Epizod II - Rozdział 13: Kawałek papieru (Julia Mayer)

Rozdział 13: Kawałek papieru (Julia Mayer)

Kolejny rozdział drugiego epizodu, tym razem z perspektywy Ultimate Brzuchomówczyni. Przeszukiwania czas powoli zacząć i to od naprawdę ciekawych pomieszczeń... Zapraszamy Was do lektury, mamy nadzieję, że rozdział się Wam spodoba :D Po przeczytaniu zapraszam do komentarzy oraz na Discorda projektu!

------------------------------------------------------------------

                Karty dostępu, pomyślałam. Cztery nowe piętra, które mogliśmy zbadać. Siłownia, pracownia informatyczna czy pub brzmiały w miarę normalnie, ale nie mogłam sobie wyobrazić, jak będzie wyglądał deptak. Grupa patrzyła na karty, jakby pierwszy raz w życiu widziała prostokątny i nieduży obiekt. Detektyw wyciągnął je, a Maks zostawił teczkę na stole, wśród ksiąg.
- No to wygląda na to, że nagrodą są kolejne piętra - powiedział Alan.
- To okrutne - zauważyła z wyrzutem Agatha.
- Co więcej jak spojrzycie ile osób zginęło i ile dostaliśmy kart to dochodzimy do kalkulacji, że za każde życie dostajemy dwa nowe piętra - powiedział Jacob.
- Myślicie, że pięter jest tyle, żeby za każdego z nas otworzyły się dwa? - zastanowiła się Carmen. To była całkiem dobra logika, chociaż wydawało mi się, że jest jednak jakiś limit. To nie miałoby sensu, żeby cały hotel był dostępny tylko dla ostatniej osoby, która wygra grę i opuści go mimo wszystko.
- Nie wydaje mi się. To byłoby strasznie głupie, żeby ostatni ocalały mógł poruszać się po całym hotelu, gdy według zasad będzie go mógł opuścić - Maks brzmiał jakby wyjął myśl z mojej głowy i ubrał ją w bardziej składne słowa.
- Ale pewnie z trzydzieści pięter będzie. To ciekawe, naprawdę ciekawe - Jacob wydawał się powoli odpływać do swojego świata. Bawiło mnie to jak wczuwa się w analizy, ale musiałam przyznać, że radził sobie dobrze. Gdybym zmieniła swoje podejście to pewnie byłabym przydatną osobą w grupie, ale póki nie musiałam, wolałam się nie wychylać.
- Czyli im nas mniej, tym więcej mamy miejsca. Ciekawy paradoks - zauważył Yama.
- Właściwie to nie jest do końca paradoks. Spójrzcie na ziemię, która będzie pustoszała przez ten tajemniczy wirus - Samfu miał typowy dla siebie głos, gdy chciał nastraszyć i zdenerwować grupę. Był inteligentnym gościem, ale zdecydowanie nie wykorzystywał swoich możliwości żeby pomóc, tylko żeby namieszać - Im nas mniej tym więcej miejsca. To prawie poetyckie.
- Zamknij się - warknęła Sandra.
- Już, już, przepraszam - odpowiedział.
- Musimy podejść do windy i spróbować aktywować te karty, a potem wszystko przeszukać. Może w końcu dowiemy się czegoś ciekawego - w głosie Jacoba słychać było determinację, której mi brakowało. W głębi duszy chciałam im wszystkim pomóc, ale było to schowane za wysoką ścianą, którą mało co mogło przebić.
- Ale ostatecznie ogłoszenie nie było takie złe. W końcu nic się nie stało - pocieszyła Audrey.
- Wszystko, co się miało stać, już się stało - zauważyła ze smutkiem Carmen.
                Robertson zabrał karty dostępu do kieszeni.
- Dobra, chodźcie. Znowu podzielimy się na dwie grupy podczas przeszukiwań - powiedział.
- Ja od razu się odłączę. Jestem na tropie, więc zostanę tutaj. Wpadnę potem do jadalni, tylko powiedzcie, o której - poprosił Maks.
- Osiemnasta - zarządził Jacob - Żeby spokojnie zbadać wszystkie nowe pomieszczenia.
- Dobra. Powodzenia - rzucił Maks i podszedł do krzesła, odsuwając parę opasłych tomów. Wyglądał nieco przerażająco, długa biało-czarna postać z kapeluszem, nad stosem książek w półmroku, jaki panował w czytelni. Pracował tylko przy jednej lampce, a lampy biblioteczne, były rozstawione, co półkę w labiryncie książek, pozostawiając strefę czytelniczą nieco słabiej oświetloną.
- Ja też się odłączę - ogłosiła Elizabeth -Siłownia brzmi jak miejsce, gdzie można znaleźć suplementy. Zobaczę, czy znajdę tam coś przydatnego lub niebezpiecznego, tak na wszelki wypadek.
- Może pójdę... - zaczął Alan.
- Dam sobie radę sama. Poczekam przy windzie. - ucięła i ruszyła w stronę drzwi. Zobaczyłam rezygnację na twarzy Alana, ale zauważyłam od samego początku, że byli tu zarówno ludzie, którzy byli bardzo mili, jak i ci cyniczni, zimni i chamscy. Ja zaliczałam się do tej drugiej grupy i wyglądało na to, że Elizabeth również. Mało, kto wiedział, że my naprawdę nie czuliśmy hamulców mówiąc różne rzeczy. Waliliśmy prosto z mostu i tego się trzymaliśmy.
                Krótko po Elizabeth wyszliśmy my. Rzeczywiście czekała na nas przy recepcji. Jacob podszedł i przywołał jedną z kabin, która natychmiast otworzyła przed nami drzwi. Cała grupa weszła do środka i obserwowała z zaciekawieniem jak Jacob używa tego samego czytnika, co wcześniej Lokaj. Przesunięciu każdej z kart towarzyszył donośny dźwięk i błysk aktywacji kolejnego przycisku.
- W drugiej windzie też się zapaliły – poinformował nas Ethan.
- Dobrze, obawiałem się, że będziemy musieli dostosowywać windy, do danych tras – odetchnął Jacob.
Spojrzałam na wnętrze windy i nowe pomieszczenia. Nie wiedziałam, czego się spodziewać i wciąż bardzo interesował mnie deptak. Nie lubiłam dużo chodzić, ale ta okazja wydawała się być prawie, że idealna do złapania odrobiny powietrza, którego momentami brakowało w hotelowych korytarzach. Pozostała część grupy wydawała się bardzo poruszona tym, co się działo, co mnie cieszyło, bo wiedziałam, że skupią się na wykonaniu roboty i nie trzeba będzie za dużo robić, poza zwiedzaniem i wyciąganiem wniosków na własną rękę.
- Myślę, że znowu musimy podzielić się na dwie grupy. Tak jak mówiłem Maksowi, możemy przeszukiwać do osiemnastej, mamy na to niecałe sześć godzin, więc czasu powinno wystarczyć – Jacob spojrzał na konsolę.
- Czasu starczyłoby na zestarzenie się w tych pomieszczeniach – rzucił Samfu.
- Ja poczekam na was w siłowni – Elizabeth wskoczyła do windy i zniknęła za kratą i drzwiami.
- Typowa farmaceutka, już poleciała do prochów – zaśmiała się Alice. Nie lubiłam sprowadzać ludzi do talentów, było to płytkie i mylące. Poza tym, nie zwracałam na to aż tak uwagi, co prawda niektóre osoby były bardzo interesujące, ale nie zmieniało to mojego nastawienia.
