Epizod IX - Rozdział 79: Obrońca (Aaron Masayoshi)
Witamy Was w 79 rozdziale Peccatorum! Napięcie przed procesem rośnie, a pytania się piętrzą. Jest to dosyć krótki rozdział i nie wykluczamy, że na kolejny poczekacie odrobinę dłużej niż 4 dni, ale zobaczymy jak wszystko się ułoży. Ostatnio mamy sporo na głowie, a chcemy dobrze domknąć ten projekt! Także prosimy o ostatnie pokłady cierpliwości, a póki co zapraszamy na kolejny rozdział z perspektywy Naszego ulubionego Informatyka!
Rozdział 79: Obrońca (Aaron Masayoshi)
Pamiętałem
najgorsze chwile mojego życia. Nieudane projekty, na których spędzałem długie
godziny i nieprzespane noce. Uczucie porażki, które zalewały mnie od środka i
sprawiały, że zatapiałem się coraz głębiej w siebie. Byłem zamkniętym obiegiem,
który nie wprowadzał żadnej zmiennej, nie dopuszczał niczego. Potem pojawiła
się Carrie i ona potrafiła znaleźć to, co było we mnie najlepsze. Po parunastu
latach życia poczułem, że w końcu to ma sens. Wszystko zaczynało się układać i
wtedy się rozsypało. Nigdy nie czułem, że powinienem to skończyć, ale znalazłem
się w mrocznym miejscu, z którego nie miałem nawet ochoty wychodzić.
Wolałem tam zostać. Siedziałem tam aż do momentu, gdy poznałem Carmen. Robiłem
wszystko, żeby ją odstraszyć, ale ona wciąż tam była. Nie musiałem być inny,
byłem najgorszą możliwą wersją siebie, a ona przy mnie wiernie trwała. Moje
serce działało jak zawsze, ale dzięki niej przestało pompować toksyny, a
zaczęło dawać mi energię do życia. Dzięki temu odżywałem. Czułem się lepiej.
Moje
życie było jednak jednym, wielkim błędnym kołem. Sytuacja się powtórzyła.
Czułem żal, ból, nienawiść i bezsilność. Carmen leżała w moich rękach. Nie
oddychała. Jej serce nie biło. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Musiałem wstać i
powiedzieć reszcie. Wtedy zacznie się śledztwo, a ona zostanie zabrana na
zawsze. Nie mogłem. Nie chciałem jej zostawić samej, nawet na chwilę. Może ktoś
tu przyjdzie? Siedziałem i powoli przeczesywałem jej włosy. Były takie
delikatne, miękkie. W oczy rzuciła mi się moja bransoletka. Błyszczała
czerwonym blaskiem. Złamałem swój zakaz. Chciałem wierzyć, że to mnie
powstrzymało przed otworzeniem się na nią, ale w głębi wiedziałem, że byłem
tchórzem, a teraz nie było odwrotu. To koniec. Jej już nie było. Zdziwiło mnie
to, że nie byłem zły. Denerwowało mnie tyle sytuacji, a teraz nie było nic.
Delikatnie
odłożyłem ją na bok. Podszedłem do łózka i wziąłem poduszkę, którą podłożyłem
jej pod głowę. Przez moment zapomniałem, co miałem zrobić. Pustka w głowie była
ostatnio czymś znajomym, ale teraz dawała wręcz zbawienne uczucie. Chwyciłem za
klamkę i zanim zdążyłem otworzyć drzwi, ktoś mnie uprzedził. To był Lokaj. Tuż
za nim stała Neri. Przez moment umysł oszukał mnie i zobaczyłem Julię oraz
Oliviera. Byli całkiem podobni. Gdy zdałem sobie sprawę, kto przede mną jest
poczułem dziwne uczucie wstydu. Zupełnie jak dziecko, które zwaliło doniczkę
albo zbiło lampkę i chce ukryć dowód swojej zbrodni, zamiatając resztki pod
dywan. Odruch był bezwarunkowy, nie byłem pewien dlaczego to zrobiłem.
- Muszę znaleźć
resztę. Carmen nie żyje – pustka w moim głosie odbiła się echem po moim
ciele.
