Epizod II - Rozdział 13: Kawałek papieru (Julia Mayer)
Rozdział 13: Kawałek papieru
(Julia Mayer)
Kolejny rozdział drugiego epizodu, tym razem z perspektywy Ultimate Brzuchomówczyni. Przeszukiwania czas powoli zacząć i to od naprawdę ciekawych pomieszczeń... Zapraszamy Was do lektury, mamy nadzieję, że rozdział się Wam spodoba :D Po przeczytaniu zapraszam do komentarzy oraz na Discorda projektu!
------------------------------------------------------------------
Karty dostępu, pomyślałam. Cztery nowe
piętra, które mogliśmy zbadać. Siłownia, pracownia informatyczna czy pub brzmiały w miarę normalnie,
ale nie mogłam sobie wyobrazić, jak będzie wyglądał deptak. Grupa patrzyła na
karty, jakby pierwszy raz w życiu widziała prostokątny i nieduży obiekt.
Detektyw wyciągnął je, a Maks zostawił teczkę na stole, wśród ksiąg.
- No to
wygląda na to, że nagrodą są kolejne piętra - powiedział Alan.
- To
okrutne - zauważyła z
wyrzutem Agatha.
- Co więcej
jak spojrzycie ile osób zginęło i ile dostaliśmy kart to dochodzimy do
kalkulacji, że za każde życie dostajemy dwa nowe piętra - powiedział Jacob.
- Myślicie,
że pięter jest tyle, żeby za każdego z nas otworzyły się dwa? - zastanowiła się
Carmen. To była całkiem dobra logika, chociaż wydawało mi się, że jest jednak
jakiś limit. To nie miałoby sensu, żeby cały hotel był dostępny tylko dla
ostatniej osoby, która wygra grę i opuści go mimo wszystko.
- Nie
wydaje mi się. To byłoby strasznie głupie, żeby ostatni ocalały mógł poruszać
się po całym hotelu, gdy według zasad będzie go mógł opuścić - Maks brzmiał jakby
wyjął myśl z mojej głowy i ubrał ją w bardziej składne słowa.
- Ale
pewnie z trzydzieści pięter będzie. To ciekawe, naprawdę ciekawe - Jacob wydawał się
powoli odpływać do swojego świata. Bawiło mnie to jak wczuwa się w analizy, ale
musiałam przyznać, że radził sobie dobrze. Gdybym zmieniła swoje podejście to
pewnie byłabym przydatną osobą w grupie, ale póki nie musiałam, wolałam się nie
wychylać.
- Czyli im
nas mniej, tym więcej mamy miejsca. Ciekawy paradoks - zauważył Yama.
- Właściwie
to nie jest do końca paradoks. Spójrzcie na ziemię, która będzie pustoszała
przez ten tajemniczy wirus - Samfu miał typowy dla siebie głos, gdy chciał
nastraszyć i zdenerwować grupę. Był inteligentnym gościem, ale zdecydowanie nie
wykorzystywał swoich możliwości żeby pomóc, tylko żeby namieszać - Im nas mniej tym więcej miejsca. To prawie
poetyckie.
- Zamknij
się - warknęła
Sandra.
- Już, już,
przepraszam - odpowiedział.
- Musimy
podejść do windy i spróbować aktywować te karty, a potem wszystko przeszukać.
Może w końcu dowiemy się czegoś ciekawego - w głosie Jacoba słychać było determinację, której
mi brakowało. W głębi duszy chciałam im wszystkim pomóc, ale było to schowane
za wysoką ścianą, którą mało co mogło przebić.
- Ale
ostatecznie ogłoszenie nie było takie złe. W końcu nic się nie stało - pocieszyła Audrey.
- Wszystko,
co się miało stać, już się stało - zauważyła ze smutkiem Carmen.
Robertson
zabrał karty dostępu do kieszeni.
- Dobra,
chodźcie. Znowu podzielimy się na dwie grupy podczas przeszukiwań - powiedział.
- Ja od razu
się odłączę. Jestem na tropie, więc zostanę tutaj. Wpadnę potem do jadalni,
tylko powiedzcie, o której - poprosił Maks.
-
Osiemnasta - zarządził
Jacob - Żeby spokojnie zbadać wszystkie
nowe pomieszczenia.
- Dobra.
Powodzenia - rzucił Maks
i podszedł do krzesła, odsuwając parę opasłych tomów. Wyglądał nieco przerażająco,
długa biało-czarna postać z kapeluszem, nad stosem książek w półmroku, jaki
panował w czytelni. Pracował tylko przy jednej lampce, a lampy biblioteczne,
były rozstawione, co półkę w labiryncie książek, pozostawiając strefę
czytelniczą nieco słabiej oświetloną.
- Ja też
się odłączę - ogłosiła
Elizabeth -Siłownia brzmi jak miejsce,
gdzie można znaleźć suplementy. Zobaczę, czy znajdę tam coś przydatnego lub
niebezpiecznego, tak na wszelki wypadek.
- Może
pójdę... - zaczął
Alan.
- Dam sobie
radę sama. Poczekam przy windzie. - ucięła i ruszyła w stronę drzwi. Zobaczyłam rezygnację
na twarzy Alana, ale zauważyłam od samego początku, że byli tu zarówno ludzie,
którzy byli bardzo mili, jak i ci cyniczni, zimni i chamscy. Ja zaliczałam się
do tej drugiej grupy i wyglądało na to, że Elizabeth również. Mało, kto
wiedział, że my naprawdę nie czuliśmy hamulców mówiąc różne rzeczy. Waliliśmy
prosto z mostu i tego się trzymaliśmy.
Krótko
po Elizabeth wyszliśmy my. Rzeczywiście czekała na nas przy recepcji. Jacob
podszedł i przywołał jedną z kabin, która natychmiast otworzyła przed nami
drzwi. Cała grupa weszła do środka i obserwowała z zaciekawieniem jak Jacob
używa tego samego czytnika, co wcześniej Lokaj. Przesunięciu każdej z kart
towarzyszył donośny dźwięk i błysk aktywacji kolejnego przycisku.
- W drugiej
windzie też się zapaliły – poinformował nas Ethan.
- Dobrze,
obawiałem się, że będziemy musieli dostosowywać windy, do danych tras – odetchnął Jacob.
Spojrzałam na wnętrze windy i nowe pomieszczenia.
Nie wiedziałam, czego się spodziewać i wciąż bardzo interesował mnie deptak.
Nie lubiłam dużo chodzić, ale ta okazja wydawała się być prawie, że idealna do
złapania odrobiny powietrza, którego momentami brakowało w hotelowych
korytarzach. Pozostała część grupy wydawała się bardzo poruszona tym, co się
działo, co mnie cieszyło, bo wiedziałam, że skupią się na wykonaniu roboty i
nie trzeba będzie za dużo robić, poza zwiedzaniem i wyciąganiem wniosków na
własną rękę.
- Myślę, że
znowu musimy podzielić się na dwie grupy. Tak jak mówiłem Maksowi, możemy
przeszukiwać do osiemnastej, mamy na to niecałe sześć godzin, więc czasu
powinno wystarczyć – Jacob spojrzał na konsolę.
- Czasu
starczyłoby na zestarzenie się w tych pomieszczeniach – rzucił Samfu.
- Ja
poczekam na was w siłowni – Elizabeth wskoczyła do windy i zniknęła za kratą i drzwiami.
- Typowa
farmaceutka, już poleciała do prochów – zaśmiała się Alice. Nie lubiłam sprowadzać ludzi
do talentów, było to płytkie i mylące. Poza tym, nie zwracałam na to aż tak
uwagi, co prawda niektóre osoby były bardzo interesujące, ale nie zmieniało to
mojego nastawienia.
- Po prostu
chcę się upewnić, że nic złego się nie stanie – Alan stanął w jej obronie,
jak zawsze.
