Epizod I - Rozdział 8: Codzienna rutyna (Lily Eucliffe)


Rozdział 8: Codzienna rutyna (Lily Eucliffe)

Drodzy Czytelnicy!  Cóż mogę powiedzieć, w tym rozdziale spięć ciąg dalszy. Poznacie trochę zaplecze ostatniego konfliktu pomiędzy Wendy i Sandrą oraz zobaczycie życie postaci, które nie pojawiały się jeszcze zbytnio w świetle reflektorów. Zapraszam do lektury oraz do dyskusji w komentarzach i na Discordzie!

--------------------------------------------------------------

Otworzyłam oczy. Pierwsze, co zrobiłam, to sprawdziłam, czy wsuwki trzymające moje włosy w ładzie dalej są na głowie. Odetchnęłam z ulgą i wygrzebałam się z pierzyny. Nałożyłam kapcie i zaspana zeszłam po schodkach do głównej części mojego pokoju. Rozejrzałam się, jak co ranek, sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu i czy nikt nie poruszał się tutaj pod moja nieobecność. To był mój poranny rytuał. Dzięki niemu czułam się, chociaż trochę bezpieczniej. Nie umiałam się jednak przyzwyczaić do tego, jaka panowała tutaj atmosfera. Podeszłam do dużej ściany, którą pokrywało lustro. Na przeciwko znajdowały się trzy wygodne, profesjonalne fotele fryzjerskie. Wiedziałam, że mogłabym tu strzyc pozostałych gości, ale tak bałam się kogokolwiek zapraszać, ze póki, co nawet nikomu o tym nie wspominałam. Jedyne osoby, które okazały mi jakąkolwiek przyjacielską aurę to Alice oraz Sandra.
                Przeszłam obok niedużego stolika i dwóch wygodnych poduch do siedzenia i podeszłam do komody z ogromnymi szufladami, która stała tuż obok szafy na ubrania. Miałam tu wszystkie preparaty z wyższej półki, jakie były dostępne na rynku. To była przyjemna niespodzianka. Zdecydowanie mnie ucieszyła i pozwoliła uciec myślami od tego miejsca. Zgarnęłam potrzebne rzeczy i ruszyłam do łazienki. Do komunikatu porannego była jeszcze godzina, ale zawsze wstawałam o siódmej, bo wiedziałam, ze o ósmej w życiu nie zdążyłabym na śniadanie. Łazienka też mi się podobała. Była elegancka i przede wszystkim wygodna. Mogłam bez problemu rozstawić wszystkie potrzebne odżywki, szampony, spinki, szczotki oraz ogromną suszarkę. Zaczęłam moją ulubioną część dnia. Cieszyłam się, że mój zakaz nie dotyczył mojego talentu, bo wiedziałam, że jakbym nie mogła pielęgnować włosów to bym tu oszalała.
                Cały proces był skomplikowany, ale robiłam go już automatycznie, jak maszyna. Nakładałam kolejne warstwy, moczyłam, rozczesywałam, prostowałam i suszyłam. Wskoczyłam pod prysznic, żeby przemyć też resztę ciała, a potem wróciłam do włosów. Dochodziła ósma, kiedy zaczęłam je przyozdabiać spinkami i wsuwkami. Wtedy rozbrzmiał komunikat:
- Dzień dobry Państwu. Właśnie wybiła godzina ósma, a co za tym idzie skończyła się cisza nocna. Za piętnaście minut będzie podane śniadanie. Życzę miłego dnia.
Całe szczęście byłam już gotowa, więc odłożyłam na miejsce wszystkie przyrządy, posprzątałam po sobie i opuściłam pokój. Na korytarzu widziałam innych, którzy powoli opuszczali swoje kryjówki i kierowali się zaspanym krokiem na śniadanie. Rozglądałam się przestraszona i starałam się udawać, że robię coś przy swojej bransoletce, a tak naprawdę usilnie niwelowałam szansę, że ktoś do mnie zagada. Wstydziłam się innych, ale z drugiej strony też bałam zostawać sama. Poruszanie się bez pary to było narażanie się na atak, a sama myśl, że ktoś mógł naruszyć moją przestrzeń osobistą odbierała mi oddech.
                Wspięłam się po schodach i zauważyłam Alice, do której podbiegłam.
- Hej Alice! – zawołałam. Obróciła się i spojrzała w moją stronę.
- Lily, jak ci minęła noc? – zapytała przyjaźnie.
- Dobrze, wyspałam się całkiem nieźle, ale to po prostu szczęście do zakazu. Trafił mi się naprawdę przyjemny i mało irytujący.
- Mi w sumie też, ale mniejsza o to. Co myślisz o wczorajszym temacie? – zapytała.
- Jak dla mnie to świetny pomysł. Jakby taki Dismas był na uwięzi to na pewno czułabym się bezpieczniej. Przecież on jest seryjnym mordercą! Zabijał ludzi i teraz trafia do czegoś takiego? To absurd! – przy Alice mogłam poczuć się bardziej sobą.
- A co jeżeli będą chcieli zamknąć na przykład mnie?
Spojrzałam na nią zdziwiona. Troszkę się bałam takich tekstów.
- Jak to?
- Nie wiesz czy to nie jest zagranie grupy, która chcę po kolei wyeliminować stąd osoby i zaatakować wyalienowaną jednostkę.
Nie pomyślałam o tym w ten sposób, ale teraz, kiedy Alice przedstawiła mi taką opcję to realnie zaczęłam ją rozpatrywać.
- Mam nadzieję, że nie – odpowiedziałam niepewnie. Dotarłyśmy do jadalni. O dziwo była już ósma piętnaście, a wciąż brakowało sporo osób. Zauważyłam nieobecność Samfu, Aarona, Maksa, Ethana, Dismasa, Julii, Carmen oraz Cecily.
- Czemu jest tak mało osób? – zapytała Alice.
- Chyba zaczyna się etap izolacji – przywitał nas, stojący przy drzwiach Alan.
- Może coś się komuś stało? – naprawdę się tego bałam.
- Nie wydaje mi się, chociaż jak chcecie możemy wysłać małą delegację i to sprawdzić – Jacob nie wydawał się zbytnio przejmować tym faktem. Zajadał się płatkami śniadaniowymi.  Nałożyłyśmy porcję jedzenia z Przyjaciółką i usiadłyśmy na wolnych miejscach obok Rewolwerowa i strasznie wyglądającego Raphaela. Łyżwiarz przypominał żywego trupa. Miał wory pod oczami, był przygarbiony, tylko jego strój był jak zwykle nienaganny. Komunista też nie prezentował się dobrze. Jego zwyczajny parodniowy zarost powoli transformował się w brodę z prawdziwego zdarzenia.
- A co do wczorajszej dyskusji – zapytał Mycroft – Co robimy z niebezpiecznymi jednostkami?
- Jak chcesz określić, kto jest dobry, a kto zły? Przecież to nie ma prawa przejść, chyba, że wprowadzimy tutaj jakiś chory ustrój… - Sandra spojrzała na niego zza okularów. Siedziała możliwie najdalej od Wendy. Wczoraj było naprawdę nieciekawie, ale wierzyłam, że to był po prostu nerwowy wieczór dla jednej i drugiej. Miałam nadzieję, że taka sytuacja już się nie powtórzy, bo naprawdę nie chciałam żeby ktoś sobie coś zrobił.
- Komunizm – rozmarzył się Rewolwerow.
- Myślę, że nie możemy jasno zdecydować, że ktoś jest niebezpieczny, chyba, że będzie widać u tej osoby broń lub inne podejrzane zachowania – zaproponował Jacob.
- A co z tymi, których nie ma? Ktoś po nich pójdzie? – zapytała Elizabeth.
Nikt chętny się nie zgłosił. Ja sama wolałam nie chodzić po pokojach, ciągle żyłam w przeświadczeniu, że mogę zobaczyć coś, czego bym nie chciała.
- My z Lily nie możemy, bo idziemy do pralni – włączyła się Alice – Raphael, idziesz z nami?
- Nie dzisiaj – odpowiedział słabym, podirytowanym głosem.
- Co się z wami dzieje ludzie? – Kucharka trzymała się tego, żeby nie podnosić ponadplanowo głosu, ale widać było jak wielkie problemów jej to sprawiało. – Wyglądacie jakby was coś ugryzło. Śniadanie wam nie smakuje?
- Smakuje – powiedział Yama na głos – Po prostu wszyscy dzisiaj są jakoś nie w sosie.
