Epizod II - Rozdział 14: Wspólne dobro, Towarzyszu… (Rewolwerow Piotrowicz Iwaszow)


Rozdział 14: Wspólne dobro, Towarzyszu… (Rewolwerow Piotrowicz Iwaszow)

Witamy wszystkich bardzo serdecznie w kolejnym rozdziale Peccatorum. Rozdział, na który czekali wszyscy, perspektywa najbardziej tajemniczej i niecodziennej postaci z całego kompletu gości. Rozdział specyficzny, podczas jego pisania mieliśmy sporo zabawy - mam nadzieję, że Wam również się spodoba! Zapraszamy do czytania, a po przeczytaniu prosimy o rozesłanie bloga znajomym zainteresowanym tematem, a także dołączenie do dyskusji tutaj oraz na Discordzie Peccatorum (link po lewej stronie bloga). Miłej lektury!

-----------------------------------------------------------------

                Wsiedliśmy do windy. Stanąłem obok Yamaraji i Samfu, którzy wykazywali zalążek tworzącej się w głowie myśli komunistycznej, więc byli najbardziej obiecującymi sojusznikami. Starałem się indoktrynować ich w każdym możliwym momencie, gdyby moja misja się nie udała. Ktoś musiał nieść jedyną słuszną myśl przodującą, gdyby dorwali mnie wrogowie systemu. Wiedziałem, że jest ich tu dużo, chociaż sam hotel ostatecznie mi się podobał. Nie miałem tutaj dostępu do swoich baz danych, więc mało mogłem zrobić, jeżeli chodziło o moje zadanie, dlatego zbierałem informacje. Wszystko spisywałem cyrylicą i syntetycznym atramentem i chowałem w wydrążoną pod łóżkiem skrytkę. Zabezpieczyłem to folią i trzymałem, dla ludzi, którzy będą mnie kiedyś szukali. Ludzie znikali cały czas, ale miałem nadzieję, że o mnie będą pamiętać. Moi pracodawcy sami chcieli żebym tu przyjechał, chociaż dobrze wiedzieli, że to jest pułapka. Moja gra nie polegała na wygraniu tej gry, a na jej przegraniu. Musiałem znaleźć tylko to, co było mi potrzebne, a przy okazji trzymać się swoich własnych zasad.
                Dotarliśmy na piętro docelowe i wysiedliśmy. Grupa zdecydowała, że pierwszą salą, jaką sprawdzimy będzie siłownia, co bardzo mnie cieszyło. Rozłupałem już kilka mebli, żeby ćwiczyć swoją sprawność fizyczną, ale liczyłem na sprzęt, który mógł mi pozwolić na postawienie swojego ciała przed największymi wyzwaniami. Musiałem być w formie, bo wrogowie czaili się na każdym kroku, a pewne rzeczy po prostu należało kontrolować. Poza tym nigdy nie byłem zbytnim siłaczem, więc takie coś na pewno mogło się przydać
- Jesteśmy dalej w lewym skrzydle – zastanowił się na głos Towarzysz Jacob – Chyba, że rozłożenie schodów nie ma żadnego znaczenia.
- Ależ się cieszę, że idziemy na siłownie. Nie ćwiczyłam od wieków – powiedziała Towarzyszka Cecily.
Towarzysz Olivier naskrobał coś w notesie i podał Towarzyszce Carmen:
- Cecily, Bez chciał cię zapytać czy dużo ćwiczysz?
- Kiedyś ćwiczyłam sporo, ale od jakiegoś czasu to zaniedbałam. W tym miejscu mogę do tego wrócić.
Towarzysz Olivier skinął głową.
- Mogę was wyszkolić towarzyszko Cecily – zaproponowałem uśmiechając się szeroko – Kobiety powinny być tak samo sprawne jak mężczyźni, a nawet bardziej, żeby chronić się przed sprawnymi mężczyznami.
- Zastanowię się, ale dziękuje za propozycję Rewolwerow – powiedziała z uśmiechem.
                Przeszliśmy przez blaszane drzwi i znaleźliśmy się w dużej sali. Było tutaj sporo sprzętu do treningów, który mnie nie interesował, ale też parę maszyn, które koniecznie chciałem sprawdzić. Grupie musiało się jednak spodobać, bo wyglądali na zadowolonych. Całkiem zrozumiałe. Odszedłem na bok, do urządzenia służącego do budowania mięśni nóg. Spojrzałem na chude nogi schowane pod spodniami i westchnąłem. Musiałem nad tym popracować. Złożyło się tak, że obok stała szafka z różnymi suplementami i innymi wytworami, w których działanie nie wierzyłem, a obok niej Towarzyszka Elizabeth, która przywitała mnie kiwnięciem głowy.
- Witajcie – odpowiedziałem i ukłoniłem się, podchodząc do maszyny, która mnie interesowała.
- Rewem… - zaczęła.
- Właściwie mówcie do mnie Rew. Tamto to był taki kawał – wytłumaczyłem śmiejąc się pod nosem ze swojej przebiegłości.
- Okej? Rew, mam do ciebie pytanie. Może ty mi to wytłumaczysz – zaczęła i się wyłączyłem. Kiedy słuchałem osób, które opowiadały mi coś nudnego to wolałem przypominać sobie ulubione linijki z dzieł Wielkiego Wodza.  Były inspirujące i chociaż dawno nie miałem prawdziwego egzemplarza w rękach to Towarzysze porywacze zajęli się nawet tym szczegółem. W jakiś niezrozumiały dla mnie sposób byli w stanie zdobyć wszystkie pięćdziesiąt cztery tomy w skórzanej oprawie, przedstawiające mądrości Wodza. Zbiory były nawet ręcznie podpisane, co sprawiało, że były prawdziwym białym krukiem wśród ideologicznej lektury. Chociaż musieliśmy teraz przeszukiwać kolejne obszary to bardzo mi się nie chciało. Następnym razem, kiedy już kolejna owieczka zostanie zabita, ukryje się na czas przeszukiwań w pokoju i poczytam. Czas minie szybciej i będzie znacznie lepiej. Czemu o tym teraz nie pomyślałeś, pomyślałem. Nawet nie zauważyłem, że zacząłem odruchowo ćwiczyć. Brakowało mi trochę rozpalającego gardełko bimbru, ale nie było odpowiedniej aparatury, żeby coś zacząć kręcić, a znając przedsiębiorczość porywaczy chcieliby swój procent od każdej wyprodukowanej butelki. Ludzie wspominali, że są oni duchami, ale duchy nie istniały, więc zastanawiałem się jak wyrabiają swój kamuflaż. Musiał wpływać na odbijanie się światła. Zastanawiałem się czy za podział w sprzedaży bimbru mogli się zgodzić na to, żeby mi zdradzić jak to działa. Razem z tymi wszystkimi sztuczkami.
- Co myślisz? Tylko tak szczerze – poprosiła, a moje myśli wróciły do rozmowy. Blyat, pomyślałem i uśmiechnąłem się w jej stronę:
- Jeden towarzysz powiedziałby wam tak, drugi powiedziałby wam nie, ale ja myślę, że tak by było – odpowiedziałem mieszając przy tym i licząc, że moja odpowiedź ją zadowoli. Nie wyglądała na zdenerwowaną, ale ciężko było powiedzieć. Jej twarz wiecznie była zasłonięta, a z samych oczu ciężko było czytać. Zanim zdążyłem się dowiedzieć, co myśli o mojej radzie to podeszła do nas grupa, a konkretnie Towarzysz Jacob i Towarzysz Aaron.
- Hej, znalazłaś coś ciekawego? – zapytał ten pierwszy.
- Na tych półkach – wskazała pomalowane na biało drewno, które stało tuż przy ladzie – Jest wiele środków. Mamy tutaj suplementy białkowe, na wzrost masy mięśniowej, na przyrost wytrzymałości, na spalanie tkanki tłuszczowej… Właściwie na wszystkie procesy, jakie zachodzą w ciele i odpowiadają za siłę i kondycję. Z niebezpiecznych znalazłam tutaj jeden środek z tak zwaną toksyną kulową. Zabrałam go już – wskazała na puszkę, którą trzymała w ręce – Reszta jest niebezpieczna w większych ilościach, ale nie wezmę przecież całej półki do pokoju.
- Dobra robota – pochwalił ją Towarzysz Aaron.
- Wiem – odpowiedziała.
- To miejsce będzie super do treningów – usłyszeliśmy głos Towarzyszki Cecily – Może ustalimy od razu jakąś grupę, która będzie sobie przychodziła na treningi? Mogę się tym zająć.
- Weźcie mnie pod uwagę – poprosiłem, wstając. Nie zwykłem prosić kobiet o nic, ale walczyłem ostatnio z czymś, co pewna kelnerka określiła, jako „ogromne, niepojęte i straszne chamstwo i prostactwo”. Myślałem, że przesadziła, ale po tym, jak Towarzyszka Alice zdzieliła mnie po gębie, pomyślałem, że może być w tym ziarno prawdy.
- Ja z chęcią wpadnę – dodał Towarzysz Robertson.
- Ja też – dodał Towarzysz Yama.
- Pewnie sporo osób z drugiej grupy będzie się chciało w to bawić – zauważyła Towarzyszka Carmen.
- Robilibyśmy spotkania i zamiast się załamywać i zatapiać w ciemnych myślach to byśmy pobiegali razem, wypocili wszystko, co siedzi w głowach i zajęli się budowaniem formy, która na pewno się przyda.
                Pomysł mi się podobał. Wódz zawsze wspominał w swoich dziełach, że trzeba zająć czymś ludzi, żeby nie wpadały im do głowy tak durne pomysły jak bunty czy rewolucje. Do pewnego czasu sposób działał jak marzenie, dopiero potem wszystko poszło kaput.
- Też się z chęcią dołączę – powiedział męski głos, który pojawił się znikąd. Usłyszeliśmy, że jedna z bieżni się włącza i zobaczyliśmy na niej Towarzysza Porywacza. Biegał, chociaż nie było słychać kompletnie jego kroków. Nie dość, że kamuflaż, to jeszcze wyciszane podeszwy, zachwyciłem się w myślach. Zacząłem powoli rozplanowywać ile butelek bimbru będzie kosztowała mnie ta wymiana technologiczna.
- Będziecie nas teraz tak męczyć cały czas, pojawiając się w każdym miejscu w hotelu? – zapytał podirytowanym tonem Towarzysz Yamaraja.
