Epizod I - Rozdział 7: Warto spróbować (Wendy Vela)


Rozdział 7: Warto spróbować (Wendy Vela)

Moi drodzy - nadszedł czas na rozdział siódmy, w którym spojrzycie na świat z względnie pozytywnej, ale przechodzącej małe załamanie Wendy! Postać, którą pokochacie, albo znienawidzicie - w zależności od tego czego szukacie w postaciach. Tak czy siak zbliżamy się nieuchronnie do końca tego epizodu i jego punktu kulminacyjnego! Zapraszamy do lektury i do komentarzy pod spodem, a także na Discord, którego odnośnik znajdziecie po lewej stronie bloga.

---------------------------------------------------

Przeczytałam swój zakaz i nie mogłam uwierzyć. Jak mogłam przetrwać z taką zasadą, przejęłam się. Zalała mnie fala obaw, ale widziałam, że nie byłam jedyną. Każdy stojący obok mnie czuł się podobnie.
- Zaczynasz mnie poważnie wkurwiać z tymi swoimi zasadami i zakazami - krzyknął Dismas.
- Panie Hardin, ja tylko wam je przekazuje, same zakazy...
- Mam od swoich jebanych pracodawców! Kiedy ich w końcu poznamy? Mam dość tej całej sytuacji - wybuchł mocniej niż kiedykolwiek. Dismas, który zazwyczaj trzymał się na uboczu i wyrażał, co najwyżej swoje niezadowolenie, teraz aż drżał.
- Jeżeli nie macie państwo innych pytań to zostawię was i pozwolę na spokojnie przetworzyć informacje. Wiecie gdzie możecie mnie znaleźć - powiedział, po czym zniknął za drzwiami.
Przez parę chwil panowała cisza. Nie lubiłam, gdy było cicho, wolałam jak wokół mnie sporo się działo. Szczególnie, że byliśmy w takiej sytuacji, która z każdym dniem wyglądała coraz gorzej. Nie żyłam po to żeby być uwięzioną, a po to żeby korzystać w pełni z życia.
- Czy możemy coś ustalić, zanim każdy z was odda się waszej ukochanej panice? - zapytał Jacob, przerywając milczenie. Chociaż za nim nie przepadałam, to lubiłam jak bardzo napędzał akcje.
- Nie uda ci się to - powiedziała spokojnie Julia.
- Co mi się nie uda?
- Chcesz żeby ludzie zdradzili swoje zakazy, a to nie wyjdzie. Ja nie zamierzam zdradzić swojego.
- Właściwie chciałem tylko zaproponować, żeby podzielili się ci, którzy chcą, ale okej - odpowiedział poprawiając okulary - Już nic nie mówię.
- Ja w sumie mogę powiedzieć, jaki mam zakaz. To naprawdę nic specjalnego - powiedział Alan.
- Nie! Nie mów! - krzyknął nagle Dismas.
- Dlaczego? - zdziwił się Aaron - Jak się chce podzielić to niech mówi.
- Ech - westchnął Bandyta i wcisnął przycisk na swojej bransoletce - "Zakaz poznawania innych zakazów."
- Wow, a myślałem, że to Alan jest tym pechowym - wyraził swoje zaskoczenie Yama.
- Dobra, rozumiem. To jak chcesz możesz sobie tutaj zostać. My zejdziemy obgadać to w jadalni - Jacob spojrzał na Dismasa, a potem na całą grupę - Chętnych na przyjście zapraszam, sprawa jest poważna.
Dismas bez słowa wyszedł z czytelni.
- „Zakaz narzekania” – rozbrzmiał zakaz Pisarza - Zostanę w czytelni, może wpadnę na obiad lub kolacje - Maks usiadł na krześle, zdjął kapelusz ukrywający pozostałą część jego długich włosów i wyciągnął notes. Z grupy odłączyli się też Aaron, Julia oraz Rewolwerow. Ten ostatni opuścił towarzystwo w wyjątkowym pośpiechu.
- My musimy rozwiesić poranne pranie, ale dołączymy jak skończymy - powiedziała Alice w imieniu swoim i Lily.
- Pójdę z wami. Męczy mnie ten otaczający nas brud - dołączył do nich Raphael.
We trójkę opuścili czytelnie idąc w kierunku pralni. Pozostała część grupy udała się do jadalni. Zastanawiałam się nad tym, co mogę teraz zrobić. Mój zakaz kładł mnie w naprawdę nieciekawej sytuacji i wiedziałam, że jeżeli nie wymyślę czegoś do wieczora to będę miała spory problem.
                Zeszliśmy i wkrótce byliśmy w jadalni, siedząc w miejscu, gdzie jeszcze godzinę temu beztrosko jedliśmy śniadanie. Wszyscy usiedli, oprócz Alana, który oparł się o ścianę.
- Nie siadasz? - zapytała Audrey, wyjątkowo spokojnie.
- Niestety - uśmiechnął się i wcisnął opaskę - "Zakaz siadania w obecności innych osób".
Poczułam ukłucie niesprawiedliwości. Jego zakaz był tak błahy.
- Co za zakaz - zaśmiał się Yama - Ale masz jeszcze trochę czasu żeby sobie posiedzieć przy nas.
- Wolę się przyzwyczajać. Znając moje szczęście, zaraz usiądę gdzieś przypadkiem.
- Dobra - Jacob wstał, dołączając do Alana - Powiem wprost - mój zakaz jest zbyt wrażliwy żebym go mógł zdradzić. Doradzam jednak tym, którzy mogą żebyście powiedzieli, to na pewno postawi was w lepszym świetle niż osoby, które będą to ukrywały.
- Sprytne podejście panie detektywie - żachnęła się Sandra.
- Dlatego zaznaczam, że do niczego was nie przymuszam, ale da wam to przewagę.
                Nagle coś zastukało. Nasze oczy skierowały się w stronę Oliviera, który uderzał swoim notatnikiem o stół. Wcisnął przycisk na bransoletce:
- "Zakaz rozpoczynania rozmowy" - rozbrzmiał głos. To było po prostu niesprawiedliwe. Patrząc na to, że chłopak był głuchy i niemy, dodatkowe ograniczanie jego możliwości rozmowy prawie odcinało go od informacji. Zapisał coś w notatniku i pokazał siedzącemu obok Yamie. Ten przeczytał na głos:
- "Proszę, niech ktoś zawsze pamięta o napisaniu mi, co się dzieje. Teraz nie będę mógł was nawet zaczepiać" i na końcu dopisał smutną buźkę.
- Dziewczyny, przypilnujecie tego? - zapytał Jacob.
- Ja się tym zajmę - obiecała Carmen, siedząca obok Agathy. Obie przesiadły się, żeby być bliżej Artysty. Ten uśmiechnął się serdecznie.
- Dobra, teraz moja kolej - Audrey wyjątkowo nie przekrzyczała tłumu, tylko spokojnie włączyła się do rozmowy. Wcisnęła przycisk - "Zakaz krzyczenia".
Grupa wybuchnęła śmiechem. Zabranie Audrey możliwości podnoszenia głosu było jak zabranie rekinowi zębów czy lodu z lodowiska - okradało całkowicie z charakteru.
- Bardzo zabawne - widać było, że robi się czerwona, ale dzielnie powstrzymywała się od krzyku.
- Kochana, mogę krzyczeć za ciebie - zaproponowałam - Będę twoim głosem.
- To bardzo miłe, ale mój głos teraz jest bardziej donośny niż twój najgłośniejszy krzyk - odpowiedziała, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Zniknął on jednak równie szybko jak się pojawił, gdy odezwała się Sandra.
- A ty co masz? Zakaz puszczania się?
Zrobiło mi się gorąco, a szyję ścisnęło z nerwów. Postanowiłam jej jednak nie dać satysfakcji, chociaż ewidentnie była cięta tylko na mnie.
- Wiesz, że mój zawód polega na tańcu, a nie uprawianiu seksu?
- Każda tak mówi - wyszczerzyła się - Proszę cię, nikt ci nie uwierzy słonko...
                Zanim zdążyłam odpowiedzieć, przerwało mi wejście Alice i Lily. Usiadły przy jednym ze stołów.
- Raphael wrócił do swojego pokoju, miał strasznie nietęgą minę - powiedziała Lily.
- Coś się stało? - zapytał Mycroft.
- Był strasznie ponury, bardziej niż zazwyczaj.
- Chyba jego zakaz go przybił - stwierdziła - Ciekawe jaki jest. Tak czy siak, ustaliliście coś?
Nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć na to pytania do jadalni weszła kolejna osoba. Na początku myślałam, że to jakiś nowy gość, bo nie potrafiłam go rozpoznać, ale gdy się przyjrzałam, zauważyłam, że to był Komunista.
- Gdzie twój mundur? - zapytał Ethan.
- Nie denerwujcie mnie - widać było, że jest zdenerwowany, ale w jego głosie słyszałam smutek. Usiadł obok nas i oparł się o rękę. Wyglądał wręcz dziwnie, gdy po paru dniach noszeniem munduru pojawił się bez niego. Kliknął od niechcenia przycisk na bransoletce.
- "Zakaz noszenia munduru"
- To dyskryminacja - zauważyła Audrey, będąc na skraju podniesienia głosu.
- Czy te zakazy muszą być tak upierdliwe - zdenerwował się Samfu.
- A ty jaki masz zakaz?
- Zakaz onanizowania się - powiedział ze smutkiem.
- Czego? - zapytał zaciekawiony Ethan.
- Jesteś odrażający - stwierdziła Elizabeth.
- Taki już mój urok - wyszczerzył zęby.
- A tak naprawdę? - Carmen włączyła się do rozmowy - Wciśnij przycisk jak już chcesz się pochwalić.
- Mówię prawdę, jak nie chcecie mi wierzyć to wasz problem - zaśmiał się i wystawił dłoń w górę, żeby ktoś mu przybił piątkę. O dziwo Mycroft podszedł i to zrobił. Rozbawiło mnie to, uwielbiałam takie pozytywne osoby jak on. Wciąż byłam mu wdzięczna za bluzę, którą mnie poratował na lodowisku.
- Ja mam bardzo dziwny zakaz, ale za bardzo mi nie przeszkadza - powiedziała Fryzjerka wciskając przycisk - "Zakaz spożywania alkoholu".
- W sumie to jesteś nieletnia - zauważył Alan.
- W sumie to dzięki za troskę nad nami tato - odgryzł się Samfu.
- Nie to miałem na... mniejsza.
- Ja mam taki - Twórczyni Zabawek wcisnęła bransoletkę - "Zakaz opuszczania pokoju po rozpoczęciu ciszy nocnej."
- Moglibyśmy zrobić z tego ogólną zasadę - zaproponował Jacob.
- Każdy powinien móc sobie robić to, co chce - powiedział Mycroft, a parę osób ochoczo pokiwało głowami. Mi też się podobał ten pomysł, lubiłam nocne spacery po korytarzach hotelu. Dawały zastrzyk adrenaliny przed snem.
- Tak czy siak to spore ograniczenie - zauważył Alan.
- Wieczorem i tak wolę siedzieć w swoim pokoju, tak jest bezpieczniej - odpowiedziała Agatha.
- Wciąż nie rozumiem, dlaczego wszyscy zakładacie, że ktoś mógłby coś komuś zrobić - zastanowiła się na głos Alice.
- Nie pochwaliłaś się, jaki jest twój zakaz. Nie znamy powodu, ale pewnie postawiłby cię w kiepskim świetle. Nie wiem, czy ktoś nie ma - jako zakazu czegoś, co może realnie zagrozić - Cecily włączyła się do rozmowy.
- Mój zakaz to nic, ale nie mam ochoty się nim dzielić. Przyjaciółki wiedzą, że nie wszystkie sekrety powinny trafiać na forum publiczne.
- Czy ktoś jeszcze chce przedstawić swój zakaz? - zapytał Jacob, ucinając rozmowę.
