Epizod II - Rozdział 12: Dobry człowiek (Aaron Masayoshi)
Epizod II: Trafiony,
zatopiony
Rozdział 12: Dobry człowiek (Aaron Masayoshi)
Epizod II czas zacząć! Zaczynamy od perspektywy Aarona, myślę, że bardzo ciekawej. Postaraliśmy się przekazać wam pełnie wnętrza tego powierzchownego chama i buraka i pokazać, że jest znacznie ciekawszą postacią, kiedy wejdzie się do jego głowy. Zobaczycie jak wyglądają godziny po procesie i jak reagują na to wszystko poszczególne postacie. Zapraszamy do czytania i zachęcamy do dołączenia do dyskusji po przeczytaniu!
----------------------------------------------------------------------
Głowa
głucho upadła do koszyka. Następnie obraz zniknął. Nie odwracałem wzroku, ale
nie było to spowodowane ciekawością, tylko szacunkiem do życia. Raphael był
mordercą i próbował zabić nas wszystkich, ale wciąż był człowiekiem, a byłem
przekonania, że każde życie się liczyło, nawet w tych warunkach. Nie mogłem
uwierzyć, że naprawdę znajdowałem się w hotelu ukrytym od całego świata,
zaczęliśmy się zabijać, a co najśmieszniejsze sami wprowadziliśmy kolejną osobę
do grobu. Śmierć Łyżwiarza leżała na naszych sumieniach, ale nic nie mogło tego
zmienić. Albo my, albo on. Wybór był oczywisty.
Proces
pozostawił po sobie jednak pewien niesmak. Ekran pokazujący egzekucję zgasł, a
my staliśmy w ciszy, którą przerywały tylko świszczące płomienie świec. Podczas
walki o życie z człowieka wychodziły najgorsze cechy. Ja byłem podejrzliwy
wobec wszystkich, ale niektórzy wręcz rzucali sobie kłody pod nogi, byleby
tylko ocalić własne życia. Nie chciałem ich oceniać, wiedziałem w głębi, że
gdybym ja był jedną z osób podejrzanych to ratowałbym siebie w podobny sposób.
Podobało mi się jednak to, jak wyglądała cała analiza. Badanie różnych
problemów informatycznych przebiegało często w podobnym stylu, ale tutaj było
tyle szczegółowości i skupienia się na detalach, że czułem się szczerze
podekscytowany. Żałowałem jedynie, że ekscytacja była oparta o śmierć dwójki
osób. Czułem się tak bardzo bezsilny.
- Samolubny dupek – mruknął
wystarczająco głośno Mycroft.
- Wykorzystanie
nieprzytomnej ofiary to hańba – wykrzyknął Rewolwerow – Niech jego dusza smaży się w piekle.
- Myślałem, że
komuniści nie wierzą w piekło – zdziwił się Yama.
- Podałem przykład
żebyście zrozumieli poziom mojej frustracji Towarzyszu – odpowiedział
automatycznie.
- Przepraszam, że
cię podejrzewałem - Alan spoglądał w stronę Elizabeth, która patrzyła na niego spokojnym
wzrokiem.
- Nie masz za co
przepraszać. Jedynie ja mogę przeprosić ciebie. Specjalnie zachowywałam się
podejrzanie, bo chciałam sprawdzić jak daleko jesteś w stanie się posunąć. Całe
szczęście się nie zawiodłam.
- To był test? - zdziwił się
chłopak.
- Chyba
zachowywałam się wystarczająco podejrzanie, co?
- Myślę, że wszyscy
powinniśmy siebie przeprosić - przerwała nagle Wendy - Za te oskarżenia i podkopywanie pod sobą dołków.
- Bzdura - powiedziała
spokojnie Cecily - Ja bym wolała żeby
wszyscy, o ile dojdzie ponownie do takiej sytuacji, zaakceptowali to, że każdy
walczy o swoje życie i życie osób z grupy. Nie ma sensu się obrażać. Trzeba
walczyć!
- Ja myślę, że
powinniście się wszyscy wstydzić! - krzyknęła Agatha - Zginął człowiek! Jeden z nas! Jak możecie być tak bezduszni?
- Mówisz o
agresywnym pijaku, czy o jego mordercy? Stało się. Trzeba to przegryźć - odpowiedziała
Sandra. Paskudny nastrój wisiał niby chmura nad grupą. Niektórzy się nawet nie
odzywali, tylko patrzyli w milczeniu przed siebie.
- Zamknij się i
okaż nieco szacunku - powiedziałem zaciskając pięść. Nie lubiłem takich interakcji.
Zerknąłem na Mycrofta. Siedział cicho, a na jego twarzy widać było niepokój.
Zawsze taki był w dwóch przypadkach - gdy wygrywał, albo gdy się mocno nad
czymś zastanawiał. Podejrzewałem, że to on zabił Dismasa, ale tym razem to nie
była jego wina. Ludzie myśleli, że przesadzam, a wiedziałem, że ten człowiek
był po prostu zły. Nie oznaczało to, że ja jestem dobry, ale on zdecydowanie
był paskudną osobą.
- Myślę, że dzisiaj
już nie ma sensu nic ustalać. Jesteśmy zmęczeni i trzeba odpocząć. Która w
ogóle jest godzina? - zastanowił się Jacob.
- Dochodzi
szesnasta. Obiad będzie czekał na państwa w jadalni - Lokaj włączył się
do rozmowy naturalnie, jak zawsze. Nie widać było w nim kata, który ściął
Raphaela, ale nie miałem wątpliwości, że to on krył się pod kapturem.
- Jeżeli myślicie,
że będziecie nas kontrolować to się grubo mylicie – wykrzyknęła Alice –
Nie damy się podejść waszym sztuczkom.
Nikt więcej już nie zginie!
- Nie nudzi cię to?
– zapytała
Neri – Powtarzacie to już po raz setny, a
dopiero, co straciliście dwie osoby, w tym jedną własnoręcznie zaprowadziliście
na egzekucję. Ciężko uwierzyć w wasze dobre zamiary.
- Ciężko jest
uwierzyć w wasze, skoro zasłaniacie się ratowaniem świata, a traktujecie nas
jak tanią formę rozrywki – odgryzł się Samfu.
- Zaznaczę raz
jeszcze, że nie każemy wam się zabijać. Sami to robicie.
- Czym wy jesteście? –
podobne pytanie zadał wcześniej Rewolwerow, ale teraz padło z ust Maksa – Średnio wierzę w zjawiska paranormalne, ale
jedyne, co przychodzi mi na myśl to duchy.
- Jesteśmy duchami – odpowiedział
Bobru – Zginęliśmy jakiś czas temu, ale
dzięki odpowiedniej aparaturze możemy tu teraz być, niestety tylko pod taką
postacią. Walczymy, żeby to zmienić, ale to nic prostego.
Informacja
rozeszła się po nas, niczym kręgi po wodzie. Porwały nas duchy? – taka myśl zagościła do mojej głowy i brzmiała
nierealnie. Parsknąłem pod nosem, nie mogąc uwierzyć w taką historię. Byłem
pewien, że da się to logicznie wytłumaczyć, a porywacze robią sobie z nas
żarty, nie pierwszy raz.
- Dowiecie się
niedługo wielu ciekawych rzeczy, ale póki, co czas kończyć. Długa dyskusja
potrafi wymęczyć – powiedział Bobru.
- Proszę się niczym
nie przejmować, jutro otrzymacie coś, co powinno was zainteresować. Możemy się
umówić w południe w czytelni – zapowiedział Białowłosy.
- Nic od was nie
chcemy – burknął Yama.
- Właściwie to chcemy.
Nie po to zginęły dwie osoby, żebyśmy nie dostali żadnych nowych informacji – powiedział
Detektyw.
- Chcesz grać z nimi w
tą grę Jacob? – zapytała Audrey, która wyglądała na naprawdę przybitą.
Zabranie jej zakazem, możliwości krzyku to było jedno, ale teraz zdawała się
być złamana. Nie było śladu po kobiecie, która rozstawiała wszystkich po
kątach.
- Tak. Przed tą sprawą
stanęliśmy w martwym punkcie, a teraz mamy szansę na kolejne informacje. Jeżeli
nie chcemy żeby śmierć Dismasa i Raphaela poszły na marne, powinnyśmy z tego skorzystać.
- Od teraz będziemy
was odwiedzać. Skoro się już poznaliśmy… - Neri powiedziała lekko
uśmiechając się.
- Najsmutniejsze jest
to, że niedługo znowu się tu zobaczymy – westchnął teatralnie Bobru.
- Nie ma sensu ich
dłużej słuchać. Chodźcie. Wracajmy – zaproponowałem wchodząc powoli w górę,
dokładnie tą samą drogą, którą desperacko próbował uciec Łyżwiarz.
Grupa
powolnym krokiem ruszyła za mną. Milczeli. Najgorzej ze wszystkich wyglądała
Fryzjerka, która poza paroma przebłyskami podczas procesu siedziała cicho.
Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć i była blada jak ściana, co nie zwiastowało
nic dobrego. Wendy szła obok Mycrofta i rozmawiali o czymś po cichu z grobowymi
minami. Cecily obserwowała grupę i wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała.
Nie widać było u niej strachu, czy innych emocji. Samfu trzymał się niedaleko
Audrey, Yamy oraz Jacoba. Patrzyli przed siebie i nie rozmawiali ze sobą. Ja
prowadziłem, a tuż obok mnie podążała Carmen, Agatha i Olivier. Alan wyglądał
na zakłopotanego, a szedł obok Elizabeth,
która coś mu tłumaczyła. Kiwał smutno głową, raz na jakiś czas. Maks pogrążony
w myślach, kuśtykał prawie na samym końcu, mamrocząc coś pod nosem. Alice szła
kawałek za Sandrą, która próbowała pocieszyć Fryzjerkę, z marnym skutkiem.
Julia spoglądała na pozostałych, najwyraźniej obserwując rozwój sytuacji
podobnie jak ja. Rewolwerow i Ethan zamykali pochód od lewej do prawej, nie
zwracając uwagę na resztę i skupiając się na sobie. Komunista pogwizdywał coś
wesoło, a Iluzjonista wyglądał jakby zjadł cytrynę, bo jego twarz wykrzywiała
się cały czas.
Wspięliśmy
się na górę i przeszliśmy przez drzwi do pomieszczenia, w którym mogliśmy
przyjrzeć się dowodom. Teraz było tutaj całkowicie pusto, ale światło wciąż oświetlało
dokładnie ten sam punkt, w którym wcześniej stał stół. Przeszliśmy obok niego
obojętnie, zmierzając w kierunku windy. Wcisnąłem przycisk i oparłem się o
ścianę. Byłem bardzo poddenerwowany i w głowie prowadziłem prawdziwą bitwę.
- Ktoś będzie chciał
przedyskutować w jadalnie to, co się stało? Tak wstępnie? – zapytał Jacob –
Chciałbym jutro to wszystko ogarnąć i
zebrać fakty, ale dzisiaj chyba nikt nie będzie miał na to siły.
- Wszyscy powinni coś
zjeść. Tyle stresu i głód mogą być niebezpieczne – powiedziała Elizabeth.
- Masz strasznie dobry
węch – zmieniła temat Julia – Nikt
oprócz ciebie nie wyczuł tego wybielacza.
