Epizod VIII - Rozdział 71: Kwatera (Aaron Masayoshi)


Witamy Was serdecznie w kolejnym rozdziale Peccatorum. Akcja wraca do hotelu, gdzie wszystko wydaje się powoli uspokajać, ale niektórzy knują w tle... W końcu cały hotel jest odkryty, pozostaje teraz zebrać informacje, zdecydować. Przed gośćmi naprawdę ciężka decyzja.







Rozdział 71: Kwatera (Aaron Masayoshi)


- Dzień przed katastrofą – przeczytałem – Co to może znaczyć?
- Dokładnie to, co widzicie – odpowiedział głos za nami. Odwróciłem się i zobaczyłem widmowe oblicze jednego z Porywaczy. Bobru stał przy wejściu – Tacy kiedyś byliśmy. Trzydzieści lat temu. Dzień przed tym, jak Profesor zdecydował się na wykorzystanie swojego eksperymentu w celu, jaki znacie dzisiaj. Pamiętacie? Wirus, wszyscy chorzy, kończący się czas ludzkości i świata?
- Myśleliśmy, że to wasz wielki mentor – rzuciła sarkazmem Julia.
- Bo to jest osoba, która nas połączyła i nauczyła prawie wszystkiego, co wiemy. Dzięki niemu możemy pracować i walczyć przeciwko jego własnej kreacji. To, co on stworzył nie może być dobre. Cały ten instytut i cała reszta. Rozumiecie?
- Ale przecież sami braliście udział. W badaniach i pracach w tym miejscu. Macie zdjęcie z Profesorem i Lokajem, a przynajmniej czymś, co wygląda na jego wczesną wersję – oburzyła się Elizabeth – Jak możecie być takimi hipokrytami?
- Pracowaliśmy w tym miejscu i chcieliśmy zmienić świat. Chcieliśmy, żeby ludzie żyli dłużej i żeby Profesor, który zdołał to wszystko zorganizować, spełnił swoje założenia. Świat, gdzie ludzie żyją dłużej, znika bezrobocie i problemy z energią, nawet w tych mniej rozwiniętych krajach. Wyszło, jak wyszło, mamy nauczkę, ale o nic się nie obwiniamy. W porę zareagowaliśmy – w słowach Porywacza dało się słyszeć pewien żal – Niestety, nie udało się nam.
- Kreujecie się na tych dobrych, ale jednak każecie nam przez to przejść – zauważyła Julia – To trochę kłóci się ze sobą.
- Powtarzam po raz kolejny – nie każemy wam się zabijać. Zbieramy dane, potrzebujemy ich do tego, żeby zapobiec katastrofie, a raczej żeby zniwelować skutki.
- To nie ma sensu – odpowiedziałem – Wasza logika nie ma sensu. Mogliście zdobyć to wszystko współpracą. Jak możecie liczyć na współpracę z nami?
- Aaron, kiedyś zrozumiesz, że świat nie jest tylko biały i czarny, a głównym zagrożeniem w tym miejscu jesteście wy, a nie my. Nie naciskamy teraz na was, a krew zapewne się poleje. My mamy prawie wszystko, co chcieliśmy, ale teraz nie możemy was wypuścić. Zasady są jasne i nie będziemy ich zmieniać na koniec. Dajemy wam opcję, żebyście się poddali i zaczęli z nami współpracować na naszych warunkach.
- Świat musiałby runąć, żeby doszło do naszej współpracy – odpowiedziała Alice.
- I niedługo runie – stwierdził Bobru.
                Poczułem jak przeszedł mnie dreszcz. Spojrzałem na Carmen. To naprawdę trzeba było skończyć. Miałem to niesamowite szczęście, żeby osoba, która była dla mnie jakkolwiek cenna przeżyła do tego momentu piekła. Nie mogłem zmarnować danej mi szansy. Jeżeli ceną było sprzedanie duszy diabłu czy diabłom – byłem gotowy ją zapłacić. Pytanie brzmiało, jak zapatrywała się na to reszta. Sam nie byłem pewny, czy jestem w stanie komuś zaufać. Patrzyłam na to zarówno biorąc pod uwagę Carmen jak i Porywaczy. Czy mogłem postawić tak dużo na jedną kartę? Jeżeli ona była tego warta, to może… Carrie, pomyślałem. Skarciłem się. To był zamknięty rozdział. Nie chciałem do niego wracać, za żadną cenę. A jednak to robisz, powiedział głos w mojej głowie.
- Mycroft, wszystko gra? – Bobru przeniósł na niego wzrok – Nie odzywasz się, to do ciebie nie podobne.