- Albo
schować ciekawsze trucizny, żeby nas potem pozabijać – sprowokował Samfu.
- Dałbyś
sobie spokój z tymi podejrzeniami – poprosiła Audrey – Bawi cię to?
- On po
prostu chce nas wystraszyć – Carmen spojrzała na niego z grymasem – To cierń.
- Marnujemy
czas – przypomniał
Yama.
- Dobra.
Chciałbym sprawdzić salę informatyczną, bo brzmi ciekawie. Wiem, że jest dwóch
panów, którzy mogą się tam przydać, ale w życiu nie będą ze sobą współpracować.
Kto z was chce iść ze mną? – Robertson spojrzał na Mycrofta i Aarona. Nie
przepadałem za tym pierwszym, a drugi był ciężkim człowiekiem, ale miał w sobie
to coś, co sprawiało, że lubiłam go, a przynajmniej akceptowałam. Wywalczył
zresztą to, żeby Elizabeth otworzyła przychodnię, co było najlepszym, co mogło
spotkać to miejsce. Musiałam się tam przejść, bo czułam się momentami wyjątkowo
zmęczona. Nie chciałam żeby słabość wpłynęła na mój osąd, a właśnie do tego
dążyła ignorowanie pierwszych symptomów.
- Oddam tą
przyjemność mojemu ulubionemu rywalowi Aaronowi – zapowiedział
Mycroft i ukłonił się widowiskowo. Spotkało się to ze sporym zdziwieniem. Ta
dwójka zawsze sobie dogryzała. Dlaczego jeden i to ten głośniejszy, nagle po
prostu odpuścił, tak ważną kwestię? Zaciekawiło mnie to.
- Tak po
prostu się poddajesz? - Aaron też nie mógł za bardzo w to uwierzyć i patrzył podejrzliwie na
chłopaka, który szczerzył się pokazując rząd białych zębów.
- Wkurzyłem
się jak nie wyszło mi wcześniej, zobaczymy jak pójdzie tobie. Może będziesz
mógł coś zrobić.
- Naprawdę
bawisz się rywalizację? Teraz, kiedy może pojawić się kolejna szansa na
ucieczkę? - zapytała
Audrey.
- Odwalcie
się od niego - Wendy wyszła przed Mycrofta z groźną miną. Widać było, że coś pomiędzy
nimi iskrzyło, chociaż po tym jak kleił się z rana do Alice, myślałam, że ten
epizod jest już zamknięty. Z tego, co zauważyłam mieszkali razem, bo z rana
wychodzili z tego samego pokoju.
- Dobra,
zajmę się tym, nie musimy się o to kłócić - skończył Aaron.
- Czyli ja
i Aaron. Ktoś jeszcze? - podsumował Jacob - Dobrze by
było podzielić się na dwa równe zespoły, żebyśmy przeszukiwali z podobną
skutecznością. Po... dziewięć osób na grupę?
- My
pójdziemy - powiedziała
Carmen w imieniu swoim, Oliviera i Agathy. Podobało mi się to jak opiekują się
tajemniczym białowłosym. Wydawał się być mocno niestabilny, a przy nich czuł
się lepiej, nawet się uśmiechał.
- Dopiszcie
nas - powiedział Samfu uderzając w ramię Yamę.
- Mnie też
- powiedziała
Cecily.
- Też się
przejdę - rzucił
Rewolwerow.
- No to my
pójdziemy do... pubu i deptaku? - zdziwił się Mycroft.
- Na deptak
- poprawiłam
go - Nie znasz tego słowa?
- Nie, co
to w ogóle za nazwa?
- To taki
park - wyjaśniła
Alice.
- Park? - zdziwił się - Jestem ciekaw jak to będzie wyglądało.
- Czyli
spotykamy się o osiemnastej w jadalni - bardziej potwierdził, niż powiedział Alan.
- Do
później - rzucił
niedbale Aaron i poszedł ze swoją grupą do drugiej windy.
Nasza
dziewiątka została przy kabinie, w której Jacob aktywował dostęp na kolejne piętra.
Weszliśmy do środka.
- Od czego
zaczynamy? - zapytał
Mycroft, z wysuniętą dłonią, czekając żeby przycisnąć jeden z przycisków.
- Może od
deptaka? Ciekawi mnie, jak to wygląda - powiedziała Sandra. Wendy łypnęła na nią
złowieszczo. Dziewczyny od samego początku skakały sobie do gardeł, ale gdy
ostatnio Sandra zaatakowała Wendy, to ich konflikt wszedł na zupełnie inny
poziom. Żałowałam powoli decyzji zastania w tej grupie, ale bardzo chciałam
zobaczyć te dwa piętra.
- Dobra - powiedział i
wcisnął przycisk - Jedziemy!
Drzwi i krata zamknęły się i windą szarpnęło
delikatnie. Po chwili byliśmy już na jednym z nowych pięter. Klatka schodowa
wyglądała tak jak wszędzie, tylko schody były po prawej, a nie po lewej
stronie.
- Chyba
jesteśmy w prawym skrzydle - zauważył Alan wskazując na to, na co patrzyłam.
Wychodziliśmy akurat z windy i nawet nie zauważyłam, kiedy potknął się i
poleciał z łoskotem na wykładzinę.
- Hej,
wszystko gra? - zainteresował się Ethan podbiegając do leżącego.
- To mój
pech - odpowiedział
uśmiechając się lekko - Przepraszam,
komuś mogło się przeze mnie coś stać.
- Uważaj
trochę na siebie - pouczyła go Audrey.
- Już,
już... dzięki - powiedział, gdy pomogli mu wstać.
- Ale masz
rację, wygląda to na prawe skrzydło - Sandra poprawiła okulary.
- Ciekawe
jak duże jest to miejsce - Ethan spojrzał na schody.
- Chyba nie
ma sensu sprawdzać znowu jak działają te schody - zauważył Mycroft - Chodźcie.
Podeszliśmy do
blaszanych drzwi i otworzyliśmy je. Tuż po ich otwarciu oślepiły nas promienie
słońca. Poczułam delikatny, ciepły wiatr i otworzyłam szeroko oczy, żeby
zrozumieć, co przed sobą widziałam. Weszliśmy do sporego parku. Ścieżka z
kamieni prowadziła w jego głąb, gdzie z daleka widać było fontannę. Po lewej i
po prawej od dróżki rosły drzewa i trawa. Wszystko było ładnie przystrzyżone i
zadbane. Na poboczu, co parę metrów, stały latarnie, które teraz były
wyłączone, bo słońce na bezchmurnym niebie dawało wystarczająco dużo światła.
Ciężko było opisać jak przyjemnie było odetchnąć świeżym powietrzem. W tle było
słychać szum. Skądś go znałam, ale nie potrafiłam skojarzyć dźwięku.
- Co? - zapytał zdziwiony
Alan.
- Czy
jesteśmy na zewnątrz? - zdziwiła się Sandra. Na twarzy Lily, która stała obok niej, pierwszy
raz od procesu pojawił się szczery uśmiech.
- Jak tutaj
ładnie - powiedziała
rozglądając się tak, że jej niebieski warkocz latał w każdą stronę.
- Nie wiem
czy to jakaś iluzja, hologram czy cokolwiek innego, ale jest tutaj po prostu
pięknie - powiedziała
Alice.
- Może nie
zagłębiajmy się w to, przynajmniej póki, co i nacieszmy się dobrą pogodą? - zaproponowała
Audrey.
-
Rozejrzyjmy się - zaproponowałam i grupa rozdzieliła się. Ściana, od strony budynku była
normalna, ale daleko na lewo, prawo i do przodu rozciągała się natura. Byłam
ciekawa, co tutaj znajdziemy i czy to rzeczywiście jest kolejne, niesamowite
pomieszczenie, czy może rzeczywiście fragment, który pozwala nam do któregoś
momentu wyjść.