- Chemikalia są dla
mnie tak charakterystyczne, że nie potrafię zignorować tego zapachu.
- Ja z chęcią coś zjem
– powiedział Yama.
- Ja też – dodałem.
Do grupy dołączył Maks, Audrey, Sandra, Elizabeth, Alice oraz Samfu.
Wsiedliśmy
do windy i wcisnęliśmy przycisk, odsyłający nas z powrotem do recepcji. Gdy
tylko dojechaliśmy na miejsce to guzik od Sali Procesowej się odcisnął i zrobił
szary. Zakląłem pod nosem. Miałem nadzieję, że po tym jak wszystko się uspokoi
będziemy mogli jeszcze raz przeszukać miejsce, gdzie odbywał się proces. Wciąż
poszukiwaliśmy poszlak, a miejsca do przeszukiwania się kończyły. Najbliżej
znalezienia użytecznej informacji był Mycroft, który zmarnował swoją szansę.
Nie dziwiłem się. Zawsze ryzykował i robił o jeden krok za dużo, co przypłacał
tracąc wszystko, dlatego nasza rywalizacja wciąż trwała. Potrafił jednak
naprawiać swoje błędy nieczystymi zagrywkami, które potrafiły być bardzo
niebezpieczne. Pamiętałem moment, gdzie wygrał konkurs programistyczny przez
to, że zniszczył życie swojego konkurenta, podrywając jego dziewczynę.
Przeciwnik był tak załamany, że nie mógł się skupić na swojej robocie, co zostało
bezbłędnie wykorzystane przez Mycrofta.
Większa
część grupy odłączyła się i ruszyła w stronę sypialni. Pozostali poszli w
kierunku jadalni. Byłem głodny, zjadłem skromne śniadanie, a cała sytuacja
sprawiła, że dopiero teraz uderzyły we mnie moje potrzeby. Z kuchni przywitały
nas przecudowne zapachy. Lokaj potrafił gotować prawie tak samo dobrze jak
Audrey. Nałożyłem sobie porządną porcję ryżu, trzy kotlety i zalałem to
wszystko grzybowym sosem. Do niedużej miseczki dorzuciłem małą porcję surówki z
marchewki i usiadłem, czekając aż wszyscy napełnią tace jedzeniem.
- Cieszę się, że tak
dobrze ogarnęliście ten proces – powiedział Jacob, gdy usiedliśmy. Wszyscy
zebrali się przy jednym stole.
- Ja nie za bardzo wiedziałam,
co się dzieje, przez co czuję się jeszcze gorzej – zauważyła ze smutkiem
Audrey.
- Nie zawsze to
wszystko jest takie proste, jakby mogło się wydawać. Niektóre sprawy po prostu
nie są takie oczywiste dla wszystkich.
- Ja też nie
ogarniałem – przyznał Samfu przeżuwając głośno pokarm.
- Myślę, że liczy się
to, że znaleźliśmy sprawcę, a nie, kto jak „ogarniał” – Maks zabrzmiał
nieco opryskliwie.
- No tak, ale popatrz
na to w ten sposób. Planujesz morderstwo i widzisz, kto rozłożył poprzedniego
sprawcę na łopatki. Kogo atakujesz? Kogoś, kto ogarniał najbardziej na
poprzednim procesie.
- Niestety tak to może
działać. Dlatego to ważne, żebyście wiedzieli jak to wszystko rozłożyć i
przeanalizować jakby mnie zabrakło – powiedział Jacob.
- Przestań tak mówić!
– Audrey była na granicy krzyku, ale gładko uspokoiła głos – Nawet nie waż się tak mówić.
- Taka jest prawda.
Trzeba to zaakceptować.
- Ja jestem ciekaw,
czemu zaczęłaś sprowadzać podejrzenie na siebie? – Alice skierowała to
pytanie w stronę Elizabeth.
- Wiedziałam, że jak
bezpośrednio zacznę wskazywać na kogoś to wszyscy zaczną mnie bardziej
podejrzewać. Wolałam zaskoczyć szyfrem żeby podać wam sprawcę na tacy. Po tym,
co się wczoraj stało zdziwiłabym się gdybyś ty okazała się sprawczynią – wyraziła
zdziwienie.
- Mamy teraz właściwie
jakiś plan? – zapytał Yama.
- Wydaje mi się, że
będziemy mogli dostać się teraz do nowych obszarów w tym hotelu – odpowiedział
Jacob po chwili zastanowienia.
- Wciąż nie zdążyliśmy
sprawdzić tego z windą – zauważyłem.
- Mnie zastanawia to,
gdzie jest sala procesowa – Elizabeth odsunęła tacę na bok – Winda jedzie tam trochę dłużej.
- To prawda, ale
pewnie to miejsce jest odseparowane, bo byli tam… oni – Alice wzdrygnęła
się.
Tajemnicze
duchy wzbudziły nie lada sensacje. To miejsce nie przestawało zaskakiwać, ale
widmowi gospodarze byli wisienką na torcie. Nie potrafiłem zrozumieć, jakim
cudem istnieli. Nie wierzyłem w zjawiska paranormalne, a dwa z nich trzymały
mnie teraz w tym miejscu i kazały zabijać resztę.
- Myślicie, że oni
naprawdę są duchami? – zapytała Alice.
- Ja myślę, że jest
jakieś logiczne wyjaśnienie tego wszystkiego – odpowiedział Jacob z
pewnością w głosie.
- Właściwie to jest
dużo raportów, które potwierdzają istnienie duchów – Pisarz splótł ręce i
oparł na nich szczupłą twarz – Kiedyś,
jeszcze w moim domu, czytałem o nawiedzonym domu na Ukrainie. To takie państwo
niedaleko Polski. Oczywiście brałem całą historię z lekkim dystansem, ale
powiem wam, że tamtejsze doniesienia były interesujące. Grupa naukowców wybrała
się zbadać miejsce z profesjonalnym sprzętem – kamery termowizyjne,
rejestratory dźwięków i cała masa sprzętu, który służył do wyłapywania
niespotykanych zdarzeń. Całej ekspedycji przewodził Dymitr Wolaszko, renomowany
specjalista od badania zdarzeń paranormalnych. Spędzili parę nocy w tym nawiedzonym
domu i dowiadywali się wielu ciekawych faktów, z których najciekawszy był taki,
że w tym samym miejscu, tylko pięćdziesiąt lat wcześniej była podobna
ekspedycja, która zakończyła się porażką. Wszyscy, którzy weszli przeszukać
dom, już z niego nie wrócili. Ekspedycji pana Wolaszko się jednak udało, z
jedną stratą. Pan Wolaszko nie opuścił tego miejsca, a słuch po nim zaginął. Pozostali
z grupy zrobili ogromny rausz w mediach i chcieli nagłośnić sprawę. Wiecie, co
się okazało? Wolaszko rzeczywiście zaginał, tylko, że pięćdziesiąt lat
wcześniej. To on był jednym z tych, którzy zginęli podczas tej ekspedycji.
Przeszedł
mi po plecach delikatny dreszcz, ale w porę się opanowałem. Zwyczajnie nie
wierzyłem w takie historie.
- Dziwna historia – westchnął
Yama wkładając ręce do kieszeni.
- Myślicie… myślicie,
że oni też zginęli i to są ich dusze? – zapytała Alice.
- Może dlatego nas
tutaj zamknęli! Nie mogą wyjść z tego hotelu, bo ich dusze mogą być tylko w
tych miejscach – Sandra podłapała temat.
- Wątpię – skwitowała
to krótko Elizabeth – Ale wierzcie sobie
w co chcecie. Ja chcę wiedzieć jak wygląda dalej plan. Jak myślicie, co nam
powiedzą na tym spotkaniu w południe?
- Myślę, że ogłoszą
kolejny motyw – rzucił Yama.
- A co niby teraz było
motywem? – zdziwił się Samfu.
- Bransoletki rzecz
jasna – wtrącił się Jacob.
- Tylko, że
bransoletek nie mogliśmy uniknąć. Teraz też pewnie nie będziemy mieli wpływu,
na to, co się dzieje.
- To akurat ustalimy
jutro, chociaż ja osobiście myślę, że możemy dostać się na kolejne piętro, a
może nawet piętra. Tak zapowiadał to Lokaj. Pamiętacie jak wspominał o tym, że
nie chcemy dożyć momentu poznania pracodawców? Tak samo mówił o otwarciu
pięter, a Duchy poznaliśmy podczas procesu. Myślę, że jutro będziemy mieli
sporo do przeszukania.
- Nie uważacie, że
powinniśmy coś zrobić z tymi, którzy ciężko to znieśli? – wtrąciłem gdy
skończył mówić, bo nie dawało mi to spokoju. Spoglądałem na Audrey i serce
pękało mi na dwa kawałki. Była dobrą kobietą. Przypomniałem sobie sytuacje z przeszłości,
gdy siedziałem z Carrie na ławce w parku. Była wyjątkową dziewczyną w moim
życiu, ale w pewnym momencie zaczęła się zachowywać bardzo specyficznie.
Odsuwała się ode mnie. Były to najlepsze lata mojego życia, długo przed tym jak
zasmakowałem na dobre w informatyce, chociaż już znałem Mycrofta. Carrie była
moją dziewczyną, którą kochałem bardziej niż kogokolwiek w całym życiu. Pewnego
dnia zniknęła bez słowa po dwóch latach związku i złamała mi nie tylko serce,
ale też duszę. Podejrzewałem o całość Mycrofta, ale ten nigdy się do tego nie
przyznał. Nie zobaczyłem jej już nigdy więcej, całkowicie zniknęła z mojego
życia. Na jednym z ostatnich spotkań miała minę podobną do Audrey. Taki wyraz
twarzy nie oznaczał u kobiety nic dobrego.
- A nie jest tak, że wszyscy
to ciężko przeżyli? Chyba nikt nie jest przyzwyczajony zbytnio do śmierci
znajomych osób? – zapytała Alice.
- Znajomych osób?
Jesteśmy jak zwierzęta czekające na dogodną okazję. Nie ma czego przeżywać,
trzeba cieszyć się, że udało się przeżyć – parsknęła Uwodzicielka i wstała
– Ja zjadłam, lecę spać. Wcześniej może
złamie zakaz Samfu. Branoc!
- Czy ona…? – Samfu
spłonął rumieńcem.
- Ja też idę – dodała
Elizabeth – Jutro postaram się być na
śniadaniu.
Ciekawiła
mnie jedna rzecz, więc gdy Elizabeth ruszyła do wyjścia to rzuciłem krótkie
pożegnanie i wypadłem za nią.
- Hej – zawołałem
– Mam do ciebie pytanie.
- Aaron? Jak ci mogę
pomóc? – zapytała. Zamknąłem drzwi i ruszyłem z nią powoli korytarzem.
- Naprawdę martwię
się, że przez to wszystko… może być kiepsko. Zastanawiałem się czy znasz może
jakąś mieszankę uspokajającą, czy cokolwiek. Wiem jak depresja i inne stany
mogą kopnąć w dupsko, a nie chcę żeby coś takiego się tu stało.
- To urocze, że się
tak troszczysz, ale leki na każdego dołka to kiepska droga.
- Nie chodzi mi o coś
mocnego, a coś, co pomoże się… no nie wiem, zrelaksować?