- Po prostu chcę się upewnić, że nic złego się nie stanie – Alan stanął w jej obronie, jak zawsze.
- Albo schować ciekawsze trucizny, żeby nas potem pozabijać – sprowokował Samfu.
- Dałbyś sobie spokój z tymi podejrzeniami – poprosiła Audrey – Bawi cię to?
- On po prostu chce nas wystraszyć – Carmen spojrzała na niego z grymasem – To cierń.
- Marnujemy czas – przypomniał Yama.
- Dobra. Chciałbym sprawdzić salę informatyczną, bo brzmi ciekawie. Wiem, że jest dwóch panów, którzy mogą się tam przydać, ale w życiu nie będą ze sobą współpracować. Kto z was chce iść ze mną? – Robertson spojrzał na Mycrofta i Aarona. Nie przepadałem za tym pierwszym, a drugi był ciężkim człowiekiem, ale miał w sobie to coś, co sprawiało, że lubiłam go, a przynajmniej akceptowałam. Wywalczył zresztą to, żeby Elizabeth otworzyła przychodnię, co było najlepszym, co mogło spotkać to miejsce. Musiałam się tam przejść, bo czułam się momentami wyjątkowo zmęczona. Nie chciałam żeby słabość wpłynęła na mój osąd, a właśnie do tego dążyła ignorowanie pierwszych symptomów.
- Oddam tą przyjemność mojemu ulubionemu rywalowi Aaronowi – zapowiedział Mycroft i ukłonił się widowiskowo. Spotkało się to ze sporym zdziwieniem. Ta dwójka zawsze sobie dogryzała. Dlaczego jeden i to ten głośniejszy, nagle po prostu odpuścił, tak ważną kwestię? Zaciekawiło mnie to.
- Tak po prostu się poddajesz? - Aaron też nie mógł za bardzo w to uwierzyć i patrzył podejrzliwie na chłopaka, który szczerzył się pokazując rząd białych zębów.
- Wkurzyłem się jak nie wyszło mi wcześniej, zobaczymy jak pójdzie tobie. Może będziesz mógł coś zrobić.
- Naprawdę bawisz się rywalizację? Teraz, kiedy może pojawić się kolejna szansa na ucieczkę? - zapytała Audrey.
- Odwalcie się od niego - Wendy wyszła przed Mycrofta z groźną miną. Widać było, że coś pomiędzy nimi iskrzyło, chociaż po tym jak kleił się z rana do Alice, myślałam, że ten epizod jest już zamknięty. Z tego, co zauważyłam mieszkali razem, bo z rana wychodzili z tego samego pokoju.
- Dobra, zajmę się tym, nie musimy się o to kłócić - skończył Aaron.
- Czyli ja i Aaron. Ktoś jeszcze? - podsumował Jacob - Dobrze by było podzielić się na dwa równe zespoły, żebyśmy przeszukiwali z podobną skutecznością. Po... dziewięć osób na grupę?
- My pójdziemy - powiedziała Carmen w imieniu swoim, Oliviera i Agathy. Podobało mi się to jak opiekują się tajemniczym białowłosym. Wydawał się być mocno niestabilny, a przy nich czuł się lepiej, nawet się uśmiechał.
- Dopiszcie nas - powiedział Samfu uderzając w ramię Yamę.
- Mnie też - powiedziała Cecily.
- Też się przejdę - rzucił Rewolwerow.
- No to my pójdziemy do... pubu i deptaku? - zdziwił się Mycroft.
- Na deptak - poprawiłam go - Nie znasz tego słowa?
- Nie, co to w ogóle za nazwa?
- To taki park - wyjaśniła Alice.
- Park? - zdziwił się - Jestem ciekaw jak to będzie wyglądało.
- Czyli spotykamy się o osiemnastej w jadalni - bardziej potwierdził, niż powiedział Alan.
- Do później - rzucił niedbale Aaron i poszedł ze swoją grupą do drugiej windy.
                Nasza dziewiątka została przy kabinie, w której Jacob aktywował dostęp na kolejne piętra. Weszliśmy do środka.
- Od czego zaczynamy? - zapytał Mycroft, z wysuniętą dłonią, czekając żeby przycisnąć jeden z przycisków.
- Może od deptaka? Ciekawi mnie, jak to wygląda - powiedziała Sandra. Wendy łypnęła na nią złowieszczo. Dziewczyny od samego początku skakały sobie do gardeł, ale gdy ostatnio Sandra zaatakowała Wendy, to ich konflikt wszedł na zupełnie inny poziom. Żałowałam powoli decyzji zastania w tej grupie, ale bardzo chciałam zobaczyć te dwa piętra.
- Dobra - powiedział i wcisnął przycisk - Jedziemy!
Drzwi i krata zamknęły się i windą szarpnęło delikatnie. Po chwili byliśmy już na jednym z nowych pięter. Klatka schodowa wyglądała tak jak wszędzie, tylko schody były po prawej, a nie po lewej stronie.
- Chyba jesteśmy w prawym skrzydle - zauważył Alan wskazując na to, na co patrzyłam. Wychodziliśmy akurat z windy i nawet nie zauważyłam, kiedy potknął się i poleciał z łoskotem na wykładzinę.
- Hej, wszystko gra? - zainteresował się Ethan podbiegając do leżącego.
- To mój pech - odpowiedział uśmiechając się lekko - Przepraszam, komuś mogło się przeze mnie coś stać.
- Uważaj trochę na siebie - pouczyła go Audrey.
- Już, już... dzięki - powiedział, gdy pomogli mu wstać.
- Ale masz rację, wygląda to na prawe skrzydło - Sandra poprawiła okulary.
- Ciekawe jak duże jest to miejsce - Ethan spojrzał na schody.
- Chyba nie ma sensu sprawdzać znowu jak działają te schody - zauważył Mycroft - Chodźcie.
                Podeszliśmy do blaszanych drzwi i otworzyliśmy je. Tuż po ich otwarciu oślepiły nas promienie słońca. Poczułam delikatny, ciepły wiatr i otworzyłam szeroko oczy, żeby zrozumieć, co przed sobą widziałam. Weszliśmy do sporego parku. Ścieżka z kamieni prowadziła w jego głąb, gdzie z daleka widać było fontannę. Po lewej i po prawej od dróżki rosły drzewa i trawa. Wszystko było ładnie przystrzyżone i zadbane. Na poboczu, co parę metrów, stały latarnie, które teraz były wyłączone, bo słońce na bezchmurnym niebie dawało wystarczająco dużo światła. Ciężko było opisać jak przyjemnie było odetchnąć świeżym powietrzem. W tle było słychać szum. Skądś go znałam, ale nie potrafiłam skojarzyć dźwięku.
- Co? - zapytał zdziwiony Alan.
- Czy jesteśmy na zewnątrz? - zdziwiła się Sandra. Na twarzy Lily, która stała obok niej, pierwszy raz od procesu pojawił się szczery uśmiech.
- Jak tutaj ładnie - powiedziała rozglądając się tak, że jej niebieski warkocz latał w każdą stronę.
- Nie wiem czy to jakaś iluzja, hologram czy cokolwiek innego, ale jest tutaj po prostu pięknie - powiedziała Alice.
- Może nie zagłębiajmy się w to, przynajmniej póki, co i nacieszmy się dobrą pogodą? - zaproponowała Audrey.
- Rozejrzyjmy się - zaproponowałam i grupa rozdzieliła się. Ściana, od strony budynku była normalna, ale daleko na lewo, prawo i do przodu rozciągała się natura. Byłam ciekawa, co tutaj znajdziemy i czy to rzeczywiście jest kolejne, niesamowite pomieszczenie, czy może rzeczywiście fragment, który pozwala nam do któregoś momentu wyjść.