Było
naprawdę ciepło, co mi się trochę nie zgadzało. Jeżeli nie byliśmy w kraju, w
którym zawsze były wyższe temperatury, to na świecie panowały ostatnie te
chłodniejsze miesiące. Nie wiedzieliśmy dalej jak długo minęło od naszego
porwania, do obudzenia się w czytelni, ale nie mogło to być zbyt wiele dni.
Miejsce robiło wrażenie. Zastanowiłam się czy mam ochotę iść w głąb parku, żeby
zobaczyć, czy są jakieś granice, ale ostatecznie wiedziałam, że moje ciało mnie
za to znienawidzi, więc wybrałam się w stronę fontanny. Z daleka zauważyłam, że
na jednej z ławek siedział Maks. Podobało mi się to, jak bardzo konkretny był,
ale ciekawiła mnie też jego przeszłość. Wydawał się być bardzo smutnym
człowiekiem. Decyzja została podjęta.
Przeszłam
przez dróżkę zbliżając się do fontanny. Zobaczyłem, że posąg, z którego
wylatywała woda przedstawiał czterech jeźdźców apokalipsy. Motyw średnio
pasował do parku, ale całość wyglądała imponująco. Nie wiedziałam, z czego była
wykonana, ale była trzy razy większa ode mnie.
- Panna
Mayer – przywitał
mnie oficjalnie. Siedział z rękami opartymi o barierkę ławki i lewą nową wyprostowaną
jak się tylko dało. Miał strasznie długie kończyny i siedząc tak przypominał
patyczkowatą bestię.
- Myślałam,
że będziesz coś przeszukiwał, a nie zbijał bąki na ławce w parku – zażartowałam.
-
Odpoczywam. Chciałem się trochę przejść, ale nie ma sensu ciągnąć się z nogą po
lesie, więc pomyślałem, że poczekam na was. Dobrze mi się tu siedzi i jeszcze
lepiej myśli. Słońce to jednak dobra sprawa.
- Myślisz,
że to prawdziwe słońce?
- Wiesz, co
myślę? Myślę, że nie wszystko musimy rozwikłać. To słońce to nie są drzwi
prowadzące do wyjścia. Musimy zbadać tysiąc opcji, ale prawdziwość słońca, tak
długo aż przyjemnie ociepla mój kark może zostać tajemnicą, nawet do samego
końca.
Usiadłam obok niego.
- A ty
czemu nie przeszukujesz?
- Jestem
leniwa – przyznałam.
- Powód
dobry, jak każdy inny.
- Nie nudzi
cię to ciągłe siedzenie w czytelni?
- Wolę
przydać się w ten sposób, niż męczyć ludzi swoim tempem chodzenia – zaśmiał się.
- A nie
boisz się, że ktoś cię tam zajdzie? Przecież ty praktycznie śpisz w tej
czytelni – zaciekawił
mnie, więc brnęłam dalej w ten sam temat.
- Myślę, że
nikt nie wpadnie na ten pomysł – odpowiedział tajemniczo. Na jego twarzy zauważyłam
uśmiech. Co miał na myśli? Nagle podszedł do nas Ethan, Alan, Mycroft oraz
Wendy.
- Co to za
odpoczywanie – zagadał najbardziej muskularny z grupy.
- Źle
znosimy aktywność fizyczną – odpowiedział za mnie Maks. Kiwnęłam głową z
poważną miną.
- Trzeba
sprawdzić, jak daleko sięga ten las – powiedział Mycroft.
- To musimy
kogoś tam wysłać. Czasu nie mamy nieskończenie wiele – zarzuciłam.
- Ja mogę
się tam przejść, ale ktoś musi pójść w dwie pozostałe strony – zaproponował
różowo-włosy.
- To ja
pójdę w tamtą stronę – powiedział Alan wskazując prawą stronę parku.
- Julia
pójdzie z nami zbadać dalszą część ścieżki – zapowiedział Goldenwire. Spojrzałam na niego
zaskoczona.
- Dlaczego
spotkał mnie ten zaszczyt? – zapytałam.
- Trzeba
cię rozruszać – odpowiedział szczerząc zęby.
- A
pozostali? – wskazałam
Audrey, Alice, Sandrę oraz Lily, które kręciły się pomiędzy drzewami.
- Niech
sobie spacerują, przyda im się.
Bardzo niechętnie
się podniosłam i przyłączyłam do grupy Mycrofta. Ominęliśmy fontannę i
przeszliśmy, dalej. Z każdym krokiem tajemniczy szum się zwiększał.
- Dobra, po
co mnie tu zaprosiliście? – zapytałam prosto z mostu.
- Wydajesz
się być mocno neutralna i szczera – wraz z Wendy otoczyli mnie i prawie ścisnęli
między sobą – Możesz pomóc nam coś
ogarnąć?
- Może… W
czym rzecz?
- Wendy
mówi, że za bardzo spoufalam się z Alice i innymi dziewczynami. Nie chcemy tego
jeszcze rozgłaszać, ale trzymamy się, blisko, co jest super w takiej sytuacji.
- Było
super, dopóki nie zacząłeś znowu przystawiać się do wszystkiego, co się rusza –
żachnęła
się Wendy – Nie po to dałam się podejść
twoim numerom i spędzam z tobą czas żeby teraz cierpieć. Nienawidzę
zaangażowania i smyczy. Chcę żyć.
- W tym
miejscu związek, to najlepsze, co może się przytrafić. Przecież stąd nie
uciekniesz, a ja naprawdę cię lubię – odpowiedział. Westchnęłam, ale oni nawet tego nie
usłyszeli. Byli zbyt zajęci sobą.
- Bardzo
dziękuje ci za to, co dla mnie zrobiłeś, ale jeżeli się nie ogarniesz to
poszukam innego wyjścia.
- Pomógł? –
zapytałam
zaciekawiona. Ta rozmowa to był istny cyrk na kółkach i telenowela, ale dobra
informacja zawsze była sporo warta.
- Mój zakaz
nie pozwala mi spać w moim pokoju – zdradziła mi bez większego oporu – Nie rozpowiadaj innym, proszę. Mycroft
przyjął mnie do siebie i oddał swoje łóżko, co nas trochę zbliżyło. Ale
oczywiście głupio dałam się podejść.
- Nie dałaś
się podejść! Chcę zachować dobre kontakty z innymi, przecież nikogo nie
podrywam – wytłumaczył
się jej.
- Nie wiem
czy mogę ci zaufać. Wyglądasz na osobę, która potrafi tylko krzywdzić – w słowach Wendy
słychać było sporo żalu. Patrząc na nią widziałam, że jest bliska płaczu, ale
dzielnie się trzymała.
- Julia,
powiedz jej coś – nie wiedziałam, co powiedzieć. Patrzyłam raz na zrozpaczonego
Mycrofta, a raz na prawie zapłakaną Wendy i zastanowiłem się jak mogę im pomóc.
- Nie
wydaje mi się żeby Mycroft przesadzał – wybąknęłam, z trudem formując słowa.
- Dziękuje
– powiedział
i poklepał mnie w ramię. Wendy nic nie powiedziała, ale widziałam, że nie była
do końca zadowolona. Jakbym jej wspomniała, co zauważyłam z rana na śniadaniu
to pewnie byłaby w jeszcze gorszym stanie, więc ostatecznie byłam zadowolona ze
swojej odpowiedzi.
- Czy to…
morze? – zadał
pytanie Mycroft i wyrwał mnie z rozmyślań. Normalnie nawet nie zwróciłabym
uwagi na taką informację, ale zmiana powietrza, szum i ogromna, sięgająca
horyzontu woda skutecznie obalały moją teorię. Niszczyły całe spojrzenie na
świat. To nie mogło być pomieszczenie. Byliśmy w tym momencie na plaży.