- To przez zakazy. Nie wszyscy mają coś tak luźnego jak zakaz krzyczenia – w głosie Mycrofta dało wyczuć się ironię.
- Synu – powiedziała z powagą – Jakbyś popracował, chociaż tydzień w jakiejś porządnej kuchni to wiedziałbyś, że krzyk to najlepszy bicz na niesfornych pracowników. Poza tym ja przynajmniej zdradziłam swój zakaz. Ty trzymasz go w sekrecie.
- Mam swoje powody – burknął.
- Ja mogę pochodzić po pokojach – zaproponował w końcu Yama.
- Pójdę z tobą – powiedziała Uwodzicielka. Pokerzysta spojrzał na nią nieco wystraszony.
- Wiesz co, dam sobie radę…
- Serio? Będziecie mnie traktowali jak zbrodniarkę, bo ktoś mnie zaczepił?
- Aaaaaa! Cicho! – przebił się Jacob – Nie chcemy już tego tematu. Jak chcecie to rozwiążcie to między sobą, jak nie, to nie wchodźcie sobie w drogę. Nie możemy się ze sobą bić, do cholery jasnej.
- Ja nic nie powiem. Szkoda mi słów – Wendy brzmiała na zdenerwowaną.
- To dobrze. Ja pójdę z tobą Yama – powiedział Jacob – Trzeba wrócić do szukania nowych alternatyw, bo przyznam, że stoimy w miejscu.
- My będziemy w pralni przez najbliższy czas, jakby ktoś nas szukał – powiedziałam i wraz z Alice wstałyśmy i ruszyłyśmy w stronę drzwi. Nikt nic nie mówił, a po chwili drzwi za nami się zamknęły. Korytarz jak zwykle był delikatnie oświetlony o tej porze, imitując poranek. Zobaczyliśmy, że z klatki schodowej wychodzi Samfu. Przywitałyśmy go.
- Jezu zaspałem na śniadanie – powiedział na dzień dobry.
- Zdarza się, w jadalni i tak panuje kiepska atmosfera – przedstawiła sytuacje Alice.
- To znaczy?
- Wczorajsza dyskusja wraca i ludzie nie mogą się pogodzić i jakoś dogadać. Wolałyśmy dać sobie spokój i idziemy do pralni. Widziałeś kogoś jeszcze? Sporo osób dzisiaj olało śniadanie.
- Wiecie co, nie wiem, może ktoś jeszcze miał tak jak ja z budzikiem. Może to jakieś pole elektromagnetyczne? Grom wie, dobra lecę coś zjeść, bo umrę z głodu. Trzymajcie się laski – powiedział odchodząc w stronę, z której przyszliśmy.
                Czekając przy windzie spotkaliśmy kolejne dwie osoby – Carmen oraz Cecily. Przywitałyśmy się z nimi.
- Wszystko gra? – Alice gadała za mnie, co wcale mi nie przeszkadzało. Wolałam słuchać, niż czynnie uczestniczyć w rozmowie. Od czasu do czasu dorzucałam swoje zdanie, ale robiłam to z wielkim trudem.
- Troszkę się spóźniłyśmy, ale to wszystko przez wczorajszy dzień. Był strasznie szalony i jakoś nie mogłam się pozbierać – Cecily wydawała się być mimo wszystko pełna energii.
- Widziałyście w jadalni Lilie? – zapytała Carmen głosem kogoś, kto musi poznać odpowiedź - Kogo? – zapytała Alice.
- Twórczynię. Tak, jest na śniadaniu z Olivierem – odpowiedziałam, bo pamiętałam, że Florystka myli często osoby z roślinami. Być może tak było jej łatwiej wszystko zapamiętać. Ja nie miałam z tym problemu. Miałam wrażenie, że im osoba mniej udzielała się w rozmowach tym więcej miała do powiedzenia. Zbierała informacje i bez problemu wszystko analizowała. Oceniłam to na zdecydowany plus.
- Dziękuje. Dzisiaj troszkę się zagapiłam i nie poszłyśmy razem… - zauważyła ze smutkiem – Do zobaczenia później.
                Popatrzyłam jak obie dziewczyny znikają w korytarzu, po czym wsiadłam z Alice do windy. Wcisnęłam przycisk i pojechałyśmy. O dziwo jedna z wind nie stała w holu. Ktoś pojechał na lodowisko? A może czekał na nas w pralni? Przez moje myśli przeszło kilka takich opcji, ale ostatecznie byłam z Alice, więc się nie bałam. Zasady były dosyć jasne i tak długo jak szło się z kimś, tak długo było się bezpiecznym. Oczywiście biorąc pod uwagę, że ten ktoś nie miał złych zamiarów. Ale wszyscy widzieli, że wychodziłam z Przyjaciółką, więc musiałaby być naprawdę głupia, żeby mi coś zrobić. Alice była osobą, którą zdecydowanie wolałam mieć, jako sojuszniczkę niż wroga. Była przebiegła i chociaż wydawała się najbardziej przyjazna z całej grupy to tak naprawdę nie zdziwiłabym się gdyby potrafiła ratować w kryzysowej sytuacji własną skórę. Życie osoby takiej jak ja kręciło się wokół wiecznych planów i analiz. Chociaż mogłam na taką nie wyglądać to dosyć szybko kojarzyłam fakty.
                Przeszłyśmy przez blaszane drzwi i korytarz pełen podłogowych lampek powpinanych w kontakty. Wydawało mi się, że tak właśnie wyglądał każdy, pojedynczy dzień w tym miejscu. Wpadłam w ryk codziennej monotonii, ale nie przeszkadzało mi to. Jak coś stawało się powtarzalne to znaczy, że nie było złe, bo byłam w stanie codziennie to znieść.
- Zastanawia mnie to, że tak dużo osób olało dzisiaj śniadanie. Ile ich w sumie było? Osiem? Brzmi mi zdecydowanie na jakiś spisek – powiedziała nagle Alice, tuż przy drzwiach do głównej części pralni.
- No nie wiem, wydaje mi się, że nie ma, czego się obawiać. Zresztą większość kombinatorów była na śniadaniu – odpowiedziałam.
- Masz na myśli kogoś konkretnego?
- Na przykład Jacoba i Mycrofta. Jakby coś się działo to oni na pewno byliby w to wplątani. Tak samo Elizabeth – po raz pierwszy to ja uspokajałam ją, a nie na odwrót.
- Może i masz rację. Zajmiesz się koszami po prawo? Ja wezmę te po lewo.
Kiwnęłam głową i zaczęłyśmy pracować. Ja zajmowałam się ciuchami facetów, których było trochę więcej, chociaż produkowali mniej prania, a Alice usiadła i zaczęła przeglądać ubrania kobiet.
- To ciekawe, ale Sandra nie dała jeszcze nic do prania odkąd tu przyjechaliśmy – spostrzegła na głos.
- Mycroft i Ethan dają za to zdecydowanie za dużo jak na facetów.
Zaśmiałyśmy się. Atmosfera podczas wkładania ubrań do pralek oraz ich rozkładania w suszarni była przyjemna. Zauważyłyśmy, że w kącie tego drugiego pomieszczenia stało wiadro ze szmatą, z którego było czuć strasznie chemiczny zapach czegoś w stylu wybielacza. Nie wiedziałam, co tam robiło, ale wyglądało podejrzanie.
- Lily? – zapytała nagle Alice.
- Hmm?
- Kto ci się najbardziej podoba w hotelu? – zapytała nagle. Przełknęłam ślinkę i nerwowo zadrżałam. Nikt tego nie wiedział, ale podobały mi się przede wszystkim kobiety. Od dziecka nie czułam pociągu do mężczyzn. Owszem zdarzały się pojedyncze jednostki, które mi się całkiem podobały, ale to płeć piękna działała na mnie najmocniej. Miałam przez to sporo problemów w dzieciństwie i podejrzewałam, że przez to byłam tak bardzo wystraszoną i odizolowaną osobą. Nikt mnie nigdy nie zrozumiał.
- Chyba… Mycroft – powiedziałam. Rzeczywiście był całkiem przystojny, chociaż jego charakter całkowicie mnie odstraszał.
- Cholera! U mnie tak samo. Pewnie wszystkie laski za nim szaleją. Chociaż nie wiem jak z Sandrą. Nie lubię nikogo oceniać, ale wydaje mi się, że jest lesbą. To trochę ohydne, nie uważasz? – zapytała z uśmiechem. To były bolesne słowa. Starałam się od razu wyrzucić je z głowy, ale odbijały się w niej echem. Kolejna uprzedzona osoba, powiedziałam do siebie w myślach. Nie wiedziałam, czy mogę z taką trzymać, ale nie miałam zbytnio wyboru. Humor mi się jednak wyraźnie pogorszył. Sama Alice to zauważyła.