- Panie Masayoshi
sprawa się nieco skomplikowała. Niech pan nie traci czasu na szukanie innych.
Nie ma ich tutaj. Mam tutaj raport toksykologiczny oraz plik morderstwa. Jest
pan zdany na siebie. Zostawiamy włączone windy oraz wszystkie inne funkcje.
Jesteśmy zdruzgotani, że doszło do takiej tragedii na cztery dni przed końcem
Państwa pobytu w tym miejscu…
- Chwila! – krzyknąłem,
zaciskając palce na lasce – Co to znaczy,
że jestem zdany na siebie? Gdzie jest Julia i Olivier? Elizabeth? Gdzie jest
ten skurwiel?!
- Niestety, tak jak
mówiłem, musi pan poradzić sobie z tym sam. Reszta uczestników jest
niedysponowana.
- Jak to? Ich też
zabił? Jestem pewien, że to jego sprawka – wskazałem drżącą dłonią w stronę
Carmen – Jestem tego pewien!
- Powtórzę raz jeszcze
– jest pan zdany na siebie. Proszę dokładnie zbadać sprawę i za dwie godziny
spotkamy się przy recepcji, skąd zabiorę pana na salę procesową. Tam zrozumie
pan sytuację. Powodzenia.
Spojrzałem
na Neri, ale ona tylko patrzyła na ciało Florystki. Na jej twarzy widziałem
smutek. Nie byłem na nich zły. Wiedziałem, że wina leży tylko po stronie
Mycrofta. Nie zdążyłem zareagować. To był mój błąd i widocznie sam musiałem
sobie z tym poradzić. Wziąłem oba pliki od Lokaja.
- Wyjdź z pokoju
Aaron. Obiecuję, że się nią zajmę.
- Nie zostawię wam
jej. Ona idzie ze mną – uparłem się. Widziałem jak coś w oczach Neri
błysnęło, ale nie zaprzeczała. Wróciłem do pokoju i z trudem umieściłem ją na
swoich plecach. Była leciutka, chociaż moja noga i tak przeszkadzała w noszeniu
jej bez trudu. Poprawiłem ją i ciężko opierając się, wyszedłem na korytarz. Pokuśtykałem do schodów posadziłem
Carmen na schodach, siadając obok niej. Chwyciłem za plik morderstwa. Ręce mi
drżały.
„Ofiarą dziewiątego morderstwa jest Carmen Alvare, florystka. Umarła o
godzinie 16:03. Jej przyczyna śmierci jest opisana w raporcie toksykologicznym.
Nie umarła od razu po wystawieniu na czynniki zewnętrzne, a sama śmierć
nastąpiła w pokoju Aarona Masayoshiego.”
Sięgnąłem
po dołączony raport.
„Przyczyną śmierci
Carmen Alvare było przedawkowanie silnego stężenia trucizny w organizmie. Toksyna
została wchłonięta przez skórę i doprowadziła do niewydolności organów i
śmierci. Co ciekawe jej śmierć byłaby znacznie szybsza, ale tym, co pomogło jej
w przetrwaniu cennych dziesięciu minut to wirus. Stłumił rozchodzenie się
trucizny po organizmie i doprowadził do spowolnionego działania toksyny. Carmen
ma również ranę na głowie, która została zadana ciężkim, metalowym obiektem, a
także wyłamane dwa paznokcie. Plama krwi na jej ręce, oprócz krwi Carmen
zawierają też krew kogoś innego…”
Spojrzałem na jej dłoń.
Oczywiście nie potrafiłem odróżnić tego gołym okiem, ale przynajmniej
wiedziałem o co chodziło. Druga krew należała prawdopodobnie do sprawcy. Przez
myśl przeszło mi pójście do przychodni i porównanie próbki z jej dłoni z tą,
która Elizabeth zebrała jakiś czas temu, ale to nie miało sensu. Byłem pewien
winy Mycrofta. Całe śledztwo było niepotrzebną farsą, które bolało mnie od
wewnątrz. Przecież proces nie mógł skończyć się inaczej. Wróciłem do czytania.