- Jeżeli chcesz
zajarać to jedyna osoba, która wyglądała na zdolną coś tutaj skołować już nie
żyje – uśmiechnąłem się pod nosem słysząc te słowa.
- Coś na uspokojenie?
– zaproponowałem.
- Mam sporo ziół,
które mogą się nadać. Ale dalej nie uważam żeby to był dobry pomysł. Na pewno
nie dla całej grupy, a jakbyś chciał to podrzucić to tylko do wspólnego gara z
jedzeniem.
- A co jeżeli przekonam
te osoby?
Elizabeth zatrzymała się, gdy dotarliśmy do recepcji.
- Pomogę ci, ale w
swoim stylu. Zaufasz mi?
Spojrzałem jej w oczy. Wyglądały szczerze, tak jakbym mógł
jej zaufać.
- Nie jestem w stanie
zaufać nikomu – powiedziałem – Chcę
mieć jakąś pewność.
Elizabeth wyglądała na nieco zaskoczoną, ale nie odwróciła
wzorku.
- Daj mi czas do
jutra, to wszystko ogłoszę na śniadaniu.
Kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam. Cieszyłem się, że
ktokolwiek chce coś z tym zrobić.
- Dobra, to ja lecę
spać. Uważaj na siebie Aaron.
Elizabeth
ruszyła przodem, zostawiając mnie samego przy recepcji. Lokaja nigdzie nie było
widać, ale podejrzewałem, że miał sporo roboty po procesie. Byłem ciekaw czy
ciało Dismasa dalej leży w pralni, ale podejrzewałem, że od dawna jest już
zabrane, być może tam gdzie trafiło po egzekucji ciało Raphaela. To, co
widzieliśmy na ekranach było wystarczająco zagadkowe. Miasteczko, tłum ludzi i
całość wyglądająca jak wyciągnięta z innej epoki. Czy poza hotelem mogło tam
być miasteczko? Dlaczego to wszystko miało coraz mniej sensu? Odpowiedź mogła
znajdować się za tajemniczą kurtyną, za którą Lokaj zabrał podczas procesu
Raphaela. Na większość niewiadomych nie miałem szans poznać w tym momencie
odpowiedzi, ale liczyłem, że uda mi się przynajmniej rozłożyć większą kontrolę
nad tym, na co miałem wpływ. Do tego grona należało samopoczucie innych osób.
To musiało być coś, co choć trochę pomoże mi uspokoić moje zapędy do
kontrolowania sytuacji i sumienie. Nie miałem sobie nic do zarzucenia, a mimo
to czułem bezsilną złość jak znaleźliśmy ciało Dismasa, a potem jak patrzyliśmy
na ścięcie Raphaela.
Odrzuciłem
masę ciemnych myśli i ruszyłem w stronę sypialni. Byłem bardzo zmęczony
dzisiejszym dniem i miałem go zwyczajnie dosyć. Zbiegłem po schodkach i
wygrzebałem klucze z przedniej kieszeni. Przekręciłem zamek i po chwili byłem w
swoim sanktuarium. Pokój był oświetlony przez lampy, które nadawały mu
przejrzystości i czystości. Zostawiłem buty przy wejściu, wcześniej zamykając
drzwi i pogrążając się w ciszy. Kochałem pracować w takich warunkach. W
pomieszczeniu oczywiście był nawet komputer, ale nie przydawał mi się do
niczego, bo miał odciętę funkcje, które pozwalały mi namieszać. Zdarzyło mi się
coś w nim zapisać, ale dosyć szybko zrezygnowałem z tego nawyku.
Usiadłem
na wygodnym, skórzanym fotelu i odetchnąłem, zakręcając się delikatnie. Byłem
strasznie zdenerwowany. Nie mogłem powstrzymać śmierci, właściwie nie zrobiłem
kompletnie nic. Zagotowało się we mnie. Wstałem równie szybko, jak usiadłem.
Zacząłem krążyć po pokoju w tą i z powrotem, ale nie mogłem pozbyć się tego
ciążącego na mnie uczucia. Miałem problemy z kontrolowaniem emocji.
Najśmieszniejsze, w tym wszystkim było to, że zdawałem sobie z tego sprawę.
Wiedziałem o moim problemie, a mimo to nie potrafiłem go w żaden sposób kontrolować.
Czułem jak z nerwów ściskają mi się pięści. Kopnąłem w stół, który zatańczył
wydając głuchy odgłos. Uderzyłem pięścią w ścianę, zostawiając na niej nieduże
wgniecenie, prawie niewidoczne dla kogoś, kto nie wiedział, na co patrzeć.
Upadłem w końcu na ziemię i zacząłem oddychać.
- Kurwaaaaaaaaaaaaaaa
– wrzasnąłem, a mój krzyk odbił się od ścian i lamp. Cieszyłem się, że
pokoje są dźwiękoszczelne, bo niektórzy mogli pomyśleć, że coś dziwnego się ze
mną dzieje. Żałowałem strasznie śmierci Dismasa. Czułem się za nią
odpowiedzialny. Muszę ich pilnować i nie dać już nikomu się skrzywdzić.
Odreagowałem
i po paru minutach poczułem się znacznie lepiej. Mój oddech znowu stał się
regularny i mogłem go kontrolować. Trochę bolało mnie ciało, widziałem siniaki,
które bardzo szybko pojawił się na moim ciele. Podniosłem się i poszedłem do
łazienki. Musiałem wziąć długą i relaksującą kąpiel. Odkręciłem kurek nalewając
sobie przede wszystkim ciepłą wodę, która dużym strumieniem zaczęła zapełniać
ogromną, kwadratową wannę, która pomieściłaby cztery osoby. Nie lubiłem za
bardzo brać prysznicu, chyba że naprawdę nie miałem czasu na kąpiel. Spojrzałem
na lustro. Wyglądałem tak jak zawsze, nie starałem się nawet przywołać uśmiechu
na twarz, bo po prostu tam nie pasował. Dolałem dużą ilość płynu do kąpieli i
soli, co sprawiło, że całe pomieszczenie wypełniło się kojącymi zapachami, a
także sporą ilością piany. Wskoczyłem do wanny i odpłynąłem, wsłuchując się w
dźwięk płynącej wody.
Siedziałem
w kąpieli tak długo, aż woda zrobiła się zimna. Czułem jak moje wnętrzności
parują od gorąca. Zmęczenie uderzyło mnie z potrójną siłą. Jedyne, o czym teraz
marzyłem to zaśnięcie. Przebrałem się w piżamę i zerknąłem przed snem na
zegarek. Pokazywał godzinę dwudziestą pierwszą. Zbyt wyczerpany by myśleć o
planach czy o tym, co się stało, doczłapałem do łóżka i zwaliłem się na nie,
przykrywając się od niechcenia kołdrą. Zasnąłem jak dziecko. W śnie pojawiłem
się znowu na sali rozpraw, tylko, że na podwyższeniu stał Dismas oraz Raphael,
a ja byłem w kręgu, jako podejrzany. Krzyczałem do nich, że jestem niewinny i
nic złego nie zrobiłem, ale oni mnie nie słuchali. Ludzie głosowali na mnie, a
po chwili zauważyłem Mycrofta, który szedł w moją stronę w kapturze kata.
Chciałem odskoczyć do tyłu, ale nie mogłem. W jego dłoniach pojawiła się
siekiera. Gdy już zamachnął się żeby wykonać ostateczny cios obudziłem się.
*
Byłem
cały zgrzany i ciężko oddychałem. Na zegarku zobaczyłem godzinę siódmą
trzydzieści. Nie było sensu dalej spać, więc ubrałem się, umyłem zęby i
poczekałem w pokoju na to, aż nadejdzie ósma, żeby wyjść na śniadanie. Musiałem
nauczyć się przestać myśleć, bo myśli były w stanie mnie pogrążyć. Czułem jak
coraz bardziej mnie dociskały. W końcu rozbrzmiał poranny komunikat, w którym
Lokaj jak zwykle przypomniał o tym, że skończyła się cisza nocna oraz o
śniadaniu.
- Przypominam także o
spotkaniu w czytelni w południe, gdzie przedstawię państwu bardzo przydatne
informacje – dodał po zwyczajnym ogłoszeniu.
- Tak, jasne – skwitowałem
sam do siebie.
Podniosłem się i wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą
drzwi. Ruszyłem korytarzem, który jak zwykle o tej godzinie żył swoim życiem.
Ludzie rozmawiali ze sobą lub wspólnie szli na śniadanie. Cieszyłem się, że
chcieli się zebrać, chociaż wczorajszy dzień był naprawdę ciężki. Po takich
wydarzeniach nikomu nie chciało się nic robić i opuszczać pokoju. Tym razem
było jednak inaczej. To napawało optymizmem.
Poszukiwałem
wzrokiem Elizabeth, ale nigdzie jej nie mogłem znaleźć. Nie wiedziałem czy mnie
unikała po wczorajszej akcji, czy może po prostu nie zdążyła się jeszcze
zorganizować. Alana też nigdzie nie było, więc mogli równie dobrze czekać już w
jadalni. Moim oczom rzucił się Mycroft i Wendy, którzy śmiali się głośno i
przepychali idąc korytarzem. Odetchnąłem, bo czułem jak wszystko się we mnie
zaczęło gotować. Po tym, co przeżyłem, nic nie denerwowało mnie szybciej niż
widok zakochanych w sobie ludzi. Po prostu nie cierpiałem na to patrzeć.
Przyspieszyłem mijając ich i wyprzedziłem na klatce schodowej. Minąłem
recepcję, na której Lokaj rozwiązywał krzyżówki i poszedłem dalej. Dotarłem do
jadalni, w której było już parę osób. Audrey, pomimo wczorajszego dołka, teraz
z zapałem krzątała się w kuchni. Pomagał jej Samfu, Alice oraz Rewolwerow.
Dzisiejsze śniadanie zrobili w klimacie angielskim. Ogromna miska gotowanej
fasoli, lawina tostów, jajka, bekon, pomidory, grzyby, kiełbasa oraz parówki.
Nałożyłem wszystkiego po trochu.
- Audrey umiesz
gotować dania wegetariańskie? – zaciekawiła się Cecily podczas nakładania
sobie porcji.
- Umiem, ale w życiu
nie pozwolę żeby twoje kształtne ciałko straciło masę, więc nawet o tym nie
myśl.
- Pytałam z ciekawości
– odpowiedziała z uśmiechem.
W
jadalni zaczęli powoli się zbierać pozostali uczestnicy, aż w końcu brakowało
tylko dwóch osób – Oliviera oraz Lily.
- Ktoś wie, co się z
nimi stało? – zapytała Carmen.
- Lily się gorzej
czuję. Kiepsko zniosła wczoraj – odpowiedziała Sandra. Nikt jednak nie
komentował braku Oliviera.
- Nie mówicie, że coś
się stało… - zaczął Yama.
- Nie ma powodów do
obaw, według naszych wskaźników wszyscy mają się stosunkowo dobrze – głos,
który mu przerwał brzmiał znajomo. Obróciliśmy się i zobaczyliśmy Bobra, który
prześwitując stał przy ścianie.
- Lokaja tutaj
tolerowaliśmy, ale ciebie nie chcemy – odpowiedziała Alice groźnym tonem
głosu.