- Coś się stało? - zapytała.
- Nic, po prostu zrobiło mi się gorąco - odpowiedziałam odwracając głowę. Alice nie naciskała. Cieszyło mnie to bardzo.
                W końcu udało się nam rozwiesić wszystkie ciuchy i zadowolone z wykonanej pracy zebrałyśmy się do wyjścia. Milczałam. Całe szczęście zdarzały mi się takie epizody, więc Alice nie drążyła. Pokonałyśmy korytarz i dotarłyśmy do windy, którą przywołałyśmy przyciskiem. Winda przyjechała i wsiadłyśmy do środka. Po chwili byłyśmy już w klatce schodowej przy recepcji. Ogarnianie prania zawsze zabierało trochę czasu, więc nie zdziwiłam się, gdy na zegarku zobaczyłam godzinę dwunastą, szczególnie, że ubrań było coraz więcej z każdym dniem. Czułam się dzięki temu ważna i potrzebna, a to pomagało mi nie myśleć o sytuacji, w której się znalazłyśmy.
- Masz teraz jakieś plany? - zapytała mnie.
- Właściwie to nie, a dlaczego pytasz?
- A na wieczór?
- Na wieczór na pewno nie.
- Może wpadniemy wieczorem do baru? Mam ochotę się napić. Oczywiście pamiętam o twoim zakazie, ale istnieje tyle świetnych, bezalkoholowych drinków, że na pewno coś dla siebie znajdziesz.
- Zastanowię się - nie miałam ochoty z nią spędzać wieczoru. Musiałam się wciąż oswoić z tym, co usłyszałam - Póki, co idę odpocząć do pokoju.
- To do zobaczenia... na obiedzie?
- Tak, pa.
                Zeszłam w dół i zostawiłam ją w tyle. Zrobiło mi się na moment smutno, ale zawsze tak było po tym jak ktoś mnie zranił - nie wybuchałam płaczem przy ludziach, ale jak zostawałam sama to łzy zaczynały mi napływać do oczu. Otarłam je dłonią i przeszukałam kieszenie w poszukiwaniach klucza. Znalazłam go i parę sekund później byłam już w swoim pokoju. Sprawdziłam czy nikogo tu nie było pod moją nieobecność, ale niczego nie zauważyłam. Usiadłam na jednym z fotelów i spojrzałam w lustro. Wyglądałam dobrze jak na te warunki, a włosy trzymały się w nienagannym stanie. Lubiłam ich niebieski kolor, czułam się dzięki nim wyjątkowa.
                Zawsze, gdy miałam problem zajmowałam się sobą. Pomyślałam, że jeżeli już życie mnie nie rozpieszcza, to, czemu miałabym się jeszcze sama dobijać. Nie miałam, co robić poza pokojem, więc postanowiłam, że najpierw zajmę się sobą tutaj, a po obiedzie dodam do tego jeszcze masaż w sali zabaw. Wtedy Alice nie będzie narzekała, że nie przyszłam, a ja będę mogła się dodatkowo zrelaksować. Zadowolona z nadchodzących planów wzięłam się do ich realizacji. Przez najbliższe godziny udało mi się zrobić wszystko, co planowałam. Z całego procesu wyrwała mnie pukanie do drzwi. Jak zwykle serce zabiło mi szybciej. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Stała przed nimi Sandra.
- Hej mała - powiedziała na przywitanie - Idę na obiad, przejdziesz się ze mną?
- Pewnie, dasz mi chwilę?
- Jasne - odpowiedziała i weszła do środka z zaskoczenia. Nie widziała problemu w naruszeniu mojej prywatności, od razu podeszła do jednego z foteli i położyła nogi na ladzie przed lustrem - Kurczę fajnie tu masz. Widzę wiele ciekawych zastosowań dla tych luster.
- To znaczy? - prawie natychmiast ugryzłam się w język.
- A wiesz... Niektórzy lubią patrzeć na pewne rzeczy z różnych stron.
Zrobiło mi się gorąco. Sandra była śliczną dziewczyną i wokół niej czuć było specyficzną aurę. Nawet patrząc na nią człowiek potrafił się zawstydzić, szczególnie jak spojrzenia się spotykały, a jej oczy błyszczały zza szkieł okularów.
- Nie ukrywam - powiedziała po chwili - Jestem potwornym zbokiem. Po prostu nie za bardzo lubię odstraszać tym ludzi, ale ciebie lubię, a jak ty masz polubić mnie to będę przy tobie sobą. Co ty na to Mała?
- O-okej... - nie wiem czy dało się zabrzmieć na bardziej speszoną.
- Dobra Kotku, rób co musisz, bo mam ochotę wsadzić sobie coś ciepłego do ust - zachichotała i zakręciła się na krześle. Opaska pasowała do niej idealnie. Pochowałam resztę swoich akcesoriów na miejsce.
- Myślisz, że mogłabyś mi zrobić jakąś czadową fryzurkę? - zapytała przeglądając się w lustrze.
- Jaką tylko chcesz - odpowiedziałam.
- Hmm... - zaczęła robić różne, dziwne miny, po czym uśmiechnęła się zawadiacko - Dobra zastanowię się i ci powiem. Tylko nie wpuszczaj żadnych innych suk na mój termin, jasne?
Kiwnęłam głową uśmiechając się lekko. Była głośna, ale wydawała się być spoko.
- Sandra… Powiesz mi, co się stało wczoraj? – zapytałam. Westchnęła. Wiedziała, że ten temat, w końcu w nią uderzy.
- Powiem raz i krótko – Nie cierpię takich osób jak Wendy. Takie wywłoki próbowały mnie zniszczyć przez całe życie i wydaje mi się, że ona jest taka sama. Ale obiecuje, że nie będę już jej dotykać. Wczoraj się trochę upodliłam, przypomniało mi się parę rzeczy i wybuchłam. Obiecuje Ci Mała, że to się nie powtórzy. Jak przyjaciółka, przyjaciółce.
                Nie drążyłam. Uśmiechnęłam się za to szeroko i przygotowałam do wyjścia. W końcu obie zabrałyśmy się z mojego pokoju i wyszłyśmy na korytarz. Zamknęłam drzwi i ruszyłam za Sandrą w stronę jadalni. Uwodzicielka miała bardzo luźny krok i wyróżniała się mocno z otoczenia. Działo się to za sprawą jej stroju oraz rzucających się w oczy rajstop, a także fioletowych włosów i opaski. Podobał mi się taki odważny strój. Przeszłyśmy obok wind i recepcji i po chwili byłyśmy już w jadalni. Przywitały nas podniesione głosy i tłum zebrany przy wejściu. Serce podeszło mi do gardła. Zaczęło się, pomyślałam. Nie chciałam bardziej się przyglądać, bo zwyczajnie się bałam, ale wtedy poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę. To była Sandra.
- Hej, nie panikuj. Oni się tylko kłócą - powiedziała tonem, który rzeczywiście mnie uspokoił. Spojrzałam niepewnie i zobaczyłam, że pomiędzy stołami zebrała się prawie cała grupa. Po środku, między nimi stała Przyjaciółka oraz Komunista. Ta pierwsza wyglądała na strasznie zdenerwowaną. Z każdym krokiem jej włosy latały we wszystkie strony, a jej twarz przypominała pomidor.
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?!
- Przesadzacie. U nas w Rosji tak się mówi na takie dziewuszki. Wy panimajotie, da? - pomimo tego jak głośno wydzierała się Alice, Rewolwerow wydawał się być niezwykle opanowany. Na jego twarzy nie było widać w tym momencie ani nerwów ani inteligencji. Przypominał z daleka wyjątkowo brzydką kozę.
- Ty parszywcu - syknęła. Ja bym się jej bała.
- Ostatnią osobę, która mnie tak nazwała zbierali od Moskwy do Wołgogradu – nie miałam pojęcia, czy druga nazwa, którą wymienił była prawdziwa, ani gdzie leżała, ale słowa musiały zaboleć Przyjaciółkę, która zamachnęła się i siarczyście go spoliczkowała. Komunista nawet nie drgnął, chociaż uderzenie pozostawiło na jego twarzy wyraźny ślad.
- Wystarczy tego dobrego – wtrąciła się Audrey – Nie ważne, jakim świnią jest, nie będziecie się bić w mojej jadalni.
- Ja nie biję kobiet. Może mnie uderzać ile chce razy, ja i tak nie dam się sprowokować.
