Epizod I - Rozdział 7: Warto spróbować (Wendy Vela)
Rozdział 7: Warto spróbować
(Wendy Vela)
Moi drodzy - nadszedł czas na rozdział siódmy, w którym spojrzycie na świat z względnie pozytywnej, ale przechodzącej małe załamanie Wendy! Postać, którą pokochacie, albo znienawidzicie - w zależności od tego czego szukacie w postaciach. Tak czy siak zbliżamy się nieuchronnie do końca tego epizodu i jego punktu kulminacyjnego! Zapraszamy do lektury i do komentarzy pod spodem, a także na Discord, którego odnośnik znajdziecie po lewej stronie bloga.
---------------------------------------------------
Przeczytałam
swój zakaz i nie mogłam uwierzyć. Jak
mogłam przetrwać z taką zasadą, przejęłam się. Zalała mnie fala obaw, ale
widziałam, że nie byłam jedyną. Każdy stojący obok mnie czuł się podobnie.
- Zaczynasz mnie
poważnie wkurwiać z tymi swoimi zasadami i zakazami - krzyknął Dismas.
- Panie Hardin, ja
tylko wam je przekazuje, same zakazy...
- Mam od swoich
jebanych pracodawców! Kiedy ich w końcu poznamy? Mam dość tej całej sytuacji - wybuchł mocniej niż
kiedykolwiek. Dismas, który zazwyczaj trzymał się na uboczu i wyrażał, co najwyżej
swoje niezadowolenie, teraz aż drżał.
- Jeżeli nie macie
państwo innych pytań to zostawię was i pozwolę na spokojnie przetworzyć
informacje. Wiecie gdzie możecie mnie znaleźć - powiedział, po czym
zniknął za drzwiami.
Przez parę
chwil panowała cisza. Nie lubiłam, gdy było cicho, wolałam jak wokół mnie sporo
się działo. Szczególnie, że byliśmy w takiej sytuacji, która z każdym dniem
wyglądała coraz gorzej. Nie żyłam po to żeby być uwięzioną, a po to żeby
korzystać w pełni z życia.
- Czy możemy coś ustalić,
zanim każdy z was odda się waszej ukochanej panice? - zapytał Jacob,
przerywając milczenie. Chociaż za nim nie przepadałam, to lubiłam jak bardzo
napędzał akcje.
- Nie uda ci się to
- powiedziała
spokojnie Julia.
- Co mi się nie
uda?
- Chcesz żeby ludzie
zdradzili swoje zakazy, a to nie wyjdzie. Ja nie zamierzam zdradzić swojego.
- Właściwie
chciałem tylko zaproponować, żeby podzielili się ci, którzy chcą, ale okej - odpowiedział
poprawiając okulary - Już nic nie mówię.
- Ja w sumie mogę
powiedzieć, jaki mam zakaz. To naprawdę nic specjalnego - powiedział Alan.
- Nie! Nie mów! - krzyknął nagle
Dismas.
- Dlaczego? - zdziwił się Aaron -
Jak się chce podzielić to niech mówi.
- Ech - westchnął Bandyta i
wcisnął przycisk na swojej bransoletce - "Zakaz
poznawania innych zakazów."
- Wow, a myślałem,
że to Alan jest tym pechowym - wyraził swoje zaskoczenie Yama.
- Dobra, rozumiem.
To jak chcesz możesz sobie tutaj zostać. My zejdziemy obgadać to w jadalni - Jacob spojrzał na
Dismasa, a potem na całą grupę - Chętnych
na przyjście zapraszam, sprawa jest poważna.
Dismas bez
słowa wyszedł z czytelni.
- „Zakaz
narzekania” – rozbrzmiał
zakaz Pisarza - Zostanę w czytelni, może
wpadnę na obiad lub kolacje - Maks usiadł na krześle, zdjął kapelusz
ukrywający pozostałą część jego długich włosów i wyciągnął notes. Z grupy
odłączyli się też Aaron, Julia oraz Rewolwerow. Ten ostatni opuścił towarzystwo
w wyjątkowym pośpiechu.
- My musimy
rozwiesić poranne pranie, ale dołączymy jak skończymy - powiedziała Alice w
imieniu swoim i Lily.
- Pójdę z wami.
Męczy mnie ten otaczający nas brud - dołączył do nich Raphael.
We trójkę
opuścili czytelnie idąc w kierunku pralni. Pozostała część grupy udała się do
jadalni. Zastanawiałam się nad tym, co mogę teraz zrobić. Mój zakaz kładł mnie
w naprawdę nieciekawej sytuacji i wiedziałam, że jeżeli nie wymyślę czegoś do
wieczora to będę miała spory problem.
Zeszliśmy i wkrótce byliśmy w
jadalni, siedząc w miejscu, gdzie jeszcze godzinę temu beztrosko jedliśmy
śniadanie. Wszyscy usiedli, oprócz Alana, który oparł się o ścianę.
- Nie siadasz? - zapytała Audrey,
wyjątkowo spokojnie.
- Niestety - uśmiechnął się i
wcisnął opaskę - "Zakaz siadania w
obecności innych osób".
Poczułam
ukłucie niesprawiedliwości. Jego zakaz był tak błahy.
- Co za zakaz - zaśmiał się Yama - Ale masz jeszcze trochę czasu żeby sobie
posiedzieć przy nas.
- Wolę się
przyzwyczajać. Znając moje szczęście, zaraz usiądę gdzieś przypadkiem.
- Dobra - Jacob wstał,
dołączając do Alana - Powiem wprost - mój
zakaz jest zbyt wrażliwy żebym go mógł zdradzić. Doradzam jednak tym, którzy
mogą żebyście powiedzieli, to na pewno postawi was w lepszym świetle niż osoby,
które będą to ukrywały.
- Sprytne podejście
panie detektywie - żachnęła się Sandra.
- Dlatego
zaznaczam, że do niczego was nie przymuszam, ale da wam to przewagę.
Nagle coś zastukało. Nasze oczy
skierowały się w stronę Oliviera, który uderzał swoim notatnikiem o stół.
Wcisnął przycisk na bransoletce:
- "Zakaz
rozpoczynania rozmowy" - rozbrzmiał głos. To było po prostu niesprawiedliwe.
Patrząc na to, że chłopak był głuchy i niemy, dodatkowe ograniczanie jego
możliwości rozmowy prawie odcinało go od informacji. Zapisał coś w notatniku i
pokazał siedzącemu obok Yamie. Ten przeczytał na głos:
- "Proszę,
niech ktoś zawsze pamięta o napisaniu mi, co się dzieje. Teraz nie będę mógł
was nawet zaczepiać" i na końcu dopisał smutną buźkę.
- Dziewczyny,
przypilnujecie tego? - zapytał Jacob.
- Ja się tym zajmę
- obiecała
Carmen, siedząca obok Agathy. Obie przesiadły się, żeby być bliżej Artysty. Ten
uśmiechnął się serdecznie.
- Dobra, teraz moja
kolej - Audrey
wyjątkowo nie przekrzyczała tłumu, tylko spokojnie włączyła się do rozmowy.
Wcisnęła przycisk - "Zakaz
krzyczenia".
Grupa
wybuchnęła śmiechem. Zabranie Audrey możliwości podnoszenia głosu było jak
zabranie rekinowi zębów czy lodu z lodowiska - okradało całkowicie z
charakteru.
- Bardzo zabawne - widać było, że robi
się czerwona, ale dzielnie powstrzymywała się od krzyku.
- Kochana, mogę
krzyczeć za ciebie - zaproponowałam - Będę twoim głosem.
- To bardzo miłe,
ale mój głos teraz jest bardziej donośny niż twój najgłośniejszy krzyk - odpowiedziała, co
wywołało uśmiech na mojej twarzy. Zniknął on jednak równie szybko jak się
pojawił, gdy odezwała się Sandra.
- A ty co masz?
Zakaz puszczania się?
Zrobiło mi
się gorąco, a szyję ścisnęło z nerwów. Postanowiłam jej jednak nie dać
satysfakcji, chociaż ewidentnie była cięta tylko na mnie.
- Wiesz, że mój
zawód polega na tańcu, a nie uprawianiu seksu?
- Każda tak mówi - wyszczerzyła się - Proszę cię, nikt ci nie uwierzy słonko...
Zanim zdążyłam odpowiedzieć,
przerwało mi wejście Alice i Lily. Usiadły przy jednym ze stołów.
- Raphael wrócił do
swojego pokoju, miał strasznie nietęgą minę - powiedziała Lily.
- Coś się stało? - zapytał Mycroft.
- Był strasznie
ponury, bardziej niż zazwyczaj.
- Chyba jego zakaz
go przybił - stwierdziła
- Ciekawe jaki jest. Tak czy siak,
ustaliliście coś?
Nim
ktokolwiek zdążył odpowiedzieć na to pytania do jadalni weszła kolejna osoba.
Na początku myślałam, że to jakiś nowy gość, bo nie potrafiłam go rozpoznać,
ale gdy się przyjrzałam, zauważyłam, że to był Komunista.
- Gdzie twój
mundur? - zapytał
Ethan.
- Nie denerwujcie
mnie - widać było,
że jest zdenerwowany, ale w jego głosie słyszałam smutek. Usiadł obok nas i
oparł się o rękę. Wyglądał wręcz dziwnie, gdy po paru dniach noszeniem munduru
pojawił się bez niego. Kliknął od niechcenia przycisk na bransoletce.
- "Zakaz
noszenia munduru"
- To dyskryminacja
- zauważyła
Audrey, będąc na skraju podniesienia głosu.
- Czy te zakazy
muszą być tak upierdliwe - zdenerwował się Samfu.
- A ty jaki masz
zakaz?
- Zakaz
onanizowania się - powiedział ze smutkiem.
- Czego? - zapytał
zaciekawiony Ethan.
- Jesteś odrażający
- stwierdziła
Elizabeth.
- Taki już mój urok
- wyszczerzył
zęby.
- A tak naprawdę? -
Carmen
włączyła się do rozmowy - Wciśnij
przycisk jak już chcesz się pochwalić.
