Epizod II - Rozdział 17: Zdrajca (Audrey King)


Rozdział 17: Zdrajca (Audrey King)

Rozdział siedemnasty, z perspektywy, która na pewno was zaskoczy, z końcówką, która zaskoczy jeszcze bardziej! Jesteśmy gotowi na to, że decyzji pod koniec rozdziału nie zrozumiecie, ale też pewni swojego i planu jaki mamy. Historia nie jest przewidywalna. To co się stanie, to dopiero początek ;) Życzymy miłej lektury, po przeczytaniu zapraszamy do dyskusji w komentarzach oraz na Discordzie, a także w imieniu swoim i Neri życzymy szczęśliwego Nowego Roku!

---------------------------------------------------------------------- 

                Ogłoszenie, które spadło na nas niczym wyrok, przypominało te sytuacje, które zdarzają się u człowieka parę razy na całe życie. Odbierały one siły, ściskały gardło i powodowały ból brzucha. Nie lubiłam być tak zdenerwowana, ale jak mogłam nie przeżywać informacji, że wśród Nas jest zdrajca? Cholerni niewdzięcznicy, pomyślałam. Karmiłam ich i starałam się żeby poczuli się jak w domu, a oni ciągle coś wydziwiali i wymyślali. Czy oni naprawdę nie mogli po prostu żyć i współpracować? Zagryzłam zęby. Zapewne bym ich skrzyczała, gdybym tylko mogła. Niestety zakaz zabraniał mi podnoszenia głosu. Od tamtego momentu musiałam się bardzo pilnować, bo czułam, że kary były surowe.
                Spojrzałam na resztę. Wszyscy rozglądali się po sobie jakby dopiero się zobaczyli. Nie podejrzewałam nikogo, chociaż wątpiłam, żeby to, co powiedział Lokaj było kłamstwem. Agatha podniosła się i oparła o stolik. Wyglądała na przerażoną.
- Jest wśród nas zdrajca? – zapytała Julia – To jest ta podpowiedź, która ma nam pomóc?
- Tak. Zgodnie z umową – odpowiedział spokojnie Lokaj.
- Miałeś nam pomóc, a nie wprowadzić zamęt. Nie mogłeś przekazać tej informacji po prostu mi albo Alanowi? – zdenerwowała się.
- Sami się Państwo zgodziliście na coś takiego. Poza tym informacje muszą być sprawiedliwie, bo pomagam całej grupie, a nie tylko pojedynczym osobom. Przynajmniej na tych zasadach, które panują w hotelu – widać było, że jest nieco wybity z rytmu.
- Jakbyś tylko ty to usłyszała, to nikt by nie wiedział o zdrajcy – rzucił Samfu.
- Niby dlaczego? – zdziwiła się.
- Bo jesteś zdrajczynią? Przecież ciągle gdzieś znikasz i jeszcze masz taki talent, jaki masz. Czy to może być bardziej oczywiste?
- Chyba mieliśmy się nie podejrzewać i nie popełnić błędu z poprzedniego razu – przypomniał Maks.
- Poza tym wiadomo, że zdrajcą jest kapelusznik – zaśmiała się Sandra. Maks skwitował ją spojrzeniem, które wyrażało wiele zmęczenia i cierpienia, ale nie odpowiedział.
- Możemy być pewni tylko tego, że Alan nim nie jest – uspokoił wszystkich Jacob, wchodząc na środek, pomiędzy nas.
- Jest w pokoju, a Lokaj mówi, że widzi wśród nas zdrajcę. Alana tutaj nie ma, więc jako jedyny nie jest podejrzany – zgadła Alice.
- Dokładnie. Co do reszty to nikt nie powinien się jeszcze obwiniać, obiecuję wam, że do wieczora znajdę zdrajcę i go wam przyprowadzę. Mam nawet plan jak to zrobić.
- Jacob, czy ty czasami mógłbyś być w końcu cicho? Rozumiesz, że mówiąc tak, tylko prosisz się o śmierć? – żachnął Yama.
- Zdrajca mnie nie zabije, a wątpię żeby ktoś mógł mu pomóc, w końcu nikt nie lubi zdrajców, prawda? – Detektyw jak zwykle był pewny siebie. Miałam czasami wewnętrzną ochotę zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy, ale lubiłam tego drania. Mogłam go nazwać dobrym człowiekiem, który próbował nas wszystkich uratować.
- Dlaczego zdrajca cię nie zabije? – zapytała Cecily.
­- Bo ktokolwiek jest zdrajcą jest też tchórzem, który woli współpracować z Porywaczami zamiast nam pomóc. Podaje informacje i opowiada, co robimy, a sam boi się wyjść przed tłum. Taka osoba mnie przecież nie zabije – zaśmiał się, jakby prowokował potencjalnego zdrajcę. Może taki właśnie był jego plan? W końcu ktoś z nas musiał być zdrajcą. Stał i przysłuchiwał się temu wszystkiemu, w niemej bezsilności. Poczułam się naprawdę nieswojo w tej grupie, a dbałam żeby relacje układały się naturalnie i ludzie trzymali się siebie. Gotowałam im z miłością, bo wiedziałam, że wkładając emocje w pokarm, mogłam przenieść go do tych, których karmiłam.
                Elizabeth westchnęła głośno:
- Jeżeli tak to ma znowu wyglądać, to wybaczcie, ale pójdę w swoją stronę. Przynajmniej póki ta błazenada się nie skończy.
- Myślę, że mało, kto będzie chciał teraz przebywać w jednym pomieszczeniu – zauważył Maks – To smutne, że musimy sobie cały czas skakać do gardeł.
- Ale możemy zrobić polowanie! Zdrajca jest wystawiony na tacy, kto pierwszy go złapie ten na pewno zapunktuje w grupie! – Samfu wykrzyknął te słowa, po czym wzniósł ręce w górę.
- Opanuj się – warknął Aaron.
- My stąd spadamy – Sandra objęła Lily – Nie będziemy brały w tym udziału.
- Wszyscy powinniśmy stąd pójść i po prostu robić to, co byśmy robili – zdenerwowała się Wendy – Czemu musicie robić taką chorą nagonkę…
- Myślisz, że zdrajca wiedząc, że ktoś na niego poluje będzie siedział spokojnie? – zapytał Yama.
- Myślę, że powinniśmy po prostu cieszyć się tym, co mamy i współpracować żeby stąd wyjść! Czemu musimy sobie rzucać kłody pod nogi?
- Bo jest wśród nas jebany zdrajca? – parsknął chłopak przecierając twarz dłonią – Rób jak uważasz, a jeżeli zdrajca nie jest dla ciebie zagrożeniem, to może to twój chłopak, co?
Wszyscy skierowali spojrzenia na Mycrofta. Wyglądał na dalej osłabionego, ale na jego twarzy gościł już charakterystyczny uśmiech.
- Schlebiasz mi, ale gram po naszej stronie – nie wyglądał na zdenerwowanego oskarżeniem.
- Zdrajca to poważne zagrożenie – przytaknął Ethan.
                Przed grupę wyszedł Rewolwerow. Na jego parszywej gębie widać było niesamowite skupienie oraz powagę. Zasalutował przed Jacobem i wykrzyknął, zdecydowanie za głośno jak na daną sytuację:
- Towarzyszu Jacobie, przysięgam, że nie spocznę póki nie złapię z tobą zdrajcy. Nie obiecuję, że doprowadzę tą gnidę żywą, ale poświęcę na to całe siły.
- Rew, tylko ostrożnie błagam… - poprosił Jacob.
- Zobaczycie Towarzyszu – szepnął i ruszył w stronę wyjścia. Przez dobry moment całe pomieszczenie wydawało się przesiąknąć ciszą.
- To kolejny powód, dla którego lepiej się nie wychylać – powiedział Mycroft – Na miejscu zdrajcy bym się po prostu pokazał. Przecież nikt go nie zabije, chyba, że woli wpaść w łapy Rewolwerowa.
- Och to prawda – Jacob wyglądał jakby go olśniło – Jeżeli zdrajca zechce się poddać to może przyjść do jadalni. Ułatwi sobie i nam życie i sprawi, że nikt nie będzie musiał zginąć.
To zakończyło dyskusję. Grupa rozeszła się, a ja ruszyłam w stronę kuchni. Wolałam skupić się na gotowaniu i na poprawie nastroju ludzi, niż na uganianiu się za potencjalnym zdrajcą. Zresztą nie miałam pojęcia, kto nim może być. Najbardziej podejrzany z całej grupy wydawał się Jacob i Julia, ale ani jedno ani drugie nie wyglądało mi na zdrajców. W mojej głowie pojawiła się myśl, co właściwie może być charakterystyczne dla zdrajców, ale to również było ciężko sobie wyobrazić.
                Schodząc i skręcając przy recepcji zauważyłam, że idzie za mną parę osób. Wśród nich znajdowały się Julia, Aaron, Carmen, Yama oraz Elizabeth, która zarzekała się, że nie chce mieć z tym nic wspólnego. Całą szóstką weszliśmy do pomieszczenia. Pozostali usiedli przy stole, a ja zaczęłam zastanawiać się, co chciałabym zrobić na obiad i jak mogę poprawić humor grupy. Zależało mi na tym, bo nie chciałam, żeby przez ogłoszenie Lokaja doszło do kolejnego morderstwa. Sytuacja była napięta. W głowie pojawił mi się pomysł na zrobienie gołąbków oraz kartofelków, wszystko w sosie grzybowym z różnymi wariantami, dodatkami i paroma surówkami. Zaczęłam od wrzucenia paru kapust do garów, żeby zmiękły i nabrały wilgoci. Na boku przygotowałam mięso i całą resztę na farsz oraz wybrałam wiadra ziemniaków. Grzyby wrzuciłam na patelnię i zaczęłam podsmażać na wolnym ogniu, żeby powoli wydobywały z siebie swoją esencję. Na surówki nie miałam jeszcze pomysłu, ale zaczęłam od przygotowania warzyw i umycia ich w zlewie. Żałowałem momentami, że nie miałam swojej ekipy z Leeds, który potrafiła mnie zdenerwować, ale pracowała na moje zawołanie i pozwalała na tworzenie jedzenie w każdej ilości i najlepszej jakości.
                Wtedy zdałam sobie sprawę jak mogę poprawić humory grupy. Nie przysłuchiwałam się o czym rozmawiali do tej pory, ale postanowiłam się włączyć:
- Słuchajcie – przerwałam mówiącej teraz Elizabeth.
- Nie, właściwie i tak już idę. Chciałam tylko wziąć resztki i wracam do Alana, nie chcę żeby coś mu się stało - i zanim zdążyłam zaprzeczyć wyszła z jadalni niosąc nieduże zawiniątko.
- Wracając… - wyjście trochę wybiło mnie z rytmu – Chcę dzisiaj wieczorem zorganizować taki wieczorek z gotowaniem. Przygotować trochę bardziej skomplikowane danie i podać je następnego dnia, tak dobre, że będziecie chcieli tylko leżeć i nikt nie pomyśli nawet o zabijaniu. Zaczęlibyśmy chwilę przed dziewiętnastą, bo to, co mam w głowie zajmie przynajmniej trzy godziny, więc skończymy przed ciszą nocną.
- Pomysł jest naprawdę świetny Audrey – powiedział Aaron wstając – Ale niestety muszę… - spojrzał na Carmen – …musimy dalej szukać informacji. Okazało się, że pracownia ma dostęp do wielkiego, ogromnego archiwum plików. Być może to wszystko podpucha Porywaczy, ale nie jestem tego pewien, więc będziemy dalej próbować.
- W sumie ja z chęcią przyjdę – powiedziała Carmen ku zaskoczeniu Informatyka.