- Pilnuję po prostu żeby nic się wam nie stało. No i przypominam, że tak naprawdę to nie jesteśmy przeciwnikami tylko współpracownikami. Zapamiętajcie ten moment, bo kiedyś, jak będzie nas dużo mniej, sami będziecie chcieli tutaj zostać. Świat na zewnątrz jest bardzo niebezpiecznym miejscem, chociaż jeszcze tego nie widać. Pięć, góra dziesięć lat i takie miejsca jak nasz hotel będą jedyną szansą dla ludzkości.
- Póki, co wygląda to na miejsce, które jest jedyną zagładą ludzkości – zdenerwował się Towarzysz Samfu.
- Dbanie o formę jest jednak ważne i pozwala nam na zdobywanie przez terminale kolejnych danych o was. Doceniamy ten gest dobrej woli – kontynuował ignorując wtrącenie.
- Robimy to dla siebie, a nie dla was. Wy nie chcieliście z nami współpracować – odpowiedziała towarzyszka Cecily, a na jej twarzy widać było złość.
- Robicie to dla całego świata, ale… - to mówiąc zeskoczył z bieżni – Zostawiam was tutaj, bo mam parę rzeczy do załatwienia, a na budowę formy jeszcze przyjdzie pora. Trzymajcie się.
                Gdy skończył mówić rozpłynął się. Światło w siłowni było rozłożone tak, że nie widziałem dokładnie, ale byłem pewien, że rzucił lekki granat dymny i wykorzystał inaczej odbijające się światło, żeby uzyskać ten efekt. Musiało tak być. Towarzyszka Cecily westchnęła.
- Dobra, pierwsze spotkanie możemy zrobić dzisiaj wieczorem, a póki co chodźmy stąd. Z pozostałymi zagadam w jadalni o osiemnastej.
- Nie musimy jeszcze czegoś tu sprawdzić? – zdziwił się Towarzysz Samfu. Stojący obok niego Towarzysz Yamaraja pociągnął za kosmyk swoich włosów i patrzył nieobecnym wzrokiem przed siebie, ale nagle spojrzał na Towarzyszkę Cecily i powiedział:
- To tylko siłownia, nie mamy tutaj dodatkowych drzwi czy okien. Szkoda czasu na to pomieszczenie.
- Zgadza się – odpowiedziała - Czas sprawdzić salę informatyczną.
                Grupa dosyć szybko się zorganizowała i wróciła tym samym korytarzem, którym przyszła. Podeszliśmy do windy i wcisnęliśmy przycisk prowadzący na drugie z interesujących nas pięter – sale informatyczną. To interesowało mnie jeszcze słabiej niż siłownia. Nie lubiłem rozwoju, a komputery wydawały mi się niepotrzebnym diabelstwem. Towarzysz Mycroft pokładał sporą nadzieję w znalezieniu informacji w jakimś ustrojstwie, ale nie wyszło mu to i chodził później przybity przez parę dni. Nie chciałem polegać na czymś, co powodowało tyle smutku. Dopiero, gdy winda ruszyła zauważyłem, że Towarzyszka Elizabeth dołączyła do nas. Widocznie uznała, że w tej nudnej siłowni nie ma już nic do roboty. Po chwili dotarło do mnie, że Towarzysz Jacob wyjątkowo nie skupił się na przeszukiwaniu, chociaż z tego, co doszło do moich uszu, w pralni spędził o wiele więcej czasu, badając każdą pralkę. Gdy tylko wysiedliśmy postanowiłem go o to zapytać.
- Cóż. Siłownia to takie miejsce, gdzie prawie na pewno nie znajdziemy niczego przełomowego. Nic nie przebije informacji lokalizacyjnych, które już mamy, więc nie sądzę, żeby było sens patrzeć gdzie wyprodukowaną każdą bieżnię czy rowerek stacjonarny. W sali informatycznej możemy zaszaleć, zresztą w siłowni spędziliśmy ponad godzinę, więc myślę, że i tak sporo zbadaliśmy.
- Godzinę?! – zdziwiłem się. Wydawało mi się, że minęło maksymalnie dziesięć minut, ale widocznie musiałem wpaść w jeden ze swoich transów. Nie były one niebezpieczne, ale parszywie traciłem podczas nich poczucie czasu. Poczułem ból w nogach, który wydawał się wypalać mięśnie. Uderzył tak nagle, jak nagle zostałem uświadomiony o upływie czasu. Podobno na schodach działał tajemniczy filtr percepcji. Nie wiedziałem jak to dokładnie działa, ale coś podobnego musieli zainstalować w mojej głowie podczas słynnej w całym Podziemiu „próbie krzewów”. Nie zapamiętałem jej dokładnego przebiegu, bo połowę czasu byłem nieprzytomny, a drugą pijany do nieprzytomności, ale z tego, co słyszałem właśnie tak to działało.
- Tak. Dochodzi czternasta, więc będziemy mieli akurat parę godzin na przejrzenie komputerów z Aaronem.
- No dobra, dobra – zgodziłem się.
                Patrząc na schody dalej byliśmy w lewym skrzydle. Ten budynek musiał być naprawdę ogromny, jeżeli tak wiele, gigantycznych pięter było upchniętych po jednej jego stronie. Miałem nadzieję, że wszystko było w miarę symetryczne, bo nie mogłem zdzierżyć widoku asymetrii. Klatka schodowa wyglądała tak samo jak każda inna, która stanęła na naszej drodze. Budownictwo było klasyczne dla myśli komunistycznej, wszystko powinno być takie same, żeby ludzie nie wydziwiali. Gorzej wyglądały wymyślne i pełne przepychu wnętrza, ale przymykałem na to oko. Nagle moja bransoletka zadrżała i pojawił się komunikat: „Dodano zakaz – Zakaz zanieczyszczania lub niszczenia środowiska naturalnego”. Nie wiedziałem, co się stało, ale wszyscy spoglądali na swoje ręce z podobnym zdziwieniem.
- Czy właśnie dodał się wam nowy zakaz? – zapytał Towarzysz Yama.
- Patrząc na jego treść, może coś stało się w drugiej grupie – powiedział Towarzysz Jacob.
- Bardzo możliwe. Chyba na razie tego bardziej nie ogarniemy. Chyba w pracowni informatycznej nie znajdziemy środowiska naturalnego – dodała Towarzyszka Cecily.
Podeszliśmy i pokonaliśmy kolejne blaszane drzwi żeby znaleźć się w bardzo długim pomieszczeniu, w którym stały rzędy tych diabelstw. Na końcu sali, na przeciwko drzwi, znajdowała się ogromna płachta, prawdopodobnie do wyświetlania na niej obrazów. Podobne rzuciły mi się w oczy po bokach pomieszczenia. Było też coś, co zaciekawiło nawet mnie - na tym piętrze było dużo zieleni. Wydawała się momentami aż wylewać z donic i sprawiała wrażenie, że pokój przypominał bardziej dżunglę niż normalną pracownię.
- Sporo komputerów - zauważył Towarzysz Samfu.
- Rośliny. Może jednak uważajcie, żeby niczego nie zniszczyć, patrząc na nowy zakaz – dodała towarzyszka Carmen, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Aaron, jakiś pomysł jak zbadać to pomieszczenie? - zapytał Towarzysz Jacob rozglądając się po pomieszczeniu.
- Jakie piękne rośliny - zachwyciła się Towarzyszka Carmen.
- Żeby podziałać muszę znaleźć komputer z uprawnieniami administratora. Jeżeli będą wymagały hasła to zobaczcie, na jakie konto się logujecie. Jeżeli nie to musicie wejść w przycisk start i wpisać konta i użytkownicy. Jeżeli będziecie mieli tam uprawnienia zwykłego użytkownika to źle trafiliście i musicie szukać dalej - wytłumaczył Towarzysz Aaron - Przeglądajcie też biurka, może znajdziecie jakieś ciekawe notatki, albo inne pomoce.
Towarzyszka Carmen naskrobała instrukcje w notesie i przekazała je Towarzyszowi Olivierowi. Ten uśmiechnął się lekko i kiwnął głową, odpisując jej coś.
- My z Olivierem i Agathą weźmiemy ten kwadrat - powiedziała.
- Ja pójdę do przodu - powiedział Towarzysz Informatyk. Dołączyli do niego Towarzysz Jacob i Towarzysz Samfu. Ja zostałem w trzeciej części do przeszukiwań wraz z Towarzyszem Yamarają oraz Towarzyszką Cecily. Podeszliśmy do pierwszego z około dwudziestu rzędów podwójnych biurek i zaczęliśmy sprawdzać. Właściwie to Towarzysze sprawdzali, a ja siedziałem i opowiadałem im o słusznych poglądach, zmianach w ustroju carskiej Rosji i korzyściach polerowania kubków w naturalny sposób.
- Czasami się zastanawiam skąd ty się urwałeś Rewolwerow - zaśmiała się Cecily.
- Jak to? Nie słuchaliście? Jestem z Rosji... - zacząłem zdziwiony.
- To było pytanie retoryczne - wytłumaczył Towarzysz Yamaraja.
- Och - powiedziałem, a proces myślowy powoli doprowadził mnie do wniosku, że nie wiem co to znaczy. Znałem wiele słów, ale zazwyczaj nie używałem za bardzo obszaru mózgu odpowiedzialnego za intensywne myślenie. Zachowywałem go na bardziej ciekawe momenty.
- Jesteś po prostu strasznie specyficznym człowiekiem - zastanowiłem się przez chwilę czy mnie obraża, ale to słowo skojarzyłem.
- Staram się być sobą. Przyczyniać się dla dobra ogółu. Wspólne dobro, Towarzyszu... to się właśnie liczy w życiu - powiedziałem.
- Szkoda, że nie wszyscy mają taki tok rozumowania jak ty, może nie przeszukiwalibyśmy teraz tego piętra tylko siedzieli z Dismasem i Raphaelem.
- Nie ma co ich rozpamiętywać. Nie byli dobrymi ludźmi i zasłużyli na to, co dostali - odpowiedział Towarzysz Yamaraja.
- Nie przesadzasz trochę? - zapytała nieco zgorszona.
- Cecily sama walczyłaś o to mocno i podczas śledztwa i podczas procesu. To byli źli ludzie i zasłużyli na to, co ich spotkało.