- Mówię prawdę, jak
nie chcecie mi wierzyć to wasz problem - zaśmiał się i wystawił dłoń w górę, żeby ktoś mu
przybił piątkę. O dziwo Mycroft podszedł i to zrobił. Rozbawiło mnie to,
uwielbiałam takie pozytywne osoby jak on. Wciąż byłam mu wdzięczna za bluzę,
którą mnie poratował na lodowisku.
- Ja mam bardzo
dziwny zakaz, ale za bardzo mi nie przeszkadza - powiedziała
Fryzjerka wciskając przycisk - "Zakaz
spożywania alkoholu".
- W sumie to jesteś
nieletnia - zauważył
Alan.
- W sumie to dzięki
za troskę nad nami tato - odgryzł się Samfu.
- Nie to miałem
na... mniejsza.
- Ja mam taki - Twórczyni Zabawek
wcisnęła bransoletkę - "Zakaz
opuszczania pokoju po rozpoczęciu ciszy nocnej."
- Moglibyśmy zrobić
z tego ogólną zasadę - zaproponował Jacob.
- Każdy powinien
móc sobie robić to, co chce - powiedział Mycroft, a parę osób ochoczo pokiwało
głowami. Mi też się podobał ten pomysł, lubiłam nocne spacery po korytarzach
hotelu. Dawały zastrzyk adrenaliny przed snem.
- Tak czy siak to
spore ograniczenie - zauważył Alan.
- Wieczorem i tak
wolę siedzieć w swoim pokoju, tak jest bezpieczniej - odpowiedziała
Agatha.
- Wciąż nie
rozumiem, dlaczego wszyscy zakładacie, że ktoś mógłby coś komuś zrobić - zastanowiła się na
głos Alice.
- Nie pochwaliłaś
się, jaki jest twój zakaz. Nie znamy powodu, ale pewnie postawiłby cię w
kiepskim świetle. Nie wiem, czy ktoś nie ma - jako zakazu czegoś, co może
realnie zagrozić - Cecily włączyła się do rozmowy.
- Mój zakaz to nic,
ale nie mam ochoty się nim dzielić. Przyjaciółki wiedzą, że nie wszystkie
sekrety powinny trafiać na forum publiczne.
- Czy ktoś jeszcze
chce przedstawić swój zakaz? - zapytał Jacob, ucinając rozmowę.
W sali zapadła cisza. Nikt
więcej się nie odzywał. Detektyw poczekał jeszcze parę chwil, krążąc pomiędzy
stołami niczym rekin. Yama też wstał, wkładając ręce do kieszeni i odchodząc
kawałek na bok w stronę Alana.
- Dobra, czyli
znamy zakazy ośmiu osób. Pozostałe czternaście pozostawia zasłonięte karty.
Ciekawe - powiedział
poprawiając marynarkę. Drzwi do jadalni się otworzyły i wszedł przez nie Aaron.
Łypnął groźnie w stronę Mycrofta i usiadł niedaleko miejsca, gdzie wcześniej
siedział Jacob - A ty Aaron nie chcesz
zdradzić swojego zakazu? - zapytał.
- Nie - rzucił wyjątkowo
sucho. Nie lubiłam Informatyka. Był kompletnym przeciwieństwem Mycrofta.
Chodził zasępiony, mały się odzywał i zgrywał wielkiego inteligenta, chociaż
miał mało do zaoferowania. Wydawał się być momentami niebezpieczny, a patrząc
na to, w jakiej sytuacji byliśmy, podejrzewałam, że mógłby coś komuś zrobić.
Wewnętrznie się bałam, że może zrobić coś Mycroftowi.
- Mam do was mały
apel - Jacob
przerwał mój proces myślowy - Nie dajcie
się podejść. Jeżeli ktoś ma ciężki zakaz to niech powie o tym grupie. Razem to
rozpracujemy i unikniemy katastrofy. Przecież nikt z was nie chce dać
satysfakcji tym porywaczom, prawda?
Miał racje.
Zamierzałam wzorowo przetrwać. Miałam nieraz gorsze warunki. Jak przypominałam
sobie dom i mojego ojca to przechodziły mnie ciarki. Czasy, gdy zaczęłam
tańczyć też miały swoje mroczne momenty. Teraz życie testowało mnie po raz
kolejny, a ja nie zamierzałam się poddać.
- Przecież to
jasne, że nie będziemy chcieli się pozabijać - powiedziałam.
- A mi się wydaję,
że ktoś czegoś spróbuje - wypalił znikąd Samfu.
- Skąd taki
wniosek? - zapytała
Audrey.
- Myślę, że ktoś z
tych, którzy ukrywają swój zakaz, dostali coś mega grubego, typu zakaz nie
popełnienia zbrodni.
- To nie miałoby
sensu - powiedziała
Elizabeth. Detektyw milczał, więc odezwał się Alan.
- Jak dla mnie mało,
co tu ma sens. Przypomnijcie sobie schody - podszedł bliżej nas i przez moment chciał usiąść,
ale zawahał się i powstrzymał - Ja
dzisiaj i w najbliższe dni nie chodziłbym sam.
- Ja się trochę
boje Dismasa - powiedziała nagle, nieco słabym głosem Lily. Wyglądała jakby bała się
nawet swojego cienia.
- Słyszałem, że
jest mordercą i zabił setki ludzi - włączył się Samfu, ale nie wierzyłam mu. Lubił
koloryzować żeby robić wokół siebie zamieszanie.
- Chyba
słyszeliście o mnie - włączył się Rewolwerow - Bez
munduru to już nie to samo. Właściwie mogę kogoś zabić, nie zależy mi już.
- Żartujesz? - upewnił się Yama.
- Da... Po prostu
nie czuje się dobrze Towarzysze. Muszę się napić - powiedział, a w
jego głosie było rzeczywiście słychać smutek.
- Myślę, że każdemu
by się przydało - zauważyła Sandra.
- Nie powinniście
chlać. Po alkoholu człowiekowi przychodzą tylko złe pomysły - skarciła ich
Audrey.
- Ja idę pić - stwierdził
obojętnie Komunista i wstał - Idziecie ze
mną?
Z grupy
odłączyło się parę osób, które z Rewolwerowem ruszyły na górę.
- Ja umywam ręce - powiedziała Audrey
zakręcając do kuchni. Dołączył do niej Jacob, a po chwili Samfu oraz Cecily. W
jadalni ostateczni zostałam ja, Yama, Mycroft, Alice oraz Lily. Cała reszta
rozeszła się w swoją stronę.
- To ja proponuję
wypad na lodowisko – przerwał ciszę Haker – Nie
przyjmuje żadnych sprzeciwów, to idealny moment żeby się nieco rozluźnić. Z
dala od wszystkich pozostałych osób.
Rzeczywiście wszyscy się
zgodzili. Ja musiałam zajść do pokoju po jakieś cieplejsze ubrania. Chociaż nie
mogłam tam spać to wciąż mogłam korzystać z innych funkcji. Całą piątką
ruszyliśmy w stronę klatki schodowej. Zauważyliśmy, że przy recepcji stał
Dismas, który rozmawiał o czymś z Lokajem. Z ciekawości podeszliśmy do nich,
ale Bandyta wyraźnie ucichł, gdy nas zobaczył.
- Czy mogę jeszcze
jakoś pomóc panie Hardin? – zapytał uprzejmie Lokaj.
- Nie… dzięki – fuknął i zniknął za
przejściem na klatkę schodową.
Białowłosy
obrócił się w naszą stronę.
- W czym mogę
pomóc? – zapytał.
- Możemy wiedzieć,
czego chciał Dismas? – zapytał Yama.
- Nie powinienem
wam mówić o tym, o czym rozmawiam prywatnie z gośćmi. Możecie wierzyć, że nie
ma złych zamiarów i pytał raczej o kwestię techniczną.
- Mogę mieć
pytania? – zapytała
Alice.
- Oczywiście panno
Clarise.
- Jestem ciekaw czy
jak podejrzewamy, że ktoś może nas skrzywdzić to możemy jakoś się bronić? Mieć
strefę gdzie zamykamy taką osobę? Co w przypadku samoobrony albo jak ktoś kogoś
namawia do zabijania? Jak wyglądają te przypadki?
- Dużo pytań, ale
postaram się na wszystkie odpowiedzieć. Co do obrony to niestety możemy
zezwolić jedynie na ogłuszanie napastnika. Jeżeli ktoś zabije to jest
traktowany, jako morderca, bez wyjątku. Nawet, jeżeli zrobił to przez
przypadek. Nie macie takiej strefy, ale wasze pokoje mogą służyć, jako cele.
Nie ma takiego zakazu, więc jest to dozwolony środek. Co do namawiania - ukarana
jest tylko osoba, która zabiła. Jesteście dorosłymi ludźmi i musicie wiedzieć,
co robicie.
- To nie
sprawiedliwe - powiedziała - Czyli jak
zaatakuje mnie facet, to mam się poddać? Przecież w życiu takiego nie ogłuszę,
a jak go zabije to też jestem skończona.
- Zarzekaliście
się, że nie zrobicie sobie krzywdy, więc nie widzę problemu - po raz pierwszy
usłyszałam u Lokaja coś w stylu ironii, chociaż wciąż uprzejmej i wypowiadanej
z uśmiechem.
- Jeżeli się coś
stanie to będziecie mieli nas na sumieniu - włączył się Yama.
- Panie Ellis...
Gdybym miał sumienie to moje ciało dawno wisiałoby pod jednym z żyrandoli - zabrzmiał
strasznie, a gorsze było to, że wciąż się uśmiechał - Muszę państwa przeprosić. Potrzebują mnie w innej części hotelu.
Gdy to powiedział wcisnął coś za
ladą. Recepcja zniknęła za żaluzjami, które wysunęły się z sufitu, a to
wszystko przyozdobiła tabliczka "zaraz
wracam".
- Nie podoba mi się
to - powiedział
Mycroft - Chodźmy na te łyżwy, bo
naprawdę...
Przy klatce
schodowej się nieco rozdzieliliśmy. Ja poszłam na dół do swojego pokoju, a
reszta wsiadła do windy. Mycroft nalegał żeby pójść ze mną, żebym nie kręciła
się po hotelu sama, ale zapewniłam go, że nic mi się nie stanie i po prostu
poszłam w swoim kierunku. Zakręciłam po schodach w dół i ruszyłam do swojego
pokoju. Po pokonaniu zamka dostałam się do miejsca, które zdążyłam już polubić.
