Epizod X - Rozdział 83: Prawda (Bobru&Neri)
Witamy serdecznie w rozdziale, który przedstawi dzień katastrofy. Zobaczycie, co dokładnie stało się tego feralnego dnia, jak wirus wydostał się na powierzchnię i do czego tak właściwie był narzędziem. Pisanie ostatnich rozdziałów jest bardzo dziwne. Człowiek ma wrażenie, że jest gotowy na napisanie wszystkiego, a jednak pisząc, ma wrażenie, że czegoś brakuje. No, ale mimo wszystko - jeden z ostatnich rozdziałów Peccatorum - zapraszamy do lektury!
Rozdział 83: Prawda
(Bobru&Neri)
Bobru:
Schodziliśmy
po schodach tak szybko, jak mogliśmy. Profesor planował wykonać ruch za około
piętnastu minut. Widocznie nam nie ufał, bo nie zaprosił nas na tajemny pokaz,
o którym powiedział nam Sora. Właściwie to dał nam jeszcze więcej roboty, przez
co teoretycznie nie mieliśmy szans dowiedzieć się, że coś się właśnie działo w
centrum dowodzenia. Chciał być sam. Chciałem poczekać z osądem do momentu aż
zobaczę grubą wiązkę oznaczającą, że Profesor niczego nie testuje, a używa, ale
wszystkie fakty przemawiały przeciwko niemu. Moja ukochana szła obok, nie
oglądając się za siebie. Skorzystaliśmy z klatki schodowej, bo windy akurat
były wyłączone. Kolejny przypadek układający się w smutną całość. Nasz mentor i
opiekun nas wykorzystał. Jego celem nie była rewolucja, a… właściwie nawet nie
wiadomo co.
- Masz broń? – zapytała
Neri.
- Mam – upewniłem
się, klepiąc parę razy po wybrzuszeniu w kieszeni – Gdzie jest Carlos?
- Nie mam pojęcia, ale
coś czuję, że nie możemy na niego liczyć. Módlmy się, żeby Sora się nie
zbuntował, bo nie mamy z nim najmniejszych szans.
- A co jeżeli to test?
– zapytałem – Wiesz jak Profesor lubi
gry, może to jest jego kolejny spektakl? Wcześniej o tym nie myślałem, ale
teraz nie dopuszczam do głowy żadnej innej opcji.
- Nie chcesz
zaakceptować, że zostaliśmy oszukani. Nie pierwszy raz w życiu… Ale musimy to przegryźć.
Schować dumę do kieszeni i zrobić co trzeba. Ukochany, na dole może się właśnie
rozgrywać prawdziwa katastrofa. Jeżeli jej nie zatrzymamy to przegramy.
Instytut
był naprawdę wysokim i dużym budynkiem. Jedyne, co mi w nim nie odpowiadało to
monotematyczność pomieszczeń. Gdybym ja mógł tym zarządzać, to sprawiłbym, żeby
każde piętro się różniło i było inne. Ciekawsze. Pracowaliśmy nad tym projektem
od dawna i wiedziałem, że nauczyliśmy wielu rzeczy – nie tylko związanych z
nauką. To miejsce nauczyło nas życia, a teraz chcieliśmy zrobić wszystko, żeby
to życie zachować. Nawet jeżeli oznaczało to obalenie Profesora. Nie mogliśmy
pozwolić, żeby owoce naszej pracy przyczyniły się do czegoś złego, nigdy nie
było to naszą intencją. Nie zdzierżyłbym wizji świata, w której przyczyniłem
się do jego zagłady.
Dotarliśmy
w końcu na odpowiednie piętro. Przeszliśmy przez drzwi, wybierając lewy
korytarz. Zaraz wszystko miało się rozwiązać. Poczułem jak włosy jeżą mi się na
karku. Energia była wyczuwalna w powietrzu. Po wejściu do głównego
pomieszczenia zobaczyliśmy ogromną wiązkę, która uderzała w sufit, wydając
pulsujący dźwięk. Profesor stał obok. Mój wzrok mimowolnie przeskoczył na
gablotę, w której były dwa amulety z tsenretu. Sora nie doniósł kolejnego, nie
miał jak. Jak wszystko dobrze pójdzie, to mogliśmy dzięki nim przeżyć. Wszystko
zależało od Sory. Ten stał niedaleko Profesora, obserwują nas uważnie. Na
twarzy Profesora nie było widać zaskoczenia. Spodziewał się nas?
- Wiedziałem, że tutaj
przyjdziecie. Musieliście się dowiedzieć, w końcu nie bez powodu jesteście
moimi najzdolniejszymi pracownikami.
- Profesorze, co się
tutaj dzieje? – zapytałem.
- Co planujesz? – Neri
porzuciła formy grzecznościowe.
- Planuje zniszczyć
ten świat. Doprowadzić do chaosu i przeczyścić populację, sprawiając, że nasza
planeta wejdzie w nowy cykl. Odbudujemy ją, a to wszystko dzięki wirusowi…
- Jakiemu wirusowi? – nie
rozumiałem – Przecież nie zajmowaliśmy
się żadnym wirusem. Badaliśmy tylko wszystko związane z wiązką. Wiemy jak
oddziałuje na dusze, jak ją wykorzystywać. Umiemy operować energią życiową.
- Nie mogłem
powiedzieć wam nad czym pracowałem w zaciszu – przyznał po chwili, stając
pomiędzy nas, a wiązkę – Ale teraz
musicie stąd wyjść. To rozkaz.
- Proszę wyłączyć to
urządzenie! – krzyknąłem. Szumiało na tyle głośno, że zwykła mowa była nim
zagłuszana.
- Nie powinno tu
państwa być – zauważył Sora, który pomimo wypowiedzenia tych słów, bacznie
obserwował Profesora.
- Nie zatrzymacie
mnie. Wiązka właśnie synchronizuje się z odbiornikiem, który wyśle sygnał do
pięciu satelitów. Za około 10 minut, będzie gotowa do wyłapywania energii
duchowej. Ale spokojnie, nie tam powinno znajdować się światło reflektorów.
