Epizod VIII - Rozdział 74: Pięć łańcuchów (Olivier Naess)


Witamy Was w kolejnym rozdziale Peccatorum. Czas na zupełnie inny proces od poprzednich. Tym razem, zadaniem gości nie będzie odnalezienie sprawcy, a coś zupełnie innego. Czy uda im się ocalić Alana? Czy jego los jest już przesądzony? Zapraszam do lektury przedostatniego w tym epizodzie rozdziału!





Rozdział 74: Pięć łańcuchów (Olivier Naess)


                Winda dojechała na miejsce. Spojrzałem jeszcze raz na Alana, który wyglądał na wyjątkowo rozkojarzonego. Zapewne nie miałem za dużo do powiedzenia, bo sam miałem swoje na sumieniu, ale nie przeszkadzała mi jego zbrodnia. Co prawda zabił, ale po pierwsze ofiarą była Alice, a po drugie, wszystko wskazywało na to, że ktoś jeszcze coś kombinował. Na tym piętrze ewidentnie czekała na nich pułapka. Rosnącego niepokoju nie ułatwiało to, że w pierwszym pomieszczeniu, w którym zazwyczaj znajdował się stół zasłany dowodami, teraz nie było nic. Tylko lampa, która jak zwykle sprawiała wrażenie, że reszta pokoju rozpływała się w mroku. Kolejną różnicą było to, że nie czekał tu na nas Lokaj. Byliśmy sami.
- Myślę, że celowo to robią – Julia próbowała uspokoić sytuację, ale średnio jej to wychodziło – Starają się zmienić to, do czego się przyzwyczailiśmy, żebyśmy poczuli się bardziej zagubieni. Nie dajcie się.
- Łatwo ci mówić – parsknął Mycroft – Będzie wertować historię psychopatki.
- Nie wiemy… - Alan jak zwykle próbował ją bronić, ale przerwała mu Carmen.
- Nie powinniśmy nikogo obwiniać na zapas. Nie wiemy jeszcze, co tak naprawdę się stało.
- Ale się dowiemy – Aaron stłumił ziewnięcie – Chcecie tutaj stać, czy pójdziemy dalej, zanim pośniemy?
- Alan, na pewno jesteś gotowy? Pamiętaj, że jesteśmy z tobą. Wyciągniemy cię z tego – starałem się sam uwierzyć w swoje słowa.
                Aaron z trudem otworzył mosiężne drzwi i stanęła przed nami kolejna zmiana. Sala procesowa wyglądała nieco inaczej, jakby teoria Julii zaczynała mieć coraz więcej sensu. Widownia i schodki prowadzące na dół były elementem stałym, chociaż teraz wydawały się czystsze, jaśniejsze, jakbyśmy byli tutaj pierwszy raz. Podest Porywaczy się nieco zmienił, był niższy, chociaż szczyt dalej pokrywał mrok, jakby oni celowo chcieli zgrywać tych złych. Czy to była odwrotna psychologia? Robili to po to żebyśmy ich nienawidzili czy wręcz przeciwnie? Myśl oddaliła się, gdy spojrzałem na nasze podesty. Patrzyliśmy na siedem solidnych, drewnianych platform, który były ustawione w rzędzie. Wcześniejsze, należące do martwych, były ustawione pod widownią, zepchnięte na bok. Myśleliście, że o nich zapomnieliśmy?
                Nasze podesty były ustawione prostopadle do platformy Porywaczy, a naprzeciwko nich znajdowała się duża tablica. Przypominała trochę tą, na której czasami zapisywaliśmy dowody, z tą różnicą, że ta była naprawdę ogromna. Można na niej było zmieścić całą masę informacji. Czy tak miał wyglądać ten proces? Sprawdzi naszą umiejętność dedukcji i główkowania? Pokręciłem głową. Stanęliśmy przed naszymi oprawcami niczym owieczki. Nie wiedzieliśmy nawet od czego zacząć. Całe szczęście Lokaj przemówił:
- Witam państwa na ósmym procesie klasowym. Jak sami zauważyliście będzie się on różnił od poprzednich i to znacząco. Znają państwo zarówno tożsamość ofiary jak i jej mordercy. Państwa zadanie będzie inne. Musicie odkryć, co Alice Clarisse zrobiła w każdym procesie. Wszystkie poprzednie siedem spraw oraz jej historia. Macie na to dwanaście godzin. Musicie przejrzeć informacje oraz zebrane dokumenty i opowiedzieć nam, jak to mogło rzeczywiście wyglądać. Wierzę, że wam się uda. Proszę zająć miejsca.
                Przeszliśmy na platformy. Wszystko wyglądało tak jak zawsze, aż do momentu, gdy Alan wszedł na swoje miejsce. Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy, metaliczny dźwięk. Nim zdążyliśmy jakkolwiek zareagować, z sufitu spadło coś srebrnego. Pięć masywnych łańcuchów, które automatycznie przyczepiły się do podstawy pod stopami Pechowca.
- Proszę o zachowanie spokoju. Te łańcuchy to państwa wyznacznik i koła ratunkowe. Sprawa jest rozbudowana i wymaga od państwa cofnięcia się o ponad miesiąc do tyłu. Za każdym razem, jak będziecie chcieli, będziecie mogli dostać nakierowanie albo podpowiedź. Wszystko, co trzeba jest w zebranych przez was informacjach. Łańcuchy będą również zużywane podczas państwa dedukcji. Jeżeli się pomylicie, pan Dantes straci kolejną szansę. Jeżeli pod koniec procesu do podstawy będzie przypięty jakikolwiek łańcuch – możecie to uznać za wygraną, jeżeli nie – pan Dantes zginie.
Pięć szans, dwanaście godzin i siedem osób. Czy to było w ogóle możliwe?
- Czy macie państwo jakiekolwiek pytania?
                To było dużo informacji, naprawdę dużo. Nikt się nie odezwał, chociaż widziałem na ich ustach masę pytań. Sam mogłem o coś spytać, ale czułem, że to nie jest odpowiedni moment.
- Nie szkodzi. Jak chcecie to możecie nas pytać, kiedy tylko macie na to ochotę. Tak więc… czas start.
Zaczęło się. Tona informacji, która nas czekała wydawała się być przeszkodą nie do przeskoczenia.
- To nierealne. Przepraszam Alan, ale to naprawdę dużo – Mycroft patrzył na Alana z rezygnacją – Damy z siebie wszystko.
- Jest tego dużo – przyznała Julia.
- Chryzantema by się teraz przydał – Carmen miała rację. Maks umiał badać tekst pisany o wiele szybciej niż ktokolwiek inny. To, co było dla nas górą papieru, jemu mogłoby zająć mniej niż te 12 godzin w pojedynkę. Pracował w różnym tempie, ale był szalenie skuteczny.
- Jak się za to zabierzemy? – zapytał Mycroft. Brzmiał jakby pogodził się z porażką.
- Najlepiej będzie zacząć od analizy każdego procesu. Musimy podzielić informacje, zobaczyć jak są pogrupowane.
- A potem?
- Potem zobaczymy. Zacznijmy od tego.
                Usiedliśmy do sterty papierów i zaczęliśmy je wertować. Włożyłem stopery do uszu. Nad nami wisiał ogromny wyświetlacz, który pokazywał jak mało czasu nam zostało. Co jakiś czas zerkałem na górę, odkrywając z przerażeniem, że minęły kolejne cenne minuty. W samej teczce znaleźliśmy masę dowodów. Każdy rozumiał jak duża jest presja czasu, dlatego nie komentowaliśmy tego na bieżąco. Stworzyliśmy osiem stosów – po jednym na każdy poprzedni proces oraz ogólny, gdzie kładliśmy dokumenty związane z samą osobą Alice. Były tutaj zapisy rozmów, zdjęcia, analizy i inne. Cała masa informacji o pojedynczej osobie. Ciężko mi było uwierzyć w to, co widziałem. Najgorsze były te związane z procesem, w którym zginąłem. Dostawałem mimowolnych ciarek na widok tego jak wyglądał pub, po tym jak zostałem tam zaatakowany przez Julię. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, ale nie chciałem wiedzieć, jak ciężko jej było wyrzucić ten obraz z głowy. Nie byłem pewien, czy jej się to udało. Sam pamiętałem tą scenę jak przez mgłę. Nie pamiętałem zbyt wiele sprzed śmierci. Wszystko wydawało się być dawnym wspomnieniem, zupełnie jak film, który oglądałem parę lat temu i pamiętałem tylko fragmenty. Kto chciałby pamiętać o swojej śmierci?
                Dopiero po godzinie wertowania udało nam się wszystko poukładać. Ziewnąłem i wyciągnąłem stopery. Czułem zmęczenie. Nocny proces zapowiadał się koszmarnie, a najgorsze było jeszcze przed nami.
- Cholera, wypiłbym kawę – oczy Aarona były przekrwione.
- Nie mamy tutaj nic. Wciągnijcie się w pracę, a nie będziecie czuć senności – poradziła Elizabeth.
Najgorzej wyglądała Carmen. Zrobiła się blada i momentami wyglądała jakby miała się zaraz przewrócić. Mimo to dzielnie pracowała z resztą.
- Co teraz? – Mycroft powtórzył pytanie sprzed godziny – Mamy wszystko pogrupowane. Ta suka była chora!
- Nie traćmy na to czasu – poprosił Alan – Zróbmy co trzeba i dopiero wtedy to obgadamy.
- Myślę, że powinniśmy się podzielić. Jest nas siedmiu, mamy siedem procesów… - zaczęła Julia.
- Siedem grzechów głównych – Carmen zrobiła zdziwioną minę.
- Daj spokój – uspokoił ją Aaron.
- A notatnik zostawimy na koniec. Tak będzie najszybciej, chyba, że ktoś nie czuje się na siłach, żeby przejrzeć informacje w pojedynkę – jej spojrzenie przeniosło się w kierunku Hakera. Ten prychnął, ale nie skomentował – W takim razie ja wezmę drugi proces.
Wewnętrznie poczułem ulgę, chociaż przez myśli przeszedł mi też pewien impuls złości. Dałbym sobie radę z tym, co się stało. W końcu sam to przeżyłem.