- Zawsze walczę o prawdę i staram się być obiektywna...
- I nie zmieniaj tego, bo zajebiście ci to wychodzi.
                Zobaczyłem na jej twarzy zawstydzenie. Czasami zaskakująco mało wystarczało żeby zadziałać w ten sposób na kobietę.
- Dziękuje - powiedziała. Towarzysz Yamaraja kiwnął głową i przeszedł stanowisko dalej.
- Nie wiem czy znajdziemy tutaj coś ciekawego.
- Aaron się zna na komputerach, więc nic nie szkodzi spróbować, w końcu i tak nie mamy zbyt wielu opcji - Towarzyszka Cecily otworzyła kolejną szufladę.
- Myślicie, że stąd uciekniemy? - zapytał nagle.
- Ktoś na pewno - odpowiedziałem zakładając najbardziej prawdopodobną opcję.
- Jestem po prostu ciekaw, czy jakbyśmy po prostu tutaj żyli, olewali te cholerne motywy i całą resztę, to czy moglibyśmy przeżyć wszyscy - gdybał dalej Towarzysz Yama.
- To nie możliwe. Natura ludzka działa jak działa - powiedziałem.
- A jakby jedna osoba związała wszystkie i chodziła tylko od pokoju do pokoju przynosząc jedzenie? Musiałby to być ktoś ogarnięty, ale to mogłoby zadziałać.
- Na krótszy okres. Sama wytrzymałabym tak może tydzień czy dwa. W jednym miejscu można z czasem oszaleć.
- To po prostu jest pojebane, że udajemy teraz przyjaciół, a za parę dni jedno z nas może znowu zostać zabite, a drugie skazane na śmierć - zdenerwował się Towarzysz Yama.
- Pewne rzeczy są nieuniknione, musicie je przewidywać i się do nich adaptować Towarzysze - wytłumaczyłem.
- Rewolwerow, czy ty przypadkiem nie brałeś kiedyś udziału w czymś podobnym? - zapytał Towarzysz Yama.
- Nie potwierdzam, nie zaprzeczam - powiedziałem zgodnie z prawdą.
                Przeszukiwania trwały, a ja wróciłem do opowieści o sprawach ciekawych. Towarzysz Yama rzeczywiście wydawał się być zainteresowany tym jak działał jedyny słuszny ustrój. Pytał z zaciekawieniem o kolejne zagadnienia, a ja z chęcią dzieliłem się z nim wiedzą. Wszystko jednak zaczynało się niebezpiecznie dłużyć. Przypominało mi sie jak kiedyś zostałem wysłany do starego archiwum w Finlandii żeby znaleźć pewną tajemniczą teczkę. Przez całą podróż autem uczyłem się języka fińskiego, a potem musiałem odnaleźć odpowiedni plik. Zajęło mi to wtedy jedenaście dni. Wszystko się pokomplikowało, gdy okazało się, że źle zapisałem alfabet i przesunąłem każdą literkę o jedną pozycję. Zdałem sobie sprawę po pięciu dniach, ale ostatecznie udało mi się wszystko odwrócić na moją korzyść.
- Znalazłem! - krzyknął Towarzysz Aaron - To tutaj!
Grupa ruszyła w stronę Towarzysza Aarona, który usiadł przy jednym z ustrojstw, prawie na samym końcu pracowni. Podeszliśmy i stanęliśmy wokół niego. Ten klikał jak szalony diabelstwem, które trzymał w rękach i wystukiwał coś na klawiszach.
- To jest kaput, z którego mogę wchodzić do kaput, a także mieć kaput do wszystkich kaput - pomyślałem, że spróbuje zamieniać wszystkie słowa, których do końca nie rozumiałem słowem kaput, uznałem to za niezwykle zabawne - Jeżeli dobrze pójdzie to kaput pozwoli nam dotrzeć do informacji. Ludzie zazwyczaj nie wiedzą jak kaput kaput. Dlatego będę szperał i jak coś uda mi się znaleźć to na pewno was o tym poinformuje. Kaput to spora szansa.
                Z jego słów oczywiście nie zrozumiałem głębszego sensu, ale kiwnąłem głową.
- Znaleźliście coś w biurkach? Jakieś notatki, hasła, cokolwiek? – zapytał Towarzysz Jacob – Pokażcie wszystko w jednym miejscu.
Po chwili na biurku, przed Towarzyszem Aaronem, ułożył się stos karteczek zapisanych drobnym druczkiem. Przyjrzałem się im, ale były tam podobne pierdoły jak te, które usłyszałem przed chwilą, więc nawet nie poświęcałem im większej uwagi.
- Przydają ci się na coś? Te słowa brzmią jak jakiś bełkot – spytała Towarzyszka Cecily.
- Hmm – towarzysz Aaron zerknął fachowym okiem na kartki – Myślę, że coś z tego wyciągnę. Będę tutaj trochę przesiadywał przez najbliższe dni, więc mogę czasami omijać śniadania – zapowiedział.
- Pomogę ci – powiedziała Towarzyszka Carmen – Będzie ci raźniej Goździku. Poza tym jest tu sporo roślin, będę miała czym się zająć.
- Nie, dziękuje – odpowiedział Towarzysz Aaron. Złapałem oddech. Niebezpieczne grunty Towarzyszu, niebezpieczne…
Towarzyszka Carmen spojrzała na niego i powiedziała:
- Naprawdę chcę ci pomóc. Poza tym bezpieczniej jest siedzieć w dwie osoby.
- Zgódź się Aaron, wszyscy będziemy spokojniejsi. Wystarczy, że Maks się niepotrzebnie naraża. To wspólna prośba.
Westchnął. Odwrócił się na chwilę.
- Dobra. Obiecam, że będę tu przesiadywał z Carmen dla bezpieczeństwa, ale wy musicie mi też coś obiecać – powiedział. Robiło się coraz ciekawiej.
- Co takiego? – zapytał Towarzysz Yama.
- Jak ktoś z was będzie miał problem to zgłosi się do Elizabeth. Nie będzie krył się ze swoim problemem, tylko zadba o to żeby problem nie przerodził się w to, co stało się z Dismasem i Raphaelem – jego głos się załamał. Wyglądał jakby naprawdę się tym przejął. Grupa spojrzała po sobie jakby zastanawiała się, co odpowiedzieć. Postanowiłem przejąć inicjatywę:
- Obiecujemy Towarzyszu.
- Dobra, możesz zostać – powiedział Towarzysz Aaron – Ale jak będziesz się nudziła to masz sobie iść, okej?
- Nie będę się nudziła, tyle roślinek… - rozmarzyła się Towarzyszka Carmen.
- To możemy was tu zostawić? Nie chcecie dołączyć do nas w jadalni żeby wszystko podsumować? – zapytał Towarzysz Jacob.
- Nadrobimy jutro – obiecał.
- Lilio, mogłabyś go przypilnować? – zapytała wskazując ręką na Towarzysza Oliviera.
- Oczywiście – odpowiedziała kiwając głową i przejmując od Towarzyszki Carmen notatnik. Byłem ciekaw, co było tam zapisane. Spisywanie dialogów było niczym transkrypcja lub protokół z przesłuchań. Uwielbiałem je czytać. Były świetną lekturą i pokazywały jak ludzie od „nie zrobiłem tego” potrafili opisać zbrodnię tak wymyślną, że aż czasami dostawali szybszą kulkę w łeb w nagrodę za starania.
- Dobrze, to my wracamy. Jak coś znajdziesz to wiesz gdzie mnie szukać – powiedział Towarzysz Jacob.
- Zapamiętałem – zapewnił go. Całą grupą ruszyliśmy powoli do wyjścia, zostawiając dwójkę Towarzyszy za nami. Pozostała ósemka ruszyła do windy. Przeszukiwania nie wydawały się długie, ale na zegarku było już po szesnastej. Dwie godziny do umówionej godziny spotkania.
- Mamy jeszcze dwie godziny, ale ja idę prosto do jadalni. Ktoś idzie ze mną? – zapytała Towarzyszka Cecily.
- Ja pójdę z wami – powiedziałem. Teraz zaczynałem się robić głodny. Chociaż Towarzyszka Audrey gotowała naprawdę dobre jedzenie to brakowało mi trochę tradycyjnej rosyjskie kuchni, a także jedzenie wojskowego, które często ratowało mi życie w cięższych warunkach. Alkohol, który wystawili w sali zabaw, po prostu nadawał się do zabawy. Podejrzewałem, że mogłem wypić cały i wciąż czuć niedosyt. Zrobiło mi się szkoda Towarzysza Dismasa, który pomimo tego, że był kanalią to wydawał się być dobrym Towarzyszem. Alkohol go całkowicie wystawił, miał strasznie słabą głowę.
                Z grupy nie odłączył się nikt. Cała ósemka przeszła obok recepcji i poszła w stronę jadalni. Gdy weszliśmy do środka, to nie było tam nikogo, więc druga grupa wciąż przeszukiwała swoje piętra. Byłem trochę ciekawy pubu, ale postanowiłem, że wpadnę tam po prostu po przeszukiwaniach. Ludzie rozsiedli się po stołach i zaczęli ze sobą gadać. Towarzyszka Cecily dyskutowała o czymś z Towarzyszem Jacobem, Towarzyszem Yamą oraz Towarzyszką Elizabeth. Towarzyszka Agatha pisała o czymś z Towarzyszem Olivierem. Towarzysz Samfu poszedł do kuchni zrobić sobie przekąskę przed obiadem. Musiałem trochę odpocząć, szczególnie, że nogi zaczynały mnie coraz bardziej boleć. Utrata świadomości podczas ćwiczeń to było naprawdę nieprzyjemne doświadczenie.
                Z rozmyślań, po paru minutach, wyrwała mnie Towarzyszka Wendy, która wpadła roztrzęsiona do jadalni.  Spojrzeliśmy na nią zdziwieni.
- Spokojnie, nic się nie stało… - fuknęła i usiadła trochę dalej od nas.
- Sprawdziliście deptak i pub? – spytała Towarzyszka Cecily.
- Wendy! – do jadalni wpadł po chwili Towarzysz Mycroft, który podbiegł w stronę Wendy. Ta jednak nie chciała z nim rozmawiać – Proszę, przestań…
- Możecie mu powiedzieć, że nie mam ochoty z nim teraz gadać? To nie w moim stylu, żeby martwić się kimś takim jak on – poprosiła.
- Mycroft – poprosił Towarzysz Jacob – Daj jej na razie spokój i powiedz, co znaleźliście.
Na twarzy Towarzysza Mycrofta widać było zrezygnowanie. Chłopak wyglądał na naprawdę przejętego i zasmuconego. Wstał powoli od stołu i usiadł bliżej pozostałej części grupy. Westchnął i zaczął opowieść:
- W skrócie – deptak to ogromny park, który być może jest powierzchnią. Ten cały cholerny hotel może być bunkrem. Będziecie sami musieli to zobaczyć…
- Park? Taki z drzewami i całą resztą? – zapytał podekscytowanym tonem Towarzysz Jacob. Musiałem przyznać, że nawet mnie to zaciekawiło.
- Dokładnie taki, ale to jeszcze nic. Ogarnijcie, że jest tam ogromna fontanna przedstawiająca jakichś czterech jeźdźców, a co najlepsze – morze!
- Morze? – zdziwiła się Towarzyszka Cecily.
- Tak. Woda sięgała aż po horyzont, dlatego zastanawialiśmy się, czy nie jesteśmy na wyspie – Towarzysz Mycroft uwielbiał być w centrum uwagi, bo dosyć szybko się rozkręcił. Widać, że sytuacja go męczyła, ale opowiadał z emocjami.
- Ale nie widzieliście ścian? Jakichś granic tego pokoju? - zdziwiła się Towarzyszka Cecily.
- Jedyna widoczna ściana była przy wejściu, ale nie było widać nic wyżej, jakby klatka schodowa była całym... szczytem budynku - jego zeznania były coraz mniej zrozumiałe, ale dało się zrozumieć ogólny sens.
- A na klatce schodowej nie było widać drogi w górę? - zapytał Towarzysz Jacob.
- Była... Tera już sam nie wiem jak to działa. Park rozciągał się na boki, ale nie mogliśmy tam dojść. Ethan i Alan próbowali i mówili, że działał tam taki filtr jak na schodach.
- Czyli to pewnie podpucha... Chociaż to morze brzmi kusząco do sprawdzenia. Chwila... zrobiliście coś, co wywołało ten nowy zakaz?
                Towarzysz Mycroft spojrzał na Towarzysza Jacoba ze zdziwieniem. Jego wzrok mówił "skąd on to wiedział??". Zarechotałem po cichu.
- Tak. Chcieliśmy zbudować tratwę i pojawiła się ta śli... dusza i dodała zakaz. Powiedziała, że powinniśmy to przepłynąć.
- Dobra, a co z pubem? - zaciekawił się Towarzysz Samfu - Opowiadaj o ciekawszych rzeczach, a nie o tych pierdołach. Fajnie wyposażony? Dobry klimat? Rozbudowa siłowni mało mnie interesuje, ale to brzmi bardzo kusząco.
- W sumie to fajna miejscówka. Sporo fajnych trunków - wiedziałem o jakie szczyny mu chodzi, więc wewnętrznie splunąłem - dobry wystrój, tylko tak jakoś bez większych poszlak. No i Julia z Alanem chyba coś do siebie czują, bo zniknęli za ladą i jak wybiegałem za Wendy - spojrzał w stronę Towarzyszki Wendy - to jeszcze tam byli.
- No to chyba musimy na nich poczekać - powiedziała Towarzyszka Elizabeth - My w sumie  nie znaleźliśmy nic konkretnego. W siłowni trochę niebezpiecznych suplementów, które zabezpieczyłam - wskazała puszkę, którą wzięła wcześniej.
- Dodatkowo zostawiliśmy Aarona i Carmen w pracowni informatycznej. Udało mu się znaleźć jakiś główny komputer i masę notatek i będzie tam nad tym pracował - dodał Towarzysz Jacob.
- Och Aaronik sobie dobrze poradzi, jestem tego pewien - zawsze gdy mówił o Towarzyszu Aaronie to jego głos się zmieniał, używał zdrobnienia imienia, a na twarzy pojawiał uśmiech. Nagle mnie uderzyło, niczym pocisk 20x138B - znałem te objawy. Czytałem o nich w pewnej księdze, w mrocznych czasach mojego życia. Spojrzałem na Towarzysza Mycrofta z nieukrywanym zdziwieniem. To musi być m-miłość... - pomyślałem. Teraz to wydawało się wręcz oczywiste. Jak mawiało pewne porzekadło "kto się lubi ten się czubi". Olśnienie zalało wnętrze mojej głowy niczym maślanka gardło po nocy pełnej chlania.
- Pomyśl, żeby mu pomóc. Jak mawia Rewolwerow, dla wspólnego dobra - powiedział Towarzysz Yama. Idealny nosiciel myśli komunistycznej, pomyślałem z dumą.
                Przez następne pół godziny siedzieliśmy i czekaliśmy na powrót drugiej grupy. Towarzysz Mycroft starał się dogadać z Towarzyszką Wendy, ale dalej średnio mu to wychodziło. W międzyczasie przyszedł Towarzysz Lokaj i nawet nie wiadomo kiedy przygotował obiad. Jednym z dań był bigos. Musiałem przyznać, że w całym życiu nie jadłem tak dobrego bigosu. Pozostali Towarzysze zaczęli jeść i po chwili jadalnia rozbrzmiewała odgłosami sztućców i przeżuwania pokarmu. Około siedemnastej trzydzieści pojawiła druga grupa. Przywitali się z nami i ponownie temat zszedł na wymianę wrażeń. Nie zwykłem słuchać takich rzeczy więcej niż raz, więc skupiłem się na jedzeniu. Nagle jednak usłyszałem coś ciekawego:
- Gdy byliśmy na zapleczu znaleźliśmy coś bardzo ciekawego - powiedział Towarzysz Alan.
- Co takiego? - jak zwykle pierwszym, który się zaciekawił był Towarzysz Jacob.
- Fakturę. To miejsce nazywa się Hotel Peccatorum, ale działa pod Instytutem Badawczym Odnowy Komórek Alberto Sora - powiedziała za niego Towarzyszka Julia. Informacja zrobiła wrażenie, bo przez jadalnie przeszła fala zdziwienia. Ja nie byłem aż tak zaskoczony, bo słyszałem już wcześniej to nazwisko i wiedziałem, że jest w jakiś sposób powiązane z moją misją. Dopiero teraz pomyślałem, że to mogła być ważna informacja, istotna dla pozostałych Towarzyszy.
- Alberto Sora - zamyśliła się Towarzyszka Elizabeth - Czytałam o nim trochę na studiach. To człowiek, które rzekomo znalazł sposób na odnowę komórek i potrafił nimi manipulować, głównie na poziomie limfatycznym i odpornościowym. W doktrynie jednak mało kto wierzył w jego umiejętności i badania.
- To bardzo ważna informacja - Towarzysz Jacob aż wstał - Świetna robota!
- Czyli gdzieś w tym hotelu jest staruszek pociągający za sznurki? - zapytała Towarzyszka Alice.
- Myślę, że on nie żyje, a ktoś po prostu żeruje na jego spuściźnie - odpowiedziała Towarzyszka Elizabeth.
- Dobra, trzeba będzie przekazać informacje o tym Maksowi, żeby szukał tego w książkach - powiedział Towarzysz Jacob.
- A gdzie macie tą fakturę? Może znajdziemy tam jeszcze coś ciekawego? - towarzyszka Cecily włączyła się do rozmowy.
- Lokaj ją zabrał. Mówił, że to jego błąd i zaproponował nam układ - za oddanie mu faktury nie będziemy mieli problemów, pozwoli nam zachować informacje, a dodatkowo za trzy dni ogłosi coś, co ma nam pomóc - Towarzysz Alan wytłumaczył sytuację.
- Szkoda, ale chyba najważniejszą informację dostaliśmy. Chociaż to wciąż może być podpucha - zauważył Towarzysz Jacob.
- Wątpię. Wyglądał naprawdę szczerze - powiedziała Towarzyszka Julia.
- Alberto Sora - zaciekawił się Towarzysz Jacob - musimy wiedzieć o nim i tym instytucie tyle ile się da. Aaron też musi się dowiedzieć, może znajdzie coś w komputerach.
- No i o samym instytucie - przypomniał Towarzysz Yama.
                Rozmowa wrzała. Wszyscy przeżywali nowo zdobyte informacje, chociaż wiedziałem, że teraz ten sam temat będzie wałkowany do sucha, więc wyłapywałem tylko ciekawsze rzeczy. Ostatecznie Towarzysze uznali, że po dzisiejszym męczącym dniu nie ma sensu dalej o tym rozmawiać i obmówią to jutro podczas śniadania.
- Dzisiaj po obiedzie idziemy w parę osób na siłownie, ktoś z was chce się zabrać? - zapytała Towarzyszka Cecily.
- Ja pójdę z chęcią - powiedziała Towarzyszka Wendy.
- Ja też - dodała Towarzyszka Alice. Panie spojrzały na siebie groźnymi spojrzeniami. Towarzyszka Wendy westchnęła.
- Dobra to sobie idźcie, odpocznę po tym cholernym dniu.
Zgłosiło się jeszcze parę osób, tworząc całkiem składną grupę. Nogi bolały, więc odpuściłem sobie dzisiaj większe aktywności. Dosiadła się do mnie Towarzyszka Alice, która dalej uparła się żeby mi pomóc poczuć się lepiej. W moim organizmie chęć zabicia jej walczyła z ogromną radością związaną z jej obecnością.
- Przyniosę ci jutro wzór i możemy sobie poszyć w wolnej chwili - zaproponowała.
- Jedyne co szyłem to ludzkie ciała więc wiecie... - powiedziałem nieco zawstydzony.
- Chce żebyś poczuł się lepiej po tym, co zrobiłam.
- Jak chcecie Towarzyszu. To nie jest tak, że mam jakieś plany poza tym hotelem.
- No to jesteśmy umówieni - ucieszyła się.
- Powiedzmy - żachnąłem. Uśmiechnęła się szeroko, jakby zadowolona z mojego niezadowolenia. Szacunek do kobiet był niezwykle męczący.
                Wkrótce grupa idąca na siłownie wyszła z jadalni, zostawiając mnie, Towarzysza Mycrofta, Towarzysza Alana, Towarzysza Oliviera, Towarzysza Ethana, Towarzyszkę Julie Towarzyszkę Audrey, której siłownia mogła się przydać, Towarzyszkę Wendy oraz Towarzyszkę Agathę. Reszta się rozeszła do pokojów i na trening. Chciałem też powoli pójść do pokoju i jeszcze trochę poczytać przed snem, ale gdy tylko wstałem to do jadalni wpadł Towarzysz Maks.
- Znalazłem! Udało mi się! - tak podekscytowanego go jeszcze nie widziałem. Pokuśtykał do nas i rzucił na stół zwinięty w rulon kawałek papieru.
- Co to jest? - zapytał Towarzysz Alan.