Wszystko dzieje się pod nami – powiedział.
- Wyłącz to – stwierdziłem
sucho, wyciągając i odbezpieczając rewolwer. W oczach Profesora coś błysnęło.
Nie potrafiłem nazwać tej emocji.
- Zdajesz sobie
sprawę, że jeżeli strzelisz, to zabijesz nas wszystkich, a i tak niczego nie
zatrzymasz? – zapytał – Chyba nie
chcecie zniwelować tylu godzin pracy. To stracony czas wasz i waszych kompanów.
- Nie pozwolimy ci
tego zrobić – syknęła Neri.
- Wiecie w ogóle, co
próbujecie zatrzymać? Czy wysunęliście jakieś nędzne, niczym niepoparte
wnioski? – zapytał widocznie zdenerwowany.
- Wyłącz to urządzenie,
a następnie się od niego odsuń – rozkazałem.
- Proszę was po raz
ostatni… Wyjdźcie z tego pomieszczenia i wracajcie do pracy. Zadbałem o to,
żeby niczego nam tu nie zabrakło, będziemy bezpieczni.
Strzeliłem.
Nie celowałem w Profesora, raczej w wiązkę, ale nie udało mi się. On przyjął
pocisk, lecąc do tyłu. Sora wyleciał w moim kierunku. Zanim się obejrzałem,
rozbroił mnie i powalił na ziemię. Wyciągnął dłoń, zatrzymując tym samym Neri.
Upadłem pod naporem mechanicznego szkieletu, który mnie całkowicie
przygwoździł. Jednak miał jakieś schematy, które kazały mu bronić Profesora, a
może to wszystko jednak było pułapką?
- Biegnij do wiązki! –
krzyknąłem do Neri. Ona spojrzała na Sorę i puściła się biegiem w kierunku
leżącego Profesora oraz panelu kontrolnego przy wiązce. Złapałem Sorę i
puściłem ładunek z mojego zegarka, który na chwilę go unieruchomił, nie
robiąc poważniejszej krzywdy. Neri musiała zatrzymać to, póki mogła.
Gdy
była już blisko zobaczyłem jak Profesor się podnosi. Nie zdążyłem jej ostrzec.
Powalił ją i uderzył jej głową o ścianę. Upadła widocznie zamroczona,
wykonując powolne i niemrawe ruchy. Jakim cudem on żył? Dostał prosto w klatkę
piersiową, a nie było nawet widać krwi. Odpowiedź przyszła po chwili. Rozpiął
swój fartuch i zdjął kamizelkę z kevlaru. Widać w niej było mój pocisk.
- A więc bunt… Mogłem
się tego spodziewać! Sora, zwiąż go, ja zajmę się nią. Przykro mi, że nie
będziecie częścią naszego wspólnego sukcesu – powiedział podchodząc do
Neri. Chciałem odsunąć się i doskoczyć do broni, która leżała teraz parę kroków
dalej, przy krześle, ale nie mogłem. Sora mnie chwycił i po chwili byłem
przykuty kajdankami do rury. Neri podzieliła mój los kawałek dalej. Spojrzałem
na twarz Sory, która nie wyrażała żadnych emocji. Wtedy to zauważyłem. Moje
kajdanki nie były dopięte. Wykonał swój rozkaz, po czym od razu przeszedł do
pomocy nam. Istniała jeszcze nadzieja. Profesor podszedł do panelu i zaczął coś
przestawiać. Wiązka przybrała bardziej fioletowy kolor i zrobiła się średnicy
rury, do której byłem przypięty. Narastała. Wykorzystałem moment nieuwagi aby
pokazać Neri, że mogę w każdym momencie się uwolnić. Ona tylko kiwnęła głową,
pokazując, że też ma poluzowane kajdanki.
- Skoro już będziecie
świadkami początku końca tej fazy ziemi, to przedstawię wam swój plan. Nawet
Sora go nie znał, co może nawet było dobre, w końcu po co dawać mu pokusę do
odczuwania tak mocnego dylematu moralnego? Jestem zadowolony z tego, jak wiele
udało nam się tu osiągnąć, ale od początku miałem swój cel. Wszystkie satelity
są gotowe do synchronizacji, jednak dzieje się teraz coś jeszcze. Opracowałem
wirus, która w tej chwili wysyłany jest do ziemi. Myślę, że w tym tempie, za
jakąś godzinę cała Ziemia będzie zakażona i w przeciągu miesiąca większość
umrze. System rur, który wykorzystywałem dotychczas do szybkiego porozumiewania
się z innymi jednostkami oraz wysyłania Sory dalej, przydał mi się do czegoś
innego. Rząd sam podpisał na siebie wyrok, czy to nie jest poetyckie?
- Czemu to robisz? – zapytałem,
oceniając jak wiele mnie dzieliło od rewolweru.
- Ponieważ uważam, że
Ziemia powinna wejść w nową fazę. Oszczędzę wszystkich w tym instytucie,
przynajmniej pracowników, którzy mi się przydadzą. W gałęzi, która znajduje się
w tym instytucie odnową komórkową wypełnimy nową ludzkość istotami pokroju
Sory. Posiadając właściwie nieskończone pokłady energii, czystą planetę oraz
zaufanych ludzi będę w stanie zbudować mocarstwo. Nową ziemię, na naszych
zasadach. Znamy was już taki czas, dlaczego wam to przeszkadza?
- To, że ludzie są
źli, a Ziemia zepsuta nie oznacza, że jesteśmy gotowi na… to coś. Nie wiem jak
można nazwać taką czystkę… Anihilacja?
- Zagłada – odpowiedział
z dumą – Tak czy siak, nie zabiję was.