- Okej, jak chcesz – rzucił i ruszył w stronę wyjścia.
- Cieszę się, a tobie powodzenia w robocie – powiedziałam w stronę wychodzącego Aarona. Śmieszyło mnie trochę to, że Aaron dalej nie uznawał, że nasi „Porywacze” to tak naprawdę Duchy. Przynajmniej tak się prezentowali. Carmen i Aaron wyszli pozostawiając ze mną w jadalni Yamę oraz Julię.
- Pomysł jest spoko – rzuciła beznamiętnie Julia – Ale ja wolę dzisiaj unikać tłumów. Wystarczy mi jedzenie, poza tym nie planuje wyściubiać nosa za drzwi.
- Ja też raczej odpadam – odpowiedział Yama – Ale żebyś nie czuła się samotna to przyślę tu Ethana, on na pewno będzie chciał dla bezpieczeństwa trzymać się w grupie. Samfu też pewnie przyjdzie jak znudzi mu się poszukiwanie zdrajcy.
- Może zwerbuje jeszcze kogoś po drodze – powiedziałam, chociaż trochę mnie zakłuło to, że nikt się bezpośrednio nie zgłosił.
- Cała ta sytuacja jest trochę obłędna – stwierdził Pokerzysta, myśląc nad czymś intensywnie.
- Obłędne jest to, że ktoś pomimo tego jak jesteśmy tutaj więzieni, pomaga tym cholernym duchom – zadrwiła Brzuchomówczyni.
- Wszystko układało się dobrze, więc coś musiało w końcu pójść nie tak – westchnęłam zaczynając na boku obierać ziemniaki. Robiłam to na tyle sprawnie, że kolejna bulwa wpadała do garnka z wodą średnio, co trzy sekundy
- Może to jest ta choroba? – zapytał Yama.
- W sensie? – odpowiedziała pytaniem Julia.
- Ten wirus. Widzicie, niby jesteśmy zarażeni, a jakoś nie widać objawów. Może to bardziej choroba psychiczna, która po prostu zmusza nas do złego?
- Co do braku objawów to raczej zasługa Lokaja – wtrąciłam – Jak gotuje to daje mi specjalne przyprawy, które mają działać jako dzienna dawka leków.
- Co? – dziewczyna spojrzała na mnie, prawie wrogo – Nie sądzisz, że powinnaś o tym nam powiedzieć?
- Elizabeth już to badała w wolnej chwili i nic nie znalazła, więc chyba nie było sensu – odpowiedziałam urażonym tonem głosu.
- To i tak jest dziwne – upierał się przy swoim chłopak. Zaczął bawić się włosami, czego bardzo u niego nie lubiłam. Po prostu mnie tym denerwował. Skupiłam się na ziemniakach.
- Jak dla mnie oni kłamią. Prawie na każdym kroku. Próbują w nas wywołać  ciągłą niepewność – Julia westchnęła – Czy tylko dla mnie to jest takie oczywiste?
                Dyskusję przerwały otwierające się drzwi. Do jadalni wszedł Jacob. Marynarka była zapięta na jeden guzik, szedł wyprostowany i pewny siebie. W okularach było widać błysk. Wiedziałam, że zaraz zacznie opowiadać o różnych pomysłach i teoriach i rozkręci się jak za każdym razem:
- Mała grupa? Wybornie, będziecie moim narzędziem – powiedział siadając na jednym ze stołów i machając żywo nogami.
- Już znalazłeś zdrajcę? – zażartowała Julia.
- Nie, ale znajdę i mam świetny plan jak to zrobić, a Wy mi w tym pomożecie – powiedział z taką pewnością w głosie, że nawet nie rozważyłam opcji żeby mu nie pomóc.
- Słuchamy – dodał Yama.
- Zdrajca przekazuje informacje. Właściwie nie ma jak sabotować naszych działań w żaden inny sposób, chyba, że zdrajcą byłbym ja albo ktoś, kto ma podobny wpływ na grupę – zaczął – Dlatego możemy dosyć prostą pułapką zmniejszyć grono osób do trzech potencjalnych zdrajców, a znalezienie zdrajcy z tak małej grupy będzie już proste jak drut.
- Jaką pułapką? – Yama brzmiał na zaciekawionego.
- Poczekajcie – Julia podniosła dłoń – Dlaczego nam to mówisz?
- Bo wiem, że nikt z was nie jest zdrajcą – odpowiedział Jacob.
- A skąd to niby wiesz?
- Julia przebywa zbyt rzadko z grupą żeby przekazać jakiekolwiek ważniejsze informacje. Poza tym kwestia faktury – Alan musiałby być drugim zdrajcą żeby to działało. Yama za bardzo rzuca się w oczy i jeżeli byłby zdrajcą to jego działania od razu byłby widoczne. Audrey spędza większość czasu w kuchni i by nawet pasowała do profilu zdrajcy… ale jakoś dobrze jej z oczu patrzy – uśmiechnął się.
                Julia pokręciła głową, a Yama przyłożył dłoń do czoła. Mnie też trochę zaskoczyła to odpowiedź. Nie do końca pasowała do Jacoba, ale postanowiłam mu zaufać. Dzięki niemu przebrnęliśmy przez pierwszy proces. Bez niego prawdopodobnie wszyscy byśmy już nie żyli.
- Cieszę się, że postanowiliście mi zaufać. Także plan wygląda tak – zbierzemy się w jednym miejscu w hotelu i stworzymy grupę uderzeniową. Duchy na pewno będą chciały wiedzieć, co się dzieje. Każda osoba będzie musiała trzymać się razem i zaczniemy podkładać ogień w różnych częściach hotelu. Jak wybuchnie chaos to zobaczymy po prostu, kto będzie chciał uciekać do pokoju i kto stchórzy. Zdrajca na pewno jest tchórzem, więc gdy tylko zacznie robić się gorąco to ucieknie. Być może zdarzy się tak, że ucieknie parę osób, ale to i tak zmniejszy krąg poszukiwanych do paru osób, a stamtąd pójdziemy dalej drogą dedukcji. Nawet bez ognia może to wyjść, ale myślę, że ogień będzie najlepszą opcją, żeby pokazać powagę sytuacji!
Musiałam po raz pierwszy przyznać, że pomysł Jacoba wydawał się być głupi. Spojrzałam na niego, a on wstał, opierając się na stole przy Julii oraz Yamie, a po chwili podchodząc do mnie i stukając palcami w gablotę. Mrugnął do mnie i zauważyłam kawałek papieru w jego dłoni. Wiedząc już, co się święci, zamachnęłam się ręką i zagarnęłam wiadomość:
- Precz z łapami cholero, dopiero, co wyszorowałam – warknęłam z uśmieszkiem.
- Rozumiem, że pomysł się wam podoba? – zapytał i wyszczerzył zęby – Kogo znajdziecie, tego znajdziecie, ale wszyscy muszą się zebrać w jednym miejscu, które jeszcze ustalimy, jak już wszyscy się dowiedzą. Zdrajca będzie wystawiony jak na patelni…
Najbardziej interesował mnie jednak prawdziwy plan, który zapewne dostaliśmy na kartkach. Detektyw bardzo mądrze pomyślał o tym, żeby nie przedstawiać pomysłu na głos i rzucić zmyłką, która mogła mieć jakiś sens, bo Duchy cały czas nas słuchały. Pojawiały się często na wspomnienie, wywoływane niczym przysłowiowy wilk z lasu. Musiały podsłuchiwać nas cały czas, a takiego planowania na pewno nie ominęły.
- Dobra, ja lecę szukać osób. Jak skończę to wrócę tutaj i podsumujemy całą akcję. Zobaczycie, do wieczora zdrajca będzie nasz! – Jacob rzucił tym wychodząc z jadalni. Widziałem zaciekawiony wzrok Yamy i obojętny Julii. Też byłam ciekawa, ale poczekałam aż wyjdą. Musiałam dokończyć gotowanie obiadu zanim wyruszę dalej. Schylając się nad garem z ziemniakami rozwinęłam kartkę, upewniając się, że naprawdę nie dałoby się jej zauważyć, nie ważne gdzie mogłaby być kamera. Czytało się ciężko, a pismo Jacoba nie ułatwiało zadania, ale zdołałam rozczytać:
- Przekażemy pozostałym uczestnikom, bez wyjątku, informacje o tym, że dzisiaj o godzinie osiemnastej jest spotkanie. Podamy różne lokacje różnym ludziom i będziemy obserwować. Oprócz naszej czwórki tutaj, przy życiu zostało szesnaście osób. Odejmując Pechowca, który leży u Elizabeth i jest poza kręgiem podejrzanych pozostaje piętnaście osób. Możemy wyznaczyć pięć miejsc, przypisując po trzy osoby do danego miejsca. Do Pubu mamy skierować Oliviera, Sandrę oraz Alice. Na lodowisko ma trafić Aaron, Maks i Agatha. Siłownię mają odwiedzić Samfu, Cecily oraz Elizabeth. Na deptaku musimy zebrać Mycrofta, Ethana oraz Wendy, a w pralni Lily, Carmen oraz Rewolwerowa.. Zbierzcie te osoby w wyznaczone miejsca i wtedy zacznie się obserwacja. Duchy i Lokaj będą spodziewali się czegoś zupełnie innego, więc na pewno skierują swoją uwagę na grupę, wskazaną przez zdrajcę, bo zdrajca powinien być święcie przekonany, że zmieniliśmy plan i na pewno przekaże to Duchom. Lokaj na pewno pojawi się gdzieś o osiemnastej. Gdziekolwiek to nie będzie te trzy osoby będą najbardziej podejrzane. Myślę, że zdrajca może nie przyjść osobiście, ale po tym, co usłyszał o swoim tchórzostwie może zagrać inaczej. Zobaczymy. Tak czy siak to jest prawdziwy plan i jestem pewien, że dzięki niemu poznamy zdrajcę jeszcze dzisiaj!
                To było genialne. Nie mogłam oderwać wzroku od kartki. Musiałam ją schować zanim ktoś ją zauważy, ale myślałam, że plan Jacoba jest naprawdę świetny. Nie mogłam się doczekać aż pomogę w jego realizacji. Usłyszałam nagle głos, który sprawił, że aż podskoczyłam.
- Panno King, może pomogę w obiedzie? – zapytał Lokaj, który tak jak zawsze, pojawił się znikąd – Doszły mnie słuchy, że macie państwo sporo do zrobienia, poza tym kwestia zdrajcy… bardzo wam współczuję, chociaż wiedziałem o tym od początku.
- Dam sobie radę – warknęłam.
- Naprawdę, proszę iść. Widzę, jaki był zamysł i postaram się dać z siebie wszystko – uspokoił mnie białowłosy. Nie kłóciłam się z nim, bo byłam naprawdę ciekawa. Miałam rozpisane, do kogo miałam podejść, więc wiedziałam, co robić. Mimo to chciałam odegrać scenkę. Wzięłam jednego z obieranych ziemniaków i cisnęłam nim o ścianę. Postarałam się trafić poza kuchnię, bo o ile pozostali jedli w jadalni i mogli tam robić, co chcieli, to w kuchni miał być porządek. Warzywo rozprysło się na kawałki, a ja cała czerwona zamachnęłam groźnie ręką:
- Najpierw zabieracie mi możliwość wyrażania moich emocji, a teraz podbieracie miejsce pracy? Gdzie podziała się sprawiedliwość? Mam po prostu dość tego wszystkiego! – chciałam krzyknąć, ale wiedziałam, że to złamałoby mój zakaz, więc skończyłam na tym i wypadłam z kuchni przez bramkę, przechodząc do jadalni. Lokaj nic nie powiedział, ale widziałam jego zdziwione spojrzenie.
