EPILOG
Witajcie w ostatnim rozdziale Peccatorum, tym razem naprawdę. Jest to ostatni fabularny post, jaki pojawi się w związku z pierwszą częścią tego projektu. Pamiętajcie jednak, że w najbliższym czasie pojawi się jeszcze zestawienie pytań i odpowiedzi - dopowiedzenie tego, co mogło być niejasne, albo mogło zatrzeć się w pamięci. Uznaliśmy, że tak będzie dobrze, a potem... No właśnie, co dalej? Na pewno projekt zostanie odłożony na półkę na przynajmniej jakiś czas. Ja będę musiał zająć się drugim projektem (Apokalipsa - opowiadanie w klimatach zombie). Nie chcę niczego obiecywać, bo z jednej strony usiedlibyśmy razem do dalszego planowania już zaraz, ale z drugiej strony, wiem, że w przypadku drugiej części nie będziemy się ani trochę spieszyć. Dlatego zobaczymy, jak to będzie. Póki co, prosimy o to, żeby dalej pomagać nam w rozwoju bloga - podsyłajcie bloga znajomym, zadawajcie pytania (odpowiemy na nie w nadchodzącym Q&A), pomóżcie nam dotrzeć dalej, szczególnie do fanów Danganronpy oraz klimatów zabójczej gry. Projekt nauczył nas jak pisać, poznaliśmy wiele zabiegów, sposób opisywania sytuacji, testowaliśmy rozwiązania i mamy nadzieję, że przyszłe projekty będą jeszcze lepsze! Póki co, zapraszam na tajemniczy koniec pierwszej części projektu!
Epilog
Słyszałam
jej śpiew. Przynajmniej tak lubiłam go nazywać. Prowadził mnie. Pomagała też
nieduża, charakterystyczna biała laska, którą wystukiwałam sobie drogę. Nie
widziałam. Taka już byłam. Dzięki temu, że podczas mojego dorastania opiekował
się mną Sora, Neri oraz Bobru, byłam w stanie, poruszać się bez laski, ale
jednak z nią czułam się nieco pewniej. Pozostałe zmysły działały aż za dobrze.
Słyszałam dokładnie oddech idącej obok mnie siostry. Mika miała porażone struny
głosowe. Ledwo mogła się odzywać, a rozmowa z nią ograniczała się do szeptów
oraz melodyjnych dźwięków. Moja bliźniaczka była niczym chodzący metronom,
miała niesamowite poczucie rytmu, a siedząc przy niej czułam jakbym
siedziała przy muzyce w ludzkiej postaci.
Byłyśmy
na misji. Mogło się to wydawać całkiem zabawne, dwie nastolatki, jedna prawie
niema, a druga niewidoma, na tajnej misji. Kto zatrudnia takie osoby i czego
oczekuje? Patrzyłam na to realnie i wiedziałam, że damy sobie radę, ale Mika
była wręcz zbyt pewna swojego.
- Caelum… widzę
korytarz… - jej głos był ledwo słyszalny, ale mój czuły słuch wyłapał
dokładnie każde słowo. Słyszałam jak nasze kroki odbijają się echem do
kamiennej posadzki. Byłam bardzo ciekawa, jak wygląda to miejsce. Nie byłam w
nim już od siedmiu lat. Dokładnie tyle minęło odkąd Neri i Bobru zakończyli
pierwszy etap prac nad uratowaniem świata. Byli wtedy prawie sami, my byłyśmy
małe, chociaż i tak rosłyśmy znacznie szybciej niż normalni ludzie.
- Prowadź. Możesz
delikatnie pokazać mi drogę. Tylko delikatnie – zaznaczyłam. Usłyszałam jak
cichutko chichocze. Wiedziałam aż za dobrze, jak się to skończy. Wydała się z
pomruk. Zwykły człowiek mógłby nawet tego nie usłyszeć, zareagowałby z
pewnością niektóre zwierzęta…Poczułam jak droga pojawia się przede mną. Jej
głos drżał i odbijał się od ścian, pozwalając mi poczuć, jak mógł wyglądać
czekający nas korytarz. Był bardzo, bardzo długi, złożony z płaskich schodków,
idących delikatnie w górę z każdym stopniem. Ruszyłyśmy nim do przodu, zgodnie
z instrukcjami.
Obie
nosiłyśmy specjalne kombinezony. Właściwie w nich przyszłyśmy na świat. Dzięki
swojemu miałam jeszcze bardziej wyostrzone zmysły, a także „widziałam” dźwięk,
dzięki czemu rzadko kiedy dawałam się zaskoczyć. Mika z kolei, miała
kombinezon, który pomagał jej wprowadzać swój głos w drgania. Jej umiejętność
była na swój sposób niebezpieczna, potrafiła osiągnąć dźwięk o takiej
częstotliwość, która wywołuje ból głowy, a może i nawet utratę przytomności.
Parę razy doświadczyłam tego na własnej skórze. Spędziłyśmy całe życie razem,
nie będąc oddzielonymi nawet na moment. Czasami siostra potrafiła doprowadzić
mnie do szału, nie słuchała się, a w przeciwieństwie do mnie była
strasznie dziecinna. Całe szczęście, przynajmniej w takich sytuacjach potrafiła
zachować powagę.
- Siostro… ten
korytarz… nie ma końca… - wyszeptała.
- Wszystko się zgadza.
To korytarz awaryjny, wybudowany około 40 lat temu przez Profesora.
- Tego… Profesora...?
– w jej barwie głosu słychać było zaskoczenie – Oni… rzadko o nim… wspominają…
- Nie dziwię się – powiedziałam
chowając laskę. Korytarz był na tyle prosty, że tylko mi przeszkadzała – W końcu on za tym wszystkim stoi. Powiem ci,
droga siostro, że wydaje mi się, że to on nas powołał do życia. Bobru i Neri
się do tego nie przyznają, ale tak czuję.
- Bobru i Neri…
wiedzą… co robią… inaczej Czwórka… by… do nich nie… dołączyła… - wyszeptała
z trudem Mika. Miała rację. Przez dwa miesiące wystawili 22 osoby na
próbę. Czwórka z nich została do samego końca. To było zastanawiające. Co
prawda obserwowaliśmy grę, którą prowadzili, często nie rozumiejąc, dlaczego to
wszystko przebiega w taki, a nie inny sposób, ale jakimś cudem to zadziałało.
Czwórka nie chciała się w ten sposób ogłaszać, ale wszyscy, którzy byli
zaangażowani w ten projekt, nazywali ich Czwórką Jeźdźców Apokalipsy.
Ocalali projektu Peccatorum, którzy zaangażowali się w tą walkę i stali się z
czasem jej generałami, stojącymi na pierwszym froncie. Czułam inspiracje, kiedy
przy nich przebywałam.
- Widzę… windę… - zgłosiła
mi siostra, ponownie wydając z siebie dźwięk, który poprowadził mnie do przodu.
Pewnym ruchem wcisnęłam przycisk, czując wokół niego coś miękkiego. Niepewnie
przejechałam po tym palcami.
- Nieźle zarosło – przyznałam.
Mika nie odpowiedziała, chociaż cały czas wydawała delikatne dźwięki, które
mówiły mi o wszystkim, co w danym momencie czuła. Teraz była zaciekawiona
otoczeniem. Hotel Peccatorum, wbrew pierwotnym założeniom, stał się pustym
miejscem, w którym nie prowadziliśmy już badań. Powstał pomysł, żeby
zorganizować następną grę, złożoną z 22 osób, zebrać więcej danych, a być może
nawet powtórzyć wyczyn Profesora i stworzyć grupę badawczą, która żyłaby tym
miejscem. Bobru i Neri nie potrzebowali już ciał innych, bo udało im się
odzyskać te, które stracili lata temu, podczas wybuchu. Mogłam sobie tylko
wyobrazić jak wyglądali, ale czułam ich radość i to, jak ogromną motywację im
to dało.
Wsiadłyśmy
do windy. Mika wcisnęła przycisk. Był stary i nieco zaśniedziały, dało się
usłyszeć różnicę, kiedy ocierał się o swoją otoczkę. Słyszałam jak drzwi się
powoli zasunęły. One były znacznie cichsze, sunęły pewnie, jak dobrze
naoliwiony mechanizm. Czyżby były używane? Winda ruszyła na górę. Słyszałyśmy,
że windy w hotelu były bardzo szybkie i ciche. Mogłam potwierdzić oba te
stwierdzenia. Ale nie to było naszą misją. Przyjechałyśmy tutaj, żeby
skontrolować dziwną aktywność. To wyglądało zupełnie, jakby ktoś poruszał się
po ośrodku. Dodatkowo chciałyśmy tutaj wrócić, po jeden z przedmiotów, który
teraz bardzo mógł się nam przydać. Chodziło o sygnet. Sam w sobie nie był
wyjątkowy, chociaż przez pewien czas należał do pewnego iluzjonisty… Chodziło
jednak o to, że wykonano go z tsenretu, a jego wnętrzu był schowany niespokojny
duch, który przyjął imię „Sam”. Moi twórcy przez długi czas zastanawiali się,
co z nim zrobić i postanowili spróbować się czegoś o nim dowiedzieć. Podobno
był bardzo niebezpieczny, dlatego miałyśmy ze sobą specjalną walizkę wykonaną
ze mieszanki różnych stopów, umożliwiających nam bezpieczny transport
artefaktu. Znajdował się on w szafce w recepcji. Podobno Sora zostawił go tam
po śmierci Carmen Alvare. Chociaż Bobru i Neri badali temat esencji życiowej od
40 lat to dalej nie rozumieli, czym właściwie był ten demon, który siedział w
pierścieniu. Wiadome było, że był niebezpieczny. Carmen Alvare znalazła sygnet
przez zupełny przypadek, tuż po śmierci Ethana Incredible, a ten mocno na nią
wpłynął. Sprawił, że nie dość, że była chorowitą nosicielką wirusa, to jeszcze
musiała zmagać się z demonem. Teraz urosła wręcz do rangi męczenniczki. Aaron
Masayoshi, jeden z Czwórki, chodził na jej grób każdego wieczoru, nie pomijając
nawet jednej nocy.