- Plan! Nie aktualny, ale możemy zobaczyć jak wyglądał ten budynek kiedyś - ucieszył się i rozwinął go drżącymi dłońmi. Wszyscy zbliżyli się i zebrali w okrąg. Patrzyliśmy na bardzo stary dokument, lekko podniszczony i wytarty. Nie trzeba było specjalnie się wysilać, żeby zauważyć zarys budynku, który przypominał literkę "H". Dwa skrzydła, które zwiedzaliśmy musiały być dwoma kolumnami pięter. Po środku widać było niedużą kładkę, prawdopodobnie kwadrat mieszkalny, w którym byliśmy.
- W sumie dużo nam to nie mówi - zauważyła Towarzyszka Julia - Ale dobrze mieć w głowie zarys.
- Ktoś mógłby to przerysować i nanieść piętra, które już znamy. Przynajmniej będziemy wiedzieli, gdzie co jest - zaproponował Towarzysz Alan przyglądając się mapie.
- Szkoda, że nie ma zaznaczonej ilości pięter - westchnął towarzysz Mycroft.
- Ale wiemy, że hotel jest symetryczny – zauważyła Towarzyszka Cecily. Ta informacja mnie ucieszyła.
- Ciekawe czy jest miejsce, gdzie będziemy mogli to przekserować – zastanowił się Towarzysz Maks chwytając za fedorę.
- Gdzie ją znalazłeś? Mamy parę cennych informacji i możliwe, że jesteśmy na dobrym tropie – zapytała Towarzyszka Julia.
- Jak się okazuje, głęboko w czytelni jest dział z zwiniętymi mapami, planami i innymi rozrysowanymi rzeczami. Tam mi wpadło to w oko, a że jest tu napisane „Peccatorum” to od razu to skojarzyłem.
- Teraz będziesz musiał się skupić na czymś innym – zaczęła Towarzyszka Julia.
- Hmm? – zaciekawił się.
- To miejsce to Instytut Badawczy Odnowy Komórkowej profesora Alberto Sora. Szukaj informacji o nim jak i o miejscu, które się tak nazywa – poprosił Towarzysz Alan.
- Skąd macie takie informacje?!
- Znaleźliśmy fakturę. Tym razem nie wygląda to na ślepy trop, tylko na realną szansę – włączył się Towarzysz Mycroft.
- Cholera jasna… to naprawdę konkretny trop. Muszę wiedzieć o czymś więcej? – zapytał.
- Druga grupa nie znalazła nic ciekawszego niż to. Aaron bada pracownię informatyczną i też będzie szukał tych dwóch konkretnych rzeczy – powiedziała Towarzyszka Wendy.
- Okej. Dobra. Lecę do czytelni, wiem gdzie można czegoś poszukać! Weźcie ten plan i spróbujcie go jakoś odtworzyć – zostawił plan na stole, okręcił się na pięcie i wyszedł z jadalni.
- Jak chcecie to z chęcią go wezmę i przerysuje. To nie pierwszy plan, który mam w rękach – w mojej głowie zabrzmiało to nieco sprośnie, ale zachowałem należytą powagę. Towarzysze wyrazili zgodę więc również nie robiłem problemu. Usiadłem jednak i zastanowiłem się nad tym, co zobaczyłem. Hotel miał jeszcze sporo niewiadomych. Chciałem odkryć ich jak najwięcej, póki jeszcze mogłem. Starałem się też mimo mojej ogólnej ignorancji obserwować pozostałych Towarzyszy. Nikt nie wyglądał na chcącego zabić, ale w Raphaelu też nie widziałem tej woli. Teraz jednak sporo mogło się zmienić. Kolejne informacje zawsze zmieniały postać rzeczy.
                Z rozmyślań wyrwały mnie krzyki. Ocknąłem się i spojrzałem na stojącego i oddychającego ciężko Towarzysza Mycrofta. Tuż obok niego stała Towarzyszka Wendy. Grupa obserwowała.
- Udowodnię ci, że jesteś dla mnie ważna i zrobię coś dobrego dla grupy – krzyknął w stronę Towarzyszki Wendy.
- Po prostu daj już sobie spokój. Nie chcę już na ciebie tracić nerwów. Zacznij się zachowywać jak facet i wracajmy do pokoju – poprosiła go.
- Udowodnię wam wszystkim – powiedział i wybiegł z jadalni. W tym momencie w mojej głowie zagrała rosyjska pieśń ludowa. Zawsze się tak działo jak miało się stać coś złego. Podniosłem się bez wahania ufając mojemu instynktowi i wyłączając jak najbardziej ból nóg, po czym wyleciałem z jadalni na korytarz, nie mówiąc niczego nikomu. Na korytarzu nie widziałem Towarzysza Hakera. Słyszałem, że wołają mnie, ale trzasnąłem tylko drzwiami i puściłem się biegiem. Ruszyłem do recepcji, gdzie zauważyłem Towarzysza Lokaja.
- Widzieliście gdzie pobiegł Towarzysz Mycroft? – zapytałem.
- Pobiegł do wind – wskazał palcem klatkę schodową.
- Tyle to wiem i ja, ale gdzie dalej?
- Nie mam pojęcia. Czy coś się stało panie Iwaszow?
                Rzuciłem mu krótką wiązanką i ruszyłem na klatkę schodową. Gdzie mógł udowodnić swoją męskość taki patyk jak on? Właściwie każde z nowych pomieszczeń pasowało. W Pubie mógł pokazać silną głowę, w pracowni umiejętności pracy na ustrojstwach, na siłowni wytrzymałość, a na deptaku… Palnąłem się w łeb. Już wiedziałem gdzie go szukać. Prawa winda zniknęła, więc wsiadłem do lewej i przycisnąłem przycisk odsyłający mnie na deptak. Wysiadłem i przeszedłem przez klatkę schodową. Park wyglądał ciekawie. Byłem tu po raz pierwszy, ale ścieżka i wcześniejszy opis jasno wskazywały mi drogę. Było dosyć ciemno. Latarnie oświetlały pobliskie drzewa i rzucały złowieszcze cienie. Ja nie wiedziałem jednak, czym jest strach. Ruszyłem przed siebie. Szum był słyszalny z daleka, więc wiedziałem dokładnie, dokąd idę. Kamienie ze ścieżki zgrzytały pod moim butami. Usłyszałem grzmot. Jeżeli to pomieszczenie było sztuczne, to zrobili kawał naprawdę solidnej roboty. To był jednak moment, w którym nie mogłem się skupiać na pierdołach. Musiałem dać z siebie wszystko. Wewnętrznie przekręciłem pokrętło w mojej głowie i przyspieszyłem.
                Przemknąłem niczym wiatr przy fontannie przedstawiającej czterech jeźdźców apokalipsy. Nie zwróciłem na nich większej uwagi. Kolejny grzmot rozjaśnił okolicę. Towarzysze mówili o słonecznej pogodzie, ale widziałem, że ta jest zmienna. Park z kolei rzeczywiście otaczał całość z lewej i prawej strony, zamykając ścieżkę i opatulając ją z obu stron. Kłębiły się we mnie myśli. Troszkę zacząłem się obawiać. Najbardziej zastanawiało mnie to jak Towarzysz Mycroft mógł być aż o tyle do przodu, że nawet go nie widziałem. Wyszedłem na plaże, gdzie wiatr i deszcz zarywały ze zdwojoną siłą. Zobaczyłem go w resztkach światła, jakie rzucało zasłonięte za ciemnymi chmurami słońce. Czupryna wynurzająca się i zanurzająca paręnaście metrów od brzegu. Zakląłem wyjątkowo paskudnie, nawet jak na mnie. Zrzuciłem buty i pobiegłem przed siebie. Stopy po cichu podziękowały za kojąco zimno piasku. Woda rytmicznie je zalewała, odświeżając.
- Towarzyszu! – wrzasnąłem, ale nie usłyszał mnie, bądź też nie chciał usłyszeć.
                Zanurzyłem się. Woda była chłodna, ale zdecydowanie znośna. Zacząłem płynąć. Musiałem dogonić kogoś, kto był spory kawałek przede mną, walczyć z coraz większymi falami, a potem wrócić do brzegu. Brzmiało ciężko. Mój żołądek wydawał się szaleć po obiedzie. Zignorowałem ten fakt i poruszałem się do przodu. Byłem z pewnością szybszy od Mycrofta, ale jego przewaga wciąż zostawiała go kawałek przede mną. Woda wpadała mi do uszu i do nosa. Usta spierzchły, a mięśnie rąk paliły, ale płynęliśmy. Odwróciłem się i zobaczyłem, że na brzegu stoją jakieś postacie. Odpłynęliśmy jednak na tyle daleko, że nie dało się ocenić, kto to właściwie był. Czekali na gotowe. Postarałem się znowu przyspieszyć, ale poczułem pierwsze oznaki opadania z sił. Żywioł był bezlitosny. Fale starały się mnie zepchnąć w stronę brzegu. Płynęliśmy dalej. Towarzysz Mycroft dryfował zaledwie parę metrów ode mnie.
- Głupcze – krzyknąłem pomijając tytuły grzecznościowe. Zalewająca woda i kłucie w płucach ograniczały możliwości – Zawróć póki mamy siły.
- Dopłynę do końca… albo zginę próbując – wycharczał.
                Przybliżyłem się do celu, ale nagle w oczy rzuciło mi się coś zupełnie innego. Morze przed nami zrobiło się bardziej płaskie i cyfrowe. Patrzyłem na ekran. To pomieszczenie rzeczywiście było tylko przygotowanym piętrem, a my dopłynęliśmy do jego końca. Towarzysz Mycroft uderzył dłonią w ekran parę razy. Następnie odwrócił się, uśmiechnął i jego oczy się zamknęły. Zaczął upadać w dół, w ciemną otchłań. Zakląłem pod nosem. Wziąłem głęboki wdech i zanurkowałem. Ciśnienie wraz z chłodem zaczęło bardzo szybko gnieść mnie i przeszkadzać, ale Towarzysz bezwładnie opadał niżej, a ja z każdym momentem przyspieszałem. W końcu dopadłem go i chwyciłem najmocniej jak potrafiłem. Czułem się bardzo słabo. Mimo to zaparłem się i zacząłem powoli płynąć ku górze. Robiło mi się ciemno przed oczami. Powierzchnia była jednak coraz bliżej, a Towarzysz Mycroft był coraz cięższy.
                Nabrałem powietrza, desperacko łapiąc oddech. Ledwo trzymałem się o siłach, ale wypłynąłem i trzymałem niedbale ręką mojego Towarzysza. Nie dopłynę do brzegu, pomyślałem, a następnie straciłem przytomność.

