Epizod II - Rozdział 15: To była magia (Ethan Incredible)
Rozdział 15: To była magia
(Ethan Incredible)
Witajcie! Dzisiejszy rozdział będzie naprawdę magiczny, myślę, że takiego obrotu spraw, nikt się nie będzie spodziewał. Pamiętajcie jednak, że im bardziej zwracacie uwagę na szczegóły tym bardziej umyka Wam obraz całości ;) Mam nadzieję, że rozdział kontrowersyjnego Ethana Wam się spodoba i mimo wszystko nie będzie to dla Was tak płyta i niefajna postać. Zapraszamy do lektury i do dyskusji w komentarzach oraz na Discordzie!
-------------------------------------------------
Krótko
po tym jak z jadalni wybiegł Mycroft i Rewolwerow, wybiegła również Wendy.
Cieszyło mnie to, bo bałem się niepotrzebnych problemów i kłótni. Nie lubiłem
się kłócić, walczyć, a także brzydziłem się wszelką przemocą. Niektórzy
nazywali mnie strachliwym, ale ja po prostu wolałem być ostrożny. Moja magia
wystarczająco przekonywała ludzi do mnie i sprawiała, że byłem bardzo sławną i
lubianą postacią. Nikt nie kazał mi się z nikim bić czy walczyć o względy,
ludzie akceptowali mnie takim, jakim jestem, a to mnie cieszyło. Bycie w
centrum uwagi, a narażanie się to były dwie różne rzeczy, które jako artysta
rozumiałem i rozróżniałem.
Krótko
po ich wyjściu opuściłem jadalnię i powoli ruszyłem do pokoju. Po drodze
planowałem jeszcze zajrzeć do pomieszczenia gospodarczego, ponieważ w pokoju
kończyły mi się powoli akcesoria do sztuczek. Po każdym dniu starannie uzupełniałem
swój płaszcz – napełniałem kieszenie i skrytki, doszywałem potrzebne rzeczy i
szykowałem całość na to, żeby zaskakiwać publikę. Praca magika nie była łatwa,
zdobycie uwagi widza często bywało naprawdę wymagającym zadaniem, które
stawiało mnie przed najcięższymi wyzwaniami. Zebrałem to co musiałem wziąć,
pakując wszystko do jednej z torebek i podśpiewując udałem się na klatkę
schodową. Gdy tylko minąłem recepcję w oczy rzuciły mi się plamy wody, które
prowadziły z jednej wind prosto na schody do piętra sypialnianego. O co w tym
chodziło? Poczułem ukłucie strachu, którego tak bardzo nie lubiłem.
Zastanowiłem się czy nie wrócić się do jadalni, ale czułem zmęczenie po całym
dniu i chciałem po prostu przygotować się do snu.
Wzdychając
zszedłem ostrożnie po schodkach i trafiłem na ogromny korytarz, który prowadził
do poszczególnych pokojów. Mokry ślad skręcał w prawo i tam właśnie ostrożnie
spojrzałem. Odetchnąłem z ulgą, bo zobaczyłem z daleka Rewolwerowa, Wendy,
Lokaja oraz Mycrofta. Striptizerka ich prowadziła, a Mycroft był niesiony przez
pozostałych panów. Coś się musiało stać, ale nie słyszałem komunikatu odkrycia
ciała, więc nikt nie zginął. Podbiegłem do nich zaciekawiony.
- Co się stało? – wykrzyknąłem.
- Musimy go szybko
zanieść do panny Goodwynn – powiedział Lokaj.
- Próbował przepłynąć
przez morze na deptaku i mu się to udało, ale nie miał sił dopłynąć do brzegu.
Ledwo go uratowaliśmy – wytłumaczył Rewolwerow, który podobnie jak Mycroft,
był calutki mokry.
- Dlaczego? – nie
mogłem zrozumieć.
- To przez nią. Durne
kłótnie – Rewolwerow pomimo tego, że ledwo szedł wskazał w stronę Wendy.
- Możesz nam pomóc? – zapytała
Wendy.
- Jasne – powiedziałem
i podałem jej reklamówkę, po czym złapałem Mycrofta biorąc go na ręce.
Komunista odetchnął z ulgą, a Lokaj otrzepał swój garnitur. Ruszyliśmy do
przodu podchodząc do pokoju Elizabeth. Wendy zapukała w drzwi tak mocno, jakby
chciała je wyważyć. Mycroft był naprawdę leciutki i nie miałem problemu z
utrzymaniem go, chociaż zaczęła mi przeszkadzać wilgoć. Miałem go ochotę już
gdzieś odłożyć.
- ELIZABETH! – wrzasnęła,
uderzając jeszcze mocniej. Podziwiałem determinację.
- Pani Vela,
przypominam, że pokoje są dźwiękoszczelne, więc pukanie wystarczy – upomniał
Lokaj.
Drzwi
się jednak otworzyły i zobaczyliśmy Farmaceutkę. Nie nosiła ani fartucha, ani
maski. Włosy miała już rozpuszczone i widocznie szykowała się do snu. Otworzyła
szeroko oczy i wpuściła nas bez pytania wskazując prowizoryczne łoże, które
zrobiła specjalnie dla swoich pacjentów. Podszedłem i już chciałem go kłaść,
kiedy Elizabeth mnie zatrzymała.
- Poczekaj. Rozbierz
go do bielizny, bo to na nic, żeby leżał w mokrych ciuchach.
Przy pomocy Wendy, niezdarnie, rozebraliśmy go do samych
bokserek i położyliśmy na prowizorycznym łóżku. Elizabeth w tym czasie
przygotowała już jakąś mieszankę ziołową i wstawiła wodę do czajnika. Podeszła
do nas z dwoma kocami.
- Możecie mi
opowiedzieć, co do cholery się stało? Pływaliście?
- Właściwie to
pływaliśmy – odpowiedział Rewolwerow.
- Czy wy próbowaliście
przepłynąć to cholerne morze?
- Tak. Dowiedzieliśmy
się, że to podpucha Towarzyszko Elizabeth. Nie ma co narzekać – wytłumaczył
spokojnie. Widziałem, że ciężko oddychał i był zmęczony. Zastanawiałem się czy
nie rzucić na niego zaklęcia leczącego, ale ostatecznie się powstrzymałem.
Niech Elizabeth pokaże na co ją stać.
- Może ciebie też
obejrzę. Głupio by było, żeby takiego twardziela zmogła zwykła grypa – powiedziała.
- Dziękuje, ale nie.
Swoje zrobiłem i wracam do swojej kwatery. Bywajcie – urwał rozmowę i
wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- Będziesz
potrzebowała jeszcze pomocy Ethana Incredible? – zapytałem machając
peleryną.
- Nie, dziękuje
Ethanie – odpowiedziała – Możesz już
wrócić do siebie.
- Pojawiam się i
znikam! – powiedziałem, złapałem reklamówkę, którą dałem wcześniej Wendy i
sięgnąłem do kieszeni. Rozsypałem niegroźny pył, który stworzył zasłonę dymną i
przebiegłem do drzwi otwierając je i zamykając jednym ruchem. Uwielbiałem takie
wyjścia. Cieszyłem się, że mogłem się na coś przydać. Moja magia nie była
jednak jedynym, co ludzie wyciągali z mojej osoby.
Skręciłem
parę drzwi dalej do mojego pokoju. Klucze miałem schowane w podeszwie od buta,
wiec oparłem się o ścianę i sięgnąłem do skrytki. Otworzyłem pokój i zamknąłem
go po chwili. Zawsze, gdy tu wchodziłem czułem się bezpiecznie, ale sam moment
przekręcania zamka i domykania był straszny. Miałem wrażenie, że morderca tylko
czeka na to, żeby wkraść się do mnie, wykorzystać dźwiękoszczelność
pomieszczenia i zabić. Chociaż to była już ósma noc tutaj i nic się nie stało,
to odetchnąć z ulgą potrafiłem dopiero po tym jak drzwi były zamknięte i
zablokowane. Odłożyłem reklamówkę na bok i podszedłem do szafy, którą miałem
przy wejściu. Złapałem ją oburącz i delikatnie oparłem o przeciwległą ścianę.
Mebel był bardzo ciężki i idealnie dodatkowo blokował drzwi. Zamachnąłem się
ręką rysując w powietrzu parę znaków runicznych i wyszeptałem formułkę w
języku, którego sam do końca nie znałem. Było to zaklęcie obronne, które miało
mnie obudzić, jakby ktoś próbował mimo wszystko sforsować moją barykadę.
Odetchnąłem.
Pokój wyglądał tak samo jak go zostawiłem. Przypominał jedną wielką garderobę,
pełną przebrań scenicznych. Jedna ściana była wystawną toaletką, gdzie mogłem
nakładać makijaż, przygotowywać włosy i dopieszczać strój. Pośród tych
wszystkich ubrań, było też miejsce, gdzie mogłem przygotowywać swoje sztuczki.
Oczywiście nie robiłem ich sam, kodeks pozwalał mi tylko na robienie sztuczek
przy publice, nawet jednoosobowej. Przygotowałem tam sobie wygodny stołek, na
którym siadałem i uzupełniałem swój asortyment. Właśnie tam usiadłem i zdjąłem
z siebie płaszcz. Byłem silnym mężczyzną, co ułatwiało mi noszenie tak
specyficznego ubrania. Kamizelka i peleryna ważyły razem ponad pięć kilogramów
i ciążyły pod koniec dnia. Wyjąłem z reklamówki mieszanki, które całe szczęście
hotel zapewniał mi od ręki. Pomieszczenie gospodarcze rzeczywiście było
świetnie wyposażone i dostosowane od każdego.
Uzupełnianie
wszystkich kieszeni zajęło mi prawie piętnaście minut i sprawiło, że cały
zestaw moich ciuchów ważył jeszcze więcej. Chciałem zorganizować w końcu jakiś
porządny pokaz, który mógł mi pozwolić pokazać, na co mnie stać. Miałem do
pokazania naprawdę dużo, a patrząc na nowo odkryte pomieszczenia miałem całkiem
fajny wybór miejsca, gdzie taki pokaz mógłby się odbyć. Pub – dużo alkoholu,
przekąsek, fajna muzyka i przygotowana scena. To brzmiało naprawdę fajnie.
Odwiesiłem kamizelkę i pelerynę i ruszyłem do łazienki. Byłem zmęczony i czułem
to, chociaż wiedziałem, że to jeszcze nie koniec dnia. W łazience, oprócz
kabiny prysznicowej oraz wanny miałem siedzenie, na którym mogłem poćwiczyć.
Chwyciłem za hantle i zacząłem machać, pobudzając mięśnie do pracy. Musiałem
dbać o swoją siłę, żeby móc nosić swoje akcesoria, a przy okazji szybko się
poruszać. Cena magii była spora, a ja byłem gotowy ją zapłacić.
Pamiętałem
jeden z moich ulubionych pokazów magicznych w życiu – podczas bankietu z okazji
dziesięciolecia jakiegoś serialu, nie pamiętałem już nawet jakiego. Zaprosili
mnie abym zrobił pokaz i oczarował publikę. Skończyło się na tym, że na
imprezie zamiast jednego przedstawienia zrobiłem aż cztery i to każde
przedstawiające zupełnie inne rodzaje sztuczek. Najbardziej wyszła mi wtedy
sztuczka z lustrami. Poprosiłem publiki o to żeby wskazali, gdzie stoję. Nie
było to jednak proste, bo ustawiłem lustra w taki sposób, że na każdym
wyglądałem jak żywa, chodząca osoba. Magia polegała na odpowiednim ułożeniu
światła i zakłóceń w postaci dymu, żeby odbicia były nieco zamglone. Dodatkowo
mój głos odbijał się w taki sposób, że nie dało się go dokładnie zlokalizować.