- Strasznie… hałasuje…
- stwierdziła Mika. Winda dojechała na miejsce. Poczułam zatęchłe
powietrze, a także fale dźwięku, które Mika wypuszczała żeby zorientować się w
terenie i pomóc w tym mi. Zachowałyśmy ciszę. Słyszałam coś. Złapałam Mikę za
dłoń, dając jej bezdźwięcznie znać, że nie jesteśmy na tym korytarzu same.
Ktokolwiek tutaj był, musiał wiedzieć o naszej obecności. My byłyśmy cicho w
przeciwieństwie do windy, która narobiła sporo hałasu. Byłyśmy uzbrojone
w podręczne ogłuszacze, które do złudzenia przypominały paralizatory, z tą
różnicą, że nie wymagały długiego ładowania, a także były znacznie bardziej
skuteczne i ciężej było się przed nimi obronić.
Mika
wychyliła się pierwsza. Korytarz na pewno rozgałęział się na prawo i na lewo,
ale czułam też, że gdzieś na prawo ode mnie znajdowało się zejście w dół, a
także schody prowadzące na górę. Poznałam to po drganiach w powietrzu oraz na
ziemi. Wtedy to usłyszałam.
- Uważaj! – krzyknęłam
i strzeliłam w kierunku, skąd pochodził dźwięk. Usłyszałam skrzypnięcie i metaliczne
drapnięcie. Ktoś odbił wystrzelony „pocisk”. Usłyszałam jak Mika stęka, a
następnie upada. Świst ostrza.
- Ani kroku dalej! – głos
napastnika był nieco zachrypły, ale pomimo agresywnego wydźwięku był na swój
sposób spokojny – Nie chcę nikogo
skrzywdzić!
Nie podeszłam bliżej. Po prostu zasłoniłam uszy i tupnęłam.
Poczułam mocne drganie, które natychmiast wybiło mężczyznę z równowagi.
Wykorzystałam ten moment i wystrzeliłam kolejny pocisk. Ten trafił. Spięcie
było słychać wyraźnie. Mika wstała i dwoma krokami doskoczyła do niego,
powalając go…
*
Dosiadłam
chłopaka i wybiłam mu włócznie z rąk. Caelum stała obok. Zerknęłam w jej stronę
dwa razy, żeby upewnić się, że moja ukochana siostra jest cała. Nie
wybaczyłabym sobie, gdyby było inaczej. Całe szczęście nie zdążył jej ranić.
Pożałowałby tego. Chwyciłam go za nadgarstki. Byłam dosyć silna, żeby go
przytrzymać, chociaż zaczął się wierzgać. Był ubrany jak dzikus, uznałam to za
przezabawne. Poza krótkimi spodenkami i obdartą bluzką miał na twarzy ogromną,
drewnianą maskę. Była tak długa i szeroka, że mogłaby służyć za deskę
surfingową. Wyobraziłam sobie jak na niej pływam. Chociaż ja nie umiałam
surfować. Zanuciłam pod nosem, właściwie bez przerwy wydawałam z siebie
dźwięki. Dzięki temu czułam, że żyję, mogłam funkcjonować.
- Nosi… maskę… - wyszeptałam.
Moje struny głosowe były porażone. Nie mogłam krzyczeć, a nawet normalnie
rozmawiać. Jedyne na co było mnie stać to szept. Z drugiej jednak strony,
mogłam zmieniać barwę, natężenie i częstotliwość dźwięków, które tworzyła moja
zniszczona krtań. Uwielbiałam to i nie przeszkadzało mi, że byłam nieco
wybrakowana.
- Zdejmij ją i
przeskanuj go – powiedziała twardo. Moja siostra była twardzielką.
Pamiętałam ten jeden moment, kiedy siedem lat temu, jedna z uczestniczek
zabawy, Carmen, pokonała filtr percepcji i mnie znalazła. To właśnie Kali mnie
wtedy uratowała. Moja ukochana Caelum. Najcudowniejsza siostra, którą kochałam
całym sercem.
Zrobiłam
tak, jak mnie o to poprosiła. Zablokowałam dłonie nieznajomego kolanami,
zabawnie przy tym jęknął, po czym zsunęłam mu maskę. Nie było to najprostsze,
ale w końcu zobaczyłam jego twarz. Miał bardzo długie czarne włosy oraz zarost,
który sprawiał, że przypominał małpoluda, chociaż wśród tej gęstwiny ukrywała
się delikatna, chłopięca buzia. Nie wyglądał na złego, nawet się trochę
uspokoił. Pogroziłam mu palcem i sięgnęłam po skaner. Umieściłam go przed jego
twarzą i nacisnęłam przycisk. Urządzenie zamigotało, a na panelu pojawił się
rezultat. Kliknęłam, żeby system przeczytał go na głos.
- Osoba to… Alan
Dantes. Ważne informacje: były członek projektu Peccatorum.
Wewnętrznie zagwizdałam. Słyszałam jak moja siostra łapie
powietrze. Jej białe włosy wyglądały naprawdę pięknie. Cała była śliczna.
Spojrzałam na Alana. Sporo o nim słyszałam.
- Ty jesteś Alan… - zaczęła,
a w jej głosie słychać było nawet delikatne zaskoczenie. Coś rzadkiego, jak na
nią.
- Nie używałem tego
imienia od lat… Kim wy jesteście? – zdziwił się.
- Zejdź z niego Mika.
A ty nie rób niczego głupiego – od razu posłuchałam się siostry.
Chłopak
wstał powoli i sięgnął po swoją włócznię, oraz leżącą obok maskę.
- Jestem Kali, a to
jest Mika. Pracujemy dla Peccatorum… tak samo jak ty. Z tego co pamiętam,
dostałeś pewne zadanie siedem lat temu…
- Właśnie dlatego
tutaj jestem – powiedział, a w jego głosie słychać było zmęczenie i
ekscytacje. Jego ciało pokrywały tatuaże. Wyglądał ładnie – Znalazłem go.
- Mam nadzieję, że nie
mówisz o pierścienie Sama? – zapytała chłodno – Miałeś inne zadanie. Przecież…
- Pierścień Sama? Nie,
nie… Oni wypuścili mnie i miałem dla nich kogoś znaleźć. On jest tutaj. Na
dole.
Nie byłam pewna o kim mówią. Nie interesowałam się za bardzo
takimi szczegółami, żyłam chwilą i tym, co miałam zrobić w danym momencie,
a nie jakimiś dziwnymi tajemnicami.
- Chwila… Tutaj? W
hotelu?
- On tu jest,
dokładnie na wysokości biura. To takie charakterystyczne pomieszczenie w tym
budynku. Jako jedyne ma dwa korytarze. Tam prawie 40 lat temu zaczęło się to
wszystko. Sporo się dowiedziałem podczas moich podróży. Zresztą pamiętam to
pomieszczenie aż za dobrze, tam był ten gwóźdź. Do dzisiaj nie rozumiem,
dlaczego on jest taki ważny.
- Co to znaczy „na
wysokości biura”? – zirytowała się Kali. Grzecznie pozwoliła mu dokończyć,
ale słyszałam w jej głosie, że cierpliwość się jej kończyła.
- Znalazłem komnatę.
On jest tam zamrożony. Właśnie wracałem to zgłosić, to miejsce to ruina, więc
przyszedłem do recepcji i wtedy usłyszałem was.
- Nieprawdopodobne… - wyszeptała
moja siostra – On był tutaj? Przez te
wszystkie lata?
Alan
kiwnął głową, a po chwili zdał sobie sprawę, że Caelum go nie widzi, więc
rzucił pospiesznie – Tak, tak!
Przynajmniej na to wygląda.
- Zaprowadź nas tam.
Wsiedliśmy do windy. Cały czas bacznie go obserwowałam,
wydając z siebie delikatne fale. Czułam, że był spięty, a chociaż było to
zabawne, to wolałam, żeby nie zrobił niczego głupiego. Dojechaliśmy na miejsce.
Całe miejsce było zarośnięte, chociaż wyglądało to bardziej na kamuflaż, niż
dzieło matki natury. Ono miało wyglądać na opuszczone. Przeszliśmy przez nieco
ciężko chodzące blaszane drzwi i weszliśmy w lewą odnogę. Przenosiłam
wzrok między tajemniczym Alanem, a moją siostrą. Wprowadził nas do wnętrza.
Pomieszczenie sprawiało wrażenie
całkiem nieźle zadbanego, chociaż efekt psuły książki porozrzucane na ziemi.
Poczułam się przytulnie, przypominało to mój pokój. Nie uważałam, żeby
trzymanie porządku było specjalnie ważne. Wolałam wygodę. Alan ruszył w stronę
ściany, z której wystawał gwóźdź. Był charakterystyczny, od razu rzucał się w
oczy.
- Mogę mieć do was
pytanie?
- Pytaj – rzuciła
Kali.
