Epizod I - Rozdział 2: Białowłosy Mężczyzna (Yamaraja Ellis)
Rozdział 2: Białowłosy mężczyzna (Yamaraja Ellis)
W bibliotece zapanowała grobowa
cisza. Olivier okazał się być jedynie zwykłą ofiarą, tak jak inne osoby, które
się tu znalazły. Przez próg przestąpił jednak mężczyzna, który bez wątpienia
był uwikłany w całą sprawę. Wiedziałem to, bo miałem bardzo dobrą pamięć do
twarzy, a jego widziałem już jakiś czas temu. Nielegalne rozgrywki w jednej z
podmiejskich hal. Tamtego chłodnego wieczoru musiał podłożyć mi kopertę, która
ostatecznie zwabiła mnie w to miejsce. Cóż
za pech, pomyślałem. Miałem wtedy naprawdę dobre karty i wygrałem mnóstwo
pieniędzy. Moi rodzice zrzuciliby to na karmę, która magicznie wyrównała moje
życie, ale ja w to nie wierzyłem. Miałem jedną odpowiedź na to, co mnie
spotykało. Yama, pomyślałem. Sam
byłem panem swojego chwiejnego losu.
Wiedziałem, że sytuacja, w
której się znalazłem jest kiepska. Ludzie, którzy tu byli tu ze mną zamknięci
wyglądali niebezpiecznie, a ja póki, co przedstawiłem im siebie, jako dosyć
niegroźnego głupka. Kolejnym krokiem było zabłyśnięcie w odpowiedniej chwili.
Było to nieco wbrew mojej naturze, ale wiedziałem, że jak całkowicie odgrodzę
się od grupy to nie przyniesie mi nic dobrego. Musiałem się dostosować,
zupełnie jak podczas gry. Przy dobrych wiatrach powinno to stworzyć wokół mnie
aurę kogoś, z kim można pogadać, ale kto nie jest w centrum uwagi. Dokładnie w
taki obraz celowałem. Niebezpieczeństwo nie było dla mnie niczym szczególnie
nowym – podczas gry w pokera często musiałem udawać i grać żeby uzyskać swój
cel i wejść do umysłu przeciwnika. Kiedy znajdowałem furtkę odbierałem też przy
niej dodatkowy pilot, który pozwalał mi kontrolować sytuację. Zabawne było to,
że kontrola ta była tak subtelna i niezauważalna, że zazwyczaj nikt oprócz mnie
nie zdawał sobie z niej sprawy.
Białowłosy mężczyzna spokojnie
wszedł do pomieszczenia, jakby nie czekali tu na niego ludzie, którzy czują się
zagrożeni i chcą walczyć o swoje życie. Miał pewny krok, dziarski uśmiech na
twarzy i żadnej broni. Chociaż wszystkie teorie mówiące, że to może być ukryta
kamera były dla mnie śmieszne, to teraz przeszły mi przez myśl. Dismas, Samfu
oraz Rewolwerow, którzy stali tuż obok, podnieśli głowy niczym drapieżnicy
wyczuwający ofiarę, która weszła sama do ich jaskini. Cała trójka była gotowa
by ruszyć do ataku, gdy nagle usłyszeliśmy melodyjny i ładny głos, który rozlał
się po pomieszczeniu niczym kojąca mgła.
- Witajcie drodzy
goście – powiedział
– Zanim przejdziecie do linczu czy do
czynów, których oboje możemy pożałować, chciałbym żebyście dali mi chwilę na
wytłumaczenie sytuacji, w której się wszyscy znaleźliśmy. Tego wymagają dobre
maniery.
- Gdzie jesteśmy? –
to było
ulubione pytanie publiki, bo zadało je przynajmniej pięć osób naraz.
- Kim jesteś? – było drugie w
rankingu, a sam byłem go najbardziej ciekaw.
- Wypuść nas – krzyknął Ethan, a
jego różowa peleryna załopotała w powietrzu.
- Chwila, chwila… -
zaczął detektyw, ale kolejne pytania go zagłuszyły. Białowłosy stał spokojnie
przy wejściu do pomieszczenia, jakby nie był do końca pewien, czy chce tutaj
wchodzić.
- CICHO – huknęła
Audrey tak, że aż zadzwoniło mi w uszach.
- Dziękuje – Jacob
skinął do niej głową – to bardzo duży
znak zaufania, że wchodzisz tutaj bez żadnej broni czy obstawy i chcesz nam coś
tłumaczyć, ale dlaczego mamy ciebie słuchać? Zagwarantujesz nam cokolwiek, co
sprawi, że będziemy mogli się uspokoić? – pytanie skierował do eleganta.
- Głos ludu został już
wybrany, to dobrze, ułatwi to nam współpracę – mężczyzna postąpił krok
naprzód, po czym zamknął za sobą drzwi. W tym momencie odgrodził sobie jedyną
drogę ucieczki. To był ciekawy ruch – Na
dobry start możecie mówić do mnie Lokaj. Poprosiłbym was żebyście usiedli, a ja
odpowiem na większość waszych pytań i wytłumaczę wam, w jakiej sytuacji
jesteście. Zapytał pan o gwarancje panie Robertson. Cóż… - tutaj zrobił
chwilową pauzę – obiecuje, że nikt w tym
pomieszczeniu nie zginie. Przynajmniej póki będę mówił.
Przełknąłem
ślinę. Wcześniej Król Dram rzucił złowieszczym tekstem, ale on w ten sposób
przeżywał. To, co usłyszeliśmy teraz to były słowa porywacza. Skłamałbym gdybym
powiedział, że się nie bałem. Sytuacja mogła rozegrać się teraz na wiele sposobów,
ale gdy zobaczyłem, jak każda osoba powoli, ale grzecznie siada na krzesłach to
byłem nieco zdziwiony. Sam udałem się na jedno z nich i wygodnie oparłem. Po
mojej lewej był Mycroft, a po prawej Agatha. Ta druga obserwowała gościa z
otwartymi ustami. Podniosłem brwi ze zdziwienia. Wyglądała jakby patrzyła na
coś pięknego i doskonałego. Musiałem przyznać, że wyglądał nieźle, chociaż
metaliczny połysk na jego twarzy był przerażający, jakby część skroni była
zrobiona z blachy. Po chwili zastanowienia to musiał być powód, dla którego osoba
wytwarzająca zabawki tak bardzo się zafascynowała.
Lokaj
przeszedł obok nas i stanął w miejscu pomiędzy stolikami, a półkami. Wydawało
mi się, że chcę pokazać, jak odsłania się na potencjalny atak. Wyglądał trochę
jakby kusił.
- Witajcie raz
jeszcze. Jak mówiłem przed chwilą, możecie mówić na mnie Lokaj. Moją rolą jest
sprzątanie w tym miejscu oraz zajmowanie się wszystkim i pilnowanie, żeby
zasady były przestrzegane – stanął prawie na baczność. Widziałem tysiące
twarzy, które wyrażały setki tysięcy emocji, ale tak dostojnej i perfekcyjnie
wykonującej każdy ruch, nie miałem jeszcze przyjemności – Od razu mam do was małą prośbę. Wiem, że macie dużo pytań, a ja chcę na
jak najwięcej odpowiedzieć. Będziecie jednak ciekawi i na pewno dopytacie mnie
w trakcie. Rozmowa może zrobić się wtedy chaotyczna, dlatego chciałbym żebyście
podnosili ręce jak chcecie się odezwać.
Żadna z rąk nie powędrowała w górę. Ludzie czekali na
więcej.
- Dobrze. Ja się
przedstawiłem, was znam, ale póki jest was tak wielu muszę zbiorczo nazwać was
gośćmi. Nazwa może być bardziej adekwatna niż zdaje się na pierwszy rzut oka, z
racji, iż znajdujemy się teraz w hotelu. Hotelu Peccatorum. Jesteście tutaj
niestety nie z własnej woli, ale nic na to nie poradzę.
Ręka Maksa powędrowała w górę. Lokaj przyzwalająco pokiwał
głową.
- Hotel Peccatorum…
Gdzie jest ten hotel? Jesteśmy w Europie? – Pisarz mówiąc to zdjął na
chwilę fedorę i przeczesał włosy.
- Tego nie mogę wam
zdradzić. Lokalizacja zresztą za dużo by wam nie powiedziała. Nie musicie się
też martwić tym, że ktoś mógłby nam przeszkodzić. Jesteśmy w dość trudnym do
znalezienia miejscu – to mówiąc przetarł ręce.
- Chcemy stąd wyjść do
cholery jasnej – wydarł się Mycroft, bez podnoszenia ręki.