                Usatysfakcjonowana wypadłam z jadalni na korytarz przeglądając jeszcze raz listę. Nie miałam pojęcia gdzie mogli pójść pozostali, ale postanowiłam spróbować szczęścia na dole w sypialniach. Minęłam recepcję i skręciłam schodami w dół. Czekało mnie piętnaście różnych sypialni, ale postanowiłam zacząć od tej, w której na pewno kogoś mogłam spotkać. Zapukałam do pokoju Elizabeth. Otworzyła po chwili, widziałam w jej oczach, że nie ma ochoty na rozmowę, ale mimo to zapytała:
- Audrey… mogę w czymś pomóc?
- Chciałam tylko przekazać ci, że dzisiaj o osiemnastej będzie się coś działo. Jacob planuje spotkanie. Musisz przyjść na – tutaj zniżyłam głos – siłownię. Nie mów tylko nikomu, bo Lokaj nie może się dowiedzieć.
Elizabeth spojrzała na mnie wzrokiem, który wyrażał więcej niż tysiąc słów. Kiwnęła jednak głową. Na wszelki wypadek wolałam przeciągnąć rozmowę, szczególnie, że akurat w tym przypadku miałam pomysł jak to zrobić.
- A jak z Alanem? Wszystko było okej? Dzisiaj wieczorem, po tym spotkaniu, o którym ci powiedziałam będziemy spotykać się jeszcze w kuchni. Wyszłaś zanim dokończyłam, więc wolę powtórzyć raz jeszcze. Chcę pogotować i połączyć zrobienie dobrego jedzenia z odstresowaniem się. Wpadniesz?
- Alan jest stabilny, a co do gotowania, to wybacz, to nie moja bajka – odpowiedziała prawie automatycznie – Ale dzięki za propozycję.
- Dobra… To ja będę już szła – powiedziałam, nie wiedząc za bardzo, co zrobić dalej.
                Elizabeth zamknęła drzwi, a ja ruszyłam dalej. Niestety w większości przypadków moje pukanie zakończyło się niczym, bo osoby albo nie chciały otwierać drzwi, albo rzeczywiście nie było ich w pokojach. Już miałam się poddawać, kiedy w końcu ktoś odpowiedział. Samfu otworzył drzwi, co mnie mocno zaskoczyło. W końcu to on miał polować na zdrajcę, a tymczasem siedział w swoim pokoju.
- Pewnie zastanawiasz się, co ja tu właściwie robię – zaczął opierając się szarmancko o framugę – Cóż… każdy łowca zdrajców musi czasami odpocząć… NO DOBRA po prostu nie chcę mi się i odpoczywam. Według mnie całość to głupota – powiedział.
- Czyli nie jesteś niczym zajęty. Szczególnie wieczorem? – zapytałam.
- Jeżeli chcesz mnie w coś wrobić to jestem.
- Jacob planuje zrobić coś żeby dowiedzieć się, kim jest zdrajca. Wpadnij koniecznie o osiemnastej – tu ponownie ściszyłam głos - na siłownię, bo będziemy tam przygotowywać coś grubego – wytłumaczyłam.
- Zupełnie jak… - spojrzał na mnie wymownie i chociaż poczułam wzrost ciśnienia to uśmiechnęłam się morderczo i zignorowałam jego słowa – Dobra przepraszam. Przyjdę Audrey, obiecuję – zaczął zamykać drzwi, ale zablokowałam je. Przez chwilę widziałam na jego twarzy coś, co wyglądało jak strach, ale bardzo szybko zniknął – Sorka mam syf w pokoju, nie mogę Cię wpuścić.
- Nie chodzi mi o wejście, jeszcze nie skończyłam – rzuciłam, coraz bardziej podirytowana rozmową z Królem Dram – Po tym spotkaniu będzie drugie w kuchni. Jakbyś chciał ze mną pogotować, bo ostatnio ci się spodobało – rzuciłam.
- Też brzmi dobrze. Przyjdę na oba Audrey.
- Cieszę się – odpowiedziałam przez zęby i zakręciłam, nie chcąc już dłużej z nim rozmawiać, bo czułam, że mogę wybuchnąć.
                Przez to jak mało osób spotkałam na piętrze sypialnianym ruszyłam w stronę windy zastanawiając się, gdzie mogę ich znaleźć. Pub był oczywistym miejscem, które na pewno zostało już przez kogoś sprawdzone, więc pomyślałam o przejechaniu się na inne piętro. Byłam prawie pewna, że uda mi się tam znaleźć kolejne osoby. Nie chciałam zostawiać Lokaja na cały dzień w kuchni, szczególnie, że to byłoby dziwne, gdybym tak łatwo się poddała. Wolałam pokrążyć jeszcze trochę, opowiedzieć paru osobom o planie Jacoba i wrócić, żeby obserwować sytuację z boku. Miałam wrażenie, że mogłam wiele zmienić patrząc, na to, co miało się dziać. Nagle uderzyła mnie myśl. Co jeżeli zaproszony przeze mnie Samfu był zdrajcą? Pasował na takiego. Opowiadał jak wiele planuje zrobić żeby złapać zdrajcę, ale siedział w pokoju. Czy to był jego plan? Ustaliłam z góry, że nie będę nikogo pochopnie oceniała i chciałam się tego bardzo trzymać.
                Na windę nie musiałam czekać długo, przyjechała chwilę po wciśnięciu guzika. Wsiadłam przez rozsuwaną kratę i zastanawiałam się przez moment, gdzie chce pojechać. Wybrałam lodowisko i nacisnęłam odpowiedni przycisk, który mnie tam wysłał. Zdawało się, że winda ledwo się zamknęła, gdy już była na miejscu. Taka szybkość i elegancki wystrój kojarzyły mi się z hotelami, w którymi zdarzyło mi się pracować nabywając kuchenne doświadczenie. Wysiadłam na klatce schodowej i od razu ruszyłam do blaszanych drzwi. Otworzyłam je, a fala znajomego mi chłodu otoczyła mnie niczym mgła. To miejsce kojarzyło się z Raphaelem. Nie zdołałam lepiej go poznać i potępiałam to, co zrobił, ale było mi go szkoda. To zakaz i Duchy popchnęły go do zbrodni. On podjął ostateczny wybór i zniweczył naszą ciężką pracę, ale nie zrobił tego beznamiętnie. Mój zakaz należał do tych bardzo uciążliwych, ale mogłam dalej pracować. Za każdym razem jak przychodził mi do głowy głupi pomysł, byłam w stanie zająć się gotowaniem. Praca w kuchni potrafiła zająć tak bardzo, że nawet nie miałam takich myśli.
                Lodowisko było duże, ale dwie jeżdżące obok siebie postacie rzucały się w oczy. Były niczym dwa cienie, poruszające się po lustrzanej tafli. Mycroft i Wendy. Po ostatniej kłótni znowu trzymali się razem. Robiło mi się cieplej na sercu jak patrzyłem na to, że w tak dziwnych warunkach mogło powstać tak mocne uczucie. Chociaż zdążyli już narobić wokół siebie szumu, to wyglądali na zgraną parę. Pasowali do siebie charakterami, oboje byli głośni i dużo się uśmiechali. Podeszłam i oparłam się o murek, czekając, aż skończą okrążenie. Zauważyli mnie bez większego problemu. Mycroft podjechał, jako pierwszy, a Wendy chwilę po nim.
- Co tam Audrey? Coś się stało? - zapytał chłopak. Miał czerwone policzki i nos, a gdy się odzywał, z jego ust wylatywały kłęby ciepłego powietrza.
- Chciałam zobaczyć jak sobie radzicie gołąbeczki - powiedziałam i uśmiechnęłam się - No i przekazać wiadomość od Jacoba.
- Jacob znalazł zdrajcę? - zapytała zaciekawiona Wendy.
- Nie, ale ma plan jak to zrobić - odpowiedziałam - Może chcecie być jego częścią?
- Jak? - Mycroft był bardziej niż chętny. Po niepowodzeniu w sali zabaw usilnie próbował naprawić swój błąd.
- Dzisiaj o osiemnastej robimy małe spotkanie - przysunęłam się bliżej - Tam gdzie prawie utonąłeś. Wpadnijcie koniecznie. Jacob podobno ma świetny plan, ale jak zwykle za dużo nie zdradził.
                Wyglądali na zadowolonych i zaciekawionych. Ich oczy prawie błyszczały w mrocznym oświetleniu pomieszczenia:
- No pewnie! - ucieszył się Mycroft.
- Jeżeli mamy szansę uniknąć problemów, to na pewno pomożemy - dodała równie energicznie Wendy.
- Ale zaprasza wszystkich? Co jeżeli zdrajca się o tym dowie? - odezwał się chłopak.
- Może taki jest plan? - zapytałam tajemniczo - Chociaż ja po prostu nie mogę sobie wyobrazić, że ktoś chce pomóc tym, którzy nas tu uwięzili. Chyba, że zdrajca zapewnił tym sobie wyjście...
- Myślę, że Lily lub Sandra mogą być zdrajcami - powiedziała Wendy - Zawsze trzymają się w centrum uwagi i mają dużo do powiedzenia. Dyskutują i próbują nas skłócić. Patrzcie, że Dismas zginął w pralni, a kto pracował w pralni? Lily!
- Sama nie wiem - powiedziałam. Nie chciało mi się wierzyć, że ktoś tak płochliwy mógł być zdrajcą, chociaż "cicha woda brzegi rwie" jak mawiają - Tak czy siak jak chcecie to zapraszam was też przed dziewiętnastą na zajęcia z gotowania. Jeżeli chcielibyście się zrelaksować i przygotować ze mną coś fajnego do jedzenia na jutro, to zapraszam!
- Kto będzie? - zapytała Wendy.
- Spokojnie, nie gadałam jeszcze z Sandrą, ale postaram się jej nie zaprosić, jeżeli ci to przeszkadza - z tej dwójki znacznie wolałam Wendy. Sandra była specyficzna, chociaż podobało mi się to jak opiekowała się Lily.
- Szczerze, to po tym pokazie Ethana, już aż tak mi nie przeszkadza. Po tamtej akcji, jak się wtedy pokłóciłyśmy... uspokoiła się trochę. Chociaż dalej za nią nie przepadam.
- Nie przejmuj się nią Mała - Mycroft objął ją. Nie kryli się ze swoim uczuciem. Wendy wtuliła się głową w jego klatkę piersiową i po chwili odpowiedziała:
- Zobaczymy Audrey, nie wiem czy chcemy aż tak się wysuwać, kiedy będzie to całe polowanie na zdrajcę, szczególnie jak Jacob wcześniej planuje coś dużego.
- Dlatego to będzie idealny czas na relaks! Wszyscy odpoczniemy w wspólnym gronie – powiedziałam wesoło – Ale nie naciskam. Ważne żebyście wpadli na osiemnastą.
- Będziemy na czas – obiecali i wrócili do jazdy. Patrzyłam przez chwilę jak jeżdżą, po czym wyszłam, z ulgą opuszczając zimne środowisko. Winda zabrała mnie z powrotem do holu głównego, gdzie wpadłam na Julię. Brzuchomówczyni wychodziła akurat z drugiej windy. Zgrałyśmy się prawie idealnie.
- Jak idzie? – zagadałam.
- Spotkałam Ethana, Lily, Sandrę i Alice. Byłam w pralni, a iluzjonistę spotkałam po drodze – wytłumaczyła.
- Ja pogadałam z Elizabeth, Samfu, Mycroftem i Wendy. Chcę niedługo wrócić do kuchni… byłaś już może w pomieszczeniu gospodarczym?
- Nie byłam, idę teraz do czytelni – odpowiedziała – To dobrze, nie będziemy sobie wchodzić w drogę.
- To widzimy się na obiedzie – odpowiedziałam, a dziewczyna ruszyła schodami na górę. Ja minęłam recepcję, która była w tym momencie zamknięta i skręciłam w lewo. W pomieszczeniu gospodarczym byłam tylko raz, bo niczego zbytnio nie potrzebowałam. Widziałam jednak, że były tu też przedmioty, które mogły mi się przydać.