Oszukiwałem widownię przez ponad pół godziny, aż w końcu wskazali odpowiednie
lustro i okrzyknęli Malinową Mary, na cześć słynnego upiora z lustra, tylko z
dopasowaniem do moich różowych włosów. Lubiłem jak ludzie mnie kochali, bo
zasługiwałem na miłość, w końcu byłem Ethan Incredible.
Zmieniłem
rękę i zastanowiłem się nad tym, skąd Komunista znał moje prawdziwe imię.
Ludzie słyszeli już o Jaydenie Asselmanie. Nie lubiłem jak ktoś mnie tak
nazywał, bo kojarzyło mi się to z tym, kim byłem, zanim zdobyłem sławę. Moje
życie nie było usłane różami, dlatego wspominanie tych mrocznych, młodzieńczych
lat mojego życia bywało bolesne. Jayden Asselman był osobą, której dużo nie
wyszło, która płakała i ciężką pracą pięła się na szczyt. Ethan Incredible z
kolei z tego szczytu nie schodził i trzymał się tam dzielnie. Każdy chciał
zobaczyć pokaz magiczny Ethana, każdy chciał go spotkać i zostać przez niego
oczarowanym. To mi się we mnie podobało, naprawdę sprawiało, że czułem swoją
wartość. Nikt nie był w stanie zabrać mi tego, co sam osiągnąłem od zera.
Po
skończonym treningu rozebrałem się do naga i obejrzałem swoje spocone ciało.
Mogłem powiedzieć, że wyglądam jak młody bóg, ale ja byłem młodym bogiem, więc
nie było sensu tego powtarzać. Wszedłem pod prysznic, który bardzo szybko mnie
ocucił. Ciepła woda spływała po mojej skórze i sprawiała, że relaksowałem się
po całym dniu stresowania. Mieszkanie w tym hotelu było wygodne, pokój był
świetny, a ludzie wydawali się być dobrymi towarzyszami i widzami, szczególnie
Alice. Nie podobało mi się jednak to jak ciągle czułem stres. Gdy występowałem
w mniejszych barach na przedmieściach to czasami obawiałem się pijaczków,
którzy w przypływie podziwu mogli mi zrobić krzywdę. Mało, kto do mnie
podchodził, bo wyglądałem na bardzo umięśnionego i niebezpiecznego, ale w
rzeczywistości nie potrafiłem wyprowadzić ciosu. Mięśnie paraliżował mi strach
i ciężko mi było się z tym przełamać. Zdarzały się sytuacje, gdzie mogłem użyć
swoich mięśni, żeby zrobić komuś krzywdę, ale działałem wtedy pod wpływem
niesamowitych emocji. Stres działał na mnie bardzo źle. Czułem jak częściej
bolała mnie głowa i robiłem się przewrażliwiony.
Wyszedłem
z kabiny prysznicowej i dokładnie się wytarłem, po czym wysuszyłem włosy. Nie
ubierałem się, ponieważ preferowałem spanie nago. Nic tak nie ograniczało jak
piżama czy bielizna na noc. Zawinąłem się w kołdrę i przygasiłem światło,
zostawiając je, nie do końca zapalone. Nie lubiłem całkowitej ciemności.
Zamknąłem oczy i odetchnąłem. Sen nadszedł niespodziewanie. Jak zawsze podczas
marzeń sennych śniłem o wspaniałych pokazach magicznych, które wykonałem.
Czasami widziałem też sztuczki, których jeszcze nie wykonałem, jakby
niewidzialna siła chciała mi pomóc. Wykonywałem je następnie przy ludziach i
okazywały się być bardzo dobre. Nagle coś mnie wybudziło ze snu. Spojrzałem
zaspanym wzrokiem na zegarek i zobaczyłem, że dochodzi trzecia nad ranem. Co jest, pomyślałem i znowu poczułem
nieprzyjemne ukłucie strachu. To musiała być moja bariera. Spojrzałem w
kierunku drzwi. Wiedziałem, że nie zasnę, jeżeli nie sprawdzę, co dokładnie
mnie wybudziło. Podniosłem się i nakładając kapcie ruszyłem w stronę drzwi,
przez labirynt ubrań. Chwyciłem po drodze pierwszy lepszy szlafrok i narzuciłem
go na siebie.
Pierwsze,
co musiałem zrobić, to odsunąć szafę. Chociaż była ciężka, poruszałem nią bez
większego problemu. Następnie sięgnąłem do drzwi i przesunąłem delikatnie
wizjer. Nie widziałem, żeby na korytarzu ktoś stał, ale czułem wciąż, że
musiałem to dogłębnie sprawdzić. Przeklinając swoją ciekawość zebrałem moce
magiczne i przekręciłem zamek. Otworzyłem drzwi i sprawdziłem korytarz.
Panowało tu raczej mroczne oświetlenie. Moje serce stanęło, gdy zobaczyłem
postać idącą plecami do mnie, w drugą stronę. Na początku myślałem, że to
Lokaj, ale po stroju poznałem Oliviera. Co on tutaj robił o tej porze? Szedł
bardzo powoli, a jego kroki były dosyć otępiałe, jakby ktoś nim sterował. Magia vodoo, pomyślałem i zamknąłem
drzwi z trzaskiem, przekręcając zamek i zasuwając szafę. Przez następne
dziesięć minut rzucałem zaklęcia ochronne, ale i tak nie czułem się
bezpiecznie. Znałem takie przypadki i naprawdę mnie przerażały. Wróciłem do
łóżka rozbierając się po drodze i starając się o tym nie myśleć ponownie
zasnąłem.
Obudził
mnie dopiero poranny komunikat.
- Drodzy państwo,
wybiła godzina ósma rano, co oznacza koniec ciszy nocnej. Przypominam, że za
piętnaście minut odbędzie się śniadanie. Miłego dnia – Lokaj przywitał się
jak każdego ranka. Podniosłem się i przeciągnąłem ziewając. Ta noc była
szalona. Gdy przypomniałem sobie idącego korytarzem Artystę to zadrżałem. Gdzie
szedł? Może tak naprawdę ktoś go zabił, a ja mogłem to powstrzymać? Kogo ty próbujesz oszukać Ethanie, zapytałem
się, wiedząc, że to niemożliwe. Dzisiejszej nocy ktoś musiałby mnie wyrzucić z
pokoju żebym z niego wyszedł, w życiu bym nie zrobił tego z własnej woli. Bałem
się jak cholera takich wydarzeń. Wstałem i naciągnąłem niedbale kapcie.
Poczłapałem do garderoby i zacząłem się ubierać. Gdy miałem już na sobie
wszystkie akcesoria umyłem zęby i ułożyłem włosy. Wychodząc z pokoju odsunąłem
szafę i spojrzałem na zegarek – wskazywał ósmą dziesięć. Zadowolony z tempa
otworzyłem drzwi.
Na
korytarzu szła akurat Cecily oraz Yama. Rozmawiali o czymś. Zamknąłem drzwi,
schowałem klucze i przywitałem się z nimi.
- Hej! Jak się wam
spało?
- Nieźle – rzucił
krótko Yama patrząc na mnie przeszywająco.
- Mi też, chociaż
chodzą pogłoski, że wczoraj wieczorem się coś działo. Ktoś się prawie utopił? –
Cecily widocznie była zainteresowana tematem. Taka okazja na zabłyśnięcie z
rana nie mogła przejść mi koło nosa.
- Tak się składa, że
wiem, co się stało! Słuchajcie – powiedziałem i w skrócie opowiedziałem im
jak dzielnie uratowałem Mycrofta i Rewolwerowa i jak niebezpiecznie wczoraj
było. Słuchali z zaciekawieniem, aż skończyłem:
- No i potem wróciłem
do swojego pokoju – powiedziałem.
- Co mu strzeliło do
głowy? – zastanowiła się Cecily wspinając się po schodach.
- Myślę, że on po
prostu taki jest. Mało myśli, a jak już wysili mózg to powstają takie durne
pomysły – Yama westchnął widocznie zażenowany zachowaniem Hakera.
- Zrobił to dla Wendy
– wtrąciłem nieco rozkojarzony.
- Dla Wendy? My się tu
zabijamy, taki romans to bujda i niczego nie przetrwa. Nie zdziwię się jak
jedno zabije w pewnym momencie drugie.
- Yama skąd takie
negatywne nastawienie do związków? Spędziłeś za dużo czasu z Aaronem? – zapytała
nieco żartobliwie.
- Nie, nie… Ja lubię
jak ludzie są razem, ale po prostu ta dwójka jest denerwująca. Nakręcają aferę,
prawie utopili przy okazji Rewolwerowa i co z tego wyszło? – wytłumaczył.
- Właściwie to chyba
dopłynęli do granicy i dowiedzieli się, że ten pokój to rzeczywiście pokój – powiedziałem
przypominając sobie informacje, które usłyszałem w pokoju Elizabeth.
- Heh, chociaż tyle – zaśmiał
się Yama.
Przeszliśmy
z klatki schodowej na korytarz, gdzie na śniadanie szły kolejne osoby.
Dołączyliśmy do grupy i weszliśmy do jadalni. Audrey stała w kuchni i nakładała
właśnie jedzenie z misek i garnków na tace i wystawiała do gablot, z których
każdy mógł sobie nałożyć odpowiednią porcję. Podeszliśmy we trójkę, rozmawiając
o tym, co zjemy, stając w kolejce tuż za Carmen, Agathą oraz Olivierem.
- Hej kochana, co
dobrego dzisiaj przygotowałaś? – zagadałem do Audrey uśmiechając się wesoło.
Ta spojrzała na mnie spode łba.
- Wszystko jest dobre
– odpowiedziała – Ale tobie polecam
owsiankę. Wiem, że lubisz, a dzisiaj wyszła wyjątkowo pyszna. Spojrzałem na
papkę, z której wystawały kawałki owoców.
- Poproszę – powiedziałem
i podałem jej miskę. Przez chwilę się wahała, ale ostatecznie wyrwała mi miskę
i nałożyła dwie chochle.
- Proszę.
- Dziękuje piękna – powiedziałem
i z uśmiechem ruszyłem do stołu, przy którym wkrótce usiedli też Yama z Cecily,
a także Samfu, Julia i Alan. Zaczęliśmy w spokoju jeść, gadając luźno o
dzisiejszych planach.
- Idziemy dzisiaj
znowu na siłkę, nie chcesz dołączyć? – zapytała mnie Cecily, odrywając się
na chwilę od kanapki, którą jadła.
- Nie, nie… Wolę
ćwiczyć w pokoju, zresztą pracuje tylko nad klatką piersiową oraz ramionami – powiedziałem.
- Jakbyś miał ochotę
to daj znać, będę ci przypominała o spotkaniach.
- Okej – kiwnąłem
głową i uśmiechnąłem się.
- Przepraszam! Mogę
prosić o uwagę? – zapytał Jacob, jak zwykle przerywając gwar i wchodząc na
jeden ze stołów.
- Co się znowu stało?
– zaciekawił się Samfu – Czy musisz
zawsze przerywać nam spożywanie posiłku. Niebezpiecznie naruszasz mój zakaz.
- Chodziło ci o ten z
waleniem konia? – zaśmiała się Sandra.
- Nie, no co wy,
przecież żartowałem – przeczesał włosy – Mój zakaz zabrania mi jedzenia dłużej niż piętnaście minut.
- Pieprzysz, dwa dni
temu jadłeś obiad przez godzinę, opowiadając o tym jak bardzo nie cierpisz
różnych składników – wtrąciła Audrey.
