Epizod III - Rozdział 22: Sztuka i sztuka (Sandra Evans)


Rozdział 22: Sztuka i sztuka (Sandra Evans)

Witamy w 22 rozdziale Peccatorum. Zaczęliśmy kolejny epizod, co oznacza, że bohaterowie muszą znowu stanąć przed zadaniem przeszukiwania nowo otwartych pięter. Jak zwykle zapraszamy Was do dyskusji w komentarzach, odpisujemy na wszystko, a także prosimy o rozsyłanie bloga znajomym, niech Peccatorum dotrze jak najdalej!

-------------------------------------------------------------------------

                Nie przejęłam się zbytnio informacją o karze, raczej spojrzałam na to z dystansem i zaciekawieniem. Ani Julia, ani Jacob nie byli osobami, na których mi zależało. W całym hotelu jedyną taką osobą była Lily. Pozostali mogli tak naprawdę zginąć, mało mnie interesowali, a wręcz odkąd rzuciłam się na Wendy traktowali gorzej lub udawali, że mnie nie ma w pomieszczeniu. W sumie mi to nawet nie przeszkadzało, ale w głębi irytowało. Nie lubiłam być w centrum uwagi, ale jak już mieli zaszczyt poznać mnie w pełnej okazałości, to mogli, chociaż jasno się określić, a nie udawać, że nie istnieje. Lily była całkowitym wrakiem. Obie sprawy zabiły ją w środku. Stała się bardziej zdystansowana i nie było w niej nawet grama tej wesołej niebiesko włosej dziewczyny, którą bajerowałam w pokoju i na przyjęciu u Alice. Zdawała się często odpływać myślami gdzieś daleko, a dodatkowo jej spokojne uspokojenie zniknęło. Potrafiła wybuchnąć.
                Teraz zobaczyłam znowu ten sam grymas na jej twarzy. Tak bardzo chciałam się nią zaopiekować i pokazać jej swoją troskę.
- Na czym będzie polegała ta kara? – zapytał rzeczowo Jacob.
- Szczegóły poznacie przed samą karą, żeby uniknąć niepotrzebnych scen.
- A co jeżeli ktoś nie stawi się do wykonania kary? – zapytała Audrey.
- Wtedy może zostać nawet zabity. Za złamanie zakazów jest kara, to jasne – wytłumaczył Samfu.
- Ale nie ma tego w zasadach – zauważył Aaron.
- Jakby było to otrzymywałoby się dwie kary, jedną domyślną, a drugą z tego konkretnego punktu. Kogoś tu kręci sado-maso – zaśmiał się Król Dram. Był naprawdę pochrzanionym typkiem, ale całkiem go lubiłam. Był moim ulubionym chłopakiem w całym hotelu, jak jedyny wiedział jaką sztuką jest zabawa. Mycroft też byłby niezły, gdyby nie fatalny gust, co do kobiet. Mało kto, oprócz samej Lily, wiedział jak bardzo takie osoby jak Wendy uprzykrzały mi życie.
                Trzeba by było cofnąć się o całe dziesięć lat, kiedy to byłam małą dziewczynką szukającą siebie w życiu. Zawsze ten sam powtarzający się schemat – moja przyjaciółka, stylowo i charakterem zawsze taka sama. Ładna, szczupła i pewna siebie blondynka, która nigdy nie była w stanie zaakceptować prawdziwej mnie. Być może to dlatego teraz miałam tak luźne podejście do związków i miłości, ale kto się mógł dziwić? Nie potrzebowałam psychologa, żeby zrozumieć, że mój problem miał swoje podstawy właśnie w tamtych momentach. Gdybym nie była wtedy szkalowana ze względu na to, kim jestem to być może byłabym zupełnie inną osobą. Wszystkie dziewczyny niszczyły mnie w ten sam sposób – najpierw się ze mną zaprzyjaźniały, następnie dawały mi dużo swobody, a potem robiły ze mnie pośmiewisko. Czy to była moja wina, że mój umysł pracował w ten sposób. Oczywiście, że nie. Zaśmiałam się pod nosem, nie mogąc uwierzyć w to, jak podli mogą być ludzie. Nie byłam jednak dobrą samarytanką, nie potrafiłam wybaczać, nie wierzyłam w to, że trzeba być dobrym, żeby wiodło się dobrze. Postępowałam od jakiegoś czasu jak osoba niemoralna, byłam postrzegana, jako szmata i pasożyt społeczny, a nie narzekałam na swoje życie. Przynajmniej ostatnimi czasy.
- Potwierdzam słowa Pana Samfu. Musicie przestrzegać zasad i przybyć w ustalonej godzinie na wyznaczone miejsce inaczej zostaniecie od razu zabici – wytłumaczył Lokaj ze standardowym uśmiechem na twarzy.
- Czy kara może nas zabić? – zapytała Julia.
- Nie. Będzie tak wymyślona, że na pewno nie zginiecie.
- Cóż nie mamy wyboru – westchnął Detektyw.
- Jeżeli to wszystko to będę dla państwa dostępny w recepcji albo na poszczególnych piętrach. W razie pytań wiecie gdzie mnie szukać – powiedział Lokaj i ruszył w stronę wyjścia, zostawiając nas samych sobie.
                Na moment zrobiło się naprawdę cicho. Podeszłam do Lily i złapałam ją za rękę. Nie opierała się, ale nie była też zachwycona. Zagryzłam zęby.
- Zanim pójdziecie – ciszę przerwał Maks – Chciałbym wam powiedzieć, co zebrałem przez te dwa tygodnie. Najciekawsze informacje znalazłem dosłownie wczoraj, więc myślę, że mogą one sporo zmienić. Zacznijmy od początku tego podsumowania – wyłączyłam się gdy tylko zaczął wymieniać informacje, które znaliśmy, po raz setny.
- Mała, wszystko gra? – znałam odpowiedź, ale zadawałam to pytanie, co jakiś czas, bardziej uspokajając siebie niż ją. Spojrzała na mnie.
- Trochę boli mnie głowa – odpowiedziała – Ale chcę brać udział w przeszukiwaniach.
- Rozweselę cię jakoś… Może masz jakiś pomysł?
- Nie jestem smutna, po prostu trochę mnie to wszystko przytłacza Sandra…
- Może zrobisz mi jakąś fryzurkę, albo weźmiemy jedzonko i pójdziemy do ciebie? Szkoda, że nie ma tu jakiegoś telewizora albo miejsca, gdzie można pooglądać filmy. Lubiłaś oglądać filmy?
- Każdy lubi filmy – odpowiedziała – Po prostu potrzebuję odskoczni. Zdam się na ciebie.
                W głowie zaczął układać mi się plan.
- Jestem mistrzynią pocieszania, jesteś w dobrych rękach – uśmiechnęłam się, pokazując delikatnie zęby.
- Ostateczne Peccatorum? – z dialogu z Lily wybił mnie głos Yamy – To brzmi ciekawie.
Też czułam się zaciekawiona. Do całego tematu miałam sceptyczne podejście. Wszyscy powtarzali w kółko to samo, a takie informacje niczego nie zmieniały. Wątpiłam żeby jakakolwiek informacja przybliżyła nas do wyjścia stąd, jedyną prawdziwą szansą było zabicie kogoś. Nie chciałam się za to jeszcze brać, nie uważałam, żeby to był dobry moment. Wolałam poczekać, znaleźć ofiarę, którą podejdę bez problemu i zadać jej ostateczny cios w odpowiednim momencie.