                W sali zapadła cisza. Nikt więcej się nie odzywał. Detektyw poczekał jeszcze parę chwil, krążąc pomiędzy stołami niczym rekin. Yama też wstał, wkładając ręce do kieszeni i odchodząc kawałek na bok w stronę Alana.
- Dobra, czyli znamy zakazy ośmiu osób. Pozostałe czternaście pozostawia zasłonięte karty. Ciekawe - powiedział poprawiając marynarkę. Drzwi do jadalni się otworzyły i wszedł przez nie Aaron. Łypnął groźnie w stronę Mycrofta i usiadł niedaleko miejsca, gdzie wcześniej siedział Jacob - A ty Aaron nie chcesz zdradzić swojego zakazu? - zapytał.
- Nie - rzucił wyjątkowo sucho. Nie lubiłam Informatyka. Był kompletnym przeciwieństwem Mycrofta. Chodził zasępiony, mały się odzywał i zgrywał wielkiego inteligenta, chociaż miał mało do zaoferowania. Wydawał się być momentami niebezpieczny, a patrząc na to, w jakiej sytuacji byliśmy, podejrzewałam, że mógłby coś komuś zrobić. Wewnętrznie się bałam, że może zrobić coś Mycroftowi.
- Mam do was mały apel - Jacob przerwał mój proces myślowy - Nie dajcie się podejść. Jeżeli ktoś ma ciężki zakaz to niech powie o tym grupie. Razem to rozpracujemy i unikniemy katastrofy. Przecież nikt z was nie chce dać satysfakcji tym porywaczom, prawda?
Miał racje. Zamierzałam wzorowo przetrwać. Miałam nieraz gorsze warunki. Jak przypominałam sobie dom i mojego ojca to przechodziły mnie ciarki. Czasy, gdy zaczęłam tańczyć też miały swoje mroczne momenty. Teraz życie testowało mnie po raz kolejny, a ja nie zamierzałam się poddać.
- Przecież to jasne, że nie będziemy chcieli się pozabijać - powiedziałam.
- A mi się wydaję, że ktoś czegoś spróbuje - wypalił znikąd Samfu.
- Skąd taki wniosek? - zapytała Audrey.
- Myślę, że ktoś z tych, którzy ukrywają swój zakaz, dostali coś mega grubego, typu zakaz nie popełnienia zbrodni.
- To nie miałoby sensu - powiedziała Elizabeth. Detektyw milczał, więc odezwał się Alan.
- Jak dla mnie mało, co tu ma sens. Przypomnijcie sobie schody - podszedł bliżej nas i przez moment chciał usiąść, ale zawahał się i powstrzymał - Ja dzisiaj i w najbliższe dni nie chodziłbym sam.
- Ja się trochę boje Dismasa - powiedziała nagle, nieco słabym głosem Lily. Wyglądała jakby bała się nawet swojego cienia.
- Słyszałem, że jest mordercą i zabił setki ludzi - włączył się Samfu, ale nie wierzyłam mu. Lubił koloryzować żeby robić wokół siebie zamieszanie.
- Chyba słyszeliście o mnie - włączył się Rewolwerow - Bez munduru to już nie to samo. Właściwie mogę kogoś zabić, nie zależy mi już.
- Żartujesz? - upewnił się Yama.
- Da... Po prostu nie czuje się dobrze Towarzysze. Muszę się napić - powiedział, a w jego głosie było rzeczywiście słychać smutek.
- Myślę, że każdemu by się przydało - zauważyła Sandra.
- Nie powinniście chlać. Po alkoholu człowiekowi przychodzą tylko złe pomysły - skarciła ich Audrey.
- Ja idę pić - stwierdził obojętnie Komunista i wstał - Idziecie ze mną?
Z grupy odłączyło się parę osób, które z Rewolwerowem ruszyły na górę.
- Ja umywam ręce - powiedziała Audrey zakręcając do kuchni. Dołączył do niej Jacob, a po chwili Samfu oraz Cecily. W jadalni ostateczni zostałam ja, Yama, Mycroft, Alice oraz Lily. Cała reszta rozeszła się w swoją stronę.
- To ja proponuję wypad na lodowisko – przerwał ciszę Haker – Nie przyjmuje żadnych sprzeciwów, to idealny moment żeby się nieco rozluźnić. Z dala od wszystkich pozostałych osób.
                Rzeczywiście wszyscy się zgodzili. Ja musiałam zajść do pokoju po jakieś cieplejsze ubrania. Chociaż nie mogłam tam spać to wciąż mogłam korzystać z innych funkcji. Całą piątką ruszyliśmy w stronę klatki schodowej. Zauważyliśmy, że przy recepcji stał Dismas, który rozmawiał o czymś z Lokajem. Z ciekawości podeszliśmy do nich, ale Bandyta wyraźnie ucichł, gdy nas zobaczył.
- Czy mogę jeszcze jakoś pomóc panie Hardin? – zapytał uprzejmie Lokaj.
- Nie… dzięki – fuknął i zniknął za przejściem na klatkę schodową.
Białowłosy obrócił się w naszą stronę.
- W czym mogę pomóc? – zapytał.
- Możemy wiedzieć, czego chciał Dismas? – zapytał Yama.
- Nie powinienem wam mówić o tym, o czym rozmawiam prywatnie z gośćmi. Możecie wierzyć, że nie ma złych zamiarów i pytał raczej o kwestię techniczną.
- Mogę mieć pytania? – zapytała Alice.
- Oczywiście panno Clarise.
- Jestem ciekaw czy jak podejrzewamy, że ktoś może nas skrzywdzić to możemy jakoś się bronić? Mieć strefę gdzie zamykamy taką osobę? Co w przypadku samoobrony albo jak ktoś kogoś namawia do zabijania? Jak wyglądają te przypadki?
- Dużo pytań, ale postaram się na wszystkie odpowiedzieć. Co do obrony to niestety możemy zezwolić jedynie na ogłuszanie napastnika. Jeżeli ktoś zabije to jest traktowany, jako morderca, bez wyjątku. Nawet, jeżeli zrobił to przez przypadek. Nie macie takiej strefy, ale wasze pokoje mogą służyć, jako cele. Nie ma takiego zakazu, więc jest to dozwolony środek. Co do namawiania - ukarana jest tylko osoba, która zabiła. Jesteście dorosłymi ludźmi i musicie wiedzieć, co robicie.
- To nie sprawiedliwe - powiedziała - Czyli jak zaatakuje mnie facet, to mam się poddać? Przecież w życiu takiego nie ogłuszę, a jak go zabije to też jestem skończona.
- Zarzekaliście się, że nie zrobicie sobie krzywdy, więc nie widzę problemu - po raz pierwszy usłyszałam u Lokaja coś w stylu ironii, chociaż wciąż uprzejmej i wypowiadanej z uśmiechem.
- Jeżeli się coś stanie to będziecie mieli nas na sumieniu - włączył się Yama.
- Panie Ellis... Gdybym miał sumienie to moje ciało dawno wisiałoby pod jednym z żyrandoli - zabrzmiał strasznie, a gorsze było to, że wciąż się uśmiechał - Muszę państwa przeprosić. Potrzebują mnie w innej części hotelu.
                Gdy to powiedział wcisnął coś za ladą. Recepcja zniknęła za żaluzjami, które wysunęły się z sufitu, a to wszystko przyozdobiła tabliczka "zaraz wracam".
- Nie podoba mi się to - powiedział Mycroft - Chodźmy na te łyżwy, bo naprawdę...
Przy klatce schodowej się nieco rozdzieliliśmy. Ja poszłam na dół do swojego pokoju, a reszta wsiadła do windy. Mycroft nalegał żeby pójść ze mną, żebym nie kręciła się po hotelu sama, ale zapewniłam go, że nic mi się nie stanie i po prostu poszłam w swoim kierunku. Zakręciłam po schodach w dół i ruszyłam do swojego pokoju. Po pokonaniu zamka dostałam się do miejsca, które zdążyłam już polubić. Dwa podwyższenia - jedno z królewskim łożem i aksamitną pościelą, a drugie z podestem i rurą do tańca. Ładna garderoba, kosmetyki i przestronna szafa. Niczego więcej nie potrzebowałam do szczęścia. Podeszłam do tej ostatniej i zgarnęłam nieco cieplejsze ubrania. Nie miałam ich dużo, bo większa część mojej szafy to były staniki oraz krótkie spódniczki, ale całe szczęście właściciele tego miejsca pomyśleli też o tym. Ubrałam ciepłe leginsy oraz puchową, przydużą bluzę i opuściłam pokój. Patrząc na zakaz robiło mi się strasznie przykro, ale nie miałam w swoim życiu miejsca na smucenie się. Byłam osobą, która żyła chwilą i nie przejmowała się problemami.
                Wróciłam na klatkę schodową i skorzystałam z windy. Mieliśmy dostęp do naprawdę niedużej części hotelu, ale trochę mnie przerażało to, że nie spotykałam nikogo po drodze.  To było uczucie porównywalne do zgubienia mamy w sklepie, kiedy się było dzieckiem - całkowite zagubienie, nieprzyjemne ukłucia strachu, panika i łzy napływające do oczu. Momentami czułam się właśnie tak w tym hotelu. Wsiadłam do windy, starając się o tym nie myśleć. Wcisnęłam przycisk i po chwili wysiadłam na odpowiednim piętrze. Otworzyłam blaszane drzwi i znalazłam się na lodowisku. Pozostali czekali na mnie w szatni, szukając odpowiednich łyżew. Chociaż w pomieszczeniu było naprawdę zimno, to teraz ubrana lepiej, znacznie mniej to odczuwałam.
                Podeszłam do nich, a Alice podała mi od razu łyżwy. Odgadła mój rozmiar doskonale. Na moje zdziwienie odpowiedziała:
- Kochana, nawet nie wiesz ile czasu spędzałam z przyjaciółkami w sklepach. Mogę określić twoje wymiary patrząc na ciebie przez pięć sekund - pochwaliła się.
- Przydatna umiejętność... chyba - odpowiedziałam.
- Chodźcie na lód! - Mycroft jak zwykle ekscytował się mocniej niż ktokolwiek w całej ekipie. Nałożyłam łyżwy i zapięłam je, żeby mocno trzymały się nogi. Wolnymi krokami dotarłam do wyjścia na lód i po chwili jechałam. Umiałam jeździć na łyżwach, chociaż nie byłam żadna mistrzynią. Raphael był tym, który poruszał się po lodzie z największą gracją. Teraz jednak go nie było, poszedł w swoją stronę po wizycie w pralni z dziewczynami.
- Dawajcie, trzeba się zrelaksować! - krzyknął Mycroft, a jego głos odbił się echem. Zaczęliśmy jeździć. Lily i Alice trzymały się w miarę razem. Yama i Mycroft przeganiali się nawzajem, aż do momentu, gdzie Pokerzysta nie wyhamował na zakręcie i przyłożył w otaczający lodowisko murek. Dziewczyny zachichotały, ja parsknęłam, a Yama obolały trzymał się już bandy. Mycroft podjechał i zwolnił przy mnie.
- Jak ci idzie? - zagadał.
- Powoli. Dawno nie jeździłam, a kiedyś byłam w tym zajebista - odpowiedziałam.
- Widać to po ruchach twoich nóg - spojrzał na nie - Trochę treningu i śmigałabyś lepiej od Raphaela.
- Przesadzasz.
- Serio! Jak tu trochę pobędziemy, a ty dasz się zaprosić z resztą, albo sama na jazdę to po wyjściu będziesz mogła zmienić zawód. Oczywiście jak będziesz miała na to ochotę.
- Wiesz, lubię to robić – odpowiedziałam. Poczułam się nieco urażona, co musiał zauważyć, bo stracił pewność siebie i przestał patrzeć mi w oczy. Zrobiło mi się go trochę żal – Ale rozumiem plotki i mity krążące wokół mojego zawodu. Były mroczniejsze momenty, ale trzymam się dobrze.
