Epizod VI - Rozdział 56: Szumy (Wendy Vela)
Witamy Was serdecznie w kolejnym rozdziale Peccatorum! Przed Wami znowu masa intryg i pogłębiającego się nastroju rozpaczy. Akcja przyspiesza i nie zwalnia, praktycznie do samego końca. Czy to czas na to, żeby zabójcza gra zebrała kolejne żniwo? Zapraszam Was do lektury i przypominamy o tym, żeby zostawić po sobie jakiś ślad. Miłej lektury!
Rozdział 56: Szumy (Wendy Vela)
Agatha
wyszła pierwsza. Ja też miałam już dosyć, chciałam po prostu odpocząć. Cały
dzień chodzenia był wykańczający, a informacje, które zdobyliśmy nie sprawiały
mi większej różnicy. Chciałam uciec z tego miejsca, ale wiedziałam, że
Porywacze w życiu na to nie pozwolą. Mieszkańcy hotelu musieli się z tym
pogodzić, nie wierzyłam, żeby ktokolwiek realnie szukał wyjścia. Chyba, że ktoś
już je znalazł i nie podzielił się tą informacją z resztą. Przez jakiś czas
podejrzewałem o to Samfu, ale teraz, kiedy umarł to i tak nie miało żadnego
znaczenia. Jego sekrety zniknęły wraz z nim. Ktoś się nimi zajął, bo nie
wierzyłam żeby Samfu zrobił to własnoręcznie. Z drugiej strony nie miał nic do
stracenia. Mógł to zrobić, bo jego zwycięstwo na procesie i tak oznaczało
ucieczkę. Może się czegoś obawiał? Tego, że Duchy spróbują go oszukać? Tego już
się nie dowiem. Taka była prawda.
Pomimo
zapewnień, że dzisiaj nie będziemy już o niczym rozmawiać, Maks przetrzymał nas
w jadalni jeszcze prawie godzinę. Wspólnie analizowaliśmy, to czego się
dowiedzieliśmy.
- Nie powinniśmy
spróbować wykorzystać tych krótkofalówek w jakiś sposób? – zaproponował
Alan pod koniec posiedzenia.
- Na przykład w jaki?
– zaciekawiła się Julia.
- Może opracować jakiś
system komunikacji? W najlepszym wypadku możemy komunikować się przy pomocy
trzech osób, na odległość dwóch pięter. Może znajdziemy jakieś połączenie,
albo…
- Za bardzo
kombinujesz – skwitował krótko Maks – Skupmy
się lepiej na tym, żeby krótkofalówki nie zostały przez kogoś zniszczone.
Możemy zostawić je w jednym miejscu i każda osoba, która będzie chciała z nich
skorzystać, będzie mogła to zrobić.
- A ktoś będzie ich
pilnował? Nie uważasz, że to bez sensu, żeby tak po prostu każdy, kto chce, je
sobie brał? – zapytałam.
- Musimy sobie zaufać
– stwierdził Ethan – Zaufanie to
prawdziwa moc!
- W sumie mało kto
pilnuje magazynu, a nic złego się nie dzieje. Jest nas zbyt mało, żeby pilnować
cały czas wszystkich nowych, niebezpiecznych miejsc – wytłumaczyła Carmen –
Jak pilnowałam magazynu to nie działo się
nic niebezpiecznego. Ludzie brali tylko potrzebne rzeczy.
- Równie dobrze
moglibyśmy nakazywać rewizję kieszeni – powiedział Alan w żartach klepiąc
się po swojej koszuli. Na jego twarzy pojawił się jednak dziwny grymas. Wyglądał
jakby czegoś szukał.
- Coś zgubiłeś Dantes?
– zapytał Aaron, patrząc na niego spode łba.
- Nie, nie… - odpowiedział,
ale jego głos wskazywał na coś przeciwnego.
- Dobra, kończmy to – zarządził
Maks – Czas spać. Obgadaliśmy praktycznie
wszystko, a jest prawie w pół do jedenastej. To był udany dzień.
- Wystarczy teraz
przygotować kopie i każdy będzie mógł mieć lepsze wyobrażenie tego miejsca – uśmiechnął
się Mycroft.
- Agatha się tym
zajmie – przypomniał Pisarz – Alan,
zostaniesz na chwilę? Mam do ciebie pytanie.
Wiedziałam,
że to co zauważyłam nie było przypadkowe. Alan zachowywał się nerwowo, chociaż
przed chwilą był całkowicie spokojny. Zrobił coś i było to związane z Pisarzem.
Byłam bardzo ciekawa, o co chodziło. Gdy grupa zaczęła się rozchodzić, a
Mycroft wziął mnie za rękę i przytrzymał drzwi wyjściowe do jadalni
zastanawiałam się, czy powiedzieć mu o swoich podejrzeniach i poprosić o pomoc.
Nie był na to gotowy. Doszliśmy do recepcji, gdzie zatrzymałam go, dając znak,
żeby poczekał.
- Coś się stało? – popatrzył
na mnie, ale z jego twarzy nie zniknął uśmiech.
- Zapomniałam o jednej
rzeczy. Poczekasz na mnie w pokoju?
- Na pewno? –
dopytał, po czym widząc moją reakcję wybuchnął śmiechem – Przecież wiesz, że żartuję. Przygotuję kąpiel. Wracaj niedługo.
Kochałam jego beztroskę i to jak w takich momentach nie
zachowywał się jak typowy, podejrzliwy facet. Strasznie mi tym punktował.
Przeczekałam aż wszyscy przejdą i skierowałam się z powrotem do jadalni.
Uchyliłam delikatnie drzwi. Od razu usłyszałam głos Maksa.
- Powiesz mi jakim
cudem go zgubiłeś i gdzie się to mogło stać? – zapytał. Słyszałem w jego
słowach gniew. Był zdenerwowany. Ostatnio coraz częściej widziałam go w takim
stanie. Co się z nim działo?
- Nie mam pojęcia… Nie
wiem, kiedy mógł mi wypaść, albo kto mógł go zabrać. Miałem go cały czas przy
sobie – odpowiedział, ale jego głos nie był przepełniony wstydem. Miałam
wrażenie, że jedyna osoba, przed która czuł pokorę to Elizabeth. Z Kowalskim
rozmawiał z całkowitym spokojem. Nie mogłam bardziej otworzyć drzwi, bo byłam
pewna, że mnie zauważą. Nie musiałam na nich patrzeć.