Zrealizuje swoje, aktualnie… - spojrzał na jeden z ekranów – Ziemia za moment będzie na tyle zakażona, że
każdy człowiek na niej będzie bardzo podatny na zachorowanie. Wirus nie
rozprzestrzenia się między ludźmi, ale za parę minut będzie go tyle na świecie,
że nic go nie zatrzyma. Ludzie oczywiście będą szukali odpowiedzi, rozwiązania,
zjednoczą się… Będziemy świadkami pompatycznych przemówień i wielkich czynów,
ale nie zatrzymają tego. Jak zobaczą śmierć pierwszej ofiary, to zacznie się
panika i rozpęta się chaos. To zupełnie jak z roztworem – po dodaniu kolejnego
odczynnika reakcja się zaczyna. Jeżeli wleje go dużo ,to przyspieszy i w
miesiąc będzie po wszystkim. My jesteśmy bezpieczni w tym budynku. Nie da się
tu zakazić na miejscu, zadbałem o odpowiednie zabezpieczenia, kiedy
przygotowywałem ten instytut. Wiem, że to wszystko może okazać się szokiem, ale
dalej uważam, że powinniście się zastanowić i dołączyć do mnie. Jeżeli nie
chcecie, nie zabiję was, ale zrobi to wirus. Nie pozwolę wam siać dezinformacji
i wszczynać buntu.
- Nie na to się
umawialiśmy. Nie taki był nasz cel… - powiedziała Neri.
- To był DOKŁADNIE mój
cel. Od dziecka miałem ten plan w głowie i wierzcie mi bądź nie, ale czuję, że
zostałem wybrany, żeby go zrealizować. Oczywiście nie mam w głowie władzy, nie
chcę zostać samozwańczym królem nowej rasy. Chcę jej pomóc wykorzystać zasoby.
Rozumiecie to? Początek nowej rasy, która ma źródło energii, przy której słońce
to zaledwie impuls! Wiecie ile to możliwości? Kiedy ludzie zaczynali od
kamienia i ognia, my zaczniemy od wysokiej technologii i rozwoju. Według moich
prognoz za 50 lat będziemy tak rozwinięci, że staniemy się prawdziwym
mocarstwem, gdzie śmierć nie będzie problemem, słabe jednostki będą
eliminowane, a świat stanie się wręcz utopijny.
Utopia.
To słowo chodziło mi po głowie raz na jakiś czas. Dużo rzeczy mnie denerwowało,
ludzie potrafili mnie zirytować ponad wszelkie granice, a niektóre, przyjęte
normy społeczne przyprawiały mnie co najmniej o ból głowy, ale czy chciałem
żeby moje wizje stały się rzeczywistością? Na pewno nie w ten sposób. Dlatego
musiałem odpowiednio rozegrać najbliższe minuty. Zatrzymać proces Profesora,
nawet za cenę własnego życia.
- Czy naprawdę pan tak
myśli? Czy jest pan w stanie spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że całe dobro,
które przekazujemy światu było tylko przykrywką, żeby go zdradziecko zniszczyć?
Proszę to zrobić, Profesorze. Proszę pokazać prawdziwą twarz.
Nie byłem pewien, co kombinowała Neri, ale Profesor
westchnął i podszedł do niej. Ukucnął tuż przed nią.
- Neri. Jesteś mądrą
dziewczyną i pewnie sama nie raz wykorzystywałaś swoją inteligencję, żeby
manipulować ludźmi do osiągnięcia swoich celów. Czy jest w tym coś złego? Nie
uważam się za złego człowieka. Jeżeli mam być szczery to nie uważam żebym w
ogóle był człowiekiem. Słyszy się wiele o ludziach, którzy rodzą się w
nieodpowiednich ciałach, na pewno znacie tą ideologię. Ja uważam, że urodziłem
się w złej rasie. Nie jestem w stanie tego udowodnić inaczej niż w ten sposób.
Wierzę, że będę w stanie zmienić wszystko na lepsze. A wiecie, co jest w tym
pięknego? Jestem już starszym człowiekiem, już jako dziecko miałem różne
problemy, byłem agresywny i nie potrafiłem znieść obecności matki, która
dyrygowała mną jak dyrygent steruje orkiestrą. Umrę za maksymalnie 50 lat,
patrząc na to jakie miałem problemy z nadwagą jako dziecko, może stać się to
nawet za 10. Wtedy wy przejmiecie moje dzieło i będziecie mogli sami wyznaczyć
swoje zasady. Poświęcimy coś koło 7 miliardów ludzi, dla źródła energii, które
starczyłoby całej planecie na dobre parę tysięcy lat. Bez konieczności
eksploatacji kolejnych źródeł takich jak węgiel czy ropa. Ziemia odbuduje się,
a wirus sam zginie za paręnaście lat. Nie potrafi się rozmnażać, a szansa na mutacje
jest bliska zeru. To plan idealny moi drodzy. Plan, który…
To był
ten moment. Profesor, pogrążony w swojej szaleńczej opowieści, spojrzał w górę
i Neri to wykorzystała. Odepchnęła go obiema nogami. Poleciał z impetem na
konsole tak, że wiązka na moment się przerwała, żeby po chwili zapulsować
intensywnie. Uwolniłem się ze swoich kajdanek i zacząłem wzrokiem szukać
pistoletu, który upadł obok krzesła. Nie było go tam jednak. Sora go zabrał?
Zacząłem się rozglądać. Neri podbiegła do konsoli i zaczęła coś wypisywać. Sora
podbiegł do Profesora i zaczął go cucić. Wszystko działo się szybko, za szybko.
Chciałem podbiec do Neri, a zarazem zatrzymać Profesora, bo widziałem, że
ona zajęła się panelem. Mogła to wszystko wyłączyć, przekierować.
- Zatrzymuję
przekazywanie wirusa. Nie wypompuje tego, co już jest! – krzyknęła.
- Zostaw to! – Profesor
się poderwał, rzuciłem się na niego, próbując zatrzymać go chociaż na chwilę.
Nie umiałem się bić, więc to jedyne, co przyszło mi do głowy. Zachwiałem go,
nie był masywnym człowiekiem, więc stracił równowagę i poleciał do przodu.
Starałem się go przytrzymać, ale po chwili Sora chwycił mnie i odrzucił na bok.
Profesor podniósł się i podbiegł do konsoli. Neri zdążyła zatrzymać wirus, ale
nie była w stanie chociaż odrobinę zmniejszyć wiązki. Pozostało tylko jedno
wyjście. Pogodziłem się z nim już wtedy, kiedy Sora nam o nim powiedział.