                Było naprawdę ciepło, co mi się trochę nie zgadzało. Jeżeli nie byliśmy w kraju, w którym zawsze były wyższe temperatury, to na świecie panowały ostatnie te chłodniejsze miesiące. Nie wiedzieliśmy dalej jak długo minęło od naszego porwania, do obudzenia się w czytelni, ale nie mogło to być zbyt wiele dni. Miejsce robiło wrażenie. Zastanowiłam się czy mam ochotę iść w głąb parku, żeby zobaczyć, czy są jakieś granice, ale ostatecznie wiedziałam, że moje ciało mnie za to znienawidzi, więc wybrałam się w stronę fontanny. Z daleka zauważyłam, że na jednej z ławek siedział Maks. Podobało mi się to, jak bardzo konkretny był, ale ciekawiła mnie też jego przeszłość. Wydawał się być bardzo smutnym człowiekiem. Decyzja została podjęta.
                Przeszłam przez dróżkę zbliżając się do fontanny. Zobaczyłem, że posąg, z którego wylatywała woda przedstawiał czterech jeźdźców apokalipsy. Motyw średnio pasował do parku, ale całość wyglądała imponująco. Nie wiedziałam, z czego była wykonana, ale była trzy razy większa ode mnie.
- Panna Mayer – przywitał mnie oficjalnie. Siedział z rękami opartymi o barierkę ławki i lewą nową wyprostowaną jak się tylko dało. Miał strasznie długie kończyny i siedząc tak przypominał patyczkowatą bestię.
- Myślałam, że będziesz coś przeszukiwał, a nie zbijał bąki na ławce w parku – zażartowałam.
- Odpoczywam. Chciałem się trochę przejść, ale nie ma sensu ciągnąć się z nogą po lesie, więc pomyślałem, że poczekam na was. Dobrze mi się tu siedzi i jeszcze lepiej myśli. Słońce to jednak dobra sprawa.
- Myślisz, że to prawdziwe słońce?
- Wiesz, co myślę? Myślę, że nie wszystko musimy rozwikłać. To słońce to nie są drzwi prowadzące do wyjścia. Musimy zbadać tysiąc opcji, ale prawdziwość słońca, tak długo aż przyjemnie ociepla mój kark może zostać tajemnicą, nawet do samego końca.
Usiadłam obok niego.
- A ty czemu nie przeszukujesz?
- Jestem leniwa – przyznałam.
- Powód dobry, jak każdy inny.
- Nie nudzi cię to ciągłe siedzenie w czytelni?
- Wolę przydać się w ten sposób, niż męczyć ludzi swoim tempem chodzenia – zaśmiał się.
- A nie boisz się, że ktoś cię tam zajdzie? Przecież ty praktycznie śpisz w tej czytelni – zaciekawił mnie, więc brnęłam dalej w ten sam temat.
- Myślę, że nikt nie wpadnie na ten pomysł – odpowiedział tajemniczo. Na jego twarzy zauważyłam uśmiech. Co miał na myśli? Nagle podszedł do nas Ethan, Alan, Mycroft oraz Wendy.
- Co to za odpoczywanie – zagadał najbardziej muskularny z grupy.
- Źle znosimy aktywność fizyczną – odpowiedział za mnie Maks. Kiwnęłam głową z poważną miną.
- Trzeba sprawdzić, jak daleko sięga ten las – powiedział Mycroft.
- To musimy kogoś tam wysłać. Czasu nie mamy nieskończenie wiele – zarzuciłam.
- Ja mogę się tam przejść, ale ktoś musi pójść w dwie pozostałe strony – zaproponował różowo-włosy.
- To ja pójdę w tamtą stronę – powiedział Alan wskazując prawą stronę parku.
- Julia pójdzie z nami zbadać dalszą część ścieżki – zapowiedział Goldenwire. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Dlaczego spotkał mnie ten zaszczyt? – zapytałam.
- Trzeba cię rozruszać – odpowiedział szczerząc zęby.
- A pozostali? – wskazałam Audrey, Alice, Sandrę oraz Lily, które kręciły się pomiędzy drzewami.
- Niech sobie spacerują, przyda im się.
                Bardzo niechętnie się podniosłam i przyłączyłam do grupy Mycrofta. Ominęliśmy fontannę i przeszliśmy, dalej. Z każdym krokiem tajemniczy szum się zwiększał.
- Dobra, po co mnie tu zaprosiliście? – zapytałam prosto z mostu.
- Wydajesz się być mocno neutralna i szczera – wraz z Wendy otoczyli mnie i prawie ścisnęli między sobą – Możesz pomóc nam coś ogarnąć?
- Może… W czym rzecz?
- Wendy mówi, że za bardzo spoufalam się z Alice i innymi dziewczynami. Nie chcemy tego jeszcze rozgłaszać, ale trzymamy się, blisko, co jest super w takiej sytuacji.
- Było super, dopóki nie zacząłeś znowu przystawiać się do wszystkiego, co się rusza – żachnęła się Wendy – Nie po to dałam się podejść twoim numerom i spędzam z tobą czas żeby teraz cierpieć. Nienawidzę zaangażowania i smyczy. Chcę żyć.
- W tym miejscu związek, to najlepsze, co może się przytrafić. Przecież stąd nie uciekniesz, a ja naprawdę cię lubię – odpowiedział. Westchnęłam, ale oni nawet tego nie usłyszeli. Byli zbyt zajęci sobą.
- Bardzo dziękuje ci za to, co dla mnie zrobiłeś, ale jeżeli się nie ogarniesz to poszukam innego wyjścia.
- Pomógł? – zapytałam zaciekawiona. Ta rozmowa to był istny cyrk na kółkach i telenowela, ale dobra informacja zawsze była sporo warta.
- Mój zakaz nie pozwala mi spać w moim pokoju – zdradziła mi bez większego oporu – Nie rozpowiadaj innym, proszę. Mycroft przyjął mnie do siebie i oddał swoje łóżko, co nas trochę zbliżyło. Ale oczywiście głupio dałam się podejść.
- Nie dałaś się podejść! Chcę zachować dobre kontakty z innymi, przecież nikogo nie podrywam – wytłumaczył się jej.
- Nie wiem czy mogę ci zaufać. Wyglądasz na osobę, która potrafi tylko krzywdzić – w słowach Wendy słychać było sporo żalu. Patrząc na nią widziałam, że jest bliska płaczu, ale dzielnie się trzymała.
- Julia, powiedz jej coś – nie wiedziałam, co powiedzieć. Patrzyłam raz na zrozpaczonego Mycrofta, a raz na prawie zapłakaną Wendy i zastanowiłem się jak mogę im pomóc.
- Nie wydaje mi się żeby Mycroft przesadzał – wybąknęłam, z trudem formując słowa.
- Dziękuje – powiedział i poklepał mnie w ramię. Wendy nic nie powiedziała, ale widziałam, że nie była do końca zadowolona. Jakbym jej wspomniała, co zauważyłam z rana na śniadaniu to pewnie byłaby w jeszcze gorszym stanie, więc ostatecznie byłam zadowolona ze swojej odpowiedzi.
- Czy to… morze? – zadał pytanie Mycroft i wyrwał mnie z rozmyślań. Normalnie nawet nie zwróciłabym uwagi na taką informację, ale zmiana powietrza, szum i ogromna, sięgająca horyzontu woda skutecznie obalały moją teorię. Niszczyły całe spojrzenie na świat. To nie mogło być pomieszczenie. Byliśmy w tym momencie na plaży. Ścieżka, którą szliśmy sprawnie zamieniała się w coraz większe połacie piasku, aż w końcu doprowadziła nas na spore kąpielisko. Fale rozbijały się o linię brzegu, słońce przygrzewało jeszcze mocniej, a oprócz szumu czuć było świeżość.
