instytut zaczął zajmować się tym, co doprowadziło do katastrofy.
Chciałem poznać genezę i musze przyznać, że jakbyś szukał lekarstwa na
rakotwórcze komórki to byś był zadowolony. Póki co, nic innego ci nie mogę
zaoferować, ale planuje usiąść do tego na poważnie. Sam jestem żądny wiedzy.
- Pamiętaj, że jak
mnie oszukasz to kolejna impreza będzie w twojej skrytce – nastraszyłem go.
- Nie ma takiej
potrzeby. Dotrzymam swojej części umowy, tego możesz być pewny – powiedział.
- Maks, ufam ci – powiedziałem
i teatralnie wyciągnąłem kartkę, którą mi przygotował i podarłem ją pokazowo.
- Bardzo mnie to
cieszy Samfu. Nasza współpraca mi odpowiada, tak długo jak nie sprzedasz mojej
miejscówki reszcie.
- Nie musisz się o to
główkować ważniaku. Wyśpij się trochę, bo dzisiaj w nocy czeka nas słodka
niespodzianka.
- To znaczy? – zapytał.
- Dzisiaj w nocy Duchy
zabierają nas na wycieczkę – odpowiedziałem.
- Samfu, podobnie jak
ty, nie lubię marnować czasu. Możesz mi odpowiedzieć?
- Nie pamiętasz? Jutro
zacznie się dzień kary Jacoba i Julii, a jutro zaczyna się już za trzy godziny
o północy. Podobno zostaniemy wyciągnięci z łóżek w nocy.
- Nie sypiam ostatnio
za dużo, więc raczej przyjdę prosto z biura, ale dzięki za ostrzeżenie. Na
pewno się przyda. Jestem niesamowicie ciekaw jak to będzie wyglądało.
- Ja tak samo Maks,
ale w przeciwieństwie do ciebie pospałbym trochę. Także do zobaczenia w nocy.
Wyszedłem
z czytelni i zszedłem po schodach na sam dół, prosto na piętro sypialniane.
Dotarłem do swojego pokoju. Otworzyłem drzwi i zamknąłem je po chwili za sobą.
Robiłem to odruchowo, chociaż nie sądziłem żeby ktokolwiek próbował szukać
otwartych drzwi i w ten sposób kogoś zamordować. Było to głupie i mało
praktyczne. Mój pokój nie był w żaden sposób wyjątkowy. Biurko, dywan, parę
foteli i stół, łóżko na podwyższeniu, klasyczne oświetlenie, szafa oraz
łazienka. Jedyne, czym wyróżniał się mój pokój, a przynajmniej tak mi się
wydawało, był stos zeszytów. Wszyscy, którzy o nich usłyszeli byli szalenie
ciekawi, co w nich jest. Jedyny problem był taki, że nikt o nich nie wiedział,
ale byłem pewien, że gdyby się dowiedzieli to właśnie tak by zareagowali.
Zdjąłem buty i rzuciłem niedbale w kąt. Usiadłem do biurka i przejrzałem
notatki. Dopisałem szybko to, czego dowiedziałem się podczas gry na basenie,
chociaż nie było tego za dużo. Zaznaczyłem na jakie pytanie nie odpowiedzieli,
bo to też była ważna informacja i skupiłem się na analizie.
Usłyszałem
pukanie do drzwi. Z początku myślałem, że to część mojego procesu myślowego.
Gdy rozbrzmiało ponownie zerwałem się, podbiegłem otworzyć i nie przeżyłem
zaskoczenia. Mało kto mnie odwiedzał, ale o tej godzinie mogła to być tylko
jedna osoba.
- Witaj mój drogi – przywitałem
Detektywa, który bez pytania wszedł do środka.
- Mam do ciebie prośbę
– zaczął bezpośrednio.
- Wydaje mi się, że…
- Podobno jesteś po
mojej stronie od ostatniego procesu. Dlatego proszę cię jak partner, partnera.
- Dobra, mów – powiedziałem,
widząc że bycie poważnym mogło teraz być opłacalne. To nie było tak, że nie
byłem poważnym człowiekiem, chodziło raczej o to, że bycie poważnym przynosiło
smutek, ja wolałem być wesoły.
- Niedługo zabiorą nas
na karę. Nie wiem, co to dokładnie będzie, ale obawiam się, że to może dużo
zmienić. Raczej nie zginiemy, ale mogę być wyłączony z gry na jakiś czas. Przez
to zacząłem myśleć o czymś innym. Każdy proces może być moim ostatnim. Sporo
ryzykuje zdobywając informacje.
- Mam być twoim
ochroniarzem? Bardziej by pasował Ethan, jakbyś potrafił wymazać z niego
tchórzostwo, albo odprawić jakiś egzorcyzm – zażartowałem.
- Nie. Chodzi mi o to,
żebyś mnie ochraniał. Musisz przygotować
się do przejęcia sterów, kiedy ja stąd wypadnę.
- Brzmisz jak
nastoletni bohater tandetnego filmu… - parsknąłem – Zresztą nie będę się zabawiał w to całe trenowanie ludzi do tego żeby
radzili sobie na procesach. Sam mało na nich robię, szczególnie, że większością
steruje Maks, Cecily, ty i parę innych osób.
- Nie chodzi mi o to
żeby przygotować ich do przetrwania. Samfu… Ja nigdy nie chciałem im pomóc
przetrwać. Ja chciałem wyszkolić graczy, którzy będą ze mną grali. To, że
lepiej radzą sobie z łączeniem faktów to efekt uboczny, który musiał wystąpić.
Przecież jesteś osobą, która to doskonale rozumie. Ty znasz zasady i rozumiesz
system, a ja doskonale łącze fakty. Gdybyśmy przetrwali do końca to nikt w
życiu by nie zwyciężył tej gry. Możemy sprawić, żeby to wszystko było tak
bardzo interesujące – w jego oczach widać było obłęd. Odsunąłem się o krok,
całkowicie odruchowo. To było cholernie interesujące, ale zobaczenie go w takim
stanie było straszne.
- Zrobię, co będzie
konieczne – odpowiedziałem neutralnie. Przez chwilę zastanowiłem się czy
mógł mi zrobić teraz krzywdę – Nie
rozumiem czemu tak dramatyzujesz.
- Wspomnisz moje słowa
– podał mi zawiniątko – To też jest
ważne. Znajdziesz tam dwie rzeczy. Otwórz to dopiero po tym jak odbędzie się
moja kara. Tej po lewej użyj najpierw, a gdy wszystko ustalimy i zrozumiesz mój
plan to użyj tej po prawej. Rozumiesz?
- Oj Jaaaaacob – spojrzałem
na niego – Przecież wiesz, że teraz nie
wytrzymam i będę musiał tam zajrzeć.
- Wytrzymasz. Po
prostu się zastosuj, znajdziesz tam małą notkę, która w skrócie wszystko
wytłumaczy.
Przyjąłem zawiniątko i spojrzałem na nie chciwym wzrokiem.
Bardzo chciałem wiedzieć, co jest w środku.
– Nie odpowiesz mi na to pytanie, które wtedy
ci zadałem, co? – zapytał nagle, idąc w stronę wyjścia.
- Chce pozostawić
pomiędzy nami pewną dozę tajemniczości – stwierdziłem – Podziwiam cię za to, że zdołałeś oszukać
Lokaja. Niech zgadnę… przyglądasz się Carmen?
- Chce pozostawić
pomiędzy nami pewną dozę tajemniczości – odpowiedział i zamknął za sobą
drzwi. Uśmiechnąłem się. Lubiłem naszą relację i te potyczki słowne. Poszedłem
zamknąć za nim drzwi i wróciłem do swojego biurka.
Posiedziałem
chwilę nad notatkami. Zastanawiałem się czego Jacob chciał od Carmen. Było
wiele opcji, ale chyba musiałem sam nieco pogrzebać. Mając informacje
wiedziałem, co się działo. Byłem ciekaw, co popchnie kolejną osobę do
morderstwa. Kara raczej nic nie zmieniała i na celowniku, według zasad logiki,
był najbardziej Jacob, ale spore prawdopodobieństwo zgonu miała też Julia oraz
osoby, które radziły sobie na procesach. Osobiście uderzyłbym w zabójstwo
Elizabeth, bo wiedziałem, że bez jej analizy ciała mogłem zrzucić winę na kogoś
innego, a byłem pewien, że dam sobie radę z Jacobem. Może nie jest to
najłatwiejszy przeciwnik, ale opiera swoją analizę na analizie Elizabeth. Zastanawiając się nad tym poszedłem do
łazienki, żeby wziąć prysznic przed snem. Było dla mnie trochę za wcześniej,
ale chciałem odpocząć. Ciekawość była sporą przeszkodą, ale ciepła kąpiel
zawsze mnie usypiała. Strumień wody zadziałał dokładnie tak, jak się
spodziewałem. Wychodząc z kabiny prysznicowej czułem się jakbym miał zaraz
zasnąć. Zrelaksowany włożyłem nogi w puchowe kapcie i wróciłem do swojego
pokoju.