- Wydaje mi się, że
zgodziliśmy się na pewną zasadę… - głos białowłosego nie zdradzał nawet
szczypty irytacji czy złości.
- W dupie mamy ciebie
i twoje zasady – dołączył się do niego Dismas, zrywając się na równe nogi.
- Ja bym go posłuchała
– zauważyła spokojnie Brzuchomówczyni.
- Proszę… wszyscy
przez was będziemy mieli kłopoty – przerażony głos Lily mógł wystraszyć.
- Widzicie, jaki jest
drobniutki? Ethan by go rozbił w drobny mak – Alice widocznie wciąż
przeżywała pokaz Iluzjonisty, który z kolei nie rwał się ani trochę do ruszenia
w stronę drzwi, czy tym bardziej na stojącego przed nami Lokaja.
- Jeżeli się nie
uspokoicie, to będę musiał poprowadzić rozmowę na ICH zasadach. Ja tego nie
chcę, a już na pewno nie chcecie tego wy – porywacz starał się opanować
sytuację w każdy możliwy sposób. Farmaceutka podniosła rękę.
- Kim są „oni”?
- Istoty, które was
tutaj sprowadziły. Nie musicie sobie zakrzątać nimi głowy, przynajmniej na
razie. Teraz musicie usłyszeć coś ważniejszego. Zrozumieć. Dacie mi szansę, czy
naprawdę muszę skorzystać ze środków, których nie chcę używać? – zapytał.
W pomieszczeniu zapadła cisza.
Zarówno Bandyta jak i cała reszta dała się uspokoić. Wszyscy ponownie zajęli
swoje miejsca. Ja się nie ruszałem, próbując się dowiedzieć, którą twarz
powinienem mieć na sobie po przemowie tajemniczego człowieka. Czy to był
moment, gdzie mogłem zabłysnąć, czy raczej powinienem siedzieć cicho i czekać? Siedź spokojnie Yama, pomyślałem i
dostosowałem się do tej opcji.
- Hotel jest
miejscem nowoczesnym i niesamowicie dostosowanym do potrzeb mieszkańców. Nie
zabraknie wam tu niczego. Właściwie jedyne, co będziecie mieli ograniczone, to
wolność – Lokaj
wrócił do swojej opowieści – Ale do
personalizacji przejdziemy zaraz. To, co powinno was teraz interesować to
przyczyna - dlaczego się tu znaleźliście. Nie chodzi tu do końca o wasze
wyjątkowe zdolności, chociaż one też miały swój udział. Wiek był dosyć istotny.
Najważniejsza jednak była wasza wytrzymałość. Waszych organizmów, jeżeli mam
być dokładny.
Ręka
Elizabeth ponownie pomknęła w górę.
- M-mogę wiedzieć,
co dokładnie? – nie byłem pewien, czy zaciekawiła ją ta informacja, czy przeraziła,
ale głos jej wyraźnie zadrżał.
- Już tłumaczę.
Wszyscy jesteście zarażeni – przez moją głowę przeszła myśl, jakim cudem słowa
mogą wywoływać tak skrajne emocje. Po raz kolejny poczułem strach. Ten jednak
był inny. Czułem jak ścisnął moje gardło i nie puszczał. Nienawidziłem chorób.
Były paskudne i niesprawiedliwe. Przez grupę przeszła fala przerażającej
rozpaczy. Nikt nie krzyczał, ale czuć byłą atmosferę, która dusiła i nie
pozwalała złapać oddechu. Była straszna. Nawet z twarzy Mycrofta zszedł
uśmiech. Aktorka podniosła rękę.
- Czym zarażeni?
- Wirusem. Nie ma
on swojej nazwy i na świecie nie wie o nim praktycznie nikt. Truje jednak
wszystkich od ponad trzydziestu lat i ewoluuje w coś, co zabije nas wszystkich.
Jest praktycznie niewykrywalny, jak nie wie się, czego szukać. Jest niczym
szpieg, który zbiera od lat informacje, żeby zadać jeden, decydujący cios. Nie
będę państwa teraz wprowadzał w szczegóły. Wiedźcie jednak, że sytuacja wygląda
naprawdę źle. Na tyle źle, że zmusiła moich pracodawców do podjęcia takich, a
nie innych kroków – słowa wypowiadał z grobową powagą. Na jego twarzy widać było delikatny
smutek, ale ręce miał spokojne. Nie ruszał nimi, tylko swobodnie trzymał wzdłuż
ciała. Wyglądał jakby mówił prawdę. Dłoń podniosła Florystka.
- I wszyscy
jesteśmy chorzy? Umieramy? – bała się, chociaż starał się to zamaskować.
- Wirus przechodzi
teraz powoli do fazy ataku. Uzbraja się i będzie powoli dziesiątkował ludzkość.
Na chwilę obecną przewidujemy, że za jakieś pięć lat ludzie zaczną chorować na
potęgę, a za około trzydzieści może nie przeżyć nikt.
Biblioteka wypełniła się ciszą.
Słychać było tylko pociągnięcia nosem Fryzjerki. Detektyw w końcu podniósł rękę
i po głębokim wydechu odezwał się:
- Dobrze, jest
wirus, ale czy nie lepiej to gdzieś zgłosić? Instytuty badawcze i organizacje
rządowe na pewno się tym zainteresują i wspólnymi siłami wynajdą coś, co
wypleni zarazę, albo, chociaż ją zastopuje.
Wydawało mi
się, że przez twarz białowłosego przekradł się uśmiech, ale trwało to tak
krótko, że ciężko było mi powiedzieć.
- Ale czy
ktokolwiek powiedział, że chcemy pokonać tą zarazę Panie Robertson? - słowa Lokaja po raz
kolejny cięły głęboko. Marzyłem żeby zniknąć z tego miejsca, albo, chociaż
wrócić do sytuacji gdzie siedzieliśmy i mogliśmy gdybać, co się dzieje. Teraz
fakty odsłaniały się niczym działa i uderzały w nas bezwzględnymi salwami.
Farmaceutka drżała trzy siedzenia dalej. Widać było jak panika jej się
udzieliła. Nikt z Gości nie był w stanie tego uniknąć. Kto normalny mógł
przyjąć taką wiadomość bez zareagowania jak człowiek?
Lokaj wyglądał jakby nasze
emocje nie zrobiły na nim żadnego wrażenia.
- Nie ma sensu
żebyście zakładali cokolwiek, jest na to za wcześnie. Póki, co możemy wam
zapewnić, że podczas pobytu tutaj zadbamy o to, żeby wirus się nie rozrastał i
żebyście żyli. Sami będziemy zbierać interesujące nas informacje. Do tego
przydadzą się te urządzenia - wydawało mi się, że walizka w jego ręce pojawiła
się znikąd - Są to specjalne,
spersonalizowane bransoletki. Z czasem aktywują kolejne funkcje, ale póki, co
będą badać was na bieżąco i przesyłać najważniejsze informacje do moich
pracodawców. Dodatkowo będą wam pomagać w aklimatyzacji w tym miejscu. Na pewno
się z nimi zaprzyjaźnicie.
Białowłosy
wykonał krok do przodu i sprawnie rozdał urządzenia każdemu z nas. Gdy podszedł
do mnie mogłem mu się bardziej przyjrzeć. Rzeczywiście przypominał dosyć mocno
Artystę, ale z drugiej strony było w nim coś tajemniczego i mrocznego. Nie
chciałbym zobaczyć go zdenerwowanego.
Chwyciłem urządzenie i założyłem
na rękę. Nie było sensu się wykłócać, a sam gadżet prezentował się dobrze. Był
zgrabny i nowoczesny, a po założeniu idealnie dopasował się do kształtu ciała.
Póki, co był wyłączony, ale poczułem delikatny impuls, więc nie zdziwiłbym się
gdyby już działał. Głos, po zasygnalizowaniu, zabrał Król Dram.
- A co jeżeli ktoś
nie chcę tego nałożyć? - zapytał.
- Zostanie do tego
zmuszony - odpowiedział
krótko porywacz.
- Okej - chłopak teatralnie
zapiął opaskę i uśmiechnął się delikatnie.
- Wszyscy mają
opaski? Doskonale. Bardzo państwu dziękuje za współpracę. Naprawdę nie chcę
zrobić nikomu krzywdy i jestem pewien, że jak będziecie mnie słuchać, to przez
jakiś czas będziecie bezpieczni - Rewolwerow podniósł po tych słowach rękę.
- Powiecie mi może,
czemu tak bardzo zaznaczacie to, że póki, co jesteśmy bezpieczni? Ciągle to
podkreślacie - słowa Rosjanina były trafne. Rzeczywiście Lokaj kładł na to duży
nacisk.