- To nazwa związana z grzechami głównymi, zapewne tymi z wiary chrześcijańskiej – wytłumaczył Maks.
- Siedem literek? Na pewno nie pasowały do tego żadne wersję językowe? – zapytała Wendy.
- Żadne. Znam wiele języków i po prostu ani jeden nie pasował. Oczywiście możliwe, że to jakiś inny, nieznany mi język, ale po prostu myślę, że to oznacza coś innego. Literki „B”, „N” oraz „S” kojarzą mi się z naszymi porywaczami – Maks odpowiedział ze spokojem.
- Bobru, Neri i…? – zapytała zdezorientowana Audrey.
- Sora. To nazwisko profesora – przypomniał Alan.
- Może któreś z nich to Lokaj? Nie wiemy jak ma na imię – zaproponowała Cecily.
- Lokaj ma na imię Sora – powiedziała nagle Agatha. Spojrzałam na nią. Skąd ona to wiedziała?
- Skąd wiesz? – zapytali w tym samym momencie Elizabeth oraz Jacob.
- Usłyszałam jak melduje się duchom – powiedziała po chwili patrząc w podłogę jakby się wstydziła.
- Od dawna wiesz o tak kluczowej informacji? – zapytał ostro Samfu.
- Odwal się od niej – włączył się Aaron – Ważne, że nam to powiedziała.
- To bardzo ważna informacja – Maks kiwnął głową i spojrzał na swoje notatki – To tym bardziej pasuje do mojego schematu. Nie mam jednak pojęcia, kim może być pozostała czwórka i czy rzeczywiście ma to jakiś związek z grzechami głównymi.
- Nazwa tego hotelu nie może być przypadkowa, szczególnie, że powstał niedawno, wcześniej był placówką badawczą – przypomniała Elizabeth.
- Masz rację – stwierdziła Carmen – Ale ten środkowy znak to nie jest literka „X”. Bardziej przypomina krzyż.
                Stała tuż za Maksem, który zerknął raz jeszcze na swój rysunek i uniósł brwi ze zdziwienia.
- To by mogło oznaczać zupełnie inne znaczenie tego schematu. Może osoby przy krzyżach po prostu nie żyją? Bobru i Neri są duchami – przypomniał Mycroft.
- Lokaj też wydaje się być martwy w środku – dodał po chwili Samfu.
- Po prostu musimy zwracać na to uwagę. Nazwa Peccatorum może nie być tak przypadkowa jak wydawało się na początku – Jacob sprawnie uspokoił narastającą atmosferę - Możemy teraz zobaczyć jakie pomieszczenia zostały otwarte?
Maks schował swoje notatki i sprawnie wyciągnął z wcześniej otrzymanej teczki cztery karty. Odchrząknął i odczytał:
- Biuro, Basen, Pracownia Artystyczna i Laboratorium.
- W końcu - westchnęła z ulgą Elizabeth.
- Bez nie dotrwał do zobaczenia piętra pasującego do jego talentu - zauważyła ze smutkiem Carmen.
- Gdyby tylko nie był zdrajcą... Może by się mu udało... - odgryzł się Samfu.
- Nie masz serca - głos Agathy zabrzmiał grobowo.
- Czy możemy się rozdzielić już na grupy i sprawdzić nowe lokacje? - poprosił Yama.
- Ja od razu pójdę do laboratorium - stwierdziła Elizabeth.
- Ja chce zbadać biuro. Brzmi jak doskonałe miejsce do szukania informacji - Maks wyglądał nawet na zadowolonego.
- Nie będę uczestniczył w tych przeszukiwaniach - powiedział powoli Aaron - Jestem na dobrym tropie i możliwe, że zanim spotkacie się w jadalni to będę w stanie przekazać wam sporo danych, które znalazłem.
-Znalazłeś coś w komputerach? - zaciekawił się Mycroft.
- Ta - odpowiedział sucho. Zachowywali się momentami jak mali chłopcy. W głębi nie lubiłam ani jednego, ani drugiego. Pierwszego przez zachowanie, a drugiego przez bliższą znajomość z Wendy.
- W jadalni spotkamy się standardowo, około siedemnastej - Jacob uciął niepotrzebną rozmowę.
- Doskonale - odpowiedział Aaron i wyszedł z czytelni.
- Czasami go nie rozumiem - westchnęła Audrey.
- Mimo paskudnego charakteru daje z siebie wszystko - powiedział przez zęby Mycroft. Widać, że ciężko było mu to przyznać. Mogło to być związane z jego zakazem, który sprawiał, że nie mógł używać swojego talentu.
- Jeżeli chodzi o podział, to z chęcią będę w grupie, która pójdzie na basen - Alice wyglądała na podekscytowaną samą myślą, co przyprawiło mnie o odruch wymiotny. Była prawie taka jak Wendy tylko bez charakteru.
- Myślę, że oprócz basenu twoja grupa może sprawdzić laboratorium i ja do niej dołączę - Jacob wybrał najciekawsze pomieszczenie, co mnie nawet nie zdziwiło. Krótko po tym do jego grupy dołączyła Cecily, Alan, Samfu, Carmen, Agatha oraz Alice.
- W takim razie pozostali sprawdzą biuro i pracownię malarską - stwierdził Mycroft.
- Nie mogę się doczekać zobaczenia pracowni - zaświergotała Wendy. Gdyby nie Lily to na pewno bym nie wytrzymała w takiej grupie, ale zagryzłam zęby. W końcu oprócz mojej ulubionej pary, trafił się też Ethan, Yama, Audrey i moja gwiazdka. Od momentu, kiedy postanowiłam się z nią trzymać, strasznie ją polubiłam. Może i w grupie była wstydliwa i ciężko było z niej wykrzesać coś więcej, ale gdy zostawałyśmy same, zamieniała się w najfajniejszą dziewczynę jaką poznałam. Zabawna, akceptująca mnie i w głębi pełna radości. To miejsce ją psuło i chciałam, żeby stąd wyszła.
- Czyli około siedemnastej widzimy się w jadalni na obiedzie i podsumowaniu przeszukiwań? - upewnił się Mycroft.
- Dokładnie. Pamiętajcie na co zwracać uwagę - przypomniał Jacob. Zostawiliśmy jego grupę i ruszyliśmy za Hakerem w stronę wyjścia.
                Zeszliśmy całą grupą po schodach i podeszliśmy do windy. Haker zawołał dźwig i po chwili przesunął dwie karty przez ukryty czytnik. Ethan i Yama oparli się wygodnie, jakby podróż windą miała zająć parę minut, a nie chwilę. Mycroft wcisnął przycisk podpisany "Biuro" i pojechaliśmy. Poczuliśmy charakterystyczne pociągnięcie. Wysiedliśmy w siódemkę na klatkę schodową, prawie taką samą jak na każdym innym piętrze. Schody były po lewej stronie, co oznaczało, że byliśmy w lewym skrzydle.
- Ten cholerny hotel wydaje się nie mieć końca - powiedziała Audrey.
- Ciągle się zastanawiam czy nasza ilość odpowiada ilości pomieszczeń - zamyślił się na głos Mycroft.
- To nie miałoby sensu. Porywacze są strasznie zarozumiali, nie wierzę, że nie pokazaliby paru ostatnim ocalałym całego hotelu - zawyrokował Pokerzysta.
- Możesz powiedzieć, dlaczego tak bardzo boisz się tego słowa? - zapytała Wendy.
- Jakiego słowa?
- Duchy.
- Bo w to nie wierzę... - spojrzał na Wendy trochę zirytowany, a trochę zażenowany.