Położyłem
się spać i przykryłem kołdrą aż po samą szyję. Zasnąłem równie szybko, co się
obudziłem.
*
Usłyszałem
charakterystyczny dźwięk, ale zapomniałem czy oznacza on odkrycie ciała czy
zwykłe ogłoszenie. Odpowiedź przyszła sama:
- Dobry wieczór
Państwu. Przepraszam, że niepokoję was o tej porze, ale za pół godziny
rozpocznie się umówiona kara. Prosiłbym żeby każdy żywy gość hotelu pojawił się
za trzydzieści minut przy recepcji, skąd pojedziemy wspólnie na nowe piętro
poświęcone specjalnie wymierzaniu kary. Do zobaczenia.
Spojrzałem na zegarek, chociaż mój wzrok był tak rozmazany,
że na początku zauważyłem tylko długą, zieloną linię. Dopiero po przetarciu
oczu stwierdziłem, że na zegarku jest 3:30. Westchnąłem i wstałem z łóżka
powoli, bez pośpiechu. Byłem ciekaw jak każdy poradzi sobie z wstawaniem o tej
porze. Chociaż proces Raphaela kończył się o podobnej godzinie, to teraz była
pewna różnica, bo dopiero wstawaliśmy. Nie byliśmy pełni adrenaliny pompującej
się w naszym ciele i dającej nam siłę. Kara nie dotyczyła mnie i nie była
raczej na tyle groźna żeby zabić, bo mijałaby się z celem, więc nie martwiłem
się nawet o Jacoba. Mogłem to potraktować jako wyjście do kina, a to że
przedstawiany obraz nie będzie zbytnio przyjazny rodzinie to zupełnie inna
sprawa.
Nie
zamierzałem się nawet przebierać. Spałem w krótkich spodenkach i koszulce i tak
też opuściłem pokój. Kapcie szurały o dywan. Gdy wychodziłem i zamykałem za
sobą drzwi, zobaczyłem na korytarzu idącą Elizabeth oraz Alana. Farmaceutka
wyglądała tak jak zawsze, grobowy wyraz twarzy, usta zasłonięte maską i mało
podekscytowany wzrok. Alan miał trochę bardziej rozczochrane włosy niż
zazwyczaj. Przywitałem ich skinieniem głowy i dołączyłem. Byłem mało wybredny,
tak długo jak ktoś nie był na mnie cięty, tak długo mogłem się przyczepić. Elizabeth
mnie akceptowała, a Alan w nikim nie widział przeciwnika.
- Samfu, ładna piżama
– zaczął Alan.
- Cieszę się, że ci się
podoba. Jak wrażenia przed pokazem? – zagaiłem.
- Jestem gotowa – powiedziała
Elizabeth i podniosła torebkę.
- Aż muszę zapytać – spojrzałem
wymownie na jej pakunek.
- Apteczka Samfu. Nie
wiem czy będę mogła pomóc i jak będzie wyglądała kara, ale nie wybaczyłabym
sobie, gdybym nie miała tego pod ręką.
Wspięliśmy się po schodach i stanęliśmy przy recepcji, gdzie
powoli zbierała się cała grupa. Wszyscy byli ubrani i poważni. Julia wyglądała
na całkowicie pustą, ale przynajmniej nie była przestraszona. Jacob krążył w
przód i w tył, zastanawiając się nad czymś.
- Co za bestialska
pora na równie bestialskie wydarzenie – westchnął Ethan.
- Pomyślcie jakby czuł
się Raphael, z jego surowym zegarem biologicznym – zaśmiałem się, ale nikt
nie podzielał mojego humoru. Ludzie wyglądali na ponurych i zmęczonych.
- Wiem, że to trochę
naiwne podejście – zaczęła Audrey – Ale
wyjątkowo mam nadzieję, że cała ta kara to tylko żart i pierwsze złamanie
będzie tylko upomnieniem.
- Ja tam się cieszę.
Ta pulsująca czerwień na zegarku była denerwująca – powiedział Jacob.
- Maks, czy ty chociaż
trochę sypiasz? – zapytała Cecily, zmieniając temat.
- Jestem na skraju
przełomu moja droga – odpowiedział – Dużo
informacji i dużo pracy. Przecież nie będę marnował czasu, nie potrzebuję za dużo
snu.
- A ty się czegoś
dowiedziałaś? – Aaron skierował pytanie do Elizabeth.
- Póki co nie znajduję
nic ciekawego w próbkach, które pobrałam, ale zaczęłam analizować te dane,
które mi dałeś.
- I co?
- I skupia się bardzo
mocno na czymś, czego do końca nie rozumiem. Chyba aktywność obszarów
mózgowych. Tylko coś mi w tym nie pasuje. Jeżeli na tym polega wirus to słowa
Duchów nie mogły być prawdziwe. Mam za mało danych, to wszystko jest jeszcze
mocno niejasne, ale jeżeli wirus jest związany z działaniem mózgu to prędzej
odczulibyśmy coś w głowach niż w ciałach. Obszary neurologiczne mogą co prawda
oddziaływać na pozostałe układy, ale nie mam pojęcia, jak taki wirus mógłby być
zakaźny. Dlatego póki co badam i nie widzę jeszcze żadnego światełka w tunelu.
- Czyli jakich objawów
możemy się spodziewać? – zapytał Mycroft.
- Jak wam powiem to
podprogowo zaczniecie je odczuwać, ale skoro chcecie… Według działań tego
wirusa pierwsze objawy to ogólne osłabienie. Na pewno warto zwracać uwagę
jeszcze na bóle głowy, na delikatne zaburzenia osobowości, zmiany w
charakterze… Chyba najgroźniejsze z początkowych objawów jest tak zwane „zaśmiecanie
organizmu”, które może dać dowolne objawy, ale tak naprawdę wszystko jest
oparte na psychice i mentalności.
- Czyli Duchy jednak
mogły mieć racje, tylko że to wszystko wychodzi z głowy – powiedział Jacob.
- Jest jeszcze
wzmianka o pewnym pierwiastku, który wpływa na pełen obszar mózgu związany z
podświadomością. Wydaje mi się, że to bujda na resorach, bo badania są bardzo
niejasne, ale jeżeli to prawda, to zupełnie inna sprawa. Ale nie martwcie się.
Wiem jak to badać i jak sytuacja się trochę uspokoi to skupię się na tym
bardziej. Nie wierzę żeby to była teraz najważniejsza ścieżka. Póki co, chcę
spojrzeć bardziej na ogólny stan ciała. Gdy to sprawdzę mogę brać się za mózgi.
Mówiąc prostym językiem.
- Mało co zrozumiałam
– powiedziała Carmen kręcąc głową.
- Wytłumaczę wam w
odpowiednim momencie, kiedy zacznę to badać. Poza tym dochodzi czwarta i
jesteście wyrwani z fazy REM. Nic dziwnego, że mało nadążacie, to nie jest
moment na takie rozmowy – obroniła się Elizabeth.
- A ty nie? – zapytała
Alice.
- Pracowałam. Jak
usłyszałam, że w nocy będzie wymierzona kara to pomyślałam, że przydam się
trzeźwa i gotowa, więc nie mogłam po prostu zasnąć, szczególnie, że nie wiedziałem,
o której się to zacznie, dlatego jestem całkiem świeża.
Zapadła
cisza. Agatha przysypiała oparta o recepcje. Podobnie kiepsko trzymał się Yama,
który oparty na łokciach, plecami do lady, patrzył zaspanym wzrokiem przed
siebie. Stałem blisko Jacoba.
- Nie denerwuj się
Mistrzu. Za dwie godziny pewnie już będziesz leżał spokojnie w pokoju Elizabeth
i spojrzysz na sytuację z zupełnie innej perspektywy – pocieszyłem go.
- Bardziej się martwię
o to, czy mogę na ciebie liczyć.
Westchnąłem teatralnie.
- Ranisz moje serce.
Obiecuje ci. Słowo harcerza.
- Widzę, że Państwo
się już zebrali – Lokaj pojawił się chwilę przed czasem. Szedł szybkim,
pewnym krokiem. Miał ten sam garnitur co zawsze. Prezentował się
majestatycznie. Minął nas, przebudzając swoim wejściem wszystkich zaspanych.
- Czemu robimy to o
tej porze? Rozumiem, jak ktoś zabije kogoś wieczorem lub w nocy, ale przecież
równie dobrze mogliśmy poczekać do rana… Cierpimy razem z tymi, którzy
zasłużyli na karę – poskarżyła się Sandra. O tej porze nie widać było jej
pazurków.
- Tak ustalili…
- Moi pracodawcy – dokończyłem
– Taka kara za złamanie zakaz tego
systemu.
- Panie Samfu, może
chce pan popracować z nami? Po śmierci Pana Naessa mamy wolne miejsce – otworzyłem
zdziwiony usta.
- Czy to był żart?
Niesamowite! Rozwijasz się! – obróciłem sytuację w żart.
- Do rzeczy – spoważniał,
chociaż na jego doskonałej twarzy pojawił się ślad uśmiechu – Z racji iż to wasze pierwsze poważne
naruszenie regulaminu, musze wam powiedzieć na czym to będzie polegało.