- Rew idź proszę. Nie chcemy tutaj większego syfu niż mamy – poprosiła Elizabeth.
- Dacie sobie z nią radę? – zapytał poważnym głosem.
- Damy – odpowiedziała.
                Komunista rzucił jeszcze jedno spojrzenie w stronę szalejącej Alice i powolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia, mijając po drodze nas. Rzucił na nas okiem, ale nic nie powiedział. Bałam się go, ale nie rozumiałam, dlaczego Alice była taka zdenerwowana. Sytuacja się nieco rozluźniła, ale widziałam, że grupa wyraźnie odsunęła się od Przyjaciółki, która wciąż czerwona na twarzy usiadła na skraju jednego ze stołów, daleko od pozostałych. Zastanawiałam się czy do niej podejść, ale ostatecznie nie umiałam się zebrać w sobie. W głowie rozbrzmiało mi ponownie, to, co powiedziała wcześniej. Nie było mi jej szkoda. Sandra pociągnęła mnie do gablot z jedzeniem, gdzie czekały jak zwykle sterty pysznego, ciepłego jedzenia. Audrey stojąca w kuchni obserwowała jak kolejne osoby nakładają sobie porcje.
- Audrey, czy ty w ogóle wychodzisz z tej kuchni? – zapytała Sandra.
- Rzadko. Dobrze mi tu i czuję się bezpiecznie – odpowiedziała, przywołując na pucołowatą buzię szeroki uśmiech – Ale nie podoba mi się to, jakie dramaty tu powstają. Won stąd z takimi kłótniami.
                Nałożyłam sobie sałatki greckiej i parę kromek czosnkowego pieczywa z twarogiem. Sandra wzięła dwa burgery, także zrobione w stylu śródziemnomorskim. Wystawały z niego oliwki oraz suszone pomidory. Usiadłyśmy razem, tuż obok Samfu i Yamy. Zanim to się jednak stało Sandra stanęła i uderzając widelcem w kubek zebrała uwagę grupy.
- Słuchajcie, wczoraj dałam dupy. Przepraszam, miałam gorszy dzień, okres mi się skończył… Obiecuję to, co obiecałam mojej przyjaciółce Lily – już nie podniosę ręki na Wendy, ani na nikogo innego.
Widziałam, że ludzie reagowali sceptycznie, ale nawet siedzący blisko Yama pokiwał z aprobatą głową. Wendy wolała nie patrzeć w stronę Sandry, ale nie wyglądała na zdenerwowaną. Właściwie promieniała w porównaniu z wczoraj.
- Nie chcę drążyć tego, co było wczoraj, ale wiedz, że jak to się powtórzy, to nie zostawię tego tak jak jest – rzucił przez jadalnię Haker.
- Zrozumiałam szefie – odpowiedziała uszczypliwie i usiadła. Zaczęliśmy jeść.
- Chłopaki, powiecie mi, o co poszło z Rewem i Alice? – zapytała moja towarzyszka.
- Właściwie to nikt za bardzo nie wie. Rewolwerow coś opowiadał, w połowie po rusku w połowie po naszemu i nagle ona wstała i zaczęła się na niego wydzierać. Chyba odebrała coś zbyt dosłownie – powiedział Yama, popadając w zadumę.
- Tak po prostu? Ona jest trochę dziwna. Nie wygląda mi na przyjaciółkę, bardziej na zołzę – ciężko było ją zrozumieć, bo miała pełne usta.
- Cóż, życie zaskakuje.
Poświęciliśmy kolejne minuty na zjedzenie w spokoju i luźną rozmowę o niczym konkretnym. Widziałam, że Alice szuka ze mną kontaktu wzrokowego, ale skupiałam się bardziej na talerzu, nie rozglądając się zbytnio. W końcu nie wytrzymała i przybliżyła się do nas.
- Hej, mogę się dosiąść? – zapytała.
- Jasne, śmiało – powiedział Samfu wskazując miejsce obok. Siedzący dalej Dismas, spojrzał spode łba, ale nie skomentował.
- Wiecie, mam strasznie ciężki dzień – zaczęła.
- Widać – odpowiedziała Sandra.
- Chciałabym odreagować. Wiecie, troszkę się zrelaksować przy dobrej muzyce, rozmowie i drinku czy kilku. Chcielibyście wpaść?
- Ja z chęcią – powiedział Samfu.
- Ja też – dodał Pokerzysta.
- My z Lily też wpadniemy. Oczywiście młoda nic nie pije, już ja jej przypilnuję – obiecała Uwodzicielka.
Po chwili do ekipy dołączył też Dismas, Cecily oraz Ethan.
- Umiem doskonale żonglować butelkami, zobaczycie dziś coś niesamowitego! – zapowiedział.
- Kiedy organizujesz to przyjęcie? – zapytał Yama.
- Wieczorem, jak wszystko przygotuje. Muszę ogarnąć jakąś klimatyczną muzykę – zapowiedziała.
- Dobra, to po osiemnastej będziemy się tam zbierać.
                Nie miałam nawet chwili żeby ewentualnie zaprzeczyć, ale planowałam tam wpaść na trochę, a potem zerwać się i położyć się trochę szybciej spać. Skończyłam na ten moment jeść i odłożyłam tacę na bok. Nagle w jadalni dało się usłyszeć jak ktoś głośno i siarczyście przeklina. To był Raphael. Spojrzeliśmy na niego i zobaczyliśmy jak na jego białym stroju widnieje duża, brązowawa plama.
- Co się stało? – zapytał Aaron.
- Ubrudziłem się, nie widać do cholery? – był mocno zdenerwowany, ale nie dziwiłam się. Raphael był osobą, która nie mogła chodzić w brudnym ubraniu. Jak na mężczyznę, zachowywał po prostu niebywałą czystość. Zerwał się odrzucając w gniewie tackę na bok. Alice spojrzała na niego i zawołała:
- Pomóc ci to przeprać?
- Dam sobie radę – fuknął – Dzisiaj i tak miałem zrobić więcej prania.
Chwilę po tym wyszedł z jadalni, zostawiając za sobą aurę złości. W pomieszczeniu przez to ucichło. Ja jednak i tak już miałam wychodzić, więc powoli wstałam. Nie zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że Sandra wstaje za mną.
Uwodzicielka trzymała mnie, pomimo zmęczenia, mocno na nogach. Po obiedzie wyciągnęła mnie do sali zabaw, żebyśmy przed czasem skorzystały jeszcze z masażu. Stwierdziłam, że i tak miałam to w planach, więc zgodziłam się bez chwili wahania. Po chwili leżałyśmy wyciągnięte na fotelach, które kojąco masowały plecy, pośladki oraz nogi. Aż drżałam z przyjemności. Sandra wyglądała jakby bawiła się jeszcze lepiej, ale podejrzewałam, że to przez to, że jej krocze znajdowało się niebezpiecznie blisko wibrującej krawędzi. Poza nami w sali zabaw była Alice, która przygotowywała coś przy niedużym barze, a także Cecily na siłowni oraz Olivier, który zajmował się czymś w strefie graficznej.
- Boże jak mi dobrze – jęknęła moja towarzyszka.
- Mi brakuje tutaj sauny.
- Lubisz być cała spocona i mokra?
Jej uwagi wydawały się zawsze mieć drugie dno. Było to trochę niesmaczne, ale też zabawne na swój sposób.
- Uwielbiam po prostu gorące pomieszczenia, takie klimatyczne, pełne pary, gdzie można zatopić się w swoich myślach.
- Lubisz odpływać? Ja zawsze relaksowałam się przy muzyce i dobrym jedzonku. Potrafiłam cały dzień spędzić na mieście z słuchawkami na uszach, siedząc po parę godzin w okolicznych barach.
- Tęsknisz za tamtym światem? – zapytałam. Spojrzała na mnie bystro, a w jej oczach jak zwykle widoczny był blask.
- Trochę. Ale w sumie tutaj jest bardzo podobnie do tego, co miałam, tylko, że mniej osób, do których mogę zarwać.
- Ja miałam o wiele lepiej. Boję się, że już nigdy do tego nie wrócę.
- Hej, hej, hej – powiedziała wstając i kucając obok mnie – Nie martw się. Przecież jesteś bezpieczna. Nie pozwolę żeby ktoś skrzywdził moją niebieską gwiazdę.