- To miejsce rządzi
się pewnymi zasadami. Mieszkając tutaj będziecie musieli ich przestrzegać, a
jeżeli nic się nie zmieni to zostaniecie tutaj na zawsze - Żołądek ścisnął mi
się po raz kolejny. Serce zabiło szybciej i nierówno. Przerażenie malowało się
teraz na twarzach wszystkich Gości, bez wyjątku. Lokaj wydawał się być bliski
popełnienia masowego morderstwa, używając jedynie słów i faktów - Nie martwcie się jednak, będzie pewien
sposób, żeby się stąd wydostać...
- PRZESTAŃ - krzyknęła Lily
wybuchając płaczem - Nie chcemy tutaj
być. Nikt się na to nie zgodził, więc zostaw nas w spokoju!
To było spore zaskoczenie.
Obserwowałem Lokaja, ale ten ponownie nie zaszczycił mnie nawet grymasem
złości. Po prostu milczał, a gdy Sandra i Alice uspokoiły roztrzęsioną
Fryzjerkę to wrócił do tematu.
- Naprawdę nie
powinna pani się odzywać bez podnoszenia ręki. Moja cierpliwość jest duża, ale
może się skończyć - skarcił ją - Zasady przesyłam
państwu na opaski. Jeżeli chcecie to możecie się teraz z nimi zapoznać i zadać
mi związane z tym pytania.
Zerknąłem
na opaskę i zobaczyłem, że na niedużym ekranie pojawiła się informacja o nowych
zasadach. Nacisnąłem guzik i po chwili przed moimi oczami wyrosła lista.
Zagłębiłem się w lekturze:
1. Hotel może
opuścić tylko zabójca, który popełni zabójstwo doskonałe
2. Zakazane są zamachy grupowe
3. Jeden zabójca może zabić maksymalnie dwie osoby
4. Ciało ofiary nie może być zmasakrowane
5. Po znalezieniu ofiary przez dwie osoby, pojawia się komunikat o znalezieniu ciała
6. Każdy z gości ma 5 minut na dostanie się do miejsca zbrodni windą
7. Po 5 minutach winda zostaje wyłączona do czasu procesu
8. Osoba, która nie zdąży dojechać na miejsce zbrodni może się tam dostać schodami
9. Śledztwo trwa dwie godziny
10. Podczas śledztwa przemoc między sobą jest zakazana
11. Po upływie dwóch godzin winda wiezie wszystkich do sali procesowej
12. W procesie muszą brać udział wszyscy żyjący goście
13. Przemieszczanie się po obszarach zakazanych jest karane
14. Każdy z gości musi przestrzegać własnego zakazu ustalonego przez Lokaja
15. Przemoc względem Lokaja jest zakazana
2. Zakazane są zamachy grupowe
3. Jeden zabójca może zabić maksymalnie dwie osoby
4. Ciało ofiary nie może być zmasakrowane
5. Po znalezieniu ofiary przez dwie osoby, pojawia się komunikat o znalezieniu ciała
6. Każdy z gości ma 5 minut na dostanie się do miejsca zbrodni windą
7. Po 5 minutach winda zostaje wyłączona do czasu procesu
8. Osoba, która nie zdąży dojechać na miejsce zbrodni może się tam dostać schodami
9. Śledztwo trwa dwie godziny
10. Podczas śledztwa przemoc między sobą jest zakazana
11. Po upływie dwóch godzin winda wiezie wszystkich do sali procesowej
12. W procesie muszą brać udział wszyscy żyjący goście
13. Przemieszczanie się po obszarach zakazanych jest karane
14. Każdy z gości musi przestrzegać własnego zakazu ustalonego przez Lokaja
15. Przemoc względem Lokaja jest zakazana
Każda kolejna pozycja wyglądała
coraz gorzej. Czytając czułem jak coś ściska mnie od środka i próbuje wycisnąć
wszystko razem z życiem. Co to miało znaczyć? Jakie zabójstwo, jacy zabójcy?
Nie rozumiałem z tego kompletnie nic. Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami.
Oderwałem wzrok od ekranu i spojrzałem na resztę, która była równie zagubiona w
tych piętnastu zasadach jak ja. Detektyw podniósł rękę kręcąc głową.
- Co... co to jest?
- po raz
pierwszy dzisiejszego dnia czułem w jego głosie strach - Mamy się zabijać? To jakiś chory żart?
- O co w tym
chodzi? - rzucił ktoś
i wybuchła panika. Sam dorzuciłem jedno pytanie, ale zniknęło w morzu innych.
Informacja o tym, że musimy się zabijać była zdecydowaną przesadą. Co to w
ogóle miało znaczyć? Kto normalny byłby w stanie zabić drugiego człowieka żeby
wydostać się z jakiegoś budynku? Było nas dwudziestu dwóch i na pewno był jakiś
sposób na ucieczkę. Przeczytałem raz jeszcze to, co wyświetlała moja opaska i
dalej nie mogłem uwierzyć. Stojący obok mnie Goldenwire klikał desperacko i
badał swoją bransoletkę, jako jedyny zajęty czymś poza paniką. Zastanawiałem
się czy próbuje w jakiś sposób włamać się do niej. Jeżeli był, choć w połowie
tak dobrym hakerem, jak ja pokerzystą, to zrobiłby to bez problemu. Talenty
pozostałych Gości bardzo mnie interesowały, ale nie umiałem się teraz na tym
skupić.
Lokaj nagle podniósł rękę.
Krzyknął, a jego słowa przecięły hałas jakby był namacalną rzeczą:
- Moi drodzy.
Znajdujecie się w Hotelu Peccatorum i jedyną możliwością wyjścia stąd jest
pozostanie ostatnim ocalałym Gościem bądź też popełnienie tak zwanej zbrodni
doskonałej. W innym wypadku możecie tutaj żyć, zapewnimy państwu dosłownie
wszystko, hotel ma naprawdę dużo do zaoferowania, ale zostaniecie tutaj na
zawsze - powiedział
znowu spokojnym głosem, który zabrzmiał prawie magicznie w powstałej ciszy - Chcemy was badać i obserwować. Najlepiej
dożywotnie, ale żeby było uczciwie dajemy wam opcję opuszczenia tego miejsca.
- Uczciwie? - zapytał Informatyk,
po czym podniósł rękę - Chcecie nas badać
to zróbcie to, nawet jak zajmie to parę miesięcy, ale wypuśćcie nas do cholery.
Nie macie prawa nas tu trzymać.
- Panie
Masayoshi... Nie pan decyduje, do czego mamy prawo, a do czego go nie mamy. My
mamy wizję, którą musimy spełnić, żeby zmienić nadchodzącą katastrofę w coś, co
będzie dało się kontrolować. Koniec jest nieunikniony, ale wcale nie musi
nadejść tak szybko - pierwszy raz zabrzmiał nieco chłodniej. Nie była to utrata
cierpliwości, a raczej konfrontacja - my kontra rzeczywistość - Osoba, która zwycięży otrzyma szczepionkę,
która uchroni ją przed postępem choroby. Będzie jednak musiała na nią poczekać,
aż badania zostaną ukończone.
Ręka Farmaceutki wystrzeliła w
górę.
- Znam się na
lekach i szczepionkach. Mogę wam pomóc. Obiecuje, że razem to opracujemy i
wtedy nikt nie będzie musiał tu zostawać na wieki, ani się zabijać - jej słowa były
przepełnione nadzieją, ale wiedziałem, że na nic rozmowy i błagania. Nie
należałem do odważnych, ale życie nauczyło mnie, że należy pogodzić się ze
stanem faktycznym.
Po chwili
pytanie miała też Julia, która całą sytuację znosiła z możliwie jak największym
spokojem:
- Czyli umiecie
zrobić szczepionkę, ale nie chcecie dać jej ludziom, a dodatkowo chcecie
żebyśmy się pozabijali? Dla uciechy twoich pracodawców?
- Nie mamy
szczepionki, ale jesteśmy na dobrym tropie. Dzięki waszej pomocy na pewno nam
się uda. Sytuacja nie wygląda tak prosto jak może się wydawać, a państwo
musicie to zaakceptować - Lokaj stał teraz profilem do nas - Życie
tak właśnie działa. Będziecie się mordować, bo taka jest natura ludzka. Chęć
przetrwania to coś niesamowitego moi drodzy. Ale wszystko zrozumiecie z czasem.
Teraz prosiłbym was o pytania, żebyśmy mogli przejść dalej.
Pierwsze pytanie nadeszły od
Audrey. Była czerwona na twarzy, nie wiadomo czy ze złości czy strachu.