- Odejdź od konsoli! –
wrzasnął Profesor – Wszystko
zepsujecie!
Wtedy
padł strzał. Na śnieżnobiałym fartuchu Profesora pojawiła się, szybko rosnąca,
czerwona plama. Sora patrzył na nią z przerażeniem, które rzadko kiedy można
było u niego zaobserwować. Spojrzałem w kierunku prawych drzwi, skąd padł
strzał. Zobaczyłem postać w kombinezonie, która trzymała wcześniej
upuszczony przeze mnie rewolwer. Przez zasłonę na twarz widać było oblicze
Carlosa. To właściwie ostatni obraz jaki zapamiętałem w ludzkiej postaci. Potem
padł strzał i poczułem coś, co znałem jedynie ze snów – uczucie rozerwania i
nagły mrok…
*
Neri:
Zdołałam
jedynie odłączyć wirusa i zainicjować samozniszczenie. Ziemia była zakażona,
ale wiedziałam, że dzięki mojej reakcji, zatrzymałam chociaż to. Spowolniłam –
to było lepsze słowo. Zrobiłam też wszystko, żeby wirusa nie dało się ponownie
wprowadzić do ziemi, chociaż czułam, że do tego, musiałabym wszystko zniszczyć.
Gdy spojrzałam na postęp wiązki zdałam sobie sprawę, że z tym nie da się
nic zrobić. Satelity były gotowe do pobierania dusz, a dzięki tej wiązce, miało
to być natychmiastowe. Mogliśmy ja jedynie zniszczyć, ale nie wiedziałam, gdzie
Bobru miał rewolwer. Nie miałam czasu się rozglądać, starałam się jakkolwiek
zatrzymać piekielną wiązkę, ale nie umiałam. Profesor biegł w moją stronę i
właśnie wtedy padł strzał. Zanim jego ciało padło na podłogę, zauważyłam tylko
postać w drzwiach, która mierzyła w moim kierunku. Widziałam jak pocisk trafia
w wiązkę, a ta momentalnie zaczyna się rozszerzać i wybucha. Następnie
zapadła dławiąca ciemność…
*
To był
Carlos. Gdy tylko się obudziłam, usłyszałam te słowa w swojej głowie. Skąd to
wiedziałam? Czemu akurat ta myśl? Czy chodziło o postać w drzwiach? Byłam tego
prawie pewna. Tylko skąd wiedziałam? Co się stało? Gdzie była wiązka i panel
kontrolny? Czułam się taka lekka… Spojrzałam na swoje ręce i zauważyłam coś
przerażającego. Były półprzezroczyste. Nie czułam swojego ciała… Rozejrzałam
się po pomieszczeniu, zdając sobie sprawę, że to dalej jest instytut. Wszystko
jednak było podniszczone, zupełnie jakby budynek stał opustoszały od lat.
- Pięknie wyglądasz – powiedział
ktoś, chociaż nie słyszałam go normalnie, a raczej tak, jakby był gdzieś w
mojej głowie. Czy tak teraz działał mój słuch? Byłam duchem? Ucieleśnieniem
energii życiowej? Mój analityczny umysł starał się znaleźć odpowiedź na
pytanie, ale nie potrafił.
- Spójrz przed siebie
– poprosił ten sam głos. To był Bobru. Równie przezroczysty i delikatnie
unoszący się nad ziemią.
- Ukochany… co się
stało? – zapytałam. Chciałam przenieść się do przodu i zdałam sobie sprawę,
że moje ciało wydawało się być tak delikatne, jak liść na wietrze. Mogłam je
powoli przesuwać do przodu, ale było to niecodzienne uczucie. Zauważyłam
również, że mój głos wydobył się normalnie z moich ust. Nie słyszałam go w
głowie, a normalnie, przy użyciu uszu.
- Nie mam pojęcia.
Ostatnie co pamiętam to wybuch… Cieszę się, że nie jestem sam. Jeżeli to życie
po śmierci, to będąc z tobą, niczego się nie boję – powiedział, tym razem
normalnie. Jakim cudem usłyszałam go wcześniej w głowie? – Słyszę twoje myśli! Pomyślałaś teraz o tym, jakim cudem usłyszałaś mnie
w głowie?
To było nieco przerażające, ale pokiwałam głową. Podeszliśmy
do siebie niezgrabnie i wtedy zdałam sobie sprawę, że nie możemy się nawet
dotknąć. Przelecieliśmy przez swoje powłoki, jakby ich nie było. Jedynym
znakiem, który jakkolwiek wskazywał na to, że tu byliśmy, był delikatny opór
powietrza.
- Widocznie jesteśmy
jakąś połączoną strużką energii. Pytanie co z Profesorem. Carlos strzelił w
wiązkę?
- Na pewno w nią
trafił.
- Widziałem to… twoimi
oczami…
Cokolwiek
się działo było dziwne. Czułam się jakbym miała dostęp do wszystkiego, co było
w jego głowie. Miałam dużo więcej wspomnień, które mieszały mi się z
moimi… To było nietypowe, ale ciekawe uczucie. Nie mieliśmy form cielesnych. Byłam
prawie pewna, że to było związane z wybuchem, ale czemu tu dalej byliśmy?
Czy to jakiś ukryty nadajnik? A może coś nas zatrzymało? Do głowy przyszły mi
od razu amulety z Tsenretu. Nie byliśmy w sali z wiązką, więc nie mogłam tego
sprawdzić.
- Witam wam serdecznie
– ten głos nie należał ani do Bobra, ani do mnie. Znałam go. On też, czułam
to. Do sali wszedł Sora. Być może to było oczywiste, a może nasze miny
zdradzały niecierpliwość i tysiące pytań, bo przeszedł od razu do
tłumaczenia – Na pewno macie mnóstwo
pytań, więc skrótowo zaraportuję państwu wszystko, co się działo przez ostatnie
trzy miesiące. Właśnie tyle trwała państwa nieobecność.