                To były bardzo miłe słowa. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i złapałam za rękę. Po chwili wróciła na swój fotel. Zaczęłyśmy luźno rozmawiać o tym, jakiej muzyki lubimy słuchać i jakie były nasze sposoby na relaks przed trafieniem tutaj. Wiedziałam już teraz, że jest znacznie lepszą przyjaciółką niż Alice i chociaż planowałam dalej chodzić z nią do pralni, to Sandra była o wiele ciekawszą osobą. Naprawdę ją polubiłam. Nawet nie zauważyłam, kiedy czas minął i nadeszła godzina spotkania. Alice podeszła do nas i zaprosiła nas do baru.
                Wystrój się nieco zmienił, bo Przyjaciółka postawiła na bardziej dostojne klimaty. Zdobyła skądś gramofon, z którego leciała delikatna i wpadająca w ucho melodia. Przygotowała butelki z różnokolorowymi drinkami, a sama przebrała się w bardziej elegancki strój. Ludzie wyglądali na pozytywnie zaskoczonych tym, na co patrzyli. Alice podeszła do mnie i podała mi butelkę.
- Lily, specjalnie dla ciebie przygotowałam bezalkoholową nalewkę z jagód. Myślę, że powinna ci posmakować, tak samo jak nam pozostałe drinki – przyjęłam prezent i sięgnęłam po jeden z kieliszków.
- No Alice, muszę przyznać, że to wszystko wygląda super – powiedział Yama – Mam nadzieję, że się nie upije.
- Raz można zgrzeszyć i trochę się oderwać od rzeczywistości, nie uważasz? – Alice wyglądała na pewną siebie.
- Yama nie wie, co gada. Pewnie, że można, a nawet trzeba – Samfu chwycił za jeden z kieliszków, w których znajdował się brązowy płyn i pływały dwie kostki lodu – To co, zaczynamy?
- Och zapomniałabym, Audrey przygotowała coś dla nas – nagle zza lady wyciągnęła dwie tace pełne przeróżnych przekąsek. Były tam kanapeczki, oliwki, chrupki, paluszki, orzeszki, a nawet ogórki.
- Ta kobieta to czyste złoto – powiedział Samfu chwytając za jedną z kanapek – Aż mi głupio, że ją tak zdenerwowałem na początku.
- Szkoda, że tak mało osób przyszło – stwierdził Ethan – Chciałem mieć nieco większą widownię.
- Wszyscy dzisiaj są jacyś podminowani, ja się cieszę, że zajęli się sobą, zamiast psuć tutaj atmosferę – stwierdziła Cecily – Ale tak jak powiedział Samfu, pijmy!
                Osiem kieliszków powędrowały w górę, żeby zderzyć się w powietrzu. Wznieśliśmy toast za to, żeby się nam powodziło i wychyliliśmy prawie w tym samym momencie. Napój, który przygotowała mi Przyjaciółka był naprawdę dobry. Miał niebieskawy kolor, podobnie jak moje włosy i smakował jagodą z domieszką czegoś, co przypominało mi miętę. Był przyjemnie orzeźwiający. Pozostali uczestnicy mieli jednak nieco kwaśniejsze miny.
- Whoa, mocne – jęknął Yama – Ale co cię nie zabije to cię wzmocni – „Źródło: Yama Ellis”.
- To nie są twoje słowa – zaśmiał się Ethan.
- Jesteś pewna, że nie wlałaś tu samego spirytusu? – zapytał Bandyta, nieco zachrypniętym głosem.
- Dzisiaj się bawimy! – powtórzyła Alice, ignorując pytanie Dismasa.
- Masz tu jakieś butelki? – zapytał Ethan wstając. Nie mogłam się przyzwyczaić do jego stroju, który wydawał się zajmować trzy razy więcej miejsca niż on sam, a Iluzjonista był naprawdę muskularnym człowiekiem.
- To bar, jest tu ich pełno. Do wyboru, do koloru – powiedziała. Ethan przepchał się pomiędzy nami i z gracją przeskoczył za ladę, jakimś cudem nie rozwalając przy tym dziesiątki stojących kieliszków.
- Moi drodzy, pozwólcie, że zaproszę was do cudownej zabawy połączonej z pokazem, który zmieni wasze życie! – wykrzyknął. Patrzyliśmy z zainteresowaniem.
- Umówmy się, że pokaz zaczniemy od tego, że wypijecie po kolejce, a potem będziecie obserwować jak żongluje ośmioma butelkami naraz!
                Przy barze robiło się coraz weselej. Wypiliśmy kolejne drinki i zaczęliśmy klaskać i dopingować Ethanowi, który z niebywałą wprawą zaczął żonglować. Chociaż nie byłam pijana to patrzyłam z otwartymi oczami na to, jak osiem dużych, litrowych butelek leci do góry i w dół. Nie byłabym w stanie podrzucić tak dwóch, a co dopiero tylu. Biliśmy mu brawo i zachęcaliśmy do kolejnych sztuczek, co i rusz pijąc kolejne kolejki i rozmawiając. Ethan zaczął opowiadać historie ze swoich występów.
- Wtedy z nieba zaczęły spadać szczury, który zamieniły się w banany, zanim wylądowały na scenę!
- Jak to zrobiłeś? Serio, jak? – zapytał Yama, który przeżywał to, co się działo i widocznie był już podpity. Najbardziej sponiewierany jednak był Bandyta, który już nic nie mówił od jakiegoś czasu, tylko kiwał się do przodu i do tyłu. Ja też byłam coraz bardziej zmęczona, ale widziałam jak bardzo podoba się to reszcie i jak wciągnięta w spotkanie była Sandra, więc postanowiłam, że zostanę jeszcze parę minut.
- To była magia – odpowiedział z powagą.
- A umiesz ziać ogniem? – zapytał Samfu – Widziałem ludzi, którzy to robili i kompletnie tego nie ogarniam.
- Macie jakąś zapalniczkę lub zapałki?
Alice podała mu to pierwsze. Ethan parę razy sprawdził jak ją odpalić, a następnie sięgnął po jeden z drinków i nalał go sobie do ust. Po chwili podniósł muskularne ramię i odpalił zapalniczkę, wypluwając alkohol i tworząc strumień ognia. Wszyscy w barze zrobili głośne „woo” i zaczęli klaskać. Ethan ukłonił się i dopił drinka. Był w swoim żywiole.
                Zbliżyłam się do Sandry i szepnęłam jej na ucho.
- Jestem już zmęczona. Idę do pokoju.
Sandra odwróciła się i spojrzała na mnie, po czym wyszeptała:
- I tak jestem dumna, że tyle wytrzymałaś. Chodź, ja też będę się już zabierać.
Wstałyśmy obie.
- Ludziska, było super, ale my się już zabieramy. Wiecie Lily się upiła, trzeba ją doprowadzić do pokoju, póki stoi na własnych nogach. Bawcie się dobrze! - powiedziała, na co grupa ochoczo nas pożegnała. Nagle usłyszeliśmy dźwięk, po którym pojawił się komunikat.
- Dobry wieczór. Wybiła dwudziesta druga, co oznacza początek ciszy nocnej. Przypominam o tym, że niektóre strefy hotelu mogą być niedostępne, a także o tym, żeby zamknąć drzwi na noc. Dobranoc.
- Dziękuje Białowłosy! - krzyknęła Sandra, gdy wyszłyśmy na korytarz. O dziwo nie była wcale mocno pijana, ale humor miała doskonały.
- Było fajnie - powiedziałam, jak schodziłyśmy po schodach.
- Wiesz, w tym miejscu tak mogą wyglądać wieczory. W końcu i tak nie mamy tu nic do roboty.
- Może Maks coś odkryje - miałam wciąż nadzieję.
- To jedyna szansa, a wciąż mała. Nie przejmujmy się tym, a cieszmy z tego, co mamy.
                Gdy byłyśmy już na piętrze z pokojami, Sandra odprowadziła mnie aż pod moje drzwi. Otworzyłam przy niej, a ta nagle złapała mnie i przytuliła.
- Świetnie się z tobą bawiłam. Cieszę się w chuj, że się otworzyłaś.
- Ja z tobą też Sandra - odpowiedziałam. Ładnie pachniała.
Pożegnałyśmy się, a ja zamknęłam za sobą drzwi. Dopiero teraz poczułam jak bardzo zmęczona jestem. Westchnęłam, wiedząc, że musze jeszcze przygotować włosy do snu i zgarnęłam potrzebne rzeczy. W łazience spędziłam prawie godzinę na rozczesywaniu, zdejmowaniu ozdób i spinaniu włosów żeby jak najmniej pogniotły się podczas spania. W końcu zadowolona ruszyłam do łóżka. Padłam i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