- Cóż panno Clarise,
to mój hotel, mogę pojawiać się gdzie chcę, a chciałem tylko zobaczyć jak się
macie po wczorajszym. Obwiniacie mnie za to, że się zabijacie? – zdziwił
się Duch.
- Obwiniamy cię za to,
że nas tu zamknąłeś ze swoją wyrafinowaną laską – odpowiedziała Sandra.
- Z czasem sami
będziecie chcieli tu zostać, zobaczycie – w jego głosie słychać było
pewność siebie – Tak czy siak nikomu nic
złego się nie stało, więc nie zamartwiajcie się na zapas. Nie zapomnijcie też
żeby wpaść w południe do czytelni, bo dostaniecie coś fajnego.
Nawet
jakbyśmy chcieli spytać go, co takiego dla nas przygotował to nie mieliśmy jak,
bo kończąc to mówić zniknął pod podłogą.
- Strasznie mnie
wkurzają te… „duchy” – powiedziała Alice.
- Jak już jesteśmy
tutaj wszyscy, może ustalimy coś. Chyba, że ktoś nie da rady gadać o tym, co
działo się wczoraj, to poczekamy i pogadamy później – zaproponował Jacob,
wstając. Wykorzystując zamieszanie podszedłem do Elizabeth i Alana i usiadłem
przy nich.
- A więc… - zacząłem,
ale Elizabeth klepnęła mnie w kolano. Poczekałem aż przełknie to, co ma w buzi.
- Obiecałam i
obietnicy dotrzymałam, wszystko ogłoszę jak Jacob skończy swoje przemowy. Nie
napastuj mnie, bo zaczynasz być denerwujący.
- Jasne. Dzięki – odpowiedziałem
i zacisnąłem pięści. Nie czułem się komfortowo narzucając się innym.
- Nikt? Super, to do
rzeczy. Spotkaliśmy naszych porywaczy. Dla mnie to, że to są duchy jest wciąż
nie do końca możliwe, ale okej. Maks opowiedział mi coś, co trochę zmieniło
spojrzenie na sprawę, ale dalej jestem, co do tego sceptyczny. Wychodzi na to,
że nie dowiemy się za wiele o naszych porywaczach, bo oni zwyczajnie… nie żyją – Jacob
wstał i zaczął krążyć pomiędzy stolikami, jak zawsze, gdy zaczynał się
rozgadywać.
- Mogę zacząć szukać w
innych księgach. Patrząc na ich twarze musieli zginąć dosyć młodo, więc chyba
tyle z znalezienia organizacji, która za tym stoi – Maks podrapał się po łokciu
i przerzucił jedzenie widelcem – Jedyne,
czego mogę się trzymać to lokacja, chyba, że znajdę w czytelni literaturę
skupiającą się na strukturach konkretnych organizacji. Nie zapowiada się to
pięknie, ale zobaczymy jak to będzie.
- Ale jest ważna
informacja, którą możemy wyciągnąć z tego wszystkiego. Egzekucja. O ile w
cholerne duchy potrafię uwierzyć, to na pewno nie uwierzę w to, że Raphael
spadł do miasta, które jest pod nami. Nie zgadzała się ani pora dnia, ani
miejsce. Co to może oznaczać?
- Miejsce może się
przecież zgadzać - wtrąciła Cecily - Dosyć długo
jechaliśmy windą. Znacznie dłużej niż do pralni czy na lodowisko.
- Jeżeli winda jest
taka szybka to rzeczywiście mogliśmy pojechać gdzieś dalej - stwierdził Maks.
- Tego chyba nie
możemy ustalić, jedynie gdybać, a to strata czasu, przynajmniej w tym momencie
- powiedziała
Julia.
- Nic, co przybliża
nas do ucieczki nie jest stratą czasu - rzucił Yama.
- Ale i tak niczego więcej nie ustalimy. Nie
wiemy czy winda specjalnie nie jechała wolniej. Mogła też zrobić parę okrążeń,
stać dłużej w miejscu... Wiecie, która z tych opcji się wydarzyła? Bo ja nie i
jeżeli nie jesteście po stronie tych duchów, to też nie powinniście wiedzieć - okularnica
była widocznie podirytowana. Rzadko kiedy można było usłyszeć jak wypowiada
tyle słów na raz.
- Posłuchajmy Julii
i skupmy się na samej egzekucji - zaproponował Samfu.
- Czy naprawdę
musimy do tego wracać? - zapytała Agatha z obrzydzeniem - Nie
chcę o tym myśleć.
- Nie musimy
wchodzić w szczegóły, ale jest parę interesujących faktów - Jacob usiadł z
powrotem na miejsce przy Maksie - Po
pierwsze miejsce. Nie chodzi mi o sam fakt, gdzie możemy się znajdować, a
raczej to jak było dostosowane. Czy Raphael nie przypominał wam... księcia?
- Typek ubierał się
rzeczywiście jak szlachcic, ale myślę, że był dziany - Sandra szybko i
celnie oceniła Raphaela.
- Jednak było to
dostosowane do niego. Nie uważacie, że to trochę... dziwne? - Detektyw wciąż
drążył.
- Boo....? - zapytał Ethan,
który jak zwykle nie nadążał za resztą nawet w najmniejszym stopniu.
- Bo jak mogli
przygotować coś takiego tak szybko? - odpowiedziała pytaniem Carmen.
- Dokładnie.
Rozumiem, że oni wiedzieli kto zabił, ale to wszystko wydawało się być takie
realistyczne. Jakby rzeczywiście przenieśli go do miasta, a pojawił się tam
pięć minut po przejściu przez kurtynę i maksymalnie parę sekund po spadnięciu
przez zapadnię.
- Wiesz, oni
wiedzieli już wcześniej kto zabił - przypomniała Cecily - Prawdopodobnie od północy. Mogli nakręcić całą tą szopkę i przygotować
specjalną salę i zatrudnić stażystów. Nie takie rzeczy działy się na planach filmowych,
chociaż rzeczywiście dekoracje były niesamowite. Ten hotel pokazywał już
dziwniejsze rzeczy.
- Masz rację - stwierdził Jacob - chociaż ciekawe jak to będzie wyglądało
następnym razem.
- Następnym razem?
- zdziwiła
się Audrey. Ręka Jacoba powędrowała do jego ust, ale zamaskował zaskoczenie
tym, że zaczął się drapać po podbródku.
- Czyli myślisz, że
się to powtórzy? - zapytała Alice.
- Nie chcę żeby
było więcej śmierci - Agatha zadrżała, a jej głos był słaby i ledwo słyszalny.
- Po prostu
zakładam opcje - obronił się, chociaż wiedziałem, że powiedział za dużo. Znowu zacząłem
się denerwować.
Nagle poczułem dotyk. Ciepły i
przyjemny. Przeszył mnie niczym strzała i rozluźnił mięśnie. Obejrzałem się w
lewo i zobaczyłem Carmen, która położyła dłoń na moim barku.
- Nie denerwuj się
Goździku - poprosiła.
- Słu-słucham? - zapytałem wybity z
rytmu.
- Nie denerwuj się.
Rośliny nie lubią złych emocji, a my wszyscy jesteśmy niczym kwiaty.
Po raz
pierwszy w życiu uspokoiło mnie coś takiego. Odetchnąłem, a emocje po prostu
znikły. Carmen uśmiechnęła się i odwróciła się z powrotem do Agathy, której coś
tłumaczyła, trzymając notes. Ta kiwnęła głową.
- Nie przeszkadza
ci to, że musisz wszystko opisywać Olivierowi? - zapytałem, chwilowo
ignorując Jacoba, który uspokajał sytuację i tłumaczył dalej kwestie scenerii
egzekucji. Pytanie nurtowało mnie od początku, a teraz, kiedy Artysty nie było
w pomieszczeniu, pytanie przyszło mi z większą łatwością.
- Czemu miałoby mi
to przeszkadzać? Ktoś musi mu pomóc, bo bez tego nie wiedziałby, co się dzieje
- zdziwiła
się.
- To miłe.
- Nie
przesadzałabym - uśmiechnęła się - Agatha bardzo
często mi pomaga, a Olivier to naprawdę ciekawy człowiek.
- Pytałaś go, co
tworzy? - zapytałem.
- Tak. Mówił, że
lubi używać specyficznych materiałów. Nie wchodził w szczegóły, ale mówił…
pisał o tym z wielką pasją. Zaciekawił mnie.
- Rozumiem – zazwyczaj miałem
spore problem rozmawiając z przedstawicielkami płci pięknej, ale Carmen była
tak oderwana od rzeczywistości, że nie czułem żadnego stresu. Cieszyło mnie to.
- Jest w sumie
trochę jak mój młodszy brat. Opiekowałam się swoimi braćmi całe życie, więc
czuję się dzięki temu trochę bardziej jak w domu.
- Ja nie czuję się
tutaj ani trochę dobrze – spojrzałem mimowolnie w stronę Mycrofta, który szczerzył się teraz do
Alice. Wendy siedziała dwa krzesełka dalej i patrzyła na sytuację spode łba.
- Opowiesz mi
kiedyś o tym?
- Hmm?
- O twojej relacji
z Mycroftem. Znaczy jak chcesz, po prostu czasami dobrze jest komuś się
wygadać.
- Pomyślę – powiedziałem – Dzięki za rozmowę.
- Do usług
Goździku.
Carmen lubiła nazywać innych
nazwami kwiatów. Było to trochę denerwujące, ale na swój sposób urocze.
Wróciłem myślami i uwagą do tego, co przedstawiał Jacob.
- Podsumowując,
musimy ostrożnie obserwować duchy i Lokaja i zobaczyć, co z tego wyjdzie.
Myślę, że będziemy mieli kolejne szanse, ale zobaczymy jeszcze po spotkaniu w
czytelni.
- Czyli nic nie
ustaliliśmy, super – powiedział Samfu wstając – Jak
wam to nie przeszkadza to pójdę już, ogarnąć swoje sprawy. Jak wam to przeszkadza
to trudno.
- Spotkamy się w
południe, póki co możemy się rozejść – Jacob powiedział to dosyć oficjalnie, zanim Samfu
wyszedł z jadalni.
- Chciałabym coś
ogłosić – Elizabeth poderwała
się, zatrzymując wyjście Samfu o kolejne sekundy. Ten westchnął i oparł się o
ścianę przy drzwiach.
- Moglibyście
trochę przyspieszyć? – pośpieszył Yama, na którego twarzy widać było zniecierpliwienie.
- Dokładnie. Nie
mamy czasu, żeby cały dzień ślęczeć i słuchać waszych dźwięcznych monologów – dodał Samfu.
- Otwieram
przychodnię w swoim pokoju. To numer dziesięć. Nie wiem czy w tym hotelu będzie
skrzydło szpitalne czy jakiekolwiek miejsce, gdzie będziecie mogli przyjść jak
gorzej się poczujecie, ale ja zawsze postaram się pomóc. Zarówno podczas urazów
fizycznych jak i psychicznych, chociaż na te drugie jedynie lekami. Kiepsko
pocieszam ludzi.
- To bardzo miłe z
twojej strony – powiedziała Alice.
- Super pomysł – pochwalił to Alan.
- Dziękuje – powiedziałem
bezgłośnie, a Farmaceutka delikatnie ukłoniła się patrząc w moją stronę.