Zobaczyłam,
że na dłoni ma bandaż. Bobru też zwrócił na to uwagę. Sora nie krwawił, po co
mu to było? To wydawało się tak nienaturalne, jak piaskownica na pustyni – po
prostu rzucało się wyraźnie w oczy.
- Zapewne pamiętacie
sytuacje, w której Carlos strzelił w wiązkę. Zgodnie z planem to zatrzymało
proces. Pani udało się spowolnić i wyłączyć wirusa. Ale po koeli. Po
wystrzeleniu, eksplozja nie oszczędziła nikogo w tym budynku. Nastąpiło
natychmiastowe rozszczepienie wszystkich pracowników. Ich esencje uciekały na
moich oczach. Pamiętałem jednak o furtce Kovak. Trzymałem się planu i kiedy
zobaczyłem, że was wciąga to wyciągnąłem amulety. Udało mi się was uratować.
Czułem się zobowiązany, bo to ja naraziłem was na niebezpieczeństwo.
Przynajmniej tak mogłem odpłacić się wam, za to wszystko. Nie mam pojęcia, co
stało się z Carlosem, ani z Profesorem. Straciłem ich z oczu, a muszę przyznać,
że taka dawka promieniowania zawiesiła mnie na jakiś czas. Obiekty z tsenretu,
w których są dusze, nie mogą być obok siebie, bo mogą się połączyć. Stąd
powstał skutek uboczny, który z pewnością państwo odczuwacie. Wspólne myśli,
wspólna świadomość. Udało mi się użyć jednego z projektów Profesora do
przytrzymania esencji życiowej, powiązanej z Tsenretem na Ziemi. Nie
zostaniecie pochłonięci przez satelity, ale póki co nie byłem w stanie
przygotować dla państwa nowych ciał. Myślę, że to trochę zajmie, a może być
nawet nierealne. Pomińmy póki co ten temat. Przejdźmy do raportu sytuacji na
świecie…
Słuchałam
go uważnie. Zachowywał się trochę inaczej. Czy te trzy miesiące, samotnie, na
tym żywym cmentarzu, mogło wpłynąć na jego świadomość? To było nieco
przerażające.
- Przez trzy miesiące
sporo się zmieniło. Chociaż wybuch zniszczył większość systemów tego miejsca,
wciąż mogę monitorować sytuację satelitów oraz tego, co dzieje się na całym
świecie. Wirus, który na potrzeby komunikacji postanowiłem nazwać wirusem S,
zaraził prawie całą ludzkość. Dzięki pani brawurowej reakcji, wirus nie został
wpompowany w takiej dawce, w jakiej planował to zrobić Profesor, ale zdążył
skazić planetę. Jego efekty miały być śmiertelne w przeciągu miesiąca, a według
aktualnych obliczeń myślę, że może zacząć zabijać za… jakieś 30-40 lat. Kupiła
pani bardzo dużo czasu, żebyśmy mogli zareagować. Dodatkowym smutnym bonusem
jest to, że przez to jak rozeszła się wiązka, będziemy mogli zasilać ten
ośrodek przez najbliższe 100 lub 150 lat, nie martwiąc się o zużycie energii.
Kto wie, może nawet dłużej. Zniszczenie wiązki, oprócz spowolnienia całej akcji
ma jeszcze jeden duży plus. Cały proces stał się… delikatniejszy. Przesyłanie
energii życiowej nie jest już tak gwałtowne. Być może… będzie się dało go
zatrzymać. Teraz jednak musimy działać. Mamy zalążek tego, co Profesor nazwał
utopią. Musimy odnowić ten budynek i zacząć pracę, żeby za te 30-40 lat być
gotowym na walkę z wirusem.
- Ale jak mamy z nim
walczyć? We trójkę? Nie mamy nawet ciał, Sora – stwierdził Bobru.
- Właśnie dlatego,
przez te trzy miesiące, oprócz przygotowaniu tej formy opracowałem plan.
Obejmuje odbudowę i punkt zaczepienia, co do walki z wirusem.
- Jaki punkt? – czułam,
że Bobru jest tak samo ciekawy.
- Ludzie. Nie wszyscy
są zarażeni. Nie ma to związku z niczym, co jestem w stanie zrozumieć,
aktualnie uznaje to za losowe, ale coś musi być w ich DNA, co sprawia, że wirus
się nie łapie. Musimy obserwować przyszłe pokolenia i wysnuwać wnioski. Mam
dobre 20 lat, na przygotowanie wszystkiego. 30 to górny limit, którego nie
możemy przekroczyć.
- Jak możemy ci
zaufać? – zapytałam.
- Uratowałem was.
Powiedziałem o planie Profesora i zostawiłem otwarte kajdanki. Profesor
niestety przygotował u mnie pewne funkcje obronne, dlatego musiałem reagować,
ale starałem się robić to tak, żeby zabolało was jak najmniej. Jeżeli kiedyś
staniecie w takiej sytuacji, to koniecznie przygotujcie odpowiednio zapisane
zasady. Nie może być miejsca na luki.
- Te ciała…
- Z początku powinno
być dziwnie, ale z czasem się państwo przyzwyczaicie. Nie muszę też chyba
mówić, że po tym jak Profesor zniknął, zostają państwo moimi przełożonymi.
Odpowiadam teraz przed wami, ja i każda moja wersja.