- Czym jest to
zabójstwo doskonałe? - zapytała, jakby bała się odpowiedzi.
- Gdy ktoś z was
zdecyduje się zabić - zaczął białowłosy - będzie to
musiał zrobić w taki sposób, żeby podczas śledztwa oraz procesu, które
następują po odkryciu ciała, nikt nie dowiedział się, że to ta konkretna osoba
to zrobiła. W przeciwnym wypadku zostaje zabity w widowiskowy sposób, jako
przestroga dla przyszłego, potencjalnego mordercy.
Lokaj
brzmiał jakby tłumaczył nam jak dojść do piekarni ulicę dalej. Dał nam znak, że
przez moment nie musimy podnosić rąk żeby zadawać pytania.
- Jak wygląda cała
procedura? - zapytał
Robertson.
- To proste. Ktoś z
was decyduje się zabić. Wybiera maksymalnie dwie ofiary. Zabija jedną i drugą.
Dwie osoby niebędące mordercą odkrywają ciało. Zaczyna się śledztwo, które trwa
dwie godziny. Na miejsce zbrodni można dostać się schodami lub windą. Winda
jest szybsza, ale schody w tym hotelu działają w bardzo... specyficzny sposób,
więc też nie są złą opcją. Macie dwie godziny na zebranie dowodów, zbadanie
miejsca bądź miejsc zbrodni i przygotowanie się do procesu. Po upływie czasu
usłyszycie komunikat, który wezwie was wszystkich do Holu Głównego, do windy.
Stamtąd ruszycie do sali procesowej, gdzie będzie dyskutować, kto to zrobił.
Jak zgadniecie to ratujecie swoje życia i zabijacie mordercę, jak nie to
giniecie wszyscy - Lokaj wypowiedział te słowa na jednym oddechu. To jednak nie mogło być
prawdą. Wiedziałem, że nie powinienem się tym przejmować, nie wierzyłem żeby
ktoś ot tak zabił drugą osobę, szczególnie, że mieliśmy mieć tu zapewnione
warunki. Na pewno ciężko byłoby mi się pogodzić z tym, że zostaniemy tutaj na
zawsze, ale lepsze to niż śmierć. Musiałem też zobaczyć jeszcze, co czeka nas w
pozostałej części hotelu.
Ponownie zapadła cisza. Przez
chwilę miałem wrażenie, że pomiędzy półkami z książkami, klimatycznie wieje
wiatr, ale zdałem sobie sprawę, że to niemożliwe. Przyłapałem się na bawieniu
się kosmykiem włosów podczas kolejnej fali zamysłu. Rozejrzałem się, ale chyba
nikt tego nie zauważył. Milczenie przerwała Cecily:
- Zamachy grupowe?
- jej głos
drżał niczym struna.
- To działa w dwie
strony. Nie możecie skonstruować bomby i zabić całej grupy, poza tym łamałoby
to zasadę numer trzy. Zakazane jest też zbieranie się w grupę ponad trzech osób
żeby zabić jedną, nie mówiąc już, że to kompletnie bez sensu, bo tylko jedna
osoba może ukończyć grę, oczywiście jak nic się nie zmieni - wytłumaczył Lokaj.
- A czym są te
zakazy? - zapytał
Alan.
- Tego dowiecie się
za parę dni - powiedział
i uśmiechnął się ciepło. Przez chwilę wyglądał naprawdę niegroźnie - Jeszcze jakieś pytania? Chciałbym zaraz
pokazać Państwa pokoje. Może tego nie odczuwacie, ale dochodzi godzina
dwudziesta druga. Ach, nie ma tego w zasadach, ale właśnie za chwilę rozpocznie
się cisza nocna, która potrwa do ósmej rano. Podczas niej możecie dalej
swobodnie poruszać się po budynku, ale niektóre piętra czy pomieszczenia mogą
być niedostępne, a próba wtargnięcia będzie złamaniem zasady numer trzynaście.
Grupa
jeszcze przez chwilę zastanawiała się nad pytaniami, ale myślenie nie
przychodziło z łatwością w takim stresie. Nasze życia miały się zmienić.
Rozejrzałem się i gdy zauważyłem, że nikt nie rwie się do kolejnego pytania,
zebrałem się i zapytałem:
- Co grozi… - odchrząknąłem – Co grozi za nieprzestrzeganie zasad? - obawiałem
się, że odpowiedź mi się nie spodoba.
- Za niektóre
śmierć. Szczególnie te związane z grupowymi zabójstwami, ale nie tylko.
Pozostałe to kara, która będzie dotkliwa i bezlitosna, dlatego lepiej
przestrzegajcie zasad - poprosił - Czy ktoś ma jeszcze
jakieś pytania?
Grupa milczała. Nie wiem czy
chcieliśmy więcej wiedzieć.
- Doskonale.
Pozwólcie, zatem, że opuścimy czytelnię, bo tym jest to pomieszczenie i
przejdziemy dalej. Póki, co będziecie mieli dostępne tylko kilka pięter, które
zwiedzicie we własnym zakresie. Pozostałe będą otwierały się... gdy spełnicie
warunki - białowłosy
ruszył w stronę drzwi. Nie mogłem uwierzyć, że opuścimy to pomieszczenie. Przez
ten czas, który tu spędziliśmy, w mojej głowie zakorzeniła się wizja, że nie ma
nic więcej. Tylko te przeklęte książki.
Ruszyliśmy niczym owieczki
podążające za pasterzem. Panował ogólny niepokój, nikt się nie uśmiechał i
każdy walczył właśnie w niewidzialnej bitwie z własnymi myślami. Bałem się
tego, co czeka nas dalej. Lokaj otworzył drzwi. Opuściliśmy czytelnię i
zobaczyliśmy ogromny korytarz. Wyglądał niesamowicie elegancko i nowocześnie.
Na ścianach były podłużne panele świetlne, które przygaszono na wieczór.
Podłoga była drewniana, wyłożona cienkim, czerwonym dywanem. Z sufitu zwisały
żyrandole, które były teraz wyłączone. Światło rozchodziło się po całej
przestrzeni i oświetlało każdy zakątek. Gdzieniegdzie stały donice z roślinami,
zadbanymi i w pełnym rozkwicie. Nadawały całości klimatu dżungli.
Po drugiej stronie kwadratowego
korytarza widać było drzwi do innego pomieszczenia. Miały one nieduże okienka,
przez które prześwitało wnętrze. Ciężko jednak było powiedzieć, co się tam
znajduje. Po lewej od Czytelni znajdowały się schody. Opadały one zgrabnie i
sunęły piętro w dół. Tam udaliśmy się za Lokajem. Złapałem się drewnianej
poręczy. Samo półpiętro, chociaż nieduże, było ciemne. Jedynym źródłem światła
była nieduża lampka przy podłodze, która pokazywała zarys schodów, żeby nikt
przypadkiem nie zabił się o stopień. To byłaby spora ironia. Zeszliśmy w dół i
znaleźliśmy się na czymś w rodzaju klatki schodowej. Lokaj poprowadził nas
jednak przez nieduże przejście w prawo i znaleźliśmy się na kolejnym korytarzu.
Ten o wiele bardziej przypominał hotelowy - był długi i prowadził do dwóch par
drzwi przypominających te, które prowadzą do kuchni w restauracjach. Długi,
czerwony dywan dokładnie przykrywał podłogę, a oświetlenie było identyczne do
tego, co piętro wyżej.
Mniej więcej w połowie długości
holu znajdowała się ogromna recepcja ze zdobionym blatem z ciemnego drewna.
Stał na niej srebrny dzwoneczek do wzywania obsługi oraz złota lampka z czerwonym
abażurem. Tuż za nimi znajdowała się ściana z kluczami do pokoi, a także spis z
przypisanymi do nich osobami. Na klatce schodowej, z której przyszliśmy
znajdowały się dwie windy. Ich wysokie, pozłacane drzwi z karminowymi elementami
przytłaczały, ale też pasowało niesamowicie do wystroju. Nad nimi widniały
tabliczki pokazujące czy kabina jest gotowa do wejścia. Obie były. Żyrandole
przyczepione do sufitu różniły się jednak tym, że przypominały sople, chociaż
barwa światła wyglądała identycznie, jak w całym hotelu.
Lokaj poprowadził nas do lady.
Większość rozglądała się uważnie, ale byli też tacy, którzy szli zamyśleni,
niczym żywe trupy. Białowłosy przeszedł przez bramkę i po chwili niósł tacę z
kluczami oraz listę. Położył obie przed nami i ukłonił się. Najbardziej uprzejmy porywacz na świecie, mój
umysł uznał, że to idealny moment na zażartowanie. Nie wiedziałem czy to dobry,
czy zły znak.