- Na sali procesowej wyglądałeś na wystraszonego. Wtedy, na procesie Raphaela - zaśmiał się Mycroft.
- Nie zrozumiecie - uciął i przekręcił oczami, odwracając się od Hakera i wsadzając ręce w kieszenie.
- Yama ma racje - włączył się Ethan - To nie są do końca duchy. To magiczne kreatury!
Zaśmiałam się, a twarz Ethana rozpromieniła się w szerokim uśmiechu. Był śmieszny.
                Jedna rzecz wyróżniała to piętro, w porównaniu z innymi piętrami, które przeszukiwaliśmy. Zamiast jednej, znajdowały się tutaj dwie pary blaszanych drzwi.
- Może otworzymy je w tym samym momencie? Zobaczymy, co tam jest - zaproponowała Wendy.
- Świetny pomysł - Mycroft podszedł do tych po lewej, a blondyna stanęła przy tych po prawej. Odliczali i otworzyli drzwi jednocześnie.
- Korytarz - powiedział Mycroft.
- U mnie tak samo - odpowiedziała Wendy.
- To nie było nawet w połowie tak ekscytujące jak się zapowiadało - powiedziałam.
- Rozdzielamy się na dwie grupy? - zapytała Audrey.
- Nie ma sensu. Zbadajmy to razem - powiedział Yama.
Grupa, bez narzekania, ruszył w lewą odnogę. Korytarz przewodził na myśl urzędy, w których byłam parę razy w życiu. Ławeczki, dla osób, które czekały w kolejkach, stoły z gazetami, żeby zabić czas, przygnębiające oświetlenie i paprotki oraz inne rośliny doniczkowe. Spojrzałam na Lily i do głowy wpadł mi pomysł jak ją mogę nieco rozruszać. Szturchnęłam ją łokciem, a gdy ona na mnie spojrzała podeszłam do jednej z donic.
- Zgadnij kim jestem - powiedziałam i odchrząknęłam - Paprotko nie martw się. Wszyscy jesteśmy roślinkami i musimy żyć w symbiozie.
Fryzjerka parsknęła śmiechem, a ja poczułam ciepło na sercu. Uwielbiałam ją rozśmieszać. Ethan również wybuchł śmiechem i podszedł do nas.
- Moja droga, okropnie się pomyliłaś! To tulipan! Zupełnie inna roślina! - wykrzyknął i chwycił za jeden z listków. Płynnie jakby nigdy nic, kawałek paproci odpadł i zamienił się w jego dłoni w kwiat. Jak on to robił? Scenie zaczęli przyglądać się wszyscy i gdy Ethan podniósł tulipana do góry, wszyscy zaklaskali. Ethana można było nie lubić, ale miał cholerny talent i jego sztuczki zapierały dech w piersiach. Sprawne ręce, jak na taką górę mięsa, pomyślałam, wyobrażając sobie jak przyjemnie mogłyby zadziałać w niektórych sytuacjach.
                Yama ruszył dalej korytarzem, a my rozbawieni poszliśmy za nim. Były tutaj tylko jedne drzwi, które znajdowały się po prawej stronie.
- Chyba nie mamy innego wyboru – stwierdziła Audrey i pociągnęła za mosiężną klamkę.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy, były identyczne drzwi naprzeciwko, które prowadziły zapewne na drugi korytarz. To była trochę dziwna konstrukcja, ale w sumie lubiłam symetryczne rzeczy.  Pomieszczenie miało kształt prostokąta. Biurka stały w różnych odstępach, przedzielone szafami wypchanymi przeróżnymi teczkami, papierami oraz aktami. Maks zdołał tutaj przyjechać jako pierwszy. Siedział nad przepastnym segregatorem wypełnionym kartkami. Podniósł na chwilę wzrok i wrócił do pracy. Biuro rzeczywiście przypominało wnętrze każdej innej korporacyjnej dziury. Wszystko było ułożone w niepokojącym porządku. Jedyną rzeczą, która wyróżniała się była ogromna, szara szafa, wyższa ode mnie o połowę. Stała przy gołej ścianie i wyglądała jakby była odsunięta.
- Hej Maks – Mycroft przywitał zaczytanego mężczyznę – Znalazłeś coś ciekawego?
- Właściwie to dopiero co zdążyłem usiąść – stwierdził – Wszedłem chwilę przed wami, ale wygląda na to, że w tym pomieszczeniu są różne akta i wywiady środowiskowe. Nie zdziwiłbym się gdybym znalazł tu coś o nas.
- Wywiady środowiskowe? – zdziwił się Ethan.
- To zbiór informacji o człowieku, najczęściej przestępcy, chociaż nie tylko. Polega na tym, że bada się miejsce, gdzie ktoś żyje, co robi, jaki jest, czym się zajmuję… Zupełnie jakbyś przygotowywał się na pokaz magiczny i zbierał energię na puszczenie zaklęcia – byłam zaskoczona jak sprawnie Maks dotarł do Ethana, na którego twarzy pojawiło się prawdziwe objawienie.
- Och! Rozumiem! – wykrzyknął.
- Nie znalazłeś jeszcze nic o nas, co? – zapytałam.
- Dlaczego miałbym to niby ukrywać? – zdziwił się chłopak.
- Może wyczytałeś, że ktoś śpi nago, twardo i nie zamyka drzwi na noc, bo taki ma zwyczaj? Wtedy przyjdziesz, zrobisz swoje i zabijesz bez serca… - odpłynęłam nieco. Spojrzał na mnie z politowaniem i pokręcił głową. Mycroft zaśmiał się głośno, a ja wyszczerzyłam zęby.
- Może sprawdźmy w tej, oczywiście rzucającej się w oczy szafie? – zaproponowała Wendy.
- Właśnie sprawdzam – klepnął segregator tak jak mężczyzna powinien klepać kobietę, z uczuciem – ale to chyba są informacje o pracownikach Instytutu Badawczego znanego nam profesora.
- Co ty gadasz? – zdziwiła się Audrey podchodząc bliżej.
- Spokojnie. Jak coś znajdę to pokażę, póki co widzę tutaj całą masę akt. Być może są tutaj też inni goście…
- Inni goście? – zdziwił się Ethan.
- Tak. Chodzi mi o tych, którzy mogli tu trafić zamiast nas. Ale to tylko spekulacje, póki dokładnie wszystkiego nie zbadam to niczego wam nie powiem. Dodając to co wam przedstawiłem mam naprawdę sporo materiałów do analizy więc idźcie zająć się sobą i mi nie przeszkadzajcie – poprosił, chociaż dało się w jego głosie usłyszeć mieszankę irytacji i podekscytowania.
- Może pomożemy ci szukać jakichś konkretnych akt? – zaproponował Mycroft.
- Och w sumie – podciągnął w naszą stronę jedną z kartek i wskazał dziwny, czerwony symbol, przypominający bardzo wykwintną literkę „P” – Możecie poszukać czegoś takiego w papierach. Z tego co zauważyłem, takie dokumenty są związane z hotelem, a nie z samym instytutem. To akurat jest jakaś mało ważna lista, ale opisuje wykonawców jakiegoś pomieszczenia. Akta z czasów instytutu nie mają takich pieczęci.
- Okej, pomożemy – ucieszyła się Wendy – Do roboty!
                Grupa rozeszła się pomiędzy półkami i zaczęła grzebać w stertach papierów. Ja i Lily poszłyśmy na bok.
- Mogę cię o coś zapytać? – usłyszałam jej delikatny głosik.
- Dajesz mała.