Szczególnie waszej dwójce – wskazał na Julię oraz Jacoba.
- To aż tak
skomplikowany proces? – zapytała Julia.
- Wymyśliliśmy takie
kary, żeby upewnić się, że zastanowicie się dziesięć razy zanim złamiecie
jakikolwiek punkt. Przygotowaliśmy odpowiednie rzeczy i uprzedzając pytania –
nie będzie to przyjemny proces. Upewnimy się, że nie zginiecie, ale rany
pozostaną z wami na zawsze. Takie są zasady.
- Czy mogę pomóc?
Rannym? – sprecyzowała po chwili Elizabeth.
- Oczywiście, ale
dopiero gdy wymierzanie kary się zakończy – wytłumaczył Białowłosy.
- Czy to będzie trwało
długo? – zapytała Wendy.
- Wymierzenie
pojedynczej kary nie powinno trwać dłużej niż dziesięć minut. Niestety, ale tak
to działa moi Państwo.
- Rozumiem, że
pozostali będą tam, żeby zrozumieć, jak nie warto łamać zasad, ale jak będziemy
mogli obserwować sytuację? Na jakim piętrze to wszystko będzie się działo? W
sali procesowej? – zapytał Alan.
- Myślę, że najlepiej
będzie, jak sami Państwo zobaczycie odpowiednie piętro. Czy macie jeszcze
jakieś podobne pytania, czy możemy już tam się udać?
Na
korytarzu zapadła grobowa cisza. Nikt nie chciał więcej wiedzieć. Cała sytuacja
była delikatnie niezręczna. Mimo mojego luźnego podejścia, wiedziałem, że nie
jedziemy na żaden film czy przedstawienie, a na pokaz brutalności. Istnieli
bogacze, którzy płacili za takie rzeczy, ale my nie załapywaliśmy się do tej
grupy. Widziałem narastającą panikę w oczach Lily. Strach na twarzy Agathy.
Niektórzy wyglądali na zaciekawionych, ale poza kolesiem, którego widziałem w
lustrze, nikt nie był zadowolony. Odkąd byliśmy w tym hotelu to wszystko stało
się brutalne. Udało mi się uniknąć kłopotów, ale wiedziałem, że nadejdzie i
moja godzina. Wątpiłem żeby ktokolwiek ukończył tą grę. To, co działo się na basenie
doskonale pokazało, że ci, którzy wydawali się faworytami, wcale nimi nie byli.
Wybijaliśmy się jak zwierzęta, a chociaż współpraca nie przynosiła oczywistych
korzyści, to wciąż dawała nadzieję. Szukając wyjścia zajmowaliśmy się czymś
zamiast zabijać bez sensu.
Wsiedliśmy
do windy za Lokajem, postacią straszną, która mogła w każdej chwili zrobić nam
krzywdę, a zachowywała się przyjaźnie. Momentami wydawał się prowadzić zupełnie
inną grę niż nasi Porywacze. W hotelu przebywało wielu graczy. Wydawało mi się
,że było ich więcej niż normalnych osób, które żyły z dnia na dzień. Nasz
porywacz przejechał kartą po ukrytym czytniku, tym samym, którym zazwyczaj
aktywowaliśmy kolejne nowe piętra. Spowodowało to, że przycisk podpisany „Sala Tortur” zaświecił się jasno i
zapowiedział nam dokładnie, gdzie się wybieramy. Lokaj przycisnął go długim,
smukłym palcem. Drzwi od kraty i samej windy zamknęły się i pojechaliśmy. Po
zatrzymaniu, wysiedliśmy i rozejrzeliśmy się po korytarzu. Było tutaj tak jak
wszędzie, ale wewnętrznie poczułem chłód. To było naprawdę nieprzyjemne
pomieszczenie. Miało kiepską aurę.
- Schody są po prawej
stronie, czyli jesteśmy w prawym skrzydle – zauważył Aaron.
- Naprawdę chcesz
teraz badać to miejsce? – zapytała z wyrzutem Lily.
- Przecież nie wiadomo,
jak szybko i czy w ogóle zobaczymy to piętro. To, że Jacob i Julia będą
ukarani, to nie zmienia faktu, że możemy się czegoś dowiedzieć.
- To piętro może być
dla was w przyszłości dostępne, o ile wcześniej ktoś nie wygra gry – wytłumaczył
Lokaj.
Przeszliśmy
przez blaszane drzwi i trafiliśmy do mrocznego i nieprzyjaznego korytarza,
który wyglądem przypominał opuszczony budynek. Podłoga była miejscami
niekompletna, wyglądała jakby ktoś w nią uderzał młotem i nadkruszył. Tynk
sypał się ze ścian i sufitu. Korytarz był długi i miał wiele odnóg na boki, ale
przez dziury widać było nieduże, lekko oświetlone pomieszczenia. Znajdowały się
w nich łoża, krzesła oraz palety, z dodatkowymi skórzanymi pasami oraz
zaczepami. Ściany wypełniały rzędy narzędzi do zadawania bólu. Chociaż całe
piętro wydawało się być zapuszczone, to narzędzia lśniły czystością, jakby
dopiero co zostały umyte. Mimo wszystko przechodziły mnie ciarki na myśl, do
czego były wykorzystywane. Byłem katem jeżeli chodziło o tortury psychiczne,
ale te fizyczne przerażały w swojej prostocie. Wystarczyło wyrwać paznokieć,
albo chociaż tym nastraszyć, żeby większość twardzieli wyśpiewała wszystko. Do
tego służyły tortury, ale jak było widać, to pomieszczenie służyło jeszcze
jednemu celowi – wymierzaniu kary.
Patrząc
na asortyment mogło zrobić się bardzo nieciekawie, ale zagłębialiśmy się coraz
dalej, a mimo to Lokaj nadal szedł. Gdy się odwróciłem nie było widać już
korytarza, którym tutaj przyszliśmy. Grupa rozglądała się nerwowo, patrząc w tą
i tamtą, jakby bali się, że nagle coś na nich wyskoczy. Dopiero po chwili, za
rogiem, dotarliśmy do końcówki korytarza zwieńczonej dużymi, drewnianymi
drzwiami. Lokaj zatrzymał się przed nimi, spojrzał w naszą stronę i pchnął
pewnym ruchem oba skrzydła, otwierając drzwi na oścież. Stanęła przed nami
komnata, w nieco lepszym stanie, niż reszta piętra. Była podzielona na dwie
strefy – widownię złożoną z surowych, drewnianych krzeseł oraz główną część,
gdzie znajdowały się różne narzędzia do tortur, które mijaliśmy po drodze.
Widziałem, że coś było tu przygotowane, bo za całą sceną siedziały na dwóch
wyróżnionych miejscach Duchy. Wstały, gdy nas zobaczyły i spoglądały na nas
spokojnie. Widać było w ich oczach coś charakterystycznego, niebezpiecznego.
- W końcu dotarliście,
już zaczynaliśmy się nieco nudzić – zaczął Bobru.
- Niech wszyscy,
oprócz pana Robertsona oraz Pani Mayer zajmą miejsca na dowolnych krzesłach na
widowni. Wymienioną dwójkę prosimy o podejście bliżej. Widzę, że każdy chce
mieć to jak najszybciej za sobą, więc pójdziemy wam na rękę – powiedziała
Neri.
Nie
było narzekania. Ludzie powoli zajęli miejsca na widowni zbyt zmęczeni żeby
jakkolwiek się buntować czy zadawać pytania. Wiedzieli, że nie miało to sensu.
Zająłem miejsce w pierwszym rzędzie. Chciałem zobaczyć całość. Rozsiadłem się,
chociaż krzesło było koszmarnie niewygodne. Oparcie zmuszało do tego żebym
siedział całkowicie wyprostowany. Obejrzałem się do tyłu i zobaczyłem, że
większość usiadła w jednej, dużej grupie, tylko Alan stał po boku. Miałem
nadzieję, że nie wisiały przy nim żadne kable. Detektyw i Brzuchomówczyni stali
z przodu. Oczekiwanie widocznie ich dobijało.
- Witam wszystkich
zebranych na wymierzeniu kary Julii Mayer oraz Jacobowi Robertsonowi. Pani
Mayer złamała swój osobisty zakaz podczas ostatniego procesu, a Pan Robertson
chwilę przed znalezieniem ciała. Oboje zostaną za to ukarani, przede wszystkim
po to, żeby pokazać wam co grozi za nietrzymanie się zasad – powiedział
Bobru i spojrzał najpierw na niego, a potem na nią – Obie kary będą wyczerpujące i myślę, że patrzenie na to jak karana jest
pierwsza osoba może podłamać drugą. Ktoś jest chętny na podwójne tortury?
Julia spojrzała na Jacoba. Nie widziałem charakterystycznego
zamyślenia lub uśmiechu na twarzy. Był smutny. Nie mógł nic poradzić.
- Ja pójdę drugi – powiedział.