*

                Obudziłam się z rana i czułam się nieźle. Byłam odrobinę zaspana, ale dziarsko wstałam i rozejrzałam się po pokoju. Wszystko było na swoim miejscu, więc przeszłam do dalszej części porannego rytuału. Ponownie udało mi się przygotować przed godziną ósmą, więc na śniadanie się nie śpieszyłam. Poranny komunikat Lokaja rozbrzmiał, kiedy zakładałam buty. Wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. O tej godzinie korytarz przy sypialniach żył swoim życiem. Ludzie gadali ze sobą, lub ruszali grupami na śniadanie. Teraz było podobnie. Ja szukałam wzrokiem Sandry i po chwili zauważyłam ją idącą w moim kierunku. Przywitałyśmy się i przytuliłyśmy.
- Jak zwykle czarująca od rana, jak ci się spało? - zapytała.
- Nieźle, chociaż wczoraj porządnie się zmęczyłam. Muszę się rozbudzić.
- Zapraszam cię na kawę i pyszne śniadanie!
- Nie mogłabym odmówić - odpowiedziałam i skierowałam się wraz z Sandrą w stronę jadalni. Mijaliśmy kolejne osoby. Yama musiał przeżywać naprawdę ciężkie chwile, bo szedł podpierając się o ścianę. Sandra musiała mieć naprawdę mocną głowę, bo nie było po niej widać, żeby cokolwiek jej się stało.
                W jadalni zebrała się naprawdę spora grupa. Brakowało pojedynczych osób. Audrey krzątała się w kuchni, dopiero przynosząc jedzenie do gablot. Pod nosem mamrotała coś i widać było, że jest zdenerwowana. Gdy podeszła z kolejnym garnkiem Sandra spytała się, o co chodzi.
- Ktoś mi tutaj narobił syfu. Nie wiem czy czegoś nie brakuje - wytłumaczyła przez zęby.
- Ale brakuje jakichś narzędzi? Czegoś ostrego?
- Nie, nie. Noże i cała reszta są na swoim miejscu, nietknięte. Jest syf na półkach z różnymi alkoholami oraz przekąskami. Mam do ciebie prośbę. Zapytasz ich? Krzyknęłabym, ale nie mogę - klepnęła się w rękę, na której miała bransoletkę.
- Jasne - Sandra odwróciła się i krzyknęła - Hej! Ludzie! Mam do was pytanie!
O dziwo w jadalni zrobiła się cisza, a oczy skierowały się w stronę Sandry.
- Czy ktoś wie, co się stało wczoraj w kuchni? Ktoś nie umiał po sobie posprzątać i narobił problemów złotej kobiecie, która nas karmi? Naprawdę?!
Przez chwilę nikt się nie zgłosił, aż w końcu rękę podniósł Haker:
- Ja tu wczoraj byłem z Wendy. Piliśmy herbatę i było tutaj parę osób. Yama i Samfu wpadli około dwudziestej trzeciej i coś wzięli z kuchni, oboje byli podchmieleni - zaczął.
- A więc to tak - wtrąciła się Audrey - To wy gagatki narobiliście tutaj takiego syfu.
- Ja? - zapytał zdezorientowany Yama.
- Ale to nie wszystko - przerwał Mycroft - Potem wpadł Komunista i Alice. Gadali o czymś razem.
Komunisty nie było na sali, ale Alice siedziała przy jednym ze stolików. Wywołana odpowiedziała:
- Byłam tutaj, bo chciałam się pogodzić z Rewolwerowem. Głupio mi było, że tak się na niego wkurzyłam, bo miałam gorszy dzień, więc zaproponowałam mu, że uszyjemy razem ciuchy, które będą wyglądały jak mundur, ale mundurem nie będą. Posiedzieliśmy i to ustaliliśmy - wytłumaczyła się. Co jak co, ale to był miły gest z jej strony.
- No i jeszcze Dismas. Ale był wstawiony jak cholera, więc to mógł być on - powiedział w końcu Haker.
- Długo tu był? - zapytała Sandra.
- Nie mam pojęcia, wyszliśmy, bo dopiliśmy herbatę, a on dziwnie się zachowywał. Jak to po alkoholu.
- Ja też nie widziałam, kiedy wyszedł, bo zmyłam się wcześniej. Został z Rewolwerowem - powiedziała.
- Ani jednego, ani drugiego tu nie ma, więc pewnie zabalowali - zauważył Jacob.
- Nie wiem, Dismas był bardzo pijany, jak poleciał jeszcze grubiej, to nie zdziwiłbym się, gdyby zasnął gdzieś po drodze. Nikt go nie widział? - zapytała Alice.
Wszyscy zaprzeczyli.
- Znajdą się, to duzi chłopcy - powiedziała Sandra.
- Pozabijam ich jak tylko tu przyjdą. Możecie brać z kuchni, co wam się podoba, ale zachowajcie porządek - jej głos balansował na granicy krzyku, ale widać było, że starała się nad nim panować.
- Jakieś plany na dzisiaj? - spytał Alan, stojąc przy gablocie i jedząc grzanki.
- Maks ma wpaść na obiad, podobno ma jakieś informacje. Zaznaczył z trzy razy, że nie są przełomowe, ale i tak przyjdzie - powiedziała Cecily - Chłopak nie wychodzi prawie z czytelni. Od dwóch dni tam śpi. Musimy mu jakoś pomóc - w jej głosie słychać było troskę.
- Ja bym dzisiaj sprawdził dokładniej tą windę. Może dowiemy się jak wygląda ten cholerny hotel - zaproponował Jacob.
- To już coś - powiedziała Elizabeth.
- My pójdziemy zrobić pranie - zapowiedziała Alice, patrząc w moją stronę. Kiwnęłam do niej głową. Nie planowałam rezygnować z pralni. Zjedliśmy śniadanie i pożegnałam się z Sandrą. Wyszłam z jadalni z Alice, patrząc ostatni raz na grupę. Brakujące osoby wciąż nie przyszły, ale podejrzewałam, że to mogła być kwestia wczorajszej imprezy, ale nie tylko. Maks rzadko, kiedy pojawiał się na śniadaniach, Julia raz przychodziła, raz nie, a były też inne osoby, które czasami omijały najważniejszy posiłek dnia. Dzisiaj w jadalni była nas trochę ponad połowa.
                Szłyśmy korytarzem w milczeniu, ale Alice szybko je przerwała.
- Podobała ci się wczorajsza impreza? - zapytała.
- Była świetna - powiedziałam zgodnie z prawdą - Wszystko u ciebie gra? Wczoraj byłaś jakaś zdenerwowana.
- To miejsce tak na mnie działa. Nie wiem, wywołuje we mnie jakąś dziwną agresję. Szkoda gadać, ale przepraszam, jeżeli byłam dla ciebie niemiła.
Wiedziałem, że w pralni miała jeszcze dobry humor i takie po prostu były jej poglądy.
- Nie ma sprawy – powiedziałam nieszczerze.
Wsiadłyśmy razem do windy i pojechałyśmy na piętro, na którym znajdowała się pralnia. Alice z zapałem opowiadała jak wpadła na pomysł z wczorajszym wieczorem, ale nie chciało mi się jej słuchać. Przytakiwałam, co jakiś czas, błądząc myślami gdzieś indziej.
                Przeszłyśmy przez blaszane drzwi i znalazłyśmy się w korytarzu prowadzącym do pralni. Szłyśmy dalej, gdy nagle Przyjaciółka przestała opowiadać o poprzednim wieczorze i zatrzymała się.
- Co jest? – zapytałam wystraszona. Nie lubiłam nienaturalnych reakcji.
- Czujesz ten zapach?
Powąchałam.
- Zapach pralni. To coś dziwnego? Może trochę bardziej intensywny – dodałam po chwili.
- Nie wiem, nigdy nie było tego tak czuć.
Rzeczywiście korytarz pachniał jakoś inaczej, ale nie uważałam tego za coś dziwnego.
- Nie wiem… Może jestem trochę przewrażliwiona, ale wracając do historii – moja uwaga ponownie rozpłynęła się. Skupiłam się na naszym zadaniu. Weszłyśmy do głównej części pralni. Podeszłam od razu do koszy na pranie, wiedząc, że jedna strona jest moja, a druga Alice. Zaczęłyśmy wypakowywać ubrania i oddzielać białe, czarne i kolorowe.
- Przepis na ten drink podała mi znajoma ze szkoły – Alice nie przestawała opowiadać.
- Był naprawdę dobry – odpowiedziałam grzecznie. To, co zrobiła naprawdę mi smakowało.
- Zaczniesz upychać to do pralek? Chyba przyjęłabym inną taktykę i zamiast najpierw sypać proszki i wlewać płyny, najpierw upychałabym ciuchy. Będzie szybciej – zaproponowała – Pomogę i ci potrzymam. Zacznijmy od tamtej.
                Wskazała nogą pralkę znajdującą się przy dalszym, lewym rogu pomieszczenia, licząc od drzwi. Zapakowałyśmy wspólnie ubrania i zalałyśmy wnętrze pralki płynem do zmiękczania tkanin o zapachu bzu i proszkiem. Już miałam ją włączać, ale po wciśnięciu przycisku nic się nie stało.
- Nie ma prądu? – zdziwiłam się.
- Światło świeci… kontrolki w pozostałych pralkach też – Alice rozejrzała się po innych urządzeniach – Tylko ta nie świeci. Może nie jest podłączona? Sprawdzisz gniazdko? Może Jacob znowu coś przestawiał.
Podeszłam do krawędzi pralek i zerknęłam do narożnika, gdzie były gniazdka i pusta przestrzeń. Przez moment nie wiedziałam, co się stało. Serce podskoczyło mi do gardła, przez ciało przeszła fala paraliżującego strachu, a czas na chwilę się zatrzymał. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy to nogi. Wyciągnięte i długie, znajdujące się obok pralki. Chwilę po tym zauważyłam resztę leżącej postaci, spojrzałam na szyję owiniętą kablem, aż mój wzrok zatrzymał się na twarzy. Twarzy, która zastygła w grymasie złości, była cała sina i powykrzywiana. Złapałam się narożnika i krzyknęłam tak głośno, że aż zabolała mnie głowa. Zrobiło mi się zimno.

                W narożniku leżało martwe ciało Dismasa Hardina.

--------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym patronom:
- Raika

Komentarze

  1. A body has been discovered!

    No, tego się nie spodziewałem! Tak czułem, że Dismas będzie ofiarą, ale więcej czerwonych flag było przy Elizabeth i Jacobie, ale i tak cieszę się, że w pewnym stopniu zgadłem, hahah.

    Wow, komuś udało się udusić Dismasa kablem, to ciekawe. Bandyta raczej nie jest miękką parówą, więc musiał to być ktoś silny. Moje pierwsze podejrzenia więc to wszystkie wysportowane lub muskularne postacie, ale nie mam na razie pojęcia kto konkretnie. Biedna Lilly, że też to ona musiała odkryć pierwsze ciało. Nie wpłynie to pewnie zbyt pozytywnie na jej psychikę.

    Akcja nabiera tempa! Od jakiegoś czasu wszyscy na siebie szczekali, ale w końcu ktoś ugryzł - ciekawi mnie reakcja innych, kiedy zobaczą ciało. No i przede wszystkim jestem ciekaw tożsamości zabójcy.

    Naprawdę czuć tu Ronpowy klimat, bardzo dobrze to póki co robicie, nie mogę doczekać się śledztwa, ale bardziej procesu klasowego. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć Dismasa będzie miała swoje wytłumaczenie, a po całym procesie nawet sporo sensu. Znaki były wykrywalne, ale naprawdę ciężko to wyłapać jak się nie wie jak morderstwo przebiegło. No, ale wszystko przed nami :)

      Należy pamiętać, że Dismas był bardzo pijany! Co prawda raczej z kręgu podejrzeń wypadają takie osoby jak Agatha (jeszcze patrząc na jej zakaz), ale też nikogo nie można do końca przekreślić ^^ A na Lily zdecydowanie źle to wpłynie. To strasznie delikatna osoba, a zobaczenie ciała to kiepska sprawa nawet na psychikę normalnego, stabilnego człowieka.