- Nie chcecie to nie
musicie w to wierzyć – wzruszył ramionami i wrócił do jedzenia.
- Chodzi o to, co
wczoraj stało się w deptaku – powiedział.
- A co się stało? – pytali
ludzie. Czułem się bardzo ważny przez to, że ja wiedziałem, a oni nie.
- Mycroft odkrył
granicę tego niby-morza – powiedział dosyć cicho Wendy, z opuszczoną głową.
Nie wyglądała na zadowoloną.
- I gdzie on jest? – zdziwił
się Samfu.
- W ogóle brakuje
czterech osób – zauważyła Carmen – Ale
Aaron siedzi już w pracowni informatycznej, spotkałam go po drodze.
- Maks pewnie jest
dalej w czytelni – stwierdziła Cecily.
- Elizabeth zajmuje
się Mycroftem – dodał Alan.
- Coś mu się stało? – zapytała
zmartwionym głosem Alice.
- Prawie wczoraj
utonął – głos Rewolwerowa brzmiał śmiertelnie poważnie.
- Popłynął przez
morze?! – zdziwiła się Sandra – Co mu
strzeliło do łba? Nie wiedziałem, ze jest aż taki tępy.
- Pilnuj swego dupska
– odgryzła się Wendy – Oni prawie
zginęli.
- Na własne życzenie –
Sandra wstała – Mało co to zmienia.
- Nie do końca, wiemy
przynajmniej, że Deptak to po prostu kolejne piętro – zauważył Alan,
próbując spokojnym głosem wyciszyć rozmowę.
- Ale jaki jest jego
stan? – zapytała Alice.
- Może uspokoję was,
zanim Wendy znowu wybuchnie – powiedział Alan spoglądając na wrzącą
Striptizerkę – Mycroft jest stabilny.
Trochę wyziębił organizm i jest porządnie zmęczony, ale poza tym żyje i ma się
dobrze.
- Mimo wszystko warto
docenić jego poświęcenie – powiedział Jacob – Sprawdził coś, co musiało zostać sprawdzone i oszczędził nam sporo
roboty. Całe szczęście nie skończyło się to tragedią.
- Ciekawe co by się
stało jakby ktoś zginął w ten sposób? – zastanowił się na głos Samfu.
- Jak to? – zapytała
Agatha.
- Czy byłby proces i
cała reszta… Jak byśmy mogli wtedy wygrać?
- Musielibyście
znaleźć sprawcę, czyli osobę, która się poniekąd sama zabiła – wytłumaczyła
przezroczysta kobieta, która pojawiła się nagle w jadalni. Jak zwykle nieco się
wystraszyłem, ale powoli przyzwyczajałem się do jej obecności. Mogła być nawet
i duchem, czego nie potrafiłem do końca zrozumieć. Wiedziałem jednak, że jak na
świecie istniało coś takiego jak magia to nie należało się też dziwić
istnieniem zjawisk paranormalnych.
- A jakbyśmy wskazali
na kogoś? Wszyscy by zginęli i nikt by nie wygrał? – zdziwił się Alan.
- Nikt by nie wygrał.
Dlatego lepiej się nie zabijajcie tylko spróbujcie swoich szans zabijając
innych. Po co się zabijać samemu przez to, że to miejsce jest koszmarne, jak na
wylocie można spróbować kogoś pociągnąć za sobą. W najgorszym wypadku
dostaniecie to, czego chcieliście – jej słowa miały w sobie jakąś ukrytą
mądrość.
- Bla bla, nikt cię
nie posłucha, więc daj nam spokojnie zjeść – zdenerwowała się Audrey.
- Chciałam wam tylko
to wytłumaczyć, nic tu więcej po mnie – Neri zaśmiała się, i po chwili
zniknęła. Była prawie tak skuteczna jak ja, ale wciąż w jej sztuczkach
brakowało nieco magii.
- Co najlepsze to nie
wszystko, co wczoraj odkryliśmy – pochwalił się Rew. Jacob spojrzał na
niego zaciekawiony – Wczoraj znalazłem
stary plan budynku. Zrobiliśmy już kopie i nanieśliśmy piętra, które znamy.
- Jestem z was dumny –
powiedział Detektyw – Naprawdę dobrze
wiedzieć, że radzicie sobie nawet jak spędzę wieczór na siłowni. Pokażecie mi
ten plan?
- Już – powiedziała
Agatha i wyciągnęła z niedużej torebki zwinięty rulonik – Resztę mam w pokoju i przyniosę wam na jutro, tak żeby każdy miał swoją
mapę.
Jacob
przyjął zawiniątko i łapczywie je rozwinął. Spojrzał i przypatrywał się
zaciekawiony przez parę chwil. W końcu położył ją na stół.
- Okej. Teraz ciekawi
mnie tylko jedna rzecz – powiedział.
- Jaka? – zapytałem,
nie wiedząc, czego jeszcze tutaj nie rozumie.
- Gdzie jest tutaj
poziom zero.
- Poziom zero? – tym
razem pytanie zadał Yama.
- Z jednej strony na
tym planie widzimy, na dole podstawę tego całego budynku – wskazał palcem
na dolną część rysunku – Ale co jeżeli
tak naprawdę poziom ziemi jest gdzieś indziej? Jeżeli chociażby połowa tego
hotelu była ukryta pod ziemią, to schowanie go byłoby jeszcze prostsze.
- Tylko skąd mamy
wiedzieć, gdzie ewentualnie jest powierzchnia, jak oprócz kwadratu – Rew wskazał na środek rysunku – Nie wiemy
gdzie zabiera nas winda. Możemy tylko i wyłącznie zgadywać, w którym jesteśmy
skrzydle, a na dobre i tak nie możemy tego potwierdzić, bo ułożenie klatek
schodowych może być podpuchą. Nawet ten plan może być podpuchą. Wszystko, co
znajdujemy to dzieło Duchów.
- Ale jednak mają
problem z chowaniem tych poszlak, jak nawet Lokaj poszedł na układ z fakturą,
którą znaleźliśmy – przypomniał Alan.
- Chyba, że to też
była podpucha, która miała nam pokazać, że niby mamy coś do gadania – zanegowała
pomysł Alice.
- Czy możecie chociaż
na chwilę przestać z tą niewiarę we wszystko, co jest w tym hotelu. Myślę, że
więcej niż raz to miejsce pokazało nam, że niemożliwe jest możliwe – powiedziała
Julia.
- Brzmisz jakby ci się
tu podobało – zdziwił się Yama.
- Może tak jest. Nie
licząc paru osób – odpowiedziała groźnie.
- Czy musimy teraz
sprawdzić coś konkretnego? – zapytała Carmen.
- Właściwie to nie – powiedział
Jacob – Chyba, że ktoś chce pomóc Maksowi
lub Aaronowi. Nie sprawiajcie po prostu kłopotów, a najlepiej zajmijcie się
czymś. Mamy kilka świetnych poszlak i tylko czekać, aż dowiemy się czegoś
nowego.
- No i za dwa dni ma
pojawić się jakaś informacja – przypomniał Alan.
- Tak, to co
wywalczyliście od Lokaja. Zobaczymy, co to będzie, ale nie zdziwię się, jak
znowu rzucą w nas motywem, żebyśmy skakali sobie do gardeł. Wszyscy
przyzwyczaili się do swoich zakazów? – Jacob zatrzymał się w końcu i
spojrzał po całej grupie. Nikt nie zaprzeczył – No właśnie. Dlatego pamiętajcie, że cokolwiek wymyślą i czego nie
zaproponują to nie warto się o to bić. Mamy trop i jego się trzymajmy – poprosił.
- Każdy po prostu
powinien zająć się sobą i nie prowokować głupich sytuacji – powiedziała
Alice.
- Zrozumiałeś
kartoflu? – Audrey skierowała to pytanie widocznie do Rewolwerowa. Jak się
mu przyjrzałem to wyglądał bardziej jak kiwi.
- Wasze słowa ranią
Towarzyszko – powiedział – Ale ja już
nikogo nie planuje ratować. Koniec dobroci Rewolwerowa Piotrowicza Iwaszowa.
Jeszcze za nią zatęsknicie.
- Dobra, to w takim
wypadku możecie spokojnie dojeść śniadanie i zająć się swoimi rzeczami. Ktoś
zaniesie żarcie do osób, które teraz pracują?
- Ja zaniosę
Goździkowi, bo i tak tam idę – zaproponowała Carmen.
- Pójdziemy z tobą – powiedziała
Agatha i zaczęła pisać to Olivierowi, który kiwnął głową. Teraz przypomniało mi
się to, co robił w nocy. Nie wyglądał teraz jednak inaczej. Może to wszystko,
to był zwykły sen?
- Ja mogę zanieść
Mycroftowi i Elizabeth – zgłosił się Alan.
- To my zaniesiemy
Maksowi – powiedziała Cecily, a Yama kiwnął głową.
- To do zobaczenia
później – Jacob wstał i odstawiając tacę ruszył w stronę wyjścia.
Zastanawiałem się czy nie przyłączyć się do Aktorki i Pokerzysty, ale
ostatecznie wolałem zająć się sobą i pomyśleć, co mógłbym zrobić, żeby przyczynić
się pozostałym. W głowie dalej chodził mi plan pokazu magicznego, który miałem
zorganizować. Gdy tylko wyszedłem z jadalni zacząłem się zastanawiać nad
wszystkim i postanowiłem, że spróbuje coś takiego ogarnąć. W głowie zaczął mi
się tworzyć plan tego, jakie sztuczki mógłbym pokazać i co musiałbym do tego
przyszykować, żeby w około dziesięć godzin przygotować wszystko.
Miejscem
wręcz idealnym na zorganizowanie pokazu magicznego wydawał się być bar. Miał
scenę, przekąski, alkohol i miejsca dla wszystkich, którzy mogli chcieć na
niego wpaść. Pomyślałem, że najlepiej będzie zacząć od znoszenia tam
potrzebnych rzeczy i przygotowania wszystkiego. Ruszyłem od razu do
pomieszczenia gospodarczego żeby zabrać stamtąd parę akcesoriów. Zacząłem się
zastanawiać czy nie warto by było zaprosić paru innych gości, którzy mogliby
coś pokazać. Ludzie lubili magię i ładne kobiety, więc dobrą opcją wydawało się
zaproszenie przynajmniej dwóch pań, które mogłyby pokazać coś na scenie.
Pomyślałem o Cecily, ale nie sądziłem żeby pasowała do tematyki pokazu, więc do
głowy wpadły mi dwa typy – Sandra oraz Wendy. Wiedziałem, że panie się za
bardzo nie lubiły, a zaproszenie ich na jeden pokaz mogło być trudne, ale się
nie poddawałem. Dodatkowo potrzebowałem
asystenta do karcianych sztuczek. Tutaj akurat wiedziałem, że najlepiej będzie
zgłosić się o pomoc do Yamy, który był pokerzystą i na pewno miał spore
umiejętności związane z tasowaniem kart.
W
pomieszczeniu gospodarczym, jak zawsze, nie było nikogo. Rzadko, kto tutaj
przychodził, co mnie cieszyło, bo jednak rzeczy były dostępne dla każdego, a
ktoś mógł brać moje cenne akcesoria magiczne. Znalazłem jednak wszystko.