- Nic mi nie jest – odpowiedział i chociaż znałem ten pełen życia głos, to jego twarz dalej przypominała kamienną maskę, bez emocji.
- Coś jeszcze was interesuje? Nie odpowiem na wszystko, ale znaleźliście zdjęcie, więc może interesuje was coś z nim związanego?
- Kim jest ten facet? – zapytała Julia – Ten, którego nie znamy.
                To pytanie musiało być trafione, bo Porywacz stanął i uśmiechnął się pod nosem. Obrócił się na pięcie i podszedł do rozwieszonych zdjęć.
- To jest Carlos. Nasz stary kolega z pracy – odpowiedział – Nie wiemy, co się z nim stało. Zniknął w dzień katastrofy i nie znaleźliśmy go od tamtej pory. Może zginął?
- Nie brzmisz na przejętego – zauważyła Elizabeth.
- Wygląda na dobrego człowieka – wtrąciła się nagle Carmen. Przeniosłem na nią wzrok. Czasami dostrzegała w ludziach coś więcej niż inni.
- Byłbym, ale Carlos to sprytny człowiek. Miał bardzo ciekawą przypadłość… Nie jest to jednak rozmowa na teraz.
- Na czym polegała ta katastrofa? – zapytał Olivier, ale w tym samym momencie Bobru rozpłynął się na naszych oczach, pozostawiając nas bez dalszych odpowiedzi.
- Coraz bardziej mnie zaczyna to interesować – przyznała Brzuchomówczyni, odchodząc od zdjęć – Ale tutaj niczego więcej się nie dowiemy. Możemy poszukać jeszcze informacji o tym Carlosie, na pewno znajdziemy go na liście pracowników i dowiemy się czegoś więcej. Jeżeli rzeczywiście brał udział w tej katastrofie to zastanawia mnie dlaczego nie jest duchem, tak jak oni.
- Zastanawialiście się kiedyś nad tym?
- Nad czym Carmen? – zapytała Alice. Brzmiała na bardzo zniecierpliwioną.
- Dlaczego oni mają taką postać? Jeżeli wszyscy brali w tym udział to gdzie są pozostali?
- To bardzo dobre pytanie – Olivier aż oparł się o stół – Jeżeli Profesor i Carlos tam byli, to dziwne, że nie możemy z nimi pogadać w takich postaciach.
- Może Porywacze nie mówią nam wszystkiego? – zaproponowałem – Jeżeli mielibyśmy się czegoś dowiedzieć, to chyba tylko do Lokaja.
- On nic nam nie powie – stwierdził Pechowiec – Jest lojalny.
- O Lilii im nie powiedział – zauważyła Carmen.
- Można by było go zapytać – Julia pokiwała głową. Normalnie moglibyśmy mieć kłopoty, ale odkąd się dowiedzieliśmy, że wszelakie zapisy z kamer idą do pokoju Lokaja, to nie musieliśmy się martwić, że Porywacze mogli tak po prostu się o nich dowiedzieć. To zmieniało postać rzeczy.
                Po ustaleniu tych faktów, opuściliśmy studio fotograficzne i ciemnię. Musieliśmy chwilę poczekać przy windach na Mycrofta, który wyszedł dobre dwie minuty po nas.
- Odkryłeś nową pasję Goldenwire? – zaczepiłem go, ale nie odpowiedział. Musiało być z nim naprawdę źle, jak nie miał nawet tego swojego głupiego uśmieszku na twarzy. Wyglądał zupełnie jak… Ja, podpowiedział mi wewnętrzny głos. Tak samo jak ja, kiedy straciłem ukochaną osobę. Gdy byliśmy w końcu w komplecie, wsiedliśmy do windy i ruszyliśmy na kolejne piętro. Po przekroczeniu blaszanych drzwi usłyszeliśmy coś, czego z początku nie potrafiłem poznać. Dźwięk pianina. Miałem kilka epizodów z muzyką klasyczną, ale tak dawno nie słyszałem tego instrumentu, że nie potrafiłem go w pierwszej kolejności zidentyfikować. Po chwili, dołączały kolejne, które dochodząc z jakiegoś, bliżej nieokreślonego miejsca, zaczęły wygrywać melodie. Cały pokój był sporych rozmiarów i skojarzył mi się z salą gimnastyczną. Jasna, drewniana podłoga przyjemnie mieszała się z delikatnym brązem na ścianach. Po całej sali były rozstawione instrumenty. Połowy z nich nawet nie znałem. Julia, która widocznie poczuła się tutaj dobrze, poszła naprzód, w stronę dwóch zamkniętych pokojów do nagrywania, pogwizdując przy tym jakąś piosenkę. Utwór był na tyle chwytliwy, że sam nuciłem go pod nosem, a przez to wszystko, strasznie mi się z nią kojarzył.