                Pośród żarówek, szafek, koszyków, kosmetyków i wielu innych stał Rewolwerow. Zauważyłam, że wybierał coś w tkaninach koloru zielonego. Gdy się zbliżyłam to spojrzał na mnie na moment, ale nie zatrzymał wzroku.
- Rew, nie szukasz zdrajcy? – zapytałam. To była już druga osoba, która mówiła, że znajdzie zdrajcę, a tego nie robiła.
- Towarzyszko Audrey, oczywiście, że go szukam, ale muszę dostarczyć Towarzyszce Alice materiały, bo dzisiaj ma skończyć tworzyć mój prowizoryczny mundur. Z pewnością odżyję gdy tylko to się stanie – na jego twarzy pojawiło się prawdziwe zmęczenie życiem.
- Życzę powodzenia – powiedziałam – Dzisiaj wieczorem chcemy pogotować, liczę, że wpadniesz Towarzyszu.
- Niestety, ale się rozczarujecie Towarzyszko Audrey – jego wzrok się wyostrzył, wyglądał jakby dopiero teraz mnie zauważył – Muszę dorwać zdrajcę i zrobić to w odpowiedni sposób!
- Odpowiedni sposób? – za późno ugryzłam się w język.
- W normalnych okolicznościach zabiłbym zdrajcę, ale w tych muszę go pojmać i to na odpowiednich zasadach. Nie mogę zrobić tego podstępem. Jeżeli będę chciał go ogłuszyć, muszę to zrobić wtedy, kiedy będzie odwrócony do mnie przodem. Zabicie lub złapanie zdrajcy w sposób podstępny sprawiłoby, że nie poczułby aż takiego bólu, jaki powinien poczuć. Trzeba to zrobić honorowo, inaczej nie ma sensu.
- O czym ty gadasz Rewolwerow? – zapytałam nie nadążając za jego słowami.
- Nie zrozumiecie – westchnął zabierając materiał i kierując się do wyjścia. Zatrzymałam go.
- Poczekaj. Muszę ci coś jeszcze powiedzieć.
- Nie Towarzyszko Audrey – powiedział, zanim zdążyłam cokolwiek dodać – Posłucham tylko, jak wy posłuchacie mnie.
- Chcesz mi coś powiedzieć? – rozmowa zaczynała mnie powoli mocno irytować.
- Tak. Muszę wam wytłumaczyć dokładnie, o co mi chodziło – zabrzmiał poważnie, więc kiwnęłam głową. Myślałam, że szybko wytłumaczy mi wcześniejsze słowa, ale zdałam sobie sprawę, że popełniłam błąd. Rewolwerow bardzo filozoficznie podszedł do tematu zdrady i honoru, podając całą masę przykładów z życia i historii. Śpieszył się do złapania zdrajcy, ale opowiadał z taką pasją i zaangażowaniem, jakby przekazywał mi tajne kody do głowic atomowych. Zajęło mu to około pół godziny, chociaż ciężko było dokładnie określić, bo nie patrzyłam na zegarek.
- Teraz rozumiecie? – zapytał poważnie.
- Rozumiem Rewolwerow. Rozumiem aż za dobrze – byłam naprawdę zmęczona tym tematem.
- To dobrze – powiedział i ruszył do drzwi.
- Czekaj! – było tak blisko tego, żebym krzyknęła, że aż się zakrztusiłam. Uspokoiłam oddech i podbiegłam do zdziwionego Rewa – Miałam ci coś powiedzieć.
- To mówcie – powiedział zniecierpliwionym głosem – Nie mam całego dnia Towarzyszko Audrey.
- Dzisiaj o osiemnastej jest spotkanie. Jacob ma plan jak złapać zdrajcę. Musisz przyjść do – już zaczęłam zniżać głos, ale Rewolwerow mi przerwał i dumnie wygłosił.
- Wybaczcie Towarzyszko Audrey, ale mam swój plan. Żegnajcie.
                Nie zdążyłam już nic dodać. Komunista wypadł z pomieszczenia gospodarczego trzaskając drzwiami. Miałam ochotę go zadusić. Mężczyźni byli momentami tak denerwujący, że budziła się we mnie żądza mordu. Nie chciałam żeby dziwne zachowanie Rewa odwróciło uwagę od głównego celu, jakim było złapanie zdrajcy. Również skierowałam się do wyjścia. Musiałam wracać do kuchni. Miałam już serdecznie dosyć przekazywania ogłoszeń, szczególnie po tym, że trafiłam i na Rewa i na Samfu, którzy bywali nieznośni. Wolałam dokończyć obiad i po prostu zaszyć się w jadalni, w której czułam się bezpiecznie. Za gablotami zaczynał się mój świat. Kuchnię znałam jak własną kieszeń. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam, że Lokaja już nie ma, ale przy jednym ze stołów siedział Jacob. Rozrysowywał coś na kartce, ale gdy weszłam przeniósł wzrok na mnie.
- Audrey, jesteś w końcu – ucieszył się na mój widok.
- Rewolwerow mnie zagadał. Czasami mam ochotę go zabić… - westchnęłam przechodząc do kuchni. Lokaj już wszystko przyszykował. Sześć talerzy gołąbków trzymało temperaturę w gablotach. Obok stał kociołek z sosem, który pachniał mi śmietanką i nutką kwaskowatości. Niedaleko stały głębokie talerze z ziemniakami z koperkiem i masełkiem. Były przypieczone bardzo sprytną metodą, sprawiającą, że skórka była chrupiąca, a wnętrze wręcz rozpływało się w ustach. Lokaj gotował naprawdę dobrze, byłam pewna, że w alternatywnej rzeczywistości stworzylibyśmy naprawdę dobry duet. W oczy rzuciły mi się stojące kawałek dalej surówki. Jedna była z buraczków, druga z jabłkiem i marchwią, dalej z czerwonej kapusty, z białej kapusty i coś, co wyglądało na mizerię.
                Westchnęłam. Nie lubiłam jak ktoś za mnie gotował.
- Czyli gadałaś z Rewem? To mamy komplet – wykreślił coś w swoich notatkach – Wszyscy już wiedzą o naszym planie. Teraz zobaczymy, czy Duchy zdążą się na to przygotować. Jeżeli się nie mylę, to w krótce może coś się stać… Zobaczymy. Obiad jest o normalnej porze?
- Tak… Cieszę się, że wszyscy już wiedzą – powiedziałam.
- To teraz pozostaje czekać – odpowiedział i wstał – Ufasz mi Audrey?
Pytanie mnie trochę zaskoczyło, ale póki, co pomysły Jacoba były bardzo dobre.
- Pewnie, że tak – odpowiedziałam.
- Mam nadzieję, że to się nie zmieni. Dobrze mi się z tobą współpracuje Audrey.
- Oj nie przesadzaj – machnęłam dłonią – Po prostu chcę pomóc innym jak tylko mogę, chociaż nie wiem jeszcze, co planujesz, ale ufam, że twój plan działa.
Pogadaliśmy luźno, a po chwili, jadalnia zaczęła się zapełniać. Yama i Julia usiedli obok siebie. Ludzie spoglądali po sobie zaniepokojeni i zaciekawieni. Wszyscy wiedzieli o spotkaniu, ale nikt oprócz naszej czwórki nie wiedział, że większość osób zostało skierowanych do innych pomieszczeń. Jedyną szansą, żeby plan nie zadziałał było to, że osoby zaczną się ze sobą kontaktować, ale teraz zrozumiałam jak genialny był plan Jacoba. Natura ludzka działała tak, że jak ktoś coś wiedział, to wolał zachować wiedzę dla siebie, żeby być bardziej wyjątkowym. To naprawdę mogło zadziałać.
                Ludzie podchodzili po jedzenie i nakładali solidne porcje. Lubiłam patrzeć i obserwować, co kto lubił i w jakich ilościach. Ethan jak zwykle wybrał więcej ziemniaków. Lily nałożyła tylko jednego, małego gołąbka i spróbowała każdej surówki. Jacob najlepiej balansował ilość poszczególnych składników, nakładając sobie zdrową i zrównoważoną porcję. W jadalni brakowało tylko Alana, Maksa oraz Rewa. Podeszłam do krańca stołu, gdzie siedzieli moi partnerzy w zbrodni. Podchodząc usłyszałam końcówkę słów Julii:
- … zajęło mi z Alice. Ale poza tym było spoko.
- Audrey miała przeprawę z Rewem – zaśmiał się Jacob.
- Nie przypominajcie… - poprosiłam opierając się – Jak tam humory?
- Doskonale – stwierdził Yama beznamiętnie.
Rozmowy przerwał dobrze nam znany dźwięk zapowiadający ogłoszenie. Serce zabiło mi szybciej. Jacob uśmiechnął się pod nosem.
- Moi drodzy – usłyszeliśmy głos Lokaja – Dodajemy nowy zakaz dotyczący was wszystkich. Od dnia dzisiejszego istnieje zakaz wzniecania pożarów. Mają państwo dalej dostęp do podpalania papierosów czy kuchenki, ale nie możecie robić niczego, co doprowadzi do podpalenia części budynku. Dziękuje za uwagę i życzę miłego dnia.
                Bransoletki po chwili zawibrowały. Spojrzałam i zakaz rzeczywiście się tam pojawił.
- Skąd taki dziwny zakaz? – zastanowił się na głos Mycroft.
- Może Maks albo Rew, coś próbowali podpalić? – zapytała Cecily, wyglądała na podekscytowaną taką perspektywą. Wiedziałam dokładnie, że chodziło o nasze wcześniejsze plany, ale milczałam. Jacob i pozostali zaplątani w sprawę też się nie odzywali.
- Nie dowiemy się, póki się tu nie pojawią – odpowiedziała Carmen.
- Mam nadzieję, że nic złego się nie stało – powiedziała Agatha.
- Oj smutasy – przerwałam gorszy nastrój odzywając się dziarsko – Przestańcie już i pozwólcie, że zaproszę was około dziewiętnastej na wspólne gotowanie. Ja z kuchni dzisiaj nie wychodzę, więc chętni mogą zostać już teraz, ale oficjalnie zaczynamy dopiero za ponad dwie godziny – zerknęłam na zegarek, żeby się upewnić. Rzeczywiście zbliżała się siedemnasta.
- Ja na pewno przyjdę – obiecał po raz kolejny Samfu.
- Ja też z chęcią wpadnę – zapowiedział Ethan.
- Mnie też możesz wstępnie dopisać – powiedziała Alice. Po niej zgłosiła się jeszcze Lily. Reszta nie wyglądała na zbytnio zaciekawioną pomysłem, ale zebranie czterech osób to już było coś, a wciąż sporą niewiadomą była Carmen, która mówiła, że też może wpaść. Pozostali powoli zaczęli opuszczać jadalnię, zasłaniając się tym, że muszą załatwiać swoje sprawy. Wiedziałam, że każdy szykuje się na tajemne spotkanie, co wewnętrznie mnie rozbawiło. Nikt nawet nie próbował powiedzieć o tym reszcie grupy, co z jednej strony oznaczało solidarność, ale z drugiej to, że każdy mógł być oszustem, który pomijał w ten sposób prawdę już nie po raz pierwszy. Aż się wzdrygnęłam na samą myśl jak ludzie działali.