- Chciałem… Nieważne, po prostu nie o to mi chodziło. Ja też nie mam zawodu, który jest ogólnie pozytywnie odbierany, ale nie przejmuje się gadaniem – humor mu się trochę poprawił – Można powiedzieć, że jesteśmy wyrzutkami, a jednak jesteśmy najbardziej żywi z tej bandy smutasów.
- To prawda. Jak patrzę na twarz Aarona to mam myśli samobójcze – powiedziałam śmiejąc się. Mycroft również wybuchł śmiechem, prawie tracąc przy tym równowagę. Zwolniliśmy razem i zaczęliśmy dalej rozmawiać. Przy rozmowie Haker stawał się jeszcze ciekawszym człowiekiem. Sporo przeszedł, ale był niesamowicie zaradny i zarażał swoim pozytywnym myśleniem. Wolałam go w takim wydaniu, niż człowieka, który załamany siedział w sali zabaw, ściskając panel od urządzenia.
                Nagle drzwi na lodowisko otworzyły się i stanęła w nich postać. To był Alan. Oddychał ciężko, wyglądał jakby przebiegł spory kawałek. Akurat kończyliśmy kółko, więc zaciekawieni podjechaliśmy do niego.
- Uch… widzieliście może gdzieś Elizabeth? Szukam jej wszędzie i nigdzie nie mogę znaleźć – powiedział.
- Tutaj jej nie ma – odpowiedział Mycroft – Złap oddech Alan, bo zaraz się przekręcisz. Coś się stało? Dlaczego jej szukasz?
- Nie wiem, mam jakieś złe przeczucie, że coś się stanie…
Nie lubiłam jak ktoś tak mówił. To było niepotrzebne sianie paniki, które bardzo szybko udzielało się innym. Nie trzeba było czekać długo, bo Fryzjerka już wyglądała na wystraszoną.
- Sprawdzałeś w jej pokoju? W sali zabaw? – zaproponowała Alice.
- Tak…
- Może ona po prostu położyła się spać, albo nie ma ochoty z nikim rozmawiać. Drzwi miała zamknięte? – zapytał Yama.
- Nie patrzyłem… Ale raczej tak. Dobra, nie przeszkadzam już wam, miłej zabawy – powiedział wychodząc. Gdy drzwi się za nim zamknęły głos zabrał Mycroft:
- Nie podoba mi się takie niepotrzebne sianie paniki…
- Martwi się o swoją przyjaciółkę, to w sumie nic dziwnego – odpowiedziała Alice.
- Jak chcecie możemy pójść mu pomóc, ale myślę, że nic złego się nie stało, a ona po prostu ma go dość. Elizabeth jest dziwna i trzyma stronę mojego odwiecznego rywala, więc ma to zakodowane wewnątrz siebie.
- Nie, nie… Pojeźdźmy jeszcze trochę, błagam – poprosiła Lily – To mnie strasznie odpręża i pozwala zapomnieć o wszystkim.
- To dawajcie – zarządził i ruszył dalej.
                Byliśmy na lodowisku jeszcze ponad godzinę. Zeszliśmy w końcu całkowicie zmęczeni, ale niesamowicie zrelaksowani. Przez krótki, błogi moment zapomniałam o tym gdzie jestem i co tu robię, ale gdy tylko wróciliśmy do klatki schodowej przy recepcji wszystko uderzyło z powrotem. Spotkaliśmy schodzących z góry Sandrę, Rewolwerowa oraz Ethana. Spojrzałam na Uwodzicielkę i już wiedziałam, że będzie próbowała mnie zaczepić. Nie zamierzałam jej się dawać, a on musiała wyczuć we mnie zagrożenie, bo za każdym razem próbowała rzucać mi kłody pod nogi.
                Tym razem nie zaczepiła mnie jednak słownie, ale przechodząc, popchnęła z barka. Zdenerwowana odwróciłam się i krzyknęłam do niej:
- Masz ze mną jakiś cholerny problem? – cały czas spędzony na lodowisku wydawał się zniknąć. Czułam złość i bezsilność, które sprawiały, że miałam ochotę się na kimś wyładować, a ona była idealną ofiarą, szczególnie, że ponownie mnie zaczepiła.
- Nie radzę ze mną zaczynać. Takie pindzie jak ty zjadam na śniadanie – odgryzła się okularnica.
- Hej dziewczyny! – próbował przerwać Yama, ale mu się to nie udało. Podeszłyśmy do siebie, prawie dotykając się czołami. Miałam ochotę ją zabić. Wiedziałam, że jakbyśmy były teraz same i miałabym broń, to tak bym właśnie zrobiła.
- Odkąd tu jesteśmy ciągle mnie zaczepiasz. Albo się w końcu odpierdolisz, albo cię zniszczę – syknęłam.
- Jedyne, co sobą prezentujesz to nagość. Jesteś najbardziej płytka w tym całym, jebanym hotelu – nacisnęła na mnie czołem. Zagotowało się we mnie. Zacisnęłam pięść, wbijając paznokcie w skórę – Co już masz dość? To dziwne uczucie jak świecisz dupskiem, a żaden samiec nie staje w twojej obronie, co?
- Znam takie szmaty jak ty – zaczęłam – Udajesz cnotkę, a tak naprawdę jedyne, co umiesz to pierdolić ludzkie życia – to zadziałało na nią jak płachta na byka. Nie sądziłam jednak, że będzie w stanie mi coś zrobić. Sandra zamachnęła ręką i zdzieliła mnie po twarzy z liścia, dodając po chwili cios kolanem, który odebrał mi oddech. Lily pisnęła, Ethan krzyknął, a ja poleciałam do tyłu. Nim zdążyłam coś powiedzieć zobaczyłam tylko but lecący w moją stronę i poczułam jak powietrze ucieka mi z płuc.
- Hej, pojebało cię? – głos Mycrofta wydawał się być nieco odległy – Chcesz ją zabić? Rewolwerow przytrzymaj tą wariatkę! Hej… - kucnął przy mnie – Nic ci nie jest? Oddychaj spokojnie.
                Przez chwilę mnie zamroczyło. Nim na dobre odzyskałam świadomość zobaczyłam, że Sandra oraz Rewolwerow odchodzą. Usłyszałam wiązanki po rosyjsku, ale zanim zdałam sobie z czegokolwiek sprawę, zostaliśmy na korytarzu taką samą grupą jak na lodowisku z dodatkiem Ethana, który stał i nie wiedział, co ze sobą zrobić.
- Musisz odpocząć – powiedział do mnie ciepło. Czułam pieczenie policzka i ból brzucha. Nie były nieznośne, ale odczuwalne.
- Wszystko jest okej – powiedziałam, chociaż zbierało mi się na łzy. Miałam dosyć takiego traktowania. Wstałam przy pomocy Mycrofta i odkaszlnęłam. Patrzyli na mnie jakbym miała zaraz upaść i już nie wstać – Naprawdę, nic mi nie jest.
- Serio powinniśmy coś z tym zrobić. Nie będziemy tolerować tutaj przemocy – Yama brzmiał na pewnego siebie.
- Pogadamy o tym jak wszyscy znowu zbiorą się w jadalni. Cała grupa musi na nią uważać – Mycroft również brzmiał na zdeterminowanego.
- Możemy teraz po prostu iść zjeść? Nie mam ochoty robić wokół tego zbędnego szału, przynajmniej nie teraz – powiedziałam zmęczonym głosem. Posłuchali mnie.
                Ruszyliśmy tam, gdzie planowaliśmy iść i trafiliśmy akurat na obiad. W kuchni widać było krzątającą się Audrey, a także Jacoba, Cecily oraz Samfu. Dodatkowo przy stołach siedziała Carmen, Olivier oraz Agatha. Podeszliśmy i usiedliśmy obok. Carmen spojrzała na moją twarz pytająco.
- Wdałam się w bójkę z Sandrą – odpowiedziałam.
- To ona ją zaatakowała, kompletnie bez powodu – wstawił się w moją obronę Yama.
- To straszne – Agatha kiwała z niedowierzaniem głową. Carmen sięgnęła po notes i zapisała coś Artyście, który rozszerzył delikatnie usta ze zdziwienia.
- To nic takiego, naprawdę. Trochę zasłużyłam – odpowiedziałam.
Zjedliśmy obiad w spokoju. W międzyczasie do stołówki wrócił Alan wraz z Elizabeth oraz Raphaelem, Dismasem, Julią i Aaronem. Brakowało Maksa, Rewolwerowa oraz Sandry.
- Czy ktoś poświęcił dzisiaj, chociaż moment na przeszukiwania? – zapytał Jacob.
- Chyba Maks jest jedynym, który stara się cokolwiek zrobić, ale on ma książki. Nam opcje powoli się kończą – powiedział Aaron.
- Nie do końca prawda – Alan stał obok i jadł przy gablotach, przez swój zakaz – Wciąż możemy sprawdzić windę.
 - Ja to bym się skupił na niebezpiecznych jednostkach i ich izolowaniu, żeby zapobiec katastrofie – powiedział nagle Mycroft i już wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
- To znaczy? – zapytała Cecily.
- Sandra dzisiaj pobiła Wendy – powiedział. Przez sale przeszły szmery i szepty. Widziałam, jak ludzie patrzyli na mnie.
- Co to znaczy pobiła? – zapytał Samfu.
- Uderzyła i kopnęła. Bez większego powodu, wracaliśmy akurat z lodowiska i spotkaliśmy ją, Rewolwerowa i Ethana schodzących z góry.
- Coś ją wkurzyło? – zapytał Ethana Yama.
- Nie mam pojęcia, co ją mogło zdenerwować, ale już schodząc była podirytowana. Trochę wypiła, ale trzymała się całkiem nieźle – wytłumaczył.
- Nie możemy tolerować takiej przemocy – Mycroft wydawał się najbardziej przejąć sprawą – Alice pytała Lokaja czy możemy więzić osoby potencjalnie niebezpieczne i według mnie powinniśmy to zrobić.
- Czy to nie jest przesada? – zapytał Aaron.
- Naprawdę Aaron? Będziesz teraz zarażał swoim brakiem empatii? Tu chodzi o bezpieczeństwo grupy - odpowiedział Haker.
- Po prostu nie uważam żeby zamykanie kogoś było humanitarne. Jesteśmy ludźmi, a nie zwierzętami – Aaron wyjątkowo nie brzmiał tak jak zawsze, tylko mówił ze spokojem.
- Może jakbyś trzymał ją w uwięzi to by ci nie uciekła – z początku myślałem, że mówił o mnie albo o kimś z grupy, ale gdy zobaczyłam reakcje Aarona to wiedziałam, że sprawa jest poważniejsza. Odsunął krzesło z takim impetem, że poleciało do tyłu, a sam przeskoczył przez stół i dopadł niespodziewającego się tego Hakera. Sprowadził go do poziomu i złapał za szyję, przywierając do podłogi. Tym razem zareagowano szybko. Samfu i Yama złapali Aarona za ramiona i próbowali zatrzymać, ale nie było to łatwe. Zobaczyłam, że z twarzy Mycrofta cieknie strużka krwi. Miał rozbity nos. Nie wiedziałam jak to wszystko mogło stać się tak szybko i nie rozumiałam, dlaczego Informatyk tak bardzo się zdenerwował.
- Dobra wystarczy rozmów na dzisiaj – powiedział Jacob – Nie będziecie sobie w tym stanie skakać do gardeł. Aaron wróć do swojego pokoju i nie pogarszaj sytuacji. Jutro na śniadaniu o tym pogadamy – zapowiedział całej grupie.
- Czy nie… - zaczęła Cecily.
- Nie dzisiaj. Robi się coraz później, wszyscy skaczą sobie do gardeł, nie ma sensu dzisiaj o niczym już gadać. Ja się zastanowię, co możemy zrobić z bardziej agresywnymi i jutro razem to obgadamy. Wszyscy – Powiedział.
- Już, jestem spokojny – warknął Aaron wyrywając się z objęć. Wypadł z jadalni niczym burza.
- Wszystko gra? – zapytałam Mycrofta.
- Tak… Przesadziłem – ku mojemu zdziwieniu wyrażał skruchę.
- To znaczy? – zapytałam.