- Nie potrzebuję
twoich gestów. Mogę iść druga – Mayer była raczej zła niż wdzięczna.
Drżała.
- Pan Robertson będzie
miał bardzo szybką karę, więc powinien pójść pierwszy, skoro tak bardzo zależy
na tym Pani Mayer – Neri wskazała na Detektywa, który odruchowo się spiął.
Lokaj go nie szarpał tylko delikatnie złapał za kołnierz i wysłał w stronę
krzesła. Mój ulubieniec postąpił parę kroków, po czym klapnął ciężko.
Białowłosy podszedł i sprawnymi ruchami zapiął pasy na jego rękach i nogach.
Zacisnął je mocno. Nie musiałem podchodzić, żeby zauważyć, że uniemożliwiało to
wykonanie jakichkolwiek ruchów. Detektyw siedział wyprostowany, a chociaż w
pomieszczeniu było chłodno, to widziałem krople potu na jego czole. Zdawało mi
się, że słyszałem odległą melodię, upiorną i przeraźliwą, która nadawała
jeszcze większy klimat, o ile ktoś go w ogóle odnajdywał w tej strasznej
sytuacji.
Siedzenie
w pierwszym rzędzie, oprócz niewątpliwych cudownych widoków, dawało mi też
szanse na ukrycie twarzy. Przyznawałem bez bicia, że bałem się. Byłbym idiotą,
gdybym powiedział inaczej. Nie oznaczało to jednak, że każdy musiał o tym
wiedzieć, szczególnie, że Duchy i Lokaj mogli myśleć o mnie, co tylko chcieli,
a Mayer i Jacob byli zbyt zajęci otrzymywaniem swojej kary. Motyw kary były
prawie poetycki. Sprawiał, że ta dwójka była niczym grzesznicy, którzy stoją na
sądzie przed swoim bogiem.
- Prosimy o skupienie
wzroku na Panie Robertsonie – rozbrzmiał Bobru. Na oświetlenie pokoju
składały się tylko i wyłącznie świece, ale po chwili, z charakterystycznym
trzaskiem, rozpalił się reflektor. Światło uderzyło w twarz Jacoba tak, że
przymknął na chwilę oczy. Lokaj w tym czasie rozpalił nieduże palenisko
niedaleko siedzenia Jacoba. Włożył do środka nóż. Nie zapowiadało to niczego
dobrego, ale siedzący Detektyw nie miał szans tego zauważyć, a i po dźwięku
niezbyt łatwo dawało się to rozpoznać. Lokaj wyjął z kieszeni garnituru niedużą
saszetkę i wysypał z niej dwa przedmioty. Podniosłem się trochę żeby zobaczyć,
co to było. Pierwszy, srebrny, rozpoznałem od razu. To był skalpel. Nieduży z
niepozornym, ale ostrym jak brzytwa końcem. Drugiego z początku nie mogłem
rozpoznać. Brązowo-metaliczny kolor i nietypowy, zakrzywiony kształt nic mi nie
mówił. Dopiero, gdy położył go równo na stoliku, zdałem sobie sprawę, że to
łyżka o naprawdę dziwnym kształcie. Powoli ułożyło mi się w głowie do czego
służył ten zestaw i zrobiło mi się niedobrze.
Lokaj
skończył układać rzeczy, a nóż, z długą rączką, zrobił się prawie cały czerwony
od temperatury. Duchy już siedziały, ale Neri ponownie przemówiła:
- Żebyście nie
zrozumieli nas źle, kary będą dopasowane tematycznie do osób i ich przewinień,
dlatego zaczynając od Pana Robertsona zaprezentujemy wam karę specjalną dla
kogoś, kto nie potrafił oderwać wzroku od miejsca, na które patrzeć nie mógł.
Neri kiwnęła głową i dała znak Lokajowi, który podwijając
rękawy podszedł do stołu. Jego zwykle pogodna twarz była teraz śmiertelnie
poważna. Sięgnął ręką do kieszeni i wyjął niedużą strzykawkę z zieloną
zawartością. Zdjął osłonkę z igły i wypuścił pęcherzyk powietrza. Podszedł do
Jacoba i stanął po jego lewej stronie. Detektyw obserwował go kątem oka, ale z
tej perspektywy nie mógł go zobaczyć. Lokaj sprawnym ruchem wbił się igłą w
szyję. Chociaż to było niemożliwe, to widziałem jak jego mięśnie się
rozluźniły. Wciąż miał otwarte oczy, więc to było tylko delikatne znieczulenie.
Był przytomny. Lokaj wrócił do stolika i sięgnął po dziwnie wygiętą łyżkę.
- Ja pierdole – szepnął
ktoś z tyłu.
- Nie chcę na to
patrzeć – powiedziała Lily.
Lokaj zgarbił się delikatnie i przybliżył do twarzy Jacoba.
Detektyw nie mógł się nawet ruszyć, jedyną ruszającą się częścią ciała były
jego oczy. Dłoń Białowłosego zbliżyła się do prawego oczodołu. Poczułem jak
żołądek mi się ściska w pięść. Cieszyłem się, że nic nie jadłem, bo całość
mogłaby w tym momencie wrócić. Ułożył łyżkę pod okiem. Wsunął się płynnie w
gałkę oczną i podważył ją. Wyglądało to trochę, jak czekoladka wyjmowana z
kalendarza adwentowego. Oko wisiało na zwitce nerwów, które przypominały gruby
kabel. Ręce Jacoba drżały, zupełnie jakby były rażone prądem. Lokaj odwrócił
się i chwycił skalpel. Nie wahał się i z chirurgiczną precyzją odciął gałkę od
ciała. Z przerwanych żył i nerwów zaczęła powoli tryskać krew. Lokaj
przyspieszył i odkładając zarówno łyżkę jak i narzędzie chirurgiczne, sięgnął
po rozgrzany, okrągły nóż. Przypalana tkanka zasyczała. Usłyszałem, jak ktoś
wymiotuje na tyłach. Walczyłem żeby nie dołączyć do salwy. Ręce Jacoba drgały
coraz mocniej. Nie mógł krzyczeć z bólu. Gdy Lokaj go odpiął do przodu
poleciała Elizabeth z Alanem, którzy pomogli mu wstać, a właściwie go
pociągnęli, bo Jacob nie miał władzy w nogach. Ułożyli go delikatnie na ziemi.
Elizabeth wyciągnęła bandaże, wodę utlenioną, opaskę uciskową oraz coś, co
wyglądało na papkę ziołową.
Obserwowałem
sytuację z grozą. Wszyscy patrzyli jak Elizabeth ratowała Jacoba.
- Daliście mu tak
słabe znieczulenie? To bestialstwo – krzyknęła w stronę Duchów.
- Mogę jakoś pomóc? – zapytał
Aaron, który podbiegł na tyle blisko, że stał tuż obok nich.
- Dam sobie radę. Po
prostu dajcie mi chwilę – warknęła.
- Czy możemy przejść
do drugiej egzekucji? – zapytał Bobru.
- Obiecaliście, że
nikomu nic się nie stanie, a przecież bez pomocy Elizabeth on by zginał! – Alan
powiedział do nich z wyrzutem.
- Jego stan jest
stabilny – powiedziała obojętnym głosem Neri – Jakby było inaczej to my byśmy go przejęli. Lokaj zna się doskonale na
opatrywaniu ran i udzielaniu potrzebnej pomocy. Jest profesjonalistą. Nie
pozwolilibyśmy mu zginąć. Nie po tym, co stało się z Panem Naessem.
Spoglądając na Julię widziałem u niej po raz pierwszy
strach. Wyglądała na przerażoną, ale kto by nie był, po tym co się stało z Jacobem.
Nieustraszony i zawsze rozgadany, teraz leżał niczym drgająca powłoka,
roztrzęsiony, blady i ubrudzony własną krwią. Ludzie byli przerażeni, ale Jacob
był jak nasz lider. Prowadził ich podczas procesów i mówił jak mają przeszukiwać
i szukać wskazówek. To musiał być szok.
- Czy on na pewno
przeżyje? – zapytała Cecily zerkając na leżącego Detektywa – Może powinniśmy zabrać go do pokoju
Elizabeth zanim będziecie kontynuować?
- Nikt nie opuści tego
piętra, póki nie dokończymy wymierzania drugiej kary – powiedział Bobru.
- Julia, jeżeli się
nie pospieszysz to może być nieciekawe – powiedziała pod nosem Elizabeth – Potrzebuję swoich ziół na krzepnięcie krwi
oraz na znieczulenie, bo inaczej on oszaleje z bólu.
Brzuchomówczyni
minęła leżącego Detektywa i podeszła do Lokaja. Pierwsza kara rzeczywiście
pasowała do tego, co się stało. Złamano zakaz patrzenia na miejsce zbrodni,
więc Jacob stracił oko. To było ciężkie do przyswojenia. On nie miał oka. To
było nieodwracalne. Jak mogła być ukarana Brzuchomówczyni za użycie męskiego
głosu? Przecież nie mogli jej uciąć języka. Odpowiedź miała nadejść już po
chwili. Lokaj, nie patrząc na to, co działo się na podłodze parę kroków obok
niego wziął się do roboty.