- Nie pamiętasz nic?
Nie byłeś na basenie?
- Och – westchnął
Alan – Mogłem go zgubić wczoraj, jak
byliśmy na torze gokartowym. Przebierałem się tam…
- Cholera Alan… - w
głosie Maksa słyszałam rozczarowanie – To
była twoja przewaga i zabezpieczenie. Nie mogłeś bardziej uważać?
- Ale…
- Nie chodzi nawet o
sam fakt zgubienia – przerwał mu Pisarz – Chodzi o to, kto mógł go znaleźć. Z kim wtedy byłeś?
Pechowiec musiał się przez chwilę zastanowić, ale w końcu
przemówił:
- Z Olivierem, Julią,
Alice, Mycroftem i Wendy.
- O Mycrofta i Wendy
raczej bym się nie martwił – Maks się nieco uspokoił, chociaż dalej czułam
u niego zdenerwowanie. Jego głos drżał. Naprawdę nie uważał nas za
niebezpieczne osoby? Głupiec, prychnęłam
pod nosem – Olivier i Julia coś kombinują
na boku, ale myślę, że teraz ich największym problemem są oni sami. Alice. Czy
coś was łączy?
- Co? – Alan zadał
to samo pytanie, które pojawiło mi się w myślach. Co niby miałoby ich łączyć?
Alice nie trzymała się blisko z żadnym facetem, może poza Mycroftem, ale
pilnowałam żeby ich relacje zostawały na poziomie koleżeńskim.
- Nieważne…
Sprawdzisz, czy nie ma go gdzieś tam? Może leży w miejscu, w którym się
przebierałeś i wcale nikt go nie zabrał – słowa Maksa jeszcze bardziej
pobudziły moją ciekawość. O co mogło chodzić? Chodziło o jakąś broń?
Zachowywali się jakby zgubili kody do głowic nuklearnych.
- Zaraz tam pójdę,
teraz i tak nie ma pośpiechu, w końcu wszyscy poszli spać – powiedział.
- Masz rację. Mam dużo
roboty, ale w sumie jak już tu siedzimy, może napijemy się herbaty? Przyda mi
się na nocną zmianę w czytelni. Chyba tam zabiorę krótkofalówki – złagodniał
jeszcze bardziej. Ich głosy ucichły, co mogło oznaczać, że poszli do kuchni,
więc odsunęłam się od drzwi. Czy warto było iść na tor wyścigowy? Wiedziałam,
że ani ja ani Mycroft niczego nie zabraliśmy, co mogło oznaczać, że tajemnicza
rzecz dalej tam leżała. Z drugiej strony najprawdopodobniej znalazł ją ktoś
inny. Zarówno Olivier, Julia jak i Alice mogli to zrobić, a ja byłam już
zmęczona. Decyzja była prostsza nie myślałam.
Ruszyłam
w stronę recepcji, zamyślona nad tym, co usłyszałam. Zatrzymałam się tuż przed
przejściem na korytarz z klatką schodową prowadzącą do sypialni oraz na piętro
z czytelnią oraz salą zabaw. Wtedy zauważyłam, że drzwi od windy się otwierają
i odruchowo schowałam się za ścianą. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale bardziej
zdziwiło mnie to, kto wyszedł z kabiny. To była Agatha. Rozejrzała się uważnie
po czym podbiegła do barierki i zbiegła w dół. Oparłam się o ścianę i
spojrzałam na zegarek. Była 22:42. Agatha miała zakaz opuszczania pokoju po
rozpoczęciu ciszy nocnej. Nie zauważyłam żeby jej bransoletka świeciła.
Poczułam się jeszcze dziwniej. Ruszyłam za nią, ale nie znalazłam jej na
korytarzu. Skierowałam swoje kroki w kierunku pokoju Mycrofta. Od razu po
wejściu zauważyłam, że krząta się on w łazience. Był w samych bokserkach.
Zbliżyłam się i stanęłam w przejściu obserwując go. Rzadko kiedy pokazywał mi
się bez koszulki. Nie lubił swojego ciała. Był bardzo szczupły, z mocno
wysuniętymi łopatkami i zarysowanymi kościami. Spojrzałam na jego bok i dopiero
teraz zauważyłam długą bliznę, która zdobiła jego ciało.
- Co ci się stało? – zapytałam.
Podskoczył, uderzając z impetem o wannę. Złapał się za kolano i spojrzał na
mnie, przy okazji próbując się zasłonić.
- Ale mnie
wystraszyłaś – powiedział z uśmiechem – Eee…
- Kochanie, mówiłam
ci, że nie musisz się przede mną zasłaniać – przypomniałam mu. Sama byłam
zaskoczona jak bardzo nie przeszkadzał mi wygląd jego ciała – Kocham cię, takiego jakim jesteś.
- Wiem, po prostu… nie
mogę się przyzwyczaić – wyprostował się i przytulił do mnie – Załatwiłaś to co miałaś?
- Żebyś wiedział, co
odkryłam…
W
skrócie opowiedziałam mu o rozmowie Maksa oraz Alana, a także o tym, jak
zobaczyłam Agathę. Słuchał mnie, przy okazji dolewając soli do kąpieli. Gdy
skończyłam spojrzał na mnie zaskoczony.
- Agatha? Jesteś pewna,
że to nie był ktoś inny?
- Nie da się jej
pomylić z nikim innym – zauważyłam, rozbierając się i wchodząc do wanny.
- To dziwne. I
bransoletka jej nie świeciła? Może ma inny zakaz?
- Przecież uruchamiała
bransoletkę przy nas.
- Ale robiła to dawno
temu. Może coś się zmieniło?
- Nie wiem, to jest
dziwne – podsunęłam się na bok. Wanna była przeznaczona dla jednej osoby,
ale zarazem na tyle duża, żebyśmy zmieścili się w niej we dwójkę. Oparłam się o
jego ramię.
- A to o czym gadali
Maks i Alan. Myślisz, że coś kombinują? – zapytał mnie, gładząc mój
policzek palcami.
- Maks wydaje się być
w porządku, a Alan jest chyba najspokojniejszy z całej tej grupy. Wątpię,
chociaż zachowywali się dziwnie – przyznałam mu rację.
