Epizod VI - Rozdział 54: Plan (Agatha Liddell)
Witajcie w kolejnym rozdziale Peccatorum. Wyjątkowo zaznaczamy, że rozdział wrzucany jest z wyjazdu, więc nie przeszedł nawet minimalnej korekty. Ewentualne literówki czy inne wyłapane błędy zostaną poprawione dopiero w wolniejszej chwili, ale jeżeli coś zauważycie możecie nam śmiało napisać w komentarzach. Rozdział jest dosyć mocny i intensywny jeżeli chodzi o emocje i odczucia. Nie przedłużając dłużej - zapraszamy do lektury!
Rozdział 54: Plan (Agatha Liddell)
Do jadalni weszła brakująca trójka gości - Cecily, Ethan oraz Mycroft. W końcu zebraliśmy się całą grupą w jednym miejscu. Podeszłam do wózka z jedzeniem i zabrałam z niego swoją porcję - tosty z jajkiem. Były przepyszne. Zajadałam się nimi, zerkając co i rusz na drewnianą szkatułkę stojącą obok. W środku znajdował się mój nowy projekt. Pobyt w hotelu nie powinien był blokować mojej twórczości, nie zamierzałam pozostawać w uśpieniu. Wolałam działać. Tym razem zabawki miały być związane z tym
miejscem. Nie chciałam ich pokazywać całej grupie, ale miałam zaufaną osobę,
której mogłam dać nieduży zwiastun mojej pracy. Szturchnęłam Carmen w ramię.
Wyglądała kiepsko, ale szczery uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- Tak? – zapytała.
- Mogę ci coś pokazać
Carmen?
- No pewnie Lilio – powiedziała
i obróciła się bardziej w moją stronę. Otworzyłam wieko i pokazałam jej jedną z
figurek, którą zrobiłam.
- Co ty na to? – zapytałam.
- Czy to Chwast? – musiała
chwilę się zastanowić, ale cieszyłam się, że podobieństwo było odpowiednie.
- Tak. Będę chciała
zrobić każdego z nas. Zacznę od tych, których nie ma już od jakiegoś czasu,
póki pamiętam jak wyglądają.
- Dobra, czas wszystko
ustalić – zaczął Maks. Zamknęłam pudełko i schowałam je do torebki, którą
zaczęłam ze sobą nosić. W środku spoczywały najpotrzebniejsze narzędzia – Agatha masz sprzęt?
- Tak – powiedziałam
i wyciągnęłam cztery krótkofalówki. Przyjrzałam się im na boku, ale nie
zauważyłam niczego nadzwyczajnego. Myślałam, że Porywacze mogli nam coś
przygotować, ale wcale tak nie było. Podałam urządzenia Pisarzowi i wróciłam na
swoje miejsce.
- Pomyślałem jak
możemy podzielić poszukiwania i mam całkiem realny pomysł – zaczął.
- Przepraszam – wtrącił
Mycroft – Chciałbym coś dodać zanim
zaczniemy te poważne tematy.
- Mycroft, błagam… - zaczęła
Julia, ale Maks tylko pokiwał głową.
- Dziękuję. Chciałem
ogłosić, w imieniu Cecily oraz Ethana, że otwieramy dwa nowe kółko związane z
nowymi piętrami. Każda chętna osoba będzie mogła wziąć w nich udział. To nie
będzie obowiązkowe, więc nie musicie się martwić, że ktoś kogoś kropnie. Po
prostu byliśmy ostatnio z Wendy i Alice na lodowisku i powiem wam, że to były
jeden z lepszych wieczorów jakie spędziłem.
- Cecily? Potwierdzisz
to? – zapytał Aaron.
- A co, mi nie
wierzysz? – zaśmiał się Mycroft.
- Musisz zadawać takie
bezsensowne pytanie?
- Tak Aaron, to
prawda. Uznaliśmy z Ethanem, że to może być fajna opcja, dla kogoś, kto
chciałby spróbować. Nikt tam nie musi przychodzić, ale jak chcecie, to mnie
spotkacie wieczorami w teatrze. Sama dawno nie trenowałam, więc chciałabym to
zmienić – wytłumaczyła Cecily.
- Ja będę popołudniu
wpadał do sali walk. Pokaże wam magię mojego ciała – zachęcił Ethan.
- Jestem pewien, że
Samfu to by odpowiednio skomentował – powiedział Alan, który stał obok nas.
- Ale Samfu nie żyje,
więc nic nie powie – stwierdziła ostro Wendy.
- Skąd w tobie tyle
zawiści Wendy? – zapytała się Cecily.
- To nie zawiść. Chyba
nie powiesz, że tęsknisz za tym dupkiem.
- To nie kwestia
tęsknoty, a tego, że jest nas coraz mniej – wtrącił się Mycroft – Ale nie ma sensu o tym gadać. Maks, możesz
mówić dalej.
Byłam
zaskoczona, że Mycroft całkiem przyjemnie wrócił do głównego tematu. Jego
parodniowa nieobecność go zmieniła.
- Dziękuję. Ja sam z
chęcią odwiedzę pokazy Cecily w wolnej chwili. Wracając jednak do tematu, mam
pomysł na poszukiwania. Krótkofalówki działają tylko parami, więc musimy
podzielić się na cztery trzy osobowe grupy, które będą przeszukiwały dwa różne
rejony. Pierwsze dwie trójki zajmą się lewym skrzydłem i środkowym kwadratem
mieszkalnym, a pozostałe dwie trójki pójdą do prawego skrzydła oraz środkowego
kwadratu.
- Jest nas trzynastu –
przerwała Alice – Nie policzyłeś
kogoś.
- Właściwie to
chciałem, żeby Carmen poszła do pomieszczenia detektywistycznego. Zaniosłem tam
gotowe projekty i przygotowałem tablice. Będziemy w stanie przygotować tam cały
zarys.