                W ścianach znajdowały się głośniki, z których również leciała po cichu muzyka. Nie znałem tego kawałka, ale podejrzewałem, że sporo mogło się zmienić w muzyce od mojego zniknięcia. Cały świat zapewne nawet nie wiedział, że stoi na krawędzi katastrofy. Ludzie prowadzili swoje normalne, ludzkie życia, nie zdając sobie sprawy, że nasza grupa walczy o przetrwanie. Policja i inne służby nie mogły nas znaleźć od tak dawna, wiec budynek, w którym się znajdowaliśmy musiał być doskonale ukryty.
- Jak ja dawno nie słuchałem muzyki – zauważył Alan – Dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę.
- W tym hotelu zawsze panuje taka cholerna cisza – zauważyła Julia – Chciałabym żeby muzyka towarzyszyła nam wszędzie.
- Jeżeli państwo chcą to jest to możliwe – stwierdził Lokaj, który pojawił się znikąd – Dodam tą funkcję, żeby na korytarzach i w pomieszczeniach skupiających się na odpoczynku leciała delikatna muzyka. Będą mogli państwo tym zarządzać przy użyciu odpowiednich panelów, które zamontuje przy wejściach.
- W końcu jakaś dobra decyzja Sora – stwierdziła Alice uśmiechając się do niego. Spojrzałem na Oliviera, który patrzył na głośniki jak oczarowany. Był głuchy, więc muzyka była dla niego czymś nowym. Cały świat świetnych utworów stał przed nim otworem.
- To naprawdę niesamowite – powiedział, kiwając się delikatnie w rytm muzyki.
- Olivier! Przecież ty pierwszy raz słyszysz muzykę! Tyle fajnych piosenek przed tobą – Alan podszedł do niego i poklepał po plecach. Artysta uśmiechnął się, dalej zafascynowany tym, co słyszał.
- Mam nadzieję, że coś jazzowego będzie leciało w barze – powiedziała Alice – Zupełnie inaczej się będzie tam siedziało.
- Ktoś z was umie na czymś grać? – zapytała Carmen – Zawsze lubiłam chłopców, którzy grali na gitarze na rynku. Kojarzy mi się to z domem.
- Wiem, że Cecily umiała grać na pianinie – powiedziałem – Kiedyś mi o tym wspominała.
- Samfu umiał grać na nerwach – stwierdziła Elizabeth.
- Ja się kiedyś uczyłem – Mycroft brzmiał ponuro nawet jak na niego. Nawet nie podniósł wzroku, po prostu dalej wpatrywał się w podłogę – Też na gitarze, ale bez większych sukcesów.
- Jak stąd wyjdziemy to chciałabym nauczyć się grać na jakimś instrumencie – stwierdziła Florystka i zakręciła się w rytm muzyki.
                Jej słowa poruszyły temat, który ostatnio zszedł na drugi, a nawet na trzeci plan. Kiedyś dążyliśmy tylko do znalezienia drogi do wyjścia, potem poznaliśmy plan hotelu i wiedzieliśmy, że jako takiego wyjścia nie znajdziemy. Skupiliśmy się na zbieraniu informacji i mieliśmy coraz pełniejszy obraz sytuacji. Zostało nas jednak tylko ośmiu, co bardzo bolało. Nie mogliśmy się za bardzo rozdzielać i zdobywać informacji w takim samym tempie. Dlaczego zrozumieliśmy to dopiero teraz? Gdybyśmy mogli współpracować teraz mając 22 osoby? Przeszukalibyśmy całe archiwum w oka mgnieniu. Porywacze mieli jakiś cel, nie wierzyłem w ich gadkę. Jak mogli wywierać takie złe wrażenie, a wciąż wywołać u mnie chęć współpracy. Czułem się manipulowany.
                Niedługo potem wyszliśmy z sali muzycznej i ruszyliśmy dalej. Na korytarzach rzeczywiście pojawiła się muzyka. Nawet po tym, jak wsiedliśmy do windy, usłyszeliśmy kojące dźwięki instrumentów. Może to było zabawne, ale rzeczywiście poczułem się lepiej. Kolejnym przystankiem była kręgielnia. Przedostatnie z dostępnych pięter. Dopiero teraz zacząłem się zastanawiać nad połączeniami pomiędzy piętrami. Pokój Oliviera był połączony z pracownią malarską, ale wątpiłem, żeby to było wszystko. Przeszliśmy przez blaszane drzwi i weszliśmy do wyjątkowo niedużej kręgielni. Po prawej znajdowała się nieduża szatnia, gdzie można było zmienić obuwie, a także wziąć przekąski oraz napoje. Na lewo były cztery tory, które nie wyróżniały się całkowicie niczym. Obróciłem się w stronę wyjścia, jakby licząc, że zobaczę ulicę jakiegoś miasta. To piętro wyglądało tak zwyczajnie.