Dwa podwyższenia - jedno z królewskim łożem i aksamitną pościelą, a drugie z
podestem i rurą do tańca. Ładna garderoba, kosmetyki i przestronna szafa.
Niczego więcej nie potrzebowałam do szczęścia. Podeszłam do tej ostatniej i
zgarnęłam nieco cieplejsze ubrania. Nie miałam ich dużo, bo większa część mojej
szafy to były staniki oraz krótkie spódniczki, ale całe szczęście właściciele
tego miejsca pomyśleli też o tym. Ubrałam ciepłe leginsy oraz puchową, przydużą
bluzę i opuściłam pokój. Patrząc na zakaz robiło mi się strasznie przykro, ale
nie miałam w swoim życiu miejsca na smucenie się. Byłam osobą, która żyła chwilą
i nie przejmowała się problemami.
Wróciłam na klatkę schodową i
skorzystałam z windy. Mieliśmy dostęp do naprawdę niedużej części hotelu, ale
trochę mnie przerażało to, że nie spotykałam nikogo po drodze. To było uczucie porównywalne do zgubienia
mamy w sklepie, kiedy się było dzieckiem - całkowite zagubienie, nieprzyjemne
ukłucia strachu, panika i łzy napływające do oczu. Momentami czułam się właśnie
tak w tym hotelu. Wsiadłam do windy, starając się o tym nie myśleć. Wcisnęłam
przycisk i po chwili wysiadłam na odpowiednim piętrze. Otworzyłam blaszane
drzwi i znalazłam się na lodowisku. Pozostali czekali na mnie w szatni,
szukając odpowiednich łyżew. Chociaż w pomieszczeniu było naprawdę zimno, to
teraz ubrana lepiej, znacznie mniej to odczuwałam.
Podeszłam do nich, a Alice
podała mi od razu łyżwy. Odgadła mój rozmiar doskonale. Na moje zdziwienie
odpowiedziała:
- Kochana, nawet
nie wiesz ile czasu spędzałam z przyjaciółkami w sklepach. Mogę określić twoje
wymiary patrząc na ciebie przez pięć sekund - pochwaliła się.
- Przydatna
umiejętność... chyba - odpowiedziałam.
- Chodźcie na lód!
- Mycroft jak
zwykle ekscytował się mocniej niż ktokolwiek w całej ekipie. Nałożyłam łyżwy i
zapięłam je, żeby mocno trzymały się nogi. Wolnymi krokami dotarłam do wyjścia
na lód i po chwili jechałam. Umiałam jeździć na łyżwach, chociaż nie byłam
żadna mistrzynią. Raphael był tym, który poruszał się po lodzie z największą
gracją. Teraz jednak go nie było, poszedł w swoją stronę po wizycie w pralni z
dziewczynami.
- Dawajcie, trzeba
się zrelaksować! - krzyknął Mycroft, a jego głos odbił się echem. Zaczęliśmy jeździć.
Lily i Alice trzymały się w miarę razem. Yama i Mycroft przeganiali się
nawzajem, aż do momentu, gdzie Pokerzysta nie wyhamował na zakręcie i przyłożył
w otaczający lodowisko murek. Dziewczyny zachichotały, ja parsknęłam, a Yama
obolały trzymał się już bandy. Mycroft podjechał i zwolnił przy mnie.
- Jak ci idzie? - zagadał.
- Powoli. Dawno nie
jeździłam, a kiedyś byłam w tym zajebista - odpowiedziałam.
- Widać to po
ruchach twoich nóg - spojrzał na nie - Trochę
treningu i śmigałabyś lepiej od Raphaela.
- Przesadzasz.
- Serio! Jak tu
trochę pobędziemy, a ty dasz się zaprosić z resztą, albo sama na jazdę to po
wyjściu będziesz mogła zmienić zawód. Oczywiście jak będziesz miała na to
ochotę.
- Wiesz, lubię to
robić – odpowiedziałam.
Poczułam się nieco urażona, co musiał zauważyć, bo stracił pewność siebie i
przestał patrzeć mi w oczy. Zrobiło mi się go trochę żal – Ale rozumiem plotki i mity krążące wokół mojego zawodu. Były
mroczniejsze momenty, ale trzymam się dobrze.
- Chciałem…
Nieważne, po prostu nie o to mi chodziło. Ja też nie mam zawodu, który jest
ogólnie pozytywnie odbierany, ale nie przejmuje się gadaniem – humor mu się trochę
poprawił – Można powiedzieć, że jesteśmy
wyrzutkami, a jednak jesteśmy najbardziej żywi z tej bandy smutasów.
- To prawda. Jak
patrzę na twarz Aarona to mam myśli samobójcze – powiedziałam
śmiejąc się. Mycroft również wybuchł śmiechem, prawie tracąc przy tym
równowagę. Zwolniliśmy razem i zaczęliśmy dalej rozmawiać. Przy rozmowie Haker
stawał się jeszcze ciekawszym człowiekiem. Sporo przeszedł, ale był
niesamowicie zaradny i zarażał swoim pozytywnym myśleniem. Wolałam go w takim
wydaniu, niż człowieka, który załamany siedział w sali zabaw, ściskając panel
od urządzenia.
Nagle drzwi na lodowisko
otworzyły się i stanęła w nich postać. To był Alan. Oddychał ciężko, wyglądał
jakby przebiegł spory kawałek. Akurat kończyliśmy kółko, więc zaciekawieni
podjechaliśmy do niego.
- Uch… widzieliście
może gdzieś Elizabeth? Szukam jej wszędzie i nigdzie nie mogę znaleźć – powiedział.
- Tutaj jej nie ma
– odpowiedział
Mycroft – Złap oddech Alan, bo zaraz się
przekręcisz. Coś się stało? Dlaczego jej szukasz?
- Nie wiem, mam
jakieś złe przeczucie, że coś się stanie…
Nie lubiłam
jak ktoś tak mówił. To było niepotrzebne sianie paniki, które bardzo szybko
udzielało się innym. Nie trzeba było czekać długo, bo Fryzjerka już wyglądała
na wystraszoną.
- Sprawdzałeś w jej
pokoju? W sali zabaw? – zaproponowała Alice.
- Tak…
- Może ona po
prostu położyła się spać, albo nie ma ochoty z nikim rozmawiać. Drzwi miała
zamknięte? – zapytał
Yama.
- Nie patrzyłem…
Ale raczej tak. Dobra, nie przeszkadzam już wam, miłej zabawy – powiedział
wychodząc. Gdy drzwi się za nim zamknęły głos zabrał Mycroft:
- Nie podoba mi się
takie niepotrzebne sianie paniki…
- Martwi się o
swoją przyjaciółkę, to w sumie nic dziwnego – odpowiedziała
Alice.
- Jak chcecie
możemy pójść mu pomóc, ale myślę, że nic złego się nie stało, a ona po prostu
ma go dość. Elizabeth jest dziwna i trzyma stronę mojego odwiecznego rywala,
więc ma to zakodowane wewnątrz siebie.
- Nie, nie…
Pojeźdźmy jeszcze trochę, błagam – poprosiła Lily – To mnie strasznie odpręża i pozwala zapomnieć o wszystkim.
- To dawajcie – zarządził i ruszył
dalej.
Byliśmy na lodowisku jeszcze
ponad godzinę. Zeszliśmy w końcu całkowicie zmęczeni, ale niesamowicie
zrelaksowani. Przez krótki, błogi moment zapomniałam o tym gdzie jestem i co tu
robię, ale gdy tylko wróciliśmy do klatki schodowej przy recepcji wszystko
uderzyło z powrotem. Spotkaliśmy schodzących z góry Sandrę, Rewolwerowa oraz
Ethana. Spojrzałam na Uwodzicielkę i już wiedziałam, że będzie próbowała mnie
zaczepić. Nie zamierzałam jej się dawać, a on musiała wyczuć we mnie
zagrożenie, bo za każdym razem próbowała rzucać mi kłody pod nogi.
Tym razem nie zaczepiła mnie
jednak słownie, ale przechodząc, popchnęła z barka. Zdenerwowana odwróciłam się
i krzyknęłam do niej:
- Masz ze mną jakiś
cholerny problem? – cały czas spędzony na lodowisku wydawał się zniknąć. Czułam złość i
bezsilność, które sprawiały, że miałam ochotę się na kimś wyładować, a ona była
idealną ofiarą, szczególnie, że ponownie mnie zaczepiła.
- Nie radzę ze mną
zaczynać. Takie pindzie jak ty zjadam na śniadanie – odgryzła się okularnica.
- Hej dziewczyny! –
próbował
przerwać Yama, ale mu się to nie udało. Podeszłyśmy do siebie, prawie dotykając
się czołami. Miałam ochotę ją zabić. Wiedziałam, że jakbyśmy były teraz same i
miałabym broń, to tak bym właśnie zrobiła.
- Odkąd tu jesteśmy
ciągle mnie zaczepiasz. Albo się w końcu odpierdolisz, albo cię zniszczę – syknęłam.
- Jedyne, co sobą
prezentujesz to nagość. Jesteś najbardziej płytka w tym całym, jebanym hotelu –
nacisnęła
na mnie czołem. Zagotowało się we mnie. Zacisnęłam pięść, wbijając paznokcie w
skórę – Co już masz dość? To dziwne
uczucie jak świecisz dupskiem, a żaden samiec nie staje w twojej obronie, co?
- Znam takie szmaty
jak ty – zaczęłam – Udajesz cnotkę, a tak naprawdę jedyne, co
umiesz to pierdolić ludzkie życia – to zadziałało na nią jak płachta na
byka. Nie sądziłam jednak, że będzie w stanie mi coś zrobić. Sandra zamachnęła
ręką i zdzieliła mnie po twarzy z liścia, dodając po chwili cios kolanem, który
odebrał mi oddech. Lily pisnęła, Ethan krzyknął, a ja poleciałam do tyłu. Nim
zdążyłam coś powiedzieć zobaczyłam tylko but lecący w moją stronę i poczułam
jak powietrze ucieka mi z płuc.