- Nie wiem czy
zostawianie Carmen samej jest mądre. Jest w kiepskim stanie i powinna być z
kimś, szczególnie wtedy, kiedy może – wtrąciła się Elizabeth. Gdyby nie to,
że byłam bardzo ciekaw tego, jak naprawdę wygląda hotel, to mogłabym się
zgłosić.
- Ja z chęcią zostanę
– zaproponowała Alice – Trochę się
poobijałam wczoraj na lodowisku, więc z chęcią posiedzę i odpocznę.
To było zaskoczenie. Alice lubiła być w centrum uwagi,
rzadko rezygnowała z takich atrakcji.
- No i idealnie. W
sumie wstępnie nas podzieliłem, po prostu podmienię na schemacie Carmen z Alice
– stwierdził wyciągając kartkę i coś na niej kreśląc.
- Jak nas podzieliłeś?
– zapytał zaciekawiony Olivier. Okazało się, że byłam w trójce z Alanem
oraz Elizabeth. Nie przeszkadzali mi specjalnie jako ludzie, szczególnie
Pechowiec, więc cieszyłam się z takiego wyboru. Grupa, która wzięła od nas
drugą krótkofalówkę składała się z Cecily, Olivierem oraz Ethanem. Byłam
ciekawa czy zostaliśmy tak podzieleni w jakimś konkretnym celu, czy był to
czysty przypadek. Trzecie radio wzięła Julia, do której dolosowano Aarona oraz
Carmen. Ostatnia drużyna składała się z Mycrofta, Wendy i Maksa.
- Z tego, co póki co
wiemy, wydaje mi się, że grupa z lewego skrzydła będzie miała więcej pracy, ale
całość będzie niezwykle czasochłonna, także spotkajmy się o godzinie 16:00 w
pomieszczeniu detektywistycznym. Jak któraś grupa będzie potrzebowała więcej
czasu, to nie ma problemu, tak czy siak, jak moja grupa skończy pracę to
naniosę zmiany i przyniosę gotowy projekt do jadalni około godziny 18:00.
Wszyscy wiedzą jak wygląda plan? – na koniec podniósł głos. Brzmiał ostro,
jak przełożony, który oceniał swoich pracowników. Lubiłam ten profesjonalizm w
jego osobie.
- Tak, wiemy – potwierdziła
reszta. Krótkofalówki trafiły w ręce danych grup, a Maks jeszcze na chwilę
zebrał naszą uwagę:
- Teraz pytanie, kto
gdzie chce iść. Ja i moja grupy możemy pójść do lewego skrzydła, jeżeli grupie
Aarona to odpowiada.
- Nie ma problemu – stwierdził
Informatyk, nawet nie patrząc w jego stronę.
Skupił uwagę na dziewczynach w jego grupie.
- To nasza szóstka weźmie się za prawe skrzydło – powiedziała
Cecily – Elizabeth możemy ustalić jakiś plan działania?
Druga
szóstka wyszła z jadalni. Ci, którzy pozostali, zebrali się przy stole.
- Czy wiemy jak te krótkofalówki działają? Czy nie musimy
się obawiać, że któraś z nich nagle padnie? – zapytał Olivier. Grupa
automatycznie skierowała wzrok w moją stronę.
- Z tego, co widziałam to mają w sobie niezwykle pojemne
akumulatory, które można napełniać, więc bym się nie martwiła – uspokoiłam
go.
- Mimo wszystko, nie ma sensu cały czas nadawać.
Powinniśmy się umówić, że będziemy nadawać co dziesięć minut. Wtedy każda grupa
spróbuję się ze sobą skontaktować i poda swoją lokalizację. Jeżeli druga grupa
to usłyszy, to potwierdzi to i przekaże informacje od siebie. Mamy do
przeszukania strzelnice, gokarty, lodowisko, gastro, pub, kino, deptak,
laboratorium i pomieszczenie detektywistyczne. W sumie dziewięć pomieszczeń. Dziesięć
doliczając kwadrat. To daje sporo kombinacji, ale mam nadzieję, że damy radę.
- Mam trochę inny pomysł – przerwał Alan – Mogę?
- Jasne, że możesz – oburzyła się Elizabeth – Po
prostu mów.
- Może zrobimy tak, że będziemy się kontaktować co pięć
minut? Jedna grupa stanie w jednym z pomieszczeń i będzie czekała, a druga w
tym czasie, co pięć minut będzie sprawdzała każde inne pomieszczenie. W ten
sposób w godzinę dowiemy się o ewentualnych połączeniach danego piętra z
pozostałymi. Co myślicie? Jak chcecie to będziemy mogli się zamieniać.
- To świetny plan Alan – pochwaliam jego pomysł, bo
brzmiał dużo lepiej niż ten Cecily.
- Zacznijmy w takim razie od kwadratu. Dowiemy się jakie
piętra są bliskie i może wyeliminujemy kilka pomieszczeń naraz – zaproponował
Oliver.
- To kolejny dobry pomysł, zaczyna mi się podobać ta
drużyna – stwierdziła Elizabeth – Cenie sobie ludzi, którzy nie dodają
sobie niepotrzebnych dodatkowych obowiązków.
- Nie rozumiem jak działają te piętra... Czy jak chcemy
zbadać czy łączą się z prawym skrzydłem to nie musimy pójść do jednego z
prawych pomieszczeń w kwadracie? – zapytał Ethan.
- W sumie musielibyśmy pójść do jednej z sypialni po
drugiej stronie, bo jeżeli pracownia malarska jest po lewej stronie, to znaczy,
że pokój Oliviera jest też po lewej stronie – wydedukował Alan, ostrożnie
dobierając słowa.
- Kwadrat nie ma blokady transmisji jak pozostałe piętra,
więc można je traktować jako jedno duże piętro. Dlatego możemy siedzieć nawet
tutaj – wytłumaczyłam.
- Rozumiem, że chcesz, żebyśmy tutaj zostali? – zapytał
Alan.