- Nie wierzę – szepnęłam.
- Dobra, jak to możemy wyjaśnić? – zapytał Mycroft.
- Jak dla mnie to morze. Prawdziwe morze i prawdziwa plaża z prawdziwym piaskiem – powiedziała Wendy, odsuwając na chwilę problemy miłosne i schylając się. Wzięła w ręce trochę piasku i rozsypała.
- To jest niesamowite – powiedziałam z podziwem. Deptak musiał być na poziomie zero. Nie wierzyłam, żeby nawet tak bogaci ludzie mogli przenieść morze do budynku. Nie było takiej możliwości.
- Mała, pobiegniesz po resztę? – zapytał Mycroft. Wendy kiwnęła głową i po chwili zniknęła na ścieżce. Podeszłam bliżej, tak, że fale rozbijały się tuż pod moimi nogami. Ukucnęłam i dotknęłam wody. Była zimna, a po sprawdzeniu słona.
- Myślisz, że to może być jakaś projekcja? – zapytałam.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia jak duże musiałoby być to pomieszczenie, żeby panele wyświetlające były niewidoczne gołym okiem. Poza tym słońce, fale, jod w powietrzu… Nie wiem ile by musiało kosztować zrobienie tak realistycznej plaży – powiedział. Nie wykluczył tej opcji. Byłam pewna, że Duchy posiadają ogromne pokłady gotówki, być może nieskończone, a to sprawiało, że nic nie było pewne.
                Po chwili dołączyła do nas cała grupa. Każdy reagował takim samym zdziwieniem. Cała dziesiątka stała i obserwowała rozbijające się fale.
- Myślicie, że jakby ktoś popłynął to by się z czymś zderzył, czy rzeczywiście dopłynął gdzieś dalej? – zapytała Audrey.
- Nie wiem, co myśleć o tym wszystkim – Alan brzmiał na skołowanego.
- Ale jeżeli to rzeczywiście jest powierzchnia, a my jesteśmy na dziwnej wyspie – zaczął Maks – To całość musi być pod ziemią. Jak wychodziliśmy to widać było ścianę, ale nic nad nią. Nie wiem jak to wygląda od boków, ale póki, co wychodzi, że cały hotel Peccatorum to jeden wielki schron.
Nie wiedziałam, czy do końca zgadzałam się z tą teorią. Chociaż to by bardzo wiele wyjaśniało. Nie musieliśmy być w górach, bo hotel mógł być schowany pod ziemią, na małej wysepce daleko od wszystkiego. Nie wiedziałam jednak jak mogli tutaj dostarczać jedzenie, które codziennie w dużych ilościach trafiało do kuchni i prąd dla tak ogromnego obiektu. Wyspa, poza niedużym parkiem i tą plażą nie wyglądała na specjalnie dużą.
- Po bokach nie ma nic – powiedział Alan.
- Ja też nigdzie nie doszedłem – Ethan posmutniał – Używałem najlepszych zaklęć i sztuczek, ale nic z tego nie wyszło. NIC. Z. TEGO. NIE. WYSZŁO – wykrzykując ostatnie słowa wypuszczał, w serii błysków, z rękawa stada gołębi, które wzlatywały w niebiosa. Nie lubiłam go, jako osoby, ale miał talent do magicznych sztuczek. Lily, Sandra i Alice zaczęły bić brawo, a Ethan ukłonił się w ich stronę.
- To było niepotrzebne – stwierdził Maks.
- Skąd masz te ptaszory? – zaciekawiła się Audrey.
- Magicy i iluzjoniści nigdy nie zdradzają swoich sztuczek – odpowiedział tajemniczo. Wiedziałam dokładnie jak działała ta sztuczka. Prawie mogłam zauważyć sekretnie kieszenie, gdzie wcześniej schował ptaki. Wypuszczał je oślepiając publikę seriami błysków. Kiedy poznało się kulisy iluzji, to nie była ona tak zachwycająca, chociaż musiałam przyznać, że Jayden wiedział jak wykonywać sztuczki i radził sobie bardzo dobrze. Pomagała mu postura. Był ogromny i mógł w kieszeniach płaszcza i pelerynie schować wiele asów, którymi później zachwycał publikę. Jak na osobę takich rozmiarów, miał bardzo sprawne palce i wiedziałam, że mimo wszystko trzeba na nie uważać.
- Wracając do tematu, powiem, że jak szedłem to wydawało mi się, że zakręciło mi się w głowie. Możliwie, że działa tam filtr percepcji - powiedział Alan.
- Wcześniej uderzyłeś się w głowę, może to dlatego? - Alice spojrzała na niego z troską.
- Ja też poczułem jakąś parszywą magię i nie mogłem wejść za głęboko. Zawsze wracałem na ścieżkę - potwierdził Ethan.
- Czyli to jednak może być podpucha - powiedziałam.
- Nie wiem jak dobrze muszą być wyposażeni, żeby stworzyć coś takiego - Maks spojrzał gdzieś w dal.
- Może po prostu spróbujmy to przepłynąć? - zaproponowała Sandra.
 - A jeżeli to morze lub ocean i będziesz płynąć i płynąć? – zapytała Audrey.
- A jak zbudujemy łódź? – zaproponował Mycroft wskazując na drzewa – Zrąbiemy je i przepłyniemy kawałek. Jeżeli jesteśmy w ogromnym pomieszczeniu to musi być jakaś granica.
Jak duże jest to miejsce, zastanawiałam się. Spojrzałam na zawieszone nad nami słońce. Czy one rzeczywiście było sztuczne?
- Niestety, ale nie mogę na to pozwolić - Neri pojawiła się na plaży znikąd. Całą trójka miała w zwyczaju zaskakiwać swoją obecnością.
- Czy możesz nam powiedzieć, co to za miejsce? Przecież wiemy, że coś jest nie tak – stwierdziła Sandra.
- Deptak. Wygospodarowaliśmy wam kawałek ziemi, żebyście mogli trochę odpocząć na świeżym powietrzu – odpowiedziała z uśmiechem. Miałam przykre wrażenie, że była najbardziej niebezpieczna z całej trójki.
- W takim razie sami sprawdzimy. To po prostu nie klei się pozostałych faktów - Mycroft zabrzmiał bezczelnie, ale mówił z przekonaniem. Determinacja aż wyciekała z jego odpowiedzi.
- Skąd takie śmiałe założenia? – zapytała ironicznie Neri.
- Jak byłem blisko poznania waszych sekretów to natknąłem się na dziwne pole elektromagnetyczne, które zakłóca i ukrywa cały budynek. Nie byłaby potrzebna wokół całego budynku, jeżeli tylko to piętro jest na powierzchni – Nie znałam się na sprawach informatycznych, ale jeżeli to, co mówił Mycroft było prawdą, to oznaczało, że wszystko, co widzieliśmy, rzeczywiście było przygotowaną scenerią.
- Szkoda, że możecie tylko spekulować. Dodaje w tym momencie nowy zakaz! Zakazuje uczestnikom gry niszczenia lub zaśmiecania środowiska naturalnego! – duch wręcz wykrzyczał te słowa, widocznie ciesząc się z pokrzyżowania nam planów. Porywacze dawali nam dużo furtek, ale nie potrafiliśmy ich póki co wykorzystać. Mycroft stracił swoją szansę w sali zabaw, a my traciliśmy drugą właśnie w tym momencie.