- Nie powinienem poruszać tego tematu. Idę się ogarnąć – wstał przy mojej pomocy i wyszedł z pomieszczenia. Nie rozumiałam tego, co się stało. Po chwili wszyscy zaczęli się rozchodzić. Czas płynął bardzo dziwnie w tym miejscu. Zazwyczaj siedemnasta to był dla mnie środek dnia, bo kładłam się spać o północy, a nawet później, a tutaj już teraz czułam się zmęczona. Wiedziałam jednak, że moje problemy dopiero się zaczynają. Korzystając z możliwości wróciłam na trochę do swojego pokoju, żeby się przebrać w normalny strój.
                Wzięłam ciepłą kąpiel i odprężałam się. Brzuch przestawał już mnie boleć. Byłam przyzwyczajona do bólu, ale nigdy nie był dla mnie czymś, co znosiłam dobrze. Ubrałam się i wyszłam, chcąc zajść jeszcze na chwilę do pralni i odłożyć brudne ciuchy, tak jak o to prosiły dziewczyny. Po drodze do windy widziałam przygnębionego Rewolwerowa, który ukłonił się lekko mijając mnie. Wyglądał jak cień siebie bez munduru. Jedna z wind czekała na mnie. Weszłam do środka i wcisnęłam przycisk pralni. Stanie samemu w tak dużej windzie było naprawdę dziwne i poczułam to dzisiaj już po raz drugi.
                Wysiadłam i ruszyłam przez blaszane drzwi i długi korytarz, tak żeby dojść na miejsce. W pralni panowała naprawdę spokojna atmosfera. Podeszłam do koszy na pranie i wrzuciłam ubrania do swojego pojemnika. Już miałam wychodzić, gdy nagle usłyszałam dźwięk dochodzący z suszarni. Wystraszyłam się trochę, nie wiedziałam, kto o tej porze może tu jeszcze być, ale ciekawość wygrała. Podeszłam po cichu do drzwi i uchyliłam je. Buchnęło we mnie gorąco z suszarni. Wisiały tutaj porozwieszane przez Alice i Lily ubrania, a wśród nich siedziała postać. Serce podskoczyło mi do gardła, bo byłam pewna, że nie żyje, ale w słabym świetle zobaczyłam, że się rusza. Do mojego nosa uderzył zapach czegoś mocno chemicznego, ale nieznanego. Postanowiłam, że wejdę i zobaczę, co się tutaj dzieje.
                Nie musiałam długo się przyglądać, bo po chwili rozpoznałam biały, elegancki strój i zobaczyłam, że przede mną siedział Raphael De Caumont.
- Raphael? Co ty tutaj robisz? – zapytałam. Westchnął podnosząc na mnie powoli wzrok. Obok niego stało wiadro, przykryte szmatą, a także dwie butelki, których na pierwszy rzut oka nie potrafiłam zidentyfikować. Serce biło mi szybko, ale uznałam, że nie ma się, czym przejmować. Podeszłam bliżej i ukucnęłam przy nim, taktycznie łącząc nogi, chociaż Łyżwiarz miał problemy ze skupieniem wzroku w jednym miejscu.
- Och… W… W… - próbował sobie przypomnieć.
- Wendy.
- Tak. Siedzę tutaj i pomagam sobie nieco – kopnął nogą w wiadro, aż zachlupotało.
- Co to jest? – zapytałam.
- Wybielacz. Pomaga mi nie zasnąć i się zrelaksować.
- Oszalałeś? Wiesz, jakie to jest toksyczne?
- Nie tak jak to parszywe… parszywe miejsce – w jego głosie słychać było wyraźną pogardę.
- Coś się stało?
- Nie. Tak. Nieważne – był roztrzęsiony, ale starał się po sobie tego nie pokazywać.
- Powinieneś pójść i wykąpać się w pokoju. Zjeść coś ciepłego i położyć się spać.
- Nie mogę. To nie jest takie proste – wydawało mi się, że trochę bełkotał, ale patrząc na swoją bransoletkę, pomyślałam, że mógł dostać jakiś dziwny zakaz.
- I to ci ma pomóc? – wskazałam dłonią wiadro.
- Sama spróbuj – zaproponował.
- Jak? – zapytałam po chwili.
- Odwiń szmaty, weź parę wdechów i daj się temu porwać – wytłumaczył.
                Posłuchałam się go i ostrożnie podsunęłam się bliżej wiadra. Odwinęłam szmaty i poczułam, że chemikalia uderzają mnie z ogromną siłą w nos. Zrobiłam wdech i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Świat zawirował i zobaczyłam całą gammę przeróżnych barw i kształtów. Usiadłam i poczułam pod pośladkami ciepło, nagrzanych kafelków. Raphael mnie o coś spytał, ale nie do końca to do mnie dotarło. Odpłynęłam. Nigdy nie brałam narkotyków, ani nie ćpałam niczego, więc nie wiedziałam za bardzo, co się działo. Było to jednak przyjemne. Zaśmiałam się, chociaż sama nie wiedziałam, z czego. Całość mogła trwać albo pięć minut albo dwie godziny. Nie byłam pewna. Raphael potrząsnął mną delikatnie.
- Trzymasz się?
- Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest, że budynki tak dobrze stoją? – zapytałam go śmiertelnie poważnie.
- Kobieto, ledwo powąchałaś, jakim cudem cię tak wzięło? – zapytał uśmiechając się.
- Kogo? – byłam zdezorientowana i nie do końca zrozumiałam, o co pyta.
- Ach, nieważne… Musimy się stąd zbierać, a budynki stoją tak, bo architekci je dobrze projektują.
- Archeolodzy? A to nie ci od kopania?
- Chodź dziewczyno – pomógł mi wstać. Czułam się otępiała i ciągle chciało mi się śmiać. Cała sytuacja wydawała mi się zabawna.
                Raphael przeciągnął mnie przez pralnię i korytarz. Wsiedliśmy do windy, a ja powoli zaczęłam wracać do rzeczywistości.
- Kontaktujesz?
- Tak… Jejku, ale to było dziwne – powiedziałam.
- Działa krótko, ale intensywnie. No i prawdopodobnie nie zaśniesz za szybko. Tylko nie powtarzaj tego zbyt często, to nie jest zbyt zdrowe – zaskakiwało mnie, jaki miły nagle był. Widziałam jednak na jego twarzy zmęczenie. Zastanawiało mnie, dlaczego sięgał po takie środki.
- Jak masz jakiś problem to możemy o tym pogadać – mimowolnie zaśmiałam się. Resztki oparów wybielacza wciąż we mnie były.
- Nie – odpowiedział krótko – Idź do jadalni i zjedz coś. Poczujesz się lepiej i unikniesz wymiotów. Ja wracam do swojego pokoju.
- Dziękuje.
- Nie masz, za co. Uważaj na siebie dziewczyno – rzucił na odchodne i ruszył w dół, zostawiając mnie na klatce schodowej przy recepcji. Zebrałam się i przeszłam przez drzwi, a następnie ruszyłam w prawo. Po drodze minęłam Yamę. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja znowu zaczęłam się śmiać. Tym razem rozśmieszyły mnie jego włosy, który strasznie przypominały mi makaron. To sprawiło, że byłam jeszcze bardziej głodna.
                Siłowałam się dobre trzy minuty z drzwiami do jadalni, zanim zdałam sobie sprawę, że otwiera się je w drugą stronę. Weszłam do środka i zobaczyłam, że nikogo tu już nie ma. Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że jest dwudziesta pierwsza. Byłam jednak tak głodna i spragniona, że musiałam jeszcze coś znaleźć przed snem. Gabloty były już puste, ale nie przeszkadzało mi to, bo przeszłam przez bramkę i znalazłam się w głównej części kuchni. Widziałam lodówki oraz pojemniki i bez problemu znalazłam resztki po kolacji, które podgrzałam w jednej z mikrofalówek. Zrobiłam do tego duży kubek ciepłej herbaty.
                Usiadłam przy stolikach, całkowicie sama i zaczęłam jeść. Nawet nie zauważyłam, kiedy na tacę zaczęły spadać moje łzy. Miałam tak dość tego miejsca, wolałam wrócić gdziekolwiek, nawet na ulicę, byleby nie być tutaj z tymi dziwnymi i niebezpiecznymi ludźmi. Miałam się cieszyć i potrafiłam się uśmiechać w nawet najgorszej sytuacji, ale tutaj po prostu nie umiałam. Chciałam przez resztę pobytu siedzieć po prostu w pokoju i wychodzić tylko po to żeby zjeść. Warunki były tam bardzo dobre i właściwie niczego nie potrzebowałam do szczęścia. Wtedy przypomniałam sobie mój zakaz i znowu zalałam się łzami. Ramiona poczułam na sobie znikąd. Wystraszona chciałam się zerwać, ale złapały mnie mocno i unieruchomiły. Nim zdążyłam krzyknąć spojrzałam na twarz osoby, która mnie zaskoczyła i zobaczyłam Mycrofta.
-  Hej, przestań płakać – poprosił cichym i ciepłym głosem. To wywołało u mnie jedynie kolejną falę łez – Co się dzieje? Ktoś znowu ci coś zrobił?
- Nie wiem, co mam ze sobą zrobić – powiedziałam odsuwając się z jego uścisku – Nie mam gdzie się podziać…
- Jak to? Coś nie tak z twoim pokojem? – zapytał.
- Nie… Nie do końca – sięgnęłam po bransoletkę i wcisnęłam guzik – „Zakaz spania w swoim pokoju”.
                Na jego twarzy zobaczyłam zmartwienie. Uśmiechnął się jednak po chwili.
- Co cię tak bawi? – zapytałam rozgoryczona.
- Nie wiem, czemu tak rozpaczasz. Możesz zawsze przespać się u mnie. Ja rozłożę sobie posłanie na podłodze, albo pójdę po śpiwór do gospodarczego.
- Nie wiem czy to dobry pomysł – zawahałam się. Mycroft wydawał się być bardzo przyjazny, ale z drugiej strony bałam się komukolwiek zaufać, szczególnie na tyle żeby zasnąć w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu i być może się nie obudzić.
- Hmm – zamyślił się i odwinął rękaw – Może to pomoże ci trochę mi zaufać.
Wcisnął przycisk.
- „Zakaz używania swojego talentu” – zabrzmiał komunikat. Nie mogłam w to uwierzyć. Haker miał możliwość dowiedzenia się czegoś kluczowego i wykradnięcia danych. Taki zakaz całkowicie go ograniczał. Z drugiej strony byłam pozytywnie zaskoczona tym, że się ze mną nim podzielił.
- To… niesprawiedliwe – powiedziałam.
- Jak wszystko w tym jebanym hotelu. No, ale nic z tym nie zrobimy. Jak Aaron nie dostał podobnego zakazu to może on powalczy i znajdzie jakieś informacje. Jest niezrównoważony, ale cholernie utalentowany… To jak z moją propozycją? Nie uważasz, że warto spróbować? Jak ci się nie spodoba to jutro razem poszukamy ci miejsca. Albo jak chcesz możemy zamienić się pokojami. Ja prześpię się u ciebie, a ty u mnie. Chociaż osobiście nie widzę problemu w spaniu w jednym pomieszczeniu, myślę, że będzie… raźniej.
                Stanęłam przed naprawdę ciężkim wyborem. Nie wiedziałam, co mogło być bardziej niebezpieczne – noc spędzona z jednym z uczestników, gdzie mógł mnie zamordować podczas snu, czy szukanie kryjówki do przespania się poza pokojem, gdzie byłam narażona na atak z zaskoczenia przez kogokolwiek. Przed oczami stanęło mi parę dobrych kryjówek, takich jak czytelnia czy suszarnia, ale wizja łóżka była zbyt kusząca, a czułam, że ufam Hakerowi.
- Zgadzam się. Chodźmy do ciebie.