Oparła się o biurko i odetchnęła. Jej oddech był nierówny.
- Czy jeżeli chciałabym tu kiedyś… W sensie jakby się nam nie udało stąd uciec… Czy chciałabyś tutaj zostać ze mną? Nie zabijać się, ani nikogo innego, tylko po prostu żyć? Nie chcę zostać tutaj sama, a wiem, że momentami jest ze mną naprawdę niedobrze.
Spojrzałam na nią poważnie. Wyglądała na roztrzęsioną, a te pytania tylko to potwierdziły. Usiadłam obok niej i złapałam za rękę:
- Może na taką nie wyglądam, ale łatwo przywiązuje się do ludzi. Sama ich sobie wybieram, rzadko kto mnie interesuje, ale tobą zaopiekuje się najlepiej jak będę potrafiła. Przecież widzę, że cierpisz.
Widziałam, że chce coś powiedzieć, ale zatrzymałam ją.
- Zostanę tu z tobą jeżeli będziesz chciała. Jeżeli będzie się dało uciec we dwójkę, to zrobię wszystko, żeby się to udało, ale przewiduję opcję, że zostaniemy tutaj na zawsze. Jestem na to gotowa. Myślę, że będziemy się zajebiście bawić.
                Z kącika oka Lily wyleciała łza. Zdziwiłam się, bo myślałam, że odpowiedź się jej spodoba. Skołowana już chciałam się poprawić, gdy niebiesko włosa wtuliła się w moje ramię i drżąc delikatnie zaszlochała. Spojrzałam na nią i pogłaskałam delikatnie. Była delikatną, naprawdę kruchą osobą. Posiedziałyśmy tak chwilę, schodząc na znacznie delikatniejsze tematy. Gdy tylko się uspokoiła i na jej twarz wrócił delikatny uśmiech, wstałyśmy i podeszłyśmy do miejsca, które interesowało mnie od wejścia do tego pomieszczenia – szafy. Duża, metalowa szafa była przynajmniej o metr wyższa ode mnie i stała tuż obok dziwnie obdrapanej ściany. Wyglądało to co najmniej dziwnie i nie pasowało do hotelu, ale Porywacze często i gęsto zostawiali za sobą ślady, po których mogliśmy dotrzeć do większego obrazka. Właśnie tak niedoskonałe miejsca prowadziły nas do ważnych informacji, a tych akurat byłam ciekaw, szczególnie nowych. W głębi chciałam zaskoczyć grupę i takie osoby jak Wendy i pokazać, na co mnie stać.
                Otwierając szafę, pojawił się przy nas Yama. Pomógł mi z drzwiami, które szły dosyć opornie. Widziałam w jego wzroku, że nie jest do mnie przychylnie nastawiony, ale nie przejmowałam się tym.
- Co to za masywny kawał metalu? – zastanowiłam się na głos. Szafa miał w środku miejsce na zawieszenie ubrań oraz dwie półki na górze, gdzie można było położyć jakieś drobiazgi. Pomyślałam, że w normalnych okolicznościach zapewne była wypchana po brzegi papierami, nie potrzebowała nawet półek, ale nie byłam pewna.
- W takich szafach trzyma się pisma, które potrzebują ochrony, albo pisma do archiwum. Kiedyś, jak pracowałem przez moment w kasynie to mój szef w podobnej trzymał akta dłużników kasyna. Mój ojciec miał całą półkę…
- Twój stary był hazardzistą? – zdziwiłam się.
- Skądś podłapałem dryg do kart – powiedział przeczesując włosy – To zupełnie inna historia nie na teraz.
- Co to za zamki? – zapytała Lily pokazując zasuwy na górze i na dole drzwi.
- Żeby drzwi dobrze utrzymywały nacisk, w przypadku przeładowania. W sumie całkiem przydatna sprawa – powiedział Pokerzysta i podszedł do obdrapanej ściany – Co to jest?
                Przedmiotem, który wskazywał, był spory, zardzewiały gwóźdź, który zagięty, wystawał z ściany. Yama przejechał po nim paluchem.
- Ostry. Trzeba go usunąć, ktoś się może o niego zabić… - westchnął i pociągnął, ale nic to nie dało – Cholerstwo mocno siedzi. Będę musiał przynieść młotek.
- Nie ma takiej potrzeby Panie Ellis – głos Lokaja potrafił przyprawić o zawał. Obejrzeliśmy się i zobaczyliśmy, że stoi wyprostowany przy szafie.
- Sam to naprawisz? – zapytałam.
- Nie. Ten gwóźdź ma pewną wartość sentymentalną, wraz z tą ścianą. To miejsce prawie, że historyczne dla całego hotelu i placówki. Może kiedyś poznacie jego historię – odpowiedział tajemniczo.
- A jak ktoś go wyciągnie?
- Wątpię żeby dał radę bez wyburzenia fragmentu ściany. Siedzi na tyle mocno, że nawet ja miałbym z tym pewien problem. Tak czy siak, mam nadzieję, że nie będziecie na to marnować czasu i zajmiecie się przeszukaniem tego piętra oraz laboratorium. To ważne pomieszczenia i powinniście je odpowiednio zbadać – poradził.
- Nie będziemy ciebie słuchać – odgryzła się Fryzjerka.
- Nikt wam nie każe – uciął i ukłonił się – Będę już szedł.
                Nikt nie pożegnał Białowłosego, kiedy ten ruszył w stronę drzwi, odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami pozostałych gości, którzy nie zauważyli nawet, kiedy tutaj wszedł.
- Jak dla mnie ta historia to stek bzdur, ale kto wie – stwierdziła Lily.
- Warto na to po prostu uważać. Cholera wie jaki tężec siedzi w tym gwoździu – Yama przetarł dłonie o spodnie – Ja wracam do szukania akt dla Maksa.
Wyglądał jakby chciał jeszcze dodać, ale ostatecznie obrócił się i bez słowa ruszył w inną część pomieszczenia. Zostałam z Lily i niechętnie zabrałyśmy się do roboty. Właściwie większość robiła ona, bo ja przeglądając papiery niezwykle szybko się znudziłam. Młoda, co jakiś czas pokazywała mi swoje znaleziska, ale nie była to przełomowa wiedza. Ziewając przytakiwałam i odliczałam czas, aż grupa się znudzi tym pomieszczeniem i będziemy mogli pójść do pracowni artystycznej. Wszystko było lepsze niż taka ilość papierów w jednym miejscu. Żeby jeszcze dało się znaleźć coś naprawdę przydatnego, a jedyne, co wpadało mi w ręce to nudne dokumentacje pracowników i innych, mało istotnych osób. Tych bez pieczęci Peccatorum nawet nie oglądałam, ale wiedziałam, że Maks przejrzy wszystkie te teczki, bo był kompletnym świrem na tym punkcie.
- Mam coś ciekawego – symfonię przewracanych kartek przerwała Wendy, która trzymała w rękach aktówkę – Czy to nie wygląda wam trochę jak osoba, która powinna tu trafić?
                Papiery, które znalazła były zapisane od góry do dołu i miały podkreślone różne rzeczy i wartości. Zobaczyłam imię, nazwisko, ksywkę, opis wyglądu, charakteru, historię i…
- Talent – wyszeptał Yama, automatycznie chwytając końcówkę włosów – Ostateczny Dziennikarz.
- Mathias Engarde! – wykrzyknęłam. Znałam go, prowadził naprawdę niesamowitego bloga, którego nawet osoba, taka jaka ja, lubiła czytać.