- Hej, pojebało
cię? – głos
Mycrofta wydawał się być nieco odległy – Chcesz
ją zabić? Rewolwerow przytrzymaj tą wariatkę! Hej… - kucnął przy mnie – Nic ci nie jest? Oddychaj spokojnie.
Przez chwilę mnie zamroczyło.
Nim na dobre odzyskałam świadomość zobaczyłam, że Sandra oraz Rewolwerow
odchodzą. Usłyszałam wiązanki po rosyjsku, ale zanim zdałam sobie z
czegokolwiek sprawę, zostaliśmy na korytarzu taką samą grupą jak na lodowisku z
dodatkiem Ethana, który stał i nie wiedział, co ze sobą zrobić.
- Musisz odpocząć –
powiedział
do mnie ciepło. Czułam pieczenie policzka i ból brzucha. Nie były nieznośne,
ale odczuwalne.
- Wszystko jest
okej – powiedziałam,
chociaż zbierało mi się na łzy. Miałam dosyć takiego traktowania. Wstałam przy
pomocy Mycrofta i odkaszlnęłam. Patrzyli na mnie jakbym miała zaraz upaść i już
nie wstać – Naprawdę, nic mi nie jest.
- Serio powinniśmy
coś z tym zrobić. Nie będziemy tolerować tutaj przemocy – Yama brzmiał na
pewnego siebie.
- Pogadamy o tym
jak wszyscy znowu zbiorą się w jadalni. Cała grupa musi na nią uważać – Mycroft również
brzmiał na zdeterminowanego.
- Możemy teraz po
prostu iść zjeść? Nie mam ochoty robić wokół tego zbędnego szału, przynajmniej
nie teraz – powiedziałam
zmęczonym głosem. Posłuchali mnie.
Ruszyliśmy tam, gdzie
planowaliśmy iść i trafiliśmy akurat na obiad. W kuchni widać było krzątającą
się Audrey, a także Jacoba, Cecily oraz Samfu. Dodatkowo przy stołach siedziała
Carmen, Olivier oraz Agatha. Podeszliśmy i usiedliśmy obok. Carmen spojrzała na
moją twarz pytająco.
- Wdałam się w
bójkę z Sandrą – odpowiedziałam.
- To ona ją
zaatakowała, kompletnie bez powodu – wstawił się w moją obronę Yama.
- To straszne – Agatha kiwała z
niedowierzaniem głową. Carmen sięgnęła po notes i zapisała coś Artyście, który
rozszerzył delikatnie usta ze zdziwienia.
- To nic takiego,
naprawdę. Trochę zasłużyłam – odpowiedziałam.
Zjedliśmy
obiad w spokoju. W międzyczasie do stołówki wrócił Alan wraz z Elizabeth oraz
Raphaelem, Dismasem, Julią i Aaronem. Brakowało Maksa, Rewolwerowa oraz Sandry.
- Czy ktoś
poświęcił dzisiaj, chociaż moment na przeszukiwania? – zapytał Jacob.
- Chyba Maks jest
jedynym, który stara się cokolwiek zrobić, ale on ma książki. Nam opcje powoli
się kończą – powiedział
Aaron.
- Nie do końca
prawda – Alan stał
obok i jadł przy gablotach, przez swój zakaz – Wciąż możemy sprawdzić windę.
- Ja to bym się skupił na niebezpiecznych
jednostkach i ich izolowaniu, żeby zapobiec katastrofie – powiedział nagle
Mycroft i już wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
- To znaczy? – zapytała Cecily.
- Sandra dzisiaj
pobiła Wendy – powiedział. Przez sale przeszły szmery i szepty. Widziałam, jak ludzie
patrzyli na mnie.
- Co to znaczy
pobiła? – zapytał
Samfu.
- Uderzyła i
kopnęła. Bez większego powodu, wracaliśmy akurat z lodowiska i spotkaliśmy ją,
Rewolwerowa i Ethana schodzących z góry.
- Coś ją wkurzyło?
– zapytał
Ethana Yama.
- Nie mam pojęcia,
co ją mogło zdenerwować, ale już schodząc była podirytowana. Trochę wypiła, ale
trzymała się całkiem nieźle – wytłumaczył.
- Nie możemy
tolerować takiej przemocy – Mycroft wydawał się najbardziej przejąć sprawą – Alice pytała Lokaja czy możemy więzić osoby potencjalnie niebezpieczne
i według mnie powinniśmy to zrobić.
- Czy to nie jest
przesada? – zapytał
Aaron.
- Naprawdę Aaron?
Będziesz teraz zarażał swoim brakiem empatii? Tu chodzi o bezpieczeństwo grupy
- odpowiedział
Haker.
- Po prostu nie
uważam żeby zamykanie kogoś było humanitarne. Jesteśmy ludźmi, a nie
zwierzętami – Aaron
wyjątkowo nie brzmiał tak jak zawsze, tylko mówił ze spokojem.
- Może jakbyś
trzymał ją w uwięzi to by ci nie uciekła – z początku myślałem, że mówił o mnie albo o kimś
z grupy, ale gdy zobaczyłam reakcje Aarona to wiedziałam, że sprawa jest
poważniejsza. Odsunął krzesło z takim impetem, że poleciało do tyłu, a sam
przeskoczył przez stół i dopadł niespodziewającego się tego Hakera. Sprowadził
go do poziomu i złapał za szyję, przywierając do podłogi. Tym razem zareagowano
szybko. Samfu i Yama złapali Aarona za ramiona i próbowali zatrzymać, ale nie
było to łatwe. Zobaczyłam, że z twarzy Mycrofta cieknie strużka krwi. Miał
rozbity nos. Nie wiedziałam jak to wszystko mogło stać się tak szybko i nie
rozumiałam, dlaczego Informatyk tak bardzo się zdenerwował.
- Dobra wystarczy
rozmów na dzisiaj – powiedział Jacob – Nie będziecie
sobie w tym stanie skakać do gardeł. Aaron wróć do swojego pokoju i nie
pogarszaj sytuacji. Jutro na śniadaniu o tym pogadamy – zapowiedział całej
grupie.
- Czy nie… - zaczęła Cecily.
- Nie dzisiaj. Robi
się coraz później, wszyscy skaczą sobie do gardeł, nie ma sensu dzisiaj o
niczym już gadać. Ja się zastanowię, co możemy zrobić z bardziej agresywnymi i
jutro razem to obgadamy. Wszyscy – Powiedział.
- Już, jestem
spokojny – warknął
Aaron wyrywając się z objęć. Wypadł z jadalni niczym burza.
- Wszystko gra? – zapytałam Mycrofta.
- Tak… Przesadziłem
– ku mojemu zdziwieniu
wyrażał skruchę.
- To znaczy? – zapytałam.
- Nie powinienem
poruszać tego tematu. Idę się ogarnąć – wstał przy mojej pomocy i wyszedł z
pomieszczenia. Nie rozumiałam tego, co się stało. Po chwili wszyscy zaczęli się
rozchodzić. Czas płynął bardzo dziwnie w tym miejscu. Zazwyczaj siedemnasta to
był dla mnie środek dnia, bo kładłam się spać o północy, a nawet później, a
tutaj już teraz czułam się zmęczona. Wiedziałam jednak, że moje problemy
dopiero się zaczynają. Korzystając z możliwości wróciłam na trochę do swojego
pokoju, żeby się przebrać w normalny strój.
Wzięłam ciepłą kąpiel i
odprężałam się. Brzuch przestawał już mnie boleć. Byłam przyzwyczajona do bólu,
ale nigdy nie był dla mnie czymś, co znosiłam dobrze. Ubrałam się i wyszłam,
chcąc zajść jeszcze na chwilę do pralni i odłożyć brudne ciuchy, tak jak o to
prosiły dziewczyny. Po drodze do windy widziałam przygnębionego Rewolwerowa,
który ukłonił się lekko mijając mnie. Wyglądał jak cień siebie bez munduru.
Jedna z wind czekała na mnie. Weszłam do środka i wcisnęłam przycisk pralni.
Stanie samemu w tak dużej windzie było naprawdę dziwne i poczułam to dzisiaj
już po raz drugi.
Wysiadłam i ruszyłam przez
blaszane drzwi i długi korytarz, tak żeby dojść na miejsce. W pralni panowała
naprawdę spokojna atmosfera. Podeszłam do koszy na pranie i wrzuciłam ubrania
do swojego pojemnika. Już miałam wychodzić, gdy nagle usłyszałam dźwięk
dochodzący z suszarni. Wystraszyłam się trochę, nie wiedziałam, kto o tej porze
może tu jeszcze być, ale ciekawość wygrała. Podeszłam po cichu do drzwi i
uchyliłam je. Buchnęło we mnie gorąco z suszarni. Wisiały tutaj porozwieszane
przez Alice i Lily ubrania, a wśród nich siedziała postać. Serce podskoczyło mi
do gardła, bo byłam pewna, że nie żyje, ale w słabym świetle zobaczyłam, że się
rusza. Do mojego nosa uderzył zapach czegoś mocno chemicznego, ale nieznanego.
Postanowiłam, że wejdę i zobaczę, co się tutaj dzieje.
Nie musiałam długo się
przyglądać, bo po chwili rozpoznałam biały, elegancki strój i zobaczyłam, że przede
mną siedział Raphael De Caumont.
- Raphael? Co ty
tutaj robisz? – zapytałam. Westchnął podnosząc na mnie powoli wzrok. Obok niego stało
wiadro, przykryte szmatą, a także dwie butelki, których na pierwszy rzut oka
nie potrafiłam zidentyfikować. Serce biło mi szybko, ale uznałam, że nie ma się,
czym przejmować. Podeszłam bliżej i ukucnęłam przy nim, taktycznie łącząc nogi,
chociaż Łyżwiarz miał problemy ze skupieniem wzroku w jednym miejscu.
- Och… W… W… - próbował sobie
przypomnieć.
- Wendy.
- Tak. Siedzę tutaj
i pomagam sobie nieco – kopnął nogą w wiadro, aż zachlupotało.
- Co to jest? – zapytałam.
- Wybielacz. Pomaga
mi nie zasnąć i się zrelaksować.
- Oszalałeś? Wiesz,
jakie to jest toksyczne?