- To nie wygląda na miejsce, gdzie moglibyśmy coś znaleźć, ale może zagramy? Zostało nam tylko to opuszczone piętro, które otwiera się później – zaproponowała Julia.
- Ja poszedłbym na basen – stwierdził Mycroft – Mam ochotę się wygrzać.
- To może się rozdzielimy? – Elizabeth prawdopodobnie nie miała ochoty iść ani tutaj, ani na basen.
- Po prostu trzymajmy się razem do końca – zaproponowałem – Mam bardzo złe przeczucia, co do tego miejsca, które ma się otworzyć wieczorem.
- Dlaczego? – zapytał Alan – Wiesz coś o tym?
- To ostatni miejsce, które jest związane bezpośrednio z tamtymi czasami. Myślę, że się czegoś dowiemy i nikt nie powinien się oddzielać. Nawet Alice i Mycroft.
- Nawet ja? – zaśmiała się – Z chęcią zagram w kręgle, a potem pójdę na basen. Na dzisiaj i tak nic nie planuję.
- Elizabeth?
- Dobra, zróbmy to.
                Przez najbliższą godzinę z hakiem graliśmy w kręgle. Chociaż atmosfera się delikatnie rozluźniła, to dalej daleko było od ideału, ale możliwe, że to ja miałem zwichrowany obraz tego, jak powinna wyglądać normalna relacja międzyludzka. Podzieliliśmy się na dwa zespoły – mężczyźni kontra kobiety. Niestety nie udało nam się wygrać, Carmen okazała się być świetnym graczem. Na moment zeszliśmy z tematów poważnych i skupiliśmy na zdrowej rywalizacji. Po grze przenieśliśmy się od razu na basen. Kiedy przeszliśmy przez szatnie rozbiliśmy się na trzy mniejsze grupki. Ja, Carmen oraz Elizabeth usiedliśmy w wannie z turbo masażem. Mycroft, Alice oraz Alan przeszli się w kierunku sauny, a Olivier i Julia, zostali przy jednym z głównych basenów. Brzuchomówczyni jak zawsze była w specjalnym stroju przypominającym koszulkę, żeby zasłonić siniaki na brzuchu.
- Nie lubię chodzić na basen. Wszystko cuchnie chlorem, już po ostatnim razie obiecałam, że dam sobie spokój – Elizabeth przełamała ciszę.
- Przynajmniej wszyscy są w jednym miejscu i nikt niczego nie zrobi – odpowiedziałem.
- Czego się tak boisz Aaron? Jak coś wiesz, to może powiedz, żebyśmy uniknęli kolejnej katastrofy.
- Powiedziałem wszystko – przyznałem zgodnie z prawdą – Po prostu mam takie przeczucie. Nie ukrywam, że chciałbym, żeby to wszystko się skończyło.
- Chcesz z nimi współpracować? – zapytała Carmen.
- Chcę, żeby to się skończyło. Nie straciłem jeszcze najcenniejszego, więc chcę to zachować. Do samego końca.
                Bardzo chciałem spojrzeć na Carmen, ale nie potrafiłem. Wiedziałem, że patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczami. Nie wytrzymałbym tyle.
- Ja po prostu chciałabym się dowiedzieć czym dokładnie jest ta choroba. Czemu nie da się jej zbadać jak każdej innej choroby? Co czyni ją wyjątkową? Nie potrafię tego zrozumieć, nawet po tym, co odkryłam sama oraz po informacjach, które dostarczył nam Lokaj. Nie wiem tylko, czy jestem na tyle zdesperowana tej wiedzy, żeby z nimi współpracować. To są źli ludzie i to, że przeżyłam to jedynie kwestia szczęścia.
- Sam nie wiem, co o tym myśleć, cholernie mnie to już męczy – dodałem, polewając głowę ciepłą wodą – Swoją drogą, czemu nie siedzisz z Alanem? Albo czemu on nie siedzi z nami?
- Nie mam cierpliwości na towarzystwo Mycrofta i Alice – stwierdziła – Nie ufam im, nie chce mi się z nimi siedzieć, są wykańczający psychicznie i obawiam się przy nich o swoje życie.
Spojrzałem na nią zaskoczony. To była całkiem pokaźna gama określeń na jednego człowieka.
- Tej dwójce też nie ufam. Szczególnie po sprawie tego kuferka, ale dlaczego Alan z nimi siedzi?
- Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że jakoś zawsze się z nią dogadywał, ale ostatnio, jak cała grupa ją odepchnęła, to on się do niej zaczął zbliżać. Może po prostu chce mieć rękę na pulsie? Nie jestem jego matką, niech robi co chce, byleby nie wpadł przez to w jakieś kłopoty. Potrzebuje pomocnika w przychodni, a on sobie daje rade.
- To zabawne, on był pierwszą osobą, którą tu spotkałaś, prawda? – zapytała Carmen.
- Tak. Wpadliśmy na siebie w czytelni. To chyba był dział kucharski, czy coś takiego.
Czytelnia stała się cichym cmentarzem, pełnym książek. Po śmierci Maksa nikt tam nie wchodził. Większość pomieszczeń stawała się pusta, nie rozumiałem dlaczego Porywacze dalej je zostawiali otwarte i działające. Mieli ogromne pokłady energii, pytanie brzmiało skąd? To miejsce coraz bardziej interesowało mnie pod względem technicznym.
- Ja jako pierwszego spotkałem Jacoba. Pamiętałem, że go obwiniałem o to, że tu trafiłem, bo podejrzewałem o wszystko Mycrofta. Teraz wydaje mi się, że nie ma szans, żeby to był on. Za dużo tutaj przeszedł. Prędzej podejrzewałbym Alice, ale nawet ona nie wydaje się być odpowiedzialna za to… wszystko.
- Ja spotkałam Lilie. W rodzinnym domu otaczali mnie bracia i mój padre, więc cieszę się z każdego momentu, który mogę spędzić z innymi kobietami. Lilia od początku była moją przyjaciółką. Właściwie do samego końca była dla mnie kimś wyjątkowym w tym miejscu – chociaż uśmiech nie zniknął z jej twarzy, to w jej oczach widać było smutek. Przeżywała śmierć Agathy.
- Agatha współpracowała z Lokajem – zauważyła surowo Elizabeth – Te wszystkie oskarżenia związane z seksem… Coś naprawdę złego się z nią działo. Jeszcze to, jak wyglądała na koniec. Myślę, że jakbyśmy mogli się cofnąć i zobaczyć jej ostatnie godziny to dałoby nam masę informacji.
- Gdyby tylko nam więcej powiedziała – przytaknąłem – Ale teraz zabrała to ze sobą do grobu.
- Dużo osób zabrało tajemnice ze sobą do grobu – Carmen po powiedzeniu tego zanurkowała tak, że wystawały jej tylko oczy.
- Skoro już o tym mówimy, Alan wyczytał coś w notatkach Maksa? – zapytałem Elizabeth.
- Nic mi nie mówił. Zaczynam się zastanawiać, czy w notatkach jest cokolwiek ważnego – westchnąłem – No i jak jesteśmy przy takich wspominkach, zastanawia mnie jeszcze jedno.
- Hmm?
- Pamiętacie Ethana i ten motyw z tym, że… był nawiedzony? – sam nie wierzyłem w to, że mówiłem takie głupoty – Co się stało z tym jego mrocznym pasażerem?
                Dosłownie w tym samym momencie usłyszeliśmy huk. Podskoczyłem, uderzając się łokciem o krawędź.
- Co to było? – zapytałem.
- Brzmiało, jakby coś pękło – stwierdziła Carmen. Dźwięk dochodził spod zbiornika, w którym siedzieliśmy, ale nie zauważyłem żeby coś się zmieniło. To było dziwne.
- Wracając do tematu, to podejrzewam, że Duchy w jakiś sposób przejęły nad nim władzę. Zapewne mają odpowiedni sprzęt i do czegoś go zamknęły? W końcu ten Sam działał podobnie do naszych Porywaczy.
- Po prostu jestem ciekaw, co się z nim stało, kiedy zginął Ethan, ale nieważne – podrapałem się po podbródku. Poczułem się zbyt swobodnie, musiałem się uspokoić, bo opuszczanie gardy w takim momencie było po prostu głupie.
                Tematy zeszły na dużo lżejsze. Wkrótce dołączyli do nas Olivier z Julią. Artysta wskoczył do środka, a Brzuchomówczyni oparła się o barierkę, stając obok.
- To chyba najspokojniejszy wypad na basen ze wszystkich – zauważyła dziewczyna.
- Ten, w którym graliśmy w pytania i wygrałam też był spokojny – przypomniała Carmen.
- Dalej nie wykorzystałaś swojego pytania – powiedziałem – Czy ty w ogóle planujesz to zrobić?
- Jak nadarzy się odpowiednia okazja. Na razie nie wiem nawet o co spytać.