-------------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika

Komentarze

  1. Zakazy są genialne. Niesprawiedliwe, złośliwe, ale też piekielnie boskie ♥ Wszystkie oczywiście dopisane do mojej małej ściągi ^^ Strasznie szkoda mi Komunisty, ale też odzywa się we mnie wewnętrzna sadystka i po prostu bawi mnie jego zakaz. Szkoda mi też Mycrofta i Oliviera, bo ich zakazy naprawdę ich ograniczają. Nie zapominając oczywiście o poszkodowanym Samfu, biedak xD
    Rozdział był świetny i bardzo ciekawy. Trochę się działo, wszyscy są źli, coraz bliżej rozlewu krwi, idealnie ♥ Perspektywa Wendy zdecydowanie mi się podobała i polubiłam ją, wydaje się naprawdę uroczą i wrażliwą dziewczyną ♥ Cieszę się, że jest tak blisko z Mycroftem, pasują do siebie ^^
    Jeśli chodzi o pozostałe postaci to troszeczkę polubiłam Raphaela, a na pewno zaczął mnie bardziej interesować. Miło, że zaczął się otwierać ^^
    Gorzej z Sandrą, ale dopóki nie poznam jej wersji wydarzeń nie chcę jej zbyt brutalnie oceniać. Na razie jednak jej nie lubię.
    Oczywiście Alan wciąż jest moim ulubieńcem i ukochanym Pechowcem ♥ Jego obawy o Elizabeth i jej dziwne zachowanie są rozk.. ekhm, urocze ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki właśnie był zamysł zakazów, ale przyznam, że wiele perełek, które mogą sporo zmienić w samych procesach, jeszcze przed wami :) Rew będzie strasznie przybity swoim brakiem xD Prawda Mycroft i Olivier, póki co, dostali najmocniej.
      Tak jak widzę w komentarzu niżej Fenna, postrzeganie Wendy zależy od tego czy ktoś lubi Mycrofta czy nie. W sumie obie te postacie (Striptizerka i Haker) będą albo lubiane, albo nielubiane - nic pomiędzy ^^
      Scena z wiadrem w pierwotnym projekcie nie była, ale ciesze się, że się na nią zdecydowałem, bo pokazuje Łyżwiarza od nieco bardziej ludzkiej strony. Sandra w sumie jest strasznie wyszczekana, ale złą postacią nie jest. Po prostu jej konflikt jest prawie tak silny jak Aarona i Mycrofta z tą różnicą, że oni "pielęgnowali" tą relację od lat, a one dopiero co się poznały.
      Urocze! Ładne słowo!