„ Dodatkowym
aspektem są jej włosy. Są przesiąknięte trucizną, która przyczyniła się do jej
śmierci i mają charakterystyczny zapach zgniłych owoców.”
Ponownie
zatrzymałem się i zbliżyłem do włosów Carmen. Rzeczywiście coś czułem. Musiałem
wiedzieć, co to za trucizna. Odłożyłem oba raporty na bok. Wiedziałem, że i tak
pojawią się na stole w pomieszczeniu z dowodami. Podniosłem się, biorąc
Carmen na plecy i zacząłem wspinaczkę po schodach. Dotarłem do windy i wybrałem
przycisk laboratorium. Tam był zbiór trucizn i leków, które na co dzień
znajdowały się metalową furtką. Po przejściu przez blaszane drzwi położyłem
Carmen na jednym z blatów i podszedłem do strefy, w której chciałem znaleźć
toksynę odpowiedzialną za śmierć Florystki. Nie było to specjalnie trudne,
ponieważ Mycroft nawet nie starał się ukryć śladów swojej zbrodni. Nie miałem
pojęcia, jak udało mu się wyłączyć pozostałe osoby, ale sprawił, że zostałem
sam. To była potyczka pomiędzy nim, a mną. Do głowy przyszła mi pewna myśl.
Mycroft miał zaskakująco dużo do powiedzenia przez większość naszego pobytu w
tym miejscu. Odrzucaliśmy tą teorię, ale teraz miała ona sens. Mycroft
Goldenwire geniuszem pociągającym za sznurki… Mimo wszystko nie potrafiłem w to
uwierzyć.
Brakowało jednej fiolki czegoś,
co nazywało się „Spongia”. Cofnąłem
się do rejestru i wyszukałem tą nazwę. Zajęło mi to kilka minut, ale w
końcu znalazłem. Przeczytałem opis:
„ Silna trucizna,
która w kontakcie z człowiekiem, wsiąka głęboko w skórę i tkanki. Nie ma przed
nią żadnego ratunku, więc należy przy niej postępować z ogromną ostrożnością.”
Czyli to ją
zabiło. Zdałem sobie sprawę, że miałem ją na plecach, a jej włosy były
przesiąknięte trucizną, ale nie czułem żadnych objawów. Ona została poddana
znacznie większą dawce, więc raczej nie miałem się czym martwić, ale mimo wszystko,
postanowiłem na to bardziej uważać. Patrząc na to, że miała truciznę na
włosach, mogło to oznaczać, że ktoś ją na nią wylał. Musiałem znaleźć tylko to
miejsce. Czy to mogła być maszynownia? Haker bez wątpienia używał jej do
ogłuszenia mnie gazem, ale co jeszcze mógł tam zrobić? Postanowiłem to
sprawdzić. Wziąłem Carmen na plecy i ruszyłem przed siebie.
Dotarłem tam po kilku kolejnych,
cennych minutach. Straciłem poczucie czasu, ale wiedziałem, że czeka mnie
dodatkowy komunikat. Noga bolała coraz mocniej, ale dzielnie się trzymałem.
- Nie wypuszczę cię
– wyszeptałem
przechodząc przez blaszane drzwi. W maszynowni jak zwykle panował hałas.
Zębatki oddychały miarowym, metalicznym rytmem, który napędzał cały hotel.
Delikatnie odłożyłem ją na bok, przy wejściu, po czym ruszyłem w głąb
mechanicznego labiryntu. Zastanawiałem się czego właściwie szukam, gdy
zobaczyłem miejsce, które mogło być kryjówką Mycrofta. Leżał tutaj stos
papierków oraz pustych butelek po napojach gazowanych. Obok stały trzy duże
butle, a nad tym wszystkim znajdowały się panele z pokrętłami. Podszedłem
bliżej i zacząłem je oglądać.