- Może przyda się to nam w najbliższym czasie – stwierdził Olivier.
- Skoro już jesteśmy przy luźnych rozmowach, Olivier, mam do ciebie pytanie – Elizabeth mówiła to niepewnie, jakby się wstydziła – Wytłumaczysz po co ci te zatyczki do uszu?
Chłopak spojrzał na nią, po czym przeleciał wzrokiem po nas wszystkich.
- Pamiętacie, że ostatnio miałem trochę… cięższe chwile.
- Pamiętamy – potwierdziła – Cieszę się, że wszystko już sobie poukładałeś.
- Czułem się zagubiony. Odkąd wróciłem do… życia. Nie wiem, jak to mogę określić, ale po prostu nie potrafiłem się odnaleźć. Sądzę, że nie zasługuję na to aby być tu z wami, szczególnie po tym, co zrobiłem, ale mimo wszystko dostałem szansę. Naprawili mnie, ale ja czułem się bardziej pusty i zepsuty niż kiedykolwiek. Wróciłem jako inna osoba, a ledwo akceptowałem siebie jako to, kim byłem. To mnie ostatecznie zniszczyło. Julia mnie uratowała i wpadła na genialny w swojej prostocie pomysł. Dzięki tym zatyczkom, mogę imitować to, kim byłem. Za każdym razem, kiedy pobyt tutaj mnie przytłacza, wracam do dawnego stanu i dzięki temu żyję.
                Odpowiedź mnie delikatnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się, że przechodził aż takie problemy. Ludzka psychika była bardzo wrażliwa. Pamiętam jak sam przechodziłem trudne chwile na początku pobytu w hotelu. Obwiniałem się o wszystko, każda śmierć lądowała na moich barkach, aż w końcu nadszedł przełom. Elizabeth uświadomiła mi jak bardzo się myliłem.
- Gdybyśmy więcej ze sobą rozmawiali, to może dzisiaj byłoby nas więcej – zauważyła ze smutkiem Julia – Przecież wszystko zaczęło się od tego, że Raphael nie wytrzymał psychicznie i zaatakował.
- Nie popełniajmy starych błędów, a może wyjdziemy stąd żywi – podsumował z uśmiechem Olivier.
Cieszyłem się, że zgadzaliśmy się przynajmniej w tej materii. Każdy z nas niósł na plecach naprawdę duży bagaż. Niektórzy trafili do tego miejsca z ogromnymi problemami, a inni trafili na nie dopiero tutaj.
                Rozmowa trwała w najlepsze, kiedy usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk:
- Dobry wieczór. Właśnie wybiła godzina 22:00, co oznacza początek ciszy nocnej. Przypominam państwu o tym, że o tej godzinie otwiera się również jedno z nowych pięter, do którego dostęp jest możliwy tylko podczas ciszy nocnej. Życzę spokojnej nocy i do usłyszenia z rana.
- W końcu – westchnęła Elizabeth.
- Zbieramy się ludzie – Alan podszedł do nas razem z Mycroftem oraz Alice. Wszyscy byli przepoceni i cali czerwoni. Widać, że większość czasu spędzili w saunie. Wyszedłem ze zbiornika, ociekając wodą. Czułem się zmęczony, ale zarazem bardzo ciekawy tego, co nas czeka na ostatnim piętrze. Musiałem jeszcze później przejść się do czytelni i nanieść na mapę najnowsze piętra, tak jak obiecałem wcześniej.
                Sprawnie przebraliśmy się w szatni i wyszliśmy z basenu. Winda zabrała nas do piętra, które już na pierwszy rzut oka różniło się od pozostałych, bo zamiast blaszanych drzwi, czekał nas po prostu długi korytarz. Zdziwiło mnie to, że nikt tego nie zauważył wcześniej. Gdy wyłączyliśmy filtr percepcji to mieliśmy dostęp do całego budynku, z tym że piętra, które były niedostępne, najzwyczajniej w świecie dalej były zamknięte i oddzielone kratą. Ktoś z nas był tu już wcześniej i nie zauważył, że brakowało blaszanych drzwi? Jak mieliśmy cokolwiek osiągnąć, jak pomijaliśmy takie podstawowe rzeczy, jak to?
- Kiepsko to wygląda – zauważył Alan. Kiepsko to mało powiedziane. Korytarz był w jeszcze gorszym stanie niż ten w sali tortur. Nagle zdałem sobie sprawę, że sala tortur też była tylko w części odnowiona. To były pomieszczenia, które miały najwięcej wspólnego ze starym obrazem tego budynku, razem z tym piętrem oraz biurem. Korytarz był nasączony z obu stron drzwiami i przypominał nieco piętro sypialniane w kwadracie. Jedyną znaczącą różnicą oprócz stanu ogólnego była wielkość i brak schodów.