Rozmowa
zeszła na lżejsze tematy, chociaż musiałam przyznać, że dalej interesowało mnie
to, co zauważyłam na jego ciele. Nie czuł się komfortowo mówiąc o tym, ale
ciekawość była po prostu silniejsza.
- Na pewno nie chcesz
mi o tym opowiedzieć?
Spojrzał na mnie i po chwili westchnął.
- Nie dajesz za
wygraną, co?
Uśmiechnęłam się.
- Kiedyś ci opowiem tą
historię. W sumie to była dosyć ciekawa przygoda… Ale innym razem.
Nie naciskałam dłużej. Przebraliśmy się w piżamy i krótko po
tym poszliśmy spać. Zmęczenie uderzyło mnie wyjątkowo mocno. Ledwo położyłam
się w łóżku i już spałam jak dziecko.
*
Obudziłam
się chwilę przed porannym komunikatem. Splotłam warkocze, umyłam zęby i po
chwili byłam gotowa na śniadanie. Mycroftowi to zajęło jeszcze mniej czasu.
Wyszliśmy z pokoju i wpadliśmy na Cecily, która wyglądała bardzo poważnie.
Zaciekawiło to nas i podeszliśmy do niej.
- Wyglądasz
olśniewająco Cecily, co słychać? – zagadał ją Mycroft.
- Wczorajszy dzień
natchnął mnie do działania. Pół nocy siedziałam i pracowałam nad krótkimi
monologiem. Mam pomysł na sztukę! – dawno nie słyszałam jej tak
podekscytowanej. Cała promieniała, widać to było nawet po sposobie w jaki się
poruszała. Za każdym razem, kiedy ktoś eksplodował pozytywną energią, strasznie
to chłonęłam. To była dobra zapowiedź dzisiejszego dnia.
- Kiedy premiera? – zapytałam.
- Dopracuje scenariusz
i wam to ogłoszę. Może ktoś będzie chciał wpaść i na to popatrzeć – powiedziała
to w taki sposób jakby była pewna, że i tak wszyscy przyjdą. Jej pewność siebie
była czymś, czego mi brakowało. Przed przyjazdem do tego hotelu zachowywałam
się zupełnie inaczej. Tutaj nie potrafiłam poczuć takiej wolności.
Dotarliśmy
do jadalni, gdzie powoli zebrała się cała grupa. Agatha przygotowała mapy,
które leżały na jednym ze stolików – po jednej kopii dla każdego. Mycroft wziął
dwie i schował do kieszeni. Twórczyni Zabawek przerobiła je nieco,
pomniejszając je i upraszczając cały schemat tak, żeby był jak najbardziej
czytelny. Siedziała uśmiechnięta obok Carmen. Florystka wyglądała zdrowo, poza
worami pod oczami, które smutno podkreślały jej bladą twarz. Alan stał
niedaleko Elizabeth i w ciszy jadł śniadanie. Farmaceutka siedziała nad jakimiś
notatkami, korzystając, że każdy zajmował się sobą. Olivier wyglądał kiepsko,
zupełnie jakby nie spał pół nocy. Byłam pewna, że męczyły go wyrzuty sumienia i
nie dziwiłam się. Nie należał już do tego miejsca. Julia coś mu tłumaczyła,
zerkając co jakiś czas w kierunku Elizabeth. Alice rozmawiała o czymś z Maksem,
ten drugi nie wyglądał na zadowolonego. Aktorka podbiegła do Ethana. Jedzenie
stało już na wózkach, więc podejrzewałam, że Cecily z Ethanem załatwili to
wcześniej.
Najbardziej
w oczy rzucał się stojący przy ladzie Aaron. Jego twarz zwiastowała, że chciał
coś z siebie wyrzucić, ale widocznie czekał, aż cała grupa zbierze się w jednym
miejscu. Spojrzałam na niego, zajmując miejsce obok Przyjaciółki i Pisarza.
Aaron zastukał łyżeczką w kubek z herbatą, przebijając się przez zgiełk rozmów.
Zrobiło się cicho. Informatyk odchrząknął i zabrał głos:
- Zastanowiłem się
chwilę nad tym, co wczoraj odkryliśmy – przeszedł od razu do szczegółów – i doszedłem do wniosku, że powinniśmy skupić
się na jak najlepszym poznaniu mechanik tego miejsca.
- Możemy wiedzieć skąd
taki nagły i ambitny plan? – zapytał Mycroft, odkładając kanapkę na bok – Myślałem, że wczoraj wszystko ustaliliśmy.
- Nie sprawdziliśmy
wielu rzeczy. Dobrze wiecie, że odkładamy to na później od samego początku.
Jeszcze przed pierwszą ofiarą mieliśmy sprawdzić windę. Schody też są zagadką.
Moglibyśmy w końcu przestać udawać…
- Ale po co chcesz to
sprawdzać? – zapytała Julia – O ile
rozmieszczenie sporo zmienia, to te wszystkie mechanizmy są nie do poznania
przez ten filtr percepcji.
- Każdy system ma
swoją lukę – wtrąciła Agatha, ale nim zdążyła rozwinąć myśl, głos ponownie zabrał
Aaron.
- Dzięki znajomości
mechanizmów unikniemy sytuacji, gdzie ktoś je wykorzysta przeciwko nam. To
naprawdę nie jest dużo roboty. Macie coś lepszego w planach?
- Odpoczynek? – parsknęła
Alice. Westchnęłam.
- Też nie widzę sensu
sprawdzania tych mechanizmów. W końcu, co to może zmienić? – stwierdził
Olivier.
- Naprawdę wolicie
gnić, niż spróbować zrobić coś pożytecznego? Może odkryjemy kolejne sekretne
przejścia?
- Aaron, jak masz
jakiś problem, możesz na nas zawsze liczyć – parsknął Mycroft – Nie jesteś sam.
- Naprawdę nikogo poza
mną to nie interesuje? Elizabeth? Alan? Nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc?