- Na tym piętrze
będziecie mogli mnie wezwać tym dzwoneczkiem. W razie pytań, wątpliwości lub
czegokolwiek wystarczy zadzwonić, a pojawię się jak najszybciej będę mógł - wytłumaczył - Macie też klucze do pokoi. Tak jak państwu
wspominałem, są one w pełni dostosowane do waszych potrzeb. W szafach
znajdziecie zapasowe ubrania, każdy ma osobistą łazienkę. Zamki w drzwiach są
tytanowe, więc bez klucza nikt nie wejdzie. Pamiętajcie tylko o zamykaniu drzwi
na noc - posłał w naszą stronę równie pogodny, co morderczy uśmiech - Jakby ktoś zgubił klucz to niech natychmiast
zgłosi to do mnie. Nie chcemy niespodzianek.
Wizja
pokoju i wygodnego łóżka kusiła. Nie wiedzieliśmy, co dokładnie stało się z
naszymi ciałami, ale czułem wyraźne otępienie, a mięśnie bolały mnie jak
podczas grypy. To musiała być substancja, którą wstrzyknęli nam podczas
podróży. Przez głowę przeszła mi myśl, że to mógł być początek choroby, którą
jesteśmy wszyscy zarażeni, ale odrzuciłem ten pomysł i skupiłem się na tym, że
wstanę rano perfekcyjnie wypoczęty.
Podszedłem bliżej listy i
przeleciałem szybko wzrokiem. Mieszkałem pod numerem czwartym. Pod
"trójką" mieszkał Olivier, a pod "piątką" Cecily.
- Chciałem jeszcze
tylko dodać - z rozmyślań
wybił mnie głos Lokaja - że ściany w
pokojach są dźwiękoszczelne. Możecie krzyczeć, a nawet umierać, ale niczego to
nie zmieni. Nikt was nie usłyszy. W swoich pokojach jesteście zdani na siebie.
- Zrozumieliśmy - warknął Aaron,
widocznie zirytowany ciągłymi morderczymi uwagami.
- Jak zejdziecie
schodami niżej to znajdziecie korytarz, gdzie są wszystkie pokoje. Drzwi po
prawej i lewej - wskazał końce holu - prowadzą do
skrzydeł hotelu, gdzie znajdą państwo kolejne pomieszczenia. Kwadrat, w którym
jesteśmy jest waszym królestwem i znajdziecie tutaj wszystko, co potrzebne do
życia. Śniadanie będzie chwilę po porannym komunikacie o godzinie ósmej
piętnaście w pomieszczeniu przy wschodnim skrzydle- wskazał półokrągłe
drzwi po prawej stronie. Nim zdążyliśmy się dobrze przyjrzeć Lokaja już nie
było.
- Dobra. Jeżeli to
hotel to na pewno ma gdzieś wyjście. Możemy grać po myśli tego lalusia, a gdy
znajdziemy drogę ucieczki to przebijemy się siłą - Dismas rzucił
pomysłem, jako pierwszy.
- Myślę, że to nic
nie da - zauważyła
beznamiętnie Julia - Nie dawaliby nam
takiej swobody jakby ucieczka była kwestią znalezienia odpowiednich drzwi.
- Pesymistyczne
myślenie - skwitował
Haker, na którego twarz powrócił uśmiech - Jutro
się rozejrzymy i na pewno coś znajdziemy.
- Myślicie, że to
prawda? - zapytała
cicho Cecily - Z tym zabijaniem i całą
resztą? Chyba nikt z was nie planuje kogoś zabić? To jest po prostu nieludzkie
- w jej głosie słychać było rozżalenie, ale też determinacje.
- Nie
powiedziałbym, żeby kłamał. Póki, co musimy się rozejrzeć. Nie możemy go
prowokować, bo wydaje się być niebezpieczny. Ma jeszcze kogoś nad sobą.
Ciekawe, kiedy ich poznamy - Robertson zakręcił swoim kluczem na palcu.
- Nie będę się
czuła bezpieczna przy nim - zapiszczała Lily wskazując na Bandytę.
- Chyba sobie
żartujesz. Stereotypowe myślenie. Nie zabijam już ludzi - powiedział urażonym
głosem.
- Nikt nikogo nie
zabije - powiedział
Detektyw - Tak powinniśmy się umówić.
Zamknijcie po prostu drzwi na noc i nie wpuszczajcie nikogo. Nie wyłaźcie też
na nocne spacery to unikniecie niepotrzebnych nieprzyjemności.
- Róbcie, co
chcecie, ja jestem zmęczona i idę spać. Mam dość tego chorego dnia - Uwodzicielka
poprawiła okulary, po czym ruszyła w stronę schodów - Chodź mała. Odprowadzę cię do pokoju - chwyciła Lily za rękę i w
krótce obie zniknęły na klatce schodowej.
- Nie powinniśmy
poruszać się samotnie. Najlepiej chodzić parami - zaproponował Maks.
- Można wprowadzić
milion różnych usprawnień, ale dzisiaj rzeczywiście jest już późno. Chcę po
prostu zasnąć i obudzić się w innym miejscu - Bandyta chwycił
zegarek, który miał na łańcuszku - Idzie
ktoś ze mną? Żeby nie było, że idę kogoś zajebać.
Do Bandyty dołączył Król Dram i
Komunista, a także Striptizerka i Przyjaciółka. Korytarz pustoszał z każdą
chwilą.
- Nie wiem...
Wydaje mi się, że jak nie ustalimy własnych zasad to zaraz stanie się coś złego
- powiedział
Maks - Życie lubi wykorzystywać
niewykorzystane przez nas sytuacje. No, ale jest tu przynajmniej, co czytać.
Jutro zaszaleje.
- Niech no tylko
zobaczę kuchnię. Nie będziemy żreć gotowego, ja wam ugotuje. Zapomnicie o
wszelkich problemach - Kucharka wydawała się nieco odzyskać humor.
- To... ja też lecę
- powiedział
Haker i odszedł z kolejnymi osobami. Sam nie wiem, na co czekałem, ale ostatecznie
przy ladzie zostałem z Robertsonem, Elizabeth, Alanem oraz Julią. Pozostali
poszli spać.
- Masz jakiś plan?
- zapytałem
wprost Detektywa.
- Muszę to wszystko
przemyśleć. Nie lubię sytuacji takich jak ta. Nie wygląda to dobrze - odpowiedział.
- Może zgadamy się
w bardziej ogarniętym gronie i coś wymyślimy? Nie widzę planowania z kimś takim
jak Jayden... - powiedziała Elizabeth.
- Jayden? - zdziwiłem się. Może
i nie miałem perfekcyjnej pamięci do imion, ale nie pamiętam żeby ktoś się
podobnie przedstawiał.
- Och... Ethan
Incredible - poprawiła
się - Rewolwerow powiedział mi, że to
jego prawdziwe imię.
- Nie uważacie, że
wie za dużo jak na jednego człowieka? Może to jego sprawka? - Alan podrapał się
po brodzie.
- Moje pełne imię
też znał. Wygląda, że wie więcej niż reszta - Twarz mi się
wykrzywiła na samo wspomnienie tego żenującego momentu. Yamaraja, pomyślałem. Brzmiało fatalnie i nienawidziłem go, ale
rodzicie postanowili mnie tak nazwać, chociaż pochodziliśmy z wysp. Od zawsze
fascynowali się hinduizmem, stąd też nazywałem się, jak się nazywałem.
- Musimy na niego
uważać - stwierdziła
Elizabeth - Tymczasem nie ma, co tu tak
ślęczeć, bo pomyślą, że coś knujemy. Jak chcecie to możemy jutro pogadać z
kapelusznikiem, on wydaje się mieć łeb na karku. Może jeszcze ten gburowaty
panikarz? Aaron?
- Oprócz nich
jeszcze Cecily - zaproponował Robertson.
- Dobrze, ogarniemy
to jutro. Póki, co dobranoc. Pamiętajcie o zamknięciu drzwi - Julia skończyła
naszą rozmowę.
Ruszyliśmy wspólnie w stronę klatki
schodowej. Rada Brzuchomówczyni była trafna. Interesował mnie też jej talent.