- Nie tak jak to
parszywe… parszywe miejsce – w jego głosie słychać było wyraźną pogardę.
- Coś się stało?
- Nie. Tak.
Nieważne – był
roztrzęsiony, ale starał się po sobie tego nie pokazywać.
- Powinieneś pójść
i wykąpać się w pokoju. Zjeść coś ciepłego i położyć się spać.
- Nie mogę. To nie
jest takie proste – wydawało mi się, że trochę bełkotał, ale patrząc na swoją bransoletkę,
pomyślałam, że mógł dostać jakiś dziwny zakaz.
- I to ci ma pomóc?
– wskazałam
dłonią wiadro.
- Sama spróbuj – zaproponował.
- Jak? – zapytałam po
chwili.
- Odwiń szmaty, weź
parę wdechów i daj się temu porwać – wytłumaczył.
Posłuchałam się go i ostrożnie
podsunęłam się bliżej wiadra. Odwinęłam szmaty i poczułam, że chemikalia
uderzają mnie z ogromną siłą w nos. Zrobiłam wdech i zrobiło mi się ciemno
przed oczami. Świat zawirował i zobaczyłam całą gammę przeróżnych barw i
kształtów. Usiadłam i poczułam pod pośladkami ciepło, nagrzanych kafelków.
Raphael mnie o coś spytał, ale nie do końca to do mnie dotarło. Odpłynęłam.
Nigdy nie brałam narkotyków, ani nie ćpałam niczego, więc nie wiedziałam za
bardzo, co się działo. Było to jednak przyjemne. Zaśmiałam się, chociaż sama
nie wiedziałam, z czego. Całość mogła trwać albo pięć minut albo dwie godziny.
Nie byłam pewna. Raphael potrząsnął mną delikatnie.
- Trzymasz się?
- Zastanawiałeś się
kiedyś jak to jest, że budynki tak dobrze stoją? – zapytałam go
śmiertelnie poważnie.
- Kobieto, ledwo
powąchałaś, jakim cudem cię tak wzięło? – zapytał uśmiechając się.
- Kogo? – byłam
zdezorientowana i nie do końca zrozumiałam, o co pyta.
- Ach, nieważne…
Musimy się stąd zbierać, a budynki stoją tak, bo architekci je dobrze
projektują.
- Archeolodzy? A to
nie ci od kopania?
- Chodź dziewczyno
– pomógł mi
wstać. Czułam się otępiała i ciągle chciało mi się śmiać. Cała sytuacja
wydawała mi się zabawna.
Raphael przeciągnął mnie przez
pralnię i korytarz. Wsiedliśmy do windy, a ja powoli zaczęłam wracać do
rzeczywistości.
- Kontaktujesz?
- Tak… Jejku, ale
to było dziwne – powiedziałam.
- Działa krótko,
ale intensywnie. No i prawdopodobnie nie zaśniesz za szybko. Tylko nie
powtarzaj tego zbyt często, to nie jest zbyt zdrowe – zaskakiwało mnie,
jaki miły nagle był. Widziałam jednak na jego twarzy zmęczenie. Zastanawiało
mnie, dlaczego sięgał po takie środki.
- Jak masz jakiś
problem to możemy o tym pogadać – mimowolnie zaśmiałam się. Resztki oparów
wybielacza wciąż we mnie były.
- Nie – odpowiedział krótko
– Idź do jadalni i zjedz coś. Poczujesz
się lepiej i unikniesz wymiotów. Ja wracam do swojego pokoju.
- Dziękuje.
- Nie masz, za co.
Uważaj na siebie dziewczyno – rzucił na odchodne i ruszył w dół, zostawiając
mnie na klatce schodowej przy recepcji. Zebrałam się i przeszłam przez drzwi, a
następnie ruszyłam w prawo. Po drodze minęłam Yamę. Spojrzał na mnie zdziwiony,
a ja znowu zaczęłam się śmiać. Tym razem rozśmieszyły mnie jego włosy, który
strasznie przypominały mi makaron. To sprawiło, że byłam jeszcze bardziej
głodna.
Siłowałam się dobre trzy minuty
z drzwiami do jadalni, zanim zdałam sobie sprawę, że otwiera się je w drugą
stronę. Weszłam do środka i zobaczyłam, że nikogo tu już nie ma. Spojrzałam na
zegarek i zauważyłam, że jest dwudziesta pierwsza. Byłam jednak tak głodna i
spragniona, że musiałam jeszcze coś znaleźć przed snem. Gabloty były już puste,
ale nie przeszkadzało mi to, bo przeszłam przez bramkę i znalazłam się w
głównej części kuchni. Widziałam lodówki oraz pojemniki i bez problemu
znalazłam resztki po kolacji, które podgrzałam w jednej z mikrofalówek.
Zrobiłam do tego duży kubek ciepłej herbaty.
Usiadłam przy stolikach,
całkowicie sama i zaczęłam jeść. Nawet nie zauważyłam, kiedy na tacę zaczęły
spadać moje łzy. Miałam tak dość tego miejsca, wolałam wrócić gdziekolwiek,
nawet na ulicę, byleby nie być tutaj z tymi dziwnymi i niebezpiecznymi ludźmi.
Miałam się cieszyć i potrafiłam się uśmiechać w nawet najgorszej sytuacji, ale
tutaj po prostu nie umiałam. Chciałam przez resztę pobytu siedzieć po prostu w
pokoju i wychodzić tylko po to żeby zjeść. Warunki były tam bardzo dobre i
właściwie niczego nie potrzebowałam do szczęścia. Wtedy przypomniałam sobie mój
zakaz i znowu zalałam się łzami. Ramiona poczułam na sobie znikąd. Wystraszona
chciałam się zerwać, ale złapały mnie mocno i unieruchomiły. Nim zdążyłam
krzyknąć spojrzałam na twarz osoby, która mnie zaskoczyła i zobaczyłam
Mycrofta.
- Hej, przestań płakać – poprosił cichym i
ciepłym głosem. To wywołało u mnie jedynie kolejną falę łez – Co się dzieje? Ktoś znowu ci coś zrobił?
- Nie wiem, co mam
ze sobą zrobić – powiedziałam odsuwając się z jego uścisku – Nie mam gdzie się podziać…
- Jak to? Coś nie
tak z twoim pokojem? – zapytał.
- Nie… Nie do końca
– sięgnęłam
po bransoletkę i wcisnęłam guzik – „Zakaz
spania w swoim pokoju”.
Na jego twarzy zobaczyłam
zmartwienie. Uśmiechnął się jednak po chwili.
- Co cię tak bawi?
– zapytałam
rozgoryczona.
- Nie wiem, czemu
tak rozpaczasz. Możesz zawsze przespać się u mnie. Ja rozłożę sobie posłanie na
podłodze, albo pójdę po śpiwór do gospodarczego.
- Nie wiem czy to
dobry pomysł – zawahałam się. Mycroft wydawał się być bardzo przyjazny, ale z drugiej
strony bałam się komukolwiek zaufać, szczególnie na tyle żeby zasnąć w
dźwiękoszczelnym pomieszczeniu i być może się nie obudzić.
- Hmm – zamyślił się i
odwinął rękaw – Może to pomoże ci trochę
mi zaufać.
Wcisnął
przycisk.
- „Zakaz używania
swojego talentu” – zabrzmiał komunikat. Nie mogłam w to uwierzyć. Haker miał możliwość
dowiedzenia się czegoś kluczowego i wykradnięcia danych. Taki zakaz całkowicie
go ograniczał. Z drugiej strony byłam pozytywnie zaskoczona tym, że się ze mną
nim podzielił.
- To…
niesprawiedliwe – powiedziałam.
- Jak wszystko w
tym jebanym hotelu. No, ale nic z tym nie zrobimy. Jak Aaron nie dostał
podobnego zakazu to może on powalczy i znajdzie jakieś informacje. Jest
niezrównoważony, ale cholernie utalentowany… To jak z moją propozycją? Nie
uważasz, że warto spróbować? Jak ci się nie spodoba to jutro razem poszukamy ci
miejsca. Albo jak chcesz możemy zamienić się pokojami. Ja prześpię się u
ciebie, a ty u mnie. Chociaż osobiście nie widzę problemu w spaniu w jednym
pomieszczeniu, myślę, że będzie… raźniej.
Stanęłam przed naprawdę ciężkim
wyborem. Nie wiedziałam, co mogło być bardziej niebezpieczne – noc spędzona z
jednym z uczestników, gdzie mógł mnie zamordować podczas snu, czy szukanie
kryjówki do przespania się poza pokojem, gdzie byłam narażona na atak z
zaskoczenia przez kogokolwiek. Przed oczami stanęło mi parę dobrych kryjówek,
takich jak czytelnia czy suszarnia, ale wizja łóżka była zbyt kusząca, a czułam,
że ufam Hakerowi.
- Zgadzam się.
Chodźmy do ciebie.
-------------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
Zakazy są genialne. Niesprawiedliwe, złośliwe, ale też piekielnie boskie ♥ Wszystkie oczywiście dopisane do mojej małej ściągi ^^ Strasznie szkoda mi Komunisty, ale też odzywa się we mnie wewnętrzna sadystka i po prostu bawi mnie jego zakaz. Szkoda mi też Mycrofta i Oliviera, bo ich zakazy naprawdę ich ograniczają. Nie zapominając oczywiście o poszkodowanym Samfu, biedak xD
OdpowiedzUsuńRozdział był świetny i bardzo ciekawy. Trochę się działo, wszyscy są źli, coraz bliżej rozlewu krwi, idealnie ♥ Perspektywa Wendy zdecydowanie mi się podobała i polubiłam ją, wydaje się naprawdę uroczą i wrażliwą dziewczyną ♥ Cieszę się, że jest tak blisko z Mycroftem, pasują do siebie ^^
Jeśli chodzi o pozostałe postaci to troszeczkę polubiłam Raphaela, a na pewno zaczął mnie bardziej interesować. Miło, że zaczął się otwierać ^^
Gorzej z Sandrą, ale dopóki nie poznam jej wersji wydarzeń nie chcę jej zbyt brutalnie oceniać. Na razie jednak jej nie lubię.