- Panna Mayer, za to,
że użyła głosu, którego użyć nie mogła i to na skutek próby zabicia kogoś, kto
swojego głosu nie miał, zamilknie na jakiś czas, a jeżeli nie będzie się tego
trzymać – zginie – głos Bobra rozszedł się po pomieszczeniu.
- Nie podoba mi się to
– z tyłu usłyszałem głos Wendy.
- Czemu musimy na to
patrzeć? – zapytała retorycznie Carmen.
Lokaj posadził Julię na drugim z krzeseł. Obok niego również
stał stolik, tylko tam już były rozłożone narzędzia. Szpulki z nićmi oraz igły.
Wiedziałem, jak to się zakończy, nie musiałem nawet patrzeć. Mimo wszystko
patrzyłem. Najbardziej zastanawiający był nieduży pojemnik, który stał pomiędzy
nitkami. Byłem bardzo ciekaw, co się w nim znajdowało. Białowłosy zaczął od
przypięcia jej rąk oraz nóg. W przeciwieństwie do Jacoba dodatkowo usztywnił jej
głowę specjalnym pasem, który przypiął na wysokości czoła. Dołączył dwie szyny
przy szyi, przez co nie mogła się ruszyć. Miała kamienną twarz, starała się nie
pokazywać żadnych emocji. Śpieszył się. Widocznie przejął się leżącym i
konającym Detektywem. Chwycił za igłę i perfekcyjnie zaplątał nitkę przez
oczko. Nić była naprawdę gruba. Przybliżył się do twarzy związanej i
przymierzył się igłą nad prawym kącikiem jej ust. Wbił ją i po chwili przełożył
przez dolną wargę. Czynność powtórzył parokrotnie. Za każdym razem gdy ostrze
przebijało skórę i ciało, Julia drgała. Nie dostała zastrzyku. Każdy ruch
odczuwała w pełni, ale byłem pewien, że jej ból był niczym w porównaniu z
wycięciem gałki ocznej. Czy zaszycie ust to była całość? Dlaczego kary były
nierównomierne?
To nie
był koniec. Odcinając resztę nitki i zaciskając usta sięgnął po tajemnicze
opakowanie. Wyciągnął z niego coś, co przypominało nieco chudy korek od butelki
z ostrzami po jednej stronie. Prawdziwe zdziwienie nastąpiło, kiedy Lokaj
podwinął jej koszulkę. Oho, pomyślałem.
- Chyba sobie
żartujecie – oburzyła się Audrey.
- Nie zrobię niczego
nieprzyzwoitego – odpowiedział spokojnie Lokaj. Odsunął jej brzuch i pępek.
Miała strasznie wyrobione mięśnie, zupełnie jakby uprawiała regularnie sport.
Niesamowite jak brzuchomówstwo mogło zmienić sylwetkę. Chwycił korek i umieścił
w jej pępku, przekręcając go szybkim ruchem. Następnie zasłonił jej brzuch i
odszedł przetrzepując ręce.
- Co to za korek? – zapytała
Elizabeth, która skończyła opatrywać Jacoba i przyglądała się jak może pomóc
Julii.
- Jak długo będzie
miała zaszyte usta? – kolejnym pytaniem zarzucił Mycroft. W tym czasie
Lokaj odpiął Julię, która jeszcze nie wstała. Widocznie oczekiwała na
informacje o dziwnym urządzeniu w jej brzuchu. Na pytania odpowiedział Bobru:
- Pani Mayer będzie
miała zaszyte usta przez tydzień. Dokładnie za tyle czasu jej to zdejmiemy.
Przez ten czas będzie musiała milczeć. Zdajemy sobie jednak sprawę z jej
talentu, który umożliwiałby jej porozumiewanie się nawet przez drobne szpary w
jej ustach, dlatego dodatkowo zamontowaliśmy specjalny korek do jej pępka. Jest
ułożony tak, że w przypadku intensywniejszego używania mięśni podczas
korzystania z talentu lub chociażby śmiania się uruchomi się mechanizm. Jeżeli
tego nadużyje to ostrza rozszarpią jej jamę brzuszną i wyleją się z niej
wnętrzności. Nie radziłbym wykonywać bardziej gwałtownych ruchów.
Julia
spojrzała na nich zaskoczona. Odruchowo chciała złapać się za usta, ale
zrezygnowała. Wstała ostrożnie i gdy Elizabeth do niej podeszła ta tylko
pokiwała głową. Ruszyła w stronę wyjścia. W tym samym czasie Aaron i Alan
zaczęli podnosić Jacoba, ale Lokaj ich zatrzymał.
- To nie koniec – powiedziała
Neri.
- Czego jeszcze od nas
chcecie? – krzyknęła Cecily – Nie
wystarczy wam to wszystko – wskazała ręką na Jacoba i Julię.
Bobru wystąpił krok do przodu i wyrecytował:
- „Jest ich nie dziesięć nie jeden, nazywane
tak samo, ale inaczej.
Każdy inny, ale potępiany jest raczej…”
Zanim zdążyłem się zastanowić, co to mogło oznaczać, Bobru kontynuował:
- Tak jak wam
obiecaliśmy będziecie mieli teraz dwa tygodnie spokoju. Dla niektórych to
będzie moment przemyślenia swojego zachowania, dla innych odpoczynek – ale dla
każdego z was wyzwanie. To, co przed chwilą usłyszeliście to część zagadki, którą
musicie rozwiązać w obiecane dwa tygodnie. Rozwiązanie będziecie mogli podać
dopiero za dwa tygodnie, równo tydzień od zdjęcia szwów Pani Mayer. Jeżeli nie
podacie rozwiązania lub podacie rozwiązanie nieprawidłowe to wszyscy zginiecie.
Oczywiście bieg czasu można zatrzymać i wyłączyć jeżeli w międzyczasie
rozpocznie się kolejne śledztwo. Czas zaczyna biec… teraz!
Okej! Jeden z najbardziej interesujących rozdziałów właśnie wjechał! :D
OdpowiedzUsuńPerspektywa Samfu jest zadowalająca sama w sobie, jak można było się spodziewać, Król Dram jest z najinteligentniejszych ludzi tutaj lub chociaż najbardziej przebiegłym(tytuł do czegoś w końcu przysługuje). Mam nadzieję, że wywoła jesczcze nie jedno zamieszanie.
Bardzo mnie cieszy rozwój postaci Jacoba. Przynajmniej jest pokazana inna jego strona, strona bardziej ciemniejsza. I to jest cudowne! Dzięki temu, Detektyw różni się od tych dangaronpowych, którzy byli przewidywalni.
Co do kar... Można było się ich spodziewać w takiej formie, ale i tak zaczęłem mówić ,, Aua" bo w takim tekście, dokładny opis + wyobraźnia robią swoje :") aż czekać, czy będą jeszcze jakieś pokazane kary.
Motyw zagadki jest intrygujący i jest też czymś świeżym. Jestem ciekaw czy jeśli w tym czasie, ktoś zostanie zamordowany, to czy goście dalej będą musieli się przejmować zagadką.
Rozdział jak zawsze świetny i czekam na więcej! :D
Jacoba i Samfu aż przyjemnie się rozwija w takim zestawieniu i takich scenach. Detektyw na pewno jest zupełnie inny od detektywów, których poznaliśmy chociażby w Ronpie. Morderstwo przerywa bieg "zagadki", co za tym idzie jak ktoś kogoś zabije, to na zagadkę odpowiedzieć mogą, ale nie muszą.
UsuńDzięki za komentarz
W końcu rozdział mojej postaci więc trzeba się wypowiedzieć :D Cóż na początku chciałbym powiedzieć, że odwzorowanie postaci jest takie jak miało być ^^ Relacja Samfu z detektywem jest boska <3 Ciekawe co zawierała wiadomość którą dostał... Właśnie jeżeli chodzi o pokój, myślałem, że będzie bardziej luksusowy jak z jakieś willi w stylu pałacu w końcu ma być dla Króla :P I te jego zeszyty co tam może być? Tego pewnie też się kiedyś dowiemy ;) Teraz co do samych kar... Przyznam czytanie tego było obrzydliwe i musiałem sobie zrobić chwilową przerwę w czytaniu, ale to dobrze, bo buduje to świetny klimat :P Szkoda mi Jacoba, strata oka na pewno się jakoś na nim odbije a ludzie którzy to widzieli pewnie będą to przeżywać w tym chyba najbardziej Lilly, Agatha i Audrey :/ A co do Kary Juli to... Jak ona teraz będzie jeść!? Mam nadzieję, że o tym też jakoś pomyśleliście, bo tydzień bez jedzenia i picia może być ciężki :P Chyba, że ktoś kogoś zabije... Właśnie trzeba napisać na dis już swoje typy ofiar i morderców :x Co do samej zagadki na końcu, mam podejrzenie jaka może być odpowiedź na to pytanie, ale zostawię ją dla siebie ;P Także podsumowując, rozdział mi się bardzo podobał i mam nadzieję, że nie będzie to jedyny rozdział mojej postaci :D
OdpowiedzUsuńBardzo mnie cieszy, że rozwój Króla Dram Ci się podoba. Kary wywarły takie wrażenie, jakie miały. W sumie taka wizja pokoju nie byłaby zła, ale postawiłem na taki delikatny minimalizm, ponieważ Samfu ma trochę inne podejście do sprawy, dla niego liczą się przede wszystkim informacje, stąd też stosy zeszytów z tajemniczą wiedzą, zdobytą podczas pobytu.