Ścieżka, którą szliśmy sprawnie zamieniała się w coraz większe połacie piasku,
aż w końcu doprowadziła nas na spore kąpielisko. Fale rozbijały się o linię
brzegu, słońce przygrzewało jeszcze mocniej, a oprócz szumu czuć było świeżość.
- Nie
wierzę – szepnęłam.
- Dobra,
jak to możemy wyjaśnić? – zapytał Mycroft.
- Jak dla
mnie to morze. Prawdziwe morze i prawdziwa plaża z prawdziwym piaskiem – powiedziała Wendy,
odsuwając na chwilę problemy miłosne i schylając się. Wzięła w ręce trochę
piasku i rozsypała.
- To jest
niesamowite – powiedziałam
z podziwem. Deptak musiał być na poziomie zero. Nie wierzyłam, żeby nawet tak
bogaci ludzie mogli przenieść morze do budynku. Nie było takiej możliwości.
- Mała,
pobiegniesz po resztę? – zapytał Mycroft. Wendy kiwnęła głową i po chwili zniknęła na ścieżce.
Podeszłam bliżej, tak, że fale rozbijały się tuż pod moimi nogami. Ukucnęłam i
dotknęłam wody. Była zimna, a po sprawdzeniu słona.
- Myślisz,
że to może być jakaś projekcja? – zapytałam.
- Nie wiem.
Nie mam pojęcia jak duże musiałoby być to pomieszczenie, żeby panele
wyświetlające były niewidoczne gołym okiem. Poza tym słońce, fale, jod w
powietrzu… Nie wiem ile by musiało kosztować zrobienie tak realistycznej plaży
– powiedział.
Nie wykluczył tej opcji. Byłam pewna, że Duchy posiadają ogromne pokłady
gotówki, być może nieskończone, a to sprawiało, że nic nie było pewne.
Po
chwili dołączyła do nas cała grupa. Każdy reagował takim samym zdziwieniem.
Cała dziesiątka stała i obserwowała rozbijające się fale.
- Myślicie,
że jakby ktoś popłynął to by się z czymś zderzył, czy rzeczywiście dopłynął
gdzieś dalej? – zapytała Audrey.
- Nie wiem,
co myśleć o tym wszystkim – Alan brzmiał na skołowanego.
- Ale
jeżeli to rzeczywiście jest powierzchnia, a my jesteśmy na dziwnej wyspie – zaczął Maks – To całość musi być pod ziemią. Jak
wychodziliśmy to widać było ścianę, ale nic nad nią. Nie wiem jak to wygląda od
boków, ale póki, co wychodzi, że cały hotel Peccatorum to jeden wielki schron.
Nie wiedziałam, czy do końca zgadzałam się z tą
teorią. Chociaż to by bardzo wiele wyjaśniało. Nie musieliśmy być w górach, bo
hotel mógł być schowany pod ziemią, na małej wysepce daleko od wszystkiego. Nie
wiedziałam jednak jak mogli tutaj dostarczać jedzenie, które codziennie w
dużych ilościach trafiało do kuchni i prąd dla tak ogromnego obiektu. Wyspa,
poza niedużym parkiem i tą plażą nie wyglądała na specjalnie dużą.
- Po bokach
nie ma nic – powiedział
Alan.
- Ja też
nigdzie nie doszedłem – Ethan posmutniał – Używałem
najlepszych zaklęć i sztuczek, ale nic z tego nie wyszło. NIC. Z. TEGO. NIE.
WYSZŁO – wykrzykując ostatnie słowa wypuszczał, w serii błysków, z rękawa
stada gołębi, które wzlatywały w niebiosa. Nie lubiłam go, jako osoby, ale miał
talent do magicznych sztuczek. Lily, Sandra i Alice zaczęły bić brawo, a Ethan
ukłonił się w ich stronę.
- To było
niepotrzebne – stwierdził Maks.
- Skąd masz
te ptaszory? – zaciekawiła się Audrey.
- Magicy i
iluzjoniści nigdy nie zdradzają swoich sztuczek – odpowiedział
tajemniczo. Wiedziałam dokładnie jak działała ta sztuczka. Prawie mogłam
zauważyć sekretnie kieszenie, gdzie wcześniej schował ptaki. Wypuszczał je
oślepiając publikę seriami błysków. Kiedy poznało się kulisy iluzji, to nie
była ona tak zachwycająca, chociaż musiałam przyznać, że Jayden wiedział jak
wykonywać sztuczki i radził sobie bardzo dobrze. Pomagała mu postura. Był
ogromny i mógł w kieszeniach płaszcza i pelerynie schować wiele asów, którymi
później zachwycał publikę. Jak na osobę takich rozmiarów, miał bardzo sprawne
palce i wiedziałam, że mimo wszystko trzeba na nie uważać.
- Wracając
do tematu, powiem, że jak szedłem to wydawało mi się, że zakręciło mi się w
głowie. Możliwie, że działa tam filtr percepcji - powiedział Alan.
- Wcześniej
uderzyłeś się w głowę, może to dlatego? - Alice spojrzała na niego z troską.
- Ja też
poczułem jakąś parszywą magię i nie mogłem wejść za głęboko. Zawsze wracałem na
ścieżkę - potwierdził
Ethan.
- Czyli to
jednak może być podpucha - powiedziałam.
- Nie wiem
jak dobrze muszą być wyposażeni, żeby stworzyć coś takiego - Maks spojrzał
gdzieś w dal.
- Może po
prostu spróbujmy to przepłynąć? - zaproponowała Sandra.
- A jeżeli to morze lub ocean i będziesz
płynąć i płynąć? – zapytała Audrey.
- A jak
zbudujemy łódź? – zaproponował Mycroft wskazując na drzewa – Zrąbiemy je i przepłyniemy kawałek. Jeżeli jesteśmy w ogromnym
pomieszczeniu to musi być jakaś granica.
Jak duże
jest to miejsce, zastanawiałam się. Spojrzałam na zawieszone nad nami słońce. Czy one
rzeczywiście było sztuczne?
- Niestety,
ale nie mogę na to pozwolić - Neri pojawiła się na plaży znikąd. Całą trójka
miała w zwyczaju zaskakiwać swoją obecnością.
- Czy
możesz nam powiedzieć, co to za miejsce? Przecież wiemy, że coś jest nie tak – stwierdziła Sandra.
- Deptak.
Wygospodarowaliśmy wam kawałek ziemi, żebyście mogli trochę odpocząć na świeżym
powietrzu – odpowiedziała
z uśmiechem. Miałam przykre wrażenie, że była najbardziej niebezpieczna z całej
trójki.
- W takim
razie sami sprawdzimy. To po prostu nie klei się pozostałych faktów - Mycroft
zabrzmiał bezczelnie, ale mówił z przekonaniem. Determinacja aż wyciekała z
jego odpowiedzi.
- Skąd
takie śmiałe założenia? – zapytała ironicznie Neri.
- Jak byłem
blisko poznania waszych sekretów to natknąłem się na dziwne pole
elektromagnetyczne, które zakłóca i ukrywa cały budynek. Nie byłaby potrzebna
wokół całego budynku, jeżeli tylko to piętro jest na powierzchni – Nie
znałam się na sprawach informatycznych, ale jeżeli to, co mówił Mycroft było
prawdą, to oznaczało, że wszystko, co widzieliśmy, rzeczywiście było
przygotowaną scenerią.
- Szkoda,
że możecie tylko spekulować. Dodaje w tym momencie nowy zakaz! Zakazuje
uczestnikom gry niszczenia lub zaśmiecania środowiska naturalnego! – duch wręcz
wykrzyczał te słowa, widocznie ciesząc się z pokrzyżowania nam planów.