Wkrótce miałem dwie torby pełne chust, pyłów, zasłon, niedużych przenośnych
reflektorów oraz parę drewnianych belek, z których planowałem ułożyć kurtynę i
przygotować specjalne efekty świetlne. Zauważyłem nieduże lusterka, które
wydawały się wręcz idealne do manipulowania światłem. Je również wziąłem i
obładowany niczym mój płaszcz ruszyłem w stronę swojego pokoju. Musiałem wziąć
stamtąd dodatkowe rzeczy, które mogły mi się przydać. Przechodząc obok recepcji
zauważyłem, że siedzi w niej Lokaj i wpadłem na jeszcze jeden ciekawy pomysł:
- Hej… mogę mieć
prośbę?
Mężczyzna spojrzał na mnie ciepłym spojrzeniem i uśmiechnął
się.
- Oczywiście, w czym
mogę pomóc?
- Chciałbym
zorganizować dzisiaj o dziewiętnastej pokaz w pubie – zacząłem poprawiając
torby, które były średnio wygodne do noszenia – Mógłbym to jakoś ogłosić żeby wszyscy się na nim pojawili? To będzie
pierwszy, oficjalny pokaz magii Ethana Incredible w tym przybytku!
- Bardzo się cieszę,
że wychodzisz z taką inicjatywą – ucieszył się – Postaram się ogłosić to przez radiowęzeł, żeby wszyscy przyszli.
Informacja bardzo mnie ucieszyła, podziękowałem i ruszyłem po
schodach na dół do sypialni.
Schodząc zobaczyłem Alice oraz
Rewolwerowa, którzy szli z reklamówką wypełnioną tkaniną.
- Ethan, też będziesz
coś szył? – zapytała Alice widząc mnie.
- Szykuje pokaz
magiczny, żeby wszyscy mogli rozluźnić się przy odpowiedniej rozrywce – powiedziałem
z uśmiechem – Odbędzie się dzisiaj o
dziewiętnastej w pubie, zajdziecie?
- Pewnie, że tak! – ucieszyła
się.
- Nie wierzę w magię,
ale jak będziecie w pubie to przynajmniej się nieco napije – stwierdził
Komunista.
- A wy co planujecie?
– zapytałem patrząc na torbę, którą nieśli.
- Obiecałam Rewowi, że
pomogę mu uszyć strój, który będzie imitował mundur, żeby mógł trochę oszukać
swój zakaz – powiedziała i podniosła pakunek.
- No to powodzenia! – odpowiedziałem
i udałem się w stronę swojego pokoju. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka,
jak zwykle czując nieco nieprzyjemne uczucie, że ktoś mnie zaraz zaatakuje od
tyłu. Jak zwykle nic złego się jednak nie stało. Odłożyłem reklamówki i
zapakowałem dodatkowo doczepiane do kamizelki rękawy, a także znalazłem w
garderobie torbę, do której upchałem bez problemu wszystkie akcesoria oprócz
drewnianych elementów, które związałem paskiem od spodni.
Mając
wszystko, czego potrzebowałem, zapakowałem belki na plecy i przewiesiłem rzeczy
przez ramię. Zamknąłem za sobą drzwi i bez pośpiechu ruszyłem w stronę windy.
Zawołałem ją i gdy przyjechała miałem mały problem z zmieszczeniem się w
środku, ale w końcu mi się to udało.
- Co ty wyprawiasz? – zapytał
nagle głos w mojej głowie. Podskoczyłem. Nie lubiłem jak to się działo.
- Myślałem, że mnie
zostawiłeś – pomyślałem.
- W żadnym wypadku.
Nie mogę cię zostawić, bo beze mnie jesteś… nikim! – wrzasnął tak głośno,
że aż zabolała mnie głowa.
- Dawałem sobie radę
bez ciebie i teraz też dam. Ciebie nie ma. Nie istniejesz – mówiłem
spokojnie, chociaż bardzo się bałem.
- Jestem twoim
sukcesem i twoim triumfem. Myślisz, że magia to coś, do czego można mieć dostęp
za darmo? Coś za coś, mój drogi – głos nie dawał za wygraną. Był ze mną od
pierwszego udanego występu. Nie wiedziałem, co dokładnie się ze mną działo, ale
wiedziałem, że obudziłem coś, co miało zostać ze mną na zawsze. Rzadko kiedy
się odzywało, ale kiedy to robiło, to działy się ze mną złe rzeczy. Byłem
pewien, ze tajemnicza moc po prostu dała sobie spokój, bo pojawiła się dopiero
po raz pierwszy odkąd tu trafiłem. Głos jednak nie dawał za wygraną. Wrócił i
znów chciał mnie złamać.
- Jaydenie, wiesz, że
robię to tylko po to żebyś był twardszym człowiekiem. Nie mogę pozwolić, żebyś był
takim cholernym słabeuszem. Jak chcesz, to mogę cię poprowadzić…
- Odejdź i daj mi
spokój! – nie wytrzymałem i krzyknąłem na głos.
- Zazwyczaj jak chcesz
żeby ruszyła, to musisz wcisnąć przycisk – podpowiedział Samfu, który
wszedł właśnie do windy – Wyprowadzasz
się? – zapytał spoglądając na torbę.
- Co? – zapytałem
zdezorientowany. Głos zniknął.
- No nie wiem,
wyglądasz jakbyś gdzieś wyjeżdżał – powtórzył wskazując palcami rzeczy,
które niosłem.
- Och to – odchrząknąłem
i poprawiłem strój - To jest na mój
pokaz, który odbędzie się dzisiaj wieczorem w pubie! Magia rozsadzi to
pomieszczenie i pokaże wam coś zupełnie nowego!
- Brzmi ciekawie,
myślisz, że mógłbyś zorganizować coś takiego, żebym widział w ciemnościach? – zapytał
mnie.
- Widział w
ciemnościach? – zdziwiłem się.
- Tak! Pomyśl jakby
było cudownie kogoś zabić podczas takiego pokazu. Oczywiście jeżeli sam na coś
takiego nie wpadłeś – powiedział wciskając przycisk pubu – Och, wybacz nie zapytałem, gdzie jedziesz,
ale pomyślałem, że się wkradnę skoro i tak miałeś takie problemy z odjazdem.
Nie
wiedziałem jak dokładnie mogę odpowiedzieć na jego pierwsze słowa. Chciałem coś
powiedzieć, ale ostatecznie nie złożyłem żadnego zdania w głowie, więc
odpowiedziałem tylko:
- Ja też jadę do pubu.
Tam będzie pokaz. Dzisiaj o godzinie dziewiętnastej.
- Idealnie! Pomyśl o
jakimś noktowizorze, taka sytuacja się nie powtórzy – powiedział
podekscytowany, a winda ruszyła.
- Ale ja chcę poprawić
trochę nastrój ludzi, a nie zrobić im krzywdę – zaprzeczyłem.
- Ja ci uwierzyłem!
Pomyśl jak inny się na to nabiorą i jacy będą odsłonięci! Upozorujemy wypadek,
co ty na to? Oczywiście mnie nie sprzedasz, prawda kolego? – przysunął się
do mnie niebezpiecznie blisko. Jęknąłem wystraszony. Drzwi się otworzyły. Po
drugiej stronie stała Cecily oraz Yama. Spojrzeli na nas zdziwieni. Samfu
odsunął się ode mnie i poklepał po ramieniu.
- Ethan organizuje
pokaz magiczny! – powiedział wychodząc z windy. Wyszedłem za nim, ale
czułem się coraz gorzej. Najpierw nocny spacer Artysty, potem ten dziwny głos,
a teraz to. Czy fortuna mnie opuściła?
- Naprawdę? To fajny
pomysł – ucieszyła się Cecily patrząc w moją stronę.
- Mam do ciebie prośbę
i pytanie Yama – powiedziałem, czując się wciąż nieswojo – Chciałbyś być moim asystentem w dzisiejszym
pokazie?
- To już dzisiaj? – zdziwiła
się Cecily.
- Nie jestem pewien… -
Yama podrapał się po głowie. Nie wyglądał na zachwyconego.
- Oj daj spokój,
pomyśl jaka to fajna okazja żeby trochę rozruszać towarzystwo i sprawić żeby
nie myśleli tylko o tym, że jesteśmy tu uwięzieni. Szczególnie, że Maks i Aaron
mają jeszcze sporo pracy przed sobą.
Spojrzałem
na Samfu, który stanął na boku i uśmiechnął się do mnie paskudnie.
- Ech… - westchnął
– Dobra, wpisz mnie.
- Świetnie – ucieszyłem
się, a Cecily zaszczyciła nas wyjątkowo pięknym uśmiechem. Była niesamowicie
urodziwą kobietą.
- Możemy ci jakoś
jeszcze pomóc? – zapytała Aktorka.
- Właściwie to tak – otworzyliśmy
drzwi do pubu. W środku nie było nikogo. Samfu poszedł po piwa dla siebie, Yamy
oraz Cecily, a ja złożyłem torbę z rzeczami oraz belki przy scenie – Muszę to rozłożyć, tak żeby odgrodzić
stoliki od sceny kurtyną i żeby jakoś podłączyć te reflektory do prądu.
- Z chęcią ci
pomożemy! Jejku, to naprawdę cudowny pomysł Ethan – wyglądała na naprawdę
podekscytowaną.
Samfu
usiadł z kuflami przy stole, a ja w tym czasie wytłumaczyłem jak widzę
zamontowanie kurtyny.
- Nie mam tylko
pomysłu jak można by zamontować te drewniane belki – zastanowiłem się na
głos.
- Możemy je oprzeć o
podwyższenie i powinny się bez problemu trzymać. Ale myślę, że przydałoby się
jakieś tło – zaproponowała Aktorka.
- Tło? – zapytałem.
- Tak. Najlepiej, coś,
gdzie będziesz mógł coś zawiesić. Ale spokojnie, nie przejmuj się tym na razie,
zorganizujemy to jakoś. Poproszę o pomoc paru chłopaków i coś tu ogarniemy.
Planujesz zaprosić jeszcze kogoś na pokaz?
- Sandrę i Wendy – powiedziałem.
Yama parsknął, a Cecily pokręciła głową.
- Myślisz, że to mądre
zapraszać je na jeden pokaz? – zapytała.
- To zjebany pomysł – włączył
się Samfu bekając.
- Będą mi potrzebne do
dobrego pokazu, więc spróbuje. Najwyżej spróbujemy we dwójkę z Yamą.
- Właściwie to jak
będę mógł ci pomóc? – zapytał Pokerzysta.
- Po prostu przygotuj
wszystkie przetasowania kart, jakie znasz i ubierz się nieco bardziej
scenicznie, żebyś był widoczny w blasku mojej kreacji – okręciłem się na
pięcie, prezentując pełen obrót.
- Okej, okej… -
odpowiedział i sięgnął do kieszeni wyciągając talię kart, którą wyjął i
przetasował jednym ruchem.
- Wiecie może gdzie
znaleźć Wendy? – zapytałem.
- Z tego, co wiem
poszła odwiedzić Mycrofta – odpowiedział Samfu.
- Ale poszła potem na
siłownię – powiedział Alan, który pojawił się nagle w pomieszczeniu – Wiem, bo wracam właśnie od Elizabeth. Coś
się dzieje?
- Organizuje pokaz
magiczny, dzisiaj wieczorem – powiedziałem – Przyda się twoja pomoc przy rozstawianiu sceny.
- Och – spojrzał
na mnie nieco zdziwiony – Jak nie boicie
się, że coś wam popsuje to z chęcią pomogę – powiedziałem.
- Ethan idź, my
wszystko przygotujemy – powiedziała Cecily, a ja idąc za jej radą ruszyłem
w stronę windy.