- Ja zaklepuje pierwszy – powiedział Mycroft.
- W takim razie ja wezmę ostatni proces – Elizabeth wyglądała na zadowoloną z wyboru.
- Biorę proces Cecily – Informatyk sięgnął po stertę papierów.
- To ja wezmę proces Audrey – powiedział Alan.
Carmen spytała czy wolę sprawę Lily i Sandry czy wolę Samfu i Yamę. Pomyślałem o tym, że zamiast Yamy mogłem zginąć ja. Kolejny proces i kolejna śmierć z mojej winy. Na moment się odłączyłem, mając w głowie wiele dziwnych wizji. Spojrzałem na Julię. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Od razu poczułem się lepiej.
- Wezmę sprawę Samfu – zaproponowałem.
                Następnie każdy zajął swój teren i zaczął czytać. Wszyscy mieli do przejrzenia przynajmniej kilkadziesiąt kartek informacji. Było tutaj dużo rzeczy, które nas kompletnie nie interesowały, ale to było jasne, że Porywacze nie przygotują nam najważniejszych informacji na tacy. Musieliśmy sami je zdobyć, dlatego mieliśmy tak dużo czasu. Zwykłe procesy co prawda nie miały limitu czasowego, ale nigdy nie trwały tak długo. Dyskusje potrafiły się przeciągać, ale tutaj sytuacja była jasna – określony czas na zdobycie określonych informacji. Musieliśmy ją zrozumieć. Alice Clarisse. Rzekoma przyjaciółka, która tylko chciała pomagać. Nie wierzyłem w to, że była taka dobra, nie miałem pojęcia, dlaczego była określana tym tytułem. Co ją wyróżniało?
                Przeglądając informacje dostawałem coraz pełniejszy obraz kim była. Manipulacje w rozmowach, częste nachodzenie osób w pojedynkę. Czy nikt z tych ludzi nie skonfrontował się ze sobą w normalny sposób? Każdy wybierał rozlew krwi? Czytając niektóre zapisy rozmów dochodziłem do wniosku, że była straszna. Wybierała moment i odpowiedni temat, a potem uzyskiwała swój cel. Zadawałem sobie przede wszystkim jedno pytanie – dlaczego? Nie uzyskiwała z tego niczego. Nie eliminowała osób, które mogły jej realnie zagrozić. Wybierała ofiary losowo, chociaż z tego, co widziałem Samfu jej podpadł, ale Yama znalazł się tam zupełnie przypadkiem. Dlaczego? Zrozumiałbym jakby przejawiała sadystyczne zapędy, albo chociaż chciała uciec, ale jej słowa wydawały się nieść za sobą spokój i opanowanie.
                Czas przyspieszył jak szalony. Towarzyszył nam szelest papieru, ciężkie oddechy oraz wszechobecne ziewanie. Parokrotnie przyłapałem się na tym, że urywał mi się film. Byłem przyzwyczajony do siedzenia nocą, ale nie w takich sytuacjach. Procesy wykańczały psychicznie znacznie szybciej niż malowanie, którym zajmowałem się czasem po parędziesiąt godzin bez przerwy. Najgorzej znosił to Mycroft, którego musieliśmy obudzić trzy razy podczas całego researchu. Julia skończyła jako pierwsza, więc zajęła się pamiętnikiem Alice. Po jakimś czasie zaczął pomagać jej Alan. Pozostali dalej analizowali swoje informacje. Szło to na tyle powoli, że pod koniec, gdy skończył Mycroft, pozostało niecałe sześć godzin. Musiał to oznaczać, że było około godziny siódmej.
- Będziemy teraz prezentować? – Mycroft zrobił krótką przerwę żeby ziewnąć – Jak w szkole?
- Tak. I wspólnie analizować. Mamy niecałą godzinę na każdy proces – powiedziała Julia.
- Weźcie to na poważnie. Jeżeli się pomylicie, jeden z łańcuchów zostanie odczepiony – przypomniał Bobru.
- Musimy przeanalizować przebieg tego, co stało się z Alice i Alanem? – zapytał Aaron.
- Nie musicie. Przecież każdy z nas już dobrze wie, co się tam stało – zanim ktokolwiek zdołał się sprzeciwić, Neri dodała – Odpowiemy na wasze pytanie. Nie ważne czy uratujecie Alana, czy nie. Nie ryzykujecie w tym procesie nikim. Jeżeli odgadniecie wszystko – przeżyjecie wszyscy. Jeżeli nie – zginie tylko Alan.
                To była ważna informacja. Zdziwiłem się, że Porywacze ją nam podali. Mogli pozostawić nas w niewiedzy, tak żebyśmy działali pod jeszcze większą presją, ale ja poczułem ulgę. Czy to też było jakieś zagranie psychiczne? Chcieli żebyśmy zaczęli we wszystko wątpić? Wewnętrznie właśnie tak zacząłem się czuć. Zacząłem wątpić. Jednak nie było odwrotu. Musieliśmy działać.
- Nic nam nie grozi? – upewnił się Mycroft.
- Nic a nic – potwierdził Lokaj – Ten proces znacznie różni się od poprzednich, także obowiązują tu państwa zupełnie inne zasady. Pamiętajcie, że interesuje nas udział panny Clarisse w poprzednich procesach.
Nikt tego nie skomentował, ale czuć było ulgę, która spłynęła na nas wszystkich. Nawet Alan wyglądał spokojniej, widocznie przejmował się tym, że może się nam coś stać.
- Zaczynajmy – ocuciłem grupę z chwilowego, grupowego zamysłu.
                Wróciliśmy na platformy. Alan niespokojnie spojrzał na pięć łańcuchów. Podobno za każdy błąd trzeba zapłacić, a my mogliśmy popełnić ich tak wiele. Wszystko wydawało się tak przyjemne. Szybka i wyczerpująca analiza, ale z drugiej strony nic nam nie groziło, a mogliśmy nawet uratować Alana. Póki co udało nam się rozwikłać każdą zagadkę, z tą też musieliśmy dać sobie radę. Przy trzech procesach nawet mnie nie było, a uważałem się za osobę, która potrafiła pomóc. Musieliśmy wygrać. Przeżyć. Nie wyobrażałem sobie pobytu tutaj bez Alana. Był najspokojniejszym i najbardziej… zwyczajnym człowiekiem, który tutaj był. Jeżeli on nie dotrwa do końca, to jak mógł to zrobić ktokolwiek z nas?
                Na podest wyszedł Mycroft. Jego zadaniem była analiza pierwszego procesu. Widziałem zebrane przez niego kartki, które trzymał pod pachą. Wydawał się być nieco niepewny, co rzadko się u niego zdarzało. Stanął przy tablicy i nakreślił mazakiem dużą rzymską jedynkę. Następnie skierował się w naszym kierunku i przemówił poważnym, zdecydowanym głosem:
- Miałem zająć się pierwszym procesem, więc przypominam wam, że ofiarą był… Dismas, a mordercą Raphael. Pewnie sami zauważyliście, że Alice pojawia się wszędzie, ale w tym przypadku to absolutna oczywistość.
- Możesz przejść do rzeczy? – zezłościł się Alan – Nie mamy czasu na twoje teatralne wstawki.
- Raczej twoje wtrącanie się i marudzenie marnuje nasz czas – odgryzł mu się.
- Przestańcie, do cholery! – krzyknęła Elizabeth – Wróćmy do tematu.
- Proszę was, ludzie – widać było, że Alanowi bardzo zależało.
- Jak pamiętacie, bądź nie, Dismas wyszedł z jadalni, zahaczył o magazyn i zamiast iść spać to poszedł jeszcze do pralni. Tam wpadł na niego Raphael, który postanowił go zabić. Zacząłem się zastanawiać jak połączyć ich z Alice i szukałem. Przyznam, że bywało to super nudne, ale jak doszedłem do fragmentów, które opisywały, co ta suka robiła… Po prostu nie wierzę. Dismas był nawalony jak szpak. Z tego, co znalazłem miał po prostu słaba głowę. Przed jego śmiercią ona urządziła popijawę w pomieszczeniu do relaksu, tym naprzeciw czytelni.
Po otwarciu pubu z pokoju korzystało niewielu. Yama lubił tam chodzić odpoczywać. Samfu też czasami tam dołączał, ale poza tym od tygodni stał pusty.
- Spójrzcie na to zdjęcie.
Haker wyświetlił nam zdjęcie, na którym było widać scenę z niedużego baru, przy którym rozgrywało się spotkanie. Nie było mnie na nim, więc widok kolorowych drinków, talerzy przekąsek i ósemki siedzącej niedaleko, był dla mnie czymś nowym. Na zdjęciu widać było Lily, Sandrę, Yamę, Samfu, Ethan, Cecily, Dismasa oraz Alice. Ostatnia dwójka była pierwszym, na co zwróciłem uwagę. Dismas wyglądał już na zdecydowanie wstawionego. Alice stała za barem, więc uczestnicy imprezy nie mogli zobaczyć tego, co stało przy niej. Nieduża butelka z czymś, co wyglądało jak spirytus.
- Co ciekawe, wywiązał się tam pewien dialog.
Mycroft wskazał nam linijkę tekstu:
Yamaraja: Whoa, mocne. Ale co cię nie zabije to cię wzmocni – „Źródło: Yama Ellis”.
Ethan: To nie są twoje słowa.
Dismas: Jesteś pewna, że nie wlałaś tu samego spirytusu?
Alice: Dzisiaj się bawimy!”
- Mamy to. Jestem pewien, że Alice specjalnie upijała Dismasa. Dlatego był taki podatny i właściwie mogła z nim robić, co tylko chciała.
- To ma sens – pokiwała głową Elizabeth – Ale czy upicie to wystarczająca ingerencja? O to chodzi?
- Chwila, moment – wtrącił się Mycroft – To jeszcze nie koniec! Mam tego więcej. Dotyczącego samego Dismasa.
- Mów – ponagliła go Julia.