- W sumie my
możemy jako pierwsi posprawdzać inne piętra, a jak się zmęczymy to wrócimy do
was – powiedziała Cecily – Ale najpierw mamy jeszcze jeden temat.
Chcieliśmy wam z Ethanem coś powiedzieć.
- Coś związanego z teatrem i salą walki? To jednak był
żart Mycrofta? – zapytałam.
- Nie, to akurat prawda. Chodzi jednak o coś innego, a
wydaje mi się, że jesteście na tyle zaufani, że możemy wam to powiedzieć.
Zresztą, nie będę mówiła za Ethana, niech sam się wypowie.
Ethan
nie wyglądał na chętnego do rozmowy. Spuścił głowę i wziął parę głębokich
oddechów. Co to mogła być za informacja? Coraz bardziej mnie to zastanawiało.
Nie wydawało mi się, żeby mógł być zaplątany w jakąś poważniejszą aferę, nie
wyglądał na takiego.
- Nie jestem sam. I to podwójnie. Nazywam się Jayden – zrobił
pauzę. Chyba po raz pierwszy użył swojego prawdziwego imienia, a nie pseudonimu
artystycznego. To brzmiało dziwnie w jego ustach – Ale Ethan też istnieje.
Jest połączeniem dwóch istot mnie oraz Sama. Sam to istota, która mnie
opętała... Co jakiś czas przejmuje nade mną kontrolę i nie mam pojęcia, co się
wtedy ze mną dzieje. Momentami mam tego... dość.
Poczułam strach. Nie miałam pojęcia czym był spowodowany, bo
ciężko mi było uwierzyć w to co mówił, ale z drugiej strony nigdy nie widziałam
go w takim stanie. Cecily poklepała go delikatnie po plecach. Jego masywne
ciało drżało delikatnie.
- Trochę ciężko mi w to uwierzyć, nawet patrząc na Duchy
i wskrzeszonego Naessa – stwierdziła sucho Elizabeth.
- To działa trochę jak opętanie? – Olivier podszedł
do tematu spokojnie, ale od powrotu w jego akcjach nie było widać dużo emocji.
- Coś w tym stylu – głos zabrała Cecily – powiedział
mi o tym wczoraj i uznaliśmy, że będzie dobrze jak więcej osób się o tym dowie.
Nie ma sensu mówić takim osobom jak Mycroft, ale jak wy wiecie, to będziecie
mogli zwracać na to uwagę.
- Ale po czym można poznać, że mamy do czynienia z tym
drugim? – zapytał Alan.
- Po zachowaniu. Nie jestem tak odważny jak on – powiedział
po cichu.
- I jak mamy go zatrzymać? Ethan jest najsilniejszy z nas
wszystkich – zdziwiła się Elizabeth – Nie wiem czy ktokolwiek z mężczyzn
dałby sobie z nim radę, co dopiero my.
- Jak zobaczycie inne zachowanie możecie zwracać na to
uwagę i go unikać. Lepiej nie ryzykować – stwierdziła Aktorka.
- To brzmi jakby miał nas od razu zamordować – powiedział
Alan z niepewnością w głosie.
- Nie wiem do czego on jest zdolny – stwierdził
Ethan, jakby informował nas, że jest śmiertelnie chory. Nie widziałam tyle
powagi na jego twarzy przez cały pobyt w tym miejscu – Nie mam pojęcia jak się od niego uwolnić, kiedy przejmuje nade mną
kontrolę. Proszę, nie zamykajcie mnie…
- Nikt nikogo nie
zamknie – stwierdziła Elizabeth – Opanuj
się Ethan. Nie zamknęliśmy nikogo do tej pory i tego nie zmienimy.
- Dobrze, że nam
powiedzieliście – Olivier uśmiechnął się ciepło. Nie byłam do końca pewna,
jak traktować Ethana. Był duży i jeżeli nie potrafił się do końca kontrolować
to nie chciała z nim zostać sam na sam. To mogło skończyć się źle. Mimo
wszystko wolałam wiedzieć niż żyć w niewiedzy. Może to dobrze, że nie trafiłam
do tej samej grupy co Carmen, bo mogłabym się tego nie dowiedzieć?
Wkrótce
grupa Cecily ruszyła do przodu. Zostawiliśmy włączoną krótkofalówkę i wygodnie
się rozsiadając czekaliśmy. Alan i Elizabeth czasami zamienili pojedyncze
zdania, ale nie byli zbytnio gadatliwi. Starałam się coś dopowiadać, ale
średnio się odnajdowałam w tym towarzystwie. Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą
narzędzi, bo mogłoby mi to nieco umilić czekanie. Jak na zawołanie usłyszeliśmy
trzask.
- Halo? Elizabeth, Alan,
Agatha? Słyszycie nas? – głos należał do Cecily.
- Słyszymy – Alan
sięgnął po urządzenie i po chwili mocowania odebrał transmisję – Gdzie jesteście?
- Jesteśmy w kinie – odpowiedziała
po chwili, jakość głosu była zaskakująco dobra, chociaż słychać było momentami
trzaski – Zaraz idziemy do kolejnego
pomieszcz…
- Okej, zapisujemy – powiedział
Alan, nie zwracając nawet uwagi na to, że końcówka się zacięła – Powodzenia.
Transmisja się ucięła, a Pechowiec odłożył urządzenie z
powrotem.
- Ciekawe ile to
potrwa – zastanowiłam się na głos, chcąc zacząć jakąś rozmowę.
- Nie podejrzewałam
cię o brak cierpliwości. Wydawało mi się, że twoja profesja wymaga jej bardzo
dużo – zdziwiła się Elizabeth. Jej uwagi były zawsze uszczypliwe, ale nie
nic sobie z tego nie zrobiłam.
- Ja myślę, że
będziemy pracować cały dzień, ale to dosyć ekscytujące, chociaż pewnie dużo nam
nie da – Alan postarał się uspokoić sytuację. Niepotrzebnie, bo nie
planowałam się z nikim kłócić.