Porywacze dawali nam dużo furtek, ale nie potrafiliśmy ich póki co wykorzystać.
Mycroft stracił swoją szansę w sali zabaw, a my traciliśmy drugą właśnie w tym
momencie.
Bransoletki
zawibrowały. Spojrzałam na ekran i zobaczyłam szesnastą zasadę, która brzmiała
dokładnie tak jak słowa Neri. Mieli aż taką władzę, żeby słownie wydawać takie
komendy? Może Bobru siedział w ich siedzibie, obserwował sytuacje i zareagował?
Nie zmieniało to tego, jak ciężko było ich zaskoczyć i jak wiele opcji to nam
zabierało. Nagle na plaży zrobiło się ciemniej. Spojrzałam w górę i zauważyłam,
że na czystym niebie zaczęły pojawiać się chmury. Czy zacznie tu padać?
- Ale możemy tam popłynąć jak znajdziemy coś
innego? – zapytała
Wendy.
- Jeżeli to
będzie łódź albo statek to nie na problemu. Pozostałe rzeczy będą traktowane
jako śmieci i karane.
- To
niesprawiedliwe – krzyknęła Lily.
- Jak
czujecie się tak pewnie to popłyńcie wpław. To tyle – po powiedzeniu tych
słów rozpłynęła się w powietrzu.
- To
samobójstwo – skwitowałam
patrząc na fale.
- Ktoś z
was umie dobrze pływać? – zapytała Alice, patrząc na Ethana. Ten odwrócił
wzrok. Nikt więcej się nie odezwał, ani nie zgłosił – No cóż. Wychodzi na to, że nic z tego pomysłu i więcej tu nie zdziałamy,
chyba, że chcecie jeszcze posprawdzać las.
- Ja umiem
pływać, ale to nie jest dobry pomysł – widziałam w oczach Mycrofta, że boi się
potwornie.
- To
odpuśćmy to sobie, przynajmniej do czasu aż obgadamy to z resztą – zaproponował Alan.
- Wracamy?
– zapytała
Sandra.
- Może
posiedźmy i odsapnijmy chwilę na skwerku na środku tego parku? Mamy jeszcze
masę czasu, a pub przecież nie będzie miejscem, gdzie będzie można znaleźć coś
przełomowego. To po prostu kolejna miejscówka, do przesiedzenia i zabicia czasu
– tym razem z
propozycją wysunęła się Alice.
- Ja jestem
za – powiedział
Maks – Każda minuta tutaj sprawia, że
czuję się lepiej. Pomiędzy księgami można się czasami trochę zatracić.
Poszliśmy
w stronę fontanny i rozsiedliśmy się po ławkach. Usiadłam sama na uboczu, chcąc
trochę odpocząć od hałasu i zebrać myśli. Pub, który mieliśmy odwiedzić pasował
schematem do tego, co już poznaliśmy w sali zabaw na najwyższym piętrze części
mieszkalnej. Gdyby dodać do tego siłownię, którą zwiedzała grupa Aarona i Jacoba,
w głowie zaczynał się układać dziwny obraz. Jeżeli to miejsce miało takie
piętra jak to, w którym byliśmy, to dlaczego niektóre pomieszczenia tak szybko
się powtarzały. Może były dużo bardziej rozwinięte, ale, po co dwudziestu
osobom dwa bary w jednym budynku? Zastanawiało mnie też, po co właściwie byty
te pomieszczenia. Miały zapewnić nam rozrywkę i zniechęcić do prób ucieczki?
Znajdowaliśmy kolejne poszlaki, więc wydawało mi się, że Duchy poniekąd chciały
żebyśmy próbowali. Może zależało im na tym, żebyśmy się nie poddali i ciągle
walczyli.
Otaczając
nas natura działała kojąco na zmysły. Chociaż nie widziałam żadnych zwierzątek
to słyszałam ćwierkające ptaki. Słońce, chociaż teraz chowało się za chmurami,
dawało przyjemne ciepło. Powietrze było świeże i czyste. Czy to, co mówili nam
na początku to prawda? Tajemniczy wirus, który miał zniszczyć świat i osłabić
ludzi na tyle, że by sami siebie zabili? Nie czułam się chora. Jedynie zmęczona
pobytem tutaj i lekko podirytowana tym, że nie mogłam nic na to poradzić, ale
nic poza tym. To jak prezentował się ten hotel, filtry percepcji, pole
elektromagnetyczne, wystrój, ilość niewiadomych i cała reszta, sprawiały, że
ciężko było uwierzyć w cokolwiek. Wszystko było niemożliwe i możliwe za jednym
razem. Nie rozumiałam tego i nie wiedziałam, dlaczego tak się działo. Gdybym
mogła otrzymywać jakiekolwiek odpowiedzi to byłoby świetnie, ale nie
zapowiadało się na to. Pytań było coraz więcej z każdą godziną pobytu.
Grupa
podeszła do mnie po niespełna godzinie, mówiąc, że zbierają się z powrotem. Maks
zapowiedział, że jeszcze chwile tu zostanie. Zaświecił książką, która go bardzo
zaciekawiła i dawała nadzieję na informację. Pożegnaliśmy się z nim i
ruszyliśmy z powrotem do drzwi na klatkę schodową. Miałe one naklejoną naprawdę
dobrze wykonaną fototapetę i jak każde przejścia na piętrach hotelu – wyglądały
tak z jednej strony. Od tej drugiej, zawsze to były te same nudne, blaszane
drzwi.
- To co,
teraz pub! – ucieszyła
się Sandra.
- Jak
stoimy z czasem? – zastanowił się na głos Mycroft, który po chwili zerknął na zegarek
wiszący w holu – Dochodzi w pół do
trzeciej.
- Czyli
jest nieźle, będziemy mogli dokładnie zbadać bar… i się napić – ucieszyła się
Alice.
- Nie
wystarczy ci po tym jak skończyło się ostatnie? – zdziwiłam się.
- Przecież
nikt nie będzie się upijał tak jak wtedy. Wypijemy delikatne drinki, może nawet
bez alkoholu i pogadamy. Przecież to idealna okazja żeby się lepiej poznać.
- Ja nie za
bardzo mam ochotę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jak
chcesz. Potem się tylko nie dziw, że ludzie nie chcą z tobą gadać – jej słowa brzmiały
trochę jak groźba, ale bardzo mnie cieszyło, że miałam spokój od bezsensownych
i małostkowych rozmów.
Wsiedliśmy
do windy i wcisnęliśmy przycisk, który odesłał nas na nowe piętro. Klatka
wyglądała tak samo i schody znów znajdowały się po prawej stronie, co według
naszej logiki mogło oznaczać prawe skrzydło hotelu.
- Mogliby
się trochę bardziej postarać z tym wystrojem – powiedział Ethan.
- Naprawdę
nie wystarcza ci to, co widać na poszczególnych piętrach? Klatka jest elegancka
i prosta, nie ma sensu w niej nic zmieniać – w obronie hotelu stanęła Sandra.
- Chodźcie
– urwał
Mycroft i próbując złapać za rękę Wendy ruszył do przodu. Ta się jednak
wyrwała, a on nie próbował dalej. Zaskakiwało mnie, jakie problemy mogą na
kogoś spaść nawet w takim miejscu. Przeszliśmy przez blaszane drzwi i
znaleźliśmy się w niedużym korytarzu. Układ przypominał mi trochę ten przed
pralnią, ale był o połowę krótszy, a oprócz przejścia na końcu miał też odnogę
w bok, gdzie po podejściu zauważyliśmy kolejne wejście.
- Dwie pary
drzwi? – zdziwił się
Alan.
- Może to
wejście na zaplecze, albo jakiś magazyn? – zaproponowała Audrey, prawdopodobnie zgadując na
podstawie własnych doświadczeń.