Oczywiście Alan wciąż jest moim ulubieńcem i ukochanym Pechowcem ♥ Jego obawy o Elizabeth i jej dziwne zachowanie są rozk.. ekhm, urocze ♥
Taki właśnie był zamysł zakazów, ale przyznam, że wiele perełek, które mogą sporo zmienić w samych procesach, jeszcze przed wami :) Rew będzie strasznie przybity swoim brakiem xD Prawda Mycroft i Olivier, póki co, dostali najmocniej.
UsuńTak jak widzę w komentarzu niżej Fenna, postrzeganie Wendy zależy od tego czy ktoś lubi Mycrofta czy nie. W sumie obie te postacie (Striptizerka i Haker) będą albo lubiane, albo nielubiane - nic pomiędzy ^^
Scena z wiadrem w pierwotnym projekcie nie była, ale ciesze się, że się na nią zdecydowałem, bo pokazuje Łyżwiarza od nieco bardziej ludzkiej strony. Sandra w sumie jest strasznie wyszczekana, ale złą postacią nie jest. Po prostu jej konflikt jest prawie tak silny jak Aarona i Mycrofta z tą różnicą, że oni "pielęgnowali" tą relację od lat, a one dopiero co się poznały.
Urocze! Ładne słowo!
Dzięki za komentarz i za wszystko <3
Rozdział mi się nawet podobał, mimo że był zupełnie taki jak się spodziewałem. Jak Wendy w prologu jeszcze była dla mnie spoko, tak w samym hotelu jest taka... meh. Na moją opinię ma jeszcze wpływ to, że nie lubię Mycrofta, a niestety ten ship tutaj jest tak oczywisty, że czytałem ten rozdział pod innym kątem niż poprzednie. Tak czy owak, omówienie samych zakazów - nie było myślę zakazu, który był zupełnie bez sensu i z tego powodu plus. Zakaz Dismasa jest ciekawy, bo automatycznie eliminuje opcje, że kiedy byłby potencjalnym podejrzanym a morderstwo miałoby związek z zakazem to jest od razu wykreślany. Zakaz Maksa - taki jak się spodziewałem szczerze, jestem tylko co i do jakiego stopnia jest brane za narzekanie przez lokaja i pracodawców. Zakaz Oliviera - oh boi. Jeden z najbardziej chamskich i okrutnych które do tej pory poznaliśmy. Naess nie słyszy, nie może mówić, zazwyczaj jest ignorowany przez wszystkich i jeszcze zakaz odzywanie się pierwszemu. Naprawdę mam ogromną nadzieję, że zrobicie z tego coś ciekawego bo to może iść trochę pod zmarnowanie postaci, na ten moment jestem zmuszony wam zaufać. Zakaz Audrey - :( Mountain mama teraz nie może krzyczeć, co ona wam zrobiła :c Ale totalnie pasujący i być może jeden z pierwszych, które zostaną złamane. Zakaz Rew'a - tutaj już polecieliście. Rew bez munduru jest jak człowiek bez duszy, jak on ma teraz zostać starym, dobrym Rew'em kiedy nie ma duszy? :C Zakaz Lily - ciekawy. Nie widzę sytuacji w której ona sama z siebie mogła się napić, ale gdyby ktoś ją do tego zmusił? Zakaz Agathy - podobnie do Dismasa, może skreślać ją z listy podejrzanych podczas procesu. Zakaz Wendy - pasujący do tego typu osoby i pewnie ustalony też na podstawie tego, że trzeba było jakoś rozwinąć relację Mycroft - Wendy. I zakaz Mycrofta - spodziewałem się czegoś takiego. W końcu prawie dokopał się do ważnych informacji na temat hotelu już raz, więc trzeba było czegoś takiego uniknąć na drugi. Ciekawi mnie jeszcze gdzie była Elizabeth kiedy Alan jej wszędzie szukał (może waliła wiadro z Raphaelem). Czuję lekki niedosyt, sam nie wiem czemu. Bardzo czekam na rozwinięcie relacji i ogólnie charakterów niektórych postaci które na ten moment nie miały swojej chwili. Czekam mocno na następny rozdział, którego perspektywa mam nadzieję spełni chociaż troszkę moje oczekiwania ^^
OdpowiedzUsuńI nawiązanko do makaronowych włosów Yamy wyłapane, też na plusik xD!
UsuńTa para to ciężki ship do polubienia, ale myślę, że ich relacja będzie dosyć ciekawa. Zakaz Dismasa w sumie jest bezpieczny dla niego, jakby był motyw z zakazami. Zakaz Maksa - trochę ułatwienie dla mnie, ale na pewno też spore utrudnienie dla Pisarza, który teraz musi się bardzo pilnować ^^ Zakaz Oliviera - jak mówię postać Oliviera ma bardzo dużo do powiedzenia ( ;) ) więc przez długi czas historii może się wydawać, że jest mało ważny, że niewiele wprowadza, że tylko pojawia się raz na jakiś czas - ale postać wybraliśmy jako pierwszą nie bez powodu i myślę, że może w 10,20,30 czy 40 rozdziale się tego nie poczuje, ale jak będzie się czytało te ostatnie, to nikt nie powie, że Olivier Naess był postacią mało ważną. Jego życie już jest zaplanowane. Ludzie w sumie boją się złamania zakazu, ale Audrey będzie miała naprawdę ciężko xD Rewowi musiałem to niestety zrobić :/ Zakaz Agathy to też jakby nie patrzeć niezły plot armor, chyba że ktoś ją zabije. No i Mycroft też musiał doczekać się czegoś takiego. Walenie wiadra w sumie zostało spisane wcześniej niż zrobił się na to bum na Discordzie, ale jak robiliśmy ostatnio z Neri korektę to byłem pewien, że docenicie taką scenę xD Kolejny rozdział na pewno pokaże parę postaci, które jeszcze nie miały za dużo do pokazania. Kolejne wyłapane nawiązanko <3
UsuńDzięki za komentarz!
Zakaz Alice - "Zakaz mówienia prawdy" Oh, wait
OdpowiedzUsuńNie no nabijam się xD Ale sam jestem ciekaw jaki ma. :)
Nie tak daleko od rzeczywistości muszę przyznać, ale oczywiście tego prawdziwego nie zdradzę :D
UsuńZacznijmy spokojnie od perspektywy przedstawionej w tym rozdziale powiem tak Wendy napewno nie będzie moją ulubioną postacią ale jak najbardziej podoba mi się jej relacja z Mycroftem choć zajażdża trochę shitem jak z Sayaką z Ronpy którego szczerze nienawidziłem to ten przez to że postać Mycroftem jak na razie jest przynajmniej pozytywna, a to zawsze coś. Najlepsza scena tego rozdziału to scena z Raphaelem, która była mega miodna. Kurde mało kto lubi Łyżwiarza ale trudno się dziwić choć ja z każdym rozdziałem coraz bardziej się do niego przekonuje. Następnie przejdźmy do czegoś co jednak mnie zmartwiło, ale i w wielu przypadkach rozbawiło Jak mogliście to mojej kochanej Audrey zrobić wy zwyrole xD Ale no dobrze daruje wam życie, zakaz Lily jest trochę idiotyczny taki zakaz to mogliście Yamie pyknąć xD Co do zakazu Samfu to generalnie się chyba głębiej nie wypowiem chyba ktoś będzie musiał go wyręczyć Zasada Wendy mam nadzieję że ją zabije co do Alana to no uciążliwe ale znośne, a Maks jak dla mnie idealna postać na ten moment do zgona przecież jest totalnie odsłonięty z każdej strony zakaz taki od buta dopasowany przynajmniej do postaci i teraz przejdę do poprostu perełki jeśli chodzi o zakazy no napewno Rewolwerów ze swoim niesamowitym mundurem choć nie lubię Komunisty i sądzę, że to zdrajca to naprawdę mu współczuję. I najgorszy zakaz czyli zakaz Oliviera boże ten to ma przejechane z każdej strony autorzy go atakują biedaczysko. Sceny bójek a przynajmniej kobiet wydawały się tak troszkę na siłę ale wyszła nie najgorzej aczkolwiek moim skromnym zdaniem ciekawsze było zajście między Atomem, a Mycroftem choć krótsze i bez zbędnych wulgaryzmów to był napewno ciekawszy, a i jeszcze scena na lodowisku myślałem sobie kiedy w końcu będzie jakaś scena na lodowisku bo poprzednia była obłędna to i tu się nie zawiodłem bo był Yamaha😉
OdpowiedzUsuńOsobiście też wolę Mycrofta bardziej niż Wendy, chociaż i jednego i drugiej nie za bardzo trawię :p Wiedziałem, że scena z wiadrem się spodoba! Audrey musi się niestety uspokoić :C Cisza w jadalni będzie tak przytłaczająca bez jej krzyków, że wszyscy będą chcieli się zabić xD Maks jest odsłonięty, ale trzeba pamiętać, że póki co Ci ludzie nie chcą się zabijać, więc raczej nie mówimy tutaj o szukaniu odsłoniętych celów, ale raczej okazji! Rewolwerow bez munduru stracił fragment duszy. Olivier ma zawsze pod górkę u nas. Co do bijatyk to w sumie baby pobiły się chaotycznie i o nic (jak to kobiety), ale akurat to o czym wspomniał Mycroft to trochę grubsza sprawa. Oczywiście będzie wyjaśniona później. Lodowisko w sumie jest chyba póki co ulubioną miejscówką ;D
UsuńDzięki za komentarz!