                Bransoletki zawibrowały. Spojrzałam na ekran i zobaczyłam szesnastą zasadę, która brzmiała dokładnie tak jak słowa Neri. Mieli aż taką władzę, żeby słownie wydawać takie komendy? Może Bobru siedział w ich siedzibie, obserwował sytuacje i zareagował? Nie zmieniało to tego, jak ciężko było ich zaskoczyć i jak wiele opcji to nam zabierało. Nagle na plaży zrobiło się ciemniej. Spojrzałam w górę i zauważyłam, że na czystym niebie zaczęły pojawiać się chmury. Czy zacznie tu padać?
 - Ale możemy tam popłynąć jak znajdziemy coś innego? – zapytała Wendy.
- Jeżeli to będzie łódź albo statek to nie na problemu. Pozostałe rzeczy będą traktowane jako śmieci i karane.
- To niesprawiedliwe – krzyknęła Lily.
- Jak czujecie się tak pewnie to popłyńcie wpław. To tyle – po powiedzeniu tych słów rozpłynęła się w powietrzu.
- To samobójstwo – skwitowałam patrząc na fale.
- Ktoś z was umie dobrze pływać? – zapytała Alice, patrząc na Ethana. Ten odwrócił wzrok. Nikt więcej się nie odezwał, ani nie zgłosił – No cóż. Wychodzi na to, że nic z tego pomysłu i więcej tu nie zdziałamy, chyba, że chcecie jeszcze posprawdzać las.
- Ja umiem pływać, ale to nie jest dobry pomysł – widziałam w oczach Mycrofta, że boi się potwornie.
- To odpuśćmy to sobie, przynajmniej do czasu aż obgadamy to z resztą – zaproponował Alan.
- Wracamy? – zapytała Sandra.
- Może posiedźmy i odsapnijmy chwilę na skwerku na środku tego parku? Mamy jeszcze masę czasu, a pub przecież nie będzie miejscem, gdzie będzie można znaleźć coś przełomowego. To po prostu kolejna miejscówka, do przesiedzenia i zabicia czasu – tym razem z propozycją wysunęła się Alice.
- Ja jestem za – powiedział Maks – Każda minuta tutaj sprawia, że czuję się lepiej. Pomiędzy księgami można się czasami trochę zatracić.
                Poszliśmy w stronę fontanny i rozsiedliśmy się po ławkach. Usiadłam sama na uboczu, chcąc trochę odpocząć od hałasu i zebrać myśli. Pub, który mieliśmy odwiedzić pasował schematem do tego, co już poznaliśmy w sali zabaw na najwyższym piętrze części mieszkalnej. Gdyby dodać do tego siłownię, którą zwiedzała grupa Aarona i Jacoba, w głowie zaczynał się układać dziwny obraz. Jeżeli to miejsce miało takie piętra jak to, w którym byliśmy, to dlaczego niektóre pomieszczenia tak szybko się powtarzały. Może były dużo bardziej rozwinięte, ale, po co dwudziestu osobom dwa bary w jednym budynku? Zastanawiało mnie też, po co właściwie byty te pomieszczenia. Miały zapewnić nam rozrywkę i zniechęcić do prób ucieczki? Znajdowaliśmy kolejne poszlaki, więc wydawało mi się, że Duchy poniekąd chciały żebyśmy próbowali. Może zależało im na tym, żebyśmy się nie poddali i ciągle walczyli.
                Otaczając nas natura działała kojąco na zmysły. Chociaż nie widziałam żadnych zwierzątek to słyszałam ćwierkające ptaki. Słońce, chociaż teraz chowało się za chmurami, dawało przyjemne ciepło. Powietrze było świeże i czyste. Czy to, co mówili nam na początku to prawda? Tajemniczy wirus, który miał zniszczyć świat i osłabić ludzi na tyle, że by sami siebie zabili? Nie czułam się chora. Jedynie zmęczona pobytem tutaj i lekko podirytowana tym, że nie mogłam nic na to poradzić, ale nic poza tym. To jak prezentował się ten hotel, filtry percepcji, pole elektromagnetyczne, wystrój, ilość niewiadomych i cała reszta, sprawiały, że ciężko było uwierzyć w cokolwiek. Wszystko było niemożliwe i możliwe za jednym razem. Nie rozumiałam tego i nie wiedziałam, dlaczego tak się działo. Gdybym mogła otrzymywać jakiekolwiek odpowiedzi to byłoby świetnie, ale nie zapowiadało się na to. Pytań było coraz więcej z każdą godziną pobytu.
                Grupa podeszła do mnie po niespełna godzinie, mówiąc, że zbierają się z powrotem. Maks zapowiedział, że jeszcze chwile tu zostanie. Zaświecił książką, która go bardzo zaciekawiła i dawała nadzieję na informację. Pożegnaliśmy się z nim i ruszyliśmy z powrotem do drzwi na klatkę schodową. Miałe one naklejoną naprawdę dobrze wykonaną fototapetę i jak każde przejścia na piętrach hotelu – wyglądały tak z jednej strony. Od tej drugiej, zawsze to były te same nudne, blaszane drzwi.
- To co, teraz pub! – ucieszyła się Sandra.
- Jak stoimy z czasem? – zastanowił się na głos Mycroft, który po chwili zerknął na zegarek wiszący w holu – Dochodzi w pół do trzeciej.
- Czyli jest nieźle, będziemy mogli dokładnie zbadać bar… i się napić – ucieszyła się Alice.
- Nie wystarczy ci po tym jak skończyło się ostatnie? – zdziwiłam się.
- Przecież nikt nie będzie się upijał tak jak wtedy. Wypijemy delikatne drinki, może nawet bez alkoholu i pogadamy. Przecież to idealna okazja żeby się lepiej poznać.
- Ja nie za bardzo mam ochotę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jak chcesz. Potem się tylko nie dziw, że ludzie nie chcą z tobą gadać – jej słowa brzmiały trochę jak groźba, ale bardzo mnie cieszyło, że miałam spokój od bezsensownych i małostkowych rozmów.
                Wsiedliśmy do windy i wcisnęliśmy przycisk, który odesłał nas na nowe piętro. Klatka wyglądała tak samo i schody znów znajdowały się po prawej stronie, co według naszej logiki mogło oznaczać prawe skrzydło hotelu.
- Mogliby się trochę bardziej postarać z tym wystrojem – powiedział Ethan.
- Naprawdę nie wystarcza ci to, co widać na poszczególnych piętrach? Klatka jest elegancka i prosta, nie ma sensu w niej nic zmieniać – w obronie hotelu stanęła Sandra.
- Chodźcie – urwał Mycroft i próbując złapać za rękę Wendy ruszył do przodu. Ta się jednak wyrwała, a on nie próbował dalej. Zaskakiwało mnie, jakie problemy mogą na kogoś spaść nawet w takim miejscu. Przeszliśmy przez blaszane drzwi i znaleźliśmy się w niedużym korytarzu. Układ przypominał mi trochę ten przed pralnią, ale był o połowę krótszy, a oprócz przejścia na końcu miał też odnogę w bok, gdzie po podejściu zauważyliśmy kolejne wejście.
- Dwie pary drzwi? – zdziwił się Alan.
- Może to wejście na zaplecze, albo jakiś magazyn? – zaproponowała Audrey, prawdopodobnie zgadując na podstawie własnych doświadczeń.