- Zacznijmy
od tych – zaproponował
Mycroft i ruszył do bocznego przejścia. Podszedł i pociągnął za klamkę, ale bez
skutku – Cholera, są zamknięte.
- Spróbujmy
z tymi drugimi – powiedziałam i tym razem to ja spróbowałam je otworzyć. Te nie
stawiały żadnego oporu.
Weszliśmy
do stylowo oświetlonego pomieszczenia, wypełnionego stołami, krzesłami i
filarami, pomiędzy którymi to wszystko było ustawione. W oczy rzucała się spora
lada, za którą wisiała cała ściana alkoholu na podświetlonych półkach. Obok
znajdowały się stoły z przekąskami, których zapach docierał aż do wyjścia. Całe
skupisko umiejscowiono na lewo od nas, co by potwierdzało teorię Audrey, która
strzelała, że to wejście od zaplecza. Dlaczego jednak było zamknięte? Na prawo
świeciła z daleka nieduża scena, na której znajdowały się trzy rury do tańca. Wszystkie
sięgające sufitu i połyskujące w świetle. Wendy widocznie się rozchmurzyła,
kiedy je zobaczyła.
- No, no – powiedziała Alice –
Wygląda to nieźle.
Wystrój był robiony na styl podmiejskiego baru.
Ceglane wykończenia, podłoga z ciemnego drewna i przygaszone światło dawały
rade. Z głośników leciała piosenka, której nie znałam. Nie byłam wielką fanką
muzyki, raczej trzymałam się pojedynczych starych kawałków, w tym swojego
ulubieńca, ale tego nawet nie kojarzyłam.
- Ładna
piosenka – stwierdziła
Wendy – Aż mnie korci…
Nim
dokończyła podbiegła do przodu i wbiegła na scenę. Płynnym ruchem zakręciła się
na jednej z rur i wygięła się w sposób, który dla mnie skończyłby się poważną
kontuzją kręgosłupa. Ethan i Mycroft wpatrywali się w nią jak w obrazek, a Alan
stanął z boku z założonymi rękoma. Wendy chciała dać pokaz. Nie musiałam się
długo przyglądać, żeby zauważyć, że znała się na tym. Wyginała się, wspinała,
aby po chwili płynnie upaść. Wywijała w tą i tamtą, a jej ciało zdawało się być
jednością z rurą. Wyglądało to efektownie. Alice wykorzystując moment poszła za
bar, gdzie zaczęła przygotowywać drinki. Audrey poszła z nią i z gotowych
przekąsek zaczęła wytwarzać niecodzienne kompozycje, które układała na
talerzach. Sandra i Lily usiadły plecami do sceny, ignorując występ. Też nie
lubiłam patrzeć na osoby, które mnie denerwowały. Mycroft i Ethan usiedli przy
nich, nie zwracając uwagi na poróżnienia i głośno dopingowali wywijającej na scenie
Wendy.
Wykorzystałam
moment spokoju i podeszłam do baru, gdzie zauważyłam drzwi. Pierwszy pomysł,
jaki pojawił mi się w głowie, był taki, że wychodzą na korytarz i to za nie
ciągał Mycroft, ale nie pasowały ułożeniem. Gdy podeszłam bliżej zauważyłam, że
one też są zamknięte. Alice i Audrey krzątały się przy mnie nawet nie zwracając
na mnie uwagi. Grupa musiała z góry założyć, że nie znajdą tu nic ważnego. Nie
podobało mi się to podejście i chciałam, mimo wszystko, to sprawdzić. Burza
oklasków wstrząsnęła całym pubem. Wendy ukłoniła się i dołączyła do stołu, przy
którym siedzieli wszyscy oprócz mnie i Alana. Naczelny pechowiec stał obok i
widocznie się nad czymś zastanawiał. Ja zaczęłam przeszukiwać szuflady, szafki
i półki, żeby zobaczyć, czy nie znajdę niczego przydatnego. Za ladą było
mnóstwo miejsc do sprawdzenia jednak póki, co, wszędzie znajdowałam jedynie bezużyteczne
papiery, długopisy, otwieracze i całą masę podobnych śmieci, które nie dawały
nam żadnych informacji. Przeglądałam je, kiedy grupa zaczęła imprezować.
- Alice,
ale te drinki są zajebiste – powiedziała Sandra.
- Dzięki!
Zawsze je robiłam na przyjęciach rodzinnych, oczywiście dawno, dawno temu, jak
jeszcze miałam rodzinę – zerknęłam i zauważyłam, że przeczesuje włosy, trzymając w rękach
kieliszek – No, ale było minęło. Dawno w
sumie tego nie robiłam.
- Piłem
kiedyś coś bardzo podobnego – zauważył Alan.
-
Niemożliwe. To unikatowa receptura, to musiało być coś innego – odpowiedziała z
uśmiechem.
- Hmm… może
i tak – chłopak nie
wdając się w kłótnię siorbnął głośno.
- To już
druga taka impreza Alice, zdradzisz nam, skąd zamiłowanie? – zapytała Audrey.
- Po prostu
zawsze organizowałam bankiety i imprezy. W domu, w szkole… Polubiłam to jak
ludzie mogą się dobrze bawić na moich zasadach – zaśmiała się. Haha, boki zrywać, pomyślałam zamykając
kolejna szufladę.
- Ja
nienawidziłam organizowania bankietów. Zawsze trzeba było ogarnąć bandę
konowałów, którzy nie odróżniali łyżeczki deserowej od tej do przekąsek – powiedziała Audrey.
- Patrząc
na to jak dobrze gotujesz to i tak chciałabym pojawić się na takim bankiecie.
- Moja
droga, z tego bankietu wyszłabyś cięższa o parę kilo.
Przeglądając
szafkę znalazłam trochę notatek:
- Adelhyde…
Karmotrine… Flanergide…
Były to
zapiski do mieszania drinków. Nie znałam się na tym i nie pomagało mi to ani
trochę.
- Myślicie,
że dałabym radę zatańczyć? Wendy może mnie trochę poduczysz? – zapytała słodkim
głosem Clarisse. Śniadanie cofnęło mi się do gardła. Alice była tak sztuczną i
denerwującą osoba, że czasami robiło mi się źle na sam dźwięk jej głosu.
Ułożyłam mięśnie brzucha i ścisnęłam gardło.
- Jestem
chodzącą życiową porażką i muszę się dowartościować przekolorowanymi
historyjkami – doskonale skopiowałam jej głos, chociaż powiedziałam to na tyle cicho,
że nikt z siedzących mnie nie mógł usłyszeć.
- Nie
lubisz jej, co? – głos za mną mnie tak wystraszył, że aż podskoczyłam. To był Alan,
który stanął po drugiej stronie lady i patrzył na mnie z uśmiechem.
- Nie lubię
sztucznych osób.
- Ludzie
lubią z nią przebywać, w końcu to jej talent – odpowiedział Alan –
Bardzo dobrze naśladujesz głosy.
- Dzięki.
Chłopak
ominął ladę z prawej strony i podszedł bliżej mnie.
- Może ci
trochę pomogę, co?
- Raczej nic
tutaj nie znajdziemy – powiedziałam – Przejrzałam chyba
wszystko, co tu było.
- A ta
szafka? Tu są jakieś klucze! – wyciągnął nieduży koszyk, którego wcześniej nie
zauważyłam. Zanim zdążyłam je od niego wziąć, usłyszeliśmy krzyk. Spojrzałam w
stronę stolików i zobaczyłam, że na scenie stoi Mycroft, który trzymał w
ramionach Alice. Wendy stała i aż kipiała ze złości. Kopnęła krzesło i ruszyła
w stronę wyjścia. Trzasnęła drzwiami i wypadła z pubu. Mycroft wypuścił Alice i
patrzył przed siebie ogłupiałym wzrokiem.
- Leć za
nią idioto – warknęła
Audrey. Chłopak ruszył biegiem i pogonił za Wendy, po chwili znikając w
korytarzu. Kiedy Alice wróciła do stołu sytuacja się uspokoiła. Alan pokiwał
delikatnie głową. Wzięłam od niego koszyk, w którym były klucze. Wszystkie
wyglądały tak samo i już pierwszy zadziałał. Zamek zaskoczył i otworzyliśmy
pomieszczenie, które okazało się być zapleczem. Stały tutaj pudła, beczki i
masa nierozpakowanych jeszcze opakowań. Pokój był znacznie mniejszy od głównej
części pubu. Wydawał się być nie do końca wystrojony, jakby porywacze nie mieli
czasu go urządzać. Odrapane ściany, słabe oświetlenie i mało miejsca nie
pasowały do reszty hotelu.
- Pudła,
pudła i pudła – powiedział Alan podchodząc do stosów i otworzył jedno z opakowań – Alkohol i pakowane przekąski…
Na
zapleczu była jeszcze jedna para drzwi. Otworzyłam je tym samym kluczem i
wyszłam na korytarz.
- To drzwi
na korytarz? – zapytał Alan.
- Tak – odpowiedziałam – Na razie je zamknę, nie ma sensu, żeby
ludzie łazili po zapleczu.
Przekręciłam zamek i podeszłam do pudeł.
-
Przejrzymy je? – zapytał Alan.
- Nie wiem,
czy jest sens. Pewnie to są same pudła, z niczym ciekawym. Ale patrząc, że
tamci chcą sobie jeszcze tu posiedzieć – wskazałam grupę, którą widzieliśmy przez uchylone
drzwi – To możemy równie dobrze to
zrobić.
Alan kiwnął głową i zaczęliśmy przeglądać pudła.
Nie rozmawialiśmy ze sobą, tylko, co jakiś czas zerkaliśmy na siebie, gdy
słyszeliśmy śmiechy i rozmowy od reszty grupy. Nie byłam nawet zła, na to, że
pracowaliśmy we dwójkę. Wolałam pracować w duecie lub sama, niż trzymać się
większej ilości ludzi.
- Julia,
spójrz! – powiedział
nagle podekscytowany. Trzymał w drżącej dłoni kawałek papieru w folii.
Odłożyłam
pudło, które akurat przeszukiwałam i podeszłam do stojącego przy drzwiach
chłopaka. Podał mi zwitek. Zdałam sobie sprawę, że to było coś w stylu faktury.
Serce zabiło mi szybciej. Danych było całe mnóstwo, ale najbardziej
interesowało mnie jedno. Przejrzałam wzrokiem linijki tekstu i znalazłam.
- Wystawiono
dla Hotelu Peccatorum związanego z Instytutem Badawczym Odnowy Komórkowej imienia
Alberto Sora w…
Drzwi zamknęły się. Odwróciliśmy się i
zobaczyliśmy Lokaja, który z uśmiechem na twarzy patrzył na nas.
- Drodzy
państwo mam dla was propozycję – powiedział ciepłym głosem – Oddajcie mi to, co trzymacie, a ja pozwolę wam zachować te informacje,
które zdążyliście przeczytać.
-
Zdobyliśmy tą fakturę legalnie – odpowiedział Alan, chowając ją za plecy.
- To mój
błąd, dlatego chcę żebyście mi pomogli, a ja pomogę wam – odpowiedział
spokojnie.
- W jaki
sposób? – zapytałam.
- Zapłacę
informacją, która pomoże wam iść w dobrym kierunku. Jest coś, co was poważnie
zatrzymuje, a ja postaram się was na to nakierować, dzięki czemu gra stanie się
bardziej uczciwa.
- Jaka to
informacja i dlaczego gra teraz jest nieuczciwa?
-
Wszystkiego dowiecie się za trzy dni jeżeli tylko oddacie mi to, co macie – powiedział
spokojnym głosem – Proszę was.
To
było akurat zaskoczenie. Lokaj, który był jednym z porywaczy się czegoś bał i
to na tyle, że prosił nas o pomoc. Spojrzałam na Alana, a ten kiwnął głową.
Podszedł do Lokaja.
- Jaką mamy
gwarancję tego, że dotrzymasz słowa? – zapytał Alan.
- Żadnej.
Mógłbym jednak zabrać to wam siłą, albo wymyśleć zasadę, która nie dość, że wam
to zabierze to jeszcze was ukarze. Chcę jednak, żebyście nie czuli
niesprawiedliwości z każdej strony, dlatego proponuję uczciwą wymianę.
Wręczyliśmy mu rachunek, który Lokaj natychmiast
porwał i wrzucił do kieszeni.
- Dziękuje.
- Czy ty
nie jesteś zadowolony z tego, co robisz? – zapytał Alan. Z twarzy Lokaja zniknęły emocje.
Przez chwilę wydawał się być pusty i nijaki, ale po chwili odpowiedział:
- Robię coś
dla wyższej sprawy i wydaje mi się, że tylko mój sposób jest słuszny. Będę
jednak pomagał moim Pracodawcom, chociażby chcieli wybić cały świat, a ten kawałek
papieru, który znaleźliście to coś, co pozwoli wam to lepiej zrozumieć. Do
zobaczenia.
Po powiedzeniu tego wyszedł, zostawiając nas
samych w pomieszczeniu.
-----------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
- oraz Patroni z niższych progów
Oh boi, skoro rozdział jest z perspektywy mojej postaci, to wypadałoby coś napisać, huh?
OdpowiedzUsuńOgólnie ten epizod, chociaż ma na razie tylko dwa rozdziały, podoba mi się o wiele bardziej niż pierwszy.
Co do tego rozdziału, JAK MOGLIŚCIE ZROBIĆ TO MAYER? Zostawić ją z kłócącą się parą, to okrutne ;_; Sytuacja z fakturą i lokajem- zajebista, w końcu coś się dzieje. Same przedstawienie mojej postaci wam wyszło. Lubię ten sassy attitude i trochę "krawędzi", na razie zapowiada się świetnie. Ponowne pojawienie się Alana jako jednego z "bohaterów" rozdziału jest ciekawe. Oh tak, miałam nadzieję, że Julia będzie używała swojego talentu do parodiowania postaci, które ją irytują, tak jak w tym przypadku Alice, ten fragment jest chyba moim ulubionym.
Fajne nawiązanie do Vallhalli :)
Myślę, że naprawdę to będzie lepszy epizod, ogólnie jest jednym z moich ulubionych, trochę jak drugi w pierwszej Ronpie :D Chciałem bardzo umieścić Mayer w takiej sytuacji, która będzie dla "normalnej" osoby ciężka do zniesienia, a już dla samej Brzuchomówczyni po prostu koszmarna. Błędy gonią błędy i nakręcą akcje i tempo tego epizodu. Alana lubię umieszczać w takich rolach, po prostu strasznie pasuje do takich scen. Taki sidekick-bohater z prawdziwego zdarzenia. Cieszę się bardzo, że postać pasuje, bo w sumie przyjemnie mi się ją pisało.
UsuńNawiązanko do Vallhalli wpadło nam do głowy podczas dzisiejszej korekty xD Ale aż się prosiło :D
Dzięki za komentarz!