- Dziękuję – chłopak ukłonił się, widocznie coraz bardziej zadowolony, z tego jak dobrze mu szło rozgryzienie tej sprawy – Teraz coś, co było jeszcze bardziej perfidne. Pamiętacie, że po rozwiązaniu tamtej sprawy została jedna niewiadoma. Dlaczego Dismas zszedł do pralni? Miał przynieść coś Rewowi, bo ten głupek poprosił pijaka o przysługę. Wziął to z pomieszczenia gospodarczego – Mycroft pokazał kolejne zdjęcie, które pokazywało opartego o półkę Dismasa – a potem zdarzyło się to – zdjęcie pochodziło zza recepcji, tam gdzie były zejścia do sypialni oraz windy. Dismas stał. Prawie dało się poczuć jego chwiejny krok. Prawdopodobnie jedynym powodem, dla którego nie był na ziemi, była stojąca przy nim dziewczyna. Alice Clarisse. Kolejne zdjęcia pokazywały, jak duet zbliżył się do jednej z kabin, po czym zniknął. Po chwili zobaczyliśmy Alice, która wróciła sama i zeszła na dół.
- Czyli to ona zaprowadziła go na dół – zauważył Alan – To jest jej udział w tym procesie.
- Zaprowadziła? – Mycroft złapał się z głowę – Ona go rzuciła na pożarcie Alan. Bezbronny idiota, nawet Agatha by go pokonała w takim stanie.
                Używanie kogoś, kto zamordował najbrutalniej podczas całego pobytu, w kontekście kogoś mało groźnego, wewnętrznie mnie rozbawiło, ale Haker miał rację.
- W jej pamiętniku było napisane, że doskonale wiedziała o słabiej głowie Dismasa, więc wiedziała, co robi – dodała Julia – Wychodzi na to, że rzeczywiście specjalnie rzuciła go na pożarcie. Patrzcie w jaki sposób on został zabity. Raphael nawet się nie wysilił. To było bardziej dobicie z jego strony.
- Nie dość, że upiła, to jeszcze go zaprowadziła – Carmen kiwała głową – Ona była naprawdę zła kobietą.
- No i pozostaje sprawa Raphaela – kontynuował Mycroft – Pewnie sami zauważyliście, że często ona nie czepiała się tylko ofiar, ale też morderców. W tym przypadku mam tylko szczątkowe informacje, ale też nie zrobiła tak dużo. Chodzi o pojedyncze zdania.
Mycroft pokazał nam podkreślone fragmenty:
Alice: Znowu jesteś ubrudzony? Dbasz w ogóle o te stroje?”
„Alice: Co to za plamy? Przebierz się człowieku”
„Alice: W końcu dałeś się przekonać do pracy w pralni, może zadbasz o siebie”
- Jaka jest twoja teoria Narcyzie?
- Moja teoria jest taka, ze Alice celowo zwracała mu na to uwagę i wciągnęła go do pracy w pralni. Ona chciała żeby on wtedy wpadł na Dismasa. Taka jest moja teoria, nie wiem, co jeszcze mogę dodać. Wszystko wydaje się do siebie pasować – mówiąc to zerknął w stronę podestu.
- To twoja ostateczna odpowiedź? – zapytała Neri.
- Chcecie coś dodać? – spojrzał w naszym kierunku.
- Nie – odpowiedziała Julia – To uzupełniło to, czego brakowało po pierwszym procesie. Wszystko wskazuje, że Alice była tym brakującym ogniwem. To ona za wszystkim stała.
- Wszystko inne było raczej jasne w tamtym procesie. Patrząc z perspektywy czasu to naprawdę była prosta sprawa – dodałem, przypominając sobie późniejsze, wymyślne zbrodnie. Reszta również kiwnęła głową. Zamknęliśmy pierwszą sprawę. Lokaj pociągnął za niewidoczną dla nas dźwignię. Nic się nie stało.
- Udało się Wam. Pierwszy proces został oficjalnie zamknięty.
                Mycroft podskoczył i w geście tryumfu machnął rękoma do góry. Przyszedł czas na drugi proces. Poczułem wewnętrzne ukłucie niepokoju. Spojrzałem w kierunku wychodzącej przed szereg Julii. Wyglądał na zdeterminowaną. Wiedziałem, ze poda prawdę na złotej tacy, nie przejmując się niczym. Cieszyło mnie to, bo mogłem być pewien, że szybko zamkniemy ten rozdział. Julia zaczęła od rozwieszenia dowodów na tablicy. Z tego co widziałem, były to przede wszystkim zapisy rozmów, ale dojrzałem też zdjęcia. Dziewczyna odwróciła się i spojrzała w naszym kierunku.
- Drugi proces dotyczył sprawy, w której zginął Olivier. To wszystko z ręki Rewa i mojej. Mycroft zwrócił uwagę na coś, co sprawi, że analiza tego procesu będzie banalna. Alice rzeczywiście musiała mieć coś z głową. Oprócz rozmowy z ofiarami, które kończyły potem martwe, zaczepiała i starała się namieszać w głowie morderców. Nie przewidziała tylko tego, że zarówno ja, jak i Olivier przeżyjemy tą grę. Wtedy to nie wydawało mi się dziwne, ale dzisiaj? W moim przypadku była to jedna rozmowa.
Julia przechadzała się od lewej do prawej, starając się, co jakiś czas zerkać w naszą stronę. To było ciężkie. Wyznanie przed innymi, że się chciało kogoś zabić. Przez długi czas Julia nie mogła odzyskać zaufania grupy, ale teraz wszystko było w porządku. Stała się jednym z filarów tej grupy, a to przez to jaka była z niej szczera i inteligentna kobieta.
- Alice podeszła do mnie niedługo przed tym jak zaatakowałam. Pamiętacie plan Jacoba? Poszłam do jej pokoju, żeby przekazać jej, gdzie jest miejsce spotkania, do którego powinna przyjść
Brzuchomówczyni wskazała na kartkę, która się nam przybliżyła, tak żebyśmy mogli ją zobaczyć.
Alice: Julia. Chcesz zaprosić mnie na randkę?”
„Julia: Przyszłam ci powiedzieć o ważnym spotkaniu. Jacob chce spotkać się z nami w pubie o…”
„Alice: Poczekaj… Nie wiem czy chce gdziekolwiek iść. Tu gdzieś chodzi zdrajca, a ja się źle czuję.”
- W tym momencie zaczęła siorbać nosem, nie kupiłam tego, ale myślę, że chciała podtrzymać swoje alibi, że była chora. Potem użyła tego argumentu jak zniknęła z pubu – wtrąciła Julia.
„Alice: Myślę, że ktoś powinien się nim w końcu zająć. Boję się, że zaatakuje kogoś ważnego, żeby wprowadzić chaos. Kogoś, kto pomaga innym. Na przykład mnie.”
- Może wyda wam się to dziwne i nierealne – w jej głosie słychać było wewnętrzny smutek – Ale byłam w tamtym momencie w dziwnym miejscu. W mojej głowie rozwijał się konflikt, który potrzebował znaku. Ten znak mógł popchnąć mnie w jedną lub drugą stronę. Nie wiem czy to jakaś wewnętrzna magia, czy Alice po prostu miała szczęście, ale wyczuła ten moment i była moim znakiem. To po tych słowach ostatecznie ruszyłam do akcji. O reszcie opowiedziałam wam kiedyś i nie chce do tego wracać.
- To by wyjaśniało, jak to wyglądało u ciebie – włączyłem się, wiedząc, że bardzo to ułatwi sprawę – Ja też miałem z nią epizod. Przed spotkaniem w pubie oczywiście miałem swoje wątpliwości. Alice wpadła na mnie gdzieś i powiedziała, że ona też idzie na spotkanie w pubie, żebym koniecznie wpadł, bo będzie czuła się raźniej. To też jeden z głównych powodów, dla których poszedłem wtedy w tamto miejsce i…
- I zostałeś zabity – dokończył Mycroft – Masz to gdzieś w tych swoich papierach?
- Akurat tego dialogu nie znalazłam, ale myślę, że zeznanie Oliviera jest wystarczającym dowodem – przyznała Julia.
- A Rew? W końcu to on zadał ostateczny cios – przypomniał Alan.
- On cały czas trzymał z Pokrzywą, więc miała dużo czasu żeby się z nim dogadać. Pamiętacie jak ona nosiła przez jakiś czas jego mundur? – Carmen musiała mocno to zapamiętać, bo przytoczyła wspomnienie bez żadnego problemu. Ja nie miałem pojęcia, o czym mówili. Co prawda ludzie opowiadali mi o tym, co się działo, ale o tej konkretnej sytuacji nie słyszałem. Przeszły mnie ciarki, jak pomyślałem o Alice w stroju mojego oprawcy. Rew musiał zamordować mnie z wyjątkową brutalnością, bo nigdy nie poznałem szczegółów tej zbrodni. Jedynymi wskazówkami były szczątkowe informacje i blizny na moim ciele.
- Właściwie znalazłam nawet konkretny moment i dialog – na twarzy Julii pojawił się uśmiech, który gościł tam niezwykle rzadko. Wskazała zdjęcie, na którym widać było specyficzne wnętrze pokoju Rewolwerowa. Na bardzo surowym łożu siedział właściciel pokoju, a obok niego Alice. Robili coś przy mundurze.
- Podczas tej sceny rozegrał się następujący dialog – zdjęcie zamieniło się na tekst:
„Rewolwerow: I tak zakończyła się najbardziej krwawa rewolucja w historii świata, ale poczekaj aż opowiem ci o tym jak karano kiedyś te łachudry…”
„Alice: Towarzyszu? Mam pytanie.”
„Rewolwerow: Mów śmiało Towarzyszu. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a piekło nie istnieje, także…”
„Alice: Chodzi o Waszą ideologię. Czy jakbyście mieli pistolet z jednym nabojem i przed sobą najgorszego wroga oraz przyjaciela, który zdradził, to kogo byście zastrzelili?”
„Rewolwerow: Zdrajcę. Bez zastanowienia. To pierwsza zasada, Towarzyszu. Jak macie okazję dorwać zdrajcę to zabijajcie go bez pytania, w brutalny i niegodziwy sposób, tak żeby modlił się o trafienie do piekła. Oczywiście nie wiedziałby, że ono nie istnieje…”
- I taka jest moja teoria. Alice po prostu namieszała wszystkim w głowach i wykorzystała mój moment słabości i podatność Rewa na jego dziwaczną ideologię. Jeżeli nikt nie ma innych informacji to jestem pewna, że nie ma tutaj żadnej innej ingerencji. Alice rzeczywiście była w pubie i rzeczywiście z niego wyszła przed spotkaniem. Tym razem, przez jakiś dziwny powód, ona nie chciała sama w to ingerować. Może wiedziała, że nie jest potrzebna? Tylko skąd jej pewność? Zawsze była taka pewna, że sytuacja potoczy się po jej myśli.