- Zacznijmy od tych – zaproponował Mycroft i ruszył do bocznego przejścia. Podszedł i pociągnął za klamkę, ale bez skutku – Cholera, są zamknięte.
- Spróbujmy z tymi drugimi – powiedziałam i tym razem to ja spróbowałam je otworzyć. Te nie stawiały żadnego oporu.
                Weszliśmy do stylowo oświetlonego pomieszczenia, wypełnionego stołami, krzesłami i filarami, pomiędzy którymi to wszystko było ustawione. W oczy rzucała się spora lada, za którą wisiała cała ściana alkoholu na podświetlonych półkach. Obok znajdowały się stoły z przekąskami, których zapach docierał aż do wyjścia. Całe skupisko umiejscowiono na lewo od nas, co by potwierdzało teorię Audrey, która strzelała, że to wejście od zaplecza. Dlaczego jednak było zamknięte? Na prawo świeciła z daleka nieduża scena, na której znajdowały się trzy rury do tańca. Wszystkie sięgające sufitu i połyskujące w świetle. Wendy widocznie się rozchmurzyła, kiedy je zobaczyła.
- No, no – powiedziała Alice – Wygląda to nieźle.
Wystrój był robiony na styl podmiejskiego baru. Ceglane wykończenia, podłoga z ciemnego drewna i przygaszone światło dawały rade. Z głośników leciała piosenka, której nie znałam. Nie byłam wielką fanką muzyki, raczej trzymałam się pojedynczych starych kawałków, w tym swojego ulubieńca, ale tego nawet nie kojarzyłam.
- Ładna piosenka – stwierdziła Wendy – Aż mnie korci…
                Nim dokończyła podbiegła do przodu i wbiegła na scenę. Płynnym ruchem zakręciła się na jednej z rur i wygięła się w sposób, który dla mnie skończyłby się poważną kontuzją kręgosłupa. Ethan i Mycroft wpatrywali się w nią jak w obrazek, a Alan stanął z boku z założonymi rękoma. Wendy chciała dać pokaz. Nie musiałam się długo przyglądać, żeby zauważyć, że znała się na tym. Wyginała się, wspinała, aby po chwili płynnie upaść. Wywijała w tą i tamtą, a jej ciało zdawało się być jednością z rurą. Wyglądało to efektownie. Alice wykorzystując moment poszła za bar, gdzie zaczęła przygotowywać drinki. Audrey poszła z nią i z gotowych przekąsek zaczęła wytwarzać niecodzienne kompozycje, które układała na talerzach. Sandra i Lily usiadły plecami do sceny, ignorując występ. Też nie lubiłam patrzeć na osoby, które mnie denerwowały. Mycroft i Ethan usiedli przy nich, nie zwracając uwagi na poróżnienia i głośno dopingowali wywijającej na scenie Wendy.
                Wykorzystałam moment spokoju i podeszłam do baru, gdzie zauważyłam drzwi. Pierwszy pomysł, jaki pojawił mi się w głowie, był taki, że wychodzą na korytarz i to za nie ciągał Mycroft, ale nie pasowały ułożeniem. Gdy podeszłam bliżej zauważyłam, że one też są zamknięte. Alice i Audrey krzątały się przy mnie nawet nie zwracając na mnie uwagi. Grupa musiała z góry założyć, że nie znajdą tu nic ważnego. Nie podobało mi się to podejście i chciałam, mimo wszystko, to sprawdzić. Burza oklasków wstrząsnęła całym pubem. Wendy ukłoniła się i dołączyła do stołu, przy którym siedzieli wszyscy oprócz mnie i Alana. Naczelny pechowiec stał obok i widocznie się nad czymś zastanawiał. Ja zaczęłam przeszukiwać szuflady, szafki i półki, żeby zobaczyć, czy nie znajdę niczego przydatnego. Za ladą było mnóstwo miejsc do sprawdzenia jednak póki, co, wszędzie znajdowałam jedynie bezużyteczne papiery, długopisy, otwieracze i całą masę podobnych śmieci, które nie dawały nam żadnych informacji. Przeglądałam je, kiedy grupa zaczęła imprezować.
- Alice, ale te drinki są zajebiste – powiedziała Sandra.
- Dzięki! Zawsze je robiłam na przyjęciach rodzinnych, oczywiście dawno, dawno temu, jak jeszcze miałam rodzinę – zerknęłam i zauważyłam, że przeczesuje włosy, trzymając w rękach kieliszek – No, ale było minęło. Dawno w sumie tego nie robiłam.
- Piłem kiedyś coś bardzo podobnego – zauważył Alan.
- Niemożliwe. To unikatowa receptura, to musiało być coś innego – odpowiedziała z uśmiechem.
- Hmm… może i tak – chłopak nie wdając się w kłótnię siorbnął głośno.
- To już druga taka impreza Alice, zdradzisz nam, skąd zamiłowanie? – zapytała Audrey.
- Po prostu zawsze organizowałam bankiety i imprezy. W domu, w szkole… Polubiłam to jak ludzie mogą się dobrze bawić na moich zasadach – zaśmiała się. Haha, boki zrywać, pomyślałam zamykając kolejna szufladę.
- Ja nienawidziłam organizowania bankietów. Zawsze trzeba było ogarnąć bandę konowałów, którzy nie odróżniali łyżeczki deserowej od tej do przekąsek – powiedziała Audrey.
- Patrząc na to jak dobrze gotujesz to i tak chciałabym pojawić się na takim bankiecie.
- Moja droga, z tego bankietu wyszłabyś cięższa o parę kilo.
                Przeglądając szafkę znalazłam trochę notatek:
- Adelhyde… Karmotrine… Flanergide…
 Były to zapiski do mieszania drinków. Nie znałam się na tym i nie pomagało mi to ani trochę.
- Myślicie, że dałabym radę zatańczyć? Wendy może mnie trochę poduczysz? – zapytała słodkim głosem Clarisse. Śniadanie cofnęło mi się do gardła. Alice była tak sztuczną i denerwującą osoba, że czasami robiło mi się źle na sam dźwięk jej głosu. Ułożyłam mięśnie brzucha i ścisnęłam gardło.
- Jestem chodzącą życiową porażką i muszę się dowartościować przekolorowanymi historyjkami – doskonale skopiowałam jej głos, chociaż powiedziałam to na tyle cicho, że nikt z siedzących mnie nie mógł usłyszeć.
- Nie lubisz jej, co? – głos za mną mnie tak wystraszył, że aż podskoczyłam. To był Alan, który stanął po drugiej stronie lady i patrzył na mnie z uśmiechem.
- Nie lubię sztucznych osób.
- Ludzie lubią z nią przebywać, w końcu to jej talent – odpowiedział Alan – Bardzo dobrze naśladujesz głosy.
- Dzięki.
                Chłopak ominął ladę z prawej strony i podszedł bliżej mnie.
- Może ci trochę pomogę, co?
- Raczej nic tutaj nie znajdziemy – powiedziałam – Przejrzałam chyba wszystko, co tu było.
- A ta szafka? Tu są jakieś klucze! – wyciągnął nieduży koszyk, którego wcześniej nie zauważyłam. Zanim zdążyłam je od niego wziąć, usłyszeliśmy krzyk. Spojrzałam w stronę stolików i zobaczyłam, że na scenie stoi Mycroft, który trzymał w ramionach Alice. Wendy stała i aż kipiała ze złości. Kopnęła krzesło i ruszyła w stronę wyjścia. Trzasnęła drzwiami i wypadła z pubu. Mycroft wypuścił Alice i patrzył przed siebie ogłupiałym wzrokiem.