      Dzięki za komentarz i za wszystko <3

      Usuń
  2. Rozdział mi się nawet podobał, mimo że był zupełnie taki jak się spodziewałem. Jak Wendy w prologu jeszcze była dla mnie spoko, tak w samym hotelu jest taka... meh. Na moją opinię ma jeszcze wpływ to, że nie lubię Mycrofta, a niestety ten ship tutaj jest tak oczywisty, że czytałem ten rozdział pod innym kątem niż poprzednie. Tak czy owak, omówienie samych zakazów - nie było myślę zakazu, który był zupełnie bez sensu i z tego powodu plus. Zakaz Dismasa jest ciekawy, bo automatycznie eliminuje opcje, że kiedy byłby potencjalnym podejrzanym a morderstwo miałoby związek z zakazem to jest od razu wykreślany. Zakaz Maksa - taki jak się spodziewałem szczerze, jestem tylko co i do jakiego stopnia jest brane za narzekanie przez lokaja i pracodawców. Zakaz Oliviera - oh boi. Jeden z najbardziej chamskich i okrutnych które do tej pory poznaliśmy. Naess nie słyszy, nie może mówić, zazwyczaj jest ignorowany przez wszystkich i jeszcze zakaz odzywanie się pierwszemu. Naprawdę mam ogromną nadzieję, że zrobicie z tego coś ciekawego bo to może iść trochę pod zmarnowanie postaci, na ten moment jestem zmuszony wam zaufać. Zakaz Audrey - :( Mountain mama teraz nie może krzyczeć, co ona wam zrobiła :c Ale totalnie pasujący i być może jeden z pierwszych, które zostaną złamane. Zakaz Rew'a - tutaj już polecieliście. Rew bez munduru jest jak człowiek bez duszy, jak on ma teraz zostać starym, dobrym Rew'em kiedy nie ma duszy? :C Zakaz Lily - ciekawy. Nie widzę sytuacji w której ona sama z siebie mogła się napić, ale gdyby ktoś ją do tego zmusił? Zakaz Agathy - podobnie do Dismasa, może skreślać ją z listy podejrzanych podczas procesu. Zakaz Wendy - pasujący do tego typu osoby i pewnie ustalony też na podstawie tego, że trzeba było jakoś rozwinąć relację Mycroft - Wendy. I zakaz Mycrofta - spodziewałem się czegoś takiego. W końcu prawie dokopał się do ważnych informacji na temat hotelu już raz, więc trzeba było czegoś takiego uniknąć na drugi. Ciekawi mnie jeszcze gdzie była Elizabeth kiedy Alan jej wszędzie szukał (może waliła wiadro z Raphaelem). Czuję lekki niedosyt, sam nie wiem czemu. Bardzo czekam na rozwinięcie relacji i ogólnie charakterów niektórych postaci które na ten moment nie miały swojej chwili. Czekam mocno na następny rozdział, którego perspektywa mam nadzieję spełni chociaż troszkę moje oczekiwania ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nawiązanko do makaronowych włosów Yamy wyłapane, też na plusik xD!

      Usuń
    2. Ta para to ciężki ship do polubienia, ale myślę, że ich relacja będzie dosyć ciekawa. Zakaz Dismasa w sumie jest bezpieczny dla niego, jakby był motyw z zakazami. Zakaz Maksa - trochę ułatwienie dla mnie, ale na pewno też spore utrudnienie dla Pisarza, który teraz musi się bardzo pilnować ^^ Zakaz Oliviera - jak mówię postać Oliviera ma bardzo dużo do powiedzenia ( ;) ) więc przez długi czas historii może się wydawać, że jest mało ważny, że niewiele wprowadza, że tylko pojawia się raz na jakiś czas - ale postać wybraliśmy jako pierwszą nie bez powodu i myślę, że może w 10,20,30 czy 40 rozdziale się tego nie poczuje, ale jak będzie się czytało te ostatnie, to nikt nie powie, że Olivier Naess był postacią mało ważną. Jego życie już jest zaplanowane. Ludzie w sumie boją się złamania zakazu, ale Audrey będzie miała naprawdę ciężko xD Rewowi musiałem to niestety zrobić :/ Zakaz Agathy to też jakby nie patrzeć niezły plot armor, chyba że ktoś ją zabije. No i Mycroft też musiał doczekać się czegoś takiego. Walenie wiadra w sumie zostało spisane wcześniej niż zrobił się na to bum na Discordzie, ale jak robiliśmy ostatnio z Neri korektę to byłem pewien, że docenicie taką scenę xD Kolejny rozdział na pewno pokaże parę postaci, które jeszcze nie miały za dużo do pokazania. Kolejne wyłapane nawiązanko <3

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. Zakaz Alice - "Zakaz mówienia prawdy" Oh, wait
    Nie no nabijam się xD Ale sam jestem ciekaw jaki ma. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tak daleko od rzeczywistości muszę przyznać, ale oczywiście tego prawdziwego nie zdradzę :D

      Usuń
  4. Zacznijmy spokojnie od perspektywy przedstawionej w tym rozdziale powiem tak Wendy napewno nie będzie moją ulubioną postacią ale jak najbardziej podoba mi się jej relacja z Mycroftem choć zajażdża trochę shitem jak z Sayaką z Ronpy którego szczerze nienawidziłem to ten przez to że postać Mycroftem jak na razie jest przynajmniej pozytywna, a to zawsze coś. Najlepsza scena tego rozdziału to scena z Raphaelem, która była mega miodna. Kurde mało kto lubi Łyżwiarza ale trudno się dziwić choć ja z każdym rozdziałem coraz bardziej się do niego przekonuje. Następnie przejdźmy do czegoś co jednak mnie zmartwiło, ale i w wielu przypadkach rozbawiło Jak mogliście to mojej kochanej Audrey zrobić wy zwyrole xD Ale no dobrze daruje wam życie, zakaz Lily jest trochę idiotyczny taki zakaz to mogliście Yamie pyknąć xD Co do zakazu Samfu to generalnie się chyba głębiej nie wypowiem chyba ktoś będzie musiał go wyręczyć Zasada Wendy mam nadzieję że ją zabije co do Alana to no uciążliwe ale znośne, a Maks jak dla mnie idealna postać na ten moment do zgona przecież jest totalnie odsłonięty z każdej strony zakaz taki od buta dopasowany przynajmniej do postaci i teraz przejdę do poprostu perełki jeśli chodzi o zakazy no napewno Rewolwerów ze swoim niesamowitym mundurem choć nie lubię Komunisty i sądzę, że to zdrajca to naprawdę mu współczuję. I najgorszy zakaz czyli zakaz Oliviera boże ten to ma przejechane z każdej strony autorzy go atakują biedaczysko. Sceny bójek a przynajmniej kobiet wydawały się tak troszkę na siłę ale wyszła nie najgorzej aczkolwiek moim skromnym zdaniem ciekawsze było zajście między Atomem, a Mycroftem choć krótsze i bez zbędnych wulgaryzmów to był napewno ciekawszy, a i jeszcze scena na lodowisku myślałem sobie kiedy w końcu będzie jakaś scena na lodowisku bo poprzednia była obłędna to i tu się nie zawiodłem bo był Yamaha😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście też wolę Mycrofta bardziej niż Wendy, chociaż i jednego i drugiej nie za bardzo trawię :p Wiedziałem, że scena z wiadrem się spodoba! Audrey musi się niestety uspokoić :C Cisza w jadalni będzie tak przytłaczająca bez jej krzyków, że wszyscy będą chcieli się zabić xD Maks jest odsłonięty, ale trzeba pamiętać, że póki co Ci ludzie nie chcą się zabijać, więc raczej nie mówimy tutaj o szukaniu odsłoniętych celów, ale raczej okazji! Rewolwerow bez munduru stracił fragment duszy. Olivier ma zawsze pod górkę u nas. Co do bijatyk to w sumie baby pobiły się chaotycznie i o nic (jak to kobiety), ale akurat to o czym wspomniał Mycroft to trochę grubsza sprawa. Oczywiście będzie wyjaśniona później. Lodowisko w sumie jest chyba póki co ulubioną miejscówką ;D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  5. Ostatnie dwa rozdziały bardzo fajnie pokazują rozwijające się relacje między postaciami. Te zakazy też są ciekawą opcją, ale jak można być tak okrutnym i Rewolwerowi zabrać mundur? Toż to nieludzkie. Ciężko mi stwierdzić czy lubię postać Wendy czy nie bardzo, ale na pewno jest dość interesująca. Jednak zastanawia mnie w tym wszystkim pewna rzecz. Co się stało z Sandrą? Od początku wiedziałem, ze Wendy i Sandra mają tylko dwie opcje - miłość bądź nienawiść. Padło na to drugie, ale w jaki sposób do tego doszło? Rozumiem rywalizację, w końcu w pewnym stopniu ich talenty są podobne, dodatkowo Sandra jest zaczepna, ale to co robi ten mój durny sukkub przechodzi ludzkie pojęcie. Czy aż tak na nią zadziałał moment kiedy Wendy "zagroziła" Fryzjerce? Czekam na więcej, muszę dowiedzieć się o co chodzi xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Relacje i zakazy to było to, na czym się skupialiśmy w tym rozdziale bardzo mocno ^^ Relacje ogólnie będą bardzo ważne przez całość. Rew najbardziej poszkodowanym gościem xD
      Co do Sandry to rozumiem zaskoczenie, ale tutaj powód (przynajmniej póki co) jest dosyć błahy - postać po prostu nie lubi Wendy całym sercem. Uwarunkowane to będzie paroma małymi faktami, które dodaliśmy do historii, może trochę więcej głębi ich relacji poznamy, jak Sandra dożyje swojego rozdziału, ale póki co mogę powiedzieć, że na pewno Sandra jak i cały wątek dostanie trochę czasu antenowego już niedługo ^^ Możliwe, że już w kolejnym rozdziale :> Całość to po prostu trochę bawienia się historią, oczywiście pozostawiając człon. Jakby każdy rozpisywał swoją historię na 100 stron i nie pozostawiał luk (co by było trochę bez sensu w sumie :D) to na pewno byśmy sobie na coś takiego nie pozwalali, ale tak to staramy się coś doklejać do postaci, jak pasuje akurat do jakiegoś motywu fabularnego :P Long story short - mam nadzieję, że się Wam, a szczególnie Tobie jako Twórcy Sandry rozwiązanie się spodoba :D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  6. Trzeba przyznać, rozdział był interesujący. Podoba mi się motyw z tymi zakazami. Najtrudniej wg mnie ma Dismas, który nie może się dowiedzieć o zakazach innych, co może być problemem np podczas rozpraw lub śledztw, kiedy istotnym dowodem może być czyiś zakaz i co wtedy? Dismas obrywa :/ Chociaż może te zakazy się zmienią dla jakiś osób kiedyś... To wiecie tylko wy xD Co do zakazów które nie zostały jeszcze odkryte, wydaje mi się ,że mogą tam być takie jak " Nie pokazuj swojego zakazu" lub "nie badaj ciała ofiary" - ale to tylko moje Teorie :P
    A teraz co do samej bohaterki rozdziału - Wendy i Haker love <3 (ale pewnie do końca nie dotrwają :/ )Wendy jest jak najbardziej w moim guście i mam nadzieję, że długo z nami pobędzie, podoba mi się jej sposób patrzenia na niektóre sprawy, oraz współczuję jej z powodu tego, że miała trudną przeszłość, a teraz jeszcze nie może biedna spać we własnym łóżku :<
    A i tak jeszcze co do własnych odczuć to... Mam nadzieję, że Sandra umrze (Die Bitch!) a scena z wiadrem mistrzostwo <3
    Dobra, czekam na kolejny rozdział i chyba pierwszą ofiarę :x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to bardzo ciekawy scenariusz, ale myślę, że w tym przypadku jakby zakaz był ważnym dowodem to można by było chwilowo uchylić ten zakaz Dismasowi, bo to mogłoby być naprawdę ciężkie xD Typy bardzo ciekawe i w sumie siłą rzeczy coś w tym stylu powinno się pojawić.
      Wendy to taka "typowa" postać, która za całunem uśmiechu ukrywa sporo smutku. Chociaż Twórca ją opisywał jako pełną życia, to chciałem też ją pokazać z tej drugiej strony, szczególnie, że zakaz mógł dla niej równać się z naprawdę nieciekawą sytuacją.
      Widzę, że podziały #TeamSandra i #TeamWendy wchodzą mocno, ale dla lepszej perspektywy mimo wszystko warto będzie jeszcze zaznajomić się z kolejnym rozdziałem. Ofiara coraz bliżej C:

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  7. Morał z tego rozdziału jest jeden i domyślam się, że podoba się współczesnej kulturze Internetów – „elo, Raphael wali wybielaczowe wiadra”.
    W każdym razie, brak większych uwag z mojej strony. Jakościowo podobnie jak ostatnio, a nowe zakazy wydają się spersonalizowane co do postaci. Przypuszczam, że są związane z przeszłością każdego z bohaterów, ale szczerze, jeśli mam rację to nie wiem czy chcę poznać je wszystkie. Mamy 22 gości i wątpię, żeby był sens przeciągać dla takiego ‘character developmentu’ nawet w dalekosiężnej perspektywie. W każdym razie trochę boję się jak to z tym będzie, więc mam nadzieję, że jakoś zostanie to zbalansowane, tak żeby wątek zakazów nie był pozostawiony tak sobie, ani nie był zbyt istotny.
    Rozdział 7 jest praktycznie jednością z 6, tylko z innej perspektywy. Dlatego, nie lepiej byłoby skończyć ostatni na tym jak grupa zbierała się, a całość zakazów zrobić już w tym? Oczywiście, nie mówię, że źle i nie staram się narzucać własnych pomysłów, ale chciałbym po prostu przedyskutować to. Takie ‘cliffhangerowe’ pisanie przypomina bardzo skrypt do serialu i domyślam się, że autor może nawet lekko podświadomie starać się naśladować to medium. Jednak powieść i odcinkowany serial nie mają za wiele wspólnego, oprócz tego, że ten drugi jest w gruncie rzeczy słowem przekutym w obraz. Z tego powodu, serial potrzebuje stale stymulować odbiorców by zachęcić ich do ponownego powrotu przy emisji następnego odcinka. Choć może wydawać się to inaczej, seriale prowokują w największym stopniu tylko 2 zmysły – słuch i wzrok, dodatkowo mogąc oddziaływać na strefę emocjonalną. Zaś tekst jest w stanie wpłynąć na wszystkie z nich po równo, więc nie musi używać takich zagrań. Jeśli czytelnik będzie dobrze ‘dotknięty’ odpowiednimi zabiegami, wróci niezależnie czy fabuła rozdziału będzie urywać się z prowokujący sposób, czy całość będzie wypełnioną i skończoną konstrukcją. Jeżeli chodzi o moją osobistą opinie, lubię taki format stylizowany na ‘short story’ (przepraszam, zapomniałem polskiego słowa :/). Działa on na zasadzie zamykającej dane wydarzenia w pojedynczych rozdziałach, które połączone są ze sobą większymi wątkami, które się przeplatają. Ale to tylko moje zdanie. Własny styl trzeba wypracować samemu, a postanowiłem napisać o tym tylko w celu pobudzenia kreatywnego myślenia i mam nadzieję, że mi się to udało. :D
    Kończąc, czas ładować pierwsze ‘pociski prawdy’ do komory, bo coś czuję rozdział 8 może już być tym, w którym znajdziemy trupa lub tożsamość ofiary będzie już oczywista. Dzięki za rozdział i czekam na następny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Morał musi być ;)
      Zakazy czasami będą odgrywały większą rolę, czasami nieco mniejszą. Nie ukrywam, że to sporo potencjału na śledztwa, gdzie poszczególne zakazy mogą trochę pozmieniać, ale postaram się nie nadużywać tej mocy :D Myślę, że dużą rolę odegra to teraz, a potem będzie wracało w różnych sytuacjach z różnymi natężeniem, bo jednak zakazy to teraz po prostu kolejne zasady, dla poszczególnych osób.
      Ach kurczę, tak coś się spodziewałem, że temat cliffhangerowej szkoły w końcu wyjdzie na wierzch :D Przyznaję bez bicia - jestem prawie pewien, że nawyk pochodzi z serialów, ale też z książek. Myślę, że są książki, które potrafią zaciekawić samym rozwojem fabuły, cliffhangery na koniec mocno nie przeszkadzają, ale też nie są koniecznie potrzebne. Po prostu po pisaniu Apo i teraz Pecca, gdzie oba uniwersa są pełne takiej specyficznej akcji jakoś przyzwyczaiłem się do tego stylu i chociaż będzie dominował to będą też rozdziały bez tego, mam nadzieję, że się sprawdzą i powstanie fajne porównanie dwóch stylów :D Trzeba będzie to analizować na bieżąco, ale bardzo się cieszę, że zwróciłeś na to uwagę.
      Oj tak, czas porządnie załadować, bo rzeczywiście jest coraz bliżej :D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  8. Kolejny spóźniony komentarz, to chyba zacznie być już normą [*]
    Tym razem będzie trochę więcej spekulacji w tym komentarzu niż w poprzednich.
    Zacznijmy od Wendy. Zgaduję, że na początku rozdziału tak bardzo przeżywała swój zakaz, który bądź, co bądź nie jest tak zły, dlatego bo po prostu przypomina jej o molestowaniu przez jej ojca, co zostało wspomniane w prologu. Mam nadzieję, że nie muszę wyjaśniać xD. Podobała mi się scenka podłamania Wendy, bo pokazuje, że tak na prawdę jest naprawdę silną osobą, mimo tego, że w tej scenie się dosłownie poryczała. Czemu jest silną osobą? Bo jej ból wyszedł na jaw dopiero, gdy była pod działaniem legendarnej szmatki Raphael'a (nowego dilera na osiedlu). Wendy spodobała mi się i jest dokładnie taka jaką sobie ją wyobrażałem, więc nie czuję zbytnio zaskoczenia, ale podoba mi się to, że jej hardość została ciekawie przedstawiona.
    Zakaz Raphaela? Jaki on jest? Stawiam na zakaz spania, bo jakby nie patrzeć to te szmatki z wybielaczem (czy czym tam) powodują między innymi bezsenność, a wątpie, żeby szprycował się bez powodu, mimo tego, że ma do udźwignięcia swój obraz bycia perfekcyjnym.
    Najgorszy zakaz moim zdaniem ma tak na prawdę Dismas, ale tuż po nim klasuje się Olivier (z wiadomych przyczyn). Czemu? Ponieważ każdy może zagrozić Dismasowi w każdym momencie - wystarczy, że powie mu coś w stylu ,, Albo wyjawisz mi swój sekret, albo aktywuję twój zakaz, mówiąc na głos mój/czyiś zakaz! ". Proste, nie?
    Jacob, oh boi. Widać, że chłopaczyna faktycznie traktuje to, co się dzieje w hotelu jako jedną, wielką grę - i to mi się podoba. Po prostu lubię tą niedojrzałość w Jacobie, nawet jeśli nie jestem w stanie powiedzieć czemu xD. Detektyw stara się mieć kontrolę nad tym, co się dzieje, sprawnie przy tym manipulując niektórymi osobami, które powiedziały swoje talenty, mimo tego, że ewidentnie ich oszukał (mówiąc, że wyjawienie talentów da im przewagę), o czym wcześniej mówiła Julia. Tak na prawdę to może jedynie Agatha, Dismas i Maks zyskali na powiedzeniu o swoim zakazie, reszta moim zdaniem straciła.
    O co mógł pytać Dismas? Idąc słowami Lokaja, chodziło o "kwestię techniczną". Nie jestem pewien, aczkolwiek być może chodziło o coś związanego z bransoletkami. Być może Dismas służy jako kret dla antagonistów, nawet jeśli brzmi to ździebko nielogicznie :d.
    Czemu Aaron szukał Elizabeth? Well, to dość ciekawa kwestia. Być może mają razem swego rodzaju sojusz albo po prostu coś znalazł, na przykład książkę z wyrwaną stroną, którą zostawił u Elizabeth Alan i chciał usłyszeć wytłumaczenia Elizabeth? Who knows?
    ,, Może jakbyś trzymał ją w uwięzi to by ci nie uciekła " - Mycroft do Aarona.
    Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia o co dokładnie chodzi. Może o jakąś partnerkę czy osobę z rodziny Aarona? Zgaduję, że to wydarzenie wywołało spinę między Hakerem, a Informatykiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak rozpoczął się no nut november dla Samfu [*]. A tak bardziej na serio to kompletnie nie mam pojęcia co może być faktycznym zakazem Samfu. Być może Samfu mówił prawdę, ale wolę szczerze mówiąc nawet o tym nie myśleć, szczególnie, że wydawało się, że zrobił to dla mini-kłótni, która oczekiwanie nadeszła. Trochę nurtuję mnie ta piątka, ale wątpie, żeby była powiązana z zakazem xD.
      Odnośnie Mycrofta to szczerze mówiąc delikatnie czuję się zawiedziony, bo myślałem, że jego zakaz może być o wiele ciekawszy niż ten, który był dość oczywisty, patrząc na to, że prawie własnoręcznie dowiedział się wszystkiego o tym, co się dzieje. Dziwi mnie to, że nie przyznał się przy wszystkich jaki zakaz dostał, mimo tego, że tak na prawdę to jego zakaz jedynie go ogranicza, a nie prawdziwie zagraża, aczkolwiek zgaduję, że nie chciał doprowadzić do rozpaczy, która pewnie by się pojawiła, gdyby wszyscy dowiedzieli się, że Mycroft nie może nic zrobić, szczególnie, że był tak blisko (no i nie ukrywajmy, prawdopodobnie byłby jedną z bardziej nienawidzonych osób w hotelu przez resztę postaci, bo w końcu to przez niego się nie wydostali).
      Szczerze mówiąc to ten rozdział jedynie zwiększył mi smaka na perspektywę Sandry lub Aarona. Jeżeli chodzi o resztę mojej opinii odnośnie postaci to raczej wstrzymam się do kolejnych rozdziałów, bo chcę zobaczyć jak one się rozwiną.
      Ogólnie mówiąc to znamy 10 zakazów (Samfu nie liczę), więc mamy tego już stosunkowo dużo jak na praktycznie pierwszy rozdział z zastosowaniem zakazów. Najs, czekam na kolejny roździał :v