Gdy tylko wszyscy zaczęli opowiadać o swoich umiejętnościach uznałem, że muszę
wiedzieć o nich więcej. Chciałem wiedzieć jak wyglądał rozwój tych osób i
dlaczego akurat one zasłynęły w swojej dziedzinie. Szczególnie tak nietypowe
persony jak Alice, Rewolwerow czy Samfu. Przyjrzeliśmy się windom i omijając
schody na górę, skierowaliśmy się do tych prowadzących na dół. Po pokonaniu
kolejnych stopni znaleźliśmy się w jeszcze dłuższym, niż poprzedni korytarzu
wystrojonym w identyczny sposób. Tutaj każdy się pożegnał i ruszył w swoją
stronę. Julia wesoło pogwizdywała starą piosenkę, którą znałem ze słyszenia,
ale nie kojarzyłem jej tytułu.
Chciałem
schować się już gdzieś od tego wszystkiego. Odpocząć. Pewnym krokiem podszedłem
do drzwi z wygrawerowanym numerem „cztery”. Byłem ciekaw czy przydział jest
losowy. Alan, jako pechowiec dostał słynną „trzynastkę”, więc coś mogło się za
tym kryć. Wyciągnąłem klucz i umieściłem go w zamku. Przekręciłem bez problemu
i nacisnąłem na klamkę. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to delikatne
światło, trochę cieplejsze niż na korytarzach. Pokój był duży, mogłoby tu
spokojnie zamieszkać osiem osób. Spora przestrzeń była dobrze zagospodarowana.
Oprócz stołu, czterech krzeseł i ogromnego, pościelonego łoża królewskiego,
znajdowała się tu również piękna, rozsuwana szafa. Podłoga była wyłożona
ciemnymi panelami. Oświetlenie, które rzuciło mi się w oczy przy wejściu do
pokoju było nowoczesnym systemem tub świetlnych. Łoże stało na podwyższeniu, na
które wchodziło się niedużymi schodkami. Przy nim stała zgrabna szafka z
lampką.
Lokaj mówił, że każdy pokój jest dostosowany do
właściciela. Zauważyłem, że na ścianie wisi tarcza do gry w rzutki. Obok, w
podświetlonej gablocie wyeksponowano przeróżne, rzadkie i kolekcjonerskie talie
kart. Oczy mi się rozszerzyły, gdy zobaczyłem limitowaną edycję "Złotego
Rozdania" wartą blisko trzydzieści tysięcy dolarów. Porywacze nie mogli
być zwykłymi bandytami. Za wszystkim musiał stać ktoś niesamowicie wpływowy. Tylko, czego taka osoba od nas chciała, zapytałem
sam siebie. Nie wierzyłem do końca w słowa Lokaja. Byłem za to coraz bardziej
ciekaw jego tajemniczych pracodawców. To miejsce musiało skrywać nie jeden
sekret, a ja bardzo chciałem je odkryć. Chociaż byłem uwięziony i skazany na
ten hotel to wiedziałem, że nie będę się tutaj przynajmniej nudził.
Z rozmyślań wybił mnie przeciągły, melodyjny
dźwięk, przypominający trochę muzykę z windy. Wystraszony obróciłem się i
zauważyłem w kącie pokoju nieduży głośnik. Po sygnale usłyszałem głos Lokaja.
- Drodzy Państwo,
wybiła godzina dwudziesta druga. W Hotelu oficjalnie rozpoczyna się cisza
nocna. Przypominam o zamknięciu drzwi i życzę spokojnej nocy. Dobranoc.
Podskoczyłem,
a po plecach przeszły mnie ciarki. Podbiegłem do drzwi i przekręciłem zamek.
Poczułem falę bezpieczeństwa. Byłem tutaj sam. Do rana nie musiałem się niczym
przejmować. Zdjąłem buty i zostawiłem je przy stole. Czułem coraz większe
zmęczenie. Przed snem marzyłem już tylko o ciepłym prysznicu. Zrzuciłem z
siebie ciuchy i podszedłem do przejścia prowadzącego do łazienki. Wystrój i
kolorystyka zamykały się w ciepłych barwach ecru. Duży zlew, jeszcze większa
wanna z masażem oraz ogromna, szklana kabina prysznicowa. Coraz bardziej
podobało mi się w moim pokoju. Rozebrałem się i zgarniając szampon i inne
rzeczy do mycia wszedłem pod kwadratową słuchawkę i przekręciłem kurek z ciepłą
wodą.
Poczułem się jak nowo narodzony.
Przez chwilę zapomniałem o Lokaju oraz pozostałych Gościach. W głębi jednak
wiedziałem, że będę chciał im pomóc. Jak dobrze mi tu nie było w tym momencie,
to była tylko iluzja, która miała lada chwilę pęknąć. Byliśmy uwięzieni i
musiałem być czujny jak nigdy. Jutrzejsze spotkanie z resztą i przeszukanie
budynku na pewno było dobrym krokiem. Nie zamierzałem się poddać bez walki i
dopuścić do tego, żeby ktoś dał się podpuścić i kogoś skrzywdził. Dam radę, powtórzyłem przecierając
twarz.
------------------------------------------------------
Dziękujemy za wsparcie Naszym Patronom:
- Raika
Perspektywa Yamaraji znowu zaskoczenie, myślałem że będzie detektyw i prawdopodobnie będzie jako następny bo będzie razem z tą grupą eksplorować hotel (no chyba że zrobisz coś zupełnie przeciwnego i dostaniemy komuniste) Trochę za mało się działo w tym rozdziale i szczerze można to było połączyć z rozdziałem pierwszym. Pokój Yamaraji jakoś bez większego szału ale czuć bogactwo.
OdpowiedzUsuńTaki urok "school life", że będą teraz wzloty i upadki. Do większej akcji trzeba czekać tak naprawdę do zabójstwa/procesu. Co do długości rozdziałów i rozbicia ich, musicie wziąć pod uwagę, że dostajecie je co cztery dni, będą jeszcze krótsze rozdziały (tak jak mówiłem piąty chociażby) i jest to zazwyczaj uwarunkowane rozbiciem akcji tak, żeby miało to ręce i nogi. Mogliśmy rozbić Pecca na schemat - jeden ogromny rozdział z "school life", jeden na śledztwo i jeden na proces + egzekucję, ale wtedy rozdziały by wychodziły raz na miesiąc ^^
UsuńTak czy siak, owszem szykuje się eksploracja hotelu, ale to wszystko nie będzie takie proste, na jakie może się wydawać. Kwestia pokoju Yamy oraz pozostałych to jednak fakt, że ludzie są tam przeważnie żeby się przespać, wszystkie dodatki to raczej zmiany kosmetyczne i zabijacze czasu (dla nich).
Dzięki za komentarz!
W rozdziale fakt, nie działo się zbyt dużo [tak jak zauważył Perun], ale moim zdaniem oddzielenie go od pierwszego było dobrym pomysłem, głównie dlatego, że nie zostaliśmy zalani informacjami. Inni mogą oczywiście myśleć inaczej, ale mi pasuje.
OdpowiedzUsuńSam zarys fabularny wydaje się bardzo tajemniczy i interesujący. Wirus [chociaż może być po prostu motywem do zabójstwa] na pewno dodał do klimatu rozpaczy i strachu, podobnie nazwanie Ciebie i Neri "istotami". Czekam, aż się pojawicie i pewnie wpędzicie swoich Gości w jeszcze większą panikę.
Lokaj jest genialny, po prostu ♥
Spodobało mi się, że Yama [i pewnie wszystkie pozostałe postaci] mają inny sposób myślenia i zwracają uwagę na różne rzeczy. Sam Yama wydaje mi się teraz trochę ciekawszy.
Wejście Lokaja było tutaj tym oddzieleniem akcji i rozbiciem dwóch momentów - Goście sami sobie od Goście vs Porywacze. Poza tym dwudziestu dwóch narratorów jest jednak po to, żeby skakać trochę pomiędzy perspektywami i bawić się wczuwaniem w różne osoby. Swobodny przepływ informacji jest jednak ważną sprawą ^^
UsuńMotyw z istotami spełnił swoje zadanie w takim razie. Wirus to mimo wszystko będzie trochę większy motyw, ale nie skreślam opcji, żeby wpłynął na motyw pierwszych rozdziałów i spraw ^^ Gdy "My" się pojawimy to Goście będą już mieli nieco mniej ciekawie, ale na wszystko przyjdzie czas.
Postać Lokaja jest z jednej strony banalna jeżeli chodzi o motyw, a z drugiej strony potrafi pokazać tą mroczną połowę swojej duszy. Właśnie bardzo staram się skupić na tym, żeby każdy uczestnik trochę inaczej działał, inaczej myślał i operował, żeby dało się ich rozróżnić już na poziomie postrzegania świata.