                Jadalnia opustoszała i zostałam w niej sama. Do godziny siedemnastej piętnaście zjadłam obiad. Zawsze zaczynałam ucztę dopiero po tym jak wszyscy kończyli jeść, był to stary nawyk, który wyrobiłam sobie pracując. Nie mogłam odpocząć dopóki wszyscy goście nie byli najedzeni. Próbowałam dania Lokaja już po raz kolejny i znowu musiałam mu niechętnie przyznać, że zna się na rzeczy. Dobrze używał przypraw, znał się na obróbce jedzenia i świetnie wydobywał smaki. Zjadłam dużą porcję i wzięłam się do przygotowań. Miałam w planach zrobić na jutro ogromną porcję specjalnych naleśników z paroma różnymi farszami, a do tego sosy oraz polewy. Danie nie było nie wiadomo jak wymyślne, ale wymagało wielu rąk do pracy żeby przygotować ciasto, nadzienia i całość usmażyć i schować na jutro. Zaczęłam powoli przygotowywać sześć stanowisk pracy, rozsypując mąkę, kładąc jajka, siekając mięso, warzywa i układając każdemu po równo.
                Pracując czas leciał szybko, a ja wewnętrznie czułam zdenerwowanie. Zerkałam, co i rusz na zegarek, czekając w napięciu na godzinę osiemnastą i moment, gdzie w paru miejscach w hotelu nasz plan wejdzie w fazę ostateczną. Nie wiem, dlaczego się tak denerwowałam, przecież byłam w kuchni i nic mi tu nie groziło, a zapowiadało się również bardzo fajne spotkanie, na którym mogłam się odstresować i pomóc to zrobić innym. Mimo tego czułam wewnętrzny niepokój. Powietrze wydawało się być ciężkie. Osiemnasta wybiła zanim się obejrzałam. Co i rusz wydawało mi się, że ktoś otwiera drzwi. Spodziewałam się wpadającego tryumfalnie Jacoba, który ciągnął za sobą zdrajcę. Pokładałam duże nadzieję w tym człowieku. Liczyłam, że może zapobiec rozlewowi krwi. Chciałam mu pomóc jak tylko mogłam i miałam nadzieję, że nie znajdzie się na celowniku zdrajcy. Każda minuta sprawiała, że byłam coraz bardziej przewrażliwiona. Gdy drzwi się otworzyły, prawie wypuściłam miskę, którą kładłam przy jednym ze stanowisk.
                Odwróciłam się i przeżyłam zawód, bo nie był to Jacob tylko Carmen. Było już pół godziny po osiemnastej, a Detektywa wciąż nie było. Martwiłam się coraz bardziej.
- Hej Stokrotko – przywitała mnie, jak zwykle używając nazwy kwiatka zamiast imienia.
- Hej – odpowiedziałam i zaprosiłam ją na zaplecze – Co słychać?
- Wiesz co? Powiem ci, że dopiero, co wróciłam z dziwnego spotkania w pralni. Była tam Dzwonek, miał być Słonecznik, który mnie tam zaprosił i Laur, który podobno miał plan jak złapać zdrajcę.
Musiałam chwilę się zastanowić żeby rozszyfrować, kto jest, kim w jej szyfrze. Dzwonkiem musiała być Lily, Słonecznikiem Yama, a Laurem Jacob. Czy to oznaczało, że Rew nie pojawił się na spotkaniu? Miał być trzecią osobą, która została tam przypisana, ale jednak się nie pojawił. Wciąż nie mogłam zaspokoić ciekawości, a także uspokoić się.
- To dziwne – powiedziałam udając, że nie mam pojęcia, o co chodzi – Ale możemy powolutku zaczynać.
- Co mam robić? – zapytała z uśmiechem. Wytłumaczyłam jej jak zrobić odpowiednie ciasto i położyłam składniki. Sama stanęłam obok i w atmosferze luźnej rozmowy zaczęłyśmy obie formować podstawę pod naleśniki. Wkrótce do jadalni dołączył Samfu, Ethan oraz Lily. Tak jak podejrzewałam, gdy tylko zebrały się osoby z większej ilości grup, to zaczęła się dyskusja.
- Nie uważacie, że to dziwne? – zapytał Ethan – Jacob miał coś zaplanowane i z tego zrezygnował?
- Ja nie widziałam go od obiadu – powiedziała Lily patrząc na dziwnie ulepionego naleśnika.
- Czemu cię nie było na spotkaniu na siłowni Audrey? Zapraszasz, a potem nie przychodzisz? – zdziwił się Król Dram.
- Miałam tutaj sporo do przygotowania, a Jacob powiedział, że jak coś to da sobie radę beze mnie – skłamałam nieco, żeby dał mi spokój. Chciałam z jednej strony wyjść z jadalni i poszukać Jacoba, ale nie mogłam.
- Audrey uśmiechnij się – Ethan spojrzał na mnie i wyszczerzył zęby. Odpowiedziałam tym samym. Byłam tu dla tych ludzi.
- Do roboty kochani! – powiedziałam z determinacją – Mamy dużo do zrobienia i wiele gęb do wykarmienia!
                Wybiła dziewiętnasta i póki, co byli wszyscy oprócz Alice. Miała się pojawić, a Carmen była tą niepewną. Na obiedzie wyglądała trochę dziwnie, ale nie zapowiadała żadnej zmiany. Gdzie teraz mogła być? Pojawiła się dopiero po dziesięciu minutach, wyglądała blado i widać, że coś z nią było nie tak.
- Wszystko gra Alice? – zapytał Samfu.
- Wybaczcie za spóźnienie. Chyba trochę się przeziębiłam, albo to ten wirus… Strasznie kiepsko się czułam, ale przespałam się chwilę i jest dobrze – powiedziała – Jeżeli delikatne przeziębienie nie przeszkadza w pracy to z chęcią do was dołączę.
- Pomożesz w robieniu naleśników, a inni będą zajmować się farszem – poinstruowałam, nie chcąc żeby zarazki Alice znalazły się w farszu.
- Wiecie co? Myślę, że jestem urodzony do robienia naleśników – stwierdził Ethan pokazując naleśnika, który był naprawdę ładnie zrobiony.
- Ja to już jestem głodny, a dopiero je robimy i spróbujemy pewnie jutro na śniadaniu – westchnął Samfu nakładając mięso i cebulkę na jeden z usmażonych przez Carmen naleśników.
- Jak będziecie grzeczni to spróbujemy paru dzisiaj – powiedziałam mrugając do niego okiem.
- Audrey… Pewnie rozgniewałbym tym naszego przyjaciela z Rosji, ale twoje serce powinno należeć do mnie. Jeżeli stąd uciekniemy, chcę dalej próbować twoich przysmaków.
                Spłonęłam rumieńcem, ale też się nieco zdenerwowałam. Spojrzałam na niego i warknęłam:
- Nie przesadzaj.
Nie wiedziałam, co innego mogę powiedzieć, bo taka informacja mnie zatkała. Samfu wysłał mi buziaka, a ja odwróciłam się i skupiłam na robocie.
- Po ostatnich wydarzeniach sama z chęcią bym się zawinęła w tego naleśnika – powiedziała Lily, która rzeczywiście mocno przeżyła zabójstwo Dismasa i egzekucję Raphaela. Dopiero teraz widać było, że zaczyna odżywać.
- Ja się cieszę, że czujesz się lepiej. Żałuje, że wtedy nie mogłam uchronić cię przed tym widokiem – Alice spojrzała na Fryzjerkę smutno.
- Widocznie musiałam to zobaczyć – powiedziała z przekąsem.
                Naleśniki robiło się naprawdę dobrze. Stos na talerzu rósł z każdą minutą, a praca szła zaskakująco dobrze. Kolejne minuty mijały, a ja powoli przestawałam się martwić. W hotelu było jeszcze tyle osób, jakby coś się stało to na pewno byśmy już o tym wiedzieli. Widziałam uśmiechy na twarzach i sama nie skupiałam się na negatywnych rzeczach. W międzyczasie Samfu zniknął na trochę idąc do toalety. Gdy wrócił wyglądał na wyjątkowo zadowolonego, ale nie skomentowałam tego, nie chcąc się z nim kłócić. Opowiadałam im historię o tym jak kiedyś musiałam ulepić na konkurs ogromnego naleśnika i wypełnić go czterema różnymi farszami, które nie mogły się ze sobą wymieszać. Zajęłam wtedy pierwsze miejsce, ale pracowałam ze swoim zespołem bez przerwy przez osiemnaście godzin:
- Jak skończyliśmy to spałam chyba przez dwa dni. Zupełnie jak wtedy, kiedy Lokaj wpuścił tutaj ten gaz – ciągnęłam opowieść, chociaż sama nie wiedziałam, czemu uznałam to za zabawne.
Drzwi do jadalni nagle się otworzyły. Wpadł przez nie zziajany Jacob. Widziałam, że jest roztrzęsiony. W oczy rzuciła mi się też jego bransoletka, która miała czerwony wyświetlacz. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w brzuchu. Coś się stało, widziałam to na jego twarzy.
- Musicie koniecznie pójść ze mną – powiedział zmęczonym głosem. Widać było, że biegł.
- Co się stało? – Ethan wyglądał na przerażonego. Lily zasłoniła twarz dłońmi. Alice do niej podbiegła.
- Coś się stało w pubie… Będziemy mieli sporo roboty… - odpowiedział, a ja już wiedziałam, że komuś stała się krzywda.
- Alice popilnuj jej, dobiegniecie jak będziecie gotowe – rzucił Samfu przechodząc przez ladę.
- Chodźcie – dołączyłam do Króla Dram. Carmen i Ethan poszli za nami, a Alice zaczęła ogarniać roztrzęsioną Lily. Wypadliśmy z jadalni i pobiegliśmy do windy. Jacob wcisnął przycisk wysyłający nas do pubu.
- Możesz nam powiedzieć, co się stało? – zapytał Samfu.
- Mamy ciało – powiedział ze smutkiem – Nie wiem jak to się stało, ale podejrzewam, że ktoś wymierzył sprawiedliwość…
                To wszystko brzmiało koszmarnie. Wysiedliśmy z windy, a korytarz, który jeszcze niedawno kojarzył mi się z miejscem prowadzącym do pubu, gdzie wszyscy się mogli zrelaksować, teraz przypominał drogę do piekła. Drzwi od głównej sali były uchylone.
- Chciałem tylko zobaczyć, co się stało, ale zobaczyłem za dużo. Musicie tam wejść, żeby zwołać wszystkich komunikatem…
- Kto zginał Jacob? – zapytałam bezpośrednio. On jednak tylko machnął ręką wskazując drzwi.
- Nie wiem czy chcę wiedzieć – westchnął Ethan.
- Musimy to zrobić – Carmen zdeterminowana podeszła do drzwi i je otworzyła. Widać, że ręka jej się trzęsła. Jacob odwrócił wzrok, a my weszliśmy do środka.
                Przez krótki, niewinny moment, myśleliśmy, że to był żart. Pub wyglądał od strony lady jak zawsze, ale jak spojrzałam w stronę sceny, na której pokaz dawał Ethan, zamarłam. Zrobiło mi się niedobrze, a w nos uderzył metaliczny zapach śmierci. Stoły były w paru miejscach porozpychane. Zauważyłam sztalugę pokrytą czerwienią. Wyglądała na farbę, ale kałuża znajdująca się tuż pod sztalugą zdecydowanie nią nie była. Krwi było tak dużo, że ciężko mi było uwierzyć, że tak wiele może jej być w człowieku. Sprawca zaczął ją ścierać, bo widać było smugi jakby ktoś przejeżdżał tędy mopem lub szmatą. Ciągnęły się one aż do sceny, gdzie jeszcze niedawno oczarowywał nas Ethan z całą ekipą. Teraz zasłony były zwinięte, a jedna z trzech rur zniknęła. Zobaczyłam ofiarę. Był przybity dwoma, długimi prętami do tła, które przygotowano na pokaz. Wisiał bezwładnie, a wszędzie widać było czerwień.
                Cały obraz wyglądał chaotycznie, a wiszące, małe i bezbronne ciało Oliviera Naessa było najsmutniejszym, co widziałam w życiu.