- Także tam będę
siedziała większość dnia. Resztę pozostawiam wam. Teraz pójdę jeszcze odwiedzić
Oliviera, żeby zobaczyć, czy wszystko z nim jest okej.
- Ja też się
przejdę – zaproponowałem.
- Ja też – dodała Carmen.
- Dobra, do później
– powiedział
Jacob i krótko po tym jadalnia zaczęła się opróżniać. Zostali nieliczni, którzy
dojadali jeszcze śniadanie, albo rozmawiali między sobą. Alice wyszła z
Rewolwerowem i Mycroftem i śmiali się głośno.
Wyszliśmy z jadalni, podążając
korytarzem z innymi ludźmi. Jako nieliczni, zeszliśmy w dół i podążyliśmy do
drzwi Artysty. Farmaceutka skądś wiedziała, gdzie on mieszka.
- Mam nadzieję, że
duch mówił prawdę – powiedziałem.
- Zaraz to
sprawdzimy – Elizabeth
zatrzymała się przed odpowiednimi drzwiami i przyłożyła ucho.
- Nie
lepiej zadzwonić? – zaproponowałem. Drzwi do pokoju Artysty, zamiast dzwonka, miały
specjalny przełącznik. Podejrzewałem, że ma pomóc Olivierowi dowiedzieć się, że
ktoś się do niego dobija, w końcu był głuchy i zwykły sygnał dźwiękowy by nic
nie dał.
- Zbliżcie
się – powiedziała
i wskazała na drzwi. Były dźwiękoszczelne, więc nie rozumiałem, jaki to miało
sens, ale dla spokoju się schyliłem. Ku swojemu zdziwieniu, usłyszałem coś, co
przypominało głosy. Czy to przez to, że Olivier był głuchy i jego drzwi i pokój
nie były dźwiękoszczelne? Miało to jakiś sens, ale Lokaj zaznaczał, że każdy
pokój nie wypuszczał z siebie dźwięku, więc czemu z tego pokoju było słychać
głosy? Czy ktoś odwiedzał Oliviera?
Elizabeth
odeszła od drzwi i użyła przełącznika. Nie zauważyłem żeby coś się zmieniło,
ale po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich Artysta. Miał na sobie
fartuch i był cały w czerwonej farbie. Gdy nas zobaczył jego oczy rozszerzyły
się, ale po chwili obdarzył nas pogodnym uśmiechem. W środku jego pokoju migało
teraz jasne światło, które tańczyło po całej ścianie jak szalone. Olivier przesunął
przełącznik po swojej stronie i wszystko zgasło, zostawiając normalne, ciepłe
oświetlenie, wypełniające pokój. Carmen wręczyła mu notes.
- Spisałam
wszystko, co się stało i napisałam, po co przyszliśmy – zszokowało mnie to,
że dopiero teraz zauważyłem, że Carmen trzymała tacę z jedzeniem, śniadanie dla
Oliviera. Artysta przeczytał pierwsze linijki i wskazał nam ręką żebyśmy
weszli, nie odrywając wzroku od notatnika.
Jego
pokój różnił się całkowicie od mojego. Wydawał się nie pasować do wystroju
hotelu. Przypominał strych – drewniane podłogi i ściany, które miały za sobą
blachę oddzielającą od sąsiednich pokojów. Sufit był nieco nachylony – niższy
przy łóżku, a wyższy w miejscu, w którym staliśmy. Zwisały z niego dwa
żyrandole rzucające do pokoju wystarczająco ciepłego światła. Nie było tutaj
dużo mebli. Poza miejscem do spania zauważyłem tylko stół, ale możliwe, że w
panującym tu bałaganie znalazłoby się coś więcej. Większą cześć podłogi
zajmowały miski z resztkami czerwonego płynu, grube pędzle oraz płótna.
Niektóre były zamalowane, inne całkowicie puste. Przedstawiały cały wachlarz
scen i stylów. Gdybym zobaczył je w książce to powiedziałbym, że zostały namalowane
przez wiele różnych osób, ale te wszystkie bez wątpienia wyszły spod ręki
Oliviera.
Zauważyłem,
że Farmaceutka podchodzi do gabloty, bierze jeden z pędzli i przygląda mu się z
uwagą. Ciężko mi było odczytać emocje wymalowane na jej twarzy. Florystka stała
przy Olivierze niewzruszona i czekała, aż chłopak skończy czytać. Przygotowała
mu sporo tekstu, zapewne tym zajmowała się podczas śniadania.
- Nigdy nie
widziałem takich obrazów – powiedziałem, nie mogąc się nadziwić.
- Wszystkie
są takie czerwone, a mimo to tak wiele na nich widać – Carmen też wydawała
się być zadowolona. Farmaceutka nic nie powiedziała, ale odłożyła pędzel i już
niczego nie dotykała. Carmen przejęła notes i zaczęła czytać na głos:
- Nie
musicie się o mnie martwić. Czasami mam takie dni, że nie wychodzę ze swojego
pokoju i pracuje. Teraz, gdy znalazłem w hotelu trochę materiałów to mogę w
końcu zaszaleć. Przez najbliższe dni będę się skupiał na malowaniu. Wpadnę w
południe do czytelni, dziękuje za śniadanie i pamięć.
- To chyba
tyle, jeżeli chodzi o tą wizytę? – zapytałem.
- Czekajcie
odpiszę mu tylko – powiedziała.
Spojrzałem
na dzieło, które Olivier tworzył w tym momencie. Przedstawiał tłum ludzi
trzymających pochodnie, prowadzących związaną postać. Nie musiałem być
krytykiem, żeby wiedzieć, że nawiązuje do egzekucji Raphaela. Nagle poczułem
niepokój. To miejsce raptem stało się nieprzyjazne i chłodne. Dreszcz przeszedł
po moich plecach. To wszystko stało się nagle przytłaczające.
- Dobra,
zobaczymy się z nim w czytelni, możemy iść – jej słowa brzmiały jak zbawienie. Pożegnaliśmy
mroczne progi pokoju Oliviera i wyszliśmy na hotelowy korytarz.
- Dziwny
pokój – powiedziała
Elizabeth, gdy tylko drzwi się zamknęły.
- Czekałaś
żeby go obgadywać aż wyjdziemy? – zapytała Carmen rozbawionym głosem.
- Głupio
tak przy gospodarz… Och. No tak.
Dopiero
jak Carmen to zaznaczyła to zdałem sobie sprawę, że rzeczywiście mogliśmy
rozmawiać o wszystkim przy Artyście, który i tak nie słyszał. Zaśmiałem się pod
nosem.
- Dobra
wracam do przychodni… znaczy mojego pokoju – powiedziała, mrugając do mnie okiem, Farmaceutka.
- Jeszcze
raz bardzo ci dziękuje.
- Nie ma
sprawy. To był naprawdę dobry pomysł.
- Ja lecę
znaleźć Lilie – powiedziała Carmen, gdy Elizabeth odeszła od nas na parę kroków.
Pożegnałem się z nią i ruszyłem w stronę windy. Byłem gotowy, żeby sprawdzić
jeszcze jedno miejsce. Do spotkania w czytelni i tak miałem jeszcze Ponad dwie
godziny, więc śmiałym krokiem ruszyłem do głównej klatki schodowej.
Przycisnąłem przycisk i drzwi się otworzyły. Wszedłem do środka, a po chwili
ktoś wbiegł za mną. Była to Wendy. Nie przepadałem za nią, szczególnie, że
trzymała się z Mycroftem. Chociaż rano wyglądali jakby byli pokłóceni, a ona
teraz miała twarz, która wyglądała jakby płakała to milczałem. Spojrzała na
mnie, ale też nic nie powiedziała. Nie
wciskaj pralni, tylko nie wciskaj pralni, prosiłem pod nosem. Nacisnęła
przycisk lodowiska. Odetchnąłem z ulgą. Sam wcisnąłem drugi z dostępnych i
czekałem aż drzwi się zamkną. Poczuliśmy znajome szarpnięcie i po chwili winda
zatrzymała się na piętrze, które jeszcze niedawno było ulubionym miejscem
Raphaela. Wysiadła bez słowa, a ja pokiwałem głową.
Po
chwili byłem na piętrze, gdzie odbywało się śledztwo. Tak dużo się tutaj
ostatnio działo. Nie byłem specjalnie przydatny podczas procesu, przez co
czułem się jeszcze gorzej. Postanowiłem się jednak temu nie poddawać.
Dzisiejszy dzień należał w pełni do mnie. Do pralni zszedłem, aby powalczyć ze
swoim lękiem. Niełatwo było dochodzić do miejsca, w którym wczoraj widziało się
ciało swojego znajomego. Nie mogłem nazwać Dismasa przyjacielem, ale nie był
też kimś obcym. Nikt z grupy nie zaliczał się już do grona nieznajomych.
Wszedłem do głównego pomieszczenia, gdzie pierwsze, co rzuciło mi się w oczy,
to spora ilość prania. Zaskakująco dużo jak na jeden dzień nieobecności
dziewczyn, które się tym zajmowały. Brakowało też dwóch koszy – Dismasa oraz
Raphaela. Spojrzałem w kąt, gdzie jeszcze niedawno leżało ciało. Gdy zamykałem
oczy wydawało mi się, że prawie je widziałem. Przeszedł mnie dreszcz.
-
Obiecałem, że zabiorę ciało i tak też zrobiłem Panie Masayoshi – ciepły głos z tyłu
sprawił, że serce podskoczyło mi do gardła. Odwróciłem się i zobaczyłem Lokaja,
który był obwieszony praniem niczym żywa suszarka. Jego twarz zdawała się
również znikać pod kapturem, gdy mrugałem, ale po chwili ta iluzja zniknęła. Rzuca ci się na mózg, uspokoiłem się.
- Ja nie po
to…
- Och.
Jeżeli chce coś pan uprać samemu to proszę bardzo. Pomyślałem, że chociaż tak
wam pomogę, po tej strasznej katastrofie.
- Przecież
to ty go zabiłeś – w moim głosie było słychać sporo żalu.
- Oj? – zdziwił się – Przecież tylko wykonywałem rozkazy.
Trzymałem się zasad, które przedstawiłem państwu na samym początku.
-
Nienawidzę waszych zasad i tego, że giną niewinni ludzie.
- Może nie
są tacy niewinni? – zapytał głosem ciężkim i mrocznym. Pierwszy raz usłyszałem żeby używał
tak dziwnego tonu. Spojrzałem na niego wystraszony, ale zobaczyłem ten sam
ciepły uśmiech, co zawsze – Czy mogę w
czymś pomóc?
- Nie… Dam
sobie radę – powiedziałem
i wyszedłem z pralni, zostawiając go ze stertą prania. Dwa miejsca i dwie
przerażające sytuacje, które mnie wybiły z rytmu. Co się dzieje? – zastanowiłem się i ruszyłem w stronę windy. Przez
najbliższe dwie godziny pałętałem się bez celu po hotelu, zachodząc na chwilę
do pokoju, następnie odwiedzając salę zabaw i w końcu przychodząc do czytelni,
w której oprócz Maksa, czekało już parę innych osób. Usiadłem na jednym z
krzesełek, z dala od wszystkich i spojrzałem na półki pełne ksiąg. Chociaż
hotel zaskakiwał już nieraz wielkością pomieszczeń, to czytelnia, w której to
wszystko się zaczęło wciąż przewodziła. Pamięć przebudzenia się pomiędzy
księgami była świeża. Stało się to ledwo ponad tydzień temu. Wcześniej jechałem
taksówką, a potem wspomnienia zaczęły się zamazywać i formować w jedno.