Dzięki za komentarz! Jak zwykle sama przyjemność z czytania ^^
No to fajna ta druga część pierwszego rozdzału xD
OdpowiedzUsuń10/10
Rozdział, czy szczerze mówiąc bardziej mi to wyglądało na takie dopowiedzenie do pierwszego rozdziału, faktycznie był strasznie krótki, ale czego można byłoby się więcej spodziewać tylko po przedstawieniu zasad i wyglądu pierwszych pomieszczeń hotelu. Mimo tego, podobała mi się wizja Yamaraji, to jak wszystko to przeżywa i jego opinie odnośnie innych gości. (Cecily i Olivier dostali pokoje blisko siebie, +1 do Briess). Na ten moment postacie które mnie interesują to zdecydowanie sam Lokaj, bo jest inny niż sobie wyobrażałem, jak na razie na plus, zobaczymy wraz z rozwojem fabuły. Motyw z trucizną jest dosyć spoko, niby oklepany ale jednak naprawdę fajny, że opracowują tą szczepionkę zamiast od razu dać ją jako motyw do zabijania się ^^ Czekam na więcej rozdziałów i na pomysły, którymi możecie nas zaskoczyć!
OdpowiedzUsuńWciąż myślę, że pokazanie tych pierwszych chwil z perspektyw dwóch osób jest potrzebnym i fajnym zabiegiem, ale owszem, rozdział dalej jest z tych wprowadzających w klimat. Życie w tym miejscu zacznie się na dobre dopiero za jakiś czas, jak to miejsce będzie dla nich czymś "znanym". Yama to bardzo ciekawa postać, której twórca zdecydował się wybrać niezwykle specyficzną ścieżkę prowadzenia postaci. Osobiście potraktowałem to jako wyzwanie i fajnie mi się prowadzi naszego truposza ^^ Lokaj z kolei myślałem, że aż tak nie zaskoczy (przynajmniej na początku), więc tylko się cieszę, że tak jest :D Cały motyw zarazy, wirusa, szczepionki to będzie grubsza akcja, więc będzie co rozwijać. Pomysły myślę, że też się pojawią, chociaż nie mnie oceniać ;)
UsuńDzięki za komentarz :D
Dawaj Alice po cichu wszystkich po kolei pozabijaj tak jak cię uczyłem. Takim przyjacielskim nożem w plecy :v
OdpowiedzUsuńAlice to moja ulubiona dywersantka na całym froncie :D Przyjacielski nóż w plecy zawsze spoko.
UsuńDzięki za komentarz!
Dzisiejszy rozdział mniej więcej na tym samym poziomie co poprzedni. Nie spodziewałem się, że aż tak szybko nastąpi zmiana perspektywy i przez to boję się, że jeśli to tempo się utrzyma, to całość będzie się wydawać niepotrzebnie posiekana. Wiem, że skoro postacie były tworzone przez czytelników to wypadałoby chociaż spróbować pokazać je po równo, by nikt nie mógł poczuć się pominięty, ale moim zdaniem, takie częste skakanie pomiędzy punktami widzenia jest po prostu przesadą. 1 postać na epizod byłaby znacznie bezpieczniejszą opcją, bo w końcu są sposoby, którymi da się zaprezentować innych bez potrzeby wchodzenia im do głów.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, czuję się trochę zawiedziony osobą Lokaja. Przyszedł, powiedział, żeby mówili mu per Lokaj, ale poza tym i obowiązkami, o których wspomina, nie widać w nim za wiele lokajowości. Zanim wytłumaczę co mam na myśli, wrócę jeszcze do momentu, w którym się przedstawił. To ‘Lokaj’ zostało użyte niemal jak imię (no chyba, że tak naprawdę jest :P) raz, po czym kilka linii później powtórzył to w identyczny sposób. Uważam, że ‘Lokaj’ powinien zostać nazwany ‘Lokajem’ przez gości hotelu, bo wtedy wyglądałoby to bardziej naturalnie. Nadałoby to też większej tajemniczości tej postaci. Choć jest on nadal w gruncie rzeczy wielką niewiadomą, fakt, że ten znak zapytania samemu się w pewnym sensie definiuje sprawia, że niepokój związany z tą nieznaną jednostką maleje. Nie twierdzę, że użyta w tekście opcja jest zła, ale sądzę, że Lokaj powinien być takim wycofanym z głównej akcji strażnikiem zasad, a w tej chwili wydaje się on stać niemal na równi z grupą pod względem ważności. Mam nadzieję, że to tylko złudne wrażenie spowodowane tym, że został wprowadzony w tym rozdziale.
Jeszcze co do Lokaja, zauważyłem pewien brak konsystencji w sposobie jaki się wysławia. Kiedy mówi do pojedynczej osoby używa formy pan/pani, ale mówiąc do ogółu, nagle zwraca się do nich na ‘wy’. Tradycyjny lokaj, bynajmniej mi raczej kojarzy się z osobą wręcz przesadnie kulturalną, która prędzej używałaby formy ‘państwo’. Oczywiście, ten Lokaj nie musi być ideałem. Może okazać się w przyszłości jednym wielkim chamem, który będzie wołał do gości na ‘e, ty’. Wbrew pozorom tego co napisałem trochę wyżej, wspominając o tym chciałem jedynie przypomnieć o potrzebie bycia konsekwentnym, bo podobno nawet popełniając błędy, jak długo są one zawsze takie same, w perspektywie całości stają się poprawne.
Muszę się jeszcze wypowiedzieć na temat zasad. Ten wirus jest ciekawym motywem i czekam na więcej informacji na jego temat (kto wie może nawet czy on w ogóle istnieje…?). Jeśli dobrze pamiętam, w Danganronpie V3 też się pojawił podobny motyw, ale jak na razie, ten przypadek zapowiada mi się bardziej na to co było w „Ousama Game/King’s game”…
W każdym razie, zasady tej gry są proste, całkiem jasne i wpadające w schemat znany z gier Spike Chunsoftu. Jest trochę nowości i doprecyzowania starych, za co chwała i nie mogę się doczekać by zobaczyć, jak działają w praktyce. Punkt 3. wydaje się trochę ograniczać kreatywność, ale kto powiedział, że musi być utrzymany? :D Zakładam, że ktoś kto zabiłby więcej niż 2, w nagrodę otrzymałby egzekucję, ale jeśli pozostali uczestnicy nie zostaliby o tym poinformowani, mogłoby dojść do niesamowitego procesu, w którym sprawca też już nie żyje. Jeżeli taki plot twist lub coś w tym stylu się pojawi to po prostu <3 jeszcze bardziej. ;)
Natomiast co do punktu 14, czym jest ten „zakaz własny”? Przepraszam, jeśli przeoczyłem to przez nieuwagę, ale zabrakło mi chociaż wzmianki na ten temat. Coś w stylu ‘dowiecie się w czasie śledztwa’ lub kiedy to będzie obowiązywać. Przypuszczam, że okaże się to rozwiązaniem podobnym do tego co miało anime Danganropa 3: Side Future, więc zapowiada się ciekawie.