- To wygląda na sypialnie – podzieliłem się odkryciem – Sprawdzimy je?
                Po wejściu do pierwszej kwatery, moje przepuszczenia się sprawdziły. Pokoje były znacznie mniejsze niż te nasze, ale w oczy od razu rzuciły się zapadnięte łoża oraz przeżarte meble. Po sprawdzeniu kilku zdaliśmy sobie sprawę, że należało one do zespołu Profesora. Nie było tajemnicą, że w Instytucie Odnowy Komórkowej pracowano nad dwoma gałęziami – tą oficjalną, o której sporo już wiedzieliśmy oraz tej drugiej, która wciąż była dla nas ogromną tajemnicą.
- Widzę, że historia kołem się toczy – zażartował Alice – Kiedyś oni mieszkali w takich pokojach, potem wszystko się popsuło i teraz po latach my tak mieszkamy.
- Oni nie byli w takiej chorej grze. To przez nich ona doszła do skutku – Mycroft nagle się przebudził. Wydawał się być bardziej ożywiony od wizyty na basenie. Zastanawiałem się o czym rozmawiali.
- Pytanie, co możemy tutaj znaleźć? – zapytała Julia – Musimy to przeszukać. Mam nadzieję, że nie czujecie się zbytnio senni? Sporo roboty przed nami.
Zaczęliśmy od pierwszej z dwudziestu dwóch kwater. Z początku myślałem, że najciekawsze rzeczy trafią nam się co najwyżej w biurkach, ale rzeczy osobiste też wydawały się być ciekawe. W szafie znaleźliśmy zatęchłe ubrania, które musiały należeć do kobiety. W rzeczach osobistych ładny złoty zegarek oraz zestaw do szycia z eleganckimi, ozdobnymi igłami. Samo poznanie tych osób w ten sposób było ciekawym doświadczeniem, a czekał nas jeszcze pokój Carlosa oraz Neri i Bobra. Przeszukując kolejne kwatery, poznawaliśmy coraz większy obraz tych ludzi. Byli równie różnorodni jak my, praktycznie żaden pokój nie był zwyczajny. Żałowałem tylko, że nie były podpisane, a przeglądanie starty papierów w nadziei, na znalezienie podpisu było bezsensowne.
                Wśród rzecz znajdowaliśmy takie rzeczy jak grabie, skrzynie z narzędziami, których wcześniej nie widziałem na oczy, instrumenty muzyczne, peruki, talie tarota i wiele innych. Byłem coraz bardziej ciekaw historii tego piętra, kiedy w końcu trafiliśmy na coś, co nas interesowało.
- To musi być sypialnia tego Carlosa – zauważyła Julia.
- Po czym wnioskujesz? – zapytała Elizabeth.
- Patrząc na zdjęcie był bardzo wysoki. Fartuchy, które tutaj wiszą są za duże nawet na Alana. Dodatkowo jest też golarka i woda kolońska oraz cała szuflada notesów pełnych notatek. Z tego, co widzę – przekartkowała jeden z nich – To są dane. Czyste dane związane z odnową komórkową oraz czymś, co jest zapewne projektem Profesora. Wszystko ułożone i zapisane odręcznie. Tu mieszkał ktoś, kto bardzo odpowiada obrazowi, który przedstawili nam Porywacze.
Farmaceutka podeszła zaciekawiona i wyciągnęła jeden z notesów.
- Tylko, że poza notesami nic tu właściwie nie ma – stwierdził Olivier.
- Może to oznacza, że właściciel tego pokoju stąd się wyniósł? Żadnych rzeczy osobistych, tylko fartuchy i notatki – rzucił pomysłem Alan.
- Myślicie, że przeżył tą katastrofę? – zapytała Carmen.
- Mnie zastanawia coś innego – stwierdziłem nagle, ponieważ wizja uderzyła mnie znienacka – Co się stało z resztą pracowników? Przecież tutaj pracowało więcej niż te 20 osób.
- Zapewne zginęli – rzuciła Julia – Nie widzę za bardzo innej opcji.
- Nigdzie nie było ciał – powiedziała Alice.
- Mieli 30 lat na ogarnięcie tego budynku i zamienienie go w ten pseudo hotel – przypomniałem – Nie ma co się dziwić, że nie ma większych śladów po tej masakrze.
- Przejrzę te notatki, ale wątpię żebym coś z nich zrozumiała bez odpowiedniego kontekstu – Elizabeth zapakowała notesy do kieszeni. Było ich znacznie więcej, ale od czegoś należało zacząć. W pokoju, który prawdopodobnie należał do Carlosa nie znaleźliśmy już nic więcej. To naprawdę wyglądało jakby on po prostu stąd wyjechał. Nawet Porywacze nie wiedzieli, co się z nim stało.