Przeszedłem
przez cały korytarz i gdy wsiadłem do windy i wcisnąłem przycisk wysyłający
mnie na siłownię to odetchnąłem z ulgą. Wszystko się układało lepiej niż
planowałem, ale przez dłuższą chwilę robiło się nieprzyjemnie. Nie mogłem
pozwolić, żeby to zepsuło mi humor. Wysiadłem z windy i ruszyłem do blaszanych
drzwi. Nie odwiedzałem jeszcze tego piętra, więc chociaż nie planowałem z niego
korzystać to chciałem zobaczyć jak wygląda. Otworzyłem drzwi. W środku od razu
w oczy rzuciła mi się grupka, która ćwiczyła na bieżniach. Siłownia wyglądała
naprawdę imponująco, bo maszyn do ćwiczeń było wiele rodzajów i każdy mógł
znaleźć coś dla siebie. Widziałem też dużo zapasowych przyrządów takich jak
ciężarki, hantle, sprężyny, oraz wiele innych.
- Hej Ethan! – krzyknął
Jacob – Jednak wpadłeś poćwiczyć?
Julia i Wendy biegały obok niego, całe spocone i ciężko
oddychające, ale widocznie uśmiechnięte.
- Hej – przywitałem
ich, podchodząc bliżej – Przyszedłem wam
przekazać niesamowitą, magiczną wiadomość!
- Jaką? – zapytał
Jacob, jak zwykle najbardziej ciekawy informacji.
- Dzisiaj wieczorem
organizuje pierwszy w historii tego hotelu pokaz magiczny! Pokaże wam to, czego
wasze oczy jeszcze nie widziały! – zapowiedziałem się jak za starych
czasów.
- To bardzo fajny
pomysł – stwierdziła Julia, ledwo słyszalnym głosem, przerywanym głośnym oddychaniem.
- Już dzisiaj? – Jacob
zeskoczył pewnym krokiem z bieżni i podszedł do mnie przecierając pot z czoła –
Ogarniesz to? To świetna inicjatywa
stary!
- Myślę, że tak, ale
będę potrzebował pomocy – zapowiedziałem.
- Jakiej?
- Wendy wystąpiłabyś
ze mną na scenie? Jeżeli chcesz, bez nacisku, po prostu pasuje to do wizji w
mojej głowie. Zresztą rzadko ma się okazję, żeby zaszaleć na scenie przy
Ethanie Incredible! – wykrzyknąłem.
Striptizerka
spojrzała na mnie nieco zaskoczona. Ciężko oddychając zeszła ze swojej bieżni i
po chwili łapania oddechu powiedziała:
- Pewnie, ze ci
pomogę, uwielbiam występować na scenie – w jej głosie dało się usłyszeć
entuzjazm. Nie wyglądała na taką złamaną jak wczoraj wieczorem, gdy nieśliśmy
Mycrofta do Elizabeth.
- Dziękuje – odpowiedziałem
– Bądź po osiemnastej w pubie, okej? – zapytałem.
- Jasne! Mam się jakoś
specjalnie ubrać?
- Przygotuj jakiś
ładny strój wieczorowy, który pozwoli ci na swobodę ruchów – poprosiłem.
- Okej!
Zaskoczyło mnie to, z jaką łatwością szło mi kompletowanie
asystentów. Nie wspomniałem jej o Sandrze, ale nie chciałem wywoływać chaosu.
Wolałem postawić ją przed faktem dokonanym i dogadać wszystko na miejscu.
- Wszystko w porządku…
tak poza tym? – zapytałem Wendy.
- Tak. Otrząsnęłam się
po wczoraj i próbuje być w końcu przydatna. Muszę się ogarnąć, żeby to co stało
się wczoraj się nie powtórzyło – odpowiedziała wyprostowana i pewna siebie.
Miło było ją widzieć w dobrym nastroju.
- Nie powinnaś się
nadto obwiniać, Mycroft jest strasznie narwany, nie zrobiłaś niczego, co
powinno go zmusić do takiego durnego pomysłu – Jacob stanął w jej obronie.
- Ale mimo to, mam
dosyć zamartwiania się. Pokonałam swoje problem i czas odwdzięczyć się za to
wam i temu miejscu. Mam dosyć kłótni i nerwów.
- Zdrowe podejście – powiedziała
Julia.
- Dobrze, ja musze
ogarniać dalej pokaz, więc cieszę się, że wpadniecie i pomożecie. Widzimy się
potem! – pożegnałem się z nimi i ruszyłem w kierunku wyjścia. Została tylko
Sandra, a czasu miałem jeszcze całkiem sporo, chociaż czekała mnie jeszcze
pomoc przy rozbudowaniu sceny.
Wsiadłem
do windy i wróciłem do głównej klatki schodowej, zastanawiając się gdzie mogę
znaleźć Uwodzicielkę. Nie było jej w siłowni i wątpiłem, że znajdę ją na
deptaku czy w pracowni informatycznej. Postanowiłem spróbować poszukać jej w
pokoju. Zszedłem schodami po raz kolejny i przez chwilę szukałem odpowiednich
drzwi. W końcu znalazłem i zapukałem mocno trzy razy. Na odpowiedź nie musiałem
długo czekać, bo po chwili otworzyła i stanęła przede mną. W ręce trzymała coś
kolorowego i podłużnego, z czego kapały dziwny śluz. Spojrzałem na to
przerażony.
- Siemka, co tam? – zapytała.
- Ma-mam pytanie – powiedziałem
dalej zapatrzony na obiekt trzymany w jej rękach. Widząc mój wzrok uśmiechnęła
się szeroko i niedbale odrzuciła obiekt na bok. Ten upadł z plaśnięciem na
podłogę.
- Może wejdziesz? – zaproponowała.
- Nie, nie – odpowiedziałem
– Chcę po prostu ci powiedzieć, że
wieczorem o dziewiętnastej będzie pokaz magiczny. Mój pokaz magiczny! – odzyskałem
nieco pewności siebie.
- Super, na pewno
wpadnę, lubię takie bajery.
- Właściwie to
chciałem zapytać, czy na nim nie wystąpisz – wtrąciłem, zanim zdążyła
zamknąć drzwi, zapierając je dłonią.
- Wystąpić? Jako kto?
– zapytała zaciekawiona, oblizując palec.
- Jako ktoś, kto
będzie błyszczał koło nas na scenie – odpowiedziałem.
- Zajebiście, jasne,
że chce! – powiedziała ucieszona – Ale
kto jeszcze tam będzie? Na scenie mam na myśli.
- Ty, ja, Yama i Wendy
– bałem się jej reakcji, ale miałem wciąż dłoń na drzwiach, więc
wiedziałem, że ich gwałtowanie nie zamknie.
- O nie. To nie
przyjdę – powiedziała i rzeczywiście próbowała zamknąć drzwi, ale jej to
nie wyszło – Wybacz wielkoludzie, ale nie
chcę mieć z nią nic wspólnego.
- Proszę cię… Zrób to
dla innych, a nie dla siebie – poprosiłem.
- Mamy na pieńku i nie
ma sensu żebyśmy były razem w jednym pomieszczeniu poza porannym śniadaniem.
Mówię ci, dla dobra grupy.
- To naprawdę świetna
opcja, żebyś mogła się pokazać, przecież nie będziesz musiała nawet za bardzo
na nią patrzeć. Ona będzie robiła swoje, a ty swoje, a wszystko przy moim
pokazie magicznym. Błagam Sandra, zgódź się – poprosiłem. Widziałem, że się
nad tym zastanawia. Spojrzała na mnie zza okularów i powiedziała:
- Powiem tak, raczej
wpadnę, ale nie chcę mieć żadnych scen z nią. Chcę po prostu poprawić humor
paru paniom i panom i dać fajny pokaz. Jak będzie mnie prowokowała to od razu
wychodzę – brzmiała na poddenerwowaną, ale cieszyłem się, że ją
przekonałem.
- Dziękuje ci bardzo.
Zbieramy się po osiemnastej w pubie – powiedziałem i przeczesałem grzywę.
- Super – powiedziała
wykorzystując to, że puściłem drzwi i zamknęła je z trzaskiem. Miałem nadzieję,
ze mimo wszystko przyjdzie na pokaz.
Przez to jak szybko poszło zbieranie
grupy mogłem jedynie wrócić do pubu i dalej przygotowywać wszystkie potrzebne
rzeczy. Droga minęła mi w mgnieniu oka, bo w głowie układałem plan. Jak
wszystko przeprowadzić żeby było dobrze. Doszedłem do Pubu, gdzie zebrała się
już trochę większa grupa. Rozstawili kurtynę, która sięgała prawie sufitu i
przygotowali strefę krzesełek i stolików. Gdy Cecily mnie zobaczyła to
uśmiechnęła się:
- Jesteś już... I
jak? Udało ci się dogadać z dziewczynami? - zapytała.
- Chyba tak. Wendy
nie wie, że Sandra się pojawi, ale Sandra się raczej zgodziła - odpowiedziałem
drapiąc się po głowie.
- My rozstawiliśmy
co trzeba i zastanawiamy się jak jeszcze możemy pomóc.
Samfu, Yama
i Alan siedzieli razem w pierwszym rzędzie i o czymś rozmawiali. Zauważyłem, że
do pubu przyszła również Agatha i Olivier, którzy pisali coś między sobą,
wymieniając się co chwilę notesem.
- A tło? - zapytałem, patrząc,
że na tyłach sceny ustawili coś w stylu ściany z worków, którą oparli o ścianę
pomieszczenia. Zasłonili to dwoma dużymi tablicami korkowymi, które nawet z
dalek wyglądły na tyle grube żeby dało się do nich przybić nawet coś dużo
cięższego niż tło z prześcieradeł i płótna.
- Musisz jeszcze
pomyśleć co byś chciał mieć na tle, bo nie miałam zbytnio pomysłu - przyznała.
- Dziękuje ci
bardzo za pomoc. Musze porozmawiać z Yamą - odszedłem w stronę pierwszego rzędu. Chłopaki
spojrzeli na mnie, gdy tylko do nich podszedłem.
- Yama, mogę z tobą
chwilkę pogadać na osobności. Chodzi o pokaz - zaznaczyłem, żeby
pokazać z jak ważną sprawą do niego przyszedłem.
- Jasne - odpowiedział i
wstał. Weszliśmy po niedużych schodkach na scenę i stanęliśmy za kurtyną.
- Słuchaj mam
pewien plan jak będzie wyglądać cały pokaz. Jestem ciekaw jak szybko jesteś w
stanie rzucać kartami i czy jesteś w stanie tasować je tak, żeby opadały na
scenę jak deszcz - zapytałem.
- Umiem to i to - przyznał po chwili
zastanowienia - Tylko muszę wiedzieć
kiedy, co mam zrobić.
- Dobra, to
posłuchaj... - opowiedziałem mu całą swoją wizję. W mojej głowie widziałem jak patrzy
na mnie z podziwem i słucha jak opowiadam o kolejnych etapach naszego
pierwszego wspólnego pokazu. Nie jestem pewien czy tak było w rzeczywistości,
ale gdy skończyłem to przytaknął.
- Wszystko rozumiem
- powiedział
- Trochę to skomplikowane, ale myślę, że
ogarnę.
- Super - powiedziałem - Możemy trochę razem potrenować, jak
rozpakuje wszystkie akcesoria - zaproponowałem.
- Dobra - nieco ociągał się z
odpowiedzią - Będę czekał pod sceną.