Gdy
dobijała dwunasta, pojawili się wszyscy. Nawet Olivier oraz Lily. Ta druga
wyglądała naprawdę kiepsko. Elizabeth usiadła niedaleko mnie. Alan stanął obok,
trzymając się swojego zakazu.
- Od rana
były u mnie dwie osoby i odwiedziłam Oliviera. Wszyscy mieli problemy na
podłożu nerwowym.
- Zgłosili
się? Cieszę się – odpowiedziałem.
- Mam
nadzieję, że jak będę kiedyś potrzebowała przysługi to się odpłacisz.
- Jeżeli
nie będzie to pomoc w morderstwie czy kłamstwo na procesie to jasne, możesz na
mnie liczyć – obiecałem.
-
Ograniczasz – zażartowała.
Drzwi do czytelni otworzyły się. Do środka
powoli, dostojnym krokiem, wszedł Lokaj. Trzymał w ręce niedużą teczkę. Byłem
bardzo ciekaw, co się w niej znajduje.
- Witajcie
drodzy państwo – zaczął przywitanie jeszcze zanim dotarł do punktu, z którego zazwyczaj
przemawiał – Przyznam, że po ostatnich
wydarzeniach mam całkiem sporo roboty, dlatego przejdę do konkretów dosyć
szybko.
- Myślałem,
że twój czas tutaj jest dla nas – rzucił ironicznie Yama.
- Jeżeli
przynosisz kolejny motyw, to możesz sobie darować. Nie będziemy tego słuchać – zagroziła Cecily.
- Nic z
tych rzeczy. Na to przyjdzie jeszcze czas – powiedział ignorując Yamę – Dzisiaj przyniosłem wam nagrodę.
- Za co? – zdziwiło się parę
osób naraz.
- Za
rozwiązanie sprawy i złapanie sprawcy. Nam też zależy na tym, żeby proces się
rozwiązał. Moi pracodawcy byli z was zadowoleni, ale to nie ma wpływu na to, co
zaraz otrzymacie.
- Czy
zorganizujecie pogrzeb Raphaela i Dismasa? – zapytała nagle Audrey. W sumie nawet o tym nie
pomyślałem. Nie byłem specjalnie wierzący, więc nie przyszło mi to do głowy.
- Nawet nie
myślcie o chowaniu tego zbrodniarza. Tylko Dismas zasłużył, jeżeli już macie
się trzymać tych obrządków.
- Niestety,
ale ciała po egzekucji i procesach nie są już dla was dostępne. Możecie, co
najwyżej zorganizować coś symbolicznego we własnym zakresie – odpowiedział
Białowłosy.
- Naprawdę?
Aż tak bardzo olewacie, czyjeś przekonania? – zapytała oburzona
Sandra.
- Nie
wyglądasz na świętą – odgryzła się jej Wendy. Uwodzicielka spojrzała na nią nienawistnie – Moim przekonaniem jest wolność i jakoś jej
tu nie odczuwam. Ty będziesz mogła czcić swojego wiszącego cieślę, kiedy
indziej.
- To
obraźliwe – zauważył
Maks.
- I chuj – odpowiedziała
Sandra, na tyle zdenerwowana, że nie wiedziała, na kim wyładować swoją złość.
- Wracając
do ogłoszenia – wymianę zdań przerwał Lokaj – To,
co jest w tej aktówce jest wasze. Myślę, że rozgryziecie jak to aktywować. Jak
nie, to poczekajcie na mnie chwilę przy recepcji.
Rzucił
teczkę na stół zasypany książkami i skierował się szybkim krokiem do wyjścia.
Patrzyliśmy na to, co zostawił z lekkim niepokojem, jakbyśmy się bali, że jest
tam bomba albo broń biologiczna. Maks w końcu się przełamał i chwycił pojemnik.
Otworzył go sprawnym ruchem, a my, zebrani dookoła, odruchowo się odsunęliśmy.
Nic jednak nie wybuchło, ani nie zapowiadało, żeby teczka była zabezpieczona
pułapkami. Ze środka świeciły do nas cztery karty, przypominające tą, której
Lokaj użył, aby dostać się na salę procesową. Każda z nich miała inny napis.
Zanim zdążyłem przeczytać, Maks zrobił to na głos:
- Siłownia,
Pub, Pracownia Informatyczna oraz Deptak. Każda ma dopisek karta dostępu.
-----------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
- oraz Patroni z niższych progów
Chociaż przerwa była krótka to i tak stęskniłam się za Pecca ♥
OdpowiedzUsuńPoczątek drugiego epizodu bardzo mi się podoba. Jest taki, jak się spodziewałam, ale to nie znaczy nic złego, przeciwnie ^^
Czekałam na perspektywę Aarona i cieszę się, że w końcu się pojawiła ^^ Jest narwany, odrobinę irytowało mnie jego zachowanie wobec Mycrofta, ale przymykałam na to oko, bo z jakiegoś powodu lubię Informatyka. Ma w sobie coś, co mnie interesuję, a jego troska o innych, którą pokazał w tym rozdziale trochę u mnie zaplusowała ♥
Pomysł z przychodnią też mi się podoba, boję się tylko o Elizabeth. Otworzyła swój pokój dla każdego i martwię się, że ktoś będzie chciał to wykorzystać </3
Bardzo mnie też cieszy, że od teraz Wasze postaci będą miały kontakt z Gośćmi ♥ Bobru znikający pod podłogą brzmi jak dobry pomysł na animację, gdybym tylko potrafiła takie robić xD
Scena w pokoju Oliviera i zachowanie Elizabeth były boskie ♥ xD Zastanawiam się, czy powie komukolwiek, czym tak naprawdę maluje Artysta ^^
Podsumowując: rozdział bardzo mi się podobał, jak zawsze i nie mogę się doczekać kolejnych ♥
+ widzę, że macie nowego Patrona Pecca ♥ Bardzo się cieszę i mam nadzieję, że będzie ich więcej ♥
Ja też nie mogłem się doczekać tego, aż znowu będę mógł poczytać nowe komentarze i Wasze wrażenia :D Aaron to bardzo dobry człowiek, niestety przeszedł naprawdę sporo. Podobnie zresztą jak Audrey i Agatha (tylko każdy na swój sposób) przeżywa to wszystko i stara się troszczyć o grupę :D
UsuńW sumie Elizabeth sporo ryzykuje, ale czy to rzeczywiście będzie oznaczało, że jest bardziej wystawiona? Zobaczymy :D Duchy w sumie nie będą się pojawiały nie wiadomo jak często, raczej będą zastępowały Lokaja, chociaż na pewno będzie to powiew świeżości ^^ Jezu, ale zobaczyłbym tą animację xDD
Elizabeth w sumie musiała zauważyć jak specyficznym malarzem jest Olivier :D Ale czy przekaże to dalej? To zagwozdka.
Cieszę się, że start epizodu się podobał, no a z patrona bardzo się cieszymy i też liczymy na więcej ^^
Dzięki za komentarz!
Oh boi, Aaron. W końcu! Jedna z moich ulubionych postaci, zwłaszcza po przeczytaniu rozdziału. Informatyk w tak wielu aspektach jest do mnie podobny, że czuje jakbym to niemalże ja tam stał i przeżywał to co on. Jeśli chodzi o teorię z duchami - jest ciekawa, ale osobiście w nią nie wierzę albo nie chcę wierzyć, po prostu nie układa się w mojej głowie jako prawda. Może nie będzie to popularna opinia, ale podoba mi się postać Uwodzicielki. Te chamskie odzywki, docinki, wulgarność mi mega siadają i jednocześnie mam nadzieję, że przedstawi swoją osobą coś więcej niż chamską i zboczoną laskę, będąc w przyszłości prekursorem do jakiejś akcji. Strasznie szkoda mi Audrey - najpierw zakaz, a teraz to przybicie związane z egzekucją. Myślałem właśnie, że ją to dotknie bardziej niż resztę, ale że szybko przywrócą ją do życia i oby tak było. Chyba nadszedł ten moment, kiedy wreszcie komentuję wszystko związane z Olivierem. Zacznijmy od tego, że szczerze mówiąc patrząc na to ile czasu spędza z Carmen i Agathą to dziwne, że Florystka nadal nie dała mu pseudonimu od nazwy kwiatu, ewentualnie nadal go nie poznaliśmy, a szkoda, bo jestem strasznie go ciekawy. Sam mechanizm z ,,dzwonkiem'' jest spoko i wiedziałem, że rozwiążecie to jakoś w ten sposób. Co do samego pokoju - mógłby być zdecydowanie lepszy. Nie podważam waszej wizji, ani nie mówię że jest zły, bo przecież ,,nie znam całej fabuły do przodu'' lecz tylko mówię, że było kilka innych, lepszych rozwiązań. Mogliście nawiązać do kraju pochodzenia, bo nie było takiej informacji albo ją ominąłem (chociaż ciężko to zrobić) i jakoś spróbować to upodobnić do norweskich mieszkań albo patrząc nawet na temperatury średnie Skandynawii dać wszystkie ściany w kolorze białym. Czyż informacja ,,Śnieżnobiałe ściany pokryte gęstym karmazynem'' nie brzmi lepiej niż wszędzie drewno i strych? W moim odczuciu brzmi to lepiej, ale to tylko moja opinia. Właśnie co do karmazynu, to myślę jest go trochę za dużo w stosunku do innych barw. To nie jest tak, że faktycznie Olivier nie ma swego rodzaju obsesji na punkcie czerwieni, ale to nie jest tak, że autentycznie zrezygnowałby z wszystkich kolorów oprócz tego jednego. Zdecydowanie dałbym więcej bieli albo czerni w zależności co chcecie zrobić, bo jednak biały to odbicie wszystkich kolorów, a czarny - skupienie. Ale i tak cieszę się, że w końcu dostał swój czas, nawet jeśli musiałem na to czekać cały jeden epizod :D Co do nowych pomieszczeń - jestem ciekawy najbardziej deptaka, nie mam pojęcia czemu. Brzmi tak prosto, ale jednocześnie może być tak ciekawy, że mam nadzieję na jakieś zaskoczenie w stosunku do niego :) Elizabeth zdecydowanie na plus w tym rozdziale, pomysł otwarcia kliniki jest super z założenia, ale czy to nie będzie jeden z pierwszych dowodów w nowej sprawie? Przekonamy się na procesie ;)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że jestem strasznie dumny z tej perspektywy Aarona i z tego jak go rozwinąłem. W sumie nie wiedziałem, że tak bardzo się wczujesz w jego postać ^^ Duchy będą jeszcze miały swoje wyjaśnienie, no ale wiadomo, że to trochę większy plot fabularny. Ja tam Uwodzicielkę też lubię pisać, jest dzika, wulgarna i jak robi się cicho to można nią "ostro zapodać". Wiem, że może delikatnie odbiega to od wizji twórcy, ale po prostu pasowało mi to do postaci. Dawka zepsucia potrzebna w tej grupie :) Audrey bardzo to przeżywa. Po prostu nie lubi porażek. Carmen po prostu jest trochę "losowa" z nazwami - ma momenty nazywania wszystkich jak kwiaty, ale sięga też czasami do imion. Hmm pomysł z mieszkaniem skandynawskim jest fajny, chociaż nie przekreślałbym jeszcze całości, kto wie czy pokoje nie będą się trochę zmieniały :D Co do karmazynu to muszę przyznać, że to jest po prostu "głód". Olivier maluje na czerwono bo po raz pierwszy od przyjechania do hotelu może używać swojego ulubionego materiału ;) Więcej dowiecie się na dniach. Na pewno będzie jeszcze używał normalnych farb, ale to jednak nie jest dla niego tak ciekawe, jak może użyć tego :D
UsuńDeptak będzie super! Zdecydowanie najciekawsze pomieszczenie, co sami zobaczycie już niedługo. To byłby fajny motyw z tą kliniką, ale czy to odegra rolę w procesie? Zobaczymy :)
Dzięki za komentarz!