- Myślę, że będziemy
mogli to sprawdzić, ale czy mamy teraz jakiś większy pośpiech? Sprawdziliśmy
nowe piętra i pracowaliśmy cały wczorajszy dzień. Może nie mamy tutaj aż tak
wielu obowiązków, ale jesteśmy zmęczeni. Serią morderstw, śledztwami i ciągłym
przetrwaniem – Alan odezwał się jako pierwszy. Był bardzo pracowity, ale
nawet on czuł to zmęczenie. Przypomniałam sobie okres dwóch tygodni spokoju.
Pamiętałem jak bardzo dziwnie się wtedy czułam. Miałam wrażenie, że trwało to
całą wieczność. Powrót do rzeczywistości był gwałtowny i brutalny i skończył
się tym, że straciliśmy kolejne dwie osoby.
- Ja z chęcią ci
pomogę Aaron – wtrącił Maks.
- Dajmy sobie na razie
spokój. Przynajmniej na dzisiaj – spojrzałam na Ethana ze zdziwieniem.
Rzadko kiedy ingerował w takie rozmowy. Kolejna rzecz, która rzuciła mi się w
oczy to brak talerza. Ethan nie jadł śniadania? Nie był głodny? Poczułam
dreszczyk niepewności. Jego klątwa była tematem, który stale wracał niczym
bumerang. Nie wiedziałam, czy w niego wierzyć, czy nie, ale w takich momentach
moja wyobraźnia zaczynała szaleć. Czy on rzeczywiście był związany z jakimś
demonem i miał przez to moce? Bzdura, krzyczał
zdrowy rozsądek, ale nie potrafiłam przestać o tym myśleć.
- Róbcie, co chcecie.
Zobaczymy się jutro, zacznę to sprawdzać na własną rękę – Aaron zwinął mapę
trzymaną w rękach i ruszył w stronę wyjścia, całkowicie ignorując propozycję
Maksa. Chwycił, za klamkę, ale ta jedynie wydała głuchy dźwięk. Drzwi były
zamknięte. Zanim ktokolwiek zdołał zwrócić na to uwagę, po obu stronach Aarona
zmaterializowali się Porywacze. Informatyk odskoczył do tyłu jak oparzony i
odruchowo się zasłonił. Neri wybuchnęła śmiechem.
- Obawiam się, że jak
nie masz srebra to nie dasz sobie rady – powiedziała i podeszła bliżej.
- Zamknęliście tu nas?
– zapytał bojowym głosem Mycroft.
- Nikt nie jest
zamknięty – wytłumaczył ze spokojem Bobru. Jakby na potwierdzenie drzwi
otworzył Lokaj, który przywitał nas skinieniem głowy – Przybywamy do was w celu wprowadzenia zamętu!
Porywacze
rzadko mieli tak dobre humory, co mogło zwiastować dosłownie wszystko.
- Niestety, ale nie
wyjdziecie na tym dobrze – stwierdziła Neri.
- Możecie przejść do
cholernego meritum? – poprosiła Elizabeth, wyraźnie zniecierpliwiona.
- W świetle tego, że
wykazujecie wyjątkowy poziom stabilizacji wychodzimy do was z inicjatywą – powiedziała.
- Wyjątkowy poziom
stabilizacji? – zapytała Alice.
- Jak to niby mierzycie?
– zapytała nieufnie Julia.
- To był żart. Co wy
dzisiaj tacy spięci? – Bobru rozejrzał się po grupie.
- Zupełnie jakby zaraz
ktoś miał zginąć – odpowiedziała mu Neri.
Obserwowałam tą wymianę zdań w trwodze. Nie wiedziałam,
kiedy łańcuch niepokoju się zerwie i poleci w naszą stronę. Nikt im nie
przerywał. Wiedzieli, że to nie ma sensu.
- Pamiętacie jeszcze
wasze personalne zakazy? – zapytał w końcu Bobru.
- Jak mielibyśmy je
zapomnieć? – zapytała Agatha, która wczoraj złamała swój zakaz. Wciąż
zastanawiało mnie jak to było możliwe.
- Niektóre z nich
wciąż są tajemnicą. Pewnie chcielibyście je poznać, co? – Porywacze mówili
na przemian, jakby przygotowali się do tej przemowy tygodniami.
- Dlatego
przygotowaliśmy dla was specjalną ofertę.
- Sprawa jest banalnie
prosta.
- Każda osoba musi
zdradzić swój zakaz do końca tego dnia.
- Jeżeli o północy
zakaz nie zostanie przedstawiony, to…
- Zginie jedno z was.
Co najśmieszniejsze to wy wybierzecie, kto to będzie.
- Czas do północy.
Spieszcie się – dialog skończyła Neri, po czym oboje zniknęli, zostawiając
nas tylko z Lokajem.
- Naprawdę mamy
wyjawiać swoje zakazy? – obruszył się Aaron. Chociaż standardowo kipiał
złością, to zauważyłam w jego zachowaniu coś jeszcze. Strach? Ja nie czułam tej
presji, bo mój zakaz był znany prawie od samego początku.
- Takie jest państwa
zadanie. Z racji iż pan Dismas już nie żyje, możecie zrobić to bez problemu w
swoim towarzystwie – przez moment nie rozumiałam tego nawiązania Lokaja,
ale przypomniałam sobie jaki był zakaz Bandyty. To było tak dawno temu, że prawie
o nim zapomniałam.
- To nie fair.
Większość osób, które jeszcze tego nie zrobiła na pewno ma jakiś ważny powód – oburzyła
się Carmen.
- To jedyny sposób by
przetrwać? – zapytała Cecily.
- Mogą państwo też
kogoś zabić, ale wysoce nie polecam takiego rozwiązania – Lokaj po raz
pierwszy zabrzmiał tak robotycznie, albo dopiero teraz zaczęłam na to zwracać
uwagę. W końcu niedawno dowiedzieliśmy się, że to robot i to taki, który ma
wiele ciał.
- Czy to naprawdę aż
taki duży problem? – zapytała Julia – Po
prostu powiedzcie jakie macie zakazy i nic nikomu się nie stanie.
- Myślisz, że to takie
proste? – syknęła Elizabeth – Nie
każdy ma taki luźny zakaz jak ty.
- Cokolwiek by to nie było,
jako grupa będziemy w stanie to zaakceptować. Nie możemy za to zaakceptować
kolejnego morderstwa – Olivier skierował na nią spojrzenie swoich bystrych
oczu.
- Masz strasznie dużo
do powiedzenia jak na zd… - zaczęła Alice, ale przerwał jej Mycroft.