--------------------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
- Pozostali Patroni z niższych progów

Komentarze

  1. Nie wiem co mogę napisać. Audrey jest bardzo fajną postacią, strasznie prawdziwą i nie wyróżniającą się z tłumu niczym oprócz dobrego serduszka jakie okazuje innym i jaki dobry vibe chce rozprowadzić w grupie. Przykro mi, no cóż mogę powiedzieć. Jeśli on w żaden sposób już nie wróci i to jest na pewno jego koniec w tej przygodzie jako postaci to najbardziej szkoda mi tych relacji, które mógłby utworzyć. Wiedziałem, że zginie. Nawet na początku myślałem, że zginie w pierwszym epizodzie, ale nie pomyślałbym że informacja o jego śmierci w taki gruesome sposób tak bardzo zaboli me serduszko :c Tak czy siak, projekt dalej śledzę w nadziei, że go jakoś wskrzeszą :P I jeszcze ciekawi mnie to co zrobią Jacobowi za złamanie zakazu, może on się stanie drugim Olivierem? :V No cóż, to chyba wszystko, może coś jeszcze dopiszę jakoś po sylwestrze a teraz idę pić aby zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma co się przejmować, historia Oliviera się jeszcze nie skończyła. Sama otoczka całego procesu będzie jeszcze zaskakiwać, bo śledztwo i motyw będzie znacznie bardziej rozwinięty niż w przypadku sprawy Dismasa. Cieszę się bardzo, że śmierć wzbudziła duże emocje i cieszę się, ze projekt będziesz dalej śledził, bo myślę, że warto!