A o to i jest, kolejny rozdział <3.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to otwarcie 2 epizodu podobało mi się najbardziej ze wszystkich poprzednich rozdziałów, wydawał się po prostu bardziej emocjonalny dla narratora niż w pozostałych i czytało się go o wiele przyjemniej.
A o to i moja opinia odnośnie postaci:
- Aaron - lubiłem człeka od pierwszego rozdziału (a może i od prologu? Nie pamiętam). Wiedziałem, że to człek specyficzny, co można było zauważyć już po chwili jego ukazania się. To, co lubię w jego postaci to to, że w środku jest naprawdę spoczko człekiem. Ukrycie jest całkiem milutki. Dba w swój specyficzny sposób o grupę, nawet jeśli czasami jego sposób rozwiązywania problemów jest mocno wadliwy czy po prostu nie do końca etyczny - podobnie, co u Elizabeth. Poza tym, jego rola jako narratora najbardziej mi odpowiada, pewnie dlatego, że jest jedną z moich ulubionych postaci. PS.: To Aaron miał loszkę? Do pomyślenia D:
Elizabeth - szczerze mówiąc to nie mam pojęcia czemu nie jestem w stanie przekonać się do tej postaci. Mimo tego, że jest naprawdę ciekawą postacią o dość oryginalnym podejściu do problemów to po prostu coś mi w niej nie pasuje i nie jestem w stanie tego określić, a żałuję, bo to naprawdę fajna postać. Być może kojarzy mi się ze swego rodzaju Mary Sue...? Nie wiem, ale mam wrażenie, że po prostu jestem wewnętrznie zniechęcony do tej postaci.
Mycroft - Spada u mnie w rankingu hardo, bo aktualnie znajduje się gdzieś w połowie i nie trzyma się za dobrze, a szkoda. Nie jestem pewien czemu, ale sama postać Mycrofta podoba mi się teraz jedynie dlatego, gdyż jest ściśle powiązana z Aaronem i prawdopodobnie będzie napędzała jego character development. Po prostu w poprzednich rozdziałach zaczął działać mi na nerwy, pewnie dlatego, że po prostu nie przepadam za tym typem postaci.
Wendy - W sumie to po rozdziale, w którym stała się narratorem, hardo spadła w moim rankingu, zamieniając się z Sandrą miejscami. Jak dla mnie po prostu Wendy straciła z rozdziałami trochę swojego charakteru, zostając prawie jedynie "dupą Mycrofta", a szkoda ;/.
Carmen - przedtem jej nie lubiłem, ale za sprawą tego rozdziału jest trochę lepiej. Wciąż nie pałam do niej miłością, aczkolwiek jest zdecydowanie lepiej - liczę na to, że jeszcze polubię tą postać. Dziwi mnie to, że nie nadała jeszcze Olivierowi nazwy kwiatu, hmm.
Jacob - Ajaj, uwielbiam tą postać, mimo tego, że moim zdaniem w rozdziale 10 zaprezentowano jego stronę, która moim zdaniem średnio do niego pasuje, a mianowicie ,, Muszę was nauczyć jak się robi rozprawy, brzdące ". Już wyobrażam go sobie jako papę Dżejkoba z wielkim wąsem. Jak dla mnie to ten motyw niezbyt pasował do postaci, patrząc na to, że Jacob wydaje się traktować to, co dzieje się w hotelu jak swego rodzaju gierkę, do której podchodzi, bo po prostu lubi w nią grać. Każde morderstwo to jakby wrzucenie kolejnego żetonu do automatu i nowa rundka jego ulubionej gierki. Właśnie dlatego moim zdaniem do Dżejkoba nie pasuje po prostu to altruistyczne nauczanie reszty postaci. Chociaż i tak postać, mimo pierwszych rozdziałów, loffciam jak Aarona.
Sandra - Totalnie odwrotnie, co Wendy. Po 5 minut Wendy, nadszedł czas na Uwodzicielkę. I co? Sandra ma po prostu o wiele więcej charakteru i dlatego jest lepsza jak na mój gust od tej pierwszej.
Ethan - pojawiał się tylko na chwilę i nie robił nic ciekawego. I... totalnie mi to odpowiada, po prostu nie przepadam za jego postacią, więc jego los jest mi obojętny [*].
Cecily - Uh, przypomina mi mocno Kaede z Dangi V3. Po prostu nie przemawia do mnie ta postać, bo wydaje mi się całkiem nudna, może i pusta. Bardzo prawdopodobne jest to, że po prostu nie przepadam za tym rodzajem postaci, a szkoda.
Lily - ani razu jej nie polubiłem i jak dla mnie to nie polubię jej prawdopodobnie do końca jej żywota, aczkolwiek jestem przekonany, że to, co będzie się odjaniepawlać z jej winy, będzie naprawdę ciekawe, więc nie mogę się doczekać.
Alice - przepraszam autora tej postaci jak i Bobra/Neri, ale jest to chyba najbardziej znienawidzona postać w Pecca XD. Jeszcze raz przepraszam
UsuńAgatha - szczerze mówiąc to nie pamiętam zbytnio jej charakteru. Mam wrażenie, że mam z nią identyczny problem, co z Cecily, tylko, że co do Agathy to jestem przekonany, że ta umrze, więc jestem całkiem przygotowany na jej śmierć [*].
Julia - taki żeński Aaron, tylko, że przez jej żyły przepływa bycie samotnikiem na swoje życzenie. Lubię ją, szczególnie, że jest po prostu ciekawą postacią i brakuje mi jej w rozdziałach, aczkolwiek raczej rozumiem powód jej nieobecności. Zgaduję, że w 14 lub 15 rozdziale pojawi się, lecz tym razem jako narratorka.
Audrey - Przepadam, bardzo. Dziwi mnie delikatnie to, że aż tak bardzo podłamała się biedaczka po tym procesie, aczkolwiek przyszedł jej czas słabości. Szczerze mówiąc to delikatnie przeszkadza mi to, że Audrey (jak i Maks) siedzą w prawie tylko i wyłącznie jednym miejscu, nie ruszając się czy nie rozwijając swojej więzi z resztą postaci.
Maks - Yep, szkoda, że człek tylko siedzi na tyłku w tej bibliotece i nie wyjdzie do ludzi, tylko robi ten żmudny research. Cieszę się, gdy jego mordka pojawia się w rodziałach, polubiłem go prawdopodobnie od momentu, gdy okazało się, że nie będzie ciągle smutającą postacią, prawiącą o depresji i beznadziejności sytuacji - na co nie pozwala mu rozkaz, i bardzo dobrze.
Dismas i Raphael - Memento mori. Szkoda mi Dismasa, wyczuwałem od niego potencjał i naprawdę boli mnie to, że jego postać odleciała już w pierwszym epizodzie, chociaż sam obstawiałem drugi epizod. A jeżeli mowa o Raphaelu to... cieszy mnie to, że odpadł, bo nie ciekawiła mnie zbytnio jego osoba, póki (o zgrozo) nie przeczytałem ostatniego rozdziału, w którym się pojawia, heh.
Rewolwerow - Dobra mordka. Absolutnie cieszy mnie to, co aktualnie dzieje się z jego postacią i myślę, że może być z nim tylko lepiej.
Samfu - akcja z Sandrą w tym rozdziale - bezcenna XD. Postać uwielbiam i również znajduje się w topce w moim subiektywnym rankingu postaci z Pecca. Uwzględniłem go w moim fanfiku (swoją drogą, jeśli ktoś nie przeczytał to zapraszam do czytania na discordzie) i ten fakt chyba wystarczy, aby potwierdzić to, że człeka darzę miłością.
Alan - mam wrażenie, że Alan to w miarę typowy główny bohater w tego typu opowiadaniach, mimo tego nie irytuje mnie, co bardzo mi odpowiada. Fajna postać, czekam jak się rozwinie, bo wyczuwam ciekawy character development.
Olivier - Kto? Ah, on! No cóż, brakowało go. Niestety, z tego, co widzę to jeszcze nie polubiłem go na tyle, żeby jakkolwiek się o nim wypowiedzieć. Czekam na moment, kiedy ta bomba potencjału wybuchnie.
Yama - No co ja mam powiedzieć o własnej postaci, no? xD No, lubię, bo moja postać - niesamowite. Czekam - jak każdy - na to, aż moja postać zacznie się rozwijać, a to, co robi będzie bardziej zaznaczone lub po prostu sprytnie pokazane na tyle, że jego czyny nie będą widoczne na pierwszy rzut oka, aczkolwiek będą ważne dla tego, co się dzieje. Czekam jak rozwinie się jego postać w Pecca, trzymam kciuki.
Ten komentarz robi się za długi, więc na ten moment go zakończę i resztę swoich przemyśleń zapiszę w następnych rodziałach. Dzięki za rozdział :heart:
Na pewno czymś nowym był rozdział po czymś takim jak proces, ale Aaron rzeczywiście jest specyficznym człowiekiem. Tak coś czułem, że będzie się podobał niedużej, ale solidnej grupie osób :D No i odnosząc się do poszczególnych osób to:
UsuńAaron - Tak miał i jest to ważna informacja.
Elizabeth - Nie dziwię się to pierwszy raz, gdzie taka "ważna postać" wcale nie ma światła reflektorów, nie jest na siłę badassem czy też nie jest super przesłodzona. Jest po prostu sobą.
Mycroft & Wendy - prawda jest taka, że rzeczywiście M jest trochę dla A i na odwrót. Obie postacie się napędzają i ich rywalizacja jest ich największym atutem, bo charakterami są skrajnie różni. Wendy póki co jest dodatkiem, ale myślę, że jeszcze pokaże pazur.
Carmen - naprawdę ciepła i tak oderwana postać, myślę, że może nie jest łatwa do polubienia, ale jest bardzo fajna.
Jacob - myślę, że jeszcze zaskoczy. Warto spojrzeć na trenowanie pozostałych gości nie z perspektywy altruizmu tylko z perspektywy szkolenia graczy do rozgrywki :) Myślę, że wtedy zupełnie inaczej to wygląda
Sandra - Z dwójki W i S też wolę Sandrę ^^
Ethan - Mam dla niego naprawdę fajny plotline zaplanowany, więc myślę, że nawet jak na ziemniaka, będzie miał jeszcze swoje momenty :D
Cecily - Tutaj w sumie postać albo do lubienia, albo do nielubienia. Ja osobiście ją lubię, ale trzeba ją lepiej poznać.