- Kto przeżył? Od
siedmiu lat go szukałem i nie kontaktowałem się przez ten czas… z nikim. Czasami
mam wrażenie, że Lok… znaczy się Sora mnie obserwował, ale nigdy go nie
widziałem na własne oczy. To było tylko przeczucie. To miejsce jest puste, więc
podejrzewam, że zgodzili się na współpracę. Kto przeżył?
- Cztery osoby. Aaron,
Olivier, Julia i Elizabeth.
Moja siostra była dużo mądrzejsza ode mnie. Czasami mnie tym
onieśmielała. Teraz jednak nie mogła zobaczyć tego, co widziałam ja, a na
zarośniętej twarzy Alana pojawił się piękny, szczery uśmiech. W kącikach
oczu zatańczyły łzy… Złapałam go za rękę. Drgnął zaskoczony, ale nie odskoczył.
- Wszystko… z nimi…
gra… - starałam się jak najbardziej pobudzić struny do działania, ale
wiedziałam, że i tak pewnie mnie nie zrozumiał. Nie zapytał jednak drugi raz.
- Bardzo się cieszę – powiedział
drżącym głosem – Nawet nie wiecie… Tak
czy siak. To jest to miejsce. Niestety, żeby to otworzyć, trzeba…
Zamachnął
się. Instynktownie sięgnęłam po broń, ale to nie było potrzebne. Alan dźgnął
się gwoździem. Nawet przy tym nie jęknął, chociaż widziałam, jak kolec przebija
się po drugiej stronie. Krew po mnie pociekła. Ściana odskoczyła i odsunęła
się, pod naporem jego nacisku. Odsłoniło się nieduże pomieszczenie, w którym w
oczy rzuciły się dwie rzeczy. Pierwszą był zwinięty, żółty skafander, który
wyglądał, jakby leżał tutaj od lat. Drugim był ogromny, prostokątny pojemnik
puszczający intensywne niebieskie światło. Poczułam chłód. Było tutaj strasznie
zimno. W środku zbiornika znajdował się mężczyzna. Wyglądał na stosunkowo
młodego i był szalenie przystojny, chociaż jego perfekcyjną sylwetkę psuł
widoczny garb rysujący się pod zmrożonym ubraniem. Wchodził do środka w
pośpiechu, bo znajdował się w dziwnej pozycji.
Wyglądał
bardzo specyficznie, nosił nawet fartuch. Na jego plakietce było napisane
Carlos Mastah.
KONIEC
------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Wszystkim, którzy poświęcili chociaż chwilę na przeczytanie tej powieści. Dziękujemy za pomysły, zaangażowanie oraz rady i pomoc. Nauka wyciągnięta z tego jest niesamowita. Dziękujemy również Naszym Patronom. Do usłyszenia w sesji pytań i odpowiedzi niedługo - zadawajcie pytania w komentarzach poniżej!
Aktualni Patroni:
- Mikołaj G.
Troche krótko. Nie było to zbyt satysfakcjonujące zakończenie.
OdpowiedzUsuńTaka natura epilogów, ale nie szkodzi, każda opinia się liczy, przy kolejnych epilogach pomyślimy jak to można poprawić!
UsuńDziękuję bardzo za komentarz
Zakończenie nie jest złe tylko co stało się na końcu z Alanem bo nie mogę tego ogarnąć...poświęcił się czy tylko w jakiś sposób zranił żeby otworzyć pomieszczenie?
OdpowiedzUsuńZranił się o gwóźdź żeby otworzyć pomieszczenie z komorą. Samo znaczenie gwoździa i całej sytuacji pojawi się w Q&A. Jest to dosyć ważny element, który siłą rzeczy, nie został aż tak dobrze wyjaśniony
UsuńDzięki za komentarz!
(part 1/2)
OdpowiedzUsuńNajważniejsza rzecz. Gratulacje, Bombu! Mimo wielu przeszkód, niedogodności, błędów i przerw, Ty jednak uparłeś się, dotrzymałeś słowa i napisałeś Peccatorum. Za to wielki szacun, taką wytrwałość się ceni. Mam nadzieję, że wiele się nauczyłeś podczas tej przygody i jeśli nadal planujesz drugi "sezon" to wyciągniesz z tego doświadczenia to co najlepsze i pozbędziesz się tego co najgorsze.
Jeśli chodzi o drugą część… mam pewne obawy. Nie sądzę, aby zwiększanie liczby postaci było jakkolwiek dobre. Sam zauważyłeś (przy okazji postaci Sandry), że niektóre postacie nie mogły zabłysnąć bo były przyćmiewane przez inne, mniej interesujące, postacie. Co wydaje mi się, że wręcz nie powinno mieć miejsca i nie mam bladego pojęcia jak do tego mogło dojść. Jak dla mnie lepiej będzie przystać na mniejszą ilość, ale dobrać je o wiele lepiej i wykorzystać ich wszystkie możliwości, aby ten problem znowu nie powstał.
Na pewno cieszę się, że osobiste zakazy znikną w dwójce. Dla może trzech/czterech postaci mogły być napędem w fabule, ale dla całej reszty okazały się zabójcą całego charakter lub odebrały możliwość właśnie zabłyśnięcia. Najlepszym przykładem byłaby chyba Audrey, Sandra, czy moim zdaniem nawet Julia.
Jeśli postać miała jakikolwiek zalążek charakter, to szybko po pokazaniu czegoś ciekawego, umierał. Np. taki Jacob. No właśnie, charakter. Postacie praktycznie go nie miały. Większość z nich da się opisać jednym czy góra dwoma słowami. Miały dosłownego kija w dupie. Nie miały ludzkich odruchów, zachowywały się zwyczajnie debilnie. Ich głupota, ślepota i nieumiejętność rozpoznania najprostszych zagadek itp. była tak sztuczna, że czasami łapałem się za głowę i zastanawiałem czy to w ogóle da się być tak nieogarniętym.
Co na pewno chcę zobaczyć to więcej researchu, więcej researchu i jeszcze raz więcej researchu. Trochę bolą takie podstawowe pomyłki jak np. ta ze szczepionką i antyciałami w niej, czy nawet w ostatnim rozdziale: mutacja, która uodparnia ich na wirusa. Nie wiem czy źle to przeczytałem czy źle było opisane, ale wynikałoby, że nigdy nie mieli styczność z tym wirusem, co nie ma żadnego sensu. Aby taka mutacja wgl. mogła wystąpić, ciało MUSI mieć styczność z rzeczą, na którą się uodparnia. Zastanawiam się również jakim niby cudem działa ta "moc" jednej z tych sióstr. Skoro jej struny głosowe są zniszczone, niemożliwym jest aby wytwarzać drgania. Nasz głos jest tworzony przez drgania strun głosowych właśnie i zwyczajnie nie trzyma się to kupy. Czasami wystarczy nawet mniej niż pięć minut na wygooglowanie czegoś i poprawienie głupiej pomyłki, którą chciało się zrobić. Wiem, że jest to niby sci-fi ale bez przesady. Dobre Science-fiction ma być oparte na nauce i się nią bawić, a nie całkowicie ignorować i tworzyć nowe zasady.
I jeśli o to chodzi, bardziej już bym wolał uwierzyć, że lokaj może się po prostu teleportować niż w to, że do każdego rurociągu dorobili malutkie rurki, w których podróżuje w formie kulki. Brzmi jak bardzo dużo zachodu na strasznie niepraktyczny sposób przemieszczania się. Tak samo nie podoba mi się połączenie sci-fi z paranormalnych rzeczami. Religijne nazwy mogą pozostać bo dodaje smaczku. Ale tutaj jakiś wysoko rozwinięty kompleks, w którym grasują duchy… które dodatkowo "znają" się na nauce i chcą odzyskać ciała. No nie trzyma się kupy.
(part 2/2)
UsuńChciałoby się napisać, że najlepsze rozdziały to prolog i epilog, ale po tym jak przeczytałem wszystkie błędy w epilogu (logiczne i literówki) uważam jednak, że prolog był jednak najlepszy w tym wszystkim. Postacie miały charakter, pokazały się z ciekawej strony i dało się je polubić. Cała reszta rozdziałów im dalej szła tym bardziej jałowa była.
Finalna czwórka jest chyba najbardziej nudnymi postaciami w historii zabójczych gier i wydaje mi się, że specjalnie zrobiłeś tak mało satysfakcjonujące zakończenie.
I w sumie też na zakończenie zapytam. Czy ktoś w drugim sezonie będzie Ci pomagał? Patrząc, na wszystkie błędy w rozdziałach wydaje mi się, że zamiast "autorów" pisałeś to tylko ty i nikomu nie chciało się nawet raz przeczytać ich przed publikacją.
Z pewnością trzymamy się założenia, większej ilości postaci i pomieszania postaci gotowych z dobranymi przez ludzi. Jak każda inna opinie, przyjąłem do wiadomości, chociaż nie całkowicie się zgadzam. Głównym problemem Peccatorum był czynnik ludzki, a drugim stosunkowo ograniczony czas. Oba zostaną odpowiednio ogarnięte przy pracach nad drugim tomem. Co do sprawy z wirusem to styczność miał każdy, oni po prostu byli na to najbardziej odporni, w sumie pytanie ciekawe i pojawi się na Q&A.
UsuńDzięki za komentarz!
Jeśli chodzi o rury i o mocy jednej ze sióstr to radziłbym przeczytać trochę o:
Usuń1. Pomyśle Nikoli Tesli, który polegał na systemie podwodnych rur łączących Ameryke i Europe
2. Broni sonicznej (mogli zamątować w jej gardle mniejszą wersję tego urządzenia)
W sumie wymyślając system rur, miałem w głowie coś innego (wspomnę na pewno w Q&A!), ale z chęcią poczytam o tym :) No i zapomniałem wspomnieć, że głównym celem systemu rur, było zakażenie świata!