- Może uda nam się
odkryć jakiś słaby punkt tego miejsca? Albo piętro, które pomoże nam realnie w
ucieczce.
- Może – odpowiedziała
mi sucho Elizabeth. Zaczęłam się zastanawiać, o co jej chodziło. Spojrzałam na
nią, ale jej wzrok krążył po kuchni.
- Ważne żeby nie
wynikały z tego jakieś dziwne sytuacje. Większość osób, które pozostały przy
życiu wygląda naprawdę solidnie… Znaczy nie chcę nikogo oceniać, ale realnie
patrząc – powiedział Pechowiec.
- Co masz na myśli? – zaciekawiła
się Elizabeth, ściągając na moment maskę i przejeżdżając ochronną pomadką po
ustach.
- Dużo osób
zachowywało się niebezpiecznie i wprowadzało taką wrogą atmosferę. Teraz
większość z nich nie żyje – powiedział, po czym na chwilę zamilkł i spłonął
rumieńcem – Znaczy, nie chodziło mi o to,
że życzę komuś śmierci. To po prostu zwykła obserwacja.
- Coś w tym jest – stwierdziłam.
Miał rację, chociaż wydawało mi się, że była jeszcze przynajmniej jedna taka
osoba, a tak naprawdę w głowie pojawiły mi się od razu dwie. Julia oraz Alice. To
były jedyne osoby, którym całkowicie nie ufałam. Olivier i Ethan byli gdzieś na
liście przez to jak wiele się wokół nich działo.
Znowu
pogrążyliśmy się w ciszy, która była przerwana przez transmisje z kolejnych
pomieszczeń. W międzyczasie dowiedzieliśmy się jeszcze, gdzie była sala
gastronomiczna. Minęła prawie godzina i według moich obliczeń grupie Cecily
zostały tylko dwa piętra, a następnie będziemy musieli się gdzieś przemieścić.
Cały czas miałam wrażenie, że Elizabeth miała ze mną jakiś problem. Nie
chciałam zaczynać kłótni, ale czułam od niej negatywną aurę. Przez moment
walczyłam z samą sobą, zastanawiając się czy nie pójść na chwilę do warsztatu
albo chociaż do swojego pokoju po narzędzia. To nie była nuda, tylko strach,
który chciałam opanować zajmując czymś ręce.
- Nie ustaliliśmy,
gdzie pójdziemy dalej – stwierdziła nagle Elizabeth – Jeżeli druga grupa nie będzie miała z nami kontaktu, to ktoś z nas
będzie musiał powiedzieć, gdzie poszliśmy.
- To prawda, jak coś,
to ja to zrobię – stwierdził – Chcecie
może herbatę?
- Z chęcią – powiedziałam
– Jakbyś mógł to posłodź mi ją miodkiem.
- Ja też. Bez
słodzenia – rzuciła Farmaceutka. Alan spojrzał na nią ze strachem w oczach.
Miałam wrażenie, że bardzo się jej bał. Jej osoba generowała wokół siebie aurę,
która zdawała się wewnętrznie rozrywać wnętrzności. Pechowiec zniknął za ladą.
Miałam nadzieję, że herbata nieco uspokoi sytuację.
- Agatha mam do ciebie
pytanie – przez moment nie zdałam sobie sprawy, że to głos Elizabeth, miała
maskę na twarzy, ale wykorzystała nieobecność Alana. Nie czekała na moją
reakcję. Mówiła dalej – Nie ukrywam, że
za tobą nie przepadam. Jesteś podejrzana i wiem, że coś knujesz. Postawię
sprawę jasno, rób co chcesz, ale jak dotkniesz Alana, to cię zabije. Nawet nie
zauważysz, kiedy trucizna pojawi się w twoim talerzu.
Spojrzałam na nią. Krew odpłynęła mi z twarzy ze strachu.
- Ale… - chciałam
coś dopowiedzieć, ale Elizabeth ponownie mi przerwała.
- Nie ma żadnego ale.
Mało mnie interesuje z kim się trzymasz, albo jaka jest twoja rola w tym
hotelu. Wiedz jednak, że jak ktoś ruszy tego człowieka, to pożałuje.
Nagle
poczułam złość. Cały strach i niepewność zniknęły. Nawet nie wiedziałam skąd
się to u mnie wzięło, ale poczułam niesamowitą pewność siebie.
- Nie mam pojęcia, o
co ci chodzi, daj mi spokój – syknęłam. Elizabeth odwróciła się i spojrzała
na mnie jadowitym spojrzeniem.
- Halo? Grupa z
jadalni, jesteście tam? – zapytała Cecily. Alan przybiegł z kuchni i
sięgnął po krótkofalówkę.
- Jesteśmy. Jaki jest wasz następny cel?
- Pub. To wszystkie
pomieszczenia. Gdzie teraz pójdziecie? – zapytała.
- Właśnie to
chcieliśmy ustalić. Może sprawdzimy na szybko, gdzie dokładnie jest pub, sala
gastronomiczna i… kino? – zaproponował Alan, patrząc na schemat.
- To pójdźcie do pubu,
a my sprawdzimy salę gastronomiczną oraz kino. W ten sposób us… gdzie, co jest
– transmisja ponownie przerwała się na moment.
- Okej – potwierdził
Pechowiec i odłożył krótkofalówkę. Farmaceutka wyłączyła transmisję. Alan wrócił
się do kuchni i po chwili wyszedł z niej niosąc talerzyk z parującą herbatą – Wypijemy na miejscu. Zaniosę to już, bo jak
się zatrzymam to wszystko poupada.
Wyszedł z jadalni, przez chwilę mocując się z drzwiami.
Chciałam mu pomóc, ale wewnętrznie byłam ciekawa jak zareaguje Elizabeth. Co
jeszcze mi powie. Pechowiec zniknął, zostawiając nas same. Postanowiłam, że to
ja podejmę temat.
- Nie wiem o co ci
chodzi, ale nie robię niczego, co mogłoby zaszkodzić tej grupie. Nie życzę
nikomu źle, może co najwyżej wolałabym, żeby niektóre osoby przestały sprawiać
niebezpieczeń…
Poleciałam na plecy. Przerażenie dało o sobie znać.
Farmaceutka doskoczyła do mnie wyjątkowo szybko. Samo obalenie mnie zaskoczyło,
ale na pewno nie wystraszyło na tyle, żebym spanikowała. Gorsze było to, że w
jej dłoniach coś błysnęło. Poczułam ostrze wbijające mi się w obojczyk.
Syknęłam z bólu.
- Co ty? – sapnęłam,
z trudem łapiąc oddech. Czułam ból, samo uderzenie przez moment mnie zatkało.
- Przedstawię ci to
raz, bo wydaje mi się, że nie zrozumiałaś – zaczęła, naciskając jeszcze
mocniej. Poczułam jak ostrze wbija mi się w kość. Krzyk został zduszony przez
jej dłoń, którą zasłoniła mi usta – Trzymaj
się z dala od Alana. Jeżeli ktokolwiek go skrzywdzi, pójdzie na dno razem ze
mną i z nim. Nie wiem czy twój mechaniczny przyjaciel ma wobec niego jakieś
plany, ale zginiesz paskudną śmiercią, jeżeli tego nie ogarniesz.
Podniosła
się, a ja poczułam ciepłą ciecz spływającą mi po biodrach i brzuchu. Leżałam w
takiej pozycji, że po chwili byłam cała mokra. Farmaceutka otrzepała się,
schowała skalpel, którym mnie zraniła, po czym wyszła z jadalni jakby nigdy
nic. Dopiero gdy moje serce się uspokoiło, zdałam sobie sprawę, że oddycham
jakbym zaraz miała umrzeć. Próbowałam się uspokoić, ale cała drżałam.
Przekręciłam się na bok i zwymiotowałam. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Co
się działo? Chociaż rana była płytka i nie krwawiła to czułam jakby bolała
coraz bardziej. Paliła mnie wewnątrz. Powoli się podniosłam. Musiałam się
przebrać. Nie posprzątałam po sobie, byłam pewna, że Lokaj przyglądał się
scenie. Nie mógł zareagować, bo to złamałoby zasady. Dbał o mnie. Chwiejnym
krokiem ruszyłam w stronę swojego pokoju. Po dojściu na miejsce zamknęłam za
sobą drzwi. Znowu poczułam falę niepewności. Bałam się. Brzuch mnie bolał,
pobiegłam do umywalki i znowu zwymiotowałam. Usta popękały mi od zawartości
żołądka. Zdjęłam ubrania i odrzuciłam je na bok. Bieliznę wrzuciłam do kosza na
pranie i wskoczyła pod prysznic. Nie miałam czasu na kąpiel. Czułam się
zniszczona. Chciałam odgryźć się Elizabeth, ale wewnętrznie się bałam. Znowu
zwymiotowałam. Ostrze musiało być czymś nasączone. Wnętrzności wydawały się być
tak ściśnięte, jakby miały zaraz wyskoczyć. Jak mogłam z nią walczyć? Nawet
jakbym chciała się na niej zemścić to mogłaby mi coś zrobić. Nie, skarciłam się. To były myśli
mordercy, a ja nie chciałam nikogo zabić.
Upewniłam
się, że jestem czysta, przebrałam się i opuściłam pokój, idąc w stronę pubu.
Miałam obawy, ale nie mogłam zniknąć tak nagle. Stanęłam przed blaszanymi
drzwiami. Korytarz, który się przede mną pojawił znałam aż za dobrze. Badaliśmy
go podczas procesu Oliviera. Pamiętałam jak się wtedy czułam. Zagubienie i
smutek. Szczególnie przez to jak zareagowałam wtedy na to, jak się przede mną
otworzył. Wyrzucając te myśli, przeszłam do sali głównej. Elizabeth i Alan już
na mnie czekali. Spojrzałam na nią, ale ona nie sprawiała wrażenia nawet
odrobinę poruszonej. Patrzyła na krótkofalówkę, bez emocji. Alan przywitał
mnie:
- Udało ci się
wszystko załatwić? Myślałem, że wrócisz później.
- Tak, musiałam na
chwilę zajść do pokoju i się uspokoić. Gorzej się poczułam – stwierdziłam,
bez mrugnięcia. Chociaż nie widziałam ust Elizabeth, to byłam pewna, że
wykrzywiły się w uśmiechu – Jak wygląda
sytuacja?
- Póki co odezwali się
do nas z kina. Zobaczymy jak to będzie z gastronomiczną. Napij się Agatha,
herbata jest jeszcze ciepła – podsunął kubek w moją stronę. Usiadłam,
starając się być jak najdalej Elizabeth, jak to było możliwe. Pociągnęłam łyk.
Po chwili dostaliśmy komunikat z sali gastronomicznej, co oznaczało, że pub
znajdował się pomiędzy tymi piętrami. Straciłam ochotę do kompletowania mapy
hotelu. Nie czułam się bezpiecznie przy osobie, która była w stanie mnie
zaatakować z taką łatwością.
Przez
kolejne godziny zaczęliśmy zwiedzać kolejne piętra. Grupa Cecily nie miała
ochoty się zamieniać, więc my byliśmy tymi czekającymi. Większość dnia minęła w
ciszy, albo w zdawkowych wymianach zdań. Dopiero, gdy dotarliśmy do
pomieszczenia detektywistycznego to trochę się zmieniło, bo czekała tam na nas
Alice. Siedziała ze szklanką whisky oraz cygarem. Usiadłam parę foteli dalej, a
Elizabeth z Alanem odsunęli się jeszcze dalej. To była dobra decyzja z ich
strony, bo Przyjaciółka po chwili się do mnie dosiadła. Nie była pijana, ale
widocznie weselsza od reszty. Usiadła niedaleko mnie. Po tylu godzinach
poszukiwań czułam się zmęczona. Mogłam się przynajmniej trochę uspokoić.
- Czemu jesteś taka
kwaśna Agatho? – zapytała. Nie miałam pojęcia czemu podjęła rozmowę, nie
przepadałyśmy za sobą specjalnie. Czy to była ta jej słynna moc? Dogadywała się
z ludźmi w ciężkich chwilach? Nie sądziłam, żebym mogła jej zaufać.
- Naprawdę nie mam
ochoty o tym gadać Alice – odpowiedziałam po chwili, zastanawiając się czy
po prostu nie wstać.
- A ja myślę, że coś
cię zdenerwowało. Wiesz z jaką łatwością jestem w stanie to określić? Lubię
pomagać takim osobom – nie dawała za wygraną.
- I jak niby chcesz mi
pomóc? – czułam, że połknęłam haczyk.
- Właściwie mogę ci
pomóc na wiele sposobów. Wiem o tych ludziach bardzo dużo, oni strasznie
nieuważnie kłapią ustami.
Spojrzałam na nią z mieszanką ciekawości i niepokoju. Co
miała na myśli?
- Mam się kogoś bać?
- Oczywiście, że tak –
zaśmiała się jakbym opowiedziała przedni dowcip – Powiem ci inaczej, widzisz tamtego?
Spojrzałam
na Alana.
- I?
- I?! On wie o
wszystkim, co się tutaj dzieje. No dobra, nie o wszystkim, ale po prostu wie
dużo. Sam nie jest tego pewien, niezły wariat z tego Alana – machnęła ręką
i poprawiła się na fotelu – Jak już przy
tym jesteśmy, mam do ciebie małą prośbę.
Nie odpowiedziałam, ale jej to nie przeszkadzało.
- Zresztą, zapomnij.
Baw się dobrze, ja idę na chwilę do pokoju, póki tutaj jesteście.
Spojrzałam na niż zdezorientowana. O czym była ta rozmowa?
Czy ona była na tyle pijana? Gdy odchodziła, spojrzałam w kierunku Alana.
Ostatnio było go mało. Po tym jak dowiedzieliśmy się, że kłamał podczas gry na
basenie, a także o tym, że jego talent jest nieznany, to wydawał się udzielać
trochę mniej. Co on mógł ukrywać? Moje spojrzenie spotkało się z spojrzeniem
Farmaceutki. Odwróciłam wzrok. Do czego to doszło? Chociaż byłam bardzo ciekawa
tego, co się tutaj działo, to nie mogłam zdobyć żadnych informacji. Po jednej
stronie miałam tajemniczego Alana z ewidentnie niebezpieczną Elizabeth, a po
drugiej Alice, której nikt nie był w stanie okiełznać. Zapadłam się w fotelu
obok, siadając w połowie długości pomieszczenia, po czym zamknęłam oczy.
Zostały nam jeszcze dwa piętra. Nie mogłam się doczekać końca tego dnia.
*
Po
skończonej robocie ruszyliśmy do jadalni. Obiad okazał się być zbawienny.
Panowała dosyć ożywiona atmosfera. Ludzie z entuzjazmem dzielili się swoimi
odkryciami. Słyszałam o tylu połączeniach pięter, że zaczynałam się powoli
gubić. Wolałam poczekać na pełen schemat. Wiedziałam też, gdzie pójdę
wieczorem. Chciałam po tym szalonym dniu poczuć się w końcu bezpieczna. Pisarz
pojawił się w końcu w jadalni. Wszedł z Alice, w jednej ręce trzymając laskę, a
w drugiej długi, zwinięty rulon.
- Moi drodzy, udało
nam się ustalić naprawdę dużo – powiedział, przesuwając niedbale dwie tace
i trzaskając prowizoryczną mapą. Rozwinął ją sprawnym ruchem – Podejdźcie.
Cała grupa zebrała się przy schemacie, który sama rysowałam.
Rysunek techniczny, który stworzyłam jakiś czas temu w niczym nie przypominał
swojej pierwotnej wersji. Maks przypisał piętra oraz ich pozycje tworząc
całkiem czytelny schemat.
- Jak widzicie, dzięki
temu co ustaliliście w prawym skrzydle mogłem wykonać pewne obliczenia. Jeżeli
ten schemat, który znaleźliśmy jakiś czas temu jest prawidłowy, możemy
potwierdzić, że kwadrat mieszkalny, w którym się znajdujemy jest wielkości
trzech normalnych pięter. To by się nawet zgadzało, patrząc na to, że tutaj – wskazał
lewe skrzydło i naniesione połączenie pomiędzy sypialniami, a pracownią
malarską – mówimy o piętrze różnicy.
- Tak, przejście z
mojego pokoju prowadzi schodami do góry do pracowni malarskiej – potwierdził
kiwnięciem głowy Olivier.
- Z kolei sala
gastronomiczna, pub oraz kino były osiągalne z poziomi jadalni – jego
długie palce tańczyły po całym schemacie – Chociaż
jak zauważyła Agatha, kwadrat jest traktowany jako jedno piętro, to tak
naprawdę jest wielkości trzech pięter. Także według moich obliczeń każde
skrzydło hotelu ma od 15 do 17 pięter. Nie jestem pewien gdzie w tym wszystkim
znajduje się sala procesowa, ale mam podejrzenie, że może ona być tutaj.
Chociaż miałam niesamowitą wyobraźnie przestrzenną, to
nadążanie za jego słowami nie należało do najłatwiejszych. Wskazywał teraz coś,
co określiłabym jako podstawę całego budynku. Tak jak kwadrat łączył go w połowie,
tak było jedno pomieszczenie, które początkowo uznałam po prostu za ziemię,
które dotykało obu skrzydeł.
- Chwila, co? – zapytał
Mycroft.
- Zaufajcie mi, jak
wytłumaczę wam wszystko, to poukłada się wam to w głowach – obiecał, a w
jego głosie było coś, co sprawiało, że od razu mu uwierzyłam – Jeżeli moje liczby się zgadzają, to znaczy,
że nie poznaliśmy jeszcze w sumie od 11 do 15 pomieszczeń – czterech do sześciu
w lewym skrzydle oraz siedmiu do dziewięciu w skrzydle prawym.
Rzeczywiście
im dłużej tłumaczył tym wszystko stawało się jaśniejsze. Schemat, który
opracowaliśmy wspólnymi siłami pokazywał, że nie znaliśmy przynajmniej dwóch
pomieszczeń na samym dole lewego skrzydła. Następnie idąc w górę znajdowały się
kolejno magazyn, pralnia, przychodnia oraz biuro. Później schemat tworzył lukę,
która Maks oznaczył jako pojedynczą. Następnie zaznaczył teatr, lukę, pracownie
malarską, lukę i kolejną serię pomieszczeń, które uzupełniały schemat lewego
skrzydła do samego szczytu – sala informatyczna, warsztat, sala walki, siłownia
oraz basen. Próbowałam ułożyć to sobie w głowie i nie mogłam uwierzyć jak
blisko siebie były niektóre z tych pomieszczeń. Gorzej wyglądała sprawa na
prawym skrzydle. Tym razem zaczął oprowadzać nas od góry od luki, która mogła
wynosić jedno, ale równie dobrze dwa piętra. Następnie na schemacie znajdowała
się strzelnica, tor z gokartami oraz lodowisko. Kolejna dziura była oznaczona
jedynką, a tuż po niej występowały gastro, pub oraz kino. Następny brak na schemacie
objawił się nam jako ogromny znak zapytania.
- Tutaj mogą być nawet
trzy lub cztery piętra – wytłumaczył – To
nasza największa luka.
Pod nią znajdował się deptak, luka oznaczona jedynką,
laboratorium, pomieszczenie detektywistyczne oraz ostatnia już przerwa, którą
Maks oznaczył jako dwójkę ze znakiem zapytania.
- Ciekawe czy to, że
znamy tyle pomieszczeń z lewego skrzydła coś oznacza? – zapytał na głos
Alan.
- Co ma niby oznaczać?
– zdziwiła się Julia – Już wszędzie
doszukujecie się spisku?
- Naprawdę musicie się
ciągle kłócić? – zwróciłam im uwagę – Odkryliśmy
sporo informacji. Możemy próbować coś z tym zrobić.
- Właściwie wątpię,
żeby ta wiedza się nam specjalnie przydała. Przynajmniej na ten moment wydaje
się to być po prostu ściągawka. Agatho, przygotujesz nam tyle kopii, żeby każdy
miała jeden taki schemat dla siebie?
- Nie ma problemu.
- Świetnie – dobrze
go było widzieć zapracowanego. Kiedy nie miał co robić, stawał się nieznośny.
- To niesamowite, jak
wielkie jest to miejsce – westchnęła Carmen.
- Jak się czujesz? – zapytała
ją Farmaceutka.
- Dobrze – odpowiedziała
z pewnością w głosie. Pytanie na jak długo.
- Czy to tyle? – zapytała
Wendy.
- Zrobiliśmy bardzo
dużo, pracowaliśmy cały dzień, więc nadszedł czas żeby sobie w końcu odpocząć.
I tak zajęło to nam dłużej niż planowaliśmy – stwierdził Olivier, patrząc
na zegarek. Dochodziła 21:30.
- Pozostaję nam
zrozumieć filtr percepcji, rozgryźć działanie windy…
- Przepraszam was – przerwałam
mu – Jestem strasznie zmęczona i boli
mnie głowa. Czy to wszystko z tych głównych atrakcji?
- Właściwie mogliśmy
jeszcze coś przedysk… - zaczął Maks.
- Nie możemy zrobić
tego jutro? – nacisnęłam.
- Agatha ma racje,
jest już późno – pokiwała głową Cecily – Cały dzień biegałam po tym cholernym hotelu i chcę odpocząć. Jutro na
śniadaniu obgadamy resztę.
- Właściwie nie mam za
dużo do dodania. Chciałem sprawdzić jakie mamy opcje, to tyle. Mniejsza.
Widzimy się jutro na śniadaniu – Maks nie brzmiał na zachwyconego, ale nie
miałam już ochoty zwracać na to uwagi.
Wyszłam
z jadalni, zostawiając za sobą harmider. Gdy tylko zamknęły się drzwi,
pogrążyłam się w ciszy i półmroku korytarza. Paradoksalnie, poczułam się
znacznie lepiej niż przy tych ludziach. Tęskniłam za czasami, kiedy w hotelu
było więcej osób i nie musieliśmy chodzić ciągle w tak dużych grupach. Powrót
na stanowisko pracy był tym czego tak naprawdę potrzebowałam. Przeszłam za
recepcją, która była w tej chwili zamknięta i stanęłam obok barierki od schodów
prowadzących do sypialni. Spojrzałam na korytarz. Było czysto. W takich
momentach czułam się źle, chociaż nie powinnam. Robiłam gorsze rzeczy, niż to,
co planowałam w tym momencie. Przykładem był list, który znalazłam w swoim
pokoju, nad ranem w dzień śmierci Yamy. Ktoś napisał w nim, żebym pozbyła się
za wszelką cenę rzeczy, które Samfu miał w pokoju, bo są tam informacje, które
mogą mnie obciążyć. Miałam plan jak wkraść się do pokoju Króla Dram, ale
ułatwił mi to tym, że zginął. Jego pokój stanął otworem i gdy tylko skończył
się proces pobiegłam tam, żeby sprawdzić, co jest w jego zeszytach. Miał tam
zapisane różne rzeczy. Na wierzchu leżały zapiski związane ze mną. Przeczytałam
o rzeczach, o których nie chciałam, żeby wiedzieli inni. Wyciągnąłem przenośną
gilotynę do papieru, którą zabrałam z magazynu i zaczęłam ciąć. Nie obchodziło
mnie to jak wiele sekretów tym pogrzebię. Nie chciałam wiedzieć niczego o moich
towarzyszach, ale nie chciałam też żeby oni wiedzieli coś o mnie.
Podeszłam do windy. Wcisnęłam przycisk i
wskoczyłam do środka. Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam prostą kartę z
eleganckim wzorem litery „P”. Przesunęłam ja po czytniku, po czym wcisnęłam
przycisk, który zaświecił się jasno. Widniały na nim dwa słowa – „Kwatera Lokaja”. Drzwi się zamknęły i
kabina ruszyła naprzód.
-----------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
Z tej strony jakże bardzo regularny czytelnik ;) Skorzystam z okazji i postaram się nadrobić ile się da, ale niestety by to zrobić jestem zmuszony odpuścić komentarze. Mam nadzieję, że wybaczysz mi to, jednak zależy mi na dotarciu do aktualnych rozdziałów jak najszybciej :/
OdpowiedzUsuńMimo to, tego rozdziału nie mogę odpuścić. Czemu? Otóż panie Bober, czy przeczytał pan uważnie ten tekst przed opublikowaniem? W każdym razie, nie żeby hurr durr, tragedia i tak dalej, ale niektóre fragmenty wyszły nieco zabawnie. Na przykład pierwszy akapit. Ciężko mi to ubrać w ładne słowa, ale musiałem przeczytać go kilka razy by pojąc o co tam chodziło. Weszła brakująca trójka, choć Agatha nie widziała skąd przyszli. Grupa zebrała się. Na śniadanie były tosty z jajkiem. Były tak dobre, że Agatha nie miała nic przez to do powiedzenia (?). Coś mi podpowiada, że w trakcie pisania nieco zmienił się koncept początku tego rozdziału i pod edycją zapodziały się resztki starej wersji :P. Mówiąc szczerze, brak precyzji odbił się na średnio widocznej logice i ciągu przyczynowo skutkowym tej sceny w moich oczach. Uważam, że wyglądałoby to lepiej, gdyby ująć to w mniej więcej takim stylu: „Nawet nie zauważyłam skąd pojawiła się brakująca trójka – Cecily, Ethan o Mycroft, którzy przynieśli ze sobą śniadanie. Wszyscy podeszli by wybrać swoje ulubione dania (jak zawsze wzięłam tosty z jajkami), a potem, grupa zaczęła zbierać się w jednym miejscu. Odrywając się od zamieszania przy jakim to się działo, pomyślałam o pudełeczku, które stało po prawej stronie mojego talerza. Znajdował się w nim mój nowy projekt…” Oczywiście, mogłem źle zrozumieć ten fragment, jednak wydaje mi się, że nawet ta na szybko napisana propozycja jest jaśniejsza, choć nadal brakuje nieco, jakby to ująć, kontekstu sytuacji. Zdążyłem już zapomnieć koniec poprzedniego rozdziału, więc jeśli nie jest to bezpośrednia kontynuacja, wygląda to trochę na oderwane od reszty. W każdym bądź razie, aaaaach, sam już pogubiłem się we własnej wypowiedzi, dlatego pozostaje mi liczyć, że będzie dało się to jakoś rozczytać xD.
Wracając jeszcze do słowa „zabawnie”, którego użyłem wcześniej. Agatha twierdzi, że pobyt w hotelu nie powinien blokować jej twórczości, dlatego zaczęła tworzyć. Potem było coś o wewnętrznym rozrywaniu wnętrzności oraz „Jesteśmy. Gdzie jesteście?”. Na takie rzeczy mówiło się chyba masło maślane. Wiem, czasami się zdarza przypadkiem wpleść, zwłaszcza w pośpiechu z wstawieniem w terminach i choć niby nie jest to ogromnym błędem tylko powtórzeniem, może to być powód do uśmiechu. Na pocieszenie powiem, że samemu zdarza mi się odkryć jeszcze lepsze perełki u siebie :D. Moją ulubioną jest to, że kiedyś główny bohater w jednym zdaniu powiedział, że wie o dwóch młodszych siostrach innej postaci, a dosłownie zdanie potem zaprzeczył sam sobie twierdząc, że nigdy nie słyszał by ta osoba miała jakiekolwiek rodzeństwo xD.
To tyle. Dokładne opinie o epizodzie postaram się napisać najprawdopodobniej jutro pod ostatnim rozdziałem, a teraz miałem tylko ochotę wspomnieć o tych elementach. Więc do usłyszenia pod zakończeniem, lub wcześniej, jeśli mnie najpierw coś nie sprowokuje do rozpisania się na jakiś temat jak to mam w zwyczaju :D
Co tu się wydarzyło? xD Wydaje mi się, że błąd wkradł się podczas przerzucania Peccatorum z jednego dokumentu (sprawdzonego) do drugiego (surowego), widocznie źle skopiowałem w pośpiechu, a co zabawne to nie rzuciło się specjalnie ludziom w oczy i dopiero teraz to odkopałeś podczas nadrabiania :D Dziękuję bardzo, bo oczywiście to trzeba poprawić, bo stało się tutaj coś bardzo złego xD Te późniejsze zabiegi to już mój jakiś lag mózgu typowy, ostatnio się łapię na tym, że jak piszę trochę późniejszą porą, to tworzę tak cudaczne zdania, że to się w głowie nie mieści :D Zacznę to spisywać i stworzę filmik, w którym, przy muzyce klasycznej, będę czytał te abominacje xD Ale cieszę się, że to nie zdarza się tylko mi, bo już nawet pomijając pośpiech, to wiadomo jak myśli zaczną uciekać i się wraca po chwili do tekstu, mając w głowie już zupełnie inną wizję ^^
UsuńTakże siadam do poprawiania i dziękuję za komentarz! :D