      Usuń
    2. Ahh, i jeszcze Rewolwerow zyskał na ujawnieniu swojego zakazu, mimo tego, że był on oczywisty XD

      Usuń
    3. Wow, przez moment miałem wrażenie, że udało Ci się wykraść jakoś moje zapiski, bo strasznie celnie strzelasz i spekulujesz :D Co do Wendy to generalnie własnie na tym polegał jej problem. Mało czego się boi, ale okres mieszkania z ojcem i tego jak z domu w końcu uciekła to czarne wspomnienia błąkania się i niebezpieczeństwa, które teraz wróciły. Super, że przedstawienie twardości Wendy się spodobało i zostało zrozumiane ^^
      Zakaz Raphaela - bardzo celny strzał, chociaż też nie do końca. Dismas i Olivier rzeczywiście mają najgorzej (póki co) z zakazami.
      Damn strasznie dobre przeczytanie Jacoba :D W sumie nie mam nic do dodania. Ale "zdradzenie" zakazu zawsze jest lepiej postrzegane niż go trzymanie w tajemnicy. Chociaż odsłanianie też nie jest najlepsze.
      Pytanie Dismasa nie jest aż tak ważne, chociaż bransoletki rzeczywiście mogły być częścią pytania. Aaron, Mycroft i tajemnicza "ona" jeszcze się pojawią, motyw związany z ich przeszłością.
      To byłoby obłędne jakby to był prawdziwy zakaz Samfu, ale z drugiej strony :V Z kolei Mycroft i jego zakaz może i jest banalny, ale akurat to, że nie chciał go zdradzać to właśnie kwestia tego, że postawiłoby to go w sytuacji, gdzie jest... bezużyteczny. Ktoś z takim charakterem, ani nie chce się tak czuć, ani nie chcę żeby inni to wiedzieli :P
      Co do perspektyw to nic nie mówię, ale całkiem niezłe typy przyszłych perspektyw :D

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  9. Ach, Wendy... Mam do niej tak mieszane uczucia. Jeju, od samego prologu ją lubię, ale nie mam pojęcia za co xD To kompletnie nie mój typ postaci, a na początku tego rozdziału mnie irytowała i przekonana mnie do siebie ponownie dopiero gdy pękła pod koniec. Muszę przyznać, że mnie intryguje. I chyba mam słabość do striptizerek. Z kolei Sandra... Ech... Tej znowu nie lubię od samego prologu (też nie mam pojęcia dlaczego), ale teraz to przegina. Mam nadzieję, że niedługo poznamy jej perspektywę, chciałabym o niej wiedzieć trochę więcej. Zastanawia mnie, co tak naprawdę sądzi o Wendy. Znalazła sobie w niej rywalkę bez wyraźnego powodu. Może to jakaś zazdrość? Albo Wendy przypomina jej kogoś z kim ma złe skojarzenia? Chociaż coś czuję, że Sandra może jej nie lubić tak po prostu, bo tak, bo nie lubi tego typu dziewczyn.
    No to teraz mam zagwozdkę, o kim mówił Mycroft. Byłej dziewczynie albo nawet narzeczonej? Jeśli tak, Aaronowi musiało naprawdę mocno na niej zależeć, skoro tak zareagował. Albo Mycroft miał coś wspólnego z jej "ucieczką", co by już trochę wyjaśniało i reakcję, i cały ich spór. A może to nie była żadna ukochana, tylko bliska przyjaciółka albo członek rodziny? Hmm...
    Zakazy są mega ciekawe! Szczególnie podoba mi się ten Wendy, choć jak na razie popchnął jedynie ship, którego z całego serca nie znoszę. Zakaz Agathy jest bardzo wygodny, może się przydać na rozprawie. O ile do niej dożyje. Za to Olivier ma przerąbane jeszcze bardziej niż miał. Biedak. Ciekawi mnie, co by się stało, gdyby on jako pierwszy odkrył ciało albo wpadł na coś bardzo ważnego/kogoś potrzebującego pomocy. Nie mógłby nawet zawołać innych... A co do Alana, jeśli dobrze czytam, nie może siadać. Nie siedzieć, siadać. Więc chyba jak się chłopak postara, może przyjść do jadalni przed resztą, usiąść sobie i czekać na innych już w tej pozycji xD F dla komunisty. To musi boleć.
    Btw, czyta ktoś jeszcze komentarze po takim czasie? XD Jeśli tak, to pozdrawiam i lecę czytać dalej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wendy została tak stworzona, że jej fani i antyfani to dosłownie równa grupa, a przynajmniej takie mam wrażenie ^^ Sandra dostała dosyć niewdzięczną rolę w całej historii, ale u niej było podobnie jak z Wendy - jedni uwielbiali, drudzy nie mogli znieść. Ich relacja odegra jeszcze bardzo dużą rolę, więc na wszystko przyjdzie czas ^^ Mycroft i Aaron mają tą "przewagę", że się znają i ich relacje również jeszcze będzie rozwijana, a sporo się u nich działo i zadzieje ^^ Zakazy po takim czasie wydaje mi się, że mogły być trochę lepiej przeze mnie przemyślane, ale mimo wszystko było sporo zabawy, żeby zawsze się pilnować z tym, żeby przypadkiem ich nie złamać xD A komentarze właśnie zauważyłem i z chęcią czytam!

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  10. Wendy wywołuje u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony nienawidzę postaci z talentami takimi jak jej i Sandry (lub charakterami Teruteru, Miyu itp). Ona jednak ma w sobie coś wręcz niewinnego. Życie dało jej w kość, a mimo to daje radę.
    Nie sądzę jednak, żeby lokowanie zaufania w Mycroftie było dobrym pomysłem.
    Nie jest to do końca obiektywne zdanie. Po prostu nie ma tutaj innej postaci, której aż tak tu nienawidzę.
    Będę przeklinała jeśli on przeżyje, a Aaron nie...
    Ciekawi mnie też zachowanie Sandry. Dlaczego tak reaguje? Rywalkę wyczuwa czy coś w tym guście?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę takie starcie dwóch mocnych kobiecych charakterów, może "walka o terytorium"? Ja też, co do zasady nie przepadam za takimi "zboczonymi ziemniakami", ale z drugiej strony, jakoś po czasie się do niech przekonuje. Postacie Wendy oraz Sandry akurat nie należały do moich ulubionych (ogólnie dużo przyjemniej prowadziło mi się te męskie, bynajmniej nie z powodu problemów z wczuciem się w kobietę), ale myślę, że są potrzebne w tej historii (w sumie jak każdy ^^).

      Dzięki za komentarz!

      Usuń

Prześlij komentarz