UsuńOk dziękuję za wytłumaczenie. Ale przynajmniej to pokazuje że system rur nie jest wcale taki głupi.
UsuńImagine
OdpowiedzUsuńRobisz projekt
Hype'ujesz ludzi konkursem na postacie
Hype'ujesz artami postaci i ważnych wydarzeń
Wybrałeś postacie
Hype rośnie
Ludzie chcą Arty
Dostają niskiej jakości, niestarannie zrobione coś
Ludziom i tak się podoba i chcą więcej
Typowy fandom
Nie dostają
Ludzie nadal chcą
Nie rób artów bo ludzie chcą arty
???
Ograniczasz postacie i zabierasz im cały charakter
Ludzie się domagają tego co im obiecano
Jedyne co im dajesz to ban
Tracisz czytelników i fandom
Profit???
Widzę, że pomimo dalszych próśb temat jest ciągnięty. Nie mógłbym sobie wyobrazić lepszego samo-zaorania, po prostu dziękuję za to, że nie muszę tego tłumaczyć po raz setny :)
UsuńSam nigdy tego wytłumaczenia nie widziałem w sumie, podobno ktoś kiedyś na priva dostał ale jak ta historia wygląda tak na prawdę? Z perspektywy czytelnika ta inicjatywa została zwyczajnie porzucona.
UsuńSamo-zaoraniem jest to że Nazywacie to projektem dwu osobowym kiedy cała robotę robił Bobru
UsuńChciałbym zaznaczyć zanim przeczytasz ten komentarz że to są moje personalne odczucia a propo projektu.
OdpowiedzUsuńProjekt miał bardzo dużo potencjału. Pomysł na zabójczą grę z postaciami zrobionymi przez widzów był ciekawym pomysłem.
Z pozytywów chciałbym powiedzieć że pierwszy epizod razem z pierwszym procesem był bardzo dobrze napisany i w porównaniu do całej reszty projektu wydaje się najbardziej przemyślany.
Poza pierwszym epizodem mogę tylko pochwalić jeszcze twoje chęci do pisania tego i determinacje do skończenie tego mimo że im dalej w las tym gorzej było.
Teraz przejdę do krytyki tego dzieła.
Popełniłeś Bobru bardzo duży błąd pisząc Peccatorum od samego początku, Mindset "Wyjaśni się w następnej części"
W tym jak prowadziłeś historie i przez cały ten projekt było czuć jakbyś to co chciałeś przekazać zostawiasz na później zamiast napisać jedno pełne skończone dzieło.
Większość zagadek i tajemnic które były do odkrycia w tej części miały albo nieciekawe rozwiązania albo były nudne albo absurdalnie głupie.
Przykład. - Jak Lokaj mógł zebrać wszystkie postacie z całego świata?
Wyjaśnienie w rozdziale 55 - NA CAŁYM ŚWIECIE SĄ ZBUDOWANE MAŁE RURKI PRZEZ KTÓRE LOKAJ SIĘ PRZEMIESZCZA ZAMIENIAJĄC SIĘ W MAŁĄ KULKĘ.
A takich absurdów jest coraz więcej im dalej i bardzo trudno brać te historie na poważnie nawet jeśli weźmiemy to za SF.
Chciałbym też skrytykować to jak autor podszedł do postaci.
Tutaj chciałbym zaznaczyć że autor się bardzo inspirował Danganronpą. Do tego stopnia że postanowił pożyczyć motyw z animowanego sequela do Ronpy 2 gdzie w killing gamie ludzie dostali zakazy które były śmiertelne.
W Projekcie Peccatorum Bobru dał każdej postaci zakaz który w każdym przypadku był śmiertelny dla charakteru każdej postaci. I tu przykład Audrey
Audrey która była wybuchową wygadaną Babką która zapowiadała się na ciekawą i przyjemną postać z powodu Zakazu stała się postacią pustą i bez charakteru.
Sandra miała być tak naprawdę damską wersją Samfu która miała romansować z wszystkimi i mieszać w grupie i na swój sposób ich kontrolować. A wyszło że była tylko żartem i splunięciem w twarz osobie która wysłała tą postać.
Nie jestem fanem dawania siebie jako postaci do własnego opowiadania. W Apokalipsie miało to sens ponieważ to po prostu była co by było gdybyś żył w apokalipsie zombie.
Jednak w tym projekcie dodanie postaci o imieniu BOBRU nie pasuje do antagonisty i nie czuć ani trochę powagi ani szacunku do tej postaci. Dlaczego tak uważam? Proszę spojrzeć na imiona wszystkich innych postaci w projekcie. Mamy tu SORE, NERI i BOBRU. Myślę że wszyscy mieliby więcej szacunku do tych postaci gdyby nie były one nazwane po was ale żeby był jakiś hint że to wy. Np Pani N i Pan B (Sore można zostawić bo w sumie spoko imię ale mi sie kojarzy źle z wieloma anime)
Mam nadzieje że do następnego projektu w tym formacie weźmiesz postacie na które faktycznie masz pomysł I będziesz w pełni szczery ze sobą że dasz radę napisać te postacie wykorzystując ich pełny potencjał.
O dramach w fandomie nie będę wspominał Bo było to pisane wielokrotnie pod innymi rozdziałami.
Właśnie na personalne odczucia liczyłem, widząc komentarz od danej osoby. Projekt był wzorowany na uniwersum Danganronpy, to już było wspominane, ba, co więcej pierwszy epizod był najbardziej Ronpowy ze wszystkich, bardzo dobrze, że się podobał. Myślę, że projekt ma jako takie zakończenie. Ta historia się skończyła. To co pozostało to bardziej furtka niż jakaś ideologia typu "wszystkiego dowiecie się w tajemniczym drugim tomie", ale może powinno tych motywów być jeszcze mniej, albo powinny rozwijać się dopiero w drugim tomie.
UsuńW drugim tomie/części na pewno nie będzie samych postaci stworzonych przez ludzi, za ciężko zbudować fabułę, do której będą pasowali. W sumie więcej zdradzimy, jak nadejdzie na to czas i będziemy pewnie rozwiązań (czyli pewnie przy drugiej turze naboru).
Racja o dramach nie ma sensu wspominać, także pomijam całkowicie ostatnie zdanie!
Dzięki za komentarz!
Pierwszy raz od dawna zamierzam skomentować Peccatorum. Będzie to streszczenie wszystkich moich odczuć przez całość trwania projektu. Postaram się zrobić to jak najbardziej obiektywnie (sama opinia w sobie oczywiście jest subiektywna) i skomentować tylko samą treść, nie patrząc na wszelkie konflikty między nami występujące po drodze. Omówię wszystkie postacie i fabułę oraz same przemyślenia na temat końcówki.
OdpowiedzUsuńKońcówka była... nijaka. Skończyło się i tyle. Można było to zrobić o wiele ciekawiej, o wiele lepiej. Postacie które przeżyły są zwyczajnie nudne, zabrakło faktycznego antagonisty (Mycroft się nie liczy) oraz linii nieporozumienia między postaciami przez co końcówka była strasznie jałowa, mimo wszystko wierzę że Mycroft byłby lepszym wyborem jako ocalały.
Może teraz trochę o postaciach. Moimi ulubionymi byli Goldenwire, Robertson i Clarisse. Jak wiele razy powtarzałem, zakazy były totalnie niepotrzebne, a niektóre nawet potrafiły w całości zepsuć postać. Będę wymieniać po kolei postacie i ich ,,grzechy'' chociaż pisałem ci w wiadomości prywatnej kiedyś co mi nie pasuje w kim, to wolę żebyś miał wszystko rozpisane w jednym miejscu.
Raphael de Caumont - pierwszy morderca, idealny kandydat, nie mam wątpliwości że był odpowiedni.
Dismas Hardin - biedny chłopiec, który nie dostał rozdziału, było mi go szkoda ale cóż, ktoś musiał odpaść i on był dobry do bycia pierwszą ofiarą.
Rewolwerow Piotrowicz Iwaszow - był świetny, charyzmatyczny, rozpoznawalny i cieszę się że nie przeżył na tyle długo, żeby się zbytnio zmienić. Podobał mi się.
Olivier Naess - tutaj nie wypowiadam się jako twórca, lecz jako czytelnik który lubuje się w niecodziennych sposobach myślenia. Postać artysty została zniszczona, całkowicie usunęliście jego charakterystyczność przez co na koniec został ,,common Joe''. Daliście mu słuch, ale po co? Totalnie nie było związku z tym motywem. Mógł mówić, jednak notes totalnie wystarczył. Tak jak mówiłem wcześniej, mogliście zostawić go jako martwego i wskrzesić kogoś innego, jeśli usunięcie jego talentu, no bo jak inaczej to nazwać , było częścią planu to był on zwyczajnie słaby. Jeden z największych downgradów Peccatorum, przykro mi.
Audrey King - Drugi z największych downgradów Peccatorum. Jej zakaz był bardziej śmiertelny niż gwóźdź w biurze, nie oszukujmy się. Nie zostawiłeś na niej suchej nitki, była pustą powłoką postaci, która świetnie zapowiadała się w prologu i pierwszy rozdziałach, dodatkowo jej egzekucja była najdziwniejsza co niestety w tym przypadku równa się najgorsza w całym Peccatorum. Wszyscy wiemy, że Audrey King zasługiwała na więcej, a jej zakaz wydawał się fajny tylko na papierze.