Następną godzinę spędziłem na
rozstawianiu reflektorów, przygotowywaniu odpowiednich sznurków i mechanizmów,
żeby scena była przedłużeniem mojego ciała. Przedłużacz, który mi podpięli miał
idealnie pięć wejść, ale jego dużym minusem było to, że kabel wisiał napięty w
powietrzu. Niestety musieliśmy go podpiąć aż zza lady, bo tam były jedyne
kontakty. Po rozłożeniu zaprosiłem Yamę i kolejną godzinę spędziliśmy na
przygotowaniach. Chłopak posługiwał się kartami nawet lepiej ode mnie, co
pokazał trafiając nawet w najmniejsze cele. Manewrował kartami jak prawdziwy
wirtuoz i spełniał wszystkie moje wymagania. Po treningu, przez to, że
dochodziła siedemnasta, poszliśmy całą grupą do jadalni. W środku czekali na
nas prawie wszyscy, nie licząc Mycrofta, Aarona oraz Maksa. Rewolwerow aż
błyszczał w swoim nowo uszytym, prowizorycznym mundurze. Wyglądał całkiem
nieźle, przez co zastanawiałem się czy nie poprosić Alice o uszycie jakiejś
kreacji.
- Alan jak tam
twoje ręce? - zapytała
Audrey, kiedy już wszyscy siedzieli z nałożonymi porcjami i jedli spokojnie.
- Od dawna w
porządku. Po tamtych okładach i maści, nie zostało nawet śladu po oparzeniach -
odpowiedział
z uśmiechem podwijając rękawy i pokazując ręce.
W jadalni były też dziewczyny,
które miały wziąć udział w pokazie. Łypały na siebie groźnie, widocznie już
obie wiedziały o sobie. Wendy podeszła do mnie w pewnym momencie, widocznie
zdenerwowana:
- Czemu mi nie
powiedziałeś? Myślałeś, że się nie dowiem?
- Wiedziałem, że
tak zareagujesz, a taki pokaz to ogromna okazja! Sandra się zgodziła, chociaż
usłyszała o tobie i po prostu nie będzie ci wchodziła w drogę - wytłumaczyłem
spokojnie.
- Czyli jej
powiedziałeś, a mi nie?! - widać, że to zdenerwowało ją jeszcze bardziej.
- Proszę cię Wendy.
Mycroft walczył o nasze dobro, ty masz okazje podnieść ducha całej grupy.
Będziesz tylko tańczyła, nawet nie musisz na nią zwracać uwagi.
Przez
chwilę patrzyła na mnie takim spojrzeniem, jakby chciała mnie zabić.
- Jak wymyślisz nam
jakąkolwiek wspólną scenę to zrezygnuję. Ja będę tylko tańczyła, bo sam pomysł
bardzo mi się podoba, ale jak ona wejdzie mi w drogę to natychmiast sobie
odpuszczę - powiedziała.
- Oczywiście - odpowiedziałem i
spojrzałem na Uwodzicielkę, która przyglądała się całej sytuacji. Pokazała w
naszą stronę kciuk do góry i chociaż Wendy prychnęła pod nosem to ja
odwzajemniłem gest.
Reszta obiadu obyła się bez
niepotrzebnych kłótni. Farmaceutka powiedziała, że stan Mycrofta jest stabilny
i już jutro wypuści go z prowizorycznej przychodni, a Carmen opowiedziała jak
radzą sobie z Aaronem. Po zjedzeniu, było coraz bliżej godziny osiemnastej,
więc wraz z moją trupą udałem się do pubu, gdzie zaczęliśmy przygotowania.
- Drogie panie - zacząłem, gdy
staliśmy na scenie - Wasze zadanie jest
proste...
Wendy
przebrała się w nieco bardziej świecącą bieliznę i założyła buty sięgające ud.
Pod nimi miała siatkowe pończochy. Sandra ubrała się w obcisłe, krótkie
spodenki, ładnie podkreślające nogi rajstopy i buty na obcasie, a na górze
miała podkoszulek odsłaniający jej smukłe ramiona. Obie prezentowały się
dobrze. Yama wcisnął się w koszulę w kratę i czarne spodnie, a włosy ułożył
wyjątkowo elegancko.
- Nie pozabijać się
- dokończyła
Sandra - Jasne. Wyjątkowo zamierzam się
dobrze bawić i dać solidny pokaz.
- Tak samo jak ja -
przyznała
Wendy.
- Wierzę, że po
prostu będziemy się dobrze bawić i damy pokaz, który zapamiętają wszyscy w tym
hotelu! - powiedziałem,
czując dreszcze. Nie mogłem się doczekać startu. Zaczęliśmy dalsze próby. Wendy
poruszała się na rurze z ogromną gracją. Wywijała, opadała i wspinała się,
prezentując niesamowicie zgrabne nogi. Sandra po prostu chodziła w jedną i
drugą stronę rzucając spojrzenia i wykonując dokładne, powolne ruchy. Ja i Yama
zajmowaliśmy się szlifowaniem synchronizacji pomiędzy moimi ruchami i jego
rzutami. Zgrywaliśmy się naprawdę nieźle.
- Jak stanę przy
tym lustrze, to zgaśnie światło i zapalą się reflektory - powiedziałem stając
przed długim zwierciadłem - Wtedy możecie
zejść na trochę ze sceny i schować się za zasłonami. Jak skończę to wrócicie i
wtedy wchodzisz ty Yama.
Przez
dłuższą chwilę mi nie odpowiadał zatopiony w myślach. W końcu obniżył rękę,
którą namiętnie bawił się kosmykiem własnych włosów i spojrzał na mnie:
- Wcześniej mam po
prostu się chować?
- Dokładnie tak - potwierdziłem - Pokaz zacznę od paru mniejszych czarów i
towarzystwa Wendy oraz Sandry.
- A my mamy potem
wrócić, czy zostaniesz sam z Yamą? - tym razem pytanie zadała Wendy.
- Wy wrócicie na
sam koniec jak zacznę wbijać te ogromne gwoździe. Wtedy odwrócicie trochę
uwagę, żebym mógł dobrze to rozegrać.
Nagle przygotowania przerwał nam
dźwięk komunikatu, zupełnie taki sam jak z rana i wieczorem:
- Szanowni Państwo,
zapraszam was serdecznie do pubu na pokaz organizowany przez Pana Ethana
Incredible oraz jego grupę, który rozpocznie się już za dziesięć minut.
Po raz
kolejny przeszedł mnie dreszcz emocji. Zaraz się zacznie.
- Wszyscy, wszystko
wiedzą? - zapytałem.
Cała trójka kiwnęła głowami. Nie minęło pięć minut, zanim w pubie zjawili się
wszyscy oprócz Mycrofta. Przyszedł nawet Aaron i Maks. Pokaz miał się zacząć
lada chwila. Nie czułem stresu, bo wiedziałem, że wypadnę wyśmienicie, a moi
pomocnicy dadzą z siebie wszystko. Miejsca zostały zajęte, Lokaj oraz Kucharka
krzątali się i roznosili przekąski oraz kufelki z piwem. Alan stał na przodzie,
oparty o jeden z filarów. Wszystko było podłączone i gotowe na pokaz. Wyszedłem
na przód stając przed publiką:
- Moi drodzy!
Nazywam się Ethan Incredible i zapraszam was na najbardziej niesamowity,
niepowtarzalny i cudowny pokaz magiczny, jaki widzieliście w tym i poprzednich
życiach! – wykrzyknąłem.
Światła nieco przygasły, ale reflektory nie zostały jeszcze zapalone. Słyszałem
jak za moimi plecami chodziły moje asystentki. Nie odwracałem się i zaufałem,
że będą robiły swoje. Twarze widzów dawały mi odpowiedni obraz tego, co działo
się za mną. Mężczyźni patrzyli zafascynowani, a kobiety zaciekawione i lekko
podirytowane. Uśmiechnąłem się pod nosem – Zobaczycie
dzisiaj rzeczy, które będziecie widzieli przed oczami nawet jak je zamknięcie!
Zapnijcie pasy, bo to pomieszczenie będzie wypełnione prawdziwą magią! Pod
koniec całego pokazu wasze życia nie będą już takie same.
Odszedłem krok do tyłu, bez
problemu mijając Sandrę. Stanąłem i machnąłem rękoma, wykonując szybki ruch i
pociągając za jeden z wielu, ukrytych sznurków. Yama, ukryty za kurtyną wypuścił
talię kart, która była przyczepiona do żyłek, niewidocznych kompletnie w
świetle. Karty zawisły w powietrzu i ułożyła się z nich duża piątka. Uderzyłem
w nie, a dzięki kolejnemu sznurkowi, karty zaczęły pokazywać czwórkę. Kolejne
uderzenie zmieniło ją w trójkę, jeszcze jedno w dwójkę i ostatnie w jedynkę.
Następnie karty się rozpadły, a ja rzuciłem dwie z bomb dymnych, które na
chwilę spowiły scenę w dymie. Wyskoczyłem z niego po drodze wrzucając jedną z
nich do ust. Gdy tylko wylądowałem w kłębach dymu, rozgryzłem ją i wypuściłem
kolejne kłęby. Między palcami miałem pochowane różne foremki. Gdy dmuchałem to
z moich dłoni wylatywały statki, dzwony, serca, złożone okręgi i wiele innych.
Leciały w stronę publiki i rozbijały się nad ich głowami.
Wykorzystałem zamęt i
przeskoczyłem w bok, stając przy jednym z luster i wysuwając drugie na środku
sceny. Nie było to jeszcze zwierciadło, które oznaczało zejście ze sceny
dziewczyn, więc te kontynuowały swój pokaz. Użyłem przełącznika. Lustro się
rozwaliło na kawałki, ale nie narobiło hałasu, bo tkaniny wygłuszyły upadek. Z
perspektywy publiki wyglądało to tak, jakby moja postać rozpadła się na
kawałki, a przez oświetlenie i masę dymu byłem pewien, że wiele osób dało się
oszukać. Nie spodziewali się, żeby tak duża osoba jak ja, poruszała się tak
sprawnie.
- Przygotuj się
Yama – wyszeptałem.
Mężczyzna westchnął i zaczął wypuszczać talie, które kaskadami zaczęły opadać
zasłaniając obszar pomiędzy kurtynami. Wybiegłem na środek i stanąłem przy
zwierciadle, dając znak żeby Sandra i Wendy uciekły. Te posłusznie schowały się
za drugą kotarą, zostawiając mnie samego na scenie. Światło przygasło i
zapaliły się reflektory. Na scenie stały teraz cztery moje odbicia i ja,
pośrodku nich. Ukłoniłem się przygotowują do kolejnej sztuczki, gdy nagle
usłyszałem trzask. Zrobiło się ciemno.
Krzyknąłem z przerażenia.
Rozpętała się panika. Czułem jak ktoś wpada na mnie w ciemności. Coś uderzyło
dosyć mocno, a chwilę potem usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła.
- Co się dzieje? – krzyknął ktoś z
publiki.
- Zapalcie światło!
– krzyknęła
Cecily. Ukucnąłem i skuliłem się, bojąc wykonać najmniejszy ruch. Nagle światło
się zapaliło. Podniosłem się szybko, bo nie chciałem żeby inni widzieli jak się
schowałem. Reflektory dalej nie działały, ale ktoś użył głównego włącznika. Nie
zdążyłem dobrze się rozejrzeć, zobaczyłem jedynie porozbijane reflektory, które
pospadały ze sceny i poprzewracane krzesła. Publika stała i obserwowała jeden
punkt. Spojrzałem i krzyknąłem po raz drugi. Tuż obok Alice i Julii, które
siedziały po prawej stronie publiki ktoś leżał. Postać miała nogę zaplątaną w
kabel od reflektorów i była otoczona plamą szkarłatnej czerwieni, która powoli
rosła. Odwróciłem wzrok, zbyt przerażony żeby spojrzeć na to ponownie.
Przy
zwojach kabli i labiryncie krzeseł leżał Alan Dantes, a z jego rozbitej głowy
szybko wypływała krew.