Lily - Łamiąca się dziewczyna jeszcze ma coś do pokazania ^^ Na pewno jej development nie kończy się na byciu chodzącym wrakiem.
Alice - Ależ nie ma za co - jak postać wywołuje takie emocje to znaczy, że jest dobra ;)
Agatha - Na tą postać akurat mam plan i może nie jest nie wiadomo jaki, ale też znajdzie się coś dla niej
Julia - W końcu, ktoś rozumie, że jak outsiderka nie trzymająca dosłownie Z NIKIM Julia nie pojawia się nie bez powodu. To rzeczywiście super postać i już w tym rozdziale rozwinie trochę skrzydła :) Kolejne celne trafienia, swoją drogą teraz po procesie muszę powiedzieć, że super trafiłeś z predykcjami ostatnio, trafiając bezbłędnie, że Aarona rozdział nadchodzi wielkimi krokami, gratuluję :)
Audrey & Maks - Niestety, ale ich rola póki co jest ograniczona, chociaż będą momenty opuszczania Kuchni i Czytelni, obiecuje :D Szczególnie postać Maksa jest moją prawie ulubioną, prawie na równi z Rewem.
Co do wyboru ofiary i mordercy to nie rozpaczam, bo mimo wszystko najbardziej mi pasowali do właśnie pierwszego zestawu ^^
Rew - Tylko czekać na rozdział z perspektywą, o ile taki będzie C:
Samfu - Będzie tylko zyskiwał, im dalej w historię tym więcej mam planów na tą postać, tak mi się przynajmniej na ten moment wydaje.
Alan - Trochę taki główny bohater połączony z pobocznym bohaterem. Zobaczycie co z tej kombinacji (i jego pecha) wyjdzie :D
Olivier - Bomba jeszcze tyka, więc spokojnie ^^
Yama -Tutaj jeszcze wciąż myślę, ale postać jest fajna i do wielu motywów pasuje.
Dzięki za komentarz!
Dzień dobrej witamy po przerwie całkiem szczerze to zapomniałem o tym że jest przerwa ostatnie tygodnie nieziemsko szybko zleciał, więc i przyszedł czas na rozdział jak i moje przemyślenia. Perspektywa Aarona naprawdę okazała się być ciekawa i już wolę go od Mycrofta. Cieszę się że Elizy jest całkiem sporo w całym Peccu, co mi się jak najbardziej podoba, jednak mam nadzieję że nie okaże się że przez to zginie bo jest jej dużo oby. Rozdział był w moim odczuciu naprawdę ciekawy niemniej jednak dość powolny. Pokoje Arona i Oliviera zdecydowanie wolę pokój Informatyka bardziej przystępny, nie można Artyście odebrać tego że jest dość Ekscentryczny. Poza tym trochę zepsuliście mema że Oliviera nie ma bo też na długo się pojawił. Super robota miło było czytać żal mi mega Audrey😭
OdpowiedzUsuńSzybko zleciało, prawda? :D
UsuńNie no, chociaż wiem, że obie postacie reprezentują zupełnie inne style to Aaron dla mnie jest o wiele lepszy i bardziej pasujący niż Mycroft. Nigdy nie przepadałem za ludźmi pokroju Hakera, stąd też taki werdykt. W żadnym wypadku nie idę logiką, że "jest ciebie dużo, szykuj się na śmierć", ani "jest ciebie mało, jeszcze nie zginiesz" (o czym przekonał się właściwie i Raphael i Dismas). Olivier musi wyjść w końcu z memów B)
Dzięki za komentarz!
Możliwe, że przez przerwę trochę wypadłem z serii, ale przyznam, że czytając nie poczułem żadnych emocji, a rozdział wydaje się takim, który miał być lekko emocjonalnym. Oczywiście to też może być bardziej związane z moją osobą niż tekstem, ale piszę o tym głównie z pewną myślą. Mianowicie, czy ten rozdział w pełni należy do któregoś z epizodów?
OdpowiedzUsuńJest bezpośrednią kontynuacją 1 i przechodzi w ‘prolog’ 2, ale moim zdaniem, skoro Pecca jest podzielone na epizody, taka tranzycja nie jest konieczna. Albo raczej, nie w tej formie. Co próbuję zasugerować są dwie opcje.
Wariant A: Podzielić rozdział, przesuwając pierwszą część do końcówki poprzedniego, mniej więcej na punkcie tego, gdzie Aaron zasypia i zacząć 2 od tego jak się obudził. Oczywiście, odpowiednio dostosowując obie części.
Wariant B: Wprowadzić epizod 1.5.
Osobiście byłbym za opcją B, bo jak już wspomniałem, podział epizodyczny nie potrzebuje takiego płynnego przejścia. Może poniekąd urwać i przeskoczyć lekko w czasie. Bezpośrednia kontynuacja powoduje, że rozdział wydaje się trochę oderwany z myślą o reszcie 2 epizodu. Ale patrząc na to inaczej, ta ‘epizodyczna’ podziałka nie koniecznie musi być związana z konstrukcją dzieła. Może to być jedynie ułatwienie dla późniejszego znalezienia odpowiedniego rozdziału bez potrzeby wertowania każdego po kolei sprawdzając czy aby na pewno należy do danej sprawy. W każdym razie, choć wydaje mi się, że zrobiłem to w sposób lekko chaotyczny, mam nadzieję, że mój punkt natury bardziej ‘teoretycznej’ jest widoczny :). Miałem poniekąd ochotę coś takiego przemyśleć samemu i tak więc, właśnie sprowokowałeś mnie do zrobienia tego tutaj na tym przykładzie :D
Ale to nie koniec. Muszę przyznać, w końcu jakaś postać kupiła mnie do siebie. Tą osobą jest Olivier. Spodobała mi się scena wizyty w jego pokoju, gdzie w sposób bardzo wyraźny zostało zasugerowane, że może on malować swoje obrazy krwią. Jestem niemal pewny, że nie jest to tak proste i jeśli nie jest to tylko zagrywka mająca na celu wprowadzić taką myśl do głowy czytelnika, zapowiada się, że polubię się z tym ‘niewygadanym’ panem jeszcze bardziej. :P Niezależnie co przyszłość przyniesie, choć była to krótka scena, była ona bardzo treściwa, a takie są moim zdaniem najlepsze. ;)
To tyle na dziś ode mnie. Czekam na następne… ;)
PS
A i jeszcze jest chyba literówka. Straciłem ją już z oczu, ale w pewnym momencie ktoś mówi ‘zwyczaje’, ale wydaje mi się, że powinno być ‘zwyczajnie’.
No to teraz dałeś mi zagwozdkę panie Greky :D
UsuńWariant A raczej odpada, przez ten mój "uparty" podział na perspektywy, gdzie po prostu jeden rozdział = jedna perspektywa i koniec. Wtedy musiałbym zrezygnować z perspektywy mordercy i po prostu cały rozdział "po procesie" zamknąć w perspektywie Aarona i zrezygnować z retrospekcji morderstwa.
Co do Wariantu B to brzmi nieco lepiej, ale wciąż się zastanawiam jakbym mógł to w miarę dopasowanie wprowadzić, bo jednak to jest ten moment, gdzie przerwy pomiędzy epizodami są odczuwalne na bieżąco, ale w przypadku całości dzieła (a jednak będziemy tak patrzeć, tak samo jak to było z tajemniczym rozdziałem piątym z oczu Lokaja, który dla osób czytających ciągiem nie budował takiego napięcia jak dla osób, które czekały te parę dni). Najgorsze jest to, że mam już rozpisany cały ten epizod i rozdział po procesie na początku Epizodu III, ale będę się nad tym jeszcze zastanawiał i może rzeczywiście pomyślę o małej zmianie konwencji.
Pierwszy fan Oliviera :D Nie no oczywiście żartuje, bo postać rzeczywiście jest ciekawa i przez to jaki jest tajemniczy i jak mało było go w rozdziałach na pewno zaciekawia swoją osobą. Na pewno przeżyje pewien rozwój w tym epizodzie i myślę, że nie zawiedzie Cię motywem ze sobą związanym ^^
Literówkę już szukam i poprawiam!
Dzięki za komentarz!
Charakter i postać Arona jak i jego zachowanie przypomina mi trochę gracza gier z serii tale tale games który za wszelką cenę chce być żadna postać podczas jego rozgrywki i działań nie ucierpiała ani nie umarła. Niestety jednak nie może on nic poradzić na okrutny scenariusz/los który spotka postacie nie zależnie od jego starań i chęci. Dodatkowo powodując smutek i beznadzieje. Z czasem może się ona jednak zamienić w determinacie by uratować chociaż te jedne istnienie nawet za cenę życia postaci gracza.
UsuńW sumie coś w tym jest. Dobre spostrzeżenie i rzeczywiście Aaron jest takim "bohaterem", który stara się przezwyciężyć serię porażek chociaż dla tej jednej wygranej i walczy z hydrą :D
UsuńDzięki za komentarz!
A tak właściwie skoro nasi uroczy porywacze są jak siebie sami nazwali "duchami" to możemy wnioskować że w tym uniwersum śmierć nie oznacza końca? Chyba że jest to jakiś specjalny przypadek w stylu. "Ich ciała są zamkniente/zabezpieczone i mogą dzięki temu istnieć ale tylko jako duchy i inne troszku kiczowate motywy.
OdpowiedzUsuńOcenicie, kiedy nadejdzie wyjaśnienie wszelkich motywów, w odpowiednim czasie :)
UsuńSądzę że ten rozdział rzucił nieco lepszego światła na Aarona. Coraz bardziej go polubiłem. Bardziej otworzył się na ludzi i widać że naprawdę przejmuje się cała sytuacja mimo iż na takiego nie wygląda Bardzo udana perspektywa. Podoba mi się też dokładniesze przedstawienie Oliviera. Jakby nie patrzeć jest on trochę pokrzywdzony i nie można pokazać go tak dokładnie jak resztę postaci.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie bardzo mi się podoba. Nie sądziłem że aż tak dobrze pójdzie wam napisanie jej. Jestem pod wielkim wrażeniem. Warto było czekać. Zaskoczeniem jest też dla mnie częstotliwość rozdziałów. Z początku sądziłem że rozdziały będą wychodziły raz na 2 tygodnie, a tu taka miła niespodzianka.
Pytanko dla was
Będzie się trzymac tej częstotliwości wydawania (4 dni = 1 rodział, 14= nowy epizod) czy z biegiem czasu rozdziały będą wydawane rzadziej ?
Pozdrawiam
Też jesteśmy bardzo zadowoleni z perspektywy Aarona :D Sam byłem zaskoczony jak przyjemnie mi się go pisało i jak dobrze ułożył mi się plan na niego w głowie. Olivier rzeczywiście jest ciężki do przedstawienia, ale staram się go wrzucać w odpowiednich momentach.
UsuńPrzyjmujemy komplementy i naprawdę dają one nam kompa do dalszego działania. Na pewno jakbyśmy mieli tyle czasu na jeden rozdział to dzieło byłoby bardziej dopracowane, ale póki co mocno nie narzekam i postaram się do końca Pecca utrzymać tempo. Jak nie będę się wyrabiał to po prostu zrobię jakąś przerwę, podczas której dokręcę rozdziały i tyle, póki co nie zapowiada się żebyśmy takiej potrzebowali ^^
Dzięki za komentarz!