Ostatnie dwa rozdziały bardzo fajnie pokazują rozwijające się relacje między postaciami. Te zakazy też są ciekawą opcją, ale jak można być tak okrutnym i Rewolwerowi zabrać mundur? Toż to nieludzkie. Ciężko mi stwierdzić czy lubię postać Wendy czy nie bardzo, ale na pewno jest dość interesująca. Jednak zastanawia mnie w tym wszystkim pewna rzecz. Co się stało z Sandrą? Od początku wiedziałem, ze Wendy i Sandra mają tylko dwie opcje - miłość bądź nienawiść. Padło na to drugie, ale w jaki sposób do tego doszło? Rozumiem rywalizację, w końcu w pewnym stopniu ich talenty są podobne, dodatkowo Sandra jest zaczepna, ale to co robi ten mój durny sukkub przechodzi ludzkie pojęcie. Czy aż tak na nią zadziałał moment kiedy Wendy "zagroziła" Fryzjerce? Czekam na więcej, muszę dowiedzieć się o co chodzi xD
OdpowiedzUsuńRelacje i zakazy to było to, na czym się skupialiśmy w tym rozdziale bardzo mocno ^^ Relacje ogólnie będą bardzo ważne przez całość. Rew najbardziej poszkodowanym gościem xD
UsuńCo do Sandry to rozumiem zaskoczenie, ale tutaj powód (przynajmniej póki co) jest dosyć błahy - postać po prostu nie lubi Wendy całym sercem. Uwarunkowane to będzie paroma małymi faktami, które dodaliśmy do historii, może trochę więcej głębi ich relacji poznamy, jak Sandra dożyje swojego rozdziału, ale póki co mogę powiedzieć, że na pewno Sandra jak i cały wątek dostanie trochę czasu antenowego już niedługo ^^ Możliwe, że już w kolejnym rozdziale :> Całość to po prostu trochę bawienia się historią, oczywiście pozostawiając człon. Jakby każdy rozpisywał swoją historię na 100 stron i nie pozostawiał luk (co by było trochę bez sensu w sumie :D) to na pewno byśmy sobie na coś takiego nie pozwalali, ale tak to staramy się coś doklejać do postaci, jak pasuje akurat do jakiegoś motywu fabularnego :P Long story short - mam nadzieję, że się Wam, a szczególnie Tobie jako Twórcy Sandry rozwiązanie się spodoba :D
Dzięki za komentarz!
Trzeba przyznać, rozdział był interesujący. Podoba mi się motyw z tymi zakazami. Najtrudniej wg mnie ma Dismas, który nie może się dowiedzieć o zakazach innych, co może być problemem np podczas rozpraw lub śledztw, kiedy istotnym dowodem może być czyiś zakaz i co wtedy? Dismas obrywa :/ Chociaż może te zakazy się zmienią dla jakiś osób kiedyś... To wiecie tylko wy xD Co do zakazów które nie zostały jeszcze odkryte, wydaje mi się ,że mogą tam być takie jak " Nie pokazuj swojego zakazu" lub "nie badaj ciała ofiary" - ale to tylko moje Teorie :P
OdpowiedzUsuńA teraz co do samej bohaterki rozdziału - Wendy i Haker love <3 (ale pewnie do końca nie dotrwają :/ )Wendy jest jak najbardziej w moim guście i mam nadzieję, że długo z nami pobędzie, podoba mi się jej sposób patrzenia na niektóre sprawy, oraz współczuję jej z powodu tego, że miała trudną przeszłość, a teraz jeszcze nie może biedna spać we własnym łóżku :<
A i tak jeszcze co do własnych odczuć to... Mam nadzieję, że Sandra umrze (Die Bitch!) a scena z wiadrem mistrzostwo <3
Dobra, czekam na kolejny rozdział i chyba pierwszą ofiarę :x
W sumie to bardzo ciekawy scenariusz, ale myślę, że w tym przypadku jakby zakaz był ważnym dowodem to można by było chwilowo uchylić ten zakaz Dismasowi, bo to mogłoby być naprawdę ciężkie xD Typy bardzo ciekawe i w sumie siłą rzeczy coś w tym stylu powinno się pojawić.
UsuńWendy to taka "typowa" postać, która za całunem uśmiechu ukrywa sporo smutku. Chociaż Twórca ją opisywał jako pełną życia, to chciałem też ją pokazać z tej drugiej strony, szczególnie, że zakaz mógł dla niej równać się z naprawdę nieciekawą sytuacją.
Widzę, że podziały #TeamSandra i #TeamWendy wchodzą mocno, ale dla lepszej perspektywy mimo wszystko warto będzie jeszcze zaznajomić się z kolejnym rozdziałem. Ofiara coraz bliżej C:
Dzięki za komentarz!
Morał z tego rozdziału jest jeden i domyślam się, że podoba się współczesnej kulturze Internetów – „elo, Raphael wali wybielaczowe wiadra”.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, brak większych uwag z mojej strony. Jakościowo podobnie jak ostatnio, a nowe zakazy wydają się spersonalizowane co do postaci. Przypuszczam, że są związane z przeszłością każdego z bohaterów, ale szczerze, jeśli mam rację to nie wiem czy chcę poznać je wszystkie. Mamy 22 gości i wątpię, żeby był sens przeciągać dla takiego ‘character developmentu’ nawet w dalekosiężnej perspektywie. W każdym razie trochę boję się jak to z tym będzie, więc mam nadzieję, że jakoś zostanie to zbalansowane, tak żeby wątek zakazów nie był pozostawiony tak sobie, ani nie był zbyt istotny.
Rozdział 7 jest praktycznie jednością z 6, tylko z innej perspektywy. Dlatego, nie lepiej byłoby skończyć ostatni na tym jak grupa zbierała się, a całość zakazów zrobić już w tym? Oczywiście, nie mówię, że źle i nie staram się narzucać własnych pomysłów, ale chciałbym po prostu przedyskutować to. Takie ‘cliffhangerowe’ pisanie przypomina bardzo skrypt do serialu i domyślam się, że autor może nawet lekko podświadomie starać się naśladować to medium. Jednak powieść i odcinkowany serial nie mają za wiele wspólnego, oprócz tego, że ten drugi jest w gruncie rzeczy słowem przekutym w obraz. Z tego powodu, serial potrzebuje stale stymulować odbiorców by zachęcić ich do ponownego powrotu przy emisji następnego odcinka. Choć może wydawać się to inaczej, seriale prowokują w największym stopniu tylko 2 zmysły – słuch i wzrok, dodatkowo mogąc oddziaływać na strefę emocjonalną. Zaś tekst jest w stanie wpłynąć na wszystkie z nich po równo, więc nie musi używać takich zagrań. Jeśli czytelnik będzie dobrze ‘dotknięty’ odpowiednimi zabiegami, wróci niezależnie czy fabuła rozdziału będzie urywać się z prowokujący sposób, czy całość będzie wypełnioną i skończoną konstrukcją. Jeżeli chodzi o moją osobistą opinie, lubię taki format stylizowany na ‘short story’ (przepraszam, zapomniałem polskiego słowa :/). Działa on na zasadzie zamykającej dane wydarzenia w pojedynczych rozdziałach, które połączone są ze sobą większymi wątkami, które się przeplatają. Ale to tylko moje zdanie. Własny styl trzeba wypracować samemu, a postanowiłem napisać o tym tylko w celu pobudzenia kreatywnego myślenia i mam nadzieję, że mi się to udało. :D
Kończąc, czas ładować pierwsze ‘pociski prawdy’ do komory, bo coś czuję rozdział 8 może już być tym, w którym znajdziemy trupa lub tożsamość ofiary będzie już oczywista. Dzięki za rozdział i czekam na następny. :)
Morał musi być ;)
UsuńZakazy czasami będą odgrywały większą rolę, czasami nieco mniejszą. Nie ukrywam, że to sporo potencjału na śledztwa, gdzie poszczególne zakazy mogą trochę pozmieniać, ale postaram się nie nadużywać tej mocy :D Myślę, że dużą rolę odegra to teraz, a potem będzie wracało w różnych sytuacjach z różnymi natężeniem, bo jednak zakazy to teraz po prostu kolejne zasady, dla poszczególnych osób.
Ach kurczę, tak coś się spodziewałem, że temat cliffhangerowej szkoły w końcu wyjdzie na wierzch :D Przyznaję bez bicia - jestem prawie pewien, że nawyk pochodzi z serialów, ale też z książek. Myślę, że są książki, które potrafią zaciekawić samym rozwojem fabuły, cliffhangery na koniec mocno nie przeszkadzają, ale też nie są koniecznie potrzebne. Po prostu po pisaniu Apo i teraz Pecca, gdzie oba uniwersa są pełne takiej specyficznej akcji jakoś przyzwyczaiłem się do tego stylu i chociaż będzie dominował to będą też rozdziały bez tego, mam nadzieję, że się sprawdzą i powstanie fajne porównanie dwóch stylów :D Trzeba będzie to analizować na bieżąco, ale bardzo się cieszę, że zwróciłeś na to uwagę.
Oj tak, czas porządnie załadować, bo rzeczywiście jest coraz bliżej :D
Dzięki za komentarz!
Kolejny spóźniony komentarz, to chyba zacznie być już normą [*]
OdpowiedzUsuńTym razem będzie trochę więcej spekulacji w tym komentarzu niż w poprzednich.
Zacznijmy od Wendy. Zgaduję, że na początku rozdziału tak bardzo przeżywała swój zakaz, który bądź, co bądź nie jest tak zły, dlatego bo po prostu przypomina jej o molestowaniu przez jej ojca, co zostało wspomniane w prologu. Mam nadzieję, że nie muszę wyjaśniać xD. Podobała mi się scenka podłamania Wendy, bo pokazuje, że tak na prawdę jest naprawdę silną osobą, mimo tego, że w tej scenie się dosłownie poryczała. Czemu jest silną osobą? Bo jej ból wyszedł na jaw dopiero, gdy była pod działaniem legendarnej szmatki Raphael'a (nowego dilera na osiedlu). Wendy spodobała mi się i jest dokładnie taka jaką sobie ją wyobrażałem, więc nie czuję zbytnio zaskoczenia, ale podoba mi się to, że jej hardość została ciekawie przedstawiona.
Zakaz Raphaela? Jaki on jest? Stawiam na zakaz spania, bo jakby nie patrzeć to te szmatki z wybielaczem (czy czym tam) powodują między innymi bezsenność, a wątpie, żeby szprycował się bez powodu, mimo tego, że ma do udźwignięcia swój obraz bycia perfekcyjnym.
Najgorszy zakaz moim zdaniem ma tak na prawdę Dismas, ale tuż po nim klasuje się Olivier (z wiadomych przyczyn). Czemu? Ponieważ każdy może zagrozić Dismasowi w każdym momencie - wystarczy, że powie mu coś w stylu ,, Albo wyjawisz mi swój sekret, albo aktywuję twój zakaz, mówiąc na głos mój/czyiś zakaz! ". Proste, nie?