UsuńPostać Mayer będzie się żywiła przez najbliższy tydzień przy pomocy kroplówek w pokoju Elizabeth
Dzięki za komentarz
Na perspektywe Króla Dram nie czekałem jakoś nazbyt silnie ale zaskoczyła mnie całkiem pozytywnie. Pierwsze co lekko zdziwiło to ogólnie strasznie duża inteligencja tej persony, aż przesadna na mój gust ale to tylko moje gupie pieprzenie. Koleje zaskoczenie to sama relacja z Jacobem i rozwinięcie stosunku Detektywa do całej sytuacji, to było mroczne ale oczywiście gębą się cieszy gdy w głowie mam ciągle Bromans Alert. Cóż... nie wiem czego ja oczekuje ale zawsze jestem smutny trochę z wyglądu pokoju, przynajmniej ostatnio. Motyw Maksa jest kozacki i czekam aż cuś się posypie, choć nie chce by Pisarz zginął(2 miejsce z postaci w moim rankingu) to jednak to nie może tak gładko iść. It's Punishment Time ❤️. Strasznie szanuje za dobór kar do przewinień, choć były one ODRAŻAJĄCE... to chyba dobre stwierdzenie. O ile jeszcze ta gałka oczna to jak dla mnie, moje lewe oko to i tak na śmieci z tą wadą wyrzucić, to już zaszycie ust też jeszcze do się przetrawić ale ale ale kurwa korek z ostrzami w pępek, serioooo!
OdpowiedzUsuńTen motyw wydaję się być trochę, strasznie, niesamowicie odrealniony, że się strasznie gryzie, w sensie jest on słabo rozpisany i daje nam pole do rozmyśleń nad niedopracowanie mnie takiego motywu, przynajmniej mam takie spostrzeżenia w tym aktualnym momencie. Zostały mi jeszcze omówić zagadkę ale tak naprawdę totalnie tego nie zrozumiałem, pewnie to nawiązanie do czegoś czego nie ogarniam, więc mało mogę się na ten temat wypowiedzieć ale liczę że to będzie świetny motyw. I moja ulubiona scena czyli motyw wyostrzenia ripost Sory, Sorego(w sensie Lokaja) kiedy rozmawiał w recepcji, odrazy w głowie mam takie przebłyski: Olivier czy to ty? Czy to jednak Sora dostał jakiś charakter, w sensie ma swój orginalny charakter ale teraz mu się kurna żart wyostrzył i staje się naprawdę głęboką postacią.
W sumie ciekawy rozdział można by jeszcze wspomnieć co do motywu jego zeszytów ale ja poprostu sądzę, że on sobie takie archiwum o wszystkich zrobił i na podstawie tych osób wypisuje sobie najlepsze sposoby zabicia tych osób lub upozorowania(Myślę nad Nagito i jego proces).
Czekam na więcej że ślinotokiem. To dla Julii🤐
A to dla Jacoba👀
Niech inteligencja Samfu nie zwiedzie, jest to postać, która ma też dużo wad, a pewność siebie jest największą. Pisarz jest ostrożny w swojej nieostrożności, ale jest pewne niebezpieczeństwo tego, że coś mogłoby po drodze pójść nie tak.
UsuńKorek w pępku działa niczym system przyczepek - im więcej ruchu - tym więcej zniszczeń. Dlatego siedzenie, stanie, wypróżnianie - ujdzie, bieganie/skakanie/podnoszenie/śmianie się/ćwiczenia i co tam wykorzystuje więcej partii mięśniowych równa się wewnętrznemu spaghetti. Zagadka nie jest taka trudna, ale jednak możliwość odpowiedzi dopiero pod koniec czasu, bardzo komplikuje sprawę. Lokaj po prostu się dostosowuje.
Dzięki za komentarz
Czy treść w komunikacie lokaja apropo "wszyscy żywi goście" jest swego rodzaju wskazówką co dokładnie dzieje się z ciałami zmarłych? Skoro nie używa poprostu "goście" znaczy to że zmarli nadal są mieszkańcami hotelu. Może by to oczywiście sposób na określenie że nawet po śmierci są częścia tego miejsca, ale może mieć też to inne znaczenie. W hotelu mamy dwa "duchy" jeśli naprawdę nimi są, więc czy po śmierci naszych ukochanych bohaterów oni także stają się duchami.
OdpowiedzUsuńTo może być jakaś wskazówka, albo tylko bardzo dokładny komunikat :) Które to jest - nie powiem.
UsuńDzięki za komentarz
Owacje na stojąco. Kary okazały się lepsze niż się spodziewałem, bo stawiałem bardziej na coś j w stylu tamtego minigierkowego tunelu z Danganronpy V3. Zwłaszcza podobała mi się pierwsza z nich. Czyżby szykowała się ‘Gubernatoryzacja’ detektywa i miał ubrać opaskę na oko? :D To w połączeniu z jego zachowaniem w rozmowie z Samfu może uciekawić nadchodzącą przyszłość i muszę zdecydowanie przyznać, jego postać urosła w moich oczach po tym rozdziale. Od początku byłem dosyć sceptyczny wobec niego i nie pochwalałem niektórych decyzji dotyczących jego osoby w fabule, ale po tym rozdziale zaczynam widzieć spory potencjał, tylko pytanie czy zostanie on w pełni wykorzystany. Ufam, że się nie zawiodę. ;) Natomiast co do drugiej kary, osobiście średnio mi podeszła. Budzi we mnie skojarzenia z klimatami takiej Piły, więc jestem trochę nie do końca przekonany :/. Wbrew pozorom średnio przepadam za tą serią.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że poza dużymi kciukami w górę, średnio jest to co powiedzieć na temat tego rozdziału, więc czas na losowe komentarze.
W instytucie wydarzyła się katastrofa? Pachnie klimatami tego wielkiego okropnego, itd. incydentu z Danganronpy (nie pamiętam pełnej nazwy :/), ale co z tego wyjdzie przypuszczam, że nie będzie miało za wiele wspólnego. Bez wchodzenia w spojlery oczywiście, było to bardziej nawiązanie, czy coś ważnego dla fabuły albo 2 w 1? :D
W tytule rozdziału perspektywa została opisana po prostu jako Samfu. Wiem, że przyjęło się to jako sposób zwracania o tej postaci, jednak z tego co kojarzę to jest to tylko jego nazwisko, a w tytułach zawsze były pełne imiona i nazwiska, nawet jak był to Rewolwerow. Dlatego nie powinien ten rozdział być opisany jako Jacob Andrew Samfu? Iluzjonista może miał swój jako Ethan Incredible, ale w jego przypadku to nie jest jeszcze takie do końca pewne, mówiąc szczerze, więc pseudonim artystyczny wydaje się być bezpieczną opcją. W przypadku Samfu (z perspektywy czytelnika) nie sądzę, żeby była taka potrzeba. Mogę się mylić, jednak i tak zwracam na to uwagę :P
I odkryłem taką technologię jak spis treści :O. Znowu ewoluowałem technologicznie, ale mniejsza z moimi sukcesami życiowymi. Pomijając fakt, że brakuje w nim jeszcze 2 ostatnich rozdziałów (prawdopodobnie dlatego, że są na stronie głównej), zauważyłem, że rozdziały opisane są w nim tylko numerkiem i tytułem. Jeśli się da, może warto też dodać tam do kogo należą? Choć z drugiej strony, to może sugerować kto kiedy zginie… W takim razie, może jakaś podziałka na epizody? Mówiąc szczerze, ten spis treści jest mało czytelny, a liczba rozdziałów będzie tylko rosnąć, więc radziłbym coś pomyśleć w tej sprawie. Nie wiem jakie opcje blog oferuje, więc nie będę się zbytnio mądrzył.
To wszystko i do następnego! :D
Jacob jest u szczytu swojej świetności, jeżeli chodzi o pokazanie jego prawdziwego charakteru. To nie jest kolejny "tajemniczy dobry" detektyw, lub "niezdarny, ale zdeterminowany". Postawiłem na zupełnie inną kreację, która pokaże wszystkim, jak bardzo pobyt w hotelu może okazać się znacznie ciekawszy. Ja w sumie w Pile bardzo lubiłem postać antagonisty, chociaż seria była przeciągana i z dobrze napisanej postaci zrobiła się nieźle napisana postać, wydojona do ostatniej linijki fabuły. No, ale :D
Usuń"Największe, najstraszniejsze i najbardziej tragiczne wydarzenie w historii ludzkości" xD Tutaj będzie to trochę inny klimat, przygotowany do tego, żeby pociągnąć też fabuły kolejnych części (o ile powstaną). Więc to takie 2 w 1
Racja, muszę przyznać, że tak bardzo weszło mi, że "Samfu" to "Samfu", że momentami zapominam jak naprawdę się nazywa (chociaż zabawne jest, że teraz Hotelem trzęsą dwa Jacoby xD), ale masz rację, poprawię to i spis streści też jakoś podrasuje. Nie chciałem dawać imienia i nazwiska, bo zauważyłem (ale niestety nie mam na to za bardzo obejścia), że jak ktoś wchodzi na bloga i chce poczytać od zera to po wejściu widzi np. "Rozdział 25: Grzesznicy (Samfu)" i już wie, że Król Dram żyje do tego momentu. Także spis to dobra opcja, ale rzeczywiście jest taką bez składną ścianą tekstu, którą zaraz jakoś ułożę.