      Dzięki za komentarz i bezpiecznej zabawy!

      Usuń
    2. Dobra, jestem po sylwestrze i myślę, że w swoim komentarzu troszkę rzeczy które chciałem powiedzieć pominąłem. Nawet gdyby Naess nie był moją postacią, to byłoby mi go strasznie szkoda. Dlaczego? Bo miał zdecydowanie za mało dla siebie czasu. Przez większość pierwszego epizodu był pomijany przez wszystkich oprócz Carmen i Agathy, potem tylko Agathy aż na końcu został zupełnie sam i pomagać musiał mu Maks. Kiedy dostał swój rozdział cieszyłem się, ale czułem gdzieś w środku, że postać jest wystawiona na śmierć i to mnie zaniepokoiło, jak widać słusznie. Sama śmierć jak teraz myślę nie jest dla mnie szczególnie smutna ani przygnębiająca, tylko najbardziej boli mnie to, że po całym roku myślenia i czekania jak to będzie, próbowania zgadnięcia jakie relacje z kim będzie mieć po prostu mi czegoś brakuje. Brakowało mi przy nim postaci, która pozwoliłaby mu na rozwój na pozycję kogoś, kto ma coś do powiedzenia a ludzie chcą tego słuchać. Szkoda mi najbardziej przeze mnie i jak pewnie przez Mayo relacji Julia - Olivier która niestety już nigdy nie nastąpi, przynajmniej tak sądzę. To mogłoby być naprawdę ciekawe przez jakiś odcinek czasu a nawet mogłoby stworzyć super emocjonalny proces właśnie na ich znajomości oparty. Jak pewnie wszyscy którzy mnie znają wiedzą, szkoda mi Briess. Byłem strasznie na to najarany i nawet jeśli nie byłby to nigdy canon ship, to wystarczyłaby jakaś krótka wymiana zdań między nimi żeby miało to jakiś zalążek, a teraz kiedy jest martwy... eh, no nic. Tak jak napisałem, Peccatorum nadal będę czytać, ale wydaje mi się że Olivier ,,za życia'' mógłby być tak samo jak i nawet ciekawszy od tego, jaki prezentowany nam będzie za śmierci. Dziękuję wszystkim za komentarze które też czytam, bo wszędzie widzę ,,Szkoda mi Fenna'' i cieszę się, że społeczność naprawdę mnie lubi nawet bardziej niż moją postać xD <3 Nie mam na razie teorii ani podejrzeń po prostu czuję się jak te osoby, które kiedy widzą ciało swojej ulubionej postaci to mają ciężko żeby przebrnąć dalej, tylko u mnie działa to na zasadzie nie ulubionej postaci, a samego faktu że go stworzyłem. Tak czy siak, to chyba wszystko. Nadal mam kilka swoich ulubionych postaci, których losy będę śledzić bo jednak nigdy nie czytałem tego tylko dlatego, że był tam Olivier. Oby Proces był jak najdłuższy i jak najciekawszy, a sam Naess pociągnie swojego sprawcę ze sobą na dno.
      Pozdrawiam <3

      Usuń
    3. Co do całości, mogę powiedzieć tylko jedno - pamiętajcie, że żadna nasza decyzja z fabuły (chociaż nie wszystko zostało napisane) nie zostanie zmieniona. Mówię to przede wszystkim dlatego, że za jakiś czas możecie spojrzeć na Peccatorum zupełnie inaczej, a wtedy pojawią się komentarze typu "ulegliście presji tłumu", a nic z głównych założeń fabuły nie zmieniamy. Jejku wiem jak to teraz skomplikowane brzmi, ale zapamiętajcie ten komentarz i po prostu po 40 czy 50 rozdziale, pamiętajcie o nim i wrócicie do niego, a każda chwila zwątpienia i niepewności zostanie wyjaśniona, ^^ Nie będę też analizował reszty, bo myślę, że zaufanie poszczególnych osób, które mówiły, że Rew będzie nie pasował (A jest uwielbiany), że Ethan jest nudny (A każdy jest ciekaw co w nim siedzi) czy wiele innych zostały przekonane. Historia jest złożona. Świat to fikcja i ma jeszcze wiele do zaoferowania ^^
      Proces myślę, że jeszcze wiele razy złamie serduszko i jest naprawdę mocny, ale im większe emocje wywołuje, tym ja bardziej jestem zadowolony z efektu końcowego. No i bardzo mnie cieszy, że dalej będziesz to śledził, bo myślę, że warto.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Piękny rozdział z pięknej perspektywy, pięknym zakończeniem i który zadaje nam piękne pytania.
    To może od początku to zdecydowanie był najbardziej oczekiwany przeze mnie rozdział i nie zawiodłem się ani troche.
    Sceny z Samfu x Audrey to BEST SHIP EVER. W sumie to mi było smutno jak wszyscy uciekli wymigiwali się od pracy a zarazem dobrej zabawy w kuchni ale jak Samfu przyszedł no to nie ma bata by nie było zabawnie. Scena z Rewem była bardzo hmmm... ciekawa, napewno bardzo w stylu tej kanali. Nie żebym nie lubił Rewa ale zachowuje się w stosunku do naszej Mommy bardzo nie na miejscu niech tylko zniknął te zakazy to Audrey mu pokaże😉. Olivier trochę szkoda ale bardziej szkoda Fena w moim odczuciu niż Oliviera xD. Pytania które sobie zadaję są proste a zarazem trudne:
    Pierwsze to co takiego stanie się z Jacobem? Jak miałbym strzelać to bym powiedział że go poprostu zabiją jak Mukuro Ikusabe(chyba tak to się nazywała) ale wydaje mi się że poprostu dostanie jakieś prace społeczne czy inne badziewie xD.
    Drugie pytanie Kto dopóścił się tak okropnej i napewno niesamowicie trudnej zbrodni, zabicia najbardziej niepełnosprawnej osoby z istniejących w Peccu? xD.
    Trzecie pytanie Co tak straszne przestraszył Towarzyszkę Alice? Bo nie wydaje mi się by to ona zabiła ani by to ona widziała go już zabitego.

    Ja lecę się zabawić oby nie tak jak Dismasa na przyjęciu Alice❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział się podobał. Samfu i Audrey to bardzo specyficzna relacja xD Rew im dalej w historię tym bardziej pasuje do jego twórcy jak tak patrzę xD. Fenn wygląda na mocno wkręconego i widziałem, że go to zabolało, ale to dobrze, bo oznacza to, że się mega wkręcił ^^
      Jacob otrzyma karę - tyle mogę powiedzieć.
      Zabójca będzie (według mnie) delikatnym zaskoczeniem.
      Alice jest raczej chora niż przestraszona, ale o tym już niedługo ^^

      Dzięki za komentarz i dobrej zabawy!

      Usuń
  3. Czuję się jak potwór wobec Fenna, ale kiedy wbił na stream i napisał tylko "przykro mi" to zaczęłam się śmiać xD Przepraszam ♥

    Rozdział był bardzo przyjemny i muszę przyznać, że coraz bardziej lubię Audrey. Jest kochana ♥ Zrobiło mi się naprawdę przykro, kiedy większość ją odrzuciła, ale cieszę się, że ostatecznie i tak spędziła miło czas w mniejszym gronie ♥ Nawet jeśli zaraz potem dowiedziała się o śmierci Oliviera :< Jak Artysty nie jest mi aż tak bardzo szkoda, to współczuję Fennowi. W końcu Olivier jest/był jego dzieckiem.
    Wierzę, że śledztwo i proces będą naprawdę interesujące i zaskakujące, dlatego czekam niecierpliwie ♥ Czekam też na karę Jacoba i jej wpływ na następne rozdziały ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu Raika xDD Ale rozumiem podejście, bo ja w sumie też czuję w głębi serca zawsze taką sadystyczną satysfakcję :D

      Audrey da sobie rade, nawet jak większość ją olewa, to zawsze znajdzie grono, z którym będzie mogła pogotować ^^ Śledztwo i proces będą znacznie bardziej skomplikowane niż w pierwszym procesie, więc jest na co czekać! Kara Jacoba z kolei będzie gruba, jak już nadejdzie ta pora, póki co hotel żyje nową ofiarą.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  4. W0w. To było... ciekawe, z pewnością. Całkiem niezły plot twist. Szkoda mi Fenna i jego postaci, bo w końcu Artysta był, co najwyżej wspominany, nie licząc jego własnego rozdziału, a tu nagle bum i zgon, i to całkiem brutalny (mimo tego nie przeczę, że taka śmierć bardzo do niego pasowała).
    Rest in prosciutto [*].
    Ogólnie to rozdział był zdecydowanie najlepszym ze wszystkich i czuć sporą poprawę, jeżeli chodzi o tempo akcji, w porównaniu do pierwszego epizodu. Teraz w każdym rozdziale wydaje się dziać coś istotnego - i to na tyle szybko, że czasami muszę przeczytać drugi raz rozdział, żeby czegoś nie ominąć. To spory plus, mimo wszystko.
    No i Jacob ma przewalone, tak w opór. Ciekawi mnie jaka będzie jego kara, raczej nie umrze, chociaż z pewnością nie będzie to najmilsza rzecz, jaką przeżyje nasz Detektyw w swoim życiu. Well, ale tak jak mówił Yama, mógł się nie wychylać. Chociaż to też być może część jego planu, nigdy nie wiadomo.
    Wiem, że trochę się czepiam, ale niesamowicie dziwi mnie to, że absolutnie nikt nie gadał ze sobą o tym wydarzeniu, na który zostali zaproszeni, odkrywając przy tym częściowo plan Jacoba. Ale fakt, no czepiam się już, bo w końcu nie jest to możliwe. Chociaż jest szansa, że jednak to się zdarzyło, a jedynie o tym nie wiemy, bo przecież Audrey nie wie wszystkiego.
    SamfuxAudrey? To byłoby zabawne, gdyby się spełniło XD. Ale raczej to tylko jednorazowa scenka z tym "ship'em".
    I yep, Audrey jak i Samfu bardziej polubiłem, i wciąż trzymają się u mnie bardzo wysoko w rankingu.
    Okej, były wspomniane przyprawy, które otrzymywała Audrey od Lokaja. I czy te przyprawy mogą mieć w sobie leki? No na 90% nie, bo jak było to wspomniane - Elizabeth sprawdziła te przyprawy, a poza tym w końcu Porywacze wciąż pracują nad lekiem dla gości, i pewnie nie tylko ich.
    Yyy, Samfu coś ukrywa w swoim pokoju, co? Ciekawi mnie, co tam się kryje, bo to raczej nie jest nic takiego. :v
    Yama = słonecznik? To całkiem ciekawy wybór od Carmen, ciekawi mnie, czemu akurat takowy padł. Na pierwszy rzut oka wydaje się absolutnie przeciwny do tego, co można obserwować w Yamie. A jeżeli już mowa o nim, to cieszę się z tego, co czasami mogę zaobserwować w tej postaci, nawet jeśli czasami wydaje się delikatnie zbyt negatywny ale to pewnie dlatego, bo ma swoje powody - być może powoli porzuca tę swoją "maskę".
    I god dammit, nie trafiłem ofiary, a szkoda D: . Może trafię chociaż mordercę lub zdrajcę.