Jacob, oh boi. Widać, że chłopaczyna faktycznie traktuje to, co się dzieje w hotelu jako jedną, wielką grę - i to mi się podoba. Po prostu lubię tą niedojrzałość w Jacobie, nawet jeśli nie jestem w stanie powiedzieć czemu xD. Detektyw stara się mieć kontrolę nad tym, co się dzieje, sprawnie przy tym manipulując niektórymi osobami, które powiedziały swoje talenty, mimo tego, że ewidentnie ich oszukał (mówiąc, że wyjawienie talentów da im przewagę), o czym wcześniej mówiła Julia. Tak na prawdę to może jedynie Agatha, Dismas i Maks zyskali na powiedzeniu o swoim zakazie, reszta moim zdaniem straciła.
O co mógł pytać Dismas? Idąc słowami Lokaja, chodziło o "kwestię techniczną". Nie jestem pewien, aczkolwiek być może chodziło o coś związanego z bransoletkami. Być może Dismas służy jako kret dla antagonistów, nawet jeśli brzmi to ździebko nielogicznie :d.
Czemu Aaron szukał Elizabeth? Well, to dość ciekawa kwestia. Być może mają razem swego rodzaju sojusz albo po prostu coś znalazł, na przykład książkę z wyrwaną stroną, którą zostawił u Elizabeth Alan i chciał usłyszeć wytłumaczenia Elizabeth? Who knows?
,, Może jakbyś trzymał ją w uwięzi to by ci nie uciekła " - Mycroft do Aarona.
Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia o co dokładnie chodzi. Może o jakąś partnerkę czy osobę z rodziny Aarona? Zgaduję, że to wydarzenie wywołało spinę między Hakerem, a Informatykiem.
I tak rozpoczął się no nut november dla Samfu [*]. A tak bardziej na serio to kompletnie nie mam pojęcia co może być faktycznym zakazem Samfu. Być może Samfu mówił prawdę, ale wolę szczerze mówiąc nawet o tym nie myśleć, szczególnie, że wydawało się, że zrobił to dla mini-kłótni, która oczekiwanie nadeszła. Trochę nurtuję mnie ta piątka, ale wątpie, żeby była powiązana z zakazem xD.
UsuńOdnośnie Mycrofta to szczerze mówiąc delikatnie czuję się zawiedziony, bo myślałem, że jego zakaz może być o wiele ciekawszy niż ten, który był dość oczywisty, patrząc na to, że prawie własnoręcznie dowiedział się wszystkiego o tym, co się dzieje. Dziwi mnie to, że nie przyznał się przy wszystkich jaki zakaz dostał, mimo tego, że tak na prawdę to jego zakaz jedynie go ogranicza, a nie prawdziwie zagraża, aczkolwiek zgaduję, że nie chciał doprowadzić do rozpaczy, która pewnie by się pojawiła, gdyby wszyscy dowiedzieli się, że Mycroft nie może nic zrobić, szczególnie, że był tak blisko (no i nie ukrywajmy, prawdopodobnie byłby jedną z bardziej nienawidzonych osób w hotelu przez resztę postaci, bo w końcu to przez niego się nie wydostali).
Szczerze mówiąc to ten rozdział jedynie zwiększył mi smaka na perspektywę Sandry lub Aarona. Jeżeli chodzi o resztę mojej opinii odnośnie postaci to raczej wstrzymam się do kolejnych rozdziałów, bo chcę zobaczyć jak one się rozwiną.
Ogólnie mówiąc to znamy 10 zakazów (Samfu nie liczę), więc mamy tego już stosunkowo dużo jak na praktycznie pierwszy rozdział z zastosowaniem zakazów. Najs, czekam na kolejny roździał :v
Ahh, i jeszcze Rewolwerow zyskał na ujawnieniu swojego zakazu, mimo tego, że był on oczywisty XD
UsuńWow, przez moment miałem wrażenie, że udało Ci się wykraść jakoś moje zapiski, bo strasznie celnie strzelasz i spekulujesz :D Co do Wendy to generalnie własnie na tym polegał jej problem. Mało czego się boi, ale okres mieszkania z ojcem i tego jak z domu w końcu uciekła to czarne wspomnienia błąkania się i niebezpieczeństwa, które teraz wróciły. Super, że przedstawienie twardości Wendy się spodobało i zostało zrozumiane ^^
UsuńZakaz Raphaela - bardzo celny strzał, chociaż też nie do końca. Dismas i Olivier rzeczywiście mają najgorzej (póki co) z zakazami.
Damn strasznie dobre przeczytanie Jacoba :D W sumie nie mam nic do dodania. Ale "zdradzenie" zakazu zawsze jest lepiej postrzegane niż go trzymanie w tajemnicy. Chociaż odsłanianie też nie jest najlepsze.
Pytanie Dismasa nie jest aż tak ważne, chociaż bransoletki rzeczywiście mogły być częścią pytania. Aaron, Mycroft i tajemnicza "ona" jeszcze się pojawią, motyw związany z ich przeszłością.
To byłoby obłędne jakby to był prawdziwy zakaz Samfu, ale z drugiej strony :V Z kolei Mycroft i jego zakaz może i jest banalny, ale akurat to, że nie chciał go zdradzać to właśnie kwestia tego, że postawiłoby to go w sytuacji, gdzie jest... bezużyteczny. Ktoś z takim charakterem, ani nie chce się tak czuć, ani nie chcę żeby inni to wiedzieli :P
Co do perspektyw to nic nie mówię, ale całkiem niezłe typy przyszłych perspektyw :D
Dzięki za komentarz!
Ach, Wendy... Mam do niej tak mieszane uczucia. Jeju, od samego prologu ją lubię, ale nie mam pojęcia za co xD To kompletnie nie mój typ postaci, a na początku tego rozdziału mnie irytowała i przekonana mnie do siebie ponownie dopiero gdy pękła pod koniec. Muszę przyznać, że mnie intryguje. I chyba mam słabość do striptizerek. Z kolei Sandra... Ech... Tej znowu nie lubię od samego prologu (też nie mam pojęcia dlaczego), ale teraz to przegina. Mam nadzieję, że niedługo poznamy jej perspektywę, chciałabym o niej wiedzieć trochę więcej. Zastanawia mnie, co tak naprawdę sądzi o Wendy. Znalazła sobie w niej rywalkę bez wyraźnego powodu. Może to jakaś zazdrość? Albo Wendy przypomina jej kogoś z kim ma złe skojarzenia? Chociaż coś czuję, że Sandra może jej nie lubić tak po prostu, bo tak, bo nie lubi tego typu dziewczyn.
OdpowiedzUsuńNo to teraz mam zagwozdkę, o kim mówił Mycroft. Byłej dziewczynie albo nawet narzeczonej? Jeśli tak, Aaronowi musiało naprawdę mocno na niej zależeć, skoro tak zareagował. Albo Mycroft miał coś wspólnego z jej "ucieczką", co by już trochę wyjaśniało i reakcję, i cały ich spór. A może to nie była żadna ukochana, tylko bliska przyjaciółka albo członek rodziny? Hmm...
Zakazy są mega ciekawe! Szczególnie podoba mi się ten Wendy, choć jak na razie popchnął jedynie ship, którego z całego serca nie znoszę. Zakaz Agathy jest bardzo wygodny, może się przydać na rozprawie. O ile do niej dożyje. Za to Olivier ma przerąbane jeszcze bardziej niż miał. Biedak. Ciekawi mnie, co by się stało, gdyby on jako pierwszy odkrył ciało albo wpadł na coś bardzo ważnego/kogoś potrzebującego pomocy. Nie mógłby nawet zawołać innych... A co do Alana, jeśli dobrze czytam, nie może siadać. Nie siedzieć, siadać. Więc chyba jak się chłopak postara, może przyjść do jadalni przed resztą, usiąść sobie i czekać na innych już w tej pozycji xD F dla komunisty. To musi boleć.
Btw, czyta ktoś jeszcze komentarze po takim czasie? XD Jeśli tak, to pozdrawiam i lecę czytać dalej
Wendy została tak stworzona, że jej fani i antyfani to dosłownie równa grupa, a przynajmniej takie mam wrażenie ^^ Sandra dostała dosyć niewdzięczną rolę w całej historii, ale u niej było podobnie jak z Wendy - jedni uwielbiali, drudzy nie mogli znieść. Ich relacja odegra jeszcze bardzo dużą rolę, więc na wszystko przyjdzie czas ^^ Mycroft i Aaron mają tą "przewagę", że się znają i ich relacje również jeszcze będzie rozwijana, a sporo się u nich działo i zadzieje ^^ Zakazy po takim czasie wydaje mi się, że mogły być trochę lepiej przeze mnie przemyślane, ale mimo wszystko było sporo zabawy, żeby zawsze się pilnować z tym, żeby przypadkiem ich nie złamać xD A komentarze właśnie zauważyłem i z chęcią czytam!
UsuńDzięki za komentarz!
Wendy wywołuje u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony nienawidzę postaci z talentami takimi jak jej i Sandry (lub charakterami Teruteru, Miyu itp). Ona jednak ma w sobie coś wręcz niewinnego. Życie dało jej w kość, a mimo to daje radę.
OdpowiedzUsuńNie sądzę jednak, żeby lokowanie zaufania w Mycroftie było dobrym pomysłem.
Nie jest to do końca obiektywne zdanie. Po prostu nie ma tutaj innej postaci, której aż tak tu nienawidzę.
Będę przeklinała jeśli on przeżyje, a Aaron nie...
Ciekawi mnie też zachowanie Sandry. Dlaczego tak reaguje? Rywalkę wyczuwa czy coś w tym guście?
Trochę takie starcie dwóch mocnych kobiecych charakterów, może "walka o terytorium"? Ja też, co do zasady nie przepadam za takimi "zboczonymi ziemniakami", ale z drugiej strony, jakoś po czasie się do niech przekonuje. Postacie Wendy oraz Sandry akurat nie należały do moich ulubionych (ogólnie dużo przyjemniej prowadziło mi się te męskie, bynajmniej nie z powodu problemów z wczuciem się w kobietę), ale myślę, że są potrzebne w tej historii (w sumie jak każdy ^^).
UsuńDzięki za komentarz!