Dzięki za komentarz
Woo-hoo! Wreszcie nie zapomniałem napisać komentarza. Yay~
OdpowiedzUsuńWell, odnośnie całego rozdziału to nie będę oryginalny i powiem, że był obrzydliwy i brutalny - szczególnie, gdy mowa o karze Jacoba, bo wyrywanie paznokci i oczu to mój słaby punkt [*].
Niby podczas tego rozdziału nie działo się bardzo dużo, ale i tak czuć powagę. Niby goście mają mieć teraz luźniej, ale wszyscy - nawet Samfu - będą w stosunkowo dla siebie raczej ciężkim stanie, a najbardziej Lily. Niby kary były głównym daniem tego rozdziału, a dostaliśmy sporo rozwinięcia postaci, głównie Jacoba.
I właśnie od niego zacznę (zajmę się tylko żywymi postaciami na ten moment).
Jacob - Postać w moim rankingowym top 4. Z początku nie lubiłem go i uznałem za zbyt OP. I szczerze mówiąc to delikatnie wciąż mam takie samo wrażenie, chociaż nie o to samo dokładnie chodzi, mianowicie zauważyłem, że głównie Samfu i Jacob tak naprawdę lśnią jakimiś naprawdę interesującymi pomysłami czy motywami, których są autorami, i to mnie delikatnie smuci, bo nie czuję, żeby inne postacie dały Pecca tylko pędu i ciekawych motywów, co właśnie ta dwójka, chociaż prawie wszyscy goście mają spory potencjał na to. Ale wracając, Jacob w tym rozdziale rozwinął swoją, uh, obsesje (chyba tak mogę to nazwać?), co pokazuje, że nigdy nie był normalny i traktował Grę w kompletnie inny sposób, co inni (Samfu w sumie ma w miarę podobne spojrzenie do Jacoba, ale wciąż jego jest unikalny). To, co lubię w tym motywie to to, że dało się go mocno miejscami wyczuć, chociaż podczas procesu Raphael'a myślę, że można było delikatnie lepiej nakreślić jego sposób myślenia o samej Grze bez wyjawiania całej prawdy, bo jak o tamtym rozdziale wspominam to mam wrażenie, że bardzo nie pasował do aktualnego obrazu Jacoba - ale być może wspomnienia mi się pierniczą i się mylę. Ogólnie postać oceniam na chyba największy plus, bo jest ona dla mnie największym zaskoczeniem. Uwielbiam to, iż jego postać stanowi swego rodzaju kontrast do postaci detektywa, której byśmy się spodziewali, bo przecież detektyw to zawsze ten prawy, nieważne jak zostanie przedstawiony. Jak już wspominałem on i Samfu są głównym motorem napędowym całego Peccatorum, nawet jeśli przeczuwam jego śmierć w tym rozdziale - w końcu nic nie trwa wiecznie, racja?
Samfu - I o nim była mowa również. Również uwielbiam jego postać i również zajmuje wysokie miejsce w moim osobistym rankingu. No, co mogę powiedzieć o nim? Robi zamieszanie, czyli wprowadza to, czego potrzeba w każdym epizodzie. Lubię to, że nie jest czystym psycholem, bo inaczej to by zabierało część frajdy płynącej z jego postaci. Samfu często jest porównywany do Kokichi, i nie oszukujmy się - są bardzo podobni do siebie, nawet jeśli różnią się kilkoma rzeczami, chociaż i tak cieszy mnie to bardzo, że mimo wszystko ta dwójka działa kompletnie inaczej, a sam Samfu jest po prostu bardziej ludzki i bliższy dla czytelnika.
Lokaj - mimo tego, że nie jest to zbyt bardzo widoczne to czuć sporą różnice w postaci - startował jako postać bez widocznych emocji, a teraz nawet goście widzą w nim po części człowieka. Choćby takie małe momenty, gdy na przykład pośpiesza się z wykonaniem kary na Julii, aby nic nie stało się większego Jacobowi, są naprawdę milutkie do czytania, bo czuć to, że postać nie jest już taka "obca". I yep, też jest wysoko w moim rankingu, mimo tego, że można go opisać tak naprawdę trzema zdaniami i wyczerpie się jego postać, co jest po części paradoksem, bo jego postać jest całkiem skomplikowana.
Maks - w sumie to jedna z niewielu postaci, która zbytnio nie lata w moim rankingu i zajmuje prawie zawsze to samo miejsce, bo jest po prostu postacią raczej statyczną - bez character developmentu czy rozwinięcia postaci, bo nie do końca jest, co rozwijać. Mimo tego, że nie jest to najbardziej skomplikowana moim zdaniem postać to i tak darzę go sporą sympatią i ciekawi mnie rozwój jego motywu z Samfu.
UsuńElizabeth - W sumie to... jej postać wydaje mi się dokładnie taka sama, jak ją opisywałem dawniej - po prostu jest jej mniej, co o dziwo bardziej mi się to podoba, bo czuję jej delikatny przesyt, mimo tego, że nie było jej jakoś dużo - z pewnością mniej niż Jacoba czy Samfu.
Aaron - człeka też bardzo lubię, chociaż mam wrażenie, że ostatnio mocno odpadł z wydarzeń swoim przesiadywaniem w komputerach. Skubaniec jest impulsywny, miejscami nawet zachowuje się, jakby miał paranoję - mimo tego trudno go nie polubić. Czekam na rozwinięcie jego wątku oraz Mycrofta.
Carmen - Często shipowana z człekiem powyżej, chociaż mimo tego, że pasują do siebie (o dziwo) to coś tego nie czuję, może to wina mojego stosunku do samej postaci Florystki. Cóż mogę rzec? Najtrudniej piszę się o postaciach, do których nie ma się jakiegoś przywiązania - a właśnie taką postacią jest dla mnie Carmen. Przepadam za nią, nawet. Ale nie czuję jakiegoś ciepła, gdy ją widzę. Przyzwyczaiłem się do jej specyficznego nazywania ludzi, nawet. Ale i tak czegoś mi brakuje w tej postaci, jest jakby bez motywu, który ciągnie tą postać. Mam wrażenie, jakby była trochę jak szmaciana lalka, która jest ciągnięta za resztą postaci, mimo tego sama wydaje się z tyłu. Po prostu brakuje mi jakiegoś indywidualnego wątku dla niej, który uczyni z niej interesującą postać.
Julia - Szczerze mówiąc to brakuje mi czegoś w jej zachowaniu, co pokaże, że nie jest taka zła jak jest malowana. Całkiem interesująca postać, mimo tego jest strasznie demonizowana i przez część gości, i przez chyba siebie samą - przynajmniej tak to czuję. Szkoda, bo przecież w prologu widzieliśmy, że potrafi być naprawdę milutka, a w hotelu jakoś wydaje się pokazywana od tej złej strony. Mimo tego Brzuchomówczynię kocham, chociaż mam wrażenie, że po prostu jest gnojona na tyle, że nie może się pokazać, jako bardzo dobra postać.
Cecily - Hmm, w sumie to jakoś zacząłem naprawdę czuć sympatię względem tej postaci, ale i również ciekawość. Po prostu poczekam na rozwój tej postaci, bo wydaje mi się, że po prostu już się do niej przyzwyczaiłem na tyle, że lubię, gdy się pojawia.
UsuńAlan - jest go jakby mniej, nawet bardzo, i to mnie w sumie smuci, bo lubię tego pechowego Nagito :'^(. Niech skubany tylko nie umrze mi w tym epizodzie, bo uduszę XD.
Ethan - coś się dzieje z jego postacią, nawet coś większego, co z pewnością doceniam, bo każdy rozwój postaci jest dobrym pomysłem - no chyba, że pójdzie w złą stronę. Ale hej, Ethan mi już coraz bardziej pasuje i nie czuję cringe'u, gdy powie coś idiotycznego, a miejscami zmienia się to nawet w uśmiech na twarzy.
Lily - coś tam o niej wspominałem, ale za mało. Szczerze mówiąc to nie lubię jej postaci za bardzo, ale lubię motywy, w których bierze udział i zwracam uwagę na jej stopniową przemianę, która nie wydaje się mimo wszystko nadchodzić wielkimi krokami - o dziwo.