- Mam coś od Cecily – powiedziała równie podekscytowana Audrey, ale po chwili uśmiech na jej twarzy zaczął znikać – Chwila to nie Cecily. Ale ten talent… To też jakaś aktorka. Lucy Bloylock.
- Mam tu jeszcze kogoś – stwierdziła po chwili Wendy, podając nam kartę niejakiego Tylera Price’a. Chłopak miał bardzo nietypowy talent, bo był ostatecznym mistrzem yoyo.
- Czyli możemy czuć się jak wybrańcy – Maks zaśmiał się ponuro.
- Jak to? – zapytał Ethan.
- Nie rozumiesz? Porywacze mieli na celowniku więcej osób. Każdą z niesamowitym talentem w danej dziedzinie. Mimo wszystko wybrali naszą dwudziestkę dwójkę. To jak wygrać na loterii.
- Chyba organizowanej przez Alana – stwierdziła ze smutkiem Wendy.
- Dlaczego nie ma tu naszych zgłoszeń? – zastanowił się Mycroft.
- Właściwie to mogą być zakopane gdzieś głębiej, chociaż tak naprawdę, może to i lepiej, że ich tutaj nie ma. Kto wie jakie informacje moglibyśmy z nich wyciągnąć. Co jeżeli ktoś okazałby się być tak naprawdę seryjnym mordercą? – Maks sprawił, że po plecach przeszły mnie dreszcze.
- Dobra, starczy tego dobrego, mam dość tych papierów – powiedziałam na głos – Może przejdziemy się do tej pracowni malarskiej?
- Daliście mi tego sporo. Przydałby mi się wózek, żeby mógł zawieźć to do czytelni. Jak spotkacie po drodze Lokaja to możecie go zapytać, czy jest taka możliwość.
- Nie możesz sobie popracować tutaj? – zdziwiła się Audrey – Chociaż nie, rozumiem… Też wolę pracować na swoim stanowisku.
- Cieszę się, że to rozumiesz.
                Po tych słowach grupa zostawiła zaczytanego Pisarza i ruszyła do drugich drzwi, tych które były naprzeciwko wejściowych. Nie byłam mocno zdziwiona, kiedy zobaczyliśmy, że wyszliśmy na identyczny korytarz, odbity lustrzanie po drugiej stronie biura.
- Dziwne piętro – stwierdził Mycroft.
- Deptak był dziwniejszy – przypomniał Ethan.
- W sumie to racja.
Wróciliśmy korytarzem do klatki schodowej i zawołaliśmy windę. Nagle rozbrzmiał komunikat, a nasze bransoletki zawibrowały. Spojrzałam na swoją:
- Dodano zakaz: „Zakaz przebywania w głównej części basenu bez stroju kąpielowego”.
- Druga grupa musi się dobrze bawić – skomentował Mycroft odkrywając wzrok od wyświetlacza.
- Spytamy przy okazji, teraz nie ma co główkować, szczególnie, że druga grupa przeszukuje już kolejne pomieszczenie.
Winda przyjechała jak zwykle szybko. Wsiedliśmy do środka i wybraliśmy drugi z interesujących nas przycisków – pracownię malarską. Trochę mnie to dziwiło, że Olivier nie dożył zobaczenia piętra, które do niego perfidnie nawiązywało, ale w sumie nie było mi go szkoda. Życie większości ludzi tutaj mnie nie interesowało – Olivier był wyjątkowo nisko na całej liście. Nie przeszkadzało mi nawet tak bardzo to, że był zdrajcą, po prostu nie interesował mnie, jako osoba, a to wystarczało, żebym postrzegała go jako kogoś, kto mógł dla mnie nie istnieć. Mało czyja śmierć mogła mnie jakkolwiek ruszyć.
                Dojechaliśmy na odpowiednie piętro i wysiedliśmy. Klatka wyglądała tak jak każda inna, tym razem miała nawet jedną parę blaszanych drzwi. Na korytarzu jednak ktoś stał. Był to Samfu, za którym właśnie zamykały się drzwi.
- Samfu? – zdziwił się Mycroft.
- Och, chyba trochę pomyliłem piętra – stwierdził, udając ogromne zdziwienie i rozkojarzenie – Jejku, chyba lunatykowałem, sam nie wiem jak się tu znalazłem… Zjadłem taką dziwną, ziołową…
- Dobra, skończ ględzić. Powiedz lepiej, czy przeszukałeś to piętro – w jej głosie słychać było zniecierpliwienie. Wiedziałam, że Audrey lubiła Samfu, ale za każdym razem wydawała się być poddenerwowana jego zachowaniem. Po ostatniej informacji, że Jacob wyznał jej miłość, wydawała się być trochę inna. Miłość zmieniała ludzi.
- Nie, tylko tędy przechodziłem. Zmykam do mojej grupy – uśmiechnął się tajemniczo.
- Powiesz nam o co chodzi z tym zakazem? – zapytała Wendy łudząc się, ze uzyska normalną odpowiedź.
- Oczywiście, tylko kiedy indziej – odpowiedział i wskoczył do kabiny za nami. Winda pojechała, a my spojrzeliśmy po sobie zdziwieni.
- Myślicie, że coś zrobił? – zapytała Audrey, widocznie zdenerwowana.
- Od tego procesu zachowuje się trochę dziwnie, ale to Samfu, nie ma co się dziwić – stwierdził Mycroft.
- Pytanie kiedy odłączył się od swojej grupy, że trafił tutaj sam? – zastanowiła się Wendy.
- Zapytamy w jadalni, teraz nie ma sensu tracić na to czasu. Jesteśmy na tym piętrze, więc je przeszukajmy – postanowiła Audrey.
                Schody znajdowały się znowu po lewej stronie, co mogło nakierować nas na lewe skrzydło hotelu. Przeszliśmy przez blaszane drzwi, a pierwsza wchodząca osoba poruszała się delikatnie, jakby bała się, że Samfu zostawił po sobie jakąś pułapkę. Po przekroczeniu progu nie znaleźliśmy się na korytarzu, a od razu w sporym pomieszczeniu, które od razu mi się spodobało. Drewniane podłogi i wszędzie masa bieli. Ściany aż świeciły jasnością i czystością, gdzieniegdzie stojące czarne i białe meble idealnie współpracowały z resztą. Filary, które podtrzymywały pomieszczenie w czterech miejscach, wykonane były z cegły koloru śniegu. Całość wyglądała przestronnie i czysto. Pokój wyglądał rzeczywiście jak pracowania artysty. Sztalugi stały w paru różnych miejscach otaczających wygodne łóżko i stojące obok krzesło. Takie ustawienie służyło rysowaniu osób z wielu kątów i perspektyw. Spotykałam się kiedyś z jedną artystką, która dokładnie mi to wytłumaczyła pokazując swoje wdzięki z różnych punktów. Znajdowała się tu też cała masa przeróżnych przyrządów. Minęłam kilka stojących płócien i stojak farb. Prawie się potknęłam o leżący blok drewna, przy którym leżało dłuto i pobijak. Kiedyś zastanawiałam się nad tym, żeby zostać artystką, ale to nie było dla mnie. Za dużo poświęceń. Wolałam luźny tryb życia.
                Nim zdążyliśmy dobrze się przyjrzeć usłyszeliśmy podniesione głosy. Dochodziły z tylnej części pomieszczenia. Zobaczyłam ruch i wypatrzyłam, stojącą kawałek dalej Julię. Rozmawiała z kimś, a właściwie się kłóciła:
- Możecie przestać tak naciskać na ten temat?! Mam cholernie dość waszych aluzji – warknęła, gdy zbliżaliśmy się do niej całą grupą. Dotarliśmy do strefy, którą od razu rozpoznałam – obrazy tutaj były czerwone, a Neri, która stała naprzeciwko Julii klaśnięciem ściągała zasłony odsłaniające kolejne dzieła Oliviera.