*

Odzyskałem ją dopiero na plaży. Czułem się beznadziejnie i  z pierwsze sekundy kaszlałem, pozbywając się resztki wody z płuc. Spojrzałem mętnym wzrokiem na stojące przy mnie postacie. Byli to Towarzysz Lokaj oraz Towarzyszka Wendy. Obok leżał Towarzysz Mycroft.
- Czy on…? – zapytałem.
- Żyje. Uratowałeś mu życie, a ja wyłowiłem waszą dwójkę – powiedział Towarzysz Lokaj. Spojrzałem na Wendy, która wyglądała na załamaną. Głupia pizda, pomyślałem wstając powoli.
- Wiecie, że przez wasze durne, babskie foszki, prawie zginęliśmy Towarzyszko Wendy? – wyprostowałem się i znowu zakaszlałem. Czułem jakby całe płuca mnie swędziały. Gniew we mnie narastał. Chciałem się z powstrzymać, naprawdę próbowałem.– Jeżeli masz ochotę udawać niezależną to sobie to rób, ale nie ryzykuj życia ludzkiego ty samolubna szmato.
- Ale… - zaczęła, ale głos się jej załamał.
- Spójrz na niego! – wrzasnąłem wskazując bladego i ledwo żywego Towarzysza Mycrofta – Jeżeli coś do niego czujecie… ech. Po prostu weźcie się w garść – gniew ustąpił miejsca zmęczeniu. Nie miałem jednak siły na nią krzyczeć.
- Przepraszam – zalała się łzami i wpadła mi w ramiona. Szlochała głośno, z trudem łapiąc oddech. Zasłużyła na mój gniew. Ja zasłużyłem na to, żeby być złym…