To była
dobra wiadomość. Czułam się dalej dziwnie, nie mogłam przyzwyczaić się do
nowego „ciała”, ale powoli ruszyłam za Sorą, ramię w ramię z Bobrem. Czekało
nas naprawdę dużo pracy…
*
Przez
kolejne lata robiliśmy wszystko, co mogłoby robić rozbudowane laboratorium, z
jedną różnicą – byliśmy we trójkę. Sora wraz z klonami, musieli zajmować się
wszystkim, bo my nie mieliśmy możliwości niczego dotykać. Działaliśmy trochę
jak skupione dawki powietrza. To było przygnębiające, ale cieszyłam się, ze
dalej żyłam. Instytut wyglądał coraz lepiej. Sora załatwił dostawy materiałów i
sam wszystko remontował, kiedy my zbieraliśmy dane ze świata, badaliśmy
pobierane próbki i obserwowaliśmy rozwój zarazy. Wszystko rozwijało się
wyjątkowo wolno, dając nam coraz to większe nadzieje, na sukces. Profesor zostawił
po sobie masę wiedzy oraz dodatek w postaci milionów dolarów na koncie, ale
naprawy były drogie i wkrótce musieliśmy zacząć sprzedawać energię, którą
mieliśmy, na czarnym rynku. Osoby, które ją kupowały nie zadawały pytań, a
płaciły ogromne pieniądze. I tak nie mieli szans rozgryźć, co za tym stoi. Dwa
razy zrobiło się gorąco. Za pierwszym razem wtedy, kiedy na trop transakcji
wpadł rosyjski wywiad. Byli bardzo ciekawi, skąd mamy taką energię i jak mogą
ją uzyskać. Straciliśmy wtedy jeden egzemplarz Sory. Bardzo się martwiliśmy, że
będą starali się nas infiltrować, ale całe szczęście zgubili nasz trop.
Przynajmniej na razie. Kolejna sytuacja zdarzyła się 28 lat po wybuchu wirusa
S. Na nasz trop wpadł młody chłopak, detektyw, który pod przykrywką kupienia energii,
zaczął węszyć. Przez przypadek dowiedział się o nas trochę za dużo. Od tamtego
czasu ciągle był na naszym tropie. Musieliśmy stworzyć zasłonę dymną, żeby
odwrócić jego uwagę. Chłopak nie wiedział niczego konkretnego, ale jakby jakimś
cudem wpadł na nasz trop, mógł wszystko zepsuć. Obserwowaliśmy go uważnie,
widzieliśmy jakim był dziwnym i zepsutym człowiekiem. To była pierwsza
osoba, którą zainteresowaliśmy się bezpośrednio, mieliśmy na to więcej czasu, a
musieliśmy też uważać. W końcu mógł coś odkryć i nas wystawić. Nie bylibyśmy w
stanie odciągnąć ataków, ale wszyscy myśleli, że instytut badawczy upadł, po
tym jak doszło do niewyjaśnionego wypadku. Było o tym głośno w gazetach, krótko
po tym, jak doszło do wybuchu.
Dzięki
obserwacji Jacoba Robertsona, detektywa, który nas obserwował, znaleźliśmy coś,
co pozwoliło nam na przełom. Pojawiło się światełko w tunelu, nadchodzącej
walki z wirusem. Potwierdzał tendencję, o której wcześniej mówił nam Sora. Chodziło
o przypadek chłopaka, o którym wcześniej nam opowiadał – Oliviera. Olivier był
artystą, u którego Sora odkrył ciekawe właściwości. Nie chcieliśmy wierzyć, bo
wydawało się to nieprawdopodobne, ale Sora upierał się przy swoim. Ostatecznie
zdecydował, że wykorzysta swoją umiejętność zmiany ciała i przyjmie postać,
bardzo podobną do chłopaka. Kiedy to połączyło się z faktem przeanalizowania
Jacoba, zaczęliśmy znajdować kolejne przypadki. Kolejne osoby, które
odpowiadały pewnemu schematowi. W ten sposób projekt ruszył, a my podjęliśmy
decyzję. Tak samo jak 30 lat temu Profesor, tak samo teraz my – zbierzemy grupę
ludzi, najciekawszych przypadków, które znajdziemy i wykorzystamy ich do
własnych celów. To otwierało furtkę zarówno na odzyskanie ciała, jak i na walkę
z wirusem. Tego dnia świętowaliśmy, ustalając listę osób i przygotowując się do
kolejnej fazy planu…
*
Bobru:
Weszliśmy
do pomieszczenia, w którym czekali już na nas wszyscy. Ostatni żywa czwórka.
Właściwie nie była to do końca prawda, ale nie zamierzałem rozliczać własnych
myśli. Stali i patrzyli na ciała pozostałych uczestników. Wszystko było gotowe,
teraz wystarczyło jedynie zacząć działać. Przeprowadzić ostatnią rozmowę i
pomóc im podjąć decyzję. Nie chcieliśmy tego mówić, ale cała czwórka była nam
potrzebna. Mieliśmy wobec nich swoje plany. Jeszcze niedawno nie ustalaliśmy
takich zasad, zebraliśmy tyle danych i materiału, że zarówno odzyskanie ciał,
jak i walka z wirusem, nie wydawały się straszne. Szanse na powodzenie były
nieduże, nie mieliśmy dalej pojęcia, jak zatrzymać wirusa, ale póki co mogliśmy
go spowalniać. Ludzie czuli już pierwsze następstwa, ale było jeszcze daleko od
pełnego rozszczepienia. Mogliśmy to znowu spowolnić… Zatrzymać szaleństwo
Profesora.
- Wiemy, że macie
mnóstwo pytań i uwierzcie, że specjalnie daliśmy wam dostęp do tego
pomieszczenia. Tutaj przetrzymujemy ciała. Zapewne sami już dobrze o tym
wiecie, ale egzekucje to były jedynie projekcje, które przygotowaliśmy dla
podsycenia w was strachu i teatralności. Lubimy pokazy – zaczęła Neri.
- Wykorzystamy je,
zarówno do odzyskania fizycznej formy, jak i walki z wirusem. Chcieliśmy, żeby
to wyglądało inaczej, ale uwierzcie, że te wszystkie ciała to nic w porównaniu
z tym, co nadchodzi. Mycroft starał się to zniszczyć, chociaż teraz też jest po
naszej stronie. Pozostanie w systemie tego hotelu jako świadomość, aż do końca
jego dni. Chociaż wszystkie sprawy poruszymy na samym procesie, to… -
kontynuowałem, dopóki mi nie przerwano.
- Chwila, jakim
procesie? – zdenerwował się Aaron - I dlaczego znowu zaczynamy temat tego dupka?
- Ostatecznym
procesie, na którym odpowiemy na wasze pytania i przekażemy wam nadzieję, która
da wam siłę do walki. Potrzebujemy was, a wy potrzebujecie nas. Profesor kiedyś
chciał stworzyć utopię, w tym celu wykorzystał nas i prawie osiągnął swój cel.