- To pracownia malarska, a to są jego prace. Chyba nie masz z tym żadnego problemu, co? – zapytała nieco bojowo, ale absolutnie spokojnie Neri.
- Nie rozumiem po prostu, po co to robisz? – zerknęła w naszą stronę, ale pytanie skierowała w stronę ducha.
-  Bo to jest nasz hotel, a to miejsce jest poświęcone takim pracom. Nie musisz tutaj być, a na twoje wyrzuty sumienia nic nie poradzę – odpowiedziała wzruszając ramionami.
- Nie mam… - zaczęła, ale Neri nie przestawała. Była chłodna i stanowcza.
- Masz. Żałujesz, szczególnie, że drogi Rewolwerow zostawił cię tutaj pozbywając dwóch opcji, które ci odpowiadały. Śmierć i ucieczka, były lepszymi opcjami niż to, co masz teraz. Szkoda, że go nie zwerbowaliśmy, wymyśla lepsze kary niż my.
- Wystarczy – wtrąciła się Wendy, stając przy Julii – Możesz dać już jej spokój.
                Neri klasnęła po raz ostatni, odsłaniając ostatnie dzieło Oliviera, po czym uśmiechnęła się i zniknęła.
- Wszystko gra? – zapytał Yama.
- Nie – odpowiedziała sucho Julia i kopiąc pobliskie pudełko na pędzle ruszyła w stronę wyjścia. Wychodząc trzasnęła drzwiami.
- Szkoda mi jej – powiedziała Wendy.
- A mi nie. Kochanie, ona chciała nas wszystkich zabić…
- To kwestia moralna, nie nam to oceniać. Zabił Rew i został ukarany. Ona żyje i trzeba się z tym pogodzić – Yama uciął temat – Skupmy się na pomieszczeniu.
- Po co? To tylko pracownia. Obrazy i nic poza tym… - stwierdził Ethan.
- Przynajmniej możemy coś pooglądać – stwierdziłam zerkając na pracę, która z pewnością nie należała do Oliviera. Pracę Artysty znajdowały się tylko w jednym narożniku, który był oddzielony od reszty metrową przerwą. W sumie znajdowało się w nim dziesięć, może piętnaście prac i większość namalowane były krwią. Obraz, który rzucił mi się w oczy przedstawiał leżącą, rudą piękność, która świeciła piersiami. Przygryzłam wargę. Zatopiłabym się w niej z chęcią.
- Ciekawe czy zauważyły w ogóle, że Samfu tu przyszedł – zastanowił się Yama.
- Ciężko powiedzieć, póki co, raczej się nie dowiemy – odpowiedział Mycroft.
- Możemy się tu trochę rozejrzeć, jest tu sporo obrazów, może na jakimś znajdziemy jakąś podpowiedź? – zaproponowała Wendy.
- Można tak zrobić, to wnętrze działa na mnie jakoś tak kojąco – Lily się uśmiechnęła. Dzisiaj miała wyjątkowo dobry humor.
- To skandynawska architektura. To oni tak budują swoje domy i mieszkania – zabłysnęłam wiedzą. Wiedziałam to oczywiście z moich podbojów, a konkretnie z czasów, gdy spotykałam się z pewną projektantką wnętrz.
- Ładna – wyraziła opinię Audrey.
                Rozeszliśmy się po pomieszczeniu. Ja trzymałam się Lily, przyglądając się temu, co w asortymencie przygotowały nam duchy. Musiałam przyznać, że niektóre dzieła wyglądały naprawdę ciekawie. W pracowni, oprócz strefy pracy rozmieszczonej w prawym rogu dalej od wyjścia, była strefa Oliviera, w lewym narożniku dalej od wyjścia oraz ta, w której znajdowałam się teraz z Lily po prawej, gdzie znajdowały się przeróżne krajobrazy oraz pejzaże i ostatnia, na lewo od wyjścia, poświęcona portretom. Niedaleko znajdowało się też nieduże zaplecze, które służyło na składowisko przeróżnych gratów. Najfajniejszym miejscem wydawało się łóżko do pozowania, z prześcieradłem opadającym na podłogę. Sztuki specjalnie nie rozumiałam, szczególnie tych bardziej abstrakcyjnych odłamów, ale jak coś było ładne, to mi się podobało.
- Cholera Ethan! – usłyszeliśmy krzyk Yamy i usłyszeliśmy huk. Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam, że masywne ciało Iluzjonisty z hukiem uderza w ziemię, a ten zaczyna się trząść w drgawkach. Podbiegliśmy do niego spanikowani.
- Przytrzymajcie go delikatnie – krzyknęła Wendy. Audrey chciała coś krzyknąć, ale nie zrobiła tego, walcząc z zakazem. Mycroft starał się przytrzymać dolną część ciała, a ja złapałam Ethana za głowę i starałam się delikatnie unieruchomić, tak żeby nie zrobił sobie krzywdy. Drgawki raz były mocniejsze, raz słabsze. Ktoś z grupy pobiegł po Elizabeth. Oczy Ethana wywróciły się do góry, tak że widziałam tylko białka. Wyglądał strasznie. Lily była przestraszona, ale położyła się na ręce Iluzjonisty, przytrzymując go.
                Ethan nagle się podniósł. Złapał mnie pewnym ruchem za koszulkę i przybliżył swoją twarz do mojej. Chociaż nie byłam strachliwa, to poczułam, że aż mnie sparaliżowało. Ścisnął mnie mocno, jakby chciał mi zrobić krzywdę. Poczułam jego ciepły oddech na szyi:
- Zginiesz i będziesz pływała w kałuży własnej krwi – nie musiałam znać się na głosach jak Julia, żeby wiedzieć, że ten głos z pewnością nie należał do Ethana. Spojrzałam na niego przerażona, ale zauważyłam, że nie patrzył bezpośrednio na mnie, tylko bardziej gdzieś w dal, za moimi plecami. Jego oczy się zamknęły i osunął się bezwładnie. Odskoczyłam i odwróciłam się do tyłu, gdzie stała równie przerażona Lily.
- Wszystko gra? – zapytał Yama.
- Czy on nie żyje? – Wendy spojrzała na Iluzjonistę.
- Spokojnie, tylko zemdlał – uspokoiła nas Audrey, która sprawdziła puls palcami.
- Co to do cholery było? – zapytałam trochę przestraszona, a trochę zdenerwowana.
- Coś ci powiedział? – zapytał Yama.
- Zaczął coś szeptać, ale nic nie zrozumiałam – skłamałam. Nie chciałam analizować słów, które wypowiedział, ale czułam ogromny chłód i strach. Dawno nie byłam w takim stanie. Ręce mi się trzęsły, a oddech zamarł w klatce piersiowej.
- Musimy go jakoś donieść do pokoju Elizabeth – stwierdziła Wendy – Pomożecie mi?
- Ja zostanę tutaj z Sandrą – powiedziała drżącym głosem Lily.
- My go jakoś zaniesiemy – Yama schylił się łapiąc go pod pachami.
- Damy radę - Audrey pewnym ruchem złapała go za nogi. Widok trójki osób, niosących z trudem opasłe cielsko była komiczna, ale mi wcale nie było do śmiechu. Obserwowałam całość z trwogą. Kto przemówił przez Ethana? Czy to był jakiś dziwny atak? Wyglądało jakby coś go opętało? Może Duchy bawiły się nami tak jak przez cały nasz pobyt?