Jacob Robertson - moja ulubiona postać w całym Peccatorum. Przykład skrajnego zakazu, który nie zniszczył charakteru postaci, ba, nawet dodał mu smaczku. Mój ulubiony detektyw spośród wszystkich przewijających się w gatunku ,,killing game''. Pomysł na postać, wykonanie i obecność w fabule - owacje na stojąco ode mnie.
UsuńSandra Evans - trzeci z największych downgradów Peccatorum. Tak samo jak w przypadku poprzedniczek, wszystko wykoleił zakaz. Tak jak kiedyś sam mówiłeś, utonęła w morzu postaci takich jak Samfu, Jacob czy Alice. Mogło być lepiej, ale nie zamierzam narzekać na coś, co sam kiedyś tłumaczyłeś.
Lily Eucliffe - Lubiłem Lily tylko w czwartym epizodzie. Przez trzy epizody była dodatkiem do nieistniejącej Sandry. Czwarty epizod nadał jej nowego sensu aż do śmierci i uważam to za dobry wybór. Trzymanie suicidal Lily i krępowanej przez zakaz Sandry mijało się z celem. Nie mój typ postaci, ale znam osoby które lubił ją przez całość trwania projektu.
Jacob Andrew Samfu - przyznam szczerze, że jest mi obojętny. Był tam u niego character development i to całkiem spory, ale nie podszedł mi. Na początku go lubiłem, lubiłem jego rywalizację z Jacobem i relację z Audrey, ale nie podeszła mi zbytnio przyjaźń Samfu - Yama. Był okej.
Yamaraja Ellis - autor tak na siłę próbował zrobić z niego cool postać, że mi zbrzydł. Miał być manipulatorem, a mało co robił, raczej to on był manipulowany. Może gdyby miał bliższą relację z kimś innym i ciekawszym i Samfu.
Cecily Britt - charakter aktorki był taki, że go nie było, a musiała go udawać - brzmi trochę jak większość postaci Peccatorum the character. Była mi obojętna.
UsuńJayden Asselman - ostatecznie po wszystkim uważam, że Ethan był faktycznie spoko postacią. Miał swój charakter, trzymał się go, motyw z demonem był naprawdę spoko, no cóż, dobrze napisana postać.
Maksymilian Kowalski - był dziwny, ale miał swój urok. Zbytnio mi nie podszedł, sam nie wiem czemu. Fajnie, że taka postać była, ale robiła tak mało, że po pewnym czasie na 100% o niej zapomnę.
Wendy Vela - najnudniejsza postać, kiedyś mnie denerwowała, ale z biegiem czasu stała się takim pustakiem i nic nie wnoszącą postacią, że trzymanie jej do końca było duuuużym błędem. Wątek jej romansu z Mycroftem jest mniej ciekawy niż romans villagerów w minecrafcie. Haker tak bardzo na niej stracił, jednak nadal wyszedł jako jedna z lepszych postaci.
Agatha Liddell - była. Przez pierwsze sześć epizodów nie zrobiła nic, po czym zabiła Wendy i zabrała spotlight. Chciałbym ją polubić po tym jednym epizodzie, ale nie jestem w stanie. Zdecydowanie była lepszą postacią niż Wendy czy Carmen.
Alan Dantes - polubiłem go jako postać. Był fajnie pokazany jako zwyczajny człowiek w bardzo niezwyczajnej sytuacji. Rozdziały z jego perspektywy były przyjemne, bardzo ludzkie, ale przede wszystkim nie były nudne. Wątek jego i Alice był jednym z lepszych w Peccatorum i strasznie mi się podobał. Cieszę się, że Alan żyje i jest najlepszą postacią wśród ocalałych.
Alice Clarisse - jedna z lepszych postaci w Peccatorum. Od początku wiedziałem, że będzie z nią coś nie tak i się nie zawiodłem. Szkoda, że tak bardzo było to zaznaczane. Wątek z Alanem miodzio, więcej takich.
Mycroft Goldenwire - Jedna z moich ulubionych postaci. Na początku znienawidzony, potem ukochany. Gdyby postać Wendy nie istniała byłby o wiele, wiele lepszy. Character development po śmierci jego dziewczyny był strasznie, strasznie fajny.
Carmen Alvare - była. Charakter miała jaki miała, po prostu była jałowa, jak reszta, jednak bardziej delikatna. Jej śmierć to była czysta formalność, ale nie polubiłem jej na tyle, żeby było mi z tego powodu przykro.
Julia Mayer - od pewnego momentu była całkiem płytka. Na początku była samotniczką, ironiczną kobietą bez przyjaciół. Jej bycie filarem było trochę zabiciem tej dziewczyny, chociaż relacja z Olivierem mi się podobała. Co więcej mogę powiedzieć, pasuje do reszty zwykłych ocalałych.
Aaron Masayoshi - postać informatyka była jedną z ulubionych moich na początku, potem się zepsuła. Stała się trochę nudna, płytka i tyko romans z Carmen go odratowuje. Fajnie, że relacja z Mycroftem nie była taka czarno-biała, bo faktycznie przez ten fakt polubiłem bardziej Hakera.
Elizabeth Goodwynn - farmaceutka była okej. Jej charakter też gdzieś zanikł po drodze, zostawiając pustą powłokę taką jaką byli inni, ale jej relacja z Alanem była urocza i mam nadzieję, że się jeszcze spotkają.
Może słów kilka o samej fabule. Nie jestem fanem Sci-fi ani fantastyki, więc po prostu do mnie nie trafiła. Tak jak komentarze wyżej, nazwa porywacza BOBRU trochę nietrafiona, bo wydaje się być strasznie groteskowa w porównaniu do powagi jaką emanuje projekt. Myślałem, że wraz z końcem pierwszej części odpowiesz na wszystkie pytania a nie zostawisz do dwójki, której powstanie jeszcze nie tak dawno temu stało pod znakiem zapytania. No cóż, to tyle. Trzymaj się, Bobru. Mam nadzieję, że wyciągniesz z tego projektu wszystko co najlepsze i ludzie którzy wyślą postacie do dwójki będą mieli lepiej niż my, starzy wyjadacze Peccatorum 1 ;)
Końcówki mają to do siebie, że albo bardzo się podobają, albo nie. W sumie nie wiem jaki byłby lepszy sposób na skończenie Peccatorum, nie wątpię, że wymagałoby to innego poprowadzenia fabuły, postaci... ach, cała masa decyzji. Tak czy siak, oryginalny zamysł został dotrzymany, a uważam (i to od razu daję jako radę) trzymać się zamysłu rękami i stopami. Zmiany w fabule w środku pisania po prostu nie wyjdą dobrze. Wszystko się rozsypie.
UsuńW sumie o postaciach już kiedyś trochę popisaliśmy (nawet prywatnie), ale myślę, że w tym przypadku mam trochę inne spojrzenie. Oczywiście budowanie fabuły wokół postaci, które zostały wykreowane przez kogoś było jakimś pomysłem, ale ciężko było na nich zbudować intrygę (chociażby ten brak porządnego antagonisty na koniec), także to jedna z większych lekcji od samego Peccatorum. No, ale, co do samych postaci, to jak dla mnie ulubieńcami byli (przez cały projekt właściwie) - Maks, Alan i Aaron. Kobiece postacie jakoś mnie nie porwały, żadna nie była takim czymś, co dopasowałbym mocniej do zabójczej gry. Alice miała fajny zamysł, ale ogólnie to na pewno kadra męska mi się bardziej podobała.
Oj wyciągnąłem z tego projektu na pewno dużo i to już jest moje. No i mimo wszystko nie elitaryzowałbym tak uczestników żadnej części! Doprowadza to tylko do niepotrzebnego zdenerwowania się i brania wszystkiego strasznie poważnie!
Dzięki za komentarz!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńElitaryzowanie się to bardzo mocne słowo, a niestety sądzę , że jest wręcz przeciwnie. Z własnych przemyśleń jak i z rozmowy w innymi twórcami postaci uznaję, że nieco lepiej by mi się czytało gdyby nasze postacie się nie dostały. Nie byłoby takiego niesmaku po zmarnowanym potencjale
UsuńNie wiem, ale czytając pewne komentarze mam wrażenie, ze starają się oni na siłę wszystko krytykować. Uważam ze w historii powinno dążyć się do spójnej i logicznej fabuły, ale nie powinno się zapominać również o frajdzie którą chce się przekazać czytelnikowi. Ja się dobrze bawiłem i mi to wystarczy.
OdpowiedzUsuńAkurat nie mogę się wypowiedzieć, czy postacie zostały źle niektóre przedstawione w porównaniu z zamierzeniem autorów, bo moja mi się bardzo podobała. Chociaż szkoda, że umarła, no ale pisze tak tylko, bo byłem jej autorem. xD
Alice nie miała dużo swoich chapterów, ale była chyba najbardziej aktywną postacią jeśli chodzi o wątki fabularne. Gdzie mogła, to dorzuciła swoje 3 grosze. Postaram się też spróbować wysłać zgłoszenie postaci do drugiego sezonu, bo świetnie się bawiłem, ale nawet jeśli się nie dostane, to nadal będę śledził projekt, bo po prostu mam frajdę z jego czytania. :)
Napisanie jakiekolwiek krytyki = KRYTYKOWANIE WSZYSTKIEGO NA SIŁĘ
UsuńProjekt się skończył i klepanie Bobra po plecach pisząc że nic złego nie zrobił podczas pracy mu nie pomoże w rozwoju.
^+1 plus wszystko, co inni napisali to konstruktywna krytyka oraz to ich opinia, jak ty nie widzisz tyle negatywów co reszta to nie oznacza to, że szukają wad na siłę.