To był system wentylacji całego
hotelu. Stąd można było rozprowadzać gaz do dowolnego pomieszczenia. System był
podłączony na pokoje Elizabeth, Oliviera, Julii oraz Carmen. Dodatkowo
połączenia szły do archiwum, przychodni, jadalni, a także czytelni. Mycroft
musiał truć ich czymś przez cały ten czas. Stąd halucynacje i zwidy. Sam zapewne
udawał to, że kogoś widzi, żeby nikt go nie podejrzewał. Dlaczego mnie otruł
raz, a porządnie, zamiast podtruwać, jak resztę? Czym się różniłem? Wszystko
wskazywało na to, że ten atak był wymierzony we mnie. To, że byłem teraz sam,
tylko potwierdzało tą tezę. Podszedłem do zbiorników z gazem. Przeczytałem
etykiety. Nie miałem pojęcia czym były gazy, ale nie brzmiały jak coś, co miało
nam pomóc. Mycroft truł nas z tego miejsca. Zastanawiała mnie ostatnia rzecz.
Gdzie Carmen została zaatakowana? Czy to był pokój na opuszczonym piętrze?
Teraz był otwarty, bo Lokaj miał udostępnić mi wszystkie pomieszczenia, ale
przypomniałem sobie o sytuacji z wcześniej. Jakim cudem pomieszczenie było
otwarte wcześniej? Czy to kolejna sztuczka Mycrofta? Bez przerwy łamał zasady
i uchodziło mu to na sucho. Zamierzałem sprowadzić na niego sprawiedliwość.
Moim jedynym tropem było
pomieszczenie, w którym zginęła wcześniej Alice. Już wtedy zauważyłem, że coś
się tam dzieje. Teraz mogłem się w tym tylko upewnić. Wziąłem Carmen na plecy i
powoli ruszyłem do celu. Gdy dotarłem na miejsce, skierowałem swoje kroki w
stronę pokoju. Ciało zostawiłem na korytarzu, nie chciałem się z nim przepychać
dalej. Poza tym, za każdym razem, gdy na nią nie patrzyłem, miałem wrażenie, że
ona tylko śpi. Jej skóra zrobiła się teraz delikatnie fioletowa, zapewne przez
truciznę, która coraz bardziej uwydatniała się w zastygłym organizmie. Wszedłem
ostrożnie, bojąc się pułapek, ale już po chwili zauważyłem, że to co miało się
tu wydarzyć, się wydarzyło.
Na podłodze leżały dwa ciężarki,
jeden z nich miał widoczną plamę zastygłej krwi. Nad wejściem wisiał
prowizoryczny mechanizm, który zapewne wprowadził ciężarki w ruch. Uderzenie
musiało być mocne, ale nie na tyle, żeby zabić, co najwyżej ogłuszyć. Julia
chciała tutaj przyjść, spotkać się z nim. Ona miała być jego ofiarą, więc dlaczego
zginęła Carmen? Wirus w jej ciele sprawił, że miałem szansę poznać przebieg
wydarzeń, ale nie wiedziałem czy to kara czy nagroda. Wyobraziłem sobie Carmen,
która delikatnie uchyla drzwi, po czym nieufnie wchodzi do środka. Prawie
widziałem, jak ciężarek nabiera tempa i uderza ją w głowę. Wewnętrznie
usłyszałem jak upada na podłogę i delikatnie drga, gdy z jej ciała ucieka
świadomość.
To bez wątpienia było miejsce,
które posłużyło do ich pierwszego spotkania, ale nic nie wskazywało na to, żeby
ktoś wylał tutaj truciznę. Nie było widać żadnej plamy, ani niczego podobnego.
To nie mogło być tutaj. Mycroft ogłuszył ją żeby zabrać ją w inne miejsce.
Jakieś mało odwiedzane piętro… Niestety to była kiepska podpowiedź, w tym
stanie, mało które piętro było często odwiedzane, nie licząc przychodni oraz
archiwum. Jak mogłem to znaleźć. Rozejrzałem się dokładnie, ale nic nie mogłem
znaleźć. Czas uciekał, nie patrzyłem dokładnie, ale byłem pewien, że zostało mi
maksymalnie 15 minut. Zabrałem Carmen i podszedłem do windy. Tym razem wybrałem
drugą kabinę, mając nadzieję, że może tam znajdę jakiś ślad.