    Dzięki za rozdział! ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie, co zabiegi fabularne przyniosą jeszcze postaci Fenna, samo śledztwo i proces mimowolnie będą się bardzo mocno wokół niego kręciły, a śmierć jak najbardziej była brutalna, jak tak sięgam pamięcią to będzie na pewno jedna brutalniejsza, ale to jedna z mocniejszych jakie pojawią się w Pecca.
      Też czułem się lepiej pisząc drugi epizod i prowadząc akcję. Mimo wszystko dopiero teraz mogę powiedzieć, że postaci czuje i coraz bardziej rozumiem. Jacob i jego kara schodzą póki co na drugi plan, ale na pewno jeszcze wrócą. Jak okaże się być mordercą to karę otrzyma przed śmiercią, co spotęguje doznania. Co do rozmów o planie Jacoba to można założyć, że ludzie mimo wszystko mu ufają, a jak plan jest sekretny, to się jego trzymają. Największą szansę na puszczenie plamy miały paringi, a szczególnie Mycroft i Wendy, ale że trafili w to samo miejsce (co też było częścią planu Jacoba) to ułatwiło sprawę.
      Na Samfu przez długi czas nie miałem pomysłu, ale już w kolejnym rozdziale zacznie się bardzo ciekawy motyw z nim związany i osobiście, w końcu go poczułem. Słonecznik jest takim użytecznym, ale niepozornym kwiatkiem. Kojarzy się z czymś powszechnym, solidnym no i ma "sekretną moc" jaką są pestki :D Taka wielowarstwowość.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  5. No i gdzie jest ta zaskakująca końcówka? Po opisie spodziewałem się nie wiadomo czego, jakiś trupów wracających do życia lub czegoś w ten deseń, ale zakończenie tego rozdziału było normalne. Mi osobiście się całkiem podobało, choć nie do końca jeszcze jestem w stanie sobie zwizualizować w jaki sposób ofiara została przybita do tła, ale przypuszczam, że bardziej szczegółowy opis pojawi się w następnym rozdziale.
    Zacznę od planu. Szczerze mówiąc, wydał mi się on dziwny. Detektyw jak do tej pory dał się poznać jako stosunkowo inteligenta osoba, ale jego pomysł jak znaleźć zdrajcę był bardzo naiwny. To, że wyszedł z tym otwarcie do innych nie było mądrym posunięciem z racji, że nie mógł wiedzieć tak na 100% jak duża jest inwigilacja porywaczy i ich sposoby zdobywania informacji. Przecież w hotelu jest tyle różnej dziwnej technologii, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby kamery miały zamontowane super jakości mikrofony i obraz w jakości 100000p z 100000x zoomem, jak nie lepiej. Nie mówiąc o innych, mniej realistycznych sposobach. To, że słowami powiedział co innego, a prawdziwą wiadomość przekazał pisemnie za wiele nie musiało zmienić, ale to nie jest powód, przez który mówię, że Detektyw był naiwny. To, że założył, że Lokaj i porywacze zainteresują się grupą w której jest zdrajca był po prostu nonsensem. Przecież mają pogląd na to co się dzieje w hotelu i widząc zbierające się zgrupowania, mogliby celowo próbować kogoś wrobić na zdrajcę, żeby poróżnić gości i sprowokować do szybszego morderstwa. Oczywiście, jeśli ten plan nie był zmyłką, czysto przeciwko grupie by wszystkich rozdzielić… ;)
    Skoro już wspomniałem o Detektywie, niepokoi mnie jego bransoletka. Prawdopodobnie się z tym mylę, ale wnioskuję, że czerwony wyświetlacz może być związany z jego zakazem – oglądanie ciał w czasie śledztw. Teoretycznie, śledztwo się jeszcze nie zaczęło, więc nie powinno być na przeszkodzie, by Detektyw sobie badał ciało dowoli zanim inni je zobaczą i zabrzmi oficjalnie rozpoczynający śledztwo komunikat. No chyba, że było to ostrzeżenie, żeby nie omijał zakazu :P. Albo coś innego. To może okazać się w przyszłości nawet znakiem zdradzającym mordercę przez pewien okres czasu :D. Na wszelki wypadek zwracam uwagę, jeśli to nie był celowy zabieg :)
    W ramach tego rozdziału złapała mnie też taka rozkmina – jak wygląda leczenie Alana z jego zakazem. Jak długo jest leżący nie powinno być problemów, ale później, kiedy będzie dochodził do siebie i zgłodnieje może się sytuacja skomplikować. :P Jedzenie na leżąco może być czasami problematyczne, a nawet jeśli łóżko, na którym leży jest takie 2częściowe z podnoszącą się do góry głową, w sytuacji, gdzie zostałoby to użyte, poniekąd można byłoby powiedzieć, że siedziałby. A przecież zajmująca się nim Elizabeth nie powinna zostawiać swojego pacjenta na dłużej niż to niezbędne, żeby nie upadł i nie rozbił sobie swojego głupiego ryja przypadkiem ;) Ogłaszam więc pomysł sceny ‘fanservicowej’ :D A tak na serio, to podrzucam, może komuś się spodoba lub jakoś przyda pomysł z Elizabeth karmiącą Alana :)
    To by było na tyle. Choć zapowiada się ono dosyć ‘charakterystycznie’ i sugeruje motyw, nie będę podejmował się próby analizy miejsca zbrodni, ewentualnie pod następnym rozdziałem, choć przypuszczam, że będzie to w większości wyczerpane w tekście. Na koniec jeszcze prawdopodobnie literówki: w pewnych momentach, bodajże Samfu i Rewolwerow mówią w 1osobie ‘obiecuje’, a później pojawiają się ‘duchy’ z małej litery, choć zazwyczaj są z dużej/wielkiej, czy jak to się poprawnie określa. :/ To wszystko już, bo się rozpiszę przesadnie, a już duży komentarz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było raczej takie personalne przygotowanie na "niesprawiedliwe" uśmiercenie postaci, która jeszcze nie miała swojego "rozwoju". Oczywiście wszystko jest zaplanowane, ale wolałem dla spokoju ducha zaznaczyć. W sumie przybicie do tła może być ciężkie do zrozumienia nawet w kolejnym rozdziale, bo przyznam, że miałem nie lada wyzwanie żeby to wszystko ogarnąć, ale powiedzmy, że na tyłach sceny powstała "ściana" ułożona z worków oraz z przyczepioną powierzchnią, delikatnie nachylona (tak, że normalnie osoba mogłaby się "położyć na stojąco" na niej. Taki kąt 75/80 stopni tworzy, przez co nie jest prosta/pionowa tylko nieco nachylona.
      Prawda plan ryzykowny, ale mimo wszystko trzeba spojrzeć na to w ten sposób, że Detektyw uderzył w podwójny blef. Powiedział o danym miejscu i potem oczywiście narobił zamętu, przez co Duchy wiedziały, że pierwotny plan to blef. Nie wiedział jednak, że ten blef ma w sobie drugie dno, bo tak naprawdę zdrajca był pewien, że Detektyw z wszystkich grup wybrał akurat tą jedną, która poszła do Pubu. Porywacze wiedzieli, że plan z ogniem to kłamstwo, ale zdawali sobie też sprawę, że Jacob coś kombinuje. Zaufali swojemu źródłu informacji, bo nawet jeżeli Jacob się na spotkaniu nie pojawił, to zdrajca otrzymał informację, że tam odegra się ta kluczowa scena. Dlatego poszedł i został złapany. Poza tym warto spojrzeć na jeszcze jeden motyw - Duchy ufają Lokajowi, a Lokaj próbuje zatuszować swój błąd. Jeżeli wziął sprawę na swoje barki to Duchy mogły się nawet zbytnio nie przejmować. Zresztą Duchy też swoje mają na sumieniu... wszystko stanie się nieco jaśniejsze pod koniec procesu :)
      Bardzo dobra czujność, ale bransoletka zostanie wyjaśniona :D Prawda, rzeczywiście Detektyw nie miałby jak złamać zakazu przed rozpoczęciem śledztwa ^^
      Ojeju xD Wiesz, że w sumie się nie zastanawiałem nad tym? Raczej założyłem, że Alan po prostu przyjmował pokarm na leżąco, ale prawda, przez zakaz siadania leczenie mogłoby być trochę utrudnione. Myślę, że możemy przyjąć, że Farmaceutka się nim zaopiekowała (ku uciesze tłumu) :D
      Literówki poprawione, szczególna trudność jest z tymi, które pojawiają się w 1os i 3os słowach, a jak dodać do tego, że raz "jestem" kobietą, a raz mężczyzną to już w ogóle trudność się potęguję ^^

      Nie ograniczaj się w żadnym wypadku, bo takie komentarze to nauka jak żadna inna! Dzięki za komentarz!

      Usuń

Prześlij komentarz