                Drzwi zamknęły się i zostałam w pracowni sama z Lily. Ta patrzyła na jeden z obrazów. Spojrzałam w tą stronę i zobaczyłam, że płótno przedstawiało twarz demona, czerwoną i powykrzywianą w złości.
- Myślisz, że coś mu się stało, jak na to spojrzał? – zapytała.
- Nie wiem… Lily on…
- Tak? – zapytała wystraszona. Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Po chwili namysłu nie chciałam jej straszyć. Jak taka osoba jak ona, mogła zareagować na słowa, które wypowiedział do mnie Ethan. Nie było sensu. Przełknęłam ślinę, sama nie mogą uwierzyć w to, co usłyszałam. Chciałam się tylko uspokoić.
- Przytul mnie – poprosiłam.
                Pomogła mi wstać i objęła mnie ramionami. Byłe nieznacznie wyższa ode mnie. Gdy wtuliłam się, oparłam twarz o jej bark. Pachniała bardzo ładnie, a w jej uścisku czułam się znacznie lepiej. Czerpiąc ciepło i spokój oderwałam się powoli niechętnie. Spojrzałam jej w oczy. Uśmiechnęła się lekko, prawie niewidocznie. Widziałam rumieniec, który spłynął na jej twarz. Spojrzała na bok.
- To jest ładny obraz – podążyłam wzrokiem we wskazanym przez nią kierunku i zauważyłam obraz przedstawiający dwie istoty, układające się w coś na kształt znaku yin-yang, tylko całego białego, z dwoma czerwonymi punktami, które były oczami. Przypominały mi albinoskie płody. Spojrzałam na podpis. „Pożądanie”. Zaśmiałam się w duchu. Sytuacja, która wydarzyła się na chwilą tak diametralnie zmieniła moje poczucie bezpieczeństwa, że aż sama byłam zdziwiona. Życie tutaj było kruche, a ta przepowiednia nie pomagała zachować optymizmu. Spojrzałam jeszcze raz na Lily. A co mi tam, pomyślałam przyciągając ją do siebie i całując. Odwzajemniła pocałunek.

---------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
- Pozostali Patroni z niższych progów

Komentarze

  1. Okej, czekałem na ten rozdział jakoś bardziej przez problemy z netem i szczerze, nie zawiodłem się ^^
    Sandra przez podobny związek z moją przyjaciółką, od razu wskakuje mi wyżej w rankingu.
    Podoba mi się to, że Goście powoli coraz bardziej zaczynają działać indywidualnie, bo to pokazuje ludzkie zachowanie, jakim jest chęć życia. Grupa się rozpadnie i trzeba będzie działać na własną rękę. Mam nadzieję, że pójdzie właśnie w tą stronę :D
    Ciekawi mnie relacja Agathy oraz Lokaja. Bo zaczyna się to rodzić w coś nieoczekiwanego, i szczerze mówiąc, trochę nie spodziewałem takiego obrotu zdarzeń xD
    Czuje że ten rozdział będzie mocno związany z Ziemniakiem jakim jest Ethan jak i z Samfu, choc zapowiadałeś że ten episod będzie epizodem tego drugiego. A bynajmniej to co Ethan rzekł do Sandry nie brzmi jak zaproszenie na herbatkę, więc pewnie jego ten wewnętrzny głos próbuje przejąć nad nim kontrolę.
    I na koniec pytanie: czy te postacie, które były wymieniane w biurze to były propozycje do Pecca od innych twórców, czy tak po prostu sobie wymyśliłeś? XD
    Czekam na więcej! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że z pozoru spokojny rozdział z perspektywy Sandry się podobał. Grupa zdecydowanie się rozbija, bo ile można działać razem, kiedy efektów nie widać? Logika pokrętna, ale jednak. Agatha ma bardzo specyficzne podejście do Lokaja, nie jest to zaznaczone przypadkowo :)
      Chciałem na pewno pokazać, że motyw "czegoś" w Ethanie, nie był przypadkowy ;) Będzie to jeszcze odgrywało sporą rolę, a to, co stalo się w pracowni malarskiej to tylko tego potwierdzenie :>

      To, co było wymienione w biurze to projekty, które się nie dostały :) Oczywiście było ich dużo więcej, ale wybraliśmy parę, żeby narobić Wam smaka :D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. W końcu kolejne pomieszczenia ♥ Lubię, kiedy Goście szukają w nich wskazówek albo po prostu świetnie się bawią, a potem ktoś w nich ginie c:
    Z jednej strony nie lubię Sandry za jej styl bycia, ale muszę przyznać, że jej kochane zachowanie wobec Lily stawia ją w moim rankingu wyżej niż wcześniej. Podoba mi się ich relacja i byłaby ogromna szkoda, gdyby którejś coś się stało. Właściwie to tylko na to czekam ♥
    Pokój artystyczny bardzo mi się podoba ♥ I zachowanie Neri także. Mayer dostaje to, na co zasługuje i zastanawiam się, do czego takie dręczenie doprowadzi c:
    Relacja Twórczyni zabawek i Lokaja jest coraz bardziej interesująca i mam nadzieję, że ten wątek wyjaśni się chociaż trochę, kiedy przyjdzie pora na jej perspektywę.
    Scena na koniec z przytulaniem i buziakiem była przekochana ♥ Szkoda mi Lily bardzo i cieszę się, że ma chociaż Sandrę w tym cudow.. znaczy przerażającym hotelu ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejne pomieszczenia to nieskończoność możliwości na kolejne większe i mniejsze motywy :D Sandra po prostu jest specyficzna, ale jak się kogoś zacznie trzymać to odda wiele dla tej osoby. Bardzo ciekawe rzeczy je jeszcze czekają, szczególnie po tej złowieszczej groźbie. Neri i Mayer mają te dwa podejścia do postaci Oliviera i obie mają swoje racje. Agatha dostanie trochę czasu na rozwinięcie i tak jak zapowiadałem ostatnio - zarówno ona jak i Samfu dostaną w końcu swój rozdział :)
      Dziewczyny trzymają się razem i robią, co mogą żeby przetrwać. Taka bliska osoba będzie bardzo potrzebna już niedługo.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. Lekkie opóźnienie z czytankiem nie przeszkodziły w odbiorze perspektywy postaci, która choć nie spodziewałem się przypomina mi trochę mnie.
    Wielkie Serduszko za żart z Carmen xD Cudowny
    Tak wogóle motyw nazywania kwiatami jest przeuroczy <3 .
    Co do rozdziału z samej struktury to był jeden z tych pozornie spokojnych rozdziałów na rozszerzenie postaci cuś jak free time w Ronpie i zdecydowanie taką funkcję spełnił. Nareszcie zobaczyliśmy Lily, która się uśmiecha, coś mi mówi że Lily po tym epizodzie zwariuje, co też może oznaczać że Sandi zginie.
    Relacja Agatha i pana Sory(od dziś tak mówię na lokaja) jest całkiem ciekawa i jak najbardziej czekam na jakieś rozwinięcie.
    Smutne jest to że Alan i Elizka trochę teraz nie są rozwijani ale to ma sens, bo na początku byli bardzo rozwijani, choć podświadomie chcę u nich głębszej relacji. Samfu... On odjebie coś srogiego na 1000%.