                W końcu, pod koniec naszych poszukiwań, gdy zegarek pokazywał już godzinę 1:30, znaleźliśmy to, na co najbardziej czekaliśmy. Pokój Bobra i Neri. Mieszkali w jednym pomieszczeniu, zupełnie jak Mycroft i Wendy, nie działało mi to jednak na nerwy, bo byłem już do tego przyzwyczajony. Środek był tak samo zniszczony, jak pozostałe kwatery, ale było po prostu czuć, że to jest to konkretne miejsce, którego szukaliśmy. Męski pokój z kobiecą ręką, która odbijała się wyraźnie poprzez wystrój. Nawet po tylu latach było to widać.
- A więc to pokój naszych Porywaczy – stwierdził Alan – To dziwne uczucie, stać w tym miejscu.
- Nie wiem, co w tym wyjątkowego, przecież jak było tutaj coś, co mogłoby doprowadzić nas na odpowiedni trop, to z pewnością by się tego pozbyli.
- Myślę, że nie – odpowiedziałem twardo. Spojrzenia powędrowały w moją stronę – Wydaje mi się, że tutaj zrozumiemy to wszystko.
- Aaron, czy ty coś piłeś? – zapytała Alice – Twoje gadanie dzisiaj przypomina mądrości jakiegoś guru.
- Po prostu zaczynam to wszystko rozumieć – odpowiedziałem, nie patrząc w jej stronę – Każda wskazówka, na jaką trafiliśmy musiała zostać podłożona celowo. To miejsce było przygotowywane cholerne 30 lat. Nie wierzę, żeby te wszystkie wskazówki zostawały nam podawane na złotej tacy przypadkiem!
- Może od razu dołącz do nich, skoro tak ci się podoba to, co oni robią – warknął Mycroft.
- To nie twoja sprawa – odpowiedziałem równie groźnie – Po prostu przeszukajmy ten cholerny pokój.
                Tą kwaterę przeszukaliśmy wyjątkowo dokładnie. Chociaż zmęczenie było odczuwalne, a gmeranie w rzeczach było już zwyczajnie męczące, to sprawdzaliśmy wszystko. Moje przeczucie nie myliło się, a obraz sytuacji zaczynał obracać się o 180 stopni.
- Mam coś – powiedziała nagle Elizabeth, pokazując nam gestem żebyśmy podeszli bliżej. Zaklęła pod nosem. Spojrzałem na schemat, który trzymała próbując rozszyfrować to, co się tam znajduje.
- Co to jest? – zapytała Carmen.
- Oni też chcą zostać robotami? – zapytała Alice, która wyglądała na realnie zaskoczoną.
Na kartce zostało rozrysowane ciało kobiety i mężczyzny. Wyglądało na coś w stylu planów konstrukcyjnych, ale Elizabeth pokiwała głową. Tylko ona potrafiła to zrozumieć, więc czekałem z niecierpliwością.
- To są schematy… o ile dobrze rozumiem… To są schematy, które umożliwią im odzyskanie fizycznych, ludzkich ciał.
I wtedy wszystko ułożyło się w całość.

Komentarze

  1. Mie ciekawi co jest potrzebne do odzyskania ciała bo wiemy jak przywrócić energie życiową do ciała ale minęło 30 lat ciała by się rozłożyły a wonpie żeby trzymali swoje ciała w jakiś lodówkach bo by dawno już byli w ludzkich postaciach, no chyba że z jakiegoś powodu z tym zwlekają. Moja pierwsza myślą jest to że chcą wsiąść ciała dwóch zwycięsców, ale to jest naciągane i nie pasuje do naszych porywaczy. Z drugiej strony wskrzeszenie artysty może być podpowiedzią bo w końcu by to zrobić potrzebowali hakera więc badania mogą służyć nie tylko pozbyciu się wirusa ale też odzyskaniu ciał. Chociaż pewnie się mylę bo coś przeoczyłem, ale fajnie jest wymyślać teorie i z niecierpliwością czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo się dzieje, ale co do tej teorii na pewno dopowiem jedno - wszystko zrozumiecie jak zobaczycie, co stało się w dzień katastrofy, a do tego jeszcze trochę nam brakuje! Ale tutaj do uratowania była przede wszystkim dusza ^^ No i oczywiście odzyskanie ciał, biorąc pod uwagę schematy, na pewno jest jakimś celem!
      Dziękuję za komentarz, bardzo fajnie kombinowane!

      Usuń

Prześlij komentarz