- Dobrze, skończcie!
Idziemy w ten sposób donikąd. Mamy prawie godzinę 9:00, więc pozostało nam 15
godzin na zdobycie brakujących zakazów, Czy każdy, kto mówił już o swoim
zakazie, może się powtórzyć?
- Zakaz spania w swoim
pokoju – przypomniałam jako pierwsza.
- Zakaz korzystania ze
swojego talentu w obecności innych osób – dodał mój Ukochany.
- Zakaz siadania – stwierdził
Alan.
- Zakaz wychodzenia z
pokoju po rozpoczęciu ciszy nocnej.
- Zakaz narzekania…
- Zakaz naśladowania
głosów męskich
- Zakaz zabijania.
- Co pozostawia
Aarona, Ethana, Elizabeth, Carmen, Alice oraz Cecily – wyliczył po kolei
Mycroft – Na pewno nikt z was nie chce
wykorzystać tej szansy i przedstawić swojego zakazu? Co wam szkodzi?
- Dużo. Nie rozumiesz,
że to może nas postawić w nieciekawej sytuacji? – Elizabeth pokiwała głową,
jakby nie mogła uwierzyć, w to co słyszy.
- Nie odpowiadaj za
wszystkich – poprosił uprzejmie – A
więc? Ktoś, coś?
Zdziwiłam
się, gdy zobaczyłam rękę Alice w górze.
- W sumie nigdy nie
zdradzałam swojego zakazu, a nie jest niesamowicie tajemniczy – powiedziała
i przycisnęła swoją bransoletkę:
- Zakaz składania
fałszywych obietnic – zahuczał głos. To był bardzo specyficzny zakaz, który
można było interpretować na różny sposób.
- No i widzicie? Czy
to było takie straszne? Pozostało 5 osób – uśmiechnął się. Uwielbiałam moc
jego uśmiechu.
- To ani trochę nie
zmienia naszej sytuacji – westchnęła Cecily – Zrozumcie, że zdradzenie zakazu może mnie postawić w bardzo nieciekawej
sytuacji.
- Mojego też – przyznała
Elizabeth.
- Chwila, to serio był
twój zakaz?! – wybuchnął nagle Ethan.
- Co cię tak dziwi
Ethanku? – zapytała go Alice.
- Jest po prostu
dziwny – potwierdził skinieniem głowy Pisarz.
- Możemy wrócić do
tematu? – poprosiłam.
- Ale to nie podlega
dyskusji, nie będę zdradzał swojego, cholernego zakazu – warknął Aaron.
- Chcesz, żeby ktoś z
nas zginął? – zapytała Julia.
- Szczerze? – zaczął,
ale przerwała mu Carmen.
- Myślę, że
powinniście dać nam trochę czasu na przygotowanie.
- Zgadzam się z
Carmen. Potrzebujemy czasu. Zdaje sobie sprawę jak ważne jest, żeby nikt nie
zginął, ale muszę odpowiednio się przygotować – Elizabeth pokiwała głową.
- Do kiedy? – zapytał
Alan.
- Do wieczora – odpowiedziała.
- Do tego czasu ktoś
zginie… - Julia wprowadziła tym stwierdzeniem większą panikę, niż się
spodziewałam. Sama poczułam jak wizja śmierci chwyta mnie za gardło i nie chce
puścić.
- To mocne i trochę niepotrzebne słowa – Alan starał
się uspokoić sytuację – ale Julia ma trochę racji. Jeżeli przeciągnięcie to
do wieczora, to możecie dać komuś czas na wykonanie ruchu. Czy to jest nam
potrzebne?
- Dlatego chodźmy przynajmniej parami i nie będzie
żadnego problemu – propozycja Alice przeszła bez większego poklasku.
- Macie czas do wieczora – słowa Maksa zdawały się
podsumowywać całą rozmowę – Im wcześniej się przełamiecie tym lepiej.
Spojrzałam
po twarzach pozostałej piątki i żadna z nich nie przedstawiała śladów czegoś
jakkolwiek pozytywnego. Aaron ruszył w kierunku wyjścia, do wychodzącej akurat
Carmen.
- Hej Aaronik – Mycroft zawołał go. Widziałam po
twarzy, że ma jakiś plan.
- Czego chcesz? – zapytał go, odwracając się. Nie
miałam pojęcia, dlaczego dawał mu się prowokować.
- Chcę zacząć pracę w pracowni informatycznej. Co muszę
zrobić?
- Pytasz naprawdę? – spojrzał na niego podejrzliwie –
Pogadamy o tym kiedy indziej Goldenwire.
- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie – widać, że
próbował go tu przetrzymać na siłę.
Aaron nerwowo zerknął w kierunku drzwi, ale nie pobiegł.
Poczekał.
- Czy ty chcesz ją zabić?
Byłam pewna, że po takim pytaniu Aaron wybuchnie, ale ten
tylko prychnął i pobiegł w ślad za Florystką.
- Co chcesz osiągnąć? – zapytałam go z ciekawością.
- Absolutnie szczerze trochę się obawiam o to, że coś
zrobi. Ostatnio znowu zaczął pękać. Trzymajmy się razem mała, bo coś złego wisi
w powietrzu.
Byliśmy
w tym hotelu już naprawdę długo, ale rzadko kiedy Mycroft był taki szczery i
poważny.
- Może spróbujemy ich jakoś przekonać? – moja
propozycja brzmiała lepiej w głowie. Na głos wiedziałam, że jest to skazane na
porażkę.
- Myślisz, że nas posłuchają, jak nie posłuchali nawet
Maksa czy Alana? Musimy to jakoś przeżyć. Może nie będzie tak źle.
Z tym
nastawieniem ruszyliśmy w kierunku basenu. Przebrałam się i wskoczyłam do wanny
z turbo masażem, czekając na Mycrofta. Ten jednak nie nadchodził. Poczułam
niepokój. Wyjrzałam i zerknęłam w kierunku szatni. Po prostu chciałam się
zrelaksować. Zauważyłam Mycrofta, który był pogrążony z kimś w rozmowie.
Ciekawość wygrała. Wyszłam z ciepłej wody i robiąc parę kroków wychyliłam się
jeszcze bardziej. Mycroft rozmawiał z Bobrem. Zdziwiłam się mocno. Nie
chciałam, żeby mnie zauważył, więc wróciłam do wanny i tam na niego poczekałam.