Audrey - Może to wina trochę tego, że trochę oderwałem się od Pecca, ale mam wrażenie, że czasy świetności postaci Kucharki już minęły i ciężko coś nowego z niej wykrzesać. Bardzo milutka postać, również zajmuje wysokie miejsce w moim rankingu, ale jak już mówiłem - nie wiem czy ta postać będzie miała jeszcze w sobie trochę tej iskry, którą posiadała przedtem.
Sandra - Nikogo to pewnie nie zaskoczy, ale preferuję ją znacznie bardziej od Wendy - głównie z racji na to, iż nie wydaje się ani trochę bezpłciowa, a wręcz przeciwnie. I właśnie o to chodzi, Sandra po prostu ma widoczny charakter, co nie pozwala o niej właściwie zapomnieć. Dodatkowo jej relacja z Lily wydaje się o wiele bardziej złożona i ciekawa niż ta między Mycroftem i Wendy.
Wendy - Trochę o niej mówiłem, ale dokończę myśl. Ona, jak i jej boi, po prostu robią idiotyczne rzeczy i nie widać u nich większej poprawy.
Mycroft - I znowu dokończę, obydwie postacie mają potencjał, chociaż mam wrażenie, że ich skrzydła zostały po prostu im wyrwane gdzieś w momencie akcji z deptakiem. No szkoda, ale może jakoś wyewoluują te postacie, byłoby miło.
Agatha - szczerze mówiąc to gdyby nie Alice zajmowałaby najniższe miejsce w moim rankingu, bo szczerze mówiąc, gdyby nie jej motyw z Sorą to byłaby po prostu mało interesująca i mało robiąca, a tego chyba nikt nie lubi w postaciach.
UsuńAlice - mam wciąż identyczne zdanie, co przedtem. Nie lubię jej charakteru i wszystkiego, co jest "Alice", ale lubię jej postać, bo jest po prostu mimo wszystko ciekawa.
Yama - no niby nie powinienem nic o nim pisać, ale coś naskrobię, żeby potwierdzić, że zwracam na niego uwagę. Brakuje mi jego stosunkowo częstych występów, ale doceniam szczegóły, na które Bobru zwraca uwagę i wypisuje. Cieszy mnie to, że zostało mimo wszystko sporo z jego postaci do zużycia, bo mało, co w sumie zostało pokazane, a hint'y odnośnie wszystkiego w Pecca pojawiają się sporadycznie i głównie tyczą się samego charakteru i zdania na jakiś temat u Yamy, a nie tego, co robi. Mimo tego przez to, że Yama może być jeszcze całkiem użyteczny dla fabuły Pecca, to mam boję się trochu, że padnie przed tym jego momentem świetności, niczym Dismas [*]
Ogólnie rozdział był jednym z moich ulubionych, więc czekam na kolejne!
Psst, perspektywa Samfu była chyba najlepiej, bądź prawie najlepiej przedstawiona tbh.
Powodzenia w pisaniu kolejnych rozdziałów! :heart:
(Tia, wiem, że trochę się rozpisałem XD)
Pierwszy proces był tutorialem, więc trochę "ocenzurowałem" myśli Jacoba, żeby brzmiały nawet "nie jak on", a żeby wprowadziły jak procesy będą wyglądały. Rozumiem w pełni problem z tym, ale myślę, że jak będzie wychodziło Pecca II to już nie będę się w to bawił. Powiedzmy, że to był taki "11037"tej serii. Co do rozwoju postaci, nie chce za dużo spoilerować, ale zarówno jeden Jacob, jak i drugi Jacob (Samfu) są rzeczywiście graczami, którzy robią najwięcej i pchają fabułę w różne strony. Trzeba się liczyć z tym, że Samfu lub Jacob w końcu odpadną, no i pomyśleć, że stoczyliby między sobą ostateczne starcie - to na pewno zmieniłoby całą grupę, która mogłaby inaczej spojrzeć na wszystko. Przełom epizodów III - IV - V bardzo dużo zmieni w postaciach i ich sposobie myślenia. Wybacz, że piszę takimi hasłami, ale nie chce zdradzić nic fabularnie, a już koniec tego epizodu bardzo dużo zmieni w głowach postaci, także w przeciągu miesiąca (aż wrzucę poszczególne rozdziały) sami to zauważycie :)
UsuńSamfu to kompletny ewenement. Postać, na którą miałem zero pomysłu i od momentu, gdy wpadłem na pomysł "a może spróbuje wwalić Jacoba na minę, podczas procesu Oliviera" stał się moim głównym narzędziem. Lokaj to trochę taka Monomi (podejście do gości). On chce dobrze. Maksa bardzo lubię i to jedna z takich postaci, która rzeczywiście jakby stała w miejscu, ale przyjemnie wpasowuje się w wydarzenia.
Elizabeth potrzebuje trochę przerwy, zresztą póki co ma na głowie wątek laboratorium i sporadyczne wizyty gości, którzy non stop wpadają w jakieś kłopoty. Aaron, wbrew pozorom jest dla mnie jednym z głównych bohaterów. Wątek jego i Mycrofta, jako zapewne jedynych, którzy się znali przed przyjściem do Hotelu, odegra sporą rolę. Póki, co niech się powoli rozwijają.
Carmen jest odrobinę taką pacynką, która przyczepia się do poszczególnych ludzi, ale myślę, że odegra jeszcze rolę. Jest to na pewno postać dziwna i trochę ziemniak, ale myślę, że może jeszcze do siebie przekonać.
Julia ma jeszcze dużo do udowodnienia, więc myślę, że przyjdzie czas na odkupienie win, albo ponowną próbę zabicia kogoś ;) Wcale nie jest taka zła, po prostu teraz jest niedoszłą morderczynią. Wcześniej ludzie podchodzili do niej neutralnie i Ci bardziej tolerancyjni dalej to robią, traktując ją jako normalną osobę. Zresztą wystarczy przypomnieć sobie chociaż moment wieczornego spotkania jej i Alana, a screentime jeszcze przed nią ^^
Cecily jest z kolei jedną z moich ulubionych postaci żeńskich, więc cieszę się, że komuś jeszcze się podoba.
Alan ma takiego pecha, że jeszcze wszystkich przeżyje ;) No chyba, że jego pech się skończy :X
HA! To jest właśnie nawrócenie osoby na akceptacje ziemniaka. To samo przeżywaliśmy przy Hagakure - na początku jego wróżby wkurwiały, potem obdarzały falą żenady, aż w końcu, gdy się pojawiał, przywoływał uśmiech na twarzy.
Jakby policzyć "poczytalność" postaci liczbami, to jej startowa wartość wynosiła jakieś -10, gdzie -30 dostała za odkrycie ciała i homofobie jej przyjaciółki, potem -15 za śmierć Oliviera, to teraz + 50 za to, że Sandra jest dla niej najważniejszą osobą, która potrafi ją mimo wszystko ogarnąć. Nie martwcie się, Lily snapnie szybciej niż można się tego spodziewać :D
Audrey na pewno sporo potencjału jeszcze ma, myślę, że spodoba się Wam to, co dla niej przyszykowałem.
Sandra na pewno jest na ten moment bardziej kolorowa niż Wendy. Wendy i Mycroft po prostu potrzebują tego dobrego momentu, zresztą to jest w sumie taki typowy podział, są ludzie, którzy wolą spokojny i oparty na trosce z dozą szaleństwa związek Lily i Sandry, a są tacy, którzy wolą wenezuelską telenowele z niestabilną Wendy i momentami upierdliwym Mycroftem. Obie pary coś jeszcze pokażą
Agatha pewnie by dostała inny motyw, gdyby nie relacja z Sorą, ale rozumiem podejście. Alice jest zdecydowanie ciekawa, chociaż z charakteru też jej nie cierpię.
Na Yamę mam jakiś plan i myślę, że moment świetności będzie jeszcze przed nim. Powinno do niego pasować
Cieszę się, że rozdział się podobał.
Dzięki za komentarz/e
Omg, kary, tak jak przewidział Samfu, zdecydowanie nie były family friendly ♥ O rety, zdecydowanie nie ♥
OdpowiedzUsuńSamfu coraz bardziej zaburza mój ranking i z mniej lubianych postaci bardzo szybko wspiął się na drugie miejsce. Jego postać coraz bardziej mi się podoba i jestem okrutnie ciekawa, w jaki sposób rozwinie się w następnych rozdziałach i jak bardzo wpłynie na przebieg całej gry ♥
Przechodząc do kar.. O.M.G. Spodziewałam się czegoś brutalnego i jestem w pełni usatysfakcjonowana ♥ Nawiązanie kar do złamanych zasad jest boskie ♥ I chyba nie mam nic więcej do dodania, poza tym, że mam kolejne pomysły na fanarty Pecca ♥
Motyw z zagadką na końcu nie powinien być trudny dla takich osób jak Samfu, Jacob czy Elizabeth, ale możliwość zabicia wszystkich przez błędną odpowiedź pewnie wzbudzi w większości Gości niepewność ♥
Rety, jaram się strasznie, rozdział był świetny i bardzo inspirujący ♥