- Na to wygląda – potwierdziłem, siląc się na uśmiech.
- Patrząc na to, co się działo, to pasuje do jej sposobu działania. Jedna rozmowa w odpowiednim momencie potrafiła odpowiednio zmanipulować sytuacją. To trochę przerażające, że tak się jej dawaliśmy – Alan pokiwał głową.
- Nie żałujesz, że ją zabiłeś? – zapytała nagle Carmen. Spojrzeliśmy na nią zdziwieni bezpośredniością pytania.
- Carmen, opanuj się… - Elizabeth pokręciła głową.
- Nie poczułem żadnej ulgi, bo tego nie planowałem. Widać jaka była, ale nie jestem kimś, kto ma prawo decydować o cudzym życiu. Jestem tylko kolejnym człowiekiem… - odpowiedział powoli, pomimo ogólnego oburzenia.
- To dobrze o tobie świadczy – powiedziałem.
- Czy to wasza ostateczna odpowiedź? – upewnił się Lokaj – Nie chcecie dodać nic więcej?
- Nie – odpowiedziała Julia – Nie znalazłam niczego więcej.
                To nie było takie trudne. Nie widziałem żadnych zdjęć, ani nie wspominali nic o mojej śmierci. Alice nie ingerowała aż tak mocno jak w przypadku Dismasa i Raphaela. Czy to było wszystkie? Czy za chwilę pierwszy z łańcuchów spadnie i przybliży Alana do śmierci? Lokaj ponownie podszedł do tajemniczej dźwigni. Nie trzymał nas w niepewności. Pociągnął i nic się nie stało. Lokaj odetchnął z ulgą.
- Gratuluję. Odgadliście wszystko związane z drugim procesem. Idzie wam wybornie – powiedział Bobru. W jego głosie było słychać dziwną mieszankę sarkazmu i podziwu, zupełnie jakby coś w jego wnętrzu usilnie walczyło. Chęć dobicia nas z zapałem do pomocy. Dualizm.
                Alan, który właśnie wychodził na podest, wyglądał marnie. Nie miał prawie nic w rękach, co nie wyglądało w żaden sposób obiecująco. Czyżby niczego nie znalazł?
- Bardzo się cieszę, że wam się udało odgadnąć jej udział w dwóch pierwszych procesach – jego głos był naprawdę słaby. Można było się wystraszyć – bo ja nie odkryłem niczego. Przejrzałem zdjęcia, zapisy rozmów… Było tego sporo, więc nie mogłem przejrzeć ich dokładnie, ale gdy nie znajdowałem niczego wolałem skupić się na pomocy przy jej pamiętniku. Przepraszam was…
- Co teraz? – zapytał sucho Aaron – Może to oznacza, że Alice nie brała w tym udziału?
- Wątpię – Julia pokręciła głową – Nie wierzę, żeby nie maczała w tym palców.
- W sumie ja coś pamiętam – Carmen podniosła rękę, zupełnie jak dzieci w szkole, kiedy zgłaszają się do odpowiedzi – W ten wieczór, w którym Laur i Stokrotka się spotkali, ja miałam się z nim spotkać. Chodziło o to, że on wtedy był na tropie Lilii…
- Co? – zdziwił się Mycroft – Jacob już wtedy coś podejrzewał?
- Tak. Przynajmniej tak mi się wydaję. Mówił mi wtedy, że chce się ze mną spotkać w czytelni, ale jak wiecie, do spotkania nie doszło. Wiecie, kto mi zaproponował, żebym poszła do biura?
- Alice? – zgadłem.
- Dokładnie – potwierdziła poważnym głosem – Może tym razem chodzi o spotkanie?
- Nie mamy na to czasu – Alan spojrzał w kierunku podwyższenia – Chcę wykorzystać pierwszą podpowiedź.
- Czekaj! – krzyknął Aaron.
- On ma rację – uspokoiła go Julia – Jeżeli nie mamy tropów, to lepiej zużyć ten pierwszy łańcuch i dowiedzieć się czegoś, co nas upewni w odpowiedzi. Póki co wychodzi na to, że Alice sprowadziła Carmen do miejsca, w którym też byli umówieni Jacob oraz Audrey. Nie wiem skąd wiedziała, ale jeżeli nie ustalimy czy to jej sprawka, czy wykorzystała zasłyszaną informację – to będzie kiepsko.
- Czy chce pan skorzystać z podpowiedzi panie Dantes? – zapytał Lokaj.
- Tak, poproszę – odpowiedział. W mojej głowie przez chwilę zagościła myśl, że są to najbardziej uprzejme osoby w całym hotelu, a ta scena była tego dowodem. Pomimo sytuacji wydawało mi się to zabawne.
                Usłyszeliśmy metaliczny szelest i po chwili jeden ze srebrnych łańcuchów poszybował w dół i uderzył z hukiem o posadzkę. W tym samym momencie przed Alanem wyskoczyły dwie kartki. Chwycił je łapczywie, jakby chciał przyspieszyć bieg wydarzeń nawet tak małymi czynnościami.
- To plan dnia Audrey i Jacoba – powiedział po chwili – Musimy je zbadać i zobaczyć, czy znajdziemy coś, co może nas nakierować na ewentualny kontakt z Alice. Naprawdę przepraszam, że…
- Zamknij się Alan – poprosiła Elizabeth i wzięła jedną z list. Wszyscy zebraliśmy się przy tablicy i wertowaliśmy wzrokiem czynności. Było tutaj wszystko od ranka, aż po nieszczęśliwy wypadek w biurze. O tym procesie słyszałem sporo, był bardzo smutny. Audrey nie chciała źle, ale zabiła Jacoba, który był uznawany za największy skarb tej grupy. Potem okazało się, że prowadził jedną wielką grę, która ostatecznie działała na naszą niekorzyść. To również mnie ominęło.
- Tutaj – zauważył Aaron pokazując palcami najpierw na jedną, a potem na drugą listę – Widzicie? Odebranie liściku. W taki sposób Alice przekazała im informacje o spotkaniu. Musiała sfałszować listy i podrzucić im, tak żeby myśleli, że jedno spotyka drugie.
- Patrząc na zapis rozmowy nie widać żadnego zdziwienia tylko normalne przywitanie – wypalił Alan – Dlatego nie mogłem niczego znaleźć!
- Na to wygląda – Julia przeglądała listę z uwagą – Nie ma tu nic innego. Nie wierzę, żeby Jacob i Audrey dogadali się w taki sposób. To musi być sprawka Alice.
- Podrzuciła im nawzajem listy? – dopytał Haker – Naprawdę coraz bardziej mnie zaskakuje to, że ta kobieta mogła nas tak oszukać.
- Patrząc na to, co robiła to ciężko było to wyczuć. Atakowała w momentach, w których byliśmy odsłonięci i podatni.
- Myślę, że nikt nie ma nikomu za złe. To była mistrzowska manipulacja. Do samego końca nie wiedzieliśmy, co ona tak naprawdę zrobiła.
- Ciekawe, co tam było napisane – zastanowił się Alan – Tak czy siak, to musiało być to. Cholera, myślicie, że ona przewidziała tą sytuację?
- Co? – zapytał Aaron.
- Pomyślcie o tym. Wybrała takie rozwiązanie, żeby w takiej sytuacji jak teraz sprawić nam kłopoty?!
- Alan przesadzasz – uspokoiła go Julia – To raczej jest przypadek. Jeżeli Alice nie była trzecią zdrajczynią to myślę, że nie ma sensu o tym myśleć. Po prostu skupmy się na naszym zadaniu, bo wpadniemy w niepotrzebną paranoję.
- Pytanie, czy to wszystko? Audrey mogła być zaciekawiona, ale Jacob? Myślicie, że on jej nie podejrzewał? – dalej gdybałem, upewniając się, że wyczerpiemy temat. Zostały tylko cztery łańcuchy. Potrzebowaliśmy ich pod koniec, żeby zrozumieć rolę Alice w tym wszystkim.
- Laur tym bardziej by się zaciekawił. On naprawdę lubił wiedzieć.
- Ona ma rację. Jeżeli wyczuł pułapkę to pewnie sam tam poszedł, tylko odpowiednio się przygotował. Jak zobaczył Audrey to opuścił gardę, a potem się na tym przejechał, ale ten wypadek musiał zaskoczyć ich dwójkę.
- Czyli znowu wszystko wydaje się zgadzać… Chyba nie mamy nic do dodania – Alan spojrzał w stronę podwyższenia.
                Lokaj po raz trzeci podszedł do dźwigni i pociągnął ją.
- Udzielili państwo poprawnej odpowiedzi – powiedział z uśmiechem – Zachowujecie cztery łańcuchy i przed wami jeszcze cztery procesy oraz podsumowanie całej działalności pani Clarisse.
Alan wrócił na swoją platformę po drodze jeszcze raz nas przepraszając. Na jego miejsce weszła Carmen. Miałem nadzieję, że sobie poradzi. Przede mną pojawiły się informacje o procesie, którego również nie było dane mi zobaczyć własnymi oczami. Jak słuchałem, co się podczas niego działo to oblewał mnie zimny pot. Sandra była osobą, której mogłem zarzucić wiele, spodziewałem się tego po niej, ale Lily? Wydawała się być najbardziej niewinną duszą w całym tym miejscu, a jednak zabiła się i pociągnęła za sobą inną osobę. Były siebie warte. Carmen patrzyła na nas, ale nic nie mówiła. Patrzyła gdzieś w dal.
- Carmen? – głos Aarona musiał ją wytrącić z rozmyślań, bo spojrzała na nas, mrugając intensywnie.
- Och, przepraszam… Badałam trzeci… znaczy czwarty proces. Ten z Irys i Dzwonkiem. Zobaczyłam parę rzeczy i coś mi wpadło w oko…
- Carmen, błagam, przejdź do rzeczy – poprosiła Elizabeth.