------------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
- Patroni z niższego progu

Komentarze

  1. Uwielbiam Rewa.

    Ten rozdział uczynił, że stał się on bodaj moją póki co ulubioną postacią w Peccu. Jego poczucie humoru, komentarze w punkt, ale też zaskakująco tajemnicza historia z "misją", a w dodatku też shipuje Aarona i Mycrofta. Jak tu go nie lubić?

    Dużo się stało w tym rozdziale. Podoba mi się to, że historia nabiera rumieńców. Dowiedzieliśmy się więcej o samym hotelu, co zawsze jest całkiem ciekawym aspektem, a w dodatku kilka postaci dostało sporo developmentu. Mycroft odstawił Romea dla Wendy, a Rew musiał go uratować, sam Rew zrekrutował Yamę do Partii (Wielki Wódz Rewolwerow i Sekretarz Yamaraja Ellis, brzmi nieźle), Cecily też miała trochę do powiedzenia, co mi się podoba, tak samo jak jej relacja z Jacobem - ciekawe, co z tego wyniknie.

    Epizod zapowiada się obiecująco i na razie podoba mi się bardziej niż pierwszy, choć wiem, że to dopiero jego początek. Mimo to, czekam na więcej i liczę na więcej rozdziałów z perspektywy Komunisty w przyszłości :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że droga Rewa od kontrowersyjnego wyboru w castingu, aż do postaci przez wielu uwielbianej i ogólnie przyjemnej do prowadzenia potwornie mnie satysfakcjonuje ^^ Cieszę się, że byłem w stanie Wam pokazać, że Rew jest kimś, z kogo można zbudować ciekawą, wielowątkową postać :D Myślę, że ten epizod jest po prostu lepszy od pierwszego. Ciekawe perspektywy w rozdziałach, mocne zabiegi fabularne i naprawdę solidny (według mnie) proces - wszystko powinno się Wam naprawdę mocno spodobać. Mam nadzieję, że da się odczuć, że inne postacie grają główne skrzypce ^^ A akurat Cecily i Jacob to asy wywiadu, które póki co zrobiły najwięcej na procesie, więc ich relacje też buduje mi się super :D
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. 172. Słowo "Towarzysz" w każdej odmianie padło w rozdziale [wliczając w to tytuł] 172 razy.
    Powiem szczerze, że czuję się, jakby ktoś mi zrobił pranie mózgu. Klimaty Rewa są dla mnie po prostu tak obce, że równie dobrze mogłabym zrobić to co on i pozamieniać większość słów na coś innego xD Może.. "rozkosznie"? ♥
    Rozdział mimo tego co napisałam wyżej bardzo mi się podobał. Byłam pozytywnie zaskoczona tym, jak dobrze mi się czytało perspektywę Komunisty i jak świetnie się przy tym bawiłam xD Za samo shipowanie Aarona i Mycrofta Rew wskoczył w moim rankingu w górę. Rety, ta scena była boska ♥ "To musi być m-miłość.." ♥
    Kolejne piętra wydają się ciekawe, szczególnie, że Goście znajdują kolejne sposoby, żeby się ze sobą zaprzyjaźnić. Pomysł Cecily jest świetny i w końcu zaczynam ją lubić. W tym epizodzie, tak jak i inne postacie, jest bardziej obecna i bardzo mnie to cieszy ^^
    Co do sceny na plaży muszę przyznać, że Rew był epicki. Moment, kiedy Mycroft dopłynął do końca skojarzył mi się z egzekucją Kirumi z Ronpy v5, kiedy po pokonaniu tylu przeszkód dotarła do zwykłego rysunku. To było tak chamskie, a uśmiech Hakera tak smutny.. Ale podobało mi się bardzo ♥
    Rozdział był po prostu cudowny ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu padłbym jakbym musiał 172 razy przeczytać słowo "rozkosznie" xD Widzę, że ship się podoba, ale cieszę się, że pomimo zagmatwania rozdział sie podobał i sprawił, że Rew jest bardziej lubiany :D
      Cecily w końcu zaczyna do siebie przekonywać? Super :D Nowe piętra są takie dzikie i pokazują jak niespotykanym miejscem jest hotel.
      W sumie to było jak z Kirumi rzeczywiście ^^ Chciałem pokazać, że pomimo "super-śmiesznego" rozdziału, tak naprawdę to nie jest zabawne i realia się nie zmieniają - to jest zabójcza gra i każdy walczy o życie.

      Bardzo się cieszę, że się podobało i dziękuje za komentarz!

      Usuń
  3. Kurde perspektywa Rewa no nie spodziewałem się ale naprawdę mi się podobała.
    Poczułem taką dozę humoru, co niewątpliwie wiele osób przekonało do Komunisty. Co prawda Rewa nigdy nie będzie moją ulubioną postacią ale nie mogę tego mu zabrać, że to świetny Towarzysz.
    Moje serduszko się krają za oplucie Elizki ale nie ukrywam to była świetna scena. Scena która mnie najbardziej rozśmieszyła odbyła się w pracowni komputerowej "Kaput to szansa" poprostu piękne xD.
    Aaron x Carmen niech to będzie prawda xD
    Co do Wendy mam strasznie złe zdanie o niej i z każdym rozdziałem jest coraz gorzej liczę na jej deda w tym rozdziale. Scena z płynięciem nie do opisania, ale coś tak czułem że to tylko iluzja i nie wypóścicie ich na świeżę powietrze. Cecily mnie nie przekonuje ale jest normalna. Moja głowa skupia się na farmaceutce i coś czuję że to moja głowa więcej wmawia że cuś jejej się stanie.
    I najpiękniejsze Rew 2.0 Yamaraiia jak ja kocham ten motyw miałem nadzieje że zwerbuje także Alana bo mi tam on pasuje xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałem się bardzo, żeby połączyć specyficzny charakter Rewa z tym, że mimo wszystko jest on poważną postacią. Widzę, że mamy zwolennika Aaron x Carmen, w sumie dobrze, ale czy ship się rozwinie z specyficznym podejściem do kobiet Aarona - zobaczymy.
      Wendy ściga się z Alice o miano tej najgorszej. Scena z płynięciem w sumie została dodana już po planowaniu jak pisałem. Tak bardzo chciałem, żeby tez rozdział jak i Rew nie zostali odebrani jako zwykłe "śmieszki" tylko coś poważnego, że wymyśliłem ten motyw i nie żałuję, bo myślę, że był przydatny i nadał masę głębi ^^
      Już widzę ten fanfic komunistyczny z Rewem i dwoma sekretarzami stanu - Yamą oraz Alanem xD

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  4. Czytając ten rozdział wyobraziłem sobie Alice jak na szybko w pokoju czyta te 54 tomy wielkiego Wodza, żeby mieć wspólny temat z komunistą xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, w końcu tak zrobiłaby prawdziwa przyjaciółka ^^