-----------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
- Pozostali Patroni z niższych progów
Przyszedł czas na rozdział, a dokładniej perspektywę której się z decyzją bałem nie mniej jednak wyszła całkiem kalwo. Ethan/Jayden wydawał się strasznie nudną, a przynajmniej irytującą postacią czy po tym rozdziałem to się zmieniło, raczej nie. Co jednak można pochwalić to że z postaci która mnie tak denerwowała zaczęła mnie trochę przynajmniej interesować. Najważniejszy w tym rozdziale lub bardziej interesujący był dla mnie motyw głosu w głowie Jaydena, coś sądzę że motyw aż tak bardzo się nie rozwinie ale zdecydowanie mnie zaciekawiłeś. Co do przydatności Ethan w tym rozdziale to czuć że był wpychany dość na siłę by rozdział był wogóle o czymś. YamaxCecily ta coś tego nie czuję zdecydowanie team AaronxCarmen niech Aaron tego nie spierdzieli xD. Przygotowanie do występu były całkiem ciekawe, choć przekonanie dziewczyn wydawało się zbyt proste. Scena z Sandrą w jej pokoju ehh...,a już myślałem że była z Lily smutałke. Świetne było też baitowanie Etahan przez Samfu, choć coś czułem że ten kolega ma niecne plany xD. Czas wspomnieć o przedstawieniu, choć miałem nadzieję na jakieś szmery bajery naszych kobietek to ON(Alan) wszystko spartaczył, nie wiem jak ale coś czuję że to nie był poprostu pech. Nie mniej jednak nie taki wilk straszny jak go malują, a rozdział Jaydena wypadł naprawdę ciekawie. Elizka jest strasznie eksploatowana co mi się starsznie podoba aczkolwiek przez to boję się jeszcze bardziej o jej los i oczywiście Elizka w stroju do spania wizualizacja❤️
OdpowiedzUsuńDobre i tyle, że chociaż trochę interesujący się stał ^^ Ethana zawsze siła rzeczy odgrywa rolę takiego zapychającego popychadła. Jednak jego motyw coś jeszcze tam zaprezentuje, po prostu na każdego przyjdzie jego czas. Też czułem pewien niedosyt jeżeli chodzi o prędkość przekonania kobiet do staniecia ramie w ramie na scenie, ale po prostu przyznaję, że o rozdział za późno zacząłem ten motyw. Teraz mam nawet plan jak mogłem to zrobić lepiej na planie jednego rozdziału, no ale musztarda po obiedzie. Osobiście z rozwoju Alana jestem dumny, a odpowiedź czy to pech czy to śmierć i jeżeli tak to kto jest winny, to inna sprawa, odpowiedzi poznacie niedługo. Bardzo się cieszę, że Eliza ma takiego zagorzałego fana, a ja postać też bardzo lubię osobiście.
UsuńDziękuję za komentarz
W trakcie czytania rozdziału myślę sobie, ale ten rozdział się świetnie czyta, jak na razie najlepszy ze wszystkich ale po przeczytaniu uważam że ten rozdział był magiczny. Bardzo polubiłem postać Ethana który był moją najmniej lubianą postacią no i trochę pechowe zakończenie pokazu dla jednego z gości. Obstawiam że Alan raczej nie żyje, tak szybkiej śmierci się nie spodziewałem więc jestem pozytywnie zaskoczony.
OdpowiedzUsuńNo chyba że Alan żyje to bardzo się zaskoczę
UsuńJa za to bardzo się cieszę, że nawet takie postacie zdobywają waszą sympatię, zaufanie czy zainteresowanie. Stan Alana i to co będzie się działo oczywiście poznacie w kolejnym rozdziale, chociaż kolejna perspektywa będzie jeszcze bardziej charakterystyczna niż ta czy poprzednia Rewa. Też może się wam spodobać.
UsuńDzięki za komentarz
Dość spodziewanie zakończenie spokojnego rozdziału wiec fajnie. Postać Ethana także ukazuje cechy takie jak tchorzowstwo i lekka arogancja i narcyzm ale dzięki temu ma on jakiś charakter. Wendy być może przestanie być w końcu poprostu "Dupą mycrofta" i plus tez za to ze się pobierał w przeciwieństwie do fryzjerki. Mam szczera nadzieje ze sceną z Oliverem nie była jednoznaczna z tym ze on jest "zdrajcą" bo będzie to dość rozczarowuje ze względu ja prostotę. Alan prawdopodobnie dalej będzie żył i pewnie przez nieszczęście się potknął i rozbił łeb. Jeśli ma to na celu zbliżenia go do Elizy przez współczucie to nawet dobry motyw. Szczerze spodziewałem się bardziej ze ktoś wykorzysta zamieszanie by zabić osłabionego mycrofta ale światło zapaliło się na tyle szybko ze było by to raczej nie wykonalne dla mordercy by wrócić. Co prawda wypadek Alana daje mu duża szanse ale raczej to przypadek wiec pewnie nie. A pomijająć fabułę rozdziału a bardziej sam etap i przebieg historii to niedługo wyczerpie się pula postaci które nie miały swojego rozdziału. Będziecie w takiej sytuacji jak to rozwiązywać? Prawdopodobnie parę postaci będzie miało 2 lub 3 rozdziały wsumie i można to tłumaczyć ze strony bycia istotnym i nieistotnym dla fabuły. Mimo to szkoda i jest to trochę nie fer wobec innych. Wkoncu zakładając że postacie które się dostały były w jakiś sposób potrzebne dla fabuły i budowania klimatu. Nadal jednak jest sporo rozdziałów w których postać nie robi nic specjalnego i wygląda to bardziej jak zapychacz. Przykładem może być rozdział Wendy lub florystyka.
OdpowiedzUsuńEthana to chyba jedyna postać z puli, która się dostała i nie opisywała się w prawie całkowicie pozytywny sposób, a wręcz na odwrót, dlatego lubię go i szanuję jako postać. Wendy po prostu wie, że takie babskie fochy mogą kogoś wprowadzić do grobu i woli żyć i dać żyć innym. Myślę, że motyw zdrajcy będzie dla Was i ogromnym rozczarowaniem i ogromnym zaskoczeniem. Zrozumiecie to jednak dopiero za jakiś czas, bo motyw ma sporo warstw. Alan i to, co się z nim stało to też rozbudowa pewnego motywu, który na ten moment wydaje się być po prostu kolejnym elementem jego talentu, ale sam jego talent ma jeszcze sporo do zaprezentowania. Postacie dostają perspektywy przez długi czas w miarę po równo, po prostu jest ich tyle, że kolejne perspektywy można rozdawać w ten sposób. Pod koniec historii będzie na pewno trochę ciężej i będziemy wybierać bardziej to, co pasuje, nawet jeśli będzie to oznaczało dwa rozdziały z perspektywy tej samej osoby z rzędu. No ale tak to działa mniej więcej jak zostanie dajmy na to 8 osób przy życiu.
UsuńDzięki za komentarz
.... ; - ;
OdpowiedzUsuńJeśli coś usłyszeliście to było to moje pękające serce.
Ekhm, to znaczy, bardzo miły rozdział, to nie tak, że miałam przeczucie i kiedy pokaz się rozpoczął, zerknęłam szybko na sam koniec i poczułam, jak rozpacz pstryka mnie w nos xD
A tak bardziej na poważnie to czytało się zaskakująco przyjemnie. Ethan dalej jest na końcu mojego rankingu, ale przestał być tylko wkurzającym ziemniakiem. Został wkurzającym ziemniakiem, który chyba podpisał pakt z demonem. Zyskał troszeczkę w moich oczach za to, że zorganizował wszystko, żeby poprawić innym humor, ale jego charakteru po prostu nie trawię.
Trochę strzelam, że kolejny rozdział będzie Samfu. Pasuje mi do tego ciągu absurdalnej narracji xD
Dalej jestem zdruzgotana przez samą końcówkę rozdziału, ale wierzę, że to tylko pech Alana się odezwał i to pocieszne słoneczko przeżyje jeszcze przynajmniej ten epizod ♥ Oby..
I oczywiście kocham za tytuł, jest idealny ♥ xD
Ethan to zdecydowanie ziemniak i jak go wybieraliśmy to wiedziałem, że nie będzie to postać ulubiona, ale liczyłem, że zrobię z niego coś więcej i cieszę się, że zdecydowałem się na motyw tego jego głosu demona. No i zdecydowanie jest kimś miłym, tylko mocno specyficznym ^^
UsuńCiąg absurdalnej narracji xDDD zajebiste określenie. Ale wszystkiego się dowiecie na pewno w przyszłym rozdziale. Alan ma pecha, ale czy to mogła być jego porażka?
Dzięki za komentarz!
Wow, Alan jest... tylko nieprzytomny, czyż nie? Raczej wątpię, że nasz Pechowiec padł tak stosunkowo szybko i w tak radosnych okolicznościach. Dochodzi jeszcze do tej sprawy pytanie, ten wypadek - czy można nazwać go w ogóle wypadkiem? Alan w końcu opiera się na swoim pechu, aczkolwiek w takiej sytuacji dość łatwo byłoby upozorować wypadek, z czego mógłby skorzystać potencjalny morderca. Chociaż obok była Julia i Alice, więc wątpię, żeby nie ujrzały w takiej sytuacji zabójcy, hmm. Cóż, i tak najbardziej ciekawi mnie to, dlaczego Alan - mimo tego, że jest znany ze swojego pecha - kręcił się pod reflektorami i całkiem niedaleko sceny, dla niego musiało to być życzenie śmierci, więc czemu to zrobił? XD
OdpowiedzUsuńHm, Ethan to całkiem ciekawa postać, tak myślę. Ale jest naprawdę ciężki do polubienia i raczej każdy zdaje sobie z tego sprawę. Właśnie dlatego Ethana jakoś bardzo nie polubiłem, chociaż wciąż ma potencjał, mimo swej ziemniakowatości, na zdobycie mojej sympatii.
Heh, Wendy wciąż wydaje się naburmuszona, mimo tego, co się działo z głównie jej winy. Wciąż czuję, że jej postać dostała sporego downgrade'a, ale może zmieni się to w przyszłości, a przynajmniej mam takie nadzieję. Bawi mnie to delikatnie, że aktualnie to Sandrę darzę większą sympatią, niż Wendy - być może to i lepiej.
Trochę bardziej polubiłem Cecily, choć wciąż klasuje się jak dla mnie gdzieś na środku mojego prywatnego rankingu postaci. Olivier wciąż trochę pomijany, i to mnie smuci - może coś się zmieni w przyszłości. Aczkolwiek czuć, że coś z tym człekiem jest na rzeczy, dość ważny motyw. Rew w tym rozdziale jest całkiem poważny, to dość zrozumiałe, patrząc na to, co się stało chwilę wcześniej. Ogólnie, Rew to dobra mordka i w poprzednim rozdziale zrobił to, co powinno zostać zrobione.
Samfu w tym rozdziale był całkiem interesujący, ciekawi mnie, co znowu wymyślił. Jeżeli mowa jeszcze o jego postaci to szczerze mówiąc bardzo go lubię i czekam na więcej rozdziałów z jego udziałem.