- Właśnie to robię – odpowiedziała i uśmiechnęła się – Mówiliście, że Pokrzywa chciała namieszać po obu stronach barykady i w sumie zauważyłam dosyć wyraźne kroki, jakie podjęła w tamtym momencie. Zacznijmy od tego – wskazała palcem zdjęcie oraz parę linijek tekstu. Na fotografii widać było Alice oraz Lily, obie siedziały w czytelni. Fryzjerka wyglądała przygnębiająco, jakby była cieniem siebie samej.
- Pamiętam to. Wtedy zostawiliśmy ich w czytelni, bo Lily się kiepsko czuła – przypomniał sobie Aaron – Nie mów, że ta wiedźma ją wtedy oplotła wokół palca…
- Zostawianie jej wtedy samej z Alice to był po prostu błąd – Julia pokiwała głową z niedowierzaniem – Każdy z nas to czuł, ale jednak nic z tym nie zrobił.
- Pokrzywa ją wtedy skrzywdziła…
„Alice: Jak się czujesz mała? Nie odpowiesz mi? Zamknęłaś się w sobie? Nie martw się, już ci wszystko tłumaczę. Jesteś słaba Lily. Według mnie powinnaś się zabić i przestać zamęczać nas swoją obecnością. Chcesz jakkolwiek kontrolować swoje życie? W końcu zrobić coś sama? Z własnej woli? Zabij się. Po prostu skończ ten żywot i pokaż, że jesteś w stanie kontrolować swoje życie. Zrób cokolwiek sama. Jesteś słaba. Bezużyteczna. Nikt nie będzie za tobą tęsknił. Myślę, że Sandra tylko czeka na to, żeby cię zostawić. Polecałabym ci, żebyś zrobiła coś więcej, ale wiem, że na więcej cię nie stać. Jak zdechniesz to może będziesz na ustach przez parę minut, ale potem znikniesz i każdy o tobie zapomni. Zrób to zanim zrobi to ktoś inny. Prawdziwy morderca tylko czeka na taką nieudolną ofiarę jak ty. Zrobiłabym to sama, ale szkoda mi na ciebie siły. Kiedyś stąd ucieknę bez zniżania się do dobijania takiego padła.”
                Wiadomość była mocna. Ciężko się ją czytało. Pozostali wydawali się odbierać ją podobnie.
- To chyba przesada – stwierdził Alan.
- Pytanie dlaczego ona niczego nam nie powiedziała – Haker puknął się w głowę – Przecież mogła pociągnąć ją na dno ze sobą. Ja na pewno bym jej uwierzył bardziej niż Alice. Co jak co, ale Lily była wiarygodna.
- Myślę, że to mógł być syndrom odcięcia. Ta Lily po prostu nie za bardzo zakodowała to, że to się stało. Ta wiadomość mogła przebudzić jej późniejszą wersję, ba, jeżeli pamięć mnie nie myli, to tak było. Lily z tego konkretnego momentu mogła nie do końca to pamiętać. Julia, znalazłaś coś związanego z psychologią w jej pamiętniku? – Elizabeth poprawiła maskę.
- Nie, ale myślę, że to oczywiste. Ona manipulowała równie dobrze jak Samfu, tylko miała zdecydowanie gorsze motywy – odpowiedziała Julia.
- Myślę, że ona chciała wykorzystać jej słabość. Dzwonek była bardzo delikatna, a ona to wykorzystała. Zrobiła to celowo.
- Dobra, to już ustaliliśmy – niecierpliwił się Mycroft – Co nam powiesz o Sandrze?
- Irys dostała od niej informacje. Rozmawiały razem, macie to w tym miejscu – wskazała palcem kolejną kartkę:
„Sandra: Czego chcesz?”
„Alice: Gadałam z twoją dziewczyną.”
„Sandra: Odwal się od niej Alice, dobrze ci radzę…”
„Alice: Wydaje mi się, że ona może chcieć się zabić”
„Sandra: Co? Skąd wiesz?”
„Alice: Rozmawiałam z nią. Jest naprawdę odsłonięta i delikatna. Przypilnuj jej.”
- Od tego momentu Irys wiedziała o tym, że Dzwonek jest łatwym celem. Nie tak łatwym, jak można było się spodziewać na pierwszy rzut oka – dodała po chwili – No i to nie było jedyne ułatwienie. Pamiętacie jak podejrzewaliśmy, że ktoś włamał się jako pierwszy do sekcji leków? To też była sprawka Pokrzywy.
                Spojrzeliśmy na zdjęcia, na których widać było jak Alice podchodzi do zamka, szpera w nim, po czym wchodzi do środka. To ona była odpowiedzialna za wpuszczenie tam dziewczyn, które wykradły stamtąd trucizny, przynajmniej jeżeli dobrze zrozumiałem.
- Oczywiście Mniszek też zasnął przez nią – kolejne zdjęcie pokazało Alice dosypującą coś do napoju Alana.
- Wiedziałem, że nie mogłem tak po prostu zasnąć po kawie! – stwierdził.
- Czyli to ona otworzyła im drogę. Dzięki niej trucizny trafiły do obiegu… Niesamowite. Ciekawe skąd wiedziała jak przejść przez zamek… - Elizabeth patrzyła na zdjęcie, jak w obrazek.
- Ciekawe dlaczego tak bardzo ingerowała w ten proces. Bała się, że któraś z nich się wycofa? – zapytał Aaron.
- Być może – pokiwałem głową.
- W końcu dzieliła je miłość, a poza tym Alice miała problem z homoseksualistami… - przypomniała Julia.
- Paskudna kobieta – warknął Mycroft – Dobrze, że już jej z nami nie ma. Tolerowaliśmy ją zbyt długo.
- Jesteśmy gotowi do oddania odpowiedzi? – zapytał Alan spoglądając na zegarek. Sam tam spojrzałem i przeraziłem się widząc, że zostało nam trochę mniej niż trzy i pół godziny. Połowa czasu za nami, ale trochę straciliśmy na przeglądaniu list z rozpiską dnia Audrey oraz Jacoba.
- Tak – Carmen pokiwała głową, po czym dodała – Po prostu odkryłam też coś jeszcze. Tamtego wieczoru, kiedy Irys wkradła się po leki… Miałam jakiś atak. Prawie zakrztusiłam się własnymi wymiocinami, ale ona mnie uratowała… Zawdzięczam jej życie.
Ta informacja była zaskakująca. Sandra wydawała się być bezlitosna, a mimo to kogoś uratowała. Zrobiła to z dobroci serca, czy żeby nie wzbudzać dodatkowego zamieszania? Tego prawdopodobnie nie mogliśmy się dowiedzieć. Grupa też nie miała już nic do dodania. Lokaj zweryfikował naszą odpowiedź i po chwili odetchnęliśmy z ulgą. Kolejna poprawna odpowiedź. Szło nam naprawdę dobrze, a wciąż mieliśmy cztery łańcuchy przed sobą. To napawało optymizmem i dawało siłę pomimo zmęczenia. Musiało być już po porze śniadaniowej. Jak na zawołanie, zaburczało mi w brzuchu.
                Nadszedł czas na mnie. Poprzednie fakty dotyczące Alice wydawały mi się obce, bo nie było mnie w świecie żywych, gdy te wydarzenia się działy, ale teraz mogłem coś powiedzieć. Śmierć Yamy była tak naprawdę drugim zamachem na moje życie. Samfu usilnie chciał wyrównać stawkę, ale nie udało mu się tego zrobić. Zamiast tego zabił swojego przyjaciela, Yamę. Zebrane dowody były dosyć oczywiste, chociaż ten proces różnił się nieco od poprzednich. Miałem jednak swoją teorię i wiedziałem, że przy odrobinie szczęścia uda mi się to wszystko ułożyć. Rozwiesiłem swobodnie wszystkie zebrane dokumenty i dowody i obróciłem się w stronę grupy.
- Proces piąty dotyczył Yamy oraz Samfu – przypomniałem, chociaż byłem pewien, że wiedzieli. Nie chciałem marnować ich czasu, ale czułem stres, sam nie wiedziałem dlaczego – Myślę, że wszyscy wiemy, co mniej więcej się działo. Yamaraja padł jej bezpośrednią ofiarą, ale tak naprawdę to był jeden z procesów, podczas których Alice kogoś bezpośrednio chciała skrzywdzić. Podczas przeglądania dowodów znalazłem to.
Na pokazanym przeze mnie zdjęciu widniał Samfu oraz Alice. Stali w kuchni i o czymś rozmawiali.
- Pamiętam to. Samfu przez jakiś czas pracował w kuchni – przypomniała Julia. Na kolejnych zdjęciach widać było jak ze sobą rozmawiali, a po chwili kamera złapała moment, w którym Samfu policzkuje Alice.
- Uderzył ją? – zdziwił się Mycroft.
- Jeżeli to wszystko było zemstą za uderzenie… - Carmen patrzyła swoimi ogromnymi oczami ze smutkiem – To po prostu nie w porządku.
- Samfu był zbyt sprytny, żeby dać się podejść. Nie był też tak ciekawski jak Jacob, więc Alice nic z nim nie zrobiła. Chciała z nim porozmawiać, ale nic poza tym. Nie wiadomo, może w tym momencie próbowała, ale dostała w policzek i zmieniła taktykę – zacząłem tłumaczyć – Wydaję mi się, że chciała unikać Samfu jak się tylko dało. Wiedziała, że przy nim niczego nie osiągnie, więc postanowiła zniszczyć go w inny sposób.
- A wiadomo jak wyglądała ich rozmowa? W kuchni? – dopytała Elizabeth.
- Nic konkretnego – odpowiedziałem wskazując im krótki dialog. Wyglądało na to, że Samfu zdusił jej próby, zanim te na dobre się zaczęły. To była czysta ironia – chciała przekonać go do zabicia, ostatecznie kończąc na tym, żeby Samfu przegrał i stracił przedtem wszystko, na czym mogło mu zależeć.