Hmm...perspektywa Mayer, zapowiadało się super było świetnie scena z parodią Alice ❤️. Jak ja lubię jak ciągle Alan jest takim typowym (jak nie wiem kogo tam wpisać, a no tak mam Alana on do wszystkiego pasuje xD). Nawiązanie do Vallhalli wyłapane oczywiście choć muszę jeszcze końcówkę tej serii nadrobić. Jak usłyszałem, że będzie pub to miałem nadzieję na właśnie taki wystrój. Deptak, cóż no muszę przyznać, że nie tego się spodziewałem, raczej pierwsza wersja czyli sam dosłowny Deptak/Park mnie nie zaskoczył, bardziej to że było tam morze i plaża no i wsumie las to już raczej nie sam Deptak, coś czuję że plaża to karta pułapka tego epizodu/rozdziału. Jeśli chodzi o przydzielenie Mayer do spraw miłosnych to parskłem śmiechem jak czytałem. Nie mniej jednak moja głowa przez cały rozdział była skupiona na Elizie, nie wiem co jest ze mną ale coraz bardziej czuję gdzieś w żołądku, że Farmaceutka zginie w tym rozdziale. Nie jest to oczywiście niczym głębszym uzasadnione ale się boję. Rozdział jak dla mnie 2 najlepszy po rozdziale z perspektywy Łyżwiarz (*)
OdpowiedzUsuńKtoś musiał wylać trochę frustracji ludzi na postać Alice ^^ Alan to taki "Ultimate Zapychacz Idealny". Cieszę się, że nawiązanko się spodobało. Wystrój pubu to, jak dla mnie, idealny wystrój - klimatyczny i z klasa zarazem. Deptak to dosyć specyficzne piętro, na którym będzie się jeszcze trochę działo, w końcu to jedyne miejsce, do którego dochodzi słońce ^^ Mayer i klinika złamanych serc xD Super, że są obawy, co do postaci, to znaczy, że się wciągnęliście w klimat i rzeczywiście to przeżywacie :D Zobaczysz sam, już niedługo ^^ Myślę, że w tym epizodzie będzie jeszcze dużo dobrych rozdziałów :D
UsuńDzięki za komentarz!
Fajna ta Mayer taka aggressive style, tylko jakby tak głośniej mówiła, a nie pod nosem. xD Może za parę chapterów ... No i cierpliwie nadal czekam na rozdział best girl Alice :(
OdpowiedzUsuńAż strach pomyśleć jakby wyglądał taki Alice-rozdział :D
UsuńDzięki za komentarz!
Chociaż raz spóźnione powiadomienie z fb na coś się przydało i przypomniało mi o rozdziale. I to tak ciekawym rozdziale ♥
OdpowiedzUsuńZdecydowanie podobają mi się nowe piętra, szczególnie deptak ♥ Sama chętnie spędzałabym czas, jest genialny, nawet jeśli okaże się być tylko iluzją ♥ Myślę, że Carmen dobrze by się tam odnalazła ^^ Pub był dokładnie taki, jak wyobrażam sobie wszystkie puby. Ceglane ściany, drewniana podłoga, stoliki, po prostu czuć klimat miejsca, w którym można się zrelaksować. Albo pobić, do czego Goście wydają się być bardziej skłonni c: I oczywiście nawiązanko do Vallhalli wyłapane ♥
Perspektywa Julii podobała mi się, chociaż do samej postaci ciągle podchodzę bardzo neutralnie. Jest interesująca, chłodna, ale nie zrobiła "tego czegoś" co by mnie do niej przekonało. Jednak wciąż daję jej szansę ^^
Co do konfliktu Wendy-Mycroft-Alice to jestem ciekawa, co dzieje się między nimi, kiedy ich nie widać. Zaczynam patrzeć na Hackera trochę bardziej podejrzliwie, chociaż spodziewam się, że to wszystko chamska gierka Przyjaciółki. I szczerze lubię ją i jednocześnie nienawidzę za to, że jest taka wkurzająca xD
I kocham bardzo za występowanie Alana tak często ♥ Chyba nic mnie tak nie cieszy jak jego obecność ♥
Scena na końcu rozdziału to jeszcze bardziej chamski Bolsat niż dzielenie true enda Zero Escape na części xD Ale przyznaję, końcówka była boska i czekam aż dowiemy się więcej ♥
Chociaż raz przypomnienia o rozdziale uratowały kogoś :D Deptak to super piętro, pub to klimat sam w sobie, ale myślę, że deptak to jedna z bardziej tajemniczych lokacji, przynajmniej z tych normalnych. Vallhalla wciąż jest wśród nas.
UsuńPostacie w Pecca w sumie dzielą się na te miłe (Alan, Carmen...) i te mniej miłe, jak chociażby Julia ^^ Myślę, że ten podział dzieli też ludzi czytających na dwie grupy. Przyjaciółka lubi zamęt, więc nie należy się dziwić, jeżeli tak będzie :D A ten "trójkąt" miłosny to idealny tego przykład.
Bolsat jak bolsat, jeszcze dużo przed nami w tym epizodzie ^^
Dzięki za komentarz!
Więc Bobru bardzo mi się podobał ten rozdział ale chciałbym skupić się na pewnym aspekcie.
OdpowiedzUsuńZauważyłem że wszystkie postacie do tej pory widzą że Maks jest smutnym człowiekiem. Jednak z tego co widzę to wydaje się jakby czuł satysfakcje z tej całej sytuacji w hotelu. Zajmuje się rzeczami które go odciągają od pisania, ma możliwość wykazania się swoją inteligencją i czuje się przydatny. Moja teoria jest taka że nie śpi w swoim pokoju bo tam jest za dużo rzeczy które mu przypominają o tym że powinien próbować pisać dalej i ciągle się przepracowuje w bibliotece by nie móc pracować nad kolejnym dziełem i się ciągle zawodzić.
Nie mogę się doczekać rozdziału z jego perspektywy. (A i ciesze się że on spędza czas na deptaku bo to bardzo do niego pasuje)
Maks jest bardzo ponurą osobą, ale to prawda - w hotelu przeżywa drugą młodość. Daleko temu jeszcze do tego, do czego tak usilnie dąży, ale to więcej niż jest mu teraz potrzebne aby jakoś cieszyć się życiem. Maks w sumie, patrząc na to jak szybko przetwarza dane, ma naprawdę dużo roboty.
UsuńDzięki za komentarz!
Pytanie nie dokończa związane z fabułą a samym blogiem. Wysłalibyście może źródło lub paczkę z utworami? Bo szukałem ostatnio jakiejś muzyki do pisania i niektóre utwory mi się spodobały ale nie wiem jak je znaleźć.
OdpowiedzUsuńTaki protip. Kiedy dana nutka ci się odpala i jesteś zalogowany na youtubie na danej przeglądarce to masz ją w historii swoich filmów C:
UsuńDzięki nie wiedzialem o tym
UsuńJa wiem, że ja opóźniona sporo jestem, ale jeśli już czytam, to coś powiem. Ten epizod zaczyna się naprawdę genialnie. Czekałam na podzielenie się swoją sympatią i antypatią do niektórych osób aż będę mogła bardziej poznać niektórych z nich i chyba teraz jest na to dobry moment. Już teraz bardzo polubiłam Alana, Aarona, Yame, Sandrę i Carmen, za to jedyną postacią, którą naprawdę nie lubię, jest Alice. Chyba ona miała właśnie taka być - upierdliwa i nachalna, robiąca same problemy, chociaż teoretycznie lepiej powinien generować dramy Samfu. Ale sam rozdział był świetny, teraz dopiero możemy naprawdę obserwować relację pomiędzy gośćmi hotelu i skupić się na ich słabościach, przynajmniej ja tak to odczuwam. Czuję w kościach, że kolejne będą jeszcze lepsze. Brawo dla Was za stworzenie tego!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że taki zestaw postaci akurat się spodobał :D Chociaż na moment pisania byłem bardzo zadowolony z rozwoju poszczególnych postaci, to na pewno przyszły projekt to będzie próba wyniesienia tego wszystkiego poziom wyżej ^^ Mimo wszystko myślę, że jak początek (który według wielu osób często jest wolnym i chaotycznym momentem powieści) się podoba, to myślę, że dalej będzie tylko lepiej ^^
UsuńDziękuję za komentarz!