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  5. Rew stał się bohaterem ludu, i to fakt. Mnie też kupił swoją perspektywą, aczkolwiek wciąż preferuję kilka innych postaci od niego, nawet jeśli Komunista znajduje się bardzo wysoko w moim rankingu ulubionych postaci.
    Scena ignorowania Elizabeth na zawsze w moim sercu <3.
    Odnośnie Lokaja to wygląda na to, że Lokaj wydaje się byc po stronie Neri i Bobra, ale również po stronie gości, patrząc na to, że dba o to, aby żaden z gości nie umarł choćby pływając, póki to nie koliduje z planem mordercy i jeszcze jedną rzeczą. Papier, o który Lokaj prosił zdaje się być po prostu wymówką, aby pomóc reszcie postaci, szczególnie patrząc na to, iż białowłosy zdaje się być zbyć idealny, aby popełniać aż tyle błędów - tę fakturę prawdopodobnie sam podrzucił specjalnie. I teraz pytanie, czy Lokaj jest kimś z rodziny tego Alberto Sory? Może jego klonem? Nie mam jeszcze pojęcia.
    Meh, czo ta Wendy to ja nawet nie XD. Niestety, ale spory downgrade przechodzi ta postać ;/. Mam nadzieję, że nie za długo potrwa to, że aktualnie jej główną cechą charakteru jest ,, Dupa Mycrofta, z którym się kłóci o byle gówno ". Szkoda.
    Mycroft wydaje się być zbyt lekkomyślny, aczkolwiek tego można było się od niego spodziewać - odwalił przy tym jakiegoś bohatera romantycznego, co było dla mnie całkiem dziwną rzeczą do przełknięcia, bo byłem przekonany, że aż takiego idiotyzmu nie odwali. Cóż, przynajmniej wiadomo teraz, że nie ma już oczywistej ucieczki z tego hotelu, nie licząc morderstw.
    Yama i jego scenka z Cecily (i Rewem), woohoo! Całkiem, całkiem mi się podobała ta scenka, bo zwyczajnie trochę więcej pokazała z charakteru Yamy. Czekam, aż się to rozwinie!
    AlanxJulia brzmi dla mnie jak prawdopodobnie mój ulubiony ship, więc nie mogę się doczekać jego rozwinięcia (byłem przekonany, że Elizabeth będzie zazdrosna o Alana XD).
    Aaron też całkiem wydaje się pasować do Carmen, która potrafi uspokoić takiego człowieka jak on, a to raczej spory wyczyn - być może będzie mu przypominać jego dawną dziewoję, co będzie trudne dla Informatyka.
    Ah, i Rew dobrze wie o kanoniczności shipu AaronxMycroft. Mądry chłop.
    Nie wiem czy nie zainteresować się napisaniem komunistycznego fanfika, może go nie przerżnę XD
    Komunistyczna Partia Hotelu ,, Peccatorum " brzmi jak partia, do której chcę dołączyć. Gdzie mogę się zapisać? <3
    A tak na końcu tylko spytam, jest może jakaś szansa na jakikolwiek art z Pecca do sylwestra?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie opóźniony komentarz, ale cóż, akurat był wyjazd i musiały mi się gdzieś schować te komentarze D:
      To w sumie nawet dobrze, że Rew nie jest na szczycie, jest to mimo wszystko postać, która musi od siebie trochę odrzucał. Lokaj ma to do siebie, że każda jego akcja może być oceniana z dwóch perspektyw - 1. "Zrobił to specjalnie, żeby pomóc gościom" 2. "Rzeczywiście popełnił błąd, ale wciąż chcę dać z tego błędu coś gościom".
      Mycroft to taki typowy podbijacz kobiecych serc, który w końcu naprawdę się zakochał i jeszcze nie do końca wie jak to działa.
      Elizabeth i Alan wbrew pozorom to tylko platoniczna relacja, przynajmniej póki co ^^ Rew jest po prostu głosem ludu xDD
      Zapisy oczywiście przy recepcji Panie Ellis.
      Co do artów, jak mówiła Neri, można się będzie ich spodziewać, ale dopiero w nowym roku

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  6. Świetny rozdział, bardzo podobała mi się jego perspektywa. W momencie kiedy Rew mówił o miłości Aarona i Mycrofta to koledzy musieli się tym zainteresować. Teraz myślą że ja jakieś opowiadanie yaoi czytam XD.
    Podobały mi się moment w których każda wskazówka przybliża ich do znaleźcia odpowiedzi gdzie się znajdują np. faktura lub mapa. Ciekawi mnie to jaka wskazówkę przygotował dla nich Lokaj. Jeden z zabawniejszych rozdziałów Oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zarówno fabularnie jak i humorystycznie trzyma poziom rozdział!

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  7. W końcu skończyłem własną robotę, więc nareszcie mogę się w spokoju zająć nadrabianiem Pecca. :D Trochę mnie tu nie było, więc czas się rozkręcić od nowa.
    Zaczynając od osoby, której perspektywa pojawiła się w tym rozdziale, muszę przyznać, że bez problemów widać kto stworzył tą postać xD. Bez urazy dla obu Rewolwerowów, wiele łączy twórcę i dzieło i jak dla mnie, równie ciężko czyta mi się ich wypowiedzi (choć czy to aby na pewno jest minus?), ale to nie jest najważniejsze…
    W każdym razie, czytając zwróciłem największą uwagę na co chwilę powtarzające się słowo ‘towarzysz’. Chyba za każdym razem jak wspomniany był ktoś inny, było ‘towarzysz’ taki lub ‘towarzyszka’ taka, a szczytem tego było jak grupa idąca na siłownię wyszła z jadalni. Wtedy poszła taka wiązanka towarzyszy, że po prostu… To można było jakoś inaczej rozwiązać w sposób bardziej przyjazny dla oczu czytelnika, zwłaszcza w wyżej wymienionej przeze mnie scenie. Coś w stylu „Towarzyszów (imiona) i Towarzyszki (imiona)”. Oczywiście, jest to jedna z cech charakterystycznych tej postaci, ale dla takich bardziej czepliwych osób jak ja, którzy oceniają to co przeczytają przez to co tekst sobą niesie, a nie sentymentem do twórcy, takie nadużywanie Towarzyszów może być na prawdę męczące i jestem pewny, da się ograniczyć to bez poświęcania przy tym charakteru postaci.
    Drugą rzeczą jest słowo ‘kaput’. Z tego co wiem pochodzi ono z języka niemieckiego, więc pytanie, czy rosyjski komunista może być usprawiedliwiony używając go? Może jest to jakoś związane z jego historią albo z faktem, że pomimo mojej nieświadomości kaput także przeszło do rosyjskiego? To słowo poniekąd istnieje też w angielskim, więc sam już nie wiem… Nie mówiąc już o tym, że Towarzysz GREKy mógł przeoczyć to też w rozdziale. Jednak stwierdziłem, że wspomnę o tym z czystej ciekawości.
    Teraz trochę pozytywniejszych akcentów. Ciekawie się zapowiada to, że Rewolwerow ma misję związaną z przybyciem do hotelu. Choć pewnie było to już wspomniane w prologu, którego oczywiście nadal sobie nie przypomniałem, a planuję to zrobić o dobrych 2 miesięcy, mamy już dzięki temu co najmniej 2 osobę, która wie coś więcej na temat tego co się tam dzieje i coś czuję, może dojść do konfrontacji, jeśli cel Rewolwerowa będzie przeciwstawny z tym co planuje detektyw, to jest, jeśli coś faktycznie planuje. :)
    A i jeszcze ciekawy cytat: „Jeden towarzysz powiedziałby wam tak, drugi powiedziałby wam nie, ale ja myślę, że tak by było.” Nie wiem jakim cudem, ale lekko rozbawiło mnie to ;)
    Dobra, to byłoby wszystko. Z góry przepraszam za swój język dzisiaj, ale nie wiem czy tylko mi się tak zdaje, czy przez te święta stałem się jeszcze bardziej zgryźliwym dziadem niż byłem wcześniej i przez to czuję, że pisząc ten komentarz, niezamierzenie obraziłem lub chociaż lekko skrytykowałem wszystkich kogo się tylko dało :/. Co oczywiście nie było moim celem. W każdym razie, zanim pogrążę się jeszcze bardziej, urywam i do zobaczenia najprawdopodobniej jutro w sekcji komentarzy następnego rozdziału. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj, wbrew pozorom zdecydowałem się na to celowo, żeby pokazać pewien absurd postaci. Może ten absurd poszedł o krok za daleko, ale miałem szaloną radochę z wypisywania rzędu "Towarzyszy i Towarzyszek", po prostu czułem się jakbym na chwilę wchodził w to nie do końca wysportowane (oprócz wyrobionych nóg) ciało Komunisty ;D Oczywiście jakbym podchodził bardziej na poważnie to myślę, że bym się zdecydował na zaproponowany przez Ciebie zabieg, bo brzmi najbardziej rozsądnie.
      O widzisz, a kaput mi się zawsze z Rosją kojarzyło :O Tak czy siak, można tam byłoby wkleić tak naprawdę inne słowo, a Rew był agentem działającym na wielu frontach, więc myślę, że Niemiecki też znał jako "język wroga".
      Tak, w prologu dwie osoby (Jacob i Rew) dały znać, że wiedzą coś więcej. Oczywiście nie jest to wiedza nie wiadomo jaka, ale obiecuję, że oba motywy zostaną przedstawione i z pewnością o nich nie zapomniałem ^^ Jak widać mądrości Rewa uczą i bawią ^^
      Nie ma sprawy, mimo wszystko każdą krytykę i całą resztą staram się na swój sposób bronić lub też przyznawać do błędu, ale co najważniejsze - wyciągać naukę. Po tym komentarzu wiem chociażby, że kaput to raczej niemiecki niż rosyjski wyraz :D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń

Prześlij komentarz