My wykorzystaliśmy was, ale uwierzcie, że mamy do zaoferowania więcej, niż
ktokolwiek na tej ziemi. Macie w sobie potencjał i coś, co pomoże nam
zwyciężyć.
- Co do Mycrofta,
chciał zrobić to, co my zrobiliśmy 30 lat temu. Chciał zniszczyć to miejsce i
skasować wszystkie dane, wypuszczając przy okazji was. Gdybyście wskazali w
ostatnim procesie na kogoś innego niż on, to właśnie tak by się stało.
Bylibyście wolni. Zanim jednak zaczniecie się zastanawiać, dlaczego był taki,
musicie wiedzieć jedną rzecz – ponownie temat przejęła Neri.
- Zamknijcie się! – warknął
Aaron.
- Nie zdradzimy
niczego związanego z twoją przeszłością, Aaron. Musicie jednak wiedzieć, że
Mycroft Goldenwire był śmiertelnie chory. Nie chodziło o wirusa.
- Powiedziałem mu o
tym jakiś czas temu na basenie – Lokaj wszedł do pomieszczenia, wpadając na
jeden z mebli. Pole zakłócające nie pozwalało jego systemowi używać tutaj w
pełni wzroku – Zdecydował nie mówić tego
nikomu innemu. Chyba nawet okłamał w tej sprawie swoją kobietę.
- Pozostało mu
naprawdę mało życia. Mimo wszystko bohatersko chciał pociągnąć za sobą
wszystkich, dając wam fałszywą wolność – wytłumaczyłem – Po tym wybryku postanowiliśmy, że wyjdziemy
krok naprzód. Czas na prawdę.
- Jutro po śniadaniu
bądźcie pod windą przy recepcji. Zabierzemy was na ostatni proces i tak jak
obiecywaliśmy – nikt nie zginie. Będziecie mieli wybór – albo tutaj zostaniecie
na zawsze, albo sprawnie przejdziemy do dalszej pracy – Neri uśmiechnęła
się.
- To będzie wasz wybór
– powiedziałem, po czym opuściliśmy pomieszczenie wraz z Neri. Byliśmy
gotowi na kolejny etap naszego planu. Nie był to już plan Profesora. Był
całkowicie nasz i naprawdę działał. Jutro zaczynał się pierwszy dzień reszty
naszego życia.
-------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Mikołaj G.
1/2
OdpowiedzUsuńCóż obiecałem że będzie teoria to i jest. Będzie to połączenie moich poprzednich teorii, ale będzie też trochę nowości. Dla uporządkowania podzielę ją na części które będą bróbowały odpowiadać na poszczególne pytania:
1. Po co to wszystko i dlaczego akurat zabójcza gra?
2. Co się stało na deptaku, co na nim jest i jak to się wiąże z resztą?
3. Dlaczego to nasza 22 jest porwana?
4. Kim jest Sam?
5. Co się stało 30 lat temu?
6. Co teraz porywacze planują?
Jeszcze zanim zacznę chciałbym zaznaczyć że nie robiłem notatek i jedyne jakie mam są w mojej głowie, więc przepraszam za pomyłki i za momenty w których będę pisał że czegoś nie pamiętam.
1. Znamy już motywację porywaczy więc nad tym nie będę się rozwodził. Uratowanie świata przed wirusem i odzyskanie ciał. Jednak dlaczego zabójcza gra? To że porywacze wykorzystują ją do badania porwanych to oczywiste, ale dlaczego w taki sposób? Czym zwykłe życie różni się od tej gry? Przetrzymywaniem osób w jakimś miejscu wbrew ich woli, oraz zabijaniem. Neri (nie pamiętam w którym to było rozdziale i czy to była na pewno ona) spytała się porwanych czy czują rozpacz. Więc może o to chodzi? (lubię zadawać pytania retoryczne) Porywacze badają duszę, a w niektórych światopoglądach negatywne emocje osłabiają duszę, lub sprawiają że dusza zostaje na Ziemi nawiedzając miejsca w których umarli, lub tam gdzie jest ich ciało, czy jakiś przedmiot który nawiedzają, dlatego sądzę że porywacze zamierzali wyłowić negatywne emocje na porwanych by móc badać jak zareagują ich duszę, na dodatek mogli badać proces odchodzenia duszy od ciała. Jednak zostaje kwestia dlaczego porywacze chcą by powoli odkrywali co się dzieje, przecież jeśli chodziło im o negatywne emocje to przecież bezsilność, strach i niewiedza byłyby im na rękę. To jest raczej oczywiste. Potrzebują by porwani spół pracowali z nimi, więc to by czuli niepewność, a potem powoli zachęcanie ich poprzez ciekawość wydaje się być dobrą strategią (chociaż porywacze widząc to że porwanym już coraz mniej obchodzi co się dzieje zmienili strategie i dali im mylne poczucie wyboru, ale to może być nadinterpretacja).
2. Chodzi mi o ten moment gdy florystka zobaczyła tajemniczą dziewczynę w białym kombinezonie. Florystka znalazła polane na której zasnęła, potem została obudzona przez dziewczynę, która nie poruszała usztami podczas mówienia. Zanim florystka zasnęła nawiązała tajemnicze połączenie z polaną (nie sądziłem że kiedyś napisze takie zdanie). Po jej myślach można wnioskować że robiła to wcześniej. Może florystka jest po prostu dziwna ale czy to nie wydaje się podejżane że po tym widzi kogoś kto gada z zamkniętymi ustami? Czyżby florystka była jakimś medium? Uważam że to prawda. Myślę że to może być powód przez który przeszła przez filtr percepcji. Tą dziewczynę za pomocą tego co teraz mamy możemy uznać za ducha, dotychczas to co zaprzeczało temu był fakt że nie była przezroczysta, ale można to uzasadnić tym że w przeciwieństwie do porywaczy nie jest uwięziona do końca w naszym świecie, tylko pochodzi z zaświatów. Przez to że nawiązała kontakt z florystką mogła komunikować się z nią telepatycznie i być w stu procentach widzialna. Zostaje tylko kwestia dlaczego lokaj się tak zdenerwował gdy florystka pokazała mu kwiatek z tego miejsca. Podczas spotkania dziewczyna powiedziała „To polana. Moja i mojej...“ puźniej zaczęła się śmiać. Kwiaty, duchy, ziemia. Według mnie na polanie definitywnie znajduje się więcej grobów niż ten florystki. Według mnie ta dziewczyna chciała powiedzieć że na tej polanie znajduje się jej i jej kolegów z pracy grób. Dlaczego nie tylko jej? Bo przecież w tym laboratorium umarło więcej osób, a musieli im też zrobić pogrzeb.
Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Ciężko odgadnąć o co dokładnie chodzi bo jednak Peccatorum to wielowątkowa podróż, gdzie wiele informacji jeszcze zostanie przekazanych. Kończymy własnie kolejny rozdział, gdzie prawie wszystko z tych pytań dostanie odpowiedź i na moje będzie miało nawet jakiś sens. Sytuacja Florystki jest o tyle ciekawa, że przeszła przez filtr percepcji, czyli teoretycznie trafiła do miejsca, którego nie miała zobaczyć. Lokaj bardzo gwałtownie zareagował. Musiała naruszyć coś ważnego, ale motyw masowego grobu (300 martwych pracowników) to też sprawa, której nie można olać. Bardzo tajemnicze sprawy, które są tak naprawdę kluczowymi motywami całej powieści. W końcu od tego się zaczęło i na tym się skończy ^^ Ach no i wszystko było dobrze zapamiętane, bardzo się cieszę, że niektórzy tak wnikliwie czytają, to się ceni!
UsuńDzięki za komentarz i czekam na resztę!
Co racja to racja. Udało się wam stworzyć naprawdę rozbudowany świat w którym ciężko jest się domyślić co z jakiego powodu się dzieje (chociaż dostajemy podpowiedzi). Dlatego nawet jeśli zakończenie będzie średnie to i tak się cieszę że udało mi się natrafić na Peccatorum.
Usuń2/2
OdpowiedzUsuń3. Dlaczego to nasza 22 jest porwana?
4. Kim jest Sam?
5. Co się stało 30 lat temu?
6. Co teraz porywacze planują?
Ta część będzie krótsza.
3. To co łączy naszą ekipę zabójców/ofiar/ocalałych jest fakt że wszyscy posiadają talenty, pochodzą z Europy (wyjątkiem może być komunista, bo Rosja leży i w Europie i w Azji) i to że większość miała problemy z rodzicami. Ale pewna trójka ma pewien inny fragment wspulny. Ta trujka widziała osobę martwą. Florystka, pechowiec/ofiara, haker. Florystkę już omówiłem więc teraz zajmę się pozostałą dwójką. Ofiara widział swoją siostrę, a haker ukochaną. Po tym wszystkim skączyli w dziwny sposób. Ofiara zniknął, haker został uwięziony w komputerze, a florystka umarła. Florystka była raz badana w celu uleczenia, ale czy to tylko tyle (więcej pytań retorycznych!)? Może detektyw wiedział o dziwnych umiejętnościach florystki i dlatego ją gonił? Ofiara znikną więc nie wiemy co z nim jest.
Haker jako że jest w maszynie jest pod ciągłą obserwacją. Może reszta też posiada/posiadawała tego typu zdolności i dlatego została porwana? Myślę że u innych te zdolności jeszcze się nie objawiły. Sposób w jaki porywacze wybierali swoje ofiary polegał na wybieraniu ludzi z talentem. Więc uważam że każda osoba z talentem ma w sobie coś z medium. Wirus tylko wspomagał objawienie się tego (florystka była najbardziej chorowita i te objawy pokazywały się u niej najsilniej). Podsumując według mnie powodem wybrania ich jest ich talent który sprawia że mają lepszy kontakt z duchami/energią życiową.
4. Uważam że to Carlos (jedyna osoba do której mówię po imieniu, nie licząc porywaczy jeśli muszę mówić o nich oddzielnie), lub profesor. Znikneli po całym wypadku, oraz znali sposób na przeniesienie swojej duszy do tego typu biżuterii (nie mogę zapamiętać nazwy tego metalu). Chociaż jagbym miał stawiać to uważam że to Carlos bo osoba w prologu która mówiła aktorce o zarażeniu całej ludzkości posiadała tęgą rękę, ale to raczej nie był profesor bo on pod koniec życia był już chudszy, ale może stare problemy wruciły.
5. Cóż teraz już wiemy więc jedyne co dodam to że Carlos i profesor znikneli, a jeden z nich został Samem.
6. 17 ciał, jeden niewiadomy i 4 żywych. Na pewno chcą kontynuować to co zaczęli, ratowanie świata i odzyskiwanie ciał. Ale czy to tyle (obiecuje to ostatnie pytanie)? Prawdopodobnie tak, ale istnieje też możliwość że chcą uwolnić dusze które utknęły podczas katastrofy w naszym świecie i wskrzesić ofiary gry, którą sami wywołali.
Co do trzeciego pytania, to akurat nie będę mocno komentował, chociaż z pewnością jest powód, jedna łączna. Bardzo mi się podoba teoria z widzeniem esencji życiowej. Co do Sama - oczywiście nie spoilerując, to jeszcze się pojawi jego motyw przed końcem (chociaż to już naprawdę koniec). Nie powiem czy będzie aż tak powiązany, ale zarówno los Profesora jak i Carlosa odegra jakąś rolę (większą lub mniejszą). Wszystkie plany się pojawią. Czy będą tak złe? Zobaczymy :D
UsuńDziękuje za komentarz i wczucie w projekt i do usłyszenia w najbliższym rozdziale!
Cóż, podczas pisania 2 części podejrzewałem że mogę pisać głupoty, dlatego właśnie dałem to w takiej kolejności by te które spodobały mi się bardziej były pierwsze, a te pozostałe napisać trochę puźniej. Co do punktów 4, 5, 6 to nie miałem zbytnio pomysłu więc pisałem to co uważałem jako mało prawdopodobne, ale możliwe.
Usuń