Wyglądał na smutnego.
- Co się stało? – zapytałam na przywitanie.
- Trochę gorzej się poczułem – skłamał. Czemu to
zrobił? Dosiadł się do mnie jakby nigdy nic. Atmosfera szybko się rozluźniła.
Spędziliśmy na basenie wspólnie prawie trzy godziny. Parę razy nakierowywałam
rozmowę na to, co zobaczyłam w szatni, ale ostatecznie zrezygnowałam. Nie
chciał się ze mną tym podzielić, więc nie naciskałam. Na terenie basenu pojawił
się również Pisarz. To mnie trochę zaskoczyło. Nie wyglądał na kogoś, kto lubi
tu spędzać czas.
- Wiedzieliście może Carmen? – zapytał podchodząc do
nas.
- Carmen? Aaron czy to ty? – zapytał Mycroft.
- Nie możecie jej znaleźć? Przecież Aaron pobiegł za nią
– zdziwiłam się i poczułam, że wcześniejsze obawy Mycrofta mogły nie być
takie bezpodstawne.
- Właśnie on jej szukał – stwierdził, patrząc
badawczo na naszą dwójkę – Ale skoro jej nie widzieliście, to nie pomożecie.
Pisarz usiadł ciężko. Postawił laskę na boku i zanurzył nogi
w jednym z basenów. Wyglądał jakby każdy ruch sprawiał mu dyskomfort. Po
ostatnim incydencie czuł się coraz gorzej. Kontuzja dawała mu się we znaki.
- Wszystko gra Maks?
- Szczerze? – zapytał pykając palcem w swoją
bransoletkę. Zakaz nie pozwalał mu narzekać – Doskonale. Czuję się tutaj
wybitnie. Każdy dzień ma coraz więcej sensu i powoli zaczyna mi być zbyt
dobrze. Mam nadzieję, że to nigdy się nie skończy. Chciałbym, żeby każdy dzień
był właśnie taki.
- Nie może być aż tak źle – pocieszył go Mycroft.
- W takich momentach człowiek zastanawia się kim jest.
Wiecie jaka jest moja teoria? Nie istnieje jeden Maks Kowalski. Jest ich kilku.
Każdy ma swój bagaż doświadczeń i swoje cechy. To co było w naszych życiach
wyznacza to, kim jesteśmy. To jakim Maksem jestem teraz to kwestia działań i
bycia kilku innych Maksów. Czy ta wiedza was nie przytłacza?
Nie ukrywałam, że nie do końca rozumiałam, o co mu chodziło.
- Co więcej, wszyscy poprzedni mogli być bardziej
przydatni, a wam trafił się najgorszy, najbardziej zepsuty egzemplarz. To
przerażające. Przepraszam was moi drodzy. Inny Maks rozwiązywał by wasze
problemy znacznie lepiej od aktualnego Maksa. Niestety, zasmucę was. Nie
możecie się z nim spotkać, to nie jest takie łatwe. Gdyby to wszystko było
takie łatwe, nie bylibyśmy tutaj tylko na zewnątrz. Może pewnego dnia wszyscy
tam trafimy.
Nawet
Mycroft nie wiedział jak to skomentować. Siedział z otwartą buzią i obserwował
Maksa, który beztrosko przebierał jedną z nóg. Pisarz spojrzał na nas,
uśmiechnął się gorzko i ruszył w stronę szatni. Po jego wizycie poczułam się
jeszcze gorzej.
- Co mu się stało? – wystrzeliłam.
- Cholera go wie, ale zachowuje się dziwnie… - spojrzał
na mnie zamyślony – Ale on zdradził swój zakaz. To może być całkiem sensowne
alibi.
- Mianowicie?
- Ktoś, kto już zdradził swój zakaz mógłby zaatakować.
Ludzie i tak będą podejrzewali tych, którzy zakazu jeszcze nie zdradzili – zauważył.
Wtedy do głowa przyszła mi Alice. Zdradziła dzisiaj swój zakaz. Mogła to
zrobić, żeby oczyścić się z ewentualnych podejrzeń. Zamilkliśmy.
- Mam dosyć kąpieli. Pójdziemy gdzieś indziej? – przerwałam
ciszę.
- Ja też mam dosyć – przyznał Mycroft- Ale nie traćmy humoru. Chodź – podał
mi rękę. Po wizycie na basenie udaliśmy się na siłownię. Aktywne spędzanie
czasu spodobało mi się po ostatniej wizycie na lodowisku. Czas mijał szybciej,
a głowa była czysta, wolna od niepotrzebnych myśli. Wybraliśmy bieżnie.
Pomieszczenie wypełniły charakterystyczne mechaniczne dźwięki.
Mijały,
podczas której próbowaliśmy też innych ćwiczeń, a także robiliśmy sobie przerwy
wsłuchując się w muzykę, która leciała w pomieszczeniu. Mięśnie paliły mnie
coraz intensywniej, a stanik zrobił się mokry od potu. Mycroft miał słabszą
formę ode mnie. Szybko kończył mu się tlen i z trudem za mną nadążał. Nie
naciskałam, uznałam, że to nie miało sensu, ale nie uszło to mojej uwadze.
Drzwi do pomieszczenia otworzyły się z trzaskiem. Do środka wparował Ethan.
Wyglądał tak jak zawsze, z tą różnicą, że na plecach nosił torbę. Z daleka
wyglądała na wypakowaną po brzegi. Nie zauważył nas, ani nie usłyszał, bo
zaczął ją rozpakowywać. Chciałam dać znać Mycroftowi, żeby mu nie przeszkadzał,
ale ten go zawołał:
- Hej Ethan! Co ty tu robisz? Szukasz Carmen?
Ethan nie podskoczył. Odwrócił się powoli w naszą stronę i
ostrożnie pokiwał głową. Chwycił za plecak i cofnął się o krok. Co on robił?
- Wszystko gra?
Słowa Mycrofta nie znalazły odpowiedzi. Ethan cofnął się i
wyszedł, równie gwałtownie i szybko jak wszedł.
- Co się dzisiaj dzieje z nimi wszystkimi? – zastanowił
się Mycroft, spoglądając na mnie. Ja też nie wiedziałam.