- Leć za nią idioto – warknęła Audrey. Chłopak ruszył biegiem i pogonił za Wendy, po chwili znikając w korytarzu. Kiedy Alice wróciła do stołu sytuacja się uspokoiła. Alan pokiwał delikatnie głową. Wzięłam od niego koszyk, w którym były klucze. Wszystkie wyglądały tak samo i już pierwszy zadziałał. Zamek zaskoczył i otworzyliśmy pomieszczenie, które okazało się być zapleczem. Stały tutaj pudła, beczki i masa nierozpakowanych jeszcze opakowań. Pokój był znacznie mniejszy od głównej części pubu. Wydawał się być nie do końca wystrojony, jakby porywacze nie mieli czasu go urządzać. Odrapane ściany, słabe oświetlenie i mało miejsca nie pasowały do reszty hotelu.
- Pudła, pudła i pudła – powiedział Alan podchodząc do stosów i otworzył jedno z opakowań – Alkohol i pakowane przekąski…
                Na zapleczu była jeszcze jedna para drzwi. Otworzyłam je tym samym kluczem i wyszłam na korytarz.
- To drzwi na korytarz? – zapytał Alan.
- Tak – odpowiedziałam – Na razie je zamknę, nie ma sensu, żeby ludzie łazili po zapleczu.
Przekręciłam zamek i podeszłam do pudeł.
- Przejrzymy je? – zapytał Alan.
- Nie wiem, czy jest sens. Pewnie to są same pudła, z niczym ciekawym. Ale patrząc, że tamci chcą sobie jeszcze tu posiedzieć – wskazałam grupę, którą widzieliśmy przez uchylone drzwi – To możemy równie dobrze to zrobić.
Alan kiwnął głową i zaczęliśmy przeglądać pudła. Nie rozmawialiśmy ze sobą, tylko, co jakiś czas zerkaliśmy na siebie, gdy słyszeliśmy śmiechy i rozmowy od reszty grupy. Nie byłam nawet zła, na to, że pracowaliśmy we dwójkę. Wolałam pracować w duecie lub sama, niż trzymać się większej ilości ludzi.
- Julia, spójrz! – powiedział nagle podekscytowany. Trzymał w drżącej dłoni kawałek papieru w folii.
                Odłożyłam pudło, które akurat przeszukiwałam i podeszłam do stojącego przy drzwiach chłopaka. Podał mi zwitek. Zdałam sobie sprawę, że to było coś w stylu faktury. Serce zabiło mi szybciej. Danych było całe mnóstwo, ale najbardziej interesowało mnie jedno. Przejrzałam wzrokiem linijki tekstu i znalazłam.
- Wystawiono dla Hotelu Peccatorum związanego z Instytutem Badawczym Odnowy Komórkowej imienia Alberto Sora w…
Drzwi zamknęły się. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Lokaja, który z uśmiechem na twarzy patrzył na nas.
- Drodzy państwo mam dla was propozycję – powiedział ciepłym głosem – Oddajcie mi to, co trzymacie, a ja pozwolę wam zachować te informacje, które zdążyliście przeczytać.
- Zdobyliśmy tą fakturę legalnie – odpowiedział Alan, chowając ją za plecy.
- To mój błąd, dlatego chcę żebyście mi pomogli, a ja pomogę wam – odpowiedział spokojnie.
- W jaki sposób? – zapytałam.
- Zapłacę informacją, która pomoże wam iść w dobrym kierunku. Jest coś, co was poważnie zatrzymuje, a ja postaram się was na to nakierować, dzięki czemu gra stanie się bardziej uczciwa.
- Jaka to informacja i dlaczego gra teraz jest nieuczciwa?
- Wszystkiego dowiecie się za trzy dni jeżeli tylko oddacie mi to, co macie – powiedział spokojnym głosem – Proszę was.
                To było akurat zaskoczenie. Lokaj, który był jednym z porywaczy się czegoś bał i to na tyle, że prosił nas o pomoc. Spojrzałam na Alana, a ten kiwnął głową. Podszedł do Lokaja.
- Jaką mamy gwarancję tego, że dotrzymasz słowa? – zapytał Alan.
- Żadnej. Mógłbym jednak zabrać to wam siłą, albo wymyśleć zasadę, która nie dość, że wam to zabierze to jeszcze was ukarze. Chcę jednak, żebyście nie czuli niesprawiedliwości z każdej strony, dlatego proponuję uczciwą wymianę.
Wręczyliśmy mu rachunek, który Lokaj natychmiast porwał i wrzucił do kieszeni.
- Dziękuje.
- Czy ty nie jesteś zadowolony z tego, co robisz? – zapytał Alan. Z twarzy Lokaja zniknęły emocje. Przez chwilę wydawał się być pusty i nijaki, ale po chwili odpowiedział:
- Robię coś dla wyższej sprawy i wydaje mi się, że tylko mój sposób jest słuszny. Będę jednak pomagał moim Pracodawcom, chociażby chcieli wybić cały świat, a ten kawałek papieru, który znaleźliście to coś, co pozwoli wam to lepiej zrozumieć. Do zobaczenia.

Po powiedzeniu tego wyszedł, zostawiając nas samych w pomieszczeniu.
-----------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
- oraz Patroni z niższych progów

Komentarze

  1. Oh boi, skoro rozdział jest z perspektywy mojej postaci, to wypadałoby coś napisać, huh?
    Ogólnie ten epizod, chociaż ma na razie tylko dwa rozdziały, podoba mi się o wiele bardziej niż pierwszy.
    Co do tego rozdziału, JAK MOGLIŚCIE ZROBIĆ TO MAYER? Zostawić ją z kłócącą się parą, to okrutne ;_; Sytuacja z fakturą i lokajem- zajebista, w końcu coś się dzieje. Same przedstawienie mojej postaci wam wyszło. Lubię ten sassy attitude i trochę "krawędzi", na razie zapowiada się świetnie. Ponowne pojawienie się Alana jako jednego z "bohaterów" rozdziału jest ciekawe. Oh tak, miałam nadzieję, że Julia będzie używała swojego talentu do parodiowania postaci, które ją irytują, tak jak w tym przypadku Alice, ten fragment jest chyba moim ulubionym.
    Fajne nawiązanie do Vallhalli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że naprawdę to będzie lepszy epizod, ogólnie jest jednym z moich ulubionych, trochę jak drugi w pierwszej Ronpie :D Chciałem bardzo umieścić Mayer w takiej sytuacji, która będzie dla "normalnej" osoby ciężka do zniesienia, a już dla samej Brzuchomówczyni po prostu koszmarna. Błędy gonią błędy i nakręcą akcje i tempo tego epizodu. Alana lubię umieszczać w takich rolach, po prostu strasznie pasuje do takich scen. Taki sidekick-bohater z prawdziwego zdarzenia. Cieszę się bardzo, że postać pasuje, bo w sumie przyjemnie mi się ją pisało.