- Potem przechodzimy do tego spotkania na basenie. Tutaj Alice zaryzykowała i to konkretnie. Jestem zdziwiony, że nikt nie zauważył tego, co zrobiła. Pamiętacie te obłoki dymu? To ona zaczęła tą zawieruchę. Dorzuciła coś do ognia, po czym sprawnie nadepnęła na nogę Maksa – pokazałem pierwsze z trzech zdjęć. Wszystkie były nieco zamglone, ale kamery odpowiednio negowały efekt białego dymu i sprawiały, że dało się zobaczyć, co tak naprawdę się wtedy stało – Po chwili dorzuciła coś Yamie, przez co był on w takim stanie, w jakim był. Ethan musiał go wynieść. Podejrzewaliśmy wtedy, że ktoś dolał coś do alkoholu. To akurat była sprawka Samfu, on sam starał się wtedy ustawić wszystko pod ucieczkę z Yamą. Nas poił alkoholem, a jemu dolewał coś innego – dwa kolejne ukazały to, co mówiłem.
- Czyli jednak ona tam zaszalała. Myślałem, że to wszystko Samfu – Alan wyglądał na zaskoczonego – Jedna osoba odpowiadała za tyle zła. Czemu?
- Wydaję mi się, że ona po prostu miała jakiś problem. Może dogłębnie wierzyła w to, że pomaga. W końcu była przyjaciółką – przypomniała Julia.
- Taka z niej przyjaciółka, jak z Aarona realna konkurencja – parsknął Mycroft.
- Poza tym nie wiemy kim była. Jej akta nie miały tych danych. Maks sam tak mówił – przypomniałem.
- Czyli możliwe, że mówimy o kimś, kto ma zupełnie inną tożsamość? – zapytała Carmen – Alice Clarisse może być kimś innym?
                To pytanie miało w sobie jakąś głęboką, straszną prawdę. Czy ona rzeczywiście była tym, za kogo się podawała? Co jeśli była szpiegiem lub agentką? Rewolwerow sporo się z nią kręcił, to mogło coś oznaczać.
- Co do tego, co stało się dalej… Nie ukrywam, że pomysł z farbą przyszedł mi do głowy, jak zobaczyłem puszkę w pracowni, na wierzchu. Wtedy pomalowałem całą klatkę schodową, żeby potem złapać osobę, która się wkradała do mojego pokoju. No i Yama… Przyznam, że to bardzo smutny widok. Z tego, co zobaczyłem na kamerach, Yama wstał i poszedł do kuchni po szklankę wody. Ona tam na niego czekała – zdjęcia ujawniały kolejne obrazy, które chociaż wydawały się być całkowicie normalne, sprawiały, że czułem głęboki niepokój – Nie gadali nawet o niczym. Ona po prostu wysypała na niego mąkę, po czym zaprowadziła do mojego pokoju. Potem wszystko przygotowała tak, żeby Samfu był pewien, że ma do czynienia ze mną. Zza kołdry wystawały tylko białawe włosy, a pokój wyglądał jak zawsze, gdy ktoś kładzie się spać. Samfu nie mógł się tego spodziewać.
- Szkoda, że Yama musiał zostać w to wplątany. Jest największą ofiarą tego wszystkiego – stwierdził Alan.
- Pytanie czy to wszystko, co ona zrobiła, żeby się zemścić – pomyślałem na głos, patrząc jeszcze raz w kierunku tablicy – Nic innego nie przychodzi mi do głowy i ponownie wszystko zaczyna układać się w całość.
- Myślę, że to wszystko. Alice jest sprytną manipulantką i złą osobą, ale nie jest boginią. Ma swoje limity, a w tym przypadku i tak zrobiła dużo – powiedział Mycroft.
Przez chwilę próbowaliśmy analizować sytuację, ale bez skutku. Wyglądało na to, że ponownie doszliśmy do dobrego wniosku, bo po pociągnięciu za dźwignię, łańcuchy zostały na swoim miejscu.
                Na scenę wyszła Elizabeth. Zerknąłem na Alana, który co jakiś czas, nerwowo zerkał w stronę widowni, jakby kogoś tam szukał. Może platformy martwych osób były dla niego jakąś motywacją? Ta myśl musiała przejść przez moją głowę
- Proces, którym się zajmuje dotyczył podwójnego morderstwa, w którym ofiarami byli Maks oraz Ethan. Za wszystkim stała Cecily – zaczęła Elizabeth – Przyznam, że sprawa jest skomplikowana i jakkolwiek nie chciałam dotrzeć do prawdy, znalazłam tylko… strzępki informacji. Przedstawię wam jednak to, co mam i mam nadzieję, że uda nam się coś osiągnąć. Moim głównym punktem zaczepienia jest Ethan. Jak widzieliście trzymał się on z Yamą oraz z Cecily, ale mało kto wie, że ma też sporo powiązań z Alice. Ona go unikała, ale z drugiej strony cały czas kręciła się gdzieś niedaleko. Trafiłam na bardzo ciekawy zapis rozmowy, który, patrząc na to, co się tutaj działo, jest dowodem jej prób przekłamywania prawdy na swoją korzyść. Spójrzcie.
„Ethan: Czego ode mnie chcesz Alice? Mówiłem ci, że nie jestem przeklęty! Naprawdę!”
„Alice: Nie o to mi chodzi Ethan. Zauważyłam, że masz problem.”
„Ethan: Jaki problem?”
„Alice: Jesteś nieszczęśliwie zakochany. Masz obsesję.”
„Ethan: N-nie wiem o czym mówisz…”
„Alice: Doskonale wiesz. Chodzi o Cecily. Wiem, że sam spędzasz czas na tym, żeby o niej myśleć, ale podpowiem ci jedną rzecz. Znam takie jak ona i jest tylko jedna droga do jej serca.”
„Ethan: Jaka?”
„Alice: Właściwie, to nie powinnam była zaczynać tego tematu. Po prostu staraj się bardziej…”
„Ethan: Czekaj! Proszę, powiedz mi!”
„Alice: Musisz zrobić coś, co zaimponuje takiej kobiecie jak ona. Nie chodzi o przytrzymanie drzwi, ani nic z tych rzeczy. Powinieneś jej pomóc. Zapewnić jej bezpieczeństwo, tak żeby ona sama nie czuła twojej obecności. Bądź dla niej i poza tym…”
- I tutaj zdarzyło się coś nieprzewidzianego – powiedziała to takim tonem, jakby sama w to do końca nie wierzyła. Na zdjęciu widziałem jak Alice wyciąga zdjęcie i pokazuje je Ethanowi. Po chwili Iluzjonista zaczął się dziwnie ruszać, a następnie zmienił pozycję, w której siedział. Wyglądał zupełnie inaczej i chociaż patrzyłem na znajome włosy i muskuły to miałem wrażenie jakbym patrzył na innego człowieka – Jak widzicie, coś się tutaj stało. Problem polega na tym, że nie wiadomo co, bo zapisy rozmowy z tej sceny są nieczytelne. Niby są tu zapisane słowa, ale nie da się ich rozszyfrować.
                Na dowód pokazała kartki, które wyglądały jak wszystkie inne zapisy rozmów, z tą różnicą, że rzeczywiście nie dało się z nich nic odczytać.
- Myślicie, że to Sam? – przypomniałem sobie sprawę Ethana i jego mrocznego pasażera, który kontrolował jego ruchami.
- Bez wątpienia – stwierdziła Julia.
- Nie podoba mi się powrót tego tematu – przyznał Mycroft. W międzyczasie widać też było, że Carmen nerwowo przebiera rękami. Przez całą salę przeszła fala zauważalnego niepokoju.
- Czyli Alice dogadała się z Samem? – dopytał Aaron – To jest ta teoria?
- Tak – odpowiedziała z powagą Elizabeth. Skoro ona wierzyła w coś takiego, to każdy mógł w to uwierzyć – Tego jestem praktycznie pewna. Gorzej, że na tym trop się urywa. Nie wiem czy i jaką rolę Alice odegrała w przypadku Maksa i Cecily. Oznacza to zużycie aż dwóch łańcuchów, a to byłoby zbyt niebezpieczne.
- Skoro musimy, to musimy – westchnął Mycroft, który nie wyglądał na zbytnio przejętego.
- Czekajcie, ja coś mam – Alan wystrzelił przed szereg, sięgając do kieszeni. Wyjął notes. Dziennik Maksa – Jeden z jego ostatnich wpisów. Teraz, po głębszym zastanowieniu, myślę, że on ma powiązania ze sprawą!
Chłopak zaczął nerwowo przerzucać kartki, jakby licząc, że odpowiedź sama się znajdzie. W końcu uniósł notes w geście tryumfu.
- Mam! – powiedział, po czym odchrząknął i odczytał – „Dzisiaj odwiedził mnie zwiastun. Złoty całun w ludzkiej postaci. Wiem, co to oznacza. Przepuszczałem, że mój czas nadchodzi. Czas odwiedzić moją wenę, na cmentarzu złożonym z dobrych chęci. Moje dzieci zginęły, zakopane przez niszczycielkę mojego życia. Co ciekawe, wiązało się to z nader interesującą rozmową. Mam nadzieję, że poczuła się spełniona. Ja nigdy już nie będę.”
- Złoty całun w ludzkiej postaci by do niej pasował – zauważył Aaron – Jej fryzura.
- Maks wydaje się być gotowy na śmierć. Nie do końca mi to pasuję – Julia zmarszczyła nos.
- On wiedział – Mycroft powiedział to tak pusto, że nie do końca to do mnie dotarło. Dopiero powtórzenie wydawało się na tyle wyraźne, żeby je zrozumieć – On wiedział, że zginie. Przyszedł na basen i zachowywał się jakby się już pogodził ze śmiercią.
- Czyli Alice go najzwyczajniej w świecie odwiedziła i powiedziała, że nadchodzi jego czas, a ten się zgodził? – dopytał Aaron – Nie posądzałbym go o taką głupotę.
- Maks kierował się innymi wartościami niż my. Od początku nie grał w tą grę z nami. On toczył pojedynek z samym sobą – zauważyła filozoficznie Julia.
- W takim razie mamy Maksa i Ethana. Co z Cecily? – zapytała Farmaceutka.