- Może to już czas? – zapytałam.
- Czas?
- Żebyśmy zobaczyli, co dzieje się w hotelu. Późno już, a
wydaje mi się, że coś zaczęło się dziać – powiedziałam, czując narastającą
panikę.
- Myślę, że trochę przesadzasz skarbie – chciał mnie
pogładzić po policzku, ale odsunęłam się.
- Naprawdę się martwię Mycroft – mogłam zabrzmieć
trochę ostro, ale czułam się źle.
- Jak chcesz, chociaż myślę, że naprawdę przesadzasz – pokręcił
głową i ruszył w stronę wyjścia – Chodź. Przejdziemy się do jadalni i
zobaczymy na czym stoimy.
W
jadalni byliśmy parę minut później. Z początku była pusta, ale po chwili
pojawili się w niej Julia oraz Olivier. Od razu zobaczyłam niechęć na twarzy
Julii. Spojrzała na mnie, ale nie zaszczyciła mnie swoim wzrokiem na dłużej niż
parę chwil. Olivier wyglądał mizernie, ale mimo wszystko podszedł.
- Czy wy też szukacie Carmen? – zapytał po cichu.
- Nie wiemy, co się dzieje. Co się stało z Carmen?
Wszyscy jej szukają? – nie mogłam zrozumieć, o co chodziło, miałam
nadzieję, że Olivier chociaż trochę mi to wytłumaczy.
- Nie wiem czy wszyscy, na pewno jakaś część – stwierdził.
- Ktoś jeszcze zdradził swój zakaz? – dopytał
Mycroft.
- Nikt.
Opadłam na jednym ze stolików, ciężko podpierając się
rękami.
- Mam wrażenie, że sytuacja coraz bardziej wymyka się
spod kontroli… Czy możemy się jakkolwiek zorganizować?!
- Czego wymagasz? – zdenerwował się Julia – Nikt z
nas nie ma wpływu na to, co się dzieje. W tym cholernym hotelu każdy tylko
czeka na taki moment jak zniknięcie Carmen i motyw. Jak to się dzieje, to
dodają swoje do zamętu i atakują.
- To chore – podsumowałam.
- Carmen nie zdradziła swojego zakazu. To pewnie nie jest
przypadek… - teoria Oliviera była całkiem prawdopodobna. Taki chaos jak
teraz był praktycznie powiązany z morderstwami. Zawsze działo się coś
podobnego.
- Powinniśmy dalej szukać. To już drugi raz, kiedy Carmen
gdzieś znika, ostatnio znaleźliśmy w trakcie szukania ciało Jacoba – postanowiła
twardo Julia.
- Możemy już przest…
Końcówkę
moich słów zagłuszyła Alice, która wbiegła do jadalni rozglądając się dziko na
lewo i prawo. Jej wzrok zatrzymał się na nas.
- Widzieliście…
- Carmen? Nie. Też jej szukamy – dopowiedziała Julia.
- Nie. Szukam Maksa. Coś dzieje się w czytelni i
pobiegłam go poszukać – co mogło dziać się w czytelni?
- Moment, co się dzieje? – zapytał Mycroft.
- Chodźcie, to sami zobaczycie- odpowiedziała i poprowadziła nas
korytarzem do schodów, a następnie prosto do czytelni. Już przed wejściem
usłyszeliśmy dziwny, jazgotliwy dźwięk. Przechodząc przez drzwi zauważyłam
grupkę ludzi, którzy w niemym przerażeniu obserwowali to, co się działo.
Spomiędzy półek, z różnych punktów, dochodziły kłęby gęstego dymu. Przeraźliwie
kłujący w uszy hałas wydawał się być głośniejszy z każdą chwilą. Wydawało mi
się, że coś na mnie kropiło. Dotknęłam czoła i zobaczyłam tam kropelki wody. Co
tu się działo? Przy stołach stało kilka osób, które były tak samo zaskoczone
jak ja. Dojrzałam tam Alana, Elizabeth oraz Agathę. Razem z naszą piątką było
nas w sumie ośmiu. Gdzie znajdowała się pozostała piątka.
- Znalazłaś Maksa? – zapytała Elizabeth – Miałaś
go przyprowadzić.
- Chwila, co tu się dzieje? – Julia podeszła bliżej,
zatykając uszy.
- Wyjdźmy na zewnątrz – zaproponował Alan wskazując
drzwi.
Na
korytarzu było dużo ciszej. Zamknęliśmy drzwi.
- Ktoś podpalił czytelnię? – zapytałam.
- Raczej nie. To jest zakazane, ale zdecydowanie tak to
wygląda – wytłumaczył Alan.
- Musimy znaleźć Maksa! – krzyknęła Agatha – Tylko
on się nie zgubi w tym labiryncie.
- Czy ktoś go widział? – Mycroft starał się swoim
głosem uspokoić sytuację, ale uzyskał odwrotny efekt.
- Może on też szuka Carmen – Farmaceutka poprawiła
maskę – Nie mam pojęcia, gdzie ona zniknęła. Boję się, że mimo wszystko
mogła gdzieś upaść i mieć teraz problem. Powinniśmy jej poszukać.
- Pomogę ci – Alan zgłosił się na ochotnika.
- Ja mogę poszukać Maksa – zaproponowałam – Czy
nikt naprawdę nie słyszał, gdzie on mógł pójść?
- Wydaje mi się, że poszedł do warsztatu – stwierdziła
nagle Agatha, jakby ją olśniło – Teraz mi się to przypomniało! Wspominał coś
o tym…
- Dobra – powiedziałam i pobiegłam w dół do windy.
Nie było czasu do stracenia, a ktoś musiał popilnować samej czytelni. Coś się
działo i nie było nawet chwili na wytchnienie. Mogłam to zatrzymać. To działo
się teraz. Wybiegłam z kabiny i nie zatrzymywałam się, póki nie wpadłam
pomiędzy ogromne, drewniane panele. Rozejrzałam się i od razu to zauważyłam.
Musiałam się przybliżyć, żeby zidentyfikować to, na co patrzyłam. Po środku, w
jedynym miejscu, gdzie było trochę przestrzeni między pulpitami, stały lustra.
Dwadzieścia jeden ogromnych powierzchni, które upiornie odbijały moją sylwetkę.