      Nawiązanko do Vallhalli wpadło nam do głowy podczas dzisiejszej korekty xD Ale aż się prosiło :D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Hmm...perspektywa Mayer, zapowiadało się super było świetnie scena z parodią Alice ❤️. Jak ja lubię jak ciągle Alan jest takim typowym (jak nie wiem kogo tam wpisać, a no tak mam Alana on do wszystkiego pasuje xD). Nawiązanie do Vallhalli wyłapane oczywiście choć muszę jeszcze końcówkę tej serii nadrobić. Jak usłyszałem, że będzie pub to miałem nadzieję na właśnie taki wystrój. Deptak, cóż no muszę przyznać, że nie tego się spodziewałem, raczej pierwsza wersja czyli sam dosłowny Deptak/Park mnie nie zaskoczył, bardziej to że było tam morze i plaża no i wsumie las to już raczej nie sam Deptak, coś czuję że plaża to karta pułapka tego epizodu/rozdziału. Jeśli chodzi o przydzielenie Mayer do spraw miłosnych to parskłem śmiechem jak czytałem. Nie mniej jednak moja głowa przez cały rozdział była skupiona na Elizie, nie wiem co jest ze mną ale coraz bardziej czuję gdzieś w żołądku, że Farmaceutka zginie w tym rozdziale. Nie jest to oczywiście niczym głębszym uzasadnione ale się boję. Rozdział jak dla mnie 2 najlepszy po rozdziale z perspektywy Łyżwiarz (*)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś musiał wylać trochę frustracji ludzi na postać Alice ^^ Alan to taki "Ultimate Zapychacz Idealny". Cieszę się, że nawiązanko się spodobało. Wystrój pubu to, jak dla mnie, idealny wystrój - klimatyczny i z klasa zarazem. Deptak to dosyć specyficzne piętro, na którym będzie się jeszcze trochę działo, w końcu to jedyne miejsce, do którego dochodzi słońce ^^ Mayer i klinika złamanych serc xD Super, że są obawy, co do postaci, to znaczy, że się wciągnęliście w klimat i rzeczywiście to przeżywacie :D Zobaczysz sam, już niedługo ^^ Myślę, że w tym epizodzie będzie jeszcze dużo dobrych rozdziałów :D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. Fajna ta Mayer taka aggressive style, tylko jakby tak głośniej mówiła, a nie pod nosem. xD Może za parę chapterów ... No i cierpliwie nadal czekam na rozdział best girl Alice :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż strach pomyśleć jakby wyglądał taki Alice-rozdział :D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  4. Chociaż raz spóźnione powiadomienie z fb na coś się przydało i przypomniało mi o rozdziale. I to tak ciekawym rozdziale ♥
    Zdecydowanie podobają mi się nowe piętra, szczególnie deptak ♥ Sama chętnie spędzałabym czas, jest genialny, nawet jeśli okaże się być tylko iluzją ♥ Myślę, że Carmen dobrze by się tam odnalazła ^^ Pub był dokładnie taki, jak wyobrażam sobie wszystkie puby. Ceglane ściany, drewniana podłoga, stoliki, po prostu czuć klimat miejsca, w którym można się zrelaksować. Albo pobić, do czego Goście wydają się być bardziej skłonni c: I oczywiście nawiązanko do Vallhalli wyłapane ♥
    Perspektywa Julii podobała mi się, chociaż do samej postaci ciągle podchodzę bardzo neutralnie. Jest interesująca, chłodna, ale nie zrobiła "tego czegoś" co by mnie do niej przekonało. Jednak wciąż daję jej szansę ^^
    Co do konfliktu Wendy-Mycroft-Alice to jestem ciekawa, co dzieje się między nimi, kiedy ich nie widać. Zaczynam patrzeć na Hackera trochę bardziej podejrzliwie, chociaż spodziewam się, że to wszystko chamska gierka Przyjaciółki. I szczerze lubię ją i jednocześnie nienawidzę za to, że jest taka wkurzająca xD
    I kocham bardzo za występowanie Alana tak często ♥ Chyba nic mnie tak nie cieszy jak jego obecność ♥
    Scena na końcu rozdziału to jeszcze bardziej chamski Bolsat niż dzielenie true enda Zero Escape na części xD Ale przyznaję, końcówka była boska i czekam aż dowiemy się więcej ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż raz przypomnienia o rozdziale uratowały kogoś :D Deptak to super piętro, pub to klimat sam w sobie, ale myślę, że deptak to jedna z bardziej tajemniczych lokacji, przynajmniej z tych normalnych. Vallhalla wciąż jest wśród nas.
      Postacie w Pecca w sumie dzielą się na te miłe (Alan, Carmen...) i te mniej miłe, jak chociażby Julia ^^ Myślę, że ten podział dzieli też ludzi czytających na dwie grupy. Przyjaciółka lubi zamęt, więc nie należy się dziwić, jeżeli tak będzie :D A ten "trójkąt" miłosny to idealny tego przykład.
      Bolsat jak bolsat, jeszcze dużo przed nami w tym epizodzie ^^

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  5. Więc Bobru bardzo mi się podobał ten rozdział ale chciałbym skupić się na pewnym aspekcie.
    Zauważyłem że wszystkie postacie do tej pory widzą że Maks jest smutnym człowiekiem. Jednak z tego co widzę to wydaje się jakby czuł satysfakcje z tej całej sytuacji w hotelu. Zajmuje się rzeczami które go odciągają od pisania, ma możliwość wykazania się swoją inteligencją i czuje się przydatny. Moja teoria jest taka że nie śpi w swoim pokoju bo tam jest za dużo rzeczy które mu przypominają o tym że powinien próbować pisać dalej i ciągle się przepracowuje w bibliotece by nie móc pracować nad kolejnym dziełem i się ciągle zawodzić.
    Nie mogę się doczekać rozdziału z jego perspektywy. (A i ciesze się że on spędza czas na deptaku bo to bardzo do niego pasuje)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maks jest bardzo ponurą osobą, ale to prawda - w hotelu przeżywa drugą młodość. Daleko temu jeszcze do tego, do czego tak usilnie dąży, ale to więcej niż jest mu teraz potrzebne aby jakoś cieszyć się życiem. Maks w sumie, patrząc na to jak szybko przetwarza dane, ma naprawdę dużo roboty.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  6. Pytanie nie dokończa związane z fabułą a samym blogiem. Wysłalibyście może źródło lub paczkę z utworami? Bo szukałem ostatnio jakiejś muzyki do pisania i niektóre utwory mi się spodobały ale nie wiem jak je znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki protip. Kiedy dana nutka ci się odpala i jesteś zalogowany na youtubie na danej przeglądarce to masz ją w historii swoich filmów C:

      Usuń
    2. Dzięki nie wiedzialem o tym

      Usuń
  7. Ja wiem, że ja opóźniona sporo jestem, ale jeśli już czytam, to coś powiem. Ten epizod zaczyna się naprawdę genialnie. Czekałam na podzielenie się swoją sympatią i antypatią do niektórych osób aż będę mogła bardziej poznać niektórych z nich i chyba teraz jest na to dobry moment. Już teraz bardzo polubiłam Alana, Aarona, Yame, Sandrę i Carmen, za to jedyną postacią, którą naprawdę nie lubię, jest Alice. Chyba ona miała właśnie taka być - upierdliwa i nachalna, robiąca same problemy, chociaż teoretycznie lepiej powinien generować dramy Samfu. Ale sam rozdział był świetny, teraz dopiero możemy naprawdę obserwować relację pomiędzy gośćmi hotelu i skupić się na ich słabościach, przynajmniej ja tak to odczuwam. Czuję w kościach, że kolejne będą jeszcze lepsze. Brawo dla Was za stworzenie tego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że taki zestaw postaci akurat się spodobał :D Chociaż na moment pisania byłem bardzo zadowolony z rozwoju poszczególnych postaci, to na pewno przyszły projekt to będzie próba wyniesienia tego wszystkiego poziom wyżej ^^ Mimo wszystko myślę, że jak początek (który według wielu osób często jest wolnym i chaotycznym momentem powieści) się podoba, to myślę, że dalej będzie tylko lepiej ^^

      Dziękuję za komentarz!

      Usuń

Prześlij komentarz