UsuńCzemu zaraz na siłę? Nie mamy prawa do wyrażania swojego zdania? Zostały opisane te złe jak i te dobre rzeczy, więc jak dla mnie nie powinno być z tym żadnego problemu
UsuńBardzo się cieszę, że się podobało i opowiadanie sprawiło chociaż trochę frajdy! Alice pisało mi się na pewno ciekawie, była postacią, która miała bardzo dużo roboty. Wprowadziła do hotelu prawdziwy Zamęt! Tak czy siak, życzę powodzenia w drugiej turze.
UsuńDziękuję za komentarz!
1/x Przepraszam, jeśli pojawi się dziwny spam lub przypadkowe odpowiedzi do kogoś, ale boję się, że coś spieprzyłem postując to xD
OdpowiedzUsuńDwa lata. Jesteśmy starsi o dwa lata od początku Peccatorum, bogatsi o doświadczenia te istotnie oraz takie, których aż szkoda komentować w każdych dziedzinach życia. Ach ten czas… Szybko leci. W sumie od prawie dwóch lat również prześladuję was niemal co dzień w różnych miejscach w internatach, jednak to nie jest miejsce na tego typu refleksje, przejdźmy do ważniejszych spraw.
Zacznę może od epilogu. Przyznam, że trochę mnie zawiódł, głównie przez powrót Alana, na którego liczyłem w związku z drugą częścią jako jedno z tych większych pytań. Do tego, moim zdaniem napisanie tego rozdziału z perspektywy pierwszoosobowej zdradziło nieco za dużo o postaciach jak na etap ich wprowadzenia. Uważam, że znacznie ciekawszy efekt można byłoby osiągnąć stosując narrację z trzeciej osoby, żeby do większego stopnia zachować ich tajemniczość.
Ogólne wrażenia z większą lub mniejszą regularnością zawierałem w komentarzach pod rozdziałami, natomiast jeśli chodzi o zarys Peccatorum, powiem tak, na pewno jest to przyzwoite miejsce do pracy na przyszłość. Jakiś fajerwerków nie było, ale wciąż powstał ok schemat fabularny, który doskonale posłuży jako baza do ulepszenia przy następnej części. Wiadomo, należy zawsze dążyć do rozwoju :D. Przyczepiłbym się chyba jedynie do ekspozycji, która wrzuciła zbyt gwałtownie w ten świat, jednak wydaje mi się, że kiedyś rozwinąłem to i moje zdanie się raczej nie zmieniło do tej pory, że stopniowe przedstawianie postaci oraz całego, z braku polskiego słowa nazwę to „setting”, jest zabiegiem bardziej przyjaznym dla odbiorcy. Albo w sumie, dodam coś jeszcze o zakończeniu. Jak wyżej zasugerowałem, mogło wydawać się lekkim zawodem, zabrakło tego „kopa”, czegoś co zostawiłoby nas by bardziej nie móc się doczekać dwójki. Osobiście czuję się jakby historia urwała się i zaraz miał wyjść kolejny rozdział, który pociągnie ją dalej, a nie następna część i wbrew pozorom nie wspominam o tym jako ściśle negatywnym aspekcie. Tak sobie myślę, że w pewnym sensie części wyszły w złej kolejności, ta jest prequelem do kolejnej, która lepiej dałaby sobie radę jako pierwsza xD.
Teraz parę słów o ogólnej logice. Pozwolę sobie przy tym posłużyć opiniami innych, przez co od razu muszę zaznaczyć, że choć mogą znaleźć się w tej wypowiedzi komentarze do niektórych wpisów, to nie próbuję ich atakować, jedynie biorę to jako przykłady do czegoś co chciałbym omówić. Świat przedstawiony w powieści nigdy nie jest światem rzeczywistym, niezależnie jak bardzo wydaje się go przypominać. Z tego powodu, elementy, które z naszej perspektywy są nierealne lub nielogiczne, mają rację bytu w fikcji, rzecz jasna, jak długo ich funkcjonowanie jest konsekwentnie rozpisane, mają znaczenie dla fabuły lub po prostu spełniają zasady logiki świata przedstawionego. Weźmy na przykład sposób podróżowania po świecie Lokaja. Absolutnie nie widzę w tym nic absurdalnego. Powiem więcej, to może być ciekawym wątkiem do rozwinięcia. Nawet teraz, pisząc ten komentarz jestem w stanie wymyśleć kilka potencjalnych wytłumaczeń dla funkcjonowania tego systemu, a nie specjalnie się staram: profesor miał nad sobą jakąś potężną organizację, która zrzeszała przywódców najbardziej wpływowych państw i to powstało z ich wsparciem (potencjalny nowy antagonista); czy świat na zewnątrz hotelu jest naprawdę komputerową symulacją i nad tym wszystkim jest kolejna warstwa (co spokojnie może wprowadzić i wytłumaczyć więcej „efektów nadprzyrodzonych” bez potrzeby wchodzenia jakkolwiek w naukę). Do pewnego stopnia jestem w stanie zrozumieć, że ten motyw może wydawać się niepoważny jak na gatunek, ale to również da się usprawiedliwić. Profesor nie dostał aż tak dużo swojego backstory, jednak wydaje mi się, że dostaliśmy coś o jego potencjalnym byciu mało dojrzałą osobą i kompleksach, co można wykorzystać jeszcze gdzieś dalej w jego innych wynalazkach, dalej kreując jego postać.
UsuńTutaj nagle uleciała mi myśl, więc jakże płynnie przejdę do imion. Bobru i Neri mogą równie dobrze być nazwiskami. Nie znamy pochodzenia tych postaci ani w gruncie rzeczy żadnych innych szczegółów na ich temat. Jak na moje, zwłaszcza Neri spokojnie przeszłaby, a z Bobrem mogłoby być trochę trudniej, mimo to, nadal kupiłbym taką wersję, gdyby została zaprezentowana. Zresztą, kto do cholery powiedział, że te postacie faktycznie tak się nazywają? Nawet jeśli są ukazane w tej powieści w ten sposób, równie dobrze w następnej części może się okazać, że tutaj „ocenzurowano” ich prawdziwe tożsamości z jakiegoś powodu. Ech, trochę szedłem z zamierzonego tonu wypowiedzi, ale już trudno. Poruszyłem te kwestię jako podstawę do ostatniego mojego mędrkowania pod tą częścią, ponieważ chciałbym podzielić się pewną myślą, której zrozumienie zajęło mi osobiście zbyt długo niż jestem z tego dumny. Nie tylko konsekwencja jest najlepszym przyjacielem pisarza, bo logika idzie z nią w parze i jej twardość zależy od opisywanego świata. Jak długo świat i zawarta w nim historia nie są kompletne, nie da się w pełni pojąć granicy tej twardości, tyczy się to obu perspektyw – odbiorcy i nadawcy tej wiadomości. Chętnie przekazałbym to sobie samemu sprzed 2 czy 3 lat :/
Przez to rozproszenie wydaje mi się, że mogłem o czymś zapomnieć, ale załóżmy, że to prawie wszystko co chciałem przekazać. Z całą pewnością mam pozytywne wrażenia o całokształcie Peccatorum i na pewno chętnie zapoznam się z następną częścią jak powstanie. W porównaniu z początkiem, widać wyraźny postęp (jeśli udało mi się dorzucić do tego procesu choćby małą cegiełkę, jestem z siebie dumny). Mam nadzieję, że nie spoczniesz na laurach i wymodzicie z Neri dwójkę, która będzie tylko rosła w siłę <3. Kończąc, pozwolę sobie zaproponować, żebyście inaczej przemyśleli rekrutację do następnej części. Już w gronie 22 osób jest za gęsto, żeby każdy otrzymał swoją epicką i wyjątkową postać jaką sobie wyobrażał, więc przy większej grupie te problemy mogą tylko narastać. Może inna forma naboru lub ograniczenie dostępności do niego?
UsuńA więc, po raz ostatni pod częścią, GREKy się odmeldowuje. Na odchodne zadam jeszcze tylko pytanie, lub raczej wyzwanie. Postaraj się przejrzeć tekst i pomyśleć, dlaczego wybrałeś takie, a nie inne rozwiązanie do tego motywu i co chciałeś nim osiągnąć. Chętnie przeczytam taką analizę choćby jednego epizodu, żeby zaspokoić moje formalistyczne fetysze :P. To ten tego, niechaj pomyślne wiatry prowadzą twe pióro na dalszych stronicach i te sprawy. Kurczę, czuję się jakbym żegnał się już tak permanentnie xD. No cóż, teraz moja kolej przejąć pałeczkę w tej sztafecie… ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCholera, myślę, że się zgodzę i do tej "długiej" listy błędów i pomyłek (z których naukę wyciągnę na pewno), zdecydowanie dodałbym ten epilog jeżeli chodzi o jego formę. Alan mógł być niewiadomą, tak samo mogły nimi być niezwykłe dziewczyny oraz postać Carlosa. Wydaje mi się (na ten moment), że postawiłem trochę za dużo na ten epilog, w sumie sam nie wiem czy ze względu na podsycenie ognia przed dwójką, czy pewne zagubienie na koniec pisania... Stanęliśmy na pewno przed ogromnym wyzwaniem - nowy gatunek, który jak dla mnie jest wybitny do przedstawienia w formie audio-wizualnej (jako chociażby dobrze znana visual novel). Opisywanie procesów, gdzie schematy były zaczerpywane z Danganronpy, eksperymentowanie (szczególnie w ostatnich epizodach), wielokrotna pierwszoosobowa perspektywa... Było tego dużo, z każdego wyciągnąłem naukę, starając się walczyć z terminem (który sam sobie narzuciłem) oraz wieloma zabiegami, które były dla mnie rzutem na głęboką wodę. Dwa lata temu, takie wymyślenie złożonej fabuły było dla mnie większą fikcją, niż cholerne rurki Lokaja :D A jednak uważam, że może rzeczywiście bez fajerwerków, ale pokazałem, że mogę, jestem w stanie! Co do komentarza o logice, to przyznam, że rozumiem, że wyższe opinie mają w sobie sporo goryczy przelanej przez personalne problemy, ale nawet biorąc pod uwagę, że świat przedstawiony rządzi swoimi prawami, w życiu nie pomyślałbym, że chociażby pomysł z rurkami jest przesadą. Imiona/kswyki/nazwiska czy czymkolwiek można określić porywaczy to w sumie coś, gdzie można było pokusić się o jakieś epickie personalia, ale nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób. Jedyne czego bałem się mocno to błędy logiczne (chyba żadnych większych potknięć, niż napisanie, że "Alan siada przy kimś innym" nie widziałem) oraz opisywanie choroby (research, researchem, ale to po prostu złożone zagadnienie, gdzie chciałem też dodać pewien element fikcji).