                Odpowiedziała jej głucha cisza. Nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy skorzystać z kolejnej podpowiedzi. Do leżącego łańcucha doleciał drugi. Zostały trzy. Podpowiedzi wpędzały go powoli do grobu. Jednak właśnie ich potrzebowaliśmy. Rezultat okazał się być zaskakujący. Dostaliśmy potwierdzenie, że Alice nie przekonywała Cecily. Właściwie jedyne, co zrobiła to wrobiła Ethana w ślepe posłuszeństwo, co było działaniem na niekorzyść Aktorki i Iluzjonisty. Dostaliśmy jednak inne zdjęcia i opis rozmowy.
- Magazyn? – zdziwiła się Elizabeth – Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby to sprawdzić.
- Musimy to wszystko szybko przejrzeć – zaproponowałem oczywistość. Zajęło nam to kilka następnych minut. Po wszystkim Aaron zaklął paskudnie, a Carmen wpatrywała się w dowody z niedowierzaniem.
- To już czyste szczęście. Coś nad nią czuwało – zdziwił się Mycroft.
- Możemy to podsumować? – zaproponowała Julia.
- Z tego, co tutaj zobaczyliśmy wynika, że Carmen miała atak, który średnio pamięta. Alice akurat na nią wpadła i wykorzystała ja do przeniesienia akwarium. Potem sama je rozbiła i zostawiła ją mokrą w odłamkach szkła – Elizabeth wyliczała to z niedowierzaniem – I zrobiła to po to, żeby… namieszać? Czy jej celem nie było wskazanie zabójcy? Chociaż wystawiała ofiary to zawsze robiła tak, żeby zabójca został złapany. Może to jej ta chora pomoc?
- Pewnie tak. Jednak myślę, że w tym przypadku to kwestia czegoś zupełnie innego. Alice chciała żeby Carmen była w takiej nietypowej sytuacji, bo to sprawnie odrzuciło ją z kręgu podejrzanych. Niby nie do końca ufaliśmy jej wyjaśnieniom, ale cały absurd sprawił, że poszliśmy jednak w kierunku Cecily. Celnie – teoria Julii miała sens. Myślę, że właśnie tak mogło być.
- To niesamowite – westchnęła Carmen.
- Raczej przerażające – skwitował Aaron.
                Wykorzystując moment zgody, przedyskutowaliśmy to jeszcze raz, dochodząc do tych samych wniosków. Elizabeth oddała swoją odpowiedź i przyszedł czas na ostatni proces. Musieliśmy ustalić ostatnie fakty. Obraz, który już teraz odkryliśmy, był po prostu przerażający. Aaron wystąpił na przód i zaczął rozwieszać dowody. Został już tylko on. Poruszał się sprawnie, niczym generał wojska. Widać było motywacje.
- Zajmowałem się ostatnim procesem, w którym Agatha zabiła Wendy. Tutaj znowu mamy jej działania. Dokopałem się do masy dowodów. Do rzeczy, patrzcie na to.
Wskazał na zdjęcie, które mimowolnie sprawiło, że krew w moim organizmie przyśpieszyła. Alice stała naga, a tuż przed nią znajdował się Lokaj. Usłyszałem głuche plaśnięcie. Mycroft uderzył w platformę z ogromną siłą, aż cała konstrukcja delikatnie się przesunęła.
- Taki jesteś? Pukasz jakieś laski, a potem nawzajem się mordują?
Był zdenerwowany, więc skupił się na czymś zupełnie innym niż ja. Mi w oczy rzuciło się to, że Alice była ucharakteryzowana tak, że od tyłu nie dało się jej poznać. W szparze, za drzwiami rzeczywiście było widać Agathę. To, co zobaczyło nie wydawało jej się. Sytuacja, która sprawiła, że nakręcił się cały ten kocioł nienawiści rzeczywiście się wydarzyła.
- Mycroft ogarnij się. Nie widzisz, że Alice specjalnie tak to ukartowała? – Elizabeth spojrzała na niego z wyrzutem.
- To jest scena, o której musiała myśleć Agatha jak podejrzewała, że Wendy coś zrobiła z Lokajem – wyjaśnił Alan – Od tyłu rzeczywiście mogła się pomylić, szczególnie, że Alice tutaj nosi jakąś perukę.
- Czyli w taki sposób namieszała jej w głowie! Zrobiła to specjalnie w taki sposób, żeby ją dobić. Wiedziała, na kim jej zależy – Alan wydawał się być aż za bardzo podekscytowany całym procesem dedukcji, ale z drugiej strony to rozumiałem. Mieliśmy prawie wszystko, a wciąż wisiały aż trzy łańcuchy.
- Jak zareagowałeś? – Aaron zadał to pytanie patrząc na nas, ale było ono zaadresowane do Lokaja. Ten spojrzał w naszym kierunku milcząc. Dopiero po chwili przemówił:
- Od razu wyprosiłem panią Clarisse. Tak jak mówiłem, nie interesowała mnie taka relacja z nikim z gości tego hotelu.
- Czemu nie powiedziałeś tego Agathcie?
- Nie była moją przełożoną. Nie musiałem jej niczego mówić – w jego głosie dało się słyszeć coś, co nie do końca potrafiłem opisać. Spojrzałem na niego badawczo. Byłem ciekawy, co w tej chwili było w jego głowie.
- Mamy coraz mniej czasu, ustalmy, co jeszcze zrobiła Alice i kończmy ten proces, póki jeszcze mamy szansę uratować dodatkową osobę – Julia przerwała napiętą sytuację – Masz coś na Wendy? Czy Alice jej coś zrobiła?
- Zrobiła. Pomogła uśpić Mycrofta – wskazał kolejne zdjęcia. Widać było na nich jak Agatha dosypuje coś do napoju Mycrofta, kiedy ten jest zagadywany przez Przyjaciółkę. Na fotografii ujęto nawet dokładny moment, w którym Alice spogląda z uśmiechem na to, co robiła Agatha. Ona wiedziała. Chciała jej pomóc. Twórczyni Zabawek nawet w takim momencie okazała się nie mieć władzy nad własnym życiem. Wszystkim sterowała Alice – Dodatkowo był jeszcze krótki dialog. Rozegrał się na korytarzu.
„Wendy: Odwal się ode mnie i od Mycrofta. Zajmij się sobą, ty znudzona szmato.”
„Alice: Chcę cię po prostu ostrzec. Ktoś na ciebie poluje. Nie wychodź z pokoju i siedź z Mycroftem.”
„Wendy: Alice, zejdź mi z drogi. Powtarzam po raz ostatni…”
„Alice: Idź. Tylko do pokoju i z niego nie wychodź. Zabójca w końcu się znudzi.”
- Jak dla mnie to brzmi jakby ją ostrzegała – zauważył Mycroft. Jego głos z trudem przechodził przez gardło.
- Mi to raczej wygląda jakby chciała wykorzystać jej niechęć do swojej osoby i kazać jej zrobić coś, licząc na odwrotny efekt – powiedziałem.
- Odwrotna psychologia – potwierdziła Julia – To zdecydowanie próba tego. Dołożyć do tego resztę i można zrozumieć dlaczego Wendy wpadła prosto w paszczę lwa.
- Wymieniamy te przewinienia od godzin… - Mycroft znowu się wtrącił – Czy to naprawdę zrobiła ona? Te wszystkie, cholerne rzeczy?
- Masz inny pomysł? – zapytał Aaron.
- Nie wiem, po prostu to wydaje się być zbyt naciągane. Jakbyśmy wszystko starali się zrzucić na jedną osobę.
- Bo ona była zła Mycroft! Otwórz cholerne oczy! Zabiłaby nas wszystkich, a potem sama zamordowała i uciekła. To było zło wcielone!
- Manipulowała nami od początku… - Alan wyglądał na zdenerwowanego. Miał do tego prawo, tak jak każdy z nas – Była gorsza od porywaczy.
- Jestem zaskoczony, że to mówię, ale się zgadzam – przytaknął Aaron.
- Była zepsuta – dodała Carmen.
- Czy macie jeszcze jakiś pomysł? Przejrzałem wszystkie dokumenty i sam nic nie znalazłem. Nie pamiętam też, żeby coś jeszcze tam było. Wydaje mi się, że to wszystko.
- Sprawdźmy to – głos Aarona była twardy. Dalej stał wyprostowany i gotowy na wszystko.
                Informatyk wrócił na swoje miejsce. Lokaj pociągnął za dźwignię. Trzy łańcuchy zostały na swoim miejscu. Czy to oznaczało, że wygraliśmy?
- To jeszcze nie koniec – przypomniała Neri – Zostało wam odgadnąć kim ona była.
- Co to znaczy? – Alan brzmiał jakby uleciało z niego całe powietrze.
- Musicie powiedzieć nam czym się wyróżniała. Jak jest tu brzuchomówczyni czy informatyk, tak samo była i ona. Kim była? Odpowiedź jest dosyć jasna, ale wciąż macie podpowiedzi.
- Nie potrzebujemy ich – uspokoił ich Mycroft – Alice Clarisse była chaosem. Chaos to jej talent!
Jeden z łańcuchów poleciał na ziemię. Otworzyłem usta w niemym szoku. Aaron doskoczył do Mycrofta i zatkał mu usta. Elizabeth tylko westchnęła, ale Alan zrobił się cały blady na twarzy.
- Ty idioto! Chcesz go zabić? – wykrzyczał Informatyk. Wbrew pozorom, Mycroft wyglądał na przejętego. Spojrzał w kierunku Alana i przeprosił go.
- Nic… nic się nie stało – odpowiedział – Po prostu błagam… Nie mówcie nic, jeżeli nie jesteśmy pewni.
- Jak mamy to odgadnąć? – zdziwiła się Farmaceutka – Przecież to nierealne znaleźć jedno słowo, które ją opisuję.
- To nie jest takie nierealne – powiedziała Carmen.
- Carmen! Twoje pytanie! – wykrzyknął Alan z radością w głosie – Możesz je zadać!
- Tylko komu? – westchnęła Julia – Nikt nie zna odpowiedzi, taką mam przynajmniej nadzieję, bo inaczej okaże się być wrednym dupkiem.
- Musimy zebrać fakty – zaproponowałem.