      Prawda, pierwsza krew w wodzie, rekiny się zbierają ^^ Cieszę się bardzo, że klimat się podoba, śledztwo i proces na pewno nie są tak łatwe do pokazania w formie pisanej jak w obrazowo/dźwiękowej (jak w Ronpie), ale naprawdę starałem się żeby czuć było chaos, strach i dążenie do prawdy :D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Mam nadzieję że nie zabrzmi to jak żalenie się, ale nie ukrywam smutku wynikającego ze śmierci mojej postaci, (może taka gdy się zrzyna postać i nawet nie zmienia jej imienia : / ). Co prawda miałem nadzieje że, ale nie jako pierwszy i nie w taki sposób, ale cóż...

    Sam rozdział z perspektywy Lily był ciekawy a także ukazanie że "Diabeł" może być lepszym przyjacielem niż "Anioł". Miło też że zostało uwzględnione co robił Raphael zeszłej nocy w pralni. Olivier i Maks mieli na razie mało czasu więc mam nadzieje że w następnych rozdziałach będzie ich więcej. No i też ostatecznie miła i przyjacielska sielanka została w końcu zniszczona, a przynajmniej w połowie bo największym szokiem będzie dla nich pewnie wybór mordercy. Plus uświadomienie że mordercą nie musi być Bandyta a zwykły człowiek który ma po prostu odpowiednią motywację do tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie jakby na to spojrzeć to rzeczywiście bardzo celne spostrzeżenie, które było też pewnym "morałem" tego morderstwa - wszyscy go oskarżali i nazywali najgorszym, a ostatecznie ktoś zdradziecko wykorzystał moment i go zabił. To chyba idealnie pokazuje, że Ci "dobrzy" wcale tacy dobrzy nie są, ale teraz trzeba się skupić na tym, żeby sprawiedliwości stało się zadość.
      Sandra została ukazana trochę jako ta zła, ale miała swój powód, a myślę, że jak możecie ją zobaczyć i poznać bliżej w perspektywie Lily była naprawdę fajna ^^
      Olivier i Maks mieli niedużo czasu rzeczywiście, ale najgorzej jak ktoś z nich okaże się być mordercą, a kto zabił jeszcze nie wiadomo.
      Tak czy siak, ktoś musiał pierwszy paść, ale przyznaję, że postać Dismasa o wiele bardziej mi się podobała niż na początku myślałem i dzięki za włączenie jej do projektu! Oczywiście w żadnym wypadku nie patrzyliśmy na podobieństwa do Darkest Dungeon ^^ Teraz grupa się skupi na dorwaniu zabójcy ;)

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
    2. To dobrze że w takim był jakkolwiek użyteczny ( mam nadzieje że zobaczę rozdział z jego perspektywy bo ciekawi mnie o czym gadał z rewem i z lokajem). Właściwie Rozprawa w której Olivier będzie podejrzany będzie jakimś dramatem dla reszty. Czekam też na moment gdy Alice pokaże swoją prawdziwą naturę jak to było w przypadku celesti z pierwszej ronpy. Niepokoji mnie za to postać florystki bo jednak zwracanie się do kogoś w dość czuły sposób jest troszku creepy.

      Usuń
    3. Alice jeszcze będzie miała moment, gdzie pokaże swoją prawdziwą naturę. To trochę bardziej rozbudowany motyw, ale wszystko przed Wami - porównanie jej do Celestii jest dosyć trafne :D Florystka po prostu jest baardzo dziwna ^^ Taka oderwana od rzeczywistości.

      Usuń
  3. Kurde bele pompka czyli jednak Dismas w sumie był mało użyteczny i niestety nie trafiłem zgona no chyba że to nie zgon. Relacja naszej niebieskowłosej dziewczyny i uwodzicielką kreuje się ciekawie, ale coś czuję że coś się posypie. Jeśli chodzi o naszą Alice to kurwa i . ale nie denerwuje mnie tak jak myślałem, że będzie mnie denerwować. Jeśli chodzi scenę w sali zabaw(tak to się chyba nazywa😅) to Alice ładnie wszystko przygotowała, a Ethan to dla mnie drugi Yasuhiro Hagakure do którego nienawiścią pałałem tak jak do teraz do Iluzjonisty. Choć można być pod wrażenie żonglowania 8 butelkami lub zamienianiem szczurów w banany to go nie znoszę. Rozdział jak najbardziej ciekawy perspektywa też była całkiem w pytkę nabijanie się razem z Alice z Mycrofta u mnie to jak zachętą i idealne pole do żartów i czekam na kolejnę części historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie Dismas myślę, że i tak pozostawił za sobą spory przekaz. Co do rozwoju relacji to powiem, że jest baaaardzo ciekawa, szczególnie w bardziej rozwiniętej fazie, myślę, że się Wam spodoba :D Alice aż tak nie denerwuje? W sumie jak ktoś lubi zaradne i umiejące o siebie zadbać postaci to Alice bardzo polubi ^^ Ethan to jest taki ziemniak, więc nie dziwię się, że przypomina Yasuhiro xD Ale powiem, że ja w sumie go lubiłem - był tak głupi, że aż śmieszny.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  4. Czekam, czekam na rozdział mojej postaci. Chociaż, czuje że kiedy go dostanie już nie będzie miała już, aż taką aurę tajemniczości jak teraz. W dodatku coś czułem, że Alice go nie dostanie przed śmiercią jakieś postaci, bo jej charakter i skill ma duży potencjał bardziej na rozdział w dochodzeniu lub class trial.
    Podoba mi się jak bardzo widać zachowanie Alice, bazowane na tych kartach postaci co pisaliśmy. Mam nadzieje, że jeszcze dużo tym biednym ludzikom ponamiesza zanim padnie xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez spoilera i ogólnie krótko powiem tak - jak będą tutaj ostatnie chwilę Twojej postaci - czy to jako ofiary/mordercy czy jako ocalałej zabójczej gry - będziesz bardzo, ale to bardzo zadowolony :D

      Dziękuje za komentarz i docenienie przełożenia postaci do powieści!