UsuńMyślę, że na pewno byłeś ważną postacią w etapie kształtowania, może nawet nie Peccatorum jako powieści (chociaż to też), ale mnie jako pisarza. Nieraz wyciągnęliśmy z Neri dużo z korekt i pisząc kolejne rzeczy, zwracam uwagę na znacznie więcej rzeczy, na które wcześniej nie poświęcałem ani trochę czasu.
Nabór na pewno będzie trochę inny. Wydaje mi się, że Peccatorum zostało źle odebrane, przez co szybko zarówno zapał Twórców, jak i odbiór "właścicieli" postaci narobił sporo smrodu. Peccatorum to nigdy nie była powieść interaktywna. To po prostu opowiadanie, w którym ludzie udostępnili gotowe wzorce postaci, z których musieliśmy wytworzyć historie. Niemożliwym (i nawet nie zamierzanym) było wprowadzenie głębokiej współpracy na poziomie Autor - Twórca Postaci. To po prostu nierealne i niewygodne, szczególnie przy tak dużym projekcie.
Postaram się zawrzeć pewną analizę w ostatnim poście (zapowiadanym Q&A) do którego przysiądę na dniach. To będzie taka pisarska spowiedź. Mimo wszystko miło jest usłyszeć takie zestawienie słów, jakie właśnie przeczytałem w tych komentarzach. Dało mi sporo do myślenia i pokazało pewien kurs. Obiecuje przy okazji nadrobić "DN", bo mam w pełni na to teraz czas.
Dziękuje za wszystko co było i będzie. Do przeczytania!
W końcu nadszedł czas epilogu i końca tej historii. Więc moja kolej na opinię. Ja się ograniczę tylko do plusów i minusów tej serii, oraz do mojego pytania do Q&A
OdpowiedzUsuńPlusy:
+7 pierwszych epizodów ;)
+Zagadki które ciekawiły czytelnika przez kilkanaście rozdziałów (np zakaz niektórych osób, co Alice ma w skrzynce, kim jest Alan, Co się dzieje z Carmen?)
+Procesy klasowe <3
+Dobrze rozbudowane postacie (te które zdobył czas na rozbudowę :P )
+Dobrze przedstawiona postać jaką stworzyłem ;)
Minusy:
- Mam wrażenie że epizody po śmierci Alice i ucieczce Alana były już takie puste :/
-Czas po jakim wyjaśniały się niektóre sprawy i wątki, sprawiał że zapomniałem już czasami kiedy to było i o co chodziło
- Rozdziały lokaja....
Jako twórca postaci byłem z projektem od początku, więc dla mnie były to dobre 2 lata :D
Pytanie na Q&A - Sądzę że to pytanie na którzy wszyscy czekali... tzn ja najbardziej JAKIE BYŁY ZAKAZY SAMFU I YAMY?!
I czekam na Pecca 2 zobaczymy jak wtedy będzie, ja już postać mam naszykowaną ;)
Bardzo fajnie i praktycznie przedstawione plusy i minusy! Oczywiście żadnych się nie czepiamy, ale jestem w sumie ciekawy, dlaczego rozdziały Lokaja się spodobały - w sensie czy po prostu były niepotrzebne, czy w jakiś sposób nudne? Na pewno trochę lepiej rozłożymy wątki i przypominanie o nich (myślę, że to było o tyle bolesne, że rozdziały potrafiły mieć miesiąc przerwy od siebie). Pytania dopisuje do Q&A!
UsuńDzięki wielkie za komentarz!
Ranking postaci:
OdpowiedzUsuń24. Sandra Evans
23. Wendy Vela
22. Agatha Liddell
21. Lily Eucliffe
20. Raphael de Caumont
19. Dismas Hardin
18. Audrey King
17. Yama/Yamaraja Ellis
16. Cecily Britt
15. Rewolwerów Piotrowicz Iwaszow
14. Ethan Incredible/Jayden Asselman
13. Maksymilian Kowalski
12. Lokaj/Sora
11. Bobru i Neri
10. Julia Mayer
9. Elizabeth Goodwynn
8. Carmen Alvare
7. Aaron Masayoshi
6. Olivier Naess
5. Jacob Robertson
4. Alan Dantesa
3. Jacob Andrew Samfu
2. Mycroft Goldenwire
1. Alice Claris
Lista pytań:
1. Co król dram zobaczył za oknem podczas swojej egzekucji?
2. Jak iluzjonista dostał Sama?
3. Kim była Carrie, dlaczego chciała zabić informatyka?
4. Dlaczego ojciec łyżwiarza zabił swojego wspulnika?
5. Czy bycie ofiarą to na pewno talent? Bo nigdzie nie było to powiedziane. Lokaj tylko powiedział że Alan nią jest i tyle. Oraz, czy to wyklucza bycie pechowcem?
6. Co się stało z profesorem i co robił Carlos? To pewnie się rozwiąże puźniej.
7. Jak ta dziewczyna gadała na deptaku? Porywacze powiedzieli że florystka spotkała dwie dziewczyny, a ona w jej perspektywie widziała tylko jedną i to tą prawie niemą.
Bardzo przyjemny ranking, a listę pytań dodajemy do puli na Q&A!
UsuńDzięki za komentarz!
No i oficjalny koniec. Kropka nad i. Chciałem tutaj także walnąć jakiś komentarz, do którego czytania warto by zaparzyć herbatę, ale komentarze wyżej moim zdaniem wyczerpały cały temat.
OdpowiedzUsuńNie będę też się bawił w jakieś rankingi postaci, bo moim zdaniem nie ma to sensu. Rozumiem, że według kogoś niektóre postaci były bezsensownie zrobione albo miały zmarnowany potencjał, ale moim zdaniem jak na pierwszą waszą opowieść nie było źle. Jak patrzę na to wszystko po czasie to moim zdaniem 22 postacie na pierwszą historie tego typu to po prostu za dużo. Nie było szans aby każda była unikatowa i ciekawa biorąc pod uwagę wasze doświadczenie w pisarstwie (jak się okaże, że macie kilka historii na koncie, to wyjdę na ignoranta, sorry!). Jak pod poprzednim rozdziałem też wspomniałem na koniec zabrakło też antagonisty, którego dało się kupić. Brakowało też w tej rozprawie jakiejś nuty tajemniczości. Morderca był znany od początku, więc poza rozwiązaniem wątku Mycrofta i Aarona nic sobą nie reprezentowała. Dodatkowo już wcześniej Porywacze zostali uznani za postacie pozytywne, więc Mycroft wziął nieświadomie na swoje barki miano ostatecznego antagonisty (będę tu nadużywał tego słowa) co jeszcze bardziej zniesmaczyło część czytelników. Nie oszukujmy się, zdecydowana większość czytelników tego bloga patrzy na tą historie przez pryzmat Danganronpy, a ona zawsze przy ostatniej rozprawie miała ten efekt „Wow”, którego tu po prostu zabrakło. Można by rzec, że odsłoniliście karty trochę za szybko.
Dobra, tyle o postaciach, teraz chciałbym wspomnieć o rozprawach. W pewnym momencie stały się po prostu przewidywalne. Mordercy stali się łatwi do przewidzenia, a nie które podpowiedzi były zbyt oczywiste. Mam tutaj na myśli głównie morderstwa popełnione przez Samfu i Cecily. Koncept z morderstwem Alana był ciekawy, ale ciężko było to nazwać rozprawą. Najbardziej przypadła mi do gustu rozprawa numer trzy. Zaważyły na tym moim zdaniem (również) trzy czynniki:
-motyw śmierci detektywa w środku gry. Z perspektywy „ronpowicza”, którym niewątpliwie jestem było to coś nowego i po prostu dobrze wyszło. Szkoda tylko, że wątek Jacoba (nie pamietam czy detektyw był przez y czy nie) został przywrócony do życia pod koniec, bo na fali tamtych wydarzeń mógłby być super.
- Sama rozprawa była dobrze napisana. Brak detektywa był wzięty pod uwagę, postacie błądziły w poszukiwaniu mordercy i sam do końca nie widziałem, kto nim się okaże. Wszystko na plus.