Ciężko było mi się przełamać i wejść do środka tego prowizorycznego gabinetu.
Wyglądał jak miejsce zbrodni. Chciałam uciec i pójść chociaż po Mycrofta, ale
czułam, że moje zawahanie mogło kosztować kogoś życie. Ostrożnie przestąpiłam
pierwsze lustro. Całość była ułożona w coś w stylu pętli. W samym centrum
zobaczyłam dużo szkła. Coś się rozbiło. Serce biło mi jak szalone, kiedy
kucnęłam i w morzu odłamków dojrzałam niedużą plamę krwi oraz przedmiot.
Podniosłam go. To była rozbita krótkofalówka. Antenka była w połowie wyłamana,
a same radio miało ogromne wgniecenie. Rozejrzałam się, ale nikogo nie
zauważyłam. Co tu się stało? Czy Maks tu przyszedł i ktoś go zaatakował? Co
robiły tu te cholerne lustra?
- Halo! Jest tu ktoś? – krzyknęłam, ale nie
odpowiedział mi zupełnie nikt.
Spojrzałam
na krótkofalówkę. To musiał być jakiś trop. Przekręciłam przełącznik. Fala
szumów i trzasków zatańczyła szalony taniec.
- Halo? Słyszysz mnie? Kto tam?
Radio nadawało, ale nikt nie odpowiedział na moje wezwanie.
Rozejrzałam się dodatkowo, doszukując się jeszcze jakichś śladów. Cały czas
towarzyszyły mi te głośne i donośne dźwięki. Wstałam i otrzepałam się, wciąż
trzymając nadajnik w ręce. Nie miałam pojęcia, gdzie była druga krótkofalówka,
albo osoby, które spowodowały to zamieszanie. Przeciągły, dudniący dźwięk
przebił się przez eter.
- Halo? Słyszałam dźwięk, jest tam kto?
Wibracje tego, co usłyszałam odbijały się jeszcze przez
chwilę, aż zostały całkowicie zagłuszone przez szmery. Kojarzyłem to, tylko
skąd? No tak, pomyślałam, to gong w sali walki. Obróciłam się i
zdążyłam zauważyć tylko machnięcie. Poczułam ogromny ból i pochłonęła mnie
ciemność…
*
Otworzyłam
oczy. Mrugnęłam parę razy, czując ostry ból głowy. Gdzie ja byłam. Leżałam na
ziemi. Bardzo bolał mnie brzuch. Podniosłam się powoli. Manekiny, materace i
ogromny ring. Znajdowałam się na jego środku, w sali walk. Jak się tu
znalazłam? Nie rozumiałam. Przeszłam do pozycji na kolana, aż w końcu powoli się podniosłam. Wtedy to zauważyłam.
Tuż obok mnie leżał puchar. Musiał pochodzić z tutejszej gabloty. Był złoty,
ale nosił na sobie krwisto-czerwone plamy. Spojrzałam w prawo i zauważyłam, że
ktoś leżał obok mnie. Nie zdołałam krzyknąć, jedynie straciłam równowagę i
poleciałam na pośladki. Różowa peleryna, różowa klamra oraz kamizelka.
Charakterystyczne spodnie i bujna czupryna. Martwe, czerwono-różowe oczy. Twarz
Ethana Incredible była wykrzywiona w szoku i niemym przerażeniu…
----------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
I mamy kolejną ofiarę! i pora na moje przemyślenia. Co do Agathy i jej zakazu - Sądzę, że znalazła ona lukę w swoim zakazie i teraz to wygląda tak, że jeżeli wejdzie po ciszy nocnej do swojego pokoju, to nie może już z niego wyjść póki jeszcze ona trwa. Co do samego motywu, to bardzo mi się podoba ^^ Z rozdziału Carmen który był tam kiedyś kiedyś wiemy, że jej zakazem jest zdradzanie sekretów, więc pozostaje nam zakaz Elizki, Aarona, Cecily i Ethana... no który już padł. Zastanawiam się nad zakazem Elizki i być może to jest taki sam zakaz jak był w Danganronpie: "Zakaz życia jeżeli osoba "imię osoby" żyje". I tą osobą może być Alan, dlatego go tak broni. Co do luster w warsztacie, pierwsze co mi przyszło do głowy, to może ktoś ma zakaz patrzenia we własne odbicie? To trochę hardcore, ale możliwe, w końcu to Peccatorum :P I czy w tym rozdziale będzie podwójne zabójstwo? Bo jednak coś się stało w warsztacie zanim Wendy tam przyszła i jeszcze ten Ethan.... Ale tego dowiemy się w kolejnych rozdziałach. Sądzę, że zabójcą może być Mycroft, Elizka albo Aaron, ale żeby to potwierdzić potrzebuję jeszcze kolejnego rozdziału :P I teraz pytanie, czy w tym Epizodzie da się wydedukować samemu kto jest zabójcą, czy jak w poprzednim potrzeba rozdziału "po-procesowego" aby zrozumieć wszystko? :P
OdpowiedzUsuńAgatha na pewno ma sporo "luzu" przez to, że trzyma się z Lokajem. Myślę, że nawet jakby oczywiście złamała zakaz to on by jej pomógł i nie dałby jej skrzywdzić. W sumie taki motyw z zakazem Elizabeth trochę tłumaczyłby jej zachowanie, chociaż ona sama w sobie czuję do Alana coś więcej. Nie powiedziałbym w żadnym wypadku, że to takie paringowe uczucie, ale na pewno coś na zasadzie głębokiego przywiązania. W końcu to facet, który wytrzymuje te jej wieczne popychanie :D Co do zabójstwa to powiem tylko tyle, że to jeszcze nie koniec atrakcji przed samym procesem ;) Myślę, że w tym przypadku odpowiedzialna osoba będzie do wydedukowania, ale będzie to bardzo okrężna droga, bo cały proces będzie jednym z takich najbardziej ronpowych (według mnie). Dużo zagmatwań, małe szczegóły, szczątkowe informacje, gdzie każdy wie, co innego - oj będzie się działo! Ale oczywiście post-procesowy rozdział wyjaśni wszystko po kolei i wtedy będzie można w końcu zrozumieć, co się stało w jakiej kolejności :D
UsuńDzięki za komentarz!