      Usuń
  5. Rozlew krwi! ♥ Tak bardzo na to czekałam ♥
    Rozdział świetny, oczywiście nie tylko przez pierwszą ofiarę ^^ Naprawdę przyjemnie czyta się o życiu codziennym wszystkich, o ich nowych przyzwyczajeniach i relacjach. To też trochę boli, bo powoli przywiązuję się do poszczególnych postaci i obawiam się, że w końcu zginą. Dismas na szczęście taką postacią nie był, więc jego śmierć przywołała na moją twarz kochany, sadystyczny uśmieszek ♥
    Szkoda mi Lily, że to właśnie ona go odkryła. Jest taką delikatną, kochaną dziewczyną. Polubiłam ją. Jej narracja bardzo mi się podobała i zgodzę się z tym, że ciche osoby zazwyczaj bardzo dokładnie wszystko obserwują i analizują. I takie bywają też bardzo niebezpieczne ^^
    Sandra zyskała trochę w moich oczach, tak troszeczkę. Już pomijając jej poprzednie zachowanie, jej charakter po prostu mi nie odpowiada. Co oczywiście nie oznacza, że jest nudną postacią. Jest interesująca, ale jednak #teamWendy ♥
    Ethan: TO BYŁA MAGIA ♥ Kochaam to nawiązanko po prostu ^^ Czekam na jego ziemniakowate zachowanie podczas procesu.
    Przyjaciółka bardzo ucierpiała w moich oczach w tym rozdziale. Po prostu nie lubię nietolerancyjnych osób, które wtrącają się innym w życie.
    Zaplusował u mnie za to Yama. Bez większego powodu. Lubię, kiedy pojawia się w rozdziałach, jest sympatyczny ^^
    Klimat jest coraz lepszy z każdym rozdziałem ♥
    Pytanie: Czy krew w Pecca też jest różowa, gdyby ktoś planował rysować fanarty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sadystyczne pragnienia spełnione :D Jejku, ale się cieszę, że wczuwacie się w postacie, zaczynacie niektóre lubić, a niektórych nienawidzić ^^ Lily piszę mi się świetnie, bo też jestem taką osobą i po prostu doskonale mogę się w nią wczuć. Jak wiele perspektyw to dla mnie "fikcja", bo w życiu takich odczuć nie miałem, to Lily akurat jest chyba najbliższa mojemu charakterowi, a przynajmniej jedna z tych pasujących do tego, kim jestem. Lily jeszcze pokaże trochę pazura :>
      O proszę #teamWendy? :D Ja w sumie obie dziewczyny, za niektóre rzeczy lubię, a za inne nie. Sandrę piszę mi się tak jakoś luźniej, fajniej można zagrać innym postaciom na nosie, ale z kolei Wendy jest sama w sobie ciekawsza ^^
      Ethan sporo ziemniakowej aury doda do procesu, a co dalej zobaczymy, w sumie jest muskularny i bez problemu mógłby udusić takiego Dismasa, więc być może jego przygoda się tu skończy - kto wie :)
      Przyjaciółka niestety, ale jest kreowana na postać, która ma bardzo takie... ograniczone poglądy. Ona lubi to co jest na czasie, trzyma się tych, którzy według niej są tego warci. Warto mieć ją jako sojuszniczkę, gorzej jako wroga.
      Yama to specyficzna postać, ale też go lubię. Jest taki... solidny. Po prostu jak się pojawia to tak jakoś człowiek lepiej się czuje ^^
      Super, że klimat się podoba <3
      A krew... jest CZERWONA. Więc śmiało sypać karmazynową czerwienią i koniecznie podsyłać jak coś się uda zrobić :D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  6. No proszę, proszę. Całkiem miłe zaskoczenie odnośnie tożsamości ofiary. Cóż prawda, w momencie, w którym zaczął on się zachowywać bardzo emocjonalnie i rozmawiał z Lokajem na temat ‘natury technicznej’ było to już do przewidzenia, że coś się złego z nim stanie w niedalekiej przyszłości. Jednak muszę przyznać, dałem się złapać we własną pułapkę snucia scenariuszy, przez co trochę to zignorowałem ostatnio, skupiając się na wyeksponowanych wątkach. Obstawiałem, że Dismas będzie takim trochę ‘głupkiem’, którego w czasie któregoś procesu ktoś będzie próbował wrobić, a nie pierwszą ofiarą, ale cóż… Poniekąd podobnie było z pewnym Rantaro, więc, że tak powiem, śmierć nie jest gwarantowanym końcem w fabule, dlatego jeszcze wiele ciekawych rzeczy może stać się za sprawą Dismasa. ;)
    W każdym razie, w pewnym momencie tego rozdziału Yama powiedział coś bardzo ciekawego: „Rewolwerow coś opowiadał, w połowie po rusku w połowie po naszemu”. Z tego powodu muszę zadać to pytanie, choć dziwię się, że tego wcześniej nie zrobiłem. Mianowicie, w jakim języku rozmawiają postacie? To, że zapisane jest to po polsku to jest jedna rzecz, ale czy pod tą przykrywką znajduje się coś więcej? Nie do końca znam narodowości wszystkich bohaterów (notka do siebie samego – wypadałoby w końcu odświeżyć sobie prolog…), ale z krajów pojawiają się na pewno: Francja, Szwajcaria, Rosja, Polska. Reszta przypuszczam, że w większości z państw anglojęzycznych, ale to jest i tak już duża mieszanka kulturowa. Więc, czy komunikują się oni po angielsku lub jakimś innym, a może w tym świecie istnieje jakaś zupełnie nowa mowa wspólna, której my, mieszkańcy tego piętra Wieży nie znamy? Oczywiście, scenariusz, w którym język polski dominuje świat byłby też ciekawy. :D
    Myślę, że to wszystko co miałbym dziś do dodania. Albo w sumie… Ciało zostało znalezione, ale żaden komunikat się jeszcze nie rozległ… To niekoniecznie musi być związane z liczbą osób, która znalazła ciało, więc mam swoje nadzieje co to może znaczyć :P. Po cichu liczę, że dostaniemy pewną niespodziankę w następnym rozdziale ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dismas niesie ze swoją śmiercią bardzo fajny przekaz, chociaż sam przekaz mało ma do tego, dlaczego zginął pierwszy. Będzie to raczej kwestia rozwoju wydarzeń. Za to świetnie pokaże poziom zepsucia i tego jak ten "zły" padł i to pierwszy.
      Język używany przez postacie jest angielski. W sumie nie pasuje to w momencie, kiedy zapożyczają jakieś pojedyncze słowa, ale ogólnie zakładamy, że postacie znają ten język, jest dosyć uniwersalny, a każda postać pochodzi z cywilizowanego kraju i język poznała. Poza tym, niektórzy pracowali/działali w państwa anglojęzycznych, więc ta opcja po prostu pasuje :D No i nawet jakby jakieś różnice były, to hotel by znalazł sposób na zamknięcie tej luki. Początkowo zastanawiałem się nad "nakładką językową", która umożliwiałaby każdemu używanie ojczystego języka, a każdy by słyszał resztę w swoim języku. To mogłoby być fajnym motywem do jakiegoś grubego nieporozumienia, gdzie dany wyraz jest nie do przetłumaczenia w danym języku i wynikłaby z tego jakaś akcja, ale postanowiłem, że póki co nie będę sobie utrudniał, naucze się najpierw zabawy 22 postaciami naraz.
      A co do ciała - póki co zobaczyła je na pewno Fryzjerka. Zabójcy mimo wszystko nie liczy się w chwili kiedy "osobę zamienia w ciało", więc jeżeli na przykład zabójczynią okazałaby się Alice to i tak musiałaby dopiero sama zerknąć na ciało, żeby rozbrzmiał komunikat ^^

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  7. Nie wiem, czy się cieszyć, bo odgadłam pierwszą ofiarę, czy się smucić, bo to właśnie on ;(( Miałam nadzieję, że pokaże trochę więcej (chociaż śmierć nie skreśla tej możliwości). Dobry wybór z tym, że to Lily odkryła ciało. Jej perfpektywa zdradza, że raczej jest czyta, a mniej podejrzana od niej jest już chyba tylko Agatha. Za to najbardziej podejrzany wydaje mi się Raphael (przebywał w pralni, ostatanio zachowywał się podejrzanie, chyba był wystarczająco silny, a Dismas do małych nie należał). Ale to chyba za wcześnie, żeby odpadł. Na teorie dam sobie czas po śledztwie xD
    Hmm... Dzięki komentarzowi Alice o domniemanej orientacji Sandry wpadł mi do głowy nowy ship, choć nie wiem, czy jestem jego fanką... xD Ale hej, kto się czubi, ten się lubi, nie? Sandra mogłaby być tak ofensywna właśnie dlatego, że Wendy jej się spodobała, ale z jakichś powodów nie chce tego przyznać nawet przed sobą, bo to dziewczyna. Chociaż nie wydaje mi się, żeby Sandra przejmowała się szczególnie orientacją, ale tak właściwie mało wiemy o jej przeszłości, więc może akurat. Ale obstawiam, że ten dialog pojawił się bardziej po to, żeby Lily zabolały słowa Alice, a ja niepotrzebnie tworzę teorię wokół Sandry XD
    Za to SandraxLily to ship, który już ma trochę większe szanse zaistnieć. Chyba.
    Muszę przyznać, że zrobiło mi się trochę cieplej na sercu, gdy Sandra głośno przyznała się do błędu. To, czy zrobiła to, bo żałowała, czy dla własnego dobra, to już inna kwestia. Dalej jej nie lubię, ale w tym rozdziale spojrzałam na nią nieco przychylniejszym okiem. Ona po prostu jest naprawdę fajna dla osób, które lubi i naprawdę okropna dla tych, których nie lubi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę taka miłość zbudowana na początkowej nienawiści to całkiem fajne podłoże pod relacje :D Sandra to naprawdę mocno konfliktowa postać, ale ma też miejsce w sercu, żeby otoczyć bliską osobę ciepłem i uczuciem. Na pewno nie łatwo będzie tam dotrzeć. Mam nadzieję, że pierwszy proces + śledztwo się spodobają, moim nieskromnym zdaniem, kolejne procesy będą jeszcze lepsze, a ten był sporym wyzwaniem i przetarciem szlaku, który wyszedł również naprawdę solidnie ^^

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  8. I moje typy się nie sprawdziły... No ale trudno.
    Mam wrażenie, że Alice pełni tu rolę osoby, która miesza.
    Nie zdziwiłabym się też, gdyby to przyjęcie było niczym przygotowanie sceny do morderstwa.
    Nie zabiła... Tego jestem niemal pewna, ale fakt, że dała Bandycie najmocniejszy drink wiedząc jak reaguje pijany było bardzo sprytne. Nikt na to nie zwróciłby uwagi.
    Ta kłótnia z Komunistą też była podejrzana, ale może faktycznie nerwy puściły. Nie zdziwię się jednak, jeśli zacznie na niego zrzucać podejrzenia.
    Mam też dziwne wrażenie, że chciała Lili wyeliminować. Gdyby Sara wtedy przy niej nie była, mogła podać naszej Fryzjerce prawdziwego drinka po pewnym czasie...

    W ogóle, bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie Sara. Dalej nie przepadam za jej niektórymi tekstami, ale dziewczyna jest bardzo fajna. Przyznam, że liczę w skrytości ducha, że nie robi tego tylko po to, żeby pozbyć się młodej.
    Mam też nadzieję, że dziewczyny zaczną być ze sobą. Tworzą uroczą parkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy takiej grupie osób tak naprawdę pierwsza ofiara/morderca to gra szczegółów. Najczęściej brak jeszcze twardego motywu, to po prostu impuls i tutaj na pewno cenną wskazówką jest ten moment imprezy z alkoholem. Tam zdecydowanie stało się coś złego, a reszta rozegrała się już sama. Pierwsze sprawy zazwyczaj nie są jakoś specjalnie skomplikowane, nie powiedziałbym, żeby ta była wyjątkiem, ale oczywiście pozostaje sporo do ustalenia, żeby przyszpilić sprawcę/sprawczynię ^^ A co do tego shipu to też się zgadzam, myślę, że dziewczyny mają taką jakąś wspólną aurę ^^

      Dzięki za komentarz!

      Usuń

Prześlij komentarz