Yama, coś o nim wspomnę, bo w sumie by raczej wypadało. Cieszę się niemiłosiernie, że tego gałgana tak dużo w tym rozdziale. Coraz bardziej zachowuje się tak, jak sobie to wyobraziłem. W stosunku do Ethana wydaje się być może delikatnie zbyt niemiły...? Jeśli mogę to tak nazwać. Widocznie nie przepada za nim lub po prostu go obserwuje, być może go podejrzewa o coś... ? Coś może w tym stylu. Podobało mi się bardzo to jak o związkach wypowiedział się Dżama, bo to bardzo pasuje do jego postaci, tak w opór. Lubię to, że nie śpieszy się raczej z odpowiedzią, kiedy jest zamyślony lub coś analizuje. Bardzo mi się podobało to, jak się zachowywał w tym rozdziale, dlatego mimowolnie pewnie zapamiętam ten rozdział bardzo dobrze - i wcale mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Liczę (chyba nikogo to nie dziwi), że czekam na jeszcze więcej rozdziałów z moim zdechlakiem, ale nie tylko z nim rzecz jasna.
Okej, no fajnie. Trochę teraz mogę brzmieć zbyt negatywnie, ale... Ciekawi mnie czemu praktycznie nikt (Yama coś tam mruczył, że to taki średni pomysł, ale to za mało) nie sprzeciwił się temu pokazowi Ethana? Na miejscu kilku postaci byłbym zdecydowanie na nie, patrząc na to, że ostatni raz, gdy było jakieś wydarzenie, to jedna, a następnie kolejna, osoba wśród nich zaczęła gryźć piach. Mimo tego, (prawie) wszyscy byli tacy uradowani pomysłem Ethana, nawet Julia, o dziwo.
Ogólnie to rozdział był naprawdę milutki do czytania, jestem zadowolony w opór i czekam na kolejny. Ah, i kolejna sprawa...
Yyy, czyli następny rozdział z perspektywy Oliviera? Wreszcie? Byłoby miło <3.
Powodzenia w dalszym pisaniu~
PS.: Być może to moje wrażenie, ale czy ten "wewnętrzny głos" Ethana był może inspirowany tym z mojego fanfika? Jeśli tak, to miło widzieć, że moja praca jakkolwiek się wam przydała.
Alan to akurat postać, która będzie zrozumiana dopiero gdy jej motyw się zakończy. Nic co się z nim dzieje nie jest przypadkowe i osobiście wydaje mi się, że to nie będzie wtedy zwykły sidekick tylko ktoś więcej. Co do stanięcia pod sceną, to najprościej mówiąc chciał mieć dobry widok, a że nie może usiąść to wybrał sobie takie miejsce.
UsuńEthana i jego motyw w sumie akurat wymyśliłem sam, ale nie chciałem też żeby był nie wiadomo jak skomplikowany - Ja właśnie go lubię, bo jest jedynym ciekawym ziemniakiem z prawdziwego zdarzenia jaki się zgłosił. Brakuje mi w tej edycji bardzo ziemniaków. Sandra to postać bardziej z jajem i charakterem, Wendy to taka typowa laska, z trochę innymi przekonaniami. Cecily rozwija się w swoim tempie, a Olivier na pewno jeszcze coś pokaże w tym epizodzie, no bo rzeczywiście będzie coś z nim jeszcze w tym epizodzie, myślę, że nie ma co ukrywać. Rew jak Rew, ale Samfu dopiero zaczyna swoje czasy w tym Hotelu. To postać, która będzie się tylko rozwijała.
Cieszę się, że Yama się rozwija dalej i Nasze wizje się spotykają. Co do pokazu to raczej bym nie popadał w paranoje. Goście będą próbowali dalej się dogadywać, przecież to nie sposób siedzieć w swoich pokojach cały czas ;) Ale oczywiście trzeba uważać, mimo wszystko zobaczenie pokazu kogoś takiego jak Ethana kusi. No i co do samego Dismasa to chociaż wszystko się ustaliło to dalej pozostała pewna niewiadoma - dlaczego Dismas poszedł do windy? To wciąż nie zostało do końca wyjaśnione, a to mogło ostatecznie doprowadzić do jego końca. Goście będą coraz bardziej doświadczeni, ale też będą musieli się dalej ze sobą trzymać i zaciśniać więzy ^^
Dzięki za komentarz, jak zawsze przyjemna lektura!
2 epizod i 2 raz mamy już podpuchę śmierci. Ale nie tym razem, Panie Bobru. Tym razem mnie nie nabierzesz, jak było to z tamtym krzykiem. Chociaż z drugiej strony… Ciekawym rozwiązaniem byłoby, gdyby na przykład przez zajście z tego rozdziału dostał jakiegoś krwiaka na mózgu, czy cuś i potem umarł śmiercią prawie naturalną, oczywiście nie zapominając o sugestii Samfu by upozorować wypadek w czasie pokazu :D
OdpowiedzUsuńNo, ale mniejsza z tym. Przechodząc do ogółu, przypuszczałem, że Iluzjonista może mieć coś takiego jak dwie osobowości, ale nie sądziłem, że będzie to w takim stylu. Spodziewałem się bardziej rozwiązania pokroju, że ma jedną sceniczną osobowość, a pod nią, jego prawdziwe ‘ja’ jest bardzo łagodnym i wrażliwym człowiekiem z kompleksami. W każdym razie, to co Jayden/Ethan mogą zaoferować napawa mnie nadzieją :). Zakładając, że Ethan przejmie kontrolę i w tym czasie Jayden nie będzie miał tego wspomnień może doprowadzić do fajnego procesu. Zwłaszcza jeśli moja teoria się sprawdzi. ;)
Dzisiaj wyjątkowo zacząłem od pozytywności, ale nie byłbym sobą, jeśli nie znalazłbym czegoś by narzekać. W przypadku tego rozdziału będzie to powtarzalność informacji. Odniosłem wrażenie, że najpierw co chwilę było powtarzane to co stało się w poprzednim rozdziale (tajemnica deptaku), ale to jeszcze można było poniekąd zrozumieć i wybaczyć. Potem przyszedł czas na pokaz Iluzjonisty. To, że chodził on po wszystkich potrzebnych mu ludziach było moim zdaniem niepotrzebnym przeciągnięciem rozdziału. Skoro Lokaj i tak zgodził się współpracować i ogłosić komunikat o pokazie, to sprawniej nie byłoby jakby przy okazji przedstawił go wcześniej i poprosił wskazane przez Iluzjonistę osoby do zjawienia się w danym miejscu na rozmowę? Albo dał Iluzjoniście samemu to zrobić, przy okazji pokazując jak działa nagłośnienie w hotelu, jeśli nie byłoby to zbytnią tajemnicą? Ewentualnie później oddzielne spotkanie z Sandrą. Tak ja bym się za to zabrał, bo jak już wyżej wspomniałem, w tym rozdziale czuć trochę powtarzalności. Oczywiście, nie jest to tak, że sugeruję, że źle, niedobrze i najgorzej, bo schematyczność nie zawsze jest negatywnym aspektem, ale z mojej perspektywy minimalisty, jest to zdecydowanie minus i tylko tyle chciałem dodać.
Tak w ogóle, to ten Maks był na tym śniadaniu, czy nie, bo się zgubiłem już? Na początku wspomniane było, że brakuje 4 osób – Aarona, Maksa, Elizabeth i Mycrofta, by moment później Maks pojawił się znikąd i powiedział kilka linii i znowu wyparował, a Cecily i Yamaraja deklarują, że zaniosą mu jedzenie. Starałem się przeanalizować kilka razy tekst i albo jestem ślepy, albo koncept rozdziału zmienił się w czasie pisania i zostało z poprzedniej wersji, albo po prostu zostały pomylone imiona. Nie rozumiem tego kompletnie :/
Ok, to tyle. Lecę od razu pod następny rozdział by zdążyć wszystko nadrobić przed nowym, zwłaszcza, że z tego co mi mignęło, zgadywanie morderców i ofiar się już zaczęło na Discordzie :P
W sumie sam się zastanawiam jakbym wtedy potraktował cały proces. Ciekawym rozwiązaniem wtedy byłoby, żeby Duchy obarczyły winą osobę, która zajmowała się Alanem (w tym przypadku Elizabeth) i żeby kazały jej się bronić. Z drugiej strony to też nie do końca miałoby sens, więc śmierć naturalna byłaby (jak powiedziała Neri) bardzo problematyczna :D
UsuńTutaj przyznam rację, teraz jak patrzę to kwestię pokazu mogłem rozwiązać nieco inaczej. Co do deptaka to powiedzmy, że taki był zamysł, ale Ethan mógł trochę lepiej rozpracować kwestię doinformowania i zamiast sceny biegania bez celu, mogłem dać jakąś próbę pokazu, byłaby ciekawsza i mogłaby trochę więcej wnieść (szczególnie, że do "grupy" udało się zwerbować Wendy i Sandrę). No... teraz to musztarda po obiedzie, ale być może zwrócenie uwagi tutaj, podsunie mi nieco lepszy pomysł w przyszłości, bo w tej kwestii zgadzam się z Tobą całkowicie!
O! Widzisz, pomyłka jest oczywista, Maksa rzeczywiście nie było w jadalni, a osobą, która powinna być w miejscu dwóch dialogów "Maksa" jest Rew. Nie mam pojęcia czemu ich pomyliłem, ale nawet podświetlając sobie słowo "rew" w funkcji wyszukaj, widać jego jeden dialog po czym długą przerwę. Tu leży diabeł pogrzebany i już to naprawiam, dziękuje za uwagę, jednak czasami niektóre rzeczy ciężko wyłapać nawet podczas korekty, jak się dobrze nie wczyta w tekst.
Powodzenia w zgadywaniu i raz jeszcze - dzięki za czujność i rady!
Kocham perspektywę Ethana :D Poprzedni rozdział mi nie podpasował i pomyślałam, że może wolę komediowe postacie opisywane przez kogoś innego, ale jednak Ethan mnie przekonał, że taka postać może być też świetnym narratorem xD Miło go poznać od strony nie tak nieustraszonego, jak się wydaje
OdpowiedzUsuńCzyżby Olivier lunatykował?
Powoli zmieniam team na #TeamSandra. Wendy mnie już irytuje i to solidnie, mam wrażenie, że romansowanie jej nie służy. Podobne odczucia przy Mycroftcie. Za to Sandrę coraz bardziej lubię, jej komentarze czasem mnie rozśmieszają a i gorącą głowę da się polubić
Mam takie głupie przeczucie, że fragment rozmowy z "co by było gdyby ktoś się zabił sam" nie pojawił się przypadkiem, może to zapowiedź rozwiązania jakiejś sprawy w przyszłości? Nie myślę konkretnie o samobójstwie, ale co gdyby ktoś zastanawiał pułapkę na ofiarę i sam w nią wpadł? xD Może mało prawdopodobne, ale zachowam tę myśl z tyłu głowy
Już chyba to pisałam, ale uwielbiam Cecily. Ta kobieta z jednej strony w poważnych sytuacjach potrafi zachować spokój i nie traci głowy (podczas śledztwa), za to kiedy jest lżejsza chwila, nie spina się jak niektórzy, tylko dobrze się bawi. Do tego jest pomocna, piękna i ogólnie cudowna two_hearts
...
Okej, całą powyższą część pisałam zanim dotarłam do końca. Cholera jasna, tylko nie Alan! Zupełnie się nie spodziewałam, że coś może się stać tak wcześnie i chyba głównie z tego powodu mam nadzieję, że to jeszcze nie śmierć. Nie zdążyłam nawet obstawić ofiary XD Teraz pozostaje mi wierzyć, że ta oferma zaczepiła się w ciemności o kable, przypadkiem uderzyła w łeb, ale dzięki szybkiej pomocy przeżyje. Jak dobrze, że kolejny rozdział jest już dawno opublikowany i nie muszę czekać xD
To był super rozdział! Nie spodziewałam się tego, co się stało na koniec, sam pokaż został super przedstawiony chociaż, o rany, tak mi szkodaaaa
OdpowiedzUsuń