    Scena Nerki i Dżuli ehh... Kierują mną mieszane uczucia, bo generalnie totalnie rozumiem wkurw Neri, jak czasem go nie rozumiem to tu był uzasadniony w końcu to o Olivier chodzi ale jednak ta scena była tak specyficzna, że aż 2 razy się zatrzymałem i zacząłem ją czytać od nowa. Nie jestem pewny dlaczego jakoś tak o xD.
    I oczywiście czas na ziemniaka(już lepsze ziemniaki niż w Ronpie, Bobru szacun) Ethan i jego głos najukochańszy motyw w tej serii, zapytacie czemu, bo tak naprawdę jest tak niespodziewany i cudownie pokręcony, że w chuj pasuje do Ethana. I automatycznie Ethan nie jest w najsłabszym tierze xD

    Inaczej jednemu zdaniem:
    Cudny rozdział z cudną perspektywą, cudnymi postaciami, cudnymi zwrotami akcji, cudnymi nawiązaniami/żartami i Death flagą nad Sandrą xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmieszkowanie z Carmen to jednak jest jakiś element Pecca, chociaż dziewczyna do rany przyłóż ^^ Tak, to był trochę taki free time rozdział, chociaż końcowa scena będzie miała spory wpływa na fabułę. Oj, obie dziewczyny czeka jeszcze sporo ciekawych zdarzeń :D Alan i Elizka teraz pełnią rolę trochę drugoplanową, ale Alan zawsze znajdzie coś dla siebie, a Elizę czeka teraz dużo pracy w laboratorium ^^ Samfu już zaczął, więc tylko patrzeć na jego kolejne kroki . Duchy są cięte na Mayer, bo jednak chciała zabić ich informatora, a oni oczywiście ingerować nie mogli.
      Cieszę się, że Ethan się podoba, miałem i dalej mam na niego plan, mam nadzieję, że ładnie się ułoży jego motyw.

      Wielkie dzięki za komentarz!

      Usuń
  4. Na początku lekkie sprostowanie co do tego co napisałem poprzednio. Dopiero po 22 rozdziałach zauważyłem, że w takiej formie zawsze pojawiają się komentarze w ramach wstępu do rozdziału xD Gdyby nie to, że wtedy było takie rozbicie, nie zdałbym sobie w ogóle z tego sprawy, ale nie zmienia to mojego zdania. Takie rzeczy w mojej opinii powinny być przed tytułem rozdziału.
    Tym razem jak wnioskuję pojawiła się kluczowa lokacja dla być może ostatniego procesu. Za prawdę powiadam, ten gwóźdź okaże się najważniejszym elementem całej układanki. :D W każdym razie, fajnie, że pojawiły się nawiązania do innych postaci, które się nie dostały (albo tak mi się wydaje). Jeśli wśród czytających są ich twórcy na pewno miło im się zrobiło, kiedy przeczytali ten rozdział :)
    Przypuszczam, że ta niespodziewana wizyta Samfu oznacza, że poznał on kolejną tajemnicę hotelu, która ułatwi mu poruszanie się. Skubany kombinuje, tylko miejmy nadzieję, że nie podleci zbyt blisko słońca i nie upadnie na głupi ryj zanim będzie w stanie zaprezentować coś ciekawszego niż gadanina i od czasu do czasu jakaś manipulacja. Tu swoją drogą, moja teoria co do jego postaci. Jestem niemal pewien, że nie dożyje on do końca. Zgaduję, że dowie się czegoś znaczącego i postanowi odejść w wybuchowym stylu i spróbować zniszczyć cały misterny plan porywaczy. ;)
    Jeszcze jedno, możliwe, że poznaliśmy właśnie motyw tego epizodu. Druga osobowość Ethana przepowiedziała śmierć Lilly, ale nie sądzę, żeby ostatecznie do niej doszło. No chyba, że będzie to w końcu wielokrotne zabójstwo. Bardziej istotne jest to, kto o nim usłyszał, ale nic więcej nie powiem, bo jeszcze się okaże, że moja teoria się sprawdzi, a nie chcę wprowadzać na dany tok myślenia osób czytających komentarze. Zdecydowanie fajniej dochodzi się do takich rzeczy samemu, więc z racji, że komentuję prawie że punktualnie i ten epizod ma być dłuższy, powstrzymam się jak na razie od jakiś większych teorii spiskowych. :D
    To chyba już wszystko co chciałem dodać. No może, oprócz tego, że bez większych uwag co do rozdziału. Był kolejnym bardziej wprowadzającym i nie licząc perspektywy irytującej postaci, nie przychodzi mi na myśl nic co można było opieprzyć lub wyjątkowo pochwalić, więc zgaduję, że było ok :P. No, ale bez przeciągania. Do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że masz rację z tym "słowem po tytule" i postaram się to pozamieniać, chociaż znając moje parszywe lenistwo to trochę potrwa, ale na pewno od nowych rozdziałów będę tak robił. Tak, te postaci wymienione w biurze to nie tylko postaci, które były w zgłoszeniach, ale także te, które były naprawdę blisko wejścia do projektu. Mistrz Yoyo strasznie mi się podobał jako postać, pozostałe wymienione do samego końca walczyły o miejsce. Jeżeli osoby, które zgłosiły te postacie nie popadły w "rozpacz" przez to, że się nie dostały to myślę, że wywołałem chociaż nieduży uśmiech na twarzach ^^ Samfu jeszcze ma swoje do odegrania, chociaż myślę, że ten epizod to będzie coś dużego dla niego.
      Zarówno atak Ethana jak i "przepowiednia" skierowana teoretycznie do Sandry (a może do stojącej za nią Lily? Albo samego Iluzjonisty?) będą miały jeszcze znaczenie :D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  5. Ah, nareszcie perspektywa Sandy i mogę krótko i szczerze powiedzieć, że jest świetna. Niemal idealnie pokrywa się z moją wizją tej specyficznej osóbki. Trochę tylko szkoda, że nie interesuje ją nikt poza Lily, ale z drugiej strony dzięki temu ich więź bedzie się. Jej backstory zaczyna nabierać więcej sensu i teraz tylko czekam na rozwój sytuacji.
    Jeśli chodzi o sam rozdział to taki typowy free time. Dowiadujemy się trochę więcej i widzimy jak rozwijają się znajomości między postaciami. A jeśli chodzi o samą końcówkę: nie uważam żeby "groźba" była skierowana do Sandry, a do Lily (w końcu patrzył jakby za Sandrę, gdzie stała Lily) bądź samego Ethana (choć wtedy odmiana by nie pasowała). Ogólnie wydaje mi się że owy głos w jego głowie (i już nie tylko) moze być demonem. Całość by bardzo pasowała: duchy, nieludzki lokaj, temat grzechów, więc czemu by nie opetanie przez demona? Mam cichą nadzieję, że Peccatorum będzie o wiele częściej będzie poruszało takie tematy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się właśnie zastanawiałem mocno nad dodaniem jeszcze kogoś do tego duo Sandra x Lily (bo niewinna, homoseksualna osóbka była wręcz idealnym dodatkiem do Uwodzicielki), ale ostatecznie mało kto mi pasował. Może jakby dożył trochę dłużej to Dismas z motywem zawstydzonego twardziela? Ciężko powiedzieć, ale ta dwójka po prostu była sobie przeznaczona :D
      Przepowiednia na pewno będzie miała sens za jakiś czas, trzeba ją zapamiętać ^^ Co to dokładnie jest i czy rzeczywiście istnieje też będzie wyjaśnione, ale na pewno będziemy często zahaczać o takie trochę ezoteryczne tematy.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń

Prześlij komentarz