Nie myliłem się. W środku, na
panelu z przyciskami, zauważyłem krwawy ślad na dwóch piętrach. Kwadrat
mieszkalny oraz studio fotograficzne połączone z ciemnią. Uśmiechnąłem się,
wciskając to drugie i jadąc w kierunku miejsca, gdzie musiało się coś stać. Dla
osoby, która nie znała Carmen to mogło nic nie oznaczać, a nawet sporo
namieszać, ale ja pamiętałem o jej małym nawyku. Oba przyciski były
zakrwawione, ponieważ ona zawsze myliła piętra. Łzy napłynęły mi do oczu. Ledwo
żywa, dalej zachowała się instynktownie i najpierw wcisnęła piętro, na którym
była, a następnie dopiero kwadrat mieszkalny. Liczyła, że mnie tam spotka i jej
się to udało. Miałem nadzieję, że usłyszała moje słowa.
Zostawiłem Carmen na korytarzu i
wszedłem do pomieszczenia. W głównej części nie było nic, ale gdy doszedłem do
ciemni zauważyłem zniszczoną półkę. Środek pachniał dosłownie tak samo, jak
włosy Carmen. Nie mogłem uwierzyć. To rzeczywiście było to miejsce. Rozejrzałem
się. Zauważyłem krople krwi na podłodze, rzucały się w oczy. Wychodziło na to,
że Mycroft przyniósł tutaj ofiarę, którą polewał trucizną. Carmen, przez swoją
odporność, przeżyła atak i jakimś cudem obudziła się. Próbowała się bronić i pewnie
wtedy go drapnęła. Polała się krew… W głowie miałem coraz pełniejszy obraz
sytuacji. Wszystko do siebie pasowało. Byłem gotowy na proces. Nigdy nie czułem
się tak bardzo zdeterminowany żeby wygrać. Wśród gruzów półki znalazłem również
jeden z paznokci. Schowałem go do kieszeni, niczym trofeum lub pamiątkę.
Po chwili wróciłem na korytarz.
Wziąłem ciało na plecy i zszedłem z nim do recepcji. Lokaja jeszcze nie było na
miejscu. Posadziłem Carmen i usiadłem obok niej. W hotelu było całkowicie
pusto. Nie czułem strachu, ale wewnętrzny niepokój. Nawet, jak spędzałem długie
godziny w pracowni informatycznej to nigdy nie czułem się tak, jak teraz.
Bezbronny, przytulony do dziewczyny, którą pokochałem, a której nie było już ze
mną.
- Carmen, wiem, że
mnie nie słyszysz… To miejsce nauczyło mnie jednak, że wiele rzeczy jest
możliwych, dlatego postanowiłem, że się z tobą pożegnam. Byłaś dobrem tego
hotelu. Gdyby nie ty nikt z nas nie byłby taki sam. Samą obecnością zmieniałaś
tak cholernie dużo. Żałuję, że nie zostałem wtedy z tobą, żałuję, że wyszłaś z
bezpiecznego miejsca i poszłaś dalej. Miałaś się schować, a weszłaś w paszczę
lwa. Niczego już nie zmienię, bo jesteś martwa i tak zostanie, ale wiedz, że
zrobię wszystko żeby cię pomścić, a jak już zasmakuję zemsty to sprawię, żeby
świat był lepszym miejscem. Och… ochronię g-go… Ochronię go tak, jak ty
chroniłaś mnie p-przed mną saa… samym.
Ciężko było
mi wypowiadać słowa. Zacząłem łkać, z trudem łapiąc oddech. Czułem jak moje
ciało zalewa toksyna, ale w przeciwieństwie do tego, co zabiło Carmen, ja nie
mogłem od niej zginąć – jedynie oszaleć.
- Wyciągnę stąd
Julię, Oliviera oraz Elizabeth. Uciekniemy we czwórkę, albo chociaż oni. Nie
pozwolę żeby włos im spadł z głowy. Obiecuję ci to, Carmen. Śpij spokojnie.
Pocałowałem ją w czoło. Mój czas
dobiegał końca. Lokaj pojawił się jak na zawołanie.