Dobra, ale czas już kończyć, bo znowu przesadzam z rozpisywaniem się xD. Dzięki za rozdział i już czekam na następny. :)
PS
Czy aby na pewno można zastąpić słowo ‘bransoletka’ ‘opaską’? Wydaje mi się, że są to 2 różne rzeczy, ale sam już nie wiem O.o
Ja tam bardzo lubię Twoje komentarze, bo zawsze stawiają przede mną morze nowych wyzwań i zupełnie inne, bardziej krytyczne spojrzenie na sprawę (co się niesamowicie ceni). Mimo wszystko myślę, że musisz przyjąć pewne założenie, bo na oba rozdziały spoglądałeś z bardzo specyficznej perspektywy. Ale już tłumaczę o co chodzi :D Lokaj, to, że byli w jednym pomieszczeniu, a także wiele aspektów będzie miało trochę więcej sensu w biegu wydarzeń. Bardzo dużo rzeczy oceniacie pod względem tego co jest teraz, a bardzo często układanka zacznie się układać w całość dopiero za jakiś czas. Tak samo będzie też w tym przypadku. O Lokaju proszę w żaden sposób nie myśleć jak o zwykłem kamerdynerze - to będzie bardzo złożona postać, bardzo ważna fabularnie i chociaż jego zadaniem jest sprzątaniem, usługiwanie i ogarnianie zbłąkanych Gości to nie można go do końca podpiąć do drużyny Porywaczy. To z jednej strony może wydawać się teraz chaotyczne i nieskładne, ale naprawdę, wiele się będzie wyjaśniało, więc akurat kwestie fabularne, myślę, że trzeba obserwować i dopiero jak wątek będzie miał postawioną jasną kropkę nad i spojrzeć, co z tego wyjdzie. Mówię tak w sumie dlatego, że naprawdę długo siedzieliśmy nad fabułą i chociaż będzie pewnie sporo luk (mimo wszystko) to wiele rzeczy jest rozplanowanych bardzo, ale to bardzo dokładnie. Dobrym przykładem jest scena z poprzedniego rozdziału, gdzie przy przebudzającym się Alanie i Elizabeth widać kobiecą postać. Należy to zapamiętać i dopiero pod koniec serii (chociaż znaków jeszcze będzie masa) ten wątek ułoży się w całość. Naprawdę ciekawą całość :D
UsuńCo do perspektyw... hmm w sumie każdy rozdział (a jest ich dużo) to będzie inna perspektywa. Zabieg może wydać się dziwny, może trochę niebezpieczny, ale myślę, że ciekawy mimo wszystko. Nawet nie chodzi o pokazanie wszystkich perspektyw (bo nie obiecuje, że wszystkie postacie dożyją swojej perspektywy ;) ), ale oddziela akcje. Grupa będzie dzieliła się na kolejne grupy (co widać już teraz). W niektórych przypadkach pewne osoby nie pojawiałby się przez prawie cały epizod! Dlatego, raz pokazuje co się dzieje u jakiejś mniejszej grupki, z oczu cichej postaci, a raz będę wchodził w centrum wydarzeń, do najbardziej hałaśliwych umysłów. Poza tym, bardzo przydaje mi się rozbicie na perspektywy, gdy popatrzymy na to, że mogą się pojawić rozdziały z oczu kogoś innego niż 22 uczestników ;)
Ooo, bardzo ciekawe założenie. Właśnie, co by było, gdyby wirus okazał się tak naprawdę nie istnieć? Może to wszystko to kłamstwo, a cel jest inny? Może jednak wirus istnieje, ale działa inaczej? Tutaj jeszcze sporo do przedstawienia, ale tych tytułów do końca nie kojarzę, oczywiście poza Ronpą V3 ^^
Punkt trzeci też będzie miał swoje podłoże :D Patrząc jak wiele rzeczy oceniacie na już (co jest całkowicie normalne i naturalne) już cieszy mi się micha, na myśl jak będziecie zaskakiwani tym, co będzie się działo :D Co do zabicia więcej niż dwóch osób, to myślę, że w takim przypadku interweniowałyby duchy. Gdyby ktoś na przykład podłożył bombę, czy cokolwiek w tym stylu. Wiążę się to trochę z faktem, że uczestnicy dosyć szybko poznają jak bardzo nie opłaca się łamać zasad. Chociaż pomysł na proces jest świetny i powiem, że być może będziesz bardzo zadowolony za jakiś czas ;)
Zakaz własny to właśnie coś w stylu Ronpy Mirai-Hen. Każdy uczestnik, wraz z rozwojem gry, będzie miał pewne ograniczenie, które pojawi się już niedługo. Chociaż rzeczywiście, nie było to bardziej wspominane tutaj, zwaliłbym to na to, że Goście nie przejmują się tym, co jeszcze ich nie dotyczy ^^
I żadnej przesady, właśnie takie komentarze czyta się najbardziej przyjemnie! Ja dziękuje za komentarz i zapraszam 28 na kolejny rozdział!
Cholera. Przez cały czas pisania zastanawiałem się czy ta "bransoleta" jakoś przejdzie naprzemiennie z "opaską", ale widzę teraz, że to był jednak błąd. Postaram się używać pierwszej wersji i jakichś lepszych zamienników :P
Kolejny przyjemny, wprowadzający nas w klimat rozdział, dobra robota ;). Yama wydał mi się intrygująca, w pierwszym rozdziale potraktowałam go jakoś obojętnie, no i tak jak już moi poprzednicy zauważyli, jego, jak i pewnie inne postacie mają i będą miały własny pogląd na sytuację i na wydarzenia wokół nich, widać tę różnorodność już teraz.
OdpowiedzUsuńLokaj mnie bardzo nie zaskoczył, ale to też nie oznacza, że uważam go za złą postać, jest spoko, a może przekona mnie do siebie bardziej w kolejnych rozdziałach :).
Powodzenia, trzymam kciuki i czekam na kolejne części i rozwój akcji z niecierpliwością! <3.
I dlatego lubię przedstawiać sprawy z perspektywy paru osób! :D Bardzo się cieszę, że da się odczuć, że jesteśmy w głowie zupełnie innej osoby ^^ Większość postaci będzie wiele zyskiwała przez wejście w ich głowy. Przed Lokajem na pewno jeszcze długa droga rozwoju i sporo do zaprezentowania.
UsuńDzięki za komentarz!
Rozdział był po prostu ok. Nie działo się wiele, ale takowy musiał sie pokazać aby wytłumaczyć gościom zasady. Nie ma przez to też wiele do komentowania, choc zainteresowało mnie jak szybko Sandra złapała kontakt z Lily, a przynajmniej to jak postanowiła się nią zaopiekować. Z jednej strony urocze, z drugiej - boje się co może z tego wyniknac. Dodatkowo to, ze zwróciła się do Fryzjerki "mala", musiało to śmiesznie brzmieć z ust najniższej z calej grupy xD
OdpowiedzUsuńSandra ma to do siebie, że jest łowczynią, która szybko znajduje sobie ofiary do zaprzyjaźnienia się. Pytanie czy zdoła oczarować i zaopiekować się "małą" Fryzjerką. W sumie rzeczywiście Sandra jest niziutka :D Myślę, że kolejny rozdział bardziej podejdzie jeżeli chodzi o akcję i całokształt ^^
UsuńDzięki za komentarz!
Robertson powinien być choć trochę bardziej humorystyczny. Co później, było by już lepsze.
OdpowiedzUsuńSpokojnie Panie Detektywie, Robertson po prostu przy analizie jest spięty i gotowy. Ma bardzo specyficzne zadanie do wykonania, a wie, że jest na celowniku. Będą momenty, gdzie będzie się rozluźniał i będzie dało się z nim pogadać i pośmiać ;)
UsuńDzięki za komentarz!
Fajnie, że ten rozdział by z perspektywy Yamy. c: Nie wiem w sumie zbytnio co napisać, bo zbyt wiele się nie działo, jednak oczywiście taki rozdział był potrzebny. Napisany jest przyjemnie i lekko - tak jak ostatnio, dobra robota! Mimo, że ten epizod był bardzo spokojny i tak pozostawił mnie w swojego rodzaju napięciu i oczekuję z niecierpliwością na kolejny rozdział! ♥
OdpowiedzUsuń~Avenlianth
Spokojny, dopełniający zasady i przygotowujący na rozpoczęcie konkretnej "gry" :D Myślę, że w tym dzisiejszym będzie się już więcej działo ^^ Ważne, że trzyma w napięciu i działa tak, że chce się wracać i czytać dalej.
UsuńDzięki za komentarz!
Ten rozdział jest intrygujący i ciekawy. Wiemy na czym oni stoją i to będzie zapewnie ważne. no cóż , przynajmniej tak myślę XD
OdpowiedzUsuńPo tym rozdziale na pewno trzeba zanotować zasady i wystrój hotelu. Przechodząc dalej, to czuje naprawdę dobrze zapowiada się postać Cecily Brit pomimo mało scen z nią. Trochę zbyt podejrzanie zachowuje się rewolverow, oraz wogule nie widoczny w tym rozdziale Olivier( proszę oby to nie był szybki zgon w jego przypadku bo trochę się o niego boje) Na pierwsza ofiarę typuje Ethana a morderca to będzie Sandra Evans. Boli mnie troszkę to, ze niektóre mniej ciekawe postaci zostały totalnie olane jak raphael lub Vela. Pomimo tej ostatniej uwagi dobrze mi się czyta to opowiadanie i mam nadzieje, ze się dopiero rozkręca.
OdpowiedzUsuńBudowa akcji jest troszeczkę specyficzna przez ilość bohaterów, ale właściwie każdy dostanie trochę czasu (oczywiście troszkę bardziej pechowe będą osoby, które "rozpoczną" zabójczą grę ^^). Cieszę się, że Cecily zaciekawiła, myślę, że to ciekawa postać, mam zawsze wrażenie, że kobiece postacie są nieco cięższe do zrobienia (przynajmniej patrząc na zabójcze gry, albo takie postacie są bardzo mało charakterystyczne, albo są totalnymi waifu, rzadko kiedy coś pomiędzy), ale Cecily akurat jest postacią, która naprawdę ma sporo do zaoferowania. Ogólnie Bohaterowie mają wiele rozdziałów na rozwój, więc myślę, że jeszcze urosną w oczach :D
UsuńDzięki za komentarz!