- Na start zaznaczę, że przejrzałam jej dziennik, ale nie znalazłam odpowiedzi. Nie pisała też konkretnie o tym, co robiła. Po prostu zbierała tam informacje. Haki na różne osoby – zaczęła Julia.
- Na nas też? – zaciekawił się Alan.
- Widziałam parę informacji, ale to nie jest teraz ważne. Teraz musimy ustalić, co o niej tak naprawdę wiemy. Potem zawsze możemy skorzystać z podpowiedzi. Moglibyśmy skorzystać z dwóch, ale…
- Nie zaczynaj – ostrzegł Mycroft – Przeprosiłem.
- Co mu z twoich przeprosin – zdenerwował się Aaron – Nic.
- Pokrzywa uważała, że pomaga ludziom – zaczęła Carmen – Wszędzie to zaznaczała.
- To prawda – potwierdziła Julia – To słowo pojawia się minimum raz na stronę. Doliczając do tego listę, coś na pewno jest na rzeczy.
- Myślę, że mogła być związana w jakiś sposób ze mną – przyznał Alan – Nie wiemy jednak kim jestem, więc to mała podpowiedź.
- Niekoniecznie – dziewczyna poprawiła włosy – Powiedz mi Alan, skąd ten pomysł? Jest związana z tobą?
- Wiem, że wiedziała coś więcej o mnie. Czasami zastanawiam się, czy mnie nie znała…
- Niby skąd? – zaśmiał się Mycroft – Poza tym pewnie byś to pamiętał.
- Właśnie nie jestem pewien – stwierdził Alan – Mniejsza o to. Po prostu cały czas dawała mi znać, że wie coś więcej. Nie wiem, o co jej dokładnie chodziło.
- Dużo mieszała – dodała Elizabeth – W każdym procesie musiała dorzucić swoje trzy grosze. Mieszała nam w życiach.
- Miesza w każdym miejscu, w jakim się pojawi, uważała, że pomaga ludziom. Brzmi jak jakiś religijny świr – uśmiech zniknął z twarzy Mycrofta – Cholera, mam nadzieję, że to nie było odgadnięcie.
                Została niecała godzina. Zaczęliśmy przedyskutowywać różne opcje, ale wciąż nie wiedziałem. Jak mogliśmy poznać prawdziwą tożsamość Alice. Czy nie wystarczał im ogrom wiedzy, którą już zdobyliśmy?
- Ustaliliśmy tak dużo, właściwie wszystko co mogliśmy, ale kim ona jest? – powtarzał Alan.
- Musimy użyć przedostatniego łańcucha. Ostatni wystarczy do odgadnięcia – uspokoiła go Julia.
- Wiem – pokiwał głową – Po prostu skupmy się. Nie chcę…
Nie musiał dokończyć. Wiedziałem, że ma w głowie wizję śmierci. Przedostatni łańcuch poleciał w dół, tworząc z pozostałymi nieduży, srebrny zwój. Spojrzeliśmy w kierunku podestu. Od tej podpowiedzi zależało życie Alana. Było jeszcze tyle niewiadomych. Chciałem dowiedzieć się kim tak naprawdę był Alan, a kim była Alice. Po tych wszystkich faktach, które poznaliśmy, mogłem dopasować jej przede wszystkim oszustkę oraz agentkę, ale to wydawało się być zbyt „normalne”, jak na nią. Jej talent musiał być związany z czymś innym.
- Podpowiedź może wydać się wam błaha i mało konkretna – zaczął Bobru – Ale zapewniam, że taka nie jest. Alice jest tym, czym opisujecie ją w głowach. Nie jest to chaos, ale coś podobnego. Chodzi o jedno słowo, które opisuje to, co ona wprowadza.
                Aaron parsknął.
- To jest podpowiedź? Chyba sobie żartujecie.
- To co ona wprowadza… - zamyślił się Alan.
Zastanowiłem się jakbym opisał ją i to, co wprowadza. Chaos to było pasujące słowo. Mycroft nie pomylił się aż tak bardzo.
- Odgadliśmy wszystko, co zrobiła i teraz każecie nam znaleźć jedno słowo, które ją opisuję? To trochę nie w porządku… - oburzyła się Julia.
- Sięgnijcie do swojego umysłu i po prostu to powiedźcie. To naprawdę tam jest. Pokażcie nam, że macie to coś! – słowa Neri miały w sobie odrobinę szaleństwa. Poczułem się dziwnie. Nie potrafiłem tego opisać. Po prostu miałem wrażenie jakbym był biurkiem, w którym nagle znalazła się jedna, dodatkowa szuflada. Dreszcze przeszły całe moje ciało, a głowa zdawała się pulsować.
- O czym wy mówicie… - wyszeptała Elizabeth.
- Przeanalizowaliście ją całą. Wiecie kim jest i co wprowadzała – naciskał Bobru.
- Jesteście chorzy – warknął Aaron.
- Musimy odpowiedzieć – Julia poprawiła okulary – Ja mam jeden pomysł. Mogę to na siebie wziąć, ale ostatnie zdanie należy do ciebie, Alan.
- Nie wiem, co robić… - jęknął chłopak. Ten moment stał się naprawdę intensywny, zupełnie jakby coś zawisło w powietrzu i wysysało tlen, wprowadzało zamęt. Zamęt. I nagle zrozumiałem.
- Nie wymyślimy nic innego – pocieszała go Elizabeth – Alan to twoja jedyna szansa.
- Zróbcie to! – podsycały atmosferę Duchy.
- Mamy jeszcze pół godziny powinniśmy wykorzystać cały czas – próbował coś wskórać Mycroft – Ja dalej nie mam pojęcia, co może być odpowiedzią.
- ZAMĘT – wykrzyknęła Julia – Jej talentem był zamęt. Wprowadzała go i się nim stała. Alice była zamętem, o ile tak się nazywała.
                Nagle wszystko ucichło. Atmosfera się rozluźniła jak za machnięciem magicznej różdżki. Nasze spojrzenia powędrowały w kierunku Alana i ostatniego łańcucha. Zamęt. To musiała być poprawna odpowiedź.
- Wasza odpowiedź jest… - zaczął Bobru – Poprawna.
Zdążyłem się tylko uśmiechnąć, zanim usłyszałem metaliczny, głuchy dźwięk. Spojrzałem w górę i zobaczyłem coś dużego, spadającego w kierunku Alana z sufitu. Zdążyłem tylko krzyknąć, tak jak pozostali, bo w życiu nie byłbym na tyle szybki żeby do niego dobiec. Czas wydawał się spowolnić. Obiekt leciał, a Alan powoli podnosił głowę. Nie miał szans uciec. A jednak. Czas wrócił do normy, Alan odskoczył do tyłu, potknął się i upadł na podłogę. Kowadło, bo tym okazał się być obiekt, huknęło w platformę i rozbiło ją na kawałki. Pechowiec jednak zniknął. Zobaczyliśmy tylko klapę w podłodze, która pojawiła się w miejscu, w którym upadł.
                Nagle zaświeciły się ekrany, na których zazwyczaj oglądaliśmy egzekucję. Poczułem rozczarowanie.

Komentarze

  1. Od początku w sprawach były luki i zbiegi okoliczności i choć procesy były ekscytujące to ta sprawa bierze je wszystkie, wyciąga z nich to co najlepsze i dodaje coś od siebie.
    Zamęt była i nadal będzie moją ulubioną postacią.
    Jeśli chodzi o pechowca to myślę że ta egzekucja tak naprawdę będzie pokazywać przeszłość jego i zamętu, oraz może go osczędzą, no chyba że porywacze powiedzą że planowali oszczędzić Alana Dantesa, a nie tego kto się pod niego podszywa (jeś to jest prawda).
    Jest jeszcze jedna rzecz, czyli dlaczego detektyw gonił florystkę, ale pewnie to rozwiąrze się potem.
    Jeśli chodzi o hakera to wydawał się być mniej chamski, może w końcu wruci na prostą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podsumowanie wszystkiego się podobało. Było sporo pracy, notatek i powrotów, żeby wszystko się trzymało kupy (a myślę, że i tak istnieje szansa, że coś nam umknęło). Kolejny rozdział (ostatni w tym epizodzie) na pewno będzie krótki, ale myślę, że dopełni historię zarówno Alana jak i Zamętu :) Wszystkie pozostałe rzeczy też będą się wyjaśniać, a co do Hakera - w końcu nadejdzie obiecana konfrontacja Mycroft i Aaron. Także wszystko przed nami.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Jak ta Alice mogła tak, co za zła kobieta :(
    A tak w ogóle to Mycroft umrze jeszcze nie? Alice go zza grobu zabije, proszę.
    btw. Ultimate zamęt xD
    W ogóle jak był nabór na postacie do opowiadania i niektóre zgłoszenia można było przeczytać publicznie, to kilka osób pisało że ich postać ma ultimate jakiś, ale to nieprawda i naprawdę ma inny. Właśnie moim zdaniem lepiej jeśli to wy wybieracie, kiedy zrobić taki trik, a nie autor postaci. I ja się świetnie bawiłem czytając zmagania mojej postaci, jak i progres w ujawnianiu jej osobowości, chociaż sam nie do końca wiedziałem kim ona się okaże. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alice pewnie już go otruła, czy coś ;) Bardzo się cieszę, że pomimo wyboru takiej drogi dla Twojej postaci, wszystko Ci odpowiada. Absolutnie się zgadzam, że dla dobra historii czasami trzeba odpowiednio dostosować i ustalanie tego na poziomie karty postaci po prostu może nie zadziałać. Nigdy nie wiadomo, kiedy zmiana "sensu" postaci się przyda. No i dzięki temu mogłeś (a jeszcze rozdział przed nami) pozaskakiwać się tym, jaka jest Twoja postać. To było coś czego chciałem spróbować, długa, zaplanowana intryga, o której każdy wiedział, ale nie do końca :D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. Muszę coś powiedzieć. Grupa dała dupy. Już od 4 czy 5 epizodu ludzie jej nie ufali, a i tak NIKT nic nie zrobił żeby np. ją śledzić, ograniczać i kontrolować jej ruchy. Wszyscy byli zbyt pasywni. Gdyby Jacob, Samfu i Maks połączyli siły, to by ją rozgryźli i nie miałaby szans.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz