Epizod II - Rozdział 19: Obcy głos (Julia Mayer)
Rozdział 19: Obcy głos (Julia
Mayer)
Witajcie Kochani, w jednym z dłuższych i bardziej intensywnych rozdziałów jakie przyszło nam dotychczas stworzyć w projekcie. Perspektywa została wybrana nieprzypadkowo, chociaż przyznaję, że było to wyzwanie podczas pisania :D Mamy nadzieję, że to, co się stanie Wam się spodoba. Oczywiście ostatnie elementy układanki poznacie dopiero za cztery dni, kiedy to będziecie mogli zobaczyć akcję z innej perspektywy. Dziękujemy za czytanie, zapraszamy do dyskusji w komentarzach oraz na Discordzie. Miłej lektury!
---------------------------------------------------------------
Winda
dojechała do celu. Wysiedliśmy powoli, jedno za drugim. Robiłam pokerową twarz,
ale tak naprawdę, w głębi bałam się tego procesu. Był inny od poprzedniego.
Byłam w nim wystawiona. Nie miałam alibi i nie mogłam się w żaden sposób
ochronić przed oskarżeniami. Oznaczało to, że musiałam sama spróbować pokonać
resztę. Nie było to łatwe zadanie, bo nie miałam sprzymierzeńców w tej grupie,
a ludzie mnie specjalnie nie lubili. Zamierzałam zrobić to, co było konieczne
żeby przeżyć. Nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby zginąć. Nie po to przeszłam
przez to piekło żeby teraz się po prostu poddać.
Zaczęliśmy,
tak jak ostatnio, od pomieszczenia z dużym stołem, na którym ułożone były
wszystkie dowody. Zauważyłam dwa kawałki naostrzonej rury, opiłki, pędzel,
notes, obraz, sztalugę oraz sreberka z pokoju. Oprócz tego było sporo zdjęć
oraz sprawozdań i plików w naszych bransoletkach. Dowody robiły wrażenie, ale
wiedziałam, że złożenie ich w całość była niezwykle ciężkie. Jacob sięgnął po
notes i przekartkował go.
- Ach, po tym
poznaliście, że to był zdrajca… - westchnął patrząc na jedną ze stron – W sumie dosyć konkretny dowód. Charakter
pisma zgadza się z poprzednimi stronami, więc jeżeli sprawca nie umie podrabiać
charakteru pisma, to raczej możemy być pewni.
- Czyli Olivier naprawdę był zdrajcą? – zapytał Samfu – Byłem pewien, że to Julia.
- A ja, że to był Maks
– Sandra brzmiała na zawiedzioną.
- Może jest więcej niż
jeden zdrajca? – zaproponował Alan pociągając nosem.
- Lokaj wyraźnie
powiedział, że widzi jednego zdrajcę – przypomniał Aaron – Zresztą to byłaby przesada. Jakie mamy
szanse, jeżeli połowa z nas okaże się współpracować z naszymi porywaczami?
- Na razie skupmy się
na tym, żeby znaleźć zabójcę Oliviera – zaproponował Jacob odkładając notes
na stół.
- Nie wiem, czy chcę
pomagać w pomszczeniu Towarzysza Naessa – westchnął Rewolwerow – Był zdrajcą!
- Nie wiemy jeszcze,
co tak naprawdę zrobił, że nas „zdradził” – przypomniała Cecily. Przed
momentem wyglądała na wkurzoną, a teraz z kolei widać było u niej determinację.
Była strasznie niestabilna emocjonalnie.
- Ciekawa, co sprawca
zrobił z brudnymi ciuchami – zastanowił się na głos Yama.
- To znaczy? – zapytał
Aaron.
- Nie było niczego w
pralni. Czy… ta osoba złożyła ciuchy w jakimś innym miejscu?
- Myślisz, że sprawcę
będą jakkolwiek obchodziły brudne ubrania w pokoju? Jeżeli wygra to stąd
ucieknie, a jak przegra to zginie. To już nie będzie jego problem – Samfu
może przedstawił to w nieco dosadny sposób, ale miał rację. Sprawca nie miał
szans wrócić do hotelu jako normalny uczestnik. Albo ginął, albo uciekał –
innej opcji nie było.
- Jesteście państwo
gotowi? – zapytał nagle Lokaj.
- Jeszcze moment – poprosił
Jacob – Mam pytanie do twoich
pracodawców, ale może ty mi na nie odpowiesz.
- Tak, Panie
Robertson?
- Czy dowiemy się,
jaką rolę Olivier odegrał w kontaktach z wami? Chcę wiedzieć, co dokładnie
zrobił.
- Będę musiał zapytać
mojego pracodawcy. Neri jest jeszcze przy ciele ofiary, więc pojawi się dopiero
w trakcie procesu – poinformował nas poważnym i spokojnym głosem.
- Dlaczego? Przy
Dismasie tak nie robiliście – zdenerwowała się Alice.
- Tak jak Państwu już
tłumaczono – moi pracodawcy mają swoją wizję i swoje pomysły, widocznie Pan
Naess był częścią czegoś innego.
Zastanawiałam
się jak to się stało, że ktoś taki zdołał zostać szpiegiem. Był mi obojętny,
ale bycie zdrajcą nie pomagało. Denerwowało mnie to jak się zachował i jaki
był. Chciał zrobić z siebie ofiarę, a tak naprawdę czerpał informację i
przekazywał je dalej. Dostał to, co na zasłużył. Nie obchodził mnie los
zdrajców. Uważałam ich za ludzi, którzy nie mieli nawet odrobiny honoru. Nie byłam
osobą, która kierowała się w życiu jakimś kodeksem, ale uważałam, że trzeba
upaść naprawdę nisko żeby wbijać komuś nóż w plecy, kiedy sytuacja była tak
ciężka. Hipokrytka, pomyślałam.
- Dobra, w takim razie
możemy wchodzić. Zapytam samego Bobra – stwierdził Jacob i podszedł do
drzwi. Spojrzałam na dowody i minęłam stolik po boku. Pokój, w którym teraz
byliśmy, przypominał pustkę. Ścian nie było widać, bo światło oświetlało tylko
stół i czułam się jak w żołądku ogromnej bestii, która połknęła mnie i nie ma z
niej wyjścia. Nie różniło się to za bardzo od wizji hotelu. To miejsce
rzeczywiście tak działało – było ogromne i zdawało się nie mieć końca. Jedynym
sposobem, było przebicie się siłą.
Przeszliśmy
przez gigantyczne, drewniane drzwi. Zauważyłam, że wystrój sali się zmienił.
Moje skojarzenia uderzyły w gabinet kogoś bogatego. Na ścianach wisiały
portrety, wykonane w czerwieni, które przedstawiały ludzi, których nie znałam,
być może nieznanych modeli. Pomieszczenie dalej miało elegancki klimat, ale
teraz wyglądało bardziej biurowo. Po bokach, pod ścianami stały wygodne, skórzane
fotele, a przy nich nieduże szafki, na których znajdowały się lampki. Byłam
ciekawa, czy wystrój sali związany jest z ofiarą. Patrząc na obrazy tak mogło
być, w końcu Olivier lubił malować w czerwieni. Grupa zeszła na dół, gdzie były
stanowiska. Nie mogłam uwierzyć, że znowu tutaj jestem. Nie dopuszczałam do
siebie informacji, że cała grupa została zmuszona do zejścia tutaj po raz
drugi. Chociaż może nie byłam aż tak zaskoczona. Jacob wyszedł na przód i
spojrzał w górę. Lokaj mówił prawdę i na podwyższeniu z trójki brakowało Neri.
Byłam ciekawa, co tak bardzo interesuje ją w ciele Oliviera, jednak
zastanawiała mnie jedna rzecz – kto mógł zrobić mu taką paskudną dziurę w
gardle. Ta jedna dziura zmieniała wszystko. Nie wiedziałam, na czym powinnam
się teraz skupić. Z jednej strony musiałam walczyć o swoje, ale, po której
stronie miałam stanąć?
- Bobru mam propozycję
– powiedział głośno, aż jego głos odbił się w uszach.
- Jaką propozycję? – zapytał,
chociaż w jego głosie nie było słychać żadnego zainteresowania.
- Jaką rolę odegrał
Olivier? Co wam przekazywał? Czy jak odgadniemy kto go zabił to się dowiemy? – zapytał.
Mężczyzna na podwyższeniu wyglądał jakby wahał się przez
chwilę. Nie był do końca pewien, co odpowiedzieć, ale w końcu odezwał się, a
jego głos odbił się od ścian i posadzki:
- Lubię zakłady, więc
możemy umówić się w ten sposób, że jak powiecie mi jak dokładnie przebiegła
sprawa to dowiecie się, jak pomagał nam Olivier. Nie jest to przełomowa wiedza,
dlatego nie stawiam ciężkiego warunku. Oczywiście, żeby zwyciężyć musicie
wskazać tylko mordercę, bądź też morderców. Ta zasada pozostaje taka sama.
Słuchanie waszych teorii jest jednak na tyle przyjemne, że powinniśmy się tego
trzymać.
- Trzymam za słowo – odpowiedział
Jacob i zajął swoje stanowisko.
- Mogę mieć pytanie? –
zapytała Wendy.
- Proszę bardzo – Bobru
przeniósł wzrok dalej, prosto na Wendy. Mycroft stał przy niej jak wierny pies,
co mnie niesamowicie bawiło. Dwójka, która była siebie warta, doskonale się
dobrali.
- Czemu nie
ochroniliście człowieka, z którym pracowaliście? Jakie on miał profity z tego,
że wam pomagał? Wykorzystaliście głuchego do własnych celów? – w jej głosie
słychać było złość. Stała jednak pewna siebie i gotowa na wszystko. Odkąd
Mycroft przygarnął ją do siebie rozwinęła skrzydła i była znacznie żywsza.
Musiałam przyznać, że lubiłam ją bardziej od Sandry, z którą miała wieczny
konflikt.
- Wszystko
wytłumaczymy, jeżeli tylko powiecie mi jak dokładnie przebiegła sprawa. Bez
tego nie dowiecie się niczego.
- Świetnie – parsknęła
i zajęła swoje miejsce. Wkrótce dołączyli do nich kolejni, aż wszystkie
stanowiska zostały zajęte. Wyjątkiem były te należące do osób martwych –
Dismasa, Raphaela oraz Oliviera. Póki co ginęli sami mężczyźni, byłam ciekawa
czy dzisiaj to się zmieni.
- Ja mam jeszcze jedno
pytanie – stwierdziła nagle Agatha. Miała lekko zaczerwienione oczy, widać
było, ze niedawno płakała.
- Tak?
- Kiedy na procesie
pojawi się Neri? Może będę miała jakieś pytanie i wiem, że tylko ona na nie
odpowie – spytała.
- Nie musisz się
martwić Agatho. To co wie Neri, wiem i ja. To działa właściwie w obie strony.
Twórczyni nie wyglądała na bardzo zadowoloną odpowiedzią,
ale pokiwała mimowolnie głową.
Lokaj
spojrzał na nas, po czym przemówił donośnie:
- Witam państwa na
drugim procesie dotyczącym sprawy zabójstwa Oliviera Naessa. Przypominam, że
waszym głównym celem jest znalezienie i wskazanie sprawcy bądź sprawców. Oddaje
Państwu głos i przypominam, że cały czas jesteśmy do Państwa dyspozycji, więc
proszę śmiało pytać.
Następnie usiadł, a na sali zapadła cisza. Wydawało mi się,
że wszyscy w tym momencie wstrzymują oddech, jakby czekali na pierwsze
uderzenie. Kto je mógł zadać? Kto zacznie ten szalony taniec?
- Dobra, tym razem
zacznę ja – powiedział Jacob całkowicie opanowanym głosem – Jak mówiłem wam na poprzednim procesie,
jestem tutaj żeby was nauczyć, jak myśleć. Ten proces jest jednak na tyle skomplikowany,
że za dużo wam nie pokażę – muszę was za to prosić o pomoc. Jeżeli nie będziemy
współpracować to wszyscy zginiemy.
- Robisz z siebie
ofiarę i bohatera, mogę wiedzieć po cholerę? Chcesz na siłę wkurwić kolejnego
mordercę żeby cię zaatakował? – zapytał podirytowany Mycroft.
- Myślę, że nie chodzi
tutaj o żadną atencję, tylko on rzeczywiście chce nam coś przekazać – stwierdziła
chłodno Elizabeth.
- Po prostu denerwuje
mnie ta otoczka… Nie wystarczy wam stresu wynikającego z samej sytuacji? – zapytał
Mycroft patrząc na Elizabeth.
- Ja chcę po prostu
wygrać i stąd uciec – włączyła się Alice – Myślę, że każdy z nas chce.
- Mi się właściwie
zaczyna tutaj podobać, nie wiem czy tu nie zostanę na dłużej – wypalił
Samfu.
- Co takiego? – zdziwił
się Maks.
- On żartuje i robi
sobie niepotrzebne jaja, czego obiecywał już nie robić – Audrey groźnie
spojrzała na Samfu, który uśmiechnął się szyderczo.
- Olivier też zaczynał
przekonywać się do tego miejsca – powiedziała nagle Agatha.
- Tak? – zapytał
Jacob patrząc na nią.
- Tak. Wspominał mi o
tym, że ma tu wszystko czego chcę, a dodatkowo spokój… Jak widać się przeliczył
– westchnęła patrząc na stanowisko z czerwonym napisem „Olivier Naess”.
- Myślę, że to
wszystko to była jedna, wielka zasadzka. Ale żeby to wszystko miało sens musimy
przejść przez wszystkie fakty i je odpowiednio połączyć – Jacob zerknął na
swoją bransoletkę – Ciało zostało
znalezione w pubie i myślę, że tam sprawca go dorwał. Czy ktoś ma jakieś wątpliwości,
co do tego?
- Chyba, że mamy sytuacje
z pierwszego procesu – zaczęła Carmen – Czy
możemy wykluczyć korytarz?
- Myślę, że możemy – stwierdziła
Alice – Przecież na korytarzu nie było
żadnych śladów. Ani krwi, ani niczego. Nie byłam na miejscu zbrodni, ale patrząc
na zdjęcia ciała to była rzeźnia.
- Dismas dostał tylko
delikatnie w łeb, a zostawił sporą plamę. Alice ma rację – stwierdziła
Cecily. Wyglądała jakby sama nie wierzyła w to, co mówi.
- Czyli wszystko stało
się w pubie? – Mycroft spojrzał niepewnie – To wydaje się być nieprawdopodobne, żeby sprawca ogarnął wszystko w
jednym miejscu
- Ale możliwe i to
bardzo – dokończyła Alice – Inna
sprawa to zaplecze, ale myślę, że też nie odegrało to większej roli. Na pewno
tam nikogo nie zabito.
- To czy odegrało
większą rolę pozostawiłbym jeszcze do analizy, ale zgodzę się na pewno z tym,
że wszystko stało się w pubie. Broń, zasadzka… jedyne, co uciekło z pubu to
pojedyncze dowody, ale to już rozmowa na inny moment.
- Mamy tam plamy krwi,
ciało, narzędzia zbrodni, dosłownie wszystko – potwierdził Maks.
- Tylko jak to się
stało? Skąd pojawiło się tyle krwi? Skąd morderca wziął te pręty? – zapytał
Ethan. Był bardzo specyficznym elementem tych procesów. Wydawał się być idiotą,
ale na chłopski rozum wskazywał uwagę na bardzo ważne rzeczy.
- Najpierw skupmy się
jeszcze na chwilę na miejscu zbrodni. Było dużo krwi i rozumiem, że wszystko
wskazuje na to, że ktoś zabił Oliviera tam – zaczęła Audrey – Ale do pubu przychodzicie prawie tak często
jak do kuchni. Czy to możliwe, że nikogo tam nie było? Przecież zginał o
osiemnastej trzydzieści! Czy to realne, żeby do dwudziestej pierwszej oprócz
sprawcy nikt nie poszedł na drinka?
- Realne. Nie
zapominaj, że dzisiaj mało kto chciał samotnie kręcić się po hotelu. Trwało
polowanie na zdrajcę, a dodatkowo, wszyscy zostali zaproszeni na tajemnicze
spotkania, które ostatecznie mało co wniosły poza jeszcze większym chaosem. No
i ten zakaz. Chwalić się, kto coś próbował podpalić? Maks? Rew? – Samfu był
zupełnie innym człowiekiem niż podczas pierwszego procesu. Co chciał udowodnić
taką aktywnością? Byłam pewna, że nie dąży do niczego dobrego.
- Nie mam z tym nic
wspólnego – stwierdził oschle Maks przecierając długimi palcami podbródek –
Skąd ten pomysł?
- Ja nikogo dzisiaj
nie podpalałem, więc uważajcie ze swoimi oskarżeniami Towarzysze. Ogień to w
Rosji kiepski temat – na twarzy Rewolwerowa pojawiła się absolutna powaga.
- Ja będę potrafił
wam to wytłumaczyć, ale jeszcze nie teraz. Pozwolę sobie zachować tą
informację, aż będzie naprawdę istotna, tak jak Elizabeth – odpowiedział Jacob.
Wiedziałam, o co chodzi, ale skoro on nie chciał mówić, to ja też nie
zamierzałam. Wychylanie się teraz było po prostu niemądre.
- Tajemniczo… dobra
– Samfu
uśmiechnął się.
- Przyczyna śmierci
– wtrąciła
się Alice.
- Może być i
przyczyna śmierci – odparł Jacob – To nie jest tak
proste, jak może się wydawać. Nawet plik, który dostaliśmy tego do końca nie
określa.
- Może sobie nie
określać, ale fakty mówią same przez siebie – Elizabeth wtrąciła
się gwałtownie - Mamy w sumie cztery
rany, plus tajemniczy symptom, który zauważyłam podczas badania ciała. Dalej go
kompletnie nie rozumiem, więc skupmy się na ranach.
- Mówimy o czterech
dziurach w ciele. Dwie zrobione tymi dziwnymi rurami, oraz dwie bez widocznego
narzędzia zbrodni – na brzuchu i na gardle – podsumował Yama.
- Te rury to
narzędzie zbrodni, warto to zaznaczyć – powiedziała Alice.
- Tylko czy jedyne?
I gdzie jest brakujący kawałek? – zapytał Samfu.
- Jaki brakujący
kawałek? – zdenerwowałam
się nie rozumiejąc o czym on mówi.
- Trzy dziury i
tylko dwie rury. Chyba umiesz liczyć, co?
- Zdajesz sobie
sprawę, że po zaatakowaniu można wyjąć rurę i wbić ją w inne miejsce? – zapytała Cecily.
Samfu
wyglądał jakby był trochę zaskoczony tym faktem.
- Ale chyba nie
możemy wykluczyć opcji, że istniał trzeci kawałek rury, który sprawca z
jakiegoś powodu schował – Samfu spróbował wybrnąć z ciężkiej sytuacji obronną ręką.
- Właściwie to
możemy – stwierdził
Alan i zszedł na moment ze swojego stanowiska podchodząc do dowodów. Po drodze
przeciągnął rękawem po twarzy. Wytarł nos i chwycił dwie długie rury i połączył
w rękach. Chociaż widać było, że brakuje niedużego fragmentu to bez wątpienia
to była całość wymontowana ze sceny w pubie. To było logiczne.
- Czyli dwie rury i
trzy dziury – zamyślił
się na głos Mycroft.
- Właściwie cztery
dziury, ale o ile te trzy wyglądają podobnie – Elizabeth wcisnęła
coś na swojej bransoletce i wyświetliła wszystkim, mało przyjemne zdjęcia ciała
– To ta na gardle została na sto procent
zrobiona czymś innym. Nie wiem czy nawet nie mechanicznie.
- Mechanicznie? – zaciekawił się
Aaron.
- W sensie jakąś
maszyną? – Ethan
wyglądał na skołowanego.
- Mechanicznie,
czyli przy użyciu rąk, a nie narzędzia – sprostowała Elizabeth.
- Ktoś mu wyrwał tą
dziurę gołymi rękoma?! – Lily wyglądała na przerażoną.
- Nie. Raczej użył
czegoś do przebicia tkanki, a dopiero potem rozerwał ranę. Wbrew pozorom to nie
wymagało aż takiej siły jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka – wytłumaczyła
spokojnie – Chociaż nie wykluczam opcji,
że całość została zrobiona mniejszym narzędziem. Po prostu zerwanie skóry i
mięśni jest bardzo nieregularne, więc stawiałabym jednak na to, że ktoś to
zrobił dłońmi.
- Dodatkowo
spójrzcie na symbolikę. Nie wiem czy wiecie, ale ten manewr z językiem, który
nazywa się… - zaczął
mówić Jacob.
- Kolumbijski
Karwat! – wtrąciła
podekscytowana Sandra. Uderzyłam się w czoło, Maks zaśmiał się donośnie, a
Samfu ryknął na całą salę.
- Krawat, a nie
karwat – poprawił ją
– To częsta metoda używana do tego, żeby
ukarać zdrajcę, który przekazywał komuś informację. Wyciągnięcie języka
symbolizuje właśnie ten problem z nie utrzymywaniem czegoś w tajemnicy.
Popularne szczególnie w Ameryce Południowej, ale tak naprawdę stosowane w każdym
wywiadzie na świecie. Widowiskowe i dające jasny przekaz.
Wyciągnięty język był dla mnie
największą tajemnicą tego procesu. Jak to się mogło stać? Przecież nie tak to
wyglądało…
- Teraz pytanie, co
dokładnie spowodowało śmierć. Plik wskazuje nam język, ale równie dobrze mogła
to być utrata krwi – Alice wskazała dosyć ważny problem.
- Lepsze pytanie,
to dlaczego to w ogóle jest istotne. Zaznaczono to dosyć wyraźnie, ale po co?
Czy to coś zmienia? Czy jedna rzecz zabiła, czy druga rzecz zabiła to i tak kwestia
tego, żeby znaleźć sprawcę… - wtrącił Aaron. Nie miał pojęcia jak bardzo to
mogło być istotne.
- Być może nie
jest, a może zrozumiemy to dopiero później, przed nami jeszcze cała masa
niewiadomych – zapowiedział Jacob.
- To ustalamy to? –
zapytał
Samfu.
- Jak nikomu nie
przeszkadza opcja z uznaniem tego, jako przyczyny śmierci to możemy przejść
dalej – potwierdził.
Nikt nie
zgłosił sprzeciwu, chociaż nie wynikało to bezpośrednio z faktu, że nie
zgadzają się z tezą, tylko raczej, dlatego że nie potrafili obronić swoich
racji. Gdyby nie kilka osób w tej grupie to ucieczka stąd byłaby niesamowicie
łatwa. Tak naprawdę wystarczył morderca, który zabije dwie myślące osoby w
jednym procesie i reszta w życiu nie poskłada faktów w odpowiedni sposób.
Potrafili tylko wskazywać na siebie i rzucać faktami, które co prawda miały
racje bytu, ale gdy nie umieli ich połączyć, nie robiły większego sensu.
- Czyli narzędziem
zbrodni jest ta rura? – zapytała Wendy.
- Alan chyba
wystarczająco to udowodnił – stwierdziła Cecily.
- No dobra, a ta
druga rzecz? Ta, którą przebito gardło? – Wendy nie dowierzała i nie wyglądała, na chociaż
odrobinę przekonaną.
- To już zupełnie
inna sprawa, ale myślę, że była jedna rzecz na miejscu zbrodni, która pasowała
– Elizabeth
musiała to zauważyć. Myślę, że większość osób z grupy sprawdzającej pub to
zauważyła, bo z dowodów to była jedyna opcja, przynajmniej według mnie.
- Szyjka od
szklanej butelki? – zaproponowała Agatha.
- Pasowałoby, ale
nie znaleźliśmy żadnej na miejscu zbrodni – przypomniała Cecily.
- Pędzel… - Yama wyrzucił z
siebie tą informację jakby zdradzał grupie największą tajemnicę świata.
- Myślicie, że sprawca zrobił tą dziurę
pędzlem? – to akurat interesowało też mnie. Co się stało po tym jak ciało
Oliviera zawisło, a miejsce zbrodni zaczęło się ogarniać? Kto zakończył jego
życie w taki sposób?
- To by w sumie
pasowało. Końcówka pędzla jest na tyle spiczasta, że przy niewielkiej sile
mogła zrobić dziurę w szyi. Szczególnie, że pędzle Oliviera były trochę
bardziej ekstrawaganckie – stwierdził Jacob.
- Widzieliście, że
on miał w pokoju pędzle z włosów innych osób? – wypaliła nagle
Carmen.
- Co? – przez salę przeszło
zdziwienie, które odbiło się echem od ścian. Zaskakiwało mnie jak wielu rzeczy
nie zauważali. Gablota z dwoma pędzlami, które na pierwszy rzut oka wyglądały
podejrzanie, była pierwszym, co zauważyłam po wejściu do jego pokoju.
- Skąd on to miał?
– zapytała
Sandra.
- Dobre pytanie – Audrey spojrzała na
górę, gdzie siedział Bobru i Lokaj.
- To również będzie
część waszej nagrody – odpowiedział Bobru i uśmiechnął się – Cierpliwości.
- Może to była jego
zapłata? Ale po cholerę były mu pędzle z czyichś włosów? – zaproponował Ethan.
- To wy nie wiecie
jakie pan Naess miał metody tworzenia? – zapytał zdziwiony Samfu – Och no tak, skąd moglibyście wiedzieć… Wasz ukochany artysta, lubił
tworzyć z krwi i malować przy pomocy pędzli z ludzkich włosów. Nie zabił
bezpośrednio Raphaela ani Dismasa, ale z chęcią przehandlował informacje za to,
żeby dostać tylko kolejne narzędzia. To był psychopata, a nie wizjoner.
- Tak długo jak nie
zabijał, to jego sprawa czym malował – powiedziała Cecily, chociaż na jej twarzy
widziałam sporo niezrozumienia. Wszyscy wyglądali na wstrząśniętych tą
informacją.
- To chore – stwierdziła Alice.
- I mało związane
ze sprawą – dodał
Aaron.
- Niekoniecznie.
Pomyślcie jakby sprawca dowiedział się o tym, że Olivier jest zagrożeniem. Może
to zadecydowało, że padło na niego, a nie fakt, że był zdrajcą – zauważył Maks.
- Myślę, że
wybiegacie za bardzo w motyw, a on może i jest ważny, ale co to ma do tego czy
Olivier był zdrajcą czy mordercą? Przecież nie na tym polega wybieranie ofiary
– Samfu aż
się zaśmiał. Brzmiał jakby słowa poprzedników go niesamowicie rozbawiły.
- A na czym polega,
panie znawco? – zapytałam szyderczo, ciekawa odpowiedzi.
- Wybierasz kogoś
odsłoniętego, albo kogoś, kto może pomóc cię ujawnić. Morderca byłby idiotą,
jeżeli chciałby zabić Oliviera tylko dlatego, że przed wyjściem mógł kogoś
zabić – odpowiedział.
- To by wskazywało,
że podejrzanymi mogą być osoby, które były u niego w pokoju, albo w inny sposób
się dowiedziały jaki był… - Alice podłapała temat.
- STOP – krzyknął Jacob – Idziecie w złą stronę.
- Nie widzicie, że
motyw morderstwa kręci się wyraźnie wokół osoby zdrajcy? Przecież to wszystko
ma wtedy sens – Yama pokręcił głową.
- Sprawca polował
na zdrajcę, więc też nie wydaje mi się, żeby chodziło o coś innego – Rew chciał
zabrzmieć fachowo.
- Mocno odbiegliśmy
od tematu – przerwał
raz jeszcze Jacob – Pytania i kwestie
poboczne możecie przemyśleć, jak już znajdziemy sprawcę. Najlepiej przed snem
we własnych pokojach. Teraz skupiamy się na narzędziu zbrodni użytym do
zrobienia dziury w gardle.
- Boisz się czegoś
Jacob? – zapytał
Maks.
- Co? – zdziwił się.
- Też to zauważyłam
– wtrąciła
Cecily – Co się dzieje? Zachowujesz się
zupełnie inaczej niż na pierwszym procesie. Czy nie ty sam kazałeś nam
sprawdzić każdą opcję?
- Różnica jest
taka, że Raphaela przejrzałem od razu, a tutaj mało, co mi się zgadza, a
zbrodnia nie jest wymyślona na szybko tylko nieźle przemyślana – przyznał.
- Czyli nie wiesz
kto zabił? – zapytała
przestraszonym głosem Agatha.
- Nie wiem. Ale
chcę skupić się na tym, żeby to zmienić.
- Śpieszysz się
gdzieś? – zapytał
Samfu.
- Nie… W sumie to
nie, racja. Przepraszam was – stwierdził Jacob, wyglądając jakbyśmy przekazali
mu tajemną wiedzę, której wcześniej nie zauważył. Odetchnął, przeczesał włosy i
rozpiął guzik w marynarce – Dobra. Według
mnie to nie mogła być kwestia tego, że sprawca odkrył przeszłość Oliviera, bo w
sumie do teraz nie wiemy, czy on kiedykolwiek kogoś zabił. Chyba, że Carmen lub
Agatha o tym coś wiedzą?
- Ja nic nie wiem –
stwierdziła
Carmen.
- Ja też nie…
Olivier powiedział mi o swoich metodach, ale wspominał, że nigdy nie skrzywdził
żadnego człowieka – Agatha mówiła to z trudem.
- Czyli tym
bardziej. O samym fakcie wiedziałem ja, Agatha, Samfu, Elizabeth, Cecily oraz
Yama. Nie wydaje mi się żeby ktokolwiek z tej grupy wykorzystał tą informację w
ten sposób. Skupmy się na tym pędzlu i na tym, co jeszcze może nam powiedzieć –
Jacob
wyglądał jakby się rozkręcał. Nie do końca mi się to podobało.
- A co jeszcze może
nam powiedzieć? Został użyty do zrobienia dziury, należał od Oliviera, coś
jeszcze? – zapytała
Cecily.
- Widzicie, że jego
część jest całkowicie czysta? Włosie jest czerwone od malowania, koniuszek od
rany. Wiecie, dlaczego ten kawałek jest czysty?
- Nie, ale jesteśmy
ciekawi, bo jak wywnioskujesz coś z takiego czegoś to będziesz naprawdę
niesamowity – uśmiechnął
się Samfu.
- Akurat tutaj mam
pewien pomysł – odpowiedział – Pędzel na pewno
wypadł z ręki podczas ataku, ale też nie od razu. Artysta musiał zostać
zaatakowany od tyłu i szybko wytworzyć kałużę, w którą wpadł pędzel. Potem
sprawca podniósł go drugi raz, już z tej kałuży, żeby zrobić dziurę w gardle.
Normalnie, gdyby pędzel upadł na podłogę po pierwszym ataku, to przeturlałby
się i byłby bardziej ubrudzony. Jeżeli jednak wpadł w dosyć gęstą krew to
zatrzymał się w miejscu. Stąd był czerwony wszędzie oprócz tego jednego punktu.
Byłam równie zaskoczona, jak
reszta. Ta analiza była naprawdę niesamowita i pokazywała jak bardzo Jacob był
niezastąpiony, jeżeli chodziło o dedukcję.
- Szanuję, że
zwróciłeś uwagę na coś takiego – odezwał się Yama – Ale czy to mówi nam coś konkretnego, poza tym, że zajebiście znasz się
na pędzlach i ich trajektoriach lotu?
- Nie dużo, ale
daje delikatny obraz tego jak wyglądało pierwsze uderzenie. Sprawca zaatakował
go od tyłu i zrobił pierwszą dziurę. Tak osłabionego i zaskoczonego
prawdopodobnie przeniósł dalej, żeby przybić go do tła sceny. Pierwszy atak był
mocny, ale Olivier się jeszcze trzymał, na tyle, że dopiero gry stracił ileś
krwi to wypuścił pędzel. Sprawcy się jednak nie spieszyło, co może pokazywać
jak bardzo gardził życiem Oliviera – kolejna analiza również była zaskakująca.
- Czyli ktoś go
zaskoczył? – zapytała
Alice.
- Myślę, że to
jedyna opcja. Widzieliście jak była ustawiona sztaluga. Do wejścia był bokiem,
ale nie pomyślał, że ktoś mógł wejść zapleczem – stwierdził Samfu.
- Jest tylko jeden
fakt, który przeoczyliście – odezwałam się nagle, zanim zdążyłam ugryźć się w
język. Nie wiem czy chciałam o tym mówić, bo stawiało mnie to w kiepskim
świetle – Drzwi na korytarz otwierają się
tylko od strony zaplecza. Żeby wejść tam przez korytarz, trzeba by było
wcześniej otworzyć je przez zaplecze. Jeżeli sprawca rzeczywiście się tak
zakradł, to musiał to przygotować wcześniej, a jestem prawie pewna, że drzwi
były zamknięte, bo tylko ja i Alan wiedzieliśmy początkowo o kluczu. Tam
rozmawialiśmy z Lokajem w dzień, w którym przeszukiwaliśmy pub po raz pierwszy.
Otworzyliśmy wtedy wejście na zaplecze od strony pubu, ale wyjście na korytarz
sprawdziliśmy tylko pobieżnie, po czym je zamknęliśmy.
- Czemu dowiadujemy
się o tym dopiero teraz? – zapytał Jacob, który już się nad czymś zastanawiał.
- Nie pytaliście,
zresztą sami mogliście to zauważyć, to że grupa wolała balować zamiast badać
nowe piętro, to nie moja wina – zapowiedziałam.
- Na nikim nie
robisz wrażenia swoją pogardą, szczególnie, że nikt cię nie zaczepia – włączył się
Mycroft, poddenerwowanym głosem.
- Taka jest prawda.
Tylko ja i Alan przeszukaliśmy pub.
- Dzięki czemu
wygrywasz bycie pierwszą podejrzaną – ucieszył się Samfu. Poczułam ukłucie.
- Jak to? – zdziwiłam się.
- Wiedziałaś o tym
i o ile dobrze pamiętam to nie masz alibi na czas morderstwa – uśmiechnął się – To smutny zbieg okoliczności.
- To o niczym nie
świadczy, chciałam wam pomóc… - powiedziałam spokojnie, ale poczułam jak
wewnętrznie się we mnie zagotowało.
- Czyli sprawca
mógł wejść tylko frontowym wejściem? Jakim cudem Olivier go nie zauważył? – kłótnie przerwała
Audrey.
- Przecież był
głuchy, a nie ślepy – zabłysnął Ethan.
- To nie jest
śmieszne – obruszył
się Aaron.
- Chyba wiem – zaczęła Elizabeth.
Byłam bardzo ciekawa tego, co powie – Być
może to ma związek, z tym, co odkryłam podczas oględzin ciała.
- W końcu się
dowiemy? – zapytał
Jacob.
- Jeżeli mięśnie,
powieki i cała reszta nie kłamią to… Olivier spał podczas śmierci.
Słowa uderzyły w nas niczym
pociąg. Gardło ścisnęło mi się tak, że nie byłabym w stanie udać głosu, nawet
jeżeli bym chciała. Tym razem wszyscy, bez wyjątku, wyglądali na zaskoczonych.
W końcu, kto by nie był zaskoczony taką informacją? Patrzyłam na niedowierzanie
na twarzach otaczających mnie ludzi. Co to mogło oznaczać?
- Spał? Czyli może
wcale nie malował, tylko zasnął czekając w pubie? – zaproponował
nieśmiało Alan i pociągnął przeciągle nosem.
- Nie, nie… On spał
przez cały czas zabijania go. Miał spięte mięsnie odpowiedzialne za ruchy gałek
ocznych, oraz część na całym ciele. Po śmierci zostały napompowane i nie do
końca się rozluźniły. Prawdopodobnie był lunatykiem, albo ktoś go
zahipnotyzował… - Elizabeth mówiła to z trudem, jakby sama nie do końca akceptowała
swoje słowa.
- Mój boże – powiedział nagle
Ethan i złapał się obiema rękoma za głowę – Widziałem
jak ostatnio, w noc przed pokazem, szedł dziwnym krokiem przez korytarz! Ktoś
zna tutaj potężną magię vodoo i go kontrolował!
- W magię nie
uwierzę, ale może rzeczywiście Olivier był lunatykiem? Tylko dlaczego nie
obudził się po pierwszym ataku? – Jacob zaczął gdybać – Czy to możliwe Elizabeth? Żeby nie obudził się przed śmiercią?
- Średnio, chyba,
że brały w tym udział te dziwne mieszanki ziołowe, które znaleźliśmy w jego
pokoju. No i możliwe, że w pewnym momencie ze stanu transowego po prostu
zemdlał z powodu utraty znacznej ilości krwi.
- Czy ktoś jest w
stanie wytłumaczyć skąd on to miał? – zapytał Jacob zeskakując i podchodząc do dowodów,
żeby podnieść jedno ze sreberek – Audrey
to było w kuchni? Może ktoś widział to gdzieś indziej?
Wołania Jacoba spotkały się z wybuchem
delikatnej paniki. Ludzie zaczęli mówić naraz. Głos Audrey, chociaż nie był
krzykiem, przebijał się przez tłum, który usilnie chciał dodać coś od siebie.
- Moi drodzy – uspokoił nas głos
Lokaja, który brzmiał jakby wydobywał się z głośnika – Proszę o zachowanie minimalnego spokoju na sali procesowej…
- Nie widziałam
takich sreberek, a już na pewno nic takiego ziołowego. Przynajmniej nie w
kuchni – wytłumaczyła
Audrey.
- Nie widziałem
czegoś takiego w pomieszczeniu gospodarczym, a naszukałem się tam sporo dla
Towarzyszki Alice – powiedział Rewolwerow.
- Tak samo w innych
miejscach, gdzie była chemia. Zawartość sreberek nie pochodzi też ode mnie,
żeby nie było – wytłumaczyła Elizabeth.
- Czyli nikt nie
wie skąd jest? Czy można było znaleźć gdzieś takie zioła? – kontynuował
zapytania Jacob.
- Wątpię, chyba że
ktoś znalazł sekretną polanę na deptaku – odpowiedziała Elizabeth – Jeżeli nie, to z pewnością zioła mogło pochodzić tylko z mojego pokoju,
ale nie pochodzą.
- Kolejna
niewiadoma, wybornie… - zauważył ironicznie Samfu.
- Nie wiemy skąd są
te sreberka, nie wiemy dokładnie jaki miały skład, ale Elizabeth wspominała,
że…
- Na pewno mogły
wprowadzić w ten stan, albo go pomóc utrzymać Jacob. Jeżeli Olivier je jadł to
jego organizm mógł przyjąć to na różne sposoby, ciężko mi to określić bez
bardziej szczegółowej wiedzy i analizy – westchnęła Elizabeth.
Nagle na podwyższeniu gdzie
siedziały duchy pojawiła się Neri. Widać było, że jest zdenerwowana i
roztrzęsiona, ale usiadła na tronie i bez słowa dołączyła do procesu.
- Może później się
to wyjaśni, skoro teraz nie możemy tego określić. Nie ma sensu brnąć w martwy
punkt, jak nikt nie chcę lub nie może niczego dodać, nie uważacie? – zaproponował Maks.
- Czyli słowem
podsumowania Olivier był lunatykiem i podczas snu, być może wywołanego transem
poszedł do pubu i tam został zaskoczony i zaatakowany – Jacob zebrał myśli
w jedno zdanie.
- Koszmar… - westchnęła Carmen.
- Olivier miał
strasznie ciężko jak na osobę niepełnosprawną, która niby pomagała duchom, ale
mało co, za to dostawała… - powiedziała Alice.
- Jeszcze się
zdziwicie – wysyczała
Neri, która widocznie była poruszona całym tematem.
- Masz coś do
dodania? – zapytał
zaciekawiony Samfu. Zauważyłam, że Bobru łapię ją za rękę i uspokaja. Co tutaj
się dzieje?
- To dziwne, że
gdzie nie pójdziemy to trafiamy na ślepy zaułek… - zauważyła Cecily.
- Mam wrażenie, że
parę osób ukrywa fakty – dodał po chwili Yama.
- Nic nie
poradzimy, musimy iść dalej. Dobrze, że ustaliliśmy chociaż tyle, co narzędzie
zbrodni oraz to jak sprawca mógł podejść Oliviera – pocieszył grupę
Jacob.
- Co Olivier w
ogóle tam robił? – zapytała Carmen – Nie rozumiem,
czego akurat on by tam szukał.
- Och, więc wy nie
wiecie? – zapytał
Samfu, znowu nie mogąc powstrzymać śmiechu. Zaczynał mnie tym poważnie irytować
– To była przecież część planu waszego
wielkiego mentora. Jacoba.
Wskazał palcem w stronę
niewzruszonego Jacoba, który patrzył ostrym wzrokiem przez szkiełka okularów.
- Jacob? Nie
rozumiem… - Aaron
spojrzał na niego zdezorientowany.
- Chyba wszyscy z
chęcią posłuchamy tego wyjaśnienia – dodał po chwili Maks, krzyżując ręce na wysokości
klatki piersiowej.
Jacob
westchnął i spojrzał w stronę Audrey.
- Jak pewnie
zauważyliście wcześniej, każde z was zostało zaproszone dzisiaj w jedno z
wybranych miejsc, żeby się spotkać w celu złapania zdrajcy – zaczął powoli,
ostrożnie dobierając słowa – To był mój
plan. Stąd też pojawił się nowy zakaz. Oszukałem Porywaczy. Przeze mnie
pomyśleli, że próbujemy wzniecić ogromny pożar gdzieś w hotelu, ale nie
wiedzieli, że tak naprawdę to jest podpucha. Chciałem podzielić was na jak
najmniejsze grupy, w taki sposób, żeby na dane piętro przyszły maksymalnie trzy
osoby. Zrobiłem to po to, żeby dzięki temu zobaczyć, gdzie w danym momencie
będzie Lokaj. Wiedziałem, że zdrajca powie o tym, że plan został zmieniony i
wyślę Lokaja bądź też samych Porywaczy na dane piętro. Jak widzicie wypadło na
pub, a tam miały pojawić się trzy osoby.
- Olivier, Sandra
oraz Alice – dodała
Audrey.
- Wow… To podłe.
Zabawiłeś się naszym kosztem – Wendy miała trochę racji. Jacob zaryzykował, ale
nie swoim życiem.
- Przez ciebie
zginął człowiek – Agatha była oszołomiona – Urządziłeś
sobie jakąś grę z naszych żyć?
- Miałem wam
znaleźć zdrajcę i macie zdrajcę – wycedził przez zęby Jacob – Czy to moja wina, że ktoś zabawił się w jebany samosąd?
- Uspokój się
Jacob. To nie w twoim stylu – skarciła go Cecily – Ma jednak rację. Znalazł zdrajcę i to dzięki jego pułapce jesteśmy
teraz wolni.
- Szkoda, że
wolność oznacza śmierć człowieka – stwierdził Mycroft – Skąd jednak możemy być pewni, że Olivier był zdrajcą? Jeżeli twoja
metoda zadziałała to… właściwie skąd wniosek, że ona w ogóle zadziałała?
W słowach Mycrofta było sporo
racji. Jednak gdyby nie jeden fakt, który znaleziono na miejscu zbrodni.
- Notes jest
dowodem, że Olivier był zdrajcą, czyli ktoś jednak wykorzystał mój plan i użył
go żeby zabić – Jacob bez problemu wskazał odpowiedni dowód.
- Moglibyśmy
zobaczyć, co tak bardzo wskazuje na to, że jest zdrajcą? Zapisał jakieś tajne
hasło, czy coś czego nie wiedziałby normalny gość hotelu? – zapytał Alan.
- Bez zapisywał w
tym notesie wszystko, co do kogoś pisał, a także osoby, które z nim rozmawiały
używały go do informowania go o różnych rzeczach – wytłumaczyła
Carmen.
- Chyba, że
rozmawiał z Duchami. Wtedy zarówno Bobru, Neri jak i Lokaj porozumiewali się z
nim za pomocą bransoletki – dodała Agatha.
- Dalej nie za
bardzo rozumiem – Alan wyglądał jakby było mu naprawdę głupio, oblał się rumieńcem i
przez chwilę pokręcił nosem – Może nie
rozumiem tego dlatego, ze nie pisałem z nim w tym notatniku.
- Po prostu jak
rozmawiał z kimś z Porywaczy to ich słowa nie były zapisywane w notesie, przez
to wyglądało to jakby pisał ze sobą - Agatha wytłumaczyła to spokojnie, nie tracąc
cierpliwości.
- Rozumiem... Tak
właśnie jest w notesie? - zapytał. Agatha sięgnęła po notes i przekartkowała do połowy.
Zatrzymała się i odchrząknęła:
- Mam dla was
informacje. Myślę, że jest ważna. Oni coś kombinują w pubie o osiemnastej - wyrecytowała. Aaron
pokręcił z niedowierzaniem głową, a Rew zaklął po rosyjsku.
- To na pewno jego
charakter pisma? - zapytała Alice.
- Wygląda na jego -
Agatha
przyjrzała się z bliska i przekartkowała pobliskie strony.
- Jest wciąż
szansa, że sprawca umie kopiować pismo tak jak Julia kopiuje głosy - rzucił pomysłem
Samfu. Spiorunowałam go spojrzeniem, ale wyglądał jakby nie zwrócił na to
zbytnio uwagi.
- Wątpię - wtrącił Yama - Poza tym zastanówcie się. Olivier pasował na
zdrajcę.
- Racja - potwierdził Maks - Mało rzucał się w oczy, a cały czas był
obok. Pomyśleć, że sam składałem mu raporty z tego, co się działo...
- Nie masz za co
się obwiniać - pocieszyła go Cecily - Myślę, że
mało kto mógł w ogóle przewidywać obecność zdrajcy.
- Mimo wszystko
szkoda mi go - powiedział Alan - Przekazywanie
informacji pewnie za dużo nie zmieniało, a został zabity w naprawdę straszny
sposób.
Samfu
prychnął:
- Bzdura. To był
zdrajca. Chcecie stąd wyjść, a on chciał wam to uniemożliwić, albo przynajmniej
mocno utrudnić. Weźcie się w garść!
- W sumie, to czy
nie możemy sprawdzić, co Olivier dokładnie przekazywał Duchom, jeżeli spojrzymy
na wcześniejsze strony notesu? - chwilę ciszy, która pojawiła się po wybuchu Samfu,
przerwał Mycroft.
- To by zadziałało,
ale to nowy notes Oliviera - stwierdziła Agatha - Z tego co widzę, jedyny wcześniejszy dialog z Duchami dotyczył deptaka,
ale to raczej Duchy mówiły mu, że to pomieszczenie, a nie świat zewnętrzny.
- Cholera - zmartwił się Aaron.
W sali zapadła cisza. Wszyscy zdawali się być pogrążeni w zamyśle nad tym,
czego się dowiedzieli. To była chwila na złapanie oddechu. Proces był naprawdę
ciężki. Zbrodnia wydawała się być nie do ogarnięcia. Ja miałam pewną przewagę,
ale wiedziałam, że jak proces dojdzie do momentu, na którym kończyła się moja
wersja wydarzeń to będę miała problem. Spojrzałam na drewnianą tabliczkę
podświetloną na czerwono. Olivier Naess. Pokiwałam głową.
- Myślicie, że
motywem było właśnie to bycie zdrajcą? – ciszę przerwała w końcu Wendy. Zadała bardzo
proste pytanie, przynajmniej tak mi się wydawało.
- Na to wygląda – stwierdził Samfu – Ktoś zrobił sobie polowanie. Ktoś, kto jest
na tej sali.
Spojrzał prosto na Jacoba, który
myślał nad czymś intensywnie.
- Tylko jeden fakt
jest zastanawiający – głos przejął Yama – Jeżeli to,
że Olivier był zdrajcą wynikało z tego notesu, to sprawca musiał to wiedzieć
wcześniej.
- Czyli ktoś
wiedział o tym wcześniej? Skąd? – Alice brzmiała na zdziwioną.
- Może ta osoba
zauważyła, że Olivier rozmawia z duchami? Myślę, że prywatne rozmowy z naszymi
Porywaczami byłby sporym dowodem – pomyślałam, że warto się teraz odezwać.
- A ja myślę, że to
był strzał – odpowiedział
Jacob.
- Bzdura. Strzelać
przy dziewiętnastu innych osobach to głupota – rzucił Samfu.
- Skąd wiesz, że
krąg nie wynosił mniejszej ilości osób? Powiedzmy… trzech – słowa Elizabeth
przyprawiły mnie o ciarki.
- Podejrzewacie
ludzi, których wciągnąłem w mój plan i mnie? – Jacob podsumował
to, co akurat było w moich myślach i powiedział na głos.
- Ja tylko
pomagałam – odpowiedziałam,
a równo ze mną krzyknął Yama:
- Przecież to o
niczym nie świadczy!
- Ja ledwo, co
wychodziłam z kuchni – usprawiedliwiła się Audrey.
- Ktoś mógł
zauważyć, że Lokaj kręcił się w pubie, gdzie akurat przebywał wtedy Olivier.
Dało się to połączyć, wystarczyło, że ktoś przejrzał mój plan. Nie było to
ciężkie, wolałem tego po prostu nie ogłaszać żeby nie rezygnować z elementu
zaskoczenia. Nie powiedziałbym, żeby tylko nasza czwórka była podejrzana,
zresztą nie o tym teraz rozmawiamy, a na podejrzenia przyjdzie jeszcze czas – Jacob bronił mnie,
Yamy oraz Audrey.
- Co to za śmieszna
kolejność Jacob? – zapytała Cecily – Chodzi o
znalezienie prawdy.
- Nie wiem jak ty,
ale jestem ciekaw co zdrajca przekazał porywaczom. Chcę wiedzieć więcej!
- Będziesz
ryzykował naszym życiem?
- Jak niby ryzykuję
naszym życiem? Chce dogłębniej zbadać sprawę. Śpieszy ci się gdzieś? – wyszczerzył zęby, a
na twarzy Cecily pojawił grymas.
- Jacob ma coś na
sumieniu i chcę po prostu namieszać – zaśmiał się Samfu.
- Jedynie ty
próbujesz ciągle namieszać – stwierdziła Carmen.
- Ludzie błagam,
skupmy się, bo źle to się skończy… - Ethan wpadał w coraz większą panikę. Atmosfera na
procesie wyraźnie się zagęściła.
- Ethan ma racje – zauważył spokojnym
głosem Maks – Dowiedzieliśmy się gdzie
zginął Olivier. Wiemy czym go zabito, jak się tam znalazł i jaki był
prawdopodobny motyw sprawcy. Nie uważacie, że czas jednak skupić się powoli na
świadkach i zeznaniach, żeby zastanawiać się co dalej? Macie jakiś inny pomysł?
Yama
westchnął przeciągle. Myślałam, że chce coś powiedzieć, ale tylko pokręcił
głową.
- Może skupmy się
na tym pubie? – zaproponował Mycroft.
- Że też wcześniej
o tym nie pomyśleliśmy – rzucił ironicznie Samfu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Lepiej bym tego
nie podsumowała. Przerażało mnie czasami to jak potrafiły mnie rozbawić głupie
osoby.
- Chodzi mi o to,
że były tam trzy osoby. Żadna się nawzajem nie widziała, a po drodze pojawił
się jeszcze sprawca – obronił się Mycroft.
- Chyba że sprawca
był jedną z tych osób – dodał Aaron.
- Czy wy się
właśnie zgodziliście? – Samfu teatralnie otworzył usta w geście zdziwienia. Ani jeden, ani
drugi tego nie skomentowali.
- Dobra, panowie
mają całkiem niezły pomysł – Jacob podłapał temat – Według naszej wiedzy w pubie od siedemnastej do osiemnastej były
przynajmniej cztery osoby. Możecie się zgłaszać, żebym mógł to wszystko ułożyć
w głowie?
- To chyba ja byłam
tam pierwsza – zaczęła Sandra – Poszłam tam
chwilę po siedemnastej i wyszłam na pewno przed w pół do osiemnastej. Nie wiem,
coś koło tego.
- Ja przyszłam po w
pół do osiemnastej i wyszłam przed osiemnastą. Nie widziałam tam Oliviera jak
wychodziłam – zeznała
Alice.
- Olivier był tam
na pewno do w pół do osiemnastej, musiał tam przyjść około osiemnastej, krótko
po wyjściu Alice – powiedział Alan.
- Gdzieś podczas
tej półtorej godziny sprawca jeszcze zabrał rurę – dodał Aaron.
- Nikt więcej nie
chcę nic dodać? Teraz jest ten moment, żebyście mogli się przyznać i spróbować
bronić – Jacob
rozejrzał się po twarzach grupy, ale nikt nie chciał nic dodawać – Dobra, więc ustalmy wstępny krąg
podejrzanych. Można z nich wyłączyć grupę, która była w kuchni wraz z Audrey,
nie licząc Alice.
- Ręczę za ludzi,
którzy ze mną byli w kuchni – Audrey powiedziała to z całą powagą.
- Czyli z kręgu
podejrzanych możemy wyciągnąć Samfu, Lily, Carmen i Ethana – podsumował Jacob.
- Ja, Wendy, Maks i
Agatha byliśmy na lodowisku razem do około osiemnastej piętnaście. Mało kto
zdążyłby dojść na miejsce po osiemnastej trzydzieści – powiedział Mycroft.
Jacob naskrobał coś na kartce, którą miał przed sobą:
- Następnym razem
podejdźcie do mnie podczas śledztwa. To ważna informacja, która was oczyszcza.
- Chwila, ale… - Sandra analizowała
to co usłyszała, ale zanim zdążyła dokończyć to Mycroft jej przerwał:
- Nikogo więcej z
nami nie było. Nikt też nas nie odwiedzał.
- Ja byłem w
pracowni informatycznej – dodał Aaron – Nie mam alibi na
większość czasu, ale gdy ginął Olivier to odwiedziła mnie Cecily – spojrzał
na blondynkę, jakby patrzył na kosmitę. Nie czuł się dobrze przy dziewczynach,
aż ciężko było uwierzyć, że akceptował Carmen, która od jakiegoś czasu bardzo
się go trzymała.
- Ja byłam przez
większość czasu w swoim pokoju z Alanem – powiedziała Elizabeth, a Alan po chwili to
potwierdził.
- Znowu sześć osób
w kręgu podejrzanych… - zauważył Jacob – Mamy powtórkę z
poprzedniego procesu.
- To możemy znowu
powoli brać się do wykluczania poszczególnych osób – powiedział Maks.
- Generalnie każdy,
kto ma alibi około siedemnastej trzydzieści lub osiemnastej trzydzieści
powinien być czysty – stwierdził Yama.
- Czy to nie za
szybko? – podzielił
się obawą Aaron – Moglibyśmy jeszcze parę
rzeczy ustalić. Chociażby kwestia krwi…
- Ustalmy najpierw
te ramy czasowe – upierał się Jacob – Jeżeli to
się nam uda to będziemy mogli zastanowić się nad pozostałymi sprawami. Rurą i
startą plamą krwi.
- Czyli zaczynamy
od…? – zanim Maks
zdołał dokończyć pytanie, Samfu klasnął i krzyknął:
- Głosuję na Jacoba
Robertsona!
Spojrzałam na niego
zainteresowana. Grupa zamarła nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Jacob spojrzał na
Samfu i zaśmiał się.
- To jest twoja
próba Samfu?
- Mogę wiedzieć,
dlaczego głosujemy na kogoś, kto nas prowadzi? – zapytała Agatha.
- Nie zauważyliście
nawet jak bardzo Jacob was omamił – zaśmiał się Samfu – Przecież to on zaplanował to wszystko i jeszcze ustawił całość w taki
sposób, że podejrzewacie siebie, zamiast spojrzeć na oczywistego sprawcę – wskazał
obiema dłońmi stojącego bez zmiany na twarzy Jacoba. Widać było, że ten słucha
uważnie, ale na razie nie komentuje – Mam
nawet dla was dowód, że to on zabił. Spójrzcie sobie na jego bransoletkę i
zobaczcie, jak was oszukał.
Nie
wiedziałam, o co chodzi, ale dałam się podejść, bo mój wzrok odruchowo poszedł
w stronę lewej ręki Jacoba. Pozostali też spojrzeli w tamtym kierunku. Jacob
uśmiechnął się, chociaż widać było, że to nieco wyprowadziło go z równowagi.
- Nie pokażesz nam
rączki kolego?
- Podejmuję
wyzwanie – odpowiedział
po chwili tajemniczo i odwinął rękaw. Czerwony blask, który przypominał ten na
stanowiskach martwych osób, rzucił się w oczy. Czy bransoletka pokazywała w ten
sposób złamanie zakazu? Dlaczego Samfu wyglądał na takiego zadowolonego?
- Jacob przecież
mówił, że przez przypadek aktywował zakaz, jak znalazł ciało – powiedziała
zdziwiona Audrey – Co w tym dziwnego?
- Panie Lokaju – Samfu udawał głos
dzieciaka – Powiedz proszę, co dzieje się
z bransoletką jak ktoś złamie zakaz?
Na górze Lokaj obrócił wzrok w stronę
Samfu i uśmiechnął się ciepło:
- Bransoletka
wyświetla wtedy czerwony komunikat, który pokazuje przy okazji godzinę złamania
zakazu.
- To w sumie
przydatna funkcja – stwierdził po chwili Maks. Osobiście nie rozumiałam, dlaczego jest
dodana. To była cenna informacja i złamanie zakazu nie powinno być aż tak
pokazane.
- Chyba powinniśmy
wszyscy zacząć podwijać rękawy na czas procesu – zaproponowała
Elizabeth.
- Przesada. Każdy
ma prawo zasłaniać swój zakaz, szczególnie, że nie każdy chce go zdradzać, a takie
pokazanie bransoletki wręcz każe zdradzić, jaki ktoś ma zakaz – chociaż słowa
Mycrofta były nieco chaotyczne, to zgadzałam się z nimi.
- Skąd wiedziałeś,
że tak działa złamanie zakazu? – zapytała Carmen.
- Dismas mi
powiedział. Podobno pytał kiedyś o to Lokaja w recepcji – odpowiedział Samfu.
- Dobra, ale co to
ma do rzeczy w tej sytuacji? – zniecierpliwił się Aaron.
- Hej, czy twój
zakaz nie był trochę inny? – zauważyła Cecily – Wcześniej dotyczył patrzenia na zwłoki podczas śledztwa. Jeżeli
śledztwo zaczęło się od momentu jak przyprowadziłeś grupę z kuchni to jak
mogłeś złamać zakaz wcześniej?
- Mój zakaz zmienił
się w ten sam dzień, w którym był pierwszy proces. Nie mówiłem wam, ale nie
uznałem tego za ważne.
- Teraz widzisz jak
nieważne to było… - powiedział Yama.
- Lokaj zrobił
wyjątek w moim przypadku, bo mój zakaz był zbyt ogólny. Uspokajam was, bo wiem,
że będziecie się zastanawiać jak z innymi zakazami – dodał Jacob.
- Potwierdzam – głos Lokaja
rozbrzmiał automatycznie.
- Przeczytasz nam
godzinę wystąpienia swojego zakazu Jacob? – zapytał Samfu, kończąc dywersję na temat zakazu
Jacoba.
- Dwudziesta
trzydzieści – odpowiedział
spokojnie. Ludzie spojrzeli na niego zdziwieni, a niektórzy wyglądali na
całkowicie zagubionych.
- Pół godziny przed
znalezieniem ciała? O ile pamiętam komunikat pojawił się o godzinie dwudziestej
pierwszej – przypomniała
Cecily.
- Chwilę przed – poprawiła ją
Elizabeth – Byłam akurat w pokoju i
spojrzałam na zegarek.
- Głosuję na Jacoba
Robertsona - powiedział
Mycroft. Powoli, jakby niechętnie, za jego przykładem poszły kolejne osoby, aż
w końcu Jacob powędrował do środka kręgu, prosto w oświetlone miejsce.
- Powiesz nam co
robiłeś przez pół godziny odkąd znalazłeś ciało… SAM? – Samfu dosadnie
zaakcentował ostatnie słowa, a na jego twarzy widać było pewien tryumf.
Wydawało mi się, że w tym momencie się bawi i sprawdza jakąś swoją teorię, ale
ciężko było to dokładnie określić.
- Co dokładnie
chcesz wiedzieć? – zapytał chłopak poprawiając okulary.
- Wiesz, pół
godziny to sporo czasu. Może opowiesz nam jak wróciłeś na miejsce zbrodni żeby
poprzestawiać wszystko, tak żebyśmy pomyśleli, że wpadłeś przypadkiem i
bohatersko odnalazłeś ciało? – Samfu nie przestawał napierać.
- Przepraszam, ale
czy jeżeli Jacob by zabił to bransoletka nie pokazywałaby osiemnastej
trzydzieści? W końcu wtedy zginął Olivier, więc bransoletka to chyba raczej
dowód na niewinność Jacoba – Alan ponownie zasmarkał. Jego katar stawał się
powoli uciążliwy.
- W niektórych
przypadkach mechaniki procesu działają nieco inaczej – powiedział Lokaj,
uprzedzając Samfu, który aż rwał się do zadania pytania – W przypadku, gdy zakaz oczywiście obciążyłby sprawcę, nie jest on
przestrzegany. Nie zrozumcie jednak tego źle, to się tyczy przeważnie zakazu
Pana Robertsona, ponieważ jest bardzo specyficzny, dlatego też postanowiliśmy
go zmienić, ale jakby zdecydował się kogoś zabić to mogłoby być zbyt oczywiste.
Jeżeli zabił Oliviera to jego zakaz nie uaktywnił się w momencie zabicia.
Odwiedziny pubu po godzinie dwudziestej trzydzieści były już złamaniem zakazu
na zupełnie innym polu. Tak samo działają komunikaty o znalezieniu ciała.
Morderca nie zalicza się do algorytmu włączającego komunikat, ale z drugiej
strony wlicza się do niego w przypadku, kiedy sprawca odkrywa ciało z drugą
osobą. To byłoby zbyt oczywiste i momentalnie rozwiązywałoby Państwa sprawy,
jeżeli działałoby to tak dosłownie. Podsumowując aktywacja zakazu o godzinie
dwudziestej trzydzieści nie jest dowodem zwalniającym Jacoba Robertsona z
podejrzeń.
- Dokładnie – ucieszył się Samfu.
- Ten system jest
dziurawy, jak moje buty do spacerowania – stwierdził Rewolwerow.
- Nie jest
dziurawy, tylko się adaptuje! Czy wy naprawdę tego nie rozumiecie? Ten system
jest genialny! Układa sztywne ramy, które są elastyczne w idealnych miejscach –
Samfu był
tak podekscytowany, że ciężko było go zatrzymać.
- Jacob,
wytłumaczysz nam, co robiłeś przez te trzydzieści minut? – zapytała Elizabeth.
- Pewnie i tak mi
za bardzo nie uwierzycie, ale zbadałem po prostu miejsce zbrodni. Rzeczywiście
wszedłem do pubu około dwudziestej trzydzieści i wykorzystując to, że zakaz i
tak był złamany postanowiłem przeprowadzić śledztwo we własnym zakresie - odpowiedział - Gdy przeszukałem wszystko od razu pobiegłem
do kuchni.
- Dlaczego nam tego
nie powiedziałeś? - zdziwił się Maks.
- Byłem ciekaw jak
dobrze opiszecie mi pomieszczenie w porównaniu z tym, co sprawdziłem sam.
Poszło wam nieźle - przeczesał włosy.
- Wygląda to bardzo
podejrzanie - przyznała
Elizabeth.
- Nie mam żadnego
solidnego alibi, ale jestem pewien, że dla dobra procesu nie zagłosujecie
jeszcze na mnie - powiedział spokojnym głosem.
- Mówiłeś
wcześniej, że obserwowałeś miejsca swoich zasadzek. Nikt cię nigdzie nie
widział? - zapytała
Cecily.
- Nigdzie. Na tym polega
zasadzka.
W sali zapadła długa cisza.
Wszystko wskazywało na winę Jacoba. Spojrzałam na jego buty. To nie mógł być
on. Głos też nie pasował. Musiałam jakoś zwrócić uwagę grupy i mu pomóc. Nie
chciałam przegrać tego procesu.
- Jacob, to wygląda
naprawdę źle... - powiedział Aaron.
- Ale nie ma
żadnego dowodu oprócz tego kłamstwa - stwierdziła Audrey, a na jej twarzy przez chwilę
zobaczyłam dziwny błysk.
- Jakiego jeszcze
chcecie dowodu? - zaczął ponownie Samfu - Jacob
nie ma alibi na czas morderstwa, ani przed nim. Widziano go ostatnio w kuchni
na obiedzie, a potem dopiero w pubie. Wymyślił cały plan i trafił w zdrajcę.
Zrobił z tego coś większego, a tak naprawdę sprawa jest prosta - on jest
mordercą.
- Bzdura - odezwała się nagle
Audrey. Przeniosłam wzrok w jej stronę z zaciekawieniem. Co ona kombinowała?
Grupa również przeniosła uwagę w jej kierunku. Widać było jak ciężko oddycha,
aż cała drgała - Jacob był w jadalni
chwilę przed osiemnastą trzydzieści więc nie mógł tego zrobić.
- Słucham? - Cecily spojrzała
podejrzanie na Audrey - Wcześniej mówiłaś
coś zupełnie innego.
- Pytaliście mnie o
spotkanie. Powiedziałam wtedy, zgodnie z prawdą, że Carmen była pierwsza, a
potem przyszła reszta. Nie pytaliście co było wcześniej, a Jacob wpadł na
chwilę powiedzieć mi, że...
- Ją kocham - dodał beznamiętnie.
Mrugnęłam niedowierzając. Tego jeszcze nie grali.
- Co takiego? - zapytał Rewolwerow.
- Ty i Audrey? - zdziwił się Samfu.
Wybuchło spore zamieszanie, które zatrzymał w końcu Jacob:
- Przedstawiłem wam
dowód. Nie chciałem o tym mówić... - tu zrobił pauzę. Płonął rumieńcem. To była dziwna
reakcja. Spojrzałam na niego zaskoczona - Ale
teraz wiecie.
- To chyba
oczyszcza go z grona podejrzanych - powiedział skołowanym głosem Aaron. Audrey z
uśmiechem wcisnęła przycisk i platforma z Jacobem wróciła do naszego grona.
- Gratulację,
wybrnąłeś - powiedział
Samfu - Chciałem jeszcze skłamać, że
podczas przerwy na siku widziałem cię w pubie, ale to czego się dowiedziałem
bije wszystko na łeb i szyję.
- Chwila, co masz
na myśli? - zapytała
zdenerwowanym głosem Cecily.
- Jacob tego nie
zrobił, przecież to oczywiste - chłopak wyszczerzył zęby.
- Po co... - chciała zapytać
Sandra.
- Żeby wprowadzić
zamęt - odpowiedziała
Alice - Przecież jego talent do czegoś
zobowiązuje.
- Ty gnojku - warknął Aaron - Chcesz żebyśmy wszyscy zginęli?
- Przecież
jakbyście to łyknęli to bym powiedział wam prawdę. Chciałem zobaczyć, jak
obroni się Jacob i jestem pozytywnie zaskoczony - odpowiedział.
- Nie baw się nami
Samfu, bo źle skończysz - warknęłam. Nie podobało mi się to zagranie.
- Już, już - uciszył mnie, co
zdenerwowało mnie jeszcze mocniej. Ciężko było wyprowadzić mnie z równowagi,
ale Samfu był niezwykle blisko.
- Rozumiem, że po
tym niepotrzebnym zboczeniu z kursu, możemy wrócić na trasę? - zapytał Jacob.
- Mieliśmy ustalić
wersję wydarzeń osób, które były w pubie - przypomniał Alan i pociągnął przeciągle nosem.
- Jeżeli chcemy
wiedzieć co się stało w pubie musimy poznać dokładną wersję Sandry, Alice i
Yamy.
- Czemu moją? - zapytał chłopak.
- Muszę coś
sprawdzić - odpowiedział
tajemniczo Jacob.
- Ja dalej nie mogę
przetrawić tej informacji z tobą i Audrey - stwierdził Ethan - Ale macie moje magiczne błogosławieństwo!
- Co proces
poznajemy kolejną parę, to jedyny pozytywny aspekty tej maskarady - powiedziała Wendy.
- Czy możemy się
skupić na sprawie? - zapytał lekko podirytowanym tonem Jacob.
- To zaczyna być
męczące - westchnęła
Sandra - Ile już tak rozmawiamy?
- To nieważne,
liczy się tylko rezultat procesu - powiedział Aaron.
- Dobra, myślę, że
na pierwszy ogień powinna pójść Sandra. Była w pubie jako pierwsza - przerwał Jacob - Głosuję na Sandrę Evans!
Reszta poszła w jego ślady i
wysłała platformę wraz z Sandrą na środek kręgu. Światła przygasły. Dziewczyna
wyglądała na pewną siebie. Na pierwszym procesie widok wykrzywionej w grymasie
twarzy Dismasa nie zrobił na niej wrażenia, więc w sumie mnie to nie dziwiło.
- Sandra, powiedz
nam jeszcze raz, jak wyglądała twoja wizyta w pubie - spokojny głos
Jacoba brzmiał prawie kojąco po ostatnich minutach pełnych chaosu i nerwów.
Podobał mi się jego akcent.
- Dowiedziałam się
o spotkaniu od Julii - zaczęła. Brzmiała jakby recytowała tekst, który od dawna miała ułożony
w głowie - Na początku byłam trochę
sceptycznie nastawiona, ale nie miałam co robić więc poszłam do pubu około
godziny siedemnastej, tuż po obiedzie. W środku nie było zupełnie nikogo.
Nalałam sobie drinka, wypiłam go i jakoś dwadzieścia czy dwadzieścia pięć po siedemnastej
wyszłam z jadalni i niedługo później poszłam na lodowisko. Byłam tam prawie
godzinę.
- Ktoś z lodowiska
może to potwierdzić? - zapytał Aaron. Mycroft oraz Wendy milczeli.
- Ja tam tylko
siedziałem i pisałem. Nie jeździłem, noga mi nie pozwala, więc nie zwracałem
zbytnio uwagi, kto przyszedł - powiedział Maks - Przepraszam.
- Ja nie zwróciłam
uwagi, ale może i rzeczywiście Sandra na trochę przyszła - dodała po chwili
zastanowienia Agatha.
- Serio?
Wpierdolicie mnie na minę? Jezu, przeprosiłam za to jak wtedy cię zaatakowałam.
To była moja wina, mój gorszy dzień. Chyba nie przegrasz dla nas procesu przez
mój głupi wybryk? - pod koniec głos się jej załamał.
Wendy i
Mycroft patrzyli na nią. W cieniu ich twarzy wyglądały, jak upiorne maski. Nie
wiedziałem, czy to celowy efekt gry świateł, czy zwyczajny przypadek.
- Hej! Przecież nie
zaczepiałam was od dawna. Potwierdźcie moje słowa, przecież jeździliśmy razem!
Przepraszam za wcześniej!
Grupa przyglądała się dramatowi
w ciszy. Ciężko było się jakkolwiek wtrącić.
- Była na lodowisku
- powiedział
w końcu Mycroft.
- Naucz się żyć z
nami w spokoju Sandra, jeżeli chcesz żebyśmy się za sobą wstawiali - dodała po chwili
Wendy - Nie będziemy zatajać prawdy, ale
też nie będziemy cię bronić za wszelką cenę.
- Cóż... - chwilę ciszy
przerwał Aaron - To kwestię alibi mamy
chyba ogarniętą.
- To wszystko? – ucieszyła się.
- Nie do końca
Sandra. Mam do ciebie jeszcze dwa pytania. Czy na pewno nie widziałaś nikogo w
drodze do pubu lub w samym pubie? Ktoś może wysiadał z windy jak do niej
wsiadałaś?
- Jacob, mówiłam ci
już, że byłam w pubie sama. Jeżeli byłabym z kimś to bym miała alibi i nie
musiała tutaj stać.
- Dlaczego poszłaś
potem na lodowisko i nie zostałaś do końca w pubie? Przecież spotkania były
umówione na godzinę osiemnastą – zdziwił się Maks.
- Bałam się, czy
tak ciężko to zrozumieć? Zapraszacie mnie na jakieś tajemnicze plany, każecie
przyjść w dane miejsce, gdy po korytarzach krąży zdrajca… Ja dziękuje, za
bardzo cenię swoje życie, żeby się w coś takiego bawić. Wolałam już spędzić
czas z Wendy, możecie poczuć jak bardzo zdesperowana byłam.
- Ostatnie pytanie
– zapowiedział
Jacob – Czy widziałaś jakiekolwiek zmiany
w pubie? Coś rzuciło ci się w oczy? Odsunięte krzesło, niedopity drink,
sztaluga? Pytałem już o rurę, ale reszta nie słyszała, więc możesz powtórzyć.
- Tak jak mówiłam,
nie widziałam niczego specjalnie podejrzanego. Przy ladzie nikogo nie było,
drzwi na zaplecze były zamknięte, żadnej sztalugi, a co do rury to nie jestem
pewna. Raczej była na scenie.
- Czyli sprawca
zabrał ją dopiero po wyjściu Sandry? – zapytała Agatha.
- To wszystko – uciął Jacob i
wcisnął przycisk. Poszliśmy jego śladem. Gdy Sandra wróciła do grupy zaczęło
się kolejne głosowanie i na jej miejsce trafiła Alice. Przyjaciółka już drugi
raz lądowała, jako jedna z podejrzanych. Nie lubiłam jej i byłam pewna, że nie
jest dobrą osobą. Nie pasowała na sprawczynię, ale nie zdziwiłabym się jakby
któregoś razu to właśnie ona była tą, która zabije.
- Alice, właściwie
mam takie same pytania jak do Sandry. Widzę, że źle się czujesz, więc
powiedzmy, że działa to jako jakieś alibi, ale chcę poznać całość.
- Przyszłam do pubu
około dwadzieścia minut przed osiemnastą. Z tego, co powiedziała Sandra mogę
powiedzieć, że rury już na pewno nie było. Dodatkowo wydaje mi się, że drzwi na
zaplecze były otwarte, bo robiłam sobie wódkę z pieprzem, tak jak radził Rewolwerow
i wtedy rzuciło mi się to w oczy. Było tam jednak całkowicie ciemno, więc sama
już nie wiem. Nikogo nie spotkałam, wypiłam, posiedziałam, ale zrobiło mi się
gorzej, więc tuż przed osiemnastą, jak zobaczyłam, że nikt nie przychodzi to
poszłam do pokoju się na chwilę położyć. Przez to też spóźniłam się do jadalni.
- O której byłaś w
jadalni? – pytanie
zadał Aaron.
- O dziewiętnastej.
Nikogo nie spotkałam po drodze, ale uwierzcie mi, że ciężko było mi się
poruszać, a co dopiero kogoś skrzywdzić. Dopiero niedawno poczułam się lepiej,
ale nie wiem czy to kwestia wódki czy adrenaliny.
- Dziewczyna
wyglądała naprawdę kiepsko, jak przyszła do mojej kuchni. Myślę, że mówi prawdę
– Audrey się
za nią wstawiła. Odezwała się po raz pierwszy, odkąd był temat jej i Jacoba.
- Powiedzmy, że
tyle nam na ten moment wystarczy. Nikt inny nie ma pytań do Alice?
Nikt inny się nie odezwał. Jacob
wcisnął przycisk i proces wrócił do normalnej formy.
- Mamy trzech
podejrzanych i dwa nowe fakty - powiedział Jacob - Najpierw skupmy się na tych drugich. Rura została wymontowana pomiędzy
wizytą Sandry, a Alice.
- Skąd wiemy, że to
nie któraś z nich? - zapytała Audrey.
- Sandra była
chwilę później na lodowisku. Nie zdążyłaby przygotować rury, żeby zamienić je w
śmiercionośne narzędzie – wytłumaczył Jacob – Co do Alice
to stawiam po prostu wszystko na jedną kartę. Jest chora, nie jest to udawana
choroba, widać to po niej, więc póki mamy innych podejrzanych, to ona wypada z
tego kręgu. Poza tym Alice była w pubie razem ze sprawcą.
Cholera, przemknęło mi przez
myśl.
- Jak to? – zapytała Alice.
- Sprawca był wtedy
w pubie? – zapytała
Audrey.
- Skąd taki
wniosek, panie detektywie? – Samfu spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Tak jak myślałem
kluczowa była rura – odpowiedział, a jego palce zastukały w drewnianą barierkę platformy – Sprawca musiał wkraść się do pubu krótko po
Sandrze, być może nawet ją obserwował…
- Nawet mi nie mów
o takich pojebanych akcjach. Brr.. aż ciarki przechodzą – wtrąciła się
Sandra.
- Czyli wychodzi na
to, że rura rzeczywiście zniknęła pomiędzy wizytą Sandry i Alice? – zapytał Alan i
pociągnął soczyście nosem. Zauważyłem zniecierpliwienie na twarzy Audrey.
- Sprawca schował
się na pewno na zapleczu! – powiedział Mycroft.
- To by pasowało do
tych wiórów, które tam znaleźliśmy – dodał Maks.
- Sprawca
wykorzystał to, żeby schować siebie i broń. Nie musiał jej nawet wynosić z
pubu, wystarczyło żeby przeczekał tam i poczekał aż Olivier przyjdzie – Cecily dodała to do
całej linii obrony.
- Nie za bardzo
rozumiem, jak to zostało zrobione… Jak sprawca naostrzył i tak połamał te rury?
– zdziwił się
Ethan.
- To jest do
zrobienia. Widać, że te rury nie są równo przycięte, to raczej prowizorka, żeby
po prostu te fragmenty były jak najbardziej ostre.
- Mycroft,
zaskakujesz wiedzą – parsknął Samfu.
- Dzięki temu
wiemy, że każdy, kto ma alibi około siedemnastej trzydzieści też nie może być
sprawcą – zauważył
Yama.
To kolejne fakty, które
sprawiały, że w kręgu podejrzanych zostawałam ja, Yama oraz Rewolwerow. Robiło
się coraz ciężej.
- To oznacza, że
możemy teraz zagłosować na pozostałą trójkę i znowu wyciągnąć z nich sprawcę – ucieszyła się
Alice.
- Czy to nie jest
już oczywiste? – zapytał Maks, spoglądając w moją stronę.
- Głosuję na
Yamaraję Elissa – krzyknął Samfu.
- Głosuję na
Rewolwerowa Piotrowicza Iwaszowa – powiedziała Audrey.
- Głosuję na Julię
Mayer – dodała
Elizabeth.
Powtarzał
się schemat z poprzedniego procesu. Szkoda, że rezultat miał być inny. To ja
musiałam walczyć teraz o życie. Cała sytuacja zaczynała być coraz bardziej
uciążliwa.
Uformowaliśmy trójkąt. Byliśmy
gwiazdami tego procesu, a jedna z tych gwiazd musiała upaść i zderzyć się z
rzeczywistością. Starałam się nie pokazywać po sobie emocji. Rew również stał
wyprostowany, a z jego twarzy nie dało wyczytać się niczego. Tak samo
prezentował się Yama. Trzy absolutnie kamienne oblicza. Nie byliśmy łatwym
kąskiem.
- Czy teraz to nie
jest oczywiste? – moje rozmyślenia przerwał głos Sandry – Przecież wiemy już wszystko.
- Byłem z Rewem do
osiemnastej od obiadu. Na pewno nie był w tym czasie w pubie.
- Potwierdzam – stwierdził chłodno
Rew.
Czułam jak
spojrzenia wwiercają się we mnie. Zdawały się próbować mnie całkowicie odkryć i
ukazać moje wnętrze.
- Julia? – zapytał cicho Alan.
Jego głos był zduszony przez całkowicie zapchany nos.
- To ostatnia
osoba. To ona zabiła Oliviera! – wykrzyknął tryumfalnie Ethan.
- Nie spróbujesz
się obronić? – zdziwił się Yama.
- Macie jakiś
dowód, że to zrobiłam? – zapytałam.
- Brak alibi nie
jest wystarczającym dowodem? – Aaron odpowiedział pytaniem.
- Znałaś rozkład
zaplecza i jako jedna z niewielu wiedziałaś w ogóle o jego istnieniu – wypunktował Jacob –
Sama wcześniej na to narzekałaś. Alan
przecież nie skorzystał z tej wiedzy.
- Nie zrobiłam tego
– odpowiedziałam,
nie wiedząc, co jeszcze mogę dodać. Czułam coraz większy dyskomfort.
- Nie powinniśmy
osądzać człowieka bez konkretnego dowodu – stwierdziła Agatha.
- Jakoś nie
przeszkadzało to wam ocenić Raphaela – zaśmiał się Samfu.
- Raphael był
potworem – Lily od
poprzedniego procesu wydawała się radzić sobie coraz gorzej. Za każdym razem
jak się odzywała, wydawało mi się jakby głos docierał z pustej skorupy, która
odbijała dźwięk parokrotnie, żeby wyrzucić go w końcu przez usta.
- Aha, dobrze
wiedzieć, że osoba, która rozerwała Oliviera w czterech miejscach nie jest
potworem, szczególnie, że właśnie ją znaleźliśmy – wskazał mnie.
- Nie chcę o tym
słyszeć…
- Może skupimy się
na plamie krwi? – zaproponował Mycroft.
- To może być jakiś
trop, ale w sumie, o czym możemy rozmawiać? – zapytała Carmen.
- Plama na obrazie
pokazuje, że Olivier malował jak został zaatakowany – wypalił Yama.
- To na tym
bohomazie była jakaś plama krwi? Myślałem, że to część obrazu – zakpił Samfu.
- Czyli sprawca
zaatakował od tyłu. To była ta dziura w brzuchu – podsumował Alan,
który miał wciąż zduszony głos.
- Kałuża też
powstała od tej rany. Prowadzi od miejsca pierwszego ciosu, aż do miejsca
znalezienia ciała – Maks wskazał odpowiednie zdjęcie – Pytanie,
dlaczego jest starta?
- To już
ustalaliśmy – przypomniał
Yama.
- Może sprawca
uciekł przez zaplecze?
Słuchałam ich teorii z pokorą. W
głowie analizowałam to, co było według mnie ważne. Fakty, które mogły mnie
uratować.
- Tylko, przed kim
uciekał? – zapytał
dosadnie Aaron – Tego nie rozumiem.
- Najbardziej
prawdopodobna opcja jest taka, że ktoś szedł w stronę pubu, ale się rozmyślił…
Sprawca schował się wtedy na zapleczu i po prostu mimo wszystko uciekł, bojąc
się wrócić. Z zaplecza średnio można obserwować pub, a już kompletnie nie da
się korytarza, widać tylko jego odnogę – powiedział Jacob.
- Ta teoria
rzeczywiście brzmi logicznie – Alan tak głośno pociągnął nosem, jakby próbował
wciągnąć całe pomieszczenie.
- Na litość boską,
wytrzyj w coś ten nos, a jak nie masz, w co, to weź moją bluzkę, tylko przestań
już pociągać nosem! – krzyknęła Alice.
- Przepraszam – powiedział po
chwili, starając się mocno nie smarknąć – Już
wycieram.
Alan wyciągnął z kieszeni coś,
co sprawiło, że serce stanęło mi w miejscu. Ja
pierdole, westchnęłam nie wiedząc czy się śmiać czy płakać z mojego losu.
Skąd on to wziął? Oczywiście cały plan, musiał zostać przyspieszony. Grupa też
to zauważyła, pomimo tego, że wszystkie stanowiska po bokach były teraz w
półmroku.
- Alan… skąd masz
tą szmatę? – zapytała
Cecily.
- Wziąłem z kosza
na pranie Julii. Przepraszam, na pewno ci ją upiorę – skierował te słowa
do mnie, a ja patrzyłam na niego, czując coraz większy ciężar w żołądku – Po prostu mam katar i zgubiłem gdzieś
chusteczkę, którą dała mi Elizabeth. Zanim dotarłem do pubu to wykorzystałem,
że działają windy i skoczyłem szybko do pralni. Nie chciałem nikomu zabierać
koszulki lub innego ubrania, więc zabrałem tą szmatę. To źle?
- To szmata, którą
starto krew. Widać na niej przebarwienia. Dokładnie tak to wygląda jak się
wypierze zakrwawiony materiał. Każda kobieta wie, jak to wygląda. – powiedziała
Elizabeth.
- Skąd taka teoria?
– zapytałam,
podbijając swój głos, żeby nie było słychać jak bardzo drgały mi struny
głosowe.
- Bo nie rozumiem
co innego ta szmata mogła u ciebie robić.
- Ścierałam coś w
pokoju.
- Ścierałaś krew? Możesz
już przestać kłamać – Samfu spojrzał na mnie z uśmieszkiem – Cofnijmy Rewa i Yamę. Sprawcę mamy tuż przed nami.
Zdziwiło mnie to jak łatwo
posłuchali słów Samfu. Po chwili zostałam w środku sama. Nie widziałam aż tak
dobrze twarzy innych. Wydawało mi się, że w pomieszczeniu zrobiło się jeszcze
ciemniej.
- Masz coś do
powiedzenia, czy mamy głosować? – zapytał Aaron.
- Nie rozumiem, czemu
mnie podejrzewacie. Pierwszy raz widzę tą szmatę, ktoś mógł mi ją podłożyć.
Skupmy się lepiej na…
- Przestań chrzanić
Mayer – głos Sandry
był lekko zachrypnięty.
- Kto robił pranie?
– zapytała
Alice – Przecież ja i Lily ostatnio nie
chodziłyśmy do pralni.
- Ja robiłem pranie
– Lokaj
zagrzmiał z góry – Opróżniłem pralkę, bo
ubrania w niej zostawione byłby zbyt oczywiste.
- Pranie trwa dwie
godziny – przypomniała
Alice – To ma sens.
- Czyli Lokaj wyjął
pranie Julii i wsadził je do jej kosza, bo należało do niej – Samfu wydawał się
świetnie bawić – No cóż pokonana przez
system, uwielbiam to, jak działają zasady!
- Tylko czy
sprawca… - zaczął
Ethan.
- Morderca w tej
sprawie był osobą, która polowała na zdrajcę, ale nie wahała się zadać
zdradzieckiego ciosu od tyłu. Miała wszystko zaplanowane i wykorzystywała
znajomość piętra, ale też działała pod presją czasu. Osoba chciała ukarać
zdrajcę, zadając mu dosyć brutalną i bolesną śmierć – wyrecytował Jacob.
- Pasuje! Ona nigdy
nie trzymała się specjalnie grupy.
- To prawda, rzadko,
kiedy wchodziła z nami w interakcje – powiedziała Carmen.
- Coś mi tu dalej
nie pasuje… - Jacob
wyglądał na zamyślonego. Trzymałam kciuki, żeby powiedział coś więcej i zbił
trop ze mnie. W końcu to nie ja go zabiłam. Ja tylko…
- Czy możemy
głosować? Bo ja jestem pewien swojego głosu – powiedział Mycroft.
- Nad czym się
zastanawiasz Jacob? Co ci tu jeszcze nie pasuje? – zapytała Cecily.
Na twarzy mentora procesów widać
było głęboki proces myślowy. Nie odzywał się od chwili. Coś przetwarzał.
Podniósł głowę, a w jego okularach błysnęły refleksy. Spojrzał prosto na mnie:
- Julia powiesz nam
jak było? Pomogę ci z tego wyjść, jeżeli znajdę drogę. Jeżeli jesteś
morderczynią to i tak nic cię już nie uratuje. Jestem twoją ostatnią deską
ratunku.
Przeszedł
mnie dreszcz. Co mogłam teraz zrobić? Chciałam przeprowadzić ten proces tak,
żeby mój udział nie wyszedł na jaw, myślałam, że uda mi się tego uniknąć, ale
jak się okazało, żyłam w żmudnej nadziei. Przecież to ja prawie wprowadziłam
Oliviera do grobu. Musiałam się bronić, bo jeżeli grupa zostałaby przy tej
wersji to wszyscy mogliśmy zginąć. Byłam blisko zabicia tego zdrajcy, ale nie
ja to zrobiłam. Musiałam teraz to udowodnić.
- Co chcesz
wiedzieć? – postanowiłam
poprowadzić ten fragment z samym Jacobem.
- Wszystko, co się
naprawdę stało.
- Przyszłam do pubu
krótko po tym, jak zauważyłam, że opuszcza go Sandra. Od początku podejrzewałam
Oliviera, więc dlatego wybrałam pub. Widziałam jak raz wraca wieczorem i
„rozmawia” z Bobrem. Postanowiłam przygotować się na wszelki wypadek i
spróbować. Jeżeli to nie byłby on to pewnie bym nie szukała dalej. Wymontowałam
rurę i schowałam się na zapleczu, gdzie ją zamieniłam w zabójczą broń – złapałam oddech.
Wszyscy słuchali mnie z uwagą, ale najbardziej interesowało mnie zdanie Jacoba.
To on miał głos, który mógł przekonać grupę – W międzyczasie obserwowałam, jak do środka przychodzi Alice. Kompletnie
nie zwróciła na mnie uwagi, nie mogła mnie zauważyć bez wejścia na zaplecze.
Gdy poszła pojawił się on… Po chwili też przyszedł Lokaj. Była osiemnasta, więc
wiedziałam, że Olivier powiedział mu o spotkaniu. Postał tam chwilę, a gdy
wyszedł od razu ruszyłam do ataku. Odgadliście właściwie wszystko. Przebiłam go
rurą, nawet się nie odwrócił. Pędzel wypadł mu z rąk, krwi było dużo… bardzo
dużo. Myślałam, że już tym go zabiłam, ale próbował wstać. Nawet na mnie nie
patrzył. Podniosłam go i pociągnęłam na tyły sceny. Miałam całe spodnie w jego
krwi. Przytrzymałam go i przybiłam najpierw jedną, a potem drugą rurą. Zawisł i
zamknął oczy. Byłam pewna, że to tyle. Chciałam się go po prostu pozbyć.
Zdrajcy nie zasługują na jakiekolwiek szanse, szczególnie, że on bawił się
naszymi życiami – w miarę mówienia, byłam coraz bardziej uniesiona.
Próbowałam się, chociaż trochę uspokoić.
Chociaż zrobiłam chwilę przerwy
żeby złapać oddech, to nikt się nie śpieszył, żeby coś powiedzieć. Czekali i
słuchali.
- Tak czy siak, jak
tylko zobaczyłam, że wypluł z siebie więcej krwi niż myślałam, że pomieści jego
ciało, zaczęłam sprzątać. Wzięłam tą szmatę, którą Alan teraz wyciera nos i
zaczęłam wycierać krew. Chciałam wytrzeć więcej, bardziej to posprzątać, ale
ledwo zaczęłam i usłyszałam kroki na korytarzu. Spanikowałam. Ledwo przemogłam
się żeby pobiec na zaplecze. Szmatę schowałam przy bluzie, tak żeby nie pokapać
po drodze. Zdążyłam jeszcze tylko wytrzeć buty, żeby nie zostawiać śladów. Mam
dobry słuch i jedyne, co słyszałam, to ciężkie kroki i odchrząknięcie. Nie
wiem, kto tam wszedł, ale uciekłam zapleczem, żeby jak najszybciej się ogarnąć.
W pralni zrobiłam pranie i się przebrałam, wyrzucając też tam szmatę. To tyle.
Nie wiem kto tam wszedł, ani kto zrobił dziurę w gardle, ale to nie byłam ja.
Wypuściłam
powietrze z płuc. Czułam ulgę. To nie było łatwe. Nie byłam morderczynią.
Rzadko kiedy łamałam zasady, ale teraz chciałam wykorzystać moment. Może i to
było samolubne, ale teraz zrozumiałam, że Raphael miał rację. Nadszedł moment,
zdarzyło się i zaatakowałam. Czułam się z tym trochę źle, ale to nie ja
zabiłam. Przyczyną śmierci było wyciągnięcie języka. Nie ja to zrobiłam.
- Jeżeli to jest
prawda to zmienia postać rzeczy. Liczą się tylko alibi związane z godziną
zabójstwa i zmienia się profil mordercy. Ktoś dobił Oliviera – ciszę przerwał
Jacob.
- Naprawdę w to
wierzysz? – zdziwił się
Samfu.
- Jak dla mnie to
tylko potwierdzenie faktu. Akurat uwierzę, że pojawił się magiczny sprawca,
który zobaczył ledwo żywego Oliviera i go szlachetnie dobił – powiedziała Sandra.
- Przecież to
bardzo wygodny scenariusz – Maks poprawił kapelusz – Sprawca
numer dwa mógł tylko dobić, a wejście, zabicie i wyjście to znacznie mniej
informacji niż cała reszta.
- Tylko tym
zabiciem było wyciągnięcie języka. To najbardziej zastanawia – powiedział Yama.
- W sensie?
- W sensie, kto
normalny dobija w ten sposób? Można było właściwie go tylko dobić, a ktoś
zrobił coś takiego.
- Julia to zrobiła,
nie rozumiem dlaczego próbujecie ją bronić – Mycroft wyglądał jakby nie mógł zrozumieć jak
ktoś może mieć inne spojrzenie na sprawę od niego.
- Możemy głosować?
– zapytała
Cecily.
W tle zaczęło bić serce. Dokładnie
tak samo jak podczas procesu Raphaela. Wszyscy
zginiemy, pomyślałam.
- Nie zagłosuję,
póki tego nie sprawdzę – stwierdził sucho Jacob – Mówiłaś,
że wypuścił pędzel, czyli go nie brałaś?
- Nie brałam. Leżał
w kałuży krwi.
- A notes? Nie
sprawdziłaś notesu? Po co go przeniosłaś aż na scenę? – zapytał Alan, który
w końcu nie musiał się wstrzymywać i przestał pociągać nosem.
- Nie dotykałam
notesu. Sprawca musiał go wziąć – stwierdziłam.
- To ciekawe… - Jacob się zamyślił.
- Dlaczego nie
sprawdzimy alibi innych osób? Przecież połowa osób straciła teraz swoją ochronę
– zauważył Aaron
- Właściwie alibi
stracił tylko Yama i Rew. No i może osoby, które były na lodowisku, ale to mało
realne. Wyszliśmy z lodowiska około osiemnastej dwadzieścia. To odpowiednia
ilość czasu na dojście do pubu, ale ja nie chodzę tak szybko, a Sandra oraz
Agatha nie wyglądają na bezlitosnych morderców, którzy wyciągają język przez
rozerwane gardło – Maks wytłumaczył to rzeczowo.
- Dajcie spokój
ludzie. Nawet, jeżeli znajdzie się grupa, która zagłosuje przeciw to dalej mamy
większość. Zaczynajmy głosowanie – Mycroft brnął twardo w swoje.
- Przedyskutujmy to
jeszcze raz. Jeżeli nie zmienicie zdania to nie będziemy stawiać oporu – obiecał Jacob – Mogę wiedzieć, kto jeszcze wierzy, że to nie
jest koniec?
Ręce podniosło siedem osób
oprócz Jacoba – Yama, Rewolwerow, Aaron, Maks, Alice, Carmen oraz Wendy. Po
drugiej stronie stał Samfu, Mycroft, Alan, Ethan, Audrey, Sandra, Elizabeth,
Cecily, Lily oraz Agatha, którzy byli święcie przekonani o mojej winie. Czy
wśród nich był morderca? Najprawdopodobniej. Próbował oszukać w ten sposób
grupę.
- Jeżeli tak ładnie
się podzieliliście, to dla wygody, jak to powiedział na poprzednim procesie
wasz nieżyjący już kolega, rozdzielmy was! – powiedziała Neri i klasnęła. Platformy rozjechały
się na dwie strony. Te, które należały do martwych zjechały na bok. Teraz moja
strona była bliżej Porywaczy, którzy znajdowali się tuż za naszymi plecami, a
grupa pod przewodnictwem Mycrofta była po drugiej stronie.
- Nie zobaczyłaś,
kto wszedł do pubu, co jest bardzo podejrzane, ale dlaczego uważasz, że w ogóle
ktokolwiek tam poszedł? – zaczęła Cecily.
- Spanikowałam i
uciekłam korytarzem, który był pusty. Sprawca musiał wejść do środka – odpowiedziałam.
- Nie mamy dowodu,
że ktoś w ogóle wszedł do pubu po Julii – powiedziała Elizabeth.
- Warto pamiętać o
dwóch zmienionych szczegółach – notesie i pędzlu – odgryzła się
Carmen.
- Przecież ona może
kłamać. To tylko notes i pędzel – Sandra brzmiała jakby nie wierzyła, na jak błahy
temat dyskutujemy.
- Kto pamięta o tak
drobnych szczegółach… Brzmi na taką samą historię, którą Raphael starał się nas
oszukać w momencie, gdy go przyparliśmy do muru – dodała Lily.
- Zauważ, że Julia
na nikogo nie wskazała, a obie rzeczy zostały przeniesione o spory kawałek – odpowiedział Aaron.
- Julia mogła je
przesunąć przypadkiem i sama o tym już nie pamięta! To niczego nie zmienia! - wykrzyknął Ethan.
- Zmienia i to dużo
Towarzyszu. Sprawca dowiedział się dzięki temu, że Towarzysz Olivier jest zdrajcą
i wykorzystał pędzel do dobicia go.
- Nie rozumiem jak
niby ktoś poza Julią, mógł wejść i na pierwszy rzut oka określić, że Olivier
jest zdrajcą. To brzmi na kłamstwo - stwierdził Mycroft.
- Wystarczyło, że
spojrzał na notes, który jak pamiętasz został przesunięty - obronił się Maks.
- Dlaczego w takim
razie wzięła szmatę? Przecież mogła ją już zostawić, to niczego nie zmieniało -
powiedział
Alan.
- To pokazuje, że
rzeczywiście myślała, że zabiła, a jednak tego nie zrobiła. W innym wypadku nie
uciekałaby z miejsca zbrodni - zauważyła Alice.
- W takim razie,
dlaczego nikt w zeznaniach nie powiedział o wizycie w pubie? To wskazałoby bez
problemu na Julie i by ją pogrążyło - stwierdziła Audrey.
- To by mogło
pogrążyć tą osobę. Ona nie miała żadnego interesu w wychodzeniu przed szereg - odpowiedziała
Wendy.
- Julia nawet nie
potrafi określić, czego dokładnie się wystraszyła. Wygląda jakby kłamała - Agatha powiedziała
te słowa niezwykle cicho.
- Przecież mówiła,
że słyszała chrząknięcie i ciężkie kroki na korytarzu- przypomniał Yama.
- Czemu przez cały
proces siedziała cicho? Prawie dała ci zginąć Jacob. Nie odezwała się nawet
słowem gdy cię oskarżałem, chociaż wiedziała, że to nie byłeś ty - Samfu skrzyżował ręce.
-Wiedziała, że jak
się odezwie bez ustalonych faktów to od razu na nią zagłosujecie. Teraz wiemy,
że są dwie niezgadzające się rzeczy, a wy dalej uparcie próbujecie ją pogrążyć
- warknął
Jacob.
Argumenty strony atakującej były
przez nas rozbijane. Czułam, że dzięki temu jest jeszcze nadzieja. Mogłam
walczyć i uratować wszystkich, których chciałam oszukać. Odkupić winy.
- Nie widzicie, że
czegoś tu brakuje? - ciągnął dalej chłopak - Julia
mówi prawdę. Ktoś wszedł do pubu po niej.
- Tylko kto to był?
- zapytała Cecily
- Po tych wszystkich faktach biorę pod
uwagę taką możliwość, ale kto to mógł być?
Platformy
ruszyły i po chwili wróciliśmy na swoje miejsca. Ponownie byłam w środku kręgu.
- Ja dalej zostaje
przy swoim. Nie wierzę w cuda - powiedział Mycroft - Ani w dobrodusznego sprawcę, który przyszedł i wykorzystał sytuację.
- Ja już sama nie
wiem - westchnęła
Audrey.
- Myślę, że jednak
ktoś mógł tam być - Alan się złapał za podbródek - Tylko
właśnie pytanie brzmi kto?
- Ciężki krok
wskazuje na mężczyznę - rzucił Yama.
- Albo na Audrey - Ethan spojrzał na
nią przestraszony.
- A to
chrząknięcie? Nie poznałaś go? - zapytał Alan.
- Przecież umiesz
naśladować głosy i dźwięki! Wystarczy, że go nam powtórzysz - powiedziała Wendy.
Zastanawiałam się czy całość pobytu została zaplanowana, bo wydawało mi się, że
na każdym kroku czekała mnie kolejna przeszkoda.
- Nie mogę - odpowiedziałam po
chwili i podniosłam rękę, teatralnie wciskając przycisk - "Zakaz naśladowania głosów męskich.".
Aaron
zaklął pod nosem. Sala pogrążyła się w ciszy, którą zdawał się przerywać
jedynie dźwięk bijącego powoli serca.
- To chyba twoja
jedyna szansa Julia - powiedział Maks.
- Jeżeli nam tego
nie wskażesz to nie możemy wiedzieć kto zabił. Lista jest zbyt długa - Alan wzruszył
ramionami.
-Przecież jak już
nas oszukasz to kara przed wyjściem nie będzie taka straszna - zauważył ironicznie
Samfu.
Znowu zrobiło się cicho. Ludzie
byli zmęczeni. Patrzyłam na nich zastanawiając się, co mogę zrobić. Czy miałam
jakiś wybór? Pamiętałam głos, który wtedy usłyszałam. Było to męskie
chrząknięcie. Co prawda nawet kobieta mogła wydać taki dźwięk, ale byłam prawie
pewna, że sprawcą był mężczyzna. Tylko kto? Yama? Rew? Mycroft? To były osoby
bez alibi. Nie wiedziałam… Traciłam skupienie, ale wizja kary nie zachwycała.
Byłam pewna, że to coś sadystycznego i bolesnego, niczego innego nie
spodziewałam się po tym miejscu.
- Zrobię to – powiedziałam.
- Wyśmienicie.
Teraz wystarczy, że każdy powtórzy swoje chrząknięcie po tym, co zrobi Julia.
Myślę, że bez problemu ustalimy dzięki temu, kogo wtedy usłyszała.
- Tylko czy
będziemy mogli być pewni, że ta osoba to sprawca? – zapytał Mycroft.
- Osoba widziała
miejsce zbrodni i weszła tam około osiemnastej trzydzieści. Nic o tym nie
mówiła, więc to musiał być sprawca – stwierdziła Cecily.
- Jesteście pewni,
że takie chrząknięcie będzie dało się rozpoznać? Jakoś tego nie widzę – parsknęła Sandra.
- Zdziwisz się
kiedy usłyszysz, jak dobrze naśladuje głosy – obronił mnie Alan.
- Będziemy w tym
razem – pocieszył
Jacob, wskazując na swoją bransoletkę. Wzięłam głęboki oddech. Ułożyłam
odpowiednio mięśnie i przypominając sobie tamten moment odchrząknęłam. Moja
bransoletka momentalnie zaświeciła na czerwono. Złamałam zakaz.
- Nagrałem to, nie
będziesz musiała łamać zakazu po raz kolejny – powiedział Aaron
odtwarzając jeszcze raz chrząknięcie. Nie byłam pewna, do kogo należy, bo nie
skupiałam się na tym, jak kto chrząka. Nie pomyślałam, że ta wiedza może mi
pewnego dnia uratować życie.
- Dobra, to teraz
po kolei. Każdy powinien odchrząknąć i następnie porównamy to z dźwiękiem z
nagrania – zaproponował
Jacob. Serce biło mi znacznie szybciej niż powinno. Z pewnością uratowałam
sobie teraz życie. Wiedziałem jednak, że gdy tylko wyjdziemy z sali to ludzie
się ode mnie odwrócą. Teraz w adrenalinie walczyliśmy o swoje życia, a gdy
powrócimy do codzienności to nikt nie będzie chciał się trzymać morderczyni.
Samfu przygotowywał się do
odsłuchania swojej próbki, kiedy nagle usłyszeliśmy stukanie. Ktoś uderzał w
platformę. Spojrzałam, szukając źródła hałasu i zauważyłam, że Rewolwerow
próbuje zwrócić na siebie uwagę grupy.
- Towarzysze, mam
coś do powiedzenia. To ja zabiłem.
Poczułam,
jak w jednym momencie, ktoś ściąga z moich pleców ogromny ciężar. Ulga, którą
ciężko było opisać. Przez sale rozeszły się zdziwione okrzyki. Miałam nadzieję,
że to nie żart, ale w mojej głowie pojawiały się też pytania – cała masa pytań…
- Jak to? – zapytałam.
- Rewolwerow,
zdajesz sobie sprawę, że to nie moment na twoje odloty? – zapytał Samfu,
który po raz pierwszy, w całym procesie, wydawał się być szczerze wystraszony.
Ja nie potrafiłam już myśleć logicznie. Byłam przegrzana i miałam ochotę już
stąd wyjść. Wrócić do siebie, napić się czegoś… Spojrzałam jeszcze raz w stronę
Rewa, który wlepiał we mnie spojrzenie. Było w nim pełno mądrości, której nie
widziałam wcześniej.
- To nie jest żart.
Zabiłem go. Właściwie od początku chciałem się przyznać, ale czekałem na
odpowiedni moment. Wahałem się. Przepraszam was za to Towarzysze. Przepraszam
za wszystko. Miałem moment zwątpienia… Gdy tylko zobaczyłem, że jest zdrajcą i
jeszcze dychał… Nie chciałem…
- Na to przyjdzie
jeszcze pora – powiedziała chłodno Cecily – Teraz
musimy zagłosować.
- Rewolwerow
błagam… powiedz, że kłamiesz – Audrey zrobiła się blada. Jej głos nigdy nie
brzmiał tak słabo.
- W sumie teraz
wszystko pasuje. W życiu nie pomyślałem, że to byłeś ty, bo atak od tyłu do
ciebie nie pasował, ale takie dobicie… że też na to nie wpadłem – Jacob odleciał
myślami.
- Czy jesteśmy
pewni? – zapytał
Yama – Jak zagłosujemy to już nie będzie
odwrotu, a jakoś nie mogę spojrzeć na to przyznanie się poważnie.
- Przysięgam wam,
że to ja za tym stoję. Uwierzcie mi Towarzyszu Yama – po czym odchrząknął.
Dźwięk pasował idealnie, do tego nagranego przez Aarona – Poszedłem tam, bo dalej szukałem zdrajcy. Gdy zobaczyłem to wszystko,
to miałem mieszane uczucia, ale po przeczytaniu notesu chciałem po prostu wziąć
to na siebie. Mam nadzieję, że wykorzystacie tą szansę Towarzyszką Mayer. Dałem
Wam to, chociaż dawać nie zwykłem. Niech nie będzie następnego razu – poprosił.
Odzywał się i budował zdania zupełnie inaczej. Składniej. W jego słowach
ukrywało się coś więcej niż komunistyczne idee. Poczułam wewnętrzny smutek. Gdy
prałam ubrania w pralni, to nieco pożałowałam tego, co zrobiłam. Nie zabicia
Oliviera, ale tego, że ktoś więcej przez to zginie. To była hipokryzja, której
pełno jest w ludziach, a ja byłam jej chodzącym przykładem. Rew wziął na siebie
ciężar mojej zbrodni. Nie mogłam określić, czy rzeczywiście od początku chciał
się przyznać, czy tylko tak mówił, bo chrząknięcie by go bezpośrednio wskazało.
Kara mogła nauczyć mnie trochę pokory. Musiałam zmienić podejście. Taka szansa
rzadko się zdarzała. Nadszedł czas na zmiany.
- Czemu to
zrobiłeś? – zapytał
Alan.
- Nie mam żadnej litości dla zdrajców
Towarzysze. Nie żałuje tego, co zrobiłem. Nie żałuje, że ja przyjmę karę, którą
dostałaby najodważniejsza z was. Mam nadzieję, że nie będziecie popełniać dalej
tych samych błędów i dacie z siebie wszystko… A teraz głosujcie! – ostatnie
słowa wykrzyczał.
- Głosuję na
Rewolwerowa Piotrowicza Iwaszowa – powiedział Jacob.
- Czyli to już
pewne? Ten proces jest tak pokręcony, że nie wiem już nic – westchnęła Audrey.
- Nie mogę
uwierzyć, że to zrobił Rew – Alice miała łzy w oczach.
- Możecie oddać głos?
Zamknijmy ten cholerny proces – Jacob wyglądał na zmęczonego.
- Nie zagłosuję – stwierdził Samfu.
- Nie musisz. Twój
głos nie jest potrzebny do zagłosowania.
- Głosuję na
Rewolwerowa Piotrowicza Iwaszowa – westchnął Maks.
- Głosuję na
Rewolwerowa Piotrowicza Iwaszowa – dodał Aaron.
Kolejne głosy przybliżały do
nieuniknionego. Chociaż nie wszyscy zagłosowali to Rewolwerow, wypięty i
stojący na baczność, poleciał w stronę środka.
- Nie wierzę, że to
robimy – powiedziała
Alice przyciskając przycisk „winny”. Bicie
serca narastało. Rewolwerow wyglądał jak posąg. Miał smutną, ale poważną minę.
Kolejne głosy trafiały na tablicę wiszącą nad nami. Nikt nie głosował na mnie.
Wszystkie głosy szły na Rewolwerowa, który obserwował cały czas mnie.
- Dziękuję – powiedziałam słabym
głosem. Zobaczyłam, jak powoli zamyka oczy.
- Siedemnaście
głosów na Rewolwerowa, jeden wstrzymany – przeczytał
Bobru.
- Zagłosowaliście
szybko, więc równie szybko poznacie werdykt – zawtórowała mu
Neri.
- Dodatkowo dodając
zeznania Rewolwerowa odgadliście dokładny przebieg sprawy – dodał mężczyzna – Więc poznacie odpowiedzi na pytania, które
was nurtowały. Kwestia sreberek i roli Oliviera w tym wszystkim.
- Zagłosowaliście
na Rewolwerowa Iwaszowa Piotrowicza oddając aż siedemnaście głosów. Jedna osoba
nie zagłosowała na nikogo. Nie przedłużając – osobą, która zabiła Oliviera
Naessa jest Rewolwerow Iwaszow Piotrowicz. Gratulujemy ponownej dobrej
odpowiedzi – Neri
zaklaskała teatralnie w dłonie.
Dźwięk bicia serca się
zatrzymał. Proces został zakończony, a mi udało się uniknąć śmierci. Wygrałam,
chociaż patrząc na Rewolwerowa z zamkniętymi oczami oczekującego na werdykt,
wcale nie czułam się wygrana.
--------------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
- Pozostałym Patronom z niższych progów
No to po kolei, witam Julio Mayer xd W końcu poznaliśmy jej zakaz, po czym go złamała. Ciekawe co się stanie z nią i Jacobem :V
OdpowiedzUsuńTo co powiedział Jacob, nie wiem czy to prawda, ale ship całkiem interesujący i niespodziewany.
Głos lokaja, który brzmiał jakby wydobywał się z głośnika... teoria z zamianą Oliviera i Lokaja się umacnia.
Myślę, że zrobienie rozdziału z perspektywy Mayer było małym błędem, bo w momencie, jak mówiła sobie w myślach, że to nie ona zabiła, to uwierzyłam w to od razu. Bo czemu miałaby kłamać sama sobie? Gdyby rozdział był od innej postaci, napięcie trzymałoby dłużej.
Ogólnie motyw, że Julia zrobiła to Olivierowi odrobinę nie pasuje do postaci, chociaż kilka rzeczy by się zgadzały, czyli szukanie zdrajcy (ale nie samosąd), bycie zdolnym do zabicia oraz zrobienie tego w okropny sposób.
Rewolwerow moim wybawcą ;_; Element kolumbijskiego krawatu pasował mi właśnie tylko do tej postaci, nikt inny raczej nie znałby takiej techniki.
Ofiary tego epizodu są chyba najbardziej opłakiwane przez fandom ;_;
Samfik oczywiście roznosi chaos, don't change my dude.
I tak na koniec, RIP friendship Julii i Oliviera, RIP Briess, RIP opinia publiczna Mayer, może tylko Jacob będzie chciał się z nią jakoś zadawać xd
Kara jej i Jacoba pojawi się już w kolejnym epizodzie, więc stosunkowo szybko ją poznacie. Jestem ciekaw jak widzicie teorie Lokaja-Oliviera i jak bardzo będzie się pokrywała z tym, co rzeczywiście się kryje za tym wszystkim :D
UsuńNapięcie mimo wszystko było trzymane bardzo długo, a chciałem bardzo sprawdzić jak poradzę sobie w opisywaniu rozdziału, w którym morderca analizuję proces i jego myśli poniekąd zdradzają to, że to zrobił - trochę pewien proces w ronpie V3. Nie wiem czy drugi raz się skuszę na perspektywę "mordercy" na proces, ale bardzo chciałem spróbować. Mam bardzo fajny plan na development Julii, ogólnie na całą postać, więc myślę, że za kilkanaście rozdziałów te trochę "niepasujące" elementy jakoś się wyjaśnią ;)
Właśnie to był ten moment, że sprawcą musiał (no pun intended) być Rew, ale nie pasował ten moment podstępnego ataku, który pasował z kolei do Julii, która nie ma takich honorowych zapędów jak nasz dzielny Komunista. Myślę, że czekają nas jeszcze przynajmniej dwa procesy, gdzie będzie dużo smutku i ofiar opłakiwanych przez fandom ;) Samfu dopiero zaczyna swoją drogę, oj rozkręci się w kolejnym epizodzie.
A motyw alienacji "morderczyni" będzie też ciekawie rozwiązany w kolejnym epizodzie.
Dzięki za komentarz!
To jest niesamowite nic dodać nic ująć. Jak zapowiadałeś że proces będzie skomplikowany, to nie spodziewałem się że do tego stopnia. Julia nie wiem co mam złego do tej postaci, niby ją lubię ale jakoś dziwnie nie może się wbić do 10, bo większość bukują faceci. Jeśli nawet sama Julia nie jest moją ulubioną postacią to sądzę że zdecydowanie dobrze ci wychodzi pisanie jako Julia przynajmniej moim zdaniem. Zdarza się w niektórych perspektywach że podświadomie wyczuwam że ciężko ci wejść w rolę szczególnie tak było w pierwszym dziale(nwm jak to napisać).
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału Julia jako osoba która wiedziała zbyt dużo, zrobiła co do niej należało w najlepszym momencie. Jednak nijbardziej denerwującą mnie postacią tego rozdziału tak jak przy poprzednim procesie jest Mycrofta, nie wiem dlaczego ale jego taką ciągła zatwardziałość gdy każdą z jego teoria da się obalić jest poprostu irytująca. Jeśli chodzi o sam proces to w mojej głowie ciągle mijały myśli o Dżamie jak wybawcy/zabójcy. Jednak to był Rew i skłamałbym jakbym powiedział że mi smutno, jednakże był on tak spodziewany że aż niespodziewany. W sensie tylko on był oczywistą osobą która wkręciła się mocno w polowanie/samosąd, po drugie chyba tylko on mógł wiedzieć o krawacie xD.
Kolejny motyw czyli sprawa Sandry, która prosiła o pomoc Wendy to było mocne, po Sandrze nigdy ale to nigdy bym się niespodziewał, aczkolwiek cieszę się że nie jest taką Sandrowa... chyba wiesz o co mi chodzi, raz była trochę poważna i to w idealnym momencie by chodziło o jej życie. Co do Jacoba i Julii zastanawia mnie niezmiernie jaką karę dostaną za złamanie zakazu.
Audrey moja Audrey zdecydowanie więcej mądrych, ważnych czy ciekawych kwestii poruszała w tym procesie niż w poprzednim, a poza tym dostała super scenę jak uratowała Jacoba<3.
Nie będę się chyba rozgadywał o Samfu, choć świetnym motywem było to wepchnięcie Jacoba w wir podejrzeń.pJeeeezzz nie wiem czemu ale ciągle wyobrażam sobie Samfu jak takiego nastolatka szukającego atencji, a tak naprawdę z biegiem rozdziałów postać, której się tak obawiałem leci do góry tabeli w niesamowitym tępienie oraz okazuje się być zdecydowanie bardzo inteligentna.
Napomknę jeszcze o samym procesie oraz sprawie zdrajcy. Zdrajcę obstawiłem źle, bo obstawiłem Rewa bardziej z robienia swego rodzaju mema ze swojej osoby, a raczej postrzegania tej postacie przez moją skromną osobę.
Zabójstwo było ciekawe ale serio przez chwilę mnie nastraszyłś, że to Julia. Sądzę że Brzuchomówczyni zdolna była do zabicia, jak każdy w tym hotelu ale nie każdy akurat w tym momencie co było pewną odpowiedzią. Chyba nikomu nie przyszło do głowy by myśleć że zrobiła to przykładowo Lily, która jest aż dziwne ale niesamowicie wrażliwa cały dział nie może się otrząsnąć po śmierci Dismasa i Raphaela jakby z którymś ją coś łączyły ale nie ważne sądzę, że poprostu zrobisz jej character developer dopiero od kolejnego działu.
Nie mniej jednak świetnie się czytało. Chyba serio się wkręciłem w historię, a szczególnie w niektóre postacie nie mniej jednak czekam na kolejny rozdział czekam z wypiekami na twarzy😊
Bardzo się cieszę, że tak bardzo spodobał się ten proces. Julia jest postacią neutralną i pewnie będzie miała wielu fanów jak i antyfanów. Prawda, niektóre perspektywy są łatwiejsze, a niektóre trudniejsze, ale Julię piszę mi się całkiem w porządku.
UsuńMycroft jest takim typowym typem, który trzyma się każdej teorii, którą wbije sobie do głowy. No i to jest najważniejsze, że do prawie samego końca nie wiedzieliście kto zabił :D Sandra dostała w sumie nauczkę, ale czy to nie zaogni znowu konfliktu? Ciężko powiedzieć, Sandra ma pewien motyw zaplanowany na kolejny epizod i to trochę zmieni jej priorytety. Ją też mi się nieźle piszę i chociaż wiem, że trochę niewykorzystany z niej potencjał to dobrze mi się czasami wczuć w kogoś takiego jak ona, która ma luźne podejście do sprawy, ale z drugiej strony jak trzeba to jest poważna. Audrey podratowała sytuacje w procesie, bez dwóch zdań.
Samfu dopiero się zaczął C: Trzeci epizod należy do niego! Właśnie od momentu "wystawienie na próbę" Jacoba zacząłem mieć na niego konkretny pomysł.
Brzuchomówczyni ma jeszcze swoją rolę do odegrania i chociaż Rewa uwielbiam i walczyłem, żeby pokazać wszystkim, że ta postać ma potencjał to Julia ma jeszcze za dużo w sobie, żeby ją zabić, a go zostawić przy życiu.
Dzięki za komentarz i cieszę się, że się wczułeś!
Muszę to napisać - Rozdział świetny ^^ Już w pewnym momencie myślałem, że to Yama, Mycroft, może jednak Julia, albo moja własna postać. Pomysł, że Oliwier śpi, wiedziałem, że miał tą swoją fazę! :D. Za takie trzymanie w napięciu i niepewności na pewno wielki plus :D W ogóle jeżeli chodzi o postacie to:
OdpowiedzUsuńJacob vs Samfu - Ta dwójka może mieć ciekawe epizody, tym bardziej, jeżeli Jacob wygrał wyzwanie i obronił się przed zarzutami, to Samfu jest mu coś winny :P W ogóle przedstawienie postaci Samfu 10/10 <3 Idealnie i oby tak dalej :D
Julia - No teraz w hotelu nie będzie mieć łątwo... zupełnie jak Nagito z 2 części :/ Ale postać dalej jest w moim top 10 :D
Rew - No niestety... A zdążyłem go polubić :< ale nie powiem, myślałem, że zabije jako 4
Audrey - Za to jak uratowała Jacoba totalnie kocham ją jeszcze bardziej
Scrum Debate udało się wam świetnie stworzyć i mam nadzieję, że w następnym epizodzie jeszcze będzie :D
No i teraz tylko czekać na egzekucję :/ A i jeszcze zostają kary... to też mnie zastanawia co to będzie.
Super, że się podobało. Niepewność była ważnym elementem tego rozdziału. Tak, Olivier został wprowadzony w sen, znaczy nie do końca, ale to zostanie wyjaśnione w kolejnym rozdziale. Jacob i Samfu to moje ziomki, którymi świetnie się prowadzi akcję i wytwarza jej zwroty ^^ Dwa Jacoby. W sumie tak, Julia teraz na pewno będzie miała jeszcze ciężej. Rew odegrał swoją rolę i myślę, że jakbym go przeciągnął jeszcze epizod czy dwa to byłoby za dużo. Audrey bardzo, ale to bardzo wierzy w Jacoba. Scrum Debate było eksperymentalne, nie pisałem jeszcze trzeciego procesu, ale możliwe, że i tu się pokuszę ^^
UsuńDzięki za komentarz!
Wow, just... Wow. Rozdzial naprawdę trzyma w niepewnosci. Do samego początku nie byłem na 100% pewny kto zabił. Sam motyw z dobiciem przez inna osobę też mnie zaskoczył. Co do samych postaci:
OdpowiedzUsuńNie spodziewałem się ze taka zamknięta w sobie i trzymająca sie z tyłu osoba jak Julia, zbierze się w sobie i będzie chciała łapać zdrajcę.
Mycroft being Mycroft - irytujący dupek. Wbija sobie do głowy jedną rzecz i nie wierzy, ze ktoś może myśleć inaczej.
Aż dziwne, że Sandy z własnej woli kręciła się koło Wendy. Czyżby w końcu okazała skruchę? Albo po prostu chce sie odkupic w oczach innych i to jakos wykorzystać?
Rew, oh biedny Rew. Będzie mi brakowało naszego komunisty. Mam nadzieję, że chociaż ostatni raz założy swój mundur oraz że postacie będą go dobrze wspominać.
No i nowy ship. Jacob x Audrey, trochę niespodziewane, ale kto by nie chciał tak złotej kobiety? XD
Na razie tyle. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
W sumie patrząc na to jak zdradziecko został zaatakowany Olivier to nie dało się przewidzieć Rewa. Zresztą nawet jakby się wiedziało o drugim sprawcy, to kto byłby na tyle specyficzny, żeby dobić umierającego... A jednak ^^ Julia to po prostu chytra kobieta bez skrupułów i zahamowań. Widzi, że może coś zmienić i przy okazji sprawić, żeby sumienie jej nie gryzło (Bo zabiła zdrajcę) to wykorzystała moment. Mycroft już taki jest, z jednej strony to ograniczone myślenie, z drugiej stara się punktować dobre i rzeczy i ogólnie chce szczerze coś dobrego dla grupy, tylko przedstawia to w kiepski sposób. Sandra próbuje się trochę odkupić, ale to bardziej ze względu na Lily, niż na to, że już nie ma problemu z Wendy. Rew będzie miał bardzo sarysfakcjonującą egzekucję, dosyć długą, na pewno drugiej takiej nie będzie ^^
UsuńDzięki za komentarz!
Omg, ten proces był naprawdę boski ♥
OdpowiedzUsuńJak zawsze, zaspoilerowałam sobie sprawcę i w trakcie czytania wyłapałam nawet kilka kwestii, które na to wskazywały, więc jestem bardzo zadowolona ♥ Szkoda mi Komunisty, bo nawet jeśli nie był moją ulubioną postacią to sceny z nim były wyjątkowe :D Będzie mi brakowało jego głupkowatych wstawek. Jego zachowanie zdecydowanie było unikatowe i nie jestem pewna, czy którakolwiek inna postać zastąpi choć trochę klimat, który wprowadzał :c
Perspektywy Julii według mnie pasuje idealnie i trzymała w napięciu. Przez cały proces zastanawiałam się, dlaczego jest taka zdenerwowana i co ukrywała, skoro sprawcą jest Rew. Kiedy w końcu wszystko opowiedziała byłam zaskoczona, ale wyjaśniło się też, dlaczego honorowy Komunista zaatakował tak bezbronną osobę jak Olivier. Nie pochwalam tego, co zrobiła, ale muszę przyznać, że skończyło się to po prostu genialnie ♥ Podoba mi się, do czego to wszystko zmierza ♥
Podobało mi się też zachowanie Jacoba. Coraz bardziej go lubię i jeśli kiedyś zginie, to mam nadzieję, że w bardzo interesujący sposób ♥
Scena z Audrey i wyznawaniem miłości była świetna xD ♥ Lubię, kiedy Goście kłamią, żeby bronić siebie nawzajem, szczególnie w taki sposób xD
Zachowanie Samfu też coraz bardziej przekonuje mnie do jego postaci. Jak wcześniej był tylko zwykłym dupkiem, tak teraz dupkiem, który rzeczywiście coś zmienia. Pewnie skończy przez to beznadziejnie, ale chciałabym zobaczyć, jak bardzo się rozkręci w następnych rozdziałach ♥
Sandra też była świetna. Pamiętałam, co mówiła podczas śledztwa Jacobowi i byłam zdziwiona zachowaniem Mycrofta i Wendy. Rozumiem ich zagranie, było trochę chamskie, ale warte zobaczenia proszącej o pomoc Uwodzicielki c:
Podsumowując: Proces był po prostu boski i czekam cierpliwie na egzekucję Komunisty, a także kary dla Jacoba i Julii ♥
Śmierć Rewa to dziura, której niestety nikt nie uzupełni w podobny sposób, ale i tak jestem dumny, że rozwiązałem jego motyw, tak, a nie inaczej ^^ Ale się jaram, że udało mi się tak namotać w waszych głowach :D Perspektywa Julii bardzo mi tu pasowała. Brakowało mi w Ronpie trochę więcej kłamania, więc teraz śmiało dorzucam te motywy ^^ Jacob i Samfu to strasznie ciekawy duet się teraz stanie. Sandra musiała się nauczyć odrobiny pokory. Egzekucja już tuż tuż, a na karę będziecie musieli troszkę poczekać, ale też nadejdzie, jeszcze w tym epizodzie.
UsuńDzięki za komentarz!
1/2?
OdpowiedzUsuńNo proszę, proszę. Czuję się całkiem zaskoczony osobą sprawcy. Rewolwerow od początku był jednym z głównych podejrzanych, ale było to tak wyeksponowane, że aż mało prawdopodobne, nie mówiąc już o tym, że osobiście nie pasował mi do profilu sprawcy, nawet po tym jak wyszło, że zabójca tylko dobił. Odniosłem wrażenie, że był on osobą honoru do tego stopnia, że nie zabiłby nawet zdrajcy w takiej sytuacji – zrobiłby to w uczciwej walce. Moim zdaniem trochę to nie pasuje do jego osobowości, jednak mogłem źle go zinterpretować. Tu w tym miejscu muszę dodać, że jak na razie zapowiada się na poniekąd drugą „spontaniczną” zbrodnię, więc mam nadzieję, że następny rozdział rozwieje moje obawy :). Przypuszczam, że Rewolwerow miał jakąś przeszłość ze zdrajcami, która wyjdzie wtedy :D
Przechodząc dalej, rozdział był całkiem długi i uważam, że wręcz za długi. To jest, patrząc na formę jaką jest powieść, bo w przypadku gry nie byłoby z tym żadnego większego problemu. Jak zawsze zaznaczam, jestem minimalistą, który uważa, że czytelnik powinien dostać jedynie minimum tego co potrzeba, a reszta niezwiązanych z główną akcją lub żadnym z pobocznych wątków elementów jest zbędnym dodatkiem, przez co na pewno starałbym się skrócić co się da. Nie będę wchodził w konkrety, bo trochę mija to się z celem, ale na myśli miałem to, że w moim odczuciu drugi proces czytało się mniej płynnie niż pierwszy. Wiadomo – był trudniejszy przez co rozwiązanie go nie było aż tak proste, ale uważam, że zadaniem pisarza jest dostosowanie tego do stopnia, gdzie doświadczenie czytanego tekstu nie traci w żadnym stopniu. Wnioskuję, że chciałeś zrobić to w realistyczny sposób, ale świat powieści nigdy taki nie będzie, niezależnie jak wiele się w to włoży by stwarzał takie wrażenie. Fikcja rządzi się swoimi prawami, które spokojnie mogą być nagięte w porównaniu do naszego świata, choć oczywiście, te zmiany muszą być wobec siebie konsekwentne. W każdym razie, bo czuję, że powoli zaczynam gubić mój główny punkt, jeśli już dawno tego nie zrobiłem. Chciałem zasugerować to, żebyś nie bał się braku obecności tych całych „ziemniaków” i nie stwarzał ich na siłę. Nie trzeba być głupim by nie mieć racji, więc, zwłaszcza że te postacie opisywane są jako ci „ultimatci”, w mojej opinii nie stoi nic na przeszkodzie, żeby wykazywali się do pewnego stopnia ponadprzeciętnością w porównaniu do normalnych ludzi. Z drugiej strony, wydaje mi się, że na którymś streamie mówiłeś coś o tym, że dostaliście do Pecca prawie samych „superbohaterów”, a oczekiwaliście też takich słabiej kapujących. Więc teraz pytanie, czy mówiąc o Pecca nazywanie ich Ultimate, które przypuszczam wyszło poniekąd by łatwiej przybliżyć koncept talentu i porównać go do Danganronpy jest słuszne? W tekście nie wydaje mi się, żeby cokolwiek większego na temat talentów było już zaczęte, ale zgaduję, że później może to wrócić, więc zastanawiam się nad tym. zdaje mi się, że na discordzie widziałem to opisane jako „ostateczny” co wygląda mi trochę na kalkę z angielskiego, ale także może mieć drugie dno, zakładając coś w stylu, że okaże się, że ta grupa jest ostatnimi ludźmi na Ziemi… Ehh… Ten akapit wyszedł mega długi i chaotyczny, ale mam nadzieję, że chociaż akceptowalnie jasny do jakiegoś stopnia. W każdym razie, dodam jeszcze tylko, że osobiście, gdybym pisał procesy, prawdopodobnie zdecydowałbym się na wprowadzenie jakiegoś dodatkowego „moderatora” dyskusji, który bynajmniej na początku procesu wskazywałby gościom temat, na który powinni rozmawiać i może, dawać ograniczenie czasowe.
2/2
OdpowiedzUsuńNastępnie, chciałbym zwrócić uwagę na zapis liczb. Przyznam, do tej pory nie rzucało mi się to aż tak, ale w tym rozdziale, to było wręcz zbyt widoczne, bo pojawiło się całkiem ich sporo i chyba za każdym razem, niezależnie od wielkości były one zapisane słownie. W sumie, konsekwencja jest, więc sugerując, że jest coś z tym nie tak trochę zaprzeczam sam sobie, ale sądzę, że w tym przypadku wygodniejszym zarówna dla autora jak i odbiorcy byłby zapis cyfrowy, zwłaszcza w przypadku godzin. Kiedyś w wydawnictwie słyszałem od której liczby powinno zmieniać się formę, ale oczywiście, zapomniałem xD. Dlatego, sugerując się SJP są trzy główne opcje: wszystko cyframi; 0 do 9 słownie, a wzwyż cyfrowo; albo od 0 do 99 słownie i 100+ cyfrowo. Oprócz tego, daty (pomijając miesiąc, jeśli w formie nazwy) i godziny zawsze cyfrowo. Sam nie lubię stosować się do zasad i fikcja w przeciwności do stylu naukowego poniekąd to wybacza, jednak zwłaszcza w przypadku podawania czasu, byłbym za tym, żeby jednak stosować zapis cyfrowy. Ułatwia to na pewno czytanie i przede wszystkim, rozpoznanie, że jest to podana godzina. :D
Dobra, myślę, że wszystko co miałem napisać już napisałem, więc czas na luźniejsze przemyślenia. :)
Sala procesowa. Przyznam, że czytając przypomniało mi się, że zmieniała się ona też w Danganronpie i muszę powiedzieć, wystrój w czasie tego procesu całkiem podobał mi się :)
I oczywiście, byłem pewny, że w końcu się kiedyś pojawi ta podzielona debata, której nazwy oczywiście znowu nie pamiętam :P. Wiedziałem, że nadejdzie ten moment.
Tym razem okazało się, że pechowiec miał szczęście w nieszczęściu. Z wszystkiego co mógł wziąć jako chusteczkę, musiał wybrać zakrwawioną szmatę, która była dowodem w sprawie. W sumie, nawet się przydała, więc ciężko powiedzieć czy jego talent zadziałał jak zwykle, czy przeciwnie. Tu też dodam, w jednej z moich dotychczasowych teorii co do zakończenia, zakładam, że to właśnie on będzie jedynym przetrwałym tej gry. Bo w końcu, większym pechem nie musi być śmierć, lecz patrzenie jak wszyscy dookoła umierają :D
Kiedy Samfu przepytywał detektywa, w pewnym momencie, zapytał co on robił przez pół godziny po znalezieniu ciała SAM. Czy to podkreślenie słowa ‘sam’ nie jest przypadkiem nawiązaniem do pewnego znanego szamana, który na szczęście, nie jest już SAM? xD
I finałowo, literówki. Pod koniec brakuje polskiego znaku w „dziękuje” i „wiec”. Do tego, w Ameryce Południowej jako nazwie geograficznej oba słowa powinny być z dużej, a jest tylko pierwsze.
No, to dzisiaj troszkę się rozpisałem. :D Wyszło koło tysiąca słów co jak na razie jest chyba moim rekordem tutaj, więc mam nadzieję, że uda mi się to wszystko dobrze przekopiować. Z tego powodu, zaznaczam oficjalnie koniec komentarza w tym miejscu i widzimy się pod następnym rozdziałem ;)
Uczciwość Rewa raczej zamykała się tutaj w tym, że on chciał dopaść Zdrajcę. Nie udałoby mu się to, bo Olivier był umierający więc poświęcił się żeby "niewinna" osoba (bo jednak Julia działała też w celu dorwania Zdrajcy) mogła działać dalej. Gdyby Oliviera dało się uratować to pewnie by to zrobił, ale on widział, że Artysta umiera, a nie chciał żeby ktoś inny poszedł do piachu za zdrajcę. Z drugiej strony chciał czegoś nauczyć Julii. Taki mentor :D
UsuńProces był skomplikowany, to na pewno zaważyło na długości, ale powiem Ci, że po prostu jak zacząłem pisać... Nie mam pojęcia kiedy to zleciało. Przewidywałem max 25 stron, a gdy "wybudziłem się" z transu to nagle miałem ich ponad 30. No, ale myślę, że kolejny proces będzie spokojniejszy. Ten po prostu trochę zasługiwał na rozpisanie.
Co do talentów to uważam, że nie ma co patrzeć dokładnie na to, że "ultimate" = "ponadprzeciętny". To było trochę takie zaznaczenie, że ktoś nieźle działa w danej dziedzinie, zdecydowanie lepiej niż inni ludzie, ale to nie równa się byciu kozakiem w, chociażby, logicznym myśleniu. Trochę drętwo to brzmi, ale wiesz, w czym rzecz. Po prostu to trochę takie oparcie się o koncept, ale tak naprawdę nie oznacza jeszcze niczego konkretnego. No i prawda jest taka, że w kolejnej części będę szukał "ziemniaków", czyli po prostu indywidualności. Postaci, które będą się w końcu wyróżniały czymś więcej. To wszystko będzie miało ręce i nogi, wciąż dochodzę do wniosku, że Peccatorum to taki trening. Badanie rynku i szykowanie się pod dwójkę. Tam będę chciał lecieć na całego, eksperymentować z najbardziej srogimi motywami, ale na wszystko przyjdzie czas :D
Kolejna wielka zagwozdka w moim życiu. Ja nie lubię pisać tych długich "dziewięćdziesiątek, sześćdziesiątek" i całej reszty, ale byłem pewien, że to jest kompletnie nie do zaakceptowania. Wydaje mi się, że któraś z polonistek na mojej drodze mi to wbiła do głowy... Tak czy siak, jeżeli rzeczywiście tak jest, to na pewno mi się przyda. Uznałem, że sala procesowa, która nieco zmienia wygląd daje szansę trochę bardziej wczuć się w klimat konkretnego procesu ^^ Debata to był totalny spontan, ale bawiłem się całkiem nieźle przy tym, więc może i spróbuje (jak będzie pasowało) tego samego zabiegu w kolejnym procesie.
Tak, Samfu nawiązywał trochę do osoby pewnego Szamana, którego stan już nie jest aktualny xDD Literówki poprawiam, a za komentarz(e) bardzo dziękuję!