-Scena z gotowaniem Audrey była świetna moim zdaniem. Mam na myśli tę, w której Samfu pyta się kucharki co gotuje w garnku. Była doskonale przemyślana. Była ona hintem w kierunku sprawcy, ale ciężko było go zauważyć (a przynajmniej ja miałem z tym problem). Dla mnie właśnie ten punkt przeważył na przyznaniu tytułu „najlepszej” dla tej rozprawy. Czemu? Posłużę się tu trochę teorią, z którą spotkałem grając i prowadząc papierowe rpgi. Mistrz gry gdy planuje jakiś plot twist musi mieć swego rodzaju „zabezpieczenie” by gracz po sesji nie przyszedł do niego i nie powiedział: ej, to nie miało sensu, nic na to nie wskazywało. Tym całym zabezpieczeniem bywa zazwyczaj jakaś niepozorna scena, która zawiera podpowiedź odnośnie plot twistu. I cały myk polega na tym, hint ma być nie do zauważenia. Dla mnie właśnie czymś takim była ta scena. Nie wiem czy to co napisałem ma jakiś sens (gramatycznego na pewno nie ma), ale mam nadzieje, że zrozumiecie o co mi chodzi.
To by było na tyle z tej nieskładnej końcowej wypowiedzi. Nie mam nawet żadnych pytań, bo zostały one zadane w powyższych komentarzach 😓. Jeśli mnie olśni przed Q&A to dam znać. Na koniec chciałbym jeszcze zacytować słowa Caelum z tego rozdziału, bo moim zdaniem idealnie oddają ducha tej przygody:
„ Co prawda obserwowaliśmy grę, którą prowadzili, często nie rozumiejąc, dlaczego to wszystko przebiega w taki, a nie inny sposób, ale jakimś cudem to zadziałało.”
Ciao
Jak ktoś doczytał Mój komentarz do końca to gratuluje wytrwałości. Strasznie mi się to pisało
UsuńPrzy okazji tylko wspomnę, że odpisaliśmy na Patronite! :D Co do całości, to na pewno możemy wyciągnąć z Twojego komentarza dwa główne pytania/zagadnienia - Rozprawy + Postacie! Myślę, że jak spojrzysz na to z trochę innej perspektywy to powinno Cię zaciekawić, bo zgadzamy się, że w obu przypadkach można postawić zarzuty. Tak czy siak, wszystko wyjaśnimy w Q&A. Rozwinę tutaj jednak motyw zabezpieczenia - to jest świetna sprawa i w takim pisaniu na pewno pokazuje, że twórca zaplanował wszystko i był gotowy od jakiegoś czasu na opisanie takiego, a nie innego wątku. Wbrew pozorom Peccatorum opierało się przede wszystkim na tych wątkach! Często były rozsiane wskazówki (czasami nawet zbyt mocne) i masz absolutną rację, że to jest istotne (przynajmniej my się z tym zgadzamy ^^).
UsuńPrzygotowujemy powoli Q&A, gdzie to wszystko zostanie rozwinięte, dziękujemy za komentarz!
Pierwszy komentarz od dosyć dawna, znak że jakieś zagubione duże wciąż przechodzą przez te wszystkie rozdziały. Sam nie wiem od czego zacząć, piszę po przeczytaniu ostatnich rozdziałów posiadając jeszcze lekki mętlik w głowiei kreując swoją opinię ale uznałem że pisanie tego typu komenatrzy o 3 w nocy będzie wyśmienitym pomysłem. Ale przechodząc to meritum. Podobało mi się, skusiłbym się o stwierdzenie że nawet bardzo. Co prawda największym znawcą dobrego pisania nie jestem ale przynajmiej dla mnie całość była rozpisana i napisana naprawdę poprawnie (nie licząc niektórych błędów w samym tekście choć jestem zupełnie w stanie zrozumieć z czego one wynikają, to niektóre w tym przypadku, jeden zbijał mnie z tropu tak bardzo że musiałem czytać na nowo urywek tekstu kilka razy) miała swoje naprawdę dobre momenty (Rozdział ze śmiercią detektywa który był moim ulubionym, głównie przez emocje i napięcie jakie towarzyszyły mi czytając kolejne linjki tekstu, nie pokuszę się o gdybanie dlaczego ale wyszedł wam wyśmienicie) oraz te gorsze które śledziłem z raczej z mniejszym zaangażowaniem i zalicza się do tego momentu właściwie końcówka całej przygody, ale jak z końcami bywa nie każdemu przypadną do gustu, i pomimo wielkiego plusa z zrobieniem czegoś całkowicie innego dla usprawiedliwienia zabójczej gry to z sam że tak to nazwę filar fabuły nie do końca przypadł mi do gustu choć wciąż było to coś odświeżającego (przynajmniej dla mnie) w motywie zabójczej gry więc jak wcześniej wspomniałem duży plus. A największym plusem w mojej skromnej opinii były postacie, a precyzując relacje rozwijające się w hotelu pomiędzy niektórymi postaciami, bo jak we wszystkim bywa bywały te gorsze i lepsze, jak i trafiło się kilka no cóż, mało potrzebnych, aczkolwiek patrząc na to że cała grupa liczyła 22 osób to zupełnie się temu nie dziwię. Rozprawy jak i same zabójstwa również przebiegały naprawdę ciekawie i raczej na żadnej z końcowych chapterów w rozdziale nie czułem doskiwierającej nudy. Antagoniści jakimi byli do pewnego momentu Neri i Bobru zupełnie mi nie podpasowali, nie jestem pewien czy wynika to z tego że sam pomysł duchów nie przypadł mi do gustu, czy może ich słabego rozpisania, lub zwyczajnego dysonansu jaki odczuwałem przez ich Imiona? Ksywki? A może to jedynie mój gust, anyway nie wypadli oni najlepiej. Natomiast Lokaj i jego rurki które wymykają się prawom logiki (Czytałem komentarze XD) przypadł mi bardzo do gustu i naprawdę go polubiłem jak i jego cały udział w historii (może nie licząc jego yy? bliższej relacji z Agathą) i to nawet na tylę że w późniejszych rozdziałach traktowałem go bardziej jako mistrza gry niż tych którzy faktycznie nim byli. Jedyne czego chyba żałuję to to że przyszło mi czytać to wszystko dopiero po jakimś czasie, jak i dopiero po jakimś czasie odkryłem uniwerum Danganronpy z lekką sugestią mojej dziewczyny i twoimi odcinkami którę chłonąłem taśmowo, najbardziej część pierwszą która chyba już zawsze będzie mi się kojarzyć właśnie z twoim kanałem, ale odbiegłem od głównego wątku. Ekhm czytanie tego i trwanie z projektem na bieżącą byłoby czymś na pewno względnie innym niż zaglądnięcie tutaj już po wielkim finale i fanfarach (Sam finał jak i ostatnie części również wydawały mi się tą najsłabszą częścią całość) przychodząc tutaj już na gotowe zapewne towarzyszły mi inne odczucia jak i spojrzenie na cały projekt (i nawet pominąłem jakieś dramy po drodze). Podsumowując naprawdę cieszę się że jeden z organizacyjnych odcinków Peccatorum wyświetlił mi się pewnego dnia oglądając główną serię a moja ciekawość po raz kolejny mnie nie zawiodła, jak i również nie żałuję tych wszystkich godzin spędzonych w autobusach czy w łóżku rozczytywując się w tym co napisaliście, przyszedłem tutaj bez zupełnie żadnych oczekiwań i nie sądziłem że zabójcza gra w takiej formie jakkolwiek może być udana, a jednak mnie zaskoczyliście dlatego więc mogę w spokoju do 3 zabójczych gier których byłem "obserwatorem" dopisać czwartą. Dlatego jeszcze raz wielkie gratulację no i co, mam nadzieję że widzimy się w części drugiej.
OdpowiedzUsuńOgromnie dziękujemy za przeczytanie i osobiście się cieszę, że pomimo mieszanych odczuć, co do niektórych motywów, Peccatorum pozostawia po sobie raczej pozytywne wrażenie. Na pewno samo w sobie było sporym eksperymentem, który nauczył mnie wielu rzeczy i pokazał, że na pewno jestem w stanie prowadzić taką grę, ale zarazem wiele rzeczy, jak na przykład pośpiech przy pisaniu czy angażowanie w projekt innych ludzi potrafi postawić naprawdę spore wyzwania i całość sprawiła, że jestem dużo bogatszy o doświadczenia, które, miejmy nadzieję, pomogą mi stworzyć jeszcze lepszą, kolejną część. Myślę, że samo jej tworzenie, a przynajmniej początek tego "żmudnego" procesu są już bliżej niż dalej, ale zobaczymy jak to będzie ^^ Tak czy siak mogę zapewnić, że relacje, bieg fabuły czy jej zakończenie na pewno będą jeszcze szlifowane, a ilość informacji, które zdobyłem podczas tworzenia tej części na pewno w tym pomogą :D
UsuńDzięki za komentarz i do zobaczenia pod przyszłą odsłoną!
O matko, byliście wytrwali i dzielni w napisaniu takiej kobyły. Świetna rzecz. Bardzo mnie angażowała, realnie polubiłam postacie, rozwiązania fabularne były ciekawe i często zaskakujące, a moje serce wyjątkowo skradły pomysłowe procesy i zbrodnie. Chyba moim ulubionym pozostanie ten Sandry i Lily, ale uwielbiam też rozprawę Audrey i Jacoba. Naprawdę świetna robota. Dalszych sukcesów, moi drodzy!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że opowiadanie ostatecznie się podobało! Po czasie, na pewno dużo rzeczy bym zmienił, ale postaram się przekłuć to doświadczenie na przyszły opowiadania, żeby osiągnąć jeszcze więcej jako twórca.
UsuńDziękuję za komentarz!