- Panie Masayoshi…
Aaron. Już czas. Zaraz zacznie się proces. Chodź ze mną do windy.
- Car…
- Ja się nią zajmę
– Neri
pojawiła się po mojej prawej stronie – Uwierz
mi.
Nie miałem
zbytniego wyboru. Jeżeli to miejsce było kontrolowane przez Mycrofta to i tak
nie mogłem nic zrobić, a przynajmniej nie zwracałem na siebie uwagi, a jeżeli
nie… To nie Porywacze stoją za jej śmiercią, a Mycroft. Musiałem go dorwać za
wszelką cenę. Mogłem nawet nie wyjść z tego cało, byłem pewien, że Olivier,
Julia i Elizabeth dadzą sobie radę, ale teraz ja musiałem o nich zawalczyć.
Spojrzałem na Carmen po raz
ostatni. Wiedziałem, że nigdy jej nie zapomnę. Wsiadłem do windy i po chwili
zjeżdżałem razem z Lokajem na salę procesową.
------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Mikołaj G.
What is going on?
OdpowiedzUsuńDwa rozdziały pod rząd z tym samym bohaterem? Chyba druga taka sytuacja, jeśli pamiętam dobrze (Kojarzę, że Julia przy drugiej rozprawie miała tak samo). Na dodatek śledztwo i (prawdopodobnie) rozprawa z tylko jednym uczestnikiem gry- ciekawe co z tego wyjdzie. Im dalej w las tym rozprawy są coraz dziwniejsze, tyle można powiedzieć.
Wyczuwam plot twist na końcu przyszłego chapteru. Obym się nie mylił ^^
I to chyba było na tyle z mojej wypowiedzi. Liczba pytań wciąż rośnie, a robi się coraz zawiłej. Do zobaczenia następnym razem.
Tak, z Julią była podobna sytuacja, gdy po procesie, część rozdziału była poświęcona jej perspektywie, a część Rewa. Jak zapowiadaliśmy, poza zwykłymi procesami "I" - "VII" - postanowiliśmy też poeksperymentować. To, co stanie się w nadchodzącym procesie też będzie na swój sposób niezwykłe.
UsuńTeraz właśnie nadszedł czas na te ostateczne plot twisty!
Dzięki za komentarz!
Najbardziej w tym morderstwie interesuje mnie motyw, jako że uważam że zabójcą nie jest Mycroft to raczej jest to ktoś z pozostałej 4 (biorę pod uwagę to że może to być bardzo dziwne samobójstwo). Cała ta sprawa wygląda tak że zabójca wyklucza z gry wszystkich tylko nie Aarona żeby ten zagłosował od razu na Mycrofta i przegrał proces... tylko po co? Ucieczka? Raczej nie, wystarczyłoby poczekać 4 dni. Nie będę zgadywał po prostu poczekam do następnego rozdziału. Tak w ogóle bardzo ciekawy byłby proces w którym Mycroft i Aaron musieliby pogodzić się i zacząć współpracować by znaleźć prawdziwego zabójce ale wierzę że wymyśliliście coś równie ciekawego ^^
OdpowiedzUsuńOstatnie procesy to właściwie były fragmenty fabuły wokół budowaliśmy całą resztę. Wszystkie konflikty Mycrofta i Aarona mają się rozwiązać w najbliższych rozdziałach. Ostateczne starcie. Mamy nadzieję, że uda nam się zaskoczyć na koniec ^^
UsuńDzięki za komentarz!
Układając wszystko chronologicznie to:
OdpowiedzUsuń-florystka dostała w głowę w opuszczonych pokojach
-porywacz zabrał ją do studia fotograficznego
-florystka go podrapała po tym jak odzyskała przytomność
-morderca polał florystkę trucizną i myśląc że umarła poszedł sobie
Haker nie chciał jej zabić z tego co pamiętam. I choć mógł zmienić zdanie pod wpływem wydarzeń (to może mieć coś wspólnego z zniknięciem pozostałych) to raczej mało prawdopodobne ponieważ florystke trudniej byłoby mu zwabić, w końcu brzuchomówczyni była chętna się poświęcić, a florystka często była w przychodni i informatyk wcześniej prosił o to by na niego uważała (chyba) więc byłoby łatwiej zabić brzuchomówczyni. Sprawca był nie uważny, a haker był zbyt zdeterminowany by wkopać się w taki sposób (nie sprzątną krwi po tym jak został podrapany, nie sprzątną ciężarków i nie ukrył tego że był w laboratorium) dlatego uważam że to nie był on.
Ale jak nie on to kto?
Uważam że to brzuchomówczyni.
Farmaceutka i brzuchomówczyni oraz artysta zaproponowali kwarantannę informatykowi, a sprawca prawdopodobnie otruwał wszystkich oprucz informatyka. Trucizna powodowała wizje albo nasilała horobe która je powodowała. Więc wszystko wskazuje na farmaceutke. Jednak jest jedna sprawa. Farmaceutka chciała coś powiedzieć informatykowi i w dodatku się trochę przed nim otworzyła mówiąc o swoim strachu. Dlatego prawdopodobnie wiedziała o tym co się stanie jednak czy chciała kogoś zabić?
I tak i nie? Powodem dla którego wszyscy zniknęli może być to że wszyscy byli w to wplontani, ale kto zadał ostateczny cios? Farmaceutka zna się na lekach więc pewnie wybrała truciznę, haker pewnie chciał zabić kogoś innego ale ta osoba to wiedziała i podstawiła za to florystkę (zrobiła to by zwalić winę na hakera). Jednak florystka żyła więc zabrała ją do jednego z opuszczonych miejsc (pracownia fotograficzna) i tam polała ją trucizną od farmaceutki (dopasując do teorii wplontania w to wszystkich musi to być osoba inna niż farmaceutka) jednak zanim to zrobiła została podrapana (pewnie miał wspulnika/świadka który to wszystko widział (najbardziej do tej roli pasuje artysta z powodu zakazu zabijania)) i wychodzi na to że winną jest brzuchomówczyni.
Przepraszam wdał się błąd na początku podczas wymieniania kolejności wydarzeń:
UsuńNie „porywacz“ tylko „morderca“.
Na powód dlaczego mieliby spół pracować nie mogę wpaść. Może chcieli pozbyć hakera, ale dlaczego florystka?
UsuńMało rozwinołem sprawę z zaproponowaniem kwarantanny.
UsuńChodziło mi o to że jeśli truciciel chciał zabić informatyka to chciałby żeby trzymał się na zdała od innych (jeszcze nie planowali współpracy ponieważ przewidywali że zginie od ciężarków).
W sumie może truciciel zatruwał innych i siebie by ich osłabić oraz nie wzbudzać podejrzeń.
Na pewno kluczowym w tej sprawie będzie to, że poznajemy ją (i poprzedni parę/paręnaście godzin) z perspektywy Aarona. On spogląda na świat trochę inaczej, na pewno jest mocno uprzedzony do Mycrofta, przez co na wszystko patrzy inaczej. Nie możemy za bardzo skomentować całego toku myślenia (bo wiadomo, w kolejnym rozdziale czy dwóch wszystko się wyjaśni), ale sprawa nabierze kolorytu, jak pozna się ją z perspektywy osoby trzeciej. Warto też zauważyć, że ktoś (podejrzenia na Mycrofta) kontrolował gaz i przepływ do pomieszczeń. Czy na pewno ta osoba chciała się też otruwać? Wszystko wyjaśni się już niedługo :D
UsuńDzięki za komentarze!
W sumie to obstawie mordercę: Elizabeth. Jeśli nie jest mordercą, to jest mastermindem w grze, o ile takowy pośród żywych się znajduje i w ogóle istnieje.
OdpowiedzUsuńJesteśmy już przy końcowej fazie opisywania procesu (pewnie pojawi się w sobotę), ale od razu zaznaczamy, że chociaż podczas niego poznacie sprawcę/sprawczynię/sprawców to koniecznie będziecie musieli poczekać na rozdział 81, w którym zobaczycie, o co tak naprawdę chodziło w tych wszystkich relacjach :)
UsuńDzięki za komentarz!